▲▼
W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, wymagania do ich pokonania wzrastają dwukrotnie. Oznacza to, że do pokonania jednego Niepoczytalnego musicie wykonać jedną z poniższych akcji:
→ osiem udanych ataków wręcz;
→ cztery udane ataki z użyciem zakupionej broni białej;
→ dwa udane ataki z użyciem zakupionej broni palnej/granatu;
Wszystkie trwające fabuły na terenie baru zostają zakończone.
Przyszła tu na dobrą zabawę, ale najwyraźniej przeceniła swoje szczęście. Nie wychodziła ostatnio z domu, więc trochę nie wierzyła, że mogło być aż tak źle z Niepoczytalnymi na ulicach. Zbierało jej się na wymioty na samą myśl o zbliżaniu się do tych... człombi. Jakby było jej mało z tym jednym rok temu.
- Aaahahah. Ha. Haha. Haaaaa uszczypnij mnie - rzuciła do w zasadzie nie wiadomo kogo, ostatecznie samej łapiąc za skórę na swoim ramieniu. Nie obudziła się. Za to na obecny moment była chyba zbyt roztrzęsiona strachem, żeby tak po prostu sięgnąć po broń albo cokolwiek innego, żeby zaatakować. Dopiero po wzięciu głębokiego wdechu udało jej się sięgnąć po nóż, dotychczas upchnięty w pasek spodni.
- Nie jestem za dobry w FPS-ach - wymamrotał Shane, patrząc ze zgrozą na nadchodzących Niepoczytalnych. Nie żeby miał czym pokazać swoje umiejętności strzeleckie. - Jak przetrwam to w jednym kawałku to obiecuję przyłożyć się do tego.
Poprawił uchwyt na kiju bejsbolowym, czując, że nie miał większego wyboru niż spróbować walkę wręcz dla zrobienia chociaż częściowego przesiewu. Byłoby mi skupiać się lepiej na grach z Jace'em. Jego spojrzenie przekierowało się na Hailey, po czym na Słowika. Chciał wesprzeć dziewczynę, ale miał bardziej wrażenie, że nie było czasu. Zwłaszcza, gdy ich wrogów było tak...
... tak mocno za dużo.
- Tak, tak, szefie - powiedział Kassir, uśmiechając się nikle za maski. - Postaraj się mnie wspierać od tyłu. I nie postrzelić - przesunął wzrokiem na nich. Wyjście przed szereg uważał za najbardziej debilny pomysł, jaki istniał w wszystkich horrorach, które oglądał nie raz. Mimo to, było lepiej spróbować uformować linię działania, patrząc na odległości pomiędzy każdym z Niepoczytalnych. - Jak wymięknę, to wracam do was - po tych słowach ruszył, by wziąć mocny zamach kijem na najbliższego Niepoczytalnego, celując w jego ciało.
Była spóźniona. Jak zwykle nie wzięła pod uwagę nowej rzeczywistości pod uwagę i cóż. Czasami było lepiej przeczekać sytuację na ulicy niż pchać się przez jej środek. Dopiero po odczytaniu kolejnych wiadomości od Słowika przyśpieszyła kroku zmierzając w kierunku baru, w którym byli umówieni na szybką akcję. Cóż, najwidoczniej nie tylko jej plany dnia dzisiejszego zostały pokrzyżowane. Ostatni "wysyp" Niepoczytalnych okazał się po prostu wisienką na czubku spierdolenia jakim było to miasto.
Gratu-kurwa-lacje. Udało im się przeżyć całkowitą izolację to teraz czas na coś co zeżre ich od środka, jakby mieli za mało własnych problemów. Cóż. Przystosują się. Jak zwykle, bo co innego im pozostało? Przecież nie położą się na ziemi i nie będą czekać aż umrą. Chociaż czasami i to było kuszącą inicjatywą.
W kilka minut znalazła się w okolicy, w której mieli się spotkać, jeśli miała możliwość to przeczekałaby aż Niepoczytalni miną ją. Nie wyglądało to za ciekawie (jeśli kiedykolwiek mogło to tak wyglądać). Sami Niepoczytalni to jedno, ale szepcząca kobiecina, która sprawiała, że ci nie rozbiegali się jak debile dookoła to zupełnie nowy rodzaj problemu. Padł strzał, zaraz po tym jeden z Lisów zaszarżował w stronę przeciwników wywołując w Lark dziwne deja vu - kto w końcu byłby na tyle nierozważny by rzucić się w sam środek tego syfu, o dziwo nie był to Słowik. Lisica wykrzywiła usta w uśmiechu poprawiając swoją wilczą maskę. Cóż, była już w drodze odczytując wiadomość Lidera, więc nie mogła się lepiej przygotować... .nie miała broni. Zazwyczaj jej nie potrzebowała. Pomysł z rzutem granatu nie był zbyt dobry, bo utrudniłby nie tylko walkę w zwarciu, ale i atak z dystansu. Wyposażone granaty posłużą im raczej do ucieczki, chociaż kto wie. Nie pozostało jej nic innego jak tylko wyrwanie się do przodu w chwili gdy przeciwnicy rzuciliby się na Raia. Jeśli miałaby możliwość to sama zaszarżowałaby na kobietę, próbując ją posłać na ziemię. Ciche szepty na pewno były irytujące, ale jej demony w głowie były o wiele głośniejsze. Bawiła się świetnie mogąc okładać innych bez żadnych konsekwencji, kto by pomyślał że nadejdą takie czasy?
* - użycie 50% umiejętności uniki i parowanie ciosów.
- Co ty- OGARNIJ DUPĘ - wrzasnęła za Shanem. Co za absolutny idiota! Nie mógł chociaż na chwilę stanąć z tyłu i przeanalizować sytuacji? Albo nie wiem, rzucić butem? Chociaż, jak się okazało, ich niedawna herszt, która właśnie dotarła, była JESZCZE, CHOLERA, GŁUPSZA.
Nie zdążyła nawet do końca odetchnąć z ulgą, kiedy zobaczyła tę udaną akcję ze strony kobiety, urywając charakterystyczne: "fiu" kompletnie znikąd. Chyba jednak nie było tak dobrze, jak sądziła.
- LARK - zedrze sobie dzisiaj gardło. Posłała Słowikowi szybkie spojrzenie i kiwnęła głową. Zerwała się do przodu z zamiarem pobiegnięcia prosto do Lisicy, napotykając na drodze agresywne człombi. Na tyle na ile było to możliwe, postarała się po prostu wyminąć tego śmierdzącego śmiecia i pobiec dalej. Może przez tych kilka metrów sama się nie wykrwawi.
Jeśli jej się udało, to oczywiście dopadła do białowłosej, by ocenić chociaż wstępnie jej stan i szukać wzrokiem czegokolwiek, czego mogłaby teraz użyć do chociaż prowizorycznego opatrzenia. Jeśli nie to... cóż. Aua?
A było jednak grać w te FPSy.
Trafienie Niepoczytalnego kijem było zaskakująco trudne. Na tyle, że akurat jemu się nie udało. W dodatku sytuacja dookoła niego uświadamiała mu, że tym bardziej byli w głębo-, znaczy się tam, gdzie słońce nie dochodzi. Przeciwników było na oko dwa razy więcej niż ich samych. W dodatku nieprzyzwoicie bolała ich odpowiedź na te działania. Niewiele było mu potrzeba do wypuszczenia kija z dłoni i przyłożeniu Niepoczytalnemu w brzuch, zmuszając go do zniżenia twarzy na tyle, by dostał cios z kolana w nos, aż w końcu obalił go na nogi, dociskając nogą plecy do podłoża, by nie mógł wstać *. Wtedy do jego uszu dobiegł głos Słowika. Przekierował w jego stronę uwagę, momentalnie łapiąc otrzymaną nową broń. Kiwnął głową krótko na znak podziękowania, po czym odwrócił się w stronę powalonego przeciwnika.
Nie było chwili zawahania dla niego. Odbezpieczył broń i wycelował w głowę Niepoczytalnego, oddając strzał.
* WW - 25% - możliwość obezwładnienia pojedynczej wrogiej postaci na 1 post.
Popełniła błąd. Duży błąd jakby patrząc po tym co zaczęło się tutaj odpierdalać po tym jak uciszyła - nawet jeśli tylko na chwilę tą całą paniusię. Błąd w ocenie. Niepoczytalni może i wyglądali jak ludzie i faktycznie dawali jakieś tam znaki, że ta ludzkość gdzieś tam KIEDYŚ w nich była. Mimo wszystko nie reagowali na sytuację w sposób ludzki. Liczyła na to, że pozbawieni rozkazów chociaż na chwilę nie będą ogarniali sytuacji co da im jakąś przewagę i szansę na dodatkowy atak.
Otóż nie.
Ci działali bardziej jak zwierzęta. Widzieli cel - zaczynali atakować. To stawiało ją w bardzo, ależ to bardzo niekomfortowej sytuacji. Serio. Miała przejebane, dlatego też widząc nacierającą grupę jedynie co mogła zrobić to spróbować zblokować albo uniknąć nadchodzących ciosów usuwając się poza ich zasięg. O ile jeszcze miała na to czas. Gdyby tylko udało jej się zapewnić sobie chociaż chwilowe bezpieczeństwo, bądź zebrałaby wpierdol... sięgnęłaby po granat, odbezpieczyła i rzuciła pod nogi najbliższemu osobnikowi. Może to chociaż ich trochę rozkojarzy... a przynajmniej taką miała nadzieję by oddalić się od zagrożenia i dołączyć do nadchodzącego wsparcia. Obecnie nie miała nawet czasu by im odpowiedzieć, ale za chuja nie chciała ich aż tak zamartwiać. Głupio by było zginąć w takim miejscu.
First topic message reminder :
TEREN
FOXES
FOXES
Bar Liquor and Co.
Siedziba główna Lisów.
Teren broniony przez 5 bonusowych NPC.
Teren broniony przez 5 bonusowych NPC.
Dawniej bar Saturday. Mały lokal gastronomiczny, którego głównym celem jest nic innego jak wydawanie napojów procentowych klientom. Otwarty w godzinach 16-4, największym zainteresowaniem może się pochwalić w piątki i soboty. Wnętrze zostało poddane renowacji, dzięki czemu stało się dużo przyjemniejsze dla oka, jednocześnie utrzymując swój klimat.. Wielkością nie grzeszy,nie odstrasza to jednak zainteresowanych, szukających dla siebie kąta do spotkania ze znajomymi. Oprócz standardowego barku z ladą mieszczą się tu również posiane po kątach okrągłe stoliki. Można powiedzieć, że jest to miejsce typowo starej szkoły — muzyka dogrywająca w tle pochodzi z radia, nigdzie nie ma miejsca na dyskoteki — są za to dwa stoły bilardowe, tablica do rzutek i automat hazardowy, do którego monety wkładają jedynie już mocno nietrzeźwi klienci. Atmosfera jest gwarna, pełno tu stałych bywalców, lecz w przeciwieństwie do wcześniejszego stanu — regularne pijackie burdy i lanie się po mordach jest już jedynie przeszłością. Personel nie nosi żadnych wykwintnych uniformów, wszyscy są za to całkowicie ubrani na czarno z przypiętymi do koszul plakietkami, jak i drobnymi pinami w kształcie lisa. Wnętrze jak i wszelkie meble są utrzymane w brązowych barwach. Podłoga to stare, ale trzymające się twardo panele. W lokalu dozwolone jest palenie.
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, wymagania do ich pokonania wzrastają dwukrotnie. Oznacza to, że do pokonania jednego Niepoczytalnego musicie wykonać jedną z poniższych akcji:
→ osiem udanych ataków wręcz;
→ cztery udane ataki z użyciem zakupionej broni białej;
→ dwa udane ataki z użyciem zakupionej broni palnej/granatu.
__________
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, wymagania do ich pokonania wzrastają dwukrotnie. Oznacza to, że do pokonania jednego Niepoczytalnego musicie wykonać jedną z poniższych akcji:
→ osiem udanych ataków wręcz;
→ cztery udane ataki z użyciem zakupionej broni białej;
→ dwa udane ataki z użyciem zakupionej broni palnej/granatu.
- Dawny opis:
- Mały lokal gastronomiczny, którego głównym celem jest nic innego jak wydawanie napojów procentowych klientom. Otwarty w godzinach 16-4, największym zainteresowaniem może się pochwalić — no właśnie — w soboty. Wnętrze jest nieco obskurne, ale ostatkami sił ratuje się przed napadem sanepidu, który i tak obecnie praktycznie nie funkcjonuje. Wielkością też nie grzeszy, co wcale nie odstrasza zainteresowanych, a podobno wręcz przyciąga ludzi spod ciemnej gwiazdy. Oprócz standardowego barku z ladą mieszczą się tu również posiane po kątach okrągłe stoliki. Można powiedzieć, że jest to miejsce typowo starej szkoły — muzyka dogrywająca w tle pochodzi z radia, nigdzie nie ma miejsca na dyskoteki — są za to dwa stoły bilardowe, tablica do rzutek i niemalże zapomniany automat hazardowy, do którego monety wkładają jedynie już mocno nietrzeźwi klienci. Atmosfera jest gwarna, pełno tu stałych bywalców, a wraz z nimi — regularnych pijackich burd i lania się po mordach. Personel nie nosi żadnych wykwintnych uniformów, ot są po prostu całkowicie ubrani na czarno z dowolnymi elementami. Wyróżniają ich za to całkiem spore plakietki. Wnętrze jak i wszelkie meble są utrzymane w brązowych barwach. Podłoga to stare, ale trzymające się twardo panele. W lokalu dozwolone jest palenie.
Gdyby Rao wypowiedział swoje słowa na głos, bez wątpienia by się z nim zgodził. Niezależnie od tego czy komuś zależało na jego interesie bardziej czy mniej, znalezienie w chłodni martwego ochroniarza nie było czymś co bagatelizowało się w podobny sposób. Zrozumiałby siedzenie na stołku przy ladzie. Stres, zagubienie, brak pewności co powinien robić dalej. Ale ignorancję? Zostawienie im na odwal się pozbawionego wiedzy pracownika? Coś tu zdecydowanie śmierdziało.
— Nie wiem czy jest takie znowu ciekawsze, ale niech ci będzie — osobiście wolałby się najebać za ladą. Zwłaszcza, że cały dzień chodził dziś o suchym pysku. Skrzywił się więc jedynie widząc jak Rao potrząsa butelką.
— Cóż, przynajmniej w chłodni jest niższa temperatura to i alkohol lepszy — wzruszył ramionami, w końcu nieco odpuszczając. Słysząc jego słowa sam zmarszczył brwi, próbując poskładać wszystko do kupy.
— Też mi to kompletnie nie pasuje. Jedynym innym w miarę sensownym wyjaśnieniem wykluczającym jego debilizm byłoby to, że ochroniarz sam wszedł do chłodni i ktoś go zaszedł od tyłu. Tylko po co miałby tu wchodzić? Nie jest za nią odpowiedzialny. No chyba, że podpierdalał z niej żarcie. Albo procenty. Inaczej musiało się wydarzyć to co powiedziałeś, a to z kolei wskazuje na jedno — kucnął przy mężczyźnie obok chłopaka, samemu przesuwając palcami po jego wychłodzonej skórze, szukając jakichkolwiek oznak uderzeń na głowie.
— Musiał go znać. Na tyle dobrze, by nie próbował go wyprosić wymawiając się pracą, nie wdawać się z nim w bójkę, jak i słuchać się go, by dostać się do środka. Wątpię, by był blisko ze wszystkimi pracownikami, większość pewnie wziąłby za fraki i wyjebał ich na zewnątrz. A jednak tu to nie nastąpiło. Albo byli więc dobrymi znajomymi... albo był jego przełożonym — dokończył, nim w pomieszczeniu zapadło milczenie. Przez chwilę nie odpowiadał na jego pytania. Wyprostował się w końcu i zdjął rękawiczki, rzucając je obok ciała.
— Znam. Odezwę się do niej, ale nie wiem czy odpowie mi od razu, a musimy zabrać go stąd teraz. I tak mieli czas na sfabrykowanie czego się da, ale im więcej damy im czasu, tym bardziej sprawimy że cały proces będzie utrudnimy. Musimy go przetransportować do kostnicy i umieścić w profesjonalnych rękach, by zrobił dla nas cały przegląd. Ja się na tym nie znam, nawet jeśli zobaczę jakiś ślad, niewiele mi on powie. Zadzwonię do niej, a ty tu zostań. I miej oczy dookoła głowy — polecił, zaraz opuszczając pomieszczenie, jak i cały bar, by wyjść na zewnątrz. Musiał zadzwonić. I musiał to zrobić teraz.
— Nie wiem czy jest takie znowu ciekawsze, ale niech ci będzie — osobiście wolałby się najebać za ladą. Zwłaszcza, że cały dzień chodził dziś o suchym pysku. Skrzywił się więc jedynie widząc jak Rao potrząsa butelką.
— Cóż, przynajmniej w chłodni jest niższa temperatura to i alkohol lepszy — wzruszył ramionami, w końcu nieco odpuszczając. Słysząc jego słowa sam zmarszczył brwi, próbując poskładać wszystko do kupy.
— Też mi to kompletnie nie pasuje. Jedynym innym w miarę sensownym wyjaśnieniem wykluczającym jego debilizm byłoby to, że ochroniarz sam wszedł do chłodni i ktoś go zaszedł od tyłu. Tylko po co miałby tu wchodzić? Nie jest za nią odpowiedzialny. No chyba, że podpierdalał z niej żarcie. Albo procenty. Inaczej musiało się wydarzyć to co powiedziałeś, a to z kolei wskazuje na jedno — kucnął przy mężczyźnie obok chłopaka, samemu przesuwając palcami po jego wychłodzonej skórze, szukając jakichkolwiek oznak uderzeń na głowie.
— Musiał go znać. Na tyle dobrze, by nie próbował go wyprosić wymawiając się pracą, nie wdawać się z nim w bójkę, jak i słuchać się go, by dostać się do środka. Wątpię, by był blisko ze wszystkimi pracownikami, większość pewnie wziąłby za fraki i wyjebał ich na zewnątrz. A jednak tu to nie nastąpiło. Albo byli więc dobrymi znajomymi... albo był jego przełożonym — dokończył, nim w pomieszczeniu zapadło milczenie. Przez chwilę nie odpowiadał na jego pytania. Wyprostował się w końcu i zdjął rękawiczki, rzucając je obok ciała.
— Znam. Odezwę się do niej, ale nie wiem czy odpowie mi od razu, a musimy zabrać go stąd teraz. I tak mieli czas na sfabrykowanie czego się da, ale im więcej damy im czasu, tym bardziej sprawimy że cały proces będzie utrudnimy. Musimy go przetransportować do kostnicy i umieścić w profesjonalnych rękach, by zrobił dla nas cały przegląd. Ja się na tym nie znam, nawet jeśli zobaczę jakiś ślad, niewiele mi on powie. Zadzwonię do niej, a ty tu zostań. I miej oczy dookoła głowy — polecił, zaraz opuszczając pomieszczenie, jak i cały bar, by wyjść na zewnątrz. Musiał zadzwonić. I musiał to zrobić teraz.
Podpierdalanie żarcia nie brzmiało jak jakiś niemożliwy scenariusz, ale wtedy ochroniarz musiałby naprawdę fatalnie trafić z porą podebrania jedzenia, żeby natknąć się na mordercę. Co rodziło dosyć ponurą wizję ostatniego posiłku i potwierdzało, że łakomstwo i złodziejstwo jednak może być zabójcze w skutkach.
Kolejne słowa Słowika sprawiły, że Rao uniósł brwi do góry, patrzą na niego z konsternacją. Nie był do końca przekonany, czy na tym etapie powinni wysuwać się tak daleko z podejrzeniami.
— Tylko jaki miałby w tym cel? — wypowiedział jedną z myśli na głos, przekierowując wzrok na nieboszczyka. No pięknie, nie dojść, że jego praca obracała się wokół trupów, to jeszcze teraz stał przy nieżywym ochroniarzu i wcale nikt mu za to nie płacił. Może powinien polecić swój zakład pracy osobie, która zajmie się pogrzebem?
— Okej — rzucił, nim Słowik opuścił pomieszczenie. Miał naprawdę wielką nadzieję, że ktoś szybko zabierze ciało do kostnicy; nie cieszyła go wizja marnowania tutaj czasu.
Ostrożnie postawił krok, omijając sporą kałużę krwi. Czekanie na drugiego Lisa trwało wieczność, a Rao nie zamierzał tylko siedzieć i patrzeć się na nowego martwego znajomego. Powoli przesuwał się po chłodni, próbując wypatrzeć coś, czego może nie zauważyli na samym początku. Jednak im bardziej krążył, tym bardziej miał wrażenie, że ktoś naprawdę nieudolnie upozorował wielką szamotaninę, mając jednocześnie na tyle rozumu, aby nie zostawić niczego, co mogłoby do niego naprowadzić.
— I co, znaleźliście coś?
Odruchowo drgnął, słysząc głos Stevena. Odwrócił głowę, mierząc chłopaka chłodnym spojrzeniem.
— Przyszedłeś węszyć?
— Nie? Chciałem tylko--
— Nie pytałem o to, co chciałeś. Radzę ci się stąd zmyć zanim Słowik wróci, bo wątpię, żeby ucieszył go twój widok. Ale skoro już tutaj jesteś, to chociaż powiedz, że zrobiłeś to, co ci kazał.
— Prawie…
Zmniejszył dystans między sobą a pracownikiem na odległość ledwie dwóch kroków.
— Prawie?
— Nie udało mi się dokopać do dokładnych informacji o byłym właścicielu. Dane są w biurze szefa, a on je zamyka, kiedy go nie ma. Za to udało mi się dowiedzieć, że szef wyrobił sześć par kluczy. Jedne ma oczywiście szef, drugie ja, trzecie Harry, czwarte Josh, piąte miał ten ochroniarz, szóste były współwłaściciel.
— Zorganizowałeś spotkanie?
— Szef powiedział, żebyście najlepiej się sami z nim skontaktowali, żeby się umówić na spotkanie… Albo on może później zadzwonić do waszego herszta.
Rao przewrócił oczami, gdy nieoczekiwanie lekko uderzył otwartą dłonią w twarz, facepalmem dając znać Stevenowi co o tym sądzi. Cholera, czy naprawdę żadna rzecz nie może zostać załatwiona bez zbędnych komplikacji.
— I pewnie do byłego współwłaściciela nawet nie udało ci się dodzwonić, co?
— Nie…
— Dobra, idź sobie już. Tylko jeszcze spisz mi numery telefonów wszystkich pracujących tutaj osób — powiedział, ruchem ręki wskazując drzwi wyjściowe. — A, i na odchodne - mówiłeś, że robi ci się niedobrze na samą myśl o rękach i ciele. Może jeszcze zahacz o łazienkę, bo przy odrobinie pecha zwymiotujesz zanim dojdziesz dalej — sarknął, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej.
Oby Słowik wrócił z jakimiś dobrymi wieściami.
Kolejne słowa Słowika sprawiły, że Rao uniósł brwi do góry, patrzą na niego z konsternacją. Nie był do końca przekonany, czy na tym etapie powinni wysuwać się tak daleko z podejrzeniami.
— Tylko jaki miałby w tym cel? — wypowiedział jedną z myśli na głos, przekierowując wzrok na nieboszczyka. No pięknie, nie dojść, że jego praca obracała się wokół trupów, to jeszcze teraz stał przy nieżywym ochroniarzu i wcale nikt mu za to nie płacił. Może powinien polecić swój zakład pracy osobie, która zajmie się pogrzebem?
— Okej — rzucił, nim Słowik opuścił pomieszczenie. Miał naprawdę wielką nadzieję, że ktoś szybko zabierze ciało do kostnicy; nie cieszyła go wizja marnowania tutaj czasu.
Ostrożnie postawił krok, omijając sporą kałużę krwi. Czekanie na drugiego Lisa trwało wieczność, a Rao nie zamierzał tylko siedzieć i patrzeć się na nowego martwego znajomego. Powoli przesuwał się po chłodni, próbując wypatrzeć coś, czego może nie zauważyli na samym początku. Jednak im bardziej krążył, tym bardziej miał wrażenie, że ktoś naprawdę nieudolnie upozorował wielką szamotaninę, mając jednocześnie na tyle rozumu, aby nie zostawić niczego, co mogłoby do niego naprowadzić.
— I co, znaleźliście coś?
Odruchowo drgnął, słysząc głos Stevena. Odwrócił głowę, mierząc chłopaka chłodnym spojrzeniem.
— Przyszedłeś węszyć?
— Nie? Chciałem tylko--
— Nie pytałem o to, co chciałeś. Radzę ci się stąd zmyć zanim Słowik wróci, bo wątpię, żeby ucieszył go twój widok. Ale skoro już tutaj jesteś, to chociaż powiedz, że zrobiłeś to, co ci kazał.
— Prawie…
Zmniejszył dystans między sobą a pracownikiem na odległość ledwie dwóch kroków.
— Prawie?
— Nie udało mi się dokopać do dokładnych informacji o byłym właścicielu. Dane są w biurze szefa, a on je zamyka, kiedy go nie ma. Za to udało mi się dowiedzieć, że szef wyrobił sześć par kluczy. Jedne ma oczywiście szef, drugie ja, trzecie Harry, czwarte Josh, piąte miał ten ochroniarz, szóste były współwłaściciel.
— Zorganizowałeś spotkanie?
— Szef powiedział, żebyście najlepiej się sami z nim skontaktowali, żeby się umówić na spotkanie… Albo on może później zadzwonić do waszego herszta.
Rao przewrócił oczami, gdy nieoczekiwanie lekko uderzył otwartą dłonią w twarz, facepalmem dając znać Stevenowi co o tym sądzi. Cholera, czy naprawdę żadna rzecz nie może zostać załatwiona bez zbędnych komplikacji.
— I pewnie do byłego współwłaściciela nawet nie udało ci się dodzwonić, co?
— Nie…
— Dobra, idź sobie już. Tylko jeszcze spisz mi numery telefonów wszystkich pracujących tutaj osób — powiedział, ruchem ręki wskazując drzwi wyjściowe. — A, i na odchodne - mówiłeś, że robi ci się niedobrze na samą myśl o rękach i ciele. Może jeszcze zahacz o łazienkę, bo przy odrobinie pecha zwymiotujesz zanim dojdziesz dalej — sarknął, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej.
Oby Słowik wrócił z jakimiś dobrymi wieściami.
— Dopierdolenia nam? — uniósł brew ku górze, zaraz wzruszając ramionami. Ludzie mieli przeróżne dziwne pomysły. Jak na razie nikt ich jeszcze w tej chłodni nie zamknął, ale to nie znaczyło, że nie zamierzali się jakoś na nich odegrać. Może w ten sposób chcieli sprawdzić szybkość reakcji Lisów, albo to jak dobrze radziły sobie z takimi sytuacjami. Nie miał pojęcia.
— A jebać ich kurwa, same pierdolone problemy — warknął, nim wykonał telefon. Całe szczęście jego wtyka odebrała dość szybko.
— Odwdzięczę się — zapewnił po dziesiątym pytaniu z rzędu — zresztą, całe Lisy będą ci wisieć przysługę. Chyba warto mieć dobre stosunki z kimś, kto panuje, nad twoją dzielnicą nie sądzisz? Nie, nie grożę ci. Raczej zachęcam. Świetnie, mamy poczekać aż przyjedziesz? Mhm. Dobra.
Rozłączył się i ucisnął kilka razy napięty kark palcami. Co za gówno. Wysłał kilka SMS-ów do Lark z informacjami, na jakim są etapie i wyciągnął paczkę papierosów, korzystając z wolnej chwili. Oparł się plecami o ścianę, popalając w miarę spokojnie i obserwując mijających go ludzi. Widział, jak niektórzy z nich zerkają zaciekawieni w stronę lokalu, wystarczyło jednak jedno spojrzenie na jego pomarańczową bandanę u szlufki spodni i lisią maskę, by odwracali się w przeciwnym kierunku.
Sporo osób mogło popierać ich działania, ale to nie zmieniało faktu, że mieszanie się w towarzystwo gangów zawsze niosło za sobą przeróżnego rodzaju konsekwencje.
W końcu przed budynkiem zaparkował samochód.
— Naprawdę wisicie mi niezłą przysługę — kobieta o kruczoczarnych włosach i równie ciemnych tęczówkach, założyła dłonie na biodrach, wpatrując się w niego spod przymrużonych oczu. Uśmiechnął się, rozkładając dłonie na boki.
— Dina, skarbie, dla ciebie wszystko.
— Już ja znam to twoje wszystko, Słowik.
— Hej, nigdy nie złamałem danego ci słowa.
— Oczywiście, że nie. Wolisz obracać ustalone zasady jak ci wygodnie, przeklęta gnido. Prowadź mnie do tego waszego bezrękiego fagasa. I przestań palić, wiesz że nienawidzę dymu — warknęła, zaraz wchodząc do lokalu.
— Urocza jak zawsze — krzyknął za nią, rzucając niedopałek na ziemię. Skierował ją do chłodni, puszczając po drodze oko Rao.
— Masz swojego przystojniaka.
Kobieta gwizdnęła, zaraz kucając przed ochroniarzem, by przyjrzeć mu się od góry do dołu.
— No dobra miałeś rację, mówiąc że nie będę zawiedziona. W końcu coś ciekawego, a nie jakiś stary dziad, który się przekręcił po niewydolności jelit.
— Bez szczegółów.
— Słabeusz. Będzie nam potrzebny worek, pomożesz mi go przenieść.
— A jebać ich kurwa, same pierdolone problemy — warknął, nim wykonał telefon. Całe szczęście jego wtyka odebrała dość szybko.
— Odwdzięczę się — zapewnił po dziesiątym pytaniu z rzędu — zresztą, całe Lisy będą ci wisieć przysługę. Chyba warto mieć dobre stosunki z kimś, kto panuje, nad twoją dzielnicą nie sądzisz? Nie, nie grożę ci. Raczej zachęcam. Świetnie, mamy poczekać aż przyjedziesz? Mhm. Dobra.
Rozłączył się i ucisnął kilka razy napięty kark palcami. Co za gówno. Wysłał kilka SMS-ów do Lark z informacjami, na jakim są etapie i wyciągnął paczkę papierosów, korzystając z wolnej chwili. Oparł się plecami o ścianę, popalając w miarę spokojnie i obserwując mijających go ludzi. Widział, jak niektórzy z nich zerkają zaciekawieni w stronę lokalu, wystarczyło jednak jedno spojrzenie na jego pomarańczową bandanę u szlufki spodni i lisią maskę, by odwracali się w przeciwnym kierunku.
Sporo osób mogło popierać ich działania, ale to nie zmieniało faktu, że mieszanie się w towarzystwo gangów zawsze niosło za sobą przeróżnego rodzaju konsekwencje.
W końcu przed budynkiem zaparkował samochód.
— Naprawdę wisicie mi niezłą przysługę — kobieta o kruczoczarnych włosach i równie ciemnych tęczówkach, założyła dłonie na biodrach, wpatrując się w niego spod przymrużonych oczu. Uśmiechnął się, rozkładając dłonie na boki.
— Dina, skarbie, dla ciebie wszystko.
— Już ja znam to twoje wszystko, Słowik.
— Hej, nigdy nie złamałem danego ci słowa.
— Oczywiście, że nie. Wolisz obracać ustalone zasady jak ci wygodnie, przeklęta gnido. Prowadź mnie do tego waszego bezrękiego fagasa. I przestań palić, wiesz że nienawidzę dymu — warknęła, zaraz wchodząc do lokalu.
— Urocza jak zawsze — krzyknął za nią, rzucając niedopałek na ziemię. Skierował ją do chłodni, puszczając po drodze oko Rao.
— Masz swojego przystojniaka.
Kobieta gwizdnęła, zaraz kucając przed ochroniarzem, by przyjrzeć mu się od góry do dołu.
— No dobra miałeś rację, mówiąc że nie będę zawiedziona. W końcu coś ciekawego, a nie jakiś stary dziad, który się przekręcił po niewydolności jelit.
— Bez szczegółów.
— Słabeusz. Będzie nam potrzebny worek, pomożesz mi go przenieść.
Na szczęście pracownik lokalu nie zawracał już później głowy. Chyba tym razem naprawdę zrozumiał, że wystawianie się teraz na widok, kiedy nie miało się wystarczająco dużo dobrych informacji, nie było dobrym pomysłem. Niby dowiedział się czegoś, ale Rao mógłby się założyć, że gdyby tylko chłopak postarał się trochę bardziej, to osiągnąłby lepsze rezultaty. Najwyraźniej nie przekładał do tego dużej uwagi, wychodząc z założenia, że to problem przede wszystkim lisów, a nie jego.
Prawie podskoczył w miejscu, kiedy do chłodni wkroczył Słowik w towarzystwie jakiejś kobiety. Zaskoczenie go było naprawdę łatwe, gdy odpływał myślami, czekając na coś lub kogoś.
Nie była zawiedziona? No naprawdę musiała kochać pracę z trupami i dziwnymi przypadkami. Może bezrękie ciało było dla takiej osoby równie fascynujące co nowa, gruba i pachnąca nowością książka dla rasowego książkoholika…
— Eeeem, spakować jego ręce do osobnego worka i zanieść do samochodu?
Nie bardzo chciał się wtrącać, ale głupio było tak ciągle stać z boku i przyglądać się jak ministrant na kazaniu. Tym bardziej że nie było tutaj ciekawych witraży, które mógłby liczyć, a porozrzucane produkty spożywcze zdecydowanie nie stanowiły dobrych obiektów do wyliczanki. Prawie współczuł osobie, której przypadnie w zadaniu sprzątanie tego bałaganu.
Cała trójka (a raczej czwórka, jeśli liczyć denata) wyniosła się z lokalu, zostawiając ładny bałagan ulubionemu pracownikowi baru.
zt + Słowik i NPC
Prawie podskoczył w miejscu, kiedy do chłodni wkroczył Słowik w towarzystwie jakiejś kobiety. Zaskoczenie go było naprawdę łatwe, gdy odpływał myślami, czekając na coś lub kogoś.
Nie była zawiedziona? No naprawdę musiała kochać pracę z trupami i dziwnymi przypadkami. Może bezrękie ciało było dla takiej osoby równie fascynujące co nowa, gruba i pachnąca nowością książka dla rasowego książkoholika…
— Eeeem, spakować jego ręce do osobnego worka i zanieść do samochodu?
Nie bardzo chciał się wtrącać, ale głupio było tak ciągle stać z boku i przyglądać się jak ministrant na kazaniu. Tym bardziej że nie było tutaj ciekawych witraży, które mógłby liczyć, a porozrzucane produkty spożywcze zdecydowanie nie stanowiły dobrych obiektów do wyliczanki. Prawie współczuł osobie, której przypadnie w zadaniu sprzątanie tego bałaganu.
Cała trójka (a raczej czwórka, jeśli liczyć denata) wyniosła się z lokalu, zostawiając ładny bałagan ulubionemu pracownikowi baru.
zt + Słowik i NPC
Nowy efekt terenu!
W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, wymagania do ich pokonania wzrastają dwukrotnie. Oznacza to, że do pokonania jednego Niepoczytalnego musicie wykonać jedną z poniższych akcji:
→ osiem udanych ataków wręcz;
→ cztery udane ataki z użyciem zakupionej broni białej;
→ dwa udane ataki z użyciem zakupionej broni palnej/granatu;
Wszystkie trwające fabuły na terenie baru zostają zakończone.
Ingerencja Mistrza Gry
W przypadku braku reakcji temat ulegnie całkowitemu zniszczeniu, a Lisy stracą swój bonus terenowy. Bardzo proszę wszystkich graczy o wypisywanie na górze każdego posta swoich przedmiotów oraz posiadanych umiejętności.
Nie było wrzasków. Nie było ryków. Nie było niczego, co mogłoby z początku wzbudzić czyjkolwiek niepokój. Jako pierwsze pojawiły się szepty. Niewyraźne i niepokojące, już sam ich dźwięk zdawał się obniżać temperaturę wokół, wywołując ciarki.
W końcu powietrze rozdarł pierwszy krzyk. Spanikowani mieszkańcy zaczęli uciekać do budynków, zamykając drzwi w nadziei, że Niepoczytalni nie zdołają się przez nie przedrzeć. Sześciu z nich szło na przedzie w dużych odstępach, rozbiegając się od czasu do czasu dziko na boki, wyraźnie szukając jakichkolwiek ofiar. Siódmy, a raczej siódma — wysoka i nienaturalnie chuda kobieta o kasztanowych włosach, ubrana w kusą czarną sukienkę — szła z tyłu, zatrważająco wręcz spokojna, wyginając się jedynie nienaturalnie od czasu do czasu. Na zmianę chichotała pod nosem i nuciła cichą piosenkę. To właśnie ona była odpowiedzialny za wszystkie podszepty, które dało się słyszeć w okolicach baru. Wyglądała całkowicie normalnie, jak zabłąkany mieszkaniec, który po prostu znalazł się w nieodpowiednim miejscu o złej porze. Jedna rzecz nie pozostawiała jednak wątpliwości.
Ich agresja musiała w końcu znaleźć ujście. Potwierdzały to nie tylko coraz bardziej poirytowane warkoty, uderzanie w sklepowe witryny, ale i wykrzywione w niezadowoleniu usta idącej za nimi kobiety.
W końcu powietrze rozdarł pierwszy krzyk. Spanikowani mieszkańcy zaczęli uciekać do budynków, zamykając drzwi w nadziei, że Niepoczytalni nie zdołają się przez nie przedrzeć. Sześciu z nich szło na przedzie w dużych odstępach, rozbiegając się od czasu do czasu dziko na boki, wyraźnie szukając jakichkolwiek ofiar. Siódmy, a raczej siódma — wysoka i nienaturalnie chuda kobieta o kasztanowych włosach, ubrana w kusą czarną sukienkę — szła z tyłu, zatrważająco wręcz spokojna, wyginając się jedynie nienaturalnie od czasu do czasu. Na zmianę chichotała pod nosem i nuciła cichą piosenkę. To właśnie ona była odpowiedzialny za wszystkie podszepty, które dało się słyszeć w okolicach baru. Wyglądała całkowicie normalnie, jak zabłąkany mieszkaniec, który po prostu znalazł się w nieodpowiednim miejscu o złej porze. Jedna rzecz nie pozostawiała jednak wątpliwości.
Ich agresja musiała w końcu znaleźć ujście. Potwierdzały to nie tylko coraz bardziej poirytowane warkoty, uderzanie w sklepowe witryny, ale i wykrzywione w niezadowoleniu usta idącej za nimi kobiety.
- Wylosowany Niepoczytalny Alfa:
Bronie: Pistolet R-47 + ulepszenie (15/15); Glock FM81 (15/15); kij baseballowy + ulepszenie (15/15), granat hukowy (1/1), strzykawki z lekiem nasennym (2/2).
Umiejętności: Uniki i parowanie ciosów [54%], walka bronią białą i pochodnymi [25%], walka bronią palną [25%].
Umiejętności: Uniki i parowanie ciosów [54%], walka bronią białą i pochodnymi [25%], walka bronią palną [25%].
- Kod dla chętnych:
- Kod:
[center]<div style="padding: 20px; font-size: 16px; text-align: justify; width: 500px; background-image: url('https://imgur.com/CaXxWki.png'); border: #282828 1px solid; opacity: .7;">[size=13][b]Bronie:[/b] xxx
[b]Umiejętności:[/b] xxx[/size]</div>[/center]
— Jest źle. Kurwa, jest bardzo źle — to miała być szybka akcja. Wejście do baru, pozbycie się obecnego właściciela, zastąpienie go kimś, kto był im przychylny. Otworzenie biznesu, by w końcu zafundować sobie sensowniejsze zarobki, zwiększyć zasięgi wśród mieszkańców.
Skakał wzrokiem, licząc wszystkie nadchodzące postacie. Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem. Jasne, słyszał o atakach, ale do tej pory były to raczej pojedyncze osoby. I co do cholery robiła pomiędzy nimi kobieta? Czy Niepoczytalni nie mieli być bezmózgimi bestiami, atakującymi co popadnie? A jednak ci szli całkiem spokojnie. Zwrócił się w stronę reszty Lisów, poprawiając maskę na twarzy i wyciągając pistolet.
— Nie możemy pozwolić, by panoszyli się po mieście. Wiem, że wyglądają jak ludzie, ale nie możemy ryzykować. Jest ich zbyt wiele — wycelował od razu bronią w jednego z nich, oddając strzał, cały czas trzymając w pogotowiu kij baseballowy na wypadek walki w zwarciu.
Bronie: Glock FM81 (15/15)
Umiejętności: Manipulacja i Kłamstwo (25% - totalnie się przyda XD); Walka bronią białą i pochodnymi (25%); Uniki i Parowanie Ciosów (25%); Lecznictwo i Opatrywanie Ran (6%)
Umiejętności: Manipulacja i Kłamstwo (25% - totalnie się przyda XD); Walka bronią białą i pochodnymi (25%); Uniki i Parowanie Ciosów (25%); Lecznictwo i Opatrywanie Ran (6%)
Przyszła tu na dobrą zabawę, ale najwyraźniej przeceniła swoje szczęście. Nie wychodziła ostatnio z domu, więc trochę nie wierzyła, że mogło być aż tak źle z Niepoczytalnymi na ulicach. Zbierało jej się na wymioty na samą myśl o zbliżaniu się do tych... człombi. Jakby było jej mało z tym jednym rok temu.
- Aaahahah. Ha. Haha. Haaaaa uszczypnij mnie - rzuciła do w zasadzie nie wiadomo kogo, ostatecznie samej łapiąc za skórę na swoim ramieniu. Nie obudziła się. Za to na obecny moment była chyba zbyt roztrzęsiona strachem, żeby tak po prostu sięgnąć po broń albo cokolwiek innego, żeby zaatakować. Dopiero po wzięciu głębokiego wdechu udało jej się sięgnąć po nóż, dotychczas upchnięty w pasek spodni.
Bronie: Glock FM81 (15/15), Kij baseballowy (15/15), Apteczka II poziomu (3/3), Granat hukowy (1/1)
Umiejętności: Umiejętność personalizowana (elektryk) (5%), Walka wręcz (55%), Uniki i parowanie ciosów (25%), Walka Bronią Białą i Pochodnymi (25%)
Umiejętności: Umiejętność personalizowana (elektryk) (5%), Walka wręcz (55%), Uniki i parowanie ciosów (25%), Walka Bronią Białą i Pochodnymi (25%)
- Nie jestem za dobry w FPS-ach - wymamrotał Shane, patrząc ze zgrozą na nadchodzących Niepoczytalnych. Nie żeby miał czym pokazać swoje umiejętności strzeleckie. - Jak przetrwam to w jednym kawałku to obiecuję przyłożyć się do tego.
Poprawił uchwyt na kiju bejsbolowym, czując, że nie miał większego wyboru niż spróbować walkę wręcz dla zrobienia chociaż częściowego przesiewu. Byłoby mi skupiać się lepiej na grach z Jace'em. Jego spojrzenie przekierowało się na Hailey, po czym na Słowika. Chciał wesprzeć dziewczynę, ale miał bardziej wrażenie, że nie było czasu. Zwłaszcza, gdy ich wrogów było tak...
... tak mocno za dużo.
- Tak, tak, szefie - powiedział Kassir, uśmiechając się nikle za maski. - Postaraj się mnie wspierać od tyłu. I nie postrzelić - przesunął wzrokiem na nich. Wyjście przed szereg uważał za najbardziej debilny pomysł, jaki istniał w wszystkich horrorach, które oglądał nie raz. Mimo to, było lepiej spróbować uformować linię działania, patrząc na odległości pomiędzy każdym z Niepoczytalnych. - Jak wymięknę, to wracam do was - po tych słowach ruszył, by wziąć mocny zamach kijem na najbliższego Niepoczytalnego, celując w jego ciało.
Bronie: 2x Granat Dymny (1), Wściekłe pięści węża, Apteczka II poziomu (3/3)
Umiejętności: WW 50%, UiPC 25%
Umiejętności: WW 50%, UiPC 25%
Była spóźniona. Jak zwykle nie wzięła pod uwagę nowej rzeczywistości pod uwagę i cóż. Czasami było lepiej przeczekać sytuację na ulicy niż pchać się przez jej środek. Dopiero po odczytaniu kolejnych wiadomości od Słowika przyśpieszyła kroku zmierzając w kierunku baru, w którym byli umówieni na szybką akcję. Cóż, najwidoczniej nie tylko jej plany dnia dzisiejszego zostały pokrzyżowane. Ostatni "wysyp" Niepoczytalnych okazał się po prostu wisienką na czubku spierdolenia jakim było to miasto.
Gratu-kurwa-lacje. Udało im się przeżyć całkowitą izolację to teraz czas na coś co zeżre ich od środka, jakby mieli za mało własnych problemów. Cóż. Przystosują się. Jak zwykle, bo co innego im pozostało? Przecież nie położą się na ziemi i nie będą czekać aż umrą. Chociaż czasami i to było kuszącą inicjatywą.
W kilka minut znalazła się w okolicy, w której mieli się spotkać, jeśli miała możliwość to przeczekałaby aż Niepoczytalni miną ją. Nie wyglądało to za ciekawie (jeśli kiedykolwiek mogło to tak wyglądać). Sami Niepoczytalni to jedno, ale szepcząca kobiecina, która sprawiała, że ci nie rozbiegali się jak debile dookoła to zupełnie nowy rodzaj problemu. Padł strzał, zaraz po tym jeden z Lisów zaszarżował w stronę przeciwników wywołując w Lark dziwne deja vu - kto w końcu byłby na tyle nierozważny by rzucić się w sam środek tego syfu, o dziwo nie był to Słowik. Lisica wykrzywiła usta w uśmiechu poprawiając swoją wilczą maskę. Cóż, była już w drodze odczytując wiadomość Lidera, więc nie mogła się lepiej przygotować... .nie miała broni. Zazwyczaj jej nie potrzebowała. Pomysł z rzutem granatu nie był zbyt dobry, bo utrudniłby nie tylko walkę w zwarciu, ale i atak z dystansu. Wyposażone granaty posłużą im raczej do ucieczki, chociaż kto wie. Nie pozostało jej nic innego jak tylko wyrwanie się do przodu w chwili gdy przeciwnicy rzuciliby się na Raia. Jeśli miałaby możliwość to sama zaszarżowałaby na kobietę, próbując ją posłać na ziemię. Ciche szepty na pewno były irytujące, ale jej demony w głowie były o wiele głośniejsze. Bawiła się świetnie mogąc okładać innych bez żadnych konsekwencji, kto by pomyślał że nadejdą takie czasy?
Ingerencja Mistrza Gry
1x Niepoczytalny Alfa
6x Niepoczytalny
6x Niepoczytalny
Niepoczytalni nieustannie poruszali się na boki, wyraźnie utrudniając wycelowanie w ich kierunku. Ani strzał Słowika, ani uderzenie Shane'a nie dosięgnęły swojego celu, jedynie ściągając na siebie uwagę całej grupy, która ruszyła w ich kierunku.
Głośny trzask skutecznie sprawił, że śpiew Niszczyciela zamilkł. Lark powaliła kobietę na ziemię, wybijając ją z rytmu i pozbawiając przytomności. Atak z zaskoczenia wystarczył, by zasiać chaos w szeregach Niepoczytalnych. Trójka z nich znieruchomiała, nie wiedząc co ze sobą zrobić po tym jak rozkazy umilkły. Druga połowa z kolei wydała z siebie głośny wrzask w wyraźnej furii. Brawurowa akcja białowłosej niosła ze sobą olbrzymie konsekwencje.
Ataki padały na nią jeden po drugim, pozostawiając na ciele trzy głębokie rany, pozbawiając ją tym samym zdolności do dalszej akcji. W rezultacie Lark, choć skutecznie pozbyła się Alfy, sama legła obok niej na ziemi, drżąc w wyraźnych konwulsjach i walcząc o oddech. Te same postaci rzuciły się w stronę Słowika, Shane'a i Hailey, atakując z równie wielką zaciekłością. Ich ruchy były niezdarne, ale bez wątpienia nadal tak samo bolesne, gdy zasypywały ich gradem ciosów bez ładu i składu.
Niepoczytalny Alfa: unieruchomiony, wykona ruch dopiero w następnej turze.
Shane: średnie obrażenia (!) - w przypadku braku udzielonej pomocy w przeciągu pięciu postów, obrażenia pogłębią się do ran ciężkich. | -1 do użycia broni
Hailey: średnie obrażenia (!) - w przypadku braku udzielonej pomocy w przeciągu pięciu postów, obrażenia pogłębią się do ran ciężkich.
Słowik: średnie obrażenia (!) - w przypadku braku udzielonej pomocy w przeciągu pięciu postów, obrażenia pogłębią się do ran ciężkich. | -1 do użycia broni
Lark: ciężkie obrażenia (!), przy każdym ataku dodawany będzie rzut na utratę przytomności.
(!) - możecie spróbować uniknąć obrażeń/zmniejszyć ich obszerność za pomocą uniku, bądź umiejętności "uniki i parowanie ciosów". W przypadku uniku rezygnujecie z wykonania ataku.
Głośny trzask skutecznie sprawił, że śpiew Niszczyciela zamilkł. Lark powaliła kobietę na ziemię, wybijając ją z rytmu i pozbawiając przytomności. Atak z zaskoczenia wystarczył, by zasiać chaos w szeregach Niepoczytalnych. Trójka z nich znieruchomiała, nie wiedząc co ze sobą zrobić po tym jak rozkazy umilkły. Druga połowa z kolei wydała z siebie głośny wrzask w wyraźnej furii. Brawurowa akcja białowłosej niosła ze sobą olbrzymie konsekwencje.
Ataki padały na nią jeden po drugim, pozostawiając na ciele trzy głębokie rany, pozbawiając ją tym samym zdolności do dalszej akcji. W rezultacie Lark, choć skutecznie pozbyła się Alfy, sama legła obok niej na ziemi, drżąc w wyraźnych konwulsjach i walcząc o oddech. Te same postaci rzuciły się w stronę Słowika, Shane'a i Hailey, atakując z równie wielką zaciekłością. Ich ruchy były niezdarne, ale bez wątpienia nadal tak samo bolesne, gdy zasypywały ich gradem ciosów bez ładu i składu.
____________
Niepoczytalny Alfa: unieruchomiony, wykona ruch dopiero w następnej turze.
Shane: średnie obrażenia (!) - w przypadku braku udzielonej pomocy w przeciągu pięciu postów, obrażenia pogłębią się do ran ciężkich. | -1 do użycia broni
Hailey: średnie obrażenia (!) - w przypadku braku udzielonej pomocy w przeciągu pięciu postów, obrażenia pogłębią się do ran ciężkich.
Słowik: średnie obrażenia (!) - w przypadku braku udzielonej pomocy w przeciągu pięciu postów, obrażenia pogłębią się do ran ciężkich. | -1 do użycia broni
Lark: ciężkie obrażenia (!), przy każdym ataku dodawany będzie rzut na utratę przytomności.
(!) - możecie spróbować uniknąć obrażeń/zmniejszyć ich obszerność za pomocą uniku, bądź umiejętności "uniki i parowanie ciosów". W przypadku uniku rezygnujecie z wykonania ataku.
Czas na odpis: 20.04.2022; g. 23:59.
Wykonane rzuty kostką.
Wykonane rzuty kostką.
Bronie: Pistolet R-47 + ulepszenie (14/15); Glock FM81 (15/15); kij baseballowy + ulepszenie (15/15), granat hukowy (1/1), strzykawki z lekiem nasennym (2/2).
Umiejętności: Uniki i parowanie ciosów [54%], walka bronią białą i pochodnymi [25%], walka bronią palną [25%].
Umiejętności: Uniki i parowanie ciosów [54%], walka bronią białą i pochodnymi [25%], walka bronią palną [25%].
Ich sytuacja nie była zła.
Była tragiczna.
Skuteczne powalenie dziwnej kobiety ze strony Lark skończyło się zmasowanym atakiem ze strony Niepoczytalnych. Jego serce momentalnie stanęło. Z tej odległości nie był w stanie, w pełni ocenić jej stanu.
— Szlag, dlaczego są tacy szybcy? Hailey, spróbuj pomóc Lark! — przeklął głośno, widząc nadbiegających Niepoczytalnych. Ledwo udało mu się schować broń i zablokować atak jednego z nich*, zaraz głośno przeklinając. Kopnął jednego z atakujących, zaraz zwracając się w stronę Kassira.
— Rai! — rzucił mu zabezpieczony pistolet. Może mimo wszystko z bliska będzie dla niego bardziej przydatny niż kij. Sam sięgnął po przewieszonego na plecach shotguna, wyprowadzając strzał w kierunku stojących przed nimi postaci.
* - użycie 50% umiejętności uniki i parowanie ciosów.
Bronie: Glock FM81 (15/15)
Umiejętności: Manipulacja i Kłamstwo (25% - totalnie się przyda XD); Walka bronią białą i pochodnymi (25%); Uniki i Parowanie Ciosów (25%); Lecznictwo i Opatrywanie Ran (6%)
Umiejętności: Manipulacja i Kłamstwo (25% - totalnie się przyda XD); Walka bronią białą i pochodnymi (25%); Uniki i Parowanie Ciosów (25%); Lecznictwo i Opatrywanie Ran (6%)
- Co ty- OGARNIJ DUPĘ - wrzasnęła za Shanem. Co za absolutny idiota! Nie mógł chociaż na chwilę stanąć z tyłu i przeanalizować sytuacji? Albo nie wiem, rzucić butem? Chociaż, jak się okazało, ich niedawna herszt, która właśnie dotarła, była JESZCZE, CHOLERA, GŁUPSZA.
Nie zdążyła nawet do końca odetchnąć z ulgą, kiedy zobaczyła tę udaną akcję ze strony kobiety, urywając charakterystyczne: "fiu" kompletnie znikąd. Chyba jednak nie było tak dobrze, jak sądziła.
- LARK - zedrze sobie dzisiaj gardło. Posłała Słowikowi szybkie spojrzenie i kiwnęła głową. Zerwała się do przodu z zamiarem pobiegnięcia prosto do Lisicy, napotykając na drodze agresywne człombi. Na tyle na ile było to możliwe, postarała się po prostu wyminąć tego śmierdzącego śmiecia i pobiec dalej. Może przez tych kilka metrów sama się nie wykrwawi.
Jeśli jej się udało, to oczywiście dopadła do białowłosej, by ocenić chociaż wstępnie jej stan i szukać wzrokiem czegokolwiek, czego mogłaby teraz użyć do chociaż prowizorycznego opatrzenia. Jeśli nie to... cóż. Aua?
Bronie: Glock FM81 (15/15), Kij baseballowy (14/15), Apteczka II poziomu (3/3), Granat hukowy (1/1)
Umiejętności: Umiejętność personalizowana (elektryk) (5%), Walka wręcz (55%), Uniki i parowanie ciosów (25%), Walka Bronią Białą i Pochodnymi (25%)
Umiejętności: Umiejętność personalizowana (elektryk) (5%), Walka wręcz (55%), Uniki i parowanie ciosów (25%), Walka Bronią Białą i Pochodnymi (25%)
A było jednak grać w te FPSy.
Trafienie Niepoczytalnego kijem było zaskakująco trudne. Na tyle, że akurat jemu się nie udało. W dodatku sytuacja dookoła niego uświadamiała mu, że tym bardziej byli w głębo-, znaczy się tam, gdzie słońce nie dochodzi. Przeciwników było na oko dwa razy więcej niż ich samych. W dodatku nieprzyzwoicie bolała ich odpowiedź na te działania. Niewiele było mu potrzeba do wypuszczenia kija z dłoni i przyłożeniu Niepoczytalnemu w brzuch, zmuszając go do zniżenia twarzy na tyle, by dostał cios z kolana w nos, aż w końcu obalił go na nogi, dociskając nogą plecy do podłoża, by nie mógł wstać *. Wtedy do jego uszu dobiegł głos Słowika. Przekierował w jego stronę uwagę, momentalnie łapiąc otrzymaną nową broń. Kiwnął głową krótko na znak podziękowania, po czym odwrócił się w stronę powalonego przeciwnika.
Nie było chwili zawahania dla niego. Odbezpieczył broń i wycelował w głowę Niepoczytalnego, oddając strzał.
* WW - 25% - możliwość obezwładnienia pojedynczej wrogiej postaci na 1 post.
Bronie: 2x Granat Dymny (1), Wściekłe pięści węża, Apteczka II poziomu (3/3)
Umiejętności: WW 50%, UiPC 25%
Umiejętności: WW 50%, UiPC 25%
Popełniła błąd. Duży błąd jakby patrząc po tym co zaczęło się tutaj odpierdalać po tym jak uciszyła - nawet jeśli tylko na chwilę tą całą paniusię. Błąd w ocenie. Niepoczytalni może i wyglądali jak ludzie i faktycznie dawali jakieś tam znaki, że ta ludzkość gdzieś tam KIEDYŚ w nich była. Mimo wszystko nie reagowali na sytuację w sposób ludzki. Liczyła na to, że pozbawieni rozkazów chociaż na chwilę nie będą ogarniali sytuacji co da im jakąś przewagę i szansę na dodatkowy atak.
Otóż nie.
Ci działali bardziej jak zwierzęta. Widzieli cel - zaczynali atakować. To stawiało ją w bardzo, ależ to bardzo niekomfortowej sytuacji. Serio. Miała przejebane, dlatego też widząc nacierającą grupę jedynie co mogła zrobić to spróbować zblokować albo uniknąć nadchodzących ciosów usuwając się poza ich zasięg. O ile jeszcze miała na to czas. Gdyby tylko udało jej się zapewnić sobie chociaż chwilowe bezpieczeństwo, bądź zebrałaby wpierdol... sięgnęłaby po granat, odbezpieczyła i rzuciła pod nogi najbliższemu osobnikowi. Może to chociaż ich trochę rozkojarzy... a przynajmniej taką miała nadzieję by oddalić się od zagrożenia i dołączyć do nadchodzącego wsparcia. Obecnie nie miała nawet czasu by im odpowiedzieć, ale za chuja nie chciała ich aż tak zamartwiać. Głupio by było zginąć w takim miejscu.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach