Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Potworny Bal
Wto Paź 31, 2017 6:00 pm
First topic message reminder :

Potworny Bal - Page 4 Potworny-_qrqpqsr

Wielokrotnie każde z was mijało olbrzymi budynek ratusza w sercu Vancouver, nawet jeśli nie mieliście w nim niczego konkretnego do roboty. Tym razem ciężko było go jednak przeoczyć. Już od kilku dni we wszystkich możliwych miejscach widzieliście reklamy nadchodzącego Potwornego Balu. Rodzina Blacków odpowiednio zadbała o to, by dotarły nawet do największych dziur Vancouver.
Kolorowe Halloweenowe ozdoby uderzały zewsząd, podkreślając jak wiele funduszy musieli wydać, by zapewnić podobny standard. Przy wejściu mężczyzna przebrany za Draculę pobiera opłaty i podaje wam kartkę, byście wpisali się na listę gości, pytając przy okazji czy przyszliście z własnym zwierzakiem. Dopiero wtedy w końcu udaje wam się przekroczyć próg. Wynajęci aktorzy chętnie od czasu do czasu położą znienacka dłoń na twoim ramieniu czy wyrosną spod ziemi, by przyprawić cię o zawał serca. Nic dziwnego, że już po chwili zombie złapał cię za ramię, warcząc coś o mózgach. Drgnąłeś nieznacznie i przyspieszyłeś kroku, by uciec z jego uścisku.
Jedzenie podtrzymujące klimat? Na miejscu! Steki w kształcie nerek, mózgowe galaretki, tatar ułożony w kształt serca, tajemnicze i bez wątpienia słodkie ludzkie palce maczane w równie słodkim sosie, cała seria kolorowych drinków (zarówno alkoholowych, jak i bezalkoholowych), których składu barmani zdecydowanie nie zamierzają zdradzać.

Bilet wstępu 25$ od osoby, 10$ od zwierzaka.
Każdy użytkownik udając się na bal, powinien przygotować sobie odpowiedni avatar który ustawi na czas eventu lub wrzucić szczegółowy opis stroju. Zarówno do profilu, jak i pierwszego posta wejściowego, co ułatwi wszystkim zareagowanie na waszą osobę.

BY WZIĄĆ UDZIAŁ W ZADANIACH TRUPIEGO PSA CZY WALCE O CUKIERKI, MUSICIE BYĆ OBECNI NA POTWORNYM BALU.



Zero
Zero
Fresh Blood Lost in the City
Re: Potworny Bal
Czw Lis 02, 2017 11:15 am
Chłodna uprzejmość godna panicza Blacka.
Nie powinien liczyć na nic innego w ramach ich kompletnie przypadkowego spotkania. Los najwidoczniej postanowił zabawić się w jeszcze większego skurwiela niż był nim zwykle, stawiając na jego drodze Saturna, dla którego znacznie lepiej byłoby, gdyby to swoim drobnym potknięciu zwyczajnie go wyminął, rzucając nic nie znaczące przeprosiny. Vessare'mu całkiem łatwo było wychwycić, że Cullinan niekoniecznie chciał tu być i wszystko to robił tylko i wyłącznie dla formalności. Świadomość, że właśnie tracił jego czas była znacznie gorsza od świadomości, że równie dobrze mogli nie zamienić ze sobą ani słowa, jednak Leslie jak zawsze odcinał resztę świata od tego, co działo się w jego głowie, zachowując tę samą zdystansowaną postawę co zwykle. Miał szczęście, że nikt nie znał go na tyle, by wyczuć mało znaczące zmiany w jego zachowaniu – a niektóre z nich były po prostu niezauważalne.
Nie musisz tu być.
Czuł, że przełyka se słowa razem ze śliną, mimowolnie zawieszając wzrok gdzieś ponad ramieniem chłopaka, który i tak był skupiony na poszukiwaniu kogoś lub czegoś wzrokiem. Nie miał mu tego za złe, bo zwyczajnie nie mógł mieć – tym bardziej, że zupełnie nieświadomie wprawiał Cilliana w jeszcze większy dyskomfort.
„Nie mam pojęcia.”
Była to najmniej oczekiwana odpowiedź, którą mógł usłyszeć. Nic dziwnego, że jasne brwi chłopaka lekko uniosły się w niemym zaskoczeniu, zanim zdążył powstrzymać ten odruch. Nawet jeśli nie znali się zbyt dobrze, Sat wydawał się być na tyle wyważoną osobą, by zaplanować już każdy aspekt swojego życia, nawet jeśli jego spora część miała zostać poświęcona rodzinnym interesom. Zero nie zamierzał jednak wypowiadać tych teorii na głos, raczej skupiając się na nowo pozyskanej informacji na temat białowłosego, który jednak już po chwili uzupełnił swoją wypowiedź.
Grunt, żebyś był tym zainteresowany ― rzucił, choć we wcześniejszym założeniu miał potwierdzić, że był to ambitny kierunek. Język jak na złość odmówił mu posłuszeństwa, jednak zamyślona nuta w tonie jego głosu wskazywała na to, że analizował, na ile Saturn odpowiadał roli prawnika. Sposób, w jaki Black wypowiadał się o czymkolwiek mógł być mylący, jednak z drugiej strony nie było szansy na to, by dowiedział się, co dokładnie siedziało mu w głowie.
„Jadłeś już?”
Lepiej powiedz, że tak i zakończ to durne przedstawienie.
Jego żołądek już dawno skurczył się do niewielkich rozmiarów i o ile wcześniej mógł mieć apetyt na cokolwiek, tak teraz stracił go bezpowrotnie. A jednak mimo tego ciało zareagowało samo, a głowa blondyna wykonała krótki, przeczący ruch.
Nie jadłem. Zwykle nie wiem za co się zabrać, gdy na stole jest tyle jedzenia. Jest coś, co polecasz? ― Zwrócił twarz w kierunku stołu, przesuwając wzrokiem wzdłuż całej jego długości. Trudno było mówić o apetycznym wyglądzie upiornie wystylizowanych potraw, choć nie było wątpliwości co do tego, że ich smak musiał być rewelacyjny.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: Potworny Bal
Czw Lis 02, 2017 1:04 pm
Kto by pomyślał, że tak zgrabnie wybrniesz z tematu. Prawie zmiękczyłeś moje potworze serce ― odparł z teatralną przesadą, przyciskając dwa palce do swojej klatki piersiowej. Gdyby nie trzymany widelec, zapewne zacisnąłby całą pięść na materiale swojego ubrania na wysokości wspomnianego narządu, jednak za chwilę sam zaśmiał się pod nosem, choć trudno było mu stwierdzić, czy był to efekt niecodziennego podrywu czy może raczej zaraził się śmiechem od Blacka.
„Fuj, ale nie jak jesz. To niehigieniczne.”
Rozchylił usta i jak na złość wyeksponował przed nim swój język, choć przez dokładniejsze przełknięcie całego jedzenia, nie było na nim ani śladu brudu, który ewentualnie mógłby pozostawić na skórze chłopaka. Znalazł się obrońca higieny osobistej, stwierdził w myślach z przekąsem, przyglądając mu się ze znajomym pobłażaniem.
Dzieciak.
Będziesz mi to wypominał do końca życia, co? ― Wywrócił oczami, w których mimo wszystko kryło się rozbawienie. Wyczuł aluzję dotyczącą jego niegdysiejszego potknięcia – teraz raczej trudno było zapomnieć, że odgrywał dość ważną rolę w życiu chłopaka, ale to nie oznaczało, że Paige nie miał prawa do żartów w tej kwestii. ― Nie jestem fanem zielonych włosów. Poza tym rozważałem przebranie się za gościa, który przyszedł się najeść, ale w gruncie rzeczy nie musiałbym się przebierać w ogóle. Jak bym wyglądał u boku Kapitana Chemicznych Podrywaczy? ― spytał retorycznie, przesuwając wzrokiem po stroju Mercury'ego. Wiedział, że nie taki był ogólny zamysł jego stroju, ale Hayden miał już w zwyczaju to, że lubił się droczyć, a jeśli mógł tym samym odnieść się do jego wcześniejszego powiedzenia, nie zamierzał się powstrzymywać.
Wydał z siebie niezadowolony pomruk, gdy chłopak powstrzymał go od grzebania przy swoim oku, jednak nie zamierzał się z nim szarpać. Zadarł podbródek wyżej, zaciskając powieki mocniej i wyrzucając z siebie mrukliwe „Cholera”.
Coś mi mówi, że moje oczy będą wyglądać znacznie gorzej, gdy już je zdejmę ― stwierdził, mając wrażenie, że jego białka już zdążyły pokryć się całkiem wyraźną siecią czerwonych naczynek.
„Daję ci wolną rękę.”
W takim razie możesz na mnie liczyć. ― Zasalutował niedbale, jednak postanowił zostawić deser na potem. Ułożył widelec na talerzu, a ten obił się o niego z cichym brzdęknięciem, a odprowadziwszy Merca wzrokiem kawałek dalej, rozejrzał się jeszcze po stole, sięgając po kawałek pieczywa. Bardziej skupiony na jedzeniu, nie zauważył, że jego partner został zaatakowany przez jedno z natrętnych zombie. Dopiero kichnięcie tuż obok niego, na powrót przyciągnęło uwagę Paige'a. ― Na zdrowie ― rzucił, przechylając głowę na bok w pytającym wyrazie. Nie wiedział o jakich idiotów mu chodziło, ale odruchowo sięgnął po serwetkę i podał ją brunetowi.
Mniej więcej w tym samym czasie ktoś zjawił się obok nich, jednak Alan nie potrzebował wiele czasu na rozpoznanie, z kim miał do czynienia. Zerknął z ukosa na Sheridan, której posłał krótkie skinienie głową, odrywając zębami kawałek chrupiącej bułki z pestkami dyni. Postanowił nie wnikać w to, o co chodziło ani co tu robiła, więc skupienie się na czymś zupełnie innym było najlepszym wyjściem z sytuacji.
Koss
Koss
Fresh Blood Lost in the City
Re: Potworny Bal
Czw Lis 02, 2017 1:06 pm
YUNLEI / ROSA

Co tu się...
Wyraźnie stracił panowanie nad sytuacją. Niby już mieli iść jeść, ale wtedy ktoś zaczął handlować Yunlei i w ogóle. Spojrzał na wiedźmę nieprzychylnym spojrzeniem, jednak kocia złodziejka postanowiła dołączyć kolejną osobę do ich ułomnego teamu.
- Czemu bierzemy ze sobą wiedźmę? Wiedźmy nie są godne zaufania. Rzucają czary w i ogóle - nie żeby się bał oczywiście. On się przecież niczego nie bał. Plz, był jedną z najpotężniejszych istot, jaką widziała ich zmiksowana popkultura. Ale wiedźmom i tak nie ufał.
Wtedy też ich kocia indywidualistka przykleiła się do jakiegoś kociego bubka, który próbował szpanować tym swoim uśmiechem. Koss oparł dłonie na biodrach ze wzburzeniem.
- Yun! Gdzie twoja kocia godność?! Nie możesz tak latać za jakimś sierściuchem z wywieszonym językiem jak jakiś...
- A może krwawy drink dla wielmożnego hrabiego? - zaproponowała niezwykle skąpo odziana wampirzyca o czerwonych oczach, szczerząc przy tym ostre kiełki.
Koss już po chwili stał obok niej i sączył coś czerwonego, nawet nie interesując się, co to może dokładnie być.
- A może chciałabyś należeć do mojego har... eee, do mojej hordy wampirów? Nadawałabyś się, wiem co mówię.
No cóż.
Frey Orion Clawerich
Frey Orion Clawerich
Fresh Blood Lost in the City
Re: Potworny Bal
Czw Lis 02, 2017 1:47 pm
"Oczywiście"
Początkowo chciał wstrzymać kroki, by stanąć w miejscu. Zrezygnował z tego jednak na rzecz lekkiego uniesienia brwi w zdziwieniu, która i tak szybko zniknęła pod przydługą grzywką. Mimo iż ciągnęli tę znajomość już chwilę, nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Niewielka, czerwona lampka rozbłysła mdłym światłem w umyśle, uświadamiając Jonkerowi, że być może nieco pospieszył się z myślą, że już trochę zna tego chłopaka. Przyglądał się jego twarzy jeszcze przez krótką chwilę, by zaraz odwrócić spojrzenie gdzieś na bok, w nieokreślony punkt. Tym razem postanowił nie komentować jego słów. Zamiast tego znów splótł dłonie za plecami, sprawiając wrażenie całkowicie wyluzowanego człowieka. W rzeczywistości coś nieokreślonego pobłyskiwało w tęczówkach, jednak chwilowo pozostawało poza zasięgiem wzroku Callahana.
- Rozumiem. Niemniej w centrum wynajmuję apartament z kumplem. Psów nie było tam od wieków, a on nie posiada żadnych zwierząt. Wszystko zostało wysprzątane, więc jeśli byłbyś zainteresowany, mogę podać adres. Nic zobowiązującego - wzruszył niedbale ramionami, chwilowo dając sobie już spokój z propozycjami odwiedzin. Po skończeniu szkoły znacznie rzadziej bywał w apartamencie, większość czasu spędzając znów w rezydencji. Do Gabe'a przychodził sporadycznie, gdy akurat wracał z imprezy i nie chciało mu się wracać na noc do ojca. Zakładając, że ten w ogóle przebywał w domu. Walsha właściwie też nie widział już szmat czasu, choć zwalał to na pracę ich obu i szkołę tego pierwszego.
- Ah, a zawsze byłem przekonany, że nie jest tak źle - zacmokał zawiedziony, choć rozbawiona nuta zabrzmiała w wypowiadanych słowach. Dotarcie do wampirzycy trwało marne kilka sekund, podczas których Clawerich zdążył przywdziać na usta uprzejmy uśmiech. Zasiadł na krześle obok, ustawiając swój napój na blacie.
- Postanowiliśmy podziękować osobiście - zaczął, upijając odrobiny koktajlu. Barman nie kłamał, smak rzeczywiście był wyśmienity. W zasadzie nie spodziewał się niczego innego po balu organizowanym przez Blacków.
- Ależ nie ma za co. Nie mogłam marzyć o lepszych podziękowaniach niż takie towarzystwo - zaśmiała się zalotnie, okręcając na palcu pukiel ciemnych loków. W przeciwieństwie do nich, jej drink zdecydowanie posiadał w sobie procenty, które prawdopodobnie zdążyły nieco ośmielić dziewczynę.
- Jak to możliwe, że siedzisz sama? - nie brakowało jej urody, więc nawet jeśli dopiero zawitała w progach ratusza, powinna znaleźć już spore towarzystwo. Skinieniem głowy wskazał nawet na liczne grupy poprzebieranych gości. Spojrzeniem mimowolnie zahaczył o dwie znajome sylwetki. Coś napięło mu mięśnie szczęki i zacisnęło dłoń, na której podpierał policzek w pięść. Niemniej nie dał tego po sobie poznać, leniwie powracając wzrokiem do wampirzycy i Callahana.
Bianca Chavarría
Bianca Chavarría
Fresh Blood Lost in the City
Re: Potworny Bal
Czw Lis 02, 2017 7:29 pm
Liam Revel Leistershire

Faktycznie, trochę nie pomyślała o tym, że chłopak może na kogoś wpaść w akcie niezdarności. Powinna się za to skarcić w duszy, ale jakoś nie mogła. Miała zbyt dobry humor. Poza tym takie widowisko byłoby ciekawe - nikt by jej nie podejrzewał o przyczynienie się do tego, może poza kilkoma stojącymi najbliżej osobami. Ale równie dobrze można to zwalić na kogoś o podobnym przebraniu, prawda? Co złego, to nie Bianca!
Pokręciła głową. Przy takim hałasie nic nie zdziałają. Wyjęła notes z torby i zaczęła maziepać na jednej kartce. Kiedy skończyła, po prostu postukała delikatnie w zapisaną kartkę.

Jestem Bianca. Youtuberka. Prawa ręka Mercury'ego w szkole.
Przejdźmy może maksymalnie jak najdalej się da od tej muzyki, bo sama ledwo cię słyszę.

Jeśli się zgodził to tak zrobili. Jeżeli nie to po prostu szmaragdowooka stała tak, jak stała.
... chociaż trzeba przyznać: trafił w samo sedno z tym imieniem. Aż blondynka miała ochotę rozdziawić buzię z powodu tego niezwykłego zbiegu okoliczności.
Aw, co za cudna kruszyna. Wystarczyło, że na mnie spojrzał i już zrobił się cały czerwony... chyba że to przez alergię. - Niezaprzeczalnie widok twarzy chłopaka koloru pomidora sprawiał jej przyjemność. Lubiła zawstydzać. I onieśmielać. Trafiła kosa na kamień.
- Dzięki, ty też masz niezły! - Zaszczebiotała uroczo. - Nie wyglądasz, jakbyś dobrze się bawił. Co cię tu sprowadza?
W rzeczy samej prezentował bardzo skrytą postawę. Wydawał się taki... wycofany. Co prawda zawsze mógł być nocnym bombowcem, który uderza o północy, ale wątpiła, by Blackowie pozwolili na wprowadzenie kogoś takiego. Za bardzo przesrane miałby ten zamachowiec. W końcu to gliny, szlachcice i jedni z najbardziej wpływowych ludzi.
Gdy chłopak opuścił na oczy kaptur, automatycznie zareagowała delikatnym chwyceniem i podniesieniem materiału. O ile jego właściciel jej w tym nie przeszkodził.
- Hej, nie chowaj się. - Powiedziała z lekkim foszkiem wymalowanym na twarzy. - Chcę widzieć twoje oczy, kiedy do mnie mówisz.
Od jej spojrzenia biło teraz ciepło, a przynajmniej starała się, aby tak było. Niełatwo będzie go do siebie przekonać.[/color][/color]
Willy
Willy
Fresh Blood Lost in the City
Re: Potworny Bal
Czw Lis 02, 2017 10:22 pm
Liam

Impreza Halloweenowa była czymś, czego Willy nie zamierzał przegapić. Od prawie miesiąca planował, jaki strój wybierze i nic nie mogło zepsuć mu tego wieczoru – nawet problemy z założeniem przebrania, w którym to zaciął się zamek i blondyn musiał mocować się z nim dużo dłużej niż planował. Dlatego, kiedy nareszcie dotarł pod ratusz, impreza trwała już w najlepsze. Ani trochę mu to oczywiście nie przeszkadzało, a nawet wręcz przeciwnie – skoro już wszyscy dobrze się bawili, to i atmosfera była przyjemniejsza.
Prawie podskakując podszedł do mężczyzny przebranego za Draculę, by zapłacić za wejście i wpisać się na listę.
A pan nie ma zwierzaka? — zapytał go mężczyzna.
Mogłoby się wydawać, że entuzjazm blondyna delikatnie opadł, ale była to zaledwie krótka chwila chwila, zbyt krótka, by ktokolwiek zdążył to wyłapać.
Nie tym razem — odparł jakby nigdy nic. Nie miał żadnego pupila, więc żadnego innego razu miało póki co nie być, ale pomarzyć zawsze można, prawda?
Kiedy tylko przekroczył próg ratusza natychmiast na jego twarzy wykwitł szeroki uśmiech. Właśnie czegoś takiego oczekiwał po imprezie Halloweenowej. Nie zawiódł się ani trochę dekoracją, muzyką, a tym bardziej obrzydliwie (choć zarazem przepysznie) wyglądającym jedzeniem. O tym marzył od miesiąca, więc już nic nie mogło nie pójść po jego myśli.
Choć na ogół to właśnie w takich chwilach wszystko zaczyna się psuć.
Niespodziewanie przed blondynem pojawiła się aktorka, przebrana za zombie. Zaczęła ona wydawać z siebie dziwne dźwięki, które zapewne miały imitować jęk nieumarłego i zdaniem chłopaka całkiem nieźle jej to wychodziło. Willy aż zaśmiał się na ten widok i sam spróbował wydobyć z siebie podobne odgłosy – w końcu jako mumia można było go zaliczyć pod zombie! Zabawę zepsuł mu jednak zapach, który niespodziewanie doleciał do jego nosa. Nie był on nieprzyjemny, ale... Blondyn doskonale znał te perfumy i już wiedział, że kuszenie losu było złym pomysłem.
Wystarczył moment, by pierwsze usłyszeć pierwsze kichnięcie Willy'ego, które zostało zakończone głośnym pociągnięciem nosem.
Wspaniale.
Chłopak jednak nic nie dał po sobie poznać. W końcu to nie była wina dziewczyny, że wybrała perfumy, które kiedyś uwielbiała jego babcia i które jako jedyne powodowały u niego alergię. Nie chciał więc jej urazić. Dlatego uśmiechnął się do niej jeszcze raz i ruszył w inną stronę, byle jak najdalej od tego irytującego, konwaliowego zapachu.
Odejście od zombie jednak niewiele dało. Kiedy już znajdował się w bezpiecznej odległości, wciąż kręciło go w nosie i nie zapowiadało się na to, by uczucie to miało szybko minąć. Siąkając nosem i machając dłońmi przed twarzą szedł przed siebie, by – dla bezpieczeństwa – zwiększyć odległość między nim a dziewczyną. Kiedy przechodził jednak obok baru nie wytrzymał i ponownie kichnął. Oczywiście na krótką chwilę stracił kompletnie orientację, przez co wpadł na plecy mężczyzny stojącego do niego tyłem.
Jeszcze lepiej.
Uhm, przepraszam — mruknął, skruszony. Nic nie działo się po jego myśli.


1/5 katar od zombie
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Potworny Bal
Pią Lis 03, 2017 12:02 am

ALAN, SHERIDAN

"Na zdrowie."
Pokiwał krótko głową w podziękowaniu, mamrocząc raz jeszcze pod nosem coś na felerne zombie. Nawet jeśli złość miała przejść mu dość szybko, nie zmieniało to faktu że będzie je wspominał tak długo, jak jego nos dawał o sobie znać.
Dzięki. Powinienem go z miejsca zwolnić — niezadowolenie, które pojawiło się w jego głosie, tylko podkreśliło irytację która powróciła do chłopaka, wraz z wspomnieniem przebranego za zombie nastolatka. Jak widać ktoś zapomniał mu powiedzieć, że pył który dostawał miał rozsypywać nad głowami gości, a nie dmuchać nim w ich twarze.
Kolejne kichnięcie poprzedziło pojawienie się Sheridan.
"Cześć, wilczki."
Obrócił się w jej stronę, przyjmując jednocześnie serwetkę od Alana i otarł nos ściągając brwi. Zerknął na niego kontrolnie, zupełnie jakby spodziewał się że chłopak momentalnie postanowi się ulotnić. Być może właśnie dlatego złapał go za dłoń i przysunął ją wraz z bułką dyniową do swoich ust, odgryzając dość spory kawałek, zaraz obejmując go w pasie. Ten pozornie niewinny gest stanowił doskonały sygnał świadczący o tym, że nie chciał by gdziekolwiek się w tym momencie wybierał.
Jasne. Idź w stronę mównicy, znajdziesz tam Henryka. Starszy, siwowłosy mężczyzna przebrany za wampirzego arystokratę. Wystarczy że powiesz mu jak się nazywasz i zaprowadzi cię do garderoby, gdzie poznasz występujący po tobie zespół. Zbieraj kontakty, lwico — powiedział wskazując głową w stronę podwyższenia, gdzie dość spora liczba osób zbierała się, by spróbować choć podejrzeć cokolwiek - a raczej kogokolwiek - ze schowanych za kurtyną osobistości. Już miał zacząć kolejne zdanie, gdy kichnął w serwetkę po raz kolejny, wzdychając ciężko.
Przepraszam. Problemy z zombie. Jeśli natomiast chcesz na upartego zostawić już swój sprzęt czy cokolwiek, idź w prawo — wskazał całą dłonią odpowiednią stronę, gdzie dużo wcześniej zostały rozłożone specjalnie palety, tworząc stabilną, sporej wielkości scenę.
Na pewno dźwiękowcy i tak dalej już się tam kręcą. Jeśli życzysz sobie jakichkolwiek efektów specjalnych w formie dymu, wybuchów ognia, laserów czy czegokolwiek innego - wszystko im powiedz. Zrobią to co im każesz. Dasz radę czy mam cię zaprowadzić? — upewnił się, rzucając krótkie spojrzenie Alanowi. Mieli iść do stolika, ale bez wątpienia zadbanie, by jego wokalistka była zadowolona i pewna, że wszystko pójdzie jak należy, było w tym momencie jego priorytetem. Mogli zjeść później. Ewentualnie mógł zostawić zaniesienie do stolika jemu, odprowadzić Sheridan i do niego wrócić. Wszystkie wersje były dla niego całkowicie w porządku.

2/5 Uciążliwy Katar Zombie
Riley Wolfhound Grimshaw
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Potworny Bal
Pią Lis 03, 2017 12:04 am
RYAN

Winchester nie wyglądał na szczególnie przejętego. Jedyną rzeczą na jaką się szarpnął w swoim przebraniu, były złote, neonowe soczewki przykrywające idealnie białka jego oczu. W porównaniu z tęczówkami zdawały się nieco przesadzone, ale było to widoczne wyłącznie z bliskiej odległości. Luźna bluzam, czarna marynarka i czapka na głowie w tym samym kolorze, która miała go uchronić przed październikowym zimnem. Założył nawet cienkie rękawiczki, by upewnić się że nikt nie dostrzeże jego szpetnych blizn na nadgarstkach, których dziś nie skrywał pod żadnymi bandanami ani bandażami. I tak pozostawały perfekcyjnie niewidoczne.
Nie był szczególnie poruszony całym tym zamieszaniem. Właściwie wcale nie chciał tu przychodzić. Gdyby nie ciągłe jęczenie i namowy Skylera, pewnie w życiu by się tutaj nie znaleźli. Nic dziwnego, że patrzył teraz na martwego syna surfera z miną wskazującą na bezgraniczne zniesmaczenie, gdy zaczął wyraźnie kręcić przy ochroniarzu, byle przekonać go do wpuszczenia ich do środka.
"Co nie, Woolfe?"
Nie odpowiedział. Biały Wilk zachichotał cicho widząc starania jego przyjaciela i absolutny brak odpowiedzi ze strony złotookiego.
Co za okrucieństwo.
Mógł po prostu dać nam święty spokój. Zasłużył na cierpienie.
Niestety nie spodziewał się, że któraś z dziewczyn nagle stanie obok niego i rozdziawi usta, głośno piszcząc.
O MÓJ BOŻE. Czy to The Puppeteer? Marionetkarz z Creepy Pasty? KOCHAM GO NAD ŻYCIE. Mogę zrobić sobie z tobą zdjęcie?
Spojrzał na nią, doskonale maskując swój absolutny brak zrozumienia. W przeciwieństwie do Białego Wilka, który zdecydowanie nie zamierzał niczego udawać, gdy tarzał się po ziemi wyjąc w niebogłosy.
Nie musisz się nawet przebierać, by uchodzić za postać z horrorów dla młodych nastolatków, chłopcze! To dopiero ubaw!
Przerobię cię na szalik.
To będzie najbardziej roześmiany szalik w Vancouver!
Jasne. Czemu nie. Chcesz przy okazji zdjęcie z moim kumplem seryjnym mordercą? — zapytał wskazując palcem na Ryana.
Jasne, czemu nie! Uśmieeech! Znaczy wy się nie uśmiechajcie. Ja się uśmiechnę — zaśmiała się błyskawicznie zwracając do nich plecami, gdy strzeliła selfie, oślepiając go na chwilę blaskiem aparatu — Świetnie dzięki! Wysłać ci je smsem?
Nie trzeba.
Mi wyślij! Szkoda by było stracić taką pamiątkę...
Dobra, dobra. Niech wam będzie, wpisujcie się i właźcie. Mam was serdecznie dość, obym nie wpadł na was tego wieczora po raz drugi — poirytowany ochroniarz zerknął za nich przyglądając się rosnącej kolejce i wyciągnął w ich stronę listę gości. Winchester wpisał się, idealnie kopiując słowa dziewczyny.
Jak to tam było?
Marionetkarz?
Niech będzie.
Saturn Kyrin Black
Saturn Kyrin Black
Fresh Blood Lost in the City
Re: Potworny Bal
Pią Lis 03, 2017 12:05 am
ZERO

Zaskoczenie, które przez ułamek sekundy odbiło się na twarzy Lesliego było wystarczające, by utwierdzić go w przekonaniu że ta krótka, raczej bezmyślna odpowiedź była błędem. Całe szczęście, wyglądało na to że dość prędko udało mu się zatuszować własną pomyłkę.
Chciałbym być tam gdzie Mercury. Wygląda jednak na to, że to jemu zostało dane pójście w ślady ojca, a ja dostałem całkowitą swobodę. Choćby przez to że kompletnie nie interesują mnie sprawy policyjne z przedziału wysiłku fizycznego. Nie mogę też wiecznie chodzić za nim jak cień. Potrzebuje wolności, a mi pozostaje wybranie jednego z tych zawodów, które ty, twoja rodzina i inni z naszych okręgów uznali go za godny podziwu, a mnie za syna godnego swojego nazwiska.
Nie powiedział tego na głos.
Nigdy nie mówił co tak naprawdę myślał. Nawet w towarzystwie Mercury'ego nie pozwalał sobie na podobną wylewność, zupełnie jakby jego gardło automatycznie nakładało blokadę na nadmiar wypowiadanych słów, ograniczając go do niezwykle podstawowego, pozbawionego emocji przekazu. Z tą różnicą, że przy swoim bracie z miejsca był na przegranej pozycji. Z jakiegoś powodu doskonale wiedział o czym myśli i czego nie mówił na głos.
"Grunt, żebyś był tym zainteresowany."
Ty jesteś? — odbił piłeczkę, świdrując go wzrokiem. Zupełnie jakby chciał przejrzeć czy chłopak rzeczywiście udał się na medycynę z własnych pobudek, czy była to zwyczajna zachcianka jego rodziców. Wyraźnie nie zamierzał odwracać się w żadną stronę, dopóki nie usłyszy satysfakcjonującej go odpowiedzi. Nieświadome wywieranie presji, zupełnie jakby zaciskał szpony na ich gardłach tak ciasno, nim nie zostawiał im absolutnie żadnego dostępu do powietrza, zmuszając do mówienia prawdy.
Dopiero wtedy, gdy uzyska coś co chciał usłyszeć, zamierzał spuścić nieco z tonu i przybrać tę samą spokojną mimikę co zawsze. Jedynie Prezes Meow wiercił się nieznacznie w jego ramionach miaucząc w wyraźnym proteście. Właśnie dlatego od początku nie zamierzał go tutaj zabierać. Kot nie lubił zbyt wielkich zgromadzeń. Niestety jednak przegrywał swoją pozycją z Neptune, która po wciśnięciu mu na głowę różków, stwierdziła że musi być nieodłączną częścią Saturna.
Przepraszam — przeciskający się ludzie, momentalnie sprawili że zrobił krok do przodu, stając bliżej Lesliego, co nie do końca przypadło do gustu jego kotu. Długi ostrzegawczy syk skończył się krótkim pacnięciem go w łeb. Nie zamierzał mu pozwalać na podobne zachowanie. Zadarł głowę, by spojrzeć na chłopaka w kociej masce.
Chodź — niczego nie tłumaczył. Był to jednak wyraźnie ton, który nie przyjmował żadnej odmowy. Moment, w którym pomiędzy nimi pojawiła się niepisana umowa, był tym w którym Vessare został skazany na jego towarzystwo. Nie poprowadził ich w stronę stołu, lecz podestu, gdzie pokazał mu gestem dłoni, by chwilę na niego zaczekał i udał się po stopniach w górę.
Paniczu Black.
Henryku, odnieś proszę Prezesa Meowa do jego kojca. Nie uspokoi się jak dalej będzie przebywał na sali.
Naturalnie.
Dziękuję — przekazał kota do zaufanych rąk, zaraz wyciągając z kieszeni płyn do odkażania, którym zdezyfekował dłonie wracając do Lesliego.
Jaką kuchnię preferujesz? — zapytał stojąc na najniższym schodku, dzięki czemu zrównał się z chłopakiem idealnie, zapewniając sobie możliwość patrzenia mu prosto w oczy na tym samym poziomie. Jakby nie patrzeć, miał w głowie pełną listę przygotowanych na Halloween dań, potrzebował jednak jakiegokolwiek nakierowania z jego strony, by wybrać odpowiednie.
Rosa María Chavarría
Rosa María Chavarría
Fresh Blood Lost in the City
Re: Potworny Bal
Pią Lis 03, 2017 1:00 am
Yunlei i Koss!

Jej urok został przełamany, w przyszłości będzie musiała poćwiczyć targowanie się. Czując uścisk na nadgarstku i lekkie pociągnięcie, grzecznie szła za swoim przewodnikiem. Zanim jednak zdążyła ponownie zorientować się w sytuacji, podążała za Kotem... Kocicą tak dokładniej. Zamrugała kilka razy złotymi ślepiami. Uśmiechnęła się lekko.
- Rosa, chociaż dziś możesz mi mówić Blair! - błysnęła uśmiechem. -Wampir co?- spojrzała prosto na Kossa i uśmiechnęła się wrednie -Nie zapominaj także o tajemniczych miksturach, które przyrządzam między innymi z kłów takich krwiopijców jak ty!
Zaśmiała się cicho słysząc o odporność Kocicy na wszelakie uroki -Nie, nie doceniaj mojej mocy! Niejeden zgiął przede mną kark! Poza tym nie znasz dnia ani... - przerwała widząc jak jej rozmówczyni przegrała z Kocim Kelnerem.
Cholerne koty...
To wszystko ich wina...
Skierowała wzrok na wampira, jako że on sprawiał wrażenie bardziej odpornego na tak proste sztuczki i...
Myliła się tak bardzo.
To zapewne wina tych wszystkich KOTÓW! Trzymajcie się towarzysze! Wiedźma uratuje was przed tymi złymi czarami! W końcu ona jedyna pozbawiona jest jakichkolwiek słaboś...
A więc tutaj się ukrywałeś kocie. Rosa wbiła złote tęczówki z puchatą kulkę, która zaczęła się ocierać o jej nogi. Na nic twoje sztuczki, na nic się nie zda twoje mięciutkie futerko, różowy nosek i te jakże urocze łapki....
Wiedźma przykucnęła przy zwierzaku, jednak nauczona poprzednimi doświadczeniami nie wyciągnęła od razu ręki w jego kierunku. Kot zaczął domagać się drapania, usilnie próbując dosięgnąć jej palców łebkiem.
W tym momencie przegrała, sięgnęła by przejechać dłonią po tym wabiącym futerku. Ciche mruczenie tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że to była słuszna decyzja.
Nie była.
Świst śnieżnobiałych pazurków raz jeszcze zostawił ślady na jej rękach. Rosa poderwała się na równe nogi, piorunując futrzaka wzrokiem, a on jak gdyby nigdy nic wytrzymał jej spojrzenie i uciekł.
Wiedźma kipiała ze złości, a w myślach już układały się zabójcze zaklęcia..
- Ciężki dzień co? - cichy niepewny głos odzianego w długie szaty kelnera kupił dodatkowy czas temu światu. - Może coś na osłodę? Proponuje... - Nie zdążył dokończyć, ponieważ Rosa porwała mały talerzyk z ciastem, który trzymał na większej tacy. Wiedźma wróciła do swoich towarzyszy wchłaniając zdobyte ciasto po drodze, zatrzymała się przed Draculą i wampirzycą. Wycelowała w tego pierwszego widelczykiem z wrednym uśmiechem.
- Hordy? Czyli sugerujesz, że już ktoś nabrał się na to i do Ciebie dołączył?~

Event 1/3
Zero
Zero
Fresh Blood Lost in the City
Re: Potworny Bal
Pią Lis 03, 2017 2:34 am
„Ty jesteś?”
Trudno było przypuszczać, że podobne pytanie w ogóle padnie z ust Saturna. Prawdopodobnie na miejscu Leslie'go wielu postanowiłoby skłamać, by postawić siebie i swoją rodzinę w jak najlepszym świetle – blondyn z kolei był ostatnią osobą, której na tym zależało, jednak nawet jeśli miał podzielić się z kimś bolesną prawdą, robił to tak, by świadomie nikomu nie zaszkodzić i pracować tylko i wyłącznie na własną opinię. Jeśli gdzieś leżał problem, na pewno znajdował się on po jego stronie. Ale to obecność Blacka w dużej mierze sprawiała, że nie chciał kłamać, mimo że chłopak nie miał możliwości, by być tego po prostu świadomym. Wywierana mimowolnie presja nie miała tu większego znaczenia, choć musiał przyznać, że spojrzenie Cullinana potrafiło być przytłaczające.
Tak, to był mój wybór ― odparł spokojnie, zdając sobie sprawę, że w ustach panicza z dobrego domu mogło to zabrzmieć, jak dobrze wyuczone kłamstwo, jednak co bardziej obeznane w ludzkich zachowaniach jednostki, domyśliłyby się, że w jego słowach nie było ani odrobiny fałszu. ― Ale nie wątpię, że większość ludzi twierdzi, że z przymusu idę w ślady ojca, ale--
nikt mnie do niczego nie zmuszał.
„Przepraszam.”
Oderwał wzrok od rozmówcy, przenosząc go na przechodzące obok nich osoby. Już prawie zapomniał, że nie byli tu sami, nawet jeśli w pobliżu stale dało się dostrzec jakieś ruchy i od czasu do czasu ktoś przypadkiem ocierał się o niego, zmuszając go do mimowolnego przesunięcia dłonią po skażonym miejscu. Ten odruch stał się wręcz chorobliwy, jednak przynosił mu spokój ducha.
Nawet gdyby chciał, nie potrafił przeoczyć, że odległość między nimi znacząco się zmniejszyła. Przez moment wydawało mu się, że ten brak przestrzeni poskutkował zbyt małą ilością powietrza, jednak w rzeczywistości to sam Zero wstrzymał oddech na krótką chwilę, puszczając w niepamięć to, co jeszcze zamierzał dodać. Całą winę równie dobrze można było zrzucić na syczącego kota, na którego nie sposób było nie zwrócić uwagi. Dzieliła ich teraz na tyle niewielka odległość, że zwierzak równie dobrze mógł uszkodzić pazurami drogi materiał marynarki, a mimo tego Cillian nie cofnął się nawet o pół kroku. Jakaś jego część po prostu wierzyła, że chłopak miał wszystko pod kontrolą, a inna po prostu nie chciała, żeby ruszał się z tego całkiem przystępnego miejsca, zaś jeszcze inna – znacznie słabsza – wolała, by nie popełniał głupiego błędu i spierdolił na drugi koniec sali (właściwie nawet miasta) pod jakimkolwiek pretekstem.
„Chodź.”
Dopiero krótkie polecenie pozwoliło mu na oderwanie nóg od ziemi, gdy niespiesznym krokiem ruszył za białowłosym, starając się unikać kontaktu z tłumem. Miał idealną okazję, by przynajmniej udać, że po drodze zniknął mu z oczu, ale w jego ustach brzmiałoby to mało wiarygodnie, choć z pewnością tylko wyobrażałby sobie jak strasznie kaleczy to kłamstwo.
Zatrzymał się obok podestu i czekał, obserwując jak młodzieniec pozbywa się  niezadowolonego zwierzaka.
Jeden problem z głowy.
Co z tego, że kolejnego nawet nie chciał się pozbywać, pomimo tego, że już po chwili miał go tuż przed sobą, a jego różnobarwne tęczówki z tej perspektywy jeszcze bardziej zdawały się przewiercać jasnowłosego na wylot. To zaczynało się robić niebezpieczne.
A ty? Nie ograniczam się i staram się próbować różnych rzeczy, niezależnie od pochodzenia. Dzisiaj mogę poznać ulubione smaki Saturna Blacka ― odpowiedział, starając się utrzymać swobodny, ale i rzeczowy ton, nawet jeśli w tym samym czasie – z pozornie całkiem zrozumiałych pobudek – skierował wzrok ku nakrytym stołom.
Świetny plan, Zero. Na pewno ma szanse na powodzenie.
Dzięki, Kapitanie Oczywisty.
Od początku nie łudził się, że Sat nie spojrzy na niego jak na kretyna. Vessare miał jednak spory problem ze sprecyzowaniem odpowiedzi, szczególnie że kompletny brak głodu przekładał się na brak pomysłów w kulinarnych dziedzinach. Aktualnie miał ochotę się napić, ale jednocześnie miał świadomość tego, że pierwszy kieliszek mógłby spowodować szybkie przekroczenie narzucanej sobie granicy.
Jeśli to nie kłopot ― dodał po chwili, jasno zaznaczając, że jeżeli był dla niego zbyt uciążliwym towarzyszem, wystarczyło słowo, a cofnąłby się o krok do tyłu. Nie zmieniało to faktu, że był cholernie ciekaw tego, co smakowało Blackowi, mimo że skrzętnie ukrył całe swoje zainteresowanie z ciasnym pokoju swojego umysłu, zamykając je tam na tyle spustów, by nie wydostało się na zewnątrz i nie rzuciło zdradliwego blasku na jego tęczówki.
Saturn Kyrin Black
Saturn Kyrin Black
Fresh Blood Lost in the City
Re: Potworny Bal
Pią Lis 03, 2017 3:25 am
ZERO

"Tak, to był mój wybór."
Rozluźnił się. Momentalnie dało się dostrzec, że jego wcześniejszy żelazny wzrok, momentalnie złagodniał, zupełnie jakby właśnie postawiono przed nim małe kocię, które mimowolnie roztopiło zebrany w sercu lód. Nawet jeśli jego twarz pozostawała tak samo beznamiętna co zawsze i ciężko było tę drobną - dla większości całkowicie niewidoczną - zmianę nazwać jakimkolwiek przejawem sympatii. Był raczej niczym pan, który właśnie odprawiał swojego sługę po spowiedzi danego dnia.
Z tą różnicą, że Black wcale nie zamierzał traktować Lesliego jak swojego podwładnego. Zdecydowanie nim nie był.
Po przepchnięciu przez chwilę zbierał się w sobie z powodu zmienionej pozycji, lecz mimo wszystko usłyszał drugą, niedokończoną część zdania. Gwałtowny sposób w jaki nagle została urwana, sprawił że Saturn momentalnie założył konkretną wersję wydarzeń. Taką w której Vessare rozmyślił się w połowie, twierdząc że słowa które właśnie chciał wypowiedzieć były zbyt żenujące lub spoufałe.
Nie odzywał się, gdy ruszyli z miejsca znajdując się pomiędzy tłumem. Ani wtedy, gdy zostawiał chłopaka samego przy podeście. Temat zdawał się samoistnie odejść w niepamięć, gdy zupełnie inny priorytet wyszedł naprzód. Jedzenie.
"Dzisiaj mogę poznać ulubione smaki Saturna Blacka."
"Jeśli to nie kłopot."
Wysłuchał go nadal nie otwierając ust, by wypowiedzieć jakiekolwiek słowo. Zapadła cisza. Względna cisza, obejmująca wyłącznie ich dwójkę. Gwar panujący wokół nie ustawał, lecz Saturn stał w absolutnym milczeniu, nijak się nie odzywając, czym nieświadomie dodawał napięcia całej sytuacji. Nie dało się wyczytać czy był jego odpowiedzią zawiedziony, a może przypadła mu do gustu. Bez wątpienia jednak przeciągał ją na tyle długo, by zaszczepić w sercu rozmówcy nutę zwątpienia, że w ogóle postanowi się udać z nim na posiłek, zwłaszcza gdy zamknął na chwilę oczy. W ten sposób dużo łatwiej było mu się skupić, lecz niezależnie od tego jak bardzo próbował się upewnić czy nie popełnił błędu, tym bardziej docierało do niego, że Vessare czekał zwyczajny zawód.
Nie ma tu mojego ulubionego jedzenia. Ale przy kontuarze można zamówić wyśmienity ramen i sashimi. Pod warunkiem, że nie boisz się surowej ryby, w innym wypadku możemy zastąpić je sushi. Nazwałbym to drugą pozycją — powiedział przekrzywiając nieznacznie głowę na bok, zupełnie jakby zadawał mu tym samym pytanie czy wysunięta przez niego propozycja jakkolwiek mu odpowieda.
Jeśli chcesz poznać pierwszą... — zastanowił się przez chwilę, co wyraźnie dało się dostrzec w nieco odległym wzroku, jakim go obdarzył — ... piątek o osiemnastej na Cambie Street. Jednorazowa oferta, więc jeśli nie przyjdziesz, do końca życia będziesz żył w nieświadomości, Leslie.
Gdyby choć przez ułamek sekundy jego mimika zmieniła się choć w jednej tysięcznej, z pewnością byłoby dużo łatwiej. Lecz ta sama powaga i absolutny brak ruchu jakiegokolwiek mięśnia, sprawiał że ciężko było odbierać go w jakikolwiek swobodniejszy sposób.
Prawda była taka, że pomimo tradycyjnego zmęczenia ludźmi, które zawsze pojawiało się przy podobnych okazjach, rozmowa z chłopakiem okazała się całkiem...
Rozluźniająca.
Nawet jeśli nigdy nie przyznałby się przez nikim, gdzieś wewnątrz przestał odczuwać tak naglącą potrzebę ulotnienia się. Wyminął go i ruszył w stronę wcześniej wspomnianego kontuaru, gdy nagle po przejściu kilkunastu kroków zatrzymał się w miejscu i obrócił w jego stronę.
Nie ma niczego złego w podziwianiu rodziców i obieraniu ich za wzór do naśladowania — powiedział nagle, wracając do tematu sprzed kilkunastu minut, by na nowo wznowić swoją wędrówkę, zupełnie jakby było to coś całkowicie normalnego. I wtedy zarejestrował ją kątem oka. Wyraźnie wstawiona wiedźma szła kołysząc się na wszystkie strony z głośnym chichotem, rozlewając na wszystkie strony kolorowego drinka. Nie to było jednak w tym wszystkim najgorsze, lecz wystający z jej ust rozpalony papieros, którym zaciągała się, wyraźnie ignorując zasady zakazu palenia. Rozochocona dziewczyna momentalnie potknęła się o własne buty lecąc wprost na Lesliego z papierosem skierowanym na jego rękę.
Refleks zadziałał automatycznie, gdy momentalnie wbił palce w jego dłoń i ramię, przeciągając go na swoją stronę. Głośny huk poniósł się po sali, gdy wiedźma wpadła na wilkołaka, w jednym momencie tłukąc trzy przeróżne szklanki. Papieros upadł na ziemię, a zdezorientowana dziewczyna siedziała na ziemi wycierając dłońmi ubranie z lepkiego, kolorowego napoju.
Nieprzyjemnie głośnie tupnięcie wystarczyło, by zwrócić jej uwagę na Saturna, gdy wgniótł papierosa w ziemię, powstrzymując go tym samym przez spowodowanie jakiegokolwiek pożaru. Narastająca w nim złość choć nie była w żaden sposób widoczna, momentalnie ochłodziła jego spojrzenie. Nie zauważył jak głęboko zadrapał białowłosego. Momentalnie go bowiem puścił, zamiast tego skupiając swój lodowaty wzrok na dziewczynie, która spojrzała na niego wyraźnie przestraszona.
Wynoś się — dwa słowa wypowiedziane ze stoickim spokojem, wyraźnie do niej nie dotarły. Dwójka ochroniarzy przebranych w kostiumy, zaraz znalazła się tuż za nią, łapiąc ją za ramiona.
Zajmiemy się tym, paniczu Black.
Upewnijcie się, że zapłaci kaucję — odparł beznamiętnie, zaraz zwracając się w stronę poszkodowanego wilkołaka, który próbował wytrzeć z siebie drinka z wyraźnym obrzydzeniem. Sięgnął do kieszeni wyciągając z niej białą, materiałową chusteczkę i portfel, z którego zaraz wyciągnął banknot o sumie, która bez wątpienia przekraczała tygodniowe zarobki młodego chłopaka.
Proszę o wybaczenie. Coś podobnego nie powinno się wydarzyć, mam nadzieję że ta kwota wystarczy na pokrycie szkód i efektów dyskomfortu psychicznego spowodowanego przez naszego gościa. Może się pan udać do garderoby i przebrać w jeden z naszych strojów. Chodzenie w lepkim futrze nie może należeć do najprzyjemniejszych — pomimo braku jakiegokolwiek uśmiechu, ciężko było nie zapałać do chłopaka sympatią po usłyszeniu jego słów. Mercury zdobywał ludzi z pomocą słów i niezwykle bogatej mimiki. Saturn sam, z własnej woli wyzbył się drugiej opcji.
Ja... dziękuję, chętnie skorzystam, ale nie trze...
Nalegam — stanowcza nuta prawdopodobnie zupełnie podświadomie sprawiła, że chłopak przyjął banknot, kiwając głową niczym samochodowy piesek. Zaraz po tym białowłosy wstał i odwrócił się do Lesliego, dopiero teraz zauważając zadrapania na jego dłoni.
Ciebie również przepraszam. Pozwolisz? — tym razem wyraźnie pytał o zgodę, gdy wyciągnął rękę w jego stronę, chcąc zobaczyć jego dłoń z bliska. Zanim udadzą się na jedzenie. Pod warunkiem, że chłopak zamierzał jeszcze skorzystać z jego oferty.
Okropne faux pas. Nie mógł uwierzyć, że z powodu własnej nieuwagi zranił jednego z najważniejszych gości, a karcenie się we własnych myślach nie miało ustać jeszcze przez długi czas.
Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Re: Potworny Bal
Pią Lis 03, 2017 8:03 am
MERC, ALĄ

Przywitał ją. Była trochę za stara, żeby ekscytować się faktem, że jej brat wykonał w jej kierunku jakiś gest, przecież to nie było dla niej nic dziwnego. Ani tym bardziej nie było to powodem do posikania się z radości. Po prostu jej uśmiech nabrał nieco więcej pewności, gdyż już wiedzała, że mu nie zawadza. Trochę inna reakcja przyszła dopiero, kiedy to Black wykonał swój ruch; dziewczyna jakoś tak momentalnie przełknęła ślinę, a nawet przez lekką warstwę pudru dało się zauważyć, że kraśnieje na widok tych niby niepozornych czułości. Ledwo bo ledwo, ale jednak. Odwróciła wzrok na krótką chwilę.
Potem zaczęło się tłumaczenie, a kiedy ktoś coś ci tłumaczy, to wypada skupić uwagę na nim, tak więc próbowała przypatrywać się Mercury'emu, kiwając raz po raz głową. Henryk. Siwy. Wampir. Okej.
"Zbieraj kontakty, lwico."
- Rawr - mruknęła, nim wyrwało jej się parsknięcie śmiechem, by przenieść spojrzenie na mównicę. Cały ten proceder z wyszukiwaniem odpowiednich osób okazał się prostszy niż jej się to początkowo wydawało. Słysząc kichnięcie, zaczęła poklepywać się po biodrach, jakby w poszukiwaniu po kieszeniach chusteczek, nim westchnęła w zrezygnowaniu. Przecież ona nigdy nie nosiła takich rzeczy. - Na zdrowie. I jasne.
Dym, efekty dźwiękowe. Mogła prosić o wszystko, a była ledwie wsparciem dla większych wykonawców? Skinęła jednak odzianym w kapelusz blond łbem w zrozumieniu.
- Pewnie nie będzie potrzebne. I dam radę, dam radę - parsknęła raz jeszcze, nie w żadnej złośliwości, to po prostu było miłe. Ale nic dziwnego, ktoś taki jak Black musiał traktować pracowników jak na to zasługiwali. - I jeszcze raz dziękuję za tę okazję, to mi serio pomo-
- Meow. ♥
- O. Właśnie - zerknęła na moment w dół, a następnie przeniosła wzrok z powrotem na tych swoich dryblasków. - Mogę zabrać tam Chase'a czy mam go z kimś zostawić? Na przykład z wami, skoro wiem, że wam mogę z nim zaufać? - cudowny uśmiech numer jeden, bo więcej uśmiechów prośby nie miała. Koci kompan za to przeciągnął się i wyciągnął łapki przed siebie, jakby chciał trącić obu młodzieńców naraz. Szukał zaczepki, mały bandyta.
Zero
Zero
Fresh Blood Lost in the City
Re: Potworny Bal
Pią Lis 03, 2017 12:15 pm
Nie jemu było interpretować zachowania Saturna, dlatego też z dużą ostrożnością podszedł do tej niewielkiej zmiany, którą udało mu się wyczuć. Równie dobrze wszystko to mogło dziać się w jego głowie, gdy sam zrzucił z siebie ciężar odpowiedzi, choć nie uważał jej za tajemnicę. Rodzice w większej mierze dawali mu wolną rękę – przynajmniej ojciec, który jako głowa rodziny miał znacznie większy autorytet niż chora na punkcie prestiżu matka, która starała się, by jej jedyny syn stał się prawdziwym księciem. Zawsze w markowych ubraniach, zawsze w odpowiednio dobranym towarzystwie, zawodzie i u boku panienki z dobrego domu. Na swój własny, pokrętny sposób chciała dla niego dobrze, ale przez to Zero nie potrafił podejść do niej w pełni poważnie – szczególnie wtedy, gdy usiłowała zrobić z niego modela.
W każdym razie Saturn nie dopytywał, co było jednoznaczne z tym, że nie uzyskał odpowiedzi. Leslie za to nigdy nie mówił na wyrost i musiał też odpowiednio ważyć słowa, by nie zniechęcić rozmówcy przy pierwszym podejściu i nie zawalić go stosem niepotrzebnych informacji, jeśli sam nie oznajmił mu, że chciał coś wiedzieć. Jednocześnie nawet zapytany nie mógł od tak wyśpiewać mu wszystkiego.
Cisza, która między nimi zapadła była dość niezręczna. Przez moment zastanawiał się, czy dodane na koniec zdanie nie było zbyt słabym wybrnięciem z sytuacji po tym, gdy pozwolił sobie na tę poufałość. Cillian mimowolnie zacisnął palce jednej ręki – tej, którą łatwiej było ukryć przed spojrzeniem chłopaka – i zdobył się na zwrócenie twarzy z powrotem w jego stronę, gdy był już pewien, że niewidzialna bariera odgrodziła uczucie zażenowania tą sytuacją. Zresztą na co liczył? Sat mógł być aż nazbyt zapobiegawczy w dzieleniu się  z innymi czymkolwiek – choćby w grę wchodziło coś tak banalnego jak jedzenie. Prawdopodobnie nie bez powodu postanowił obrać swoją milczącą drogę, a kiedy napotykał na kogoś, kto starał mu się ją utrudnić, po prostu się wycofywał.
Vessare już rozchylił usta, chcąc go przeprosić, jednak to nie jego głos wypełnił ciszę w tym ułamku sekundy, a głos Blacka.
„Nie ma tu mojego ulubionego jedzenia.”
Równie dobrze mógł go okłamać, ale jakakolwiek odpowiedź była lepsza od niczego. Wargi blondyna zamknęły się na nowo, a on sam kiwnął głową w niemym zrozumieniu. W końcu takie rzeczy po prostu się zdarzały. Myślał też, że na tym etapie wszystko dobiegnie końca, ale ku jego zaskoczeniu Cullinan mówił dalej.  
Gdybym się bał, zaprzeczyłbym samemu sobie. ― W końcu jeszcze przed chwilą twierdził, że jest w stanie próbować nowości, nawet jeśli wielu uważało je za wyjątkowo dziwne. Nie dało się jednak ukryć, że miał już okazję kosztować azjatyckich potraw, choć nie w każdym wydaniu, a w ich przypadku wiele liczyło się  od sposobu przyrządzenia. Impreza u Blacków mogła gwarantować tylko najwyższą jakość. ― A więc ramen i sashimi
„Jeśli chcesz poznać pierwszą... piątek o osiemnastej na Cambie Street.”
Czy on właśnie...?
Jasnowłosy mrugnął, jakby właśnie sprzedano mu mocny cios w twarz, a nie zaoferowano spotkanie. Prawdopodobieństwo, że się przesłyszał lub coś źle zinterpretował było zbyt wysokie, by był w stanie odpowiedzieć mu od razu, choć przeciągająca się cisza mogła świadczyć o tym, że właśnie zastanawiał się, czy wyznaczona godzina była odpowiednia – Saturn nie musiał być świadomy tego, że dla takiej okazji byłby skłonny opuścić zajęcia, które i tak mógł odrobić w inny dzień.
Lepiej, żebyś żył w nieświadomości niż potem żałował, Leslie.
Powiedział, że to jednorazowa oferta. Jak mógłby to przegapić?
Zrobię co w mojej mocy ― odparł całkowicie neutralnie, zostawiając sobie otwarte drzwi, gdyby ostatecznie uznał, że pójście tam nie było aż tak dobrym pomysłem. Nie dało się jednak ukryć, że mimo wcześniejszych obaw związanych z tą rozmową, wszystko zdawało się iść lepiej niż sobie to wyobrażał.
Bez słowa ruszył za nim, jednak odruchowo zwolnił, widząc, że chłopak się zatrzymuje. W pobliżu nie było jeszcze stoiska z jedzeniem, więc nic dziwnego, że pytający wyraz wstąpił na twarz Zero, jednak w niedługim czasie został zastąpiony przez prawie niewidoczny za sprawą maski uśmiech. Chciał odpowiedzieć, że nigdy nie twierdził, że to coś złego, jednak nie było mu to dane, gdy jego gardło zacisnęło się tak mocno, jakby ktoś właśnie miażdżył je swoimi rękami. Albo ręką. Choć w tym przypadku ta zacisnęła się znacznie niżej, a już po chwili cała jego postawna sylwetka została niespodziewanie odciągnięta na bok. Odczuł wyraźne pieczenie na swojej dłoni, ale zeszło ono na dalszy plan, gdy złote obecnie tęczówki w ostatniej sekundzie wychwyciły, że to nie byle jaka ręka właśnie wypuszczała z uścisku jego. Miał wrażenie, że jego serce na chwilę się zatrzymało, by zaraz łupnąć w jego klatce piersiowej ze zdwojoną siłą. Gdyby nie panujący dookoła gwar, być może ktoś byłby w stanie nawet je usłyszeć.
Losie, dzięki ci za ten hałas.
Miał szczęście, że niezdarna imprezowiczka odciągnęła od niego uwagę, gdy przez moment stał po prostu wpatrując się w skaleczoną skórę. Czerwone ślady z początku wyglądały dość niepozornie, jednak już po chwili drobne kropelki krwi zaczęły wydostawać się na zewnątrz, znajdując ujście przez co bardziej uszkodzone fragmenty zadrapania.
„Proszę o wybaczenie.”
Głos chłopaka z początku rozmywał się w jego uszach i dopiero stopniowo nabierał na wyraźności. Gdy Vessare odzyskał rezon, całkiem szybko otarł niegroźnie krwawiący ślad czarnym materiałem mankietu i zerknął na chłopaka, który nie miał tyle szczęścia w tym zdarzeniu. Doczekał się jednak wyłącznie przelotnej uwagi, która prędko skupiła się na Saturnie. Nawet jeśli nie była to jego wina, sposób, w jaki potraktował gościa był godny podziwu.
Nic się nie stało ― zapewnił zupełnie odruchowo, dosięgając spojrzeniem wyciągniętej w jego ręki. Wszystkie znaki na ziemi wskazywały na to, że był to fatalny pomysł. ― Nie zapominajmy, że mogłem skończyć znacznie gorzej, więc to ja powinienem podziękować za ocalenie mnie ze szponów pijanej wiedźmy. Jako przyszły lekarz stwierdzam, że nic mi nie będzie ― zapewnił, jednak dla spokoju ducha Saturna – choć nie wątpił, że przejęcie było tylko kwestią głęboko zakorzenionego faktu – uniósł dłoń, eksponując zadrapanie. Jego dłoń dosłownie na ułamek sekundy zatrzymała się nad ręką Blacka, kiedy Cillian mimowolnie wyrzucił kilka niecenzuralnych przekleństw we własnych myślach, zanim osunęła się niżej, ledwie stykając się z ciałem młodzieńca. Właściwie nie poczuł jej ciężaru. ― Nie wspominając już o tym, że wcześniej zdezynfekowałeś ręce. Uznajmy, że moje szczęście do kotów znalazło inny sposób, żeby mnie dopaść.
Ryan Jay Grimshaw
Ryan Jay Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Potworny Bal
Pią Lis 03, 2017 2:52 pm
Było wiele ciekawszych rzeczy, które w tym momencie mogliby robić, kiedy co najmniej połowa miasta postanowiła zlecieć się na imprezę. Istniało wiele minusów posiadania rozrywkowych znajomych, a Skyler dość dobitnie starał się im o tym przypomnieć. Gauthier klepnął Riley'a w pierś, oczekując, że za sprawą tego gestu wreszcie wydusi z niego jakąś odpowiedź. Uśmiech na ustach chłopaka stawał się bardziej zażenowany niż wesoły, a po chwili przypominał już tylko szczękościsk, gdy przez zaciśnięte zęby wybełkotał niezbyt zrozumiałe „Nie pomagasz”.
Ale cały świat i tak był przeciwko Winchesterowi.
Grimshaw otaksował beznamiętnym wzrokiem piszczącą dziewczynę. Dźwięk, który wyrwał się z jej ust, był wyjątkowo nieprzyjemny, jednak w milczeniu i bez jakichkolwiek oznak niezadowolenia postanowił poczekać aż dobrowolnie się od nich odczepi, licząc na to, że ograniczy się do zdjęcia i nie odważy się uwiesić na Thatcherze.
„Chcesz przy okazji zdjęcie z moim kumplem seryjnym mordercą?”
Cholerny zdrajca.
Jak na złość postanowił zwrócić twarz w innym kierunku, dzięki czemu udało mu się uniknąć oślepiającego błysku. Teraz już tylko jego profil był widoczny na wykonanym zdjęciu.
Grabisz sobie, Winchester? ― spytał mrukliwie, zerkając na Starra z ukosa, gdy dziewczyna skupiła się na przesłaniu zdjęcia Skylerowi, robiąc to z nieco mniejszym entuzjazmem. Widocznie o wiele bardziej zależało jej, by zdobyć numer marionetkarza.
Przeszkadza ci to, Jay?
I co byście beze mnie zrobili? ― rzucił Skyler z zadowoleniem, niedbale salutując ochroniarzowi w podziękowaniu. ― No to w drogę. Zamierzam wyrwać jakąś wampirzycę.
Ciemnowłosy podszedł do listy w ślad za Woolfe, całkiem świadomie ocierając się ramieniem o jego bok, gdy sięgał po długopis, którym już po chwili zapisał na kartce pomysł Skylera, nie zamierzając wkładać w dzisiejszy dzień żadnego zaangażowania ze swojej strony.
Niespiesznie ruszył w kierunku sali, w której – jak można było zauważyć – gościom nie brakowało niczego, choć w jego odczuciu ilość miejsca i powietrza była zdecydowanie niewystarczająca. Tym bardziej, że już po chwili niska dziewczyna w stroju wiedźmy i wielkim, szpiczastym kapeluszu z szerokim rondem, wpadła na niego, zderzając się plecami z jego torsem.
Ugh, uważaj jak leziesz! ― Krzyknęła w stronę przebierańca, który doprowadził do tego wypadku. Pospiesznie odwróciła się w stronę chłopaka, dzięki czemu można było zauważyć, że w jej rękach spoczywał czarny kot – na jego szczęście żywy i niezadowolony z tego sposobu trzymania, jak i wszystkich turbulencji, przez które przeszedł w czasie zderzania się z ludźmi i nagłego obrotu. Teraz, kiedy zyskał w miarę stabilny grunt, zasyczał wściekle i zamachnął się łapami, zaczepiając jedną z nich o materiał rękawa szarookiego.
Niewychowany futrzak. Scar przerobiłby go na karmę, gdybyś zabrał go ze sobą.
Ojejku, przepraszam! Salem, puszczaj ― rzuciła zdenerwowana, siłując się z kocią łapą, która za wszelką cenę nie chciała odpuścić.
Salem, typowe.
Trudno było znieść widok nieudolnej właścicielki kocura, która prędko dorobiła się zadrapań na swojej dłoni. Nic dziwnego, że Jay w końcu sięgnął i bez choćby krztyny delikatności wobec zwierzęcia, odsunął jego łapę od siebie. Zwierzak był jednak na tyle szybki, by wyprowadzić atak pazurami z drugiej strony, a przez gwałtowne cofnięcie się wiedźmy pozostawiły one podłużne, krwawiące ślady na jego skórze.
Naprawdę nie wiem, co w niego wstąpiło! Jejku, gdzieś na pewno muszą tu mieć apteczkę. Przepraszam, mogę to jakoś zrekompensować? ― zaczęła paplać bez ładu i składu, a pozbawiona wyrazu twarz Ryana bynajmniej niczego jej nie ułatwiała. W końcu była to jedna z tych sytuacji,  w której od drugiego człowieka oczekiwało się uprzejmego uśmiechu i zapewnienia, że nic się nie stało. Tymczasem chłopak nie przejawiał żadnych emocji, choć chłodne spojrzenie zmusiło ją do wycofania się do tyłu.
Nakrył zranioną rękę drugą, nie odpowiadając dziewczynie, co najwidoczniej postawiło ją w jeszcze bardziej niekorzystnej sytuacji. Zamiast tego posłał Thatcherowi krótkie spojrzenie, jakby tylko jego obecność pozwalała podjąć mu słuszną decyzję w kwestii ukręcenia karku wciąż syczącemu futrzakowi albo – co gorsze – jego posiadaczce.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach