▲▼
Dzień jak co dzień. Tona ludzi przechadzała się po centrum handlowym, choć tłok i tak był nieco mniejszy niż podczas weekendów. Dało się dostrzec całe mnóstwo spanikowanych uczniów biegających wokół z okrzykami typu "Wykupili wszystkie zeszyty w kratkę!", "O nie, przecież ten plecak nie pasuje mi do butów, co ja teraz zrobię?", "Chloe, myślisz że Jake w ogóle zaliczył rok i pojawi się na rozpoczęciu? Nie kontaktował się ze mną przez całe wakacje". W całym tym gwarze ciężko było o chwilę spokoju.
Wtem jeden dużo donośniejszy głos wyrwał się ponad innych.
— MIIIIIIIIIIIIIIKE TYSOOOOOOOOOON! — większość ludzi zwróciło się w kierunku krzyczącej osoby, zaraz odskakując w tył, gdy bliżej niezidentyfikowany pies o szaroburym kolorze futra popędził dziko pomiędzy nimi. Wtem głośne, radośne "AWOOO!" skutecznie poprzedziło jego wyskok w powietrze, gdy wpadł na Sheridan, ponownie popychając ją w kierunku biednego Kakueia. Jak i śliniąc jej ręce po wyczuciu smakołyków w torbie. Wyrwana z rąk właściciela smycz latała nieustannie na boki wraz z całym psim ciałem, gdy tańczył futrzastą pupą na boki z miną "Kochaj mnie". Nawet obecność innego futrzaka w pobliżu nie zdołała (jeszcze) rozproszyć jego uwagi. Właściciel tymczasem chyba został pochłonięty przez tłum.
Mike Tyson na wieść że dostanie ciastko okazał się czymś więcej niż bezmyślnie biegnącą przed siebie masą mięśni. Szarobura dupencja klapnęła na ziemię, zamiatając ją z kurzu ogonem. Jedyną oznaką niesubordynacji było donośne szczeknięcie, gdy wywalił wesoło jęzor na bok długiego pyska, stawiając uszy na sztorc. Co jak co ale psisko z pewnością było pocieszne. Właściciel natomiast w końcu przepchnął się do przodu i wypadł tuż przed całą trójką ciężko dysząc. I trzeba było przyznać, że był zdecydowanie przyjemny dla oka. Niesforne czekoladowe włosy (mniam) wchodziły mu pojedynczymi kosmykami do błękitnych oczu, gdy odgarnął je niedbale palcami, skupiając się z przerażeniem na grupce.
— Mike... zabiję cię... chociaż chyba najpierw ty zabijesz mnie... boże najmocniej przepraszam. Nic wam nie jest? Ma tendencję do nadmiernej ekscytacji, wyrwał mi się z kompletnie nie wiem jakiego pow- — urwał nagle zdanie w połowie, gdy spojrzał na przysmaki w dłoni dziewczyny. Rzucił poddenerwowane spojrzenie ślepemu na wszystko (poza smakołykiem) pupilowi z miną "Poważnie Mike?". Zaraz po tym zatrzymał na chwilę wzrok na Chesterze i jego psie.
— Ładna bestyjka.
Powiedział nieśmiało, podnosząc ostrożnie smycz z ziemi. Wyglądał na tak zestresowanego całą sytuacją, że po usłyszeniu kolejnego nieprzyjemnego komentarza ze strony mijającej ich starszej pani prawie zemdlał. Niby wysoki, przystojny i pewny siebie, a w praktyce ściskał smycz tak mocno, że aż pobielały mu knykcie.
First topic message reminder :
PRACOWNICY
Miejsce, w którym znajduje się wiele sklepów oraz punktów usługowych. Ów centrum posiada cztery piętra, a na jednym z nich głównie unosi się zapach jedzenia. Na najwyższym piętrze, znudzeni ludzie chodzeniem po sklepach mogą udać się na film do znanego kina w tym mieście. Przy całej reszcie są same sklepy z odzieżą, obuwiem, biżuterią, technologią, książkami z grami czy zabawkami i wiele, wiele innych. Spotkać można bardziej markowe sklepy lub nieco mniej, dla tych, których nie stać na większe wydatki. Wiecznie tutaj tłoczno, acz w tygodniu mniej ludzi można tu spotkać niżeli w czasie weekendu.
Zgłoś się do pracy!
Abbie Cole (NPC)
Ekspedientka
Jax Orson (NPC)
Ekspedient
Yasmine Bentley (NPC)
Ochroniarz
Miejsce, w którym znajduje się wiele sklepów oraz punktów usługowych. Ów centrum posiada cztery piętra, a na jednym z nich głównie unosi się zapach jedzenia. Na najwyższym piętrze, znudzeni ludzie chodzeniem po sklepach mogą udać się na film do znanego kina w tym mieście. Przy całej reszcie są same sklepy z odzieżą, obuwiem, biżuterią, technologią, książkami z grami czy zabawkami i wiele, wiele innych. Spotkać można bardziej markowe sklepy lub nieco mniej, dla tych, których nie stać na większe wydatki. Wiecznie tutaj tłoczno, acz w tygodniu mniej ludzi można tu spotkać niżeli w czasie weekendu.
— Możemy zrobić jakiś cwany test. Na przykład pokazujesz takiej osobie zdjęcia małych kociąt. Jeśli nie zaczną się nad nimi rozczulać, albo chociaż się nie uśmiechną, bez wątpienia są złymi ludźmi. I niegrzecznymi — pokiwał głową z pełnym przekonaniem. Jego teoria miała w końcu olbrzymi sens.
"W takim przypadku nie skończyłbym w tym życiu."
— Zawsze zostaje ci jeszcze osiem innych — powiedział z rozbawieniem, mierząc go wzrokiem od góry do dołu. Frey od zawsze przypominał mu przeurocze kocię, choć nauczył się żeby nie mówić tego na głos. Ale zaraz, właśnie to zrobił? Szlag. Może nie zrozumie.
Czym prędzej skupił wzrok na kurtce, wyraźnie zamierzając umknąć przed konsekwencjami własnego faux pas.
— Ma kieszenie wewnątrz? Zawsze się przydają, gdy gdzieś wychodzisz a nie chcesz brać ze sobą torby. Ale wygląda dobrze. Przymierz ją — zawiesił wzrok na białym futrze. Dość mocno odcinało się od reszty, ale w połączeniu z jasnymi włosami Freya mogła stanowić spójną całość.
"W takim przypadku nie skończyłbym w tym życiu."
— Zawsze zostaje ci jeszcze osiem innych — powiedział z rozbawieniem, mierząc go wzrokiem od góry do dołu. Frey od zawsze przypominał mu przeurocze kocię, choć nauczył się żeby nie mówić tego na głos. Ale zaraz, właśnie to zrobił? Szlag. Może nie zrozumie.
Czym prędzej skupił wzrok na kurtce, wyraźnie zamierzając umknąć przed konsekwencjami własnego faux pas.
— Ma kieszenie wewnątrz? Zawsze się przydają, gdy gdzieś wychodzisz a nie chcesz brać ze sobą torby. Ale wygląda dobrze. Przymierz ją — zawiesił wzrok na białym futrze. Dość mocno odcinało się od reszty, ale w połączeniu z jasnymi włosami Freya mogła stanowić spójną całość.
- Niezły plan, Black. Jeszcze kilka i podbijemy świat. Kanadę już mamy - zażartował, posyłając przyjacielowi porozumiewawcze oczko. W tym samym czasie zsunął ubranie z wieszaka, odkładając go gdzieś na bok. Słowa o ośmiu życiach zatrzymały go nagle w bezruchu, zwracając pełne niezrozumienia spojrzenie na bruneta.
- Słucham? - przekrzywił nawet głowę lekko na bok, jakby podobny gest miał nakłonić do udzielenia odpowiedzi.
„Ma kieszenie wewnątrz?”
Naraz się ożywił, raz jeszcze unosząc w górę kurtkę. Przemknął dłonią po miękkim materiale jej wnętrza, doszukując się dodatkowych skrytek. Kciuk zaraz wystrzelił w górę w ramach potwierdzenia. Wysunął rękę, tylko po to, by zaraz zniknęła w rękawie razem z drugą. Wygładził materiał, nie zasuwając jednak zamka, co zawsze robił tylko i wyłącznie w ostateczności, gdy chłód zimy pozostawiał szron na rzęsach.
- Słucham? - przekrzywił nawet głowę lekko na bok, jakby podobny gest miał nakłonić do udzielenia odpowiedzi.
„Ma kieszenie wewnątrz?”
Naraz się ożywił, raz jeszcze unosząc w górę kurtkę. Przemknął dłonią po miękkim materiale jej wnętrza, doszukując się dodatkowych skrytek. Kciuk zaraz wystrzelił w górę w ramach potwierdzenia. Wysunął rękę, tylko po to, by zaraz zniknęła w rękawie razem z drugą. Wygładził materiał, nie zasuwając jednak zamka, co zawsze robił tylko i wyłącznie w ostateczności, gdy chłód zimy pozostawiał szron na rzęsach.
— Daj mi pięć minut. Żebym zadzwonił do Saturna rzecz jasna, to on jest naszym nadwornym strategiem — zbyt introwertycznym, by stać się królem. Mercury nie miał wątpliwości, że gdyby jego brat wykazał najmniejsze chęci w tejże dziedzinie, byłby w stanie wygryźć go ze wszystkiego. Pozycji, dziedziczenia majątku, statusu popularności. Nie protestowałby zresztą na podobny obrót spraw. Niemniej białowłosy od zawsze unikał znajdywania się w centrum uwagi, wręcz wykorzystując przebojowość Mercury'ego, by samemu móc pozostać w cieniu.
Zignorował jego pytanie, udając że zwyczajnie nie miało ono miejsca. Bardzo sprytnie, paniczu Black.
Poczekał aż Frey założy na siebie kurtkę. Wtedy też obszedł go dookoła, mierząc uważnym wzrokiem, by upewnić się że kurtka leżała jak należy.
— Nie zagina się w żadnych miejscach. Jest ciepła? Nie oszukuje futrem na zewnątrz i beznadziejnym poliestrem w środku? — zapytał kontrolnie, podchodząc do chłopaka, by wsunąć dłoń do wnętrza ubioru i samemu sprawdzić jego stan.
Zignorował jego pytanie, udając że zwyczajnie nie miało ono miejsca. Bardzo sprytnie, paniczu Black.
Poczekał aż Frey założy na siebie kurtkę. Wtedy też obszedł go dookoła, mierząc uważnym wzrokiem, by upewnić się że kurtka leżała jak należy.
— Nie zagina się w żadnych miejscach. Jest ciepła? Nie oszukuje futrem na zewnątrz i beznadziejnym poliestrem w środku? — zapytał kontrolnie, podchodząc do chłopaka, by wsunąć dłoń do wnętrza ubioru i samemu sprawdzić jego stan.
- Swoją drogą, musisz koniecznie pozdrowić Saturna. Albo najlepiej w ogóle wyciągnąć do z domu, nie widziałem go od wieków - nie tylko jego, ale to już dzisiaj mówił.
Gdy tylko Mercury wsunął rękę za materiał kurtki, nacisnął lekko na jego nadgarstek, odsuwając go od siebie. Zanim jednak brunet zdążył chociaż spojrzeć w jego kierunku, Clawrich przytulił się do jego piersi, rzucając nieco tłumionym przez materiał ubrania komentarzem.
- Co to za obłapianie w miejscu publicznym. Aż tak się stęskniłeś? - ton głosu może i zawierał prowokującą nutę, ale instynkt mógł podpowiadać, że zaczepka była jedynie wymówką dla niższego chłopaka. - Mam nadzieję, że tak - dodał jeszcze, parskając krótko z rozbawieniem. W sprawie kurtki nie miał się co do czego przyczepić, więc najzwyczajniej w świecie porzucił jej temat.
Gdy tylko Mercury wsunął rękę za materiał kurtki, nacisnął lekko na jego nadgarstek, odsuwając go od siebie. Zanim jednak brunet zdążył chociaż spojrzeć w jego kierunku, Clawrich przytulił się do jego piersi, rzucając nieco tłumionym przez materiał ubrania komentarzem.
- Co to za obłapianie w miejscu publicznym. Aż tak się stęskniłeś? - ton głosu może i zawierał prowokującą nutę, ale instynkt mógł podpowiadać, że zaczepka była jedynie wymówką dla niższego chłopaka. - Mam nadzieję, że tak - dodał jeszcze, parskając krótko z rozbawieniem. W sprawie kurtki nie miał się co do czego przyczepić, więc najzwyczajniej w świecie porzucił jej temat.
— Jasne. Ostatnio zrobił się nieco bardziej aktywny. Powiedzmy. Zaczął rozmawiać z jakimś uczniem... Leslie Vessare? Taki wysoki blondyn... wiesz, syn Meredith i Garretta Vessare — wytłumaczył pokrótce, wzruszając ramionami. Właściwie to nawet nie wiedział czy faktycznie spędzają ze sobą jakąś większą ilość czasu, ale Saturn dał mu swój numer telefonu, więc o czymś to świadczyło.
Wtem Frey wtulił się w niego jak maskotka. Poklepał go kilkakrotnie po głowie.
— Tak, tak. Już, wszystko będzie dobrze.
Doskonała odpowiedź na pytanie o tęsknocie. Na temat i w ogóle. Zakasłał cicho w swój rękaw i odwrócił się, by pociągnąć Clawericha w stronę kas.
— Doskonale i wspaniale, szybka, męska decyzja. Idziemy zapłacić. Bierzemy ją.
Wtem Frey wtulił się w niego jak maskotka. Poklepał go kilkakrotnie po głowie.
— Tak, tak. Już, wszystko będzie dobrze.
Doskonała odpowiedź na pytanie o tęsknocie. Na temat i w ogóle. Zakasłał cicho w swój rękaw i odwrócił się, by pociągnąć Clawericha w stronę kas.
— Doskonale i wspaniale, szybka, męska decyzja. Idziemy zapłacić. Bierzemy ją.
- Znam go, chodziliśmy razem do klasy, często próbowałem wyciągnąć go z domu. Najwyraźniej Saturn jest w tym lepszy - zaśmiał się z wyraźnym rozbawieniem, wspominając wszystkie te razy, gdy Vessare bez cienia żalu odmawiał mu wyjścia na miasto. Czy gdziekolwiek. Z drugiej strony mu się nie dziwił. Mając taki pokój do gier?
Ostatni raz przemknął dłońmi po materiale kurtki, sprawdzając dosłownie wszystkie kieszenie, a już w szczególności ich głębokość. W końcu za to cenił kurtki najbardziej - za pojemność. Noszenie wszystkiego w rękach było niewygodne a plecaków i sportowych toreb zwyczajnie nie lubił.
Widząc uprzejmy uśmiech pani przy kasie, odwdzięczył się tym samym i wyłuskał telefon ze spodni, realizując rachunek. Nikogo nie powinien dziwić widok urządzenia, w końcu w ich czasach nawet karty były przestarzałe, a co tu mówić o gotówce. Nie mając większego interesu w sklepie, zwyczajnie zmierzył ku wyjściu.
- Chcesz gdzieś jeszcze wstąpić, czy od razu idziemy ucieszyć akademik naszą obecnością?
Ostatni raz przemknął dłońmi po materiale kurtki, sprawdzając dosłownie wszystkie kieszenie, a już w szczególności ich głębokość. W końcu za to cenił kurtki najbardziej - za pojemność. Noszenie wszystkiego w rękach było niewygodne a plecaków i sportowych toreb zwyczajnie nie lubił.
Widząc uprzejmy uśmiech pani przy kasie, odwdzięczył się tym samym i wyłuskał telefon ze spodni, realizując rachunek. Nikogo nie powinien dziwić widok urządzenia, w końcu w ich czasach nawet karty były przestarzałe, a co tu mówić o gotówce. Nie mając większego interesu w sklepie, zwyczajnie zmierzył ku wyjściu.
- Chcesz gdzieś jeszcze wstąpić, czy od razu idziemy ucieszyć akademik naszą obecnością?
Wzruszył ramionami.
— Nie jestem tego taki pewien. Saturn przez większość czasu sam wygląda na zmęczonego, że musi iść gdziekolwiek. Rzecz jasna nie tylko w jego przypadku, rzadko kiedy tak nie wygląda — powiedział pół-żartem, pół-serio na same wspomnienie o tych wszystkich sytuacjach, gdy jego brat dostawał [od kogokolwiek] kolejnego smsa z zaproszeniem, na które nie wypadało odmówić. Mina młodszego Blacka mówiła wtedy sama za siebie, mimo że większość ludzi pewnie stwierdziłoby że wygląda tak samo obojętnie jak zawsze.
Poczekał aż Frey zapłaci zaraz również ruszając w stronę wyjścia.
— Nieszczególnie. Możemy jechać prosto do akademika, Aludra pewnie i tak odchodzi już od zmysłów. Ten mały dzieciak ledwo potrafi wytrzymać dziesięć minut, gdy któregoś z nas nie ma w pobliżu — mówiąc nas miał rzecz jasna na myśli kogokolwiek z rodziny Blacków. Ostatnio zauważył, że szczególnie wielką popularnością w jego oczach zaczął się cieszyć młody Sky. Nie powinno go to dziwić. Zarówno szczenię, jak i jego brat miały zdecydowanie zbyt wielkie pokłady energii, których nie potrafili w żaden sposób spożytkować. Poprowadził go z powrotem do samochodu, rzucając w międzyczasie:
— Swoją drogą skoro już mogę cię nieco wykorzystać, nie chcesz mi pomóc przy projekcie?
zt. x2 [+ Frey]
-> następny temat
— Nie jestem tego taki pewien. Saturn przez większość czasu sam wygląda na zmęczonego, że musi iść gdziekolwiek. Rzecz jasna nie tylko w jego przypadku, rzadko kiedy tak nie wygląda — powiedział pół-żartem, pół-serio na same wspomnienie o tych wszystkich sytuacjach, gdy jego brat dostawał [od kogokolwiek] kolejnego smsa z zaproszeniem, na które nie wypadało odmówić. Mina młodszego Blacka mówiła wtedy sama za siebie, mimo że większość ludzi pewnie stwierdziłoby że wygląda tak samo obojętnie jak zawsze.
Poczekał aż Frey zapłaci zaraz również ruszając w stronę wyjścia.
— Nieszczególnie. Możemy jechać prosto do akademika, Aludra pewnie i tak odchodzi już od zmysłów. Ten mały dzieciak ledwo potrafi wytrzymać dziesięć minut, gdy któregoś z nas nie ma w pobliżu — mówiąc nas miał rzecz jasna na myśli kogokolwiek z rodziny Blacków. Ostatnio zauważył, że szczególnie wielką popularnością w jego oczach zaczął się cieszyć młody Sky. Nie powinno go to dziwić. Zarówno szczenię, jak i jego brat miały zdecydowanie zbyt wielkie pokłady energii, których nie potrafili w żaden sposób spożytkować. Poprowadził go z powrotem do samochodu, rzucając w międzyczasie:
— Swoją drogą skoro już mogę cię nieco wykorzystać, nie chcesz mi pomóc przy projekcie?
zt. x2 [+ Frey]
-> następny temat
Centrum handlowe... Kiedy przekroczył próg drzwi wejściowych jego umysł ogarnęły same negatywne komentarze. Po co ja tu przyszedłem... Przecież w takich miejscach jest zawsze pełno ludzi. Po co, do jasnej cholery!... Skarcił siebie w myślach i właśnie przyszło do niego powiadomienie na telefon. Z YouYuba?... Dziwne. Kliknął w okienko i odtworzył się filmik. Związku z tym, że chciał ze spokojem to obejrzeć usiadł na najbliższej ławce i włożył słuchawki do uszu. Początek wydawał się nie za bardzo ciekawie, ale dał szansę, nie wyłączył po dziesięciu sekundach. Filmik przedstawiał nową grę, która miała wejść dopiero na rynek chiński. Szczerze. Nikt nie spodziewał się, że na koniec Kakuei będzie zafascynowany tą zapowiedzią. To było coś niesamowitego.
Kocham swój kraj! Pomyślał w myślach z uśmiechem na twarzy. Następnie wstał i zaczął rozglądać się po sklepach, może coś wpadnie mu w oko i przyjdzie następnym razem z pieniędzmi, żeby to sobie kupić.
Kocham swój kraj! Pomyślał w myślach z uśmiechem na twarzy. Następnie wstał i zaczął rozglądać się po sklepach, może coś wpadnie mu w oko i przyjdzie następnym razem z pieniędzmi, żeby to sobie kupić.
Cierpiące serce psiego właściciela, który musiał zostawić swoje czworonożne dziecię w domu, bo nie był pewien czy może zabrać go do molocha. Taka sytuacja. Pewnie dlatego Paige zasuwała z torbą pełną przysmaków z zoologicznego - chciała wynagrodzić fakt, że zostawiła grupę pupili na pastwę losu na tak długo (czytaj: ze dwie godziny at most, kek). No, ale ta futrzasta mama musiała też zająć się sobą. Pewnie dlatego tuptała jeszcze w kierunku innych sklepów, zmieniając poziom poszukiwań.
Gwizd, krok, krok, gwizd, tup, klask, pstryk, jebudubu nie spierdziel się ze schodów, Szer.
A już na pewno nie wpieprzaj się na losowych ludzi. Na przykład na tego młodego bubełka z włosami jak z chińskiej bajki. Automatem wydusiła przeprosiny, bo przecież prawie zderzyła się z dzieciakiem głowami. I jeszcze zaczęła przyglądać mu się z każdej strony bez słowa, żeby sprawdzić, czy mu czasem niczego nie zrobiła.
Gwizd, krok, krok, gwizd, tup, klask, pstryk, jebudubu nie spierdziel się ze schodów, Szer.
A już na pewno nie wpieprzaj się na losowych ludzi. Na przykład na tego młodego bubełka z włosami jak z chińskiej bajki. Automatem wydusiła przeprosiny, bo przecież prawie zderzyła się z dzieciakiem głowami. I jeszcze zaczęła przyglądać mu się z każdej strony bez słowa, żeby sprawdzić, czy mu czasem niczego nie zrobiła.
Chesterowa lista na zakupy nie miała dwóch tysięcy pozycji, zwykle ciotka albo teraz Hayden dawali mu maksymalnie 5 rzeczy do kupienia, żeby nie urwały mu się plecy, a żeby wyszedł z mieszkania wyprowadzić psa. I tak większość tych pseudozakupów nosił po kieszeniach w kamizelce psa pomocnika Admirał, choć i tak żadnego obładowania nie odczuł ─ ileż może ważyć farba do włosów, szampon i krem do twarzy na noc? Admirał był przechuj komandos, jak kładł się na Chesterze, to go dusił, więc co go tam trzy buteleczki. Jego kupa więcej ważyła. O, plusem jeżdżenia na wózku było to, że mogłeś bez skrupułów i z szyderczym wyrazem twarzy oglądać, jak twój facet sprząta za ciebie po twoim psie. Przecież cię nie zbije. No chyba, że w nocy w łóżku, ale to zupełnie inna historia.
Tak czy owa, łowy w Rossmanie udane, tylko te wszystkie znaki "WYPRZEDAŻ DO -80%" jakoś go rozpraszały przed wyjściem z centrum handlowego. I tak zajmując około metr kwadratowy, gapił się na te wszystkie wywieszki, aż nie usłyszał bardzo charakterystycznego "oh", jakie wydają zderzający się ze sobą ludzie.
─ O matko! Fuse, Paige! ─ zawołał, kołując do nich, a czworonóg ruszył za nim. I zamiast "cześć" czy "pocałuj mnie w dupę", zaczął nucić głośno początek "Careless Whisper" George'a Michaela.
Tak czy owa, łowy w Rossmanie udane, tylko te wszystkie znaki "WYPRZEDAŻ DO -80%" jakoś go rozpraszały przed wyjściem z centrum handlowego. I tak zajmując około metr kwadratowy, gapił się na te wszystkie wywieszki, aż nie usłyszał bardzo charakterystycznego "oh", jakie wydają zderzający się ze sobą ludzie.
─ O matko! Fuse, Paige! ─ zawołał, kołując do nich, a czworonóg ruszył za nim. I zamiast "cześć" czy "pocałuj mnie w dupę", zaczął nucić głośno początek "Careless Whisper" George'a Michaela.
INGERENCJA MISTRZA GRY
Dzień jak co dzień. Tona ludzi przechadzała się po centrum handlowym, choć tłok i tak był nieco mniejszy niż podczas weekendów. Dało się dostrzec całe mnóstwo spanikowanych uczniów biegających wokół z okrzykami typu "Wykupili wszystkie zeszyty w kratkę!", "O nie, przecież ten plecak nie pasuje mi do butów, co ja teraz zrobię?", "Chloe, myślisz że Jake w ogóle zaliczył rok i pojawi się na rozpoczęciu? Nie kontaktował się ze mną przez całe wakacje". W całym tym gwarze ciężko było o chwilę spokoju.
Wtem jeden dużo donośniejszy głos wyrwał się ponad innych.
— MIIIIIIIIIIIIIIKE TYSOOOOOOOOOON! — większość ludzi zwróciło się w kierunku krzyczącej osoby, zaraz odskakując w tył, gdy bliżej niezidentyfikowany pies o szaroburym kolorze futra popędził dziko pomiędzy nimi. Wtem głośne, radośne "AWOOO!" skutecznie poprzedziło jego wyskok w powietrze, gdy wpadł na Sheridan, ponownie popychając ją w kierunku biednego Kakueia. Jak i śliniąc jej ręce po wyczuciu smakołyków w torbie. Wyrwana z rąk właściciela smycz latała nieustannie na boki wraz z całym psim ciałem, gdy tańczył futrzastą pupą na boki z miną "Kochaj mnie". Nawet obecność innego futrzaka w pobliżu nie zdołała (jeszcze) rozproszyć jego uwagi. Właściciel tymczasem chyba został pochłonięty przez tłum.
Spacerował przez hol przyglądając się z każdej z witryn z ubraniami. Na razie były same ubrania na lato. Pewnie same wyprzedaże były na ten sezon. Czyli będzie musiał przyjść na początku kolejnego miesiąca, żeby kupić sobie coś cieplejszego. Ale spacerowanie po takim miejscu nic mu nie zrobi.
Nagle niespodziewanie zderzył się z dziewczyną. Spojrzał na nią przepraszającym wzrokiem, bo miał przeczucie, że nie zdąży nic powiedzieć. Nie chciał zatrzymywać nieznajomej. Na całe szczęście nic mu się nie stało. Jednak poczuł na sobie jej wzrok. Czy było z nim coś nie tak?... Zastanawiał się na chwilę nad tym, albo po prostu pierwszy raz spotyka osobę z białymi włosami. Po chwili posłał jej krótki uśmiech i poszedł przed siebie. A raczej chciał pójść dalej, zanim usłyszał niedaleko znajomy głos. Odwrócił w tamtą stronę głowę i zobaczył Chestera. posłał mu przyjazny uśmiech - Cześć - odparł i zrobił parę kroków w bok, żeby dziewczyna nie poczuła się niezręcznie przy jego osobie. Jednak to zostało szybko zmienione. Nie wiadomo skąd pojawił się pis i pędził na dziewczynę, z którą wcześniej się zderzył, a teraz ponownie przez zwierze i jego niegrzeczne zachowanie. Dla bezpieczeństwa wyciągnął przed siebie ręce, żeby zamortyzować jej upadek.
Nagle niespodziewanie zderzył się z dziewczyną. Spojrzał na nią przepraszającym wzrokiem, bo miał przeczucie, że nie zdąży nic powiedzieć. Nie chciał zatrzymywać nieznajomej. Na całe szczęście nic mu się nie stało. Jednak poczuł na sobie jej wzrok. Czy było z nim coś nie tak?... Zastanawiał się na chwilę nad tym, albo po prostu pierwszy raz spotyka osobę z białymi włosami. Po chwili posłał jej krótki uśmiech i poszedł przed siebie. A raczej chciał pójść dalej, zanim usłyszał niedaleko znajomy głos. Odwrócił w tamtą stronę głowę i zobaczył Chestera. posłał mu przyjazny uśmiech - Cześć - odparł i zrobił parę kroków w bok, żeby dziewczyna nie poczuła się niezręcznie przy jego osobie. Jednak to zostało szybko zmienione. Nie wiadomo skąd pojawił się pis i pędził na dziewczynę, z którą wcześniej się zderzył, a teraz ponownie przez zwierze i jego niegrzeczne zachowanie. Dla bezpieczeństwa wyciągnął przed siebie ręce, żeby zamortyzować jej upadek.
Ej, młoda, to wgapianie się w tego chłopaka chyba wydaje mu się trochę awkward. Ogarnij się.
- A. Wybacz. Po prostu chciałam sprawdzić czy może cię nie zadrapałam albo-
"Paige!"
- ...Charles Chester. A modliłam się, żebyś już się nie pojawiał w moim życiu - parsknęła z rozbawieniem, ostatecznie kładąc dłoń na łbie tego chudego wózkarza, klepiąc go po macoszemu. No niech ma. I oczywiście jej uwagę zaraz przykuł Admirał, ale nie zdążyła się z nim nawet przywitać, kiedy usłyszała czyjś krzyk, a następnie została odrzucona w tył przez jakąś torpedę, przez co znowu staranowała biednego białowłosego. Wywróciła tylko oczyma, kiedy już odzyskała równowagę, by posłać chłopaczkowi przepraszający uśmiech. Na sekundę, bo jednak PIESEK WAŻNIEJSZY NIŻ WSZYSTKO, OK.
- No hej... Mike Tyson? Chcesz jedno? - spytała, wyciągnąwszy z papierowej torby opakowanie psich ciasteczek, i pomachała nim zachęcająco. - To nie rzucaj się jak delfin, tylko siadaj. No już. Siad, misiu.
Ten moment kiedy Szeridany mówią milusio i stanowczo naraz. Hasztag treser roku.
- A. Wybacz. Po prostu chciałam sprawdzić czy może cię nie zadrapałam albo-
"Paige!"
- ...
- No hej... Mike Tyson? Chcesz jedno? - spytała, wyciągnąwszy z papierowej torby opakowanie psich ciasteczek, i pomachała nim zachęcająco. - To nie rzucaj się jak delfin, tylko siadaj. No już. Siad, misiu.
Ten moment kiedy Szeridany mówią milusio i stanowczo naraz. Hasztag treser roku.
─ Cześć, Shopping Queens. ─ odpowiedział Sheridan, układając swoją głowę pod jej burzącą jego artystyczny rozpierdol na głowie, jak ona śmiała! A właściwie niech czochra dalej. ─ Rrrrr, hulaj dusza, nie ma Boga, Boga nie ma, hulajnoga. ─ w tym momencie zerknął na Kakueia, wyciągając rękę, żeby przybić z nim żółwika. ─ Modlitwy Cię nie uchronią od deptania po przykrótkich chłopaczkach-...
I wtedy właśnie rozległ się krzyk, a on wcisnął się w wózek, zastanawiając się, czy jest jakaś, kurwa, wyprzedaż Blacka i to jakiś slogan reklamowy, czy jakiś Seba woła kumpla o takim pseudonimie, czy to jakiś nowy rodzaj terroryzmu, ale nie! To pies. Pierdolony pies. Znaczy, jego właściciel, a pies był przecudowną, włochatą mordeczką, ale Chester nie skupiał się w pierwszej sekundzie nad jego majestatem, tylko na tym, żeby nie popuścić w spodnie, gdy zwierz rzucił się z miłością na Sher. Admirał jak zwykle miał wyjebane, tylko zerknął na pana kątem oka, czy ma atak i ma wzywać pomoc, czy po prostu jest zwyczajnie pizdą.
Mniej w dupie miał pies, gdy pani Paige wyciągnęła z papierowej torby ciastko, które zahipnotyzowało czworonoga na służbie. Automatycznie uniósł łeb, skupiając całą swoją uwagę na ciastku i rozwierając paszczę, a gdy blondynka poleciła Mike'owi Tysonowi usiąść, zrobił to też Admirał, usadzając się na podłodze. Były dwie rzeczy, których woofer ten nie mógł sobie odmówić po pierwsze primo woda, po drugie primo ciastka. Od Sheridan zwłaszcza.
─ ...Ej, Admirał, to nie do Ciebie. ─ zwrócił się do pieseła brunet, pstrykając go w ucho, ale ten jedynie nim potrząsnął i obserwował dalej. Heachthinghearn spojrzał oskarżycielsko na laskę przed nim, robiąc podkowę z ust. ─ Zepsułaś mi psa.
I wtedy właśnie rozległ się krzyk, a on wcisnął się w wózek, zastanawiając się, czy jest jakaś, kurwa, wyprzedaż Blacka i to jakiś slogan reklamowy, czy jakiś Seba woła kumpla o takim pseudonimie, czy to jakiś nowy rodzaj terroryzmu, ale nie! To pies. Pierdolony pies. Znaczy, jego właściciel, a pies był przecudowną, włochatą mordeczką, ale Chester nie skupiał się w pierwszej sekundzie nad jego majestatem, tylko na tym, żeby nie popuścić w spodnie, gdy zwierz rzucił się z miłością na Sher. Admirał jak zwykle miał wyjebane, tylko zerknął na pana kątem oka, czy ma atak i ma wzywać pomoc, czy po prostu jest zwyczajnie pizdą.
Mniej w dupie miał pies, gdy pani Paige wyciągnęła z papierowej torby ciastko, które zahipnotyzowało czworonoga na służbie. Automatycznie uniósł łeb, skupiając całą swoją uwagę na ciastku i rozwierając paszczę, a gdy blondynka poleciła Mike'owi Tysonowi usiąść, zrobił to też Admirał, usadzając się na podłodze. Były dwie rzeczy, których woofer ten nie mógł sobie odmówić po pierwsze primo woda, po drugie primo ciastka. Od Sheridan zwłaszcza.
─ ...Ej, Admirał, to nie do Ciebie. ─ zwrócił się do pieseła brunet, pstrykając go w ucho, ale ten jedynie nim potrząsnął i obserwował dalej. Heachthinghearn spojrzał oskarżycielsko na laskę przed nim, robiąc podkowę z ust. ─ Zepsułaś mi psa.
INGERENCJA MISTRZA GRY
Mike Tyson na wieść że dostanie ciastko okazał się czymś więcej niż bezmyślnie biegnącą przed siebie masą mięśni. Szarobura dupencja klapnęła na ziemię, zamiatając ją z kurzu ogonem. Jedyną oznaką niesubordynacji było donośne szczeknięcie, gdy wywalił wesoło jęzor na bok długiego pyska, stawiając uszy na sztorc. Co jak co ale psisko z pewnością było pocieszne. Właściciel natomiast w końcu przepchnął się do przodu i wypadł tuż przed całą trójką ciężko dysząc. I trzeba było przyznać, że był zdecydowanie przyjemny dla oka. Niesforne czekoladowe włosy (mniam) wchodziły mu pojedynczymi kosmykami do błękitnych oczu, gdy odgarnął je niedbale palcami, skupiając się z przerażeniem na grupce.
— Mike... zabiję cię... chociaż chyba najpierw ty zabijesz mnie... boże najmocniej przepraszam. Nic wam nie jest? Ma tendencję do nadmiernej ekscytacji, wyrwał mi się z kompletnie nie wiem jakiego pow- — urwał nagle zdanie w połowie, gdy spojrzał na przysmaki w dłoni dziewczyny. Rzucił poddenerwowane spojrzenie ślepemu na wszystko (poza smakołykiem) pupilowi z miną "Poważnie Mike?". Zaraz po tym zatrzymał na chwilę wzrok na Chesterze i jego psie.
— Ładna bestyjka.
Powiedział nieśmiało, podnosząc ostrożnie smycz z ziemi. Wyglądał na tak zestresowanego całą sytuacją, że po usłyszeniu kolejnego nieprzyjemnego komentarza ze strony mijającej ich starszej pani prawie zemdlał. Niby wysoki, przystojny i pewny siebie, a w praktyce ściskał smycz tak mocno, że aż pobielały mu knykcie.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach