▲▼
First topic message reminder :
TEREN WOLVES
Odnowione G.V. ZOO
SIEDZIBA GŁÓWNA WOLVES.
TEREN BRONIONY PRZEZ 5 BONUSOWYCH NPC.
TEREN BRONIONY PRZEZ 5 BONUSOWYCH NPC.
Szyld ze starą nazwą zniknął, zastąpiony przez całkowicie nowy, będący również symbolem zmiany i odnowy. Mieszkańcy Riverdale City już nie odwracają oczu na widok „Greater Vancouver Zoo", a teren stał się nie tylko siedzibą Wolves, ale i chętnie odwiedzanym przez rodziny miejscem. Doprowadzono do porządku ponad pięćdziesiąt hektarów, zarówno dzięki pracy członków gangu, jak i wsparciu obywateli. W głębi parku dwa budynki oficjalnie stały się siedzibą Wolves, a dostęp do nich mają tylko przynależące do nich osoby. A jednak, mimo odcięcia ich dla zwiedzających, zoo i tak wydaje się kuszącą opcją dla osób, które pragną spędzić przyjemnie czas podczas spaceru i nie obawiać się o przypadkowe napotkanie pozostawionego bez życia ciała. Nie tylko obecność Wolves dająca poczucie bezpieczeństwa przyciąga mieszkańców miasta. Towarzystwo dzikich zwierząt w postaci lisów, wilków, niedźwiedzi i wielkich łosi bez wątpienia stanowi atrakcje dla osób tęskniących za namiastką w pełni wyposażonego zoo. Oczywiście zadbano o to, aby odwiedzający nie zostali głównym pożywieniem zwierząt, oddzielając je poza zasięg ludzkich rąk. Dodatkowo regularnie dba się o zachowanie porządku, dlatego nie raz można się natknąć na osobę zamiatającą liście lub wykonującą drobne naprawy i prace poprawkowe. Za pomocą napisów i znaków wyznaczono strefę dostępną wyłącznie dla Wolves. Niedostosowanie się do wyznaczonej granicy może skutkować mniej lub bardziej nieprzyjemną konfrontacją z członkiem gangu. W końcu pozwolenie na wykorzystanie przez postronnych terenu zoo jako parku nie oznacza zezwolenia na niedostosowanie się do zasad tego miejsca.
Efekt terenu: Odnowione G.V. ZOO po zostaniu oficjalną siedzibą Wilków stało się najczęściej odwiedzanym miejscem w dystrykcie A. To właśnie tu najłatwiej spotkać wszystkich ludzi popierających ich działania, szukających jakiegokolwiek sposobu na okazanie im swojej wdzięczności czy adoracji, ale też po prostu szukających ochrony. W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych gracze, którzy mają minimum dwóch wykupionych NPC zyskują możliwość użycia obu dodatkowych postaci w walce.
__________
Efekt terenu: Odnowione G.V. ZOO po zostaniu oficjalną siedzibą Wilków stało się najczęściej odwiedzanym miejscem w dystrykcie A. To właśnie tu najłatwiej spotkać wszystkich ludzi popierających ich działania, szukających jakiegokolwiek sposobu na okazanie im swojej wdzięczności czy adoracji, ale też po prostu szukających ochrony. W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych gracze, którzy mają minimum dwóch wykupionych NPC zyskują możliwość użycia obu dodatkowych postaci w walce.
- Poprzedni stan miejsca:
- Szyld ze starą nazwą zdaje się bardziej straszyć niż przyciągać zainteresowanych. Ponad pięćdziesiąt hektarów tworzyło niegdyś największe Zoo na terenie nie tylko miasta, ale i prowincji. Korzenie "Greater Vancouver Zoo" w istocie sięgają Aldergrove. Obydwa ogrody zoologiczne nawiązały ze sobą współpracę, wspomagając się finansowo czy konsultując ze sobą wszelki transport zwierząt. Aktualnie teren jest prawie całkiem opustoszały i zdecydowanie nie robi za atrakcję turystyczną dla dorosłych oraz dzieci. Niemal wszystkie zwierzęta zostały wywiezione, bądź zabite na skutek strzelanin. Niewielu śmiałków decyduje się na wkradnięcie na teren zoo, obawiając się ataku zwierząt, które przejęły nad nim kontrolę. Dzikie lisy, psy czy bezdomne koty to nie jedyni lokatorzy. Schronienie tu odnalazły także wilki, niedźwiedzie czy wielkie łosie. Niektórzy mieszkańcy opowiadają pomiędzy sobą, że w jednej z klatek nadal urzęduje jeden z porzuconych tygrysów, teoria ta nie została jednak jak na razie potwierdzona. Nikt szczególnie nie garnie się, by to sprawdzić.
Zatrzymała się przed bramą trzymając w jednej dłoni kubek z kawą, a w drugiej telefon komórkowy. Zrobiła parę zdjęć, głównie bramy i ogrodzenia, a następnie schowała go do kieszeni spodni i zaczekała aż pewna marchewa do niej dołączy.
„Przydałby się tu jakiś monitoring i zamek elektryczny by nikt nieproszony nam nie łaził pod nosem,” powiedziała niemal do siebie, ale na tyle głośno by towarzyszący jej chłopak usłyszał każde jej słowo. Oczywiście to wszystko kosztowało, a z funduszami było u nich póki co krucho. To była kolejna rzecz nad którą musieli się pochylić. Skąd pozyskać stały dochód. Może powinni poszukać jakiegoś sponsora? Zaszantażować jakiegoś polityka?
„Ej, znasz może jakiegoś dobrego hakera?” Tym razem odwróciła się w poszukiwaniu partnera, upijając nieco kawy. Wspomniany haker nie tylko mógłby im pomóc znaleźć jakieś brudy na pewne osobistości, ale także odnaleźć tego, kto stał za atakami na mieście. A być może również niedoszłego bombowca.
„Na sam remont bramy i ogrodzenia pewnie pójdzie sporo hajsu,” podrapała się po czubku głowy i zmarszczyła brwi w niezadowoleniu. „Dobra, chodźmy dalej. Na planach jakie znalazłam w sieci widziałam, że mamy kilka budynków do ogarnięcia. Dobrze będzie wybrać jeden, z którego zrobimy siedzibę, a inny przeznaczymy na magazyn,” zrobiła dwa kroki przed siebie i zatrzymała się, oglądając się przez ramię. „Och, i nie krępuj się. Masz uwagi, wal śmiało,” w końcu to było ich miejsce. I jak dla niej to każdy wilk miał tu prawo głosu i jeśli chciał wnieść coś od siebie droga wolna.
„Przydałby się tu jakiś monitoring i zamek elektryczny by nikt nieproszony nam nie łaził pod nosem,” powiedziała niemal do siebie, ale na tyle głośno by towarzyszący jej chłopak usłyszał każde jej słowo. Oczywiście to wszystko kosztowało, a z funduszami było u nich póki co krucho. To była kolejna rzecz nad którą musieli się pochylić. Skąd pozyskać stały dochód. Może powinni poszukać jakiegoś sponsora? Zaszantażować jakiegoś polityka?
„Ej, znasz może jakiegoś dobrego hakera?” Tym razem odwróciła się w poszukiwaniu partnera, upijając nieco kawy. Wspomniany haker nie tylko mógłby im pomóc znaleźć jakieś brudy na pewne osobistości, ale także odnaleźć tego, kto stał za atakami na mieście. A być może również niedoszłego bombowca.
„Na sam remont bramy i ogrodzenia pewnie pójdzie sporo hajsu,” podrapała się po czubku głowy i zmarszczyła brwi w niezadowoleniu. „Dobra, chodźmy dalej. Na planach jakie znalazłam w sieci widziałam, że mamy kilka budynków do ogarnięcia. Dobrze będzie wybrać jeden, z którego zrobimy siedzibę, a inny przeznaczymy na magazyn,” zrobiła dwa kroki przed siebie i zatrzymała się, oglądając się przez ramię. „Och, i nie krępuj się. Masz uwagi, wal śmiało,” w końcu to było ich miejsce. I jak dla niej to każdy wilk miał tu prawo głosu i jeśli chciał wnieść coś od siebie droga wolna.
Punktualność jego domeną, od wieków na wieki.
— Pytanie czy w tym momencie nas na to stać — mruknął rozglądając się na boki. Teren zoo jakby nie patrzeć był olbrzymi. I tak wątpliwe, by mieli zagospodarować cały, skoro przejście go od A do Z zajęłoby im zbyt wiele czasu. Zatrzymał się na chwilę wyraźnie nad czymś myśląc, nim potarł kark z krótkim ziewnięciem.
— Dobrze by było na start ustalić, która część w ogóle nas interesuje i oddzielić resztę nowym ogrodzeniem. Niech natura sobie tam żyje jak żyła, uprzątniemy to jedynie z butelek i innych śmieci, które zostawiali tam gówniarze. I dobry pomysł, skupimy najbardziej wartościowe rzeczy w jednym budynku, który zabezpieczymy mocniej i porządniej, możemy obstawiać tam jakieś regularne warty, wykorzystamy do czegoś stażystów i nowych. Drugi ten z siedzibą wystarczy, że odnowimy żeby dało się tam sensownie spędzać czas — czekały ich w końcu wspólne dysputy i ustalanie dalszych planów. Do zrobienia mieli sporo, a w kwestii ogarnięcia współtowarzyszy - jeszcze więcej. Zwłaszcza w ostatnich czasach.
— Hakera... nie jestem pewien. Chyba mamy ich w otoczeniu dość spore niedobory. Zawsze można zapłacić za to Lisom — wzruszył ramionami. Jakby nie patrzeć ich renoma sięgała w tym momencie chyba w każdy możliwy zakamarek Riverdale, a nie bez powodu nazywało się ich najemnikami.
— Pytanie czy w tym momencie nas na to stać — mruknął rozglądając się na boki. Teren zoo jakby nie patrzeć był olbrzymi. I tak wątpliwe, by mieli zagospodarować cały, skoro przejście go od A do Z zajęłoby im zbyt wiele czasu. Zatrzymał się na chwilę wyraźnie nad czymś myśląc, nim potarł kark z krótkim ziewnięciem.
— Dobrze by było na start ustalić, która część w ogóle nas interesuje i oddzielić resztę nowym ogrodzeniem. Niech natura sobie tam żyje jak żyła, uprzątniemy to jedynie z butelek i innych śmieci, które zostawiali tam gówniarze. I dobry pomysł, skupimy najbardziej wartościowe rzeczy w jednym budynku, który zabezpieczymy mocniej i porządniej, możemy obstawiać tam jakieś regularne warty, wykorzystamy do czegoś stażystów i nowych. Drugi ten z siedzibą wystarczy, że odnowimy żeby dało się tam sensownie spędzać czas — czekały ich w końcu wspólne dysputy i ustalanie dalszych planów. Do zrobienia mieli sporo, a w kwestii ogarnięcia współtowarzyszy - jeszcze więcej. Zwłaszcza w ostatnich czasach.
— Hakera... nie jestem pewien. Chyba mamy ich w otoczeniu dość spore niedobory. Zawsze można zapłacić za to Lisom — wzruszył ramionami. Jakby nie patrzeć ich renoma sięgała w tym momencie chyba w każdy możliwy zakamarek Riverdale, a nie bez powodu nazywało się ich najemnikami.
„No to może chociaż kłódka? Zawsze lepsze to niż nic,”
Kątem oka obserwowała Connora i kącik jej ust nieznacznie się uniósł. „Ktoś tu się chyba nie wyspał. Kawy?” Podsunęła w jego stronę swój kubek, który nadal był w ponad połowie pełen.
„Taa, masz racje. Zawsze z czasem można poszerzyć teren. Myślę, że najpierw powinniśmy przejść głównymi alejami dookoła zoo, wybrać budynki z najlepszą lokalizacją i wtedy zdecydować jaki teren zabezpieczamy siatką. Magazyn nie musi być jakiś wielki, byleby nie miał okien i najlepiej jedno wejście. Mniejsza szansa, że nas okradną. Główny budynek…” zamilkła na chwilę zbierając myśli. „Na pewno taki z łazienką i oknami. Dobrze jakby miał więcej niż jedno pomieszczenie. O zaraz!” Ponownie w jej dłoni znalazła się komórka. Kiana odszukała stare zdjęcia zoo, przesuwając po fotografiach aż znalazła to czego szukała. Obróciła ekran urządzenia w stronę chłopaka, tak by mógł zobaczyć o czym mówiła. „Stara kafeteria. Mieściła się średniej wielkości, ceglanym budynku. Ma łazienki, kuchnię, zaplecze, a także dwa dodatkowe pomieszczenia. A no i przede wszystkim podłączenie do prądu i pewnie nawet gniazdka internetowe. Co sądzisz?” Spojrzeniem swoich czarnych tęczówek odnalazła wzrok Jostena czekając na jego odpowiedź.
Pomimo tego, że czasami miała ochotę mu przywalić, to jednak ceniła jego zdanie i liczyła się z jego opinią. Po za tym co tu dużo mówić. Był jedną z nielicznych osób na które mogła liczyć w tym mieście.
„Lisom mówisz…, współpracowałeś już z nimi kiedyś? Można im zaufać na tyle by nie zrobili nas w chuja?” Nie bardzo widziało jej się dzielenie poufnymi informacjami z innym gangiem i to do tego z takim, który przyjął imię najbardziej szczwanych zwierząt. Z drugiej strony na tym etapie nie mieli wiele do stracenia.
Kątem oka obserwowała Connora i kącik jej ust nieznacznie się uniósł. „Ktoś tu się chyba nie wyspał. Kawy?” Podsunęła w jego stronę swój kubek, który nadal był w ponad połowie pełen.
„Taa, masz racje. Zawsze z czasem można poszerzyć teren. Myślę, że najpierw powinniśmy przejść głównymi alejami dookoła zoo, wybrać budynki z najlepszą lokalizacją i wtedy zdecydować jaki teren zabezpieczamy siatką. Magazyn nie musi być jakiś wielki, byleby nie miał okien i najlepiej jedno wejście. Mniejsza szansa, że nas okradną. Główny budynek…” zamilkła na chwilę zbierając myśli. „Na pewno taki z łazienką i oknami. Dobrze jakby miał więcej niż jedno pomieszczenie. O zaraz!” Ponownie w jej dłoni znalazła się komórka. Kiana odszukała stare zdjęcia zoo, przesuwając po fotografiach aż znalazła to czego szukała. Obróciła ekran urządzenia w stronę chłopaka, tak by mógł zobaczyć o czym mówiła. „Stara kafeteria. Mieściła się średniej wielkości, ceglanym budynku. Ma łazienki, kuchnię, zaplecze, a także dwa dodatkowe pomieszczenia. A no i przede wszystkim podłączenie do prądu i pewnie nawet gniazdka internetowe. Co sądzisz?” Spojrzeniem swoich czarnych tęczówek odnalazła wzrok Jostena czekając na jego odpowiedź.
Pomimo tego, że czasami miała ochotę mu przywalić, to jednak ceniła jego zdanie i liczyła się z jego opinią. Po za tym co tu dużo mówić. Był jedną z nielicznych osób na które mogła liczyć w tym mieście.
„Lisom mówisz…, współpracowałeś już z nimi kiedyś? Można im zaufać na tyle by nie zrobili nas w chuja?” Nie bardzo widziało jej się dzielenie poufnymi informacjami z innym gangiem i to do tego z takim, który przyjął imię najbardziej szczwanych zwierząt. Z drugiej strony na tym etapie nie mieli wiele do stracenia.
Pokiwał głową na propozycję o kłódce.
— Niegłupie. Rozciągnięcie drutu kolczastego na ogrodzeniu też nie powinno być drogie, a przynajmniej odstraszymy większość wandali i wagarowiczów — chyba nikt nie był na tyle głupi, by dobrowolnie zaczepiać na nich ręce. Były rzecz jasna osoby, które potrafiły sobie z nimi poradzić, ale nie oszukujmy się - większość rezygnowała po pierwszych sekundach. Machnął lekko ręką na kawę.
— Dzięki, mam przerwę od kofeiny. Piłem jej na tyle dużo, by przestała na mnie działać. Czeka mnie dwutygodniowy odwyk — całe szczęście dziś nie odczuwał jeszcze aż tak dużych skutków, ale obawiał się że następne dni mogą nie być już takie pozytywne. Zerknął kątem oka na plan kafeterii.
— Idealnie. Możemy wstawić nam jakieś kanapy, żeby było na czymś siedzieć. Wątpię, że obecne będą się na cokolwiek nadawać, a w mieście zawsze jest pełno ogłoszeń, że ktoś coś wyjebie, bo kupić sobie coś nowego.
"Lisom mówisz…, współpracowałeś już z nimi kiedyś? Można im zaufać na tyle by nie zrobili nas w chuja?"
Wzruszył ramionami. Czy z nimi współpracował? Nie. Czy im ufał? Nie. Ale wątpił, by plotki, którymi dzielono się z innymi na ulicach były fałszywe, skoro się ze sobą pokrywały.
— Myślę, że możemy zaufać innym, którzy z nimi współpracowali. Określ ścisłe warunki, miej wszystko na piśmie i pamiętaj, by wyrazić dokładnie co i kiedy masz otrzymać, powinno być dobrze. Inaczej zaskarżymy ich o niesłowność i zrobimy beznadziejną opinię nazywając w internecie kłamliwymi skurwysynami — wyciągnął z kieszeni papierosa, od razu go podpalając.
— To jak, kierunek kafeteria czy najpierw chcesz sprawdzić stan reszty budynków?
— Niegłupie. Rozciągnięcie drutu kolczastego na ogrodzeniu też nie powinno być drogie, a przynajmniej odstraszymy większość wandali i wagarowiczów — chyba nikt nie był na tyle głupi, by dobrowolnie zaczepiać na nich ręce. Były rzecz jasna osoby, które potrafiły sobie z nimi poradzić, ale nie oszukujmy się - większość rezygnowała po pierwszych sekundach. Machnął lekko ręką na kawę.
— Dzięki, mam przerwę od kofeiny. Piłem jej na tyle dużo, by przestała na mnie działać. Czeka mnie dwutygodniowy odwyk — całe szczęście dziś nie odczuwał jeszcze aż tak dużych skutków, ale obawiał się że następne dni mogą nie być już takie pozytywne. Zerknął kątem oka na plan kafeterii.
— Idealnie. Możemy wstawić nam jakieś kanapy, żeby było na czymś siedzieć. Wątpię, że obecne będą się na cokolwiek nadawać, a w mieście zawsze jest pełno ogłoszeń, że ktoś coś wyjebie, bo kupić sobie coś nowego.
"Lisom mówisz…, współpracowałeś już z nimi kiedyś? Można im zaufać na tyle by nie zrobili nas w chuja?"
Wzruszył ramionami. Czy z nimi współpracował? Nie. Czy im ufał? Nie. Ale wątpił, by plotki, którymi dzielono się z innymi na ulicach były fałszywe, skoro się ze sobą pokrywały.
— Myślę, że możemy zaufać innym, którzy z nimi współpracowali. Określ ścisłe warunki, miej wszystko na piśmie i pamiętaj, by wyrazić dokładnie co i kiedy masz otrzymać, powinno być dobrze. Inaczej zaskarżymy ich o niesłowność i zrobimy beznadziejną opinię nazywając w internecie kłamliwymi skurwysynami — wyciągnął z kieszeni papierosa, od razu go podpalając.
— To jak, kierunek kafeteria czy najpierw chcesz sprawdzić stan reszty budynków?
Spojrzała na bramę i towarzyszące mu ogrodzenie.
"W porządku. Zajmiesz się tym? Myślę, że z naszej dwójki ty bardziej znasz się na wszelkiego rodzaju drutach. Daj znać ile będziesz potrzebował na to kasy," ona co najwyżej mogła kupić jakąś solidną kłódkę i kawałek jebutnego łańcucha.
Zdziwiła się, gdy Connor odmówił kawy i z pewną dozą niepewności zabrała kubek z powrotem pod nos. A może on ją testował? Drażnił się z nią?
"Odważnie. Przypomnij mi bym trzymała się od Ciebie na odległość kija," może wiele o nim nie wiedziała, ale zdążyła się nauczyć, że kofeina była jedną z tych rzeczy, które potrafiły polepszyć mu humor, gdy emanował aurą: podejdź-zgiń. Z resztą daleko nie musiała szukać. Jej remedium na uspokojenie oprócz porządnej dawki kawy była także tequila. No i fajki.
Skinęła głową, chowając telefon na powrót do kieszeni.
"To dobry pomysł. Może jak damy ogłoszenie, że przygarniemy kanapy, stoły czy krzesła ktoś się odezwie. Nawet jeśli miałoby to nas kosztować parę dolarów, myślę że warto spróbować. I tak będzie taniej niż w sklepie," z czasem zawsze mogli wymieniać poszczególne elementy na nowe.
Wzięła porządny łyk kawy i jednocześnie podziwiała Jostena, że zdecydował się na detoks. Przecież to było jak tortura.
Odnotowała w pamięci wszystko co mówił odnośnie lisów robiąc mentalną listę. Zajmie się tym jak skończą przeszukiwać zoo.
Dokończyła kawę w kolejnych dwóch łykach i lokalizując śmietnik po swojej lewej podeszła do niego i wyrzuciła pusty kubek. Wracając do Connora przywołała w myślach plan parku, który ostatnimi czasy z uwagą studiowała.
"Najpierw budynki, na samym końcu kafeteria. Myślę, że tam zejdzie nam się najdłużej," zadecydowała i ruszyła powoli przed siebie.
"W porządku. Zajmiesz się tym? Myślę, że z naszej dwójki ty bardziej znasz się na wszelkiego rodzaju drutach. Daj znać ile będziesz potrzebował na to kasy," ona co najwyżej mogła kupić jakąś solidną kłódkę i kawałek jebutnego łańcucha.
Zdziwiła się, gdy Connor odmówił kawy i z pewną dozą niepewności zabrała kubek z powrotem pod nos. A może on ją testował? Drażnił się z nią?
"Odważnie. Przypomnij mi bym trzymała się od Ciebie na odległość kija," może wiele o nim nie wiedziała, ale zdążyła się nauczyć, że kofeina była jedną z tych rzeczy, które potrafiły polepszyć mu humor, gdy emanował aurą: podejdź-zgiń. Z resztą daleko nie musiała szukać. Jej remedium na uspokojenie oprócz porządnej dawki kawy była także tequila. No i fajki.
Skinęła głową, chowając telefon na powrót do kieszeni.
"To dobry pomysł. Może jak damy ogłoszenie, że przygarniemy kanapy, stoły czy krzesła ktoś się odezwie. Nawet jeśli miałoby to nas kosztować parę dolarów, myślę że warto spróbować. I tak będzie taniej niż w sklepie," z czasem zawsze mogli wymieniać poszczególne elementy na nowe.
Wzięła porządny łyk kawy i jednocześnie podziwiała Jostena, że zdecydował się na detoks. Przecież to było jak tortura.
Odnotowała w pamięci wszystko co mówił odnośnie lisów robiąc mentalną listę. Zajmie się tym jak skończą przeszukiwać zoo.
Dokończyła kawę w kolejnych dwóch łykach i lokalizując śmietnik po swojej lewej podeszła do niego i wyrzuciła pusty kubek. Wracając do Connora przywołała w myślach plan parku, który ostatnimi czasy z uwagą studiowała.
"Najpierw budynki, na samym końcu kafeteria. Myślę, że tam zejdzie nam się najdłużej," zadecydowała i ruszyła powoli przed siebie.
Zaciągnął się mocniej papierosem, obracając nieznacznie głowę w jej stronę.
— Bo co, wyglądam na pedała i lepiej ciągnę druta? — no proszę, mamy za sobą kolejny krok naprzód. Mało kto był w stanie wyciągnąć z niego te wyjątkowo debilne żarty, które w przeszłości były tępymi obelgami kierowanymi w jego stronę. Obrócenie ich broń w było tak bardzo w stylu Jostena, że aż całkiem zabawne. Nawet jeśli jego twarz cały czas pozostawała niewzruszona i wyglądał jakby przy nieodpowiedniej kwestii zwrotnej miał skopać komuś dupę. Nie żeby było to coś nowego.
— Dwóch. Na odległość jednego powinnaś się trzymać na co dzień, nawet gdy ją piję — odpowiedział robiąc bardzo, ale to bardzo ostentacyjny krok w bok. Zaraz rozejrzał się nawet dookoła i faktycznie podniósł z ziemi jakiś badyl, odmierzając odległość pomiędzy nimi.
— No, zdecydowanie. Może tutaj też znajdziemy w składzikach coś co mimo wszystko nas zaskoczy i jednak się nada. Nie będzie przegnite do cna czy cokolwiek — nie zamierzał sobie robić większych nadziei, ale też nie skreślał podobnej możliwości. Podążył mimowolnie wzrokiem za kobietą, widząc jak wyrzuca kubek do śmietnika. No proszę, więc ostatnie posprzątanie po sobie nie było wyjątkiem i naprawdę zaczęła do tego przykuwać uwagę. Właśnie odrobinę u niego zapunktowała. Ale tylko odrobinę.
— Słusznie. Swoją drogą, wracając możemy zahaczyć o budkę strażnika przy bramie i szlabanie i ogarnąć w jakim jest stanie. Jeśli chcemy obstawić podstawowy patrol, na pewno przyda im się miejsce, by usiąść — zatrzymał się przed pierwszym budynkiem i nacisnął na klamkę. Nie powinno go dziwić, że były zamknięte. Mruknął cicho i obrócił się w stronę białowłosej.
— Masz jakieś ukryte skille włamywacza? — do swoich wolał się na razie nie przyznawać, dopóki nie było to ostatecznością.
— Szkoda by było rozwalać dobre drzwi.
— Bo co, wyglądam na pedała i lepiej ciągnę druta? — no proszę, mamy za sobą kolejny krok naprzód. Mało kto był w stanie wyciągnąć z niego te wyjątkowo debilne żarty, które w przeszłości były tępymi obelgami kierowanymi w jego stronę. Obrócenie ich broń w było tak bardzo w stylu Jostena, że aż całkiem zabawne. Nawet jeśli jego twarz cały czas pozostawała niewzruszona i wyglądał jakby przy nieodpowiedniej kwestii zwrotnej miał skopać komuś dupę. Nie żeby było to coś nowego.
— Dwóch. Na odległość jednego powinnaś się trzymać na co dzień, nawet gdy ją piję — odpowiedział robiąc bardzo, ale to bardzo ostentacyjny krok w bok. Zaraz rozejrzał się nawet dookoła i faktycznie podniósł z ziemi jakiś badyl, odmierzając odległość pomiędzy nimi.
— No, zdecydowanie. Może tutaj też znajdziemy w składzikach coś co mimo wszystko nas zaskoczy i jednak się nada. Nie będzie przegnite do cna czy cokolwiek — nie zamierzał sobie robić większych nadziei, ale też nie skreślał podobnej możliwości. Podążył mimowolnie wzrokiem za kobietą, widząc jak wyrzuca kubek do śmietnika. No proszę, więc ostatnie posprzątanie po sobie nie było wyjątkiem i naprawdę zaczęła do tego przykuwać uwagę. Właśnie odrobinę u niego zapunktowała. Ale tylko odrobinę.
— Słusznie. Swoją drogą, wracając możemy zahaczyć o budkę strażnika przy bramie i szlabanie i ogarnąć w jakim jest stanie. Jeśli chcemy obstawić podstawowy patrol, na pewno przyda im się miejsce, by usiąść — zatrzymał się przed pierwszym budynkiem i nacisnął na klamkę. Nie powinno go dziwić, że były zamknięte. Mruknął cicho i obrócił się w stronę białowłosej.
— Masz jakieś ukryte skille włamywacza? — do swoich wolał się na razie nie przyznawać, dopóki nie było to ostatecznością.
— Szkoda by było rozwalać dobre drzwi.
Spojrzała na niego z ukosa i pokręciła głową z powątpiewaniem.
„Skoro tak mówisz niech będzie. Zajmiesz się tym czy nie?” Tak, zrozumiała żart, ale nawet w jej skali uchodził za wyjątkowo słaby. Chciała natomiast wiedzieć czy w kwestii ogrodzenia mogła na niego liczyć czy w najbliższej przyszłości miała także zgłębiać tajniki montowania drutu kolczastego. Skoro i tak już większość rzeczy musiała robić sama…
Ściągnęła brwi i oparła dłonie na biodrach przenosząc ciężar ciała na lewą nogę cały czas obserwując poczynania Connora.
„Dobra dobra. Oboje wiemy, że byś za mną tęsknił,” rzuciła kąśliwie, mrużąc oczy. Chwyciła za badyl leżący obok jej stopy i dźgnęła Jostena w bok. „No już nie dąsaj się. Mamy tu co robić,” odrzuciła patyk na trawnik zaraz stając obok chłopaka w odległości zdecydowanie bliższej niż dwie gałęzie.
Skinęła głową na jego słowa. Kto wie co kryło się w opuszczonych budynkach. Odruchowo jej dłoń powędrowała w stronę gdzie schowany był jej pistolet upewniając się, że rzeczywiście tam był. A co do budki strażnika miał oczywiście rację. Wcześniej zupełnie o tym nie pomyślała. A było to jedno z najbardziej strategicznych miejsc.
„Może są tam nawet pozostałości czegoś na wzór monitoringu? Jakoś przecież musieli mieć pod kontrolą zoo, kiedy jeszcze tętniło życiem,” a jeśli takowe znajdą, to oznaczało mniej pracy dla nich. Wystarczyło zaktualizować system i voila. Rozejrzała się w poszukiwaniu kamer i faktycznie parę z nich wciąż wisiało, choć musiała przyznać, że ich stan pozostawiał wiele do życzenia.
Podążyła wgłąb parku za Connorem i zatrzymała się krok od niego gdy podeszli do pierwszego budynku. Cichy płomyk nadziei, że jednak będą mieć farta i drzwi ustąpią zgasł w chwili gdy po naciśnięciu klamki one ani drgnęły. Czy potrafiła się włamywać? Oczywiście, że tak. Tym razem jednak zamiast złapać za broń sięgnęła do kieszeni kurtki.
„Może,” pomachała mu przed nosem pękiem wytrychów, które dawno temu dostała od ojca i stanęła przed drzwiami.
Włożyła wytrych do zamka i przez krótką chwilę kręciła raz w jedną raz w drugą stronę. Kiedy myślała, że ustąpił nacisnęła klamkę, ale ponownie drzwi ani drgnęły. Kopnęła je klnąc siarczyście pod nosem i nie odrywając wzroku z własnych butów. Co za upokorzenie.
"Twoja kolej Josten, inaczej użyje starej, sprawdzonej metody," poklepała się po biodrze i odsunęła dając mu dostęp do drzwi. Ciekawe co on wymyśli.
„Skoro tak mówisz niech będzie. Zajmiesz się tym czy nie?” Tak, zrozumiała żart, ale nawet w jej skali uchodził za wyjątkowo słaby. Chciała natomiast wiedzieć czy w kwestii ogrodzenia mogła na niego liczyć czy w najbliższej przyszłości miała także zgłębiać tajniki montowania drutu kolczastego. Skoro i tak już większość rzeczy musiała robić sama…
Ściągnęła brwi i oparła dłonie na biodrach przenosząc ciężar ciała na lewą nogę cały czas obserwując poczynania Connora.
„Dobra dobra. Oboje wiemy, że byś za mną tęsknił,” rzuciła kąśliwie, mrużąc oczy. Chwyciła za badyl leżący obok jej stopy i dźgnęła Jostena w bok. „No już nie dąsaj się. Mamy tu co robić,” odrzuciła patyk na trawnik zaraz stając obok chłopaka w odległości zdecydowanie bliższej niż dwie gałęzie.
Skinęła głową na jego słowa. Kto wie co kryło się w opuszczonych budynkach. Odruchowo jej dłoń powędrowała w stronę gdzie schowany był jej pistolet upewniając się, że rzeczywiście tam był. A co do budki strażnika miał oczywiście rację. Wcześniej zupełnie o tym nie pomyślała. A było to jedno z najbardziej strategicznych miejsc.
„Może są tam nawet pozostałości czegoś na wzór monitoringu? Jakoś przecież musieli mieć pod kontrolą zoo, kiedy jeszcze tętniło życiem,” a jeśli takowe znajdą, to oznaczało mniej pracy dla nich. Wystarczyło zaktualizować system i voila. Rozejrzała się w poszukiwaniu kamer i faktycznie parę z nich wciąż wisiało, choć musiała przyznać, że ich stan pozostawiał wiele do życzenia.
Podążyła wgłąb parku za Connorem i zatrzymała się krok od niego gdy podeszli do pierwszego budynku. Cichy płomyk nadziei, że jednak będą mieć farta i drzwi ustąpią zgasł w chwili gdy po naciśnięciu klamki one ani drgnęły. Czy potrafiła się włamywać? Oczywiście, że tak. Tym razem jednak zamiast złapać za broń sięgnęła do kieszeni kurtki.
„Może,” pomachała mu przed nosem pękiem wytrychów, które dawno temu dostała od ojca i stanęła przed drzwiami.
Włożyła wytrych do zamka i przez krótką chwilę kręciła raz w jedną raz w drugą stronę. Kiedy myślała, że ustąpił nacisnęła klamkę, ale ponownie drzwi ani drgnęły. Kopnęła je klnąc siarczyście pod nosem i nie odrywając wzroku z własnych butów. Co za upokorzenie.
"Twoja kolej Josten, inaczej użyje starej, sprawdzonej metody," poklepała się po biodrze i odsunęła dając mu dostęp do drzwi. Ciekawe co on wymyśli.
nie umiem linkować, ale rzut kostką był !
Przewrócił oczami i wzruszył ramionami.
— Zajmę. Zgarnę Babushkę do pomocy w rozciąganiu go po ogrodzeniu — Connor mógł uważać się za nie wiadomo kogo, ale znał swoje możliwości. A stanie na stołku wyglądając jak pizda jakoś średnio mu się widziało. Mógł pojechać, wszystko kupić, ale montaż zdecydowanie zamierzał zostawić przerośniętemu milczącemu ruskowi.
Zmrużył powieki, gdy dźgnęła go badylem, choć bez wątpienia było to dużo lepsze niż lecenie do niego z łapami. Co nie znaczyło, że i tak zamierzał sobie darować pokazanie jej środkowego palca. Jego ulubiony gest musiał zawsze pojawić się przynajmniej raz dziennie. Ewentualnie pięćdziesiąt. Jedni się uśmiechali, Connor miał swoje własne przyjemności.
— Myślę, że niestety skoro zoo stało tak długo zamknięte to zajebali wszystko co tu było. Ale sprawdzenie na pewno nie zaszkodzi, może nam się poszczęści — wyrzucił z siebie beznamiętnie unosząc dłoń, by wydać z siebie krótkie ziewnięcie. Gdy stanęli przed zamkniętymi drzwiami przyglądał jej się w milczeniu patrząc jak kręci wytrychami na przeróżne sposoby. Nijak się nie wychylał, dając jej czas. Wiedział, że niektóre drzwi wymagały nieco więcej czasu, ale o dziwo Kiana najwyraźniej nie należała do osób, które zamierzały szpanować mocniej niż to konieczne czy iść w zaparte, że da radę. Kolejne całkiem pozytywne zaskoczenie.
— Mhm — zero wyśmiewania, zero przechwałek. Wziął od niej po prostu wytrychy i sam kucnął obok drzwi z początku próbując podstawowej metody z czystym przekręcaniem ich w środku. Gdy jednak zamek udowodnił mu, że zamierzał stawiać większy opór przytknął ucho do drzwi, wsłuchując się w szczęk przejść.
Głośne kliknięcie będące oznaką zwycięstwa zaraz podniosło go z kolan. Oddał białowłosej jej zestaw i nacisnął na klamkę patrząc jak drzwi ze skrzypnięciem otwierają się do środka.
— Wygląda na to, że dziś nie będzie wyważania — powiedział odwracając się nieznacznie w jej stronę nim wszedł do środka. Brak prądu i ciemności jak w dupie nijak go nie zaskakiwały. Wyciągnął telefon i odpalił latarkę święcąc dookoła na zakurzone meble.
— Przydałyby się maski przeciwpyłowe — ciężko było stwierdzić czy żartował.
— Zajmę. Zgarnę Babushkę do pomocy w rozciąganiu go po ogrodzeniu — Connor mógł uważać się za nie wiadomo kogo, ale znał swoje możliwości. A stanie na stołku wyglądając jak pizda jakoś średnio mu się widziało. Mógł pojechać, wszystko kupić, ale montaż zdecydowanie zamierzał zostawić przerośniętemu milczącemu ruskowi.
Zmrużył powieki, gdy dźgnęła go badylem, choć bez wątpienia było to dużo lepsze niż lecenie do niego z łapami. Co nie znaczyło, że i tak zamierzał sobie darować pokazanie jej środkowego palca. Jego ulubiony gest musiał zawsze pojawić się przynajmniej raz dziennie. Ewentualnie pięćdziesiąt. Jedni się uśmiechali, Connor miał swoje własne przyjemności.
— Myślę, że niestety skoro zoo stało tak długo zamknięte to zajebali wszystko co tu było. Ale sprawdzenie na pewno nie zaszkodzi, może nam się poszczęści — wyrzucił z siebie beznamiętnie unosząc dłoń, by wydać z siebie krótkie ziewnięcie. Gdy stanęli przed zamkniętymi drzwiami przyglądał jej się w milczeniu patrząc jak kręci wytrychami na przeróżne sposoby. Nijak się nie wychylał, dając jej czas. Wiedział, że niektóre drzwi wymagały nieco więcej czasu, ale o dziwo Kiana najwyraźniej nie należała do osób, które zamierzały szpanować mocniej niż to konieczne czy iść w zaparte, że da radę. Kolejne całkiem pozytywne zaskoczenie.
— Mhm — zero wyśmiewania, zero przechwałek. Wziął od niej po prostu wytrychy i sam kucnął obok drzwi z początku próbując podstawowej metody z czystym przekręcaniem ich w środku. Gdy jednak zamek udowodnił mu, że zamierzał stawiać większy opór przytknął ucho do drzwi, wsłuchując się w szczęk przejść.
Głośne kliknięcie będące oznaką zwycięstwa zaraz podniosło go z kolan. Oddał białowłosej jej zestaw i nacisnął na klamkę patrząc jak drzwi ze skrzypnięciem otwierają się do środka.
— Wygląda na to, że dziś nie będzie wyważania — powiedział odwracając się nieznacznie w jej stronę nim wszedł do środka. Brak prądu i ciemności jak w dupie nijak go nie zaskakiwały. Wyciągnął telefon i odpalił latarkę święcąc dookoła na zakurzone meble.
— Przydałyby się maski przeciwpyłowe — ciężko było stwierdzić czy żartował.
„W takim razie zostawiam to Tobie i Babushce,” ufała Connorowi na tyle, że nie bała mu się powierzyć tego zadania. Prawda była taka, że potrzebowała pomocy. Jednak dopóki sytuacja nie zrobi się dramatyczna nie chciała się do tego głośno przyznawać. Miała w końcu reputację do utrzymania.
„Te kamery,” wskazała dłonią na kilka wiszących urządzeń. „Wyglądają na całe, nawet jeśli są lekko zaniedbane. Trzeba będzie się im przyjrzeć. Może chociaż kilka uda nam się odratować,” powiedziała z cichą nadzieją w głosie, zdając sobie sprawę ile kosztowałaby wymiana wszystkich kamer. Zdecydowanie za dużo jak na ich budżet w tej chwili.
Była w lekkim szoku, że Connor nie skomentował jej nieudolnej próby otwarcia drzwi, ale tym samym była mu za to wdzięczna. Obserwowała w ciszy jak Josten bawił się z zamkiem, a gdy udało mu się otworzyć uparte drzwi zaczęła mu bić brawo.
„1:0 dla Ciebie marchewo,” skomentowała nieco rozbawionym tonem, chowając do kieszeni swoje wytrychy. „A myślałam, że będę miała okazję się wykazać,” dodała po chwili kąśliwie. Nie żeby musiała mu cokolwiek udowadniać, ale no cóż. Po prostu lubiła czasami wyżyć się na martwej materii.
Weszła za nim do budynku, również odpalając latarkę w swoim telefonie. Momentalnie tumany kurzu uniosły się do góry co spowodowało, że zaczęła się nimi dusić i kaszleć.
„Raczej przeciwgazowe,” zakaszlała ponownie. „Co za syf,” skomentowała zasłaniając usta i nos koszulką. Przesunęła telefonem po pomieszczeniu podświetlając stare biurko, krzesła i jeszcze parę innych mebli. Zrobiła kilka kroków do przodu, przenosząc smugę światła na ściany. Póki co nie dostrzegła żadnych okien co akurat było im na rękę.
Spojrzała na Connora i opuściła koszulkę z twarzy, wskazując głową na parę drzwi.
„Idę sprawdzić tamto pomieszczenie. Ty weź drugie,” wydała szybki rozkaz nie owijając w bawełnę. Nie czekając na jego odpowiedź podeszła do wspomnianych drzwi, ale zanim je otworzyła wyciągnęła zza paska broń. Nie oczekiwała, że ktoś czyha na nią w drugim pokoju, ale po ostatnich wydarzeniach była nieco bardziej przewrażliwiona niż zazwyczaj.
To się nazywa paranoja, cichy głos w głowie szepnął jej do ucha, który postanowiła zignorować.
Mniejsze pomieszczenie okazało się równie zakurzone co poprzednie, z tym wyjątkiem, że meble wskazywały na to, że kiedyś mieścił się tu pokój zabiegowy. Z lewej strony znajdował się metalowy stół egzaminacyjny, a cała ściana naprzeciwko drzwi była zabudowana szafkami, zarówno wiszącymi jak i takimi przypominającymi meble kuchenne. Kiana szybko zlustrowała gabinet i skierowała swoje kroki pod tylnią ścianę.
Odsuwając swoją paranoję na bok schowała broń i zajęła się przeszukiwaniem szafek i szuflad. Większość z nich była pusta, ale w paru udało jej się znaleźć stare strzykawki, skalpele, zestaw bandaży i opatrunków, a także płyn, który przypominał ten do odkażania ran.
„To się może przydać,” powiedziała do siebie, mając nadzieję, że mimo upływu lat będą się nadawać do użytku.
Przesunęła się w prawo sięgając dłonią do jednej z niższych szuflad. Jednym, szybkim ruchem odsunęła ją i skierowała do wnętrza światło latarki.
„AAAAAAA!” sekundę później po całym budynku rozniósł się przeraźliwy krzyk kobiety. W mgnieniu oka odskoczyła do tyłu, wyciągając broń i kierując ją na otwartą szufladę. Serce biło jej jak oszalałe, a oddech miała przyspieszony jakby właśnie przebiegła maraton.
„Te kamery,” wskazała dłonią na kilka wiszących urządzeń. „Wyglądają na całe, nawet jeśli są lekko zaniedbane. Trzeba będzie się im przyjrzeć. Może chociaż kilka uda nam się odratować,” powiedziała z cichą nadzieją w głosie, zdając sobie sprawę ile kosztowałaby wymiana wszystkich kamer. Zdecydowanie za dużo jak na ich budżet w tej chwili.
Była w lekkim szoku, że Connor nie skomentował jej nieudolnej próby otwarcia drzwi, ale tym samym była mu za to wdzięczna. Obserwowała w ciszy jak Josten bawił się z zamkiem, a gdy udało mu się otworzyć uparte drzwi zaczęła mu bić brawo.
„1:0 dla Ciebie marchewo,” skomentowała nieco rozbawionym tonem, chowając do kieszeni swoje wytrychy. „A myślałam, że będę miała okazję się wykazać,” dodała po chwili kąśliwie. Nie żeby musiała mu cokolwiek udowadniać, ale no cóż. Po prostu lubiła czasami wyżyć się na martwej materii.
Weszła za nim do budynku, również odpalając latarkę w swoim telefonie. Momentalnie tumany kurzu uniosły się do góry co spowodowało, że zaczęła się nimi dusić i kaszleć.
„Raczej przeciwgazowe,” zakaszlała ponownie. „Co za syf,” skomentowała zasłaniając usta i nos koszulką. Przesunęła telefonem po pomieszczeniu podświetlając stare biurko, krzesła i jeszcze parę innych mebli. Zrobiła kilka kroków do przodu, przenosząc smugę światła na ściany. Póki co nie dostrzegła żadnych okien co akurat było im na rękę.
Spojrzała na Connora i opuściła koszulkę z twarzy, wskazując głową na parę drzwi.
„Idę sprawdzić tamto pomieszczenie. Ty weź drugie,” wydała szybki rozkaz nie owijając w bawełnę. Nie czekając na jego odpowiedź podeszła do wspomnianych drzwi, ale zanim je otworzyła wyciągnęła zza paska broń. Nie oczekiwała, że ktoś czyha na nią w drugim pokoju, ale po ostatnich wydarzeniach była nieco bardziej przewrażliwiona niż zazwyczaj.
To się nazywa paranoja, cichy głos w głowie szepnął jej do ucha, który postanowiła zignorować.
Mniejsze pomieszczenie okazało się równie zakurzone co poprzednie, z tym wyjątkiem, że meble wskazywały na to, że kiedyś mieścił się tu pokój zabiegowy. Z lewej strony znajdował się metalowy stół egzaminacyjny, a cała ściana naprzeciwko drzwi była zabudowana szafkami, zarówno wiszącymi jak i takimi przypominającymi meble kuchenne. Kiana szybko zlustrowała gabinet i skierowała swoje kroki pod tylnią ścianę.
Odsuwając swoją paranoję na bok schowała broń i zajęła się przeszukiwaniem szafek i szuflad. Większość z nich była pusta, ale w paru udało jej się znaleźć stare strzykawki, skalpele, zestaw bandaży i opatrunków, a także płyn, który przypominał ten do odkażania ran.
„To się może przydać,” powiedziała do siebie, mając nadzieję, że mimo upływu lat będą się nadawać do użytku.
Przesunęła się w prawo sięgając dłonią do jednej z niższych szuflad. Jednym, szybkim ruchem odsunęła ją i skierowała do wnętrza światło latarki.
„AAAAAAA!” sekundę później po całym budynku rozniósł się przeraźliwy krzyk kobiety. W mgnieniu oka odskoczyła do tyłu, wyciągając broń i kierując ją na otwartą szufladę. Serce biło jej jak oszalałe, a oddech miała przyspieszony jakby właśnie przebiegła maraton.
Przyglądał się przez chwilę kamerom, próbując niejako ocenić ich stan. Problem w tym, że tak jak nieźle radził sobie z tymi działającymi i uruchomionymi, jak i rozpoznawaniem atrap, tak na naprawach nie znał się kompletnie. W przeszłości zależało mu w końcu tylko i wyłącznie na pozostaniu niewykrytym.
— Masz kogoś kto ogarnia ten temat? — zapytał z góry, obracając się w jej stronę. Jeśli nie, będą musieli poszukać usług wśród zwykłych mieszkańców, co bez wątpienia będzie ich kosztowało dużo więcej. Ewentualnie wśród gangów, których temat poruszali już wcześniej. Podejrzewał jednak, że choćby takie Lisy zbierały u siebie specjalistów z tak wysokiej półki, by już w ogóle rzucili pojebaną ceną.
"1:0 marchewo"
Przewrócił oczami nie odpowiadając jednak nijak na jej zaczepkę. Najważniejsze, że udało im się dostać do środka. Zwłaszcza że nie był w stu procentach przekonany czy rzeczywiście udałoby im się wyważyć drzwi razem z zawiasami. Były stare, ale nadal wyglądały na solidne. Stał przy nich przez chwilę, otwierając i zamykając, by sprawdzić czy zwykłe naoliwienie da im radę.
— Będziesz miała jeszcze niejedną okazję — rzucił bez większego zainteresowania, otwierając je w końcu na oścież. Zamknięcie się w tej strefie pyłu byłoby samobójstwem. Tak przynajmniej wleci do środka choć odrobina powietrza.
— Będzie trzeba wystawić wszystko na zewnątrz i po prostu obmyć stoły, krzesła i inne wodą. Środek spróbujemy odkurzyć, choć patrząc na obecny wewnętrzny stan zdecydowanie nie będzie to kwestia jednego dnia. I maski naprawdę nie będą głupim pomysłem — powiedział już na połowie zdania idąc w jej ślady i zasłaniając nos koszulką. Było to dużo lepszym pomysłem niż duszenie się. Skinął głową na jej polecenie i od razu skierował kroki w stronę drugiego pomieszczenia. Choć zamek w drzwiach został sforsowany już wcześniej i tak musiał uderzyć w nie barkiem, by dostać się do środka. Kolejne tumany kurzu wzbiły się w powietrze, choć tym razem ich wpływ na Jostena był dużo mniejszy niż poprzednio.
Zaczął świecić dookoła, przesuwając kilka pudeł stopą. Otwieranie szafek i innych szuflad kończyło się jednak tym samym. Ktoś wyczyścił to miejsce do cna. Spodziewał się tego od samego początku, lecz i tak poczuł ukłucie zawodu. Nagły krzyk kobiety poderwał go do góry. Wypadł z pomieszczenia na zewnątrz, patrząc szybko w stronę wejścia.
— Śnieżyna? Żyjesz? — podniósł głos, wpadając do jej pokoju. Zawiesił na niej wzrok widząc jak celuje bronią w wysuniętą szufladę. W środku poza nią nie było jednak nikogo innego. Stał w wejściu nadal nieznacznie spięty kompletnie nie wiedząc czego się po niej spodziewać.
— Co jest?
— Masz kogoś kto ogarnia ten temat? — zapytał z góry, obracając się w jej stronę. Jeśli nie, będą musieli poszukać usług wśród zwykłych mieszkańców, co bez wątpienia będzie ich kosztowało dużo więcej. Ewentualnie wśród gangów, których temat poruszali już wcześniej. Podejrzewał jednak, że choćby takie Lisy zbierały u siebie specjalistów z tak wysokiej półki, by już w ogóle rzucili pojebaną ceną.
"1:0 marchewo"
Przewrócił oczami nie odpowiadając jednak nijak na jej zaczepkę. Najważniejsze, że udało im się dostać do środka. Zwłaszcza że nie był w stu procentach przekonany czy rzeczywiście udałoby im się wyważyć drzwi razem z zawiasami. Były stare, ale nadal wyglądały na solidne. Stał przy nich przez chwilę, otwierając i zamykając, by sprawdzić czy zwykłe naoliwienie da im radę.
— Będziesz miała jeszcze niejedną okazję — rzucił bez większego zainteresowania, otwierając je w końcu na oścież. Zamknięcie się w tej strefie pyłu byłoby samobójstwem. Tak przynajmniej wleci do środka choć odrobina powietrza.
— Będzie trzeba wystawić wszystko na zewnątrz i po prostu obmyć stoły, krzesła i inne wodą. Środek spróbujemy odkurzyć, choć patrząc na obecny wewnętrzny stan zdecydowanie nie będzie to kwestia jednego dnia. I maski naprawdę nie będą głupim pomysłem — powiedział już na połowie zdania idąc w jej ślady i zasłaniając nos koszulką. Było to dużo lepszym pomysłem niż duszenie się. Skinął głową na jej polecenie i od razu skierował kroki w stronę drugiego pomieszczenia. Choć zamek w drzwiach został sforsowany już wcześniej i tak musiał uderzyć w nie barkiem, by dostać się do środka. Kolejne tumany kurzu wzbiły się w powietrze, choć tym razem ich wpływ na Jostena był dużo mniejszy niż poprzednio.
Zaczął świecić dookoła, przesuwając kilka pudeł stopą. Otwieranie szafek i innych szuflad kończyło się jednak tym samym. Ktoś wyczyścił to miejsce do cna. Spodziewał się tego od samego początku, lecz i tak poczuł ukłucie zawodu. Nagły krzyk kobiety poderwał go do góry. Wypadł z pomieszczenia na zewnątrz, patrząc szybko w stronę wejścia.
— Śnieżyna? Żyjesz? — podniósł głos, wpadając do jej pokoju. Zawiesił na niej wzrok widząc jak celuje bronią w wysuniętą szufladę. W środku poza nią nie było jednak nikogo innego. Stał w wejściu nadal nieznacznie spięty kompletnie nie wiedząc czego się po niej spodziewać.
— Co jest?
Zastanowiła się chwilę nad odpowiedzią, przeszukując pamięć w poszukiwaniu nazwisk. Jasne, w swoim rodzinnym mieście miała aż nadto znajomości, natomiast tutaj? Tu nie było tak kolorowo. Pokręciła głową z rezygnacją.
„Nie bardzo. Chyba, że zgarniemy kogoś kto serwisuje systemy na posterunku. Wrzuci się do kosztów służbowych czy coś,” w zasadzie i tak rzadko kiedy cokolwiek rozliczała jako służbowe wydatki. A przecież oficjalnie zamieniali zoo na posterunek szybkiego reagowania. To normalne, że będą potrzebowali nieco funduszy. Oby tylko księgowi z komendy nie byli aż nadto dociekliwi.
-Będziesz miała jeszcze niejedną okazję - zmierzyła go spojrzeniem, ale nie skomentowała. Sama nie wiedziała, co odczuła gdy chłopak wypowiedział te słowa. Czy powinna być zaniepokojona, a może być podekscytowana, że niebawem może znowu znaleźć się w centrum akcji.
Na jego kolejne słowa przytaknęła, choć wątpiła by zwykły odkurzacz dał radę. Najlepiej jakby udało im się zrobić przeciąg i zostawić ten budynek otwarty na kilka dni, ale czy ktoś dawał im gwarancje że żaden menel nie postanowi urządzić sobie sypialni? Smród pijaka był zdecydowanie gorszy niż zakurzone meble i podłogi.
Nie ruszyła się nawet o milimetr nadal celując bronią w otwartą szufladę. Wiedziała, że prawdopodobnie zachowuje się irracjonalnie, ale nie mogła nic na to poradzić. Gdyby nie fakt, że naboje były na wagę złota już dawno by wystrzeliła cały magazynek byle tylko mieć pewność, że gryzoń zdechł.
Gdy Connor wpadł do pomieszczenia lekko się wzdrygnęła, ale jej ręka ani drgnęła i wciąż była wycelowana w tylnią ścianę. Dopiero po jego drugim pytaniu odważyła się odwrócić wzrok z mebla i przeniosła go na chłopaka. Wskazała głową na szufladę.
„Sz-szczur. W szufladzie. Ogromny. Obrzydliwy. Żre kurwa jakieś chrupki,” każde jej słowo było wypowiedziane między urywanymi oddechami. Adrenalina nadal nie opadła, a lekka panika zagnieździła się w niej na dobre. Jak ona nienawidziła gryzoni.
Cofnęła się by stanąć lekko za Connorem. Tak, chciała go użyć jako żywej tarczy. Miała do tego prawo. Był w końcu wojskowym na boga.
„Zrób z nim coś. Będę Cię osłaniać. Z tego miejsca,” powiedziała cicho i w tym samym momencie z szuflady dobiegł ich szczurzy pisk, na który Kiana odpowiedziała swoim, przymykając oczy. „No dalej, zanim skurwiel ucieknie!,” ponagliła go łamiącym się głosem.
„Nie bardzo. Chyba, że zgarniemy kogoś kto serwisuje systemy na posterunku. Wrzuci się do kosztów służbowych czy coś,” w zasadzie i tak rzadko kiedy cokolwiek rozliczała jako służbowe wydatki. A przecież oficjalnie zamieniali zoo na posterunek szybkiego reagowania. To normalne, że będą potrzebowali nieco funduszy. Oby tylko księgowi z komendy nie byli aż nadto dociekliwi.
-Będziesz miała jeszcze niejedną okazję - zmierzyła go spojrzeniem, ale nie skomentowała. Sama nie wiedziała, co odczuła gdy chłopak wypowiedział te słowa. Czy powinna być zaniepokojona, a może być podekscytowana, że niebawem może znowu znaleźć się w centrum akcji.
Na jego kolejne słowa przytaknęła, choć wątpiła by zwykły odkurzacz dał radę. Najlepiej jakby udało im się zrobić przeciąg i zostawić ten budynek otwarty na kilka dni, ale czy ktoś dawał im gwarancje że żaden menel nie postanowi urządzić sobie sypialni? Smród pijaka był zdecydowanie gorszy niż zakurzone meble i podłogi.
Nie ruszyła się nawet o milimetr nadal celując bronią w otwartą szufladę. Wiedziała, że prawdopodobnie zachowuje się irracjonalnie, ale nie mogła nic na to poradzić. Gdyby nie fakt, że naboje były na wagę złota już dawno by wystrzeliła cały magazynek byle tylko mieć pewność, że gryzoń zdechł.
Gdy Connor wpadł do pomieszczenia lekko się wzdrygnęła, ale jej ręka ani drgnęła i wciąż była wycelowana w tylnią ścianę. Dopiero po jego drugim pytaniu odważyła się odwrócić wzrok z mebla i przeniosła go na chłopaka. Wskazała głową na szufladę.
„Sz-szczur. W szufladzie. Ogromny. Obrzydliwy. Żre kurwa jakieś chrupki,” każde jej słowo było wypowiedziane między urywanymi oddechami. Adrenalina nadal nie opadła, a lekka panika zagnieździła się w niej na dobre. Jak ona nienawidziła gryzoni.
Cofnęła się by stanąć lekko za Connorem. Tak, chciała go użyć jako żywej tarczy. Miała do tego prawo. Był w końcu wojskowym na boga.
„Zrób z nim coś. Będę Cię osłaniać. Z tego miejsca,” powiedziała cicho i w tym samym momencie z szuflady dobiegł ich szczurzy pisk, na który Kiana odpowiedziała swoim, przymykając oczy. „No dalej, zanim skurwiel ucieknie!,” ponagliła go łamiącym się głosem.
Connor był w tym temacie równie przydatny co Kiana. Jakby nie patrzeć, jego znajomości sięgały mniej więcej tam gdzie jej. Nawet jeśli spędził w Riverdale już kilkanaście tygodni, nadal nie czuł się tu jak w domu. A już na pewno nie miał tu żadnych przyjaciół. Nie żeby poza murami miasta wyglądało to inaczej. Jakby nie patrzeć, nienawidził towarzystwa innych ludzi.
— Mogę popytać w wojsku — powiedział w końcu nieco niechętnie. Jakby nie patrzeć, wojskowi mieli całe mnóstwo przeróżnych osób mniej lub bardziej uzdolnionych. Skoro i tak dostawali pieniądze od państwa, może znajdzie się ktoś chętny by poświęcić kilka godzin ze swojego życia. Choćby ze zwyczajnych nudów, zmęczony odciskającą się na stołku dupą. Chuj ich wie.
Widząc jej panikę na widok szczura, dosłownie zwątpił.
— Też bym ojebał jakieś chrupki, chociaż podziwiam że w tym miejscu nie boi się zatrucia — powiedział przewracając oczami. Zwierz jak siedział w szufladzie tak siedział. No cóż.
— Ostatnia wieczerza kolego — powiedział kręcąc nieznacznie głową na boki, zaraz wyciągając z kieszeni nóż. Nawet się nie zawahał. Krótki, przeciągły pisk trwał zaledwie kilka sekund, nim ucichł na dobre. Josten wyrwał nóż do góry z nabitym, na niego gryzoniem, obracając kilka razy na boki. Nie raz i nie dwa polował już na różne zwierzęta, zwłaszcza gdy przyszło mu mieszkać na ulicy. Nie żeby zjadł kiedykolwiek szczura.
— Przesuń się, nie zostawię go tutaj. Chrupki możesz dojeść — dodał bezczelnie, unosząc kącik ust w gnojarskim uśmiechu, nim opuścił budynek i rzucił martwego szczura w krzaki, strzepując go kilka razy z noża. Dopiero wtedy wytarł ostrze o trawnik, by pozbyć się z niego całej krwi. I tak będzie je musiał umyć w domu.
— Mogę popytać w wojsku — powiedział w końcu nieco niechętnie. Jakby nie patrzeć, wojskowi mieli całe mnóstwo przeróżnych osób mniej lub bardziej uzdolnionych. Skoro i tak dostawali pieniądze od państwa, może znajdzie się ktoś chętny by poświęcić kilka godzin ze swojego życia. Choćby ze zwyczajnych nudów, zmęczony odciskającą się na stołku dupą. Chuj ich wie.
Widząc jej panikę na widok szczura, dosłownie zwątpił.
— Też bym ojebał jakieś chrupki, chociaż podziwiam że w tym miejscu nie boi się zatrucia — powiedział przewracając oczami. Zwierz jak siedział w szufladzie tak siedział. No cóż.
— Ostatnia wieczerza kolego — powiedział kręcąc nieznacznie głową na boki, zaraz wyciągając z kieszeni nóż. Nawet się nie zawahał. Krótki, przeciągły pisk trwał zaledwie kilka sekund, nim ucichł na dobre. Josten wyrwał nóż do góry z nabitym, na niego gryzoniem, obracając kilka razy na boki. Nie raz i nie dwa polował już na różne zwierzęta, zwłaszcza gdy przyszło mu mieszkać na ulicy. Nie żeby zjadł kiedykolwiek szczura.
— Przesuń się, nie zostawię go tutaj. Chrupki możesz dojeść — dodał bezczelnie, unosząc kącik ust w gnojarskim uśmiechu, nim opuścił budynek i rzucił martwego szczura w krzaki, strzepując go kilka razy z noża. Dopiero wtedy wytarł ostrze o trawnik, by pozbyć się z niego całej krwi. I tak będzie je musiał umyć w domu.
"Okej," skomentowała jego propozycję mając nadzieję, że faktycznie uda mu się kogoś ogarnąć. A może ona też powinna uruchomić jakieś kontakty na posterunku? Użyć swojego uroku osobistego? Ewentualnie pogrozić bronią i miesiącem pisania za nią raportów... o tak.
Odważyła się przenieść wzrok ze złowrogiej szuflady na Connora i po raz pierwszy od dawna zaczęła wątpić w jego zdrowy rozsądek. Co on pieprzył do diabła. Przełknęła ślinę walcząc z obrzydzeniem.
"Kupię Ci cheeseburgera tylko pozbąć się tego gryzonia," nie przestała mierzyć z broni w kierunku mebla, obserwując jednocześnie poczynania chłopaka. Jej powieki lekko drgnęły gdy z szuflady dosięgnął ją pisk umierającego zwierzaka. Skrzywiła się w momencie kiedy Josten paradował po pomieszczeniu z nadzianym gryzoniem na nóż, jakby szedł z porcją lodów na patyku albo pieczonego jabłka.
Przepuściła go w drzwiach, cofając się pod sąsiadującą ścianę. Schowała broń na miejsce, uprzednio ją zabezpieczając.
- Chrupki możesz dojeść - odwróciła gwałtownie głowę za chłopakiem, uderzając pięścią w ścianę. No co za gnój. Kiedyś za te jego odzywki celowo rzuci w niego nożem i uda, że to wypadek.
"Kurwa Josten. Nie jestem pieprzonym gryzoniem!" krzyknęła za nim, podchodząc do mebli z tyłu pomieszczenia i zabrała wszystkie medyczne przedmioty, które wydawały jej się nadal użyteczne. Wyszła z budynku, stanęła obok rudzielca i wskazała za siebie.
"Myślisz, że możemy zrobić z tego magazyn? Jeden z zamykanych pokoji przeznaczylibyśmy na skład broni, drugi na amunicję i rzeczy typu tarcze, dodatkowe apteczki, tonfy etc. To pomieszczenie główne mogło by służyć jako magazyn choćby na żarcie czy wszelkiego rodzaju elektronikę i artykuły biurowe," zastanawiała się głośno, jednocześnie chcąc usłyszeć co on uważał na ten temat.
Rozejrzała się dookoła, specjalnie ignorując kierunek gdzie zauważyła świeże ślady krwi.
"Chodźmy teraz tam," wskazała ręką na kolejny, nieco większy budynek. "Zobaczmy co on ma do zaoferowania," po tych słowach zaczęła powoli kierować swoje kroki w tamtą stronę.
Odważyła się przenieść wzrok ze złowrogiej szuflady na Connora i po raz pierwszy od dawna zaczęła wątpić w jego zdrowy rozsądek. Co on pieprzył do diabła. Przełknęła ślinę walcząc z obrzydzeniem.
"Kupię Ci cheeseburgera tylko pozbąć się tego gryzonia," nie przestała mierzyć z broni w kierunku mebla, obserwując jednocześnie poczynania chłopaka. Jej powieki lekko drgnęły gdy z szuflady dosięgnął ją pisk umierającego zwierzaka. Skrzywiła się w momencie kiedy Josten paradował po pomieszczeniu z nadzianym gryzoniem na nóż, jakby szedł z porcją lodów na patyku albo pieczonego jabłka.
Przepuściła go w drzwiach, cofając się pod sąsiadującą ścianę. Schowała broń na miejsce, uprzednio ją zabezpieczając.
- Chrupki możesz dojeść - odwróciła gwałtownie głowę za chłopakiem, uderzając pięścią w ścianę. No co za gnój. Kiedyś za te jego odzywki celowo rzuci w niego nożem i uda, że to wypadek.
"Kurwa Josten. Nie jestem pieprzonym gryzoniem!" krzyknęła za nim, podchodząc do mebli z tyłu pomieszczenia i zabrała wszystkie medyczne przedmioty, które wydawały jej się nadal użyteczne. Wyszła z budynku, stanęła obok rudzielca i wskazała za siebie.
"Myślisz, że możemy zrobić z tego magazyn? Jeden z zamykanych pokoji przeznaczylibyśmy na skład broni, drugi na amunicję i rzeczy typu tarcze, dodatkowe apteczki, tonfy etc. To pomieszczenie główne mogło by służyć jako magazyn choćby na żarcie czy wszelkiego rodzaju elektronikę i artykuły biurowe," zastanawiała się głośno, jednocześnie chcąc usłyszeć co on uważał na ten temat.
Rozejrzała się dookoła, specjalnie ignorując kierunek gdzie zauważyła świeże ślady krwi.
"Chodźmy teraz tam," wskazała ręką na kolejny, nieco większy budynek. "Zobaczmy co on ma do zaoferowania," po tych słowach zaczęła powoli kierować swoje kroki w tamtą stronę.
Prawie parsknął widząc jej minę. Wiedza, że kobietę aż tak bardzo obrzydzały gryzonie wszelkiego rodzaju - przynajmniej tak podejrzewał, skoro padło już na szczura - bez wątpienia miała się okazać użyteczna w przyszłości. W końcu nie mógłby sobie darować zbierania podobnych informacji, by utrudnić komuś życie, gdy go wkurzy. Mógłby na przykład wpuścić jej jakiegoś szczura do biura pod jej nieobecność. Jeszcze lepiej, gdyby przy okazji poprzegryzał jej kable komputera.
— Chcę zestaw 2forU z powiększonymi frytkami — doprecyzował. Samym cheeseburgerem się nie naje. Ale darmowym zestawom nie zagląda się w zęby. Zrobił więc jak powiedział i faktycznie zabrał go na zewnątrz, by już dłużej nie przeciągać sprawy. Wszystko było zabawne, gdy pojawiało się w określonych momentach przez konkretny okres czasu, ot co.
Tym razem zaśmiał się złośliwie na głos. Nie robił tego zbyt często, ale wszelkie interakcje z białowłosą zawsze wywoływały tak niespodziewane reakcje, że sam się temu dziwił.
Odwrócił się, gdy wyszła z budynku i zastanowił przez chwilę nad jej słowami.
— Myślę, że tak. Trzeba będzie powymieniać wszystkie zamki i przede wszystkim solidnie posprzątać. Zablokujmy teraz drzwi, może świeże powietrze wywieje nieco kurzu ze środka, a i tak nie ma tam czego kraść. Palcem bym tego syfu nie dotknął — w przenośni rzecz jasna.
Pokiwał głową na wysuniętą propozycję. Schował z powrotem swój nóż i ruszył w ślad za nią, rozglądając się jednocześnie dookoła
— Chcę zestaw 2forU z powiększonymi frytkami — doprecyzował. Samym cheeseburgerem się nie naje. Ale darmowym zestawom nie zagląda się w zęby. Zrobił więc jak powiedział i faktycznie zabrał go na zewnątrz, by już dłużej nie przeciągać sprawy. Wszystko było zabawne, gdy pojawiało się w określonych momentach przez konkretny okres czasu, ot co.
Tym razem zaśmiał się złośliwie na głos. Nie robił tego zbyt często, ale wszelkie interakcje z białowłosą zawsze wywoływały tak niespodziewane reakcje, że sam się temu dziwił.
Odwrócił się, gdy wyszła z budynku i zastanowił przez chwilę nad jej słowami.
— Myślę, że tak. Trzeba będzie powymieniać wszystkie zamki i przede wszystkim solidnie posprzątać. Zablokujmy teraz drzwi, może świeże powietrze wywieje nieco kurzu ze środka, a i tak nie ma tam czego kraść. Palcem bym tego syfu nie dotknął — w przenośni rzecz jasna.
Pokiwał głową na wysuniętą propozycję. Schował z powrotem swój nóż i ruszył w ślad za nią, rozglądając się jednocześnie dookoła
"Pff wymagania,” skomentowała pod nosem, ale deal to deal. Nie zamierzała wycofywać się z własnych słów. Kupi mu nawet Bigmaca jeśli to oznaczało zażegnanie kryzysu.
Nie miała nic do dodania odnośnie budynku, który dopiero co opuścili. Skinęła głową i zablokowała drzwi pierwszym napotkanym kamieniem by wiatr, który od czasu do czasu zawiewał pozbył sie chociaż jakiejś części zalegającego kurzu i smrodu stęchlizny. Ciekawe ile zwierząt zakończyło swój żywot w gabinecie i co z nimi później zrobiono. Kiana pokręciła głową odganiając te dość dziwne myśli i przeniosła swoją uwagę na rudzielca.
"Skontaktuje się ze ślusarzem i umówię na wymianę zamków. Może i nie ma tu co kraść, ale nie pali mi się do wyganiania meneli,” a znając jej szczęście prędzej czy później znowu jakiś jej się napatoczy. Na samo wspomnienie spotkania ze śmierdzącym facetem przeszedł ją dreszcz obrzydzenia.
Spacer do ich następnego celu zajął im nie więcej niż parę minut. Budynek przed jakim się zatrzymali był znacznie okazalszy niż poprzedni. Miał dwa piętra i rozciągał się na kilkanaście metrów. Oczywiście nie mogło być aż tak kolorowo.
Dwuskrzydłowe drzwi wejściowe były zaryglowane łańcuchem, część okien na parterze zostało zasłoniętych płytami ze sklejki, a na wyższych piętrach brakowało w okiennicach szyb. Nie zmieniało to jednak faktu, że budynek sam w sobie robił wrażenie.
Kiana podeszła do drzwi i szarpnęła za łańcuch z nikłą nadzieją, że ustąpi. Gdy tak się nie stało spojrzała ponad ramieniem na Connora kręcąc nieznacznie głową.
"Tędy raczej nie wejdziemy. No chyba, że masz przecinarkę do metalu...,” cofnęła się parę kroków rozglądając na boki. "Może z drugiej strony będzie jakieś dodatkowe wejście? To wygląda na jakiś główny budynek i wątpię żeby posiadał tylko jedne drzwi,” dodała, ale nie ruszyła się z miejsca. Kto wie, może Josten po raz kolejny ją zaskoczy jednym ze swoich błyskotliwych pomysłów i przykładowo wyciągnie z kieszeni palnik?
Nie miała nic do dodania odnośnie budynku, który dopiero co opuścili. Skinęła głową i zablokowała drzwi pierwszym napotkanym kamieniem by wiatr, który od czasu do czasu zawiewał pozbył sie chociaż jakiejś części zalegającego kurzu i smrodu stęchlizny. Ciekawe ile zwierząt zakończyło swój żywot w gabinecie i co z nimi później zrobiono. Kiana pokręciła głową odganiając te dość dziwne myśli i przeniosła swoją uwagę na rudzielca.
"Skontaktuje się ze ślusarzem i umówię na wymianę zamków. Może i nie ma tu co kraść, ale nie pali mi się do wyganiania meneli,” a znając jej szczęście prędzej czy później znowu jakiś jej się napatoczy. Na samo wspomnienie spotkania ze śmierdzącym facetem przeszedł ją dreszcz obrzydzenia.
Spacer do ich następnego celu zajął im nie więcej niż parę minut. Budynek przed jakim się zatrzymali był znacznie okazalszy niż poprzedni. Miał dwa piętra i rozciągał się na kilkanaście metrów. Oczywiście nie mogło być aż tak kolorowo.
Dwuskrzydłowe drzwi wejściowe były zaryglowane łańcuchem, część okien na parterze zostało zasłoniętych płytami ze sklejki, a na wyższych piętrach brakowało w okiennicach szyb. Nie zmieniało to jednak faktu, że budynek sam w sobie robił wrażenie.
Kiana podeszła do drzwi i szarpnęła za łańcuch z nikłą nadzieją, że ustąpi. Gdy tak się nie stało spojrzała ponad ramieniem na Connora kręcąc nieznacznie głową.
"Tędy raczej nie wejdziemy. No chyba, że masz przecinarkę do metalu...,” cofnęła się parę kroków rozglądając na boki. "Może z drugiej strony będzie jakieś dodatkowe wejście? To wygląda na jakiś główny budynek i wątpię żeby posiadał tylko jedne drzwi,” dodała, ale nie ruszyła się z miejsca. Kto wie, może Josten po raz kolejny ją zaskoczy jednym ze swoich błyskotliwych pomysłów i przykładowo wyciągnie z kieszeni palnik?
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach