▲▼
First topic message reminder :
PRACOWNICY
Miejsce, w którym znajduje się wiele sklepów oraz punktów usługowych. Ów centrum posiada cztery piętra, a na jednym z nich głównie unosi się zapach jedzenia. Na najwyższym piętrze, znudzeni ludzie chodzeniem po sklepach mogą udać się na film do znanego kina w tym mieście. Przy całej reszcie są same sklepy z odzieżą, obuwiem, biżuterią, technologią, książkami z grami czy zabawkami i wiele, wiele innych. Spotkać można bardziej markowe sklepy lub nieco mniej, dla tych, których nie stać na większe wydatki. Wiecznie tutaj tłoczno, acz w tygodniu mniej ludzi można tu spotkać niżeli w czasie weekendu.
Zgłoś się do pracy!
Abbie Cole (NPC)
Ekspedientka
Jax Orson (NPC)
Ekspedient
Yasmine Bentley (NPC)
Ochroniarz
Miejsce, w którym znajduje się wiele sklepów oraz punktów usługowych. Ów centrum posiada cztery piętra, a na jednym z nich głównie unosi się zapach jedzenia. Na najwyższym piętrze, znudzeni ludzie chodzeniem po sklepach mogą udać się na film do znanego kina w tym mieście. Przy całej reszcie są same sklepy z odzieżą, obuwiem, biżuterią, technologią, książkami z grami czy zabawkami i wiele, wiele innych. Spotkać można bardziej markowe sklepy lub nieco mniej, dla tych, których nie stać na większe wydatki. Wiecznie tutaj tłoczno, acz w tygodniu mniej ludzi można tu spotkać niżeli w czasie weekendu.
- A co się robi w domach? - Spytał, jakby chodziło o wspólne robienie obiadu lub zalegnięcie na kanapie przed telewizorem. I prawdopodobnie właśnie o tym pomyślał. Wbrew otoczki jaki przeważnie pokazywał, był całkiem niewinnym stworzeniem, które nie od razu kojarzy wszystko z seksualnymi aspektami.
Będąc w sklepie, przyjrzał się wszystkim wieszakom, szukając czegoś, o podpadało pod urocze. Ostatecznie jednak nic nie zdawało się wpadać w tę kategorię, więc pozostawił białowłosemu wolną rękę.
- Nie trzeba, jest w porządku. - Odparł, zerkając na długie królicze uszy a następnie na ogon. Brew powędrowała ku górze, gdy przemykał spojrzeniem po bluzie. Po minięciu cichej minuty uniósł ręce ponad materiał, układając przedramiona na barkach towarzysza.
- No to będziesz musiał ubrać mi to siłą. - Parsknął z wyraźnym rozbawieniem, prawdopodobnie nawet nie biorąc takiej sytuacji za możliwą. Opuszki przez krótką sekundę musnęły kark, gdy wycofywał ręce.
Będąc w sklepie, przyjrzał się wszystkim wieszakom, szukając czegoś, o podpadało pod urocze. Ostatecznie jednak nic nie zdawało się wpadać w tę kategorię, więc pozostawił białowłosemu wolną rękę.
- Nie trzeba, jest w porządku. - Odparł, zerkając na długie królicze uszy a następnie na ogon. Brew powędrowała ku górze, gdy przemykał spojrzeniem po bluzie. Po minięciu cichej minuty uniósł ręce ponad materiał, układając przedramiona na barkach towarzysza.
- No to będziesz musiał ubrać mi to siłą. - Parsknął z wyraźnym rozbawieniem, prawdopodobnie nawet nie biorąc takiej sytuacji za możliwą. Opuszki przez krótką sekundę musnęły kark, gdy wycofywał ręce.
— Naprawdę jesteś taki niewinny czy tylko udajesz? Nie powiem, to całkiem urocze — stwierdził z rozbawieniem w głosie, mierzwiąc mu lekko włosy dłonią. Mimo że w głębi duszy nieszczególnie chciało mu się w to wszystko wierzyć. Naiwność, urocze zachowanie, nieświadomość co druga osoba miała na myśli. Czy naprawdę Reitz wychował się pod kloszem na tyle mocnym, by rodzina nie dopuszczała do niego żadnych zepsutych informacji? Jako osoba, która nie miała z podobnym światem nic wspólnego, miewał problemy ze zrozumieniem podobnego podejścia.
Ponadto wychodził z założenia, że każdy miał swój szkielet w szafie, którego chciał uchronić, przybierając przeróżne maski. Nawet gdy cały czas uśmiechał się łagodnie w jego stronę, zaraz patrząc na bluzę.
— Aww. Przecież nie przyszliśmy tu po to, żebym wciskał ci cokolwiek siłą — powiedział wyraźnie zawiedziony, odwieszając bluzę na swoje miejsce. Zamiast tego sięgnął po inną. Przewaga szarości przepleciona tu i ówdzie białymi elementami. Drobne czarne łapki na kieszeni z przodu były jedynym bardziej uroczym elementem, przynajmniej w jego mniemaniu.
— Może ta? Trochę jakbyś miał te swoje psy zawsze przy sobie. W kieszeni wręcz — zażartował podnosząc jego rękę, by sprawdzić długość rękawów i przesunął palcami po jego kręgosłupie, testując ją i z tyłu. Pasowała idealnie.
Rzucił mu raz jeszcze pytające spojrzenie.
Ponadto wychodził z założenia, że każdy miał swój szkielet w szafie, którego chciał uchronić, przybierając przeróżne maski. Nawet gdy cały czas uśmiechał się łagodnie w jego stronę, zaraz patrząc na bluzę.
— Aww. Przecież nie przyszliśmy tu po to, żebym wciskał ci cokolwiek siłą — powiedział wyraźnie zawiedziony, odwieszając bluzę na swoje miejsce. Zamiast tego sięgnął po inną. Przewaga szarości przepleciona tu i ówdzie białymi elementami. Drobne czarne łapki na kieszeni z przodu były jedynym bardziej uroczym elementem, przynajmniej w jego mniemaniu.
— Może ta? Trochę jakbyś miał te swoje psy zawsze przy sobie. W kieszeni wręcz — zażartował podnosząc jego rękę, by sprawdzić długość rękawów i przesunął palcami po jego kręgosłupie, testując ją i z tyłu. Pasowała idealnie.
Rzucił mu raz jeszcze pytające spojrzenie.
-Powiedzmy, że nie należę do grona osób, które w co drugim zdaniu odnajdują propozycję na tle seksualnym. Co można robić w domu? Dużo rzeczy. Wspólne oglądanie filmu, gotowanie, granie, rozmowa przy herbacie lub kawie. Nie ograniczam kierunku myślenia. - Nie był wychowany pod kloszem. Matka szybko odeszła a ojciec po tragicznym wypadku poświęcał czas na zapewnienie idealnej przyszłości potomkowi, niekoniecznie bacząc na fakt, że młody Reitz potrzebował jedynie wspólnego czasu.
Gest mierzwiący włosy przyjął z zadowoleniem, przymykając oczy na czas jego trwania. Pochylił też lekko głowę niczym szczeniak domagający się dalszych pieszczot.
-Szkoda, byłem ciekaw sposobu, w jaki byś to zrobił. - Powiódł spojrzeniem za Jackdawem, śledząc jego ruchy. Nowa bluza znacznie bardziej trafiała w preferencje. Przyglądał jej się przez dłuższą chwilę, oceniając elementy.
- Zgoda. - Chwycił ubranie w dłoń, kierując się w stronę wcześniej przyuważonej przebieralni. Odkładając bluzę na wieszak, zasunął za sobą kotarę, zabierając się za ściąganie górnej części odzienia. Wtedy też założył to wybrane przez towarzysza, wygładzając po wsunięciu rąk w rękawy. Krótko zerknął w lustro, przeczesując jasne kosmyki palcami. Dopiero wtedy wyszedł, odnajdują swoją randkę wzrokiem. - Wciąż uroczo?
Gest mierzwiący włosy przyjął z zadowoleniem, przymykając oczy na czas jego trwania. Pochylił też lekko głowę niczym szczeniak domagający się dalszych pieszczot.
-Szkoda, byłem ciekaw sposobu, w jaki byś to zrobił. - Powiódł spojrzeniem za Jackdawem, śledząc jego ruchy. Nowa bluza znacznie bardziej trafiała w preferencje. Przyglądał jej się przez dłuższą chwilę, oceniając elementy.
- Zgoda. - Chwycił ubranie w dłoń, kierując się w stronę wcześniej przyuważonej przebieralni. Odkładając bluzę na wieszak, zasunął za sobą kotarę, zabierając się za ściąganie górnej części odzienia. Wtedy też założył to wybrane przez towarzysza, wygładzając po wsunięciu rąk w rękawy. Krótko zerknął w lustro, przeczesując jasne kosmyki palcami. Dopiero wtedy wyszedł, odnajdują swoją randkę wzrokiem. - Wciąż uroczo?
— Jasne. Skoro tak twierdzisz i cię to satysfakcjonuje, zapamiętam — głos Northa brzmiał całkowicie neutralnie z pewnym przebłyskiem pozytywności, wskazując na to, że zaakceptował jego wytłumaczenie. Nawet jeśli w rzeczywistości jego stan był bardzo daleki od wierzenia w ich prawdziwość. Ludzie nie umawiali się z innymi w domu po to, by rozmawiać przy herbacie.
A na pewno nie tacy, którzy na drugim spotkaniu pozwalali się całować praktycznie nieznajomym osobom.
— W sposób, którego stosowanie nie przystoi w miejscach publicznych, rzecz jasna — rzucił z nad wyraz wielką pewnością siebie, nawet na chwilę na niej nie tracąc. Zupełnie jakby żadne zachowanie, nie było w stanie mu jej odebrać. Wyglądał też na wyraźnie zadowolonego z faktu, że w końcu udało mu się znaleźć coś, co odpowiadało Reitzowi.
Ruszył za nim w stronę przymierzalni, stając jakże grzecznie i uprzejmie przed kotarą, czekając aż ten założy na siebie co powinien. Włączył w międzyczasie facebooka, odpisując na kilka wiadomości. Gdy tylko usłyszał, że Reitz wychodzi, wsunął z powrotem telefon do kieszeni i uniósł kącik ust w uśmiechu.
— Nawet bardziej niż się spodziewałem. A tobie jak się podoba? — zapytał, przesuwając po nim wzrokiem od góry do dołu. W końcu to jego zdanie było tutaj najważniejsze i to do niego należała decyzja czy zamierzał zdecydować się na zakup, czy wolał przejść się dalej, by zorientować się w większym wyborze innych marek.
A na pewno nie tacy, którzy na drugim spotkaniu pozwalali się całować praktycznie nieznajomym osobom.
— W sposób, którego stosowanie nie przystoi w miejscach publicznych, rzecz jasna — rzucił z nad wyraz wielką pewnością siebie, nawet na chwilę na niej nie tracąc. Zupełnie jakby żadne zachowanie, nie było w stanie mu jej odebrać. Wyglądał też na wyraźnie zadowolonego z faktu, że w końcu udało mu się znaleźć coś, co odpowiadało Reitzowi.
Ruszył za nim w stronę przymierzalni, stając jakże grzecznie i uprzejmie przed kotarą, czekając aż ten założy na siebie co powinien. Włączył w międzyczasie facebooka, odpisując na kilka wiadomości. Gdy tylko usłyszał, że Reitz wychodzi, wsunął z powrotem telefon do kieszeni i uniósł kącik ust w uśmiechu.
— Nawet bardziej niż się spodziewałem. A tobie jak się podoba? — zapytał, przesuwając po nim wzrokiem od góry do dołu. W końcu to jego zdanie było tutaj najważniejsze i to do niego należała decyzja czy zamierzał zdecydować się na zakup, czy wolał przejść się dalej, by zorientować się w większym wyborze innych marek.
- Co powiesz na mały eksperyment? Zapraszam do siebie. I obiecuję, że jak przyjdziesz, to nie znajdziesz ani jednego śladu obecności psów, więc nie musisz martwić się alergią - przemknął nawet opuszkami po kieszeni, w której spoczywał telefon, gotów w każdej chwili przedzwonić do służby w rezydencji, że na czas góra dwóch dni zostawia tam psy. A apartament zostałby dokładnie wyczyszczony przez odpowiednią załogę sprzątającą. - Zrobię ci dobry obiad - dodał jeszcze.
- Oh? Koniecznie musisz mi o tym kiedyś opowiedzieć. Może nawet dzisiaj? Dzień jeszcze młody, mamy czas - uśmiech przez chwilę błąkał się po ustach, ostatecznie lekko unosząc kąciki.
Opuściwszy przebieralnię, wygładził materiał bluzy, ostatecznie lekko podwijając rękawy do połowy przedramion. Ha, seme style.
- Niezła, kolory pasują. No i jest wygodna. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo miękkie ma wnętrze. Sam zobacz - podszedł te kilka kroków, odwijając rękaw, by udostępnić jego wnętrze Callahanowi. Cóż, zawsze lubił miłe w dotyku tkaniny.
- Oh? Koniecznie musisz mi o tym kiedyś opowiedzieć. Może nawet dzisiaj? Dzień jeszcze młody, mamy czas - uśmiech przez chwilę błąkał się po ustach, ostatecznie lekko unosząc kąciki.
Opuściwszy przebieralnię, wygładził materiał bluzy, ostatecznie lekko podwijając rękawy do połowy przedramion. Ha, seme style.
- Niezła, kolory pasują. No i jest wygodna. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo miękkie ma wnętrze. Sam zobacz - podszedł te kilka kroków, odwijając rękaw, by udostępnić jego wnętrze Callahanowi. Cóż, zawsze lubił miłe w dotyku tkaniny.
Słysząc propozycję chłopaka, wybuchł śmiechem. Śmiał się tak przez krótką chwilę, kręcąc na boki głową, zupełnie jakby sam nie do końca dowierzał w jego słowa.
— Nie zrozum mnie źle.
"Dobry obiad."
Kluczowe słowa, napominające o darmowym posiłku bez wątpienia były przekonujące. Niemniej chłopak przeszedł do niego odsuwając włosy w jego ucha, nachylając się nad nim.
— Ale obawiam się, że to nie ty jesteś tu dla mnie w podobnym wypadku największym zagrożeniem. Skąd pewność, że skoro ty powstrzymasz siebie, ja zrobię to samo? — szept, niedosłyszalny dla nikogo innego poza samym Reitzem, urwał się wraz z momentem, w którym North odwrócił się w swoją stronę, bez najmniejszej następnej uwagi, przeglądając ubrania odwieszone przez innych. Dopiero, gdy na nowo usłyszał opinię na temat bluzy, zwrócił się w stronę Reitza, patrząc na wywinięty materiał.
— Ciepła? — zapytał, przesuwając się krok w jego stronę. Podniesiona ręka, zamiast dotknąć rękawa, wsunęła się w spód jego bluzy. Palce musnęły brzuch chłopaka, nim w końcu zwinnie obróciły się, dotykając materiału. Dopiero wtedy przeszedł za niego i wyciągnął mu z tyłu metkę, sprawdzając pokrótce cenę.
— Dobra jakość, jak na taką cenę — rzucił spokojnym, nieco wyniosłym tonem, przywodzącym na myśl dzieciaka z bogatego domu, który właśnie zastanawiał się czy produkt, który właśnie trzymał w dłoniach, nie był dla niego przypadkiem zbyt tani. Zaraz odłożył ją delikatnie, unosząc kącik ust w uśmiechu.
— No, ale jak już sam mówiłem, lubię ten sklep.
— Nie zrozum mnie źle.
"Dobry obiad."
Kluczowe słowa, napominające o darmowym posiłku bez wątpienia były przekonujące. Niemniej chłopak przeszedł do niego odsuwając włosy w jego ucha, nachylając się nad nim.
— Ale obawiam się, że to nie ty jesteś tu dla mnie w podobnym wypadku największym zagrożeniem. Skąd pewność, że skoro ty powstrzymasz siebie, ja zrobię to samo? — szept, niedosłyszalny dla nikogo innego poza samym Reitzem, urwał się wraz z momentem, w którym North odwrócił się w swoją stronę, bez najmniejszej następnej uwagi, przeglądając ubrania odwieszone przez innych. Dopiero, gdy na nowo usłyszał opinię na temat bluzy, zwrócił się w stronę Reitza, patrząc na wywinięty materiał.
— Ciepła? — zapytał, przesuwając się krok w jego stronę. Podniesiona ręka, zamiast dotknąć rękawa, wsunęła się w spód jego bluzy. Palce musnęły brzuch chłopaka, nim w końcu zwinnie obróciły się, dotykając materiału. Dopiero wtedy przeszedł za niego i wyciągnął mu z tyłu metkę, sprawdzając pokrótce cenę.
— Dobra jakość, jak na taką cenę — rzucił spokojnym, nieco wyniosłym tonem, przywodzącym na myśl dzieciaka z bogatego domu, który właśnie zastanawiał się czy produkt, który właśnie trzymał w dłoniach, nie był dla niego przypadkiem zbyt tani. Zaraz odłożył ją delikatnie, unosząc kącik ust w uśmiechu.
— No, ale jak już sam mówiłem, lubię ten sklep.
Na dźwięk śmiechu, jasne lico Reitza przyozdobił wyraz całkowicie szczerego niezrozumienia. W pewnym momencie wręcz przekrzywił lekko głowę na bok, przypominając te wszystkie szczeniaki, które słyszały jakiś dźwięk po raz pierwszy w życiu i zastanawiały się, czym był.
Kolejny — dość czysty gest — tym bardziej zbił go z tropu, minimalnie zaciskając usta w wąską linię. Zadarł nieco głowę, coby spojrzeć w czerwone tęczówki chłopaka przed sobą.
- To może jednak zostawię choć jednego psa? Takiego, który sam z siebie za nic w świecie do ciebie nie podejdzie. A jak zaczniesz grać nie fair, to skończy się kichaniem i twoja przystojna buźka skończy z katarem i zaczerwienionymi oczami - wargi tym razem rozciągnął szeroki i szelmowski uśmiech. Cóż, niscy ludzie zawsze mieli asy w rękawach. Czyste lub nieczyste zagrania były ich domeną, przy czym bardziej skłaniali się tym drugim. W końcu nie od dziś było wiadomo, że małe jest najbardziej podstępne i gryzie najmocniej.
"Ciepła?"
Już otwierał usta, by odpowiedzieć, gdy słowa zamarły w krtani. Ostatecznie skończyło się na zaskoczonym "ło" gdy nieco chłodne opuszki musnęły ciepłą skórę. Wciągnął lekko brzuch, lecz w chęci odsunięcia go od zimna, niż w obrzydzeniu. Skrzyżował ręce, opierając się lekko o pierś Jackdawa, gdy ten już majstrował przy metce z ceną.
- Wpierw zagrzej te łapska - zacmokał, przemykając spojrzeniem po wieszakach. Coś błysnęło w wielobarwnych ślepiach, gdy na jednej z półek przyuważył interesującą rzecz. Przeciął powoli odległość dzielącą go od wystawy, by schwycić coś w dłonie, co zaraz wylądowało między kosmykami jego towarzysza.
- Do twarzy ci - kolejny łobuzerski uśmiech, który tym razem skrył za dłonią, drugą machając w powietrzu z rozbawieniem. Kwiat. Sztuczny, jednak wykonany na tyle dobrze, by bez problemu przypominać prawdziwy. W bordowym odcieniu.
- I wezmę ją, podoba mi się - wygładził materiał bluzy, właśnie ją mając na myśli.
Kolejny — dość czysty gest — tym bardziej zbił go z tropu, minimalnie zaciskając usta w wąską linię. Zadarł nieco głowę, coby spojrzeć w czerwone tęczówki chłopaka przed sobą.
- To może jednak zostawię choć jednego psa? Takiego, który sam z siebie za nic w świecie do ciebie nie podejdzie. A jak zaczniesz grać nie fair, to skończy się kichaniem i twoja przystojna buźka skończy z katarem i zaczerwienionymi oczami - wargi tym razem rozciągnął szeroki i szelmowski uśmiech. Cóż, niscy ludzie zawsze mieli asy w rękawach. Czyste lub nieczyste zagrania były ich domeną, przy czym bardziej skłaniali się tym drugim. W końcu nie od dziś było wiadomo, że małe jest najbardziej podstępne i gryzie najmocniej.
"Ciepła?"
Już otwierał usta, by odpowiedzieć, gdy słowa zamarły w krtani. Ostatecznie skończyło się na zaskoczonym "ło" gdy nieco chłodne opuszki musnęły ciepłą skórę. Wciągnął lekko brzuch, lecz w chęci odsunięcia go od zimna, niż w obrzydzeniu. Skrzyżował ręce, opierając się lekko o pierś Jackdawa, gdy ten już majstrował przy metce z ceną.
- Wpierw zagrzej te łapska - zacmokał, przemykając spojrzeniem po wieszakach. Coś błysnęło w wielobarwnych ślepiach, gdy na jednej z półek przyuważył interesującą rzecz. Przeciął powoli odległość dzielącą go od wystawy, by schwycić coś w dłonie, co zaraz wylądowało między kosmykami jego towarzysza.
- Do twarzy ci - kolejny łobuzerski uśmiech, który tym razem skrył za dłonią, drugą machając w powietrzu z rozbawieniem. Kwiat. Sztuczny, jednak wykonany na tyle dobrze, by bez problemu przypominać prawdziwy. W bordowym odcieniu.
- I wezmę ją, podoba mi się - wygładził materiał bluzy, właśnie ją mając na myśli.
Zaciśnięte usta sprawiały, że Reitz wyglądał w jego mniemaniu niezwykle zabawnie. Trochę jak naburmuszone dziecko, które nie dostało tego co chciało.
— Albo ja, albo psy — przedstawił sprawę prosto, unosząc kącik ust w nieznacznym uśmiechu. Nie cierpiał alergii, co skończyło się swego rodzaju niechęcią do futrzaków. Choć szczerze mówiąc szczerze wątpił, by był w stanie w pełni swobodnie wejść do miejsca, gdzie mieszkały na co dzień. Zwierzęta miały to do siebie, że zawsze pozostawał po nich pewien ślad, którego nie zauważali ich właściciele. W przeciwieństwie do niesamowicie wrażliwych alergików.
Zdawał sobie sprawę, że swoimi słowami mógł zaprzepaścić szansę na udanie się do jego domu, mimo to potrafił być równie uparty w podobnych kwestiach. Właśnie ze względu na swoją "przystojną buźkę".
Krótki śmiech podsumował nagły atak zimnych rąk, nie spodziewał się jednak tego, co zaraz wylądowało na jego głowie. Obrócił kilka razy głowę na boki, przeglądając się w lustrze pod różnymi kątami.
— Oczywiście, że tak. We wszystkim mi do twarzy — odpowiedział z niezachwianą pewnością siebie, pozostawiając go póki co na głowie. Gdy ruszą w stronę kas, wtedy zdejmie go z głowy.
— Świetnie. Coś jeszcze? — zapytał przekrzywiając głowę na bok. Może miał jakieś inne ubrania na swojej liście życzeń, które mogli znaleźć albo w tym sklepie, albo zupełnie innym. W końcu to była duża galeria.
— Albo ja, albo psy — przedstawił sprawę prosto, unosząc kącik ust w nieznacznym uśmiechu. Nie cierpiał alergii, co skończyło się swego rodzaju niechęcią do futrzaków. Choć szczerze mówiąc szczerze wątpił, by był w stanie w pełni swobodnie wejść do miejsca, gdzie mieszkały na co dzień. Zwierzęta miały to do siebie, że zawsze pozostawał po nich pewien ślad, którego nie zauważali ich właściciele. W przeciwieństwie do niesamowicie wrażliwych alergików.
Zdawał sobie sprawę, że swoimi słowami mógł zaprzepaścić szansę na udanie się do jego domu, mimo to potrafił być równie uparty w podobnych kwestiach. Właśnie ze względu na swoją "przystojną buźkę".
Krótki śmiech podsumował nagły atak zimnych rąk, nie spodziewał się jednak tego, co zaraz wylądowało na jego głowie. Obrócił kilka razy głowę na boki, przeglądając się w lustrze pod różnymi kątami.
— Oczywiście, że tak. We wszystkim mi do twarzy — odpowiedział z niezachwianą pewnością siebie, pozostawiając go póki co na głowie. Gdy ruszą w stronę kas, wtedy zdejmie go z głowy.
— Świetnie. Coś jeszcze? — zapytał przekrzywiając głowę na bok. Może miał jakieś inne ubrania na swojej liście życzeń, które mogli znaleźć albo w tym sklepie, albo zupełnie innym. W końcu to była duża galeria.
Zerknął ku Callahanowi, przyglądając mu się dłuższą chwilę.
- Psy, one nie każą mi wybierać - odparł z dość łagodnym wyrazem twarzy, aczkolwiek coś pobłyskującego w wielobarwnych tęczówkach mogło dawać wyraźny znak, że nie do końca był zadowolony z takiego obrotu sytuacji. Nie zamierzał jednak z tego powodu kłaść się na ziemi i zacząć krzyczeć jak jedno z tych wyjątkowo rozpieszczonych dzieci. Przymknął na chwilę oczy, wygładzając materiał bluzy na rękawach.
- Niemniej zaproszenie pozostaje aktualne. Określasz tylko dogodną datę, a ja wykonuję jeden telefon i możesz być spokojny o alergię. Dzień dzisiejszy również wchodzi w grę - i z tymi słowami obrócił się na pięcie wyjątkowo tanecznym krokiem, wsuwając się z powrotem za kotarę przebieralni. Tam też przemienił bluzę na swoją czarną, składając w schludną kostkę tę, którą miał zamiar kupić.
- Czyżby? Sądzę, że w koszuli we flamingi wyglądałbyś raczej komicznie - mruknął, wychodząc z niewielkiego pomieszczenia. Skierował się od razu do kasy, uprzednio wsuwając palec za szlufkę spodni Jackdawa, by pociągnąć go lekko za sobą. Nie umknęło to uwadze dwójki dziewcząt obecnych w sklepie. Podsumowały to krótkim piskiem radości, wspominając coś o yaoi, nad czym jednak młody Reitz niekoniecznie się skupiał.
- To tyle. Chyba że chcesz poszukać ze mną flower crownów? Skoro już jesteśmy w galerii, to chciałbym jeden sobie sprawić - puścił materiał spodni towarzysza, by zapłacić przemiłej pani kasjerce za zakup. Zapakowała bluzę w uroczą torebkę ze wzorem w pieski, co tylko ucieszyło serce Reitza. Psy, idealnie. Posłał jej serdeczny uśmiech, na co odpowiedziała tym samym i życzyła miłego dnia.
- A jeśli nie masz na to ochoty, to możemy robić coś innego. Rzuć tylko życzeniem, a postaram się je spełnić - zerknął przez ramię na tę przystojną buźkę, jakby czekając na interesującą propozycję.
- Psy, one nie każą mi wybierać - odparł z dość łagodnym wyrazem twarzy, aczkolwiek coś pobłyskującego w wielobarwnych tęczówkach mogło dawać wyraźny znak, że nie do końca był zadowolony z takiego obrotu sytuacji. Nie zamierzał jednak z tego powodu kłaść się na ziemi i zacząć krzyczeć jak jedno z tych wyjątkowo rozpieszczonych dzieci. Przymknął na chwilę oczy, wygładzając materiał bluzy na rękawach.
- Niemniej zaproszenie pozostaje aktualne. Określasz tylko dogodną datę, a ja wykonuję jeden telefon i możesz być spokojny o alergię. Dzień dzisiejszy również wchodzi w grę - i z tymi słowami obrócił się na pięcie wyjątkowo tanecznym krokiem, wsuwając się z powrotem za kotarę przebieralni. Tam też przemienił bluzę na swoją czarną, składając w schludną kostkę tę, którą miał zamiar kupić.
- Czyżby? Sądzę, że w koszuli we flamingi wyglądałbyś raczej komicznie - mruknął, wychodząc z niewielkiego pomieszczenia. Skierował się od razu do kasy, uprzednio wsuwając palec za szlufkę spodni Jackdawa, by pociągnąć go lekko za sobą. Nie umknęło to uwadze dwójki dziewcząt obecnych w sklepie. Podsumowały to krótkim piskiem radości, wspominając coś o yaoi, nad czym jednak młody Reitz niekoniecznie się skupiał.
- To tyle. Chyba że chcesz poszukać ze mną flower crownów? Skoro już jesteśmy w galerii, to chciałbym jeden sobie sprawić - puścił materiał spodni towarzysza, by zapłacić przemiłej pani kasjerce za zakup. Zapakowała bluzę w uroczą torebkę ze wzorem w pieski, co tylko ucieszyło serce Reitza. Psy, idealnie. Posłał jej serdeczny uśmiech, na co odpowiedziała tym samym i życzyła miłego dnia.
- A jeśli nie masz na to ochoty, to możemy robić coś innego. Rzuć tylko życzeniem, a postaram się je spełnić - zerknął przez ramię na tę przystojną buźkę, jakby czekając na interesującą propozycję.
Widział jego wzrok. Kim byłby jednak North, gdyby nie nachylił się w tym momencie ku niemu niemalże dotykając ustami jego ucha.
— Z pewnością. Nie robią też wielu innych rzeczy, a jedynie jęknięcie jakie mogą z ciebie wydobyć to jęk zawodu, gdy przypadkowo zniszczą jedną z twoich ulubionych maskotek — nie wiedział dlaczego akurat tę zabawkę podał za przykład. Była to pierwsza rzecz jaka przyszła mu do głowy, choć szczerze wątpił by Reitz posiadał w swoim pokoju wielką kolekcję pluszaków. Nawet jeśli oceniając go po wyglądzie zewnętrznym, był w stanie bez problemu wyobrazić go sobie w podobnym wydaniu.
Nie dodał nic więcej, dmuchając mu jedynie ciepłym powietrzem w ucho, gdy odsunął się wsuwając dłonie do kieszeni.
— Może innym razem — to nie był dobry moment na podobne spotkanie. Doskonale widział to w oczach starszego chłopaka. Były momenty, gdy powinno się na coś napierać i takie, gdy lepiej było zejść komuś z oczu. Na tyle długo, by chciał cię mieć przy sobie i na tyle krótko, by o tobie nie zapomniał. Wyczucie różnicy było niesamowicie trudne, gdy już się jednak opanowało tę sztukę - nie starczyłoby palców obu dłoni, by wyliczyć wszelkie wiążące się z nią korzyści.
— Egzotycznie. Kosmicznie wyglądałbym w tej piżamie w rakiety — parsknął rozbawiony wskazując na jeden z takich właśnie okazów dla dzieci, wiszącym na mijanym przez nich wieszaku. Spojrzał na dwie piszczące dziewczyny i puścił im oczko, obejmując Reitza w pasie.
— Jasne, brzmi świetnie. Zawsze byłem ciekaw flower crownów — powiedział dość entuzjastycznie, rozwiewając wszelkie wątpliwości, jakoby podobny pomysł miał mu się nie spodobać. Ściągnął jednocześnie wcześniej wczepiony w swoje włosy kwiat i odłożył je do rzeczy, z których klienci rezygnowali tuż przy kasie. Zabrał rękę z pasa Reitza, pozwalając mu w spokoju zapłacić, niż w końcu opuścił sklep, czując że na widok tych wszystkich psich symboli, zaczyna go kręcić w nosie.
APSIK!
No serio.
— Wiesz w jakim typie sklepu będą? — zapytał chłopaka, wyciągając z kieszeni chusteczki. Zaraz otarł jedną z nich nos, nie spuszczając z niego wzroku.
— Z pewnością. Nie robią też wielu innych rzeczy, a jedynie jęknięcie jakie mogą z ciebie wydobyć to jęk zawodu, gdy przypadkowo zniszczą jedną z twoich ulubionych maskotek — nie wiedział dlaczego akurat tę zabawkę podał za przykład. Była to pierwsza rzecz jaka przyszła mu do głowy, choć szczerze wątpił by Reitz posiadał w swoim pokoju wielką kolekcję pluszaków. Nawet jeśli oceniając go po wyglądzie zewnętrznym, był w stanie bez problemu wyobrazić go sobie w podobnym wydaniu.
Nie dodał nic więcej, dmuchając mu jedynie ciepłym powietrzem w ucho, gdy odsunął się wsuwając dłonie do kieszeni.
— Może innym razem — to nie był dobry moment na podobne spotkanie. Doskonale widział to w oczach starszego chłopaka. Były momenty, gdy powinno się na coś napierać i takie, gdy lepiej było zejść komuś z oczu. Na tyle długo, by chciał cię mieć przy sobie i na tyle krótko, by o tobie nie zapomniał. Wyczucie różnicy było niesamowicie trudne, gdy już się jednak opanowało tę sztukę - nie starczyłoby palców obu dłoni, by wyliczyć wszelkie wiążące się z nią korzyści.
— Egzotycznie. Kosmicznie wyglądałbym w tej piżamie w rakiety — parsknął rozbawiony wskazując na jeden z takich właśnie okazów dla dzieci, wiszącym na mijanym przez nich wieszaku. Spojrzał na dwie piszczące dziewczyny i puścił im oczko, obejmując Reitza w pasie.
— Jasne, brzmi świetnie. Zawsze byłem ciekaw flower crownów — powiedział dość entuzjastycznie, rozwiewając wszelkie wątpliwości, jakoby podobny pomysł miał mu się nie spodobać. Ściągnął jednocześnie wcześniej wczepiony w swoje włosy kwiat i odłożył je do rzeczy, z których klienci rezygnowali tuż przy kasie. Zabrał rękę z pasa Reitza, pozwalając mu w spokoju zapłacić, niż w końcu opuścił sklep, czując że na widok tych wszystkich psich symboli, zaczyna go kręcić w nosie.
APSIK!
No serio.
— Wiesz w jakim typie sklepu będą? — zapytał chłopaka, wyciągając z kieszeni chusteczki. Zaraz otarł jedną z nich nos, nie spuszczając z niego wzroku.
- ... czekaj, co. Czemu myślisz, że powodują u mnie jęki? Że ktokolwiek je powoduje? - łypnął na niego, jak na urażonego uke przystało. - Nie myśl sobie zbyt wiele, książę. Może nie wygrywam w konkursie na najgroźniejszy wygląd i masę mięśni, ale kryję w sobie potwora. Nie dam się zepchnąć, phew - drgnął ledwo na ten niespodziewany kontakt, nie odsuwając się jednak w tył. A skąd. - I nigdy nie zepsuły mi maskotki, są świetnie wytresowane. Znaczy... nie, żebym miał jakąś maskotkę, tak - zacisnął usta w wąską linię, układając dłonie na barkach Northa, by lekko go od siebie odsunąć. Dość tego kopania sobie dołu. Odwrócił nawet zażenowany wzrok, jak taki dziesięcioletni chłopiec, który zarzeka się o swojej odwadze i chowa za plecami pluszowego misia. Oczywiście, że miał pluszaka w domu. Jego psy też miały. Każdy jednego.
- Kiedy chcesz, tylko wcześniej napisz. Wolałbym, żebyś nie natknął się na Sophie. Chociaż... jest z twojej klasy, jeśli się nie mylę. Niska, trochę upierdliwa, jedyna w swoim rodzaju. Gdybyś przyszedł akurat w czasie jej wizyty, to może straciłaby trochę zawziętości? Nawet nie wiesz, jak męczące są ciągłe prośby typu "Orion, zagraj mi na skrzypcach, proooszę!" huh... - wykonał nieokreślony ruch dłonią, pokrótce tworząc obraz dziewczyny. Która uważała się za jego dziewczynę, kiepsko. Zaraz też zerknął ku wspomnianej piżamie, komentują ją krótkim parsknięciem. Cóż, sam miał jednoczęściową piżamę zwierzątko i koszulkę w macki więc... czemu Jackdaw nie miałby wcisnąć się w rakiety?
Objęty w pasie pokręcił głową, uśmiechając się jednak pod nosem.
- Cudnie - podsumował, chwytając zapakowaną w torebkę bluzę i drepcząc za towarzyszem. Po wyjściu ze sklepu zerknął ku kolejnym ruchomym schodom, obrzucając je dość sceptycznym spojrzeniem.
- Nie mam pojęcia gdzie ich szukać, liczę na ciebie. Specu - to jednak nie stanęło na przeszkodzie, by chwycił ponownie wolną dłoń swojego księcia na białym koniu i pociągnął go w stronę tych nieszczęsnych schodów.
- Kiedy chcesz, tylko wcześniej napisz. Wolałbym, żebyś nie natknął się na Sophie. Chociaż... jest z twojej klasy, jeśli się nie mylę. Niska, trochę upierdliwa, jedyna w swoim rodzaju. Gdybyś przyszedł akurat w czasie jej wizyty, to może straciłaby trochę zawziętości? Nawet nie wiesz, jak męczące są ciągłe prośby typu "Orion, zagraj mi na skrzypcach, proooszę!" huh... - wykonał nieokreślony ruch dłonią, pokrótce tworząc obraz dziewczyny. Która uważała się za jego dziewczynę, kiepsko. Zaraz też zerknął ku wspomnianej piżamie, komentują ją krótkim parsknięciem. Cóż, sam miał jednoczęściową piżamę zwierzątko i koszulkę w macki więc... czemu Jackdaw nie miałby wcisnąć się w rakiety?
Objęty w pasie pokręcił głową, uśmiechając się jednak pod nosem.
- Cudnie - podsumował, chwytając zapakowaną w torebkę bluzę i drepcząc za towarzyszem. Po wyjściu ze sklepu zerknął ku kolejnym ruchomym schodom, obrzucając je dość sceptycznym spojrzeniem.
- Nie mam pojęcia gdzie ich szukać, liczę na ciebie. Specu - to jednak nie stanęło na przeszkodzie, by chwycił ponownie wolną dłoń swojego księcia na białym koniu i pociągnął go w stronę tych nieszczęsnych schodów.
— Nikt nie powiedział czegokolwiek o zepchnięciu. Ani żadnym pchnięciu. To nie jedyny sposób na wywołanie u kogoś jęków — zaśmiał się na głos, rozbawiony zarówno tym spostrzeżeniem, jak i jego dalszymi słowami o maskotce. Kto by w końcu pomyślał, że chłopak będzie miał słabość na punkcie pluszaków?
Nie, wróć. Był osobą, która idealnie pasowała do podobnej słabości. Zanotował ten fakt w pamięci, postanawiając wykorzystać go w przyszłości. Nawet jeśli Reitz uparcie zaprzeczał, jego charakter urodzonego tsundere, dawał Jackdawowi szansę na zdobycie kilku dodatkowych punktów. W ten dość podstępny sposób.
— Sophie? — przeszukiwał przez chwilę swoją pamięć, nim zlokalizował odpowiednią dziewczynę. Faktycznie była z jego rocznika, choć w przeciwieństwie do niego, chodziła do klasy A. Mimo to jego twarz szybko mu się rozjaśniła, a całe przemyślenie nie zabrało więcej niż kilka dłuższych sekund.
— Sophie, fanka podejścia "Wyznałam ci miłość, więc jesteśmy razem"? — zaśmiał się, aż nazbyt dobrze pamiętając jej podejście i do niego samego. Na znajomości z nią ugrał całkiem sporą ilość niesamowicie korzystnych rzeczy. Właściwie wzbogaciła mu szafę na tyle, by nie musiał po niej polować przez bity miesiąc. Niestety z czasem Sophie zaczęła żądać zbyt wiele.
I tak w sumie to przyłapała go w łóżku z Chensie. Tak, to raczej to drugie było powodem ich 'zerwania', gdy trzasnęła mu w twarz na korytarzu, odbiegając z płaczem.
Całe szczęście zwrotu ciuchów nigdy nie zażądała, zamiast tego do tej pory ignorując go z fochem godnym damy z bogatej rodziny.
— To chyba nie jest najlepszy pomysł. Ale mógłbyś mi zagrać na skrzypcach — zażartował stając na stopniu ruchomych schodów, kierując się ku górze. Nie miał pojęcia gdzie powinni się skierować, dlatego pierwszym co zrobił było odszukanie jednej z map. W ten sposób pójdzie im dużo szybciej.
Nie, wróć. Był osobą, która idealnie pasowała do podobnej słabości. Zanotował ten fakt w pamięci, postanawiając wykorzystać go w przyszłości. Nawet jeśli Reitz uparcie zaprzeczał, jego charakter urodzonego tsundere, dawał Jackdawowi szansę na zdobycie kilku dodatkowych punktów. W ten dość podstępny sposób.
— Sophie? — przeszukiwał przez chwilę swoją pamięć, nim zlokalizował odpowiednią dziewczynę. Faktycznie była z jego rocznika, choć w przeciwieństwie do niego, chodziła do klasy A. Mimo to jego twarz szybko mu się rozjaśniła, a całe przemyślenie nie zabrało więcej niż kilka dłuższych sekund.
— Sophie, fanka podejścia "Wyznałam ci miłość, więc jesteśmy razem"? — zaśmiał się, aż nazbyt dobrze pamiętając jej podejście i do niego samego. Na znajomości z nią ugrał całkiem sporą ilość niesamowicie korzystnych rzeczy. Właściwie wzbogaciła mu szafę na tyle, by nie musiał po niej polować przez bity miesiąc. Niestety z czasem Sophie zaczęła żądać zbyt wiele.
I tak w sumie to przyłapała go w łóżku z Chensie. Tak, to raczej to drugie było powodem ich 'zerwania', gdy trzasnęła mu w twarz na korytarzu, odbiegając z płaczem.
Całe szczęście zwrotu ciuchów nigdy nie zażądała, zamiast tego do tej pory ignorując go z fochem godnym damy z bogatej rodziny.
— To chyba nie jest najlepszy pomysł. Ale mógłbyś mi zagrać na skrzypcach — zażartował stając na stopniu ruchomych schodów, kierując się ku górze. Nie miał pojęcia gdzie powinni się skierować, dlatego pierwszym co zrobił było odszukanie jednej z map. W ten sposób pójdzie im dużo szybciej.
- A jakie są jeszcze sposoby? - zerknął ku niemu, gubiąc się odrobinę w prowadzonym temacie. Źle założył? W wielobarwnych tęczówkach błysnęło zagubienie, gdy już weszli na schody. Od razu przylgnął biodrami do barierki, łapiąc się jej jak ostatniej deski ratunku. Schody to jeszcze nic, znacznie gorzej byłoby, gdyby Jackdaw zaprowadził go do windy. Odetchnął głębiej, czując, że po tych kilku jazdach zaczyna mieć dość tego sposobu przechodzenia z jednego piętra na drugie. Zimne uczucie prześlizgnęło się po kręgosłupie Reitza, na kilka krótkich sekund zamazując mu obraz przed oczami. Dlatego potrząsnął głową i ostatnie schodki przeszedł na własnych nogach, odnotowują stały grunt z wyraźną ulgą.
- Koniec z ruchomymi schodami - zakomunikował i Jackdaw mógł być całkowicie pewien, że jeśli magicznie nie wyciągnąłby ich z głowy Clawericha podczas jazdy, to nie było najmniejszej szansy, by wszedł na nie raz jeszcze.
- Dokładnie ta Sophie. Jak raz się przyczepi, to nie ma zmiłuj. Nie zdziwiłbym się, gdyby nagle wyskoczyła zza jednego z zakrętów - pokręcił głową, rozprostowując nieco zgarbioną postawę. Przyciągnął się jeszcze, dopiero teraz czując zmęczenie spowodowane całym dniem i kiepskim snem w ostatnich dniach. Przetarł oko wierzchem dłoni, kierując spojrzenie na tablicę z mapą. Jednak okazała się zbyt skomplikowana jak na tę chwilę do odczytania i zwyczajnie zrezygnował.
- Może kiedyś. Nie gram na pierwszej randce - parsknął - To coś specjalnego. Musisz albo zasłużyć, albo mieć niesamowicie mocny dar przekonywania - wytłumaczył po chwili, sunąc zmęczonym spojrzeniem po witrynach i opierając się bokiem o towarzysza.
- Koniec z ruchomymi schodami - zakomunikował i Jackdaw mógł być całkowicie pewien, że jeśli magicznie nie wyciągnąłby ich z głowy Clawericha podczas jazdy, to nie było najmniejszej szansy, by wszedł na nie raz jeszcze.
- Dokładnie ta Sophie. Jak raz się przyczepi, to nie ma zmiłuj. Nie zdziwiłbym się, gdyby nagle wyskoczyła zza jednego z zakrętów - pokręcił głową, rozprostowując nieco zgarbioną postawę. Przyciągnął się jeszcze, dopiero teraz czując zmęczenie spowodowane całym dniem i kiepskim snem w ostatnich dniach. Przetarł oko wierzchem dłoni, kierując spojrzenie na tablicę z mapą. Jednak okazała się zbyt skomplikowana jak na tę chwilę do odczytania i zwyczajnie zrezygnował.
- Może kiedyś. Nie gram na pierwszej randce - parsknął - To coś specjalnego. Musisz albo zasłużyć, albo mieć niesamowicie mocny dar przekonywania - wytłumaczył po chwili, sunąc zmęczonym spojrzeniem po witrynach i opierając się bokiem o towarzysza.
— Prosisz mnie o teorię czy demonstrację? — zapytał w odpowiedzi, przekrzywiając głowę w bok. Prowadzone przez niego gry słowne, jak widać nigdy się nie kończyły. Jego reakcja na ruchome schody była niezwykle... niespodziewana. Chyba nigdy nie spotkał się z kimś, kto reagowałby na nie w podobny sposób.
— Wolisz windę, czy może mam zjechać pierwszy piętro niżej i złapać cię, gdy będziesz skakał? — zapytał rozbawiony, stukając go zaczepnie palcem w policzek. Zaraz skierował wzrok na zakręt, zupełnie jakby faktycznie miał tam dostrzec wściekle dyszącą Sophie. Całe szczęście, dziewczyny które stamtąd wypadły, wieszając się na swoich chłopakach, niosących im pluszowe niedźwiedzie, nie miały z nią nic wspólnego. W przeciwieństwie do Reitza, sprawnie przesunął wzrokiem po mapie, w kilka sekund odnajdując konkretną pozycję. Postukał w nią palcem, rozglądając się wokół.
— W prawo. Nie wątp w moją siłę perswazji — rzucił wykorzystując moment, gdy chłopak przesunął się w jego stronę opierając o niego bokiem, by dmuchnąć ciepłym powietrzem w jedno z jego odsłoniętych uszu, zniżając ton do mrukliwego szeptu. Odchylił się jednak dość szybko, kierując wzrok na jedną z wystaw usianym puchatymi pluszakami. Rozpoznał w nich te same, które jeszcze chwilę temu dostrzegł w rękach wcześniejszych dziewczyn. Zawiesił na nich wzrok na krótką chwilę, krzyżując spojrzenia z pluszowym jeleniem o gigantycznych, błyszczących oczach. A przez myśl przeszła mu absurdalna myśl.
Jaki dźwięk wydaje z siebie jeleń?
To ci dopiero zagwozdka.
— Wolisz windę, czy może mam zjechać pierwszy piętro niżej i złapać cię, gdy będziesz skakał? — zapytał rozbawiony, stukając go zaczepnie palcem w policzek. Zaraz skierował wzrok na zakręt, zupełnie jakby faktycznie miał tam dostrzec wściekle dyszącą Sophie. Całe szczęście, dziewczyny które stamtąd wypadły, wieszając się na swoich chłopakach, niosących im pluszowe niedźwiedzie, nie miały z nią nic wspólnego. W przeciwieństwie do Reitza, sprawnie przesunął wzrokiem po mapie, w kilka sekund odnajdując konkretną pozycję. Postukał w nią palcem, rozglądając się wokół.
— W prawo. Nie wątp w moją siłę perswazji — rzucił wykorzystując moment, gdy chłopak przesunął się w jego stronę opierając o niego bokiem, by dmuchnąć ciepłym powietrzem w jedno z jego odsłoniętych uszu, zniżając ton do mrukliwego szeptu. Odchylił się jednak dość szybko, kierując wzrok na jedną z wystaw usianym puchatymi pluszakami. Rozpoznał w nich te same, które jeszcze chwilę temu dostrzegł w rękach wcześniejszych dziewczyn. Zawiesił na nich wzrok na krótką chwilę, krzyżując spojrzenia z pluszowym jeleniem o gigantycznych, błyszczących oczach. A przez myśl przeszła mu absurdalna myśl.
Jaki dźwięk wydaje z siebie jeleń?
To ci dopiero zagwozdka.
- Zademonstrowałbyś mi to na przypadkowym przechodniu? - uniósł brew z zaczepnym uśmiechem wykwitającym na ustach - I chętnie posłucham teorii, dajesz - przewiesił ozdobną torbę z bluzą przez nadgarstek, wciskając dłoń w kieszeń spodni. Raz jeszcze rozejrzał się dookoła, darując sobie dalsze próby rozgryzienia mapy. Nie bywał jakoś szczególnie często w centrach handlowych, a jeśli już, to ograniczał się raczej do sklepów, do których ciągnęła go aktualna towarzyszka. Lub towarzysz.
- Wolę nie ryzykować. Jeszcze byś mnie nie złapał i byłoby kiepsko. Co, jeśli jestem ciężki? - rozłożył nawet ręce na boki, prezentując tym sylwetkę. Oczywiście, że nie był, niemniej trwał w przeświadczeniu, że Callahan raczej nie posiadał podobnych informacji na jego temat. Zacisnął usta w wąską kreskę, gdy tylko poczuł stuknięcie na policzku.
- Nie wątpię. Co więcej, chętnie zobaczę ją w akcji - już wykrzywiał usta w zadowolonym grymasie, gdy ciepłe powietrze wzdrygnęło jego ciałem. Absolutnie nie w negatywnym odruchu. Nie pozostał jednak długo w tej pozycji, w przeciwieństwie do Jackdawa nie zwracając uwagi na pluszaki. O dziwo. Zamiast tego chwycił go za rękaw, ciągnąc lekko we wcześniej wskazanym kierunku.
- Nie oglądaj się na innych, gdy jesteś ze mną - parsknął pod nosem, wyłapując kątem oka młodą dziewczynę, która posyłała jego towarzyszowi zdecydowanie zalotne spojrzenia.
Witryna odpowiedniego sklepu pojawiła się w oddali, więc tam też skierował kroki. Poza flower crownem został mu jeszcze zoologiczny do odwiedzenia, czyli załatwianie spraw jak najbardziej szło po jego myśli.
- Wolę nie ryzykować. Jeszcze byś mnie nie złapał i byłoby kiepsko. Co, jeśli jestem ciężki? - rozłożył nawet ręce na boki, prezentując tym sylwetkę. Oczywiście, że nie był, niemniej trwał w przeświadczeniu, że Callahan raczej nie posiadał podobnych informacji na jego temat. Zacisnął usta w wąską kreskę, gdy tylko poczuł stuknięcie na policzku.
- Nie wątpię. Co więcej, chętnie zobaczę ją w akcji - już wykrzywiał usta w zadowolonym grymasie, gdy ciepłe powietrze wzdrygnęło jego ciałem. Absolutnie nie w negatywnym odruchu. Nie pozostał jednak długo w tej pozycji, w przeciwieństwie do Jackdawa nie zwracając uwagi na pluszaki. O dziwo. Zamiast tego chwycił go za rękaw, ciągnąc lekko we wcześniej wskazanym kierunku.
- Nie oglądaj się na innych, gdy jesteś ze mną - parsknął pod nosem, wyłapując kątem oka młodą dziewczynę, która posyłała jego towarzyszowi zdecydowanie zalotne spojrzenia.
Witryna odpowiedniego sklepu pojawiła się w oddali, więc tam też skierował kroki. Poza flower crownem został mu jeszcze zoologiczny do odwiedzenia, czyli załatwianie spraw jak najbardziej szło po jego myśli.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach