▲▼
Dobra wiadomość była taka, że wiadomość od Słowika zastała go blisko Dripping Lemonade, raptem dziesięć minut spacerkiem. Zła wiadomość była taka, że odebrał ją, wychodząc akurat z dużo tańszego, dużo mniej kolorowego lokalu, w którym spędził ostatnie dwie godziny na powolnym, spokojnym sączeniu drinka. (Drinków.) Nie był pijany, co to, to nie, ale kiedy wyszedł na ulicę, świat dookoła był miękki, powietrze jakby gęstsze, dźwięki trochę oddalone… Wszystko było w porządku. Przez chwilę.
Spacer do Dripping Lemonade otrzeźwił go nieco, na tyle, że jego wzrok zaczął wreszcie się skupiać, a krok stał się trochę pewniejszy. Ech, kurwa, nie przepadał za tym miejscem. Za głośno, za tłoczno, za jasno, a do tego drinki za drogie. Przed wejściem naciągnął na ryj maseczkę; w środku z niesmakiem zamówił tonik z odrobinką ginu i wcisnął się w kąt, wybierając stolik, przy którym ewentualnie zmieściliby się wszyscy, gdyby raz od wielkiego dzwonu Lisy postanowiły zebrać się w całości. Wyciągnął z kieszeni telefon i wystukał krótką wiadomość.
Pozostawało czekać.
Z bólem serca musiał zrezygnować z dzisiejszego snu przed pracą, aby wspomóc gang w przejmowaniu kolejnej miejscówki. Co prawda przez pierwsze parę sekund myślał, żeby tym razem odpuścić i dać się pochłonąć objęciom łóżka, jednak ostatecznie wygrało poczucie obowiązku wobec grupy. W końcu nie po to przystawał do lisów, aby odpuszczać przez zwykłe lenistwo, nawet jeśli ta opcja wydawała się niezwykle kusząca i zdecydowanie łatwiejsza niż wydostanie się spod kołdry i przedwczesne wyjście z domu.
Naciągnął chustę na twarz, gdy tylko przekroczył próg do środka. Wariacja kolorowych świateł wymusiła na nim zmrużenie oczu. Rzadko bywał w takich rozświetlonych miejscach; klub, w którym pracował, cenił sobie półmrok, który był zdecydowanie przyjemniejszy dla ślepi Lézarda.
— No, no, jest tu całkiem nieźle — mruknął pod nosem, wodząc wzrokiem po lokalu. Widok tancerzy i tancerek mocno przykuwał spojrzenie, ale niestety nie mógł zbyt długo ich obserwować.
Gdzieś tutaj musiał być ktoś z lisów. Tylko gdzie?
Po lewej...
Wypatrzenie Casa nie okazało się aż tak ciężkie; jako jedyny siedział samotnie przy dużym stoliku. Usiadł naprzeciwko mężczyzny, rzucają krótkie powitanie.
Jak najlepiej kogoś podejść, jeśli nie sympatią?
Słowik miał staż, renomę i bez wątpienia - powodzenie. Jakby nie patrzeć spora część śliniących się pod sceną facetów przyszła tu właśnie dla niego, doskonale wiedząc że w przeciwieństwie do większości personelu, nie interesowała go zasada "nie dotykać". Jedna wiadomość została wysłana tuż przed tym, gdy tancerze na scenie wymienili się miejscami na następny utwór.
Lark była jedyną osobą, która po spojrzeniu na scenę byłaby w stanie faktycznie wyłapać Słowika. W końcu w przeciwieństwie do większości Lisów, chłopak prowadził nie podwójne, a potrójne życie. Tylko dwie osoby zdawały sobie sprawę z tego, że pracuje w klubie. Jedną z nich była wcześniej wymieniona dziewczyna, a drugą - jego najlepszy przyjaciel Shane. Choć rzecz jasna nie chwalił mu się, że sypia z klientami.
Zakręcił się zwinnie wokół rury, wyginając w taki sposób, że kręgosłup przeciętnej osoby już dawno krzyczałby z bólu. I choć sprawnie wykonywał kolejne figury, jego oczy nieustannie wodziły na boki, wyraźnie kogoś szukając. Klub pozostawał klubem, lecz Słowik zdążył się już nauczyć dwóch rzeczy. Po pierwsze, właściciel miał dość stałe miejsca, z których kontrolował co się dzieje w środku. Po drugie, zawsze zakładał ten swój idiotyczny biały garnitur odbijający ledowe światła, który wybijał go na tle całej reszty. Mógł tak jednak dalej rozglądać się na boki lub poszukać lepszego źródła. I wiedział gdzie je znaleźć.
Zjechał w dół, momentalnie znajdując się obok tańczącego obok niego w masce tygrysa Axela. Blondyn był niewiele wyższy od niego i doskonale wiedział kiedy Słowik czegoś chciał. W końcu zawsze zaczynało się tak samo. Przerzucił ręce przez jego ramiona i ściągnął go ku sobie, patrząc kątem oka na gwiżdżących dziko faceów. Myślicie, że tylko dwie całujące się dziewczyny są w stanie podniecić bandę czterdziestolatków? Witamy w Dripping Lemonade. Oderwał się na chwilę od chłopaka, zsuwając po nim w dół, nim zaraz wrócił płynnie górę, wykorzystując moment, gdy głowa Axela znalazła się przy jego szyi, a palce zdejmowały ze Słowika koszulę.
— Szef. Wiesz gdzie jest?
— Loże VIP, sektor 3. Alice tańczy dla jakiegoś nowego inwestora.
Materiał wylądował gdzieś poza sceną. Wycofali się naturalnym krokiem na swoje miejsca i dokończyli występ, na nowo wymieniając z drugą grupą. Słowik jednak w przeciwieństwie do reszty, po założeniu wysokich butów, zszedł pomiędzy tłum. Poprzesuwał nieco rękami po ramionach klientów, zaraz wymigując się zbolałym głosem od prywatnych występów, by zwinnie przemieścić się do kanapy. Nawet nie patrzył w kierunku Lisów, gdy bezczelnie władował się na siedzenie, siadając okrakiem na Lark. Zaplótł ręce za jej głową, przysuwając usta do skrytego obok maski ucha.
— Loże VIP, sektor 3.
Musnął ustami maskę Lark, bezczelnie się uśmiechając.
Zdechniesz za to w męczarniach, gówniarzu, ale było warto.
Zszedł zwinnie na ziemię i pomachał jej palcami dłoni w najbardziej pedalski sposób jaki tylko się dało, nim zaraz nie złapał za ramię jednego z przechodzących klientów, zaraz znikając z nim w tłumie. Mieli swoją lokację, on póki co musiał się kimś zająć.
Teren rozeznany i komunikacja, jak najbardziej udana tylko, dlaczego przejmowanie terenu zawsze trwało, gdy ten miał nieco inne plany. Poprzednio był cały we krwi, ale tym razem pojawił się w normalnym wydaniu. Ciekawe, co powie Lark, gdy zobaczy, że w końcu posiada maskę. Może dostanie za to ciastko?! Duże, czekoladowe, z truskawkami i bitą śmietaną - może by tak podwójna porcja. Rozmarzył się na samą myśl i szybką potrząsnął głową. Nie, nie, nie!!! Ciasto na bok, bo teraz ważniejsze rzeczy miał na głowie, no ale te duże truskawki, zamoczone w luksusowej bitej śmietanie. Niebo w gębie. Parę kroków wzdłuż ściany i szybko dostrzegł stolik, który powoli zapełniał gang lisów. Wkroczył więc do stolika, przy którym siedział już Cas, Lézard i Lark. Klepnął dłonią w stół. - Hejo! - No tak. Wejście udane, chociaż na pierwszy rzut oka mogli pomyśleć, że jakiś gówniarz podbił do starszego towarzystwa. Ostatnio nieco Leam podciął włosy, więc tym bardziej wyglądał nieco inaczej niż dotychczas. Zajął wolne miejsce, rozwalając się na całym krześle z uśmiechem. Dlaczego zawsze spotykają się w klubach! Nadal marzyło mu się ciastko. - A właśnie! Lark, nadal wisisz mi ciastko. - Nie mógł go ot tak odpuścić. To, co to nie. Oczywiście z myślenia wyrwał go gość, który usiadł okrakiem na Lark. Bezczel. Czy tylko Pandę, takie rzeczy nie podniecały? On nadal miał mózg dziesięciolatka i nijak podniecały go takie rzeczy. No dobra dalej był prawiczkiem, ale to nie miało nic z tym wspólnego. Był bardziej popierdolony, niż wam się to wydaje. Jego orientacja seksualna była obecnie totalnie zerowa.
Nie udało mu się wcześniej wyrwać z pracy, aby szybko dołączyć do grupy, dlatego zaraz po wyskoczeniu z autobusu rzucił się do biegu w kierunku klubu. Co prawda, omijał takie miejsce odkąd pewnej nocy doszło do fatalnego urwania się filmu w jego głowie i obudzeniu się kilkadziesiąt kilometrów dalej, ale był w stanie przełknąć swoją niechęć i pojawić się w Dripping Lemonade.
Nie zatrzymywał się, żeby popatrzeć na tańczące osoby, chociaż bez wątpienia niektórzy przyciągali wzrok swoimi występami. Niestety, obowiązki wzywały i siedziały przy jednym ze stolików po lewej stronie. Szybkim krokiem podszedł do celu, zaraz potem siadając na kanapie.
— Nie spóźniłem się na nic, co nie?
Byłoby szkoda, gdyby przyszedł już na sam koniec, kiedy reszta wcześniej załatwiłaby sprawę z przejęciem klubu. To trochę tak jakby wpaść na imprezę, kiedy inni zbierali się do wyjścia.
TEREN
FOXES
FOXES
Klub Ice and Dice
Teren broniony przez 5 bonusowych NPC.
Właściciel fabularny: —
Właściciel fabularny: —
Niegdyś Dripping Lemonade, dzisiaj Ice and Dice. Czego na pewno nie można powiedzieć o tym miejscu, to tego, że nic się tu nie dzieje. Z uwagi na korzystną lokalizację klub przyciąga do siebie masę klientów, którzy poszukują najróżniejszych form rozrywki. Sala główna oświetlona jest całym mnóstwem kolorowych świateł, a na samym środku znajduje się okrągły bar, przy którym można zamówić najróżniejsze drinki – od tych bezalkoholowych, aż po mieszanki z alkoholem z najwyższej półki. Sala ta jest przeznaczona dla tych, którym zależy na nocnej popijawie i na zabawie w rytmie głośnej muzyki, a ci, których interesują przyjemniejsze widoki, mają okazję zawiesić oko na wykwalifikowanych pole dancerach. Specjalne parkiety wyposażone w rury były jednym z elementów, które pozostawiono na swoim miejscu, pomimo gruntownego remontu lokalu.
Za dwuskrzydłowymi drzwiami znajduje się kolejna sala – jest ona nieco mniejsza od tej głównej. Tutejszy klimat różni się od żywiołowej atmosfery, która wita gości tuż po wejściu do klubu. To miejsce jest prawdziwym rajem dla hazardzistów. Oprócz maszyn do gier, w których można zagrać o specjalne żetony, licząc przy tym na łut szczęścia – można natknąć się tu na kilkanaście stołów, przy których krupierzy przeprowadzają rozgrywki. Kasyno stanowi główny środek dochodów klubu, biorąc pod uwagę, że największe szychy Riverdale niemalże co wieczór zostawiają tu potężne sumy pieniędzy.
Za drzwiami oznakowanymi znakiem TYLKO DLA PERSONELU znajduje się dość obszerny magazyn, w którym składowane są zapasy. Magazyn umiejscowiony jest tak, by można się było do niego dostać tylnym wejściem, co ułatwia rozładowywanie dostaw. Drzwi te mogą zostać otwarte jedynie za pomocą specjalnej karty magnetycznej. Oprócz tego w tym pomieszczeniu znajduje się specjalne zejście do piwnicy, które także zabezpieczono czytnikiem kart. Przeciętni pracownicy nie mają tam dostępu.
Nie należy zapominać, że pierwsze piętro klubu – wejście na górę prowadzi od strony kasyna – zostało zagospodarowane dla tych, którzy cenią sobie dyskrecję. Mimo tego każdy zdaje sobie sprawę, jakie niespodzianki czekają za zamkniętymi drzwiami tamtejszych pokoi. Niektóre z nich przypominają VIPowskie loże, a inne wyglądają, jak tematycznie zaprojektowane sypialnie, by każdy z klientów miał szansę znaleźć coś dla siebie w towarzystwie wprawionych w swoim fachu prostytutek.
Efekt terenu: Klub Ice and Dice po zostaniu oficjalną siedzibą Lisów stał się najpopularniejszym miejscem w dystrykcie B. To właśnie tu najłatwiej spotkać wszystkich ludzi popierających ich działania, szukających jakiegokolwiek sposobu na okazanie im swojej wdzięczności czy adoracji. W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych gracze, którzy mają minimum dwóch wykupionych NPC zyskują możliwość użycia obu dodatkowych postaci w walce.
Za dwuskrzydłowymi drzwiami znajduje się kolejna sala – jest ona nieco mniejsza od tej głównej. Tutejszy klimat różni się od żywiołowej atmosfery, która wita gości tuż po wejściu do klubu. To miejsce jest prawdziwym rajem dla hazardzistów. Oprócz maszyn do gier, w których można zagrać o specjalne żetony, licząc przy tym na łut szczęścia – można natknąć się tu na kilkanaście stołów, przy których krupierzy przeprowadzają rozgrywki. Kasyno stanowi główny środek dochodów klubu, biorąc pod uwagę, że największe szychy Riverdale niemalże co wieczór zostawiają tu potężne sumy pieniędzy.
Za drzwiami oznakowanymi znakiem TYLKO DLA PERSONELU znajduje się dość obszerny magazyn, w którym składowane są zapasy. Magazyn umiejscowiony jest tak, by można się było do niego dostać tylnym wejściem, co ułatwia rozładowywanie dostaw. Drzwi te mogą zostać otwarte jedynie za pomocą specjalnej karty magnetycznej. Oprócz tego w tym pomieszczeniu znajduje się specjalne zejście do piwnicy, które także zabezpieczono czytnikiem kart. Przeciętni pracownicy nie mają tam dostępu.
Nie należy zapominać, że pierwsze piętro klubu – wejście na górę prowadzi od strony kasyna – zostało zagospodarowane dla tych, którzy cenią sobie dyskrecję. Mimo tego każdy zdaje sobie sprawę, jakie niespodzianki czekają za zamkniętymi drzwiami tamtejszych pokoi. Niektóre z nich przypominają VIPowskie loże, a inne wyglądają, jak tematycznie zaprojektowane sypialnie, by każdy z klientów miał szansę znaleźć coś dla siebie w towarzystwie wprawionych w swoim fachu prostytutek.
__________
Efekt terenu: Klub Ice and Dice po zostaniu oficjalną siedzibą Lisów stał się najpopularniejszym miejscem w dystrykcie B. To właśnie tu najłatwiej spotkać wszystkich ludzi popierających ich działania, szukających jakiegokolwiek sposobu na okazanie im swojej wdzięczności czy adoracji. W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych gracze, którzy mają minimum dwóch wykupionych NPC zyskują możliwość użycia obu dodatkowych postaci w walce.
Christopher szedł wzdłuż chodnika po ukończonym patrolu w Dystrykcie A. Następnego dnia będzie musiał podejść do swojego przełożonego, żeby załatwić kilka ważnych spraw związanych ze swoim zawodem. Mężczyzna chciałby w końcu odpocząć w dobrym towarzystwie dlatego zmierzał do najbliższego klubu. Na horyzoncie zobaczył wejście, do którego zmierzał, żeby przekroczyć próg. Po wejściu do środka zdjął czapkę z głowy, poprawiając swoje włosy dając im odpocząć, które są ułożone w nieładzie. Kątem oka rozejrzał się czy nie ma żadnych przepychanek lub awantur w zgromadzeniu, bo szkoda psuć takiej zajebistej atmosferze, jaka teraz panuje. U Moore zaschło strasznie w gardle dlatego ruszył w kierunku barmana, żeby zamówić drinka, ale rozmyślał nad po proszeniem prywatnego pokoju z pokazem lub bez, aby tylko odpocząć od obowiązków. Chris usiadł na krześle czekając na reakcję barmana.
Nie zawsze pojawiał się na głównej scenie. Jakby nie patrzeć, wszyscy mieli swoje zmiany. Zwłaszcza, że Słowik bez wątpienia najlepiej czuł sie podczas pokazów prywatnych. Dziś jednak można było powiedzieć, że pracował wyjącznie na pół etatu. Siedział właśnie na jednej z kanap w strefie VIP z Jaredem Holmesem, który w przeciwieństwie do swojego nazwiska był po prostu zwyczajnym prawnikiem. Nie, siedział to mało powiedziane. Przylegał do niego całym ciałem, nie zostawiając praktycznie żadnej przestrzeni pomiędzy nimi. Oparty o jego ramię policzek uniesiony był ku górze, gdy obserwował jak wypowiada kolejne słowa, jednocześnie przesuwając powoli wolną dłonią po boku jego brzucha, raz po raz zsuwając ją w kierunku biodra.
Dłoń samego Jareda wędrowała po ramieniu, podczas gdy drugą błądził po jego udach, najwidoczniej właśnie w ten sposób odstresowując się po całym dniu.
— ... zupełnie jakby to miasto nie było już wystarczająco popieprzone. Kiedy szedłem na studia, nie pisałem się na to, by potem bronić morderców.
Nie był tu po co, by wdawać się w jakieś głębsze dyskusje, zwłaszcza że sam temat i tak nieszczególnie go interesował. Był tu głównie po to by ładnie wyglądać. I w przeciwieństwie do przeciętnego pracownika - również po to, by zapewnić komuś trochę więcej ciepła niż zwykle. Problem w tym, że nie mógł przecież zostawić go bez odpowiedzi.
— Teraz pewnie ciężko o inne sprawy.
— Zwłaszcza, że system sprawiedliwości i prawa w tym mieście to jeden wielki żart. Większość tych pseudo rozpraw nie ma nawet najmniejszego sensu, skoro nie liczy się to jakie wyciągniesz argumenty tylko ile dałeś w łapę sędziemu — jego twarz wykrzywiła się w grymasie, gdy zabrał rękę z jego nogi, sięgając po szklankę whiskey. Upił kilka łyków, nim wrócił uwagą do Słowika, tym razem przesuwając obie dłonie na jego plecy. Znał ten sygnał. Już zupełnie automatycznie prześlizgnął się zgrabnie w bok i usiadł okrakiem na jego kolanach, widząc w oczach Holmesa całą gamę przeróżnych emocji. Czasem zastanawiał się, że chciałby odczuwać choć połowę z nich.
— Na pewno nie masz dziś czasu? — przekrzywił w odpowiedzi nieznacznie głowę w bok, przytulając ją do dłoni, która wylądowała na jego policzku, posyłając mu zaczepny uśmiech.
— Nie, ale jeśli przyjdziesz do mnie w sobotę, mogę specjalnie zarezerwować go nieco więcej — przesunął rękami po jego ramionach, nim przełożył je w miarę luźno za jego plecami i nachylił się, by złapać zębami za jego dolną wargę. Nie musiał się długo dopraszać o odpowiedź. Niemniej w przeciwieństwie do Jareda, uchylił zaraz powieki subtelnie przesuwając wzrokiem na boki, nawet jeśli choć na chwilę nie przestawał się z nim całować. Aż uchwycił znajomą sylwetkę. Zerwał wsześniejszy kontakt i przechylił się w stronę jego ucha.
— Do soboty, Jared — wymruczał nisko wprost do jego ucha, zaraz podnosząc się ze swojego miejsca i ruszył w kierunku baru. Jednocześnie sięgnął ręką do tylnej kieszeni, przeliczając wsunięty do niej chwilę temu napiwek.
Właśnie dlatego lubię prawników.
Pomyślał, przysiadając się po chwili bez słowa do Christophera. Po prostu zwrócił się w jego kierunku z delikatnym uśmiechem i czekał aż ten go zauważy.
Dłoń samego Jareda wędrowała po ramieniu, podczas gdy drugą błądził po jego udach, najwidoczniej właśnie w ten sposób odstresowując się po całym dniu.
— ... zupełnie jakby to miasto nie było już wystarczająco popieprzone. Kiedy szedłem na studia, nie pisałem się na to, by potem bronić morderców.
Nie był tu po co, by wdawać się w jakieś głębsze dyskusje, zwłaszcza że sam temat i tak nieszczególnie go interesował. Był tu głównie po to by ładnie wyglądać. I w przeciwieństwie do przeciętnego pracownika - również po to, by zapewnić komuś trochę więcej ciepła niż zwykle. Problem w tym, że nie mógł przecież zostawić go bez odpowiedzi.
— Teraz pewnie ciężko o inne sprawy.
— Zwłaszcza, że system sprawiedliwości i prawa w tym mieście to jeden wielki żart. Większość tych pseudo rozpraw nie ma nawet najmniejszego sensu, skoro nie liczy się to jakie wyciągniesz argumenty tylko ile dałeś w łapę sędziemu — jego twarz wykrzywiła się w grymasie, gdy zabrał rękę z jego nogi, sięgając po szklankę whiskey. Upił kilka łyków, nim wrócił uwagą do Słowika, tym razem przesuwając obie dłonie na jego plecy. Znał ten sygnał. Już zupełnie automatycznie prześlizgnął się zgrabnie w bok i usiadł okrakiem na jego kolanach, widząc w oczach Holmesa całą gamę przeróżnych emocji. Czasem zastanawiał się, że chciałby odczuwać choć połowę z nich.
— Na pewno nie masz dziś czasu? — przekrzywił w odpowiedzi nieznacznie głowę w bok, przytulając ją do dłoni, która wylądowała na jego policzku, posyłając mu zaczepny uśmiech.
— Nie, ale jeśli przyjdziesz do mnie w sobotę, mogę specjalnie zarezerwować go nieco więcej — przesunął rękami po jego ramionach, nim przełożył je w miarę luźno za jego plecami i nachylił się, by złapać zębami za jego dolną wargę. Nie musiał się długo dopraszać o odpowiedź. Niemniej w przeciwieństwie do Jareda, uchylił zaraz powieki subtelnie przesuwając wzrokiem na boki, nawet jeśli choć na chwilę nie przestawał się z nim całować. Aż uchwycił znajomą sylwetkę. Zerwał wsześniejszy kontakt i przechylił się w stronę jego ucha.
— Do soboty, Jared — wymruczał nisko wprost do jego ucha, zaraz podnosząc się ze swojego miejsca i ruszył w kierunku baru. Jednocześnie sięgnął ręką do tylnej kieszeni, przeliczając wsunięty do niej chwilę temu napiwek.
Właśnie dlatego lubię prawników.
Pomyślał, przysiadając się po chwili bez słowa do Christophera. Po prostu zwrócił się w jego kierunku z delikatnym uśmiechem i czekał aż ten go zauważy.
Chris miał dużo czasu, żeby spędzić w upojnej atmosferze, gdzie słyszał muzykę w tle. Rozglądał się jedynie kiedy barman podejdzie chcąc zamówić dobrego drinka. Najbardziej Moore uwielbia rozkoszować się smakiem odgadując każdy smak. W takim momencie rozglądał się czy nie ma znajomej twarzy z pracy, która by siedziała w klubie. No niestety nikogo nie było, a szkoda pomyślał sobie. Położył czapkę na ladzie, chcąc poprawić niesforny kosmyk z oczu przenosząc go w lewą stronę. Po chwili zauważył obciskającego chłopaka z innym facetem, ale nie interesowały go relacje pomiędzy nimi, bo to tak jakby ktoś chciał wejść po chamsku brudnymi butami w życie Lycanroca.
Przed chwilą zaczynał rozmyślać o bliskich i intymnych relacjach czy z facetem lub z kobietą, bo jakby nie patrzeć ma wybór. Nie wpadł na tę myśl, bo zobaczył ich, tylko tak o po prostu albo brakowało mu bliskości drugiej osoby przy sobie, kto tam wie. Lycanroc prawdopodobnie będzie miał w planach przygruchać interesującą istotę do siebie, a czy na dłuższy czas to jedynie zadecyduje czas, bo jak kto mówią życie jest jakkinder niespodzianka. Zresztą samotność potrafi wbić nóż w plecy w różnych momentach czy to ciężkich lub mniej. Odrywając się od przemyśleń zauważył kątem oka jak młodzieniec zaczynał żegnać z tamtym mężczyzną. Odwrócił swój wzrok patrząc na dużą półkę z alkoholami o różnych smakach i nie tylko. Dylemat wypicia trunku dawał mu we znaki, bo miał dużą gamę do wyboru, a może po prosi o połączenie różnych smaków wtedy zaspokoi swój głód alkoholowy. Miał nadzieję, że jutro wstanie na wartę w Dystrykcie A bo nie miał ochoty słyszeć na dzień dobry o niekompetencji u swojego przełożonego. Młodzieńca zmierzył znowu kątem oka jak zaczynał się zbliżać w kierunku policjanta widząc jego delikatny uśmiech skierowany wtedy spojrzał się wpierw złotymi oczami. A po niecałej minucie odwzajemnił uśmiech do niego.
Przed chwilą zaczynał rozmyślać o bliskich i intymnych relacjach czy z facetem lub z kobietą, bo jakby nie patrzeć ma wybór. Nie wpadł na tę myśl, bo zobaczył ich, tylko tak o po prostu albo brakowało mu bliskości drugiej osoby przy sobie, kto tam wie. Lycanroc prawdopodobnie będzie miał w planach przygruchać interesującą istotę do siebie, a czy na dłuższy czas to jedynie zadecyduje czas, bo jak kto mówią życie jest jak
No proszę, już przez chwilę zaczynał się zastanawiać czy zamierzał go zignorować. Może i nie znał Christophera osobiście, ale widywał go od czasu do czasu w tych okolicach. I zdecydowanie musiał rzec, że należał do osób ściągających cudze spojrzenie. Nawet teraz doskonale wiedział, że choć i on sam należał do popularnych pracowników Dripping Lemonade, sporo oczu kobiet i mężczyzn wokół zatrzymywało się właśnie na Moorze. Nie znał jeszcze na ten moment jego statusu, ale wybadanie go bez wątpienia było w tym momencie niezwykle ważne.
— Preferujesz coś wytrawnego czy słodszego? Znam tutejszą kartę na pamięć i z przyjemnością coś ci polecę — powiedział, nawet na chwilę nie ścierając z ust lekkiego, zalotnego uśmiechu. Oparł się rękami o ladę baru, wsuwając palce dłoni we włosy, by powoli przesunąć po ciemnych granatowych kosmykach. Co jakiś czas gdy zmieniało się swiatło, normalnie niewidoczna na jego policzkach farba świeciła się w ciemnościach. Neonowa zieleń, róż, niebieski. Nie było to nic wielce wymyślnego, ale bez wątpienia ułatwiało rozpoznanie pracowników w tłumie.
— Cenowo też niektóre są niezwykle rozsądne, inne z kolei sprawiają że ludzie uciekają stąd z krzykiem — opuścił dłoń, przesuwając palcem po ladzie. Raz po raz rysował nim drobne kółka, nie odrywając od niego wzroku — ale bez wątpienia są warte swojej ceny.
W końcu niejednokrotnie szły w parze z dodatkowym bonusem. Zwłaszcza jeśli inny bonus szedł bezpośrednio do kieszeni samego Słowika, a nie stojącego za barem barmana.
— Preferujesz coś wytrawnego czy słodszego? Znam tutejszą kartę na pamięć i z przyjemnością coś ci polecę — powiedział, nawet na chwilę nie ścierając z ust lekkiego, zalotnego uśmiechu. Oparł się rękami o ladę baru, wsuwając palce dłoni we włosy, by powoli przesunąć po ciemnych granatowych kosmykach. Co jakiś czas gdy zmieniało się swiatło, normalnie niewidoczna na jego policzkach farba świeciła się w ciemnościach. Neonowa zieleń, róż, niebieski. Nie było to nic wielce wymyślnego, ale bez wątpienia ułatwiało rozpoznanie pracowników w tłumie.
— Cenowo też niektóre są niezwykle rozsądne, inne z kolei sprawiają że ludzie uciekają stąd z krzykiem — opuścił dłoń, przesuwając palcem po ladzie. Raz po raz rysował nim drobne kółka, nie odrywając od niego wzroku — ale bez wątpienia są warte swojej ceny.
W końcu niejednokrotnie szły w parze z dodatkowym bonusem. Zwłaszcza jeśli inny bonus szedł bezpośrednio do kieszeni samego Słowika, a nie stojącego za barem barmana.
Christopher wyczuł dookoła spojrzenia pięknych dam i jak mężczyzn, ale nie skupiał się zbytnio na zgromadzonych tu osób, bo przyszedł w innym celu niż na podrywy. Po usłyszeniu pytania oddał delikatny uśmiech.
- Na pewno preferuję wytrawne, nie przepadam za słodkimi. Dam Ci wolną rękę na polecenie dobrego drinku -
odpowiedział dając mu pole do popisu. Rozmówcę obserwował całą sytuację, jaką miał przed oczami, jakby chciał oczarować złotookiego swoim urokiem osobistym co można powiedzieć, że dobrze mu idzie z tym. Uśmiech z twarzy policjanta nie schodził, bo ma cały czas dobry humor. Czyżby faktycznie Lycanroc miał nader szczęścia spędzić miło czas z inną osobą. Normalnie oferta go bardzo kusiła jakby nie patrzeć, jeśli miałaby być warta swej ceny czemu miałby nie wejść w to.
- Kusisz, kusisz - odpowiedział spoglądając w oczy rozmówcy. - Uważam, że osoby, którzy odchodzą z krzykiem są nic niewarci i prawdopodobnie nie stać ich na luksusy, którzy by chcieli mieć tu i teraz - odpowiedział mu z przekąsem, ale nie zmieniając miłego tonu głosu. Nie tracił czujności podczas rozmowy, ponieważ zachowywał wielką ostrożność wśród innych tu zgromadzonych klientów, którzy miło spędzają czas ze swoimi połówkami czy przyjaciółmi, a nawet poniektórzy piją w pojedynkę jak on sam to planował na początku, ale to jedyna konieczność, bo nie oszukujmy się lepiej pić z kimś. Moore w rozmowie nie okazywał żadnego zdenerwowania, ponieważ zachowywał zimną krew na twarzy. Nie lubi mówić o sobie osobom, których kompletnie nie zna, a żeby, poznać jego dane musieliby wpierw zdobyć zaufanie wilka.
- Na pewno preferuję wytrawne, nie przepadam za słodkimi. Dam Ci wolną rękę na polecenie dobrego drinku -
odpowiedział dając mu pole do popisu. Rozmówcę obserwował całą sytuację, jaką miał przed oczami, jakby chciał oczarować złotookiego swoim urokiem osobistym co można powiedzieć, że dobrze mu idzie z tym. Uśmiech z twarzy policjanta nie schodził, bo ma cały czas dobry humor. Czyżby faktycznie Lycanroc miał nader szczęścia spędzić miło czas z inną osobą. Normalnie oferta go bardzo kusiła jakby nie patrzeć, jeśli miałaby być warta swej ceny czemu miałby nie wejść w to.
- Kusisz, kusisz - odpowiedział spoglądając w oczy rozmówcy. - Uważam, że osoby, którzy odchodzą z krzykiem są nic niewarci i prawdopodobnie nie stać ich na luksusy, którzy by chcieli mieć tu i teraz - odpowiedział mu z przekąsem, ale nie zmieniając miłego tonu głosu. Nie tracił czujności podczas rozmowy, ponieważ zachowywał wielką ostrożność wśród innych tu zgromadzonych klientów, którzy miło spędzają czas ze swoimi połówkami czy przyjaciółmi, a nawet poniektórzy piją w pojedynkę jak on sam to planował na początku, ale to jedyna konieczność, bo nie oszukujmy się lepiej pić z kimś. Moore w rozmowie nie okazywał żadnego zdenerwowania, ponieważ zachowywał zimną krew na twarzy. Nie lubi mówić o sobie osobom, których kompletnie nie zna, a żeby, poznać jego dane musieliby wpierw zdobyć zaufanie wilka.
Dłoń rysująca kształty znieruchomiała. Podparł nią twarz, wpatrując się w niego uważnie z zamyśleniem. Chłodne, błękitne tęczówki nawet na chwilę nie przeskakiwały na nikogo innego, całkowicie skupione na siedzącej przed nim personie.
— Skoro preferujesz coś wytrawnego, mamy fajną modyfikację klasycznego whiskey z lodem. Pod warunkiem, że w ogóle lubisz whiskey. Zapewniam jednak, że dysponujemy bardzo dobrymi rocznikami, a nasz Rob Roy jest niezapomniany — machnął kilka razy nogą, odbijając ją od krzesła z zamyśleniem. Podpierająca twarz dłoń poruszyła się nieznacznie, gdy postukał palcami o policzek, tuż przed przeniesieniem jej z powrotem na ladę.
— No, chyba że faktycznie preferujesz coś z owocową nutą. W takim wypadku dobrze sprzedaje się Campari. Czy to samo na lodzie, czy też w wersji Orange - na soku pomarańczowym. Aperol Spritz to mój ulubieniec, ale dużo lepiej smakuje do obiadu niż na pusty żołądek. I ostatnia propozycja, Wytrawny Splash. Wódka, tonic, sok grejpfrutowy. Cokolwiek z tego brzmi zachęcająco? — zapytał, pochylając się nieznacznie w jego kierunku, zsuwając powoli wzrok ku jego szyi, nim powrócił uwagą do twarzy. Podobały mu się jego słowa o uciekających z krzykiem ludzi. Zwłaszcza, że były najzwyczajniej w świecie prawdziwe. Jeśli ktoś brał nogi za pas i zwiewał czym prędzej (i dalej) znaczyło to tylko tyle, że jego portfel nie był w stanie doścignąć tutejszych standardów. Przykre, lecz prawdziwe.
— Co cię sprowadza do Dripping Lemonade? — zagadnął nonszalancko, odchylając się nieznacznie na stołku barowym, przywołując jednocześnie barmana gestem dłoni. Jego towarzysz miał w końcu chwilę do namysłu, czego chciałby dziś skosztować.
— Skoro preferujesz coś wytrawnego, mamy fajną modyfikację klasycznego whiskey z lodem. Pod warunkiem, że w ogóle lubisz whiskey. Zapewniam jednak, że dysponujemy bardzo dobrymi rocznikami, a nasz Rob Roy jest niezapomniany — machnął kilka razy nogą, odbijając ją od krzesła z zamyśleniem. Podpierająca twarz dłoń poruszyła się nieznacznie, gdy postukał palcami o policzek, tuż przed przeniesieniem jej z powrotem na ladę.
— No, chyba że faktycznie preferujesz coś z owocową nutą. W takim wypadku dobrze sprzedaje się Campari. Czy to samo na lodzie, czy też w wersji Orange - na soku pomarańczowym. Aperol Spritz to mój ulubieniec, ale dużo lepiej smakuje do obiadu niż na pusty żołądek. I ostatnia propozycja, Wytrawny Splash. Wódka, tonic, sok grejpfrutowy. Cokolwiek z tego brzmi zachęcająco? — zapytał, pochylając się nieznacznie w jego kierunku, zsuwając powoli wzrok ku jego szyi, nim powrócił uwagą do twarzy. Podobały mu się jego słowa o uciekających z krzykiem ludzi. Zwłaszcza, że były najzwyczajniej w świecie prawdziwe. Jeśli ktoś brał nogi za pas i zwiewał czym prędzej (i dalej) znaczyło to tylko tyle, że jego portfel nie był w stanie doścignąć tutejszych standardów. Przykre, lecz prawdziwe.
— Co cię sprowadza do Dripping Lemonade? — zagadnął nonszalancko, odchylając się nieznacznie na stołku barowym, przywołując jednocześnie barmana gestem dłoni. Jego towarzysz miał w końcu chwilę do namysłu, czego chciałby dziś skosztować.
— Słowik! — znajomy głos momentalnie zmusił go do wyprostowania się na krześle. Podążył wzrokiem w kierunku szefa, ściągając nieznacznie brwi w niezrozumieniu. Mężczyzna rzadko kiedy wołał go do siebie, gdy chłopak brał wolne. Uśmiechnął się więc do Christophera, puszczając mu oczko.
— Wybacz, wygląda na to, że ktoś mnie pilnie potrzebuje. Może trafimy na siebie innym razem — powiedział zsuwając się płynnym ruchem z krzesła. Przesunął na pożegnanie palcami po ramieniu mężczyzny, nim ruszył spokojnie przez tłum w stronę szefa. Tyle ze spokojnej nocy.
— Wybacz, wygląda na to, że ktoś mnie pilnie potrzebuje. Może trafimy na siebie innym razem — powiedział zsuwając się płynnym ruchem z krzesła. Przesunął na pożegnanie palcami po ramieniu mężczyzny, nim ruszył spokojnie przez tłum w stronę szefa. Tyle ze spokojnej nocy.
zt. x2
Jako, że Christopher nie będzie już grał tym kontem na forum,
fabuła zostaje zakończona w tym miejscu.
Jako, że Christopher nie będzie już grał tym kontem na forum,
fabuła zostaje zakończona w tym miejscu.
[ przejmowanie terenu 1/15 ]
[ ubiór: wystrzępione dżinsy, ciemnozielona parka, sportowe buty; na twarzy czarna materiałowa maseczka ]
[ ubiór: wystrzępione dżinsy, ciemnozielona parka, sportowe buty; na twarzy czarna materiałowa maseczka ]
Dobra wiadomość była taka, że wiadomość od Słowika zastała go blisko Dripping Lemonade, raptem dziesięć minut spacerkiem. Zła wiadomość była taka, że odebrał ją, wychodząc akurat z dużo tańszego, dużo mniej kolorowego lokalu, w którym spędził ostatnie dwie godziny na powolnym, spokojnym sączeniu drinka. (Drinków.) Nie był pijany, co to, to nie, ale kiedy wyszedł na ulicę, świat dookoła był miękki, powietrze jakby gęstsze, dźwięki trochę oddalone… Wszystko było w porządku. Przez chwilę.
Spacer do Dripping Lemonade otrzeźwił go nieco, na tyle, że jego wzrok zaczął wreszcie się skupiać, a krok stał się trochę pewniejszy. Ech, kurwa, nie przepadał za tym miejscem. Za głośno, za tłoczno, za jasno, a do tego drinki za drogie. Przed wejściem naciągnął na ryj maseczkę; w środku z niesmakiem zamówił tonik z odrobinką ginu i wcisnął się w kąt, wybierając stolik, przy którym ewentualnie zmieściliby się wszyscy, gdyby raz od wielkiego dzwonu Lisy postanowiły zebrać się w całości. Wyciągnął z kieszeni telefon i wystukał krótką wiadomość.
Pozostawało czekać.
Leam 'Panda' White
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Klub Ice and Dice
Czw Kwi 01, 2021 8:23 pm
Czw Kwi 01, 2021 8:23 pm
obecny ubiór + wygląd oraz wyjątkowo maska schowana w torbie, przełożoną przez ramię.
[ przejmowanie terenu 2/15 ]
Jego plany na dzisiejszy dzień były bardzo proste - miał kontrolne badania, na skutek czego wyglądał zupełnie inaczej, niż dotychczas. Mianowicie ubrany był w granatowe spodnie ozdobione kratką, białą koszulę z pudrową kamizelką oraz w granatową marynarkę. Tak, ewidentnie lubił fiolet, róż i wszytko, co było eleganckie. Kto by pomyślał. Nie miał na sobie swojego tradycyjnego stroju pandy, ale w zamian w torbie, którą miał przewieszoną na ramię, schowaną miał maskę. Tak w razie, co. Lisy ostatnio lubiły pisać znienacka. Też tak było teraz, gdy wychodził od lekarza na ekranie telefonu pojawił się komunikator. No cóż, nie ma czasu, by się przebierać. Jego lekko wiktoriański styl był znany tylko nielicznym, bo mało, kto go takim widział, a na pewno już nikt z lisów. Klub ze striptizem. No cóż, mógł być problem z wpuszczeniem go, ale na szczęście miał dowód przy sobie! Stanął przed klubem, wyciągając plastikowy dowodzik z głupim uśmiechem. Mina gościa, który go nie chciał wpuścić - bezcenna. Gdy w końcu udało mu się wejść do środka, udał się od razu pod ścianę. Musiał najpierw obadać z ukrycia, czy ktoś pojawił się od lisów. Lepiej tak, niż rzucić się w tłum. Wyciągnął telefon w celu powiadomienia, że jest już na miejscu. Wstukał wiadomość i schował telefon do kieszeni.
[ przejmowanie terenu 2/15 ]
Jego plany na dzisiejszy dzień były bardzo proste - miał kontrolne badania, na skutek czego wyglądał zupełnie inaczej, niż dotychczas. Mianowicie ubrany był w granatowe spodnie ozdobione kratką, białą koszulę z pudrową kamizelką oraz w granatową marynarkę. Tak, ewidentnie lubił fiolet, róż i wszytko, co było eleganckie. Kto by pomyślał. Nie miał na sobie swojego tradycyjnego stroju pandy, ale w zamian w torbie, którą miał przewieszoną na ramię, schowaną miał maskę. Tak w razie, co. Lisy ostatnio lubiły pisać znienacka. Też tak było teraz, gdy wychodził od lekarza na ekranie telefonu pojawił się komunikator. No cóż, nie ma czasu, by się przebierać. Jego lekko wiktoriański styl był znany tylko nielicznym, bo mało, kto go takim widział, a na pewno już nikt z lisów. Klub ze striptizem. No cóż, mógł być problem z wpuszczeniem go, ale na szczęście miał dowód przy sobie! Stanął przed klubem, wyciągając plastikowy dowodzik z głupim uśmiechem. Mina gościa, który go nie chciał wpuścić - bezcenna. Gdy w końcu udało mu się wejść do środka, udał się od razu pod ścianę. Musiał najpierw obadać z ukrycia, czy ktoś pojawił się od lisów. Lepiej tak, niż rzucić się w tłum. Wyciągnął telefon w celu powiadomienia, że jest już na miejscu. Wstukał wiadomość i schował telefon do kieszeni.
[ przejmowanie terenu 3/15 ]
ubiór + czarna chusta
ubiór + czarna chusta
Z bólem serca musiał zrezygnować z dzisiejszego snu przed pracą, aby wspomóc gang w przejmowaniu kolejnej miejscówki. Co prawda przez pierwsze parę sekund myślał, żeby tym razem odpuścić i dać się pochłonąć objęciom łóżka, jednak ostatecznie wygrało poczucie obowiązku wobec grupy. W końcu nie po to przystawał do lisów, aby odpuszczać przez zwykłe lenistwo, nawet jeśli ta opcja wydawała się niezwykle kusząca i zdecydowanie łatwiejsza niż wydostanie się spod kołdry i przedwczesne wyjście z domu.
Naciągnął chustę na twarz, gdy tylko przekroczył próg do środka. Wariacja kolorowych świateł wymusiła na nim zmrużenie oczu. Rzadko bywał w takich rozświetlonych miejscach; klub, w którym pracował, cenił sobie półmrok, który był zdecydowanie przyjemniejszy dla ślepi Lézarda.
— No, no, jest tu całkiem nieźle — mruknął pod nosem, wodząc wzrokiem po lokalu. Widok tancerzy i tancerek mocno przykuwał spojrzenie, ale niestety nie mógł zbyt długo ich obserwować.
Gdzieś tutaj musiał być ktoś z lisów. Tylko gdzie?
Po lewej...
Wypatrzenie Casa nie okazało się aż tak ciężkie; jako jedyny siedział samotnie przy dużym stoliku. Usiadł naprzeciwko mężczyzny, rzucają krótkie powitanie.
Ubiór + Maska zasłaniająca twarz przedstawiająca wilka, lewa część maski ułamana odsłaniająca lewe oko.
Była całkiem zadowolona patrząc jak jej telefon zaczął ostatnio trochę częściej krzyczeć. Wcześniejsza cisza ze strony Lisków była trochę przygnębiająca, a teraz? Kompletna zmiana sytuacji! Teraz zaczęła się obawiać czy uda jej się w ogóle trzymać wszystkie rudzielce w garści. Da radę? To w końcu co innego niż mała grupa, która wymieniała się po prostu informacjami. Schowała telefon do kieszeni i ruszyła do klubu, w którym się umówili. Trzeba przyznać, że fakt iż obecnie nie musieli wymyślać, szantażować czy zastraszać właściciela był bardzo pokrzepiający. Grunt został wyrobiony. Technicznie pozostało podpisać umowę. Poprawiła maskę na twarzy i zaczęła obserwować klub. Nie zamierzała płacić za jakieś wejściówki czy coś. Nie przyszła tutaj oglądać. Znaczy. NO DOBRA MOŻE SOBIE POPATRZY. Westchnęła ciężko, stojąc w uliczce oglądając sam klub. DOBRA. Ruszyła się w stronę wejścia, mając na sobie maskę oczywiście. Welp. To chyba najmniej dziwna rzecz jaka może się przydarzyć w tym mieście. Pamiętacie coronovirusa? Zasłanianie twarzy ciągle mogło być w modzie.
W środku od razu zaczęła wyszukiwać swój zespół. Searching.... ZNALEZIENI. Jak gdyby nic podbiła do stolika, wpakowała się tuż obok Casa, po drodze zaczepnie klepiąc jednego z nowych nabytków gangu w tył głowy.
- Nie garb się! Yo! - machła jak już zajęła swoje miejsce.
[ przejmowanie terenu 4/15 ]
Była całkiem zadowolona patrząc jak jej telefon zaczął ostatnio trochę częściej krzyczeć. Wcześniejsza cisza ze strony Lisków była trochę przygnębiająca, a teraz? Kompletna zmiana sytuacji! Teraz zaczęła się obawiać czy uda jej się w ogóle trzymać wszystkie rudzielce w garści. Da radę? To w końcu co innego niż mała grupa, która wymieniała się po prostu informacjami. Schowała telefon do kieszeni i ruszyła do klubu, w którym się umówili. Trzeba przyznać, że fakt iż obecnie nie musieli wymyślać, szantażować czy zastraszać właściciela był bardzo pokrzepiający. Grunt został wyrobiony. Technicznie pozostało podpisać umowę. Poprawiła maskę na twarzy i zaczęła obserwować klub. Nie zamierzała płacić za jakieś wejściówki czy coś. Nie przyszła tutaj oglądać. Znaczy. NO DOBRA MOŻE SOBIE POPATRZY. Westchnęła ciężko, stojąc w uliczce oglądając sam klub. DOBRA. Ruszyła się w stronę wejścia, mając na sobie maskę oczywiście. Welp. To chyba najmniej dziwna rzecz jaka może się przydarzyć w tym mieście. Pamiętacie coronovirusa? Zasłanianie twarzy ciągle mogło być w modzie.
W środku od razu zaczęła wyszukiwać swój zespół. Searching.... ZNALEZIENI. Jak gdyby nic podbiła do stolika, wpakowała się tuż obok Casa, po drodze zaczepnie klepiąc jednego z nowych nabytków gangu w tył głowy.
- Nie garb się! Yo! - machła jak już zajęła swoje miejsce.
Jak najlepiej kogoś podejść, jeśli nie sympatią?
Słowik miał staż, renomę i bez wątpienia - powodzenie. Jakby nie patrzeć spora część śliniących się pod sceną facetów przyszła tu właśnie dla niego, doskonale wiedząc że w przeciwieństwie do większości personelu, nie interesowała go zasada "nie dotykać". Jedna wiadomość została wysłana tuż przed tym, gdy tancerze na scenie wymienili się miejscami na następny utwór.
Lark była jedyną osobą, która po spojrzeniu na scenę byłaby w stanie faktycznie wyłapać Słowika. W końcu w przeciwieństwie do większości Lisów, chłopak prowadził nie podwójne, a potrójne życie. Tylko dwie osoby zdawały sobie sprawę z tego, że pracuje w klubie. Jedną z nich była wcześniej wymieniona dziewczyna, a drugą - jego najlepszy przyjaciel Shane. Choć rzecz jasna nie chwalił mu się, że sypia z klientami.
Zakręcił się zwinnie wokół rury, wyginając w taki sposób, że kręgosłup przeciętnej osoby już dawno krzyczałby z bólu. I choć sprawnie wykonywał kolejne figury, jego oczy nieustannie wodziły na boki, wyraźnie kogoś szukając. Klub pozostawał klubem, lecz Słowik zdążył się już nauczyć dwóch rzeczy. Po pierwsze, właściciel miał dość stałe miejsca, z których kontrolował co się dzieje w środku. Po drugie, zawsze zakładał ten swój idiotyczny biały garnitur odbijający ledowe światła, który wybijał go na tle całej reszty. Mógł tak jednak dalej rozglądać się na boki lub poszukać lepszego źródła. I wiedział gdzie je znaleźć.
Zjechał w dół, momentalnie znajdując się obok tańczącego obok niego w masce tygrysa Axela. Blondyn był niewiele wyższy od niego i doskonale wiedział kiedy Słowik czegoś chciał. W końcu zawsze zaczynało się tak samo. Przerzucił ręce przez jego ramiona i ściągnął go ku sobie, patrząc kątem oka na gwiżdżących dziko faceów. Myślicie, że tylko dwie całujące się dziewczyny są w stanie podniecić bandę czterdziestolatków? Witamy w Dripping Lemonade. Oderwał się na chwilę od chłopaka, zsuwając po nim w dół, nim zaraz wrócił płynnie górę, wykorzystując moment, gdy głowa Axela znalazła się przy jego szyi, a palce zdejmowały ze Słowika koszulę.
— Szef. Wiesz gdzie jest?
— Loże VIP, sektor 3. Alice tańczy dla jakiegoś nowego inwestora.
Materiał wylądował gdzieś poza sceną. Wycofali się naturalnym krokiem na swoje miejsca i dokończyli występ, na nowo wymieniając z drugą grupą. Słowik jednak w przeciwieństwie do reszty, po założeniu wysokich butów, zszedł pomiędzy tłum. Poprzesuwał nieco rękami po ramionach klientów, zaraz wymigując się zbolałym głosem od prywatnych występów, by zwinnie przemieścić się do kanapy. Nawet nie patrzył w kierunku Lisów, gdy bezczelnie władował się na siedzenie, siadając okrakiem na Lark. Zaplótł ręce za jej głową, przysuwając usta do skrytego obok maski ucha.
— Loże VIP, sektor 3.
Musnął ustami maskę Lark, bezczelnie się uśmiechając.
Zdechniesz za to w męczarniach, gówniarzu, ale było warto.
Zszedł zwinnie na ziemię i pomachał jej palcami dłoni w najbardziej pedalski sposób jaki tylko się dało, nim zaraz nie złapał za ramię jednego z przechodzących klientów, zaraz znikając z nim w tłumie. Mieli swoją lokację, on póki co musiał się kimś zająć.
Leam 'Panda' White
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Klub Ice and Dice
Sob Kwi 03, 2021 12:40 pm
Sob Kwi 03, 2021 12:40 pm
[ przejmowanie terenu 6/15 ]
Teren rozeznany i komunikacja, jak najbardziej udana tylko, dlaczego przejmowanie terenu zawsze trwało, gdy ten miał nieco inne plany. Poprzednio był cały we krwi, ale tym razem pojawił się w normalnym wydaniu. Ciekawe, co powie Lark, gdy zobaczy, że w końcu posiada maskę. Może dostanie za to ciastko?! Duże, czekoladowe, z truskawkami i bitą śmietaną - może by tak podwójna porcja. Rozmarzył się na samą myśl i szybką potrząsnął głową. Nie, nie, nie!!! Ciasto na bok, bo teraz ważniejsze rzeczy miał na głowie, no ale te duże truskawki, zamoczone w luksusowej bitej śmietanie. Niebo w gębie. Parę kroków wzdłuż ściany i szybko dostrzegł stolik, który powoli zapełniał gang lisów. Wkroczył więc do stolika, przy którym siedział już Cas, Lézard i Lark. Klepnął dłonią w stół. - Hejo! - No tak. Wejście udane, chociaż na pierwszy rzut oka mogli pomyśleć, że jakiś gówniarz podbił do starszego towarzystwa. Ostatnio nieco Leam podciął włosy, więc tym bardziej wyglądał nieco inaczej niż dotychczas. Zajął wolne miejsce, rozwalając się na całym krześle z uśmiechem. Dlaczego zawsze spotykają się w klubach! Nadal marzyło mu się ciastko. - A właśnie! Lark, nadal wisisz mi ciastko. - Nie mógł go ot tak odpuścić. To, co to nie. Oczywiście z myślenia wyrwał go gość, który usiadł okrakiem na Lark. Bezczel. Czy tylko Pandę, takie rzeczy nie podniecały? On nadal miał mózg dziesięciolatka i nijak podniecały go takie rzeczy. No dobra dalej był prawiczkiem, ale to nie miało nic z tym wspólnego. Był bardziej popierdolony, niż wam się to wydaje. Jego orientacja seksualna była obecnie totalnie zerowa.
[ przejmowanie terenu 7/15 ]
ubiór + ciemnofioletowa maseczka materiałowa na twarzy
ubiór + ciemnofioletowa maseczka materiałowa na twarzy
Nie udało mu się wcześniej wyrwać z pracy, aby szybko dołączyć do grupy, dlatego zaraz po wyskoczeniu z autobusu rzucił się do biegu w kierunku klubu. Co prawda, omijał takie miejsce odkąd pewnej nocy doszło do fatalnego urwania się filmu w jego głowie i obudzeniu się kilkadziesiąt kilometrów dalej, ale był w stanie przełknąć swoją niechęć i pojawić się w Dripping Lemonade.
Nie zatrzymywał się, żeby popatrzeć na tańczące osoby, chociaż bez wątpienia niektórzy przyciągali wzrok swoimi występami. Niestety, obowiązki wzywały i siedziały przy jednym ze stolików po lewej stronie. Szybkim krokiem podszedł do celu, zaraz potem siadając na kanapie.
— Nie spóźniłem się na nic, co nie?
Byłoby szkoda, gdyby przyszedł już na sam koniec, kiedy reszta wcześniej załatwiłaby sprawę z przejęciem klubu. To trochę tak jakby wpaść na imprezę, kiedy inni zbierali się do wyjścia.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach