▲▼
MERCURY | BLYTHE | KAMIRA | KOSS | YUNLEI
― Próbowałem, ale w noc taką jak ta wszystkie potwory wymykają się spod kontroli, by porządnie się wyszaleć. Ale nie pogardzę twoim odpisem za same starania ― zwrócił się jakże przekonującym tonem do Kamiry i uniósł kącik ust w firmowym uśmiechu. W gruncie rzeczy złożenie drobnego autografu jeszcze nikomu nie zaszkodziło – chyba że było się tak ulubionym idolem, by niespodziewanie zostać stratowanym przez tłum.
Chcąc dać odpowiedni przykład, przyjął kartkę od Kossa i złożył na niej ten sam koślawy podpis z dorysowanym uśmieszkiem, a chwilę później to samo zrobił z kartką Yunlei, licząc, że i ona nie zapomni o podpisie dla niego.
„Kuzyni. Jasne. Świetnie.”
― Heeej, co to za ton niedowiarka? ― Szturchnął Blacka łokciem w ramię, choć zrobił to z rozbawieniem. W gruncie rzeczy nie dziwił się, że ktoś mógłby uznać to za żart i czy spisek dwóch rozumiejących się aż za bardzo osób. ― W twojej rodzinie wszyscy mają na nazwisko Black? ― Nic dziwnego, że w tym momencie dość sugestywnie spojrzał na Kamirę, jakby to od niej oczekiwał odpowiedzi.
„Zaraz przyjdę.”
Obejrzał się za Mercury'm i uniósł brew, uważnie obserwując jego poczynania. Choć nie słyszał jego rozmowy z nieznajomym chłopakiem, ten wyglądał na zakłopotanego, choć to widok pakowania się przez niego pod stół przywołał na twarz Paige'a falę nie zrozumienia.
― Co to ma być?
Zadanie Trupiego Psa [3/X posty]
Mercury | Koss | ...
Wyglądało na to, że wszystko idzie po ich myśli! Podskoczyła podekscytowana i powpisywała się na wszystkie podsunięte jej kartki, zaraz odbierając własne. Okręciła się dookoła własnej osi wydając złowieszcze "fufufufu", nim spojrzała na Kossculę.
— CZAS NA NOWE OFIARY — i pomknęła w stronę Hurricane'a, zaraz podsuwając mu kartkę, mimo że mężczyzna wyraźnie był zajęty szukaniem... czegoś.
— Cukierek albo psikus, meow. Wpiszesz mi się? — zapytała z uroczym uśmiechem na pyszczku, przestępując z nogi na nogę.
First topic message reminder :
Wielokrotnie każde z was mijało olbrzymi budynek ratusza w sercu Vancouver, nawet jeśli nie mieliście w nim niczego konkretnego do roboty. Tym razem ciężko było go jednak przeoczyć. Już od kilku dni we wszystkich możliwych miejscach widzieliście reklamy nadchodzącego Potwornego Balu. Rodzina Blacków odpowiednio zadbała o to, by dotarły nawet do największych dziur Vancouver.
Kolorowe Halloweenowe ozdoby uderzały zewsząd, podkreślając jak wiele funduszy musieli wydać, by zapewnić podobny standard. Przy wejściu mężczyzna przebrany za Draculę pobiera opłaty i podaje wam kartkę, byście wpisali się na listę gości, pytając przy okazji czy przyszliście z własnym zwierzakiem. Dopiero wtedy w końcu udaje wam się przekroczyć próg. Wynajęci aktorzy chętnie od czasu do czasu położą znienacka dłoń na twoim ramieniu czy wyrosną spod ziemi, by przyprawić cię o zawał serca. Nic dziwnego, że już po chwili zombie złapał cię za ramię, warcząc coś o mózgach. Drgnąłeś nieznacznie i przyspieszyłeś kroku, by uciec z jego uścisku.
Jedzenie podtrzymujące klimat? Na miejscu! Steki w kształcie nerek, mózgowe galaretki, tatar ułożony w kształt serca, tajemnicze i bez wątpienia słodkie ludzkie palce maczane w równie słodkim sosie, cała seria kolorowych drinków (zarówno alkoholowych, jak i bezalkoholowych), których składu barmani zdecydowanie nie zamierzają zdradzać.
Bilet wstępu 25$ od osoby, 10$ od zwierzaka.
Każdy użytkownik udając się na bal, powinien przygotować sobie odpowiedni avatar który ustawi na czas eventu lub wrzucić szczegółowy opis stroju. Zarówno do profilu, jak i pierwszego posta wejściowego, co ułatwi wszystkim zareagowanie na waszą osobę.
BY WZIĄĆ UDZIAŁ W ZADANIACH TRUPIEGO PSA CZY WALCE O CUKIERKI, MUSICIE BYĆ OBECNI NA POTWORNYM BALU.
Kolorowe Halloweenowe ozdoby uderzały zewsząd, podkreślając jak wiele funduszy musieli wydać, by zapewnić podobny standard. Przy wejściu mężczyzna przebrany za Draculę pobiera opłaty i podaje wam kartkę, byście wpisali się na listę gości, pytając przy okazji czy przyszliście z własnym zwierzakiem. Dopiero wtedy w końcu udaje wam się przekroczyć próg. Wynajęci aktorzy chętnie od czasu do czasu położą znienacka dłoń na twoim ramieniu czy wyrosną spod ziemi, by przyprawić cię o zawał serca. Nic dziwnego, że już po chwili zombie złapał cię za ramię, warcząc coś o mózgach. Drgnąłeś nieznacznie i przyspieszyłeś kroku, by uciec z jego uścisku.
Jedzenie podtrzymujące klimat? Na miejscu! Steki w kształcie nerek, mózgowe galaretki, tatar ułożony w kształt serca, tajemnicze i bez wątpienia słodkie ludzkie palce maczane w równie słodkim sosie, cała seria kolorowych drinków (zarówno alkoholowych, jak i bezalkoholowych), których składu barmani zdecydowanie nie zamierzają zdradzać.
Bilet wstępu 25$ od osoby, 10$ od zwierzaka.
Każdy użytkownik udając się na bal, powinien przygotować sobie odpowiedni avatar który ustawi na czas eventu lub wrzucić szczegółowy opis stroju. Zarówno do profilu, jak i pierwszego posta wejściowego, co ułatwi wszystkim zareagowanie na waszą osobę.
BY WZIĄĆ UDZIAŁ W ZADANIACH TRUPIEGO PSA CZY WALCE O CUKIERKI, MUSICIE BYĆ OBECNI NA POTWORNYM BALU.
Miękka skóra pod palcami była całkiem przyjemna w dotyku, a ruch jaki na niej wykonywał sprawiał, że jego klatkę piersiową przepełniała niewysłowiona satysfakcja. Zupełnie jakby w tych kilka sekund, gdy wilkołak stał się całkowicie zależny od jego łaski, poczuł napływające ku niemu uczucie władzy. Nie poddawał mu się zbyt często. Ciężko było jednak jakkolwiek zaprotestować, by pazury wbijały się coraz głębiej i głębiej, zupełnie jakby zamierzał przebić się przez skórę jego ramion, zmiażdżyć kości klatki piersiowej i uderzyć w samo serce. Aż po osobowości złotookiego nie pozostanie ani jeden, nawet najdrobniejszy ślad do którego mógłby wrócić.
"Nie słuchaj go, Winchester."
Mrugnął.
Raz, drugi, trzeci.
Całe jego ciało przeszły dobrze mu znane ciarki, zaczynające się przy uchu tuż obok którego zostały wypowiedziane te proste słowa, aż do sam spód kręgosłupa. Wilk zawarczał w proteście, wgryzając się kłami w jego kark, lecz ciepło cudzej dłoni, które pojawiło się na jego ręce skutecznie zaburzyło wcześniejszy atak przypuszczony na jego psychikę.
Obudź się, Woolfe!
Palce zaciskające się na gardle wilkołaka wyraźnie zaprotestowały, gdy pojawił się na nich nacisk chcący zmusić go do odwrotu. Dopiero po krótkiej chwili poddały się ich woli, wypuszczając nieszczęsnego chłopaka, który upadł na kolana krztusząc się i łapiąc powietrze z wyraźną paniką.
— Ty... jesteś pojebany! — i tyle z miłości.
Warkot, który wydobył się z jego gardła nie przyjął formy żadnych słów. Nie zdążył jednak uformować ich w nic konkretnego, gdy został pociągnięty w tył przez Grimshawa. Czarny Wilk upadł na ziemię rzucając się niczym opętany, podczas gdy chłopak w końcu uwolniony spod jego wpływu, oddychał ciężko wycofując się zgodnie z trasą obraną przez srebrnookiego.
Ręce opadły wzdłuż jego boków, gdy posłusznie ruszył za nim, wtulając głowę w jego obojczyk. Ciężko było jednak spodziewać się że wszystko było w porządku. Przysłonięte jedynie połowicznie oczy nadal miały w sobie pustkę, która świadczyła o tym, że świadomość nie zdążyła powrócić do niego w całości.
Woolfe. Woolfe!
Bestia nadal rzucała się na ziemi, gdy jej ciało migotało na przeróżne sposoby zmieniając swój kolor pomiędzy białym, a czarnym. Zagubiony pies, który wcześniej obszczekał Rileya właśnie zaskomlał kilkakrotnie i wycofał się w tłum, gdzie jedna z dziewczyn pochwyciła go z wyraźną ulgą, odnajdując swoją zgubę.
— ... Jay — cichy bezmyślny głos przypominający wołanie lunatyka, nie miał żadnej kontynuacji. Jego głowa przechyliła się jedynie mocniej w bok, gdy objął go ramieniem, przytulając się mocniej do jego ciała.
"Nie słuchaj go, Winchester."
Mrugnął.
Raz, drugi, trzeci.
Całe jego ciało przeszły dobrze mu znane ciarki, zaczynające się przy uchu tuż obok którego zostały wypowiedziane te proste słowa, aż do sam spód kręgosłupa. Wilk zawarczał w proteście, wgryzając się kłami w jego kark, lecz ciepło cudzej dłoni, które pojawiło się na jego ręce skutecznie zaburzyło wcześniejszy atak przypuszczony na jego psychikę.
Obudź się, Woolfe!
Palce zaciskające się na gardle wilkołaka wyraźnie zaprotestowały, gdy pojawił się na nich nacisk chcący zmusić go do odwrotu. Dopiero po krótkiej chwili poddały się ich woli, wypuszczając nieszczęsnego chłopaka, który upadł na kolana krztusząc się i łapiąc powietrze z wyraźną paniką.
— Ty... jesteś pojebany! — i tyle z miłości.
Warkot, który wydobył się z jego gardła nie przyjął formy żadnych słów. Nie zdążył jednak uformować ich w nic konkretnego, gdy został pociągnięty w tył przez Grimshawa. Czarny Wilk upadł na ziemię rzucając się niczym opętany, podczas gdy chłopak w końcu uwolniony spod jego wpływu, oddychał ciężko wycofując się zgodnie z trasą obraną przez srebrnookiego.
Ręce opadły wzdłuż jego boków, gdy posłusznie ruszył za nim, wtulając głowę w jego obojczyk. Ciężko było jednak spodziewać się że wszystko było w porządku. Przysłonięte jedynie połowicznie oczy nadal miały w sobie pustkę, która świadczyła o tym, że świadomość nie zdążyła powrócić do niego w całości.
Woolfe. Woolfe!
Bestia nadal rzucała się na ziemi, gdy jej ciało migotało na przeróżne sposoby zmieniając swój kolor pomiędzy białym, a czarnym. Zagubiony pies, który wcześniej obszczekał Rileya właśnie zaskomlał kilkakrotnie i wycofał się w tłum, gdzie jedna z dziewczyn pochwyciła go z wyraźną ulgą, odnajdując swoją zgubę.
— ... Jay — cichy bezmyślny głos przypominający wołanie lunatyka, nie miał żadnej kontynuacji. Jego głowa przechyliła się jedynie mocniej w bok, gdy objął go ramieniem, przytulając się mocniej do jego ciała.
Prześladowany przez wilkołaka [3/3 posty];
Zaginiony Pies [3/3 posty];
Zaginiony Pies [3/3 posty];
― Co tam się dzieje?
― Zaraz go zabije.
― Dzwońcie po ochronę!
― Ja to bym wezwał policję.
― Najlepiej od razu facetów w bieli. Koleś jest nienormalny.
Ludzie wydawali się nabrać nieco więcej odwagi, widząc, że kryzys w większej mierze został zażegnany, a wilkołak wreszcie mógł oddychać o własnych siłach. Ich głosy zaczęły mieszać się w jeden zbity gwar, z którego w gruncie rzeczy można było wychwycić głównie pojedyncze słowa. „Ochrona” oraz „policja” w zupełności wystarczyły, by ponaglić Grimshawa do wyciągnięcia Winchestera na zewnątrz. Na całe szczęście chłopak stopniowo zaczął się uspokajać, przez co wcześniejszy uścisk na nadgarstku wyraźnie zelżał, choć całkiem możliwe, że Thatcher właśnie dorobił się dodatkowego siniaka, gdy nie pozostawił ciemnowłosemu większego wyboru.
Teraz Ryan pogładził palcami wierzch jego dłoni, powoli prowadząc go ku drzwiom. Krok po kroku wszystko zdawało się wracać do normy, choć nie mogli pozbyć się wyczekujących spojrzeń, które spodziewały się kolejnych ponurych atrakcji. Mało które z nich rozumiało prawdziwe szaleństwo, a to niezrozumienie idealnie zarysowywało się na ich obrzydliwie łakomych sensacji twarzach.
― To nie zatańczysz? ― zagadnęła ponownie mijana przez nich Zombie. Ciężko było stwierdzić, czy to alkohol rzucił się jej na głowę czy była naturalnie głupia, bo i tacy ludzie się zdarzali. Niemniej jednak w jej głosie pobrzmiewał olbrzymi zawód i do ostatniej chwili liczyła, że uda jej się wyciągnąć na parkiet następnego przystojnego partnera.
Odpierdol się wreszcie.
Nie odpowiedział, obrzucając ją wręcz pogardliwym spojrzeniem, nad którym w tej sytuacji ciężko było mu zapanować. Trwało to zaledwie ułamek sekundy, a srebrnooki nie zwrócił nawet uwagi na sposób, w jaki nieznajoma to odebrała – grunt, że nie pobiegła za nimi, gdy wreszcie udało im się przejść z sali na korytarz, gdzie ścisk okazał się znacznie mniejszy i gdzie ludzie żyli innymi wydarzeniami niż niebezpieczne otarcie się o śmierć przez jednego z przebierańców i nagły szał marionetkarza, któremu własne sznurki wymknęły się spod palców.
„Jay.”
― Mhm. A teraz nie odpływaj. ― Chociaż to nie z równowagą Woolfe miał problem, szatyn zatrzymał się tuż obok ściany, zanim wypuścił go z uścisku, choć mimo wszystko nie odsunął się i ułożył rękę na jego boku, zaciskając palce na materiale jego ubrania, jakby przynajmniej w ten sposób chciał kontrolować sytuację. Uważnie zlustrował wzrokiem jego twarz, w milczeniu dając mu jeszcze chwilę na uspokojenie. Nie mieli za wiele czasu, ale od wyjścia dzieliło ich już niewiele. ― Lepiej, żebyś kontaktował, Winchester, bo musimy się stąd zwijać. ― Mimowolnie odgarnął część włosów z jego czoła. ― Słyszysz?
W tym momencie już nic nie było pewne.
Taniec z zombie [3/3 posty]
― Zaraz go zabije.
― Dzwońcie po ochronę!
― Ja to bym wezwał policję.
― Najlepiej od razu facetów w bieli. Koleś jest nienormalny.
Ludzie wydawali się nabrać nieco więcej odwagi, widząc, że kryzys w większej mierze został zażegnany, a wilkołak wreszcie mógł oddychać o własnych siłach. Ich głosy zaczęły mieszać się w jeden zbity gwar, z którego w gruncie rzeczy można było wychwycić głównie pojedyncze słowa. „Ochrona” oraz „policja” w zupełności wystarczyły, by ponaglić Grimshawa do wyciągnięcia Winchestera na zewnątrz. Na całe szczęście chłopak stopniowo zaczął się uspokajać, przez co wcześniejszy uścisk na nadgarstku wyraźnie zelżał, choć całkiem możliwe, że Thatcher właśnie dorobił się dodatkowego siniaka, gdy nie pozostawił ciemnowłosemu większego wyboru.
Teraz Ryan pogładził palcami wierzch jego dłoni, powoli prowadząc go ku drzwiom. Krok po kroku wszystko zdawało się wracać do normy, choć nie mogli pozbyć się wyczekujących spojrzeń, które spodziewały się kolejnych ponurych atrakcji. Mało które z nich rozumiało prawdziwe szaleństwo, a to niezrozumienie idealnie zarysowywało się na ich obrzydliwie łakomych sensacji twarzach.
― To nie zatańczysz? ― zagadnęła ponownie mijana przez nich Zombie. Ciężko było stwierdzić, czy to alkohol rzucił się jej na głowę czy była naturalnie głupia, bo i tacy ludzie się zdarzali. Niemniej jednak w jej głosie pobrzmiewał olbrzymi zawód i do ostatniej chwili liczyła, że uda jej się wyciągnąć na parkiet następnego przystojnego partnera.
Odpierdol się wreszcie.
Nie odpowiedział, obrzucając ją wręcz pogardliwym spojrzeniem, nad którym w tej sytuacji ciężko było mu zapanować. Trwało to zaledwie ułamek sekundy, a srebrnooki nie zwrócił nawet uwagi na sposób, w jaki nieznajoma to odebrała – grunt, że nie pobiegła za nimi, gdy wreszcie udało im się przejść z sali na korytarz, gdzie ścisk okazał się znacznie mniejszy i gdzie ludzie żyli innymi wydarzeniami niż niebezpieczne otarcie się o śmierć przez jednego z przebierańców i nagły szał marionetkarza, któremu własne sznurki wymknęły się spod palców.
„Jay.”
― Mhm. A teraz nie odpływaj. ― Chociaż to nie z równowagą Woolfe miał problem, szatyn zatrzymał się tuż obok ściany, zanim wypuścił go z uścisku, choć mimo wszystko nie odsunął się i ułożył rękę na jego boku, zaciskając palce na materiale jego ubrania, jakby przynajmniej w ten sposób chciał kontrolować sytuację. Uważnie zlustrował wzrokiem jego twarz, w milczeniu dając mu jeszcze chwilę na uspokojenie. Nie mieli za wiele czasu, ale od wyjścia dzieliło ich już niewiele. ― Lepiej, żebyś kontaktował, Winchester, bo musimy się stąd zwijać. ― Mimowolnie odgarnął część włosów z jego czoła. ― Słyszysz?
W tym momencie już nic nie było pewne.
― Próbowałem, ale w noc taką jak ta wszystkie potwory wymykają się spod kontroli, by porządnie się wyszaleć. Ale nie pogardzę twoim odpisem za same starania ― zwrócił się jakże przekonującym tonem do Kamiry i uniósł kącik ust w firmowym uśmiechu. W gruncie rzeczy złożenie drobnego autografu jeszcze nikomu nie zaszkodziło – chyba że było się tak ulubionym idolem, by niespodziewanie zostać stratowanym przez tłum.
Chcąc dać odpowiedni przykład, przyjął kartkę od Kossa i złożył na niej ten sam koślawy podpis z dorysowanym uśmieszkiem, a chwilę później to samo zrobił z kartką Yunlei, licząc, że i ona nie zapomni o podpisie dla niego.
„Kuzyni. Jasne. Świetnie.”
― Heeej, co to za ton niedowiarka? ― Szturchnął Blacka łokciem w ramię, choć zrobił to z rozbawieniem. W gruncie rzeczy nie dziwił się, że ktoś mógłby uznać to za żart i czy spisek dwóch rozumiejących się aż za bardzo osób. ― W twojej rodzinie wszyscy mają na nazwisko Black? ― Nic dziwnego, że w tym momencie dość sugestywnie spojrzał na Kamirę, jakby to od niej oczekiwał odpowiedzi.
„Zaraz przyjdę.”
Obejrzał się za Mercury'm i uniósł brew, uważnie obserwując jego poczynania. Choć nie słyszał jego rozmowy z nieznajomym chłopakiem, ten wyglądał na zakłopotanego, choć to widok pakowania się przez niego pod stół przywołał na twarz Paige'a falę nie zrozumienia.
― Co to ma być?
Mercury | Koss | ...
— Jeśli go pragniesz, musisz go odbić! — zombie zarechotała wesoło, wirując z Selimem pomiędzy inne pary. Szczerze mówiąc nawet jeśli nie był może z niego aż tak tragiczny tancerz, zdecydowanie nie była to jego ulubiona forma spędzania czasu. Westchnał widząc jak wilkołak biegnie za nimi, by również złapać Selima za ramię i pociągnąć w swoją stronę.
— W takim razie odbijany — i tak oto zawirował po raz drugi, a na jego twarzy pojawiło się znudzenie tak olbrzymie, że ciężko było stwierdzić czy aby na pewno znalazł się na balu, a nie stypie.
— W takim razie odbijany — i tak oto zawirował po raz drugi, a na jego twarzy pojawiło się znudzenie tak olbrzymie, że ciężko było stwierdzić czy aby na pewno znalazł się na balu, a nie stypie.
Taniec z Zombie 2/3
Prześladowany przez Wilkołaka 2/3
Prześladowany przez Wilkołaka 2/3
Alan, Blythe, Kamira, Koss, Mercury, Hurricane
Wyglądało na to, że wszystko idzie po ich myśli! Podskoczyła podekscytowana i powpisywała się na wszystkie podsunięte jej kartki, zaraz odbierając własne. Okręciła się dookoła własnej osi wydając złowieszcze "fufufufu", nim spojrzała na Kossculę.
— CZAS NA NOWE OFIARY — i pomknęła w stronę Hurricane'a, zaraz podsuwając mu kartkę, mimo że mężczyzna wyraźnie był zajęty szukaniem... czegoś.
— Cukierek albo psikus, meow. Wpiszesz mi się? — zapytała z uroczym uśmiechem na pyszczku, przestępując z nogi na nogę.
Zadanie Trupiego Psa 3/X
Koss, Alan, Blythe, Kamira, Mercury [...]
Koss, Alan, Blythe, Kamira, Mercury [...]
Dobrze, że nie zaczął uciekać, kiedy tylko go puścił. Jeszcze pomyślałby sobie coś i byłoby mu przykro, a przecież nikt tego nie chciał. Przynajmniej w teorii. Ułożonej w głowie Rafaela. Anyway..
Oparł się barkiem o ścianę, ramiona krzyżując na piersi. Przestał mu się tak przyglądać, kiedy stwierdził, że Orion wygląda na całego, bez większego uszczerbku na swoim drogim kostiumie. Jego wzrok powędrował na przypadkowe zombie, które akurat przechodziło obok nich. Wydawało mu się ciekawe na chwilę obecną. Uderzył językiem o podniebienie, wydając charakterystyczne klaśnięcie.
- Nie ma sprawy. Mam nadzieję, że facet resztę nocy prześpi, nie zaczepiając już nikogo. Rola rycerza na koniu jest upierdliwa - parsknął ponuro, zaczesując jasne kosmyki włosów do tyłu. Rozglądając się po sali, spojrzał przelotnie na Freya, którego tęskne spojrzenie posyłane w kierunku drzwi, mówiło więcej, niż on sam. Prawdę powiedziawszy on sam z chęcią już by się stąd ewakuował. Wystarczyło, że w pracy musiał nasłuchać się głośnej muzyki i jazgotu innych ludzi. Kto to widział, żeby w czasie wolnym, dobrowolnie wybrał się na taką imprezę.
- Czyżbyś nie bawił się dobrze? - sarknął, prostując się. Po co komu dwa metry wzrostu, kiedy i tak nie można nikogo znaleźć. Westchnął ciężko, szukając po kieszeniach telefonu. Zaskoczeniem było (wcale nie), kiedy okazało się, że znów zostawił go w domu.
- Po czym wnioskujesz, że nie jestem fanem? - spojrzał na niego podejrzliwie, a potem zerknął teatralnie na siebie i pokiwał głową, jakby ze zrozumieniem.
- To pewnie ten brak kostiumu mnie zdradził.. A ta miła ekspedientka gorliwie zapewniała, że nikt mnie nie pozna - pokręcił głową z udawanym zawodem, dotykając palcem wskazującym wystającego kła. Po chwili zdjął z zębów nakładkę i schował ją do kieszeni, poruszając szczęką. Była niewygodna. I jak widać, nie sprawdziła się, więc nie musiał się dłużej "wysilać".
- Szukam Willego, miał gdzieś tu być. A z jego szczęściem mógł znaleźć się znów w takiej samej sytuacji, jak Ty. Nie.. - Chciał zapytać, czy może przypadkiem, gdzieś go nie widział, ale przerwało mu wtargnięcie dwóch szarpiących się wiedźm.
- O ja pierdolę..- westchnął ciężko, jak człowiek, którego życie nie przygotowało w żaden sposób na to, czego uczestnikiem właśnie był. Wywrócił oczami na ten widok. Patrząc tak na dwie dziewczyny, stwierdził, że chyba ktoś powinien je rozdzielić, zanim powyrywają sobie wszystkie włosy, ale z drugiej strony.. Dwie bijące się laski, to zawsze był zabawny widok. A przynajmniej dla niego było to śmieszne, ale Lightwood miał chyba spaczone poczucie humoru. Nic nowego. Zaśmiał się pod nosem, słuchając ich kłótni.
- Ma rację. Kto chciałby być pieprzonym Dzwoneczkiem? - śmiał się, zwracając bezpośrednio do stojącego obok Clawericha. Wokół nich utworzyła się ponownie grupka gapiów i każdy przyglądał się bójce, ale nikt nie reagował. Ah, ta znieczulica społeczna.
Oparł się barkiem o ścianę, ramiona krzyżując na piersi. Przestał mu się tak przyglądać, kiedy stwierdził, że Orion wygląda na całego, bez większego uszczerbku na swoim drogim kostiumie. Jego wzrok powędrował na przypadkowe zombie, które akurat przechodziło obok nich. Wydawało mu się ciekawe na chwilę obecną. Uderzył językiem o podniebienie, wydając charakterystyczne klaśnięcie.
- Nie ma sprawy. Mam nadzieję, że facet resztę nocy prześpi, nie zaczepiając już nikogo. Rola rycerza na koniu jest upierdliwa - parsknął ponuro, zaczesując jasne kosmyki włosów do tyłu. Rozglądając się po sali, spojrzał przelotnie na Freya, którego tęskne spojrzenie posyłane w kierunku drzwi, mówiło więcej, niż on sam. Prawdę powiedziawszy on sam z chęcią już by się stąd ewakuował. Wystarczyło, że w pracy musiał nasłuchać się głośnej muzyki i jazgotu innych ludzi. Kto to widział, żeby w czasie wolnym, dobrowolnie wybrał się na taką imprezę.
- Czyżbyś nie bawił się dobrze? - sarknął, prostując się. Po co komu dwa metry wzrostu, kiedy i tak nie można nikogo znaleźć. Westchnął ciężko, szukając po kieszeniach telefonu. Zaskoczeniem było (wcale nie), kiedy okazało się, że znów zostawił go w domu.
- Po czym wnioskujesz, że nie jestem fanem? - spojrzał na niego podejrzliwie, a potem zerknął teatralnie na siebie i pokiwał głową, jakby ze zrozumieniem.
- To pewnie ten brak kostiumu mnie zdradził.. A ta miła ekspedientka gorliwie zapewniała, że nikt mnie nie pozna - pokręcił głową z udawanym zawodem, dotykając palcem wskazującym wystającego kła. Po chwili zdjął z zębów nakładkę i schował ją do kieszeni, poruszając szczęką. Była niewygodna. I jak widać, nie sprawdziła się, więc nie musiał się dłużej "wysilać".
- Szukam Willego, miał gdzieś tu być. A z jego szczęściem mógł znaleźć się znów w takiej samej sytuacji, jak Ty. Nie.. - Chciał zapytać, czy może przypadkiem, gdzieś go nie widział, ale przerwało mu wtargnięcie dwóch szarpiących się wiedźm.
- O ja pierdolę..- westchnął ciężko, jak człowiek, którego życie nie przygotowało w żaden sposób na to, czego uczestnikiem właśnie był. Wywrócił oczami na ten widok. Patrząc tak na dwie dziewczyny, stwierdził, że chyba ktoś powinien je rozdzielić, zanim powyrywają sobie wszystkie włosy, ale z drugiej strony.. Dwie bijące się laski, to zawsze był zabawny widok. A przynajmniej dla niego było to śmieszne, ale Lightwood miał chyba spaczone poczucie humoru. Nic nowego. Zaśmiał się pod nosem, słuchając ich kłótni.
- Ma rację. Kto chciałby być pieprzonym Dzwoneczkiem? - śmiał się, zwracając bezpośrednio do stojącego obok Clawericha. Wokół nich utworzyła się ponownie grupka gapiów i każdy przyglądał się bójce, ale nikt nie reagował. Ah, ta znieczulica społeczna.
Wilkołak raz po raz próbował do niego zagadywać, ale Takara naprawdę nie był w tym momencie zbytnio zainteresowany. Gdyby chociaż zrobił coś totalnie skandalicznego, o czym mógłby opowiedzieć znajomym. Więc czemu jeszcze sobie nie poszedł?
Spojrzał w końcu w jego stronę przekrzywiając głowę w bok, gdy dostał olśnienia.
— Znasz je może?
— Wiedźmy? Och tak, chodzę z nimi do jednej szkoły. Ta po lewej to Ashley Moth, po prawej Nicola Tennor.
— Zawsze się tak zachowują? — jego zainteresowanie momentalnie wzrosło, co wyraźnie było na rękę wilkołakowi. Jego oblicze momentalnie się rozpromieniło, gdy przysunął się bliżej ze znalezionym psem na rękach. Takara osobiście uważał, że powinien poszukać jego właściciela, ale co on tam wiedział.
— Może nie zawsze, ale podczas ostatniej uroczystości szkolnej...
Spojrzał w końcu w jego stronę przekrzywiając głowę w bok, gdy dostał olśnienia.
— Znasz je może?
— Wiedźmy? Och tak, chodzę z nimi do jednej szkoły. Ta po lewej to Ashley Moth, po prawej Nicola Tennor.
— Zawsze się tak zachowują? — jego zainteresowanie momentalnie wzrosło, co wyraźnie było na rękę wilkołakowi. Jego oblicze momentalnie się rozpromieniło, gdy przysunął się bliżej ze znalezionym psem na rękach. Takara osobiście uważał, że powinien poszukać jego właściciela, ale co on tam wiedział.
— Może nie zawsze, ale podczas ostatniej uroczystości szkolnej...
Bójka wiedźm [2/6 posty]
Prześladowany przez wilkołaka [2/3 posty]
Zaginiony pies [2/3 posty]
Prześladowany przez wilkołaka [2/3 posty]
Zaginiony pies [2/3 posty]
— ROOOOSA — kto wie na cholerę w ogóle się darł, skoro i tak nie było szans, by ktokolwiek w tym tłumie mógł go usłyszeć. Tak czy siak Meksykanin bez wątpienia zwracał na siebie uwagę otoczenia. Zwłaszcza że w przeciwieństwie do większości przemknął się w grubej kurtce zimowej udając eskimosa.
— Maldito infierno, ta przeklęta Kanada jest zbyt zimna — marudził pod nosem. Los wyraźnie był przeciw niemu, gdy już po wejściu na salę jakiś zdziczały kot wyskoczył na niego z tłumu drapiąc go jak opętany.
— Por el amor de Dios, gato! — zepchnął z siebie zwierzaka, który pomknął do przodu z sykiem, kompletnie go ignorując. No świetnie.
— Wszystko okej? — obrócił się w bok zawieszając wzrok na dziewczynie przebranej za wilkołaka. Z wyraźnie zatroskaną miną wyciągała chusteczkę w jego stronę. Czy to podryw? Nigdy nie zrozumie tych Kanadyjczyków.
— Maldito infierno, ta przeklęta Kanada jest zbyt zimna — marudził pod nosem. Los wyraźnie był przeciw niemu, gdy już po wejściu na salę jakiś zdziczały kot wyskoczył na niego z tłumu drapiąc go jak opętany.
— Por el amor de Dios, gato! — zepchnął z siebie zwierzaka, który pomknął do przodu z sykiem, kompletnie go ignorując. No świetnie.
— Wszystko okej? — obrócił się w bok zawieszając wzrok na dziewczynie przebranej za wilkołaka. Z wyraźnie zatroskaną miną wyciągała chusteczkę w jego stronę. Czy to podryw? Nigdy nie zrozumie tych Kanadyjczyków.
Podrapanie przez kota [1/1 post]
Prześladowany przez wilkołaka [1/6 posty]
Prześladowany przez wilkołaka [1/6 posty]
Słuchał z wyraźnym zainteresowaniem historii na temat obu wiedźm, kiwając od czasu do czasu głową. Gdy wilkołak skończył, wydał z siebie przeciągłe "hmm" w geście zastanowienia.
— Aż cud, że nie zrobili z tego afery w całym mieście.
— Bogate rodziny mają to do siebie, że wszystko tuszują.
— Tego chyba nie dadzą rady zatuszować. Nie powienieneś szukać właściciela psa?
— C... och tak. Racja. Nie chcesz może przejść się ze mną?
— Wybacz, straciłbym to widowisko — poklepał go pocieszająco po ramieniu. Jedna z dziewczyn właśnie oderwała drugiej rękaw. Gwizdnął z podziwem widząc przepychającą się przez tłum ochronę. Nic dziwnego, w końcu najwyższy czas na zaprowadzenie porządku.
— Aż cud, że nie zrobili z tego afery w całym mieście.
— Bogate rodziny mają to do siebie, że wszystko tuszują.
— Tego chyba nie dadzą rady zatuszować. Nie powienieneś szukać właściciela psa?
— C... och tak. Racja. Nie chcesz może przejść się ze mną?
— Wybacz, straciłbym to widowisko — poklepał go pocieszająco po ramieniu. Jedna z dziewczyn właśnie oderwała drugiej rękaw. Gwizdnął z podziwem widząc przepychającą się przez tłum ochronę. Nic dziwnego, w końcu najwyższy czas na zaprowadzenie porządku.
Bójka wiedźm [3/6 posty]
Prześladowany przez wilkołaka [3/3 posty]
Zaginiony pies [3/3 posty]
Prześladowany przez wilkołaka [3/3 posty]
Zaginiony pies [3/3 posty]
Wyglądało na to, że dziewczyna nieco przysnęła. Podrapał się po karku wyraźnie zakłopotany. W tym momencie przeszło mu nawet przez myśl, że może wcale nie mówiła do niego, w końcu wokół było tak wiele osób. Wymruczał coś pod nosem zmieszany, zaraz kichając dwukrotnie, by w końcu odwrócić się powoli i oddalić bez żadnego wytłumaczenia. Cóż, misterem tego balu to on z pewnością nie zostanie.
Alergia Zombie 10/15
Minę Kamiry na słowa Kossa nie do końca dało się opisać, ale emotka świetnie ją zastąpi -> :3.
Kamira pokręciła przecząco głową na pytanie Merca i podpisała mu kartkę. Nie kojarzyła tam żadnej skrzynki, ale żadnej też nie szukała więc może dlatego. Także firmowy uśmiech Alana przekonał ja do złożenia podpisu Wyraźnego "Kamira" i z gwiazdką obok jak u Merca i innych. Tylko nie Kossa oczywiście. Powaga o co chodzi z tymi kartkami.
- No tak, za starania, podpis się należy! - Chyba. Chyba, ze potem się okaże, ze Alan zrobi koło podpisu umowę na kredyt z odsetkami w kosmos, a Koss dorobi zgodę na wycięcie nerki. Co Merc tak dorobi to nawet nie chciała myśleć. Swoją drogą podążyła za wzrokiem Alana i obserwowała kuzyna każącego wczołgiwać się komuś pod stół. Przekręciła głowę i poważnie zaczęła się zastanawiać co w tym jedzeniu tu dają. Zerknęła jeszcze raz na Blytha, ale ten wciąż stał z tą osobą, a że Merc był zajęty rozkazywaniem czyszczenia podłóg pod stołami, Kamira zrobiła dwa kroki w stronę Alana jakby robiąc z niego barierę przed Finem. Chyba czyjeś uczucia zostały zranione, a mózgpostanowił wybrać wersję, że wilkołaczyca uwieszona na jego ramieniu to jego dziewczyna. Pijana, ale wciąż dziewczyna.
Kamira pokręciła przecząco głową na pytanie Merca i podpisała mu kartkę. Nie kojarzyła tam żadnej skrzynki, ale żadnej też nie szukała więc może dlatego. Także firmowy uśmiech Alana przekonał ja do złożenia podpisu Wyraźnego "Kamira" i z gwiazdką obok jak u Merca i innych. Tylko nie Kossa oczywiście. Powaga o co chodzi z tymi kartkami.
- No tak, za starania, podpis się należy! - Chyba. Chyba, ze potem się okaże, ze Alan zrobi koło podpisu umowę na kredyt z odsetkami w kosmos, a Koss dorobi zgodę na wycięcie nerki. Co Merc tak dorobi to nawet nie chciała myśleć. Swoją drogą podążyła za wzrokiem Alana i obserwowała kuzyna każącego wczołgiwać się komuś pod stół. Przekręciła głowę i poważnie zaczęła się zastanawiać co w tym jedzeniu tu dają. Zerknęła jeszcze raz na Blytha, ale ten wciąż stał z tą osobą, a że Merc był zajęty rozkazywaniem czyszczenia podłóg pod stołami, Kamira zrobiła dwa kroki w stronę Alana jakby robiąc z niego barierę przed Finem. Chyba czyjeś uczucia zostały zranione, a mózgpostanowił wybrać wersję, że wilkołaczyca uwieszona na jego ramieniu to jego dziewczyna. Pijana, ale wciąż dziewczyna.
Okej, jako że event dobiega nam końca już dzisiaj, to trzeba ładnie zamknąć konkurs. Hurricane, tuż po zajrzeniu pod stolik z mózgowymi galaretkami mógł znaleźć przyklejoną do niego taśmą szkatułkę. Na tyle słabą, by odeszła bez trudu po pociągnięciu, ale i na tyle wytrzymałą, że jakoś trzymała puzderko przy meblu. W tymże z kolei znajdował się talon na nagrodę, którą można było wymienić po występie Sheridan u samej dziewczyny.
Nagrodą jest 20RW. ♥ Gratuluję~. Byłoby rzecz jasna więcej, gdyby konkurs miał szansę potrwać dłużej. |:
Pozostali uczestnicy, czyli Koss i Makjuri, otrzymują po 10RW. <3 Dziękuję wszystkim chociaż za chęć udziału! Punkciki do profilu będą Wam dopisane... eee... nie wiem, idę powiedzieć Mercowi. :3
Nagrodą jest 20RW. ♥ Gratuluję~. Byłoby rzecz jasna więcej, gdyby konkurs miał szansę potrwać dłużej. |:
Pozostali uczestnicy, czyli Koss i Makjuri, otrzymują po 10RW. <3 Dziękuję wszystkim chociaż za chęć udziału! Punkciki do profilu będą Wam dopisane... eee... nie wiem, idę powiedzieć Mercowi. :3
Koniec rozmowy, a teraz zostaw mojego faceta, bo ci te sztuczne kły powybijam.
Alleluja.
Artem ledwo powstrzymał uśmiech. Czyżby nadszedł koniec tej niechcianej zabawy. Tak!
Wilkołaczycy zrzedła mina i mrucząc coś pod nosem odeszła od mężczyzny.
- Naprawdę… - kichnięcie – Naprawdę dziękuję!
Domashnikov już nie mógł znieść dłużej tego bezsensownego monologu. Był wdzięczny dziewczynie, że mu pomogła.
- W takim razie może w ramach podziękowania chciałabyś drinka? - powiedział poprawiając bandaż na jednej z dłoni.
Niestety nie było mu dane odwdzięczyć się kobiecie, ponieważ ktoś pociągnął go za rękę. Chwilę później znalazł się na parkiecie z drobną dziewczyną przebraną za Zombie.
- Nie bądź taki sztywny! Potańcz trochę ze mną! - jej entuzjazm był aż zbyt duży.
- Ale ja właśnie… - przerwało mu kolejne kichnięcie. Artem nie miał wyboru. Dziewczyna chwyciła go za dłonie i zaczęła obracać się w rytm muzyki.
- Nie ma żadnego ale! Tańczysz ze mną.
Cholera.
Katar Zombie [5/5 postów]
Przyczepienie się do ciebie wilkołaczycy [3/3]
Taniec z Zombie [1/3 posty]
Alleluja.
Artem ledwo powstrzymał uśmiech. Czyżby nadszedł koniec tej niechcianej zabawy. Tak!
Wilkołaczycy zrzedła mina i mrucząc coś pod nosem odeszła od mężczyzny.
- Naprawdę… - kichnięcie – Naprawdę dziękuję!
Domashnikov już nie mógł znieść dłużej tego bezsensownego monologu. Był wdzięczny dziewczynie, że mu pomogła.
- W takim razie może w ramach podziękowania chciałabyś drinka? - powiedział poprawiając bandaż na jednej z dłoni.
Niestety nie było mu dane odwdzięczyć się kobiecie, ponieważ ktoś pociągnął go za rękę. Chwilę później znalazł się na parkiecie z drobną dziewczyną przebraną za Zombie.
- Nie bądź taki sztywny! Potańcz trochę ze mną! - jej entuzjazm był aż zbyt duży.
- Ale ja właśnie… - przerwało mu kolejne kichnięcie. Artem nie miał wyboru. Dziewczyna chwyciła go za dłonie i zaczęła obracać się w rytm muzyki.
- Nie ma żadnego ale! Tańczysz ze mną.
Cholera.
Katar Zombie [5/5 postów]
Przyczepienie się do ciebie wilkołaczycy [3/3]
Taniec z Zombie [1/3 posty]
― Dzięki wam ― odebrał podpisaną kartkę i obejrzał ją dokładnie. Wyglądało na to, że udało mu się zebrać przynajmniej minimalną ilość podpisów. Co prawda, poszedł na łatwiznę, ale Paige nie byłby sobą, gdyby nie wykorzystał jedynie minimalnych zasobów energii na wykonanie zadania. Nie miał zamiaru uganiać się za kolejnymi osobami, choć w pobliżu wciąż stał Blythe, jednak ten najwidoczniej był zbyt zajęty uczepionym do niego problemem.
Jasnowłosy przechylił nieznacznie głowę na bok, przeskakując wzrokiem z Kamiry – która nagle znalazła się dziwnie blisko – na Blythe'a i na odwrót. Zupełnie nieświadomie znalazł się w samym centrum gęstniejącej atmosfery i chyba nie za bardzo chciał wnikać, o co w tym wszystkim chodzi.
― Stawiam dziesięć dolarów, że wybierze piłkę ― wymruczał do siebie pod nosem. I bardzo słusznie – w takich kręgach nie było co łudzić się, że komuś zależało na drobnych. ― Zostawię was na chwilę i skoczę podrapać Trupiego Psa ― oznajmił i machnął trzymanym świstkiem. Oddalając się do kontuaru, po drodze zaczepił Blacka, ale zamiast powiedzieć cokolwiek, kiwnął porozumiewawczo podbródkiem w odpowiednią stronę. I tak już niebawem miał wrócić tu z powrotem.
Zadanie Trupiego Psa [4/X posty]
Mercury | Koss | Yunlei | Kamira
Jasnowłosy przechylił nieznacznie głowę na bok, przeskakując wzrokiem z Kamiry – która nagle znalazła się dziwnie blisko – na Blythe'a i na odwrót. Zupełnie nieświadomie znalazł się w samym centrum gęstniejącej atmosfery i chyba nie za bardzo chciał wnikać, o co w tym wszystkim chodzi.
― Stawiam dziesięć dolarów, że wybierze piłkę ― wymruczał do siebie pod nosem. I bardzo słusznie – w takich kręgach nie było co łudzić się, że komuś zależało na drobnych. ― Zostawię was na chwilę i skoczę podrapać Trupiego Psa ― oznajmił i machnął trzymanym świstkiem. Oddalając się do kontuaru, po drodze zaczepił Blacka, ale zamiast powiedzieć cokolwiek, kiwnął porozumiewawczo podbródkiem w odpowiednią stronę. I tak już niebawem miał wrócić tu z powrotem.
Mercury | Koss | Yunlei | Kamira
Bal powoli dobiegał końca. Widział jak wszyscy zbierali się do wyjściam, gdy magia związana z całym wydarzeniem stopniowo zaczęła opadać. Wyciągnął nieco pogniecioną chusteczkę i wydmuchał nos, rozglądając się na boki. Może teraz w końcu uda mu się znaleźć Nicolaia? W końcu powinien gdzieś tu być. Miał tylko nadzieję, że nie uwalił się na tyle, by miał go zaraz znaleźć pod stołem.
Albo okaże się że już dawno temu wyrzuciła go ochrona. Westchnął cicho i ruszył w stronę baru.
Albo okaże się że już dawno temu wyrzuciła go ochrona. Westchnął cicho i ruszył w stronę baru.
Alergia Zombie 11/15
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach