▲▼
Idąc ulicą, Słowik poruszył kilkakrotnie barkiem, mrucząc coś pod nosem. Choć rana, którą zdobył podczas ostatniej akcji w bibliotece zdążyła się już zagoić, nadal dawała mu się czasem we znaki. Jakby nie patrzeć przez ostatnie dwa tygodnie odzwyczaił się od używania jej w takim samym stopniu co zazwyczaj. Nic zatem dziwnego, że teraz miewał drobne problemy w przyzwyczajeniu się na nowo, że mocniejsze machnięcie ręką nie wywoła rwącego bólu.
Poprawił nieznacznie maskę na twarzy i zwrócił się w stronę Lark, szturchając ją zaczepnie ramieniem.
— Mam nadzieję, że nie nudziłaś się jakoś szczególnie jak mnie nie było? Niby tylko dwa tygodnie, a mam wrażenie, że kompletnie wypadłem z obrotu. Działo się coś ciekawego na ulicach? — być może dziewczyna była świadkiem jakiegoś wydarzenia, które sam najzwyczajniej w świecie przegapił. Widząc rysujący się cel otworzył drzwi do lokalu i przytrzymał je dla niej, zaraz zajmując miejsce na uboczu. Im mniej osób będzie w stanie usłyszeć ich rozmowę tym lepiej. Usiadł z zamiarem poczekania, aż reszta osób dotrze do baru. Nie było sensu zaczynać przedwcześnie i powtarzać tego samego milion razy.
Pojawił się jak zwykle spóźniony i w podłym nastroju. Od zimna bolały go stawy, trzeci dzień zbierał się do tego, żeby zadzwonić do matki, i naprawdę ostatnia rzecz, na którą miał teraz ochotę, to szwendanie się po barach, w dodatku na trzeźwo — ale jednak głupio byłoby po prostu nie przyjść, ktoś zresztą musiał tę bandę entuzjastycznych dzieciaków trochę trzymać w ryzach. Więc przyszedł. Rozejrzał się przy wejściu, a dostrzegłszy Słowika i Lark, ruszył w stronę ich stolika.
— Cześć — rzucił niezbyt entuzjastycznie, dosiadając się do nich. Wyglądał na lekko wczorajszego, ale to niekoniecznie musiało cokolwiek znaczyć; wyglądanie jakby pies go przeżuł i wypluł było niemal jego znakiem rozpoznawczym. Oparł się łokciem o blat stolika. — To wszyscy?
Przesunął wzrokiem po barze, praktycznie idealnie synchronizując się z siedzącą obok niego dziewczyną. Cały czas popijał wolno swój napój, podczas gdy jego umysł pracował na najwyższych obrotach. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jakiekolwiek działania zbrojne nie miały w tym momencie większego sensu. Żadne z nich nie wyglądało szczególnie imponująco, a w obecnych czasach większość osób w lokalach była przygotowana na potencjalny rozbój. Nie, musieli to rozegrać ze sprytem, by dostać to co chcą, jednocześnie nie narażając się szczególnie na obrażenia.
W końcu jego oczy rozbłysły. Uniósł kącik ust ku górze wyraźnie zadowolony, zwracając się w stronę reszty.
Coraz mocniej przytulał pluszowego misia, tak jakby miało mu to w jakiś sposób pomoc w myśleniu. Wszak widać było skupienie na jego twarzy. Był tylko informatorem – szpiegiem, który potrafił wcisnąć swój słodki nosek wszędzie, gdzie tylko mógł. Czasami dla zabawy, czasami z obowiązku. Przynajmniej oszczędziła teatralnych przemówień. Nie lubił ich. Były takie nudne i pozbawione emocji, nie żeby je sam miał, ale kto by chciał ich wysłuchiwać. – Niech będzie. – O ten nagły zwrot akcji.
Mniejsza i tak byli już stosunkowo porąbani na swój sposób. – Mogę, aczkolwiek dobrze wiesz, że preferuje inny sposób działania. – No tak. Może nie budził wielkiej grozy, ale wszystko się zmieniało do momentu gdy jego przeciwnik zaczynał poznawać jego prawdziwe alter ego.
W zasadzie to też chciała z nimi sobie posiedzieć i pośmieszkować, podziwiając akcję na żywo. W teorii mogła, w praktyce wychodzenie z domu równało się zakładaniu spodni, a siedzenie na podłodze własnego domu w majtach bez przymusu zakrywania pyska brzmiało o wiele lepiej. Pomijając już, że mogła się po prostu podłączyć do kamery w telefonie któregokolwiek z Lisów czy obecnych w barze i zabawić się w podglądacza.
Na razie jednak postanowiła zadręczać swoją cud miód grupę absolutnym spamem.
TEREN
FOXES
FOXES
Bar Liquor and Co.
Siedziba główna Lisów.
Teren broniony przez 5 bonusowych NPC.
Teren broniony przez 5 bonusowych NPC.
Dawniej bar Saturday. Mały lokal gastronomiczny, którego głównym celem jest nic innego jak wydawanie napojów procentowych klientom. Otwarty w godzinach 16-4, największym zainteresowaniem może się pochwalić w piątki i soboty. Wnętrze zostało poddane renowacji, dzięki czemu stało się dużo przyjemniejsze dla oka, jednocześnie utrzymując swój klimat.. Wielkością nie grzeszy,nie odstrasza to jednak zainteresowanych, szukających dla siebie kąta do spotkania ze znajomymi. Oprócz standardowego barku z ladą mieszczą się tu również posiane po kątach okrągłe stoliki. Można powiedzieć, że jest to miejsce typowo starej szkoły — muzyka dogrywająca w tle pochodzi z radia, nigdzie nie ma miejsca na dyskoteki — są za to dwa stoły bilardowe, tablica do rzutek i automat hazardowy, do którego monety wkładają jedynie już mocno nietrzeźwi klienci. Atmosfera jest gwarna, pełno tu stałych bywalców, lecz w przeciwieństwie do wcześniejszego stanu — regularne pijackie burdy i lanie się po mordach jest już jedynie przeszłością. Personel nie nosi żadnych wykwintnych uniformów, wszyscy są za to całkowicie ubrani na czarno z przypiętymi do koszul plakietkami, jak i drobnymi pinami w kształcie lisa. Wnętrze jak i wszelkie meble są utrzymane w brązowych barwach. Podłoga to stare, ale trzymające się twardo panele. W lokalu dozwolone jest palenie.
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, wymagania do ich pokonania wzrastają dwukrotnie. Oznacza to, że do pokonania jednego Niepoczytalnego musicie wykonać jedną z poniższych akcji:
→ osiem udanych ataków wręcz;
→ cztery udane ataki z użyciem zakupionej broni białej;
→ dwa udane ataki z użyciem zakupionej broni palnej/granatu.
__________
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, wymagania do ich pokonania wzrastają dwukrotnie. Oznacza to, że do pokonania jednego Niepoczytalnego musicie wykonać jedną z poniższych akcji:
→ osiem udanych ataków wręcz;
→ cztery udane ataki z użyciem zakupionej broni białej;
→ dwa udane ataki z użyciem zakupionej broni palnej/granatu.
- Dawny opis:
- Mały lokal gastronomiczny, którego głównym celem jest nic innego jak wydawanie napojów procentowych klientom. Otwarty w godzinach 16-4, największym zainteresowaniem może się pochwalić — no właśnie — w soboty. Wnętrze jest nieco obskurne, ale ostatkami sił ratuje się przed napadem sanepidu, który i tak obecnie praktycznie nie funkcjonuje. Wielkością też nie grzeszy, co wcale nie odstrasza zainteresowanych, a podobno wręcz przyciąga ludzi spod ciemnej gwiazdy. Oprócz standardowego barku z ladą mieszczą się tu również posiane po kątach okrągłe stoliki. Można powiedzieć, że jest to miejsce typowo starej szkoły — muzyka dogrywająca w tle pochodzi z radia, nigdzie nie ma miejsca na dyskoteki — są za to dwa stoły bilardowe, tablica do rzutek i niemalże zapomniany automat hazardowy, do którego monety wkładają jedynie już mocno nietrzeźwi klienci. Atmosfera jest gwarna, pełno tu stałych bywalców, a wraz z nimi — regularnych pijackich burd i lania się po mordach. Personel nie nosi żadnych wykwintnych uniformów, ot są po prostu całkowicie ubrani na czarno z dowolnymi elementami. Wyróżniają ich za to całkiem spore plakietki. Wnętrze jak i wszelkie meble są utrzymane w brązowych barwach. Podłoga to stare, ale trzymające się twardo panele. W lokalu dozwolone jest palenie.
Idąc ulicą, Słowik poruszył kilkakrotnie barkiem, mrucząc coś pod nosem. Choć rana, którą zdobył podczas ostatniej akcji w bibliotece zdążyła się już zagoić, nadal dawała mu się czasem we znaki. Jakby nie patrzeć przez ostatnie dwa tygodnie odzwyczaił się od używania jej w takim samym stopniu co zazwyczaj. Nic zatem dziwnego, że teraz miewał drobne problemy w przyzwyczajeniu się na nowo, że mocniejsze machnięcie ręką nie wywoła rwącego bólu.
Poprawił nieznacznie maskę na twarzy i zwrócił się w stronę Lark, szturchając ją zaczepnie ramieniem.
— Mam nadzieję, że nie nudziłaś się jakoś szczególnie jak mnie nie było? Niby tylko dwa tygodnie, a mam wrażenie, że kompletnie wypadłem z obrotu. Działo się coś ciekawego na ulicach? — być może dziewczyna była świadkiem jakiegoś wydarzenia, które sam najzwyczajniej w świecie przegapił. Widząc rysujący się cel otworzył drzwi do lokalu i przytrzymał je dla niej, zaraz zajmując miejsce na uboczu. Im mniej osób będzie w stanie usłyszeć ich rozmowę tym lepiej. Usiadł z zamiarem poczekania, aż reszta osób dotrze do baru. Nie było sensu zaczynać przedwcześnie i powtarzać tego samego milion razy.
Lark przeciągnęła się lekko przy akompaniamencie cichego trzasku conajmniej kilku kości. Trzeba przyznać, że pierwszy raz od kilku dni była w dobrym humorze. Chociaż nie zamierzała tego okazywać w jakiś bardzo wylewny sposób. Zerknęła na chłopaka kiedy ten poruszał barkiem, wyglądało na to, że rana już mu nie dokuczała. Idealnie.
Jej szare tęczówki znów się na nim skupiły po szturchnięciu, parsknęła cicho pod maską rozbawiona jego pytaniem. Wyprzedziła go by przez chwile iść przed nim, tyłem do kierunku marszu. Rozłożyła teatralnie ręce.
- Ciężko było, ale jakoś udało mi się przeżyć twoją nieobecność. O tą przerwę się nie martw. Sprawię, że zatęsknisz jeszcze za tym leżeniem w łóżku. - Zaśmiała się i zręcznym obrotem wróciła na swoją poprzednią pozycję, zanim wpadłaby na kogoś idąc cały czas tyłem. Przy okazji już zaczęła rozmyślać jak urozmaicić sobie i Lisowi kilka przyszłych dni. Trochę wracając do starych czasów. - Później sprawdzimy, jak bardzo się to na tobie odbiło. Co do sytuacji na mieście to nie działo się za dużo. Raczej nic takiego co by odbijało od normy zwykłych dni. Od czasu do czasu któraś grupa wyszła sobie pokrzyczeć na mieście. - Wzruszyła ramionami przyzwyczajona do takich burd - Myślę, że wszyscy musieli nieco odpocząc po tym co się stało pod biblioteką.
Wymigała ostatnie słowa gdy drzwi baru się otworzyły. Delikatnym skinieniem głowy podziękowała Słowikowi i przeszła przez drzwi. Następnie zajmując miejsce przy stoliku. Rozejrzała się ostrożnie i postukała paznokciami o blat stolika. Swoją drogą przez ten czas zdążyłą nieco o nie zadbać. Po wcześniejszym zrywaniu masek Voyagersom nie było już śladu.
- Masz jakieś konkretne plany na ten tydzień? - wymigała tym razem na szybko, korzystając z okazji, że reszta się jeszcze nie pojawiła.
Jej szare tęczówki znów się na nim skupiły po szturchnięciu, parsknęła cicho pod maską rozbawiona jego pytaniem. Wyprzedziła go by przez chwile iść przed nim, tyłem do kierunku marszu. Rozłożyła teatralnie ręce.
- Ciężko było, ale jakoś udało mi się przeżyć twoją nieobecność. O tą przerwę się nie martw. Sprawię, że zatęsknisz jeszcze za tym leżeniem w łóżku. - Zaśmiała się i zręcznym obrotem wróciła na swoją poprzednią pozycję, zanim wpadłaby na kogoś idąc cały czas tyłem. Przy okazji już zaczęła rozmyślać jak urozmaicić sobie i Lisowi kilka przyszłych dni. Trochę wracając do starych czasów. - Później sprawdzimy, jak bardzo się to na tobie odbiło. Co do sytuacji na mieście to nie działo się za dużo. Raczej nic takiego co by odbijało od normy zwykłych dni. Od czasu do czasu któraś grupa wyszła sobie pokrzyczeć na mieście. - Wzruszyła ramionami przyzwyczajona do takich burd - Myślę, że wszyscy musieli nieco odpocząc po tym co się stało pod biblioteką.
Wymigała ostatnie słowa gdy drzwi baru się otworzyły. Delikatnym skinieniem głowy podziękowała Słowikowi i przeszła przez drzwi. Następnie zajmując miejsce przy stoliku. Rozejrzała się ostrożnie i postukała paznokciami o blat stolika. Swoją drogą przez ten czas zdążyłą nieco o nie zadbać. Po wcześniejszym zrywaniu masek Voyagersom nie było już śladu.
- Masz jakieś konkretne plany na ten tydzień? - wymigała tym razem na szybko, korzystając z okazji, że reszta się jeszcze nie pojawiła.
[ ubiór: nieco za duża ciemnozielona parka, dżinsy, czarne zimowe buty za kostkę; na twarzy zwykła czarna maseczka ochronna zasłaniająca nos, usta i brodę ]
Pojawił się jak zwykle spóźniony i w podłym nastroju. Od zimna bolały go stawy, trzeci dzień zbierał się do tego, żeby zadzwonić do matki, i naprawdę ostatnia rzecz, na którą miał teraz ochotę, to szwendanie się po barach, w dodatku na trzeźwo — ale jednak głupio byłoby po prostu nie przyjść, ktoś zresztą musiał tę bandę entuzjastycznych dzieciaków trochę trzymać w ryzach. Więc przyszedł. Rozejrzał się przy wejściu, a dostrzegłszy Słowika i Lark, ruszył w stronę ich stolika.
— Cześć — rzucił niezbyt entuzjastycznie, dosiadając się do nich. Wyglądał na lekko wczorajszego, ale to niekoniecznie musiało cokolwiek znaczyć; wyglądanie jakby pies go przeżuł i wypluł było niemal jego znakiem rozpoznawczym. Oparł się łokciem o blat stolika. — To wszyscy?
Za leżeniem w łóżku tęsknił już teraz. Za każdym razem, gdy spędzał w nim więcej czasu niż powinien, motywacja do wyjścia na zewnątrz drastycznie malała. Gdyby nie wizyta Shane'a w jego domu, pewnie nadal by w nim tkwił zapijając leki przeciwbólowe whiskey, mimo że rana w barku była jedynie widmem przeszłości.
Kiwnął głową chłonąc informacje o ostatnich wydarzeniach, które najwyraźniej były równie interesujące co jego dni. Cóż, pewnie powinni się cieszyć, choć brak informacji zawsze negatywnie odbijał się na ich biznesie.
— Zapewne wpierdol z twojej strony — wymruczał w odpowiedzi na jej pytanie o plany na ten tydzień, nawet nie próbując ożywić swojego ponurego głosu.
— Cas — przywitał mężczyznę skinięciem głowy, robiąc jednocześnie jeszcze miejsce dla Pandy, nim wyciągnął do przodu kartę. Zebrał od nich zamówienia, podniósł się by zamówić je przy barze i wrócił do stolika. Nie mogli w końcu siedziec na krzywy ryj. Jeszcze nie.
— Myślę, że możemy zaczynać. Na ten moment nie szalejemy może z liczebnością, ale potrzebujemy kogoś kto odpowiednio nas pokieruje. Potrzebujemy przywódcy... i siedziby. Zacznijmy więc od najważniejszego. Czy ktoś chce zgłosić swoją kandydaturę?
Spojrzał na każdego z osobna, wyraźnie czekając czy któreś z nich zamierza zabrać głos.
Kiwnął głową chłonąc informacje o ostatnich wydarzeniach, które najwyraźniej były równie interesujące co jego dni. Cóż, pewnie powinni się cieszyć, choć brak informacji zawsze negatywnie odbijał się na ich biznesie.
— Zapewne wpierdol z twojej strony — wymruczał w odpowiedzi na jej pytanie o plany na ten tydzień, nawet nie próbując ożywić swojego ponurego głosu.
— Cas — przywitał mężczyznę skinięciem głowy, robiąc jednocześnie jeszcze miejsce dla Pandy, nim wyciągnął do przodu kartę. Zebrał od nich zamówienia, podniósł się by zamówić je przy barze i wrócił do stolika. Nie mogli w końcu siedziec na krzywy ryj. Jeszcze nie.
— Myślę, że możemy zaczynać. Na ten moment nie szalejemy może z liczebnością, ale potrzebujemy kogoś kto odpowiednio nas pokieruje. Potrzebujemy przywódcy... i siedziby. Zacznijmy więc od najważniejszego. Czy ktoś chce zgłosić swoją kandydaturę?
Spojrzał na każdego z osobna, wyraźnie czekając czy któreś z nich zamierza zabrać głos.
Leam 'Panda' White
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Bar Liquor and Co.
Pon Gru 14, 2020 8:29 pm
Pon Gru 14, 2020 8:29 pm
Po ostatnich wydarzeniach zaszył się, gdzieś daleko w celu odpoczynku i miłego spędzenia czasu sam ze sobą. Przeciągnął się leniwie przypominając sobie, że przecież miał spotkać się ze swoimi. Musiał ruszyć swoją uroczą dupcie. Był zawiedziony ostatnimi wydarzeniami pod biblioteką, bo nie mógł nikogo potorturować. Nic, a nic. Taka szkoda. Krew się lała, ale nie z jego drobnych rączek. W mgnieniu oka pojawił się w barze, No prawie. Trochę się spóźnił. Hihi. No trudno. Zajął miejsce trzymając w objęciach pluszowego misia. – I mnóstwo słodyczy. – dopowiedział do wzmianki o przywódcy. Normalnie ciężko mu czasami dostać się w takie miejsca, bo większość osób próbuje go wyprosić. Czapka pandy, grube dobrze dobrane rękawiczki i wygląd dziecka zdecydowanie nie działa na jego korzyść w miejscach, w których trzeba być pełnoletnim. Co jest stosunkowo śmieszne, bo przecież przekroczył ją. Mimo to lubił swój urok i nie zapowiadało się, aby miało to się zmienić. Jego mina była naburmuszona. Brak cukru dawało w kość, a jedyną słodką tu rzeczą był on sam.
Rozsiadła się wygodniej na swoim miejscu, obecnie nie było tu wszystkich więc chwila luksusu jej nie zaszkodzi. Posłała rozbawione spojrzenie chłopakowi słysząc jego odpowiedź co do planów. Kopnęła go lekko w kostkę pod stołem.
-Powstrzymaj swój entuzjazm na samą myśl o naszych spotkaniach. Dobrze, skoro znów jesteś taki domyślny to nie jest z Tobą tak źle. - Założyła ręce za głowę poświęcając lokalowi szybkie spojrzenie. Ot, kolejny się zjawił. Uniosła dłoń w geście przywitania i pomachała lekko. Robiło się ich więcej! - Prawie - rzuciła w odpowiedzi do Cas'a i wyprostowała się normalnie by wskazać pozycje randomowego drinka na karcie, a co tam.
W końcu mogli zacząć od tematów organizacyjnych i już przy tym najważniejszym pytaniu mina jej troche zrzedła, na szczęście maska wilka wszystko ukrywała.
- Nigdy nie lubiłam stać w blasku reflektorów. - powiedziała na spokojnie zgodnie z prawdą, zresztą patrząc po jej ostatnich wyskokach to całkiem prawdopodobnie musieliby niedługo wybierać kolejnego przywódcę. Lis dba o swoich jednak pewno też ma jakieś granice dobroci. Chociaż trzeba przyznać, że zaczęła się nad tym wszystkim zastanawiać. Może jednak? Najpierw jednak chciała zobaczyć reakcję innych
Pojawił się też Panda! Świetnie! Lark była przygotowana na jego przybycie, można powiedzieć, że zawsze jest. Podniosła się i wyciągnęła spod kurtki prostą tekturową maskę mającą zapewne w jakimś stopniu przedstawiać misia, wychyliła się do niego i bez słowa wcisnęła mu maskę na twarz. Po czym zadowolona ponownie usiadła.
-Powstrzymaj swój entuzjazm na samą myśl o naszych spotkaniach. Dobrze, skoro znów jesteś taki domyślny to nie jest z Tobą tak źle. - Założyła ręce za głowę poświęcając lokalowi szybkie spojrzenie. Ot, kolejny się zjawił. Uniosła dłoń w geście przywitania i pomachała lekko. Robiło się ich więcej! - Prawie - rzuciła w odpowiedzi do Cas'a i wyprostowała się normalnie by wskazać pozycje randomowego drinka na karcie, a co tam.
W końcu mogli zacząć od tematów organizacyjnych i już przy tym najważniejszym pytaniu mina jej troche zrzedła, na szczęście maska wilka wszystko ukrywała.
- Nigdy nie lubiłam stać w blasku reflektorów. - powiedziała na spokojnie zgodnie z prawdą, zresztą patrząc po jej ostatnich wyskokach to całkiem prawdopodobnie musieliby niedługo wybierać kolejnego przywódcę. Lis dba o swoich jednak pewno też ma jakieś granice dobroci. Chociaż trzeba przyznać, że zaczęła się nad tym wszystkim zastanawiać. Może jednak? Najpierw jednak chciała zobaczyć reakcję innych
Pojawił się też Panda! Świetnie! Lark była przygotowana na jego przybycie, można powiedzieć, że zawsze jest. Podniosła się i wyciągnęła spod kurtki prostą tekturową maskę mającą zapewne w jakimś stopniu przedstawiać misia, wychyliła się do niego i bez słowa wcisnęła mu maskę na twarz. Po czym zadowolona ponownie usiadła.
— Gin z tonikiem — mruknął, nie patrząc nawet na kartę; bywał tu wystarczająco często, by znać ją na wyrywki. Zastanowił się przelotnie, czy w ogóle sprzedadzą tu Słowikowi alkohol, jako że wszyscy poza nim samym wyglądali tu na młodzież licealną (no, w porywach college’ową). Z drugiej strony… Nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatnio sprawdzali tu komuś dokumenty.
Z trzeciej strony, mało kto przychodził tu w przebraniu pandy i z pluszowym misiem. Uniósł jedną brew, widząc Leama, i drugą, kiedy Lark podała mu tekturową maskę.
— Kinderbal, jak Boga kocham. Nie pomyliło wam się aby z wyborami do samorządu szkolnego? — prychnął, bębniąc palcami po blacie stolika. Przesunął poirytowanym spojrzeniem po wszystkich zebranych po kolei. Zwierzyniec, kurwa. Zoo do głaskania. — Na mnie nie liczcie. Nie podejmuję się nikomu mówić, co ma robić.
Z trzeciej strony, mało kto przychodził tu w przebraniu pandy i z pluszowym misiem. Uniósł jedną brew, widząc Leama, i drugą, kiedy Lark podała mu tekturową maskę.
— Kinderbal, jak Boga kocham. Nie pomyliło wam się aby z wyborami do samorządu szkolnego? — prychnął, bębniąc palcami po blacie stolika. Przesunął poirytowanym spojrzeniem po wszystkich zebranych po kolei. Zwierzyniec, kurwa. Zoo do głaskania. — Na mnie nie liczcie. Nie podejmuję się nikomu mówić, co ma robić.
Leam 'Panda' White
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Bar Liquor and Co.
Czw Gru 17, 2020 7:35 pm
Czw Gru 17, 2020 7:35 pm
O nie. Został dotknięty, a jego słodka twarz została przykryta ohydnym kartonem. Nie był z tego faktu zadowolony. No bo, jak. Miał taką piękną twarz, a teraz została oszpecona. Zresztą Panda zawsze był wyjątkiem od każdej reguły. Nie zasłaniał twarzy, bo nie czuł takiej potrzeby, a może to był zwyczajnie jego sposób bycia. Lewą dłonią ściskał pluszowego misia, a w swojej prawej dłoni, opuszkami palca wciskał w kartonowy policzek. – Teraz jestem oszpecony i brzydki. Jak mogłaś. Widać było, że chciał się jej pozbyć. Spojrzał na Casa pustym wzrokiem odpowiadając mu przy tym – Ale w samorządzie szkolnym nie wolno wyrywać paznokci z macierzy, ani obcinać paluszków jeden po drugim. Prawda Teddy? – ostatnie pytanie oczywiście dotyczyło miśka, którego miał w ramionach. No tak, czasami gadał do rzeczy martwych i niematerialnych. Wybór przywódcy nie był prostą sprawą. Były to obowiązki i jeszcze raz obowiązki. Jedna wielka nuda! Dosłownie. Ten czas można było spożytkować przy dobrym torcie czekoladowym, pisząc smsy, No ale siedział tu i teraz, i wypadłoby coś podjąć. Oparł łokcie o stolik, podpierając swój podbródek o swoje dłonie, Teddy spoczął na kolanach chłopaka. – Ummm. – nie dał konkretnej odpowiedzi, bo sam nie wiedział, czy to dobry pomysł, a co jeśli Lark karze mu nosić maskę cały czas?! Nie! A w życiu!
[przejmowanie terenu 1/15]
Przesunął wzrokiem po barze, praktycznie idealnie synchronizując się z siedzącą obok niego dziewczyną. Cały czas popijał wolno swój napój, podczas gdy jego umysł pracował na najwyższych obrotach. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jakiekolwiek działania zbrojne nie miały w tym momencie większego sensu. Żadne z nich nie wyglądało szczególnie imponująco, a w obecnych czasach większość osób w lokalach była przygotowana na potencjalny rozbój. Nie, musieli to rozegrać ze sprytem, by dostać to co chcą, jednocześnie nie narażając się szczególnie na obrażenia.
W końcu jego oczy rozbłysły. Uniósł kącik ust ku górze wyraźnie zadowolony, zwracając się w stronę reszty.
Leam 'Panda' White
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Bar Liquor and Co.
Pon Sty 04, 2021 8:55 pm
Pon Sty 04, 2021 8:55 pm
[przejmowanie terenu 2/15]
Coraz mocniej przytulał pluszowego misia, tak jakby miało mu to w jakiś sposób pomoc w myśleniu. Wszak widać było skupienie na jego twarzy. Był tylko informatorem – szpiegiem, który potrafił wcisnąć swój słodki nosek wszędzie, gdzie tylko mógł. Czasami dla zabawy, czasami z obowiązku. Przynajmniej oszczędziła teatralnych przemówień. Nie lubił ich. Były takie nudne i pozbawione emocji, nie żeby je sam miał, ale kto by chciał ich wysłuchiwać. – Niech będzie. – O ten nagły zwrot akcji.
Mniejsza i tak byli już stosunkowo porąbani na swój sposób. – Mogę, aczkolwiek dobrze wiesz, że preferuje inny sposób działania. – No tak. Może nie budził wielkiej grozy, ale wszystko się zmieniało do momentu gdy jego przeciwnik zaczynał poznawać jego prawdziwe alter ego.
[przejmowanie terenu 3/15]
Nebit znajduje się poza barem, kontaktując się z resztą Lisów za pośrednictwem zaszyfrowanego komunikatora, wszystko ogarniając ze swojej piwnicznej nory.
Nebit znajduje się poza barem, kontaktując się z resztą Lisów za pośrednictwem zaszyfrowanego komunikatora, wszystko ogarniając ze swojej piwnicznej nory.
W zasadzie to też chciała z nimi sobie posiedzieć i pośmieszkować, podziwiając akcję na żywo. W teorii mogła, w praktyce wychodzenie z domu równało się zakładaniu spodni, a siedzenie na podłodze własnego domu w majtach bez przymusu zakrywania pyska brzmiało o wiele lepiej. Pomijając już, że mogła się po prostu podłączyć do kamery w telefonie któregokolwiek z Lisów czy obecnych w barze i zabawić się w podglądacza.
Na razie jednak postanowiła zadręczać swoją cud miód grupę absolutnym spamem.
co tam na karaczanie koledzy koleżanki
jakby co to jestem gotowa do działania, dajcie mi tylko sygnał B)
Zapowiadało się na fantastyczną współpracę.w ogóle obczajcie to XDXDXDXDXDD
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach