▲▼
Zjawiła się w umówionym miejscu nieco wcześniej, zahaczając po drodze o supermarket by kupić nową paczkę fajek i torebkę gumy do żucia. Zanim weszła do wnętrza kawiarni, stanęła w pobliżu i odpaliła jednego papierosa tym samym rozglądając się po okolicy. Czy to była jej krzycząca paranoja czy może nawyk, ale gdziekolwiek by nie poszła pierwsze co robiła to rekonesans i planowanie ucieczki. A po ostatnim fiasku w Starbucksie takie zachowanie tylko się u niej nasiliło.
Wyciągnęła telefon z kieszeni i przejrzała najnowsze wiadomości jak i swoją skrzynkę mailową. Na jej szczęście nic ważnego tam nie znalazła. Zgasiła końcówkę papierosa podeszwą buta i weszła do środka kawiarni, kierując się od razu w stronę kas.
Czekając w niedługiej kolejce przeczytała menu i choć parę pozycji brzmiało interesująco, gdy w końcu przyszła jej kolej zamówiła jedyną kawę jaką miała w zwyczaju pić. Tę samą, niezmiennie od kilku lat.
Usiadła przy stoliku, który znajdował się nieco z tyłu kawiarni. Zdecydowanie czuła się pewniej mając za plecami solidną ścianę niż okno czy otwartą przestrzeń. Przekręciła czerwony kubek w dłoni, uniosła go do ust i upiła trochę gorącego napoju. Musiała przyznać, że kawiarnia była znacznie bardziej przytulna niż jej ulubiona sieciówka. Spojrzała na swój telefon, sprawdzając godzinę i cierpliwe czekała na chłopaka.
First topic message reminder :
TEREN
FOXES
FOXES
Central Plaza
Teren broniony przez 5 bonusowych NPC.
Supermarket Loblaw
Jeden z największych supermarketów w Riverdale City, który jako jedyny zdaje się kompletnie nie przejmować odcięciem miasta od reszty świata. Regularne, obfite dostawy pozwalają wszystkim mieszkańcom zaopatrzyć się absolutnie we wszystkie wymarzone przez nich produkty. Nie ma co jednak liczyć na dawne solidne promocje, nawet jeśli ogólne ceny oscylują w kategorii "przystępne".
Cineplex Cinema
Chcesz iść do kina w Vancouver, choć nie jesteś pewien jakie dokładnie miejsce powinieneś wybrać? Nawet nie ma co się zastanawiać nad różnymi opcjami. Niezależnie od tego kogo zapytasz, jedynym słusznym wyborem jest Cineplex Cinema. Największa sieć oferująca nie tylko wszystkie najnowsze seanse, ale i bilety w całkowicie przyzwoitej cenie.
Lodowisko Rogers Arena
Hala została otwarta w 1995 roku i zbudowana za prywatne pieniądze. Nazywała się General Motors Place, lecz MKOL na czas olimpiady - wtedy jeszcze za czasów Vancouver - nakazał zmiany tejże nazwy, jako że obiekty olimpijskie nie mogą czerpać inspiracji z miana sponsora. Dawniej grały tutaj Vancouver Grizzlies (NBA, obecnie Memphis Grizzlies) i Vancouver Ravens (NLL). W hali znajduje się 88 luksusowych apartamentów oraz 12 apartamentów gościnnych, jednak połowa z nich na skutek pożarów została wyłączona z użytku. Tutejsza szkoła kiedyś oferowała naukę jazdy na łyżwach na wszelkich poziomach. Teraz lodowisko jest jedynie udostępniane zwyczajnym mieszkańcom i prywatnym instruktorom, którzy od czasów zbudowania muru stracili swą możliwość dalszego rozwoju kariery.
Kawiarnia Red Coffee
Red Coffee to obowiązkowy przystanek dla osób, które chcą w miłej atmosferze spotkać się ze znajomymi, wypić dobrą kawę, przekąsić coś dobrego oraz nacieszyć wzrok czymś o wiele ładniejszym niż zdewastowane ulice miasta. Już od wejścia gości wita aromatyczny zapach kawy i innych smakowitych napoi. Szczególnie upodobali sobie to miejsce młodzi ludzie, chcący odprężyć się po zajęciach lub po prostu spędzić czas poza domem. W wystroju dominuje czerwony kolor - nawet filiżanki są podawane na ozdobnych czerwonych talerzykach. Liczne kanapy ustawiono pod ścianami. Kawiarnia poza jedzeniem i piciem oferuje również planszówki oraz niemałą kolekcję książek, które można wypożyczyć na miejscu. Co jakiś czas organizowane są spotkania fanów gier planszowych, podczas których właściciele udostępniają specjalne menu z limitowanymi pozycjami, niedostępnymi w inne dni.
Bill Reid Gallery of Northwest Coast Art
Przez dziesięciolecia dzieła nieżyjącego już Billa Reida, rzeźbiarza, złotnika, pisarza, nadawcy i jednego z najbardziej szanowanych artystów w Kolumbii Brytyjskiej, były wystawiane w instytucjach w całej Kanadzie, a nawet uświetniły kanadyjski banknot 20-dolarowy. W 2008 roku w centrum Vancouver otwarto galerię poświęconą twórczości Reida i innych artystów z północno-zachodniego wybrzeża. Przechodnie mogliby łatwo przegapić ten klejnot, który jest schowany z dala od zgiełku, ale ci, którzy go odnajdą, są sowicie wynagradzani.
Efekt terenu: Central Plaza stało się jednym z najbardziej newralgicznych punktów dystryktu B. W przypadku wezwania służb przez zwykłych mieszkańców (Liberty) po pojawieniu się Niepoczytalnych, gracze otrzymują wsparcie w postaci jednego dodatkowego NPC, który wspomoże ich w walce. Jego ataki liczą się jako ataki walki wręcz.
Jeden z największych supermarketów w Riverdale City, który jako jedyny zdaje się kompletnie nie przejmować odcięciem miasta od reszty świata. Regularne, obfite dostawy pozwalają wszystkim mieszkańcom zaopatrzyć się absolutnie we wszystkie wymarzone przez nich produkty. Nie ma co jednak liczyć na dawne solidne promocje, nawet jeśli ogólne ceny oscylują w kategorii "przystępne".
Cineplex Cinema
Chcesz iść do kina w Vancouver, choć nie jesteś pewien jakie dokładnie miejsce powinieneś wybrać? Nawet nie ma co się zastanawiać nad różnymi opcjami. Niezależnie od tego kogo zapytasz, jedynym słusznym wyborem jest Cineplex Cinema. Największa sieć oferująca nie tylko wszystkie najnowsze seanse, ale i bilety w całkowicie przyzwoitej cenie.
Lodowisko Rogers Arena
Hala została otwarta w 1995 roku i zbudowana za prywatne pieniądze. Nazywała się General Motors Place, lecz MKOL na czas olimpiady - wtedy jeszcze za czasów Vancouver - nakazał zmiany tejże nazwy, jako że obiekty olimpijskie nie mogą czerpać inspiracji z miana sponsora. Dawniej grały tutaj Vancouver Grizzlies (NBA, obecnie Memphis Grizzlies) i Vancouver Ravens (NLL). W hali znajduje się 88 luksusowych apartamentów oraz 12 apartamentów gościnnych, jednak połowa z nich na skutek pożarów została wyłączona z użytku. Tutejsza szkoła kiedyś oferowała naukę jazdy na łyżwach na wszelkich poziomach. Teraz lodowisko jest jedynie udostępniane zwyczajnym mieszkańcom i prywatnym instruktorom, którzy od czasów zbudowania muru stracili swą możliwość dalszego rozwoju kariery.
Kawiarnia Red Coffee
Red Coffee to obowiązkowy przystanek dla osób, które chcą w miłej atmosferze spotkać się ze znajomymi, wypić dobrą kawę, przekąsić coś dobrego oraz nacieszyć wzrok czymś o wiele ładniejszym niż zdewastowane ulice miasta. Już od wejścia gości wita aromatyczny zapach kawy i innych smakowitych napoi. Szczególnie upodobali sobie to miejsce młodzi ludzie, chcący odprężyć się po zajęciach lub po prostu spędzić czas poza domem. W wystroju dominuje czerwony kolor - nawet filiżanki są podawane na ozdobnych czerwonych talerzykach. Liczne kanapy ustawiono pod ścianami. Kawiarnia poza jedzeniem i piciem oferuje również planszówki oraz niemałą kolekcję książek, które można wypożyczyć na miejscu. Co jakiś czas organizowane są spotkania fanów gier planszowych, podczas których właściciele udostępniają specjalne menu z limitowanymi pozycjami, niedostępnymi w inne dni.
Bill Reid Gallery of Northwest Coast Art
Przez dziesięciolecia dzieła nieżyjącego już Billa Reida, rzeźbiarza, złotnika, pisarza, nadawcy i jednego z najbardziej szanowanych artystów w Kolumbii Brytyjskiej, były wystawiane w instytucjach w całej Kanadzie, a nawet uświetniły kanadyjski banknot 20-dolarowy. W 2008 roku w centrum Vancouver otwarto galerię poświęconą twórczości Reida i innych artystów z północno-zachodniego wybrzeża. Przechodnie mogliby łatwo przegapić ten klejnot, który jest schowany z dala od zgiełku, ale ci, którzy go odnajdą, są sowicie wynagradzani.
__________
Efekt terenu: Central Plaza stało się jednym z najbardziej newralgicznych punktów dystryktu B. W przypadku wezwania służb przez zwykłych mieszkańców (Liberty) po pojawieniu się Niepoczytalnych, gracze otrzymują wsparcie w postaci jednego dodatkowego NPC, który wspomoże ich w walce. Jego ataki liczą się jako ataki walki wręcz.
TEREN PRZEJĘTY PRZEZ LISY
Okres nietykalności: do 04.03.2021 (włącznie)
Okres nietykalności: do 04.03.2021 (włącznie)
Jean-Paul wpatrywał się uważnie w swojego rozmówcę. Tak, jakby chciał przewiercić go na wylot, dostać się do samego jestestwa Connora Jostena i wykrzyczeć tam pytanie: czy ty naprawdę jesteś takim człowiekiem? Dlaczego? Jakie tragiczne wydarzenia spowodowały, że głosisz podobne tezy? Zapewne te ukryte w wojskowych aktach. Każde kolejne słowo była jak strzał, który bezbłędnie trafiał w jakiekolwiek nadzieje Leroux’a. Dziennikarz miał wrażenie, że wojskowy dosłownie się nad nim znęca, ponieważ nie należał on do ludzi wielkiej wiary, ale osoba z zewnątrz zawsze stanowiła dla jakiś promyk nadziei. Przywieź ze sobą trochę normalności, jeśli łaska.
Ale nie. Connor Josten nie tylko nie był promykiem nadziei, stanowił wręcz jego antytezę. Był błotem, które zostało wpompowane do Riverdale przez rury podłączone do sieci kanalizacji miejskiej.
Mięsień na twarzy Jean-Paula drgnął po ostatnich słowach Jostena. To był jednak ostatni objaw jakichkolwiek emocji z jego strony. Kiwnął głową, sięgnął po filiżankę i opróżnił ją. Kawa zdążyła już dawno wystygnąć. Następnie pstryknął przyciskiem na dyktafonie.
Koniec nagrywania.
– Merci, monsieur Josten, za poświęcony mi czas. Ta rozmowa była bardzo… hm. Pouczająca. Tak, to chyba dobre słowo. Zapis z niej znajdzie się oczywiście w internecie. Chyba już o tym mówiłem, ale na wszelki wypadek powtórzę: nie udzielam swoich tekstów do autoryzacji. Jeśli coś się panu nie spodoba… cóż, wojskowi na pewno mają sposoby, żeby radzić sobie z takimi ludźmi jak ja – po tych słowach JP posłał mu niemal figlarny uśmiech. Nie ma to jak fantazjowanie o własnej zagładzie.
Dziennikarz schował swój sprzęt, rozejrzał się jeszcze, czy aby na pewno niczego nie zostawił i po raz ostatni zwrócił się do Connora.
– Au revoir, monsieur Josten – pożegnał się, po czym opuścił kawiarnię.
//zt x2
Ale nie. Connor Josten nie tylko nie był promykiem nadziei, stanowił wręcz jego antytezę. Był błotem, które zostało wpompowane do Riverdale przez rury podłączone do sieci kanalizacji miejskiej.
Mięsień na twarzy Jean-Paula drgnął po ostatnich słowach Jostena. To był jednak ostatni objaw jakichkolwiek emocji z jego strony. Kiwnął głową, sięgnął po filiżankę i opróżnił ją. Kawa zdążyła już dawno wystygnąć. Następnie pstryknął przyciskiem na dyktafonie.
Koniec nagrywania.
– Merci, monsieur Josten, za poświęcony mi czas. Ta rozmowa była bardzo… hm. Pouczająca. Tak, to chyba dobre słowo. Zapis z niej znajdzie się oczywiście w internecie. Chyba już o tym mówiłem, ale na wszelki wypadek powtórzę: nie udzielam swoich tekstów do autoryzacji. Jeśli coś się panu nie spodoba… cóż, wojskowi na pewno mają sposoby, żeby radzić sobie z takimi ludźmi jak ja – po tych słowach JP posłał mu niemal figlarny uśmiech. Nie ma to jak fantazjowanie o własnej zagładzie.
Dziennikarz schował swój sprzęt, rozejrzał się jeszcze, czy aby na pewno niczego nie zostawił i po raz ostatni zwrócił się do Connora.
– Au revoir, monsieur Josten – pożegnał się, po czym opuścił kawiarnię.
//zt x2
Kawiarnia Red Coffee
Zjawiła się w umówionym miejscu nieco wcześniej, zahaczając po drodze o supermarket by kupić nową paczkę fajek i torebkę gumy do żucia. Zanim weszła do wnętrza kawiarni, stanęła w pobliżu i odpaliła jednego papierosa tym samym rozglądając się po okolicy. Czy to była jej krzycząca paranoja czy może nawyk, ale gdziekolwiek by nie poszła pierwsze co robiła to rekonesans i planowanie ucieczki. A po ostatnim fiasku w Starbucksie takie zachowanie tylko się u niej nasiliło.
Wyciągnęła telefon z kieszeni i przejrzała najnowsze wiadomości jak i swoją skrzynkę mailową. Na jej szczęście nic ważnego tam nie znalazła. Zgasiła końcówkę papierosa podeszwą buta i weszła do środka kawiarni, kierując się od razu w stronę kas.
Czekając w niedługiej kolejce przeczytała menu i choć parę pozycji brzmiało interesująco, gdy w końcu przyszła jej kolej zamówiła jedyną kawę jaką miała w zwyczaju pić. Tę samą, niezmiennie od kilku lat.
Usiadła przy stoliku, który znajdował się nieco z tyłu kawiarni. Zdecydowanie czuła się pewniej mając za plecami solidną ścianę niż okno czy otwartą przestrzeń. Przekręciła czerwony kubek w dłoni, uniosła go do ust i upiła trochę gorącego napoju. Musiała przyznać, że kawiarnia była znacznie bardziej przytulna niż jej ulubiona sieciówka. Spojrzała na swój telefon, sprawdzając godzinę i cierpliwe czekała na chłopaka.
Trochę później niż Kiana, ale na określoną porę, pojawił się Shane. Trzymając w prawej dłoni telefon, zerkał w jego ekran, chcąc upewnić się, że nie popełni gafę w postaci spóźnienia się na umówione spotkanie, które sam zaproponował. Wypuścił cicho powietrze z płuc, upewniwszy się po raz ostatni, że pora była odpowiednia nim wszedł do pomieszczenia kawiarenki.
Musiał przyznać sobie, że prawie zapomniał atmosfery jaką dostarczało owe miejsce. Ten fakt spowodował wywołanie delikatnego uśmiechu na jego ustach, który chwilkę potem zaniknął. Przeszedł do przeszukiwania wzrokiem pomieszczenia w poszukiwaniu białowłosej kobiety. Przemierzając kilka kroków do przodu, dostrzegł ją w końcu w głębi kawiarenki. Dlatego też bez większego oporu podszedł do zajmowanego przez nią stolika.
Położył dłonie na oparciu wolnego krzesła.
- Cześć - przywitał się z nią. - Daj chwilkę, tylko sobie zamówię napój.
Z tymi słowami na razie pozostawił ją, by po kilku minutach powrócić z parującym naparem w postaci kawy z piankami.
- Chciałem kiedyś spróbować ten twór - powiedział jeszcze, kładąc naczynie na stolik, by zaraz potem odsunąć wybrane przez siebie krzesło, na którym zaraz potem usiadł. - Długo czekałaś? - zagaił. Ciemnowłosy zaproponował jej spotkanie bez większego zastanowienia się nad planem. Inaczej mówiąc - nastawiał się bardziej na spokojnie spędzony czas ze znajomą.
Przez co czuł lekką pustkę w głowie pod względem wymyślenia tematu rozmowy.
- Udało Ci się zobaczyć trochę miasto? - spytał się jeszcze, obierając neutralną - według niego - tematykę.
Musiał przyznać sobie, że prawie zapomniał atmosfery jaką dostarczało owe miejsce. Ten fakt spowodował wywołanie delikatnego uśmiechu na jego ustach, który chwilkę potem zaniknął. Przeszedł do przeszukiwania wzrokiem pomieszczenia w poszukiwaniu białowłosej kobiety. Przemierzając kilka kroków do przodu, dostrzegł ją w końcu w głębi kawiarenki. Dlatego też bez większego oporu podszedł do zajmowanego przez nią stolika.
Położył dłonie na oparciu wolnego krzesła.
- Cześć - przywitał się z nią. - Daj chwilkę, tylko sobie zamówię napój.
Z tymi słowami na razie pozostawił ją, by po kilku minutach powrócić z parującym naparem w postaci kawy z piankami.
- Chciałem kiedyś spróbować ten twór - powiedział jeszcze, kładąc naczynie na stolik, by zaraz potem odsunąć wybrane przez siebie krzesło, na którym zaraz potem usiadł. - Długo czekałaś? - zagaił. Ciemnowłosy zaproponował jej spotkanie bez większego zastanowienia się nad planem. Inaczej mówiąc - nastawiał się bardziej na spokojnie spędzony czas ze znajomą.
Przez co czuł lekką pustkę w głowie pod względem wymyślenia tematu rozmowy.
- Udało Ci się zobaczyć trochę miasto? - spytał się jeszcze, obierając neutralną - według niego - tematykę.
Zauważyła go gdy wszedł przez drzwi kawiarni, ale cierpliwie czekała aż sam odnajdzie ją wzrokiem. Nie ma się przecież co afiszować i robić niepotrzebnego zamieszania. Nie bez przyczyny też wybrała akurat to miejsce. Dzięki temu miała widok na wejście, a także na znaczną część wnętrza lokalu. W razie gdyby znowu miało ich coś zaskoczyć tym razem będzie gotowa.
Kiana westchnęła i pokręciła z zażenowaniem głową. Tego już nawet nie można było nazwać przewrażliwieniem. To już podchodziło pod… Może to czas by umówić się z jej przyjaciółką na jakąś niezobowiązującą sesję?
Gdy Shane podszedł do ich stolika starała się by jej twarz przybrała jak najbardziej neutralny wyraz i skinęła głową na jego powitanie.
"Jasne śmiało," uniosła kubek z własną kawą i upiła nieco ze środka. Mimo, że nie miała najmniejszych podstaw musiała przyznać przed samą sobą, że nieco (a może nawet i bardzo) stresowała się tym spotkaniem. Nie wiedziała tylko czemu.
Gdy chłopak powrócił z parującym kubkiem i pływającymi na wierzchu napoju piankami, kąciki jej ust samoistnie się uniosły.
"Pianki huh? Daj znać czy dobre," wyglądało i pachniało zachęcająco, ale również jak coś niezwykle słodkiego. Chociaż jej kawa również do gorzkich nie należała.
"Raptem parę minut, ale nie przejmuj się. Byłam na miejscu po prostu nieco wcześniej," ponownie delikatnie się uśmiechnęła, co ostatnimi czasy przychodziło jej dużo łatwiej niż przed przyjazdem do tego miasta.
Rozwój osobisty w Riverdale, a to Ci dopiero paradoks, przeleciało jej przez myśl. Chociaż musiała przyznać, że mimo dość ponurej i niebezpiecznej atmosfery póki co żyło jej się tu dobrze. A przynajmniej dużo lepiej niż w jej rodzinnym mieście.
Spojrzała na niego ponad rąbkiem kubka, odstawiła go na stół i kiwnęła głową na tak.
”Może niekoniecznie w taki sposób jakbym chciała, ale nie mam co narzekać. Przynajmniej już się nie gubię idąc przez park,” przerwała na chwilę obserwując mężczyznę siedzącego przed sobą.
”A ty jak się trzymasz? I jak w pracy?” Nie była najlepsza w pogawędkach, ale nie chciała brzmieć jakby znaleźli się na przesłuchaniu, co niestety bardzo często się działo, gdy zostawała z kimś sam na sam. Nie jej wina, że nigdy nie posiadała wielu (jeśli w ogóle) przyjaciół czy choćby znajomych.
Kiana westchnęła i pokręciła z zażenowaniem głową. Tego już nawet nie można było nazwać przewrażliwieniem. To już podchodziło pod… Może to czas by umówić się z jej przyjaciółką na jakąś niezobowiązującą sesję?
Gdy Shane podszedł do ich stolika starała się by jej twarz przybrała jak najbardziej neutralny wyraz i skinęła głową na jego powitanie.
"Jasne śmiało," uniosła kubek z własną kawą i upiła nieco ze środka. Mimo, że nie miała najmniejszych podstaw musiała przyznać przed samą sobą, że nieco (a może nawet i bardzo) stresowała się tym spotkaniem. Nie wiedziała tylko czemu.
Gdy chłopak powrócił z parującym kubkiem i pływającymi na wierzchu napoju piankami, kąciki jej ust samoistnie się uniosły.
"Pianki huh? Daj znać czy dobre," wyglądało i pachniało zachęcająco, ale również jak coś niezwykle słodkiego. Chociaż jej kawa również do gorzkich nie należała.
"Raptem parę minut, ale nie przejmuj się. Byłam na miejscu po prostu nieco wcześniej," ponownie delikatnie się uśmiechnęła, co ostatnimi czasy przychodziło jej dużo łatwiej niż przed przyjazdem do tego miasta.
Rozwój osobisty w Riverdale, a to Ci dopiero paradoks, przeleciało jej przez myśl. Chociaż musiała przyznać, że mimo dość ponurej i niebezpiecznej atmosfery póki co żyło jej się tu dobrze. A przynajmniej dużo lepiej niż w jej rodzinnym mieście.
Spojrzała na niego ponad rąbkiem kubka, odstawiła go na stół i kiwnęła głową na tak.
”Może niekoniecznie w taki sposób jakbym chciała, ale nie mam co narzekać. Przynajmniej już się nie gubię idąc przez park,” przerwała na chwilę obserwując mężczyznę siedzącego przed sobą.
”A ty jak się trzymasz? I jak w pracy?” Nie była najlepsza w pogawędkach, ale nie chciała brzmieć jakby znaleźli się na przesłuchaniu, co niestety bardzo często się działo, gdy zostawała z kimś sam na sam. Nie jej wina, że nigdy nie posiadała wielu (jeśli w ogóle) przyjaciół czy choćby znajomych.
- Pewnie - zgodził się. Obarczył swoją kawę bardziej uważniejszym wzrokiem, skupiając część uwagi na zielonej piance, która powoli zatapiała się w napoju. Oderwał od tego wzrok dopiero w momencie, gdy Kiana ponownie się odezwała.
- Rozumiem - w jego głosie była słyszalna ulga. Wielkim nietaktem z jego strony byłoby to, gdyby kazał jej czekać dość długo na siebie. Nawet jeśli mieli określoną godzinę spotkania. Przynajmniej teraz tak na szybko wyszedł z założenia.
- Można to uznać za mały sukces - powiedział lekko. - Jeszcze trochę i będziesz swobodnie przemieszczać się po mieście bez pomocy mapy - zachichotał cicho. - Próbowałaś odwiedzić inny z parków w tym mieście? - chociaż wolał nie dodawać szczegółów w postaci atrakcji jakie mogłaby zobaczyć. Był niemalże przekonany, że mogła już mieć do czynienia chociażby z plotkami, o ile nie przekonała się na własnej skórze.
Położył dłoń na kawie. Jednakże pytanie o pracę sprawiło, że nie spróbował jej jeszcze, za to skupił się na udzieleniu odpowiedzi:
- Jest w porządku - odparł. - W ostatnim czasie nic mnie nie zaatakowało, nie dostałem nigdzie po głowie, nie musiałem uciekać... uznaję to za całkiem dobrą passę - pomimo ponurego wydźwięku owych słów, zachowanie Kassira wskazywało, że mówił w bardziej żartobliwy sposób. - A praca... Jest dobrze, chociaż nie mogę mówić, że lekko - westchnienie wyrwało się z jego ust. - Ale to taki typ już pracy, zależna przede wszystkim od ilości i rodzai zadań.
Ten typ pracy nie powodował, że w każdej chwili mógł skończyć na ulicy. Na tyle dobrze dla jego szczęścia, że usługi elektryka przydadzą się nie raz. Chociaż nie każda rzecz do naprawy była wystarczająco fascynująca, by z większym zaangażowaniem brał się za daną czynność.
- A jak u ciebie? - odbił pytanie w jej stronę. - Strzelam, że nie jest łatwo, patrząc na wydarzenia z niedawnego czasu - postukał palcem wskazującym o swój kubek. - Widziałem konferencję.
Odgarnął zbłąkany kosmyk włosów za plecy wolną ręką.
- Pewnie było męcząco? - dopiero teraz podniósł kubek i zanurzył usta w kawie, upijając łyk. Słodkawe.
- Rozumiem - w jego głosie była słyszalna ulga. Wielkim nietaktem z jego strony byłoby to, gdyby kazał jej czekać dość długo na siebie. Nawet jeśli mieli określoną godzinę spotkania. Przynajmniej teraz tak na szybko wyszedł z założenia.
- Można to uznać za mały sukces - powiedział lekko. - Jeszcze trochę i będziesz swobodnie przemieszczać się po mieście bez pomocy mapy - zachichotał cicho. - Próbowałaś odwiedzić inny z parków w tym mieście? - chociaż wolał nie dodawać szczegółów w postaci atrakcji jakie mogłaby zobaczyć. Był niemalże przekonany, że mogła już mieć do czynienia chociażby z plotkami, o ile nie przekonała się na własnej skórze.
Położył dłoń na kawie. Jednakże pytanie o pracę sprawiło, że nie spróbował jej jeszcze, za to skupił się na udzieleniu odpowiedzi:
- Jest w porządku - odparł. - W ostatnim czasie nic mnie nie zaatakowało, nie dostałem nigdzie po głowie, nie musiałem uciekać... uznaję to za całkiem dobrą passę - pomimo ponurego wydźwięku owych słów, zachowanie Kassira wskazywało, że mówił w bardziej żartobliwy sposób. - A praca... Jest dobrze, chociaż nie mogę mówić, że lekko - westchnienie wyrwało się z jego ust. - Ale to taki typ już pracy, zależna przede wszystkim od ilości i rodzai zadań.
Ten typ pracy nie powodował, że w każdej chwili mógł skończyć na ulicy. Na tyle dobrze dla jego szczęścia, że usługi elektryka przydadzą się nie raz. Chociaż nie każda rzecz do naprawy była wystarczająco fascynująca, by z większym zaangażowaniem brał się za daną czynność.
- A jak u ciebie? - odbił pytanie w jej stronę. - Strzelam, że nie jest łatwo, patrząc na wydarzenia z niedawnego czasu - postukał palcem wskazującym o swój kubek. - Widziałem konferencję.
Odgarnął zbłąkany kosmyk włosów za plecy wolną ręką.
- Pewnie było męcząco? - dopiero teraz podniósł kubek i zanurzył usta w kawie, upijając łyk. Słodkawe.
Wzięła kolejny łyk napoju i czy to za sprawą jego temperatury czy może swobody jaką czuła od mężczyzny, ale zaczynała się nieco mniej przejmować całym spotkaniem. To chyba dobrze, nie?
"Huh, albo w końcu zainwestuje w jakiś porządny GPS. Te w telefonach potrafią nieźle zwariować," już nie raz zamiast doprowadzić ją do celu, wyprowadził ją w dosłowne pole.
"Park Stanley'a, czy jakoś tak. Jest niedaleko komendy, a w budynku czasem tak mocno śmierdzi, że nie da się tam wysiedzieć. Po za tym co chwilę ktoś zawraca łeb, nie da się skupić, a jeba-" przerwała swój monolog obdarzając chłopaka przepraszającym spojrzeniem. "Ach, wybacz," złapała za kubek z kawą chcąc zatuszować swój chwilowy poślizg. Nie zamierzała wywlekać wszystkiego co ją wkurwiało, w końcu jakby nie było jeszcze ledwo się znali. Ale przecież nic tak nie ociepla relacji jak walka z zombie.
Parsknęła cicho pod nosem słysząc jego słowa i cisnęło jej się na usta by przyznać "ja też", ale cóż. Oparła się o blat stołu kładąc dłoń na brodzie.
"Jeden zero dla Ciebie," zmarszczyła lekko brwi, przypatrując mu się z uwagą. Miała do niego pewien interes, ale zastanawiała się czy Shane w ogóle będzie chętny by jej pomóc. Oczywiście zamierzała mu za to zapłacić.
"A co do twojej pracy. Nie masz może przypadkiem trochę wolnego czasu? Mam pewien... problem, z którym myślę, że mógłbyś pomóc," nie chciała wchodzić w szczegóły dopóki nie usłyszy od niego zgody. Takie trochę dmuchanie na zimne.
Paranoja, usłyszała cichy głos w głowie, który zignorowała.
"Jak u mnie, huh?" powtórzyła jego pytanie, a jej mina wyraźnie zrzedła. Przeczesała palcami włosy, zgarniając je na jedną stronę i dając sobie tym samym chwilę na zastanowienie. "Dzień bez trupa lub świra dniem straconym. Gdybym wiedziała ile w tym mieście jest syfu zastanowiłabym się dwa razy zanim przekroczyłam granice," pominęła parę mocniejszych szczegółów, w końcu kto normalny chciał o tym słuchać. Sięgnęła po kubek z kawą, ale zanim zdążyła upić kolejny łyk Shane wspomniał tę nieszczęsną konferencję. Odstawiła naczynie na blat i głośno westchnęła.
"To była katastrofa. Nie zrozum mnie źle. To co mówiłam, nie kłamałam. Gdyby ten idiota dał nam więcej czasu..., Tak czy inaczej. A ty jakie masz przemyślenia na ten temat? W końcu widziałeś na własne oczy zachowanie tamtego chłopaka," była zażenowana i wściekła na to, że do tej pory nie wiedzieli praktycznie nic. Funkcjonariuszom nie chciało się tym zajmować, a Wolves mieli już ręce pełne roboty. Po za tym wciąż było ich za mało by działać na kilku frontach. Odchyliła się na krześle i na moment wróciła myślami do wspomnianej konferencji.
"Huh, albo w końcu zainwestuje w jakiś porządny GPS. Te w telefonach potrafią nieźle zwariować," już nie raz zamiast doprowadzić ją do celu, wyprowadził ją w dosłowne pole.
"Park Stanley'a, czy jakoś tak. Jest niedaleko komendy, a w budynku czasem tak mocno śmierdzi, że nie da się tam wysiedzieć. Po za tym co chwilę ktoś zawraca łeb, nie da się skupić, a jeba-" przerwała swój monolog obdarzając chłopaka przepraszającym spojrzeniem. "Ach, wybacz," złapała za kubek z kawą chcąc zatuszować swój chwilowy poślizg. Nie zamierzała wywlekać wszystkiego co ją wkurwiało, w końcu jakby nie było jeszcze ledwo się znali. Ale przecież nic tak nie ociepla relacji jak walka z zombie.
Parsknęła cicho pod nosem słysząc jego słowa i cisnęło jej się na usta by przyznać "ja też", ale cóż. Oparła się o blat stołu kładąc dłoń na brodzie.
"Jeden zero dla Ciebie," zmarszczyła lekko brwi, przypatrując mu się z uwagą. Miała do niego pewien interes, ale zastanawiała się czy Shane w ogóle będzie chętny by jej pomóc. Oczywiście zamierzała mu za to zapłacić.
"A co do twojej pracy. Nie masz może przypadkiem trochę wolnego czasu? Mam pewien... problem, z którym myślę, że mógłbyś pomóc," nie chciała wchodzić w szczegóły dopóki nie usłyszy od niego zgody. Takie trochę dmuchanie na zimne.
Paranoja, usłyszała cichy głos w głowie, który zignorowała.
"Jak u mnie, huh?" powtórzyła jego pytanie, a jej mina wyraźnie zrzedła. Przeczesała palcami włosy, zgarniając je na jedną stronę i dając sobie tym samym chwilę na zastanowienie. "Dzień bez trupa lub świra dniem straconym. Gdybym wiedziała ile w tym mieście jest syfu zastanowiłabym się dwa razy zanim przekroczyłam granice," pominęła parę mocniejszych szczegółów, w końcu kto normalny chciał o tym słuchać. Sięgnęła po kubek z kawą, ale zanim zdążyła upić kolejny łyk Shane wspomniał tę nieszczęsną konferencję. Odstawiła naczynie na blat i głośno westchnęła.
"To była katastrofa. Nie zrozum mnie źle. To co mówiłam, nie kłamałam. Gdyby ten idiota dał nam więcej czasu..., Tak czy inaczej. A ty jakie masz przemyślenia na ten temat? W końcu widziałeś na własne oczy zachowanie tamtego chłopaka," była zażenowana i wściekła na to, że do tej pory nie wiedzieli praktycznie nic. Funkcjonariuszom nie chciało się tym zajmować, a Wolves mieli już ręce pełne roboty. Po za tym wciąż było ich za mało by działać na kilku frontach. Odchyliła się na krześle i na moment wróciła myślami do wspomnianej konferencji.
Kaszlnął, starając się zamaskować narastający śmiech.
- Odpowiem dwoma słowami: "odświeżacz powietrza" - oparł jej niewinnie, pijąc małymi łyczkami kawę. Niemalże mógł mieć aureolę nad głową na te kilka sekund.
Pytanie o coś, co zahaczało teoretycznie o pracę sprawiło, że patrzył na nią pytająco. Nie do rzadkości należało, że trafiały mu się zlecenia zahaczające o jego czas wolny. Przy czym...
- W zależności na co? Telewizor mogę naprawić - odparł jej. - Ale krzesła elektrycznego ci nie zrobię - uprzedził od razu. Zgodzenie się na coś na ślepo było zbyt ryzykowne, zwłaszcza na obecnym poziomie relacji. Nie byli dla siebie już "losowymi przechodniami", ale do przyjaźni jeszcze trochę brakowało. Wspólne spotkania były dobrym krokiem do zbliżenia się do siebie. A jeszcze lepiej, gdy tego nie przerywały nagłe ataki zombie.
Lekko uśmiechnął się na temat.
- Opinie w internecie nie były przesadzone - podsumował jej słowa wyraźnie się nieźle bawiąc. - Jakby to powiedzieć... Witamy w mieście, gdzie granice normalności są mocno naginane? - bardzo delikatnie mówiąc. - Przyjeżdżanie tutaj z własnej woli... - rozłożył ręce. - ... zostawiam jako pole do rozmyślania.
Nie potrafił zrozumieć dobrowolnego wyboru dotyczącego przyjazdu do Riverdale. Jednakże subiektywność nie pozwalała mu na wyciągnięcie sensownego obrazu, który pozwoliłby mu postawić się w sytuacji danej osoby.
Chociaż z innej strony nie przypominał sobie, by były strony zachęcające do tego miejsca.
Temat konferencji zadawał się być o wiele bardziej delikatniejszą kwestią niż sądził. Jednakże nie powstrzymało to od Kassira, by przemilczeć ową tematykę całkowicie.
- Przede wszystkim powinniście rozważyć zatrudnienie kogoś, to by rozmawiał z mediami. Chyba wam brakuje w tym doświadczenia? - odparł bez zawahania. - Może nie wyglądałoby to tak tragicznie w skutkach. I sam nie wiem... Bez urazy, ale dla mnie sama konferencja zasadniczo niczego nie wniosła - westchnął. - Gdyby zamienić pouczanie innych niczym dzieci, a podsunąć chociażby wrażenie konkretów, myślę, że udałoby się wam osiągnąć więcej - podzielił się z nią swoim osobistym wrażeniem po konferencji. Starał się nie dobierać ostrych słów w tym momencie.
- A fakt, że sam widziałem skutki powoduje jedynie, że po przedstawionym stanowisku nie czuję się wyjątkowo bezpieczniej - lekko skrzywił się. - Ciężko mówić o jakimkolwiek bezpieczeństwie w tym mieście mimo wszystko - wzruszył ramionami. - Ale jednak jest różnica między czymś, co weszło w codzienną rzeczywistość, a czymś zupełnie nowym.
Postawił szklane naczynie po lewej stronie, po czym położył dłonie na stoliku.
- Przynajmniej macie pomysł jak postępować dalej? - spytał się. - W końcu tamten zombie raczej przeżył spotkanie z nami? Otrząsnął się z tego stanu, w jakim był? - jego głos był zniżony, by pytania nie dotarły do uszów innych klientów.
- Odpowiem dwoma słowami: "odświeżacz powietrza" - oparł jej niewinnie, pijąc małymi łyczkami kawę. Niemalże mógł mieć aureolę nad głową na te kilka sekund.
Pytanie o coś, co zahaczało teoretycznie o pracę sprawiło, że patrzył na nią pytająco. Nie do rzadkości należało, że trafiały mu się zlecenia zahaczające o jego czas wolny. Przy czym...
- W zależności na co? Telewizor mogę naprawić - odparł jej. - Ale krzesła elektrycznego ci nie zrobię - uprzedził od razu. Zgodzenie się na coś na ślepo było zbyt ryzykowne, zwłaszcza na obecnym poziomie relacji. Nie byli dla siebie już "losowymi przechodniami", ale do przyjaźni jeszcze trochę brakowało. Wspólne spotkania były dobrym krokiem do zbliżenia się do siebie. A jeszcze lepiej, gdy tego nie przerywały nagłe ataki zombie.
Lekko uśmiechnął się na temat.
- Opinie w internecie nie były przesadzone - podsumował jej słowa wyraźnie się nieźle bawiąc. - Jakby to powiedzieć... Witamy w mieście, gdzie granice normalności są mocno naginane? - bardzo delikatnie mówiąc. - Przyjeżdżanie tutaj z własnej woli... - rozłożył ręce. - ... zostawiam jako pole do rozmyślania.
Nie potrafił zrozumieć dobrowolnego wyboru dotyczącego przyjazdu do Riverdale. Jednakże subiektywność nie pozwalała mu na wyciągnięcie sensownego obrazu, który pozwoliłby mu postawić się w sytuacji danej osoby.
Chociaż z innej strony nie przypominał sobie, by były strony zachęcające do tego miejsca.
Temat konferencji zadawał się być o wiele bardziej delikatniejszą kwestią niż sądził. Jednakże nie powstrzymało to od Kassira, by przemilczeć ową tematykę całkowicie.
- Przede wszystkim powinniście rozważyć zatrudnienie kogoś, to by rozmawiał z mediami. Chyba wam brakuje w tym doświadczenia? - odparł bez zawahania. - Może nie wyglądałoby to tak tragicznie w skutkach. I sam nie wiem... Bez urazy, ale dla mnie sama konferencja zasadniczo niczego nie wniosła - westchnął. - Gdyby zamienić pouczanie innych niczym dzieci, a podsunąć chociażby wrażenie konkretów, myślę, że udałoby się wam osiągnąć więcej - podzielił się z nią swoim osobistym wrażeniem po konferencji. Starał się nie dobierać ostrych słów w tym momencie.
- A fakt, że sam widziałem skutki powoduje jedynie, że po przedstawionym stanowisku nie czuję się wyjątkowo bezpieczniej - lekko skrzywił się. - Ciężko mówić o jakimkolwiek bezpieczeństwie w tym mieście mimo wszystko - wzruszył ramionami. - Ale jednak jest różnica między czymś, co weszło w codzienną rzeczywistość, a czymś zupełnie nowym.
Postawił szklane naczynie po lewej stronie, po czym położył dłonie na stoliku.
- Przynajmniej macie pomysł jak postępować dalej? - spytał się. - W końcu tamten zombie raczej przeżył spotkanie z nami? Otrząsnął się z tego stanu, w jakim był? - jego głos był zniżony, by pytania nie dotarły do uszów innych klientów.
Gdyby odświeżacz powietrza wystarczył to wykupiłaby cały zapas w sklepie. I wystawiła fakturę na miejski komisariat. Przecież nie wydała by własnych pieniędzy tylko dlatego, że ktoś podgrzewa w mikrofalówce jebanego łososia.
”Kurczę, skąd wiedziałeś, że zawsze o takim marzyłam,” odparła zgryźliwie z lekkim uśmiechem i kontynuowała już poważniejszym tonem. ”Bardziej kamery od monitoringu i sprawdzenie ogólnie elektryki w budynku,” sprostowała zawieszając swój wzrok na mężczyźnie.
”Przyznaje, że nie do końca to przemyślałam, ale cóż. Każdy popełnia błędy,” mimo to coraz mniej żałowała, że postanowiła tu przyjechać. Mimo, że jak dotąd nie udało jej się osiągnąć głównego celu.
Była na prawdę ciekawa co Shane uważa o niedawnej konferencji. Nie łudziła się, że usłyszy jakiekolwiek pozytywne słowa z jego strony, tak też nie miała żalu, gdy mężczyzna wyznał co sądzi o całej sprawie. I jeśli miała być szczera to wolała takie podejście niż jakby miał kłamać jej prosto w oczy próbując wmówić, że wykonała kawał dobrej roboty, a cała policja powinna być z siebie dumna.
„Prawda jest taka, że osobiście nienawidzę dziennikarzy i zawsze unikałam blasku fleszy. Tym razem jednak nie miałam wyboru,” wepchnęli ją na minę, a ona zgodziła się chcąc chociaż w jakiś sposób spróbować uratować i tak z góry przegrane starcie. Jak wyszło, to widział każdy. ”Nie przejmuj się. Zdaje sobie sprawę, że to było gówniane i bezsensu. Czasem niestety robisz to co Ci każą,” westchnęła ciężko i na chwilę skupiła się na gorącym napoju. Złapała kubek obiema dłońmi obracając go o parę razy. ”Przeżył. Jest trzymany w zamknięciu i dostanie się do niego graniczy z cudem. Już dawno chciałam go przesłuchać, ale do tej pory nie uzyskałam zgody. Nie wiem o co chodzi,” irytowało ją to niesamowicie. Przecież był kluczowym punktem by dowiedzieć się z czym w ogóle mieli do czynienia. ”Jeśli oficjalnie ponownie mi odmówią, użyje nieco innych środków. Już i tak zbyt długo zwlekałam,” zniżyła głos praktycznie do szeptu. Nie chciała by ktokolwiek przypadkowo usłyszał o czym rozmawiali. Spojrzała na Shane’a i przez chwilę po prostu mu się przyglądała. ”A czy ty coś słyszałeś na mieście? Może ktoś coś wie? Jakieś plotki? Cokolwiek?” W tym momencie wszystko było możliwe i nawet najmniejszy ślad mógł jej pomóc.
”Kurczę, skąd wiedziałeś, że zawsze o takim marzyłam,” odparła zgryźliwie z lekkim uśmiechem i kontynuowała już poważniejszym tonem. ”Bardziej kamery od monitoringu i sprawdzenie ogólnie elektryki w budynku,” sprostowała zawieszając swój wzrok na mężczyźnie.
”Przyznaje, że nie do końca to przemyślałam, ale cóż. Każdy popełnia błędy,” mimo to coraz mniej żałowała, że postanowiła tu przyjechać. Mimo, że jak dotąd nie udało jej się osiągnąć głównego celu.
Była na prawdę ciekawa co Shane uważa o niedawnej konferencji. Nie łudziła się, że usłyszy jakiekolwiek pozytywne słowa z jego strony, tak też nie miała żalu, gdy mężczyzna wyznał co sądzi o całej sprawie. I jeśli miała być szczera to wolała takie podejście niż jakby miał kłamać jej prosto w oczy próbując wmówić, że wykonała kawał dobrej roboty, a cała policja powinna być z siebie dumna.
„Prawda jest taka, że osobiście nienawidzę dziennikarzy i zawsze unikałam blasku fleszy. Tym razem jednak nie miałam wyboru,” wepchnęli ją na minę, a ona zgodziła się chcąc chociaż w jakiś sposób spróbować uratować i tak z góry przegrane starcie. Jak wyszło, to widział każdy. ”Nie przejmuj się. Zdaje sobie sprawę, że to było gówniane i bezsensu. Czasem niestety robisz to co Ci każą,” westchnęła ciężko i na chwilę skupiła się na gorącym napoju. Złapała kubek obiema dłońmi obracając go o parę razy. ”Przeżył. Jest trzymany w zamknięciu i dostanie się do niego graniczy z cudem. Już dawno chciałam go przesłuchać, ale do tej pory nie uzyskałam zgody. Nie wiem o co chodzi,” irytowało ją to niesamowicie. Przecież był kluczowym punktem by dowiedzieć się z czym w ogóle mieli do czynienia. ”Jeśli oficjalnie ponownie mi odmówią, użyje nieco innych środków. Już i tak zbyt długo zwlekałam,” zniżyła głos praktycznie do szeptu. Nie chciała by ktokolwiek przypadkowo usłyszał o czym rozmawiali. Spojrzała na Shane’a i przez chwilę po prostu mu się przyglądała. ”A czy ty coś słyszałeś na mieście? Może ktoś coś wie? Jakieś plotki? Cokolwiek?” W tym momencie wszystko było możliwe i nawet najmniejszy ślad mógł jej pomóc.
Westchnął w myślach. Czyli zwykłe zlecenie.
- Czemu nie. Mogę przyjąć to zlecenie - odparł. Chociaż, czy w takim przypadku nie powinni zatrudnić specjali... A fakt. Przecież ja też jestem - lekko wykrzywił usta w nikłym uśmiechu. - Chociaż nie lepiej wam zatrudnić jakąś firmę od tego? - brzmiało to bardziej profesjonalnie. - Chociaż mogę wam nakreślić przynajmniej co i jak po wizycie tam - miał jednak wrażenie, że kamerami powinna zająć się jakaś firma powiązana z tym tematem.
O ile jeszcze jakaś ostała się w mieście. Nigdy nie interesował się tym.
- Nie do końca, Kiana. Występy przed publicznością zawsze ciągną za sobą konsekwencje. A trudniej jest wybielić się z pierwszego wrażenia, jeśli było ono złe. Macie chociaż kogoś po swojej stronie?
Czy ktoś próbował ich w swoim artykule postawić w dobrym świetle, wskazując na plusy ich działań? Kassir zastanawiał się nad tym, jak bardzo w papierowych wydaniach mogli być ocenieni po tamtej wpad-, znaczy się konferencji.
- Dziwne - mruknął, słysząc jej słowa na temat napastnika. - To mocno podejrzane, że odmawiają ci tego. Trochę jakby chcieli coś ukryć przed tobą, bo "jesteś nowa" - nie zmieniało to faktu, że musiała mieć na tyle wysoką rangę, że zdecydowali się ją wystawić na pożarcie mediom. Nie potrafił sobie przypomnieć, czy napominała mu coś na ten temat, ale wydawało mu się to być po prostu logiczne. Nie sądził, żeby policja była w takim przypadku na tyle ignorantem, by postanowiła ryzykować w kwestii wizerunku.
Chociaż po tej konferencji... kto wie?
Pokręcił ledwo zauważalnie głową na znak zaprzeczenia.
- Nie licząc tego, że to nie był odosobniony przypadek - odparł cicho. - I to jest dziwne. Ciężko mi uwierzyć w to, że ludzie od tak zaakceptowali to jako codzienność. Nie licząc pewnych aktywności na mediach społecznościowych, ale teraz też nadal wydaje mi się to wyciszone - może skala problemu nie została uznana za sporą? Albo nagle ktoś banował każde wypowiedzi na ów temat.
- Cokolwiek to jest, równie dobrze może być ciszą przed burzą - najchętniej teraz westchnąłby głęboko i rozłożył się wygodnie na stoliku. - Strzelam, że jeśli chciałabyś się dowiedzieć czegoś z plotek, musiałabyś wybrać się na wycieczce po mieście. Więcej ci to powie niż siedzenie w czterech ścianach bez sensownego odświeżacza powietrza. A jaka jest twoja opinia?
- Czemu nie. Mogę przyjąć to zlecenie - odparł. Chociaż, czy w takim przypadku nie powinni zatrudnić specjali... A fakt. Przecież ja też jestem - lekko wykrzywił usta w nikłym uśmiechu. - Chociaż nie lepiej wam zatrudnić jakąś firmę od tego? - brzmiało to bardziej profesjonalnie. - Chociaż mogę wam nakreślić przynajmniej co i jak po wizycie tam - miał jednak wrażenie, że kamerami powinna zająć się jakaś firma powiązana z tym tematem.
O ile jeszcze jakaś ostała się w mieście. Nigdy nie interesował się tym.
- Nie do końca, Kiana. Występy przed publicznością zawsze ciągną za sobą konsekwencje. A trudniej jest wybielić się z pierwszego wrażenia, jeśli było ono złe. Macie chociaż kogoś po swojej stronie?
Czy ktoś próbował ich w swoim artykule postawić w dobrym świetle, wskazując na plusy ich działań? Kassir zastanawiał się nad tym, jak bardzo w papierowych wydaniach mogli być ocenieni po tamtej wpad-, znaczy się konferencji.
- Dziwne - mruknął, słysząc jej słowa na temat napastnika. - To mocno podejrzane, że odmawiają ci tego. Trochę jakby chcieli coś ukryć przed tobą, bo "jesteś nowa" - nie zmieniało to faktu, że musiała mieć na tyle wysoką rangę, że zdecydowali się ją wystawić na pożarcie mediom. Nie potrafił sobie przypomnieć, czy napominała mu coś na ten temat, ale wydawało mu się to być po prostu logiczne. Nie sądził, żeby policja była w takim przypadku na tyle ignorantem, by postanowiła ryzykować w kwestii wizerunku.
Chociaż po tej konferencji... kto wie?
Pokręcił ledwo zauważalnie głową na znak zaprzeczenia.
- Nie licząc tego, że to nie był odosobniony przypadek - odparł cicho. - I to jest dziwne. Ciężko mi uwierzyć w to, że ludzie od tak zaakceptowali to jako codzienność. Nie licząc pewnych aktywności na mediach społecznościowych, ale teraz też nadal wydaje mi się to wyciszone - może skala problemu nie została uznana za sporą? Albo nagle ktoś banował każde wypowiedzi na ów temat.
- Cokolwiek to jest, równie dobrze może być ciszą przed burzą - najchętniej teraz westchnąłby głęboko i rozłożył się wygodnie na stoliku. - Strzelam, że jeśli chciałabyś się dowiedzieć czegoś z plotek, musiałabyś wybrać się na wycieczce po mieście. Więcej ci to powie niż siedzenie w czterech ścianach bez sensownego odświeżacza powietrza. A jaka jest twoja opinia?
Odetchnęła z ulgą słysząc jego pozytywną odpowiedź. Jedna pozycja z niekończącej się listy wykreślona. ”Świetnie, w takim razie napiszę Ci jeszcze szczegóły i dogadamy stawkę,” odparła odwracając wzrok w stronę lady. A może by tak skusić się na jakieś ciastko?
”Firmy wymagają zbyt dużo formalności i nie chciałabym powierzać tego komuś, kogo nie znam,” jeszcze tego brakowało by po ich terenie szwendali się jacyś obcy. Miała nadzieję, że mężczyzna nie będzie dalej drążyć tego tematu.
Westchnęła, a ochota na słodycze przeszła jej równie szybko co się pojawiła. Powróciła wzrokiem do stolika i skupiła całą uwagę na swoim rozmówcy.
”Chyba już się przyzwyczaiłam do życia z konsekwencjami. Jedna więcej nie robi różnicy,” jej ton był dość chłodny i cóż, taka praca. Jeden nieostrożny ruch czy o jedno słowo za dużo, a miesiące spędzone na danej sprawie kończyły się fiaskiem.
”Sama nie wiem. Mieszkańcy są wkurzeni i zirytowani, prezydent i reszta urzędników umywa ręce. Ci, którzy nie musieli uczestniczyć w konferencji udają, że są zajęci czymś innym. Pozostawia mi to niewielki krąg ludzi do współpracy,” wzruszyła ramionami łapiąc za kubek i wypijając zawartość prawie do końca. Zgadzała się z jego następnymi słowami. Też z resztą miała takie podejrzenie.
”Większości nie bardzo podoba się fakt, że kobieta inspektor i to w dodatku przed trzydziestką wydaje im rozkazy i stoi wyżej w hierarchii. A to, że jestem tu stosunkowo nowa tylko podburza ich stłamszone ego,” parsknęła pod nosem kręcąc głową. Banda gburów.
„Masz racje i tego również się obawiam. Po za tym ludzie niechętnie chcą rozmawiać z glinami, nawet jeśli podchodzi się do nich przyjaźnie i poza murami komendy,” dlatego liczyła, że Shane coś będzie wiedział. Jako jeden z regularnych mieszkańców.
„Im dłużej nad tym myślę, wydaje mi się, że to był swego rodzaju test, coś jak sprawdzian czy substancja działa tak jak założyli. Pytanie dlaczego ktoś to w ogóle stworzył. Do czego chce tego użyć,” bo jaki mieli zysk z nowego narkotyku skoro tylko jedna osoba przeżyła? Nie wypuszcza się na rynek czegoś co zabija potencjalnych klientów. Nie, jeśli chce się na tym zarobić. Oparła podbródek na dłoni patrząc nieobecnym wzrokiem w stół. A może to ona po prostu się do tego nie nadawała…
”Firmy wymagają zbyt dużo formalności i nie chciałabym powierzać tego komuś, kogo nie znam,” jeszcze tego brakowało by po ich terenie szwendali się jacyś obcy. Miała nadzieję, że mężczyzna nie będzie dalej drążyć tego tematu.
Westchnęła, a ochota na słodycze przeszła jej równie szybko co się pojawiła. Powróciła wzrokiem do stolika i skupiła całą uwagę na swoim rozmówcy.
”Chyba już się przyzwyczaiłam do życia z konsekwencjami. Jedna więcej nie robi różnicy,” jej ton był dość chłodny i cóż, taka praca. Jeden nieostrożny ruch czy o jedno słowo za dużo, a miesiące spędzone na danej sprawie kończyły się fiaskiem.
”Sama nie wiem. Mieszkańcy są wkurzeni i zirytowani, prezydent i reszta urzędników umywa ręce. Ci, którzy nie musieli uczestniczyć w konferencji udają, że są zajęci czymś innym. Pozostawia mi to niewielki krąg ludzi do współpracy,” wzruszyła ramionami łapiąc za kubek i wypijając zawartość prawie do końca. Zgadzała się z jego następnymi słowami. Też z resztą miała takie podejrzenie.
”Większości nie bardzo podoba się fakt, że kobieta inspektor i to w dodatku przed trzydziestką wydaje im rozkazy i stoi wyżej w hierarchii. A to, że jestem tu stosunkowo nowa tylko podburza ich stłamszone ego,” parsknęła pod nosem kręcąc głową. Banda gburów.
„Masz racje i tego również się obawiam. Po za tym ludzie niechętnie chcą rozmawiać z glinami, nawet jeśli podchodzi się do nich przyjaźnie i poza murami komendy,” dlatego liczyła, że Shane coś będzie wiedział. Jako jeden z regularnych mieszkańców.
„Im dłużej nad tym myślę, wydaje mi się, że to był swego rodzaju test, coś jak sprawdzian czy substancja działa tak jak założyli. Pytanie dlaczego ktoś to w ogóle stworzył. Do czego chce tego użyć,” bo jaki mieli zysk z nowego narkotyku skoro tylko jedna osoba przeżyła? Nie wypuszcza się na rynek czegoś co zabija potencjalnych klientów. Nie, jeśli chce się na tym zarobić. Oparła podbródek na dłoni patrząc nieobecnym wzrokiem w stół. A może to ona po prostu się do tego nie nadawała…
To... cholernie nieprofesjonalne - nieco opadła mu szczęka, gdy usłyszał jej wyjaśnienie. - No, ale to nie mój problem.
- Okay. Zmówimy się i omówimy bardziej oficjalną część w innym czasie - zadecydował ze spokojem.
Kwestia z mediami nie brzmiała zbytnio pozytywnie, zwłaszcza, gdy dowiedział się, że Kiana napotkała na jeszcze więcej nieprzyjemnych sytuacji. Niedobrze się słuchało, jak reprezentacji ludności zachowywali się w taki sposób.
- Utrudnienia na każdym kroku... Ale z twoich słów brzmi jednak, że nie jesteś z tym sama? Więc jeszcze nie jest najgorzej.
Skupił wzrok na kubku, zastanawiając się nad dokupieniem jeszcze jednego napoju.
- Brzmi jak wrzód na dupie - przyznał, gdy już wrócił myślami do tej rozmowy. - Ale nawet nie dziwi mnie to. Strzelam, że wiele mieszkańców obwinia ich o to, że nie spełniali swoich obowiązków na tyle, by powstrzymać chaos w mieście. Jeszcze zanim zamknięto nas na resztę świata - powstanie gangu od strony osób, które teoretycznie miały ich chronić... Niezależnie od tego czym się kierowali, niełatwo było dodać wyjątek do pozostałej reszty, jaka szalała w mieście. Z tym zachowaniem spotykał się nie raz podczas pracy. Natura ludzka powodowała poszukiwanie winnego tego wszystkiego u osób, które nie umiały się pogodzić, że stare czasy już odeszły.
Może to też wyjaśniać obecną niechęć do współpracy z danymi służbami. Kassir musiał przyznać zarazem sam sobie, że nie umiałby się do końca postawić w innej grupie.
- A co można chcieć z tego zamkniętego miasta? - żachnął. - Są dwie drogi - albo chaos, albo chęć przejęcia kontroli tutaj. Lub jedno, i drugie - bez zawahania wysunął swoją teorię. - Zasadniczo, powinniśmy się bardziej zastanowić nie nad końcowym celem, a nad tym... jaka grupa docelowa ma otrzymać to badziewie? - kontynuował. - Było więcej przypadków, nie? Warto byłoby ogólnie zobaczyć, czy od nich nie da się czegoś więcej wyciągnąć. Nie tyle co bezpośrednio, co sprawdzić czy istnieje czynnik łączący ofiary zombifikacji... - potrząsnął lekko głową. - Ale pewnie już masz swój plan działania, a słowa kogoś, kto nie siedzi w policji pewnie nie są potrzebne - wzruszył ramionami.
Chociaż nie zmieniało to faktu, że mógł myśleć o tym i wysuwać własne wnioski nawet bez przynależności do danego zawodu. Nawet jeśli było wysokie prawdopodobieństwo, że nikt nigdy nie weźmie je pod uwagę.
- Ale z tego wydaje mi się, że mógłby być trop. Każdy narkotyk ma swoje określone działanie. Dotyczy to tak samo i leków. Czy nawet zwykłego jedzenia. Jest mała szansa, że na każdego zadziałałoby identycznie.
Postukał palcami o stolik.
- Chcesz zamówić coś jeszcze? - spytał się, zmieniając tor rozmowy.
- Okay. Zmówimy się i omówimy bardziej oficjalną część w innym czasie - zadecydował ze spokojem.
Kwestia z mediami nie brzmiała zbytnio pozytywnie, zwłaszcza, gdy dowiedział się, że Kiana napotkała na jeszcze więcej nieprzyjemnych sytuacji. Niedobrze się słuchało, jak reprezentacji ludności zachowywali się w taki sposób.
- Utrudnienia na każdym kroku... Ale z twoich słów brzmi jednak, że nie jesteś z tym sama? Więc jeszcze nie jest najgorzej.
Skupił wzrok na kubku, zastanawiając się nad dokupieniem jeszcze jednego napoju.
- Brzmi jak wrzód na dupie - przyznał, gdy już wrócił myślami do tej rozmowy. - Ale nawet nie dziwi mnie to. Strzelam, że wiele mieszkańców obwinia ich o to, że nie spełniali swoich obowiązków na tyle, by powstrzymać chaos w mieście. Jeszcze zanim zamknięto nas na resztę świata - powstanie gangu od strony osób, które teoretycznie miały ich chronić... Niezależnie od tego czym się kierowali, niełatwo było dodać wyjątek do pozostałej reszty, jaka szalała w mieście. Z tym zachowaniem spotykał się nie raz podczas pracy. Natura ludzka powodowała poszukiwanie winnego tego wszystkiego u osób, które nie umiały się pogodzić, że stare czasy już odeszły.
Może to też wyjaśniać obecną niechęć do współpracy z danymi służbami. Kassir musiał przyznać zarazem sam sobie, że nie umiałby się do końca postawić w innej grupie.
- A co można chcieć z tego zamkniętego miasta? - żachnął. - Są dwie drogi - albo chaos, albo chęć przejęcia kontroli tutaj. Lub jedno, i drugie - bez zawahania wysunął swoją teorię. - Zasadniczo, powinniśmy się bardziej zastanowić nie nad końcowym celem, a nad tym... jaka grupa docelowa ma otrzymać to badziewie? - kontynuował. - Było więcej przypadków, nie? Warto byłoby ogólnie zobaczyć, czy od nich nie da się czegoś więcej wyciągnąć. Nie tyle co bezpośrednio, co sprawdzić czy istnieje czynnik łączący ofiary zombifikacji... - potrząsnął lekko głową. - Ale pewnie już masz swój plan działania, a słowa kogoś, kto nie siedzi w policji pewnie nie są potrzebne - wzruszył ramionami.
Chociaż nie zmieniało to faktu, że mógł myśleć o tym i wysuwać własne wnioski nawet bez przynależności do danego zawodu. Nawet jeśli było wysokie prawdopodobieństwo, że nikt nigdy nie weźmie je pod uwagę.
- Ale z tego wydaje mi się, że mógłby być trop. Każdy narkotyk ma swoje określone działanie. Dotyczy to tak samo i leków. Czy nawet zwykłego jedzenia. Jest mała szansa, że na każdego zadziałałoby identycznie.
Postukał palcami o stolik.
- Chcesz zamówić coś jeszcze? - spytał się, zmieniając tor rozmowy.
"Daj znać kiedy będziesz wolny, zakładam, że zanim podasz mi kwotę będziesz chciał ocenić skalę pracy osobiście," zdawała sobie sprawę, że jej tłumaczenie może wydawać się podejrzane. Jednakże miała nadzieję, że ją zrozumie gdy pozna okoliczności.
Westchnęła i beznamiętnie skinęła parokrotnie głową. Nie była sama, ale jakie to miało znaczenie? Żeby faktycznie coś się zmieniło potrzebowała pleców na samej górze, a w tym momencie... no cóż... Podniosła wzrok znad kubka opierając podbródek na dłoni.
"Byłeś tu jak to wszystko pierdolnęło, prawda? Próbowałam dowiedzieć się czegoś więcej, ale informacje w internecie są mocno ubogie. Jak do tego w ogóle doszło?" w jej tonie dało się wyczuć szczere zainteresowanie. Może jak dowie się więcej, pozna opinię osoby bezpośrednio dotkniętej zmianami będzie jej w przyszłości łatwiej? Nie żeby planowała kolejne wystąpienie w blasku fleszy, ale wolała dmuchać na zimne. I chciała zrozumieć.
To co mówił Shane miało dużo więcej sensu niż teorie wysnute przez ludzi na posterunku. Co tylko utwierdzało ją w przekonaniu, że pracowali tam idioci.
"Patrząc na to, że chaos już jest pozostaje opcja druga," podświadomie zaczęła stukać palcami o blat stołu myśląc nad słowami mężczyzny. Grupa docelowa? Czy w mieście istniał jeszcze inny gang, taki co do tej pory funkcjonował w cieniu? Czy Black Shooter do nich należał?
"Problem z innymi przypadkami polega na tym, że leżą w kostnicy, a łącznikiem między nimi była tylko ta substancja," zabrała rękę spod brody i złapała kubek obiema dłońmi. "Uwierz mi, twoje słowa mają milion razy więcej sensu niż to co słyszę dzień w dzień na komendzie," dopiła resztkę kawy odsuwając kubek lekko na bok. "Więc jeśli masz jeszcze jakieś pomysły z chęcią ich wysłucham," istniała szansa, że Shane mógł zauważyć coś co jej umknęło bo uznała to za rutynę. Za nie warty uwagi szczegół. Zamyśliła się nad jego następnymi słowami, mrużąc nieco oczy.
"Sugerujesz, że ta sama substancja u kogoś innego mogła wywołać inne działanie? Może w takim razie testowali dawkę? Sprawdzali jak reagują osoby różnej płci i w różnym wieku," oparła się plecami o tył krzesła z westchnięciem. "Chyba czeka mnie ponowna wycieczka do kostnicy," dodała ciszej. Może jej znajoma będzie mogła jej w tym pomóc i ułatwić dostęp?
Spojrzała najpierw na Shane'a potem na swój pusty kubek i uniosła kąciki ust do góry. "Nie pogardzę kawą i może jakimś ciastem?" odparła lekko, na moment odrywając się od makabrycznych ataków.
Westchnęła i beznamiętnie skinęła parokrotnie głową. Nie była sama, ale jakie to miało znaczenie? Żeby faktycznie coś się zmieniło potrzebowała pleców na samej górze, a w tym momencie... no cóż... Podniosła wzrok znad kubka opierając podbródek na dłoni.
"Byłeś tu jak to wszystko pierdolnęło, prawda? Próbowałam dowiedzieć się czegoś więcej, ale informacje w internecie są mocno ubogie. Jak do tego w ogóle doszło?" w jej tonie dało się wyczuć szczere zainteresowanie. Może jak dowie się więcej, pozna opinię osoby bezpośrednio dotkniętej zmianami będzie jej w przyszłości łatwiej? Nie żeby planowała kolejne wystąpienie w blasku fleszy, ale wolała dmuchać na zimne. I chciała zrozumieć.
To co mówił Shane miało dużo więcej sensu niż teorie wysnute przez ludzi na posterunku. Co tylko utwierdzało ją w przekonaniu, że pracowali tam idioci.
"Patrząc na to, że chaos już jest pozostaje opcja druga," podświadomie zaczęła stukać palcami o blat stołu myśląc nad słowami mężczyzny. Grupa docelowa? Czy w mieście istniał jeszcze inny gang, taki co do tej pory funkcjonował w cieniu? Czy Black Shooter do nich należał?
"Problem z innymi przypadkami polega na tym, że leżą w kostnicy, a łącznikiem między nimi była tylko ta substancja," zabrała rękę spod brody i złapała kubek obiema dłońmi. "Uwierz mi, twoje słowa mają milion razy więcej sensu niż to co słyszę dzień w dzień na komendzie," dopiła resztkę kawy odsuwając kubek lekko na bok. "Więc jeśli masz jeszcze jakieś pomysły z chęcią ich wysłucham," istniała szansa, że Shane mógł zauważyć coś co jej umknęło bo uznała to za rutynę. Za nie warty uwagi szczegół. Zamyśliła się nad jego następnymi słowami, mrużąc nieco oczy.
"Sugerujesz, że ta sama substancja u kogoś innego mogła wywołać inne działanie? Może w takim razie testowali dawkę? Sprawdzali jak reagują osoby różnej płci i w różnym wieku," oparła się plecami o tył krzesła z westchnięciem. "Chyba czeka mnie ponowna wycieczka do kostnicy," dodała ciszej. Może jej znajoma będzie mogła jej w tym pomóc i ułatwić dostęp?
Spojrzała najpierw na Shane'a potem na swój pusty kubek i uniosła kąciki ust do góry. "Nie pogardzę kawą i może jakimś ciastem?" odparła lekko, na moment odrywając się od makabrycznych ataków.
- Ciężko powiedzieć - mruknął w odpowiedzi. - Z dnia na dzień zaczęły pogarszać się sytuacje z imigrantami. Może kwestie praw? Chyba to norma w każdym kraju, że jest konflikt, ale tutaj zaczynał potężnie nabierać rozpędu. Wystarczająco drastycznie, że policja nie mogła sobie poradzić z tym - jego słowa były dość gwałtowną ujmą wobec wydarzeń, które stopniowo nakręcały się, by stworzyć dzisiejszy obraz Riverdale. Jedynie dosć krzywy uśmiech, który zagościł na jego twarzy na chwilę mógł dosadnie podsumować beznadziejność sytuacji, jaka powstała.
- Nawet nie dziwi mnie to, że niełatwo zdobyć jakieś konkretne informacje. Strzelam, że nawet filmiki z tamtych czasów można znaleźć już głównie w darknecie. Hasła nawołujące. Artykuły wraz ze zdjęciami bez cenzury - potrząsnął głową. - Coś, co kiedyś było szokujące, stało się codziennością dnia. Sam zastanawiam się, kto z tego wszystkiego jest większym szaleńcem: obecni mieszkańcy tego miasta, czy osoby, które decydują się przyjeżdżać tutaj? - odwrócił od niej wzrok, spoglądając na stanowisko obok. - Jakby nie patrzeć, ci o zdrowym rozsądku albo wyjechali, abo zginęli. Więc może wszyscy jesteśmy tacy sami?
Głupcy, którzy mieli wystarczająco dużo szczęścia, by przetrwać w tym miejscu... albo mieli swój cel, który potrzebowali zrealizować za wszelką cenę. Shane nie był inny pod tym względem, nawet jeśli jego motywacje niekoniecznie miały wielki wydźwięk.
- Nie macie możliwości skontaktowania się z osobą, która znałaby się na badaniu takich substancji? - spytał się jej, gdy dostał wolną rękę odnośnie zdradzania własnych przemyśleń. - Może udałoby się odnaleźć podobieństwa w działaniu z wykorzystaniem znanych narkotyków lub leków - informacja odnośnie losu innych ofiar sprawiła, że poczuł ukłucie w brzuchu. - Kiana, uważaj może. Ktokolwiek za tym stoi, może chcieć uniemożliwić kontrę, a przy tym może chcieć pozbyć się żyjącego zombiaka. Reakcja żywego i martwego ciała pod względem chemicznych zmian też jest inna, prawda? Stężenie pośmiertne i te tematy.
Parsknął cicho.
- Aż tak? Aż współczuję współpracowników - czy aż tak źle przedstawiała się tutejsza policja? Nawet nie dziwiło go to. Gdyby było inaczej, w mieście nie pojawiałoby się tyle gangów, które pokazywały w różny sposób swoją dominację i istnienie. - Jak mi się kiedyś znudzi bycie elektrykiem, to może pokuszę się o zawód detektywa lub coś w tym kierunku - dodał rozbawiony.
Postukał palcem o ramię, pozwalając na nowo pogrążyć się w swoich rozmyślaniach, by jednocześnie dzielić się nimi z Kianą. Wątpił, by wiele pomogło to w obecnej sytuacji, ale amatorskie teorie mogły podsunąć jakiś pomysł lub natchnąć na coś więcej.
- Jeśli to robione było na różnych ludziach... Przynajmniej nie wykluczałbym tego - odparł. - Testowanie działania pod względem tego, jak cel zaadaptuje ten narkotyk, to jedno. Z innej strony, wypuszczenie obiektu w różnych miejscach stanowi też inny typ testu. Między innymi, czy schemat zachowania jest taki sam, czy pojawią się odstępstwa, jak długo się utrzyma... - zaczął wyliczać. - Wywołanie dodatkowego terroru ma swoją rację bytu, ale nie wydaje mi się, że tylko wokół tego powinien się temat kręcić. Zresztą, byliśmy tam razem. Widziałaś zachowania tego typa. Na co Ci to wyglądało, gdy możesz teraz to ocenić z perspektywy czasu i braku zagrożenia życia? - zapytał ją, chcąc w ten sposób pośrednio zachęcić do rozważenia jeszcze raz wydarzeń.
Tylko, czy szykuje się przez to coś większego?
- Mogę Ci zamówić - zaoferował, spoglądając jeszcze w zawartość swojego naczynia. - Jeśli już masz coś wybrane.
- Nawet nie dziwi mnie to, że niełatwo zdobyć jakieś konkretne informacje. Strzelam, że nawet filmiki z tamtych czasów można znaleźć już głównie w darknecie. Hasła nawołujące. Artykuły wraz ze zdjęciami bez cenzury - potrząsnął głową. - Coś, co kiedyś było szokujące, stało się codziennością dnia. Sam zastanawiam się, kto z tego wszystkiego jest większym szaleńcem: obecni mieszkańcy tego miasta, czy osoby, które decydują się przyjeżdżać tutaj? - odwrócił od niej wzrok, spoglądając na stanowisko obok. - Jakby nie patrzeć, ci o zdrowym rozsądku albo wyjechali, abo zginęli. Więc może wszyscy jesteśmy tacy sami?
Głupcy, którzy mieli wystarczająco dużo szczęścia, by przetrwać w tym miejscu... albo mieli swój cel, który potrzebowali zrealizować za wszelką cenę. Shane nie był inny pod tym względem, nawet jeśli jego motywacje niekoniecznie miały wielki wydźwięk.
- Nie macie możliwości skontaktowania się z osobą, która znałaby się na badaniu takich substancji? - spytał się jej, gdy dostał wolną rękę odnośnie zdradzania własnych przemyśleń. - Może udałoby się odnaleźć podobieństwa w działaniu z wykorzystaniem znanych narkotyków lub leków - informacja odnośnie losu innych ofiar sprawiła, że poczuł ukłucie w brzuchu. - Kiana, uważaj może. Ktokolwiek za tym stoi, może chcieć uniemożliwić kontrę, a przy tym może chcieć pozbyć się żyjącego zombiaka. Reakcja żywego i martwego ciała pod względem chemicznych zmian też jest inna, prawda? Stężenie pośmiertne i te tematy.
Parsknął cicho.
- Aż tak? Aż współczuję współpracowników - czy aż tak źle przedstawiała się tutejsza policja? Nawet nie dziwiło go to. Gdyby było inaczej, w mieście nie pojawiałoby się tyle gangów, które pokazywały w różny sposób swoją dominację i istnienie. - Jak mi się kiedyś znudzi bycie elektrykiem, to może pokuszę się o zawód detektywa lub coś w tym kierunku - dodał rozbawiony.
Postukał palcem o ramię, pozwalając na nowo pogrążyć się w swoich rozmyślaniach, by jednocześnie dzielić się nimi z Kianą. Wątpił, by wiele pomogło to w obecnej sytuacji, ale amatorskie teorie mogły podsunąć jakiś pomysł lub natchnąć na coś więcej.
- Jeśli to robione było na różnych ludziach... Przynajmniej nie wykluczałbym tego - odparł. - Testowanie działania pod względem tego, jak cel zaadaptuje ten narkotyk, to jedno. Z innej strony, wypuszczenie obiektu w różnych miejscach stanowi też inny typ testu. Między innymi, czy schemat zachowania jest taki sam, czy pojawią się odstępstwa, jak długo się utrzyma... - zaczął wyliczać. - Wywołanie dodatkowego terroru ma swoją rację bytu, ale nie wydaje mi się, że tylko wokół tego powinien się temat kręcić. Zresztą, byliśmy tam razem. Widziałaś zachowania tego typa. Na co Ci to wyglądało, gdy możesz teraz to ocenić z perspektywy czasu i braku zagrożenia życia? - zapytał ją, chcąc w ten sposób pośrednio zachęcić do rozważenia jeszcze raz wydarzeń.
Tylko, czy szykuje się przez to coś większego?
- Mogę Ci zamówić - zaoferował, spoglądając jeszcze w zawartość swojego naczynia. - Jeśli już masz coś wybrane.
Czy faktycznie ta cała rewolta spowodowana była problemem z imigrantami? Jakoś nie do końca chciało jej się w to uwierzyć. Gdyby rzeczywiście tak było to czy władze miasta nie zgłosiłyby się o pomoc? Jasne jakimś cudem przysłano tu wojsko, ale czemu wszystko aż tak mocno utajniono?
"To wszystko jest... sama nie wiem. Może...może komuś było to na rękę? Przecież nie tylko tu są imigranci, a jakoś innych miast nie odgrodzono murem i nie porzucono." Zaczesała kosmyki włosów, które z uporem maniaka wpadały jej do oczu. Z powrotem oparła łokcie o blat stołu, słuchając dalszej wypowiedzi. Parsknęła cicho pod nosem przekrzywiając głowę lekko na bok.
"Hej, nigdy nie twierdziłam, że mam tutaj wszystko poukładane," postukała się w głowę palcem wskazującym. "Uważam, że Ci co zdecydowali się tu zostać byli przede wszystkim odważni," oparła się plecami o tył krzesła. "Albo głupi," dodała po sekundzie nie odrywając wzroku od mężczyzny. Nagle oparła się całym ciałem na przedramionach, które ułożyła na stole. "Powiedz, jesteśmy nienormalni, odważni czy głupi?" pozwoliła by pytanie zawisło pomiędzy nimi, aby po chwili cicho się roześmiać i machnąć ręką. "Ach, w sumie czy to ma jakiekolwiek znaczenie?" Przesunęła wzrokiem po otoczeniu co weszło jej już chyba w nawyk i po chwili ponownie skupiła go na swoim rozmówcy. Ściągnęła brwi nie do końca rozumiejąc o co mu chodziło.
"To znaczy? Masz na myśli toksykologów czy dilerów?" w tym mieście zdecydowanie łatwiej było dotrzeć do obracającego prochami czubka niż porządnego naukowca, który znał się na tym co robił. I takiego który nie posiadał w piwnicy laboratorium amfy. Z drugiej strony chyba wszyscy mieszkańcy byli tego świadomi.
"Hm, o lekach nie pomyślałam, a to w sumie nie głupi pomysł." Może rozwiązania problemu należało szukać wśród firm farmaceutycznych?
Zmieniła nieco pozycje na krześle, zakładając jedną nogę na drugą, jednocześnie skrzyżowała ramiona przed sobą.
"Dzięki, postaram się. Nawet jeśli ktoś coś planuje to nasz zombiaczek jest pod ścisłą ochroną 24/7. I wiesz ryzyko zawodowe. Cały czas ktoś chce Cię odstrzelić," a po tylu latach ona już do tego zwyczajnie przywykła. Oczy dookoła głowy i wieczna paranoja były jej chlebem powszednim. Uśmiechnęła się delikatnie i skinęła głową.
"Jeśli nie przeszkadzają Ci nadgodziny, średnia pensja i widok trupów z rana to zapraszam," kącik jej ust uniósł się delikatnie, a spojrzenie złagodniało. W końcu hej, przynajmniej mieli dostęp do fajnych zabawek.
To co Shane mówił po raz kolejny miało sens, ale jednocześnie brzmiało jak coś bardzo mocno złożonego i skomplikowanego. Taki plan wymagał co najmniej miesięcy przygotowań, a chyba w tym czasie by coś zauważyli. Przynajmniej powinni.
"Ale ktoś w takim razie musiałby być na miejscu by to obserwować. Robić notatki, nagrać całe zajście. By później móc to zanalizować i wyciągnąć wnioski," przygryzła dolną wargę i zmarszczyła czoło. "Przypominasz sobie by ktoś taki był obecny?" zapytała odnajdując spojrzeniem jego wzrok.
Zamyśliła się chwilę nad odpowiedzią na kolejne pytanie, przypominając sobie przebieg wydarzeń.
"Tamten chłopak zachowywał się jak dzikie zwierze wypuszczone po raz pierwszy z klatki i próbujące odnaleźć swoje miejsce w łańcuchu pokarmowym. Atakował wszystkich, kierował się instynktem, nie rozumem. Ale pojawił się znikąd i oprócz tej jednej kobiety nie znaleźliśmy innych ofiar w obrębie kawia-," zamilkła na chwilę gdy pewna myśl zaświtała jej w głowie. "Tylko mi nie mów, że ktoś go tam przywiózł i celowo wypuścił na żer. Co to do cholery Jurassic Park?" sam pomysł wydawał jej się idiotyczny i wręcz nierealny.
"Och, to americano z syropem karmelowym i może jakiś sernik?" odpowiedziała szybko spoglądając w dół na swoje dłonie.
"To wszystko jest... sama nie wiem. Może...może komuś było to na rękę? Przecież nie tylko tu są imigranci, a jakoś innych miast nie odgrodzono murem i nie porzucono." Zaczesała kosmyki włosów, które z uporem maniaka wpadały jej do oczu. Z powrotem oparła łokcie o blat stołu, słuchając dalszej wypowiedzi. Parsknęła cicho pod nosem przekrzywiając głowę lekko na bok.
"Hej, nigdy nie twierdziłam, że mam tutaj wszystko poukładane," postukała się w głowę palcem wskazującym. "Uważam, że Ci co zdecydowali się tu zostać byli przede wszystkim odważni," oparła się plecami o tył krzesła. "Albo głupi," dodała po sekundzie nie odrywając wzroku od mężczyzny. Nagle oparła się całym ciałem na przedramionach, które ułożyła na stole. "Powiedz, jesteśmy nienormalni, odważni czy głupi?" pozwoliła by pytanie zawisło pomiędzy nimi, aby po chwili cicho się roześmiać i machnąć ręką. "Ach, w sumie czy to ma jakiekolwiek znaczenie?" Przesunęła wzrokiem po otoczeniu co weszło jej już chyba w nawyk i po chwili ponownie skupiła go na swoim rozmówcy. Ściągnęła brwi nie do końca rozumiejąc o co mu chodziło.
"To znaczy? Masz na myśli toksykologów czy dilerów?" w tym mieście zdecydowanie łatwiej było dotrzeć do obracającego prochami czubka niż porządnego naukowca, który znał się na tym co robił. I takiego który nie posiadał w piwnicy laboratorium amfy. Z drugiej strony chyba wszyscy mieszkańcy byli tego świadomi.
"Hm, o lekach nie pomyślałam, a to w sumie nie głupi pomysł." Może rozwiązania problemu należało szukać wśród firm farmaceutycznych?
Zmieniła nieco pozycje na krześle, zakładając jedną nogę na drugą, jednocześnie skrzyżowała ramiona przed sobą.
"Dzięki, postaram się. Nawet jeśli ktoś coś planuje to nasz zombiaczek jest pod ścisłą ochroną 24/7. I wiesz ryzyko zawodowe. Cały czas ktoś chce Cię odstrzelić," a po tylu latach ona już do tego zwyczajnie przywykła. Oczy dookoła głowy i wieczna paranoja były jej chlebem powszednim. Uśmiechnęła się delikatnie i skinęła głową.
"Jeśli nie przeszkadzają Ci nadgodziny, średnia pensja i widok trupów z rana to zapraszam," kącik jej ust uniósł się delikatnie, a spojrzenie złagodniało. W końcu hej, przynajmniej mieli dostęp do fajnych zabawek.
To co Shane mówił po raz kolejny miało sens, ale jednocześnie brzmiało jak coś bardzo mocno złożonego i skomplikowanego. Taki plan wymagał co najmniej miesięcy przygotowań, a chyba w tym czasie by coś zauważyli. Przynajmniej powinni.
"Ale ktoś w takim razie musiałby być na miejscu by to obserwować. Robić notatki, nagrać całe zajście. By później móc to zanalizować i wyciągnąć wnioski," przygryzła dolną wargę i zmarszczyła czoło. "Przypominasz sobie by ktoś taki był obecny?" zapytała odnajdując spojrzeniem jego wzrok.
Zamyśliła się chwilę nad odpowiedzią na kolejne pytanie, przypominając sobie przebieg wydarzeń.
"Tamten chłopak zachowywał się jak dzikie zwierze wypuszczone po raz pierwszy z klatki i próbujące odnaleźć swoje miejsce w łańcuchu pokarmowym. Atakował wszystkich, kierował się instynktem, nie rozumem. Ale pojawił się znikąd i oprócz tej jednej kobiety nie znaleźliśmy innych ofiar w obrębie kawia-," zamilkła na chwilę gdy pewna myśl zaświtała jej w głowie. "Tylko mi nie mów, że ktoś go tam przywiózł i celowo wypuścił na żer. Co to do cholery Jurassic Park?" sam pomysł wydawał jej się idiotyczny i wręcz nierealny.
"Och, to americano z syropem karmelowym i może jakiś sernik?" odpowiedziała szybko spoglądając w dół na swoje dłonie.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach