Riverdale
Riverdale
Administrator Sovereign of the Power
Central Plaza
Wto Paź 27, 2020 10:24 am


Ostatnio zmieniony przez RIVERDALE dnia Nie Kwi 17, 2022 6:40 pm, w całości zmieniany 7 razy
First topic message reminder :

TEREN
FOXES
Central Plaza
Teren broniony przez 5 bonusowych NPC.

Supermarket Loblaw
Jeden z największych supermarketów w Riverdale City, który jako jedyny zdaje się kompletnie nie przejmować odcięciem miasta od reszty świata. Regularne, obfite dostawy pozwalają wszystkim mieszkańcom zaopatrzyć się absolutnie we wszystkie wymarzone przez nich produkty. Nie ma co jednak liczyć na dawne solidne promocje, nawet jeśli ogólne ceny oscylują w kategorii "przystępne".

Cineplex Cinema
Chcesz iść do kina w Vancouver, choć nie jesteś pewien jakie dokładnie miejsce powinieneś wybrać? Nawet nie ma co się zastanawiać nad różnymi opcjami. Niezależnie od tego kogo zapytasz, jedynym słusznym wyborem jest Cineplex Cinema. Największa sieć oferująca nie tylko wszystkie najnowsze seanse, ale i bilety w całkowicie przyzwoitej cenie.

Lodowisko Rogers Arena
Hala została otwarta w 1995 roku i zbudowana za prywatne pieniądze. Nazywała się General Motors Place, lecz MKOL na czas olimpiady - wtedy jeszcze za czasów Vancouver - nakazał zmiany tejże nazwy, jako że obiekty olimpijskie nie mogą czerpać inspiracji z miana sponsora. Dawniej grały tutaj Vancouver Grizzlies (NBA, obecnie Memphis Grizzlies) i Vancouver Ravens (NLL). W hali znajduje się 88 luksusowych apartamentów oraz 12 apartamentów gościnnych, jednak połowa z nich na skutek pożarów została wyłączona z użytku. Tutejsza szkoła kiedyś oferowała naukę jazdy na łyżwach na wszelkich poziomach. Teraz lodowisko jest jedynie udostępniane zwyczajnym mieszkańcom i prywatnym instruktorom, którzy od czasów zbudowania muru stracili swą możliwość dalszego rozwoju kariery.

Kawiarnia Red Coffee
Red Coffee to obowiązkowy przystanek dla osób, które chcą w miłej atmosferze spotkać się ze znajomymi, wypić dobrą kawę, przekąsić coś dobrego oraz nacieszyć wzrok czymś o wiele ładniejszym niż zdewastowane ulice miasta. Już od wejścia gości wita aromatyczny zapach kawy i innych smakowitych napoi. Szczególnie upodobali sobie to miejsce młodzi ludzie, chcący odprężyć się po zajęciach lub po prostu spędzić czas poza domem. W wystroju dominuje czerwony kolor - nawet filiżanki są podawane na ozdobnych czerwonych talerzykach. Liczne kanapy ustawiono pod ścianami. Kawiarnia poza jedzeniem i piciem oferuje również planszówki oraz niemałą kolekcję książek, które można wypożyczyć na miejscu. Co jakiś czas organizowane są spotkania fanów gier planszowych, podczas których właściciele udostępniają specjalne menu z limitowanymi pozycjami, niedostępnymi w inne dni.

Bill Reid Gallery of Northwest Coast Art
Przez dziesięciolecia dzieła nieżyjącego już Billa Reida, rzeźbiarza, złotnika, pisarza, nadawcy i jednego z najbardziej szanowanych artystów w Kolumbii Brytyjskiej, były wystawiane w instytucjach w całej Kanadzie, a nawet uświetniły kanadyjski banknot 20-dolarowy. W 2008 roku w centrum Vancouver otwarto galerię poświęconą twórczości Reida i innych artystów z północno-zachodniego wybrzeża. Przechodnie mogliby łatwo przegapić ten klejnot, który jest schowany z dala od zgiełku, ale ci, którzy go odnajdą, są sowicie wynagradzani.

__________

Efekt terenu: Central Plaza stało się jednym z najbardziej newralgicznych punktów dystryktu B. W przypadku wezwania służb przez zwykłych mieszkańców (Liberty) po pojawieniu się Niepoczytalnych, gracze otrzymują wsparcie w postaci jednego dodatkowego NPC, który wspomoże ich w walce. Jego ataki liczą się jako ataki walki wręcz.

Jean-Paul Leroux
Jean-Paul Leroux
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Central Plaza
Sob Mar 20, 2021 2:02 pm
Jean-Paul podrapał się z lekkim znużeniem po policzku. Oczywiście, że wysłali mu gościa, który nic nie widział, nic nie wiedział i tylko grzecznie wykonywał rozkazy. Czego innego mógł się spodziewać po wojskowych? Skarcił się jednak szybko w myślach. Nie wolno się zrażać, tym bardziej, że jak się później okazało, Connor Josten był wręcz kopalnią materiałów.
Bien sûr. Jak monsieur jednak sam zwrócił uwagę, musi pan wykonywać pewne rozkazy. Myślę, że mogliście mieć nawet jakąś... nie wiem, odprawę? Plan ogólny? Zmierzam do tego, że chyba nawet najmniejsza płotka w wojsku zdaje sobie sprawę z tego, jakie są wytyczne. W końcu musicie je realizować, oui?
I tutaj dopiero zaczynało się robić ciekawie. Bo gdyby Jean-Paul należał do osób reagujących nieco bardziej emocjonalnie, to prawdopodobnie właśnie złapały się za głowę i zapytał w uniesieniu: "ależ co pan wygaduje, monsieur Josten?!" Jak można było jednak zauważyć, Leroux nie należał do osób chętnie dzielących się swoimi emocjami. Podniósł więc tylko brew w górę i wędrowała ona coraz wyżej po każdym słowie Connora, niewiele zabrakło, aby wyleciała poza czoło właściciela.
Znów zapadła cisza. Jean-Paul wpatrywał się w swoje notatki, a potem zapisał tam dużymi literami: "PRYWATNA OPINIA". Następnie jeszcze to podkreślił dwa razy.
Chciał być uczciwy względem swojego rozmówcy.
Bądźmy niewolnikami prawa, abyśmy mogli być wolni, powiedział niegdyś Cyceron. Monsieur Josten, obawiam się, że fatalnie zdiagnozował pan problemy, które toczą Riverdale, niczym paskudna choroba. Z ręką na sercu stwierdzam, że raczej nikt nie będzie tutaj oczekiwał na grzeczne poddanie się morderców i gangsterów. Problem leży w tym, że nasza władza sama zajęła się gangsterką, zamiast ją zwalczać. Sądziłem, że osoba z zewnątrz nie będzie miała problemu z tym, aby to dostrzec – Jean-Paul mówił to niemal z żalem. Możliwe, że trochę tutaj przyaktorzył. – Zadam jednak jedno, bardzo istotne w mojej opinii pytanie. Kto ma przestrzegać prawa, jeśli nie… stróże prawa, oui? Jeśli instytucja powołana do przestrzegania prawa zaczyna je łamać, to po co nam ono w ogóle? Dlaczego my mielibyśmy go przestrzegać? Może wszyscy chwyćmy za broń i zacznijmy strzelać do siebie na ulicy i zabierać to, co nam się akurat podoba. Doprawdy, wykracza to poza granice mojego rozumowania.
Jean-Paul przerwał i upił łyk kawy. Tym razem jednak szybko kontynuował.
To jest jedna sprawa. Druga, monsieur Josten, to pańscy koledzy. Nie jestem na tyle bezczelny, aby zarzucać panu nieuczciwość. Jestem jednak w tym mieście o wiele dłużej i wiem, jak zachowują się policjanci oraz żołnierze. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, monsieur Josten. Łamanie prawa wydaje się usprawiedliwione w przypadku walki z przestępczością. Ale czy zawsze jest tylko tym motywowane? Czyż nie brakuje w tym mieście skorumpowanych, zepsutych moralnie gliniarzy rodem z przerysowanych hollywoodzkich filmów, którzy za nic mają sobie dobro obywateli, a martwią się jedynie o własną skórę? Ba, często nawet dogadują się z gangsterami, których mają powstrzymywać, bo jest to dla nich korzystniejsze. A pan, panie Josten, chce nie tylko dać im większe możliwości, ale jeszcze przypiąć im za to medal.
Dziennikarz wziął głęboki wdech. Mówił cały czas spokojnie i rzeczowo, ale niewątpliwie przebiły przez niego emocje, które wywołała wypowiedź wojskowego. Zabawne, bo to kto inny miał tutaj prowokować. Jean-Paul powrócił jednak do swojej wyjściowej postawy.
Oczywiście zanotowałem, że jest to pańska prywatna opinia i właśnie w ten sposób będę ją przedstawiać.
Co nie zmieniało faktu, że w jego opinii to wcale nie była odosobniona opinia Connora Jostena. On po prostu nie bał się o tym otwarcie mówić.
Miko
Miko
The Jackal Canis Lupaster / Assecla Anubis
Re: Central Plaza
Pon Mar 22, 2021 8:35 pm
W pewnym momencie zwyczajnie poddała się w próbach poszukiwania pracowników. Nie było ani jednej osoby w zasięgu jej wzroku. Przygryzła dolną część wargi, czując brak pomysłów co do działania. A dokładniej brak odnosił się do nieumiejętności zdecydowania do do kolejnych kroków. Jednakże wahanie zniknęło momentalnie w ukazaniu się determinacji, że zdecydowanie sobie poradzi sama.
Jeszcze trochę... jeszcze...
Stojąc na palcach i próbując dosięgnąć palcami brzegu opakowania, nie zwracała już uwagi na jakichkolwiek innych klientów.
Już kawałek...
Jednakże było jej daleko od tego. Przedmiot znajdował się tuż tuż, ale jednak zbyt daleko, by zdołać go wziąć sobie. Zacisnęła mocniej zęby, kładąc drugą dłoń na jedną z półek na wysokości jej brzucha, by móc się podeprzeć. Westchnęła w duchu, odsuwając od siebie myśl o innych klientach, których wyłapywała jednym uchem. Nie miała w myśli, by zaczepiać kogokolwiek o pomoc, uznając, że to nie miałoby większego sensu.
Hę?
Znikąd pojawiła się inna ręka, z łatwością ściągając to, co ona sama nie potrafiła osiągnąć. Stanęła na obie nogi, przez moment zastanawiając się, czy to nie jest czas na pogrążenie się w dołku, gdy wtedy dotarły do niej jego słowa. Mrok zaniknął jak za ruchem czarodziejskiej różdżki.
- Dziękuję - powiedziała, zadzierając trochę głowę do góry, by spoglądać na swojego bohatera. - Ta... nie. Potrzebuję jeszcze drugiego opakowania. Mogę prosić o pomoc? - zwróciła się do nieznajomego z zapytaniem o dodatkową pomoc. Spojrzała w stronę jego wózka, gdzie dostrzegła młodą dziewczynkę. Jej widok wzbudził w niej lekki wyrzut sumienia.
- Sorka za zabranie wam chwilowego czasu - przez to postanowiła przeprosić. - Ale muszę przyznać. Masz uroczą... - Córkę? Siostrę? Kuzynkę? - ...towarzyszkę - lekko uśmiechnęła się. - Jeszcze raz dzięki.
Sean Reave
Sean Reave
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Central Plaza
Sob Mar 27, 2021 1:41 pm
    — Drobiazg — stwierdził i bez zająknięcia sięgnął po drugą paczkę. Wyznawał prostą zasadę – gdy nie chciał pomagać, zawsze mógł przejść obok ze znaną już większości obojętnością. Nikt nie zmuszał go, by rozczulał się nad każdym problemem tego świata. Pech chciał, że jakiś mechanizm w jego umyśle nie działał tak, jak powinien i w sytuacjach, w których każda inna osoba pilnowałaby własnego nosa, on musiał wyjść przed szereg. — Nie szkodzi. W końcu sam zaoferowałem pomoc — odparł, dając jej do zrozumienia, że nie miała za co przepraszać. Przy okazji wręczył jej drugie opakowanie, o które prosiła.
    Sześciolatka w milczeniu przyglądała się dwójce dorosłych (w jej mniemaniu, rzecz jasna) i grzecznie siedziała cicho. Lekcja na temat nierozmawiania z obcymi mocno zapisała się w jej pamięci. Rzecz w tym, że ta zasada mogła zostać złamana, kiedy w pobliżu znajdował się albo Sean, albo Kate, dlatego gdy tylko zwrócono na nią uwagę, uniosła drobną rękę i pomachała dziewczynie ze szczerym uśmiechem.
    ― Dzień dobry. Ale nie jestem towa- em... towarz- ― urwała, marszcząc lekko nos. Nie trudno było się domyślić, że słowo sprawiło jej trudność. Zacisnęła palce. ― Jestem siostrą, a to mój brat! ― Kiwnęła energicznie głową, dumna z tego, że udało jej się wyjaśnić ich korelacje w inny sposób. ― No i jest starszy, ale kiedyś też będę taka duża. Wtedy to ja będę mogła pani pomóc. A w ogóle ma pani ładne włosy. Sean, czy ja też mogę takie mieć?
    Reave spojrzał na rudowłosą z wypisaną na twarzy bezsilnością. Nie spodziewał się takiego potoku słów, ale obecnie nie próbował zapanować nad otwartą naturą Zoey. Na szczęście nie powiedziała nic na tyle złego, by był zmuszony otwarcie ją uciszać. W tej sytuacji o wiele bardziej martwił się o nieznajomą, która mogła poczuć się nieswojo niespodziewanym komplementem, a także tym, że jako starszy brat musiał odmówić młodej eksperymentów z włosami w tym wieku.
    — Możesz. Ale najpierw musisz skończyć osiemnaście lat. Wtedy nie będę miał już nic do powiedzenia — wyjaśnił i spojrzał przepraszająco na jasnowłosą, która z pewnością chciała w spokoju dokończyć swoje zakupy.
    ― Ale to- ― Spojrzała na swoje palce i podjęła próbę przeliczenia ilości lat, który pozostał jej do możliwości podejmowania samodzielnych decyzji. ― To milion lat! ― Rozprostowała palce obu rąk i wyciągnęła je w ich stronę, eksponując w jak beznadziejnej sytuacji się znalazła. ― Pani też musiała tak długo czekać?
    Ciemnowłosy westchnął ciężko, jednak na jego ustach zamajaczył rozbawiony uśmiech. Zajmowanie się dziećmi nie należało do najłatwiejszych zajęć, ale nie brakowało też tych absurdalnych momentów, podczas których zapominało się o złych stronach ojcowania.
Sunny
Sunny
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Central Plaza
Pon Mar 29, 2021 1:03 am
    Sunny miała doskonały humor, co okazywała całą sobą. Bo czemu miałaby nie mieć? Miała już na dziś wolne, jechali teraz do sklepu i nie tylko czekał ją pyszny obiad, ale i świetny deser na kilkanaście nadchodzących dni! Wystarczyło, by wsiedli do samochodu, a zaraz dorwała się do jego radia z szerokim uśmiechem, wyraźnie nie zamierzając mu pozwolić przejąć dziś tytułu DJa.
    O nie, już niecałe pięć sekund później, z głośników wydobyły się pierwsze dźwięki soundtracku z High School Musical, gdy dziewczyna wiernie zaczęła śpiewać razem z artystami, machając przy tym rękami na boki i postukując nogą w podłogę samochodu. Proszę państwa, oto jeden z niewielu momentów gdy nieśmiała Sunny zmienia się w Sunny, gwiazdę Hollywood! Spójrzcie tylko na tę pewność siebie, charyzmę i energię!
    Wszystko to skończyło się, gdy Mitchie zaparkował pod supermarketem, a piosenka urwała się w połowie. Mimo to nawet wysiadając, dziewczyna jeszcze przez chwilę nuciła sobie coś cicho pod nosem, sprawdzając czy nie zapomniała przypadkiem portfela i telefonu. Dwie najważniejsze rzeczy, bez których nigdzie się nie ruszała. Zamknęła za sobą drzwi i przeszła na stronę chłopaka, szturchając go palcem w bok - bo tam najwygodniej było jej sięgać.
  — Idź już do sklepu, a ja wezmę nam wózek — uśmiechnęła się promiennie, zaraz odbiegając w odpowiednią stronę, by poszukać największego z nich. W końcu patrząc na to ile Svein potrafił jeść, mały odpadał. Nim mogłaby się zadowolić, gdyby robiła zakupy dla samej siebie. Zaraz wjechała do budynku, wymijając wszystkich ludzi - kopnęła nawet w którymś momencie źle przekręcone kółko, które utrudniało jej prowadzenie - i wjechała w pierwszy dział z pieczywem, wpatrując się z zamyśleniem w bułki.
  — Masz w sumie w głowie jakąś listę zakupów czy improwizujemy? — zapytała upewniając się tym samym jak bardzo miała zaraz zaszaleć. No bo przecież nie postawi na same truskawki i rzeczy do obiadu. Chyba, że bardzo mu na tym zależało. W końcu musieli jeszcze zapłacić w tym miesiącu czynsz, ale gdy ostatnio sprawdzała, jej konto miało się całkiem nieźle. Nie wiedziała za to jak sprawa wyglądała po stronie Mitchiego. Zawsze lepiej się upewnić.
Miko
Miko
The Jackal Canis Lupaster / Assecla Anubis
Re: Central Plaza
Wto Mar 30, 2021 10:34 pm
W tym momencie podziękowała w duchu za istnienie dobrych osób jeszcze. Wolała nie myśleć nawet, ile musiałaby się naczekać, gdyby sama z siebie postanowiła narzucić się innemu klientowi pod względem szukania pomocy. I kiedy zasadniczo skończyłaby się jej cierpliwość względem tego, co by poskutkowało o wiele mniej szczęśliwszym końcem.
Tylko jeszcze nie do końca potrafiłaby stwierdzić dla kogo właściwie.
Dlatego też z narastającym zadowoleniem w sercu przygarnęła podane produkty. Taki napływ pozytywnych emocji wystarczył, by jej myśli nie ogarniały negatywne tematy odnoszące się tego, że z kim miała do czynienia oraz zahaczenie o przeszłe wydarzenia. Ale nawet i takie odczucia zostały zapełnione zwyczajnym zaskoczeniem, gdy dotarły do niej słowa młodszej dziewczyny.
Więc najpierw... Nieco uniosła lewą rękę, by odmachać jej w przyjaznym geście.
- Teraz rozumiem - skomentowała, już kładąc do wózka uzyskane paczki płatków. - Rodzeństwo... - Trochę zazdroszczę. Nie myślała o swojej rodzinie już długi czas. Może nawet za długo. Jednakże nie było co poradzić na to.
Skinęła lekko głową.
- Oja. To bardzo miło usłyszeć taki zacny komplement od posiadaczki tak pięknego koloru włosów - odparła na jej słowa. - Dziękuję.
Musiała przyznać, że nawet bawiła ją ta wymiana zdań. Napotkanie losowej osoby w sklepie i wdanie się w krótką dyskusję - to nie było coś, czego mogła i zarazem potrafiła doświadczyć na co dzień. A jeśli już, to w większości skutkiem było nieprzyjemne doświadczenie, pozostawiona niechęć i zrezygnowanie z integracji na jakiś czas. Więc postanowiła w duchu doceniać te nieliczne chwile.
Wracając do pytań...
Czy musiała? Odpowiedź brzmiała nie. Jednakże przeczucie podpowiadało jej, że bycie przesadnie szczerym nie było właściwe na tym miejscu. Dodatkowo nie był to ani czas na przerywnik w postaci retrospekcji, przez co mentalnie kopnęła swoje wspomnienia gdzieś w kąt.
- Jedynie do osiemnastu lat - odpowiedziała, przykładając wskazujący do ust. - Nawet jeśli to brzmi na bardzo długi czas oczekiwania, końcowy rezultat sprawia, że warto być cierpliwym - dodała ze swobodą w głosie. - Chociaż zobacz w ten sposób, będziesz miała mnóstwo czasu na wybranie dla siebie koloru, jaki ci się spodoba - podzieliła się z nią ze swoim spostrzeżeniem, unosząc wskazujący palec. - Bez pośpiechu.
Po tych słowach chwyciła obiema dłońmi wózek.
- Masz uroczą siostrę - rzuciła komplementem, gdy zwróciła się do nieznajomego chłopaka. - I bardzo żywą. Miło spotkać takie osoby - przyznała.
Sean Reave
Sean Reave
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Central Plaza
Pią Kwi 02, 2021 10:15 pm
Zoey była całkiem prosta w obsłudze i można było czytać z niej, jak z otwartej księgi. Na wieść o tym, że w oczach nieznajomej jej włosy także były piękne, momentalnie się rozpromieniła. Za sprawą szerokiego uśmiechu dziewczynka wyeksponowała swoje drobne i wciąż mleczne zęby. W swojej młodocianej głowie zapewne już uznała kobietę za swoją nową koleżankę – Sean mógł to przyznać już na pierwszy rzut oka i miał tylko nadzieję, że w przypływie ekscytacji jego siostra nie postanowi zaprosić jasnowłosej na herbaciane przyjęcie z armią maskotek. Co prawda wątpił w to, że takie zaproszenie można było potraktować poważnie.
    „Jedynie do osiemnastu lat.”
    Reave być może nawet nie prosił o to, by dziewczyna uczestniczyła w tej rozmowie, ale w tym momencie spojrzał na nią z wdzięcznością. Nawet jeśli nie istniała żadna siła we wszechświecie, która sprawiłaby, że zgodziłby się na przefarbowanie sześciolatki, wiedział, że porady od kogoś bardziej doświadczonego znacznie szybciej przygaszały zapał dziecka, które upatrzyło sobie wymarzony prezent. Jakby nie patrzeć, nie był specjalistą w dziedzinie fryzjerstwa, a jego kłaki miały do bólu pospolity kolor jasnego brązu. Od zawsze i na zawsze.
    ― Na pewno za wiele lat będę chciała takie same włosy! Będę pamiętać, że miała je bardzo miła pani w sklepie ― rzuciła z przekonaniem, wierząc w to, że faktycznie nie zapominało się przypadkowych twarzy. Niestety rzeczywistość była mniej kolorowa, ale zapewne żadne z ich dwojga nie chciało niszczyć jej wielkich marzeń. ― Albo- albo! ― wykrzyknęła, a jej jasne oczy zatliły się, jakby w jej głowie właśnie zapaliła się żarówka. Nowy pomysł właśnie nadciągał z siłą huraganu. ― Wybiorę wszystkie kolory! Jak tęcza! Tęcza też jest śliczna!
    „Masz uroczą siostrę.”
    — O tak, zdecydowanie — odpowiedział, a jego spokojny ton kontrastował się z energicznym tonem dziewczynki. — Chociaż powinienem cieszyć się, że jeszcze stoisz na nogach i nie zagadała cię na śmierć — odparł, nie mogąc powstrzymać krótkiego śmiechu, który wydarł się z jego ust. Może powinien zwrócić się do niej per pani, jednak bardziej przypominała jego rówieśniczkę niż kobietę w średnim wieku, dlatego uznał, że postarzanie jej mogło okazać się dużo bardziej uwłaczające. — Miło mi to słyszeć, ale jestem pewien, że dookoła jest dużo więcej takich ludzi niż mogłoby ci się wydawać. Zresztą widzę tu całą kumulację osób, które milo spotkać. Dwójka to już tłum. — Nie było wątpliwości, że w wymienioną „dwójkę” nie wliczał samego siebie. Napotkana dziewczyna całkiem nieźle radziła sobie z kontaktami międzyludzkimi – on także nie na co dzień miał okazję uczestniczyć w takich przypadkowych spotkaniach.
    ― M-hm! A ostatnio widzieliśmy niemiłą panią. Strasznie krzyczała, gdy Sean przypadkiem ją potrącił. A przeprosił. Gdy przepraszasz, już nikt nie powinien się na ciebie złościć. ― Wygięła usta w podkówkę na samo wspomnienie tej przykrej sytuacji. Starszy brat natychmiast poklepał ją po głowie w uspokajającym geście. Sądząc po pobłażliwym uśmiechu na jego twarzy, tamta sytuacja nie zrobiła na nim wrażenia. Na świecie istniała cała masa różnych ludzi.
    — Swoją drogą idziesz już do kasy?
    Tak sobie tu stali i gawędzili, a czas leciał.
Mitchie
Mitchie
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Central Plaza
Nie Kwi 04, 2021 11:00 pm
    Mitchiemu nie było nic więcej do szczęścia potrzebne, miał przy sobie Sunny i niezłą muzykę w tle. Nie przeszkadzały mu oczywiście hity z High School Musical, aktualnie wydobywające się z głośnika samochodu. Kojarzyło mu się to z chwilami, gdy wraz z przyjaciółką przesiadywali przed telewizorem i wpatrzeni w bohaterów, odgrywali ulubione scenki.
    Rzecz jasna nie była to sztuka warta Oscara, ale jako dzieciaki nieźle się bawili. Gdy dziewczyna nie potrafiła wytrzymać ze śmiechu, kiedy Svein niczym prawdziwy Troy Bolton odwalał swoją ulubioną scenę z drugiej części za każdym razem, gdy przechodzili obok większego zbiornika wodnego. Momentami czuł się, jakby rzeczywiście przeżywał te same emocje, co jego ulubiony koszykarz! Masakra, dobrze, że na starość nieco się ogarnął. Nieco.
    Nucił pod nosem wszystkie kawałki, aby dotrzymać jej towarzystwa. Oczywiście nie miał tak ładnego głosu, jeśli mowa o śpiewanie, dlatego nie zamierzał odbierać sobie tej przyjemności ze słuchania jej mini koncertu.
    Zaparkował w końcu pod supermarketem, denerwując się w międzyczasie, bo jednak nie mógł znaleźć odpowiedniego miejsca. Nie chodziło już nawet o ilość, jednak o jakość! Nie miał zamiaru stawać obok samochodu, który wyglądał, jakby przy otwieraniu drzwi miały wypaść zawiasy. Za bardzo szanował swoją własność. Poza tym był dość wysoki - potrzebował szeroko otwierać drzwi po stronie kierowcy, aby wysiąść bez bólu kręgosłupa.
    Zerknął w dół, klikając przycisk na kluczykach, aby automatycznie zamknąć auto. Z uśmiechem na ustach kiwnął na jej polecenie, kierując się w stronę drzwi wejściowych. Kilka kroków i już dzieliła ich niezłą odległość. Miał długie nogi, okej? I tak przy niej starał się chodzić praktycznie tip-topami, aby biedna nie musiała tak dreptać za nim.
    Stanął przy pieczywie. Nie zdążył się zdecydować, który chleb ani jakie bułki zabrać do domu, gdy pojawiła się obok niego piękna towarzyszka. Klasnął w dłonie, biorąc do ręki brązowy papier, w który zapakował kilka bułek ziarnistych.
    - Pamiętam mniej więcej, co mamy kupić. Poza tym możemy nieco zaszaleć. Co powiesz na przygotowanie jeszcze ciepłego jabłecznika z lodami waniliowymi? - wypchnął ją na tyle delikatnie, na ile dał radę biodrem, łapiąc rękoma o swój nowy sprzęcior kierowniczy. Oparł się ciałem o wózek, patrząc przed siebie.
    - Mam pomysł, dawaj za mną. - poleciał do przodu, prawie wywalając zawartość wózka, razem ze sobą na ziemię, gdy zawiesił się na nim całym ciałem w drodze na dział ze składnikami do wypieków. - Sunny patrz, mają nawet kolorową posypkę! - chuj wie, w czym ona im pomoże w przygotowanie jabłecznika.
Miko
Miko
The Jackal Canis Lupaster / Assecla Anubis
Re: Central Plaza
Nie Kwi 11, 2021 2:00 am
Widok radości u dziewczynki był swojego rodzaju miodem na serce. To była po prostu losowa osoba napotkana w losowym miejscu, do której nawet nie zagadałaby w innych okolicznościach, jednakże... Wydarzenia potoczyły się jednak tym tokiem, wywołując lekką odmianę w codzienności. W dodatku jej żywiołowość nie była czymś, z czym nie umiałaby sobie poradzić. Te parę lat doświadczenia w związku z jej pracą były aż za nadto bogate w możliwość napotykania się na różne charaktery ludzi.
I wiele z nich nie była czymś, z czym chciałaby mieć normalnie do czynienia.
- Więc sama widzisz. Masz wiele pomysłów i mnóstwo czasu na ich przemyślenie - podsumowała w ten sposób możliwość zmiany kolorów włosów. Nawet jeśli aż do czasu rzeczywistej pełnoletności wszystko by się zmieniło. Miko uznawała, że każdy nowy dzień mógł przynieść szczegół, który wpływał na przyszłość danej osoby. Dlatego też taka wiele było ciężko zakładać z góry.
- Taka rozmowa to czysta przyjemność - odparła, uśmiechając się łagodnie. Lecz kolejne słowa sprawiły, że uśmiech zaniknął, sprawiając, że pogrążyła się w krótkich rozmyślaniach. W końcu pokręciła przecząco głową.
- I tak, i nie - odparła na jego słowa. - Ludzie są różni, a wielu z nich ma swój indywidualny sposób spoglądania na niespodziewane rozmowy z nieznajomymi osobami - a i tak od tego zależało niemało czynników. - Tak samo jak i nie zawsze da się zacząć rozmowę - dodała jeszcze swoje spostrzeżenie. - I dwie osoby? Zasadniczo jest nas trójka... to chyba znaczy, że to już ogromny tłum? - zastanawiała się na głos. - Chyba wchodzi tutaj perspektywa i spostrzeganie indywidualne.
Lekko wzruszyła ramionami, wiedząc, że kieruje się w swoich obecnych wypowiedziach bardziej domysłami niż realnymi faktami.
Sean, huh?
- Zdecydowanie jest wiele typów ludzi na świecie - w ten sposób skomentowała słowa na temat opowiedzianego spotkania. - Może po uspokojeniu się i ochłonięciu zrobiło się jej głupio, że tak zareagowała? - spekulowała na głos. Nie wydawało się jej, że było to możliwe. Byli ludzie, którzy bez najmniejszego problemu stawiali siebie ponad innych, uważając się za tych lepszych. Jednakże fioletowłosa wypowiadała te słowa ze wzgląd na dziewczynkę, chcąc w ten sposób ukazać, że próba zareagowania nie byłaby czymś, co zostałoby zepchnięte w cień.
Jeju... Kasa, fakt!
- Oh rany. To niegrzeczne z mojej strony, że tak was zatrzymuję tutaj - powiedziała. - Ale tak, mam już to, co potrzebuję. A co z wami? - chociaż to był moment, w którym powinna dać spokój rodzeństwu. Wiedziała o tym, nawet bez wielkich znaków na niebie. Nie mogła się jednak nie łapać na myśli, że była zazdrosna z dość prostego powodu. Sama nie mogła już spędzać czasu ze swoim rodzeństwem.
- Nie wiem, czy to będzie nasze pierwsze i ostatnie spotkanie, ale chciałabym zachować wszelakie formy grzeczności - zaczęła, kierując pierwsze kroki w stronę wspomnianej wcześniej kasy, przy okazji układając wygodniej dłonie na uchwycie wózka. - Jestem Miko. Miło mi waszą dwójkę poznać, w tak niecodziennych okolicznościach - przynajmniej w ten sposób już nie była bezimienną nieznajomą, która potrzebowała pomocy. - Hah, sorka, trochę dziwnie zabrzmiało to. Chyba odwykłam trochę od takich rozmów - ukazała im na krótki moment lekkie zmieszanie, nim ponownie uśmiechnęła się i skupiła bardziej uwagę na trasie.
Sean Reave
Sean Reave
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Central Plaza
Nie Kwi 25, 2021 11:19 am
    „I dwie osoby? Zasadniczo jest nas trójka...”
    — Miło mi. Ale sama widzisz – to tylko potwierdza moją teorię, że nic nie jest niemożliwe. Choć może częściowo masz rację... — rzucił, unosząc wzrok w zamyśleniu. Ludzi skorych do rozmów było znacznie mniej niż tych, którzy w starciu z obcymi przyjmowali defensywną postawę. Odpychające nastawienie było ich tarczą, która chroniła przed niepożądanymi osobami, które mogły dostać się do ich życia, sprowadzając do niego same kłopoty.
    Kiedyś wszystko było znacznie łatwiejsze.
    — Nie sądzę — rzucił, gdy dziewczyna wysnuła teorię na temat nieznajomej kobiety. Mimo pozytywnego nastawienia, Sean miał na tyle oleju w głowie, by zdawać sobie sprawę, że nie wszyscy ludzie mieli sobie za złe swoje przypadkowe wybuchy. — Nie żebym specjalnie się tym przejmował. Ludzie mają na głowie inne rzeczy, więc niespecjalnie zastanawiają się nad żałowaniem swoim czynów. Nie można jej za to winić. Nie wiem nawet, czy sam zastanawiałbym się nad tym, że swoim zachowaniem sprawiłem przykrość jakiejś randomowej osobie w sklepie, gdybym akurat miał gorszy dzień — przyznał, nie wiedząc czemu w ogóle rozwodził się w tej kwestii. Zoey przyglądała mu się z niezrozumieniem wymalowanym na twarzy – nie pojmowała jeszcze wszystkich praw, które rządziły tym światem. Może to i lepiej.
    — To znaczy, że nie trzeba zawsze przepraszać? — spytała po krótkiej kontemplacji, która poruszyła jeszcze nie do końca wypracowane trybiki jej umysłu.
    — Jeśli potrącisz kogoś w sklepie, zawsze przepraszaj — odpowiedział wymijająco i zaśmiał się krótko. To nie było dobre miejsce na dawanie jej lekcji o przeprosinach – był to zbyt obszerny temat. Poza tym w przyszłości sama miała decydować o tym, czego będzie żałować, a czego nie.
    — Właściwie też cię zatrzymaliśmy, więc jesteśmy kwita — stwierdził, posyłając jej lekki uśmiech. Ciemnowłosy nie miał nic przeciwko takim spotkaniom. Albo to praca w szpitalu wykształciła w nim ogromne pokłady cierpliwości i przyzwyczajenie do różnych przypadkowych sytuacji. Tam zdarzały się one codziennie.
    ― Też mamy wszystko! ― Zoey poruszyła pudełkiem ze swoimi smakowymi płatkami, które głośno zagrzechotały w środku. ― Są przepyszne, musi pani kiedyś spróbować. Płatki Kapitana Chrupka są najlepsze!
    Tak, z pewnością będzie miała na nie ochotę.
    Chłopak podrapał się po karku w zażenowaniu i zaraz po tym pchnął wózek, dotrzymując kroku nowej towarzyszce. Mimowolnie zerknął na ilość jej zakupów, porównując ją z zawartością własnego wózka. Nie było wątpliwości, że wypadało przepuścić ją w kolejce do kasy.
    Prawdę mówiąc, był nieco zaskoczony jej chęcią przedstawienia się. Nawet jeśli takie przypadkowe spotkania były czymś rzadkim, jeszcze rzadziej wywiązywały się z nich jakiekolwiek znajomości. Później kojarzyłeś kogoś już jedynie z widzenia, ale jednak głupio było zaczepić go na ulicy, gdy nawet nie znałeś jego imienia. Nic dziwnego, że w pierwszym momencie nie odpowiedział, choć wcale nie musiał – jego młodsza siostra odruchowo przejęła pałeczkę.
    — Haaa, jakie urocze imię! Ja jestem Zoey. Też miło mi panią poznać — rzuciła entuzjastycznie, szczerząc przy tym nieskazitelnie białe zęby. Skoro nieznajoma nie była już nieznajomą, mogła w każdej chwili zaprosić ją na swoje herbaciane przyjęcie.
    — Sean. Ale to już chyba zdążyłaś usłyszeć — dodał po chwili. W towarzystwie dzieciaka nie mógł liczyć na żadną dyskrecję, choć w gruncie rzeczy nie należał do ludzi, którzy nagminnie ukrywali swoją tożsamość. Właściwie nie ukrywał jej wcale. — Wiesz, wydaje mi się, że w obecnych czasach wszyscy od tego odwykliśmy. — Wzruszył mimowolnie barkami. Nie miał zamiaru brnąć dalej w ten temat – o tym, co działo się na ulicach, wiedzieli dosłownie wszyscy. Ludzie szli na zakupy, by zaopatrzyć się w podstawowe środki do życia i prędko wrócić do bezpiecznego mieszkania, by nie zetknąć się z kimś niebezpiecznym na ulicy. Z kimś, kto i tak bezkarnie mógł zrobić dosłownie wszystko.
    Kasa była już tuż tuż, a Sean ostentacyjnie zwolnił tempo, by dać Miko szansę przejść przed nimi.
    — Kasowanie naszych rzeczy zajmie więcej czasu. Możesz śmiało iść przodem.
Sunny
Sunny
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Central Plaza
Nie Maj 02, 2021 7:37 pm
  Odgrywanie scenek z High School Musical nadal było jedną z jej ulubionych zabaw, choć obecnie częściej robiła to pod prysznicem czy też lustrem. Rzecz jasna z podziałem na role. Czasem mogła się przekonać jak doskonałym byłaby chłopcem, wczuwając się w rolę Troya Boltona. Nawet jeśli akurat ten repertuar niejako wolała zostawić dla siebie. W końcu musiała choć częściowo być postrzegana jako ta odpowiedzialna, zwłaszcza że Sunny naprawdę nieźle sobie radziła jako dorosła. Był to prawdopodobnie jeden z jej sposobów na udowodnienie innym, że wygląd nie miał zbyt wiele wspólnego z samym trybem życia.
  Przyglądała się z nieznacznym zainteresowaniem, gdy pakował bułki, wyraźnie oceniając ich liczbę. Zakupy z Mitchiem zawsze były dość zabawne. Sama dziewczyna jadła tyle co wróbel, bez problemu zmieściłaby się więc w małym koszyku. Renifer był jednak z zupełnie innej bajki. Nie tylko wzrost, ale i jego doskonała przemiana materii szybko zapełniały cały wózek po brzegi.
  — Jeżeli ty go będziesz robił to czemu nie — odpowiedziała, potykając się o własne nogi, gdy chłopak popchnął ją biodrem. Zamach na jej życie! Dobrze, że nie wyrżnęła twarzą w ziemię, bo przy jej doskonałej koordynacji ruchowej byłoby to bardziej niż prawdopodobne. Pokręciła kilkakrotnie głową, widząc jak chłopak prawie wywraca się ze swoim nowym pojazdem, nim potuptała w ślad za nim ze złączonymi z przodu na poziomie bioder dłońmi.
  — To jest ten twój pomysł? To na lody? — zapytała ostrożnie, podnosząc posypkę, by przejrzeć jej skład. Podrapała się po policzku, zanim odłożyła ją na półkę, sięgając po inną. W przeciwieństwie do tamtej nie miała może wszystkich kolorów tęczy, ale była w kształcie gwiazdek. No i skład miała lepszy!
  — Gwiezdny jabłecznik! — pod warunkiem, że naprawdę miał zamiar właśnie tego użyć do ciasta. Osobiście prędzej obsypałaby nią babeczki, ale nie zamierzała wchodzić mocniej w inwencję twórczą Mitchiego.
  — Kupimy jakieś żelki? Najlepiej te takie śmieszne czerwone i zielone, co mają w środku białą piankę... nie pamiętam teraz jak się nazywały — rzuciła zamyślona, zatrzymując bezwiednie wzrok na jakiejś kobiecie na końcu regału, która właśnie przyglądała się trzem różnym rodzajom bitej śmietany. Bita śmietana do lodów brzmiała jak całkiem niezły pomysł. Odwróciła się do Renifera i złapała go za łokieć, ciągnąc kilkakrotnie w swoją stronę.
  — Bitą śmietanę też! Do truskawek i do lodów! Tylko jej nie liż.
Miko
Miko
The Jackal Canis Lupaster / Assecla Anubis
Re: Central Plaza
Wto Maj 04, 2021 3:03 am
- Um... Pewnie tutaj wchodzi indywidualizm danej osoby - w jej słowa wkradła się lekka niepewność. Mogła kierować się domysłami, lecz bez konkretnego poparcia dla swoich słów, uważała to jedynie za puste spekulacje. - Chociaż kto wie co ludziom chodzi po głowie... - dokończyła. Umiejętność zrozumienia zamiarów innej osoby mogła podchodzić pod tym względem pod supermoc. Nie mogła się oderwać od myśli, że może dzięki temu zrozumiałaby o wiele więcej w związku z tymi, których natrafiła na swojej drodze życia.
Albo i nie. Może nawet z nadnaturalnymi zdolnościami nie byłoby to potrzebne.
- Zdecydowanie skomplikowany temat  - stwierdziła. - Dobry na rozważenie w jakieś wolnej chwili - wolnej chwili, która nie obejmowała miejsce w postaci sklepu, w którym obecnie się znajdowali. Przechyliła nieco ciało na lewo. Uświadomienie sobie braku odpowiedniej wiedzy na takie tematy spłynął na nią niczym lodowaty deszcz. Chyba pora wrócić do książek - złożona niemo obietnica sama sobie brzmiała zarazem w jej myślach ambitnie. O wiele bardziej niż przekładałoby się to na rzeczywistość.
Skinęła delikatnie głową, nie dodając już więcej na temat.
- Zapamiętam twoją sugestię - o wiele łatwiej było zareagować na słowa dziewczynki. - Przyznam, że nie próbowałam ich - nazwa brzmiała o wiele bardziej żywiej niż to, co sama wybierała do kupienia. Ich wartość była zbyt mało dla niej znaczna, by nawet zapamiętała konkretniej ich nazwę własną.
Czuła się lepiej w prowadzeniu luźniejszej rozmowy o bardziej błahych sprawach. Dlatego też odpowiadanie małolatce nie stanowiło dla niej problemu. Nie mogła zbytnio wchodzić w szczegóły, ale nie martwiła się o to.
Rozmawianie nie mogło jednak wiecznie trwać. Oboje mieli swój konkretny cel związany z przybyciem do tej placówki, co skłaniało się do tego, że mieli go koniec końców zrealizować. Bez narzucania przypadkowego spotkania na pierwszy plan. Więc narzucony kierunek - kasa - miał zostać niedługo osiągnięty. Punkt końcowy, który też zakończyłby to krótkie spotkanie. Jednakże zamiar Miko nie obejmował pozostanie bezimiennymi osobami, które można było napotkać na co dzień.
- Dziękuję - odparła na komplement. - Doceniam twoje słowa.
Spokojnie.
Sytuacja nie rozwinęła się w krępującym kierunku, gdzie zostałaby bez żadnej odpowiedzi. Decydując się na przedstawienie nie przemyślała w ogóle możliwych negatywnych efektów tej sprawy. Przygryzła wewnętrzny policzek, próbując nie pozwolić myślom zalać się negatywnymi możliwymi skutkami własnej decyzji. Brak reakcji z tego wszystkiego mógł być najbardziej łagodną formą.
- Zdecydowanie... Jak od wielu spraw - dokończyła swoją wypowiedź westchnieniem, czując ciężar na barkach. - Ale nie dziwię się - beztroska i lekkomyślność w tym mieście nie doprowadzały do szczęśliwego zakończenia. Albo głupiec, albo szaleniec mógłby pozwolić sobie na zachowanie, które było dalekie od ostrożności. Jednakże Miko była pewna, że obecnie zaliczała się do jednej z dwóch grup.
Chociaż, gdyby nie to, nie zdecydowałaby się tutaj wrócić.
Zamrugała parę razy oczami. Jej usta zrobiły na około dwie sekundy małe "O", nim zreflektowała się.
- Naprawdę? Dziękuję - zaskoczył ją. Wystarczająco bardzo, by jej profesjonalizm poszedł na krótką przerwę. Zaraz potem uśmiechnęła się, przechodząc przed niego do kolejki.
Wyłożyła produkty na taśmę, międzyczasie upewniając się, że jej dzielny towarzysz podróży - dla trzecich osób znany jako wózek na zakupy - nie odjechał od niej, przeszkadzając przy tym innym kupującym. Wykonując standardowe czynności w postaci oczekiwania, opłacenia oraz zabrania swoich przedmiotów, nie mogła przestać się delikatnie uśmiechać. Kolejny gest uprzejmości skierowany w jej stronę wywoływał w niej wzrósł pozytywnych emocji.
Dlatego też po zapłaceniu i zapakowaniu towarów, odwróciła się w kierunku dwójki rodzeństwa, kierując do nich słowa:
- Liczę na to, że nasze kolejne spotkanie będzie w bardziej dogodniejszym miejscu - powiedziała. - Życzę wam miłego dnia.
W ten sposób odprowadziła na swoje miejsce wózek i opuściła supermarket.  

z/t x2
Mitchie
Mitchie
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Central Plaza
Sro Maj 19, 2021 6:25 pm
    Zdecydowanie jego ulubioną zabawą z dzieciństwa było wszelkiego rodzaju odgrywanie roli. Ich ulubiona - śpiewanie piosenek z bajek i filmów, które oglądali za dzieciaka. Mitchie nie posiadał tak dobrego talentu wokalnego, jak Sunny. Zapewne to ten jego zachrypnięty na starość głoś niszczył efekt, ale bawił się przy ich mini koncertach znakomicie. Uwielbiał widzieć, jak dziewczyna wczuwa się w każdą kolejną piosenkę, sprawiając wrażenie jeszcze bardziej szczęśliwej i beztroskiej, niż jest zazwyczaj.
    Z ich jeszcze jednej zabawy pamiętał smoka i księżniczkę. Raczej wiadomo, kto odgrywał rolę wielkiej gadziny. Niektórzy koledzy chłopaka, za czasów jego podstawówki pewnie jeszcze by stwierdzili, że mordę w takim młodym wieku też miał podobną do niezbyt urodziwego magicznego stworzenia. Bujajcie się, ich odgrywanie było zajebiste. Do teraz nie mógł uwierzyć, że pomimo nagranych zabawnych klipów, żaden reżyser się do nich nie odezwał. Mogliby zbić fortunę na ich umiejętnościach aktorskich. Albinos nawet nie potrzebował kaskadera, sam był na tyle nieodpowiedzialny, aby odwalać głupie akcje.
    Wystawił jej język na te słowa. No pewnie, że on to będzie przygotowywał! Nie był może wirtuozem, jeśli mowa o pieczenie... z pewnością będzie zabawnie. Może nawet nie podpali całego domu, jak znowu zapomni o nagrzanym piekarniku. Ostatnio wydarzyła mu się taka sytuacja. Skąd miał wiedzieć, że papier do pieczenia z zaschniętym ciastem od babeczek, może zająć się ogniem w piekarniku tak sam z siebie? Dobrze, że był wtedy sam w domu. Kto wie, co blondynka mogłaby powiedzieć, gdyby widziała, co on takiego odpierdzielił.
    - No, przecież... - nie zdążył dokończyć, gdy Sunny wzięła do ręki inny rodzaj posypki. A to skubanica, podstępnie nie pozwoli mu nawet wybrać posypki! Ale niech jej będzie. Nie miał serca, aby odmówić jej nawet takiej drobnostki. - Może być i gwiezdny jabłecznik. O ile zjesz tyle, ile Ci nałożę. Nie będę się z nim trudził na marne. - posłał jej jeden z tych uśmiechów, mających dać dziewczynie do zrozumienia, że z nim nie ma żartów. Przynajmniej, jeśli mowa o jedzeniu. Tym bardziej takich pyszności!
    - Dobra. Żelki chyba są w drugiej alejce. I wypraszam sobie, każda nowa bita śmietana w naszym domu musi przejść test konsumenta, a nie moja wina, że ta droga prowadzi przez ten oto język. - żeby przypadkiem nie miała żadnych wątpliwości, wystawił go po raz kolejny tego dnia. Ha, jeszcze dla jej pewności nawet złapał ją za nadgarstek i przyłożył jej palec wskazujący do mięśnia. Nie będzie pewnie zadowolona. Zanim zdążyła się odezwać, mrugnął do niej jednym okiem i pognał w kierunku kobiety, stojącej przy jego następnym celu.
    - Pani wybaczy. - wyciągnął przed nią rękę, wrzucając zaraz dwie, lepszej jakości bite śmietany do wózka. Idealnie. Teraz żelki.
    Pomachał Sunny, zaraz znikając za kolejną alejką. Dobra... czerwone i zielone, z pianką w środku? Kurwa, które to były. Odnalezienie ich wcale nie było takie proste. Jak już zauważył ostatnią paczkę, pognał w jej kierunku niczym prawdziwy gepard. Złapał opakowanie, zerkając w dół na małą dziewczynkę, która z utęsknieniem spoglądała na żelki. Cholera. Jeszcze tego mu brakowało, aby bić się o głupie słodycze z dzieciakiem.
    Mała nie dawała za wygraną. Wpierw działała na Mitchiego tymi kocimi oczami, ale to nie zadziałało. Potem zaczęła dziecięcą manipulacje na zasadzie - daj albo się rozbeczę na pół sklepu. Typowa zagrywka, ale nie z nim te numery! On doskonale znał takie dzieciaki, nie raz, nie dwa miał z nimi do czynienia w innych sklepach.
    - Dobra dzieciaku, zagrajmy o to w papier kamień nożyce. - zwycięstwa był pewien jak niczego innego w swoim życiu. W końcu był mistrzem w tej głupiej gierce. Tak przynajmniej mu się wydawało.
    Ograła go siedmiolatka, biegnąca z opakowaniem do ojca. Załamany wrócił do Sunny, opierając cały swój ciężar ciała na wózku. Gdyby twardo nie stał nogami na ziemi, zapewne pojechałby ryjem do przodu razem z tym wózkiem i całymi ich zakupami.
    - Przegrałem bitwę, ale nie wojnę. Twoich żelek już nie ma, musisz mi wybaczyć. - mina zbitego psa numer trzy uruchomiona.  - Co jeszcze nam zostało z listy?
Sunny
Sunny
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Central Plaza
Czw Maj 20, 2021 12:00 am
  Być może gdyby wrzucali swoje klipy z odgrywania scen na youtube'a, sprawa wyglądałaby zupełnie inaczej. W końcu czasem takie nieoszlifowane talenty dostawały propozycje ról wraz z rozwojem! Problem w tym, że Sunny i tak była chyba zbyt nieśmiała, by stanąć przed kamerą kogoś innego niż Mitchiego czy Kiany. Z nimi mogła się wydurniać do woli, ale z innymi? Bez szans.
  Pilnowaniem piekarnika mogła się zająć. W sumie tak jak resztą wytyczonych jej prostych zadań typu wbij tu jajko, dodaj tyle i tyle mąki, wszystko wymieszaj. Takich rzeczy raczej nie dało się zepsuć i magicznie za każdym razem, gdy robiła je z Mitchiem kończyły się po prostu dobrze. Przenoszenie podobnych przepisów całkowicie na własne ręce nie kończyło się tak dobrze. Ciekawe czemu? Może faktycznie we wszechświecie istniała karma uparcie twierdząca, że jeśli potrafiłeś gotować to nie mogłeś dobrze piec? Chociaż gotowce nie wychodziły jej aż tak źle. Czasem gdy nikt nie patrzył, kupowała sobie jakieś opakowanie babeczki, którą wstawiało się na trzy minuty do mikrofali i wcinała ją w pracy. Gdy o niej pamiętała rzecz jasna, co zdarzało się stosunkowo rzadko.
  — ... — gdy zaczął naciskać na to, by jadła więcej, mimowolnie uciekła wzrokiem gdzieś w bok, wpatrując się z zakłopotaniem w ziemię. Podobne prośby nigdy nie wywoływały w niej zbyt pozytywnych odczuć, do czego nie mogła się nawet przyznać. Nic dziwnego, skoro ludzie twierdząc że jest za chuda i zaraz zniknie, wmuszali w nią takie porcje, że kończyła z bolącym brzuchem bądź wymiotując nad toaletą w pracy. Na tyle cicho, by inni nie byli w stanie usłyszeć, że ich dobra wola nie skończyła się tak jak sobie to wymarzyli.
  — To chodźm- — urwała w połowie orientując się, że białowłosy już od kilku sekund nie stał obok niej. Rozejrzała się na boki, zaraz dostrzegając go obok jakiejś kobiety, w momencie gdy wrzucał bitą śmietanę do koszyka. Nadgoniła go czym prędzej, widząc jak zaraz znika w kolejnym miejscu. Ten to naprawdę miał tempo! Ledwo za nim nadążała.
  Nie spodziewała się za to, że zobaczy bitwę o żelki z siedmiolatką. Już gdzieś w połowie ich bitwy zaczęła się cicho śmiać, dobitnie próbując ukryć swoje rozbawienie za dłonią. Nie żeby faktycznie jej to wychodziło. Ostatecznie, gdy pokonany chłopak wrócił do jej boku, poklepała go pocieszająco po ramieniu.
  — Będzie dobrze. Kupimy coś innego — powiedziała, trzymając tak przez chwilę dłoń, gdy zapatrzyła się nieco dalej na jedną z pracownic rozkładającej towar na półce. Zabawne, zwiesiła się tak na chwilę, mimo że nawet nieszczególnie ją interesował.
  — Hm... nie wiem jak ty, ale ja to bym zjadła tosty. Chleb tostowy i ser? — zaproponowała przesuwając dłonie na jego plecy, by popchnąć go nieznacznie do przodu. Na tyle na ile się dało, w końcu jej moce przerobowe aka fizyczne były równe zeru.
Mitchie
Mitchie
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Central Plaza
Nie Maj 23, 2021 11:59 pm
  Gdyby któreś z ich dwójki miało zostać światowej sławy gwiazdą, zdecydowanie do tej roli pasowałby Mitchie. Nie ze względu na wrodzone talenty, po prostu był bardziej rozgadany i szałowy, o ile można tak kogokolwiek określić. Wszędzie było go pełno, właściwie od zawsze. Choć na starość zgłupiał. Wysoki jak brzoza, a głupi jak koza.
  Już żył całym tym ich pieczeniem. Dla niego to oczywiście kolejny powód, dla którego może się powygłupiać i zrobić syf w kuchni. Przecież nie da się przygotować ciasta bez rozpieprzenia wszystkiego dookoła, czyż nie? Dla niego istniała niepisana zasada - im więcej mąki wysypiesz na blat, a im bardziej podłoga będzie się kleić od nadmiaru lukru, tym lepszy wypiek. Oczywiście po wszystkim będzie trzeba jeszcze posprzątać, ale kto przejmowałby się takimi głupotami? No właśnie. Na pewno nie on.
  Problemy z jedzeniem Sunny zauważył już dawno temu. Odkąd pamiętał była drobniutka, wcześniej jej niską wagę tłumaczył właśnie wzrostem dziewczyny. Niestety później zaczął zauważać niepożądane zachowanie u swojej najbliższej przyjaciółki. Po pierwsze unikała większych porcji, nawet swoich ulubionych dań, jak ognia. Tutaj już coś mu nie grało. Ostatnio wydaje mu się, że gotuje posiłki wyłącznie ze względu na niego. Było to kochane, musiał to przyznać, jednak wolałby, aby nie padła mu nigdzie z głodu. Nie miał problemu nawet późno w nocy jechać do jej pracy i przynieść wymarzone żelki, głupią kanapkę bądź chińszczyznę. Żałował jedynie, że nie mógł tego zrobić, bo nigdy nie został o to poproszony. Czy go to bolało? W pewnym sensie tak. Czy miał zamiar robić jej za to jakiekolwiek wyrzuty? Nie. Starał się jedynie niezbyt nachalnie upominać ją o ważnej, codziennej czynności. Po prostu się martwił.
  Po sromotnej porażce w bitwie o żelki, skupił się już całkowicie na niej. Kiwnął głową, wyciągając rękę do najbliższej półki ze słodyczami. Szybkim ruchem zgarnął do koszyka dwie paczki kwaśnych żelek, trzy jakichś słodkich z pianką oraz parę jeszcze innych opakowań, na które nie zwrócił szczególnej uwagi. I tak kiedyś je zjedzą. Nie ma co się rozdrabniać.
  - Ty to jednak masz łeb jak sklep. - jej pchanie go do przodu niezbyt wiele dawało, dlatego złapał ją pod rękę i pognał niczym struś pędziwiatr w kierunku wymarzonego chleba tostowego oraz serka. Pod czujnym okiem Sunny, wybrał najlepsze opcje spożywcze, rozglądając się za jakimiś kabanosami przy okazji. Chodziły za nim jak jasna cholera, nie mógł się oprzeć.
  Przechadzali się między półkami jeszcze piętnaście minut, zanim doszli do wniosku, że właściwie wszystko już mają. Nie chcąc dłużej zwlekać, popędzili do kasy. Oczywiście Svein nie byłby sobą, gdyby chamsko nie wtrynił się ze swoją kartą przed Sunnivą. Wytknął jej język, rzucając tekstem kto pierwszy, ten lepszy.
  Zabrał torby z zakupami, podając jej jedynie reklamówkę ze słodyczami. Ciężka nie była, a chociaż będzie mogła sobie coś ponosić przez te kilka kroków, zanim dojdą do samochodu. Poza lekkim syfem w bagażniku, znalazło się miejsce na ich dzisiejsze zakupy. Całe szczęście. Najgorsze, co mogło być to wysypujące się jedzenie na tylnym siedzeniu.
  - Nie wiem, jak Ty, ale ja już czuję te moc mąki, która przepływa przez moje żyły. To będzie zajebiste ciasto. - w końcu dobrze przygotowany jabłecznik z lodami to niebo w gębie, każdy szanujący się człowiek musiał to przyznać.

z/t z Sunny
Connor Josten
Connor Josten
The Wolf Deputy Commander (β) / Sleuth
Re: Central Plaza
Sob Cze 19, 2021 10:07 pm
  Choć nawyk gorzkiego uśmiechu zniknął z repertuaru jego mimiki już dawno temu, niejednokrotnie w takich sytuacjach widział go oczami wyobraźni.
  — Bez wątpienia. Obawiam się jednak, że plan ogólny kanadyjskiego wojska na Riverdale nie spełnia oczekiwań mieszkańców miasta — choć wypowiedź była dość mętna, nie dawała zbyt wielkich nadziei. Prawda była jednak taka, że rozkazy, które otrzymał były niczym więcej niż parodią. Uwięzili go w mieście, z którego nie mógł wyjechać tak jak pozostali. Miał wspierać absolutnie każdy sektor, który tylko mógł. Wojsko, straż pożarną, policję. Narzucano na niego całą masę zasad, podczas gdy co trzeci mieszkaniec był pierdolniętym psychopatą, który po zyskaniu zbyt dużego dostępu i nauczeniu się braku poszanowania dla zasad, ruszył z bronią na ulice.
  Nie było też najmniejszych wątpliwości, że wszystkie te szanowane organizacje były obecnie niczym w porównaniu z gangami, które z każdym dniem coraz mocniej panoszyły się na ulicach. A równowaga w siłach była na tyle nierówna, by z góry byli skazani na porażkę.
  — Z całym szacunkiem, ale myślę że stwierdzenie wszyscy chwyćmy za broń i zacznijmy strzelać do siebie na ulicy już dawno stało się domeną tego miasta — powiedział nadzwyczaj spokojnie, najwyraźniej przyzwyczajony zarówno do podobnych reakcji, jak i upartego trzymania się zasad przez ludzi, którzy nadal pamiętali jak wszystko wyglądało wcześniej.
  A może po prostu ludzi, którzy mieli w sobie dużo więcej empatii niż Connor, któremu nie robiło różnicy jak wielu mieszkańców będzie trzeba poświęcić, by pozbyć się największych zagrożeń. Tego rzecz jasna nie powiedział już na głos.
  — Znaleźliśmy się w rzeczywistości, gdzie absolutnie każdy ma tak samo prosty dostęp do broni co do porannych pączków. Osoba z zewnątrz wjeżdżająca do środka i zachowująca swoją poprzednią mentalność wydaje się w tej sytuacji absurdem. Wszystko się tu zmieniło. Od zasad, po wykonanie. Mogą nas wysyłać jako wsparcie, ale prawda jest taka, że nie będzie już jak wcześniej. I myślę, że coraz mniejsza liczba mieszkańców faktycznie żyje nadzieją, że dawny ład uda się przywrócić. Jak można w końcu oczekiwać, że ci którzy obcują na co dzień ze śmiercią, jakby nigdy nic odnajdą się na nowo w spokojnej rzeczywistości. Jeśli ktoś chce próbować, droga wolna. Nikomu nie bronię pozostać na tej ścieżce, jestem gotów nawet wesprzeć podobny ruch, gdy przedstawi logiczny i sensowny plan. Na ten moment jednak najlepszą strategią na przeżycie jest adaptacja. Odrzucenie tego co kiedyś było normalne i odnalezienie się w nowej rzeczywistości. Skoro stare zasady i prawo nie działają, najwyraźniej trzeba ustanowić nowe — w jego głosie nie było wahania. Zabawne biorąc pod uwagę, że kontrowersyjne opinie Jostena mogły dość mocno wpłynąć na jego pozycję i osobę.
  Skinął głową w podziękowaniu na wspomnienie o prywatnej opinii, zaraz pochylając się nieznacznie do przodu. Oparł dłonie na stole.
  — Ma Pan rzecz jasna rację. Co krok pozbywamy się podobnych jednostek, więzienia są jednak przepełnione. Kanada nie jest zachwycona wizją przyjmowania kolejnych zbrodniarzy z Riverdale, a puszczeni wolno prędzej czy później dołączą do gangów, które wspierają. Problem w tym, że absolutnie każdy plan zawsze będzie miał jakieś ale. Skoro obecny nie działa, trzeba wdrążyć jakiś inny. Całe szczęście, jak już mówiłem nie mam w nim decydującego głosu — no proszę, pozwolił sobie nawet na drobny żart — żywię też szczerą nadzieję, że przyszłe wydarzenia nie wymuszą wprowadzenia moich rozwiązań, a ktoś inny znajdzie strategię dużo lepszą, która przywróci choć częściową równowagę.
  Po prostu w tym momencie kompletnie nie wierzył, by ona istniała.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach