▲▼
First topic message reminder :
Pierwszym, co rzuca się w oczy, gdy patrzy się na ten dom, jest to, że brakuje mu przepychu, który bije od wielu tutejszych rezydencji. Wyróżnia się też staromodnym, angielskim stylem, który nie jest tak często spotykany w Kanadzie. O tę stylistykę zadbała głowa rodziny, chcąc wynagrodzić jakoś bliskim opuszczenie ojczyzny.
Budynek jest piętrowy, z poddaszem i sporą piwnicą. Wewnątrz również gustownie urządzony, ale pozbawiony niepotrzebnych nikomu, kosztownych elementów. Prowadzony wedle ideologii: "Mieć tyle, ile jest potrzebne i stawiać na jakość oraz użyteczność, a nie na modę i cenę".
O porządek w rezydencji dba zamieszkująca go gosposia. Jest ona jedynym tutejszym pracownikiem.
Pierwszym, co rzuca się w oczy, gdy patrzy się na ten dom, jest to, że brakuje mu przepychu, który bije od wielu tutejszych rezydencji. Wyróżnia się też staromodnym, angielskim stylem, który nie jest tak często spotykany w Kanadzie. O tę stylistykę zadbała głowa rodziny, chcąc wynagrodzić jakoś bliskim opuszczenie ojczyzny.
Budynek jest piętrowy, z poddaszem i sporą piwnicą. Wewnątrz również gustownie urządzony, ale pozbawiony niepotrzebnych nikomu, kosztownych elementów. Prowadzony wedle ideologii: "Mieć tyle, ile jest potrzebne i stawiać na jakość oraz użyteczność, a nie na modę i cenę".
O porządek w rezydencji dba zamieszkująca go gosposia. Jest ona jedynym tutejszym pracownikiem.
Już miał wyjść na podwórze, gdy Natalie jednak zdecydowała się go dogonić, a nawet wręcz przegonić, stając pomiędzy nim, a przygodą.
- Co ty... - zaczął mrukliwie, nie bardzo rozumiejąc dlaczego nastolatka tak bardzo uparła się z nim nie współpracować. Jeśli nie chciała z nim jechać, to wystarczyło powiedzieć! On... on wcale jej do tego nie potrzebował! Nawet wolałby być sam. Jak zawsze...
- Na pewno kursują tam jakieś statki. To łatwiejsze niż wbicie się do samolotu. - zauważył nieprzekonany do jej uzasadnień, ani przez chwilę nie kryjąc się z legalnością preferowanego transportu.
- A jedzenie załatwi się po drodze. No, chodź, Vivs... - złapał ją za dłoń i ucałował w przegub, uśmiechając się szelmowsko. Miała przed sobą głuchego na wszelkie argumenty zawadiakę, który dodatkowo nie potrafił krytycznie spojrzeć na swe śmiałe zamiary. 'Kumpla', który dosłownie w każdej chwili mógł zacząć mieć zjazd z twardego narkotyku, ale wciąż był za silny i zbyt zdeterminowany by dało się go siłą zatrzymać.
- Będzie zajebiście, zobaczysz! Nie możesz mi choć raz zaufać...?
Jakby i tak nie było jej ciężko go przekonać, to jeszcze sam wyskoczył z najgorszą amunicją - spojrzeniem zbitego szczeniaka. Chciał dobrze, nawet wybrał Anglię z myślą o niej! Ale widać cokolwiek nie zrobi, ona tego nie doceni... #takiesmutne
- Co ty... - zaczął mrukliwie, nie bardzo rozumiejąc dlaczego nastolatka tak bardzo uparła się z nim nie współpracować. Jeśli nie chciała z nim jechać, to wystarczyło powiedzieć! On... on wcale jej do tego nie potrzebował! Nawet wolałby być sam. Jak zawsze...
- Na pewno kursują tam jakieś statki. To łatwiejsze niż wbicie się do samolotu. - zauważył nieprzekonany do jej uzasadnień, ani przez chwilę nie kryjąc się z legalnością preferowanego transportu.
- A jedzenie załatwi się po drodze. No, chodź, Vivs... - złapał ją za dłoń i ucałował w przegub, uśmiechając się szelmowsko. Miała przed sobą głuchego na wszelkie argumenty zawadiakę, który dodatkowo nie potrafił krytycznie spojrzeć na swe śmiałe zamiary. 'Kumpla', który dosłownie w każdej chwili mógł zacząć mieć zjazd z twardego narkotyku, ale wciąż był za silny i zbyt zdeterminowany by dało się go siłą zatrzymać.
- Będzie zajebiście, zobaczysz! Nie możesz mi choć raz zaufać...?
Jakby i tak nie było jej ciężko go przekonać, to jeszcze sam wyskoczył z najgorszą amunicją - spojrzeniem zbitego szczeniaka. Chciał dobrze, nawet wybrał Anglię z myślą o niej! Ale widać cokolwiek nie zrobi, ona tego nie doceni... #takiesmutne
Ok, wcześniej faktycznie przesadzała z pomaganiem mu i teraz najwyraźniej zamierzało się to na niej odbić. Wyglądało na to, że jego momentami trzeba było zwyczajnie niańczyć. A później się dziwić, że był w tak kiepskim stanie, kiedy musiał sam o siebie dbać.
Ugh. Momentami mam wrażenie, że jeśli na chwilę spuszczę go z oka, to mu odwali i coś sobie zrobi. Jest z nim coraz gorzej, a ja nie mam kompetencji, żeby się nim zajmować.
Westchnęła ciężko.
- Nie masz pojęcia, jak łatwo prześlizgnąć się przez kontrolę na lotnisku, jeśli zna się sposób - mruknęła pod nosem.
Oj tak, miała za długi język i nieraz nawet nie myślała, żeby się w niego ugryźć. Kochany tatuś i kochany braciszek zdecydowanie nie byli dla niej dobrym wzorem do naśladowania. Obaj mimochodem przekazywali jej wiedzę potrzebną do łamania prawa w tak umiejętny sposób, by uszło to człowiekowi na sucho. Nathan może mniej, bo ciągle go nie było i jednak nie spieszno mu było pokazywać swoich asów z rękawa zwłaszcza, że ukrywał je przed rodzicami, więc nie chciał ryzykować, że "święta" siostrzyczka coś wygada. On jedynie wspominał jej, co można zrobić, ale nie przedstawiał planu realizacji.
Mam wrażenie, że teraz dałby się namówić. Na początku by się śmiał, ale przecież nie raz chciał mnie już ze sobą zabrać. Tyle, że wtedy odprawiałam go z kwitkiem, bo nie chciałam łamać prawa.
Wypuściła wolno powietrze.
Jest uroczy, ale nie mogę się zgodzić. To zdecydowanie nie jest dobry pomysł i muszę mu go wybić z głowy jako to trzeźwo myśląca.
- Remi, w tym momencie nie mogę ot tak wyjść z domu i wyjechać. Pamiętasz co mówiłam? Nie robię takich rzeczy, bo mam zobowiązania. Jestem, kim jestem, bo kocham moją rodzinę i nie chcę ich krzywdzić. Za dwa dni możemy jechać, spoko, ale nie TERAZ, rozumiesz? - Wpatrywała się w jego oczy z nadzieją, że jest z nim jednak lepiej niż gdy był na kokainie i jednak coś do niego dotrze.
Właściwie, skoro ty możesz wyjeżdżać ze szczenięcymi oczami, to ja też nie zamierzam grać fair.
Zbliżyła się do niego tak, że dzieliło ich może jakieś dwadzieścia centymetrów. Z tej pozycji spojrzała mu w oczy, samej robiąc uroczą minę. No, na tyle uroczą, na ile Natalie była w stanie ją zrobić bez przesadnego przerysowywania jej.
- Proszę, zaczekaj te dwa dni. Zrób to dla mnie, ok? - Uśmiechnęła się jednym kącikiem ust i omiotła jego twarz spojrzeniem, a później wspięła się na palce i dała mu buziaka w usta.
Kurr... Nigdy nie myślałam, że zniżę się do tak babskich zagrań. Czasami cię zwyczajnie nie cierpię. Weź to przynajmniej kup.
Ugh. Momentami mam wrażenie, że jeśli na chwilę spuszczę go z oka, to mu odwali i coś sobie zrobi. Jest z nim coraz gorzej, a ja nie mam kompetencji, żeby się nim zajmować.
Westchnęła ciężko.
- Nie masz pojęcia, jak łatwo prześlizgnąć się przez kontrolę na lotnisku, jeśli zna się sposób - mruknęła pod nosem.
Oj tak, miała za długi język i nieraz nawet nie myślała, żeby się w niego ugryźć. Kochany tatuś i kochany braciszek zdecydowanie nie byli dla niej dobrym wzorem do naśladowania. Obaj mimochodem przekazywali jej wiedzę potrzebną do łamania prawa w tak umiejętny sposób, by uszło to człowiekowi na sucho. Nathan może mniej, bo ciągle go nie było i jednak nie spieszno mu było pokazywać swoich asów z rękawa zwłaszcza, że ukrywał je przed rodzicami, więc nie chciał ryzykować, że "święta" siostrzyczka coś wygada. On jedynie wspominał jej, co można zrobić, ale nie przedstawiał planu realizacji.
Mam wrażenie, że teraz dałby się namówić. Na początku by się śmiał, ale przecież nie raz chciał mnie już ze sobą zabrać. Tyle, że wtedy odprawiałam go z kwitkiem, bo nie chciałam łamać prawa.
Wypuściła wolno powietrze.
Jest uroczy, ale nie mogę się zgodzić. To zdecydowanie nie jest dobry pomysł i muszę mu go wybić z głowy jako to trzeźwo myśląca.
- Remi, w tym momencie nie mogę ot tak wyjść z domu i wyjechać. Pamiętasz co mówiłam? Nie robię takich rzeczy, bo mam zobowiązania. Jestem, kim jestem, bo kocham moją rodzinę i nie chcę ich krzywdzić. Za dwa dni możemy jechać, spoko, ale nie TERAZ, rozumiesz? - Wpatrywała się w jego oczy z nadzieją, że jest z nim jednak lepiej niż gdy był na kokainie i jednak coś do niego dotrze.
Właściwie, skoro ty możesz wyjeżdżać ze szczenięcymi oczami, to ja też nie zamierzam grać fair.
Zbliżyła się do niego tak, że dzieliło ich może jakieś dwadzieścia centymetrów. Z tej pozycji spojrzała mu w oczy, samej robiąc uroczą minę. No, na tyle uroczą, na ile Natalie była w stanie ją zrobić bez przesadnego przerysowywania jej.
- Proszę, zaczekaj te dwa dni. Zrób to dla mnie, ok? - Uśmiechnęła się jednym kącikiem ust i omiotła jego twarz spojrzeniem, a później wspięła się na palce i dała mu buziaka w usta.
Kurr... Nigdy nie myślałam, że zniżę się do tak babskich zagrań. Czasami cię zwyczajnie nie cierpię. Weź to przynajmniej kup.
Na początku go nawet zaintrygowała -wizja lotu samolotem na gapę była przyjemnie ekscytująca, zupełnie nowa i naprawdę wspaniale świadczyła o tak grzecznej, ułożonej dziewczynie za jaką Remi wciąż uważał Darkównę. Potem jednak zahaczyła o temat, którego naprawdę nie lubił poruszać, a który przecież przesądził o jego śmiałych planach.
Jestem, kim jestem, bo kocham moją rodzinę i nie chcę ich krzywdzić.
On wcale nie uważał, że nie kochał swojej rodziny, czy ona jego, ale krzywda i tak była u Thibaultów na porządku dziennym. Na tyle powszechne i akceptowane zjawisko nie robiło już wrażenia. A skoro on mógł mimo własnych zobowiązań opuścić dom rodzinny, to co stało na przeszkodzie Natalie?
Rem nie miał głowy do rozkminiania takich zawiłości. Ani na trzeźwo, ani tym bardziej teraz, chociaż zaczynał próbować i przychodziły mu na myśl coraz to dziwniejsze i gorsze pomysły. Na szczęście momentalnie dał sobie z nimi spokój, gdy jego kumpela zbliżyła się nagle i spojrzała na niego w najbardziej pociągający sposób jaki kiedykolwiek u niej zaobserwował. Gdyby nie był na herze, to z pewnością jego ciało bardzo widocznie zareagowałoby na tak atrakcyjny dlań widok.
- Uhum... - zgodził się tępo, całkiem oczarowany wdziękiem nastolatki. Sprawiał wrażenie jakby zgodził się teraz na wszystko,cokolwiek by nie powiedziała.Nawet nie można było mieć pewności czy dotarła do niego jej prośba... Ale nie palił się już wybiegać z domu, a nawet wręcz nie śmiał drgnąć z miejsca dopóki ona nie obierze kierunku, więc pomimo niskości zagrania obranego przez Violette, było ono przynajmniej lepiej niż skuteczne.
Jestem, kim jestem, bo kocham moją rodzinę i nie chcę ich krzywdzić.
On wcale nie uważał, że nie kochał swojej rodziny, czy ona jego, ale krzywda i tak była u Thibaultów na porządku dziennym. Na tyle powszechne i akceptowane zjawisko nie robiło już wrażenia. A skoro on mógł mimo własnych zobowiązań opuścić dom rodzinny, to co stało na przeszkodzie Natalie?
Rem nie miał głowy do rozkminiania takich zawiłości. Ani na trzeźwo, ani tym bardziej teraz, chociaż zaczynał próbować i przychodziły mu na myśl coraz to dziwniejsze i gorsze pomysły. Na szczęście momentalnie dał sobie z nimi spokój, gdy jego kumpela zbliżyła się nagle i spojrzała na niego w najbardziej pociągający sposób jaki kiedykolwiek u niej zaobserwował. Gdyby nie był na herze, to z pewnością jego ciało bardzo widocznie zareagowałoby na tak atrakcyjny dlań widok.
- Uhum... - zgodził się tępo, całkiem oczarowany wdziękiem nastolatki. Sprawiał wrażenie jakby zgodził się teraz na wszystko,cokolwiek by nie powiedziała.Nawet nie można było mieć pewności czy dotarła do niego jej prośba... Ale nie palił się już wybiegać z domu, a nawet wręcz nie śmiał drgnąć z miejsca dopóki ona nie obierze kierunku, więc pomimo niskości zagrania obranego przez Violette, było ono przynajmniej lepiej niż skuteczne.
Przynajmniej ten jeden raz udało jej się go do czegoś przekonać tak, że przestał jakkolwiek oponować.
Szkoda tylko, że kosztem mojej dumy. Ugh. Co ja robię? Ugh. Jeszcze mi za to zapłacisz.
Z jednej strony cieszyła się, że się udało, a z drugiej nadal przeklinała na niego i na siebie, że musiała coś takiego zrobić.
Niby mogło być gorzej, ale i tak... Okropne... Straszne... Co ja robię ze swoim życiem...
Westchnęła w myślach zrezygnowana, ale jego obecna mina trochę załagodziła jej parszywy nastrój. Jak widać, jej "słodkie oczy" były zdecydowanie bardziej skuteczne niż jego, ale to było nawet zrozumiałe. W końcu ona była tu wiecznie racjonalna i (na ogół) myśląca zamiast podążająca za uczuciami.
Kącik jej ust lekko zadrgał, co było praktycznie jedyną widoczną oznaką jej rozbawienia. Ta dziewczyna powinna zapisać się do klubu aktorskiego. Serio, miała talent. Niestety, na scenie by on jednak nie wypalił, bo najlepiej szło jej odgrywanie różnych odsłon samej siebie, a nie zupełnie obcych osób, których zachowanie zwyczajnie jej nie leżało.
Przynajmniej zadziałało.
- Chodź. Mieliśmy zjeść śniadanie, prawda? - Uniosła jedną brew, a później zrobiła krok w tył by móc ruszyć z powrotem do swojej owsianki.
Nie odwróciła się jednak na pięcie i nie pognała od razu do jadalni, nie bacząc na jego dalsze zachowanie, a zamiast tego wzięła do za rękę i dla pewności zaciągnęła go tam ze sobą.
Skoro już był gotów coś zjeść to niech lepiej je. Nie wiadomo, kiedy poczuje się gorzej i będzie naprzemiennie pił kawę i palił fajki, a jeśli mu się pogorszy, to tym bardziej nie będzie o tym myślał. Już i bez tego mam z nim dość problemu, więc nie mam zamiaru go później zaciągać jeszcze do posiłków. Nie przesadzajmy z tym niańczeniem. Jak już sam kiedyś zauważył, to ON jest ode mnie starszy, więc nie zamierzam się nim opiekować jak dzieckiem.
Szkoda tylko, że kosztem mojej dumy. Ugh. Co ja robię? Ugh. Jeszcze mi za to zapłacisz.
Z jednej strony cieszyła się, że się udało, a z drugiej nadal przeklinała na niego i na siebie, że musiała coś takiego zrobić.
Niby mogło być gorzej, ale i tak... Okropne... Straszne... Co ja robię ze swoim życiem...
Westchnęła w myślach zrezygnowana, ale jego obecna mina trochę załagodziła jej parszywy nastrój. Jak widać, jej "słodkie oczy" były zdecydowanie bardziej skuteczne niż jego, ale to było nawet zrozumiałe. W końcu ona była tu wiecznie racjonalna i (na ogół) myśląca zamiast podążająca za uczuciami.
Kącik jej ust lekko zadrgał, co było praktycznie jedyną widoczną oznaką jej rozbawienia. Ta dziewczyna powinna zapisać się do klubu aktorskiego. Serio, miała talent. Niestety, na scenie by on jednak nie wypalił, bo najlepiej szło jej odgrywanie różnych odsłon samej siebie, a nie zupełnie obcych osób, których zachowanie zwyczajnie jej nie leżało.
Przynajmniej zadziałało.
- Chodź. Mieliśmy zjeść śniadanie, prawda? - Uniosła jedną brew, a później zrobiła krok w tył by móc ruszyć z powrotem do swojej owsianki.
Nie odwróciła się jednak na pięcie i nie pognała od razu do jadalni, nie bacząc na jego dalsze zachowanie, a zamiast tego wzięła do za rękę i dla pewności zaciągnęła go tam ze sobą.
Skoro już był gotów coś zjeść to niech lepiej je. Nie wiadomo, kiedy poczuje się gorzej i będzie naprzemiennie pił kawę i palił fajki, a jeśli mu się pogorszy, to tym bardziej nie będzie o tym myślał. Już i bez tego mam z nim dość problemu, więc nie mam zamiaru go później zaciągać jeszcze do posiłków. Nie przesadzajmy z tym niańczeniem. Jak już sam kiedyś zauważył, to ON jest ode mnie starszy, więc nie zamierzam się nim opiekować jak dzieckiem.
Podczas, gdy Natalie przeżywała wewnętrzne upokorzenie po zniżeniu się do wykorzystania seksapilu w szczytnym celu, Rem niespecjalnie przytomnie wpatrywał się w nią, dalej całkowicie zauroczony. Przy okazji, kiedy chłopak stał wreszcie w miejscu, a nie zapieprzał z jednego w drugie bez chwili wytchnienia (oraz pomyślunku), dało się zauważyć, że ma gęsią skórkę i minimalnie drżą mu mięśnie. Sam nie zwracał na takie drobiazgi uwagi, albo nawet wcale ich nie zauważał, ale dla Darkówny oznaczało to tylko jedno - początki zespołu abstynencyjnego. Kwestią najdalej godziny było zanim Francuz zapragnie rzucić się po kolejną dawkę, byle tylko ulżyć tym razem czysto fizycznym, cierpieniom. A wtedy żadna ilość słodkich oczu nie zrobi na nim wrażenia...
Czy ona naprawdę była gotowa na kolejny tydzień? Już teraz Nat nie pasowało niańczenie starszego faceta, a przecież miało być tylko gorzej. Skoro nawet jego własna, rodzona matka go skreśliła, to co pozwalało wierzyć Brytyjce, że i ona w końcu nie pożałuje tamtego spotkania w parku po którym tak diametralnie odmieniły się ich oschłe relacje? Przecież o wiele łatwiej byłoby jej nigdy go nie polubić i dalej żyć po swojemu.
- Ale wyjedziemy za dwa dni, tak? I weźmiemy Salcię. - Remi uśmiechnął się do siebie, mamrocząc pod nosem, wyobrażając sobie na głos wspaniałą przyszłość jaka czekała jego i Natalie w jej Ojczyźnie. Nie było to wyraźne czy głośne, ale tym lepiej, bo kontynuował nawet w kuchni, nie zwracając uwagi na zebrane weń towarzystwo.
- Zmienimy nazwiska i zaczniemy od nowa. Będziemy pić kawę na przekór tradycji i znajdziemy Sal masę przyjaciół. Będzie zajebiście...
Czy ona naprawdę była gotowa na kolejny tydzień? Już teraz Nat nie pasowało niańczenie starszego faceta, a przecież miało być tylko gorzej. Skoro nawet jego własna, rodzona matka go skreśliła, to co pozwalało wierzyć Brytyjce, że i ona w końcu nie pożałuje tamtego spotkania w parku po którym tak diametralnie odmieniły się ich oschłe relacje? Przecież o wiele łatwiej byłoby jej nigdy go nie polubić i dalej żyć po swojemu.
- Ale wyjedziemy za dwa dni, tak? I weźmiemy Salcię. - Remi uśmiechnął się do siebie, mamrocząc pod nosem, wyobrażając sobie na głos wspaniałą przyszłość jaka czekała jego i Natalie w jej Ojczyźnie. Nie było to wyraźne czy głośne, ale tym lepiej, bo kontynuował nawet w kuchni, nie zwracając uwagi na zebrane weń towarzystwo.
- Zmienimy nazwiska i zaczniemy od nowa. Będziemy pić kawę na przekór tradycji i znajdziemy Sal masę przyjaciół. Będzie zajebiście...
Musze coś wymyślić. Kiepska ze mnie niańką. Z dziećmi sobie nie radzę, a co dopiero z ćpunami.
Kiedy on bujał sobie w obłokach, ona jak zwykle twardo stąpała po ziemi i obmyślała plan na przynajmniej najbliższe godziny.
Hmm... To mogłoby nawet zadziałać. Tylko czy można to łączyć? Ehh... Nie słyszałam, żeby nie można było. Na pewno w przypadku morfiny o tym nie słyszałam, a to dość podobne substancję. Mimo wszystko... Nie. On sam już tak często eksperymentuje z różnymi substancjami, że jedna taka akcja różnicy mu nie zrobi. W razie czego, wiem co brał, więc w szpitalu będą wiedzieli, jak go odratować. Meh. I tak tam nie trafi, ale jak zwykle myślę o wszystkim.
Odprowadziła go do jadalni, gdzie usadziła na jednym z krzeseł nie zwracając większej uwagi na to, co tam mamrotał pod nosem. Dotarło do niej jedynie, że gadał o ich wyjeździe do Anglii.
Pięknie. Możemy tam pojechać, jasne, ale nie na stałe. Przynajmniej nie teraz. Rodzice potrzebowaliby dobrego powodu by przenieść mnie do szkoły w Londynie, a poza tym, gdyby Nathan nie zgodził się tam mną opiekować (a wszyscy wiemy, jak wygląda opieka Nathana i jego siedzenie w jednym miejscu), to załatwiliby mi internat w najlepszej możliwej placówce. Niestety, problem jest taki, że Remi nie utrzymałby się w tamtej szkole. On może sobie chcieć olewać edukację, ale dla mnie jest ona niesamowicie ważna. Nie mogłabym być szczęśliwa, gdybym rzuciła naukę.
Stanęła nad stołem i omiotła spojrzeniem rozłożone na nim produkty.
- Weź, na co masz ochotę, a ja idę po herbatę, bo ta moja już zupełnie wystygła. - Zerknęła na drzwi do kuchni.
Jakież to szczęście, że Betty jadała wcześniej, matka była znowu czymś zajęta, a ojca wywiało. Właściwie, nie widziała go od kilku dni. Wyjechał w interesach i miał wrócić jakoś teraz, ale na śniadaniu się nie pojawi.
- Wiesz co? - Odwróciła się z powrotem w stronę rudzielca.
- Jeśli tak bardzo chcesz jechać do Anglii to powinieneś dla odmiany napić się ze mną herbaty zamiast kawy. Do picia bawarki cię nie zmuszę, bo sama jej nie lubię, ale zwykłej ci nie odpuszczę. - Zaśmiała się i wyszła z jadalni.
Czuję się jak zbrodniarz z kryminału. Tym bardziej, że kobiety mają tendencje sięgać po trucizny. Tyle, że ja wcale nie chcę go zabić. Po prostu... po prostu to najlepsze, co mi przychodzi do głowy. Rozwiązania niekonwencjonalnie to w końcu nasza specjalność... Jesteśmy szaleni.
A cóż takiego przyszło Natalie do głowy? Jaki był najlepszy sposób, by utrzymać rudzielca na miejscu, kiedy mógł naprawdę zacząć jej świrować i zwracać na siebie uwagę?
To nie jest najlepsze rozwiązanie, ale najlepszy pomysł, jaki przyszedł mi do głowy.
Westchnęła ciężko dorzucając mu do picia środki nasenne. Nie powinien ich wyczuć, więc pozostało go tylko zmusić do ich zażycia. Później będzie miała jakieś 20 może 30 min na odstawienie go gdzieś zanim zaśnie.
To jest szalony plan, ale z drugiej strony, naprawdę najlepszy, jaki przychodzi mi do głowy. Mój biedny, zmęczony mózg. Ehh. Za dużo się przed sobą tłumaczę.
Wzięła dwie filiżanki, oczywiście takie, które ona potrafiła odróżnić, a Remi już nie koniecznie. Tak głupiej wpadki jak podmiana, to ona nie chciała tutaj zaliczyć.
Postawiła przed rudzielcem jedną porcję napoju i zajęła swoje miejsce, trzymając własną. Spojrzała na chłopaka, uśmiechając się do niego najzupełniej naturalnie i uniosła brew w oczekiwaniu, na jego reakcję.
Ty mnie kiedyś uznasz za zwyczajnie szaloną...
Kiedy on bujał sobie w obłokach, ona jak zwykle twardo stąpała po ziemi i obmyślała plan na przynajmniej najbliższe godziny.
Hmm... To mogłoby nawet zadziałać. Tylko czy można to łączyć? Ehh... Nie słyszałam, żeby nie można było. Na pewno w przypadku morfiny o tym nie słyszałam, a to dość podobne substancję. Mimo wszystko... Nie. On sam już tak często eksperymentuje z różnymi substancjami, że jedna taka akcja różnicy mu nie zrobi. W razie czego, wiem co brał, więc w szpitalu będą wiedzieli, jak go odratować. Meh. I tak tam nie trafi, ale jak zwykle myślę o wszystkim.
Odprowadziła go do jadalni, gdzie usadziła na jednym z krzeseł nie zwracając większej uwagi na to, co tam mamrotał pod nosem. Dotarło do niej jedynie, że gadał o ich wyjeździe do Anglii.
Pięknie. Możemy tam pojechać, jasne, ale nie na stałe. Przynajmniej nie teraz. Rodzice potrzebowaliby dobrego powodu by przenieść mnie do szkoły w Londynie, a poza tym, gdyby Nathan nie zgodził się tam mną opiekować (a wszyscy wiemy, jak wygląda opieka Nathana i jego siedzenie w jednym miejscu), to załatwiliby mi internat w najlepszej możliwej placówce. Niestety, problem jest taki, że Remi nie utrzymałby się w tamtej szkole. On może sobie chcieć olewać edukację, ale dla mnie jest ona niesamowicie ważna. Nie mogłabym być szczęśliwa, gdybym rzuciła naukę.
Stanęła nad stołem i omiotła spojrzeniem rozłożone na nim produkty.
- Weź, na co masz ochotę, a ja idę po herbatę, bo ta moja już zupełnie wystygła. - Zerknęła na drzwi do kuchni.
Jakież to szczęście, że Betty jadała wcześniej, matka była znowu czymś zajęta, a ojca wywiało. Właściwie, nie widziała go od kilku dni. Wyjechał w interesach i miał wrócić jakoś teraz, ale na śniadaniu się nie pojawi.
- Wiesz co? - Odwróciła się z powrotem w stronę rudzielca.
- Jeśli tak bardzo chcesz jechać do Anglii to powinieneś dla odmiany napić się ze mną herbaty zamiast kawy. Do picia bawarki cię nie zmuszę, bo sama jej nie lubię, ale zwykłej ci nie odpuszczę. - Zaśmiała się i wyszła z jadalni.
Czuję się jak zbrodniarz z kryminału. Tym bardziej, że kobiety mają tendencje sięgać po trucizny. Tyle, że ja wcale nie chcę go zabić. Po prostu... po prostu to najlepsze, co mi przychodzi do głowy. Rozwiązania niekonwencjonalnie to w końcu nasza specjalność... Jesteśmy szaleni.
A cóż takiego przyszło Natalie do głowy? Jaki był najlepszy sposób, by utrzymać rudzielca na miejscu, kiedy mógł naprawdę zacząć jej świrować i zwracać na siebie uwagę?
To nie jest najlepsze rozwiązanie, ale najlepszy pomysł, jaki przyszedł mi do głowy.
Westchnęła ciężko dorzucając mu do picia środki nasenne. Nie powinien ich wyczuć, więc pozostało go tylko zmusić do ich zażycia. Później będzie miała jakieś 20 może 30 min na odstawienie go gdzieś zanim zaśnie.
To jest szalony plan, ale z drugiej strony, naprawdę najlepszy, jaki przychodzi mi do głowy. Mój biedny, zmęczony mózg. Ehh. Za dużo się przed sobą tłumaczę.
Wzięła dwie filiżanki, oczywiście takie, które ona potrafiła odróżnić, a Remi już nie koniecznie. Tak głupiej wpadki jak podmiana, to ona nie chciała tutaj zaliczyć.
Postawiła przed rudzielcem jedną porcję napoju i zajęła swoje miejsce, trzymając własną. Spojrzała na chłopaka, uśmiechając się do niego najzupełniej naturalnie i uniosła brew w oczekiwaniu, na jego reakcję.
Ty mnie kiedyś uznasz za zwyczajnie szaloną...
Ugh, jedzenie. Czy ono zawsze wyglądało tak odrażająco, czy to tylko wina tych dziwnych mdłości, jakie nagle złapały rudzielca? Już nawet na kawę nie miał ochoty - jej intensywny aromat chyba przyprawiłby go o szybką wycieczkę do kibla na hafty. Ale ziółka? Może i Nat zaproponowała je w ramach planowanej wycieczki czy czegoś podobnego, ale to nie był głupi pomysł. Francuz słyszał kiedyś, że takie napary dobrze robią na żołądek, a ten zaczynał mu mocno szaleć. Nieświadom podstępu złapał za podaną filiżankę i upił wrzątku. Skrzywił się, ale wcale nie z powodu temperatury napoju, a braku słodyczy. Złapał za cukierniczkę i zapominając o łyżce, przechylił ją, wysypując zastraszającą ilość Białej Śmierci. Coś co kiedyś było płynem, aktualnie zmieniło stan skupienia na konsystencję budyniu, ale i tak nie odstraszyło faceta, który niewzruszenie zaczął jeść herbatę niczym owsiankę. Minutę później już leciał rzygać, tylko cudem zdążając do łazienki. To, wraz z nasilającym się bólem kości i dreszczami wstrząsającymi bladym cielskiem rudzielca zmusiło go do prawdziwie głębokich refleksji.
Muszę coś wziąć, bo zaraz umrę. Cokolwiek, serio. Kurwa, gdzie mój telefon?
Drżącymi rękoma wyszarpnął z kieszeni spodni starą nokię i wybrawszy numer przycisnął ją do ucha.
- Matt? Jesteś tam? Weź odbierz do cholery...
Poczta głosowa za pocztą głosową. Co on, ogłuchł do reszty? Cholerny diler i jego cholerny smartfon!
Ja jebie, czy to serio przez ten jeden raz? Bez jaj, nigdy nie miałem takiego zjazdu... Już nigdy nie tknę tego gówna! Tylko jeszcze ten jeden raz, tak by mi przeszło. A potem już nigdy!
Muszę coś wziąć, bo zaraz umrę. Cokolwiek, serio. Kurwa, gdzie mój telefon?
Drżącymi rękoma wyszarpnął z kieszeni spodni starą nokię i wybrawszy numer przycisnął ją do ucha.
- Matt? Jesteś tam? Weź odbierz do cholery...
Poczta głosowa za pocztą głosową. Co on, ogłuchł do reszty? Cholerny diler i jego cholerny smartfon!
Ja jebie, czy to serio przez ten jeden raz? Bez jaj, nigdy nie miałem takiego zjazdu... Już nigdy nie tknę tego gówna! Tylko jeszcze ten jeden raz, tak by mi przeszło. A potem już nigdy!
Czy domyślała się, że coś może nie wypalić? Oczywiście. Przecież miała do czynienia z Remim, który spokojnie znajdzie lukę w planie i będzie musiała wymyślać coś innego na poczekaniu. Niemniej jednak warto było chociaż spróbować.
Myślała, że uderzy czołem o dębowy stół, gdy wysypał zawartość cukiernicy nie tylko do filiżanki, ale też dookoła, bo tak był już zdenerwowany.
I... się zaczyna. Dlaczego Nate nie może być pod ręką, co? On jeden mógłby pomóc. Kryłby mnie. Uśmiałby się, ale wiedziałby, co trzeba zrobić. Do czego to doszło, że jestem zdolna uznać autorytet brata? Dobra, gość nie jest kompletnym wariatem. W tym wszystkim jest metoda, a on jest jednak ogarnięty i kiedy trzeba, to potrafi coś zrobić. Kurna, naprawdę by się teraz przydał.
Kiedy rudzielec wybiegł do łazienki, dziewczyna rzeczywiście położyła się na stole i załamywała faktem, że jej brata nigdy nie ma, gdy jest potrzebny. W zasadzie, to jego nigdy nie ma.
A to nowość...
Nie mogła tu tak siedzieć, bo Thibault potrzebował pomocy, a miał w tej chwili tylko Darkównę.
I po raz kolejny robię coś ja, bo nikt inny tego nie zrobi.
Przebiegła kilka kroków i zatrzymała się przy drzwiach prawie w chwili, gdy Remi warczał do telefonu.
- No chyba nie... - powiedziała bezgłośnie i szarpnęła za klamkę.
- Nie weźmiesz drugiej dawki, bo będzie tylko gorzej - oświadczyła mu, jakby nie miał tutaj nic do gadania.
Nawet nie zamierzała udawać, że nie wie, co właśnie próbuje zrobić. Przecież rudzielec miał już nieraz okazję zobaczyć, jak szybko jest ona w stanie szybko się domyślić.
Zamknęła za sobą drzwi na zamek i stanęła przed nim.
- Po pierwsze, czy ja się kiedykolwiek pomyliłam? - Obserwowała go uważnie, starając się coś wymyślić.
Proszę cię, nie rzucaj się zbytnio, bo nie chcę się z tobą szamotać.
Westchnęła ciężko.
- Możesz mi ten jeden raz zaufać? - Łudziła się, że uda jej się dobić do tej jego pustej łepetyny.
Właściwie, niespecjalnie w to wierzyła, ale na początek warto było tego spróbować i w międzyczasie obmyślać kolejne plany awaryjne.
Myślała, że uderzy czołem o dębowy stół, gdy wysypał zawartość cukiernicy nie tylko do filiżanki, ale też dookoła, bo tak był już zdenerwowany.
I... się zaczyna. Dlaczego Nate nie może być pod ręką, co? On jeden mógłby pomóc. Kryłby mnie. Uśmiałby się, ale wiedziałby, co trzeba zrobić. Do czego to doszło, że jestem zdolna uznać autorytet brata? Dobra, gość nie jest kompletnym wariatem. W tym wszystkim jest metoda, a on jest jednak ogarnięty i kiedy trzeba, to potrafi coś zrobić. Kurna, naprawdę by się teraz przydał.
Kiedy rudzielec wybiegł do łazienki, dziewczyna rzeczywiście położyła się na stole i załamywała faktem, że jej brata nigdy nie ma, gdy jest potrzebny. W zasadzie, to jego nigdy nie ma.
A to nowość...
Nie mogła tu tak siedzieć, bo Thibault potrzebował pomocy, a miał w tej chwili tylko Darkównę.
I po raz kolejny robię coś ja, bo nikt inny tego nie zrobi.
Przebiegła kilka kroków i zatrzymała się przy drzwiach prawie w chwili, gdy Remi warczał do telefonu.
- No chyba nie... - powiedziała bezgłośnie i szarpnęła za klamkę.
- Nie weźmiesz drugiej dawki, bo będzie tylko gorzej - oświadczyła mu, jakby nie miał tutaj nic do gadania.
Nawet nie zamierzała udawać, że nie wie, co właśnie próbuje zrobić. Przecież rudzielec miał już nieraz okazję zobaczyć, jak szybko jest ona w stanie szybko się domyślić.
Zamknęła za sobą drzwi na zamek i stanęła przed nim.
- Po pierwsze, czy ja się kiedykolwiek pomyliłam? - Obserwowała go uważnie, starając się coś wymyślić.
Proszę cię, nie rzucaj się zbytnio, bo nie chcę się z tobą szamotać.
Westchnęła ciężko.
- Możesz mi ten jeden raz zaufać? - Łudziła się, że uda jej się dobić do tej jego pustej łepetyny.
Właściwie, niespecjalnie w to wierzyła, ale na początek warto było tego spróbować i w międzyczasie obmyślać kolejne plany awaryjne.
Czego ona się spodziewała? Chociaż może lepiej nie wnikać, bo i bez tego miała mocno dosyć, za co ciężko byłoby ją winić.
Plan z herbatą nie wyszedł z najdurniejszego możliwego powodu. Wyrzygane proszki nasenne nie zadziałają, a coraz bardziej panikujący ćpun we wcale nie pustym mieszkaniu to jednak niezbyt ciekawa wizja. Zdesperowany i obolały, przekonany, że zaraz skona, Rem był jeszcze mniej zainteresowany argumentacją Natalie niż zazwyczaj i już nawet nie kryjąc się z zamiarami, dalej dobijał się do dilera, który jak na złość nie spieszył się odebrać komórki.
- Pieprzony...
Miał ochotę cisnąć telefonem, ale jeszcze zdołał się powstrzymać i schował go do kieszeni.
- ...muszę iść. - mruknął ni to w odpowiedzi na słowa Darkówny, ni to do samego siebie, zaprogramowując się na misję zdobycia 'lekarstwa'. Nie patyczkując się ruszył mijając dziewczynę, a jeśli spróbowała stanąć mu na drodze, tylko odepchnął ją niedbale na bok. Nie wkładał w to wielkie siły, ale też nie panował nad sobą i mógł być mniej delikatny niż normalnie.
Plan z herbatą nie wyszedł z najdurniejszego możliwego powodu. Wyrzygane proszki nasenne nie zadziałają, a coraz bardziej panikujący ćpun we wcale nie pustym mieszkaniu to jednak niezbyt ciekawa wizja. Zdesperowany i obolały, przekonany, że zaraz skona, Rem był jeszcze mniej zainteresowany argumentacją Natalie niż zazwyczaj i już nawet nie kryjąc się z zamiarami, dalej dobijał się do dilera, który jak na złość nie spieszył się odebrać komórki.
- Pieprzony...
Miał ochotę cisnąć telefonem, ale jeszcze zdołał się powstrzymać i schował go do kieszeni.
- ...muszę iść. - mruknął ni to w odpowiedzi na słowa Darkówny, ni to do samego siebie, zaprogramowując się na misję zdobycia 'lekarstwa'. Nie patyczkując się ruszył mijając dziewczynę, a jeśli spróbowała stanąć mu na drodze, tylko odepchnął ją niedbale na bok. Nie wkładał w to wielkie siły, ale też nie panował nad sobą i mógł być mniej delikatny niż normalnie.
Yep. Kolejne rozczarowanie. A to nowość. Nawet jej nie słuchał.
- Nie idziesz - warknęła zagradzając mu drogę do drzwi i nawet odepchnięcie jej niewiele dało, bo natychmiast chwyciła się jego ramienia i jeśli nie przyciągnęła jego, to chociaż sama się do niego przyciągnęła.
W tym momencie serce znowu zaczęło jej walić, a poziom adrenaliny we krwi zaczął rosnąć, przygotowując ciało do ewentualnej walki. Tak, tę możliwość już dawno brała pod uwagę. Ćpun na mocnym zjeździe mógł być bardzo niebezpieczny, więc musiała brać to pod uwagę. Rudzielec już raz stwarzał zagrożenie dla innych ludzi, w tym dla niej, więc trzeba było przygotować się na taką ewentualność.
- Do jasnej cholery, później będzie gorzej! - Tym razem podniosła głos, bo adrenalina wywoływała u niej w pierwszym odruchu irytację jeśli nie złość.
Jeśli ktoś się połapie to będzie miał kłopoty. Ja pewnie też. Trudno, w razie czego pomogą mi go ogarnąć, a to teraz najważniejsze.
Nawet ojciec może się dowiedzieć. On będzie przynajmniej wiedział, co robić. I jest silniejszy. W razie czego może go nawet obezwładnić. Nie to, co ja.
- Nie idziesz - warknęła zagradzając mu drogę do drzwi i nawet odepchnięcie jej niewiele dało, bo natychmiast chwyciła się jego ramienia i jeśli nie przyciągnęła jego, to chociaż sama się do niego przyciągnęła.
W tym momencie serce znowu zaczęło jej walić, a poziom adrenaliny we krwi zaczął rosnąć, przygotowując ciało do ewentualnej walki. Tak, tę możliwość już dawno brała pod uwagę. Ćpun na mocnym zjeździe mógł być bardzo niebezpieczny, więc musiała brać to pod uwagę. Rudzielec już raz stwarzał zagrożenie dla innych ludzi, w tym dla niej, więc trzeba było przygotować się na taką ewentualność.
- Do jasnej cholery, później będzie gorzej! - Tym razem podniosła głos, bo adrenalina wywoływała u niej w pierwszym odruchu irytację jeśli nie złość.
Jeśli ktoś się połapie to będzie miał kłopoty. Ja pewnie też. Trudno, w razie czego pomogą mi go ogarnąć, a to teraz najważniejsze.
Nawet ojciec może się dowiedzieć. On będzie przynajmniej wiedział, co robić. I jest silniejszy. W razie czego może go nawet obezwładnić. Nie to, co ja.
Czy ona nie rozumiała jak on teraz cierpiał? Czy cieszyła ją jego męka? Przecież sama była temu winna - to ona wyrzuciła jego zapas przez okno i skazała go na taki stan! Mogłaby chociaż nie utrudniać mu zdobycie nowej działki. W końcu podobno go "kochała".
Uczepiła się go jak rzep. To była jej taktyka na wszystko - złapać i nie puścić, ewentualnie zacząć ryczeć by zmusić go do ustępstwa. Do tego śmiała wymądrzać się nawet teraz, na temat o którym nie mogła mieć bladego pojęcia. "Później będzie gorzej", jasne. Gorzej niż teraz już być nie mogło!
Spróbował się wyszarpnąć wkładając w to o wiele więcej siły niż potrzebowałby normalnie do odzyskania wolności. Nic to jednak nie dało, gdyż osłabienie jakie go ogarnęło w połączeniu ze zdeterminowaną dziewczyną nie miało zwyczajnie szans. Nat posiadała teraz cenną przewagę, przynajmniej na razie - Remi dopiero pierwszy raz odczuwał skutki odstawienia tak silnej substancji i nie dość, że nie był na to zupełnie przygotowany oraz znosił to naprawdę kiepsko, to jeszcze nie miał doświadczenia, więc nie mógł sobie nawet wyobrazić, że to tylko wstęp do kolejnych siedmiu dni piekła. Być może, wiedząc co go czeka jeśli nie dorwie kolejnej działki, bardziej by spanikował i zrobił wszystko by temu zapobiec. Teraz jednak był zmęczony aktualnym stanem i wycieńczony o wiele za długim okresem głodzenia.
- Kurwa, czemu ty mi to robisz...?! - jęknął zasłaniając twarz ręką.
- Weź mnie zabij, a nie się pastwisz!
Jego zajebisty humor odszedł do lamusa. A szkoda, bo było całkiem miło...
Uczepiła się go jak rzep. To była jej taktyka na wszystko - złapać i nie puścić, ewentualnie zacząć ryczeć by zmusić go do ustępstwa. Do tego śmiała wymądrzać się nawet teraz, na temat o którym nie mogła mieć bladego pojęcia. "Później będzie gorzej", jasne. Gorzej niż teraz już być nie mogło!
Spróbował się wyszarpnąć wkładając w to o wiele więcej siły niż potrzebowałby normalnie do odzyskania wolności. Nic to jednak nie dało, gdyż osłabienie jakie go ogarnęło w połączeniu ze zdeterminowaną dziewczyną nie miało zwyczajnie szans. Nat posiadała teraz cenną przewagę, przynajmniej na razie - Remi dopiero pierwszy raz odczuwał skutki odstawienia tak silnej substancji i nie dość, że nie był na to zupełnie przygotowany oraz znosił to naprawdę kiepsko, to jeszcze nie miał doświadczenia, więc nie mógł sobie nawet wyobrazić, że to tylko wstęp do kolejnych siedmiu dni piekła. Być może, wiedząc co go czeka jeśli nie dorwie kolejnej działki, bardziej by spanikował i zrobił wszystko by temu zapobiec. Teraz jednak był zmęczony aktualnym stanem i wycieńczony o wiele za długim okresem głodzenia.
- Kurwa, czemu ty mi to robisz...?! - jęknął zasłaniając twarz ręką.
- Weź mnie zabij, a nie się pastwisz!
Jego zajebisty humor odszedł do lamusa. A szkoda, bo było całkiem miło...
On ją tu za niedługo zamorduje psychicznie. Wakacje powinny polegać na odpoczęciu od problemów, a nie wzięciu na barki dodatkowych. Niestety, panna odpowiedzialna chyba naprawdę nie wiedziała, kiedy odpuścić. W sumie, w tej sytuacji ciężko było odpuścić. Obecnie wyglądało na to, że albo uda jej się mu pomóc, albo gość się zwyczajnie zabije, bo zaczął się staczać w zastraszającym tempie.
- I co ja mam zrobić... - wyszeptała praktycznie bezgłośnie, czując jak opuszczają ją wszystkie siły. Ona naprawdę potrzebowała odpoczynku. Nic jej tak nie wykańczało jak patrzenie, co on sobie robi i świadomość, że wszystkie jej starania są niczym, bo i tak jest coraz gorzej.
Zacisnęła powieki i poczuła, jak wzbiera w niej złość. Nie ma tak, ona nigdy się nie poddaje. Prędzej przyjebie temu debilowi w łeb niż pozwoli mu się tak stoczyć.
I tak ma to gdzieś.
Na jej twarzy pojawił się grymas.
I tak nic z tego nie będzie. Zrobi co zechce. Twoje starania ma gdzieś.
Złość była dobra. Sprawiała, że łatwiej było powstrzymać łzy.
I tak nic dla niego nie znaczysz.
Otworzyła oczy.
Wiem. Wiem to wszystko, ale i tak to zrobię. Nie wiem, ile to potrwa, ale muszę coś zrobić. Przecież nigdy nie chciałam nic w zamian. Nie powinnam się nastawiać na nic.
- Dlaczego? - zapytała retorycznie.
- Bo do cholery jasnej mówię ci, że przez te pieprzone dragi doprowadzasz się do ruiny. Heroina i wszystko podobne to najgorsze, co mogło ci przyjść do głowy. Mam nadzieję, że po dzisiejszym to sobie zapamiętasz. - Nie była pewna, czy rzeczywiście łudzi się, że zjazd zniechęci go do brania, ale i tak to powiedziała.
- A teraz ci mówię, że przeżyjesz. Wszystko wróci do normy, jeśli to przeczekasz. - Zadrżała jej szczęka, gdy po raz kolejny zacisnęła zęby.
Pieprzony diler. Ja rozumiem, że on chce zarabiać, ale wciskanie heroiny komuś, kogo już i tak na nic nie stać to głupota. Więcej by zarobił sprzedając mu tańsze rzeczy przez dłuższy okres czasu. Pieprzony sadysta. Jedynym sensownym celem tego zabiegu jest zniszczenie go od środka. Kurwa...
- I co ja mam zrobić... - wyszeptała praktycznie bezgłośnie, czując jak opuszczają ją wszystkie siły. Ona naprawdę potrzebowała odpoczynku. Nic jej tak nie wykańczało jak patrzenie, co on sobie robi i świadomość, że wszystkie jej starania są niczym, bo i tak jest coraz gorzej.
Zacisnęła powieki i poczuła, jak wzbiera w niej złość. Nie ma tak, ona nigdy się nie poddaje. Prędzej przyjebie temu debilowi w łeb niż pozwoli mu się tak stoczyć.
I tak ma to gdzieś.
Na jej twarzy pojawił się grymas.
I tak nic z tego nie będzie. Zrobi co zechce. Twoje starania ma gdzieś.
Złość była dobra. Sprawiała, że łatwiej było powstrzymać łzy.
I tak nic dla niego nie znaczysz.
Otworzyła oczy.
Wiem. Wiem to wszystko, ale i tak to zrobię. Nie wiem, ile to potrwa, ale muszę coś zrobić. Przecież nigdy nie chciałam nic w zamian. Nie powinnam się nastawiać na nic.
- Dlaczego? - zapytała retorycznie.
- Bo do cholery jasnej mówię ci, że przez te pieprzone dragi doprowadzasz się do ruiny. Heroina i wszystko podobne to najgorsze, co mogło ci przyjść do głowy. Mam nadzieję, że po dzisiejszym to sobie zapamiętasz. - Nie była pewna, czy rzeczywiście łudzi się, że zjazd zniechęci go do brania, ale i tak to powiedziała.
- A teraz ci mówię, że przeżyjesz. Wszystko wróci do normy, jeśli to przeczekasz. - Zadrżała jej szczęka, gdy po raz kolejny zacisnęła zęby.
Pieprzony diler. Ja rozumiem, że on chce zarabiać, ale wciskanie heroiny komuś, kogo już i tak na nic nie stać to głupota. Więcej by zarobił sprzedając mu tańsze rzeczy przez dłuższy okres czasu. Pieprzony sadysta. Jedynym sensownym celem tego zabiegu jest zniszczenie go od środka. Kurwa...
Znowu miała rację. Jak zwykle. Jak kurwa zawsze. Nie powinien był brać tego szajsu, ale było już za późno, a powtarzanie oczywistości tylko go wkurwiało.
- Dobra, weź już przestań, do cholery... - jęknął opierając się ścianę. Nawet stać nie miał siły. Czuł się jakby zaczynała brać go grypa, tylko, że w takim ultra przyspieszonym tempie. Wszystko nagle zaczęło mu ciążyć,boleć, rwać. Było mu niedobrze, ale już nie maił nawet czym rzygać. Najchętniej walnąłby się na ziemię i skonał, ale czuł, że to wciąż jakimś cudem za mało by go dobić, że czeka go tylko niekończące się cierpienie i zero pomocy, zero litości, same wyrzuty sumienia i poczucie winy. I ona, zawieszona na nim jak dodatkowa kula u nogi, która przypomina mu jak wiele mógł mieć,a jak wszystko znowu zjebał.
- Ja już nie chce... - zakrył twarz dłonią, której długie, dawno nieprzycinane paznokcie wbiły się w skórę w ramach jakiejś chorej kary czy może próby odwrócenia uwagi zmaltretowanego umysłu od całej reszty.
- Vivs... Vivi, co ty we mnie widzisz? Po co jeszcze marnujesz na mnie czas? Nie zasługuje ani na ciebie, ani nawet na normalny dom...
Tak bardzo siebie teraz nienawidził... Jakby mógł, to by sam sobie dał w mordę, a potem kazał iść skoczyć z jakiegoś wieżowca i zrobić tym samym pieprzoną przysługę reszcie świata.
- Zawsze to wiedziałem, a mimo to nie chciałem dać ci spokoju... - skrzywił się, a paznokcie przebiły skórę na czole, z którego poleciała strużka krwi. Chyba tylko to pozwalało mu jeszcze nie stracić resztek męskiej godności i rozpłakać się jak małe dziecko.
- Przepraszam...
- Dobra, weź już przestań, do cholery... - jęknął opierając się ścianę. Nawet stać nie miał siły. Czuł się jakby zaczynała brać go grypa, tylko, że w takim ultra przyspieszonym tempie. Wszystko nagle zaczęło mu ciążyć,boleć, rwać. Było mu niedobrze, ale już nie maił nawet czym rzygać. Najchętniej walnąłby się na ziemię i skonał, ale czuł, że to wciąż jakimś cudem za mało by go dobić, że czeka go tylko niekończące się cierpienie i zero pomocy, zero litości, same wyrzuty sumienia i poczucie winy. I ona, zawieszona na nim jak dodatkowa kula u nogi, która przypomina mu jak wiele mógł mieć,a jak wszystko znowu zjebał.
- Ja już nie chce... - zakrył twarz dłonią, której długie, dawno nieprzycinane paznokcie wbiły się w skórę w ramach jakiejś chorej kary czy może próby odwrócenia uwagi zmaltretowanego umysłu od całej reszty.
- Vivs... Vivi, co ty we mnie widzisz? Po co jeszcze marnujesz na mnie czas? Nie zasługuje ani na ciebie, ani nawet na normalny dom...
Tak bardzo siebie teraz nienawidził... Jakby mógł, to by sam sobie dał w mordę, a potem kazał iść skoczyć z jakiegoś wieżowca i zrobić tym samym pieprzoną przysługę reszcie świata.
- Zawsze to wiedziałem, a mimo to nie chciałem dać ci spokoju... - skrzywił się, a paznokcie przebiły skórę na czole, z którego poleciała strużka krwi. Chyba tylko to pozwalało mu jeszcze nie stracić resztek męskiej godności i rozpłakać się jak małe dziecko.
- Przepraszam...
Można powiedzieć, że w ich "rozmowie" był minimalny (ale tylko minimalny) postęp, bo przynajmniej przestał jęczeć, że ona go torturuje i ma go puścić. Nie oznaczało to, że cokolwiek się poprawi, ale przynajmniej nie będzie jej zmuszał do potarzania tej samej śpiewki w kółko tylko, że innymi słowami.
Poluzowała trochę uchwyt, gdy oparł się o ścianę, rezygnując na razie z planu ucieczki. Widać było, że zjazd znacznie go osłabił, ale to nie zmieniało faktu, że Natalie na dobrą sprawę nie wiedziała, jak ma sobie poradzić z facetem nie myślącym trzeźwo i próbującym się jej wyrwać.
Tak, cieszyć się z tych MINIMALNYCH zwycięstw zamiast myśleć o tym jak ŹLE jest.
Wzięła głębszy wdech, by się uspokoić. Oj, potrzebowała się uspokajać, bo siedziała jak na szpilkach.
Stała przy nim i wpatrywała się w jego twarz dopóki jej nie zasłonił. Jak na osobę, która zawsze miała w głowie jakiś plan, miała tam teraz cholerną pustkę.
Kolejne słowa sprawiły, że większość irytacji i strachu się rozpłynęły, zastąpione smutkiem i współczuciem. Było jej go żal, zwyczajnie żal. Nadal była na niego wściekła za jego głupotę, ale w tym momencie ciężko jej było zasłaniać się tylko tym uczuciem.
Taa. Aż chciałoby się uwierzyć.
To przykre, ale ona naprawdę po ostatniej kłótni doszła do wniosku, że nic go nie obchodzi. Jest tylko świruską z bogatej rodziny, która przyczepiła się do niego jak rzep i usilnie stara się mu pomóc, choć on tego przecież wcale nie chce. Była idiotką. Może i inteligentną, ale jednak idiotką, która pięknie się przed nim zbłaźniła i nic już nie mogła na to poradzić. Dark strasznie nie lubiła świadomości, że się przed kimś zbłaźniła. To był kolejny powód, dla którego się tak zawsze pilnowała. Bała się wygłupić i chciała mieć wszystko pod kontrolą.
Pociągnęła go w dół za rękaw, nakłaniając w ten sposób do osunięcia się na ziemię, ale nie nalegała. Jeśli usiadł pod ścianą, usiadła obok niego, nadal trzymając go za ramię; a jeśli nie, to stała przy nim dalej tak samo.
- To ja się do ciebie kurwa przyczepiłam jak rzep zamiast dać ci święty spokój, jak chciałeś - mruknęła pod nosem przenosząc wzrok gdzieś na płytki.
Nie chciał dać jej spokoju? Jakoś tego nie zauważyła. Obraz ostatnich spotkań, gdzie wręcz miał ochotę wyfrunąć jak najszybciej z jej mieszkania zdołał przyćmić wszystko inne. Już nawet zapomniała, że ten debil dwa razy włamał jej się do domu. Kurcze, jak na osobę z tak wielką dumą i osiągnięciami, miała potwornie niską samoocenę w kwestii kontaktów międzyludzkich. Jakoś przywykła do tego, że nikt jej nie lubi i ciężko jej było przyswoić, że niektórzy faktycznie mogą chcieć spędzać z nią więcej czasu i ją naprawdę lubić. Zdecydowanie za bardzo się izolowała, żeby to dostrzec.
- Ehh. Zasługujesz i masz szansę na normalny dom, co staram się wbić ci do głowy. Nie chcę się z tobą szarpać, krzyczeć na ciebie, ani cię do czegokolwiek zmuszać. Taka taktyka nigdy nie zadziała. - Przerwała na moment.
- Sam musisz chcieć coś ze sobą zrobić. Ja do niczego nie zdołam cię zmusić - dodała ciszej.
Bezsilność. Kolejne uczucie, którego nienawidziła i zawsze starała się unikać.
Co tam ja. On sam o sobie decyduje i co by go miało obchodzić to, czego ja chcę? Kiedykolwiek to cokolwiek dało? Emm... nie.
Poluzowała trochę uchwyt, gdy oparł się o ścianę, rezygnując na razie z planu ucieczki. Widać było, że zjazd znacznie go osłabił, ale to nie zmieniało faktu, że Natalie na dobrą sprawę nie wiedziała, jak ma sobie poradzić z facetem nie myślącym trzeźwo i próbującym się jej wyrwać.
Tak, cieszyć się z tych MINIMALNYCH zwycięstw zamiast myśleć o tym jak ŹLE jest.
Wzięła głębszy wdech, by się uspokoić. Oj, potrzebowała się uspokajać, bo siedziała jak na szpilkach.
Stała przy nim i wpatrywała się w jego twarz dopóki jej nie zasłonił. Jak na osobę, która zawsze miała w głowie jakiś plan, miała tam teraz cholerną pustkę.
Kolejne słowa sprawiły, że większość irytacji i strachu się rozpłynęły, zastąpione smutkiem i współczuciem. Było jej go żal, zwyczajnie żal. Nadal była na niego wściekła za jego głupotę, ale w tym momencie ciężko jej było zasłaniać się tylko tym uczuciem.
Taa. Aż chciałoby się uwierzyć.
To przykre, ale ona naprawdę po ostatniej kłótni doszła do wniosku, że nic go nie obchodzi. Jest tylko świruską z bogatej rodziny, która przyczepiła się do niego jak rzep i usilnie stara się mu pomóc, choć on tego przecież wcale nie chce. Była idiotką. Może i inteligentną, ale jednak idiotką, która pięknie się przed nim zbłaźniła i nic już nie mogła na to poradzić. Dark strasznie nie lubiła świadomości, że się przed kimś zbłaźniła. To był kolejny powód, dla którego się tak zawsze pilnowała. Bała się wygłupić i chciała mieć wszystko pod kontrolą.
Pociągnęła go w dół za rękaw, nakłaniając w ten sposób do osunięcia się na ziemię, ale nie nalegała. Jeśli usiadł pod ścianą, usiadła obok niego, nadal trzymając go za ramię; a jeśli nie, to stała przy nim dalej tak samo.
- To ja się do ciebie kurwa przyczepiłam jak rzep zamiast dać ci święty spokój, jak chciałeś - mruknęła pod nosem przenosząc wzrok gdzieś na płytki.
Nie chciał dać jej spokoju? Jakoś tego nie zauważyła. Obraz ostatnich spotkań, gdzie wręcz miał ochotę wyfrunąć jak najszybciej z jej mieszkania zdołał przyćmić wszystko inne. Już nawet zapomniała, że ten debil dwa razy włamał jej się do domu. Kurcze, jak na osobę z tak wielką dumą i osiągnięciami, miała potwornie niską samoocenę w kwestii kontaktów międzyludzkich. Jakoś przywykła do tego, że nikt jej nie lubi i ciężko jej było przyswoić, że niektórzy faktycznie mogą chcieć spędzać z nią więcej czasu i ją naprawdę lubić. Zdecydowanie za bardzo się izolowała, żeby to dostrzec.
- Ehh. Zasługujesz i masz szansę na normalny dom, co staram się wbić ci do głowy. Nie chcę się z tobą szarpać, krzyczeć na ciebie, ani cię do czegokolwiek zmuszać. Taka taktyka nigdy nie zadziała. - Przerwała na moment.
- Sam musisz chcieć coś ze sobą zrobić. Ja do niczego nie zdołam cię zmusić - dodała ciszej.
Bezsilność. Kolejne uczucie, którego nienawidziła i zawsze starała się unikać.
Co tam ja. On sam o sobie decyduje i co by go miało obchodzić to, czego ja chcę? Kiedykolwiek to cokolwiek dało? Emm... nie.
Wystarczyło to jedno lekkie szarpnięcie by chłopak wylądował posłusznie na ziemi, ani nie broniąc się przed tym, ani nie próbując później wstać. Teraz to on był jak szmaciana lalka... albo prędzej jak worek kartofli, który może i waży te parę kilo, ale jak go popchnąć to osunie się bezwładnie i już sam nie wróci do poprzedniej pozycji.
Do niczego się nie nadajesz. Sprawiasz same problemy. Sam jesteś sobie winien.
Ja już nie chcę... już nie chcę...
Gdyby tylko nie wyrzuciła reszty za okno...
Gdybym tylko nie wziął hery, tylko to co zwykle...
Wszystko, byle nie myśleć, byle zapomnieć. A teraz nie miał nic i nie mógł zapomnieć. Po głowie krążyły mu tylko słowa matki, gdy zobaczyła go wtedy z Natalie. Jej krzyki jakoś zawsze bardziej bolały niż te ojca. Nawet ona wreszcie miała go wreszcie dosyć. A skoro ona długo nie wytrzymała, to jakie mógł mieć nadzieje co do Natalie?
"To ja się do ciebie kurwa przyczepiłam jak rzep zamiast dać ci święty spokój, jak chciałeś."
O czym ona mówiła? Przecież to wszystko przez to, że ona okazała dobre serce i mu pomogła w potrzebie, ao n zamiast być wdzięcznym, włamał się do niej i chciał naćpać! A potem znowu i znowu... Nic nie robił jak trzeba, tylko wpraszał się i narzucał. Powinien wiedzieć, że narobi jej tym tylko więcej problemów!Może nawet tkwiło w nim głęboko te przekonanie... A jednak dusił je w sobie i kolejny raz właził jej na głowę, egoistycznie lgnąc do dziewczyny,którą spokojnie stać na kogoś miliard razy lepszego...
Objął ją ramieniem, gdy tak siedzieli oboje jak sieroty na podłodze. Tego też pewnie nie powinien robić, ale, jak kurwa zwykle, był zbyt wielkim egoistą by się oprzeć. Potrzebował jej i to bardziej niż kiedykolwiek.
Do niczego się nie nadajesz. Sprawiasz same problemy. Sam jesteś sobie winien.
Ja już nie chcę... już nie chcę...
Gdyby tylko nie wyrzuciła reszty za okno...
Gdybym tylko nie wziął hery, tylko to co zwykle...
Wszystko, byle nie myśleć, byle zapomnieć. A teraz nie miał nic i nie mógł zapomnieć. Po głowie krążyły mu tylko słowa matki, gdy zobaczyła go wtedy z Natalie. Jej krzyki jakoś zawsze bardziej bolały niż te ojca. Nawet ona wreszcie miała go wreszcie dosyć. A skoro ona długo nie wytrzymała, to jakie mógł mieć nadzieje co do Natalie?
"To ja się do ciebie kurwa przyczepiłam jak rzep zamiast dać ci święty spokój, jak chciałeś."
O czym ona mówiła? Przecież to wszystko przez to, że ona okazała dobre serce i mu pomogła w potrzebie, ao n zamiast być wdzięcznym, włamał się do niej i chciał naćpać! A potem znowu i znowu... Nic nie robił jak trzeba, tylko wpraszał się i narzucał. Powinien wiedzieć, że narobi jej tym tylko więcej problemów!Może nawet tkwiło w nim głęboko te przekonanie... A jednak dusił je w sobie i kolejny raz właził jej na głowę, egoistycznie lgnąc do dziewczyny,którą spokojnie stać na kogoś miliard razy lepszego...
Objął ją ramieniem, gdy tak siedzieli oboje jak sieroty na podłodze. Tego też pewnie nie powinien robić, ale, jak kurwa zwykle, był zbyt wielkim egoistą by się oprzeć. Potrzebował jej i to bardziej niż kiedykolwiek.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach