▲▼
First topic message reminder :
Pierwszym, co rzuca się w oczy, gdy patrzy się na ten dom, jest to, że brakuje mu przepychu, który bije od wielu tutejszych rezydencji. Wyróżnia się też staromodnym, angielskim stylem, który nie jest tak często spotykany w Kanadzie. O tę stylistykę zadbała głowa rodziny, chcąc wynagrodzić jakoś bliskim opuszczenie ojczyzny.
Budynek jest piętrowy, z poddaszem i sporą piwnicą. Wewnątrz również gustownie urządzony, ale pozbawiony niepotrzebnych nikomu, kosztownych elementów. Prowadzony wedle ideologii: "Mieć tyle, ile jest potrzebne i stawiać na jakość oraz użyteczność, a nie na modę i cenę".
O porządek w rezydencji dba zamieszkująca go gosposia. Jest ona jedynym tutejszym pracownikiem.
Pierwszym, co rzuca się w oczy, gdy patrzy się na ten dom, jest to, że brakuje mu przepychu, który bije od wielu tutejszych rezydencji. Wyróżnia się też staromodnym, angielskim stylem, który nie jest tak często spotykany w Kanadzie. O tę stylistykę zadbała głowa rodziny, chcąc wynagrodzić jakoś bliskim opuszczenie ojczyzny.
Budynek jest piętrowy, z poddaszem i sporą piwnicą. Wewnątrz również gustownie urządzony, ale pozbawiony niepotrzebnych nikomu, kosztownych elementów. Prowadzony wedle ideologii: "Mieć tyle, ile jest potrzebne i stawiać na jakość oraz użyteczność, a nie na modę i cenę".
O porządek w rezydencji dba zamieszkująca go gosposia. Jest ona jedynym tutejszym pracownikiem.
"Co to jest?"
Nie mogła zadać prostszego pytania, ale Remi zamiast odpowiedzieć wprost, dalej wpatrując się w nią tymi dziwnie beztroskimi, jasnymi ślepiami, powtórzył spokojnie;
- Spróbuj. - dostrzegłszy jednak jej sceptycyzm, dodał z przekonaniem.
- To ci nie zaszkodzi, a ja i tak będę obok.
Marne pocieszenie i do tego zakładało, że ma mu zaufać, podczas, gdy nie tak dawno facet próbował ją okraść w biały dzień. Do tego teraz włamał się na teren jej posiadłości i dobre kilka minut gapił na cycki zanim zmieniła ubiór. Tylko skończony kretyn wierzyłby, że osoba tak odpowiedzialna i praworządna jak Natalie dałaby się skusić na łyknięcie prochów, do tego o niepotwierdzonym składzie i niewiadomym pochodzeniu. Szkoda, że tak się złożyło, iż Francuz rozumem zdawał się nie grzeszyć...
- Wtedy, na ławce, gadałaś o problemach. - przypomniał jej nagle, po czym usiadł na skrzyni obok niej i zapatrzył się w schnący obraz leżący dalej na poplamionej podłodze. Rem nie był dobry w gadaniu, wolał działać i nie myśleć niż rozwodzić się nad przyczyną i skutkami swojego postępowania. Może faktycznie źle zrobił wybierając dla szesnastolatki ekstazy, zamiast czekoladek czy kwiatka, skoro chciał odwdzięczyć się za pomoc w potrzebie. Ale wydawało mu się, że jakiekolwiek problemy jej nie dręczą, lepiej poradzi sobie, jeśli spojrzy na nie z innej, podrasowanej perspektywy, niż jeśli wepchnie w siebie słodycze, których i tak jakby chciała, to miałaby pod dostatkiem. Tego co jej ofiarował nie miała szansy tak łatwo zdobyć i to wcale nie przez brak funduszy, tylko nieznajomość rynku, odpowiednich ludzi i ostrożność dilerów wobec 'nowych', zwłaszcza, jeśli sprawiali wrażenie zbyt ułożonych i mogli zechcieć pójść wyśpiewać wszystko policji. Zresztą, nawet jakby kupiła prochy to mogła trafić na zwykłą sól do kąpieli, która jedynie by ją struła, nie dając nic poza problemami gastrycznymi. W końcu składu nie miałaby jak sprawdzić przed zażyciem, a naciągaczy było wielu. Tak czy inaczej, po chwili namysłu, podczas którego Tybalt zdawał się formować długą, przekonującą przemowę mającą na celu namowę dziewczyny, chłopak odparł cicho;
- To prezent za pomoc. Myślę, że tego ci trzeba... ale co ja tam mogę wiedzieć?
Chciał dobrze, jednak był w zbyt dobrym humorze by przejąć się, jeśli źle trafił. Wzruszył tylko ramionami, milknąc na dobre.
Nie mogła zadać prostszego pytania, ale Remi zamiast odpowiedzieć wprost, dalej wpatrując się w nią tymi dziwnie beztroskimi, jasnymi ślepiami, powtórzył spokojnie;
- Spróbuj. - dostrzegłszy jednak jej sceptycyzm, dodał z przekonaniem.
- To ci nie zaszkodzi, a ja i tak będę obok.
Marne pocieszenie i do tego zakładało, że ma mu zaufać, podczas, gdy nie tak dawno facet próbował ją okraść w biały dzień. Do tego teraz włamał się na teren jej posiadłości i dobre kilka minut gapił na cycki zanim zmieniła ubiór. Tylko skończony kretyn wierzyłby, że osoba tak odpowiedzialna i praworządna jak Natalie dałaby się skusić na łyknięcie prochów, do tego o niepotwierdzonym składzie i niewiadomym pochodzeniu. Szkoda, że tak się złożyło, iż Francuz rozumem zdawał się nie grzeszyć...
- Wtedy, na ławce, gadałaś o problemach. - przypomniał jej nagle, po czym usiadł na skrzyni obok niej i zapatrzył się w schnący obraz leżący dalej na poplamionej podłodze. Rem nie był dobry w gadaniu, wolał działać i nie myśleć niż rozwodzić się nad przyczyną i skutkami swojego postępowania. Może faktycznie źle zrobił wybierając dla szesnastolatki ekstazy, zamiast czekoladek czy kwiatka, skoro chciał odwdzięczyć się za pomoc w potrzebie. Ale wydawało mu się, że jakiekolwiek problemy jej nie dręczą, lepiej poradzi sobie, jeśli spojrzy na nie z innej, podrasowanej perspektywy, niż jeśli wepchnie w siebie słodycze, których i tak jakby chciała, to miałaby pod dostatkiem. Tego co jej ofiarował nie miała szansy tak łatwo zdobyć i to wcale nie przez brak funduszy, tylko nieznajomość rynku, odpowiednich ludzi i ostrożność dilerów wobec 'nowych', zwłaszcza, jeśli sprawiali wrażenie zbyt ułożonych i mogli zechcieć pójść wyśpiewać wszystko policji. Zresztą, nawet jakby kupiła prochy to mogła trafić na zwykłą sól do kąpieli, która jedynie by ją struła, nie dając nic poza problemami gastrycznymi. W końcu składu nie miałaby jak sprawdzić przed zażyciem, a naciągaczy było wielu. Tak czy inaczej, po chwili namysłu, podczas którego Tybalt zdawał się formować długą, przekonującą przemowę mającą na celu namowę dziewczyny, chłopak odparł cicho;
- To prezent za pomoc. Myślę, że tego ci trzeba... ale co ja tam mogę wiedzieć?
Chciał dobrze, jednak był w zbyt dobrym humorze by przejąć się, jeśli źle trafił. Wzruszył tylko ramionami, milknąc na dobre.
Zabawa zabawą, ale panna Dark zawsze wolała wiedzieć, po czym stąpa. Chciała znać chociaż nazwę specyfiku by móc połączyć ją z możliwym działaniem, skutkami i całą tą resztą. Wydawał się być szczery, więc coraz mniej wierzyła w to, że może chcieć jej coś zrobić, ale nadal nie była tego pewna. To, że znała się trochę na ludziach, nie znaczyło, że potrafi stworzyć trafny profil osoby, której nie znała zbyt długo.
Na razie zdołała ustalić, że Remi nie jest wcale taki zły, jaki może się wydawać na pierwszy rzut oka. Może i był kiedyś złośliwy, ale była to najwidoczniej kwestia uprzedzeń. Niezbyt miłe, ale całkiem zrozumiałe, biorąc pod uwagę to, że przed dawne sprawy, ona podchodziła z dystansem do wszystkich, nie dając się prawdziwie poznać. Dalej. Była dla niego jeszcze jakaś nadzieja. Może i miał swoje problemy, pewnie znacznie większe od niej, palił, szwendał się po ulicach, wdawał w bójki, ćpał i pewnie jeszcze kilka innych, ale naprawdę nie wydawał się zły. To raczej życie go takim uczyniło, a takich ludzi trudno było jej spisywać na straty.
Wpatrywała się w niego jeszcze przez dłuższą chwilę, nawet kiedy już usiadł. Domyślała się już, dlaczego to przyniósł i jak do tego podchodził. Z jego punktu widzenia nie było to takie złe, ale to wina jego nawyków. Nałogi - jedna z gorszych przypadłości, która prowadziła tylko ku zupełniej ruinie, jeśli w porę się kogoś nie odratowało.
Uśmiechnęła się smutno i zamknęła pudełeczko.
- Zrozum, to sposób na zapominanie na chwilę o problemach, ale one nie znikają. Trzeba sobie z nimi samemu poradzić. - Oddała mu pudełko. Zbyt dobrze wiedziała, że nie sięgnie po używki tylko dlatego, że miała do nich dostęp. Była na to zbyt praworządna. Już sam fakt, że była gotowa go kryć, był naginaniem jej sztywnych zasad.
- Doceniam gest, ale zwyczajnie nie mogę. - Do czego to doszło, by pani prefekt z jednymi z najwyższych wyników w szkole, tłumaczyła się buntownikowi uzależnionemu od amfetaminy, dlaczego nie może się naćpać.
Po chwili uśmiechnęła się już trochę weselej.
- Jeśli tak bardzo chcesz się odwdzięczyć, to po prostu tu posiedź. Zawsze to jakaś odmiana od książek. - Zaśmiała się bezgłośnie przenosząc wzrok na zachlapane spodnie i machając nogami.
Miała dziwny humor, jak na nią. Jakiś, zdecydowanie zbyt lekki. Dobry humor potrafił się czasem udzielać. Nawet, jeśli był nienaturalnie wywołany.
Na razie zdołała ustalić, że Remi nie jest wcale taki zły, jaki może się wydawać na pierwszy rzut oka. Może i był kiedyś złośliwy, ale była to najwidoczniej kwestia uprzedzeń. Niezbyt miłe, ale całkiem zrozumiałe, biorąc pod uwagę to, że przed dawne sprawy, ona podchodziła z dystansem do wszystkich, nie dając się prawdziwie poznać. Dalej. Była dla niego jeszcze jakaś nadzieja. Może i miał swoje problemy, pewnie znacznie większe od niej, palił, szwendał się po ulicach, wdawał w bójki, ćpał i pewnie jeszcze kilka innych, ale naprawdę nie wydawał się zły. To raczej życie go takim uczyniło, a takich ludzi trudno było jej spisywać na straty.
Wpatrywała się w niego jeszcze przez dłuższą chwilę, nawet kiedy już usiadł. Domyślała się już, dlaczego to przyniósł i jak do tego podchodził. Z jego punktu widzenia nie było to takie złe, ale to wina jego nawyków. Nałogi - jedna z gorszych przypadłości, która prowadziła tylko ku zupełniej ruinie, jeśli w porę się kogoś nie odratowało.
Uśmiechnęła się smutno i zamknęła pudełeczko.
- Zrozum, to sposób na zapominanie na chwilę o problemach, ale one nie znikają. Trzeba sobie z nimi samemu poradzić. - Oddała mu pudełko. Zbyt dobrze wiedziała, że nie sięgnie po używki tylko dlatego, że miała do nich dostęp. Była na to zbyt praworządna. Już sam fakt, że była gotowa go kryć, był naginaniem jej sztywnych zasad.
- Doceniam gest, ale zwyczajnie nie mogę. - Do czego to doszło, by pani prefekt z jednymi z najwyższych wyników w szkole, tłumaczyła się buntownikowi uzależnionemu od amfetaminy, dlaczego nie może się naćpać.
Po chwili uśmiechnęła się już trochę weselej.
- Jeśli tak bardzo chcesz się odwdzięczyć, to po prostu tu posiedź. Zawsze to jakaś odmiana od książek. - Zaśmiała się bezgłośnie przenosząc wzrok na zachlapane spodnie i machając nogami.
Miała dziwny humor, jak na nią. Jakiś, zdecydowanie zbyt lekki. Dobry humor potrafił się czasem udzielać. Nawet, jeśli był nienaturalnie wywołany.
Przyjął odmowę na luzie, w końcu nie było dla niego punktem honoru by wciągnąć ją w uzależnienie (chociaż był ciekaw jak by się zachowywała i czy by to polubiła). Pudełko po miętówkach zamknął i schował do wewnętrznej kieszeni kurtki akurat w chwili, gdy panienka Dark zaproponowała inne rozwiązanie, do tego tak dla niego nieprawdopodobne, że rudzielec szybko odwrócił twarz w jej stronę, przyglądając się jej z nieskrywanym zaskoczeniem.
- Co ty... - uniósł jedną brew, widocznie nie kupując najlogiczniejszego wytłumaczenia, jakie każdemu przyszłoby teraz na myśl;
- Chcesz spędzać czas z kimś takim jak ja?
Ona musi być serio bardzo samotna, albo...
- Lecisz na mnie czy co?
Musiał, MUSIAŁ o to zapytać. Nie byłby sobą, gdyby te jakże elokwentne pytanie nie padło z jego ust. Oczywiście nie narzekałby na zainteresowanie ze strony ładnej, dzianej laski, ale zwyczajnie nie był aż tak zapatrzony w siebie by uwierzyć w takowy obrót spraw. Właściwie to pytanie jakie zadał było czysto retoryczne, rzucone dla świętego spokoju i odgonienia pędzących błyskawicznym tempem wyobrażeń jakie momentalnie w nim rozkwitły.
Ona jest za młoda. Ja nie chcę być ojcem. Skąd bym brał na utrzymanie. Stać ją na o wiele lepszego...
Potrzebował stanowczego "nie" z jej strony, czując jak popada w paranoję. Jednak jakimi innymi pobudkami mogła kierować się dziewczyna pokroju Violett, jeśli nie zwykłym impulsem hormonów, by proponować takiemu menelowi spędzanie ze sobą czasu? Aż tak nudziło się jej w życiu, że nie miała lepszych rozrywek od siedzenia z ćpunem w kanciapie matki w środku nocy? Może był dla niej tylko ekscytującym, niecodziennym doświadczeniem? Czymś "odmiennym od książek", prawie jak małpa w cyrku... Tylko, że skoro nie zamierzała z nim ćpać, ale (chyba) nie było też mowy o "czymś więcej", to co im pozostawało? Granie w szachy??
- Co ty... - uniósł jedną brew, widocznie nie kupując najlogiczniejszego wytłumaczenia, jakie każdemu przyszłoby teraz na myśl;
- Chcesz spędzać czas z kimś takim jak ja?
Ona musi być serio bardzo samotna, albo...
- Lecisz na mnie czy co?
Musiał, MUSIAŁ o to zapytać. Nie byłby sobą, gdyby te jakże elokwentne pytanie nie padło z jego ust. Oczywiście nie narzekałby na zainteresowanie ze strony ładnej, dzianej laski, ale zwyczajnie nie był aż tak zapatrzony w siebie by uwierzyć w takowy obrót spraw. Właściwie to pytanie jakie zadał było czysto retoryczne, rzucone dla świętego spokoju i odgonienia pędzących błyskawicznym tempem wyobrażeń jakie momentalnie w nim rozkwitły.
Ona jest za młoda. Ja nie chcę być ojcem. Skąd bym brał na utrzymanie. Stać ją na o wiele lepszego...
Potrzebował stanowczego "nie" z jej strony, czując jak popada w paranoję. Jednak jakimi innymi pobudkami mogła kierować się dziewczyna pokroju Violett, jeśli nie zwykłym impulsem hormonów, by proponować takiemu menelowi spędzanie ze sobą czasu? Aż tak nudziło się jej w życiu, że nie miała lepszych rozrywek od siedzenia z ćpunem w kanciapie matki w środku nocy? Może był dla niej tylko ekscytującym, niecodziennym doświadczeniem? Czymś "odmiennym od książek", prawie jak małpa w cyrku... Tylko, że skoro nie zamierzała z nim ćpać, ale (chyba) nie było też mowy o "czymś więcej", to co im pozostawało? Granie w szachy??
Chyba zaczynała go już powoli, powolutku rozpracowywać, bo nie zdziwiło jej, jaki szok u niego wywołała informacja, że wcale nie siedzi z nim tylko dlatego, że czuje taki obowiązek. Jak widać, sam uważał się za wrak człowieka bez większej wartości i nadal uznawał ją za osobę wyżej postawioną od niego w hierarchii. No, może w hierarchii szkolnej faktycznie tak było, ale teraz były wakacje i wizja szkoły była zepchnięta na dalszy plan.
Nawet Natalie zaczynała dopuszczać do siebie myśl o wolnym i oderwaniu się od jej szaleńczego tempa życia. Znaczył o tym chociażby fakt, że zamiast zagłębiać się w podręcznik do chemii siedziała tutaj z wariatem, który sam się przybłąkał, a którego powinna była wywalić, kiedy tylko dostrzegła go na trawniku przed domem.
Już chciała mu odpowiedzieć, gdy zagiął ją kolejnym pytaniem.
No to wracamy do tematu...
Wykonała klasyczny gest zwany facepalm, ale na jej twarzy zagościł uśmiech. Nie była tylko pewna, czy śmieje się dlatego, że jest już tym załamana, czy naprawdę miała teraz tak dobry humor, że zaczynało ją to naprawdę bawić.
- Nie, nie lecę na ciebie - wyrecytowała, nie odrywając ręki od twarzy.
Siedziała tak przez kilka sekund, a później znów się do niego odwróciła.
- Po prostu wydajesz się być sympatyczny przy nieco bliższym poznaniu - odpowiedziała zgodnie z prawdą, na pierwsze zadane przez niego pytanie.
Nie zastanawiała się zbytnio nad tym, co mogło się teraz dziać w jego głowie. Miała wrażenie, że panował tam w tej chwili tak wielki chaos, że nawet jej na ogół działający na podwyższonych obrotach mózg, nie byłby w stanie tego ogarnąć.
Nawet Natalie zaczynała dopuszczać do siebie myśl o wolnym i oderwaniu się od jej szaleńczego tempa życia. Znaczył o tym chociażby fakt, że zamiast zagłębiać się w podręcznik do chemii siedziała tutaj z wariatem, który sam się przybłąkał, a którego powinna była wywalić, kiedy tylko dostrzegła go na trawniku przed domem.
Już chciała mu odpowiedzieć, gdy zagiął ją kolejnym pytaniem.
No to wracamy do tematu...
Wykonała klasyczny gest zwany facepalm, ale na jej twarzy zagościł uśmiech. Nie była tylko pewna, czy śmieje się dlatego, że jest już tym załamana, czy naprawdę miała teraz tak dobry humor, że zaczynało ją to naprawdę bawić.
- Nie, nie lecę na ciebie - wyrecytowała, nie odrywając ręki od twarzy.
Siedziała tak przez kilka sekund, a później znów się do niego odwróciła.
- Po prostu wydajesz się być sympatyczny przy nieco bliższym poznaniu - odpowiedziała zgodnie z prawdą, na pierwsze zadane przez niego pytanie.
Nie zastanawiała się zbytnio nad tym, co mogło się teraz dziać w jego głowie. Miała wrażenie, że panował tam w tej chwili tak wielki chaos, że nawet jej na ogół działający na podwyższonych obrotach mózg, nie byłby w stanie tego ogarnąć.
Nie kochała go. Nie chciała mieć z nim dzieci, wiązać go kontraktem małżeńskim, kazać szukać roboty i wyprowadzać od mamusi. To wszystko sprawiło, że docenił wolność jeszcze bardziej i już miał odetchnąć z ulgą, nawet nabrał w tym celu powietrza do płuc, gdy jego uszu dotarło wytłumaczenie Darkównej. Zakrztusił się własną śliną...
Ni z tego, ni z owego, najpierw rozluźnił się, a za chwilę zaczął kaszleć równie źle jak wtedy, na ławce w parku. Tym razem nic nie brał, a przynajmniej nie przy niej, więc ciężko było stwierdzić co mu dolega i czy potrzebuje pomocy. Na szczęście udało mu się w końcu samemu uspokoić. Po chwili na regulację oddechu (i rytmu bicia serca), Rem zerknął kątem oka na brunetkę i odchrząknął ostatni raz, zanim wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. Już całkiem mu odbijało...
- D-dobra... dobra, młoda, nie wiem co bierzesz, ale rozumiem już czemu nie chciałaś mojego stuff'u - twój jest o niebo lepszy!
Że niby on był pojebany? To ona tu zachowywała się jak odrealniona! Bratała się z ćpunami, nie dbała o własne bezpieczeństwo, ufała każdemu kto się nawinął... Tak naiwnej i... i cholernie uroczej, dobrodusznej istoty to on nigdy jeszcze nie spotkał. Nawet jego matka nie miała do niego takiej cierpliwości. Chociaż jej to ogólnie albo nie było, albo jak już wracała to była zmęczona i poirytowana. Nie dziwne, że nie układało się jej z ojcem.
Nie dziwne, bo to lesbijka i jedyne co dobrego zrobiła w swoim życiu to zabranie cię od patologicznego gościa, który nie miał kogo ruchać i...
Dosyć. Dosyć. Nie myślimy o tym. Zajmijmy się czymś fajnym, o. Na przykład zanurzmy się w tych niesamowitych, fioletowych oczach jedynej laski, która kiedykolwie...
- O kurwa... ej, coś ci się z oczami zjebało.
Ni z tego, ni z owego, najpierw rozluźnił się, a za chwilę zaczął kaszleć równie źle jak wtedy, na ławce w parku. Tym razem nic nie brał, a przynajmniej nie przy niej, więc ciężko było stwierdzić co mu dolega i czy potrzebuje pomocy. Na szczęście udało mu się w końcu samemu uspokoić. Po chwili na regulację oddechu (i rytmu bicia serca), Rem zerknął kątem oka na brunetkę i odchrząknął ostatni raz, zanim wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. Już całkiem mu odbijało...
- D-dobra... dobra, młoda, nie wiem co bierzesz, ale rozumiem już czemu nie chciałaś mojego stuff'u - twój jest o niebo lepszy!
Że niby on był pojebany? To ona tu zachowywała się jak odrealniona! Bratała się z ćpunami, nie dbała o własne bezpieczeństwo, ufała każdemu kto się nawinął... Tak naiwnej i... i cholernie uroczej, dobrodusznej istoty to on nigdy jeszcze nie spotkał. Nawet jego matka nie miała do niego takiej cierpliwości. Chociaż jej to ogólnie albo nie było, albo jak już wracała to była zmęczona i poirytowana. Nie dziwne, że nie układało się jej z ojcem.
Nie dziwne, bo to lesbijka i jedyne co dobrego zrobiła w swoim życiu to zabranie cię od patologicznego gościa, który nie miał kogo ruchać i...
Dosyć. Dosyć. Nie myślimy o tym. Zajmijmy się czymś fajnym, o. Na przykład zanurzmy się w tych niesamowitych, fioletowych oczach jedynej laski, która kiedykolwie...
- O kurwa... ej, coś ci się z oczami zjebało.
Właściwie, co go tak wzięło na ten ślub? Jakieś niekontrolowane toki myślowe wywołane zażytym specyfikiem czy odzywała się u niego jakaś kobieca strona, która każe wyobrażać sobie ślub z gościem, który poprosił cię o pożyczenie mu długopisu? Niezbadany jest umysł Remiego...
Ze zdziwieniem patrzyła, jak zaczął się krztusić po jej słowach.
Serio? To jest AŻ TAK dziwne?
Uniosła jedną brew i czekała, aż mu przejdzie. Mimo iż ten atak nie wyglądał najlepiej, to nie wydawało się, żeby miała to być powtórka z rozrywki w parku. Nie sypał tu sobie teraz do ust cynamonu, więc nie mogła to być reakcja alergiczna, a na efekt uboczny używki też to do końca nie wyglądało, choć może... W każdym razie, po chwili kaszel ustał, a chłopak powrócił do względnej normy.
Zaczęła się śmiać, gdy skomentował jej stwierdzenie.
- Nie brałam nic ponad to, co już i tak znajduje się w moim organizmie - parsknęła.
- Choć teoretycznie, w ludzkim ciele naturalnie występuje w małych ilościach DMT, a to strasznie silna substancja psychoaktywna. - Zmarszczyła brwi.
- Kurna, skąd ja to wiem. - Zamyśliła się i wbiła wzrok gdzieś przed sobą.
Serio, skąd ona miała wiedzę, o substancjach psychoaktywnych? Jak zwykle, nie pamiętała dokładnie, gdzie o czymś czytała, ale skąd ona kurna wytrzasnęła dość szczegółową wiedzę na temat narkotyków?
Jasna cholera, skąd ja z jakich leków można otrzymać metaamfetaminę?
To już było mocno zastanawiające zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że realnie najbliższą styczność z narkotykami miała tutaj, dzisiaj.
Wróciła do niego wzrokiem prawie chwilę przed tym, gdy jego nagle olśniło, że coś w jej wyglądzie się zmieniło. Musiała się dłużej zastanowić, o co mu chodzi, bo zakładanie i zdejmowanie soczewek było dla niej kolejną tak rutynową czynnością, że wręcz o niej zapominała. Dopiero po kilku sekundach przypomniała sobie, że przy ostatnim dzisiejszym spotkaniu miała tamte fioletowe soczewki.
- Zdjęłam szkła kontaktowe. Nie można ich nosić przez cały dzień, a już na pewno w nich spać. A to, że zwykle zakładam te zmieniające kolor tęczówek to już moje dziwactwo. - Nie miała pojęcia, że Remi mógł pomyśleć, że ona naprawdę ma fioletowe oczy. Przecież nie była albinosem, a bez tego ciężko było mieć tak mało barwnika w oczach, by prześwitywały przez nie naczynia krwionośne. Już sam fakt, że miała szare oczy przy tak ciemnych włosach był rzadko spotykany.
Meh. To słownictwo...
Jak na jej gust, chłopak za dużo przeklinał, ale nie widziała sensu go za każdym razem upominać. I tak nic by to nie dało.
Ze zdziwieniem patrzyła, jak zaczął się krztusić po jej słowach.
Serio? To jest AŻ TAK dziwne?
Uniosła jedną brew i czekała, aż mu przejdzie. Mimo iż ten atak nie wyglądał najlepiej, to nie wydawało się, żeby miała to być powtórka z rozrywki w parku. Nie sypał tu sobie teraz do ust cynamonu, więc nie mogła to być reakcja alergiczna, a na efekt uboczny używki też to do końca nie wyglądało, choć może... W każdym razie, po chwili kaszel ustał, a chłopak powrócił do względnej normy.
Zaczęła się śmiać, gdy skomentował jej stwierdzenie.
- Nie brałam nic ponad to, co już i tak znajduje się w moim organizmie - parsknęła.
- Choć teoretycznie, w ludzkim ciele naturalnie występuje w małych ilościach DMT, a to strasznie silna substancja psychoaktywna. - Zmarszczyła brwi.
- Kurna, skąd ja to wiem. - Zamyśliła się i wbiła wzrok gdzieś przed sobą.
Serio, skąd ona miała wiedzę, o substancjach psychoaktywnych? Jak zwykle, nie pamiętała dokładnie, gdzie o czymś czytała, ale skąd ona kurna wytrzasnęła dość szczegółową wiedzę na temat narkotyków?
Jasna cholera, skąd ja z jakich leków można otrzymać metaamfetaminę?
To już było mocno zastanawiające zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że realnie najbliższą styczność z narkotykami miała tutaj, dzisiaj.
Wróciła do niego wzrokiem prawie chwilę przed tym, gdy jego nagle olśniło, że coś w jej wyglądzie się zmieniło. Musiała się dłużej zastanowić, o co mu chodzi, bo zakładanie i zdejmowanie soczewek było dla niej kolejną tak rutynową czynnością, że wręcz o niej zapominała. Dopiero po kilku sekundach przypomniała sobie, że przy ostatnim dzisiejszym spotkaniu miała tamte fioletowe soczewki.
- Zdjęłam szkła kontaktowe. Nie można ich nosić przez cały dzień, a już na pewno w nich spać. A to, że zwykle zakładam te zmieniające kolor tęczówek to już moje dziwactwo. - Nie miała pojęcia, że Remi mógł pomyśleć, że ona naprawdę ma fioletowe oczy. Przecież nie była albinosem, a bez tego ciężko było mieć tak mało barwnika w oczach, by prześwitywały przez nie naczynia krwionośne. Już sam fakt, że miała szare oczy przy tak ciemnych włosach był rzadko spotykany.
Meh. To słownictwo...
Jak na jej gust, chłopak za dużo przeklinał, ale nie widziała sensu go za każdym razem upominać. I tak nic by to nie dało.
To ona nie miała fioletowych oczu? Całe życie w kłamstwie...
- Lubię twoje dziwactwa. - mruknął zanim zdążyłby się ugryźć w język. Żeby jednak nie przyznać się, że znów strzelił sobie w kolano mówiąc o te kilka słów za wiele na głos, zwłaszcza po tym jak uwierzy, że babka ma ametystowe gały zamiast od razu pomyśleć o ewentualności noszenia przez nią soczewek, Remi zrobił to co robią koty po uderzeniu łbem w ścianę z rozpędu; udał, że cała sytuacja nie miała miejsca i gładko przeszedł do jedynego z ostatnio poruszanych tematów w którym miał cokolwiek do powiedzenia; narkotyków.
- To śmieszne, że tyle wiesz o czymś, czego nigdy nie odważyłaś się spróbować.
Skoro już gadali na luzie, a ona go jakimś cudem chciała by spędzał z nią czas, to rudzielec pozwolił sobie na wypowiedzenie na głos paru myśli, które nie dawały mu spokoju.
- Szczerze mówiąc, to byłem ciekaw jak byś się czuła po ekstazie. Zawsze jesteś taka ułożona, grzeczna i spięta, ale zarazem sprawiasz wrażenie jakbyś wcale nie była tak doszczętnie nudna z natury, tylko hamowała się na siłę.
Zamilkł, zastanawiając czy nie powiedział aby za wiele. Dopiero co został uznany za sympatycznego, a już zjebywał to swoim niewyparzonym językiem. Chociaż właściwie to nigdy nie twierdził, że brunetka ma co do niego rację. Sam siebie prędzej określiłby jako "wrednego chuja" i to wcale nie wina kompleksów. On zwyczajnie nie lubił bawić się w udawanie uprzejmego, jeśli ktoś na to jego zdaniem nie zasługiwał. A, nie oszukujmy się, większość ludzi już za sam wygląd traktowała go jak śmiecia, więc i on nie pozostawał im dłużny. No, i jeszcze był rudy, a więc wredotę miał niejako zapisaną w genach.
- Lubię twoje dziwactwa. - mruknął zanim zdążyłby się ugryźć w język. Żeby jednak nie przyznać się, że znów strzelił sobie w kolano mówiąc o te kilka słów za wiele na głos, zwłaszcza po tym jak uwierzy, że babka ma ametystowe gały zamiast od razu pomyśleć o ewentualności noszenia przez nią soczewek, Remi zrobił to co robią koty po uderzeniu łbem w ścianę z rozpędu; udał, że cała sytuacja nie miała miejsca i gładko przeszedł do jedynego z ostatnio poruszanych tematów w którym miał cokolwiek do powiedzenia; narkotyków.
- To śmieszne, że tyle wiesz o czymś, czego nigdy nie odważyłaś się spróbować.
Skoro już gadali na luzie, a ona go jakimś cudem chciała by spędzał z nią czas, to rudzielec pozwolił sobie na wypowiedzenie na głos paru myśli, które nie dawały mu spokoju.
- Szczerze mówiąc, to byłem ciekaw jak byś się czuła po ekstazie. Zawsze jesteś taka ułożona, grzeczna i spięta, ale zarazem sprawiasz wrażenie jakbyś wcale nie była tak doszczętnie nudna z natury, tylko hamowała się na siłę.
Zamilkł, zastanawiając czy nie powiedział aby za wiele. Dopiero co został uznany za sympatycznego, a już zjebywał to swoim niewyparzonym językiem. Chociaż właściwie to nigdy nie twierdził, że brunetka ma co do niego rację. Sam siebie prędzej określiłby jako "wrednego chuja" i to wcale nie wina kompleksów. On zwyczajnie nie lubił bawić się w udawanie uprzejmego, jeśli ktoś na to jego zdaniem nie zasługiwał. A, nie oszukujmy się, większość ludzi już za sam wygląd traktowała go jak śmiecia, więc i on nie pozostawał im dłużny. No, i jeszcze był rudy, a więc wredotę miał niejako zapisaną w genach.
Uśmiechnęła się jednym kącikiem ust, gdy zamruczał coś pod nosem. Zwykle ludzie kręcili nosem na to, że praktycznie przez cały czas chodziła ze zmienionym kolorem oczu, więc miło było dla odmiany usłyszeć, że komuś się podobają tak, jak i jej.
Na kolejne stwierdzenie tylko wzruszyła ramionami. Powoli oswajała się z myślą, że przypadkowo miała nieraz okazję wchłaniać wiedzę, która nie koniecznie wydawała się dobrze świadczyć o jej posiadaczu.
To była naprawdę miła odmiana olać wszystko to, co wypadało albo nie wypadało mówić i pozwolić sobie na odrobinę otwartości bez zamartwiania się co pomyśli o tobie druga osoba, bo hej, on był właśnie na haju i sam co chwila wyskakiwał z jakimiś głupimi tekstami, a jej to o dziwo wcale nie przeszkadzało.
- Sama się czasem dziwię, co jestem w stanie przywołać z pamięci. Po przeczytaniu kilkuset książek i jeszcze większej ilości artykułów na wszelkie możliwe tematy, wszystko zaczyna się zlewać i nawet nie wiadomo, kiedy jakaś zabłąkana informacja pojawi ci się w głowie, podczas prowadzenia rozmowy na jakiś pokrewny temat. - Szkoda, że nie dało się zmierzyć, jak dużo przetworzonej przez nią wiedzy faktycznie zostawało w jej mózgu. Musiałaby być teraz naprawdę niesamowitym geniuszem, gdyby los obdarzył ją hipermnezją. Wtedy to dopiero byłoby ciekawie. Mogłaby nawet recytować z pamięci wszystkie te książki, które miała okazję przeczytać przez te ostatni 10 lat.
Nie miała czasu się nad tym zastanowić, bo jej mózg automatycznie przeskoczył na kontynuację tematu wedle wybranego przez Remiego toru. Jego słowa za to skłoniły ją do innych przemyśleń.
Ile w jej obecnym wizerunku było tej "prawdziwej jej". Teoretycznie, nikt jej nie narzucił tego perfekcjonizmu. Rodzice zawsze akceptowali ją taką, jaką była i nawet swego czasu twierdzili, że zaczęła przesadzać, ale kiedy po raz n-ty stwierdziła, że to daje jej szczęście, to sobie odpuścili. A może to przez szkołę i jej kolejne osiągnięcia. Im człowiek ma więcej, tym więcej pragnie. Z nią też tak było. Była świetna, to chciała być jeszcze lepsza i lepsza. Nawet nie zauważyła, kiedy to dążenie do ciągle oddalającego się celu owładnęło nią całkowicie. Całe jej życie składało się teraz z planów i obowiązków. Nawet w "czasie wolnym" potrzebowała jakiegoś zajęcia, bo inaczej dopadały ją jakieś przygnębiające myśli związane z deficytami, które wywołuje u niej ten system.
Wzruszyła ramionami, znowu przybita myślą o swoim losie. Bała się zmiany i chciała się rozpaczliwie trzymać swojej klatki, w której się zamknęła, ale z drugiej strony, coraz bardziej ją ciągnęło do wyrwania się z tego ograniczonego świata i olania całej tej otoczki związanej z jej wspaniałością. Owszem, mogła być świetna i nadal mieć genialne wyniki, powalając innych na kolana, ale czy naprawdę musiała robić do tego tyle dodatkowych rzeczy i zachowywać się zawsze nienagannie? To ostatnie to już chyba przez ten tytuł prefekta, który jej nadano. Nie chciała zawieść szkoły i również te obowiązki chciała wykonywać jak najlepiej.
- Szczerze? Powoli sama zaczynam się zastanawiać, co jest w tym wszystkim nie tak. - Zdecydowanie nie spodziewała się, że powie to kiedyś na głos.
Łatwiej było zaprzeczać przed samą sobą i udawać, że nie ma problemu zamiast się z nim zmierzyć się z nim. Uśmiechnęła się kwaśno, gdy przypomniała sobie, jak próbowała przekonać Francuza, że należy rozwiązywać swoje problemy zamiast przed nimi uciekać.
- Nie mam pojęcia, ile jest w tym wszystkim mnie, a ile to wyuczone gesty, których wymagało ode mnie otoczenie - dodała z irytacją i podparła się na ręce, opartej łokciem o kolano.
- Zaczyna mnie to coraz bardziej wkurwiać - dopowiedziała po chwili, już znacznie ciszej i ze zmęczeniem.
Może ta wylewność była częściowo związana właśnie ze zmęczeniem? Może i nic nie brała, ale umysł potrafił pracować różnie, w zależności od warunków.
Dzisiaj już naprawdę zaczynało w niej coś pękać, bo wcześniej nigdy nie pozwoliłaby sobie nie bardziej wulgarne słowa. Nawet, jeśli cisnęły jej się na język, to zawsze zastępowała je czymś, że co mogła powiedzieć w towarzystwie dorosłych czy kogoś tam jeszcze innego, kogo obchodziło kulturalne słownictwo.
- A naćpanej mnie raczej szybko nie zobaczysz, bo dość mam na razie chaosu na głowie, by jeszcze chemicznie w niej sobie mieszać. - To stanowiło niejako komentarz do jego chęci zobaczenia jej w stanie odurzenia.
Ciekawy był w tej wypowiedzi fakt, że powiedziała "raczej szybko nie zobaczysz" niż "nigdy nie zobaczysz"...
Na kolejne stwierdzenie tylko wzruszyła ramionami. Powoli oswajała się z myślą, że przypadkowo miała nieraz okazję wchłaniać wiedzę, która nie koniecznie wydawała się dobrze świadczyć o jej posiadaczu.
To była naprawdę miła odmiana olać wszystko to, co wypadało albo nie wypadało mówić i pozwolić sobie na odrobinę otwartości bez zamartwiania się co pomyśli o tobie druga osoba, bo hej, on był właśnie na haju i sam co chwila wyskakiwał z jakimiś głupimi tekstami, a jej to o dziwo wcale nie przeszkadzało.
- Sama się czasem dziwię, co jestem w stanie przywołać z pamięci. Po przeczytaniu kilkuset książek i jeszcze większej ilości artykułów na wszelkie możliwe tematy, wszystko zaczyna się zlewać i nawet nie wiadomo, kiedy jakaś zabłąkana informacja pojawi ci się w głowie, podczas prowadzenia rozmowy na jakiś pokrewny temat. - Szkoda, że nie dało się zmierzyć, jak dużo przetworzonej przez nią wiedzy faktycznie zostawało w jej mózgu. Musiałaby być teraz naprawdę niesamowitym geniuszem, gdyby los obdarzył ją hipermnezją. Wtedy to dopiero byłoby ciekawie. Mogłaby nawet recytować z pamięci wszystkie te książki, które miała okazję przeczytać przez te ostatni 10 lat.
Nie miała czasu się nad tym zastanowić, bo jej mózg automatycznie przeskoczył na kontynuację tematu wedle wybranego przez Remiego toru. Jego słowa za to skłoniły ją do innych przemyśleń.
Ile w jej obecnym wizerunku było tej "prawdziwej jej". Teoretycznie, nikt jej nie narzucił tego perfekcjonizmu. Rodzice zawsze akceptowali ją taką, jaką była i nawet swego czasu twierdzili, że zaczęła przesadzać, ale kiedy po raz n-ty stwierdziła, że to daje jej szczęście, to sobie odpuścili. A może to przez szkołę i jej kolejne osiągnięcia. Im człowiek ma więcej, tym więcej pragnie. Z nią też tak było. Była świetna, to chciała być jeszcze lepsza i lepsza. Nawet nie zauważyła, kiedy to dążenie do ciągle oddalającego się celu owładnęło nią całkowicie. Całe jej życie składało się teraz z planów i obowiązków. Nawet w "czasie wolnym" potrzebowała jakiegoś zajęcia, bo inaczej dopadały ją jakieś przygnębiające myśli związane z deficytami, które wywołuje u niej ten system.
Wzruszyła ramionami, znowu przybita myślą o swoim losie. Bała się zmiany i chciała się rozpaczliwie trzymać swojej klatki, w której się zamknęła, ale z drugiej strony, coraz bardziej ją ciągnęło do wyrwania się z tego ograniczonego świata i olania całej tej otoczki związanej z jej wspaniałością. Owszem, mogła być świetna i nadal mieć genialne wyniki, powalając innych na kolana, ale czy naprawdę musiała robić do tego tyle dodatkowych rzeczy i zachowywać się zawsze nienagannie? To ostatnie to już chyba przez ten tytuł prefekta, który jej nadano. Nie chciała zawieść szkoły i również te obowiązki chciała wykonywać jak najlepiej.
- Szczerze? Powoli sama zaczynam się zastanawiać, co jest w tym wszystkim nie tak. - Zdecydowanie nie spodziewała się, że powie to kiedyś na głos.
Łatwiej było zaprzeczać przed samą sobą i udawać, że nie ma problemu zamiast się z nim zmierzyć się z nim. Uśmiechnęła się kwaśno, gdy przypomniała sobie, jak próbowała przekonać Francuza, że należy rozwiązywać swoje problemy zamiast przed nimi uciekać.
- Nie mam pojęcia, ile jest w tym wszystkim mnie, a ile to wyuczone gesty, których wymagało ode mnie otoczenie - dodała z irytacją i podparła się na ręce, opartej łokciem o kolano.
- Zaczyna mnie to coraz bardziej wkurwiać - dopowiedziała po chwili, już znacznie ciszej i ze zmęczeniem.
Może ta wylewność była częściowo związana właśnie ze zmęczeniem? Może i nic nie brała, ale umysł potrafił pracować różnie, w zależności od warunków.
Dzisiaj już naprawdę zaczynało w niej coś pękać, bo wcześniej nigdy nie pozwoliłaby sobie nie bardziej wulgarne słowa. Nawet, jeśli cisnęły jej się na język, to zawsze zastępowała je czymś, że co mogła powiedzieć w towarzystwie dorosłych czy kogoś tam jeszcze innego, kogo obchodziło kulturalne słownictwo.
- A naćpanej mnie raczej szybko nie zobaczysz, bo dość mam na razie chaosu na głowie, by jeszcze chemicznie w niej sobie mieszać. - To stanowiło niejako komentarz do jego chęci zobaczenia jej w stanie odurzenia.
Ciekawy był w tej wypowiedzi fakt, że powiedziała "raczej szybko nie zobaczysz" niż "nigdy nie zobaczysz"...
Nigdy nie był dobry w takich poważnych rozmowach o życiu. Nigdy? No, dobra, to lekka przesada. Kiedyś nieco więcej gadał, ale to było praktycznie jak mówienie na głos do siebie, bo osoba, która go słuchała i tak rozumiała go bez słów, a na dodatek wyglądała niemal identycznie. W czasach, gdy miał obok siebie kogoś kto przeżywał z nim każdy wzlot i upadek, popełniał te same błędy i zmierzał się z tym samymi problemami, Remi zarazem o wiele częściej mówił na głos co myśli, jak i przyzwyczajał się do przekonania, że słowa wcale nie są potrzebne w komunikacji z drugim człowiekiem. Chyba stąd wziął te swoje błyskawiczne, zakładane odgórnie przeświadczenia - najpierw rzucał wyrwanym z kontekstu, zupełnie bezsensownym stwierdzeniem czy pytaniem, by po chwili przejąć się obojętną reakcją otoczenia, które zwyczajnie nie miało pojęcia o co mogło mu chodzić i ile to dla niego znaczyło. Kiedy jednak już otwierał gębę, wszystko co opuszczało jego usta było nieprzefiltrowaną przez żadne ugrzecznienia czy cenzury szczerością. Każde przekleństwo, dziwaczny komentarz i 'o jedno słowo za wiele' brały się z tego, że jeśli już zabierał się do odzewu, to mówił dokładnie to co w danej chwili przyszło mu do głowy, nie zastanawiając się wcześniej kogo mogłoby to urazić czy zgorszyć.
- "Kilkuset książek", nieźle. - uniósł jeden kącik ust, licząc w pamięci ile to on tych papierowych gówien kiedykolwiek doczytał do końca. Jedną na pewno... Pamiętał ją wręcz aż za dobrze; tak treść, jak i okropne ilustracje i późniejsze nawiedzające go wielokrotnie koszmary, które przerodziły się w życiową traumę. Niestety, ale francuscy pisarze mieli bardzo specyficzne podejście do pisania książeczek dla dzieci. A że jedna zdarzyła się być o dentyście...
- Ja bym tak nie mógł. Wystarczy, że w budzie chcą by co chwila coś czytać i zapamiętywać. - westchnął, odganiając od siebie nieprzyjemne wspomnienia. Jak nic by teraz zapalił, ale znowu nie miał fajek. Tym razem musiał wybrać czy woli zapas na dłuższy czas, czy towar z wyższej półki. Czy uznałby to za poświęcenie? Tak. Czy zamierzał choćby o tym wspominać, zwłaszcza przy Darkównie? Nie. W końcu niczego mu nie kazała. To był tylko jego wybór, które żałował, gdy poczuł jak powoli spada mu nastrój. Amfa, chociaż dawała fajnego kopa, działała niestety cholernie krótko.
O wiele za krótko jak za taką cenę.
Powinien przerzucić się na coś lepszego.
Albo zupełnie z tym zerwać.
Ha! Dobre sobie. Jakby miał coś lepszego w życiu do roboty!
Słuchał jej, chociaż myślami odbiegł już całkiem spory kawałek od tematu ich rozmowy. Gdy przeklęła, spojrzał na nią odruchowo, ale nie skomentował tego w żaden sposób. Poczekał aż skończy i dopiero zabrał głos, spuszczając wzrok na umorusaną farbą podłogę.
- W tym rzecz, Vivi. Przejmujesz się zbyt wieloma pierdołami. Analizujesz wszystko, każde słowo i ruch, nie tylko swoje, ale też każdego na kogo trafisz. Nie potrafisz się wyłączyć, przestać nawet na chwilę. - odwrócił się w jej stronę nagle i spojrzał prosto w oczy, które choć nie były fioletowe, wciąż przykuwały uwagę.
- Nie chcesz uciekać od problemów i to fajnie z twojej strony, warte podziwu. Ale jesteś tylko człowiekiem i powinnaś czasem wrzucić na luz. Jesteś młoda, są wakacje - idealna okazja, być może ostatnia w całym twoim życiu. Potem będzie tylko ciężej, w końcu z każdym rokiem życia ma się więcej obowiązków i całej reszty. Zaraz będziesz dorosła i wtedy dopiero nie będzie ci wypadać... - prychnął z uśmiechem, przypominając sobie, że gada jak znawca, podczas, gdy sam jest prawie pełnoletni, a zachowuje się milion razy gorzej od młodszej koleżanki. Sam nie garnął co go podkusiło do takiego wywodu, ale nie mógł już go cofnąć, więc zamknął się i oparł o stojące za nimi sztalugi. Serio, nie był dobry w takich poważnych rozmowach o życiu.
- "Kilkuset książek", nieźle. - uniósł jeden kącik ust, licząc w pamięci ile to on tych papierowych gówien kiedykolwiek doczytał do końca. Jedną na pewno... Pamiętał ją wręcz aż za dobrze; tak treść, jak i okropne ilustracje i późniejsze nawiedzające go wielokrotnie koszmary, które przerodziły się w życiową traumę. Niestety, ale francuscy pisarze mieli bardzo specyficzne podejście do pisania książeczek dla dzieci. A że jedna zdarzyła się być o dentyście...
- Ja bym tak nie mógł. Wystarczy, że w budzie chcą by co chwila coś czytać i zapamiętywać. - westchnął, odganiając od siebie nieprzyjemne wspomnienia. Jak nic by teraz zapalił, ale znowu nie miał fajek. Tym razem musiał wybrać czy woli zapas na dłuższy czas, czy towar z wyższej półki. Czy uznałby to za poświęcenie? Tak. Czy zamierzał choćby o tym wspominać, zwłaszcza przy Darkównie? Nie. W końcu niczego mu nie kazała. To był tylko jego wybór, które żałował, gdy poczuł jak powoli spada mu nastrój. Amfa, chociaż dawała fajnego kopa, działała niestety cholernie krótko.
O wiele za krótko jak za taką cenę.
Powinien przerzucić się na coś lepszego.
Albo zupełnie z tym zerwać.
Ha! Dobre sobie. Jakby miał coś lepszego w życiu do roboty!
Słuchał jej, chociaż myślami odbiegł już całkiem spory kawałek od tematu ich rozmowy. Gdy przeklęła, spojrzał na nią odruchowo, ale nie skomentował tego w żaden sposób. Poczekał aż skończy i dopiero zabrał głos, spuszczając wzrok na umorusaną farbą podłogę.
- W tym rzecz, Vivi. Przejmujesz się zbyt wieloma pierdołami. Analizujesz wszystko, każde słowo i ruch, nie tylko swoje, ale też każdego na kogo trafisz. Nie potrafisz się wyłączyć, przestać nawet na chwilę. - odwrócił się w jej stronę nagle i spojrzał prosto w oczy, które choć nie były fioletowe, wciąż przykuwały uwagę.
- Nie chcesz uciekać od problemów i to fajnie z twojej strony, warte podziwu. Ale jesteś tylko człowiekiem i powinnaś czasem wrzucić na luz. Jesteś młoda, są wakacje - idealna okazja, być może ostatnia w całym twoim życiu. Potem będzie tylko ciężej, w końcu z każdym rokiem życia ma się więcej obowiązków i całej reszty. Zaraz będziesz dorosła i wtedy dopiero nie będzie ci wypadać... - prychnął z uśmiechem, przypominając sobie, że gada jak znawca, podczas, gdy sam jest prawie pełnoletni, a zachowuje się milion razy gorzej od młodszej koleżanki. Sam nie garnął co go podkusiło do takiego wywodu, ale nie mógł już go cofnąć, więc zamknął się i oparł o stojące za nimi sztalugi. Serio, nie był dobry w takich poważnych rozmowach o życiu.
Uśmiechnęła się, gdy powtórzył informację o książkach. To była jedna z tych rzeczy, które były jej mocną stroną.
- Czytam jakieś dziesięć razy szybciej od przeciętnej osoby, więc w tym samym czasie jestem w stanie przetworzyć znacznie więcej materiału co w połączeniu z chłonnym umysłem i dużą podzielnością uwagi nadaje się idealnie do szybkiego uczenia się. - Mogłaby nawet rozwinąć tę myśl o kilka innych informacji, ale było to teraz mało istotne.
Nie chciała przecież próbować zabłysnąć intelektem, bo świadczyły o tym za nią wyniki z egzaminów i cała masa innych rzeczy. Z resztą, to wszystko nie miało teraz znaczenia, bo nie chodziło tu o chwalenie się, jakim to się nie jest asem. Zwłaszcza, że mówiła akurat o tym, jak strasznie zaczyna ją męczyć ten wyścig szczurów.
Vivi, dziwne określenie, ale może nawet da się przywyknąć.
Zaśmiała się bezgłośnie.
- Pytanie, czy w moim przypadku tak się w ogóle da - prychnęła, wbijając na chwilę wzrok w przeciwległą ścianę i podciągając jedno kolano pod brodę.
- Mogę przestać świadomie myśleć o rzeczach, które mam na głowie i z części z nich spróbować zrezygnować, ale nie zmienię działania mózgu. - Wzięła głęboki wdech.
Która była już godzina? Jemu schodził nastrój, a ona coraz bardziej czuła niedobór snu. To pewnie przez to wzięło ich na tego typu rozważania.
Przekręciła głowę w jego stronę, nie zdejmując jej z kolana, na którym opierała też ręce. Uśmiechnęła się do niego zadziornie.
- Można spróbować. A dorosłością się nie przejmuję. I tak już od lat się tak własnie zachowuję, więc wiem, czego się spodziewać - zażartowała, choć było w tym trochę racji.
Może i zbliżała jej się dopiero siedemnastka, ale ona miała już w głowie dość informacji (a również trochę doświadczenia) by móc sadzić, że da sobie radę nawet wtedy, kiedy puści się spódnicy mamusi i pójdzie w świat, szukać własnego szczęścia. Właśnie. Szczęścia... Dla niej dążenie do ideału równało się szczęściu, a co kiedy się z tego zrezygnuję? Kolejny powód, dla którego miała prawo czuć się zagubiona, kiedy zdecydowałaby się na przemianę.
- Sam też powinieneś się wziąć w garść, wiesz? Fajki, dragi i walki z głodem to raczej kiepski przepis na życie. - Niby nie zmieniła tonu głosu i krzywo się uśmiechnęła, ale szare oczy wyraźnie dawały do zrozumienia, że naprawdę się o niego martwi.
- Czytam jakieś dziesięć razy szybciej od przeciętnej osoby, więc w tym samym czasie jestem w stanie przetworzyć znacznie więcej materiału co w połączeniu z chłonnym umysłem i dużą podzielnością uwagi nadaje się idealnie do szybkiego uczenia się. - Mogłaby nawet rozwinąć tę myśl o kilka innych informacji, ale było to teraz mało istotne.
Nie chciała przecież próbować zabłysnąć intelektem, bo świadczyły o tym za nią wyniki z egzaminów i cała masa innych rzeczy. Z resztą, to wszystko nie miało teraz znaczenia, bo nie chodziło tu o chwalenie się, jakim to się nie jest asem. Zwłaszcza, że mówiła akurat o tym, jak strasznie zaczyna ją męczyć ten wyścig szczurów.
Vivi, dziwne określenie, ale może nawet da się przywyknąć.
Zaśmiała się bezgłośnie.
- Pytanie, czy w moim przypadku tak się w ogóle da - prychnęła, wbijając na chwilę wzrok w przeciwległą ścianę i podciągając jedno kolano pod brodę.
- Mogę przestać świadomie myśleć o rzeczach, które mam na głowie i z części z nich spróbować zrezygnować, ale nie zmienię działania mózgu. - Wzięła głęboki wdech.
Która była już godzina? Jemu schodził nastrój, a ona coraz bardziej czuła niedobór snu. To pewnie przez to wzięło ich na tego typu rozważania.
Przekręciła głowę w jego stronę, nie zdejmując jej z kolana, na którym opierała też ręce. Uśmiechnęła się do niego zadziornie.
- Można spróbować. A dorosłością się nie przejmuję. I tak już od lat się tak własnie zachowuję, więc wiem, czego się spodziewać - zażartowała, choć było w tym trochę racji.
Może i zbliżała jej się dopiero siedemnastka, ale ona miała już w głowie dość informacji (a również trochę doświadczenia) by móc sadzić, że da sobie radę nawet wtedy, kiedy puści się spódnicy mamusi i pójdzie w świat, szukać własnego szczęścia. Właśnie. Szczęścia... Dla niej dążenie do ideału równało się szczęściu, a co kiedy się z tego zrezygnuję? Kolejny powód, dla którego miała prawo czuć się zagubiona, kiedy zdecydowałaby się na przemianę.
- Sam też powinieneś się wziąć w garść, wiesz? Fajki, dragi i walki z głodem to raczej kiepski przepis na życie. - Niby nie zmieniła tonu głosu i krzywo się uśmiechnęła, ale szare oczy wyraźnie dawały do zrozumienia, że naprawdę się o niego martwi.
Tak, tak. Jesteś genialna, mała. Wiem to.
Trochę bawił go jej zachwyt nad umiejętnościami, które nie robiły na nim zupełnie żadnego wrażenia. Nie uznawał tego za chwalenie się, a przynajmniej nie w taki sposób, który by go odpychał. Jego zdaniem to było urocze przekonanie, że zdolność do nauki czy szybkie czytanie można uznawać za coś godnego pozazdroszczenia. Dla niego nie były one warte zachodu potrzebnego do ich opanowania. W końcu, gdy ktoś podnosił na ciebie rękę, nie ważne było co miałeś na koniec szkoły z matematyki czy ile artykułów przeczytałeś. Czasami nie liczyło się nawet czy zrobiłeś coś złego...
Znowu się zaczyna.
Miał tego jej proszka. Wystarczyło by go wziął i wszystko znowu byłoby radosne i zajebiste. Ba, po takim towarze to zostanie mu na dobre kilka godzin, a potem dopiero zacznie schodzić i gdy nadejdzie następny dzień, Rem zdąży załatwić sobie kolejną porcję. Brzmiało jak dobry plan. Nawet bardzo dobry. I pewnie nie marnowałby czasu z wdrążeniem go w czyn, gdyby nie to co właśnie powiedziała ku niemu Darkówna.
Spojrzał na nią trochę oniemiały, a trochę wciąż zagubiony we własnych myślach. Chciał się wybronić, zbyć ją, albo jakkolwiek inaczej skomentować jej zarzuty, ale udało mu się tylko otworzyć usta i ponownie je zamknąć, odwracając od niej twarz. W końcu wstał.
- Lepiej już pójdę. - mruknął bardziej do siebie, niźli do niej, po czym ruszył w stronę drzwi, uchylając najpierw, by upewnić się, że nikt z domowników przypadkiem nie kręci się w pobliżu. Teraz, gdy wróciła mu jakaś samokontrola i bardziej racjonalne myślenie, wolał nie ryzykować wpadki. I tak miał za dużo kłopotów na karku.
Trochę bawił go jej zachwyt nad umiejętnościami, które nie robiły na nim zupełnie żadnego wrażenia. Nie uznawał tego za chwalenie się, a przynajmniej nie w taki sposób, który by go odpychał. Jego zdaniem to było urocze przekonanie, że zdolność do nauki czy szybkie czytanie można uznawać za coś godnego pozazdroszczenia. Dla niego nie były one warte zachodu potrzebnego do ich opanowania. W końcu, gdy ktoś podnosił na ciebie rękę, nie ważne było co miałeś na koniec szkoły z matematyki czy ile artykułów przeczytałeś. Czasami nie liczyło się nawet czy zrobiłeś coś złego...
Znowu się zaczyna.
Miał tego jej proszka. Wystarczyło by go wziął i wszystko znowu byłoby radosne i zajebiste. Ba, po takim towarze to zostanie mu na dobre kilka godzin, a potem dopiero zacznie schodzić i gdy nadejdzie następny dzień, Rem zdąży załatwić sobie kolejną porcję. Brzmiało jak dobry plan. Nawet bardzo dobry. I pewnie nie marnowałby czasu z wdrążeniem go w czyn, gdyby nie to co właśnie powiedziała ku niemu Darkówna.
Spojrzał na nią trochę oniemiały, a trochę wciąż zagubiony we własnych myślach. Chciał się wybronić, zbyć ją, albo jakkolwiek inaczej skomentować jej zarzuty, ale udało mu się tylko otworzyć usta i ponownie je zamknąć, odwracając od niej twarz. W końcu wstał.
- Lepiej już pójdę. - mruknął bardziej do siebie, niźli do niej, po czym ruszył w stronę drzwi, uchylając najpierw, by upewnić się, że nikt z domowników przypadkiem nie kręci się w pobliżu. Teraz, gdy wróciła mu jakaś samokontrola i bardziej racjonalne myślenie, wolał nie ryzykować wpadki. I tak miał za dużo kłopotów na karku.
Wygląda na to, że trafiła w sedno. Przynajmniej mogła mieć nadzieję, że dała mu do myślenia. Nie chciała go programować, ale przynajmniej skłonić do przemyśleń. Jeden ze stopni, których potrzebował, by z tego wyjść mu wskazała. Spróbuje z tego wyjść czy jednak stoczy się już do reszty? To była jego decyzja i ewentualnie tylko jej nadzieja.
Automatycznie podniosła się z miejsca razem z nim. Miała jeszcze jedną rzecz do zrobienia, zanim wyjdzie. Niby zmieniała się w swoją, na swój sposób, "gorszą" wersję, ale gotowość do obdarowywania ludzi dobrymi uczynkami była jednak w niej, a nie w postaci, którą starała się grać.
- Czekaj. - Wyciągnęła rękę, jakby chciała go złapać za rękaw, ale tego nie zrobiła.
Niechęć do dotyku. Tak łatwo jej raczej nie przeskoczy.
- Proszę, zaczekaj tutaj chwilę, ok? Skoczę po coś. - Tym razem zrezygnowała z tonu rozkazującego, którego czasem nadużywała i ruszyła na piętro.
Wpadła do łazienki i wygrzebała ciuchy brata.
Powinny pasować.
Przewiesiła je przez ramię i wyczuła coś w kieszeni. Włożyła do niej rękę i co znalazła?
Ten gość wszędzie zostawia fajki, co?
Westchnęła i wpakowała je do kieszeni, a później zbiegła na dół.
- Masz. - Podała koledze ciuchy.
- Patrząc na ciebie, zastanawiam się, jaki procent twoich ubrań pokrywają farby i mam wrażenie, że jest tego więcej, niż czystych fragmentów. - Oczywiście przesadzała, ale był to zabieg celowy.
W tymi pstrokatymi plamami na całym ubraniu wyglądał naprawdę kiepsko i jakoś nie miała ochoty go tak wypuszczać.
- Mój brat powinien znieść zniknięcie jednego kompletu ubrań. - Domyślała się, że pewnie za jakiś czas zauważy ich zniknięcie.
Poprawka, za niedługo zauważy, bo zostawił w kieszeni fajki, więc dzisiaj lub jutro się po nie wróci, a tu niespodzianka. W sumie, bawiła ją wizja jego miny i to, co będzie się działo później.
Automatycznie podniosła się z miejsca razem z nim. Miała jeszcze jedną rzecz do zrobienia, zanim wyjdzie. Niby zmieniała się w swoją, na swój sposób, "gorszą" wersję, ale gotowość do obdarowywania ludzi dobrymi uczynkami była jednak w niej, a nie w postaci, którą starała się grać.
- Czekaj. - Wyciągnęła rękę, jakby chciała go złapać za rękaw, ale tego nie zrobiła.
Niechęć do dotyku. Tak łatwo jej raczej nie przeskoczy.
- Proszę, zaczekaj tutaj chwilę, ok? Skoczę po coś. - Tym razem zrezygnowała z tonu rozkazującego, którego czasem nadużywała i ruszyła na piętro.
Wpadła do łazienki i wygrzebała ciuchy brata.
Powinny pasować.
Przewiesiła je przez ramię i wyczuła coś w kieszeni. Włożyła do niej rękę i co znalazła?
Ten gość wszędzie zostawia fajki, co?
Westchnęła i wpakowała je do kieszeni, a później zbiegła na dół.
- Masz. - Podała koledze ciuchy.
- Patrząc na ciebie, zastanawiam się, jaki procent twoich ubrań pokrywają farby i mam wrażenie, że jest tego więcej, niż czystych fragmentów. - Oczywiście przesadzała, ale był to zabieg celowy.
W tymi pstrokatymi plamami na całym ubraniu wyglądał naprawdę kiepsko i jakoś nie miała ochoty go tak wypuszczać.
- Mój brat powinien znieść zniknięcie jednego kompletu ubrań. - Domyślała się, że pewnie za jakiś czas zauważy ich zniknięcie.
Poprawka, za niedługo zauważy, bo zostawił w kieszeni fajki, więc dzisiaj lub jutro się po nie wróci, a tu niespodzianka. W sumie, bawiła ją wizja jego miny i to, co będzie się działo później.
Nie domyślał się z jakiego powodu Natalie mogłaby chcieć go zatrzymywać, ale też nie spieszył się aż tak do odwalania czarnej roboty za Szczura by nie móc zaczekać tej chwili dłużej. Odsunął się od drzwi i oparł o ścianę, czekając aż nastolatka wróci, faktycznie poświęcając uwagę na jej wcześniejszy komentarz oraz zalecenie.
Gdyby to było takie łatwe... Nie, cofnij. Gdyby stanowiło to dla niego problem, to może i widziałby sens w jakiejkolwiek zmianie. Prawda jednak była taka, że sam wybrał sobie życie od jednego haju do następnego. To była jego forma terapii, sposób na radzenie sobie z tym co go gnębiło, a czego nie umiał sam przezwyciężyć. Od przeprowadzki czuł się zdany już tylko na siebie, ale zmiana kraju niczego nie naprawiła. Dała mu szansę na nowy start - coś co, jak sama zdążyła zauważyć, panienka Dark na jego miejscu na pewno by wykorzystała. Tylko, że on nie potrafił tego zrobić. Jego po prostu nikt nigdy nie nauczył jak żyć normalnie.
Wróciła i już odbił się plecami od ściany, gotów zebrać do wyjścia, gdy podała mu ciuchy na zmianę. Nie rozumiał czego się teraz spodziewała po nim, a ponieważ nie miał siły i ochoty się tego domyślać, od razu zapytał z niedowierzaniem;
- I co, mam się w to teraz przebrać przy tobie?
Może i ona nie widziała nic złego w chodzeniu w negliżu, ale on wybitnie nie lubił zdejmować ciuchów przy ludziach. Nie myśląc nawet o tym, skrzyżował ręce, tylko bardziej zasłaniając się w ten sposób kurtką.
Nie było mowy, nawet, gdyby wyszła za drzwi. Jeszcze by za wcześnie chciała wrócić i... Nie, po prostu nie. A skoro i tak miał stąd wyjść cały w farbie, to równie dobrze mógł już pozostać w takim stroju jak teraz.
Gdyby to było takie łatwe... Nie, cofnij. Gdyby stanowiło to dla niego problem, to może i widziałby sens w jakiejkolwiek zmianie. Prawda jednak była taka, że sam wybrał sobie życie od jednego haju do następnego. To była jego forma terapii, sposób na radzenie sobie z tym co go gnębiło, a czego nie umiał sam przezwyciężyć. Od przeprowadzki czuł się zdany już tylko na siebie, ale zmiana kraju niczego nie naprawiła. Dała mu szansę na nowy start - coś co, jak sama zdążyła zauważyć, panienka Dark na jego miejscu na pewno by wykorzystała. Tylko, że on nie potrafił tego zrobić. Jego po prostu nikt nigdy nie nauczył jak żyć normalnie.
Wróciła i już odbił się plecami od ściany, gotów zebrać do wyjścia, gdy podała mu ciuchy na zmianę. Nie rozumiał czego się teraz spodziewała po nim, a ponieważ nie miał siły i ochoty się tego domyślać, od razu zapytał z niedowierzaniem;
- I co, mam się w to teraz przebrać przy tobie?
Może i ona nie widziała nic złego w chodzeniu w negliżu, ale on wybitnie nie lubił zdejmować ciuchów przy ludziach. Nie myśląc nawet o tym, skrzyżował ręce, tylko bardziej zasłaniając się w ten sposób kurtką.
Nie było mowy, nawet, gdyby wyszła za drzwi. Jeszcze by za wcześnie chciała wrócić i... Nie, po prostu nie. A skoro i tak miał stąd wyjść cały w farbie, to równie dobrze mógł już pozostać w takim stroju jak teraz.
Właściwie, nawet jej przez myśl nie przeszło, że może pomyśleć, że ona zamierza tutaj stać jak będzie się przebierał. Brr. Ostatnim, na co miała ochotę, było podglądanie kolegi jak ten ściąga ciuchy. Jakoś mało ją interesowało, jak pod tym wszystkim wygląda i wolała pozostać w niewiedzy. Nie, wolała nawet nie myśleć. W przeciwieństwie do niego, jej jakoś nie ciągnęło do gapienia się na odsłonięte ciało drugiej osoby.
- Nie, jasne, że nie zamierzam tu stać - odparła, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie, a później parsknęła śmiechem widząc, jak się zasłania.
Czyżby ktoś, co kilka godzin temu bezwstydnie się na nią gapił, kiedy odsłoniła trochę więcej ciała, wstydził się swojego wyglądu? To było w sumie dość zabawne, biorąc pod uwagę jego wcześniejsze aluzje i całą resztę.
- Spokojnie, nie zamierzam tu wchodzić. Zdecydowanie nie zamierzam... ugh. - Po co ona mu się znowu tłumaczyła? Wystarczyło pozostać przy tym, że zamierza wyjść i tam czekać aż sam wyjdzie z pomieszczenia.
Odłożyła ciuchy na skrzynię, nie zmuszając go do brania ich.
- A, znalazłam jeszcze jedno... - Zastanawiała się przez chwilę, czy naprawdę zamierza teraz zaprzeczyć czemuś, co jeszcze niedawno mu wpajała.
Chrzanić to.
Wyjęła z tylnej kieszeni spodni jeszcze w połowie pełną paczkę fajek i jak można się było domyślić, nie były one z najniższej półki. Nawet ona wyczuwała różnicę. Te tańsze zwyczajnie śmierdziały, a zapach po tych był nawet znośny.
- Wczoraj mówiłeś, że ci ich brakowało. - Pomachała mu pudełkiem przed oczami i rzuciła je na leżące ubrania.
- Brat zostawił je w kieszeni spodni. Nadal uważam, że powinieneś przestać palić, ale nie łudzę się, że ot tak pożegnasz się z tym szajsem. - Wzruszyła ramionami i zahaczyła kciukami o szlufki w spodniach.
- Zrób z tym, co chcesz. Ja wychodzę na korytarz i w razie czego dam ci znać, gdyby ktoś szedł - oznajmiła, wbijając wzrok w podłogę w okolicach jego butów, a później wyszła, zamknęła za sobą drzwi i oparła się o ścianę, czekając na jego decyzję.
Uśmiechnęła się jednym kącikiem, przypominając sobie wizję wkurzonego brata, gdy nie znajdzie on swoich rzeczy. Coraz bardziej podobał jej się ten obraz. Aż chciała go zobaczyć!
- Nie, jasne, że nie zamierzam tu stać - odparła, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie, a później parsknęła śmiechem widząc, jak się zasłania.
Czyżby ktoś, co kilka godzin temu bezwstydnie się na nią gapił, kiedy odsłoniła trochę więcej ciała, wstydził się swojego wyglądu? To było w sumie dość zabawne, biorąc pod uwagę jego wcześniejsze aluzje i całą resztę.
- Spokojnie, nie zamierzam tu wchodzić. Zdecydowanie nie zamierzam... ugh. - Po co ona mu się znowu tłumaczyła? Wystarczyło pozostać przy tym, że zamierza wyjść i tam czekać aż sam wyjdzie z pomieszczenia.
Odłożyła ciuchy na skrzynię, nie zmuszając go do brania ich.
- A, znalazłam jeszcze jedno... - Zastanawiała się przez chwilę, czy naprawdę zamierza teraz zaprzeczyć czemuś, co jeszcze niedawno mu wpajała.
Chrzanić to.
Wyjęła z tylnej kieszeni spodni jeszcze w połowie pełną paczkę fajek i jak można się było domyślić, nie były one z najniższej półki. Nawet ona wyczuwała różnicę. Te tańsze zwyczajnie śmierdziały, a zapach po tych był nawet znośny.
- Wczoraj mówiłeś, że ci ich brakowało. - Pomachała mu pudełkiem przed oczami i rzuciła je na leżące ubrania.
- Brat zostawił je w kieszeni spodni. Nadal uważam, że powinieneś przestać palić, ale nie łudzę się, że ot tak pożegnasz się z tym szajsem. - Wzruszyła ramionami i zahaczyła kciukami o szlufki w spodniach.
- Zrób z tym, co chcesz. Ja wychodzę na korytarz i w razie czego dam ci znać, gdyby ktoś szedł - oznajmiła, wbijając wzrok w podłogę w okolicach jego butów, a później wyszła, zamknęła za sobą drzwi i oparła się o ścianę, czekając na jego decyzję.
Uśmiechnęła się jednym kącikiem, przypominając sobie wizję wkurzonego brata, gdy nie znajdzie on swoich rzeczy. Coraz bardziej podobał jej się ten obraz. Aż chciała go zobaczyć!
Tak, tak, bardzo śmieszne. Dopiero co gapił się na jej dekolt i uważał, że nie musi się przebierać ze zbyt wiele odsłaniającej 'piżamy', a teraz sam zachowywał się jak największy wstydzioch. Niestety, ludzie z natury byli hipokrytami. W mniejszym lub większym stopniu, ale jednak.
Gdyby dopiero co nie spędził z nią tyle czasu, to pewnie żadne tłumaczenia by go nie przekonały. Nie był z natury ufny, chociaż często ryzykował. Bez słowa, wciąż mocno zasłaniając się, obserwował poczynania Natalie, nie reagując nawet na paczkę fajek, którą pomachała mu prosto przed nosem. Dopiero, gdy wyszła i drzwi się za nią zamknęły, rudzielec rozluźnił się nieco i oparł z powrotem o ścianę, wbijając wzrok w darowane rzeczy.
Pewnie markowe. Jakby tak je opchnąć...
Powiedziała, że może zrobić z tym co chce, prawda? Cóż, Remi nie był w sytuacji w której odmawia się takich prezentów i nawet nie gryzło go sumienie, że zamierzał przehandlować ubranie darowane przez panienkę Dark za coś czego chciała by więcej nie brał. Chyba, że zmieniła już zdanie, tak jak ze szlugami?
Ruszył powoli po papierosy i przyjrzał się ich opakowaniu, od razu rozpoznając cenioną markę. Przez głowę przeszła mu nieuchronna myśl, że gdyby nie były napoczęte, to i za nie coś by wskórał... normalnie prawdziwy biznesmen! Prychnął, wyobrażając sobie siebie w garniaku; poważnego i eleganckiego, rozporządzającego akcjami na giełdzie. Niedoczekanie...
Zapalił. W kurtce zawsze nosił zapalniczkę, a nie dość, że naprawdę go skręcało z braku nikotyny, to był też cholernie ciekawy jak smakuje coś tak drogiego. Zaciągnął się i niespiesznie wypuścił dym, delektując się tą chwilą. Nie było nawet porównania do najtańszego ścierwa, jakie zazwyczaj pochłaniał. Serio, mógłby się do tego luksusu bez problemu przyzwyczaić. Z uśmiechem wziął jeszcze jednego bucha, po czym pozostawił papieros w ustach i sięgnął po ubrania. Nie miały metek, ale i bez tego czuć było wysokiej jakości materiał, który aż się prosił o włożenie. Właściwie... Skoro już sobie dogadzał, to dlaczego by nie pójść na całość? Błyskawiczne zerknięcie w stronę drzwi w ramach upewnienia, że aby nikt przez nie nie zagląda. Teren czysty? Dobra, no to przymierzmy te cuda...
Wyszedł ze składzika już w stroju, który zapewniła mu Natalie, trzymając własne rzeczy pod pachą. Nie zapytał "no i jak?", ale też nie minął jej, od razu kierując się do wyjścia. Stanął jedynie obok, jakby oczekiwał reakcji, albo po prostu już nie zamierzał wcale stąd iść. Ewentualnie oba.
Gdyby dopiero co nie spędził z nią tyle czasu, to pewnie żadne tłumaczenia by go nie przekonały. Nie był z natury ufny, chociaż często ryzykował. Bez słowa, wciąż mocno zasłaniając się, obserwował poczynania Natalie, nie reagując nawet na paczkę fajek, którą pomachała mu prosto przed nosem. Dopiero, gdy wyszła i drzwi się za nią zamknęły, rudzielec rozluźnił się nieco i oparł z powrotem o ścianę, wbijając wzrok w darowane rzeczy.
Pewnie markowe. Jakby tak je opchnąć...
Powiedziała, że może zrobić z tym co chce, prawda? Cóż, Remi nie był w sytuacji w której odmawia się takich prezentów i nawet nie gryzło go sumienie, że zamierzał przehandlować ubranie darowane przez panienkę Dark za coś czego chciała by więcej nie brał. Chyba, że zmieniła już zdanie, tak jak ze szlugami?
Ruszył powoli po papierosy i przyjrzał się ich opakowaniu, od razu rozpoznając cenioną markę. Przez głowę przeszła mu nieuchronna myśl, że gdyby nie były napoczęte, to i za nie coś by wskórał... normalnie prawdziwy biznesmen! Prychnął, wyobrażając sobie siebie w garniaku; poważnego i eleganckiego, rozporządzającego akcjami na giełdzie. Niedoczekanie...
Zapalił. W kurtce zawsze nosił zapalniczkę, a nie dość, że naprawdę go skręcało z braku nikotyny, to był też cholernie ciekawy jak smakuje coś tak drogiego. Zaciągnął się i niespiesznie wypuścił dym, delektując się tą chwilą. Nie było nawet porównania do najtańszego ścierwa, jakie zazwyczaj pochłaniał. Serio, mógłby się do tego luksusu bez problemu przyzwyczaić. Z uśmiechem wziął jeszcze jednego bucha, po czym pozostawił papieros w ustach i sięgnął po ubrania. Nie miały metek, ale i bez tego czuć było wysokiej jakości materiał, który aż się prosił o włożenie. Właściwie... Skoro już sobie dogadzał, to dlaczego by nie pójść na całość? Błyskawiczne zerknięcie w stronę drzwi w ramach upewnienia, że aby nikt przez nie nie zagląda. Teren czysty? Dobra, no to przymierzmy te cuda...
Wyszedł ze składzika już w stroju, który zapewniła mu Natalie, trzymając własne rzeczy pod pachą. Nie zapytał "no i jak?", ale też nie minął jej, od razu kierując się do wyjścia. Stanął jedynie obok, jakby oczekiwał reakcji, albo po prostu już nie zamierzał wcale stąd iść. Ewentualnie oba.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach