▲▼
Kurwa mać, jak zimno, pomyślał gorzko, wciskając dłonie głębiej w kieszenie kurtki. Nie miał najmniejszej ochoty gdziekolwiek z nim iść, szczególnie przy takiej pogodzie; najchętniej zwyczajnie zamknąłby się w domu i przehibernował tam do wiosny, ale niestety z czegoś trzeba było żyć, więc kiedy Travitza zaproponował wyprawę w poszukiwaniu informacji, Cas zgodził się, choć niechętnie — i teraz szedł za nim, wyglądając, jakby nienawidził całego świata.
— Chuja tam zjedzą, wilka to ja tu mogę złapać co najwyżej — burknął, łypiąc na Pavla. Zastanawiał się, czy to rosyjskie pochodzenie dawało taką odporność na mróz, czy po prostu normalnie, jak człowiek, zaaplikował sobie dawkę tego czy owego przed wyjściem z domu. Ech, kurwa, takiemu to dobrze. Zanotował sobie z tyłu głowy, żeby spytać go przy okazji, czy korzysta z własnego towaru, a jeśli nie, to jakim cudem mu się to udaje.
Na gest Travitzy przystanął i wytężył wzrok.
— No widzę — powiedział, chociaż w gruncie rzeczy widział niewiele, tyle tylko, że ktoś tam był. — Taki masz sokoli wzrok, że stąd go poznajesz? — mruknął z powątpiewaniem. — Ale niech ci będzie. Rozumiem, że ja tym razem mam grać dobrego glinę? — Bo w to, że Pavlowi wcielenie się w rolę złego gliny przychodziło łatwo i przyjemnie, nie wątpił ani odrobinę.
TEREN WOLVES
Uliczki
TEREN BRONIONY PRZEZ 5 BONUSOWYCH NPC.
Uliczki Riverdale City dla kogoś, kto nigdy wcześniej nie zapuszczał się w owe rejony, mogą przypominać istny labirynt. Lawirują między budynkami w jednym miejscu, wprowadzając idące nimi osoby w inny rejon, a w kolejnym kończąc się wielką betonową ścianą. Jeśli nigdy wcześniej tędy nie przechodziłeś, uważaj, byś nie skończył w zupełnie innej części miasta, nie wiedząc jak wrócić do domu. Napotkani po drodze uprzejmi koledzy, którzy chętnie oferują wskazanie kierunku, znani są nie tylko z ogłuszania zagubionych kanarków, ale też porzucania ich w wannach wypełnionych lodem. Ci, którzy mieli szczęście, budzili się bez konkretnych organów, obolali, ale w całkiem niezłym stanie. Ci, którzy mieli go nieco mniej, za ostatni widok mieli obdrapane, pokryte graffiti mury.
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, wymagania do ich pokonania wzrastają dwukrotnie. Oznacza to, że do pokonania jednego Niepoczytalnego musicie wykonać jedną z poniższych akcji:
→ osiem udanych ataków wręcz;
→ cztery udane ataki z użyciem zakupionej broni białej;
→ dwa udane ataki z użyciem zakupionej broni palnej/granatu.
__________
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, wymagania do ich pokonania wzrastają dwukrotnie. Oznacza to, że do pokonania jednego Niepoczytalnego musicie wykonać jedną z poniższych akcji:
→ osiem udanych ataków wręcz;
→ cztery udane ataki z użyciem zakupionej broni białej;
→ dwa udane ataki z użyciem zakupionej broni palnej/granatu.
Uliczki Riverdale były dla Travitzy niczym szkolne korytarze dla pracującego tam ciecia – nie miały przed nim tajemnic. I nie jest to porównanie przypadkowe, ponieważ w przeszłości Rosjanin miał na koncie fuchę szkolnego ciecia. Zręcznie więc lawirował pomiędzy miejscami, w które lepiej się nie zapuszczać i tymi, które mogą okazać się w tym przypadku owocne.
Plan był prosty. Przyłapać jakiegoś małego ćpuna, najlepiej takiego, którego znał. Oni lubią wiedzieć za dużo i wylewnie dzielić się tymi informacjami, zwłaszcza jeśli przy okazji sprzeda się im wizję zniżki na następną działkę. Tak czy inaczej, musiał uważać kogo zaczepia, żeby przy okazji zakończyć tę przygodę z wszystkimi organami na miejscu i najlepiej bez złamania. Przynajmniej otwartego.
Co chwilę też obracał się, żeby sprawdzić, czy ta mała pierdoła nadal za nim lezie. Gdyby to od niego zależało, to nie zabierałby ze sobą Casa, ale nie mógł pominąć faktu, iż to od niego dostał cynk, że jest coś do ugrania. Poza tym lubił trzymać takie osoby po swojej stronie, nawet jeśli oznaczało to chwilową niedogodność.
– Chodź, chodź szybko, bo cię wilki zjedzą – rzucił zachęcająco i zarechotał głośno, naciągając kaptur na głowę.
Skręcił w prawo, w lewo, ominął drzewo i w pewnym momencie zatrzymał się na jednym ze skrzyżowań wąskich uliczek. Wyciągnął również rękę do tyłu, aby dać znak kompanowi, że teraz jest czas na naradę.
– Widzisz tego typka tam? – wskazał na jakiś siedzący cień, opierający się plecami o brudną ścianę. – Chyba go kojarzę. On może coś wiedzieć. Gotowy na przesłuchanie?
Poczęstował towarzysza widokiem zębów wyszczerzonych w drapieżnym uśmiechu. Trudno powiedzieć po co pytał, bo sam już podjął decyzje. Chyba po prostu chciał dać poczucie, że Cas ma tutaj jakąkolwiek siłę sprawczą.
Plan był prosty. Przyłapać jakiegoś małego ćpuna, najlepiej takiego, którego znał. Oni lubią wiedzieć za dużo i wylewnie dzielić się tymi informacjami, zwłaszcza jeśli przy okazji sprzeda się im wizję zniżki na następną działkę. Tak czy inaczej, musiał uważać kogo zaczepia, żeby przy okazji zakończyć tę przygodę z wszystkimi organami na miejscu i najlepiej bez złamania. Przynajmniej otwartego.
Co chwilę też obracał się, żeby sprawdzić, czy ta mała pierdoła nadal za nim lezie. Gdyby to od niego zależało, to nie zabierałby ze sobą Casa, ale nie mógł pominąć faktu, iż to od niego dostał cynk, że jest coś do ugrania. Poza tym lubił trzymać takie osoby po swojej stronie, nawet jeśli oznaczało to chwilową niedogodność.
– Chodź, chodź szybko, bo cię wilki zjedzą – rzucił zachęcająco i zarechotał głośno, naciągając kaptur na głowę.
Skręcił w prawo, w lewo, ominął drzewo i w pewnym momencie zatrzymał się na jednym ze skrzyżowań wąskich uliczek. Wyciągnął również rękę do tyłu, aby dać znak kompanowi, że teraz jest czas na naradę.
– Widzisz tego typka tam? – wskazał na jakiś siedzący cień, opierający się plecami o brudną ścianę. – Chyba go kojarzę. On może coś wiedzieć. Gotowy na przesłuchanie?
Poczęstował towarzysza widokiem zębów wyszczerzonych w drapieżnym uśmiechu. Trudno powiedzieć po co pytał, bo sam już podjął decyzje. Chyba po prostu chciał dać poczucie, że Cas ma tutaj jakąkolwiek siłę sprawczą.
[ ubiór ]
Kurwa mać, jak zimno, pomyślał gorzko, wciskając dłonie głębiej w kieszenie kurtki. Nie miał najmniejszej ochoty gdziekolwiek z nim iść, szczególnie przy takiej pogodzie; najchętniej zwyczajnie zamknąłby się w domu i przehibernował tam do wiosny, ale niestety z czegoś trzeba było żyć, więc kiedy Travitza zaproponował wyprawę w poszukiwaniu informacji, Cas zgodził się, choć niechętnie — i teraz szedł za nim, wyglądając, jakby nienawidził całego świata.
— Chuja tam zjedzą, wilka to ja tu mogę złapać co najwyżej — burknął, łypiąc na Pavla. Zastanawiał się, czy to rosyjskie pochodzenie dawało taką odporność na mróz, czy po prostu normalnie, jak człowiek, zaaplikował sobie dawkę tego czy owego przed wyjściem z domu. Ech, kurwa, takiemu to dobrze. Zanotował sobie z tyłu głowy, żeby spytać go przy okazji, czy korzysta z własnego towaru, a jeśli nie, to jakim cudem mu się to udaje.
Na gest Travitzy przystanął i wytężył wzrok.
— No widzę — powiedział, chociaż w gruncie rzeczy widział niewiele, tyle tylko, że ktoś tam był. — Taki masz sokoli wzrok, że stąd go poznajesz? — mruknął z powątpiewaniem. — Ale niech ci będzie. Rozumiem, że ja tym razem mam grać dobrego glinę? — Bo w to, że Pavlowi wcielenie się w rolę złego gliny przychodziło łatwo i przyjemnie, nie wątpił ani odrobinę.
Travitza przystanął na chwilę, żeby się zastanowić. No bo faktycznie, niewiele było stąd widać, a każdy jeden ćpun mógł tak wyglądać. Wzruszył ramionami. Najwyżej pomęczą nieznanego im ziomka, który może akurat ma jakieś informacje.
– Jebać – oznajmił dziarsko Smuggler. – Graj sobie tam kogo chcesz. Jeśli to będzie zwykły ćpun, tak jak myślę, to pewnie sam będzie chciał wszystko wyśpiewać.
Po tych słowach ruszył pewnym krokiem w kierunku człowieka siedzącego pod ścianą. Po drodze wyciągnął papierosa i go zapalił. Kiedy dotarł na miejsce, przykucnął przy delikwencie.
– Dzień dobry, Panie Wilczur – zwrócił się do siedzącego, bo jeśli to był człowiek, o którym myślał, to właśnie takim pseudonimem się posługiwał. Będzie zabawnie, jeśli odpowie, że on wcale nie jest pan Wilczur. – Przychodzę tutaj po ciekawości. Widzisz, doszły nas słuchy, że ostatnio jakiś straszny raban się odjebał w zakładzie karnym, a my jesteśmy z natury bardzo ciekawscy. Może ty nam powiesz, czemu pieski biegają po mieście jak księża na zlocie ministrantów?
Wyszczerzył się przy tych słowach niezbyt przyjacielsko, chcąc jasno zasugerować, że w tym konkretnym wypadku, nawet jeśli nie trafili na Pana Wilczura, to pomoc byłaby wskazana.
– Jebać – oznajmił dziarsko Smuggler. – Graj sobie tam kogo chcesz. Jeśli to będzie zwykły ćpun, tak jak myślę, to pewnie sam będzie chciał wszystko wyśpiewać.
Po tych słowach ruszył pewnym krokiem w kierunku człowieka siedzącego pod ścianą. Po drodze wyciągnął papierosa i go zapalił. Kiedy dotarł na miejsce, przykucnął przy delikwencie.
– Dzień dobry, Panie Wilczur – zwrócił się do siedzącego, bo jeśli to był człowiek, o którym myślał, to właśnie takim pseudonimem się posługiwał. Będzie zabawnie, jeśli odpowie, że on wcale nie jest pan Wilczur. – Przychodzę tutaj po ciekawości. Widzisz, doszły nas słuchy, że ostatnio jakiś straszny raban się odjebał w zakładzie karnym, a my jesteśmy z natury bardzo ciekawscy. Może ty nam powiesz, czemu pieski biegają po mieście jak księża na zlocie ministrantów?
Wyszczerzył się przy tych słowach niezbyt przyjacielsko, chcąc jasno zasugerować, że w tym konkretnym wypadku, nawet jeśli nie trafili na Pana Wilczura, to pomoc byłaby wskazana.
The member 'Pavel 'Smuggler' Travitza' has done the following action : Dices roll
'Kostka MG' :
'Kostka MG' :
Ingerencja Mistrza Gry
Aktywni NPC: Pan Wilczur (informator)
Pan Wilczur nie wyglądał na w pełni zachwyconego, że ktoś postanowił przerwać jego dzisiejsze kontemplacje. Miejsce, w którym się znajdywali bez wątpienia nie wskazywało w końcu na poszukiwaczy towarzystwa. Raczej tych, dla których byle melina była doskonałym sposobem na ucieczkę od społeczeństwa. Z nim nie było inaczej. Wystarczyło jednak, by podniósł głowę, a wszelkie wątpliwości co do jego tożsamości rozwiały się momentalnie. Wytatuowany na gardle wilk mówił w końcu sam za siebie.
Nie zadawał żadnych durnych pytań typu "Skąd macie pewność, że cokolwiek wiem", nie wymigiwał się też od bycia sobą. Nie zbywał ich, ale nie wyglądał też jakoś szczególnie zachęcająco, gdy ściągał brwi, zakładając ręce na klatce piersiowej.
— Może wam powiem, ale co będę z tego miał? Chyba nie sądzicie, że handluję informacjami za darmo. Mamy trudne czasy, człowiek musi mieć za co jeść — ciemne oczy wyraźnie rozbłysły, gdy przeniósł spojrzenie na Casa, wyraźnie szukając u nich jakichkolwiek wskazówek na to, że faktycznie ma do czynienia z kimś, z kim będzie mógł ubić interes.
— Coś za coś, kasa albo inna równie wartościowa informacja.
Nie zadawał żadnych durnych pytań typu "Skąd macie pewność, że cokolwiek wiem", nie wymigiwał się też od bycia sobą. Nie zbywał ich, ale nie wyglądał też jakoś szczególnie zachęcająco, gdy ściągał brwi, zakładając ręce na klatce piersiowej.
— Może wam powiem, ale co będę z tego miał? Chyba nie sądzicie, że handluję informacjami za darmo. Mamy trudne czasy, człowiek musi mieć za co jeść — ciemne oczy wyraźnie rozbłysły, gdy przeniósł spojrzenie na Casa, wyraźnie szukając u nich jakichkolwiek wskazówek na to, że faktycznie ma do czynienia z kimś, z kim będzie mógł ubić interes.
— Coś za coś, kasa albo inna równie wartościowa informacja.
Sam często posługiwał się tym argumentem, ale niespecjalnie lubił go słyszeć, oj nie. Spojrzał na Wilczura wzrokiem pełnym dezaprobaty, ale bez protestów wyłuskał z wewnętrznej kieszeni kurtki sfatygowany skórzany portfel. Zacisnął na nim palce, nie otwierając go jeszcze, za to trzymając mocno, na wypadek gdyby ich potencjalnemu informatorowi przyszło do głowy spróbować szczęścia.
— Ile? — spytał rzeczowo. Oczywiście zamierzał się targować, i oczywiście planował później odzyskać od Travitzy co najmniej połowę wydanej sumy, na to jednak miał jeszcze przyjść czas.
— Ile? — spytał rzeczowo. Oczywiście zamierzał się targować, i oczywiście planował później odzyskać od Travitzy co najmniej połowę wydanej sumy, na to jednak miał jeszcze przyjść czas.
Travitza właśnie zaciskał pięść, aby powiedzieć, że może informatorowi uda się zachować wszystkie zęby i to całkiem dobra cena za tę wiadomość, wtedy jednak, ku jego zaskoczeniu, Cas wyciągnął portfel. Cóż, nie da się ukryć, że ich sposoby pozyskiwania informacji nieco różniły się od siebie. Może to i lepiej? Nie na wszystkich działa to samo. Po namyśle zdecydował się nie reagować. Przecież i tak Pan Wilczur, nawet jeśli dostanie od nich kasę, to później zostawi ją u nich, bo od kogo weźmie towar? Uspokoił się więc nieco, chociaż po chwili znowu napiął.
– Tylko nie przeginaj – zgrzytnął, obserwując uważnie Pana Wilczura, gdyby akurat zachciało mu się krzyknąć jakąś bajońską sumkę. Miliarderami byli tylko w planach, a jeśli będą rozpieprzać za dużo kasy na takie śmieci, to prawdopodobnie szybo nimi nie zostaną w rzeczywistości.
– Tylko nie przeginaj – zgrzytnął, obserwując uważnie Pana Wilczura, gdyby akurat zachciało mu się krzyknąć jakąś bajońską sumkę. Miliarderami byli tylko w planach, a jeśli będą rozpieprzać za dużo kasy na takie śmieci, to prawdopodobnie szybo nimi nie zostaną w rzeczywistości.
Ingerencja Mistrza Gry
Aktywni NPC: Pan Wilczur (informator)
Już samo pojawienie się portfela wyraźnie zwiększyło ożywienie Wilczura. Przestąpił z nogi na nogę i wyprostował się, robiąc nieznaczny krok w ich stronę. Zaraz się jednak wycofał, słysząc komentarz Smugglera i obrócił kilka razy głowę to w jedną, to w drugą stronę cmokając cicho pod nosem.
Aż w końcu uniósł dłonie w obronnym geście.
— Z kolegów nie zdzieram. Ale to ważna informacja. Psy nie chcą jej póki co wypuścić do wiedzy publicznej, by nie wzbudzać paniki. Pięćdziesiąt dolców i będzie wasza — wyciągnął rękę, wpatrując się w nich intensywnie. Nie wyglądał na kogoś, kto zejdzie z ceny, ale też nie był kimś kto nagle zacząłby ją podwyższać. Wyliczył już swoje, teraz ruch należał do nich. Mogli mu zapłacić, albo mogli sobie odpuścić i poszukać informacji gdzie indziej.
— Jest tego warta — dodał jeszcze, zupełnie jakby chciał ich przekonać do tego, że inwestując akurat w niego, niczego nie pożałują. Nic dziwnego, w końcu informatorzy tylko w ten sposób mogli zarobić na życie. Handlując tym co usłyszeli.
Aż w końcu uniósł dłonie w obronnym geście.
— Z kolegów nie zdzieram. Ale to ważna informacja. Psy nie chcą jej póki co wypuścić do wiedzy publicznej, by nie wzbudzać paniki. Pięćdziesiąt dolców i będzie wasza — wyciągnął rękę, wpatrując się w nich intensywnie. Nie wyglądał na kogoś, kto zejdzie z ceny, ale też nie był kimś kto nagle zacząłby ją podwyższać. Wyliczył już swoje, teraz ruch należał do nich. Mogli mu zapłacić, albo mogli sobie odpuścić i poszukać informacji gdzie indziej.
— Jest tego warta — dodał jeszcze, zupełnie jakby chciał ich przekonać do tego, że inwestując akurat w niego, niczego nie pożałują. Nic dziwnego, w końcu informatorzy tylko w ten sposób mogli zarobić na życie. Handlując tym co usłyszeli.
Travitza zmarszczył brwi, słuchając Pana Wilczura. Przecież musiał zdawać sobie sprawę, że jeśli ściemniał, to co najwyżej oberwie po mordzie i jeszcze zabiorą mu kasę, zakładając, że cokolwiek przy sobie posiadał. A jeśli to faktycznie była informacja, której psy nie chciały wypuścić publicznie, to oznaczało, że jest warta o wiele więcej, niż 50 dolców.
Rosjanin zerknął na Casa, a potem sięgnął do własnej kieszeni, z której wyciągnął kilka banknotów. Wygrzebał z nich równe 25 dolarów i położył na wyciągniętej dłoni informatora, czując się, jakby dawał na tacę w kościele. Dawno nie był w kościele.
– Robi się ciekawie – powiedział tylko, sięgając do drugiej kieszeni i wyciągając z niej paczkę papierosów, a potem zapalniczkę. W oczekiwaniu, aż Cas uiści drugą część ich opłaty, zapalił i wypuścił w świat chmurę siwego dymu.
Robiło się naprawdę ciekawie.
Rosjanin zerknął na Casa, a potem sięgnął do własnej kieszeni, z której wyciągnął kilka banknotów. Wygrzebał z nich równe 25 dolarów i położył na wyciągniętej dłoni informatora, czując się, jakby dawał na tacę w kościele. Dawno nie był w kościele.
– Robi się ciekawie – powiedział tylko, sięgając do drugiej kieszeni i wyciągając z niej paczkę papierosów, a potem zapalniczkę. W oczekiwaniu, aż Cas uiści drugą część ich opłaty, zapalił i wypuścił w świat chmurę siwego dymu.
Robiło się naprawdę ciekawie.
— Ja pierdolę, czy wy myślicie, że jestem zrobiony z pieniędzy? — burknął retorycznie, wygrzebując z portfela dwie pogniecione dychy i garść drobnych. Wręczył je Panu Wilczurowi, westchnął rozdzierająco, jakby właśnie odebrano mu rodzone dzieci, a nie równowartość butelki przyzwoitej wódki, i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
— Gadaj, zanim zamarznę. — Łypnął na Travitzę, przez chwilę jakby się zastanawiając. — A ty daj lepiej szluga. I ognia.
— Gadaj, zanim zamarznę. — Łypnął na Travitzę, przez chwilę jakby się zastanawiając. — A ty daj lepiej szluga. I ognia.
Ingerencja Mistrza Gry
Aktywni NPC: Pan Wilczur (informator)
Pan Wilczur zgarnął banknoty, momentalnie chowając je do wewnętrznej kieszeni kurtki. Mądry ruch. W końcu wyrwanie ich z zewnętrznej części byłoby wręcz dziecinnie proste. Nie żeby wewnętrzna kieszeń miała mocno pomóc jeśli zdecydowaliby się na obicie mu ryja. Odkaszlnął krótko w kieszeń, nim przysunął się do nich nieznacznie rozglądając wokół.
— Dobra słuchajcie. Co prawda tych największych tajemnic strzegą kurwa jak psia matka własnych szczeniąt, ale tyle wiem. Z zakładu karnego spierdolił im jakiś psychol. I wiecie, nie mam na myśli kieszonkowca. Totalny, absolutny pokurw — wyrzucił z siebie przyciszonym tonem, rozglądając się szybko na boki.
— Na razie jeszcze nie zaatakował, dlatego starają się wyciszyć całą sprawę i złapać go dopóki czegoś nie odpierdoli. Tak czy inaczej zwiększyli patrole i robią wszystko by go dorwać. A przynajmniej powinni. Z moich źródeł wiem, że wszystko idzie im dość żałośnie. Wilki są w totalnej kurwa rozsypce. Żałosna banda pedałów i oni chcą bronić naszego miasta — splunął w bok z wyraźnym obrzydzeniem, zaraz drapiąc się po nosie. Mimo swojego pseudonimu - który równie dobrze mógł być prześmiewczym żartem - jak widać nie pałał do policji zbyt wielką miłością.
— Nie wiem jak wygląda, ale podobno to bestia. Typ rozerwie cię na strzępy jednym kurwa ruchem. Khhhh — wykonał ruch rękami, imitując tym samym faktyczne rozrywanie czegoś na pół, nim potrząsnął głową i wycofał się w tył — lepiej nie poruszajcie się teraz bez jakiejś broni. Dobrze wam radzę.
— Dobra słuchajcie. Co prawda tych największych tajemnic strzegą kurwa jak psia matka własnych szczeniąt, ale tyle wiem. Z zakładu karnego spierdolił im jakiś psychol. I wiecie, nie mam na myśli kieszonkowca. Totalny, absolutny pokurw — wyrzucił z siebie przyciszonym tonem, rozglądając się szybko na boki.
— Na razie jeszcze nie zaatakował, dlatego starają się wyciszyć całą sprawę i złapać go dopóki czegoś nie odpierdoli. Tak czy inaczej zwiększyli patrole i robią wszystko by go dorwać. A przynajmniej powinni. Z moich źródeł wiem, że wszystko idzie im dość żałośnie. Wilki są w totalnej kurwa rozsypce. Żałosna banda pedałów i oni chcą bronić naszego miasta — splunął w bok z wyraźnym obrzydzeniem, zaraz drapiąc się po nosie. Mimo swojego pseudonimu - który równie dobrze mógł być prześmiewczym żartem - jak widać nie pałał do policji zbyt wielką miłością.
— Nie wiem jak wygląda, ale podobno to bestia. Typ rozerwie cię na strzępy jednym kurwa ruchem. Khhhh — wykonał ruch rękami, imitując tym samym faktyczne rozrywanie czegoś na pół, nim potrząsnął głową i wycofał się w tył — lepiej nie poruszajcie się teraz bez jakiejś broni. Dobrze wam radzę.
Travitza grzecznie wyciągnął paczkę papierosów w kierunku Casa, a potem podsunął mu ogień. I bardzo dobrze zrobił, bo przekazana im wiadomość wymagała jakiegoś wspomagacza. Może fajki nie koiły szczególnie mocno, tak jak chociażby alkohol, ale zawsze było to coś.
Rosjanin potrzebował chwili, żeby przetrawić otrzymaną informację. Poznał w swoim życiu kilku pokurwów, ale chyba nigdy aż takiego, żeby mógł to do czegoś porównać. Z której by strony nie patrzył na tę sytuację, to była ona zła. Nie tylko szkodziło to interesom, ale także zagrażało jego życiu. A on miał jeszcze za dużo rzeczy do zrobienia, żeby żegnać się z tym padołem łez.
– Kurwa - podsumował swoje przemyślenia, nawet nie patrząc na Wilczura. Wreszcie jednak się na nim skupił. – Dobra, dzięki Wilczur. Trzymaj się w zdrowiu, a jakbyś czegoś potrzebował, to wiesz gdzie nas szukać.
W końcu jakoś musimy odrobić te 50$, które ci daliśmy.
Spojrzał na Casa.
– Chodź, spierdalamy stąd – mruknął, po czym odwrócił się i ruszył w kierunku, z którego przyszli.
Bezrefleksyjnie zaciągał się papierosem i zastanawiał nad tym, co miałby teraz zrobić. I najgorsze, że wychodziło mi, że w sumie to niewiele może. Najwyżej sprzedać to jakiemuś dziennikarzowi. Jak to jednak poprawia jego sytuację? No kurwa nijak.
Rosjanin potrzebował chwili, żeby przetrawić otrzymaną informację. Poznał w swoim życiu kilku pokurwów, ale chyba nigdy aż takiego, żeby mógł to do czegoś porównać. Z której by strony nie patrzył na tę sytuację, to była ona zła. Nie tylko szkodziło to interesom, ale także zagrażało jego życiu. A on miał jeszcze za dużo rzeczy do zrobienia, żeby żegnać się z tym padołem łez.
– Kurwa - podsumował swoje przemyślenia, nawet nie patrząc na Wilczura. Wreszcie jednak się na nim skupił. – Dobra, dzięki Wilczur. Trzymaj się w zdrowiu, a jakbyś czegoś potrzebował, to wiesz gdzie nas szukać.
W końcu jakoś musimy odrobić te 50$, które ci daliśmy.
Spojrzał na Casa.
– Chodź, spierdalamy stąd – mruknął, po czym odwrócił się i ruszył w kierunku, z którego przyszli.
Bezrefleksyjnie zaciągał się papierosem i zastanawiał nad tym, co miałby teraz zrobić. I najgorsze, że wychodziło mi, że w sumie to niewiele może. Najwyżej sprzedać to jakiemuś dziennikarzowi. Jak to jednak poprawia jego sytuację? No kurwa nijak.
Jak na tę porę roku i jej dotychczasowe doświadczenie Kiana musiała przyznać, że dzisiejszy dzień można było zaliczyć do najcieplejszych odkąd pojawiła się w tym mieście. Nadal było zimno rzecz jasna, ale przynajmniej nie martwiła się, że jej dłonie i stopy zamienią się w sople.
Mijając mocno oświetlony neon Kiana zatrzymała się w pół kroku i spojrzała przez ogromne okna ku wnętrzu lokalu.
Salon urody wyglądał naprawdę zachęcająco. Ktokolwiek czuwał nad wystrojem wykonał kawał dobrej roboty. Brak tłumu w środku był tylko dodatkowym atutem.
Ile to już lat minęło odkąd Kiana oddała się w ręce profesjonalistów? Ostatnimi czasy sama podcinała włosy czy zajmowała się swoimi paznokciami. Nie, że było przy nich jakoś wiele roboty. Schludne, krótkie, czasami pociągnięte czarnym lub bordowym lakierem. Nic szczególnego, a zarazem prezentowały się elegancko.
Gdyby nie specyfika jej pracy pewnie byłaby stałą klientką owych przybytków. Jednak notoryczny brak czasu jak i dużo innych powodów zwyczajnie przeważało nad poświęceniem chociażby godziny na wizytę w takim miejscu.
A może by tak..., dziewczyna pokręciła głową i z ciężkim westchnieniem zaczęła ruszać przed siebie.
Jednak po chwili ponownie się zatrzymała i odwróciła w stronę lokalu. Zachowywała się irracjonalnie. Przecież nie może do końca życia unikać miejsc takich jak to. Była w końcu gliną. Zimną, wyrachowaną suką jak nazywała ją większość ludzi. A tu proszę, jedno spojrzenie do wnętrza salonu urody i przechodziły ją ciarki.
Prostując plecy i unosząc podbródek dumnie ku górze, Kiana pewnym krokiem podeszła do drzwi, chwyciła za klamkę i bez wahania weszła do środka. Kiedy mijała próg po całym miejscu rozszedł się charakterystyczny dźwięk dzwonka.
"Dzień dobry, czy można u was podciąć włosy?" rzuciła w przestrzeń nie wiedząc do kogo dokładnie powinna się zwrócić.
Mijając mocno oświetlony neon Kiana zatrzymała się w pół kroku i spojrzała przez ogromne okna ku wnętrzu lokalu.
Salon urody wyglądał naprawdę zachęcająco. Ktokolwiek czuwał nad wystrojem wykonał kawał dobrej roboty. Brak tłumu w środku był tylko dodatkowym atutem.
Ile to już lat minęło odkąd Kiana oddała się w ręce profesjonalistów? Ostatnimi czasy sama podcinała włosy czy zajmowała się swoimi paznokciami. Nie, że było przy nich jakoś wiele roboty. Schludne, krótkie, czasami pociągnięte czarnym lub bordowym lakierem. Nic szczególnego, a zarazem prezentowały się elegancko.
Gdyby nie specyfika jej pracy pewnie byłaby stałą klientką owych przybytków. Jednak notoryczny brak czasu jak i dużo innych powodów zwyczajnie przeważało nad poświęceniem chociażby godziny na wizytę w takim miejscu.
A może by tak..., dziewczyna pokręciła głową i z ciężkim westchnieniem zaczęła ruszać przed siebie.
Jednak po chwili ponownie się zatrzymała i odwróciła w stronę lokalu. Zachowywała się irracjonalnie. Przecież nie może do końca życia unikać miejsc takich jak to. Była w końcu gliną. Zimną, wyrachowaną suką jak nazywała ją większość ludzi. A tu proszę, jedno spojrzenie do wnętrza salonu urody i przechodziły ją ciarki.
Prostując plecy i unosząc podbródek dumnie ku górze, Kiana pewnym krokiem podeszła do drzwi, chwyciła za klamkę i bez wahania weszła do środka. Kiedy mijała próg po całym miejscu rozszedł się charakterystyczny dźwięk dzwonka.
"Dzień dobry, czy można u was podciąć włosy?" rzuciła w przestrzeń nie wiedząc do kogo dokładnie powinna się zwrócić.
Podziękował Travitzy mruknięciem i zaciągnął się głęboko, po czym wypuścił dym nosem i wsłuchał się w słowa Wilczura.
— Totalny, absolutny pokurw — powtórzył zamyślonym głosem. — I psy trzymają to w tajemnicy? Co za kurwy nieużyte. I powiedz mi, Smuggler, za co my im kurwa płacimy, hę? — spytał retorycznie i strzepnął popiół na chodnik. — Płacę, kurwa, podatki, jak uczciwy obywatel, a oni sobie z jednym typem nie są w stanie poradzić. Pierdolę taki biznes, od dzisiaj noszę klamkę przy sobie. — Spojrzał na Pana Wilczura i westchnął. — No, dzięki. Nie daj sobie łba urwać. — Kiwnął mu głową na pożegnanie i ruszył żwawo za Travitzą.
Szedł przez chwilę w milczeniu, najwyraźniej zastanawiając się nad czymś, szybko jednak przerwał ciszę między nimi.
— Jest taki dziennikarz — zaczął, jednocześnie kiepując błyskawicznie spalonego papierosa na ścianie i zaraz potem pstryknięciem palców posyłając go w małą kupkę brudnych resztek śniegu. — Kręci się po mieście z jakimiś zjebanymi psami, w sensie dosłownie psami, nie policją, i skupuje takie ciekawostki. Scutt się nazywa, czy jakoś podobnie. Idź ty kurwa wolniej, bo nie nadążam, nie wszyscy mają takie długie nogi jak ty, bucu jeden. Co to ja… A tak. Jak mi się gdzieś rzuci w oczy ten typ, to albo dam ci znać, żebyśmy się z nim obaj spotkali, albo opchnę mu to, co wiemy, i podzielimy się na pół. — Pociągnął wilgotno nosem i skrzywił się. — Jak się od tego przeziębię, to mnie chuj strzeli.
zt x2
— Totalny, absolutny pokurw — powtórzył zamyślonym głosem. — I psy trzymają to w tajemnicy? Co za kurwy nieużyte. I powiedz mi, Smuggler, za co my im kurwa płacimy, hę? — spytał retorycznie i strzepnął popiół na chodnik. — Płacę, kurwa, podatki, jak uczciwy obywatel, a oni sobie z jednym typem nie są w stanie poradzić. Pierdolę taki biznes, od dzisiaj noszę klamkę przy sobie. — Spojrzał na Pana Wilczura i westchnął. — No, dzięki. Nie daj sobie łba urwać. — Kiwnął mu głową na pożegnanie i ruszył żwawo za Travitzą.
Szedł przez chwilę w milczeniu, najwyraźniej zastanawiając się nad czymś, szybko jednak przerwał ciszę między nimi.
— Jest taki dziennikarz — zaczął, jednocześnie kiepując błyskawicznie spalonego papierosa na ścianie i zaraz potem pstryknięciem palców posyłając go w małą kupkę brudnych resztek śniegu. — Kręci się po mieście z jakimiś zjebanymi psami, w sensie dosłownie psami, nie policją, i skupuje takie ciekawostki. Scutt się nazywa, czy jakoś podobnie. Idź ty kurwa wolniej, bo nie nadążam, nie wszyscy mają takie długie nogi jak ty, bucu jeden. Co to ja… A tak. Jak mi się gdzieś rzuci w oczy ten typ, to albo dam ci znać, żebyśmy się z nim obaj spotkali, albo opchnę mu to, co wiemy, i podzielimy się na pół. — Pociągnął wilgotno nosem i skrzywił się. — Jak się od tego przeziębię, to mnie chuj strzeli.
zt x2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach