▲▼
First topic message reminder :
Pierwszym, co rzuca się w oczy, gdy patrzy się na ten dom, jest to, że brakuje mu przepychu, który bije od wielu tutejszych rezydencji. Wyróżnia się też staromodnym, angielskim stylem, który nie jest tak często spotykany w Kanadzie. O tę stylistykę zadbała głowa rodziny, chcąc wynagrodzić jakoś bliskim opuszczenie ojczyzny.
Budynek jest piętrowy, z poddaszem i sporą piwnicą. Wewnątrz również gustownie urządzony, ale pozbawiony niepotrzebnych nikomu, kosztownych elementów. Prowadzony wedle ideologii: "Mieć tyle, ile jest potrzebne i stawiać na jakość oraz użyteczność, a nie na modę i cenę".
O porządek w rezydencji dba zamieszkująca go gosposia. Jest ona jedynym tutejszym pracownikiem.
Pierwszym, co rzuca się w oczy, gdy patrzy się na ten dom, jest to, że brakuje mu przepychu, który bije od wielu tutejszych rezydencji. Wyróżnia się też staromodnym, angielskim stylem, który nie jest tak często spotykany w Kanadzie. O tę stylistykę zadbała głowa rodziny, chcąc wynagrodzić jakoś bliskim opuszczenie ojczyzny.
Budynek jest piętrowy, z poddaszem i sporą piwnicą. Wewnątrz również gustownie urządzony, ale pozbawiony niepotrzebnych nikomu, kosztownych elementów. Prowadzony wedle ideologii: "Mieć tyle, ile jest potrzebne i stawiać na jakość oraz użyteczność, a nie na modę i cenę".
O porządek w rezydencji dba zamieszkująca go gosposia. Jest ona jedynym tutejszym pracownikiem.
No i nie dotarł tam, gdzie zamierzał. Gdzieś w połowie drogi poczuł mocne szarpnięcie i wyprostował się, spoglądając ze zdziwieniem na Darkównę. On według niej przesadzał? Dobrze, że nie widziała jego ostatnich snów z nią w roli głównej, bo szybko zmieniłaby zdanie...
Stał przed nią zupełnie nieogarnięty, z ryczącą erekcją i pustką w rudym łbie. Ten dzień nie był jego najlepszym. Zaczął go w szpitalu, a kończył jako nakręcony do granic możliwości bezdomny na podwórzu bogatej cnotki. "Kumpeli". No niech ją szlag za bycie tak cholernie pociągającą! Ale mogło być gorzej. Mogli mieć znowu świadka.
"Ale z was urocza para."
Machinalnie się odwrócił, wciąż lekko dysząc. Kobiecy głos skojarzył mu się w tej chwili tylko z matką Violette, chociaż nie brzmiał szczególnie podobnie. Jednak kto ją tam wiedział? Na szczęście pomimo mroku dojrzał rude włosy sąsiadki Darków.
- Viera? - mruknął, odrywając się od obiektu swych bardzo fizycznych uczuć i poprawił spodnie, w tym momencie zupełnie nie przejmując się jak wygląda. Miał sprawę do tej laski. Bardzo ważny interes, który koniecznie chciał załatwić. Poza tym, jeśli obserwowała ich od początku to nie było sensu udawać, że się przewidziała.
- Ej, laska, mogę u ciebie zamieszkać? - wypalił prosto z mostu. On czasami naprawdę, naprawdę nie myślał.
Stał przed nią zupełnie nieogarnięty, z ryczącą erekcją i pustką w rudym łbie. Ten dzień nie był jego najlepszym. Zaczął go w szpitalu, a kończył jako nakręcony do granic możliwości bezdomny na podwórzu bogatej cnotki. "Kumpeli". No niech ją szlag za bycie tak cholernie pociągającą! Ale mogło być gorzej. Mogli mieć znowu świadka.
"Ale z was urocza para."
Machinalnie się odwrócił, wciąż lekko dysząc. Kobiecy głos skojarzył mu się w tej chwili tylko z matką Violette, chociaż nie brzmiał szczególnie podobnie. Jednak kto ją tam wiedział? Na szczęście pomimo mroku dojrzał rude włosy sąsiadki Darków.
- Viera? - mruknął, odrywając się od obiektu swych bardzo fizycznych uczuć i poprawił spodnie, w tym momencie zupełnie nie przejmując się jak wygląda. Miał sprawę do tej laski. Bardzo ważny interes, który koniecznie chciał załatwić. Poza tym, jeśli obserwowała ich od początku to nie było sensu udawać, że się przewidziała.
- Ej, laska, mogę u ciebie zamieszkać? - wypalił prosto z mostu. On czasami naprawdę, naprawdę nie myślał.
Oczy momentalnie szerzej jej się otworzyły, a serce i płuca na krótki moment zapomniały, jak powinny pracować.
Nie.
Najchętniej odskoczyłaby gdzieś i się schowała, ale mając ścianę za plecami, Remiego przed sobą i pustą przestrzeń po bokach, nie bardzo miała gdzie się schować, a na kopanie pod sobą dołka i "zapadnięcie się pod ziemię" nie miała teraz wystarczająco czasu.
- Verity - wyrwało się z jej ust, gdy tylko zobaczyła przyjaciółkę.
Oj tak, zdecydowanie miała ochotę się stąd ulotnić. Tylko tego jej brakowało, by ta dziewczyna miała więcej powodów by przy niej gadać o wielkich miłościach, księżniczkach i rycerzach. Wcześniej łatwo było jej wmawiać, że nic się nie dzieje, ale po tym, jak natknęła się na nich, kiedy się całowali i to BARDZO całowali, to nie miało już większego sensu.
- Co ty tu kurna robisz? - rzuciła czując, jak robi jej się ciepło na twarzy. Ona się w życiu nie czerwieniła, ale jak raz poczuła, jak to robi.
Pewnie dalej miałaby ochotę zapaść się pod ziemię, a jej twarz przybierać piękny odcień purpury, ale pytanie Remiego momentalnie ją od tego odwiodło. Szczęście w nieszczęściu można by rzec.
- Serio, kurwa? - warknęła w jego stronę.
- To po cholerę tu przychodzisz, jak już od progu wolisz iść do tamtego domu, co? - Wbijała w niego wkurzone ślepia.
Tak, była zła. Nie, nie zamierzała się z tym kryć. Już nawet nie czuła się w tej chwili głupio. Na to przyjdzie jeszcze czas. Teraz była zwyczajnie wściekła na niego za ten tupet.
- Nawet pięciu minut już tu nie wytrzymasz, jeśli się ciebie siłą nie trzyma, co? - Niestety, ale tak to właśnie wyglądało. Może nie takie były jego intencje, ale to mało ją teraz obchodziło.
Fakt, że koło nich stała Viera nie specjalnie się dla niej teraz liczył. I tak była teraz skupiona tylko na Remim i chłopak niekoniecznie powinien się z tego faktu cieszyć.
Nie.
Najchętniej odskoczyłaby gdzieś i się schowała, ale mając ścianę za plecami, Remiego przed sobą i pustą przestrzeń po bokach, nie bardzo miała gdzie się schować, a na kopanie pod sobą dołka i "zapadnięcie się pod ziemię" nie miała teraz wystarczająco czasu.
- Verity - wyrwało się z jej ust, gdy tylko zobaczyła przyjaciółkę.
Oj tak, zdecydowanie miała ochotę się stąd ulotnić. Tylko tego jej brakowało, by ta dziewczyna miała więcej powodów by przy niej gadać o wielkich miłościach, księżniczkach i rycerzach. Wcześniej łatwo było jej wmawiać, że nic się nie dzieje, ale po tym, jak natknęła się na nich, kiedy się całowali i to BARDZO całowali, to nie miało już większego sensu.
- Co ty tu kurna robisz? - rzuciła czując, jak robi jej się ciepło na twarzy. Ona się w życiu nie czerwieniła, ale jak raz poczuła, jak to robi.
Pewnie dalej miałaby ochotę zapaść się pod ziemię, a jej twarz przybierać piękny odcień purpury, ale pytanie Remiego momentalnie ją od tego odwiodło. Szczęście w nieszczęściu można by rzec.
- Serio, kurwa? - warknęła w jego stronę.
- To po cholerę tu przychodzisz, jak już od progu wolisz iść do tamtego domu, co? - Wbijała w niego wkurzone ślepia.
Tak, była zła. Nie, nie zamierzała się z tym kryć. Już nawet nie czuła się w tej chwili głupio. Na to przyjdzie jeszcze czas. Teraz była zwyczajnie wściekła na niego za ten tupet.
- Nawet pięciu minut już tu nie wytrzymasz, jeśli się ciebie siłą nie trzyma, co? - Niestety, ale tak to właśnie wyglądało. Może nie takie były jego intencje, ale to mało ją teraz obchodziło.
Fakt, że koło nich stała Viera nie specjalnie się dla niej teraz liczył. I tak była teraz skupiona tylko na Remim i chłopak niekoniecznie powinien się z tego faktu cieszyć.
- Ano ja, kwiatuszku - usmiechnęła się do przyjaciółki, która powiedziała jej imię. - Obserwowałam gwiazdy, ciągle czuję, że tym moim brak realizmu, to smutne...
Westchnęła cicho. Jej cel został osiągnięty. Chciała przerwać im pochopne działanie? Przerwała. Jak sobie będą radzić teraz to już ich sprawa. Kłótnie kochanków to ostatnia rzecz, w którą chciała się pakować Verity, mimo iż uważala je za szalenie romantyczne. Może posłucha sobie przez uchylone okno...?
- Robaczku - zwróciła się do Remiego. - Jeśli będziesz chciał, w pokoju po prawej od schodów, na piętrze, jest wolny pokój. W zasadzie to on jest mój, ale zajęłam jednak poddasze, więc możesz w nim zamieszkac, jeśli czujesz taka potrzebę. Tylko w naszym domu panują zasady. Po pierwsze - nie budzić gosposi, ogrodnika ani taty. Po drugie - łazienka na pitrze jest tylko rodziców, możesz korzystac z tej na parterze. A absolutnie najwazniejsza zasadą jest, że duży, zielony kubek należy wyłącznie do taty i tylko on może z niego pić! I nie radzę brac żadnych tabletek, których nie znasz. Mama eksperymentuje i możesz źle skończyć. Ostatnio robiła jakieś środki dla zbrodniarzy, na bezpłodność. Sam rozumiesz, niektóre rzeczy są gorsze niż samobójstwo cynamonem...
To była tylko częściowo prawda. Leki faktycznie walały sie wszędzie, ale te, ktore realnie zagrażaly zyciu lub zdrowiu zawsze były trzymane pod kluczem. Tak to już było. Ale biorąc pod uwage ostatnie zapędy rudzielca, naprawdę lepiej było zniechęcić go do brania czegokolwiek. No i kwestia kubeczka byla bardzo istotna. Ojciec byl zawsze spokojny, ale jego kubeczek był nietykalną świętością. Gość czy nie gość - jedno skinienie palcem i zaprzyjaźnieni prawnicy zrobiliby miazgę z heretyka, który smiałby zbezcześcić zielone naczynie zdolne pomieścić cały litr płynu.
- To chyba tyle... No, pogadajcie sobie jeszcze jak chcecie, a ja ide spac. Dobranoc kochasie!
[z/t]
Westchnęła cicho. Jej cel został osiągnięty. Chciała przerwać im pochopne działanie? Przerwała. Jak sobie będą radzić teraz to już ich sprawa. Kłótnie kochanków to ostatnia rzecz, w którą chciała się pakować Verity, mimo iż uważala je za szalenie romantyczne. Może posłucha sobie przez uchylone okno...?
- Robaczku - zwróciła się do Remiego. - Jeśli będziesz chciał, w pokoju po prawej od schodów, na piętrze, jest wolny pokój. W zasadzie to on jest mój, ale zajęłam jednak poddasze, więc możesz w nim zamieszkac, jeśli czujesz taka potrzebę. Tylko w naszym domu panują zasady. Po pierwsze - nie budzić gosposi, ogrodnika ani taty. Po drugie - łazienka na pitrze jest tylko rodziców, możesz korzystac z tej na parterze. A absolutnie najwazniejsza zasadą jest, że duży, zielony kubek należy wyłącznie do taty i tylko on może z niego pić! I nie radzę brac żadnych tabletek, których nie znasz. Mama eksperymentuje i możesz źle skończyć. Ostatnio robiła jakieś środki dla zbrodniarzy, na bezpłodność. Sam rozumiesz, niektóre rzeczy są gorsze niż samobójstwo cynamonem...
To była tylko częściowo prawda. Leki faktycznie walały sie wszędzie, ale te, ktore realnie zagrażaly zyciu lub zdrowiu zawsze były trzymane pod kluczem. Tak to już było. Ale biorąc pod uwage ostatnie zapędy rudzielca, naprawdę lepiej było zniechęcić go do brania czegokolwiek. No i kwestia kubeczka byla bardzo istotna. Ojciec byl zawsze spokojny, ale jego kubeczek był nietykalną świętością. Gość czy nie gość - jedno skinienie palcem i zaprzyjaźnieni prawnicy zrobiliby miazgę z heretyka, który smiałby zbezcześcić zielone naczynie zdolne pomieścić cały litr płynu.
- To chyba tyle... No, pogadajcie sobie jeszcze jak chcecie, a ja ide spac. Dobranoc kochasie!
[z/t]
Chciałoby się napisać, że to nie jego wina, że ktoś upuścił go na główkę jak był dzieckiem, ale nie... Remi Thibault zwyczajnie nie potrafił w relacje międzyludzkie, a zwłaszcza te z kobietami. I nie widział nic złego w całowaniu się z jedną by moment później chcieć wprowadzać do drugiej. Na szczęście 'ta druga' przynajmniej ogarnęła na tyle by się wycofać, gdy zobaczyła nadciągającą burzę. Tybalt nie był już na tyle roztropny.
- Chciałaś żebym do ciebie wpadł. - odpowiedział zdezorientowany, zupełnie nie rozumiejąc ostrej reakcji Darkówny. Ona chyba serio miała coś nie tak z hormonami... Najpierw robiła mu nadzieję, a za chwilę ciskała się o nic. Okresu dostała czy co?
- Ej, o co ci chodzi, Vivs? Przesiedziałem wywody twojej matki, mało ci?! - teraz i jemu puszczały nerwy, trochę z braku prochów od kilku dni, ale głównie z frustracji zaistniałą sytuacją. Już któryś raz z kolei wywiodła go w pole, a przecież do tej pory musiała zauważyć czego od niej chciał. Po co odwzajemniała pocałunki, jeśli byli tylko kumplami? Tego, że inicjował je z równie nieodpowiedzialnym podejściem to już nie dostrzegał, jak to zwykle z nim bywało.
Wkurwiony jak nigdy odwrócił się plecami do Darkówny, w stronę w którą odeszła Verity. Nie lubił zasad, zwłaszcza tak konkretnych jakie przedstawiła mu ruda, ale przynajmniej nie musiał się dłużej zastanawiać co ze sobą zrobić. Tylko co znowu ugryzło Nat?
- Chciałaś żebym do ciebie wpadł. - odpowiedział zdezorientowany, zupełnie nie rozumiejąc ostrej reakcji Darkówny. Ona chyba serio miała coś nie tak z hormonami... Najpierw robiła mu nadzieję, a za chwilę ciskała się o nic. Okresu dostała czy co?
- Ej, o co ci chodzi, Vivs? Przesiedziałem wywody twojej matki, mało ci?! - teraz i jemu puszczały nerwy, trochę z braku prochów od kilku dni, ale głównie z frustracji zaistniałą sytuacją. Już któryś raz z kolei wywiodła go w pole, a przecież do tej pory musiała zauważyć czego od niej chciał. Po co odwzajemniała pocałunki, jeśli byli tylko kumplami? Tego, że inicjował je z równie nieodpowiedzialnym podejściem to już nie dostrzegał, jak to zwykle z nim bywało.
Wkurwiony jak nigdy odwrócił się plecami do Darkówny, w stronę w którą odeszła Verity. Nie lubił zasad, zwłaszcza tak konkretnych jakie przedstawiła mu ruda, ale przynajmniej nie musiał się dłużej zastanawiać co ze sobą zrobić. Tylko co znowu ugryzło Nat?
Przeniosła wzrok na dziewczynę i aż nie wierzyła. Ona serio się zgodziła. Serio. Nawet podała mu dokładny plan tego, jak może wyglądać jego mieszkanie tam.
Ty cholerna kurwo.
Miała przerąbane i to ostro. W życiu nie miała okazji widzieć przyjaciółki tak wściekłej jak teraz, bo choć nie było to AŻ TAK widoczne, to będzie odczuwalne jeszcze dłuuuugoooo. Panna Dark miała dużo cierpliwości i serca do ludzi, ale wściekła, była w stanie zachowywać urazę nawet latami. Tę cechę miała akurat po ojcu. Nikt nie chciał doprowadzić jej do takiego stanu, bo nie liczyło się w nim to, jakie relacje łączyły ją z kimś wcześniej, liczyła się chwila obecna, a w tej chwili brunetka z całego swojego wyniszczonego serca nienawidziła tej dziewczyny i miała gdzieś jej intencje.
Kiedy ta się wyniosła jej uwaga na powrót skupiła się na chłopaku. Czuła, jak traci nad sobą panowanie i o ile jeszcze przed chwilą była jedynie wściekła, o tyle jak na niego spojrzała, zaczęło się jej zbierać na płacz i wiedziała, że jest w takim stanie, że nawet nie będzie próbowała nad tym zapanować.
- Tak, chciałam. Ale nie chciałam, żebyś robił to na siłę, więc jeśli przebywanie tu jest dla ciebie taką przykrą koniecznością, to już nigdy nie zamierzam cię do tego zmuszać. Jeśli nie chcesz, to wcale nie musisz tu przychodzić. - Zaczęła się trząść, a oczy jej się zaszkliły, ale nadal to ignorowała.
- O co mi chodzi? O to, że robię dla ciebie co mogę, jestem w stanie zwlec się z łóżka w środku nocy, bo mnie potrzebujesz; bo mi na tobie zależy. - Głos się jej załamał.
- Ale co z tego. I tak wolisz ot tak lecieć do innej przy pierwszej lepszej okazji. Dzięki, że wychodzę na idiotkę. - Ostatnie zdanie powiedziała już ciszej, bo zaczynała naprawdę ryczeć.
Myślał, że widział jak płakała? Był w błędzie. Ona prawie nigdy nie płakała...
- Dlaczego tak strasznie chcesz stąd iść? - zapytała znacznie ciszej.
- Dlaczego zawsze muszę zostawać sama? - To już praktycznie wyszeptała, wbijając wzrok w swoje buty i ukrywając twarz we włosach.
Zamknęła oczy.
Na tym świecie jednak nie ma już żadnych dobrych ludzi. Zostali tylko ci źli, więc nie ma się co łudzić. Jestem i zawsze już będę tutaj sama.
Ty cholerna kurwo.
Miała przerąbane i to ostro. W życiu nie miała okazji widzieć przyjaciółki tak wściekłej jak teraz, bo choć nie było to AŻ TAK widoczne, to będzie odczuwalne jeszcze dłuuuugoooo. Panna Dark miała dużo cierpliwości i serca do ludzi, ale wściekła, była w stanie zachowywać urazę nawet latami. Tę cechę miała akurat po ojcu. Nikt nie chciał doprowadzić jej do takiego stanu, bo nie liczyło się w nim to, jakie relacje łączyły ją z kimś wcześniej, liczyła się chwila obecna, a w tej chwili brunetka z całego swojego wyniszczonego serca nienawidziła tej dziewczyny i miała gdzieś jej intencje.
Kiedy ta się wyniosła jej uwaga na powrót skupiła się na chłopaku. Czuła, jak traci nad sobą panowanie i o ile jeszcze przed chwilą była jedynie wściekła, o tyle jak na niego spojrzała, zaczęło się jej zbierać na płacz i wiedziała, że jest w takim stanie, że nawet nie będzie próbowała nad tym zapanować.
- Tak, chciałam. Ale nie chciałam, żebyś robił to na siłę, więc jeśli przebywanie tu jest dla ciebie taką przykrą koniecznością, to już nigdy nie zamierzam cię do tego zmuszać. Jeśli nie chcesz, to wcale nie musisz tu przychodzić. - Zaczęła się trząść, a oczy jej się zaszkliły, ale nadal to ignorowała.
- O co mi chodzi? O to, że robię dla ciebie co mogę, jestem w stanie zwlec się z łóżka w środku nocy, bo mnie potrzebujesz; bo mi na tobie zależy. - Głos się jej załamał.
- Ale co z tego. I tak wolisz ot tak lecieć do innej przy pierwszej lepszej okazji. Dzięki, że wychodzę na idiotkę. - Ostatnie zdanie powiedziała już ciszej, bo zaczynała naprawdę ryczeć.
Myślał, że widział jak płakała? Był w błędzie. Ona prawie nigdy nie płakała...
- Dlaczego tak strasznie chcesz stąd iść? - zapytała znacznie ciszej.
- Dlaczego zawsze muszę zostawać sama? - To już praktycznie wyszeptała, wbijając wzrok w swoje buty i ukrywając twarz we włosach.
Zamknęła oczy.
Na tym świecie jednak nie ma już żadnych dobrych ludzi. Zostali tylko ci źli, więc nie ma się co łudzić. Jestem i zawsze już będę tutaj sama.
Może i nie był za bardzo ogarnięty. Może i nie myślał, a jeśli już to przede wszystkim o sobie. Całe życie się tego uczył, bo nie ważne ile razy ufał innym, nawet komuś z kim miała łączyć go 'wyjątkowa więź od samych narodzin', to prędzej czy później okazywało się, że może liczyć tylko na siebie. Jednak mimo wszystko w pewnym momencie zaczęło mu zależeć na drugiej osobie i tym kimś była właśnie Natalie. Nie chciał jej martwić i obarczać kolejnymi problemami, chociaż zdawało się, że tylko do tego był zdolny. Jakimś cholernym cudem zawsze musiała być obok, kiedy jej potrzebował... a może on już nie potrafił bez niej żyć? Ten jeden raz chciał wejść na łeb komuś innemu, a ona przyjęła to jak najgorszą zdradę. Dlaczego? Czy była aż taką masochistką?
- Co...? Jaką koniecznością, o czym ty pierdolisz?? - irytacja wzięła nad nim górę, jednak nie mógł przewidzieć, że to tylko doleje oliwy do ognia. Remi odwrócił się i momentalnie tego pożałował. Widząc jak dziewczyna zaczyna się telepać, a oczy zachodzą jej łzami, poczuł jak ściska go w środku. Wiedział, że to jego wina. To znowu była tylko jego cholerna wina.
- Do innej? Nie biegnę do... to twoja przyjaciółka, nie myślałem, że się tak... - nawet nie wiedział co powiedzieć, gdy Darkówna kontynuowała. Każde następne jej słowo było jak strzał prosto w serce.
- Nie chcę stąd iść. - mruknął bez przekonania, czując jak ciąży mu sumienie.
- Nie jesteś sama... - dodał, po chwili kontynuując.
- Masz rodziców i... i brata i... i tę Barbare? Te co u was... parzy herbatę czy coś... - wymieniał, jakby to miało jakkolwiek pomóc. Miał nadzieję, że pomoże. Już sama świadomość, że znowu przez niego płacze sprawiała, że miał ochotę stąd uciec i rzucić się pod koła na najbliższej ruchliwej ulicy.
- I koty... - mówił coraz ciszej, bo to wszystko nie wydawało się nic zmieniać.
- I Veri...
I mnie...
Był chujowy w pocieszaniu. To było coś w czym nigdy nie zdobędzie nawet nagrody pocieszenia.
- Co...? Jaką koniecznością, o czym ty pierdolisz?? - irytacja wzięła nad nim górę, jednak nie mógł przewidzieć, że to tylko doleje oliwy do ognia. Remi odwrócił się i momentalnie tego pożałował. Widząc jak dziewczyna zaczyna się telepać, a oczy zachodzą jej łzami, poczuł jak ściska go w środku. Wiedział, że to jego wina. To znowu była tylko jego cholerna wina.
- Do innej? Nie biegnę do... to twoja przyjaciółka, nie myślałem, że się tak... - nawet nie wiedział co powiedzieć, gdy Darkówna kontynuowała. Każde następne jej słowo było jak strzał prosto w serce.
- Nie chcę stąd iść. - mruknął bez przekonania, czując jak ciąży mu sumienie.
- Nie jesteś sama... - dodał, po chwili kontynuując.
- Masz rodziców i... i brata i... i tę Barbare? Te co u was... parzy herbatę czy coś... - wymieniał, jakby to miało jakkolwiek pomóc. Miał nadzieję, że pomoże. Już sama świadomość, że znowu przez niego płacze sprawiała, że miał ochotę stąd uciec i rzucić się pod koła na najbliższej ruchliwej ulicy.
- I koty... - mówił coraz ciszej, bo to wszystko nie wydawało się nic zmieniać.
- I Veri...
I mnie...
Był chujowy w pocieszaniu. To było coś w czym nigdy nie zdobędzie nawet nagrody pocieszenia.
Zacisnęła usta, ale wargi nie przestały jej drżeć.
- Cholernie kiepska z niej przyjaciółka - parsknęła i uśmiechnęła się kwaśno.
Nawet nie próbowała opanować drżenia rąk i cieknących łez. Do tego potrzebowała uspokojenia się, a nie zwykłego panowania nad ciałem. Niestety, na razie nie miała możliwości, by zapanować nad emocjami.
- Nie chcesz? A przypadkiem nie starasz się tego zrobić od piątej minuty wizyty tutaj? - zapytała retorycznie.
- Gdyby nie pojawiła się moja matka i cię nie zatrzymała, już dawno by cię tutaj nie było. - To przykre, ale się nie myliła.
Zaśmiała się gorzko.
- Mam matkę, która żyje w zupełnie innym świecie i mnie nie rozumie. Mam ojca, który woli trzymać mnie na dystans, bym nie stała się taka, jak on. Mam brata, który plącze się po świecie tak często, że nie mam pojęcia gdzie teraz jest. Tokio? Paryż? Londyn? Berlin? A może Oslo? Nie wiem. Zwyczajnie nie wiem, gdzie w tym momencie jest mój cholerny brat. Rozumiesz to? A Betty to gosposia o jakieś czterdzieści lat starsza ode mnie. Jak bliska mi ona może być? - Przerwała by wytrzeć cieknące po jej twarzy łzy i choć trochę opanować głos.
- A ona mnie już zwyczajnie nie obchodzi. I tak nigdy nic nie zrozumie. - I w tym momencie sprawiła, że szczerze jej nienawidzę.
- Nikogo nie mam. Czuję się na tym świecie zupełnie sama. - Zacisnęła zęby i uciekła wzrokiem gdzieś w ciemność.
- Mój ojciec miał kiedyś rację. Ha, on zawsze ma rację. - Uśmiechnęła się gorzko.
- Życie w pojedynkę jest znacznie łatwiejsze. Nie musisz się o nikogo martwić i nikt po tobie nie zapłacze, jak cię gdzieś zajebią. - Zacisnęła zęby na kostce palca wskazującego.
- Tak, gdyby nikomu na mnie nie zależało, byłoby znacznie łatwiej. Niestety, muszę się starać dla ludzi, którym na mnie zależy, bo nie chcę ich zranić... ale to już nie potrwa długo. - Końcówkę powiedziała ledwie dosłyszalnie.
Za kilka lat idę na Oxford. Wyjadę stąd i będę daleko od wszystkich. Mój brat się odizolował, więc ja też mogę. Będzie mi szkoda rodziców, ale to będzie dla nich lepsze niż oglądanie mnie. Nie potrafię być osobą, na jaką zasługują, a ja zwyczajnie nie chcę ich ranić.
- Cholernie kiepska z niej przyjaciółka - parsknęła i uśmiechnęła się kwaśno.
Nawet nie próbowała opanować drżenia rąk i cieknących łez. Do tego potrzebowała uspokojenia się, a nie zwykłego panowania nad ciałem. Niestety, na razie nie miała możliwości, by zapanować nad emocjami.
- Nie chcesz? A przypadkiem nie starasz się tego zrobić od piątej minuty wizyty tutaj? - zapytała retorycznie.
- Gdyby nie pojawiła się moja matka i cię nie zatrzymała, już dawno by cię tutaj nie było. - To przykre, ale się nie myliła.
Zaśmiała się gorzko.
- Mam matkę, która żyje w zupełnie innym świecie i mnie nie rozumie. Mam ojca, który woli trzymać mnie na dystans, bym nie stała się taka, jak on. Mam brata, który plącze się po świecie tak często, że nie mam pojęcia gdzie teraz jest. Tokio? Paryż? Londyn? Berlin? A może Oslo? Nie wiem. Zwyczajnie nie wiem, gdzie w tym momencie jest mój cholerny brat. Rozumiesz to? A Betty to gosposia o jakieś czterdzieści lat starsza ode mnie. Jak bliska mi ona może być? - Przerwała by wytrzeć cieknące po jej twarzy łzy i choć trochę opanować głos.
- A ona mnie już zwyczajnie nie obchodzi. I tak nigdy nic nie zrozumie. - I w tym momencie sprawiła, że szczerze jej nienawidzę.
- Nikogo nie mam. Czuję się na tym świecie zupełnie sama. - Zacisnęła zęby i uciekła wzrokiem gdzieś w ciemność.
- Mój ojciec miał kiedyś rację. Ha, on zawsze ma rację. - Uśmiechnęła się gorzko.
- Życie w pojedynkę jest znacznie łatwiejsze. Nie musisz się o nikogo martwić i nikt po tobie nie zapłacze, jak cię gdzieś zajebią. - Zacisnęła zęby na kostce palca wskazującego.
- Tak, gdyby nikomu na mnie nie zależało, byłoby znacznie łatwiej. Niestety, muszę się starać dla ludzi, którym na mnie zależy, bo nie chcę ich zranić... ale to już nie potrwa długo. - Końcówkę powiedziała ledwie dosłyszalnie.
Za kilka lat idę na Oxford. Wyjadę stąd i będę daleko od wszystkich. Mój brat się odizolował, więc ja też mogę. Będzie mi szkoda rodziców, ale to będzie dla nich lepsze niż oglądanie mnie. Nie potrafię być osobą, na jaką zasługują, a ja zwyczajnie nie chcę ich ranić.
...czyli to była wina Verity, a nie jego? Bo była 'cholernie kiepską przyjaciółką'? Tylko dlaczego? Chociaż może lepiej nie wnikać.
Usłyszawszy pytanie już chciał zaprotestować, ale Natalie nie dała mu dojść do głosu. To co mówiła dalej, ta lawina słów jaka zupełnie do niej nie pasowała, powiedziała już wszystko to czego Francuz mógł się nie domyślać.
- Życie w pojedynkę jest do dupy i skoro twój ojciec ma rodzinę to na pewno zdążył to zauważyć. - stwierdził odczekując aż Darkówna skończy, również wbijając puste spojrzenie w jakiś nieokreślony kawałek ciemnego trawnika.
- Żalisz się, że facet trzyma cię na dystans, ale jeśli jest taki jak go opisywałaś, to może po prostu bać się, że cię skrzywdzi. Twoja matka może i żyje w innym świecie, ale nie wypieprzyła cię z domu. A bracia istnieją tylko po to by zawodzić, więc wcale się nie dziwię, że twój jest równie chujowy co mój.
Nawet nie zauważył, gdy zaczął zaciskać ręce w pięści. Przydługie paznokcie wbijały mu się boleśnie w skórę, ale nijak nie pomagało mu to ukoić nerwów. Chociaż dalej czuł się jak najgorszy śmieć przez to do czego doprowadził, bo przecież tu nie tylko winna była ruda stalkerka, to nie potrafił do końca współczuć dziewczynie, gdy narzekała na tak kochającą rodzinę. Sama zawsze broniła bliskich, a teraz płakała, bo była 'sama na tym świecie'. Może i czuła się nierozumiana i niedopieszczona, ale z ich dwojga to jemu bliżej było do nieposiadania nikogo. Ostatni członek rodziny z jakim miał kontakt dopiero co zabrał mu klucze do mieszkania i nie chce widzieć na oczy. To już szczerze wolałby rozgadaną matkę, nieobecnego ojca i starą gosposię.
- Ale masz rację, to faktycznie okropne, Vivs. Cholernie niesprawiedliwe, że "musisz się starać" dla tych, którym na tobie zależy. - zamknął oczy i przez mocno zaciśnięte zęby warknął;
- Szkoda, że też bym tak chciał. Inaczej może nawet bym ci współczuł. - złapał za walizkę i odbiegł zanim mogłaby spróbować go zatrzymać. Ale nie do domu obok... Zamiast do posiadłości Verity, skierował się w stronę głównej ulicy i przerzucił bagaż przez ogrodzenie Darków, samemu szybko je pokonując. Nic nie byłoby w stanie go teraz zatrzymać, a szczególnie Darkówna, która sama ledwo się trzymała. Tego gdzie się udał dalej można było się już tylko domyślać.
[zt]
Usłyszawszy pytanie już chciał zaprotestować, ale Natalie nie dała mu dojść do głosu. To co mówiła dalej, ta lawina słów jaka zupełnie do niej nie pasowała, powiedziała już wszystko to czego Francuz mógł się nie domyślać.
- Życie w pojedynkę jest do dupy i skoro twój ojciec ma rodzinę to na pewno zdążył to zauważyć. - stwierdził odczekując aż Darkówna skończy, również wbijając puste spojrzenie w jakiś nieokreślony kawałek ciemnego trawnika.
- Żalisz się, że facet trzyma cię na dystans, ale jeśli jest taki jak go opisywałaś, to może po prostu bać się, że cię skrzywdzi. Twoja matka może i żyje w innym świecie, ale nie wypieprzyła cię z domu. A bracia istnieją tylko po to by zawodzić, więc wcale się nie dziwię, że twój jest równie chujowy co mój.
Nawet nie zauważył, gdy zaczął zaciskać ręce w pięści. Przydługie paznokcie wbijały mu się boleśnie w skórę, ale nijak nie pomagało mu to ukoić nerwów. Chociaż dalej czuł się jak najgorszy śmieć przez to do czego doprowadził, bo przecież tu nie tylko winna była ruda stalkerka, to nie potrafił do końca współczuć dziewczynie, gdy narzekała na tak kochającą rodzinę. Sama zawsze broniła bliskich, a teraz płakała, bo była 'sama na tym świecie'. Może i czuła się nierozumiana i niedopieszczona, ale z ich dwojga to jemu bliżej było do nieposiadania nikogo. Ostatni członek rodziny z jakim miał kontakt dopiero co zabrał mu klucze do mieszkania i nie chce widzieć na oczy. To już szczerze wolałby rozgadaną matkę, nieobecnego ojca i starą gosposię.
- Ale masz rację, to faktycznie okropne, Vivs. Cholernie niesprawiedliwe, że "musisz się starać" dla tych, którym na tobie zależy. - zamknął oczy i przez mocno zaciśnięte zęby warknął;
- Szkoda, że też bym tak chciał. Inaczej może nawet bym ci współczuł. - złapał za walizkę i odbiegł zanim mogłaby spróbować go zatrzymać. Ale nie do domu obok... Zamiast do posiadłości Verity, skierował się w stronę głównej ulicy i przerzucił bagaż przez ogrodzenie Darków, samemu szybko je pokonując. Nic nie byłoby w stanie go teraz zatrzymać, a szczególnie Darkówna, która sama ledwo się trzymała. Tego gdzie się udał dalej można było się już tylko domyślać.
[zt]
Jasne, on miał swoje problemy, a ona swoje. On tez czuł się odrzucony przez wszystkich, ale jego przynajmniej dotyczyło to całkowicie. Nikogo nie obchodziło, co ze sobą zrobi, więc nie musiał mieć przez to wyrzutów sumienia... A przynajmniej nie obchodziło do czasu.
- Mi na tobie zależy. - Tylko tyle powiedziała na pożegnanie.
Nikt nie rozumiał. Zawsze tak było, jest i będzie. Głupio się łudziła, że jednak znajdzie się choć jedna osoba, z którą będzie mogła zachowywać się "jak ona" i nie będzie musiała przed nią grać. Szkoda, że to tak nie działało. Szkoda, że było tylko krótkim złudzeniem, do którego zbyt szybko się przyzwyczaiła.
Jesteś naiwna. Myślałaś, że jesteś w stanie coś zmienić. Dobre sobie. Nie znaczysz na tym świecie NIC.
Zamknęła oczy, ale nie miała już siły płakać.
Strasznie emocjonalna się ostatnio zrobiłaś dziewczyno. Zupełnie, jakbyś nie pamiętała, jak to się kończy. Zupełnie, jakbyś zapomniała, dlaczego odizolowałaś się tak od ludzi. Fakt, wtedy przesadziłam, ale teraz tego nie zrobię. Jestem sama. Tego nie mogę zapominać. Sama. Wszyscy inni to tło. Wszyscy... A rodzice zrozumieją. Mają siebie. Brak dzieci zaboli, ale w końcu przywykną. Oni przynajmniej mają siebie.
Po kilku minutach otworzyła oczy i nie było już po niej widać tamtych targających nią emocji.
Sama.
Wzięła głęboki oddech i podniosła oczy.
- Muszę się przejść - powiedziała do siebie i poszła do pokoju.
Przebrała się w swoje "nocne ciuchy" i wyszła przez okno. Zjechała po dachu i zeszła po kratce dla pnących się róż, a później przeszła przez ogrodzenia i ruszyła na północ nie zwracając uwagi na to, jaką właściwie drogą tam zmierza.
Miała spędzić te kilka dni w domu i uspokoić rodziców? Ups. Nawet to jej nie wyszło.
Życie jest jednak do bani.
Uśmiechnęła się kwaśno, ale nie miała już siły się tym przejmować. Wyglądało na to, że wreszcie się z tym pogodziła. Pytanie tylko, czy na dobre?
[z/t]
- Mi na tobie zależy. - Tylko tyle powiedziała na pożegnanie.
Nikt nie rozumiał. Zawsze tak było, jest i będzie. Głupio się łudziła, że jednak znajdzie się choć jedna osoba, z którą będzie mogła zachowywać się "jak ona" i nie będzie musiała przed nią grać. Szkoda, że to tak nie działało. Szkoda, że było tylko krótkim złudzeniem, do którego zbyt szybko się przyzwyczaiła.
Jesteś naiwna. Myślałaś, że jesteś w stanie coś zmienić. Dobre sobie. Nie znaczysz na tym świecie NIC.
Zamknęła oczy, ale nie miała już siły płakać.
Strasznie emocjonalna się ostatnio zrobiłaś dziewczyno. Zupełnie, jakbyś nie pamiętała, jak to się kończy. Zupełnie, jakbyś zapomniała, dlaczego odizolowałaś się tak od ludzi. Fakt, wtedy przesadziłam, ale teraz tego nie zrobię. Jestem sama. Tego nie mogę zapominać. Sama. Wszyscy inni to tło. Wszyscy... A rodzice zrozumieją. Mają siebie. Brak dzieci zaboli, ale w końcu przywykną. Oni przynajmniej mają siebie.
Po kilku minutach otworzyła oczy i nie było już po niej widać tamtych targających nią emocji.
Sama.
Wzięła głęboki oddech i podniosła oczy.
- Muszę się przejść - powiedziała do siebie i poszła do pokoju.
Przebrała się w swoje "nocne ciuchy" i wyszła przez okno. Zjechała po dachu i zeszła po kratce dla pnących się róż, a później przeszła przez ogrodzenia i ruszyła na północ nie zwracając uwagi na to, jaką właściwie drogą tam zmierza.
Miała spędzić te kilka dni w domu i uspokoić rodziców? Ups. Nawet to jej nie wyszło.
Życie jest jednak do bani.
Uśmiechnęła się kwaśno, ale nie miała już siły się tym przejmować. Wyglądało na to, że wreszcie się z tym pogodziła. Pytanie tylko, czy na dobre?
[z/t]
Od dawna wiedział, że już nikomu na nim nie zależy. Jakim cudem znajdował w sobie jakiekolwiek chęci do dalszego istnienia to sam nie potrafił sobie odpowiedzieć. Dopóki nie zastanawiał się nad tym, nie bolało to aż tak mocno by nie dało się tego zagłuszyć. Kiedy jednak nazwał na głos wszystko co w nim tkwiło, aż za mocno uświadomił sobie, że już nie ma co tego dalej ciągnąć. Pozbawiony nadziei udał się w miejsce z którego wiedział, że zyska narzędzie potrzebne do pożegnania się z tym światem raz, a dobrze. Drżącymi rękoma przygotowywał się na złoty strzał, gdy dostał wiadomość. Kto i co mógł od niego chcieć? Nie mając już nic do stracenia sięgnął po telefon. Kilka minut później już był w drodze do posiadłości Darków.
Tym razem wszedł przez drzwi frontowe i dał zaprowadzić matce Natalie do odpowiedniego pokoju. Nie zamierzał tam jednak zostawać, tylko przy pierwszej okazji wyślizgnął się stamtąd i przeniósł do pokoju Natalie, gdzie spodziewał się ją zastać. Kiedy zobaczył pusty pokój, wysłał jej wiadomość, a następnie walnął na łóżko i wbił spojrzenie w obraz kocich oczu wiszący na ścianie. Jak mógł się wcześniej nie zorientować? Był jeszcze głupszy niż dotąd uważał.
Tym razem wszedł przez drzwi frontowe i dał zaprowadzić matce Natalie do odpowiedniego pokoju. Nie zamierzał tam jednak zostawać, tylko przy pierwszej okazji wyślizgnął się stamtąd i przeniósł do pokoju Natalie, gdzie spodziewał się ją zastać. Kiedy zobaczył pusty pokój, wysłał jej wiadomość, a następnie walnął na łóżko i wbił spojrzenie w obraz kocich oczu wiszący na ścianie. Jak mógł się wcześniej nie zorientować? Był jeszcze głupszy niż dotąd uważał.
Coraz gorzej reagowała na stres. Nie. Raczej coraz częściej była na niego wystawiana. Kiedy w jej małym świecie jako największy kłopot stawiano zrobienie czegoś mało perfekcyjnie i zasłaniano tym prawdziwe życiowe problemy, było znacznie łatwiej. Zwłaszcza, że z tą perfekcją szło jej całkiem nieźle, więc i zmartwień nie było tak wiele. No ale ile można żyć w takim surrealistycznym świecie? Przypominało to coś w rodzaju dziecięcej wyobraźni, gdzie młody człowiek zamyka się, nie mogąc odnaleźć szczęścia w świecie realnym. Tworzy tam sobie przyjaciół i przeżywa przygody. Fajna sprawa, jak nie można liczyć na nic prawdziwego. Szkoda tylko, że trzeba kiedyś dorosnąć i zmierzyć się z rzeczywistością, która zwykle nie ma zbyt wiele wspólnego z tamtą krainą.
Kiedyś trzeba. Aż dziwne, że dopiero teraz.
Zaśmiała się robiąc piruet i dalej maszerując raźno w stronę domu. Tak, spacery po mieście były bardzo dobrą sprawą. Człowiek mógł sobie przemyśleć wiele rzeczy. Zrealizować kilka pomysłów. Włóczenie się samotnie było trochę depresyjne, ale to już było najwidoczniej rodzinne, że młodzi Darkowie nie potrafili znaleźć sobie dobrych towarzyszy do takich wędrówek.
To która jest? Wyszłam jakieś 4 godziny temu. Matka pewnie poszła już spać. Przynajmniej nie dzwoniła, więc nie zapuszczała się do pokoju. Mogła założyć, że śpię albo coś robię. W końcu i tak rzadko tam zagląda.
Zerknęła na zegarek.
Nie jest tak źle. Byle nie myśleć. Chcę tylko do domu. Łażenie nic nie daje.
Zaśmiała się gorzko pod nosem i rozejrzała, przechodząc przez ulicę.
Ojciec by mnie zabił. Nie, byłby rozczarowany. Dość się w życiu nagadał jak złe są opiaty. Nadal się zastanawiam, skąd on brał morfinę. Heh. Z resztą, po co? Drogie, wymaga recepty i trzeba się kłuć. Już lepszy jest środek rozpowszechniony podczas II wojny światowej. Trzy razy słabszy, ale legalny, łatwo dostępny i mniej uzależniający fizycznie. Dopiero po pół roku. Za to ze skłonnościami, może szybko uzależniać psychicznie.
Przeskoczyła kilka płyt chodnikowych, nadal pogrążona w myślach.
Skutki ubocznie niewielkie. Byle uważać na te podczas. Jestem podatna na leki przeciwbólowe, więc mogłabym nie zauważyć, jak zaczynam się okaleczać. Zorientowaliby się. Ojciec, matka, nawet Nathan. Betty nie, bo nie miała kontaktu, ale co z tego. Gdybym nagle zaczęła chodzić zabandażowana albo co gorsza, zakrwawiona, to na pewno zwróciliby uwagę.
Skrzywiła się.
Kiepsko. Na pewno muszę obciąć paznokcie i pamiętać, by się nie ruszać. Nie powinno być aż tak źle, jeśli nie zamierzam znacznie przekraczać dawki leczniczej. Przecież nie chcę leżeć plackiem przez 6 godzin na zupełnym haju.
Zaśmiała się pod nosem.
Swoją drogą, opium kojarzy mi się z Sherlockiem Holmesem. Brał to, w którejś książce. Chyba palił... nie pamiętam, ale zwykłe opium się pali, prawda?
Zmarszczyła brwi, skupiając na moment całą uwagę na tym, w której książce była o tym mowa i o co dokładnie chodziło.
Szkoda, że mam zbyt podzielną uwagę, by móc myśleć tylko o jednej rzeczy, a o całej reszcie zapomnieć. Do bani to.
Zacisnęła zęby i przeskoczyła przez ogrodzenie. Ruszyła w stronę domu uważając, żeby na nikogo się nie natknąć. W domu były teraz tylko matka i gosposia, bo ojciec wyjechał, a brata jak zwykle nie było, więc zadanie miała ułatwione.
One na pewno już śpią.
Wspięła się na kratkę dla roślin i przeszła po dachu. Jak dobrze, że ten nie był aż tak nachylony i jeszcze będąc dzieckiem po nim chodziła. Wpakowała but w szczelinę w uchylonym oknie i całkiem je otworzyła, by następnie wskoczyć do środka. Dopiero teraz zwróciła uwagę na gościa, który w tej chwili zajmował jej łóżko.
Upuściła torbę koło biurka i odwróciła się do niego całym ciałem, nie wyjmując zahaczonych o kieszenie rąk.
- Cześć - stwierdziła krótko, a z jej twarzy ciężko było cokolwiek wyczytać.
Kiedyś trzeba. Aż dziwne, że dopiero teraz.
Zaśmiała się robiąc piruet i dalej maszerując raźno w stronę domu. Tak, spacery po mieście były bardzo dobrą sprawą. Człowiek mógł sobie przemyśleć wiele rzeczy. Zrealizować kilka pomysłów. Włóczenie się samotnie było trochę depresyjne, ale to już było najwidoczniej rodzinne, że młodzi Darkowie nie potrafili znaleźć sobie dobrych towarzyszy do takich wędrówek.
To która jest? Wyszłam jakieś 4 godziny temu. Matka pewnie poszła już spać. Przynajmniej nie dzwoniła, więc nie zapuszczała się do pokoju. Mogła założyć, że śpię albo coś robię. W końcu i tak rzadko tam zagląda.
Zerknęła na zegarek.
Nie jest tak źle. Byle nie myśleć. Chcę tylko do domu. Łażenie nic nie daje.
Zaśmiała się gorzko pod nosem i rozejrzała, przechodząc przez ulicę.
Ojciec by mnie zabił. Nie, byłby rozczarowany. Dość się w życiu nagadał jak złe są opiaty. Nadal się zastanawiam, skąd on brał morfinę. Heh. Z resztą, po co? Drogie, wymaga recepty i trzeba się kłuć. Już lepszy jest środek rozpowszechniony podczas II wojny światowej. Trzy razy słabszy, ale legalny, łatwo dostępny i mniej uzależniający fizycznie. Dopiero po pół roku. Za to ze skłonnościami, może szybko uzależniać psychicznie.
Przeskoczyła kilka płyt chodnikowych, nadal pogrążona w myślach.
Skutki ubocznie niewielkie. Byle uważać na te podczas. Jestem podatna na leki przeciwbólowe, więc mogłabym nie zauważyć, jak zaczynam się okaleczać. Zorientowaliby się. Ojciec, matka, nawet Nathan. Betty nie, bo nie miała kontaktu, ale co z tego. Gdybym nagle zaczęła chodzić zabandażowana albo co gorsza, zakrwawiona, to na pewno zwróciliby uwagę.
Skrzywiła się.
Kiepsko. Na pewno muszę obciąć paznokcie i pamiętać, by się nie ruszać. Nie powinno być aż tak źle, jeśli nie zamierzam znacznie przekraczać dawki leczniczej. Przecież nie chcę leżeć plackiem przez 6 godzin na zupełnym haju.
Zaśmiała się pod nosem.
Swoją drogą, opium kojarzy mi się z Sherlockiem Holmesem. Brał to, w którejś książce. Chyba palił... nie pamiętam, ale zwykłe opium się pali, prawda?
Zmarszczyła brwi, skupiając na moment całą uwagę na tym, w której książce była o tym mowa i o co dokładnie chodziło.
Szkoda, że mam zbyt podzielną uwagę, by móc myśleć tylko o jednej rzeczy, a o całej reszcie zapomnieć. Do bani to.
Zacisnęła zęby i przeskoczyła przez ogrodzenie. Ruszyła w stronę domu uważając, żeby na nikogo się nie natknąć. W domu były teraz tylko matka i gosposia, bo ojciec wyjechał, a brata jak zwykle nie było, więc zadanie miała ułatwione.
One na pewno już śpią.
Wspięła się na kratkę dla roślin i przeszła po dachu. Jak dobrze, że ten nie był aż tak nachylony i jeszcze będąc dzieckiem po nim chodziła. Wpakowała but w szczelinę w uchylonym oknie i całkiem je otworzyła, by następnie wskoczyć do środka. Dopiero teraz zwróciła uwagę na gościa, który w tej chwili zajmował jej łóżko.
Upuściła torbę koło biurka i odwróciła się do niego całym ciałem, nie wyjmując zahaczonych o kieszenie rąk.
- Cześć - stwierdziła krótko, a z jej twarzy ciężko było cokolwiek wyczytać.
Czy długo czekał? Nie liczył czasu. Leżał na łóżku wgapiając się w ten cholerny bohomaz, zastanawiając co właściwie chciał w nim zawrzeć. Gdy pierwszy raz odwiedził Darkównę w domu, miał taki zajebisty nastrój... To były fajne chwile. Czemu nie mogło być ich więcej? Każda następna zdawała się krótsza i coraz gorzej zakończona. Czy to przez miłość ta zawsze ułożona, perfekcyjna panienka zaczęła staczać się wraz z nim? Czy tylko to mógł jej zaoferować - ciągnięcie za sobą na dno?
Znowu miał wątpliwości. Myśli z kategorii tych altruistycznych. "Beze mnie będzie jej lepiej. Wszystkim będzie lepiej." Wyjął z kieszeni pełną strzykawkę i zaczął się jej przyglądać. Czy zdawał sobie jak niebezpieczne było noszenie takich rzeczy tuż przy ciele? Ale przecież nic się nie stało. Jeszcze nic mu nie było. Wystarczyła jedna wiadomość od niej by przestał się mazać i odłożył na później to co był gotów zrobić już teraz, w jakiejś melinie, gdzie szybko by go nikt nie znalazł.
Tylko co dalej?
Nie było jej w domu, więc mogła być wszędzie. Raczej nie pobiegła do przyjaciółki, skoro dopiero co się na nią wściekała. Ostatnio wpadał na nią na mieście, więc pewnie szlajała się gdzieś, prawdopodobnie zupełnie sama. Czy powinien się o nią martwić? Jeśli coś jej się stanie to będzie tylko jego wina. Jakby nie gardził sobą za to jak znowu doprowadził ją do płaczu. Zerknął na strzykawkę. Może chociaż trochę? Chociaż tyle by zapomnieć. Przecież nie zajebie się w jej mieszkaniu, nie był aż tak okrutny.
Nie zwracał uwagi na upływ czasu. Dla niego ta noc ciągnęła się w nieskończoność, a nazbyt trzeźwe myśli nie pozwalały spokojnie przeczekać aż wreszcie nie będzie sam. Kiedy wysłała mu tego smsa, że niedługo wraca? Wystarczyłoby wyjąć telefon z kieszeni i sprawdzić, ale nawet to go teraz przerastało. Zapaliłby, ale ona nie lubi zapachu dymu. Nie chciał jeszcze bardziej jej denerwować.
To chociaż trochę...
Podciągnął rękaw kurtki i ścisnął dłoń w pięść. Nigdy jeszcze nie robił sobie sam zastrzyków, ale to nie mogło być trudne, prawda? Chociaż raz przydała się blada, cienka skóra. Od razu znalazł żyłę i trochę nieumiejętnie, ale przynajmniej już za pierwszy razem trafił gdzie trzeba, po czym nacisnął tłoczek. To było cholernie dziwne uczucie, ale od razu pomyślał, że mógłby się przyzwyczaić. W połowie płynu zatrzymał się i wyjął igłę. Nie miał pewności czy nie przesadził, ale już nic na to nie poradzi. To miał być zapas na kilka razów, zwłaszcza, że był w tym nowy, ale Matt przestrzegał go tylko (żartobliwie, ale jednak) by nie brał wszystkiego, więc połowa nie powinna mu zaszkodzić.
Ledwo wstrzyknął w siebie to gówno, zdążył tylko wyjąć igłę, a już poczuł jakby wszystkie mięśnie w jego ciele nagle zrobiły sobie przerwę i zupełnie rozluźniły. Zaśmiał się rozbawiony tą abstrakcyjną myślą i ślamazarnie przesunął się do swojego bagażu, rozpinając go na tyle by wcisnąć do środka strzykawkę. Zasunął suwak i wrócił leniwie na wcześniejsze miejsce, przy okazji poprawiając rękaw. Nawet nie zauważył ile czasu po tym ktoś włamał się przez okno i powitał go krótkim 'cześć'.
- Vivs? - mruknął wpatrując się w sufit z taką intensywnością jakby co najmniej czytał tam bestsellerową powieść.
- Też cię kocham, mała. - dodał uśmiechając się przy tym, choć nie próbując nawet podnieść i na nią spojrzeć.
Znowu miał wątpliwości. Myśli z kategorii tych altruistycznych. "Beze mnie będzie jej lepiej. Wszystkim będzie lepiej." Wyjął z kieszeni pełną strzykawkę i zaczął się jej przyglądać. Czy zdawał sobie jak niebezpieczne było noszenie takich rzeczy tuż przy ciele? Ale przecież nic się nie stało. Jeszcze nic mu nie było. Wystarczyła jedna wiadomość od niej by przestał się mazać i odłożył na później to co był gotów zrobić już teraz, w jakiejś melinie, gdzie szybko by go nikt nie znalazł.
Tylko co dalej?
Nie było jej w domu, więc mogła być wszędzie. Raczej nie pobiegła do przyjaciółki, skoro dopiero co się na nią wściekała. Ostatnio wpadał na nią na mieście, więc pewnie szlajała się gdzieś, prawdopodobnie zupełnie sama. Czy powinien się o nią martwić? Jeśli coś jej się stanie to będzie tylko jego wina. Jakby nie gardził sobą za to jak znowu doprowadził ją do płaczu. Zerknął na strzykawkę. Może chociaż trochę? Chociaż tyle by zapomnieć. Przecież nie zajebie się w jej mieszkaniu, nie był aż tak okrutny.
Nie zwracał uwagi na upływ czasu. Dla niego ta noc ciągnęła się w nieskończoność, a nazbyt trzeźwe myśli nie pozwalały spokojnie przeczekać aż wreszcie nie będzie sam. Kiedy wysłała mu tego smsa, że niedługo wraca? Wystarczyłoby wyjąć telefon z kieszeni i sprawdzić, ale nawet to go teraz przerastało. Zapaliłby, ale ona nie lubi zapachu dymu. Nie chciał jeszcze bardziej jej denerwować.
To chociaż trochę...
Podciągnął rękaw kurtki i ścisnął dłoń w pięść. Nigdy jeszcze nie robił sobie sam zastrzyków, ale to nie mogło być trudne, prawda? Chociaż raz przydała się blada, cienka skóra. Od razu znalazł żyłę i trochę nieumiejętnie, ale przynajmniej już za pierwszy razem trafił gdzie trzeba, po czym nacisnął tłoczek. To było cholernie dziwne uczucie, ale od razu pomyślał, że mógłby się przyzwyczaić. W połowie płynu zatrzymał się i wyjął igłę. Nie miał pewności czy nie przesadził, ale już nic na to nie poradzi. To miał być zapas na kilka razów, zwłaszcza, że był w tym nowy, ale Matt przestrzegał go tylko (żartobliwie, ale jednak) by nie brał wszystkiego, więc połowa nie powinna mu zaszkodzić.
Ledwo wstrzyknął w siebie to gówno, zdążył tylko wyjąć igłę, a już poczuł jakby wszystkie mięśnie w jego ciele nagle zrobiły sobie przerwę i zupełnie rozluźniły. Zaśmiał się rozbawiony tą abstrakcyjną myślą i ślamazarnie przesunął się do swojego bagażu, rozpinając go na tyle by wcisnąć do środka strzykawkę. Zasunął suwak i wrócił leniwie na wcześniejsze miejsce, przy okazji poprawiając rękaw. Nawet nie zauważył ile czasu po tym ktoś włamał się przez okno i powitał go krótkim 'cześć'.
- Vivs? - mruknął wpatrując się w sufit z taką intensywnością jakby co najmniej czytał tam bestsellerową powieść.
- Też cię kocham, mała. - dodał uśmiechając się przy tym, choć nie próbując nawet podnieść i na nią spojrzeć.
Patrzyła na niego przez dłuższą chwilę. To, ze coś wziął wcale nie było od razu aż tak widoczne. Ludziom zdarzało się przecież leżeć i rozmyślać, prawda? Zwłaszcza jak mieli ciężki dzień. Szkoda tylko, że ten facet radził sobie z ciężkimi dniami nieco inaczej niż reszta społeczeństwa, a skoro nawet ona miała teraz ochotę się naje...
- Co brałeś? - wypaliła, wpatrując się w niego tym samym, niewzruszonym wyrazem twarzy.
Chyba jednak dobrze, że nic nie wzięła. Przynajmniej była na tyle trzeźwa żeby nie zalec tutaj plackiem i...
- Opiaty. Który? - Taa, objawy podobne dla wszystkich pochodnych morfiny, ale co to dokładnie było, musiała się dopiero dowiedzieć.
Co wziął i jaką dawkę. Cholera. To jest potwornie uzależniające psychicznie. Ty idioto...
Już nawet nie chciało jej się ryczeć. Zapas łez wyczerpała kilka godzin temu i od tamtego momentu ogarnęła ją taka znieczulica, że jej ciało zwyczajnie nie miało siły uronić choćby jednej łzy.
- Co brałeś? - wypaliła, wpatrując się w niego tym samym, niewzruszonym wyrazem twarzy.
Chyba jednak dobrze, że nic nie wzięła. Przynajmniej była na tyle trzeźwa żeby nie zalec tutaj plackiem i...
- Opiaty. Który? - Taa, objawy podobne dla wszystkich pochodnych morfiny, ale co to dokładnie było, musiała się dopiero dowiedzieć.
Co wziął i jaką dawkę. Cholera. To jest potwornie uzależniające psychicznie. Ty idioto...
Już nawet nie chciało jej się ryczeć. Zapas łez wyczerpała kilka godzin temu i od tamtego momentu ogarnęła ją taka znieczulica, że jej ciało zwyczajnie nie miało siły uronić choćby jednej łzy.
Po czym ona to poznała? A zresztą, miała chyba jakiś szósty zmysł, więc nie było co się... A może siódmy? Ile powinno się ich mieć? Tak czy inaczej, ona miała więcej. To prawie jak więcej chromosomów czy coś. Tylko lepiej? Chyba.
- Chooodź... - wyciągnął do niej łapki jak małe dziecko.
- Czekałem. Przytul.
Chciał by była już obok, by mógł się w nią wtulić i zasnąć. Był strasznie senny, to pewnie efekt nerwów i zamieszania i wszystkiego. Czy coś. Ale nie chciał usypiać bez niej. A skoro wreszcie wróciła to potrzebował tylko by pokonała te parę metrów dzielących ją od łóżka i była tylko jego, bliska i bezpieczna.
- Chooodź... - wyciągnął do niej łapki jak małe dziecko.
- Czekałem. Przytul.
Chciał by była już obok, by mógł się w nią wtulić i zasnąć. Był strasznie senny, to pewnie efekt nerwów i zamieszania i wszystkiego. Czy coś. Ale nie chciał usypiać bez niej. A skoro wreszcie wróciła to potrzebował tylko by pokonała te parę metrów dzielących ją od łóżka i była tylko jego, bliska i bezpieczna.
Nie był specjalnie rozmowny, ale to wiedziała już na wstępie. Był w takim stanie, że mógł tylko leżeć i się cieszyć.
Świetnie...
- Kodeina? Etylomorfina? Morfina? ...Heroina? - Zaczęła wymieniać od najsłabszych, jakie można było spotkać i jakich używano w takich celach.
Przy ostatnim się zawahała. Najgorsza możliwość. Dlaczego miała wrażenie, że to właśnie na nią padło? Ach tak, teraz wszystko szło tak źle, że wolała założyć najgorszą możliwość.
Nie dowlókł byś się tu na haju. Przed nim musiałbyś się za bardzo spieszyć... więc brałeś w domu. Najpewniej leżysz tak, jak leżałeś, bo nie chce ci się ruszać. Gdzie..?
Rozejrzała się w okolicach łóżka za czymś, gdzie mogło znajdować się narzędzie zbrodni. Długo szukać nie musiała, bo wzrok prawie natychmiast padł na lekko rozpiętą torbę.
Warknęła coś pod nosem, wyraźnie wkurzona i szarpnęła bagaż w swoją stronę, bez wahania go otwierając i grzebiąc dopóki nie znalazła strzykawki.
- Kochasz, tak? Więc dlaczego to zrobiłeś, co? - Nie czekała zbyt długa na jego reakcję, bo nawet gdyby się ruszył, zrobiłby to strasznie wolno.
Ruszyła w stronę okna, trzymając się z daleka od łóżka, po drodze odczepiając igłę i otwierając strzykawkę po czym wylała jej zawartość na zewnątrz.
Plastik i igłę wrzuciła do rynny koło okna. Nie chciała ich teraz trzymać w ręce, ale nie mogła ot tak wyrzucić. Rodzina nie mogła tego znaleźć. Zacisnęła palce na framudze tak mocno, że całe pobielały. Już nawet sama nie była w stanie określić, jak się teraz czuła.
Świetnie...
- Kodeina? Etylomorfina? Morfina? ...Heroina? - Zaczęła wymieniać od najsłabszych, jakie można było spotkać i jakich używano w takich celach.
Przy ostatnim się zawahała. Najgorsza możliwość. Dlaczego miała wrażenie, że to właśnie na nią padło? Ach tak, teraz wszystko szło tak źle, że wolała założyć najgorszą możliwość.
Nie dowlókł byś się tu na haju. Przed nim musiałbyś się za bardzo spieszyć... więc brałeś w domu. Najpewniej leżysz tak, jak leżałeś, bo nie chce ci się ruszać. Gdzie..?
Rozejrzała się w okolicach łóżka za czymś, gdzie mogło znajdować się narzędzie zbrodni. Długo szukać nie musiała, bo wzrok prawie natychmiast padł na lekko rozpiętą torbę.
Warknęła coś pod nosem, wyraźnie wkurzona i szarpnęła bagaż w swoją stronę, bez wahania go otwierając i grzebiąc dopóki nie znalazła strzykawki.
- Kochasz, tak? Więc dlaczego to zrobiłeś, co? - Nie czekała zbyt długa na jego reakcję, bo nawet gdyby się ruszył, zrobiłby to strasznie wolno.
Ruszyła w stronę okna, trzymając się z daleka od łóżka, po drodze odczepiając igłę i otwierając strzykawkę po czym wylała jej zawartość na zewnątrz.
Plastik i igłę wrzuciła do rynny koło okna. Nie chciała ich teraz trzymać w ręce, ale nie mogła ot tak wyrzucić. Rodzina nie mogła tego znaleźć. Zacisnęła palce na framudze tak mocno, że całe pobielały. Już nawet sama nie była w stanie określić, jak się teraz czuła.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach