Riverdale
Riverdale
Administrator Sovereign of the Power
Bar Liquor and Co.
Wto Paź 27, 2020 10:16 am


Ostatnio zmieniony przez RIVERDALE dnia Nie Lip 03, 2022 10:40 pm, w całości zmieniany 11 razy
First topic message reminder :

TEREN
FOXES
Bar Liquor and Co.
Siedziba główna Lisów.
Teren broniony przez 5 bonusowych NPC.

Dawniej bar Saturday. Mały lokal gastronomiczny, którego głównym celem jest nic innego jak wydawanie napojów procentowych klientom. Otwarty w godzinach 16-4, największym zainteresowaniem może się pochwalić w piątki i soboty. Wnętrze zostało  poddane renowacji, dzięki czemu stało się dużo przyjemniejsze dla oka, jednocześnie utrzymując swój klimat.. Wielkością nie grzeszy,nie odstrasza to jednak zainteresowanych, szukających dla siebie kąta do spotkania ze znajomymi. Oprócz standardowego barku z ladą mieszczą się tu również posiane po kątach okrągłe stoliki. Można powiedzieć, że jest to miejsce typowo starej szkoły — muzyka dogrywająca w tle pochodzi z radia, nigdzie nie ma miejsca na dyskoteki — są za to dwa stoły bilardowe, tablica do rzutek i automat hazardowy, do którego monety wkładają jedynie już mocno nietrzeźwi klienci. Atmosfera jest gwarna, pełno tu stałych bywalców, lecz w przeciwieństwie do wcześniejszego stanu — regularne pijackie burdy i lanie się po mordach jest już jedynie przeszłością. Personel nie nosi żadnych wykwintnych uniformów, wszyscy są za to całkowicie ubrani na czarno z przypiętymi do koszul plakietkami, jak i drobnymi pinami w kształcie lisa. Wnętrze jak i wszelkie meble są utrzymane w brązowych barwach. Podłoga to stare, ale trzymające się twardo panele. W lokalu dozwolone jest palenie.
__________

Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, wymagania do ich pokonania wzrastają dwukrotnie. Oznacza to, że do pokonania jednego Niepoczytalnego musicie wykonać jedną z poniższych akcji:
→ osiem udanych ataków wręcz;
→ cztery udane ataki z użyciem zakupionej broni białej;
→ dwa udane ataki z użyciem zakupionej broni palnej/granatu.


Dawny opis:

Lark
Lark
The Fox Vicarius / Littoralis
Re: Bar Liquor and Co.
Nie Sty 31, 2021 1:03 am
Słowik
Słowik
The Fox Coryphaeus / Corsac
Re: Bar Liquor and Co.
Nie Sty 31, 2021 9:56 am
Lark
Lark
The Fox Vicarius / Littoralis
Re: Bar Liquor and Co.
Wto Lut 23, 2021 8:28 pm
Leam 'Panda' White
Leam 'Panda' White
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Bar Liquor and Co.
Sro Lut 24, 2021 2:44 pm
Po wróceniu do stolika, Leam westchnął cicho. Nudził się. Trochę nawet bardzo. Był głodny i niezaspokojony i coraz bardziej czuł się sfrustrowany. Lark ładnie pozwoliła mu coś zamówić, ale jedzenie w takim barze wcale nie musiało być dobre. Wolał osobiście inne lokale.  Tak. Był wybredny, a co!  - Może następnym razem. – zaczął się kiwać na krześle, a w jego głowie latały nadziewane pączki. – Zgoda, ale w większości spotkań mogę nie uczestniczyć osobiście, więc w razie co piszcie po prostu. – No tak, jego leniwa dupa cudem musiała się pojawić osobiście. Nie ma nic za darmo. Chyba, że go przekupią to bardzo szybko się pojawi. W końcu. Pora pożegnań. Pomachał Słowikowi i Lark na pożegnanie. - Na mnie też już czas. – machnął na pożegnanie i zwinął się z lokalu.

 

z/t
Słowik
Słowik
The Fox Coryphaeus / Corsac
Re: Bar Liquor and Co.
Pią Lut 26, 2021 4:48 am


zt.
Pavel 'Smuggler' Travitza
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: Bar Liquor and Co.
Pon Mar 22, 2021 5:51 pm
Kontynuacja wątku z uliczek

Scutt? To jakiś niedojebany Scott czy o co chodzi? Co to kurwa za imię. I po chuj mu te psy? – Travitza był wyraźnie zniesmaczony. Z drugiej strony, on zawsze był czymś zniesmaczony, najczęściej wyglądem fizycznym innych ludzi. Musiał się jednak zgodzić z Casem. – Ta, chyba opchnięcie tej informacji będzie najlepszym wyjściem. Niech te kurwy z Wolves sobie nie myślą, że mogą dać dupy i nikt się o tym nie dowie. To ich powinno zmotywować do działania.
Travitza szedł niemal na pamięć, jakby miał ustawionego GPSa do baru Saturday. Cóż, właściwie to tak mniej więcej było. Śmiało mógł się nazywać stałym bywalcem tego miejsca, nawet jeszcze w czasach, kiedy Riverdale wydawało się zwykłym miastem na mapie Kanady. I tego przyzwyczajenia nigdy się nie wyzbył, nawet jeśli ostatnio ta okolica stała się nieco bardziej wroga.
Im bardziej Cas marudził, tym większe susy sadził Travitza. A niech się pomęczy, chujek mały. Gdy wszedł do baru, od razu zamówił najtańsze piwo, a potem wypatrzył jakiś wolny stolik dla dwóch osób. Poczekał, aż Cas się dosiądzie i kontynuował rozmowę.
Też coś powęszę, chociaż nie lubię dziennikarzy. Te jebane suki grają tak, jak im władza zagra, nikt tutaj nie ma jaj, żeby powiedzieć prawdę. Więc uważaj, żeby nas nie wsypali, bo ostatnie czego mi brakuje, to Wolves siedzący mi na dupie.
Wiedział, że nie musiał tłumaczyć tego Casowi, który miał jebaną paranoję, ale tak dla własnej pewności wolał go przestrzec. Chyba sam wtedy czuł się nieco pewniej.
Masz w ogóle jakąś broń? Bo teraz to już chyba kurwa nie ma opcji, żeby po tym pojebanym mieście chodzić bez przynajmniej nożna – westchnął Smuggler. Kiedyś załatwiał sprawy własnymi pięściami i nie było problemu, ale teraz już wcale nie czuł się taki pewny. Wszystkim się coś pojebało w głowie, wydaje im się, że są panami życia i śmierci, kurwa jego mać. Od zwykłego ćpuna można oberwać kulką między oczy. Ciężkie czasy.
Cas
Cas
The Fox Mischievous Trickster
Re: Bar Liquor and Co.
Pią Mar 26, 2021 8:30 pm
 — To nazwisko, nie imię, nie wiem jak mu na chrzcie dali i niespecjalnie mnie to interesuje. A psy nie wiem, dla szpanu może? — Wzruszył ramionami. — Albo do szczucia, jak ktoś wygląda za bardzo jak śmieć, kto wie. Będzie trzeba się doprowadzić do porządku, zanim do niego pójdziemy. — Zaśmiał się krótko, ale bez śladu wesołości.
 Dopiero po jakimś czasie zorientował się, dokąd prowadzi go Smuggler. Przez chwilę rozważał protest i zmianę miejscówki na jakąś przyzwoitszą, ale szybko zarzucił ten pomysł. Koniec końców, jakie to miało znaczenie? Nawet gdyby teraz poszli na kawę, kilka godzin później i tak wylądowałby w tym samym miejscu, w tym samym kącie, pijąc to samo, co zwykle. Teraz przynajmniej miał towarzystwo.
 Przywitał się z barmanem skinieniem głowy i zamówił setkę podłej wódki i gin z tonikiem. Łypnął w bok, by upewnić się, że Travitza zajęty jest poszukiwaniem stolika i nie patrzy na niego, po czym wypił szota i z drugim drinkiem w dłoni ruszył w stronę Smugglera.
 — Ja tylko jednego dzisiaj — mruknął niepytany, zajmując miejsce przy stoliku. — Mam jeszcze coś do załatwienia potem. — Westchnął męczeńsko i oparł się łokciami o blat. — Broń? Nie, tyle co gaz pieprzowy. Lepsze to niż nic, ale… — Pokręcił głową. — Wolałbym nie chodzić po mieście z klamką, ale nie wiem, kurwa, może to jest jakaś myśl. — Zanotował sobie mentalnie, by porozmawiać o tym z Samem. — A ty co? Masz jakąś norę, żeby się w niej zaszyć? — Nie miał raczej w zwyczaju interesować się życiem osobistym ludzi, z którymi robił interesy, ale z Travitzą znali się przecież nie od dzisiaj i musiał jednak przyznać, jakkolwiek niechętnie, że szkoda by mu było śmiecia, gdyby go ktoś jednak sprzątnął. — Wkurwię się, jeśli cię szlag trafi — mruknął.
Pavel 'Smuggler' Travitza
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: Bar Liquor and Co.
Sob Mar 27, 2021 3:35 pm
To jest jeden z problemów tego świata, wiesz? Ludzie wszystko robią dla szpanu. Poklasku. Widowni. Zakładają okulary, chociaż nie mają wady wzroku. Czy to nie jest pojebane, udawać inwalidztwo? Typ chodzi z psami. I co, wszędzie z nimi łazi? Pojebane.
Travitza nie byłby sobą, gdyby nie skrytykował konsumenckiego świata, do którego przyszło mu trafić. Mógłby o nim paplać godzinami i jeszcze nie miałby dość. Co jest zabawne, bo to przecież właśnie konsumenckie mechanizmy pozwalają mu być tym, kim jest. Ale może wcale nie chciał nim zostać?
Co tam, musisz wpaść do babci na pierożki? – szyderczy uśmiech wykwitł na twarzy Rosjanina, jednak szybko z niej zniknął. – Ta, też o tym myślałem. Wiesz, do tej pory ludzie mieli tutaj jakiś honor. Wszystko można było rozwiązać pięścią. W najgorszym wypadku ktoś stłukł ci ryj, ale to tyle. Bo było wiadomo, że nie warto robić nic więcej. Za dużo smrodu i konsekwencji. A teraz? Jesteśmy jak kurwa murzyni w USA na początku XXI wieku. Jak komuś się akurat nie spodobamy, to można zarobić kulkę w plecy.
Travitza pociągnął łyk piwa i pokręcił głową z niezadowoleniem. I wtedy nastąpił dosyć komiczny moment dla kogoś obserwującego sytuację z boku. Otóż Rosjanin poczuł… zakłopotanie. Nie był przyzwyczajony do tego, żeby ktoś otwarcie okazywał mu jakiekolwiek pozytywne uczucia. A jeszcze zaniepokojenie, że coś mogłoby mu się stać? System_error.exe.
Zdusił to nerwowym śmiechem.
Nie no, kurwa – zaczął elokwentnie. – Mam chatę normalnie, nie. Z taką fajną lasią. Chętnie bym ją puknął, ale straszna z niej dewotka. Trzeba trochę popracować. – Uff, udało się wybrnąć. – Poza tym znalazłem sobie ostatnio… eee, no. Grupkę kumpli. W każdym razie tam też jest niezły pojeb jeden. Typ chodzi w masce psa, czaisz? I ma kurwa jakiś ten... modulator mowy. Pojebane. Ale klamkę przydałoby się też sprawić. Cóż, trochę zarobimy na tej informacji, to można się zaopatrzyć, nie?
Cas
Cas
The Fox Mischievous Trickster
Re: Bar Liquor and Co.
Pon Mar 29, 2021 12:44 pm
 — Mmm — skomentował elokwentnie, skrobiąc paznokciem już i tak nieco obdrapany blat stolika. — Nie rozumiem tego zupełnie. Ja bym wolał na odwrót, nie mieć żadnej widowni, żeby nikt na mnie nie patrzył. — Najlepiej czuł się w cieniu, schowany jak mysz w norze, bezpieczny i przed wszystkim schowany. Ale tego nie zamierzał mu przecież powiedzieć; nie umiałby, nawet, gdyby chciał.
 Potarł skroń, nagle zmęczony, i wypił spory łyk ze szklanki, dookoła której nadal mocno zaciskał palce.
 — Miasto schodzi na psy i tyle. Za biznes się biorą jakieś pizdy, co nie mają pojęcia, jak się zachować, myślą, że są zajebiści i cały świat powinien im kurwa do stóp padać. Ktoś to powinien kurwa posprzątać. Znaczy nie pały, ktoś ogarnięty. Żeby się dało znowu robić interesy jak cywilizowani ludzie, a nie się rozglądać, czy ktoś ci zaraz nie zrobi dodatkowej dziury we łbie. Gówniana sytuacja i tyle.
 Przechylił głowę na bok jak zdziwiony ptak.
 — Coś ty tej dupie zrobił, że chce z tobą mieszkać, porwał i przykuł do kaloryfera? I jeszcze taka cnotka niewydymka? Zadziwiasz mnie, Travitza, naprawdę. — Parsknął cicho. — Typ w masce psa, hm? — Zanotował to sobie z tyłu głowy. Brzmiało to dziwnie, ale może warto się tym było zainteresować bliżej. — Spoko. Byle se jakoś radzić. Zobaczymy się pewnie niedługo na strzelnicy. — Uśmiechnął się krzywo.
Pavel 'Smuggler' Travitza
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: Bar Liquor and Co.
Pon Kwi 05, 2021 3:43 pm
No dokładnie, kurwa – powiedział Smuggler, prawie przybił Casowi piątkę, tak się z nim zgadzał. – Ale coś ci powiem. Nie ma co się oglądać na innych. Wiem, że ty to byś najchętniej z tej swojej meliny nie wychodził, ale ja tam kurwa nie będę czekał. No bo na kogo? Kapitana Amerykę? Widać, że psy już nie ogarniają tego burdelu, a reszta się gryzie o ochłapy.
Po tych słowach pociągnął solidny łyk piwa. Oczywiście on teraz również zaliczał się do tych, którzy walczą o ochłapy. Miał to jednak zamiar zmienić. Stąd też jego wzmożona aktywność w "życiu miejskim", jeśli można to tak nazwać.
Zarechotał, słysząc komentarz Casa.
Widzisz, w przeciwieństwie do ciebie, nie muszę przywiązywać lasek do kaloryfera. One same do mnie lgną! — oczywiście Smuggi, oczywiście. — W ogłoszeniu się tym nie chwaliła, nie? Ale dziwna jest. Szczerze mówiąc, ostatnio w ogóle jej nie widuję. Wcale się nie zdziwię, jeśli się okaże, że leży martwa w jakimś rowie.
Wzruszył ramionami. Dzisiaj już nawet ciężko być zaskoczonym, kiedy ktoś zaginie. Niestety potencjalne scenariusze nasuwają się same. Z drugiej strony, miałby całą chatę dla siebie. Chyba, że ktoś go z niej wypierdoli, np. jej rodzina. Z tej perspektywy, jednak lepiej, jakby wróciła.
Ta. Sam nie wiem, wolałbym chyba coś... rozumiesz, do walki wręcz. Ale klamka wydaje się bezpieczniejsza... — i tak sobie siedział Travitza w barze, pił piwko i rozważał na głos, jakim rodzajem broni chciałby akurat zadawać innym ludziom ból. Tak to się żyje w tym Riverdale.
Rao
Rao
The Fox Velox
Re: Bar Liquor and Co.
Sob Lip 10, 2021 12:54 am
Naciągnął maseczkę na twarz, gdy skręcił wjeżdżając ma chodnik. Tym razem wymijanie przechodniów nie stanowiło większego problemu; czas, który poświęcił na trening jazdy na desce, zdecydowanie zaowocował w postaci nie rozjeżdżania przypadkowych osób na swojej drodze. Choć jego umiejętnościom nadal brakowało mistrzowskiego poziomu, to teraz przynajmniej mógł poruszać się po mieście z mniejszym ryzykiem oberwania od kogoś za przypadkowe wpadnięcie na niego i nabicie kilku dodatkowych siniaków.
  Zahamował przed budynkiem. Jedno uderzenie nogą w deskę wystarczyło, aby ta podskoczyła i znalazła się w ręce chłopaka, zanim wszedł do baru. Nie mógł przecież bezceremonialnie wjechać do środka, otwierając drzwi na oścież za pomocą siły rozpędu. Nawet jeśli była to naprawdę bardzo kusząca zachcianka. Na szczęście konieczność skorzystania z tylnego wejścia całkowicie ostudziła zapał Rao do zrealizowania pomysłu.
  — Foxes? — Pracownik lokalu poderwał się na równe nogi. — Chłodnia jest na prawo. Idź sam, mi się już niedobrze robi na samą myśl o tych rękach i ciele.
  Pracując w domu pogrzebowym prędzej czy później człowiek przyzwyczajał się do naprawdę nieprzyjemnych widoków. A gdy do tego pracowało się i żyło w takim mieście jak Riverdale, trzeba było być świadomym, że niejedno ciało będzie wyglądało gorzej niż w trup w horrorze, który ma za zadanie wzbudzenie w widzu samych najgorszych odczuć. Denat, któremu ucięto głowę jeszcze za życia? Zmasakrowana klatka piersiowa, z której wyjęto płuca? Wydłubane gałki oczne i spiłowane zęby? Na podobne historie Rao nie był prawie w ogóle gotowy, kiedy znalazł się w mieście, teraz widok odciętych kończyn nie wywoływał w nim chęci zwrócenia śniadania z kolacją włącznie.
  — Tsss, okropne — mruknął do siebie, choć na język cisnęło się o wiele więcej słów. Przełknął je jednak wraz z metalicznym posmakiem w ustach. Z oględzinami ciała i pomieszczeń postanowił wstrzymać się do przybycia kolejnej osoby. Wrócił do pracownika, uruchamiając w telefonie dyktafon. Miał zamiar na początek zadać mu kilka pytań.
  — Ile osób ma klucze do baru? Drzwi i zamki nie są uszkodzone, więc ktoś wszedł do środka raczej bez męczenia się z nimi.
  — Eee... No każdy z pracowników, szef, ludzie od was... — Chłopak podrapał się po żuchwie, jednocześnie mrużąc oczy. — I chyba były współwłaściciel. Jakiś czas temu odszedł, ale mógł jeszcze nie oddać swoich kluczy.
  — Były? Kiedy odszedł?
  — Jakiś miesiąc temu? Coś takiego? Od tego czasu pojawił się tutaj tylko raz, żeby zabrać swoje rzeczy.
  — Przeglądałeś już nagrania z kamer?
  Chłopak rozłożył bezradnie ręce, krzywiąc się, jakby właśnie zjadł cytrynę i popił ją sokiem limonowym.
  — Nagrania zniknęły z laptopa, ale ich kopia na pewno znajduje się na urządzeniach szefa. Pewnie wam udostępni, jeśli poprosicie.
Słowik
Słowik
The Fox Coryphaeus / Corsac
Re: Bar Liquor and Co.
Sob Lip 10, 2021 4:50 am
maska + ubiór
rozpoczęcie misji "Ciut niezręcznie"

________________________

  Ta cholerna piosenka utkwiła mu w głowie na cały dzień. Najgłupsza z możliwych, sprawiająca że przy każdym kroku miał ochotę wyjebać z całej siły głową w słup, byle się jej pozbyć.
  A mimo to tak paradoksalnie pasująca do sytuacji, przed którą ich postawili. Jak na razie zaciskał jednak usta, uparcie nie pozwalając, by wydostała się na zewnątrz.
  Gdy doszedł na miejsce, wyglądało na to że ktoś dotarł przed nim. Nie żeby jakoś szczególnie go to interesowało. Lark mówiła, że mieli to sprawdzić w parze. I tym razem niestety nie mogła mu towarzyszyć. Otworzył tylne wejście i wszedł do środka, powstrzymując ziewnięcie. Zamierzenie odpowiednich osób nie zajęło mu zbyt długo. Trafił idealnie. Gdy Rao przepytywał chłopaka, Słowik stał sobie z tyłu oparty o ścianę, pogwizdując pod nosem melodię, która miała zagłuszyć tę bardziej wkurwiającą. Poczekał aż przesłuchanie dobiegnie końca.
  Dopiero na sam koniec odepchnął się od ściany, klaszcząc powoli w dłonie.
  — Brawo. Doskonałe odpowiedzi — dźwięk ustał, gdy uśmiechnięty Słowik zbliżył się do pracownika, bez najmniejszego ostrzeżenia, przerzucając rękę przez jego kark. Wolna dłoń uniosła się do góry, gdy nawet na chwilę nie przestając się uśmiechać, podniósł ją do góry z wyprostowanymi palcami.
  — W ciągu kilku minut dostaliśmy kłamstwo, chyba, jakiś czas temu, mógł, coś takiego i pewnie. Masz nas za debili? — przy każdym słowie jego palce zginały się jeden po drugim. Słów było jednak o jedno za dużo. Zabrakło mu palców. Co za szkoda. Pięść na nowo się rozprostowała, gdy opuścił rękę wzdłuż boku. Uścisk na karku pracownika, wyraźnie stał się mocniejszy, gdy mężczyzna stracił dech w piersiach. Mimo to być może strach przed konsekwencjami sprawił, że nawet nie drgnął.
  — N-nie, oczywiście że nie.
  — Po pierwsze, ludzie od nas nie posiadają kluczy. Posiada je tylko nasz Herszt. Nie znasz nawet takich podstaw? I to właśnie ciebie właściciel oddelegował na rozmowę z nami?
  — Nie mogę.... oddychać...
  — Och uwierz mi, masz jakieś dwadzieścia sekund, żeby nie wkurwić mnie jeszcze bardziej, bo wtedy przestaniesz oddychać na dobre. Kto wie, może nawet sam oderżnę ci obie nogi? Tak do kompletu. Pobawimy się w puzzle, nie Rao? — machnął głową na swojego współtowarzysza, mimo że wcale tak naprawdę nie oczekiwał odpowiedzi.
  — To jak? Pogadamy tym razem na poważnie?
  — T-tak.
  Uścisk na nowo się rozluźnił. Słowik uśmiechnął się jeszcze szerzej i odsunął o krok w tył, rozchylając ramiona.
  — No i to mi się podoba! — jakby nigdy nic klepnął chłopaka w ramię, zupełnie jakby byli najlepszymi przyjaciółmi, kompletnie ignorując że ten cały czerwony właśnie kasłał w niebogłosy, wyraźnie próbując złapać dech.
  — Zacznijmy od początku. Po pierwsze, potwierdzisz z szefem ile par kluczy wyrobił i komu dokładnie je wręczył. Po drugie, chcę mieć dokładne dane byłego współwłaściciela. Informację, że odszedł jakiś czas temu możesz sobie wsadzić w dupę, nijak nam się to nie przyda, a skoro i tak nie wiesz praktycznie nic, wątpię by szef powiedział ci jaka była ich relacja. I dlaczego ktoś, kto wycofał się z interesu po miesiącu nadal miałby mieć wasze klucze. Dlatego właśnie umówisz mnie z nimi osobiście. Dobrze mnie słyszałeś. Z nimi. Chcę się spotkać zarówno z szefem, jak i jego byłym wspólnikiem. Mam gdzieś jak to zorganizujesz, popisz się kreatywnością Johnny — prodszedł do baru, siadając sobie na wysokim krześle i zakręcił się dookoła, dając mu chwilę na przetrawienie informacji.
  — Mam na imię Steve.
  — Ze wszystkiego co powiedziałem, wyłapałeś tylko swoje imię?
  Chłopak momentalnie wyprostował się zaalarmowany, gdy Słowik uniósł brew ku górze. Zastraszanie innych było dla niego równie normalne co chleb powszedni. Bez maski mógł wyglądać na dużo młodszego, lecz z nią podsycał dodatkowo swój konkretny wizerunek. Jego głos nie wyrażał żadnych innych emocji, poza tymi które ściśle kontrolował. A nawet wtedy nie znikała z niego chłodna nuta zabarwiona dodatkową groźbą. A zimne jak lód spojrzenie w połączeniu z wesołym uśmiechem bez wątpienia robiło swoje.
  — Wszystko zrozumiałeś?
  — ... tak. Mam go poprosić też o nagrania z kamer?
  — Daruj sobie. Zajmij się tym co ci powiedziałem — był pewien, że nim ta trzęsąca dupą ciota skontaktuje się z szefem i uzyska pozwolenie, Nebit zdąży nie tylko wyciągnąć wszystkie pliki z jego komputera, ale nawet pozmieniać mu foldery na jakieś głupie zwierzaczki i podmienić dźwięk ładowanego Windowsa na dzieło sztuki w swoim stylu. Z rozmyślań wyrwał go fakt, że chłopak nadal stał w miejscu. Podniósł głowę, patrząc na niego z niezrozumieniem.
  — Na co czekasz? Do roboty — Steve opuścił pomieszczenie z twarzą wskazującą na to, że sam nie był pewien czy dalej czuje napięcie, a może zwyczajną ulgę. Słowik zagwizdał wesoło i przeszedł dookoła baru, przeglądając przez chwilę różne butelki, nim zacisnął palce na Calvadosie. Odkorkował go i upił kilka łyków, zaraz idąc w stronę Rao. Przerzucił rękę przez jego ramię z uśmiechem, podsuwając mu butelkę.
  — Chcesz łyka, deskorolkarzu czy idziemy prosto do naszego pięknisia?
Rao
Rao
The Fox Velox
Re: Bar Liquor and Co.
Pon Lip 12, 2021 9:05 pm
  Chciał na spokojnie przeprowadzić małe śledztwo, zostawiając wytykanie nieścisłości na później. Jednak najwyraźniej Słowik nie czytał w jego myślach, a na dodatek postanowił nie pierdolić się w tańcu, od razu przechodząc do subtelnego wytłumaczenia pracownikowi, że coś zgrzyta w jego słowach.
  Pytanie drugiego Lisa sprawiło, że Rao kiwnął jedynie głową, marszcząc brwi.
  Żartuje, prawda?
  Co prawda nie znał ciemnowłosego na tyle, żeby móc samemu sobie odpowiedzieć, ale miał szczerą nadzieję, że chłopak nie byłby zdolny do zwiększenia ilości trupów w tym lokalu. Ale chyba najwyraźniej pracownik baru doszedł do wniosku, że grożenie Słowika to nie tylko czcze pogróżki bez pokrycia. Może to i lepiej. Co prawda, Rao nie był wielkim fanem zastraszania, ale skoro przynosiło ono efekty, to można było przymknąć na nie przynajmniej jedno oko. A nawet odwrócić się plecami, żeby nie przeszkadzać drugiej osobie w spokojnej rozmowie.
  — Myślisz, że uda mu się w miarę szybko załatwić to, co mu kazałeś?
  Byłoby naprawdę szkoda, gdyby wszystko się przeciągnęło tylko dlatego, że Steve nie dał rady wszystkiego załatwić. Chłopak raczej nie był najbardziej ogarniętą osobą i choć szefowi powinno bardziej zależeć na spotkaniu się z osobą z gangu, tak były współwłaściciel mógłby już nie być do tego taki chętny.
  Nie ruszył się z miejsca, kiedy Słowik podszedł do baru, przyglądając się butelkom. Spuścił wzrok na deskę, szturchając ją lekko nogą, aby odjechała w kąt. Nie potrzebował jej teraz, a nie chciał, żeby ktoś przypadkiem się o nią potknął i zaliczył próbę wybicia paru zębów albo nabicia sobie siniaków. Tym bardziej że Słowik już miał z nią bolesne doświadczenia, a Rao wolał się nie przekonywać o tym, czy kolejne mogłoby nakłonić chłopaka do zemszczenia się na desce lub jego właścicielu.
  Gwałtownie się wyprostował, kiedy poczuł czyjś dotyk na swoim ramieniu. Udało mu się w porę opanować chęć odepchnięcia Słowika; opuścił rękę wzdłuż ciała i rozprostował palce, które nieświadomie prawie zgięły się w pięść. No naprawdę, ludzie powinni się nauczyć, że nie każdy lubił nagłe naruszenie jego przestrzeni osobistej. Rao uśmiechnął się gorzko, mimo iż maseczka całkowicie zakrywała jego usta. Westchnął ciężko patrząc na Calvadosa.
  — Daj — powiedział, chwytając za butelkę i biorąc ją od Słowika. — To ci nie będzie teraz potrzebne, Jaskółeczko. Widok ochroniarza da się znieść bez alkoholu, a napić wspólnie można się później.
  To raczej nie był najlepszy czas na picie. Ciało nadal czekało w chłodni, na co jasno wskazywały odcięte i nieruszone kończyny. Ciemnowłosy ruszył się z miejsca, mając nadzieję, że drugi Lis nie będzie się ociągał z dołączeniem do niego.
  Zagwizdał cicho na widok wnętrza chłodni. Stanął przed zamarzniętą kałużą krwi otaczającą nie tylko ochroniarza, ale i porozrzucane wokół rzeczy.
  — Prawie współczuję osobie, która będzie to sprzątać. — Pochylił się lekko, aby bardziej przyjrzeć się denatowi. — Zrobię kilka fotek, żeby inni też mogli spojrzeć na ten piękny widok. Może dostrzegą coś, czego my nie zdołamy — powiedział, wyjmując telefon. Kilka kliknięć wystarczyło, żeby pierwsze zdjęcia zapisały się na telefonie.
Słowik
Słowik
The Fox Coryphaeus / Corsac
Re: Bar Liquor and Co.
Pon Lip 12, 2021 9:34 pm
  "Myślisz, że uda mu się w miarę szybko załatwić to, co mu kazałeś?"
  Obrócił się w jego stronę, nawet nie zastanawiając się nad odpowiedzią.
  — Nie, po prostu nie chciałem żeby pałętał nam się pod nogami i szpiegował każdy nasz krok — wzruszył rękami, pstrykając kilka razy palcami, by ustawić nieco wygodniej stawy. Nic dziwnego, że Słowik od razu skontaktował się z Nebit, wiedząc że najważniejsze informacje zaraz znajdą się na ich odbiornikach.
  — Wątpię, żeby szef zamierzał się zjawić na miejscu w przeciągu trzydziestu minut, w końcu jest takim zajętym człowiekiem. No, chyba że ma tu zamontowany podsłuch — kopnął nogą jedno z krzeseł, rozglądając się dookoła z kompletnym brakiem przejęcia wyrysowanym na twarzy. Nawet by go to nie zdziwiło. Poza tym z byłym współwłaścicielem mogło się skończyć podobnie. Nie odbieranie telefonów i ignorowanie osób, których się nie lubiło było w końcu czymś normalnym. Dlatego awaryjnie wierzył, że ich hakerka będzie w stanie po starych wyciągach z banku ustalić plus minus miejsce czy okrąg jego pobytu, jeśli obecny właściciel nie będzie tak skory do pomocy jak by sobie tego życzyli.
  Zacmokał kilka razy, widząc jak Rao zabiera jego butelkę.
  — Zero z tobą zabawy. Gdzie twoje poczucie rozrywki? — chłopak powinien się zatrudnić w zakładzie pogrzebowym. Razem z resztą sztywnego towarzystwa na pewno odnalazłby się w sam raz. Jeśli się okaże, że jest fanem czarnego humoru - tym lepiej. Dopiero gdy padły magiczne słowa później, nieco się ożywił.
  — Sprecyzuj później, już ja znam Lisy i ich wieczne kręcenie. Później za dwie godziny, później za dwa dni, a może później za dobraweźspierdalajidajmiświętyspokój — ściągnął nieznacznie brwi wpatrując się w niego podejrzliwie. Mimo tej drobnej gry nie czekał jednak na odpowiedź. Tak jak Rao ruszył w stronę chłodni. Choć w pierwszym momencie jego wzrok padł na ochroniarza, zaraz zaczął rozglądać się dookoła. Wyciągnął z plecaka dwie pary rękawiczek, rzucając jedną z nich chłopakowi. Niezależnie od tego czy mieli podpisane jakieś umowy z barem, nie zamierzał dać się w cokolwiek wrobić.
  — Dobry pomysł. Ale burdel — ledwo było gdzie się ruszyć. Wszystkie pudła wraz z produktami walały się po całym pomieszczeniu. Stał przez chwilę w ciszy, przekładając nieznacznie kilka z nich, jak i zaraz przyglądając się półkom. Coś mu tu nie pasowało.
  — Dobra, z wstępnych obserwacji. Na pierwszy rzut oka miejsce wygląda jak pobojowisko. Włamanie, facet walczył jak lew. I to poważnie. WIdzę, że bardzo zależało mu na tym, by obić się o każdą możliwą szafkę. Tyle że nigdzie nie ma krwi. Musieli mu odrąbać ręce pośmiertnie, patrząc na to jak krew rozlała się po ziemi, stracił je już siedząc w tym miejscu w którym siedzi. Sprawdzisz wstępnie czy ma na resztkach ramion i klatce piersiowej jakieś siniaki? To by wyjaśniało te szafki. Niemożliwe by taki burdel nie skończył się żadnymi sińcami.
Rao
Rao
The Fox Velox
Re: Bar Liquor and Co.
Pon Lip 19, 2021 12:37 am
  Cóż, najwyraźniej Słowik miał rację, mówiąc, że właściciel może być wielce zajętym człowiekiem. Pewnie sprawy wagi państwowej zatrzymały go przed przyjazdem do własnego baru. Rao może i znał się na prowadzeniu własnego lokalu równie dobrze jak na fizyce kwantowej, ale coś mu mówiło, że to właśnie właścicielowi powinno najbardziej zależeć na tym, żeby zobaczyć na własne oczy skutki zamordowania człowieka w jego barze.
  Przewrócił oczami słysząc Słowika. Ten to miał dopiero wygórowane poczucie rozrywki. Uniósł butelkę, potrząsając nią lekko, jakby właśnie droczył się z dzieckiem, któremu zabrał wymarzone ciastko.
  — Później, czyli kiedy tam zechcesz, ale oczywiście bez obecnej chwili, teraz mamy ciekawsze zajęcie. Równie dobrze później może nadejść gdy skończymy zaprzyjaźniać się ze zwłokami w chłodni.
  Postawił butelkę na pierwszej lepszej półce podczas robienia zdjęć. Przechwycił w locie rękawiczki od Słowika, ciesząc się, że chłopak o nich pomyślał. Sam nie miał takich rzeczy w mieszkaniu, a bar był zdecydowanie zbyt daleko oddalony od jego miejsca pracy, aby mógł stamtąd zabrać rękawiczki.
  — Mocno mi to wszystko nie pasuje. Na sali ani po drodze nie było żadnych odznak bójki. Brak porozrzucanych rzeczy poza chłodnią, która wygląda jak pobojowisko, czyli do bezpośredniej konfrontacji doszło dopiero tutaj. Tylko w sumie czemu? Ochroniarz nie zobaczył przez kamery, że ktoś wchodzi do środka, przechodzi przez przynajmniej dwa pomieszczenia i zmierza w kierunku chłodni? Albo został jakoś do niej zwabiony? — Ponownie pochylił się nad ciałem, chowając telefon do kieszeni i zakładając rękawiczki. Odchylił materiał górnego ubrania w celu zlokalizowania jakichkolwiek siniaków, o których wspominał Słowik. — Ale jeśli weźmiemy pod uwagę, że morderca prawdopodobnie dostał się tutaj za pomocą klucza, to może ochroniarz myślał, że jakiś pracownik przyszedł wyżreć zapasy z chłodni czy cholera wie co i dlatego tylko tutaj panuje takie pobojowisko? I nie widzę żadnych siniaków... — Zmrużył oczy, puszczając ubranie. — Powinny jakieś być, jeśli walczył i na dodatek obijał się o regały i inne rzeczy. Nie wiem, kurwa, uśpiono go kołysanką, przytargano tutaj, zabito i porozrzucano rzeczy, żeby udawać, że bohatersko walczył? Ech, ktoś od nas zna kogoś wykonującego sekcję zwłok? — wyprostował się, pocierając dłońmi o siebie, jakby pozbywał się z nich brudu. — Mógłbym ewentualnie wypytać moją szefową, czy zna kogoś takiego, ale wolałbym tego raczej nie robić. Zadawałaby za dużo pytań. Tobie udało się coś jeszcze znaleźć?
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach