▲▼
Strona 18 z 18 • 1 ... 10 ... 16, 17, 18
First topic message reminder :
Wielokrotnie każde z was mijało olbrzymi budynek ratusza w sercu Vancouver, nawet jeśli nie mieliście w nim niczego konkretnego do roboty. Tym razem ciężko było go jednak przeoczyć. Już od kilku dni we wszystkich możliwych miejscach widzieliście reklamy nadchodzącego Potwornego Balu. Rodzina Blacków odpowiednio zadbała o to, by dotarły nawet do największych dziur Vancouver.
Kolorowe Halloweenowe ozdoby uderzały zewsząd, podkreślając jak wiele funduszy musieli wydać, by zapewnić podobny standard. Przy wejściu mężczyzna przebrany za Draculę pobiera opłaty i podaje wam kartkę, byście wpisali się na listę gości, pytając przy okazji czy przyszliście z własnym zwierzakiem. Dopiero wtedy w końcu udaje wam się przekroczyć próg. Wynajęci aktorzy chętnie od czasu do czasu położą znienacka dłoń na twoim ramieniu czy wyrosną spod ziemi, by przyprawić cię o zawał serca. Nic dziwnego, że już po chwili zombie złapał cię za ramię, warcząc coś o mózgach. Drgnąłeś nieznacznie i przyspieszyłeś kroku, by uciec z jego uścisku.
Jedzenie podtrzymujące klimat? Na miejscu! Steki w kształcie nerek, mózgowe galaretki, tatar ułożony w kształt serca, tajemnicze i bez wątpienia słodkie ludzkie palce maczane w równie słodkim sosie, cała seria kolorowych drinków (zarówno alkoholowych, jak i bezalkoholowych), których składu barmani zdecydowanie nie zamierzają zdradzać.
Bilet wstępu 25$ od osoby, 10$ od zwierzaka.
Każdy użytkownik udając się na bal, powinien przygotować sobie odpowiedni avatar który ustawi na czas eventu lub wrzucić szczegółowy opis stroju. Zarówno do profilu, jak i pierwszego posta wejściowego, co ułatwi wszystkim zareagowanie na waszą osobę.
BY WZIĄĆ UDZIAŁ W ZADANIACH TRUPIEGO PSA CZY WALCE O CUKIERKI, MUSICIE BYĆ OBECNI NA POTWORNYM BALU.
Kolorowe Halloweenowe ozdoby uderzały zewsząd, podkreślając jak wiele funduszy musieli wydać, by zapewnić podobny standard. Przy wejściu mężczyzna przebrany za Draculę pobiera opłaty i podaje wam kartkę, byście wpisali się na listę gości, pytając przy okazji czy przyszliście z własnym zwierzakiem. Dopiero wtedy w końcu udaje wam się przekroczyć próg. Wynajęci aktorzy chętnie od czasu do czasu położą znienacka dłoń na twoim ramieniu czy wyrosną spod ziemi, by przyprawić cię o zawał serca. Nic dziwnego, że już po chwili zombie złapał cię za ramię, warcząc coś o mózgach. Drgnąłeś nieznacznie i przyspieszyłeś kroku, by uciec z jego uścisku.
Jedzenie podtrzymujące klimat? Na miejscu! Steki w kształcie nerek, mózgowe galaretki, tatar ułożony w kształt serca, tajemnicze i bez wątpienia słodkie ludzkie palce maczane w równie słodkim sosie, cała seria kolorowych drinków (zarówno alkoholowych, jak i bezalkoholowych), których składu barmani zdecydowanie nie zamierzają zdradzać.
Bilet wstępu 25$ od osoby, 10$ od zwierzaka.
Każdy użytkownik udając się na bal, powinien przygotować sobie odpowiedni avatar który ustawi na czas eventu lub wrzucić szczegółowy opis stroju. Zarówno do profilu, jak i pierwszego posta wejściowego, co ułatwi wszystkim zareagowanie na waszą osobę.
BY WZIĄĆ UDZIAŁ W ZADANIACH TRUPIEGO PSA CZY WALCE O CUKIERKI, MUSICIE BYĆ OBECNI NA POTWORNYM BALU.
Dziewczyna łapiąc piłkę, właściwie nie zastanawiała się nad tym, że piłka miała styczność z podłogą dosyć często. Po prostu Blythe tak się troskliwie wobec niej zachowywał, że Kamira sama zaczęła się o nią troszczyć po swojemu. A walnięcie przedmiotem o podłogę nie brzmiało jak troska. Właściwie nie zarejestrowała odejścia namolnej dziewczyny, bo była tak przejęta, że poczuła jak jedną ręką udało jej się podbić piłkę i była tym tak nakręcona, że nawet nie zwróciła uwagi, że właśnie sama leci w dół na spotkanie z podłogą. Tylko wtedy poczuła jak coś, albo raczej ktoś ją podpiera, a następnie usłyszała tuż koło siebie roześmianego Blytha, który rzucił komentarz na temat jej zdolności do gry. Odskoczyła od jego podtrzymującej dłoni, trochę jak oparzona, bo rzeczywiście poczuła jak fala gorąca przelewa się przez jej ciało. Owszem wystraszyła się, ale zwyczajnie z tego powodu, że zrobiło jej się głupio, że musiał ją "ratować", a do tego znowu był to dotyk którego się nie spodziewała i nie przygotowała. Zresztą znowu w głowie zobaczyła scenę, kiedy potwierdza, że jest jego dziewczyną.
- Dziękuję i przepraszam. - Szybko wyprostowała się i skinęła samą głową, jakby w formie ukłonu. Chciała mu jakoś odpowiedzieć na zadane pytanie, również wpatrując się w wilkołaczycę z pewną dozą ulgi, jednak wtedy tuż przed nimi dwie czarownice zaczęły się szarpać jak prawdziwie opętane. Kamira zrobiła wielkie oczy, ale wtedy w jej ramionach znowu wylądowała piłka. Wtedy, jakby nagle doznała olśnienia. On nie kłamał kiedy mówił o swojej dziewczynie... On po prostu mówił o piłce. dziewczyna nie była w stanie zdusić jęku który przypominał zawód i zażenowanie zmieszane razem, dlatego wtuliła twarz w piłkę, jakby chcąc się ukryć. Chociaż przytulanie się do piłki nie było zbyt prostą sprawą. Nie skupiała się już na tym co Fin robi z dwoma czarownicami, bo stwierdziła, że poradzą sobie sami, za to skupiła się wyłącznie na sobie i na tym uczuciu, które sprawiło że poczuła się jak idiotka. Czy to zawsze działa tak, że tam gdzie pojawia się Blythe tam następuje jakieś wielkie tornado różnorodnych zdarzeń? Przecież tu nawet chwili nudy z nim nie ma.
- Dziękuję i przepraszam. - Szybko wyprostowała się i skinęła samą głową, jakby w formie ukłonu. Chciała mu jakoś odpowiedzieć na zadane pytanie, również wpatrując się w wilkołaczycę z pewną dozą ulgi, jednak wtedy tuż przed nimi dwie czarownice zaczęły się szarpać jak prawdziwie opętane. Kamira zrobiła wielkie oczy, ale wtedy w jej ramionach znowu wylądowała piłka. Wtedy, jakby nagle doznała olśnienia. On nie kłamał kiedy mówił o swojej dziewczynie... On po prostu mówił o piłce. dziewczyna nie była w stanie zdusić jęku który przypominał zawód i zażenowanie zmieszane razem, dlatego wtuliła twarz w piłkę, jakby chcąc się ukryć. Chociaż przytulanie się do piłki nie było zbyt prostą sprawą. Nie skupiała się już na tym co Fin robi z dwoma czarownicami, bo stwierdziła, że poradzą sobie sami, za to skupiła się wyłącznie na sobie i na tym uczuciu, które sprawiło że poczuła się jak idiotka. Czy to zawsze działa tak, że tam gdzie pojawia się Blythe tam następuje jakieś wielkie tornado różnorodnych zdarzeń? Przecież tu nawet chwili nudy z nim nie ma.
— Przyciągam wszystko, chica. Tak to już jest, gdy rodzisz się bogiem seksapilu — odpowiedział sarkastycznie, zupełnie zapominając o przybraniu swojego bardziej przystępnego dla innych charakteru. Zbyt mocno wytrącili go z równowagi, by zawracał sobie tym głowę. Zwłaszcza że wyglądało na to, że zombie i wilkołaczyca nie zamierzali odpuścić. Do czasu. Nagle wściekła dziewczyna zrobiła głośne 'hmpf, dupek!' i obróciła się na pięcie porzucając swojego partnera, by opuścić bal. Wtedy zatrzymał się również sam Jaime.
— No w końcu. Ty też stąd zmiataj — warknął na zombie, zakładając ręce na klatce piersiowej — Wracamy do domu czy chcesz tu jeszcze posiedzieć? TYLKO ŻADNYCH CHŁOPAKÓW.
— No w końcu. Ty też stąd zmiataj — warknął na zombie, zakładając ręce na klatce piersiowej — Wracamy do domu czy chcesz tu jeszcze posiedzieć? TYLKO ŻADNYCH CHŁOPAKÓW.
Prześladowany przez wilkołaka [6/6 postów]
Taniec trwał jeszcze kilka minut, ale nawet i on musiał się skończyć. Grzecznie podziękowała za taniec, po czym poszła napić się jednego drinka.
Po wypiciu go uchwyciła kątem oka brata. Cóż, wydawał się jej nie zauważać, więc niepostrzeżenie czmychnęła w tłumie. Zamówiła taksówkę do domu.
To była zdecydowanie zbyt dłuuga noc. I męcząca. Jak diabli.
Z/t
Po wypiciu go uchwyciła kątem oka brata. Cóż, wydawał się jej nie zauważać, więc niepostrzeżenie czmychnęła w tłumie. Zamówiła taksówkę do domu.
To była zdecydowanie zbyt dłuuga noc. I męcząca. Jak diabli.
Z/t
Taniec z zombie: 6/6
Zaśmiała się cicho słysząc odpowiedź brata. No, z niektórymi rzeczami po prostu się nie wygra! Do nich trzeba przywyknąć. Kiedy tylko zagrożenie w postaci wilczycy minęło, mogli przestać wirować i zatrzymać się choćby na chwilę. To wystarczyło, by pies zaczął się wiercić.
- To tutaj się schowałeś! - głos przybliżał się coraz bardziej - Wszędzie cie szukałam!
Mała dziewczynka podbiegła do Rosy, a pies wręcz wyskoczył by przywitać się z właścicielką.
- Przepraszam za kłopot i dziękuje za zajęcie się tym małym urwisem... cięgle mi ucieka.. - dziewczynka westchnęła ciężko głaszcząc pupila.
- Nic się nie stało... to było ciekawe spotkanie - Rosa uśmiechnęła się miło, wymieniły kilka słów i pożegnały się.
Rosa odwróciła się do brata.
- Żadnych chłopaków? Żartujesz? Boginie przecież nie mogą się wręcz odgonić od nich. Niestety wszystkich wystraszyłeś... - westchnęła teatralnie i wyszczerzyła białe ząbki. Momentalnie uwiesiła się na ramieniu Jaimiego, przytulając się.
- To był dłuuugi wieczór, wracajmy do domu. Mam nadzieje, że tym razem obejdzie się bez fanów~
z/t x2
- To tutaj się schowałeś! - głos przybliżał się coraz bardziej - Wszędzie cie szukałam!
Mała dziewczynka podbiegła do Rosy, a pies wręcz wyskoczył by przywitać się z właścicielką.
- Przepraszam za kłopot i dziękuje za zajęcie się tym małym urwisem... cięgle mi ucieka.. - dziewczynka westchnęła ciężko głaszcząc pupila.
- Nic się nie stało... to było ciekawe spotkanie - Rosa uśmiechnęła się miło, wymieniły kilka słów i pożegnały się.
Rosa odwróciła się do brata.
- Żadnych chłopaków? Żartujesz? Boginie przecież nie mogą się wręcz odgonić od nich. Niestety wszystkich wystraszyłeś... - westchnęła teatralnie i wyszczerzyła białe ząbki. Momentalnie uwiesiła się na ramieniu Jaimiego, przytulając się.
- To był dłuuugi wieczór, wracajmy do domu. Mam nadzieje, że tym razem obejdzie się bez fanów~
Zaginiony pies [6/6 postów]
z/t x2
"(...) nie jesteśmy tu po to, żeby się ze sobą ścigać."
Nie byli. Niemniej nauczył się, że większość osób potrafiła wyrzucić z siebie podobne słowa, tylko po to by później i tak próbować dotrzymać kroku drugiej osobie - bądź wręcz ją przegonić dla własnej satysfakcji. Nawet jeśli Vessare nie wyglądał mu na kogoś tego pokroju, nie znał go na tyle, by stwierdzić to z pełnym przekonaniem. Ludzie po alkoholu potrafili zmieniać się nie do poznania.
"Najlepiej szybko odpraw mnie do domu."
A więc typ rozgadany?
Pokiwał po prostu głową w odpowiedzi. Zadziwiające, że Leslie nie stwierdził już na początku jak zgubne mogły być podobne słowa. W końcu czy Saturn nie miał powszechnej opinii kogoś, dla którego wszelkie wypowiadane słowa zyskiwały miano męczących i sprawiały, że czym prędzej znikał z pola widzenia swojego rozmówcy? Co jeśli uzna blondyna z męczącego jeszcze przed wypiciem pierwszego kieliszka? Jego mina bez wątpienia byłaby w podobnym momencie warta zapamiętania. Niestety podobne zagrywki nawet jeśli stanowiły idealne źródło rozrywki dla Mercury'ego, w przypadku Kyrina nie miały większego znaczenia.
Pierwsze pojawiło się wino Choya, które momentalnie rozlano do dwóch lampek i podsunięto obu chłopakom. Jako gospodarz sięgnął w jego stronę jako pierwszy. Zamieszał płyn kilkakrotnie i upił łyk, pozwalając by dobrze znany słodki, owocowy smak wypełnił jego usta. Śliwki ume były jednym z najsmaczniejszych owoców, jakie miał okazję skosztować, dlatego musiał przyznać że nawet do związanego z nimi alkoholu miał drobną słabość. Dwie kostki lodu tylko dodawały orzeźwienia. Nawet nie spojrzał za odchodzącym kelnerem, rzucając kolejne długie, przenikliwe spojrzenie Lesliemu.
— Jeśli kiedyś będziesz miał okazję, zamiast lodu możesz wrzucić dwie mrożone truskawki. Byle nie na bankiecie. To straszne faux pas, ale smakuje jeszcze lepiej — przytknął na ułamek sekundy palec do ust, zupełnie jakby właśnie podzielił się z nim tajemnicą, której nie miał zamiaru zdradzać nikomu innemu.
Nie byli. Niemniej nauczył się, że większość osób potrafiła wyrzucić z siebie podobne słowa, tylko po to by później i tak próbować dotrzymać kroku drugiej osobie - bądź wręcz ją przegonić dla własnej satysfakcji. Nawet jeśli Vessare nie wyglądał mu na kogoś tego pokroju, nie znał go na tyle, by stwierdzić to z pełnym przekonaniem. Ludzie po alkoholu potrafili zmieniać się nie do poznania.
"Najlepiej szybko odpraw mnie do domu."
A więc typ rozgadany?
Pokiwał po prostu głową w odpowiedzi. Zadziwiające, że Leslie nie stwierdził już na początku jak zgubne mogły być podobne słowa. W końcu czy Saturn nie miał powszechnej opinii kogoś, dla którego wszelkie wypowiadane słowa zyskiwały miano męczących i sprawiały, że czym prędzej znikał z pola widzenia swojego rozmówcy? Co jeśli uzna blondyna z męczącego jeszcze przed wypiciem pierwszego kieliszka? Jego mina bez wątpienia byłaby w podobnym momencie warta zapamiętania. Niestety podobne zagrywki nawet jeśli stanowiły idealne źródło rozrywki dla Mercury'ego, w przypadku Kyrina nie miały większego znaczenia.
Pierwsze pojawiło się wino Choya, które momentalnie rozlano do dwóch lampek i podsunięto obu chłopakom. Jako gospodarz sięgnął w jego stronę jako pierwszy. Zamieszał płyn kilkakrotnie i upił łyk, pozwalając by dobrze znany słodki, owocowy smak wypełnił jego usta. Śliwki ume były jednym z najsmaczniejszych owoców, jakie miał okazję skosztować, dlatego musiał przyznać że nawet do związanego z nimi alkoholu miał drobną słabość. Dwie kostki lodu tylko dodawały orzeźwienia. Nawet nie spojrzał za odchodzącym kelnerem, rzucając kolejne długie, przenikliwe spojrzenie Lesliemu.
— Jeśli kiedyś będziesz miał okazję, zamiast lodu możesz wrzucić dwie mrożone truskawki. Byle nie na bankiecie. To straszne faux pas, ale smakuje jeszcze lepiej — przytknął na ułamek sekundy palec do ust, zupełnie jakby właśnie podzielił się z nim tajemnicą, której nie miał zamiaru zdradzać nikomu innemu.
Na widok palca przytkniętego do ust, Zero w pierwszym odruchu uniósł brew wyżej w nieco zdziwionym wyrazie – jakby nie patrzeć, Saturn był raczej oszczędny w gestach, równie oszczędny co w wypowiadanych przez siebie słowach. To właśnie dlatego dużo łatwiej zwracało się uwagę na wszystkie odstępstwa od tej normy, choć nie zdziwiłby się, gdyby był jedyną osobą, która przywiązywała do nich aż taką wagę. Zaskoczenie nie trwało zbyt długo, gdy Vessare mimowolnie zaśmiał się pod nosem – i choć i to trwało stosunkowo krótko, był to niewątpliwie szczerze rozbawiony śmiech. W zasadzie nie pamiętał, kiedy ostatnio miał okazję śmiać się w podobny sposób, ale teraz raczej się nad tym nie zastanawiał.
― Zapamiętam ― odparł, sięgając po lampkę wina. Jeszcze nie upił pierwszego łyku, a już poczuł się nieznacznie rozluźniony i przylgnął plecami wygodniej do oparcia krzesła. Wyglądało na to, że podobna uwaga pozwoliła mu na przypomnienie sobie, że nie byli na sztywnym bankiecie, a na zwykłej imprezie, która miała być wyłącznie zabawą, a nie miejscem, gdzie ustalało się przyszłe interesy. Może nie mógł pozwolić sobie na pełną swobodę i wiele spraw wciąż było dla niego stąpaniem po cienkim lodzie, jednak nadal mógł spuścić nieco z formalnego tonu. ― Oczywiście będę milczał jak grób, ale mam nadzieję, że nie będziesz miał kłopotów przez powierzanie mi podobnych sekretów ― ściszył głos, zaraz upijając pierwszy, drobny łyk wina, próbując skupić się na jego słodkim smaku. Mimo tego alkohol od razu przyjemnie rozgrzał jego gardło, przypominając mu, jak bardzo tego potrzebował.
Pilnuj się, Leslie.
― Znasz się na zwierzętach, alkoholach... Masz w zanadrzu jeszcze jakieś ciekawostki? ― spytał, dając mu pełną swobodę, jeśli chodziło o odpowiedź. Mógł równie dobrze nie udzielić żadnej z nich, ale nie zmieniało to faktu, że jasnowłosy wyglądał tak, jakby faktycznie zamierzał go wysłuchać, nie mając przy tym żadnych ukrytych zamiarów.
Pociągnął kolejny łyk trunku.
― Zapamiętam ― odparł, sięgając po lampkę wina. Jeszcze nie upił pierwszego łyku, a już poczuł się nieznacznie rozluźniony i przylgnął plecami wygodniej do oparcia krzesła. Wyglądało na to, że podobna uwaga pozwoliła mu na przypomnienie sobie, że nie byli na sztywnym bankiecie, a na zwykłej imprezie, która miała być wyłącznie zabawą, a nie miejscem, gdzie ustalało się przyszłe interesy. Może nie mógł pozwolić sobie na pełną swobodę i wiele spraw wciąż było dla niego stąpaniem po cienkim lodzie, jednak nadal mógł spuścić nieco z formalnego tonu. ― Oczywiście będę milczał jak grób, ale mam nadzieję, że nie będziesz miał kłopotów przez powierzanie mi podobnych sekretów ― ściszył głos, zaraz upijając pierwszy, drobny łyk wina, próbując skupić się na jego słodkim smaku. Mimo tego alkohol od razu przyjemnie rozgrzał jego gardło, przypominając mu, jak bardzo tego potrzebował.
Pilnuj się, Leslie.
― Znasz się na zwierzętach, alkoholach... Masz w zanadrzu jeszcze jakieś ciekawostki? ― spytał, dając mu pełną swobodę, jeśli chodziło o odpowiedź. Mógł równie dobrze nie udzielić żadnej z nich, ale nie zmieniało to faktu, że jasnowłosy wyglądał tak, jakby faktycznie zamierzał go wysłuchać, nie mając przy tym żadnych ukrytych zamiarów.
Pociągnął kolejny łyk trunku.
Oparł brzeg lampki na dolnej wardze, wsłuchując się w wypowiadane przez Lesliego słowa, tylko po to by upić kolejny łyk, przedłużając tym samym panującą po jego słowach ciszę. Celowy zabieg podtrzymujący atmosferę, a może zwykłe przyzwyczajenie? Ciężko było stwierdzić która opcja była w tym wypadku bardziej trafna.
— Kłopoty ma zawsze ten, któremu powierzono sekret i postanowił go ujawnić, nie ten który go powierzył. Wiesz jak to działa. Ty rozpuszczasz plotki, ja wszystkiemu zaprzeczam, a potem jak na policyjnego syna przystało wysyłam za tobą jednostki i znikasz bez śladu — z jednej strony absolutny brak mimiki czy jakiegokolwiek pozytywnego - a zresztą JAKIEGOKOLWIEK - wydźwięku w głosie, sprawiały że momentalnie szło uwierzyć Saturnowi na słowo. Wiecznie poważny wzrok był niczym wyzwanie i groźba jednocześnie. Spróbuj się przeciwstawić a zobaczysz czy aby na pewno był to wyłącznie żart. Z drugiej strony to właśnie ta powaga sprawiała, że podobny zachód o głupie mrożone truskawki w winie był po prostu absurdalny.
Cichy stukot skutecznie przypomniał o zamówionym przez niego sushi, gdy po zabraniu wszystkich brudnych naczyń, na pustym stoliku z samotną butelką wina pojawił się wielki, wyjątkowo pięknie ułożony zestaw. Zamiast prostej deski wykorzystano drewniany talerz rzeźbiony na wzór japońskich mostów. Wyżłobienie imitujące rzekę z jednej strony wypełnione było sosem teriyaki - z drugiej natomiast sojowym. To drobne dzieło sztuki naprawdę robiło wrażenie.
— Czy mam już podać sake?
— Pięć minut.
— Tak, paniczu.
"Masz w zanadrzu jeszcze jakieś ciekawostki?"
Tak naprawdę jestem rosyjskim zbiegiem. Nazywam się Evan Konstantinov, specjalizuję się w hakerstwie. Przybyłem do Kanady, by włamać się do wojskowej bazy danych kanadyjskiego i amerykańskiego rządu, wykraść wszystkie dane, a następnie przekazać je carowi.
Głos Mercury'ego rozbrzmiał w jego głowie na tyle wyraźnie, by przez chwilę naprawdę uwierzył, że wypowiedział jego słowa własnymi ustami. W rzeczywistości cały czas milczał. Sięgnął jedynie po pałeczki, zaraz zbierając pojedynczy kawałek sushi, który umoczył w sosie teriyaki tuż przed wsunięciem go do ust.
Hakerstwo choć rzeczywiście znajdowało się na jego liście zainteresowań, nie było pozytywnie postrzeganym hobby. Nie wiedział o nim praktycznie nikt. Nic dziwnego, że nawet przez sekundę nie rozważył poinformowania o nim Lesliego.
— Łatwiej byłoby mi wymienić rzeczy, na których się nie znam. Podejrzewam że doskonale znasz pojęcia 'oczekiwania' i 'godnej reprezentacji' — powiedział biorąc kolejny kawałek, podczas którego konsumpcji zastanawiał się przez chwilę nad dziedzinami, które faktycznie pozostawały dla niego tajemnicą. Prawda była jednak taka, że gdy spędzało się większość swojego czasu na zgłębianiu wiedzy z książek, mało który temat pozostawał ci nieznany.
— Jak jest z tobą? Drugi kierunek po medycynie. Szczerze interesujący cię kierunek, nie ten wybrany przez rodziców.
— Kłopoty ma zawsze ten, któremu powierzono sekret i postanowił go ujawnić, nie ten który go powierzył. Wiesz jak to działa. Ty rozpuszczasz plotki, ja wszystkiemu zaprzeczam, a potem jak na policyjnego syna przystało wysyłam za tobą jednostki i znikasz bez śladu — z jednej strony absolutny brak mimiki czy jakiegokolwiek pozytywnego - a zresztą JAKIEGOKOLWIEK - wydźwięku w głosie, sprawiały że momentalnie szło uwierzyć Saturnowi na słowo. Wiecznie poważny wzrok był niczym wyzwanie i groźba jednocześnie. Spróbuj się przeciwstawić a zobaczysz czy aby na pewno był to wyłącznie żart. Z drugiej strony to właśnie ta powaga sprawiała, że podobny zachód o głupie mrożone truskawki w winie był po prostu absurdalny.
Cichy stukot skutecznie przypomniał o zamówionym przez niego sushi, gdy po zabraniu wszystkich brudnych naczyń, na pustym stoliku z samotną butelką wina pojawił się wielki, wyjątkowo pięknie ułożony zestaw. Zamiast prostej deski wykorzystano drewniany talerz rzeźbiony na wzór japońskich mostów. Wyżłobienie imitujące rzekę z jednej strony wypełnione było sosem teriyaki - z drugiej natomiast sojowym. To drobne dzieło sztuki naprawdę robiło wrażenie.
— Czy mam już podać sake?
— Pięć minut.
— Tak, paniczu.
"Masz w zanadrzu jeszcze jakieś ciekawostki?"
Tak naprawdę jestem rosyjskim zbiegiem. Nazywam się Evan Konstantinov, specjalizuję się w hakerstwie. Przybyłem do Kanady, by włamać się do wojskowej bazy danych kanadyjskiego i amerykańskiego rządu, wykraść wszystkie dane, a następnie przekazać je carowi.
Głos Mercury'ego rozbrzmiał w jego głowie na tyle wyraźnie, by przez chwilę naprawdę uwierzył, że wypowiedział jego słowa własnymi ustami. W rzeczywistości cały czas milczał. Sięgnął jedynie po pałeczki, zaraz zbierając pojedynczy kawałek sushi, który umoczył w sosie teriyaki tuż przed wsunięciem go do ust.
Hakerstwo choć rzeczywiście znajdowało się na jego liście zainteresowań, nie było pozytywnie postrzeganym hobby. Nie wiedział o nim praktycznie nikt. Nic dziwnego, że nawet przez sekundę nie rozważył poinformowania o nim Lesliego.
— Łatwiej byłoby mi wymienić rzeczy, na których się nie znam. Podejrzewam że doskonale znasz pojęcia 'oczekiwania' i 'godnej reprezentacji' — powiedział biorąc kolejny kawałek, podczas którego konsumpcji zastanawiał się przez chwilę nad dziedzinami, które faktycznie pozostawały dla niego tajemnicą. Prawda była jednak taka, że gdy spędzało się większość swojego czasu na zgłębianiu wiedzy z książek, mało który temat pozostawał ci nieznany.
— Jak jest z tobą? Drugi kierunek po medycynie. Szczerze interesujący cię kierunek, nie ten wybrany przez rodziców.
― Dzięki. Teraz będę żył w ciągłym niepokoju przed tym, czy ktoś przypadkiem nie obserwuje mnie zza rogu ― odpowiedział, tym razem samemu dostosowując się do poważnego tonu rozmowy. Nie wyglądał na przejętego ani przerażonego, bo w tęczówkach skrytych za złotymi soczewkami, wciąż czaiło się rozbawienie, nawet jeśli był po części świadom tego, że ktoś z wpływami Blacków mógłby pozwolić sobie na sprzątniecie kogokolwiek, na kogo wskazaliby palcem.
„Podejrzewam że doskonale znasz pojęcia oczekiwania i godnej reprezentacji.”
Jasnowłosy niemalże od razu kiwnął głową w potwierdzeniu. Prawdopodobnie każdy członek zamożnej rodziny przynajmniej w niewielkim stopniu zdawał sobie sprawę z mnogości umiejętności, które trzeba było rozwinąć – najczęściej tylko po to, by móc zaznaczyć swoją pozycję i pochwalić się posiadanymi doświadczeniami.
― W takim razie na czym się nie znasz? ― Przechylił nieznacznie głowę na bok, chwytając się drobnej podpowiedzi Blacka, który wcale nie musiał sugerować, że chętnie by się z nim tym podzielił, ale najwyraźniej dał Lesliemu otwarte drzwi do zadania bardziej konkretnego pytania.
„Jak jest z tobą?”
― To nie tak, że medycyna mnie nie interesuje ― zaznaczył, woląc uściślić tę kwestię. Jak sam wcześniej powiedział – nie był zaganiany siłą, by wybrać taki, a nie inny kierunek. Upijając kolejny łyk wina, zastanowił się przez chwilę, unosząc wzrok w stronę sufitu, by odsunąwszy lampkę od warg, na nowo opuścić wzrok na Saturna. ― Właściwie rysuję, maluję i ogólnie tworzę odkąd pamiętam. Myślę, że to mój drugi żywioł, ale traktuję to raczej jak hobby, które pozwoliło mi rozwinąć pewne umiejętności. Ale gdyby nie medycyna, możliwe, że zająłbym się właśnie grafiką i prawdopodobnie tworzeniem gier. A ty? Co jeśli nie prawo?
Do którego i tak nie jesteś przekonany.
Ostatnie słowa zachował już tylko dla siebie, przyglądając mu się nieco bardziej badawczo, jakby spodziewał się, że za chwilę usłyszy, że to jego jedyny wybór i i tak nie będzie skłonny w to w pełni uwierzyć.
„Podejrzewam że doskonale znasz pojęcia oczekiwania i godnej reprezentacji.”
Jasnowłosy niemalże od razu kiwnął głową w potwierdzeniu. Prawdopodobnie każdy członek zamożnej rodziny przynajmniej w niewielkim stopniu zdawał sobie sprawę z mnogości umiejętności, które trzeba było rozwinąć – najczęściej tylko po to, by móc zaznaczyć swoją pozycję i pochwalić się posiadanymi doświadczeniami.
― W takim razie na czym się nie znasz? ― Przechylił nieznacznie głowę na bok, chwytając się drobnej podpowiedzi Blacka, który wcale nie musiał sugerować, że chętnie by się z nim tym podzielił, ale najwyraźniej dał Lesliemu otwarte drzwi do zadania bardziej konkretnego pytania.
„Jak jest z tobą?”
― To nie tak, że medycyna mnie nie interesuje ― zaznaczył, woląc uściślić tę kwestię. Jak sam wcześniej powiedział – nie był zaganiany siłą, by wybrać taki, a nie inny kierunek. Upijając kolejny łyk wina, zastanowił się przez chwilę, unosząc wzrok w stronę sufitu, by odsunąwszy lampkę od warg, na nowo opuścić wzrok na Saturna. ― Właściwie rysuję, maluję i ogólnie tworzę odkąd pamiętam. Myślę, że to mój drugi żywioł, ale traktuję to raczej jak hobby, które pozwoliło mi rozwinąć pewne umiejętności. Ale gdyby nie medycyna, możliwe, że zająłbym się właśnie grafiką i prawdopodobnie tworzeniem gier. A ty? Co jeśli nie prawo?
Do którego i tak nie jesteś przekonany.
Ostatnie słowa zachował już tylko dla siebie, przyglądając mu się nieco bardziej badawczo, jakby spodziewał się, że za chwilę usłyszy, że to jego jedyny wybór i i tak nie będzie skłonny w to w pełni uwierzyć.
Kolejne przeciągłe spojrzenie całkowicie wystarczyło, by wyłapał choć większość emocji kryjących się w oczach Lesliego. Nic dziwnego, że uznając żart za zakończony - nie żeby posiadał jakąś naturalną umiejętność określenia kiedy faktycznie takowy powinien się zacząć, a kiedy skończyć - nie dodał ani słowa więcej.
Myślał że po wcześniejszych słowach temat się urwie, a jednak Leslie wyraźnie zamierzał 'kopać dalej'. Podobna ciekawość sprawiła, że mimowolnie wyprostował się na krześle jeszcze mocniej niż wcześniej. Choć nie dało się w żaden sposób odczuć tego patrząc na jego twarz, jego czujność wyraźnie wzrosła. Przez chwilę zdawał się analizować po co Vessare w ogóle pragnął podobnej wiedzy. Nic dziwnego, że początkowo milczał nie wypełniając w żaden sposób panującej pomiędzy nimi ciszy, której nie przerwał nawet pojedynczym gestem na wzór sięgnięcia po kawałek sushi.
— Na marzeniach — odparł w końcu, by unieść lampkę do ust i upić kolejny łyk.
"To nie tak, że medycyna mnie nie interesuje."
— Już to mówiłeś — przypomniał mu spokojnym głosem dobitnie podkreślając nieporozumienie, które właśnie między nimi zaszło. W końcu Saturn nawet przez chwilę nie zaznaczył, że jest na medycynie z przymusu. Chciał jedynie wiedzieć jaki drugi kierunek po niej był na tyle interesujący, by faktycznie zamierzał mu się poświęcić nawet jeśli nie miałby zadowolić rodziców.
"(...) rysuję, maluję i ogólnie tworzę (...)"
Zupełnie jak Mercury.
Być może właśnie to porównanie sprawiło, że Black patrzył na całą odpowiedź nieco bardziej przychylnie, choć bez wątpienia i tego nie zamierzał okazywać. Jak wiele potrafiłby ułatwić rozmówcy, gdyby od czasu do czasu uchylił rąbka tajemnicy i nie kazał mu się wszystkiego domyślać.
"Co jeśli nie prawo?"
Wzrok, którym go obdarzył był jeszcze bardziej pusty niż zazwyczaj. Nie musiał wypowiadać ani słowa. Po wcześniejszym stwierdzeniu na temat marzeń, w połączeniu z podobnym milczeniem nie były one potrzebne. Jednocześnie były jednak dość ryzykowne, biorąc pod uwagę fakt, że jako syna wielkiego Blacka, oczekiwano od niego wyłącznie ambitnych, elokwentnych wypowiedzi. A jednak brutalnie go zignorował. Byłoby z pewnością dużo łatwiej, gdyby odwrócił wzrok podkreślając tym samym, że nie jest to obszar w którego obręb zamierzał się w ogóle udawać.
Lecz Saturn cały czas wwiercał się w niego tym samym martwym spojrzeniem, jakby chciał go przebić na wylot, nie wypowiadając ani słowa.
Myślał że po wcześniejszych słowach temat się urwie, a jednak Leslie wyraźnie zamierzał 'kopać dalej'. Podobna ciekawość sprawiła, że mimowolnie wyprostował się na krześle jeszcze mocniej niż wcześniej. Choć nie dało się w żaden sposób odczuć tego patrząc na jego twarz, jego czujność wyraźnie wzrosła. Przez chwilę zdawał się analizować po co Vessare w ogóle pragnął podobnej wiedzy. Nic dziwnego, że początkowo milczał nie wypełniając w żaden sposób panującej pomiędzy nimi ciszy, której nie przerwał nawet pojedynczym gestem na wzór sięgnięcia po kawałek sushi.
— Na marzeniach — odparł w końcu, by unieść lampkę do ust i upić kolejny łyk.
"To nie tak, że medycyna mnie nie interesuje."
— Już to mówiłeś — przypomniał mu spokojnym głosem dobitnie podkreślając nieporozumienie, które właśnie między nimi zaszło. W końcu Saturn nawet przez chwilę nie zaznaczył, że jest na medycynie z przymusu. Chciał jedynie wiedzieć jaki drugi kierunek po niej był na tyle interesujący, by faktycznie zamierzał mu się poświęcić nawet jeśli nie miałby zadowolić rodziców.
"(...) rysuję, maluję i ogólnie tworzę (...)"
Zupełnie jak Mercury.
Być może właśnie to porównanie sprawiło, że Black patrzył na całą odpowiedź nieco bardziej przychylnie, choć bez wątpienia i tego nie zamierzał okazywać. Jak wiele potrafiłby ułatwić rozmówcy, gdyby od czasu do czasu uchylił rąbka tajemnicy i nie kazał mu się wszystkiego domyślać.
"Co jeśli nie prawo?"
Wzrok, którym go obdarzył był jeszcze bardziej pusty niż zazwyczaj. Nie musiał wypowiadać ani słowa. Po wcześniejszym stwierdzeniu na temat marzeń, w połączeniu z podobnym milczeniem nie były one potrzebne. Jednocześnie były jednak dość ryzykowne, biorąc pod uwagę fakt, że jako syna wielkiego Blacka, oczekiwano od niego wyłącznie ambitnych, elokwentnych wypowiedzi. A jednak brutalnie go zignorował. Byłoby z pewnością dużo łatwiej, gdyby odwrócił wzrok podkreślając tym samym, że nie jest to obszar w którego obręb zamierzał się w ogóle udawać.
Lecz Saturn cały czas wwiercał się w niego tym samym martwym spojrzeniem, jakby chciał go przebić na wylot, nie wypowiadając ani słowa.
— Nie masz za co, panienko Kamiro. Pierwszy raz widzę, by ktoś rzucał się z takim poświęceniem, by uchronić moją piłkę przed kontaktem z brudną ziemią, jakby zależało od tego jego życie. Jestem szczerze wzruszony. Zarówno ja, jak i ona. Teraz wiem, że te wszystkie sytuacje, gdy powierzałem ją w twoje ręce absolutnie nie były błędem — udał, że ociera samotną spływającą po jego policzku łzę faktycznego wzruszenia, zaraz szczerząc się wesoło w jej stronę. Co za przykra sytuacja, że akurat wtedy dwie wściekłe wiedźmy musiały przerwać ten uroczy moment swoim ujadaniem. Naprawdę, nie potrafił zrozumieć niektórych kobiet. Tak jakby na swój widok nie mogły po prostu sobie przyklasnąć, stwierdzić że ich pojawienie się na tym balu było zwyczajnym przeznaczeniem i zostać najlepszymi przyjaciółkami. Czy nie tak zrobiłby normalny człowiek?
— Może strzelcie sobie po drinku na zgodę, umówcie się na wspólny mecz koszykówki i rozstrzygnijcie to w normalny sposób, rzucając świętą piłką do obręczy?
— Co?
— Nawet nie umiem grać w kosza. Ten sport jest beznadziejny.
O nie.
— Słucham? — w chłopaku coś przeskoczyło. W tym konkretnym momencie dziewczyna nawet nie zdawała sobie sprawy z tego jak olbrzymi błąd popełniła.
— No rzucanie do kosza, wielkie mi halo. Tak jakby miało to pomóc rozwiązać moje problemy.
— OCZYWIŚCIE, że to pomoże rozwiązać twoje problemy. Moja droga czy ty w ogóle wiesz czym jest koszykówka? To jedna z najpopularniejszych i najchętniej oglądanych dyscyplin na świecie. Powstała 21 grudnia 1891 roku w Springfield w stanie Massachusetts, gdy nauczyciel wychowania fizycznego w YMCA James Naismith opracował grę zespołową, którą mogliby uprawiać studenci college'u zimą w sali. Zabawne, że początkowo do gry w koszykówkę używano zwykłej piłki futbolowej. Zasady koszykówki były bardzo proste i zostały spisane przez twórcę tego sportu, to właśnie dzięki nim większość nie miała problemu z opanowaniem ich. Koszykówka stawała się coraz bardziej znana, a jej zasady stale się zmieniały. Wkrótce była znana w CAŁEJ Ameryce Północnej. Wiesz jak wielkim osiągnięciem jest coś podobnego? Nie? A wiesz o tym, że 6 czerwca 1946 zostało założone Basketball Association of America, w skrócie BAA, które jesienią 1949 przybrało nazwę National Basketball Association? Wiesz ile lat przed twoim urodzeniem to wszystko się wydarzyło? Twój brat szacunku jest zwyczajną oznaką ignorancji, prawdopodobnie spowodowanej słabym przekazem ze strony nauczyciela wfu. Moja droga, w twoim życiu BRAK PASJI. Istnieją dwie główne odmiany gry: amatorsko-zawodowa, nadzorowana przez Międzynarodową Federację Koszykówki, oraz w pełni profesjonalna, będąca podstawą amerykańsko-kanadyjskiej NBA. Ta pierwsza wydaje się idealną opcją dla was...
Ciężko było stwierdzić jak długo stał w miejscu udzielając nagany i lektury swoim nowym podopiecznym, którym miny zrzedły do tego stopnia, że ciężko było szukać w nich uprzedniej złości. W końcu obie padły na kolana, układając dłonie niczym do modlitwy.
— Błagam przestań już, przepraszam że nazwałam koszykówkę beznadziejną!
— Zobacz, świetnie się dogadujemy. Dzięki tobie zostaniemy najlepszymi przyjaciółkami.
— Totalnie. Wychodzimy z tej sali i idziemy grać w kosza! — wypowiadały cokolwiek ślina im na język przyniosła, lecz bez wątpienia ich słowa odniosły odpowiedni skutek. Oblicze Blythe'a momentalnie się rozpromieniło.
— Naturalnie! Gdybyście potrzebowały jakiejś pomocy, możecie mnie znaleźć na uniwersytecie McGill.
— Z pewnością tak zrobimy! A teraz już pójdziemy omawiać swoje... taktyki...
I tak oto obie poderwały się z ziemi i uciekły gdzie pieprz rośnie. Natomiast sam Hamalainen obrócił się dumny w stronę Kamiry.
— Ach jakie to piękne widzieć jak koszykówka rozwiązuje spory i zyskuje miejsce w sercach innych ludzi.
— Może strzelcie sobie po drinku na zgodę, umówcie się na wspólny mecz koszykówki i rozstrzygnijcie to w normalny sposób, rzucając świętą piłką do obręczy?
— Co?
— Nawet nie umiem grać w kosza. Ten sport jest beznadziejny.
O nie.
— Słucham? — w chłopaku coś przeskoczyło. W tym konkretnym momencie dziewczyna nawet nie zdawała sobie sprawy z tego jak olbrzymi błąd popełniła.
— No rzucanie do kosza, wielkie mi halo. Tak jakby miało to pomóc rozwiązać moje problemy.
— OCZYWIŚCIE, że to pomoże rozwiązać twoje problemy. Moja droga czy ty w ogóle wiesz czym jest koszykówka? To jedna z najpopularniejszych i najchętniej oglądanych dyscyplin na świecie. Powstała 21 grudnia 1891 roku w Springfield w stanie Massachusetts, gdy nauczyciel wychowania fizycznego w YMCA James Naismith opracował grę zespołową, którą mogliby uprawiać studenci college'u zimą w sali. Zabawne, że początkowo do gry w koszykówkę używano zwykłej piłki futbolowej. Zasady koszykówki były bardzo proste i zostały spisane przez twórcę tego sportu, to właśnie dzięki nim większość nie miała problemu z opanowaniem ich. Koszykówka stawała się coraz bardziej znana, a jej zasady stale się zmieniały. Wkrótce była znana w CAŁEJ Ameryce Północnej. Wiesz jak wielkim osiągnięciem jest coś podobnego? Nie? A wiesz o tym, że 6 czerwca 1946 zostało założone Basketball Association of America, w skrócie BAA, które jesienią 1949 przybrało nazwę National Basketball Association? Wiesz ile lat przed twoim urodzeniem to wszystko się wydarzyło? Twój brat szacunku jest zwyczajną oznaką ignorancji, prawdopodobnie spowodowanej słabym przekazem ze strony nauczyciela wfu. Moja droga, w twoim życiu BRAK PASJI. Istnieją dwie główne odmiany gry: amatorsko-zawodowa, nadzorowana przez Międzynarodową Federację Koszykówki, oraz w pełni profesjonalna, będąca podstawą amerykańsko-kanadyjskiej NBA. Ta pierwsza wydaje się idealną opcją dla was...
Ciężko było stwierdzić jak długo stał w miejscu udzielając nagany i lektury swoim nowym podopiecznym, którym miny zrzedły do tego stopnia, że ciężko było szukać w nich uprzedniej złości. W końcu obie padły na kolana, układając dłonie niczym do modlitwy.
— Błagam przestań już, przepraszam że nazwałam koszykówkę beznadziejną!
— Zobacz, świetnie się dogadujemy. Dzięki tobie zostaniemy najlepszymi przyjaciółkami.
— Totalnie. Wychodzimy z tej sali i idziemy grać w kosza! — wypowiadały cokolwiek ślina im na język przyniosła, lecz bez wątpienia ich słowa odniosły odpowiedni skutek. Oblicze Blythe'a momentalnie się rozpromieniło.
— Naturalnie! Gdybyście potrzebowały jakiejś pomocy, możecie mnie znaleźć na uniwersytecie McGill.
— Z pewnością tak zrobimy! A teraz już pójdziemy omawiać swoje... taktyki...
I tak oto obie poderwały się z ziemi i uciekły gdzie pieprz rośnie. Natomiast sam Hamalainen obrócił się dumny w stronę Kamiry.
— Ach jakie to piękne widzieć jak koszykówka rozwiązuje spory i zyskuje miejsce w sercach innych ludzi.
Bójka wiedźm 4/4
Stopniowo zaczynał przyzwyczajać się do długich pauz w wypowiedziach, jakie między nimi zapadały. W tym czasie – nawet jeśli cholernie dłużącym się – nie próbował wtrącać dodatkowych wypowiedzi ani ponaglać Saturna wymownymi gestami czy spojrzeniami. Był skłonny zrozumieć, że białowłosy potrzebował czasu na przemyślenia lub uzbieranie właściwych słów, nawet jeśli cała konwersacja miała wypaść przy tym dość nienaturalnie.
„Na marzeniach.”
Spodziewał się każdej najbardziej błahej odpowiedzi – że nie zna się na gotowaniu, na sprzątaniu, na naprawianiu samochodów czy licznikach gazowych, jednak nie przypuszczał, że w odpowiedzi na podobne pytanie ktoś może udzielić mu odpowiedzi spoza zakresu czynności manualnych. W dodatku dość przykrej odpowiedzi, z powodu której Vessare także musiał na chwilę zamilknąć, by przeanalizować wszystko w swojej głowie i nie dając po sobie poznać, jaki miał do tego stosunek. Jakby miał się nad tym dłużej zastanowić...
― Sam nie jestem ekspertem ― stwierdził nagle. W większości przypadków twardo stąpał po ziemi, odpuszczając sobie rzeczy pozornie niemożliwe. Jedna z tych „rzeczy” siedziała właśnie na krześle po drugiej stronie stołu i choć miał ją na wyciągnięcie ręki, ten dystans zdawał się rozciągać nie na mile, a na lata świetlne. ― Ale zawsze wydawało mi się, że każdy czegoś przynajmniej chce ― dodał zaraz, jednak tym razem już nie dopytywał. Zresztą nie sądził, by białowłosy miał ochotę dzielić się z nim swoimi zachciankami albo chciał podawać mu zachcianki, by te przeszły test bycia materiałem na prawdziwe marzenie.
Pewnie odpowiadanie ci jest uciążliwe ogólnie.
„Już to mówiłeś.”
Przynajmniej cię słuchał.
Mimowolnie pociągnął kolejny łyk wina, starają się zagłuszyć coraz bardziej irytujące uwagi, jak i odwieść samego siebie od tłumaczenia się w tej kwestii. Nie było to na tyle duże potknięcie, by nie dał rady płynnie przejść do kontynuowania swojej odpowiedz, a po chwili zdążył już zapomnieć o niechybnym powtórzeniu się.
― Nie wiesz ― rzucił, poniekąd powtarzając jego wcześniejsze słowa. Zauważył gwałtowną zmianę, która sprawiła, że wcześniejsze rozluźnienie odeszło w niepamięć, a on na nowo trafił na pole minowe, na którym każdy kolejny krok mógł wiązać się z nastąpieniem na gotową do wybuchu minę. Leslie mimowolnie ściągnął brwi, a na jego twarzy pojawił się wyraz skupienia, któremu towarzyszyła ledwo wyczuwalna iskra irytacji. Ale to nie na Blacka był zły i prawdopodobnie w tym momencie nawet nie zdawał sobie sprawy ze zmian, jakie zaszły w jego mimice. Przez jego głowę przewinęła się cała masa scenariuszy, jednak wątpił, by to rodzina ograniczała Saturna pod kątem tego, co chciał robić w życiu. Z drugiej strony czy ludzie rezygnowali z robienia rzeczy dla siebie bez konkretnego powodu?
„Na marzeniach.”
Spodziewał się każdej najbardziej błahej odpowiedzi – że nie zna się na gotowaniu, na sprzątaniu, na naprawianiu samochodów czy licznikach gazowych, jednak nie przypuszczał, że w odpowiedzi na podobne pytanie ktoś może udzielić mu odpowiedzi spoza zakresu czynności manualnych. W dodatku dość przykrej odpowiedzi, z powodu której Vessare także musiał na chwilę zamilknąć, by przeanalizować wszystko w swojej głowie i nie dając po sobie poznać, jaki miał do tego stosunek. Jakby miał się nad tym dłużej zastanowić...
― Sam nie jestem ekspertem ― stwierdził nagle. W większości przypadków twardo stąpał po ziemi, odpuszczając sobie rzeczy pozornie niemożliwe. Jedna z tych „rzeczy” siedziała właśnie na krześle po drugiej stronie stołu i choć miał ją na wyciągnięcie ręki, ten dystans zdawał się rozciągać nie na mile, a na lata świetlne. ― Ale zawsze wydawało mi się, że każdy czegoś przynajmniej chce ― dodał zaraz, jednak tym razem już nie dopytywał. Zresztą nie sądził, by białowłosy miał ochotę dzielić się z nim swoimi zachciankami albo chciał podawać mu zachcianki, by te przeszły test bycia materiałem na prawdziwe marzenie.
Pewnie odpowiadanie ci jest uciążliwe ogólnie.
„Już to mówiłeś.”
Przynajmniej cię słuchał.
Mimowolnie pociągnął kolejny łyk wina, starają się zagłuszyć coraz bardziej irytujące uwagi, jak i odwieść samego siebie od tłumaczenia się w tej kwestii. Nie było to na tyle duże potknięcie, by nie dał rady płynnie przejść do kontynuowania swojej odpowiedz, a po chwili zdążył już zapomnieć o niechybnym powtórzeniu się.
― Nie wiesz ― rzucił, poniekąd powtarzając jego wcześniejsze słowa. Zauważył gwałtowną zmianę, która sprawiła, że wcześniejsze rozluźnienie odeszło w niepamięć, a on na nowo trafił na pole minowe, na którym każdy kolejny krok mógł wiązać się z nastąpieniem na gotową do wybuchu minę. Leslie mimowolnie ściągnął brwi, a na jego twarzy pojawił się wyraz skupienia, któremu towarzyszyła ledwo wyczuwalna iskra irytacji. Ale to nie na Blacka był zły i prawdopodobnie w tym momencie nawet nie zdawał sobie sprawy ze zmian, jakie zaszły w jego mimice. Przez jego głowę przewinęła się cała masa scenariuszy, jednak wątpił, by to rodzina ograniczała Saturna pod kątem tego, co chciał robić w życiu. Z drugiej strony czy ludzie rezygnowali z robienia rzeczy dla siebie bez konkretnego powodu?
Nie wydawał się w żaden sposób poruszony przebiegającą pomiędzy nimi rozmową. Nie była ona dla niego ani źródłem dyskomfortu, ani jakiegokolwiek żalu. Był to po prostu taki, a nie inny stan rzeczy, który musiał zaakceptować już dawno temu. Jaki sens miało trzymanie się źródła problemu? Mógłby rzecz jasna podobnie jak inni wmawiać sobie, że w rzeczywistości to co każą mu robić - a może raczej to na co go nakierowują - było jego marzeniami. Wyrobić w sobie sztuczne zachcianki. Tylko dlaczego? Jak sztuczna, złudna rzeczywistość miałaby mu jakkolwiek pomóc? Nie rozumiał podobnego podejścia. Nie znał odpowiedzi na owe pytanie. Nie rozumiał dlaczego Vessare zamilkł, choć przynajmniej w tej ostatniej kwestii mógł wysnuć jakiekolwiek wnioski.
Było mu go żal?
Gardził nim?
Zawiódł się jego postawą?
Niezależnie od tego jak długo mu się przyglądał, nie mógł być mimo wszystko pewien żadnej z tych odpowiedzi. I wtedy blondyn wypowiedział jedno konkretne zdanie, które zwróciło na siebie jego uwagę. Podniesiony wzrok na nowo zdawał się zakleszczać i napierać na chłopaka, zupełnie jakby samym spojrzeniem zamierzał zmusić go do prawdomówności.
— Czego w takim razie chcesz, Leslie? — milczenie które po tym nastąpiło, mówiło samo za siebie. Nie zamierzał kontynuować żadnej dalszej rozmowy, dopóki nie otrzyma odpowiedzi na własne zadanie pytanie. Nie żeby jakiekolwiek zostało wysunięte w stronę Saturna. Znajdowali się obecnie w sytuacji, gdzie dalszy rozwój chwilowo został wstrzymany, zupełnie jakby obaj zatrzymali się na tym jednym konkretnym punkcie, z którego nie mogli jak na razie samodzielnie wyjść.
Kelner pojawił się po raz kolejny, tym razem niosąc ze sobą zarówno podgrzaną w tokkuri sake, jak i umeshu, które zostało ustawione po innej stronie stołu, wraz z odpowiednimi szklankami i o-choko. Niczego nie nalewał, pozostawiając im decyzję czy zamierzają od razu przejść do ich skosztowania. Dopiero wtedy Saturn odchylił się nieznacznie w tył i oparł plecami o krzesło.
— Proponuję po winie przejść do sake, a na koniec do umeshu. Atsukan jest najsmaczniejszy, gdy podgrzeje się go do pięćdziesięciu stopni. To bardziej dojrzały alkohol. Ich zakres procentowy i tak waha się w granicach 13-17%, więc nie powinno być większego problemu niezależnie od tego po który sięgniemy najpierw — sięgnął po tokkuri i uniósł je w powietrze prawą ręką, podtrzymując od spodu lewą, odpowiednio dbając by Leslie nie miał najmniejszego problemu z dostrzeżeniem nalepki. Wtedy też znieruchomiał, wyraźnie czekając aż Vessare podstawi mu o-choko, by móc je napełnić. W końcu nigdy gospodarz nie mógł nalewać trunku w pierwszej kolejności samemu sobie.
Było mu go żal?
Gardził nim?
Zawiódł się jego postawą?
Niezależnie od tego jak długo mu się przyglądał, nie mógł być mimo wszystko pewien żadnej z tych odpowiedzi. I wtedy blondyn wypowiedział jedno konkretne zdanie, które zwróciło na siebie jego uwagę. Podniesiony wzrok na nowo zdawał się zakleszczać i napierać na chłopaka, zupełnie jakby samym spojrzeniem zamierzał zmusić go do prawdomówności.
— Czego w takim razie chcesz, Leslie? — milczenie które po tym nastąpiło, mówiło samo za siebie. Nie zamierzał kontynuować żadnej dalszej rozmowy, dopóki nie otrzyma odpowiedzi na własne zadanie pytanie. Nie żeby jakiekolwiek zostało wysunięte w stronę Saturna. Znajdowali się obecnie w sytuacji, gdzie dalszy rozwój chwilowo został wstrzymany, zupełnie jakby obaj zatrzymali się na tym jednym konkretnym punkcie, z którego nie mogli jak na razie samodzielnie wyjść.
Kelner pojawił się po raz kolejny, tym razem niosąc ze sobą zarówno podgrzaną w tokkuri sake, jak i umeshu, które zostało ustawione po innej stronie stołu, wraz z odpowiednimi szklankami i o-choko. Niczego nie nalewał, pozostawiając im decyzję czy zamierzają od razu przejść do ich skosztowania. Dopiero wtedy Saturn odchylił się nieznacznie w tył i oparł plecami o krzesło.
— Proponuję po winie przejść do sake, a na koniec do umeshu. Atsukan jest najsmaczniejszy, gdy podgrzeje się go do pięćdziesięciu stopni. To bardziej dojrzały alkohol. Ich zakres procentowy i tak waha się w granicach 13-17%, więc nie powinno być większego problemu niezależnie od tego po który sięgniemy najpierw — sięgnął po tokkuri i uniósł je w powietrze prawą ręką, podtrzymując od spodu lewą, odpowiednio dbając by Leslie nie miał najmniejszego problemu z dostrzeżeniem nalepki. Wtedy też znieruchomiał, wyraźnie czekając aż Vessare podstawi mu o-choko, by móc je napełnić. W końcu nigdy gospodarz nie mógł nalewać trunku w pierwszej kolejności samemu sobie.
„Czego w takim razie chcesz, Leslie?”
Wyprostował się nieznacznie, jakby ktoś właśnie huknął ręką w jego plecy. W pierwszej chwili przez jego głowę przemknęła konkretna odpowiedź, chociaż doskonale wiedział, że nie była ona odpowiedzią, którą należało dzielić się z Saturnem. Była to jedna z tych rzeczy, którą chciałby wyrazić na głos, ale zwyczajnie nie powinien, mając świadomość, że to nie zmieniłoby absolutnie niczego, nie wspominając już o tym, że jedyne, co by tym zyskał to wstyd przez resztę życia przez lekkomyślne zbłaźnienie się przed białowłosym.
― Nie jest to nic nadzwyczajnego ― stwierdził i zastukał bezgłośnie palcem o bok kieliszka, w głowie przecząc samemu sobie. Nie dało się jednak ukryć, że były też inne – mniej kompromitujące – rzeczy, którymi mógł się podzielić. ― Na pewno spokoju, na który nie zawsze mogę sobie pozwolić, szczególnie gdy dookoła jest całe mnóstwo ludzi, którzy podchodząc do ciebie od razu próbują ci się przypodobać ze względu na twój stan majątkowy albo na to jak wyglądasz. I nawet nie próbują albo po prostu nie potrafią się z tym kryć, a takie sytuacje potrafią być mniej lub bardziej skrajne ― ostatnie słowa wyrzucił z siebie mrukliwie, jakby gdzieś w jego wspomnieniach już pojawiły się konkretne zdarzenia, przez które wyrobił sobie taki pogląd i przez które już na samą myśl odczuwał widoczne zmęczenie. ― I tego, żebym nie schrzanił, gdy za parę lat będę odpowiedzialny za czyjeś życie.
Leslie upił kolejny łyk i spojrzał na kelnera, który pojawił się w samą porę. Przynajmniej dzięki temu mógł zakończyć swoją wypowiedź na dobre i przestać zagłębiać się w bardziej przyziemne sprawy. Zresztą nic więcej nie przychodziło mu na myśl poza faktem, że największą ochotę miał na zapicie wcześniejszych słów, ale jednocześnie nie chciał przesadzić na tyle, by powiedzieć znacznie więcej – przynajmniej dopóki panował nad swoim językiem.
― To ty tu jesteś znawcą ― stwierdził, tym samym zgadzając się z zaproponowaną kolejnością. Odstawił kieliszek na bok, przez moment przyglądając się nieruchomemu Blackowi, zanim zdał sobie sprawę z jego zamiarów i sięgnął po specjalne, niewielkie naczynie na sake, unosząc je nad stołem.
Wyprostował się nieznacznie, jakby ktoś właśnie huknął ręką w jego plecy. W pierwszej chwili przez jego głowę przemknęła konkretna odpowiedź, chociaż doskonale wiedział, że nie była ona odpowiedzią, którą należało dzielić się z Saturnem. Była to jedna z tych rzeczy, którą chciałby wyrazić na głos, ale zwyczajnie nie powinien, mając świadomość, że to nie zmieniłoby absolutnie niczego, nie wspominając już o tym, że jedyne, co by tym zyskał to wstyd przez resztę życia przez lekkomyślne zbłaźnienie się przed białowłosym.
― Nie jest to nic nadzwyczajnego ― stwierdził i zastukał bezgłośnie palcem o bok kieliszka, w głowie przecząc samemu sobie. Nie dało się jednak ukryć, że były też inne – mniej kompromitujące – rzeczy, którymi mógł się podzielić. ― Na pewno spokoju, na który nie zawsze mogę sobie pozwolić, szczególnie gdy dookoła jest całe mnóstwo ludzi, którzy podchodząc do ciebie od razu próbują ci się przypodobać ze względu na twój stan majątkowy albo na to jak wyglądasz. I nawet nie próbują albo po prostu nie potrafią się z tym kryć, a takie sytuacje potrafią być mniej lub bardziej skrajne ― ostatnie słowa wyrzucił z siebie mrukliwie, jakby gdzieś w jego wspomnieniach już pojawiły się konkretne zdarzenia, przez które wyrobił sobie taki pogląd i przez które już na samą myśl odczuwał widoczne zmęczenie. ― I tego, żebym nie schrzanił, gdy za parę lat będę odpowiedzialny za czyjeś życie.
Leslie upił kolejny łyk i spojrzał na kelnera, który pojawił się w samą porę. Przynajmniej dzięki temu mógł zakończyć swoją wypowiedź na dobre i przestać zagłębiać się w bardziej przyziemne sprawy. Zresztą nic więcej nie przychodziło mu na myśl poza faktem, że największą ochotę miał na zapicie wcześniejszych słów, ale jednocześnie nie chciał przesadzić na tyle, by powiedzieć znacznie więcej – przynajmniej dopóki panował nad swoim językiem.
― To ty tu jesteś znawcą ― stwierdził, tym samym zgadzając się z zaproponowaną kolejnością. Odstawił kieliszek na bok, przez moment przyglądając się nieruchomemu Blackowi, zanim zdał sobie sprawę z jego zamiarów i sięgnął po specjalne, niewielkie naczynie na sake, unosząc je nad stołem.
Gdyby ktoś posłuchał ich rozmowy z boku, bez wątpienia mógłby zacząć się sarkastycznie śmiać. Nic dziwnego, w końcu ich wymiana zdań przypominała raczej kogoś, kto był ostatnią osobą mającą prawo do jakiegokolwiek narzekania.
— Ludzie nawet nie zdają sobie sprawy jak wielkim bólem jest bycie bogatym i przystojnym, hm? — rzucił wpatrując się w niego uważnie, w sposób który momentalnie podważał całą wypowiedź. Ciężko było stwierdzić czy rzeczywiście podzielał jego ból i wiedział przez co przechodzi, czy może zwyczajnie wyśmiewał 'problemy pierwszego świata'. Niemniej przy drugiej wypowiedzi pozwolił sobie na nieznaczne kiwnięcie głową.
— To dobra potrzeba. W odpowiedniej dawce ten swego rodzaju drobny strach towarzyszący ci każdego dnia, sprawi że będziesz podchodził do nauki w dużo poważniejszy sposób. Ludziom często brakuje świadomości, którą ty masz już od samego początku — pochwała? Ciężko stwierdzić. Zaakceptował w milczeniu swoją nową rolę znawcy, polewają odpowiednią ilość sake, tuż przed tym gdy nalał go i samemu sobie. Nawet jeśli według tradycji powinien przekazać naczynie Lesliemu, zrezygnował z podobnej opcji, zaraz odstawiając tokkuri w odpowiednie miejsce. Uniósł o-choko nad stół wznosząc niemy toast. Wyglądało na to, że jakiekolwiek dalsze słowa chwilowo zostały całkowicie odcięte.
Jego umysł przyzwyczajony do długiego milczenia właśnie zdawał się zaprotestować na ciągłą potrzebę konwersacji, która mimowolnie została mu narzucona w momencie gdy usiadł przy stoliku wraz z Vessare. A przecież nigdy nie był szczególną duszą towarzystwa. Nic dziwnego, że uniósł po prostu naczynie do ust, by wypić ciepły alkohol, całkowicie skupiając się na tej prostej czynności. Żadnych więcej słów na ten moment.
Z pewnością Leslie czułby się dużo bardziej komfortowo, gdyby jego brat znajdował się w pobliżu. Mercury miał talent do rozmów z ludźmi i zawsze potrafił znaleźć odpowiedni temat, który nie urwie się po ledwie dwóch zdaniach. A nawet w tak trudnych przypadkach momentalnie wyskakiwał z kolejnym, nawet mało znaczącym, a przyjemny dla uszu innych śmiech wypełniał powietrze równie naturalnie co ich miarowe oddechy.
Kyrin nie posiadał podobnego talentu. W rzeczywistości potrafił jedynie przyglądać sięblondynowi białowłosemu, nie rozumiejąc dlaczego w ogóle zmuszał się jeszcze do siedzenia i przebywania w jego towarzystwie. Obserwacje, które nieustannie zapisywał gdzieś w odmętach swojego umysłu były w końcu jedynie przypuszczeniami nie mającymi jak na razie żadnego potwierdzenia w rzeczywistości. Co z kolei odcinało mu jakąkolwiek możliwość reakcji. Nigdy nie działał zbyt pochopnie.
Jeśli zatem nakazywano mu czekanie, to właśnie zamierzał robić.
Czekać.
— Ludzie nawet nie zdają sobie sprawy jak wielkim bólem jest bycie bogatym i przystojnym, hm? — rzucił wpatrując się w niego uważnie, w sposób który momentalnie podważał całą wypowiedź. Ciężko było stwierdzić czy rzeczywiście podzielał jego ból i wiedział przez co przechodzi, czy może zwyczajnie wyśmiewał 'problemy pierwszego świata'. Niemniej przy drugiej wypowiedzi pozwolił sobie na nieznaczne kiwnięcie głową.
— To dobra potrzeba. W odpowiedniej dawce ten swego rodzaju drobny strach towarzyszący ci każdego dnia, sprawi że będziesz podchodził do nauki w dużo poważniejszy sposób. Ludziom często brakuje świadomości, którą ty masz już od samego początku — pochwała? Ciężko stwierdzić. Zaakceptował w milczeniu swoją nową rolę znawcy, polewają odpowiednią ilość sake, tuż przed tym gdy nalał go i samemu sobie. Nawet jeśli według tradycji powinien przekazać naczynie Lesliemu, zrezygnował z podobnej opcji, zaraz odstawiając tokkuri w odpowiednie miejsce. Uniósł o-choko nad stół wznosząc niemy toast. Wyglądało na to, że jakiekolwiek dalsze słowa chwilowo zostały całkowicie odcięte.
Jego umysł przyzwyczajony do długiego milczenia właśnie zdawał się zaprotestować na ciągłą potrzebę konwersacji, która mimowolnie została mu narzucona w momencie gdy usiadł przy stoliku wraz z Vessare. A przecież nigdy nie był szczególną duszą towarzystwa. Nic dziwnego, że uniósł po prostu naczynie do ust, by wypić ciepły alkohol, całkowicie skupiając się na tej prostej czynności. Żadnych więcej słów na ten moment.
Z pewnością Leslie czułby się dużo bardziej komfortowo, gdyby jego brat znajdował się w pobliżu. Mercury miał talent do rozmów z ludźmi i zawsze potrafił znaleźć odpowiedni temat, który nie urwie się po ledwie dwóch zdaniach. A nawet w tak trudnych przypadkach momentalnie wyskakiwał z kolejnym, nawet mało znaczącym, a przyjemny dla uszu innych śmiech wypełniał powietrze równie naturalnie co ich miarowe oddechy.
Kyrin nie posiadał podobnego talentu. W rzeczywistości potrafił jedynie przyglądać się
Jeśli zatem nakazywano mu czekanie, to właśnie zamierzał robić.
Czekać.
Strona 18 z 18 • 1 ... 10 ... 16, 17, 18
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach