▲▼
Strona 17 z 18 • 1 ... 10 ... 16, 17, 18
First topic message reminder :
Wielokrotnie każde z was mijało olbrzymi budynek ratusza w sercu Vancouver, nawet jeśli nie mieliście w nim niczego konkretnego do roboty. Tym razem ciężko było go jednak przeoczyć. Już od kilku dni we wszystkich możliwych miejscach widzieliście reklamy nadchodzącego Potwornego Balu. Rodzina Blacków odpowiednio zadbała o to, by dotarły nawet do największych dziur Vancouver.
Kolorowe Halloweenowe ozdoby uderzały zewsząd, podkreślając jak wiele funduszy musieli wydać, by zapewnić podobny standard. Przy wejściu mężczyzna przebrany za Draculę pobiera opłaty i podaje wam kartkę, byście wpisali się na listę gości, pytając przy okazji czy przyszliście z własnym zwierzakiem. Dopiero wtedy w końcu udaje wam się przekroczyć próg. Wynajęci aktorzy chętnie od czasu do czasu położą znienacka dłoń na twoim ramieniu czy wyrosną spod ziemi, by przyprawić cię o zawał serca. Nic dziwnego, że już po chwili zombie złapał cię za ramię, warcząc coś o mózgach. Drgnąłeś nieznacznie i przyspieszyłeś kroku, by uciec z jego uścisku.
Jedzenie podtrzymujące klimat? Na miejscu! Steki w kształcie nerek, mózgowe galaretki, tatar ułożony w kształt serca, tajemnicze i bez wątpienia słodkie ludzkie palce maczane w równie słodkim sosie, cała seria kolorowych drinków (zarówno alkoholowych, jak i bezalkoholowych), których składu barmani zdecydowanie nie zamierzają zdradzać.
Bilet wstępu 25$ od osoby, 10$ od zwierzaka.
Każdy użytkownik udając się na bal, powinien przygotować sobie odpowiedni avatar który ustawi na czas eventu lub wrzucić szczegółowy opis stroju. Zarówno do profilu, jak i pierwszego posta wejściowego, co ułatwi wszystkim zareagowanie na waszą osobę.
BY WZIĄĆ UDZIAŁ W ZADANIACH TRUPIEGO PSA CZY WALCE O CUKIERKI, MUSICIE BYĆ OBECNI NA POTWORNYM BALU.
Kolorowe Halloweenowe ozdoby uderzały zewsząd, podkreślając jak wiele funduszy musieli wydać, by zapewnić podobny standard. Przy wejściu mężczyzna przebrany za Draculę pobiera opłaty i podaje wam kartkę, byście wpisali się na listę gości, pytając przy okazji czy przyszliście z własnym zwierzakiem. Dopiero wtedy w końcu udaje wam się przekroczyć próg. Wynajęci aktorzy chętnie od czasu do czasu położą znienacka dłoń na twoim ramieniu czy wyrosną spod ziemi, by przyprawić cię o zawał serca. Nic dziwnego, że już po chwili zombie złapał cię za ramię, warcząc coś o mózgach. Drgnąłeś nieznacznie i przyspieszyłeś kroku, by uciec z jego uścisku.
Jedzenie podtrzymujące klimat? Na miejscu! Steki w kształcie nerek, mózgowe galaretki, tatar ułożony w kształt serca, tajemnicze i bez wątpienia słodkie ludzkie palce maczane w równie słodkim sosie, cała seria kolorowych drinków (zarówno alkoholowych, jak i bezalkoholowych), których składu barmani zdecydowanie nie zamierzają zdradzać.
Bilet wstępu 25$ od osoby, 10$ od zwierzaka.
Każdy użytkownik udając się na bal, powinien przygotować sobie odpowiedni avatar który ustawi na czas eventu lub wrzucić szczegółowy opis stroju. Zarówno do profilu, jak i pierwszego posta wejściowego, co ułatwi wszystkim zareagowanie na waszą osobę.
BY WZIĄĆ UDZIAŁ W ZADANIACH TRUPIEGO PSA CZY WALCE O CUKIERKI, MUSICIE BYĆ OBECNI NA POTWORNYM BALU.
Czy mogła wydarzyć się większa tragedia? Gdy jego piłka wypadła z rąk Kamirze, nawet Blythe poczuł jak jego chore serce momentalnie bije szybciej w przypływie emocji. Kompletnie zignorował wilkołaczycę, która najpierw się zapowietrzyła, a potem fuknęła kilkakrotnie i odeszła z uniesioną wysoko głową.
Nie no, tak w sumie to nie był aż tak przerażony. Jakby nie patrzeć piłka od początku była stworzona do tego, by odbijać ją od ziemi i spotkała się z podobnym losem więcej razy niż potrafił zliczyć. Nic dziwnego, że nadal stał w miejscu, przyglądając się z rozbawieniem spanikowanej Kamirze, która machała rękami zupełnie jakby chciała stąd odlecieć. Nawet udało jej się ją faktycznie podbić w górę, dzięki czemu Blythe złapał ją z łatwością jedną ręką, drugą wsuwając pod upadającą Kamirę. Jeszcze kilka sekund i to ona plasnęłaby twarzą w podłogę.
— Moja droga, menadżerką jesteś doskonałą, ale koszykarz to z ciebie marny — roześmiał się wesoło, cały czas ją podtrzymując na wypadek, gdyby dziewczyna zwyczajnie wystraszyła się całą sytuacją. Jakby nie patrzeć takie nagłe zmiany położenia potrafiły być co najmniej nieprzyjemne.
— Czemu niektóre dziewczyny są takie dziwne? — zapytał patrząc za wilkołaczycą, po której nie było nawet śladu. Nie potrafił zrozumieć podobnego zachowania, niezależnie od tego jak bardzo się starał. Zresztą czy musiał patrzeć akurat na nią? Dwie wiedźmy właśnie przeleciały tuż obok niego i Kamiry, by wylądować na ziemi, szarpiąc się niczym dzikie zwierzęta. Westchnął, ponownie powierzając Kamirze piłką i podniósł obie walczące do góry za kołnierze.
— No już, dość tej bójki.
— TO ONA ZACZĘŁA! — krzyknęły jednocześnie, rzucając sobie mordercze spojrzenia.
Bójka wiedźm 3/4
Prześladowany przez wilkołaka 3/3
Nie no, tak w sumie to nie był aż tak przerażony. Jakby nie patrzeć piłka od początku była stworzona do tego, by odbijać ją od ziemi i spotkała się z podobnym losem więcej razy niż potrafił zliczyć. Nic dziwnego, że nadal stał w miejscu, przyglądając się z rozbawieniem spanikowanej Kamirze, która machała rękami zupełnie jakby chciała stąd odlecieć. Nawet udało jej się ją faktycznie podbić w górę, dzięki czemu Blythe złapał ją z łatwością jedną ręką, drugą wsuwając pod upadającą Kamirę. Jeszcze kilka sekund i to ona plasnęłaby twarzą w podłogę.
— Moja droga, menadżerką jesteś doskonałą, ale koszykarz to z ciebie marny — roześmiał się wesoło, cały czas ją podtrzymując na wypadek, gdyby dziewczyna zwyczajnie wystraszyła się całą sytuacją. Jakby nie patrzeć takie nagłe zmiany położenia potrafiły być co najmniej nieprzyjemne.
— Czemu niektóre dziewczyny są takie dziwne? — zapytał patrząc za wilkołaczycą, po której nie było nawet śladu. Nie potrafił zrozumieć podobnego zachowania, niezależnie od tego jak bardzo się starał. Zresztą czy musiał patrzeć akurat na nią? Dwie wiedźmy właśnie przeleciały tuż obok niego i Kamiry, by wylądować na ziemi, szarpiąc się niczym dzikie zwierzęta. Westchnął, ponownie powierzając Kamirze piłką i podniósł obie walczące do góry za kołnierze.
— No już, dość tej bójki.
— TO ONA ZACZĘŁA! — krzyknęły jednocześnie, rzucając sobie mordercze spojrzenia.
Bójka wiedźm 3/4
Prześladowany przez wilkołaka 3/3
A więc podetknęła zwierzę pod nos alergikowi?
Przyglądał jej się przez chwilę zaskoczony, nim roześmiał się na głos kręcąc głową na boki.
— Nie, nie jestem. Myślałem po prostu że może masz jakiś problem. Ale skoro nie to nie będę ci przeszkadzał.
Uśmiechnął się i ukłonił krótko, wyraźnie zbierając się do pójścia w swoją stronę. Wiedźmy zostały rozdzielane na dobre, a sensacja którą początkowo wyczuwał tutaj wyraźnie wymknęła mu się z rąk. Potrzebował jakiejś innej. Może powinien jej poszukać poza budynkiem? Tak to brzmiało jak dobry plan...
Przyglądał jej się przez chwilę zaskoczony, nim roześmiał się na głos kręcąc głową na boki.
— Nie, nie jestem. Myślałem po prostu że może masz jakiś problem. Ale skoro nie to nie będę ci przeszkadzał.
Uśmiechnął się i ukłonił krótko, wyraźnie zbierając się do pójścia w swoją stronę. Wiedźmy zostały rozdzielane na dobre, a sensacja którą początkowo wyczuwał tutaj wyraźnie wymknęła mu się z rąk. Potrzebował jakiejś innej. Może powinien jej poszukać poza budynkiem? Tak to brzmiało jak dobry plan...
Bójka wiedźm 6/6 postów
zt.
zt.
Zdawali się zmieniać swoje role niezwykle naturalnie.
Raz to Leslie zajmował się jedzeniem, podczas gdy Saturn mówił. Następnie to on wstrzymywał swoje wypowiedzi, kończąc gustownie ułożonego na talerzu tuńczyka. Właśnie ten spokojny przebieg sprawiał, że z każdą sekundą nie tylko stopniowo zdawali się rozwiązywać całą sytuację, ale też stopniowo zbliżali się do końca posiłku. Nic dziwnego, że gdy na jego talerzu został ostatni kawałek tuńczyka, odłożył chwilowo pałeczki obok.
Otworzył nieznacznie usta, by zaraz zamknąć je ponownie, gdy wyraźnie postanowił zmienić własne słowa.
— Prywatnych lekcji też udzielamy, ale są niemalże trzy razy droższe — uprzedził chłopaka, odchylając się na krześle. Lekcje Blacków i tak nie należały do najtańszych, a z każdym kolejnym zdobytym certyfikatem pożądanie ich lekcji znacznie się zwiększało. Niewątpliwie jednak oprócz samej renomy, chodziło o fakt, że mogli się pochwalić innym pięćdziesiąt razy że to właśnie u nich się uczyli, oraz nastawiali odpowiednio swoje pupile.
Pałeczki wylądowały w jego dłoni raz jeszcze, gdy sięgnął po ostatni kawałek tuńczyka. Momentalnie przy ich stoliku pojawił się kelner, który zebrał brudne naczynia.
— Podać coś jeszcze? Może coś do picia?
Spojrzał pytająco na Lesliego. Decyzja należała do niego.
Raz to Leslie zajmował się jedzeniem, podczas gdy Saturn mówił. Następnie to on wstrzymywał swoje wypowiedzi, kończąc gustownie ułożonego na talerzu tuńczyka. Właśnie ten spokojny przebieg sprawiał, że z każdą sekundą nie tylko stopniowo zdawali się rozwiązywać całą sytuację, ale też stopniowo zbliżali się do końca posiłku. Nic dziwnego, że gdy na jego talerzu został ostatni kawałek tuńczyka, odłożył chwilowo pałeczki obok.
Otworzył nieznacznie usta, by zaraz zamknąć je ponownie, gdy wyraźnie postanowił zmienić własne słowa.
— Prywatnych lekcji też udzielamy, ale są niemalże trzy razy droższe — uprzedził chłopaka, odchylając się na krześle. Lekcje Blacków i tak nie należały do najtańszych, a z każdym kolejnym zdobytym certyfikatem pożądanie ich lekcji znacznie się zwiększało. Niewątpliwie jednak oprócz samej renomy, chodziło o fakt, że mogli się pochwalić innym pięćdziesiąt razy że to właśnie u nich się uczyli, oraz nastawiali odpowiednio swoje pupile.
Pałeczki wylądowały w jego dłoni raz jeszcze, gdy sięgnął po ostatni kawałek tuńczyka. Momentalnie przy ich stoliku pojawił się kelner, który zebrał brudne naczynia.
— Podać coś jeszcze? Może coś do picia?
Spojrzał pytająco na Lesliego. Decyzja należała do niego.
W końcu ją zobaczył.
Jego oczy rozbłysły niczym u psa policyjnego, który właśnie przyłapał na gorącym uczynku mężczyznę przemycającego marihuanę. Wystrzelił do przodu zmieniając się w Terminatora i rzuciła na Rosę niemalże miażdżąc ją w uścisku. Jedna z dłoni zwinęła się w pięść, gdy zaczął ją bezlitośnie czochrać po głowie, niszcząc ciężko przygotowaną fryzurę.
— Rosa, pequeña mierda po co kupiliśmy ci telefon? Żebyś go ODBIERAŁA. Kto to był? Zaczepiał cię? Mam mu nakopać? NADIE PUEDE SALIR CON MI HERMANA! — tak oto krzyknął za Takarą, zwracając na siebie przy okazji uwagę całej sali. Brawo Jaime, wyszło ci to bez wątpienia doskonale. Wilkołaczyca tymczasem stanęła z boku i wpatrywała się w nich z niezadowoleniem.
— To twoja dziewczyna? Spodziewałam się czegoś innego...
Kolejny błysk w oku.
Ktoś dziś umrze.
Jego oczy rozbłysły niczym u psa policyjnego, który właśnie przyłapał na gorącym uczynku mężczyznę przemycającego marihuanę. Wystrzelił do przodu zmieniając się w Terminatora i rzuciła na Rosę niemalże miażdżąc ją w uścisku. Jedna z dłoni zwinęła się w pięść, gdy zaczął ją bezlitośnie czochrać po głowie, niszcząc ciężko przygotowaną fryzurę.
— Rosa, pequeña mierda po co kupiliśmy ci telefon? Żebyś go ODBIERAŁA. Kto to był? Zaczepiał cię? Mam mu nakopać? NADIE PUEDE SALIR CON MI HERMANA! — tak oto krzyknął za Takarą, zwracając na siebie przy okazji uwagę całej sali. Brawo Jaime, wyszło ci to bez wątpienia doskonale. Wilkołaczyca tymczasem stanęła z boku i wpatrywała się w nich z niezadowoleniem.
— To twoja dziewczyna? Spodziewałam się czegoś innego...
Kolejny błysk w oku.
Ktoś dziś umrze.
Prześladowany przez wilkołaka [3/6 postów]
― Domyślam się ― odparł zupełnie odruchowo, jakby nie chciał pozostawić tej kwestii bez odpowiedzi. ― Poza tym skuteczność i dodatkowa fatyga muszą mieć swoją cenę ― stwierdził, doskonale radząc sobie z niewidzialną liną, która zaciskała się na jego gardle. Świadomość tego, że zapłaciłby głównie za możliwość spędzenia czasu z białowłosym, uderzyła go na tyle mocno, że już teraz pozbawił samego siebie takiej możliwości. Wytresowanie upartego i agresywnego kota może i miało jakiś sens, jednak z pewnością nie zamierzał wykorzystywać tego jako pretekstu do spotkań z Blackiem. Istniała pewna granica dobrego smaku, a jeśli zaczynał odczuwać niesmak wobec samego siebie, oznaczało to, że przyszedł najwyższy czas, by cofnąć się o drobny krok do tyłu i pozwolić, by wszystko przebiegało w naturalnym tempie.
Tylko czym było to wszystko?
To byłby jeden z bardzo nielicznych powodów, dla których zjawiłby się w twoim domu, Leslie.
Nie mógł się z tym nie zgodzić, a jednocześnie ostatnią rzeczą, na jakiej mu zależało było ściąganie go do siebie z poczucia obowiązku lub – jak teraz się okazało – w celach zarobkowych. Jeżeli tym samym miał wbić przynajmniej jeden gwóźdź do trumny ich znajomości, nie zamierzał go żałować.
„Może coś do picia?”
Sake. Cholernie dużo sake.
Dla odmiany to on spojrzał na Saturna, który zdążył skończyć swój posiłek chwilę przed nim. Nie spodziewał się, że to właśnie jemu Black pozostawi wybór. Wyjątkowo trudny wybór, gdy nie był pewien, czy nie zamęczał go swoim towarzystwem. Nie rozumiał tylko, dlaczego zrzucił to na jego barki. Może nie chciał jeszcze się zebrać?
― Poproszę zieloną herbatę.
Sięgnął po przedostatni kawałek sashimi. Po głowie wciąż chodziło mu zamówienie czegoś mocniejszego, jednak picie w towarzystwie Saturna było ostatnią rzeczą, na jaką by się szarpnął.
Tylko czym było to wszystko?
To byłby jeden z bardzo nielicznych powodów, dla których zjawiłby się w twoim domu, Leslie.
Nie mógł się z tym nie zgodzić, a jednocześnie ostatnią rzeczą, na jakiej mu zależało było ściąganie go do siebie z poczucia obowiązku lub – jak teraz się okazało – w celach zarobkowych. Jeżeli tym samym miał wbić przynajmniej jeden gwóźdź do trumny ich znajomości, nie zamierzał go żałować.
„Może coś do picia?”
Sake. Cholernie dużo sake.
Dla odmiany to on spojrzał na Saturna, który zdążył skończyć swój posiłek chwilę przed nim. Nie spodziewał się, że to właśnie jemu Black pozostawi wybór. Wyjątkowo trudny wybór, gdy nie był pewien, czy nie zamęczał go swoim towarzystwem. Nie rozumiał tylko, dlaczego zrzucił to na jego barki. Może nie chciał jeszcze się zebrać?
― Poproszę zieloną herbatę.
Sięgnął po przedostatni kawałek sashimi. Po głowie wciąż chodziło mu zamówienie czegoś mocniejszego, jednak picie w towarzystwie Saturna było ostatnią rzeczą, na jaką by się szarpnął.
Rosa odetchnęła z wyraźną ulgą słysząc o braku alergii na futrzaka, którego trzymała na rękach. Dwóch alergików, których prawie przyprawiła o atak to stanowczo za dużo dla jej osoby.
- Całe szczęście - mruknęła z uśmiechem i zaczęła się dalej rozglądać z potencjalnym właścicielem psiaka. Nagle zadrżała, jakby jej całe ciało przeszył niewytłumaczalny chłód, a przecież w tym pomieszczeniu było naprawdę ciepło. No i psina też swoje grzała.
W końcu go zobaczyła, przełknęła ślinę i w ostatniej chwili wyciągnęła ręce do przodu z psem, by chociaż ten uniknął zmiażdżenia. Szczek.
- Jaimee, przestań... ja... nieee! Nic, po prostu rozmawialiśmy przez chwilę. - Mówiła szybko, chcąc jakoś ograniczyć ilość przelanej krwi. Zaczęła się wiercić wyrywając się zwinnie z pułapki brata. - Zapomniałam.
Rzuciła szybko nawiązując do telefonu i uśmiechnęła się niewinnie. Przytuliła do siebie psa i pokazała go bratu. - Zgubił się! Muszę mu pomóc odnaleźć właściciela! On jest taki kudłaty..~
To twoja dziewczyna? Spodziewałam się czegoś innego...
Momentalnie złote tęczówki wbiły się w wilkołaka... płci żeńskiej. Poprzedni niewinny wyraz zniknął z jej twarzy, teraz wyglądała jakby miała kogoś zabić, a rozczochrane włosy tylko dodawały uroku tej postawie!
- Perra... - rzuciła pod nosem, a pies warknął z poziomu jej rąk. Rosa spojrzała na brata - Kto.To.Jest?
Atmosfera robiła się ciężka, a do tego ktoś niemalże znikąd pojawił się za jej plecami.
- Hej zatańczymy? - uśmiechnięta martwa twarz chłopaka wysunęła się tuż obok ramienia dziewczyny. Jak się wsłuchać, to faktycznie pojawił się szybszy kawałek.
- Całe szczęście - mruknęła z uśmiechem i zaczęła się dalej rozglądać z potencjalnym właścicielem psiaka. Nagle zadrżała, jakby jej całe ciało przeszył niewytłumaczalny chłód, a przecież w tym pomieszczeniu było naprawdę ciepło. No i psina też swoje grzała.
W końcu go zobaczyła, przełknęła ślinę i w ostatniej chwili wyciągnęła ręce do przodu z psem, by chociaż ten uniknął zmiażdżenia. Szczek.
- Jaimee, przestań... ja... nieee! Nic, po prostu rozmawialiśmy przez chwilę. - Mówiła szybko, chcąc jakoś ograniczyć ilość przelanej krwi. Zaczęła się wiercić wyrywając się zwinnie z pułapki brata. - Zapomniałam.
Rzuciła szybko nawiązując do telefonu i uśmiechnęła się niewinnie. Przytuliła do siebie psa i pokazała go bratu. - Zgubił się! Muszę mu pomóc odnaleźć właściciela! On jest taki kudłaty..~
To twoja dziewczyna? Spodziewałam się czegoś innego...
Momentalnie złote tęczówki wbiły się w wilkołaka... płci żeńskiej. Poprzedni niewinny wyraz zniknął z jej twarzy, teraz wyglądała jakby miała kogoś zabić, a rozczochrane włosy tylko dodawały uroku tej postawie!
- Perra... - rzuciła pod nosem, a pies warknął z poziomu jej rąk. Rosa spojrzała na brata - Kto.To.Jest?
Atmosfera robiła się ciężka, a do tego ktoś niemalże znikąd pojawił się za jej plecami.
- Hej zatańczymy? - uśmiechnięta martwa twarz chłopaka wysunęła się tuż obok ramienia dziewczyny. Jak się wsłuchać, to faktycznie pojawił się szybszy kawałek.
Taniec z Zombie [1/3 posty]
Zaginiony pies [3/6 postów]
Zaginiony pies [3/6 postów]
Pozabija ich wszystkich.
— Słuchaj no, chica. Z takim ryjem zamiast zalecać się do mnie może spróbuj szczęścia z wielorybem. Przynajmniej tak jak twoja stara skończysz w związku z tym samym gatunkiem. Ona jest niczym rozkwitający podczas pełni kwiat księżycowy, na którego płatkach osadziły się krople ROSY. Więc jakby ci to powiedzieć. Vete a la mierda. Wypierdalaj w podskokach.
— JAK ŚMIESZ?!
— Sresz. Spierdalaj mówię. TY TEŻ HIJO DE PERRO, MYŚLISZ ŻE NIE WIDZĘ JAK SIĘ DO NIEJ ZALECASZ? NIE, NIE ZATAŃCZYCIE.
I złapał Rosę za rękę, wraz jej psem, by wciągnąć ją w tłum, gdzie zaczął wirować niczym rasowy tańcerz. Biedny pies.
— Słuchaj no, chica. Z takim ryjem zamiast zalecać się do mnie może spróbuj szczęścia z wielorybem. Przynajmniej tak jak twoja stara skończysz w związku z tym samym gatunkiem. Ona jest niczym rozkwitający podczas pełni kwiat księżycowy, na którego płatkach osadziły się krople ROSY. Więc jakby ci to powiedzieć. Vete a la mierda. Wypierdalaj w podskokach.
— JAK ŚMIESZ?!
— Sresz. Spierdalaj mówię. TY TEŻ HIJO DE PERRO, MYŚLISZ ŻE NIE WIDZĘ JAK SIĘ DO NIEJ ZALECASZ? NIE, NIE ZATAŃCZYCIE.
I złapał Rosę za rękę, wraz jej psem, by wciągnąć ją w tłum, gdzie zaczął wirować niczym rasowy tańcerz. Biedny pies.
Prześladowany przez wilkołaka [4/6 postów]
Skoro akceptował podobny fakt nie miał tu nic więcej do dodania. Nie zamierzał w żaden sposób mu tego odmawiać. Nawet jeśli Saturn miał pieniędzy pod dostatkiem, dodatkowy klient i opinia w internecie zawsze były mile widziane.
Zrzucenie wyboru na barki Lesliego było dość oczywistym odruchem. Dawał mu tym samym opcję wyboru pomiędzy wyjściem z sali, a siedzeniem dłużej w towarzystwie Saturna. Chłopak nazbyt dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że nie był ani wybitnie rozmowny, ani towarzyski. Większość męczyła się wyłącznie dla podniesienia własnej renomy, tylko po to by w towarzystwie swoich przyjaciół nazwać go sztywnym, nieprzystępnym i nudnym. Dlatego, gdy padła wieść o zielonej herbacie, wieko klapy zapadło przypieczętowując tym samym ich najbliższy czas który mieli mimo wszystko spędzić w swoim towarzystwie.
— Choya Sake, Umeshu i herbata jaśminowa Long Zhu. Przygotujcie też jakiś zestaw sushi z pieczonym łososiem i doliczcie wszystko do mojego rachunku — powiedział odprawiając tym samym kelnera, który skinął głową i odszedł w swoją stronę. Założył ręce na klatce piersiowej.
— Możemy zostać po zamknięciu, przynajmniej żaden pies nie będzie nam się pałętał pod nogami — wytłumaczył krótko, wyraźnie podkreślając tym samym, że fakt iż wydarzenie dobiegło końca, a wszyscy zbierali się do domu, nie umknął jego uwadze.
Nie pił alkoholu zbyt często. Głównie decydował się na podobny krok w towarzystwie Mercury'ego, wiedząc że w większym towarzystwie i tak odpowiednio by się nim zajął. Skoro już jednak zamierzali tu siedzieć, równie dobrze mogli wypróbować wszystkiego, co ostatnio przeszło mu przez głowę.
— Mam nadzieję, że nie jesteś niepijący — powiedział nagle, jakby przypomniał sobie, że zamówienie wszystkiego bez uprzedniej konsultacji z Lesliem mogło nie wyjść mu na dobre. Choć odmawianie gospodarzowi bez wątpienia nie było uznawane za oznaki dobrego wychowania, a już na pewno nie w azjatyckich okręgach.
Zrzucenie wyboru na barki Lesliego było dość oczywistym odruchem. Dawał mu tym samym opcję wyboru pomiędzy wyjściem z sali, a siedzeniem dłużej w towarzystwie Saturna. Chłopak nazbyt dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że nie był ani wybitnie rozmowny, ani towarzyski. Większość męczyła się wyłącznie dla podniesienia własnej renomy, tylko po to by w towarzystwie swoich przyjaciół nazwać go sztywnym, nieprzystępnym i nudnym. Dlatego, gdy padła wieść o zielonej herbacie, wieko klapy zapadło przypieczętowując tym samym ich najbliższy czas który mieli mimo wszystko spędzić w swoim towarzystwie.
— Choya Sake, Umeshu i herbata jaśminowa Long Zhu. Przygotujcie też jakiś zestaw sushi z pieczonym łososiem i doliczcie wszystko do mojego rachunku — powiedział odprawiając tym samym kelnera, który skinął głową i odszedł w swoją stronę. Założył ręce na klatce piersiowej.
— Możemy zostać po zamknięciu, przynajmniej żaden pies nie będzie nam się pałętał pod nogami — wytłumaczył krótko, wyraźnie podkreślając tym samym, że fakt iż wydarzenie dobiegło końca, a wszyscy zbierali się do domu, nie umknął jego uwadze.
Nie pił alkoholu zbyt często. Głównie decydował się na podobny krok w towarzystwie Mercury'ego, wiedząc że w większym towarzystwie i tak odpowiednio by się nim zajął. Skoro już jednak zamierzali tu siedzieć, równie dobrze mogli wypróbować wszystkiego, co ostatnio przeszło mu przez głowę.
— Mam nadzieję, że nie jesteś niepijący — powiedział nagle, jakby przypomniał sobie, że zamówienie wszystkiego bez uprzedniej konsultacji z Lesliem mogło nie wyjść mu na dobre. Choć odmawianie gospodarzowi bez wątpienia nie było uznawane za oznaki dobrego wychowania, a już na pewno nie w azjatyckich okręgach.
Przez chwilę nawet Rosę zamurowało słysząc wypowiedź brata. Ostatecznie jednak uśmiechnęła się uroczo i pozwoliła sobie na ciche "aww~", jednak stłumiła je futrzakiem za którym ukryła na chwilę twarz.
Uspokoiła się i nawet mogła na spokojnie odpowiedzieć "adoratorowi" czy też po prostu chłopakowi, który chciał trochę się pobawić, jednak brat był szybszy. Rosa parsknęła cicho pod nosem i posłusznie podążyła za nim w tłum. Na odchodne rzuciła wilkołakowi płci żeńskiej triumfujący uśmiech. Zostawiła swojego adoratora w tłumie, ale czy aby na pewno zrezygnuje? Gdyby miał chociaż trochę instynktu samozachowawczego to powinien...
W tłumie, próbowała dotrzymać bratu kroku, jednak nie za bardzo jej to wychodziło, bo momentami próbowała jak najmniej szarpać psem.
Biedactwo.
- Wiesz Jaime, to było... urocze! - wyszczerzyła białe ząbki w jego kierunku.
Taniec z Zombie [2/3 posty]
Zaginiony pies [4/6 postów]
Uspokoiła się i nawet mogła na spokojnie odpowiedzieć "adoratorowi" czy też po prostu chłopakowi, który chciał trochę się pobawić, jednak brat był szybszy. Rosa parsknęła cicho pod nosem i posłusznie podążyła za nim w tłum. Na odchodne rzuciła wilkołakowi płci żeńskiej triumfujący uśmiech. Zostawiła swojego adoratora w tłumie, ale czy aby na pewno zrezygnuje? Gdyby miał chociaż trochę instynktu samozachowawczego to powinien...
W tłumie, próbowała dotrzymać bratu kroku, jednak nie za bardzo jej to wychodziło, bo momentami próbowała jak najmniej szarpać psem.
Biedactwo.
- Wiesz Jaime, to było... urocze! - wyszczerzyła białe ząbki w jego kierunku.
Taniec z Zombie [2/3 posty]
Zaginiony pies [4/6 postów]
„Choya Sake, Umeshu...”
Jasnowłosy wyprostował się nieznacznie, a dłoń unosząca kolejny kawałek ryby zakleszczony między pałeczkami, zastygła w bezruchu na ułamek sekundy. Przez twarz Vessare przemknął cień niezrozumienia – jakkolwiek nie próbował wyobrażać sobie Saturna, nie potrafił przypisać do niego kieliszka z mocniejszym alkoholem ani wyobrazić go sobie w momencie, w którym przekroczył granicę wytrzymałości.
Nie wyobrażał sobie też kolejnych słów, które padły z ust białowłosego, a na które odruchowo skinął głową, za co niemalże od razu skarcił się w myślach. Na sali faktycznie zaczynało robić się coraz ciszej, a część ludzi była już w trakcie szykowania się do wyjścia, kiedy oni nadal tkwili przy jednym stole i nie zapowiadało się na to, by mieli szybko się od niego oddalić. Przez chwilę zastanawiał się, czy już nie był pijany i nie wyobraził sobie tej sytuacji albo w oczekiwaniu na Blacka nie zasnął przy stole. Chcąc zaprzeczyć tej teorii, wsunął do ust kolejny płat sashimi, umyślnie hacząc pałeczkami o swoje wargi, które przeszło dość nieprzyjemne mrowienie.
Nie spał.
„Mam nadzieję, że nie jesteś niepijący.”
Hah.
Stłumił w sobie suchy śmiech, choć – jakby nie patrzeć – cała ta sytuacja była dość zabawna, a teraz na domiar złego zaczynał odnosić wrażenie, że Saturn dosłownie czytał mu w myślach, które traktował jako główną sferę tajemnic przed innymi. Zwłaszcza przed nieświadomym wielu spraw Cullinanem.
― W zasadzie prowadzę ― stwierdził, nie mijając się z prawdą, jednak z jakiegoś powodu nie brzmiał jak ktoś, kto zamierzał zapierać się rękami i nogami, byleby nie wlano w niego alkoholu albo jak ktoś, kto stara się grzecznie odmówić. On sam nie usłyszał tego we własnym głosie i było pewnym, że nie były to jego ostatnie słowa. ― Ale zadzwonię po kogoś, kto odbierze mnie i mój samochód. ― Zrobił krótką pauzę, przyglądając mu się w zastanowieniu. ― Ja z kolei nie przypuszczałbym, że to ty jesteś pijący ― stwierdził nagle, tym razem pozwalając sobie na luźniejsze wtrącenie, przez które kącik jego ust ledwo zauważalnie uniósł się do góry. Równie dobrze wrażenie grymasu mogło okazać się tylko ułudą.
Jasnowłosy wyprostował się nieznacznie, a dłoń unosząca kolejny kawałek ryby zakleszczony między pałeczkami, zastygła w bezruchu na ułamek sekundy. Przez twarz Vessare przemknął cień niezrozumienia – jakkolwiek nie próbował wyobrażać sobie Saturna, nie potrafił przypisać do niego kieliszka z mocniejszym alkoholem ani wyobrazić go sobie w momencie, w którym przekroczył granicę wytrzymałości.
Nie wyobrażał sobie też kolejnych słów, które padły z ust białowłosego, a na które odruchowo skinął głową, za co niemalże od razu skarcił się w myślach. Na sali faktycznie zaczynało robić się coraz ciszej, a część ludzi była już w trakcie szykowania się do wyjścia, kiedy oni nadal tkwili przy jednym stole i nie zapowiadało się na to, by mieli szybko się od niego oddalić. Przez chwilę zastanawiał się, czy już nie był pijany i nie wyobraził sobie tej sytuacji albo w oczekiwaniu na Blacka nie zasnął przy stole. Chcąc zaprzeczyć tej teorii, wsunął do ust kolejny płat sashimi, umyślnie hacząc pałeczkami o swoje wargi, które przeszło dość nieprzyjemne mrowienie.
Nie spał.
„Mam nadzieję, że nie jesteś niepijący.”
Hah.
Stłumił w sobie suchy śmiech, choć – jakby nie patrzeć – cała ta sytuacja była dość zabawna, a teraz na domiar złego zaczynał odnosić wrażenie, że Saturn dosłownie czytał mu w myślach, które traktował jako główną sferę tajemnic przed innymi. Zwłaszcza przed nieświadomym wielu spraw Cullinanem.
― W zasadzie prowadzę ― stwierdził, nie mijając się z prawdą, jednak z jakiegoś powodu nie brzmiał jak ktoś, kto zamierzał zapierać się rękami i nogami, byleby nie wlano w niego alkoholu albo jak ktoś, kto stara się grzecznie odmówić. On sam nie usłyszał tego we własnym głosie i było pewnym, że nie były to jego ostatnie słowa. ― Ale zadzwonię po kogoś, kto odbierze mnie i mój samochód. ― Zrobił krótką pauzę, przyglądając mu się w zastanowieniu. ― Ja z kolei nie przypuszczałbym, że to ty jesteś pijący ― stwierdził nagle, tym razem pozwalając sobie na luźniejsze wtrącenie, przez które kącik jego ust ledwo zauważalnie uniósł się do góry. Równie dobrze wrażenie grymasu mogło okazać się tylko ułudą.
Nie wiedział jak długo czekał nim w końcu Nicolai znalazł się w zasięgu jego wzroku. Podbiegł do niego wyraźnie zdyszany i położył dłonie na jego ramionach momentalnie zmuszając tym samym Liama do cofnięcia się, by uniknąć nieprzyjemnego dotyku.
— Boże dzieciaku, myślałem że cię nie znajdę.
— No przecież tu jesteś...
Uchylił się po raz kolejny widząc nadchodzącą dłoń, która wyraźnie miała zamiar zmierzwić jego włosy.
— Po prostu... chodźmy stąd.
Odwrócił się w stronę wyjścia i nawet nie próbował udawać, że wpatruje się w energiczną gadaninę znajomego jego brata.
— Boże dzieciaku, myślałem że cię nie znajdę.
— No przecież tu jesteś...
Uchylił się po raz kolejny widząc nadchodzącą dłoń, która wyraźnie miała zamiar zmierzwić jego włosy.
— Po prostu... chodźmy stąd.
Odwrócił się w stronę wyjścia i nawet nie próbował udawać, że wpatruje się w energiczną gadaninę znajomego jego brata.
zt.
Urocze, urocze. Prychnął w odpowiedzi. Nadal nie był w stanie się uspokoić po tym wszystkim co działo się na balu. Burknął w odpowiedzi obracając dziewczyną z wyjątkową wprawą. Jakby nie patrzeć, Jaime spędził na imprezach większość swojego życia w Meksyku, wiedział więc co i jak zrobić, by dobrze na tym wszystkim wypaść.
— Tsk.
Nie minęła nawet minuta, gdy znienacka para obok nich prawie ich staranowała. Był to nikt inny jak właśnie zombie i prześladująca go pani wilkołak.
— Przeprosisz mnie za to!
— NIE MA OPCJI.
Piruet w lewo, dwa kroki w prawo. Znowu podążyli za nimi. Do cholery, co było z tymi ludźmi nie tak!?
— Tsk.
Nie minęła nawet minuta, gdy znienacka para obok nich prawie ich staranowała. Był to nikt inny jak właśnie zombie i prześladująca go pani wilkołak.
— Przeprosisz mnie za to!
— NIE MA OPCJI.
Piruet w lewo, dwa kroki w prawo. Znowu podążyli za nimi. Do cholery, co było z tymi ludźmi nie tak!?
Prześladowany przez wilkołaka [5/6 postów]
Nie zdziwiłby się, ani nie miałby mu za złe, gdyby chłopak mu odmówił. Jakby nie patrzeć, skoro prowadził, naturalnym było że nie usiądzie za kierownicą po drinku. Ponadto sam fakt, że Leslie w ogóle postanowił to zaznaczyć, sprawił że na tej dziwnej tablicy we własnym wnętrzu, na której prowadził własną ocenę innych, właśnie został dopisany kolejny punkt.
"Ja z kolei nie przypuszczałbym, że to ty jesteś pijący."
— Wiem.
Nikt nigdy nie przypuszczał. Większość zakładała, że skoro chłopak jest aż tak nietowarzyski, zwyczajnie nie sięga po alkohol. Inni z kolei spodziewali się, że jeśli go upiją, nagle stanie się dużo bardziej otwarty i przystępny. Jak wielki musiał być ich zawód za każdym razem, gdy kończyli pod stołem podczas gdy Saturn nadal siedział na swoim miejscu z wyjątkowo znudzoną miną.
— Nie piję zbyt często. Ale nie próbuj mnie przepić — poinformował go spokojnym tonem, w którym nie było ani ostrzeżenia, ani groźby. Zdanie w rzeczywistości było wyłącznie uprzejmą radą, którą kierował w stosunku do wszystkich. Fakt, że nigdy nie słuchali nie był już jego problemem.
Zamiast tego skupił swoje uważne spojrzenie na Vessare, którego mimika z niewiadomego dla niego powodu wyraźnie się zmieniła. Dla kogoś, kto przyzwyczajony do szerokich uśmiechów podobne zmiany były niezauważalne. Lecz w przypadku osób, które same szczędziły wszelkich oznak emocjonalnych, były niczym krzyk w tłumie milczących ludzi. Nikt nie znał jego dokładnego powodu, ale potrafił zlokalizować go w ułamek sekundy.
"Ja z kolei nie przypuszczałbym, że to ty jesteś pijący."
— Wiem.
Nikt nigdy nie przypuszczał. Większość zakładała, że skoro chłopak jest aż tak nietowarzyski, zwyczajnie nie sięga po alkohol. Inni z kolei spodziewali się, że jeśli go upiją, nagle stanie się dużo bardziej otwarty i przystępny. Jak wielki musiał być ich zawód za każdym razem, gdy kończyli pod stołem podczas gdy Saturn nadal siedział na swoim miejscu z wyjątkowo znudzoną miną.
— Nie piję zbyt często. Ale nie próbuj mnie przepić — poinformował go spokojnym tonem, w którym nie było ani ostrzeżenia, ani groźby. Zdanie w rzeczywistości było wyłącznie uprzejmą radą, którą kierował w stosunku do wszystkich. Fakt, że nigdy nie słuchali nie był już jego problemem.
Zamiast tego skupił swoje uważne spojrzenie na Vessare, którego mimika z niewiadomego dla niego powodu wyraźnie się zmieniła. Dla kogoś, kto przyzwyczajony do szerokich uśmiechów podobne zmiany były niezauważalne. Lecz w przypadku osób, które same szczędziły wszelkich oznak emocjonalnych, były niczym krzyk w tłumie milczących ludzi. Nikt nie znał jego dokładnego powodu, ale potrafił zlokalizować go w ułamek sekundy.
Uwielbiała tańczyć i można powiedzieć, że robiła to naprawdę dobrze! Liczne nagrody jedynie potwierdzały jej umiejętności. Na nieszczęście jej partner udał się w zupełnie innym kierunku. Uśmiechnęła się szeroko, gdy kolejny raz wykonała piruet. Nie często udawało jej się tańczyć z bratem - a szkoda! Jednak tym razem musiała trzymać psa jedną ręką, co utrudniało całą sprawę. Wszystko byłoby piękne gdyby fakt, że ta wilczyca i zombie podążyli za nimi!
Ktoś musi dziś zginąć.
- Zawsze przyciągasz do siebie takie osobistości? - Zrównała krok z nim, w końcu udało się jej dostosować do Jaimiego. Uśmiechnęła się pod nosem i w wolnej chwili cmoknęła psa w czubek włochatek główki. Jeszcze chwila i zgubią pościg, a wtedy uda jej się zwrócić psa właścicielowi!
Rzuciła szybkie spojrzenie ścigającej ich parze. Wilkołak płci żeńskiej był wściekły, natomiast zombie wyglądało jakby zostało wciągnięte w coś, w co nigdy nie chciał być wciągnięty. Mimo wszystko prowadził dobrze i starał się być jak najbliżej ich. Ścisnęła przedramię brata i pociągnęła go nagle w drugą stronę niemalże wpadając między inne pary. Pod nosem wymamrotała ciche "przepraszam", w końcu dziwnie używać innych jako muru.
- Nigdy nie sądziłam, że będę z tobą tańczyć w ten sposób... uciekając i z psem na rękach...
Taniec z Zombie [3/3 posty]
Zaginiony pies [5/6 postów]
Ktoś musi dziś zginąć.
- Zawsze przyciągasz do siebie takie osobistości? - Zrównała krok z nim, w końcu udało się jej dostosować do Jaimiego. Uśmiechnęła się pod nosem i w wolnej chwili cmoknęła psa w czubek włochatek główki. Jeszcze chwila i zgubią pościg, a wtedy uda jej się zwrócić psa właścicielowi!
Rzuciła szybkie spojrzenie ścigającej ich parze. Wilkołak płci żeńskiej był wściekły, natomiast zombie wyglądało jakby zostało wciągnięte w coś, w co nigdy nie chciał być wciągnięty. Mimo wszystko prowadził dobrze i starał się być jak najbliżej ich. Ścisnęła przedramię brata i pociągnęła go nagle w drugą stronę niemalże wpadając między inne pary. Pod nosem wymamrotała ciche "przepraszam", w końcu dziwnie używać innych jako muru.
- Nigdy nie sądziłam, że będę z tobą tańczyć w ten sposób... uciekając i z psem na rękach...
Taniec z Zombie [3/3 posty]
Zaginiony pies [5/6 postów]
„Wiem.”
Pojedyncze słowo dość dobitnie wdarło się do jego uszu. Nie był pewien, jakim cudem można było nie dostać paranoi w kwestii tego, że kiedy spokojnie siedzieli przy stole, Saturn uważnie prześwietlał każdy skrawek jego umysłu. Na szczęście Leslie zdawał sobie sprawę, że takie rzeczy mogły zdarzać się jedynie na filmach, a białowłosy co najwyżej analizował jego zachowania, na które Zero w obecnej chwili starał się mieć dość duży wpływ, nawet jeśli część odruchów była nie do opanowania.
Na całe szczęście nie znali się na tyle dobrze, by interpretacja jego samego musiała okazać się słuszna.
― Nie zamierzałem. Zresztą nie jesteśmy tu po to, żeby się ze sobą ścigać ― stwierdził, w gruncie rzeczy nie wiedząc, dlaczego się tu znaleźli. Jednak mimo tego, że nie miał słabej głowy, w którymś miejscu istniała niebezpieczna granica, której wolał nie przekraczać, by w pewnym momencie nie postawić Blacka w niekomfortowej sytuacji, a siebie w czarnym świetle, biorąc pod uwagę, że pijany naprawdę był pijany. Mówił dużo, choć plątał mu się język i na co dzień był milczący, twierdził, że da sobie radę sam, choć ledwo trzymał się na nogach, zaś większości z tego i tak nie zapamiętuje, a luka w pamięci w towarzystwie Cullinana nie była czymś, na co mógł sobie pozwolić. Nie tylko ze względu na to, że taka sytuacja mogła się już nie zdarzyć. ― Ale gdybym zaczął mówić za dużo męczących rzeczy, najlepiej szybko odpraw mnie do domu. ― Tym razem to on postanowił go ostrzec. Nie sądził, by tym razem miał przekroczyć swój limit, gdy zamierzał skrupulatnie stać na straży swojej trzeźwości, ale obecność Blacka mogła nieco zburzyć jego plany i zmuszać go do coraz częstszego sięgania po kieliszek.
Dokończywszy swoje danie, starannie odłożył wszystko na bok, splatając ze sobą palce obu dłoni, które oparł na stół, jakby co najmniej za moment miał wygłosić przemowę. Ale mimo tego, że nie był równie milczącą osobą co Saturn, na pewno nie należał też do najbardziej rozgadanych i rzucających słów na wiatr, byleby podjąć się jakiegokolwiek tematu, nawet jeśli miałby poruszyć problem dzisiejszej pogody. Zdążył jednak zauważyć, że z każdą chwilą chłopak przyglądał mu się coraz uważniej – przynajmniej tak mu się wydawało, więc nie chciał otwarcie o tym wspominać i pytać, czy przypadkiem nie miał czegoś na twarzy.
Pojedyncze słowo dość dobitnie wdarło się do jego uszu. Nie był pewien, jakim cudem można było nie dostać paranoi w kwestii tego, że kiedy spokojnie siedzieli przy stole, Saturn uważnie prześwietlał każdy skrawek jego umysłu. Na szczęście Leslie zdawał sobie sprawę, że takie rzeczy mogły zdarzać się jedynie na filmach, a białowłosy co najwyżej analizował jego zachowania, na które Zero w obecnej chwili starał się mieć dość duży wpływ, nawet jeśli część odruchów była nie do opanowania.
Na całe szczęście nie znali się na tyle dobrze, by interpretacja jego samego musiała okazać się słuszna.
― Nie zamierzałem. Zresztą nie jesteśmy tu po to, żeby się ze sobą ścigać ― stwierdził, w gruncie rzeczy nie wiedząc, dlaczego się tu znaleźli. Jednak mimo tego, że nie miał słabej głowy, w którymś miejscu istniała niebezpieczna granica, której wolał nie przekraczać, by w pewnym momencie nie postawić Blacka w niekomfortowej sytuacji, a siebie w czarnym świetle, biorąc pod uwagę, że pijany naprawdę był pijany. Mówił dużo, choć plątał mu się język i na co dzień był milczący, twierdził, że da sobie radę sam, choć ledwo trzymał się na nogach, zaś większości z tego i tak nie zapamiętuje, a luka w pamięci w towarzystwie Cullinana nie była czymś, na co mógł sobie pozwolić. Nie tylko ze względu na to, że taka sytuacja mogła się już nie zdarzyć. ― Ale gdybym zaczął mówić za dużo męczących rzeczy, najlepiej szybko odpraw mnie do domu. ― Tym razem to on postanowił go ostrzec. Nie sądził, by tym razem miał przekroczyć swój limit, gdy zamierzał skrupulatnie stać na straży swojej trzeźwości, ale obecność Blacka mogła nieco zburzyć jego plany i zmuszać go do coraz częstszego sięgania po kieliszek.
Dokończywszy swoje danie, starannie odłożył wszystko na bok, splatając ze sobą palce obu dłoni, które oparł na stół, jakby co najmniej za moment miał wygłosić przemowę. Ale mimo tego, że nie był równie milczącą osobą co Saturn, na pewno nie należał też do najbardziej rozgadanych i rzucających słów na wiatr, byleby podjąć się jakiegokolwiek tematu, nawet jeśli miałby poruszyć problem dzisiejszej pogody. Zdążył jednak zauważyć, że z każdą chwilą chłopak przyglądał mu się coraz uważniej – przynajmniej tak mu się wydawało, więc nie chciał otwarcie o tym wspominać i pytać, czy przypadkiem nie miał czegoś na twarzy.
Strona 17 z 18 • 1 ... 10 ... 16, 17, 18
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach