▲▼
First topic message reminder :
To był okropny dzień.
Mężczyzna podparł się o ścianę, patrząc na moment tępo przed siebie. Wydychane powietrze miało w sobie już niemało promili, dobitnie wskazując na stan negatywny tej osoby. Zaraz potem wyprostował się, mrużąc nieznacznie oczy. Czuł lekkie szumienie w głowie, niosące mu przy tym zarazem lekkość i przyjemność, wzbudzając przy tym zarazem chęć większego ukazywania swoich emocji. Zrzucenie maski niesionej za dnia, by oddać się własnym pragnieniom.
Nie widział sprzeciwu przeciwko temu.
W końcu ten dzień był okropny.
Nie spodziewałby się, że zachowanie spokoju na studiach będzie go kosztować wiele energii. Męczenie się z wykładowcami i innymi studentami potrafiło przekroczyć nawet jego siły, które nie były nieskończone. Za każdym razem z uśmiechem traktować osoby, niezależnie od tego, z jaką głupotą do niego przychodzili.
Serio. Amy mogłaby się nauczyć słuchać, a nie zgrywać idiotkę. Myśli, że ja nie wiem, po co to robi?
Prychnął, odpychając się od ściany, by przejść dalsze ulice miasta. Z chęcią przyjął koniec dnia, który oświadczał, że mógł odetchnąć od tego wszystkiego. Wywinąć się z próby wkręcenia się w spotkania, odmówić zaproszeniom na randki — które w duchu uważał za głupie — by finalnie przejść do bycia sobą. I doprawić ten wieczór alkoholem, by oddać się w stan upojenia. Nie był na tyle pijany, by nie kontaktować albo mieć problem z reakcjami ciała, ale jednak ten stan był po nim widoczny. Lekkie zamglenie umysłu było wewnętrzną reakcją, a wzrok i ledwo widoczne rumieńce, zewnętrzną.
Jednakże nie znaczyło to, że byłby grzeczny.
Wystarczyła chwila. Chwila, w której jego ramię zaczepiło o jakiegoś nieznajomego. Ból i odczucie odepchnięcia wzbudziły iskrę w jego głowie, momentalnie wzbudzając podwyższony stan agresji.
- Ha? Kpisz sobie ze mnie? - zarzucił Kassir, łapiąc chłopaka za ubiór i pociągając brutalnie ku sobie. - Zajebać ci? - uniósł drugą rękę, zaciskając w pięść, wyraźnie przymierzając się do spełnienia swojego zapytania.
Mężczyzna podparł się o ścianę, patrząc na moment tępo przed siebie. Wydychane powietrze miało w sobie już niemało promili, dobitnie wskazując na stan negatywny tej osoby. Zaraz potem wyprostował się, mrużąc nieznacznie oczy. Czuł lekkie szumienie w głowie, niosące mu przy tym zarazem lekkość i przyjemność, wzbudzając przy tym zarazem chęć większego ukazywania swoich emocji. Zrzucenie maski niesionej za dnia, by oddać się własnym pragnieniom.
Nie widział sprzeciwu przeciwko temu.
W końcu ten dzień był okropny.
Nie spodziewałby się, że zachowanie spokoju na studiach będzie go kosztować wiele energii. Męczenie się z wykładowcami i innymi studentami potrafiło przekroczyć nawet jego siły, które nie były nieskończone. Za każdym razem z uśmiechem traktować osoby, niezależnie od tego, z jaką głupotą do niego przychodzili.
Serio. Amy mogłaby się nauczyć słuchać, a nie zgrywać idiotkę. Myśli, że ja nie wiem, po co to robi?
Prychnął, odpychając się od ściany, by przejść dalsze ulice miasta. Z chęcią przyjął koniec dnia, który oświadczał, że mógł odetchnąć od tego wszystkiego. Wywinąć się z próby wkręcenia się w spotkania, odmówić zaproszeniom na randki — które w duchu uważał za głupie — by finalnie przejść do bycia sobą. I doprawić ten wieczór alkoholem, by oddać się w stan upojenia. Nie był na tyle pijany, by nie kontaktować albo mieć problem z reakcjami ciała, ale jednak ten stan był po nim widoczny. Lekkie zamglenie umysłu było wewnętrzną reakcją, a wzrok i ledwo widoczne rumieńce, zewnętrzną.
Jednakże nie znaczyło to, że byłby grzeczny.
Wystarczyła chwila. Chwila, w której jego ramię zaczepiło o jakiegoś nieznajomego. Ból i odczucie odepchnięcia wzbudziły iskrę w jego głowie, momentalnie wzbudzając podwyższony stan agresji.
- Ha? Kpisz sobie ze mnie? - zarzucił Kassir, łapiąc chłopaka za ubiór i pociągając brutalnie ku sobie. - Zajebać ci? - uniósł drugą rękę, zaciskając w pięść, wyraźnie przymierzając się do spełnienia swojego zapytania.
- Jesteś pod tym względem upierdliwy, wiesz? - żachnął, samemu wyglądając na nieco bardziej poirytowanego. Posłał mu zaraz potem krzywe spojrzenie. - Nie odpuścisz mi z szkołą? - gdzie samemu niezbyt był zachwycony działaniem w tamtym miejscu. Starał się dość grubą linią oddzielać oba światy, mimo iż Everett wtargnął w nie bardzo brutalnie. Stał się wyjątkiem, którego nie chciał, ale zarazem jego ciało pożądało.
Chociaż jednodniowy test w ich przypadku mógł obejmować kilka lokacji.
- Bardziej mi chodziło o kwestię, gdzie szkoła kupuje to w ramach dla siebie, a ja mogę mieć ino na wypożyczony użytek - westchnął w odpowiedzi, nieznacznie krzywiąc się i odwracając wzrok. - W takim wypadku nie mógłbym zachować tego dla siebie. I o ile rzeczywiście byłoby to ulgą dla mojego stanu konta, o tyle nie wiem, czy chce mi się bawić w naciąganie na to dyrektora. Nie wiem, co by wymyślił dla mnie jeszcze w ramach takiego działania, by pogłębić wiedzę pozostałych uczniów. Mimo iż jestem tylko tymczasowym nauczycielem.
Ludzi ponosiła fantazja, o czym wiedział dobrze, a zarzucenie oczekiwaniami wpisywało się w standardy tego świata.
- Już, już. Zahamuj trochę - westchnął cicho. - Ja też mam swoje ograniczenia, wiesz? - i nie był aż takim smakoszem, by całkowicie dać się wciągać w świat drogich potraw, aby całkiem ulegnąć Jonathanowi. Co innego, gdyby dotyczyło to napojów typu kawa i herbata... od tego był zbyt bardzo uzależniony. Ale nie zamierzał napominać o tym jeszcze bardziej niż do tej pory.
- Hm... Dzięki za poradę - posłał mu pytające spojrzenie, zastanawiając się, czy powinien mu coś z tego zapakować. Nie do końca jednak wiedział, czy powinien, czy wykazałby się sporym nietaktem. W końcu kupił jedzenie dla nich dwóch, ale zarazem też... ciężko było mu wyobrazić sobie rudowłosego niosącego zapakowane resztki sushi ze sobą. Poczuł się na moment w kropce.
Zamrugał oczami, słysząc jego deklarację. Patrząc na jego typ zachowania, był przekonany, że będzie jeszcze bardziej nalegać na zostanie. Chyba, że wystarczająco mu się spodobało to, co tutaj dostał. Nie żeby sam narzekał na to... zbytnio. Zwłaszcza, że to był bardzo nietypowy sposób wzięcia się za kurację dla jego osoby.
Skorzystał z jego pomocy zejścia, uznając, że chociaż może go pożegnać sensownie. Za to... Zadrżał w momencie, gdy usłyszał jego szept. Na ten moment poczuł się jednocześnie w niebezpieczeństwie, co i cień podniecenia. W takich chwilach jak ta zbyt dobrze uświadamiał sobie, jak bardzo zwichrowaną miał naturę i jak chętnie to ukazywał w momentach, w których się nie spodziewałby.
Postanowił jednak zamaskować swoje odczucie innymi emocjami, ignorując tekst o sushi. Ryby nie pozwalały jednak na zbytnio erotyczne klimaty.
- Czy ja nie napominałem coś o sobocie? - burknął z widoczną irytacją odnośnie zmieniania jego podejścia do tematu. Nie chciał mu zdecydowanie wchodzić na treningowy czas, niezależnie od tego jak uważał, że byłoby w porządku. W dodatku wizja tego, że ktoś mógłby ich ponownie ewentualnie nakryć jedynie drażniła go wewnętrznie. W jego mniemaniu jak na sekretną relację, za dużo osób zaczynało sobie z tego zdawać sprawę. Nawet jeśli głównie ograniczało się to do jego współlokatora.
- Ale dam ci mój numer - chociażby dla świętego spokoju. Takie wpadanie jak dzisiaj było na dłuższą metę problematyczne. Widok bogato ubranego ucznia w takich terenach mógł wzbudzać niepotrzebne zainteresowanie od strony osób, którym mogłoby się nie spodobać taki typ zachowania. - Chociaż równie dobrze mogłeś pisać do mnie na komunikatorze, wiesz? - żachnął, krącąc nieco głową. - Oszczędziłbyś sobie przychodzenia tutaj osobiście - w celu wyżycia swojej frustracji na temat braku jego obecności.
Spojrzał na niego bardziej poważniej.
- I nie pisz do mnie w nocy.
- Nie spodziewałbym się, że będziesz chciała się porozmawiać - powiedział ciemnowłosy, spoglądając na niższą kobietę. Jego wzrok wyrażał mieszaninę rozbawienia i zaciekawienia, gdy wsłuchiwał się w jej opowieść. - Czy to jakaś szczególna okazja?
- Nie, nie, tylko... - brązowowłosa kobieta nieco zmieszała się, delikatnie, lecz zarazem uroczo rumieniąc się, powodując, że Kassir wewnątrz siebie westchnął cicho, zastanawiając się, czy coś powinien zrobić z obecnym faktem. Nie potrafił sobie odpowiedzieć odnośnie własnego zdecydowania względem tego, czy powinien grzecznie je podziękować, czy pozostawić przy sobie na moment zabicia czasu.
Zasadniczo, Kassir uznał, że po skończeniu brać leków - chociaż nadal się zastanawiał, czy nie kupić sobie nowe na uspokojenie - potrzebował się wyrwać z czterech ścian i wyjątkowo irytującego współlokatora. Tego samego, który zaczynał mu działać na nerwy swoim zachowaniem pomiędzy dwuznacznymi tekstami, a próbą uprzedzania go, by uważał na ten typ relacji. A konkretnie z tą jedną osobą. Jakbym sam nie wiedział. Czuł się jakby balansował na cienkiej linii. Jeden błąd i niewłaściwa osoba by poznała prawdę, powodując zbyt wiele zamieszania swoimi słowami.
W końcu nie każdy mógł powiedzieć, że wszedł w intymną relację z synem Everrettów.
Powracając jednak do obecnej sytuacji - wyszedł, by przejść się na spacer, a potem do baru, gdzie jego wybór padł na Starfall. Średnio budżetowy, jednakże tutejsze drinki potrafiły wpadać w gusta, a cennik mieścił się w jego granicach tolerancji. Nie miał pojęcia, czy Jonathan rzeczywiście się uprze na dzień dzisiejszy, ale uznawał, że miał nadal chwilę, by coś napić się na mieście. Samemu. Przynajmniej był taki plan, bo zaraz potem został "upolowany" przez nieznajomą, która niedawno jeszcze zachęcona szeptami koleżanek, zdecydowała się dołączyć do niego.
- Więc? Śmiało - zachęcił ją łagodnie do kontynuowania rozmowy. - Jak skończyła się tamta sytuacja? - chociaż nie czuł się aż tak zachwycony przedstawianą mu historią. Niezbyt ciekawiła go opowieść o nieznajomym psie i jego właścicielce, która z ożywieniem i chęcią napominała mu o tym. Musiał jednak przyznać, że była całkiem urodziwa, a jej głos był na tyle przyjemny, by nie chciał rezygnować jeszcze z tej chwilowej przyjemności. W pewnym momencie pozwolił sobie na cichy śmiech.
- Rozumiem, to rzeczywiście niespodziewane zakończenie - powiedział do niej. - Chcesz się jeszcze napić? - zapytał się, wskazując delikatnie głową na bar. - Miło się ciebie słucha.
Chociaż jednodniowy test w ich przypadku mógł obejmować kilka lokacji.
- Bardziej mi chodziło o kwestię, gdzie szkoła kupuje to w ramach dla siebie, a ja mogę mieć ino na wypożyczony użytek - westchnął w odpowiedzi, nieznacznie krzywiąc się i odwracając wzrok. - W takim wypadku nie mógłbym zachować tego dla siebie. I o ile rzeczywiście byłoby to ulgą dla mojego stanu konta, o tyle nie wiem, czy chce mi się bawić w naciąganie na to dyrektora. Nie wiem, co by wymyślił dla mnie jeszcze w ramach takiego działania, by pogłębić wiedzę pozostałych uczniów. Mimo iż jestem tylko tymczasowym nauczycielem.
Ludzi ponosiła fantazja, o czym wiedział dobrze, a zarzucenie oczekiwaniami wpisywało się w standardy tego świata.
- Już, już. Zahamuj trochę - westchnął cicho. - Ja też mam swoje ograniczenia, wiesz? - i nie był aż takim smakoszem, by całkowicie dać się wciągać w świat drogich potraw, aby całkiem ulegnąć Jonathanowi. Co innego, gdyby dotyczyło to napojów typu kawa i herbata... od tego był zbyt bardzo uzależniony. Ale nie zamierzał napominać o tym jeszcze bardziej niż do tej pory.
- Hm... Dzięki za poradę - posłał mu pytające spojrzenie, zastanawiając się, czy powinien mu coś z tego zapakować. Nie do końca jednak wiedział, czy powinien, czy wykazałby się sporym nietaktem. W końcu kupił jedzenie dla nich dwóch, ale zarazem też... ciężko było mu wyobrazić sobie rudowłosego niosącego zapakowane resztki sushi ze sobą. Poczuł się na moment w kropce.
Zamrugał oczami, słysząc jego deklarację. Patrząc na jego typ zachowania, był przekonany, że będzie jeszcze bardziej nalegać na zostanie. Chyba, że wystarczająco mu się spodobało to, co tutaj dostał. Nie żeby sam narzekał na to... zbytnio. Zwłaszcza, że to był bardzo nietypowy sposób wzięcia się za kurację dla jego osoby.
Skorzystał z jego pomocy zejścia, uznając, że chociaż może go pożegnać sensownie. Za to... Zadrżał w momencie, gdy usłyszał jego szept. Na ten moment poczuł się jednocześnie w niebezpieczeństwie, co i cień podniecenia. W takich chwilach jak ta zbyt dobrze uświadamiał sobie, jak bardzo zwichrowaną miał naturę i jak chętnie to ukazywał w momentach, w których się nie spodziewałby.
Postanowił jednak zamaskować swoje odczucie innymi emocjami, ignorując tekst o sushi. Ryby nie pozwalały jednak na zbytnio erotyczne klimaty.
- Czy ja nie napominałem coś o sobocie? - burknął z widoczną irytacją odnośnie zmieniania jego podejścia do tematu. Nie chciał mu zdecydowanie wchodzić na treningowy czas, niezależnie od tego jak uważał, że byłoby w porządku. W dodatku wizja tego, że ktoś mógłby ich ponownie ewentualnie nakryć jedynie drażniła go wewnętrznie. W jego mniemaniu jak na sekretną relację, za dużo osób zaczynało sobie z tego zdawać sprawę. Nawet jeśli głównie ograniczało się to do jego współlokatora.
- Ale dam ci mój numer - chociażby dla świętego spokoju. Takie wpadanie jak dzisiaj było na dłuższą metę problematyczne. Widok bogato ubranego ucznia w takich terenach mógł wzbudzać niepotrzebne zainteresowanie od strony osób, którym mogłoby się nie spodobać taki typ zachowania. - Chociaż równie dobrze mogłeś pisać do mnie na komunikatorze, wiesz? - żachnął, krącąc nieco głową. - Oszczędziłbyś sobie przychodzenia tutaj osobiście - w celu wyżycia swojej frustracji na temat braku jego obecności.
Spojrzał na niego bardziej poważniej.
- I nie pisz do mnie w nocy.
* * *
Piątek, godzina 14:43
- Nie spodziewałbym się, że będziesz chciała się porozmawiać - powiedział ciemnowłosy, spoglądając na niższą kobietę. Jego wzrok wyrażał mieszaninę rozbawienia i zaciekawienia, gdy wsłuchiwał się w jej opowieść. - Czy to jakaś szczególna okazja?
- Nie, nie, tylko... - brązowowłosa kobieta nieco zmieszała się, delikatnie, lecz zarazem uroczo rumieniąc się, powodując, że Kassir wewnątrz siebie westchnął cicho, zastanawiając się, czy coś powinien zrobić z obecnym faktem. Nie potrafił sobie odpowiedzieć odnośnie własnego zdecydowania względem tego, czy powinien grzecznie je podziękować, czy pozostawić przy sobie na moment zabicia czasu.
Zasadniczo, Kassir uznał, że po skończeniu brać leków - chociaż nadal się zastanawiał, czy nie kupić sobie nowe na uspokojenie - potrzebował się wyrwać z czterech ścian i wyjątkowo irytującego współlokatora. Tego samego, który zaczynał mu działać na nerwy swoim zachowaniem pomiędzy dwuznacznymi tekstami, a próbą uprzedzania go, by uważał na ten typ relacji. A konkretnie z tą jedną osobą. Jakbym sam nie wiedział. Czuł się jakby balansował na cienkiej linii. Jeden błąd i niewłaściwa osoba by poznała prawdę, powodując zbyt wiele zamieszania swoimi słowami.
W końcu nie każdy mógł powiedzieć, że wszedł w intymną relację z synem Everrettów.
Powracając jednak do obecnej sytuacji - wyszedł, by przejść się na spacer, a potem do baru, gdzie jego wybór padł na Starfall. Średnio budżetowy, jednakże tutejsze drinki potrafiły wpadać w gusta, a cennik mieścił się w jego granicach tolerancji. Nie miał pojęcia, czy Jonathan rzeczywiście się uprze na dzień dzisiejszy, ale uznawał, że miał nadal chwilę, by coś napić się na mieście. Samemu. Przynajmniej był taki plan, bo zaraz potem został "upolowany" przez nieznajomą, która niedawno jeszcze zachęcona szeptami koleżanek, zdecydowała się dołączyć do niego.
- Więc? Śmiało - zachęcił ją łagodnie do kontynuowania rozmowy. - Jak skończyła się tamta sytuacja? - chociaż nie czuł się aż tak zachwycony przedstawianą mu historią. Niezbyt ciekawiła go opowieść o nieznajomym psie i jego właścicielce, która z ożywieniem i chęcią napominała mu o tym. Musiał jednak przyznać, że była całkiem urodziwa, a jej głos był na tyle przyjemny, by nie chciał rezygnować jeszcze z tej chwilowej przyjemności. W pewnym momencie pozwolił sobie na cichy śmiech.
- Rozumiem, to rzeczywiście niespodziewane zakończenie - powiedział do niej. - Chcesz się jeszcze napić? - zapytał się, wskazując delikatnie głową na bar. - Miło się ciebie słucha.
Piątek był jednym z najprzyjemniejszych dni dla wszystkich uczniów.
Nie chodziło nawet o sam fakt, że był on zapowiedzią weekendu. Szkoła, dbając o ich czas wolny, ustawiła zajęcia jedynie do godziny trzynastej, co dawało im cały wachlarz możliwości. Choćby i pojechania do rodziny w innym mieście, gdyby mieli taką potrzebę.
Everett nie miał co prawda tego typu luksusów. Piątki wiązały się dla niego ze spotkaniem samorządu, które mimo oficjalnego godzinnego czasu trwania, w rzeczywistości uwielbiały się przedłużać. Tak jak dziś. Jedynym, co zmotywowało go do przyspieszenia jego przebiegu, była wiadomość od jednego z ochroniarzy.
Zobaczenie konkretnego zdjęcia sprawiło, że uniósł nieznacznie brew ku górze, zwijając papiery na biurku.
— Świetnie, skoro już wszystko mamy ustalone, upewnijcie się, że wszystkie materiały dotrą do wtorku. Mamy coraz mniej czasu, festiwal już za dwa tygodnie. Na wszelki wypadek, gdybyśmy nie wyrobili się ze wszystkim w tygodniu, wyczyśćcie sobie grafik na weekend. To tyle — powiedział spokojnie, pakując swoje rzeczy. Nie spieszył się, zwłaszcza że widział jak Millie patrzy w jego stronę. Czekała przez chwilę, aż wszyscy wyjdą z sali, nim podeszła do niego, od razu zaczepnie się uśmiechając.
— Jesteś wolny?
— Nie.
— Aww. A jutro?
— Mam zajęty cały weekend.
— No weź, chciałam wpaść, obejrzeć u ciebie serial. Przysięgam, że będę siedzieć tylko w salonie przed telewizorem? Możesz mnie nawet wyrzucić do pokoju gościnnego. Twój sprzęt jest niezastąpiony.
— Mój niezastąpiony sprzęt będzie używany przez cały weekend i nie chcesz być tego świadkiem.
— Jezu, durny gnojku, mówiłam o telewizorze, a nie o twoim penisie!
Uniósł złośliwie kącik ust do góry, przerzucając torbę przez ramię. Nie było opcji, by zrezygnował ze swoich planów. I nie było opcji, by Shane zaakceptował, że Millie się o nim dowie. Sam wiedział, że dziewczyna i tak nie pisnęłaby ani słowem, ale biorąc pod uwagę charakter ciemnowłosego i jego paranoję, cofnąłby się na linię startu.
— Możesz wpaść w przyszłym tygodniu. Skoro i tak będziemy ślęczeć nad przygotowaniami.
— Poważnie? Superancko, mogę zostać na noc?
Wzruszył obojętnie ramionami. Nie robiło mu to większej różnicy, przyzwyczaił się już, że Millie często i tak zasypiała na jego kanapie. Czasem zostawiał ją w dziwnych pozycjach, by następnego dnia słuchać o bolącym karku i kręgosłupie, a innym razem skopywał na ziemię i patrzył czy przeniesie się do pokoju gościnnego, czy pojedzie do siebie.
— Swoją drogą, czy ciebie też tak wkurza ta praktykantka? Założyłam się wczoraj z Caroline, ile razy wspomni o panu Shanie na zajęciach i mogłabym z tego zrobić cały płotek. Jak dalej będzie tak gadać, to sama się poczuję, jakbym się z nim przyjaźniła i była w związku — burknęła, przewracając oczami.
— Nie są w związku — powiedział, nawet się nad tym nie zastanawiając.
— Jesteś pewien? Z tej jej całej gadaniny...
— Brzmi bardziej na obsesyjną fankę niż dziewczynę — odpowiedział beznamiętnie, wyciągając telefon z kieszeni.
— No w sumie. Dobra, odbijam w tę stronę. Zgadamy się w przyszłym tygodniu odnośnie dnia! — widząc jej intensywne machanie, odpowiedział tym samym, choć niezwykle krótkim i spokojnym gestem. Sam skierował się do czekającego już na niego samochodu. Wyglądało na to, że musi odebrać swoje zbłąkane kocię.
* * *
Odłożył złożony mundurek na siedzenie, poprawiając swoje ubrania. Czarna koszula z czerwonym kołnierzem i mankietami, nawet jeśli powiewała elegancją i luksusem, na boku miała mało subtelne wycięcie. Wystarczające, by przy większym ruchu czy podnoszeniu ręki, odsłaniać jego umięśniony brzuch, który mimowolnie ściągał spojrzenia osób wokół. Nie odczytywał sensowniej ich reakcji, nie uważając ich za wystarczająco ciekawe.
W przeciwieństwie do tego co czekało go przy barze.
Jonathan zawsze wchodził jak do siebie i tym razem nie było inaczej. Choć w dużej mierze to właśnie jego pewny krok sprawiał, że wiele osób nie zadzierało głowy, by zobaczyć nowoprzybyłego klienta. A przynajmniej do czasu.
Między momentem, gdy oparł nogę na jednym ze szczebli stołka barowego Shane'a, a tym, gdy przykleił się chłopakowi do pleców, nie minęło nawet pięć sekund.
— Nie wiem, czym jestem bardziej zawiedziony. Tym, że pijesz o czternastej, że umówiliśmy się, że zgarnę cię z domu, czy tym, że wybrałeś byle jaki bar zamiast mojego. Poza tym nie przypominam sobie, żebyśmy szukali kogoś do trójkąta. Coś przegapiłem? — Jonathan nawet na chwilę nie tracił opanowania. Ani wizualnie, ani nad własnym głosem. Choć w przeciwieństwie do jego opanowanej postawy, jedna z dłoni powędrowała już pod koszulkę Kassira, gdy oparł brodę o jego ramię, wpatrując się ze znudzeniem w siedzącą przed nim kobietę.
Zejdź mi z oczu, zanim stracę cierpliwość.
Tego typu niewerbalne komunikaty niezwykle ciężko było przeoczyć, nawet jeśli swoją pozycją celowo ukrywał je przed ciemnowłosym.
- Czyli to oznacza, że dopiero przymierzasz się do wyboru studiów? - zapytał, by potwierdzić jej słowa, zarazem też widząc jak barman przesuwał w stronę dziewczyny nowe zamówienie.
- T-tak - potwierdziła, przebierając palcami. - Wiem, że to za wcześnie i w ogóle, ale mam swoją wizję...
- Wcale nie - zapewnił ją łagodnie. - Dobrze mieć swoje plany już teraz. Wzmacniają determinację względem wyboru - ostrożnie sam napił się swojego drinka, dając jej znać, by śmiało mówiła dalej. Im więcej czasu upływało z nią, tym bardziej zmieniał swoje zdanie na to, że całkiem miło było mu spędzać tutaj czas. Nie była niezwykle uciążliwa i wyłapywał, że starała się dobierać ostrożnie słowa, bez zwracania przesadnej uwagi na siebie.
Może coś wyjdzie z tego.
W tym momencie poczuł, że ktoś znalazł się przy nim, a potem ciepło ciała na plecach. Wcześniej nawet nie dostrzegał, że pojawił się nowy klient, zachowując się jak większość obecnych przez ten moment czasu. Jednakże znajomy głos rozwiał wątpliwości, wywołując w nim na krótki moment zamarcie, niewyłapywane dla ludzkiego oka.
Co on tutaj robi?
- P-przepraszam! - nie miał pojęcia, czemu dziewczyna gwałtownie zmieszała się. Nie widział twarzy przybyłego, a ułożenie ciała nie wskazywało mu na coś negatywnego. Jednakże nieznajoma wymamrotała podziękowania i pobiegła w stronę grupki swoich przyjaciółek, które zaczęły między sobą plotkować.
- Moją szansę na randkę - odparł, spoglądając za uciekającą dziewczyną. Westchnął, odsuwając od siebie naczynie z ledwo ruszonym napojem.
- Umówiliśmy się na siedemnastą - odpowiedział mu Kassir, woląc nawet nie myśleć o tym, że finalnie zgodził się na piątek, a nie sobotę. Nadal niezbyt był zachwycony faktem, nie chcąc mu wchodzić na plany dnia.
- Skąd wiedziałeś, gdzie jestem? - nie informował nikogo o tym, gdzie udawał się. Mike'owi kazał odwalić się, nie dając mu żadnego znaku na ten temat, zamierzając spędzić ten czas bez jego obecności. Ani nikogo więcej, nawet jeśli nie było mu to finalnie dane. Najpierw przez nieznajomą dziewczynę, a teraz przez przylepionego do niego chłopaka, któremu najwyraźniej nie przeszkadzało publiczne miejsce. Przesunął dłonią w stronę jego, delikatnie wyciągając ją spod swojej koszulki.
- Odpowiadając na resztę twoich zarzutów, to nie zdążyłem się sensownie napić. A mój portfel nie pozwala mi pić u ciebie - delikatnie wzruszył ramionami. - A skoro jesteś mną zawiedziony, to chyba zostanie mi wrócić do domu - odwrócił lekko głowę w jego kierunku, zastanawiając się, co powinien zrobić z obecnym faktem. Nie miał pojęcia, skąd nagle pojawił się tutaj rudowłosy. Przypadek? Ciężko było w to uwierzyć, gdy teoretycznie o tej porze powinien jeszcze być w szkole, z tego co kojarzył.
Poruszył się z zamiarem odwrócenia się w jego kierunku, chcąc go też zmusić, by przestał się uwieszać na jego ciele. Zaraz potem uniósł brew na widok jego stroju, dość dobrze podkreślającego jego tors i umięśnienie, które...
Nie, nie. Stop. Publiczne miejsce.
- Więc jak? - jak uprzedzał, nie był pijany, co powodowało, że wydawał się być trochę chłodny. Chociaż nie odrzucał rudowłosego, mając swój czas na przemyślenie wielu kwestii.
- T-tak - potwierdziła, przebierając palcami. - Wiem, że to za wcześnie i w ogóle, ale mam swoją wizję...
- Wcale nie - zapewnił ją łagodnie. - Dobrze mieć swoje plany już teraz. Wzmacniają determinację względem wyboru - ostrożnie sam napił się swojego drinka, dając jej znać, by śmiało mówiła dalej. Im więcej czasu upływało z nią, tym bardziej zmieniał swoje zdanie na to, że całkiem miło było mu spędzać tutaj czas. Nie była niezwykle uciążliwa i wyłapywał, że starała się dobierać ostrożnie słowa, bez zwracania przesadnej uwagi na siebie.
Może coś wyjdzie z tego.
W tym momencie poczuł, że ktoś znalazł się przy nim, a potem ciepło ciała na plecach. Wcześniej nawet nie dostrzegał, że pojawił się nowy klient, zachowując się jak większość obecnych przez ten moment czasu. Jednakże znajomy głos rozwiał wątpliwości, wywołując w nim na krótki moment zamarcie, niewyłapywane dla ludzkiego oka.
Co on tutaj robi?
- P-przepraszam! - nie miał pojęcia, czemu dziewczyna gwałtownie zmieszała się. Nie widział twarzy przybyłego, a ułożenie ciała nie wskazywało mu na coś negatywnego. Jednakże nieznajoma wymamrotała podziękowania i pobiegła w stronę grupki swoich przyjaciółek, które zaczęły między sobą plotkować.
- Moją szansę na randkę - odparł, spoglądając za uciekającą dziewczyną. Westchnął, odsuwając od siebie naczynie z ledwo ruszonym napojem.
- Umówiliśmy się na siedemnastą - odpowiedział mu Kassir, woląc nawet nie myśleć o tym, że finalnie zgodził się na piątek, a nie sobotę. Nadal niezbyt był zachwycony faktem, nie chcąc mu wchodzić na plany dnia.
- Skąd wiedziałeś, gdzie jestem? - nie informował nikogo o tym, gdzie udawał się. Mike'owi kazał odwalić się, nie dając mu żadnego znaku na ten temat, zamierzając spędzić ten czas bez jego obecności. Ani nikogo więcej, nawet jeśli nie było mu to finalnie dane. Najpierw przez nieznajomą dziewczynę, a teraz przez przylepionego do niego chłopaka, któremu najwyraźniej nie przeszkadzało publiczne miejsce. Przesunął dłonią w stronę jego, delikatnie wyciągając ją spod swojej koszulki.
- Odpowiadając na resztę twoich zarzutów, to nie zdążyłem się sensownie napić. A mój portfel nie pozwala mi pić u ciebie - delikatnie wzruszył ramionami. - A skoro jesteś mną zawiedziony, to chyba zostanie mi wrócić do domu - odwrócił lekko głowę w jego kierunku, zastanawiając się, co powinien zrobić z obecnym faktem. Nie miał pojęcia, skąd nagle pojawił się tutaj rudowłosy. Przypadek? Ciężko było w to uwierzyć, gdy teoretycznie o tej porze powinien jeszcze być w szkole, z tego co kojarzył.
Poruszył się z zamiarem odwrócenia się w jego kierunku, chcąc go też zmusić, by przestał się uwieszać na jego ciele. Zaraz potem uniósł brew na widok jego stroju, dość dobrze podkreślającego jego tors i umięśnienie, które...
Nie, nie. Stop. Publiczne miejsce.
- Więc jak? - jak uprzedzał, nie był pijany, co powodowało, że wydawał się być trochę chłodny. Chociaż nie odrzucał rudowłosego, mając swój czas na przemyślenie wielu kwestii.
No proszę, wyglądało na to, że była inteligentniejsza, niż założył.
Posłał jej uroczy uśmiech na odchodne, całkowicie kontrastujący ze wzrokiem, którym obdarzył ją chwilę wcześniej. Nawet pomachał lekko dłonią. No, tą, której nie wciskał Shane'owi pod koszulkę.
Zignorował jego pierwsze słowa odnośnie randki, przesuwając wzrok w ślad za drinkiem. Ciężko byłoby szukać u niego jakichkolwiek wyrzutów sumienia, skoro ich nie odczuwał. Wręcz przeciwnie, wyglądał na bardzo zadowolonego z samego siebie.
— Udało mi się wcześniej skończyć — odpowiedział, przytulając mocniej głowę do jego ramienia. Nawet na chwilę nie przestawał się uśmiechać.
— Zamontowałem ci podsłuch i GPSa w telefonie — powiedział z pełną powagą, zaraz całując go zaczepnie w bok szyi — żartuję.
Wyprostował się, tak by musnąć ustami jego ucho. Zabrał przy okazji grzecznie rękę spod jego ubrań.
— W lewym rogu, czarnowłosy mężczyzna w białej koszuli. Siedzi z dwiema dziewczynami. Mówimy na niego Hendrick's od Hendrick's Ginu. Jest odpowiedzialny za sprawdzanie konkurencji w tym rejonie — wymruczał cicho, na tyle przyciszonym, niskim głosem, by jego słowa dotarły tylko i wyłącznie do Kassira — bardzo rzucasz się w oczy, Shane.
Zwłaszcza gdy sam polecił swoim ludziom, by informowali go, jeśli zobaczą ciemnowłosego w tego typu miejscu. Ale o tym już mu nie powiedział.
— Jestem pewien, że nasz barman z chęcią przygotowałby ci coś w rozsądnej cenie — nawet jeśli pojęcie rozsądnej ceny dla Everetta i innych mogło się nieco różnić. Odsunął się nieznacznie, gdy obracał głowę w jego stronę. Pewny siebie uśmiech i powłóczyste spojrzenie nijak nie zniknęły z jego twarzy.
— Wolisz wrócić do domu, a może znowu spróbować poderwać jakąś śliczną, nudną dziewczynę, której szczytem umiejętności będzie rozłożenie nóg i wypchnięcie bioder do góry jak będziesz ją zaliczał w pokoju hotelowym? — zapytał wyraźnie rozbawiony, wypuszczając go z objęć, by pozwolić mu się obrócić na krześle w jego stronę. Tak, z tej perspektywy zdecydowanie był dużo lepszym punktem obserwacji.
"Więc jak?"
Zrobił pół kroku w jego stronę, opierając się butem na metalowym szczeblu stołka od przodu. Przełożył jedną z rąk przez jego ramię, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że jego ubranie uniosło się do góry, oferując lepszy widok na jego ciało. Przysunął się do niego, przymykając oczy, by zaraz przesunąć językiem po jego dolnej wardze.
— Ty mi powiedz. W końcu jestem pewien, że ze mną będziesz się bawił dużo lepiej. Niezależnie od sposobu, na jaki akurat będziesz miał ochotę. Myślę, że twoja niedoszła randka nie byłaby zachwycona wizją przelecenia cię na pierwszym spotkaniu. Pomijając fakt, że wątpię, by plastikowe zamienniki były lepsze od prawdziwego. No, chyba że — zsunął powoli rękę w dół po jego plecach, zatrzymując ją tuż nad jego tyłkiem — mam ci przypomnieć jak bardzo za tym tęskniłeś. Choć nie ukrywam, myślałem, że ma pan lepszą pamięć, panie Kassir. Może nieodpowiednio pan o nią dba. Chyba muszę się bardziej postarać. Sam nie mam problemu z wizualizacją pańskiej twarzy i naszych wspólnych wspomnień, gdy robię się w nocy bardzo samotny.
Od czasu do czasu podczas swojej wypowiedzi celowo ocierał się swoimi ustami o jego, zwieńczając swoje słowa lekkim pocałunkiem, nim ponownie się wycofał z uniesionym ku górze kącikiem ust. Zwrócił się w stronę barmana, opierając nadgarstkiem o ladę.
— Przygotuj na mój koszt po jednej sztuce najdroższego i najlepszego drinka z waszej karty dla dziewczyn przy tamtym stoliku. Dolicz sobie cenę jednego z nich w formie napiwku — wskazał głową na ciemnowłosą, z którą rozmawiał Kassir i jej koleżanki, zaraz opłacając wszystko kartą, nim zwrócił się z uśmiechem w stronę Shane'a. Mogłoby się wydawać, że po prostu zaproponuje opuszczenie lokalu, ale wtedy nie byłby sobą. Złapał jego rękę i wsunął pod wycięcie we własnych ubraniach, łapiąc go wolną dłonią za szczękę, by wciągnąć go w głębszy pocałunek. Nie wyglądało na to, by podczas przesuwania swoim językiem po jego, przejmował się widownią. Zwłaszcza że wcześniej wspomniany barman zdawał się być bardzo zajęty przygotowywaniem zamówienia. Nie, żeby całujący się przy ladzie klienci byli szczególnie dziwnym widokiem.
Wydawało mu się, że Everett miał dobry humor, chociaż nie widział jego wyrazu twarzy. Tyle, że do końca nie wiedział dlaczego. Odejście dziewczyny? Koniec tygodnia? Powodów mógł wymyślać wiele, lecz nie był pewny, który finalnie by się sprawdził. Nie uważał, że chodziło o zwykłe ujrzenie go. Ich ukryta relacja nie była na poziomie zwykłej pary, więc czy widok drugiej osoby mógłby tak uradować? Wątpił.
- Hm - więc skończył wcześniej i nie dał mu znać nawet? W dodatku też tajemnicze powiadomienie go przez mężczyznę pracującego dla Everetta. Wierzył w tę wersję, ale zarazem było dla niego to podejrzane. - I przypadkiem wiedział jak wyglądam i z jakiegoś powodu dowiedziałeś się o tym? - w jego głosie pojawiło się rozbawienie, gdy starał się połączyć ze sobą fakty. W końcu, dlaczego też mieliby się zainteresować losowym klientem?
Rzucam się w oczy? W jaki sposób? Pokręcił lekko głową. Przynajmniej wiedział, że powinien być bardziej ostrożniejszy względem swojego wyglądu. Skoro został rozpoznany przez jedną osobę, mógł i przez kolejne.
- Może innym razem - był niemalże pewny, że i tak nie byłoby go na to stać, a zarazem dalekie było mu od tego, by dopraszać się ufundowania. Nie chciał ani prezentów, ani tym bardziej żebrać o cokolwiek. Jonathan nie był wyjątkiem od reguły, miał własne zasady względem takiego podejścia.
Co ja z nim mam...
- Aż tak bawi cię taka wizja? - w końcu mógł zobaczyć jego twarz. - Chociaż brzmi obecnie na bardzo trudną do zrealizowania - zwłaszcza, że z rozbudowy relacji nici. Za to miał przed sobą zadowolonego z siebie ucznia, którego uśmieszek wzbudzał wspomnienia obecnie odłożone na bok.
Nie spodziewał się, że Jonathan będzie aż tak otwarty. Zwłaszcza, gdy nie znajdował się na terenie swojego baru, a stan Shane'a był daleki do pijackiego nastroju. Prezentował sobą trzeźwe spojrzenie, chociaż prawdą zarazem było to, że nie był kompletnie nieczuły na wdzięki młodszego. Tego samego, który doskonale wiedział, że Kassir odczuwał względem niego spore przyciąganie fizyczne. Zwłaszcza teraz, gdy był blisko, a jego koszula podwijała się, ukazując atuty, które wabiły ciemnowłosego. Chociaż najważniejszy nie był widoczny dla publiki.
- Hm... - wymruczał, przesuwając swoje dłonie na jego biodra. - Może mam trochę słabą pamięć i potrzebuję przypomnienia? - teraz nieco drażnił się z nim, tak samo jak i on. Zwłaszcza, że prowokował go wyraźnie nie tylko słowami, ale również i gestami, których nie wypadało robić publicznie im obojgu. - Ostatnio nie było okazji dla przypomnienia - tak łatwo było się uzależnić od słodkich wizji. Nawet jeśli preferował wdrażanie ich w rzeczywistość, która nie odpowiadała wielu osobom. Chociaż nie był zachwycony napominaniem o tym, w której pozycji powinien się znajdować podczas zbliżenia. - Zwłaszcza, gdy wpadłeś do mnie jak huragan - pokręcił głową. - Zamienniki mogą mnie interesować jedynie, jesli są jedynie przysmakiem - ściszył głos wystarczająco bardzo. Oparł się ramieniem o ladę, spoglądając z zaintrygowaniem na to, co robił Jonathan.
W sumie jak tak teraz myślę, to jesteśmy na widoku.
Nim zdążył jednak coś dodać od siebie, został przygarnięty i obdarzony głębokim pocałunkiem. Posmak ust i alkoholu mieszał mu w głowie, gdy odwzajemnił to z lekkim pomrukiem, na krótki moment kompletnie zapominając, że był obserwowany przez stolik dziewczyn. I nawet nie pomyślał, jak jego niedoszła randka mogła się poczuć na ten widok.
To jedynie bardziej pokazywało jego pociąg fizyczny.
- Jeśli przeszedł ci zawód, to możemy przejść do planu dnia trochę wcześniej - powiedział, gdy oderwał się od jego ust. - Już w większej prywatności - zasugerował, spoglądając kątem oka na barmana, a potem ponownie na Jonathana. - Chyba... powinniśmy - zaczynała docierać do niego ta sytuacja, wywołując na twarzy lekkie zmieszanie własnym otwarciem i zachowaniem. Ostrożnie zsunął się z krzesła barowego.
- Jesteś dzisiaj w dobrym humorze. Coś cię miłego spotkało? - postanowił jeszcze i o to zapytać. Też by wyrzucić z głowy uczucie jego ciepłej skóry, które nadal pozostawało pod opuszkami palców.
- Hm - więc skończył wcześniej i nie dał mu znać nawet? W dodatku też tajemnicze powiadomienie go przez mężczyznę pracującego dla Everetta. Wierzył w tę wersję, ale zarazem było dla niego to podejrzane. - I przypadkiem wiedział jak wyglądam i z jakiegoś powodu dowiedziałeś się o tym? - w jego głosie pojawiło się rozbawienie, gdy starał się połączyć ze sobą fakty. W końcu, dlaczego też mieliby się zainteresować losowym klientem?
Rzucam się w oczy? W jaki sposób? Pokręcił lekko głową. Przynajmniej wiedział, że powinien być bardziej ostrożniejszy względem swojego wyglądu. Skoro został rozpoznany przez jedną osobę, mógł i przez kolejne.
- Może innym razem - był niemalże pewny, że i tak nie byłoby go na to stać, a zarazem dalekie było mu od tego, by dopraszać się ufundowania. Nie chciał ani prezentów, ani tym bardziej żebrać o cokolwiek. Jonathan nie był wyjątkiem od reguły, miał własne zasady względem takiego podejścia.
Co ja z nim mam...
- Aż tak bawi cię taka wizja? - w końcu mógł zobaczyć jego twarz. - Chociaż brzmi obecnie na bardzo trudną do zrealizowania - zwłaszcza, że z rozbudowy relacji nici. Za to miał przed sobą zadowolonego z siebie ucznia, którego uśmieszek wzbudzał wspomnienia obecnie odłożone na bok.
Nie spodziewał się, że Jonathan będzie aż tak otwarty. Zwłaszcza, gdy nie znajdował się na terenie swojego baru, a stan Shane'a był daleki do pijackiego nastroju. Prezentował sobą trzeźwe spojrzenie, chociaż prawdą zarazem było to, że nie był kompletnie nieczuły na wdzięki młodszego. Tego samego, który doskonale wiedział, że Kassir odczuwał względem niego spore przyciąganie fizyczne. Zwłaszcza teraz, gdy był blisko, a jego koszula podwijała się, ukazując atuty, które wabiły ciemnowłosego. Chociaż najważniejszy nie był widoczny dla publiki.
- Hm... - wymruczał, przesuwając swoje dłonie na jego biodra. - Może mam trochę słabą pamięć i potrzebuję przypomnienia? - teraz nieco drażnił się z nim, tak samo jak i on. Zwłaszcza, że prowokował go wyraźnie nie tylko słowami, ale również i gestami, których nie wypadało robić publicznie im obojgu. - Ostatnio nie było okazji dla przypomnienia - tak łatwo było się uzależnić od słodkich wizji. Nawet jeśli preferował wdrażanie ich w rzeczywistość, która nie odpowiadała wielu osobom. Chociaż nie był zachwycony napominaniem o tym, w której pozycji powinien się znajdować podczas zbliżenia. - Zwłaszcza, gdy wpadłeś do mnie jak huragan - pokręcił głową. - Zamienniki mogą mnie interesować jedynie, jesli są jedynie przysmakiem - ściszył głos wystarczająco bardzo. Oparł się ramieniem o ladę, spoglądając z zaintrygowaniem na to, co robił Jonathan.
W sumie jak tak teraz myślę, to jesteśmy na widoku.
Nim zdążył jednak coś dodać od siebie, został przygarnięty i obdarzony głębokim pocałunkiem. Posmak ust i alkoholu mieszał mu w głowie, gdy odwzajemnił to z lekkim pomrukiem, na krótki moment kompletnie zapominając, że był obserwowany przez stolik dziewczyn. I nawet nie pomyślał, jak jego niedoszła randka mogła się poczuć na ten widok.
To jedynie bardziej pokazywało jego pociąg fizyczny.
- Jeśli przeszedł ci zawód, to możemy przejść do planu dnia trochę wcześniej - powiedział, gdy oderwał się od jego ust. - Już w większej prywatności - zasugerował, spoglądając kątem oka na barmana, a potem ponownie na Jonathana. - Chyba... powinniśmy - zaczynała docierać do niego ta sytuacja, wywołując na twarzy lekkie zmieszanie własnym otwarciem i zachowaniem. Ostrożnie zsunął się z krzesła barowego.
- Jesteś dzisiaj w dobrym humorze. Coś cię miłego spotkało? - postanowił jeszcze i o to zapytać. Też by wyrzucić z głowy uczucie jego ciepłej skóry, które nadal pozostawało pod opuszkami palców.
Zaśmiał się cicho w odpowiedzi na jego pytanie.
— Shane, już same twoje włosy sprawiają, że nie zdziwiłbym się, gdyby pamiętał cię każdy barman, który miał okazję wydawać ci drinka — wsunął palce w jego kosmyki dla podkreślenia swoich słów. Pomijając jego piękną twarz i oczy, był to jeden z elementów, które bardzo mocno wyróżniały go z tłumu.
Nie naciskał na dodatkowe obniżki względem drinków, nawet jeśli zdecydowanie nie narzekałby, widząc go częściej w swoim barze. Ostatnim razem zdołał jednak zdobyć informację, która skutecznie powstrzymała pojawienie się nawet śladowych ilości goryczy wynikających z jego decyzji.
— Cóż, książki się same nie kupią — zażartował, choć jego głos przez chwilę zdawał się zrobić nieco cieplejszy. Zupełnie jakby fakt, że posiadał tego typu wiedzę, wystarczył do wzbudzenia w nim pozytywniejszych emocji.
— Trochę. Jak już niejednokrotnie mówiłem, jestem pewien, że jestem dużo lepszy od nich wszystkich. Wiem, jak się zachowywać, żeby seks nie polegał na zwykłym wkładaniu, aż dojdziesz. W obu rolach — podkreślił, nawiązując tym samym do ich ostatniego spotkania, nawet nie próbując ukryć prowokacyjnego wzroku.
"Ostatnio nie było okazji dla przypomnienia."
Jego dłonie na biodrach Jonathana wystarczyły, by rozbudzić znajome już wewnętrzne pożądanie. Zabawne, że choć sam odpowiednio go tresował, ten jeden dotyk wystarczył, by przypomnieć mu uczucie palców na własnym ciele, gdy kochali się w jego łóżku czy pod prysznicem.
— Nie martw się, gdy tylko wrócisz do szkoły, upewnię się, żebyś o niczym nie zapomniał — wygiął kąciki ust w uroczym uśmiechu, przechylając nieznacznie głowę na bok. Za to jego kolejne słowa odnośnie zamienników, sprawiły, że wyprostował się, patrząc na niego z wyraźnym zainteresowaniem.
— Ach tak? — nawet nie wiedział jak niebezpieczną broń właśnie zaoferował Everettowi, który zmierzył go wzrokiem od góry do dołu. Miał więcej niż dziesięć pomysłów na to jak odpowiednio go w tym temacie zainteresować. Z obu stron.
Fakt, że Shane go nie odepchnął, zdecydowanie mocno punktował na korzyść Jonathana. Nic dziwnego, że ponownie wsunął dłoń pod jego koszulkę, odsuwając się jedynie na drobną odległość, by wysłuchać, co ma do powiedzenia.
— Obawiam się, że plany nam się trochę zmieniły. Po przemyśleniu sprawy chcę zobaczyć tę twoją kawiarnio-herbaciarnię. Nie martw się, w samochodzie mam beżowy sweter, zapewniam, że jak naciągnę go na koszulę, będę wyglądał jak grzeczny chłopiec — rzucił mu cwany uśmiech, nawiązując do ich poprzedniej rozmowy. Choć raczej wątpliwe, by ze swoją urodą Everett miał nie rzucać się w oczy. Nie, żeby z Shanem sprawa miała się inaczej, więc chodząc razem, bez wątpienia ściągali na siebie uwagę. Nawet jeśli prawdopodobnie żaden z nich nie do końca to zauważał. Kassir zdawał się nie być w pełni świadomy, jak mocno wyróżnia się z tłumu. Jonathan z kolei, był do tego tak przyzwyczajony, że przestało mieć to dla niego znaczenie.
Zgarnął jego włosy z jednej strony i zaczepił je za jego uchem, które zaraz lekko przygryzł. Wystarczył krok, by jego kolano znalazło się między jego nogami, gdy ponownie przerzucił luźno ręce przez jego ramiona.
— Ale jeśli chcesz, tutejsze łazienki są na tyle duże i zadbane, bym bez problemu mógł ci zrobić dobrze, zanim wyjdziemy — poprawił ugryzione miejsce zaczepnym liźnięciem, wyraźnie zamierzając wykorzystać tę śladową wilgoć, by przypomnieć mu o odpowiednich bodźcach.
— Kto wie. Może — odpowiedział z cichym, praktycznie dwusekundowym śmiechem, nie wchodząc, póki co głębiej w temat. Półprzymknięte powieki dobitnie wskazywały na to, że był w odpowiednim nastroju na wykonanie swojej wcześniejszej propozycji.
Nie żeby kiedykolwiek nie był.
Musiał przyznać, że nie zwracał na to aż tak uwagę sam, ale wychodziło jednakże na to, że inni już tak. Długie włosy i często używane upięcie (lub brak) ich mogło rzeczywiście zapadać w pamięci, gdy dana osoba przychodziła do miejsca często. Zwłaszcza, gdy prezentowała więcej charakterystycznych cech zachowania.
Pozwolił sobie na uniesienie lekko kącików ust w rozbawieniu. Nie odpowiedział na temat książek, ale było mu miło wewnętrznie, że zapamiętał kwestię, która była dla Shane'a jednakże ważna.
- Tak, tak. Pamiętam - przewrócił oczami, ignorując wybitnie jego prowokację wypisaną w oczach. - Tylko by mieć pewność, musiałbyś jednak to wielokrotnie udowadniać - pokręcił głową. - I móc mieć zestawienie z innymi - wolał już mu odpuścić wspomnienie, że mógłby odpuścić sobie swoją gwałtowność i brak zahamowania, które doprowadzały ciało do skrajności. Nie raz.
Prychnął cicho, gdy temat zeszedł na temat szkoły.
- Proszę się nauczyć oddzielać jedno miejsce od drugiego - ile razy jeszcze miał mu powtarzać, że szkoła i ich spotkania poza nią to dwie osobne kwestie? Tak samo jak i jego życie było rozdzielone na dwie części, tak i zamierzał tak samo potraktować ich relację opartą na obustronnej korzyści.
- Ah tak - odciął się, będąc całkowicie nieświadomy tego, co przeszło rudowłosemu po głowie. Kompletnie nie zastanowił się nad tym jak to brzmiało. I jak wiele mu dawał teraz informacji odnośnie możliwości działania.
Zadrżał, czując ponownie jego dłoń na skórze. Miał wrażenie, że młodszy co jakiś czas zapominał gdzie byli. Nie żeby ciemnowłosy był inny. Jednakże zmiana planów go nieco zaniepokoiła.
- Ale ja nie pójdę w takim stroju - odpowiedział mu z lekko zmarszczonymi brwiami. Jego propozycja nieco powodowała według Kassira problemy. - To miejsce publiczne, a ja nie mam nawet swoich okularów - w dodatku jeszcze bardziej niż tutaj ryzykowali rozpoznaniem. W dodatku z przypadkowego napotkania się mógłby się wyślizgnąć, ale nie chciał się nikomu ze znajomych pokazywać bez szkieł. Nie zamierzał ich wpuszczać do świata, który miał służyć mu za rozładowanie napięcia i stresu.
Zadrżał wyraźnie, gdy poczuł jego mokry język na swoim ciele. Wizja, która mu została roztoczona wzbudziła w nim lekkie uczucie dyskomfortu. A może temu, że międzyczasie jeszcze wcisnął ku kolano między nogami, wybitnie pobudzając go? Wziął głębszy oddech i:
- Kawa. Przyda ci się - położył dłonie na jego ramionach, odsuwając go delikatnie i patrząc na niego dość długo. - Znaczy. Mi się przyda. Um - pokręcił głową by pozbyć się zagubienia myśli, po czym nachylił się w stronę jego ucha. - Nie jestem pijany, by móc się zgodzić na to - wymruczał tam takie słowa, po czym lekko dmuchnął w je ciepłym powietrzem, cofając się zarazem. Nie był niewolnikiem żądz swojego ciała, by ulegać chwili i rzeczywiście oddać się mu w łazience baru. I to w dodatku nie tego, który do niego należał.
- Idziemy - zadecydował już bardziej pewnie siebie. Uznał, że im bardziej będzie zwlekać, tym bardziej go Everett zacznie namawiać. Dlatego też zamierzał uciąć ten temat i wyciągnąć go z baru. Zmusił go, by cofnął się o krok, by potem móc całkiem odsunąć się od krzesła barowego, by skierować kroki ku wyjściu.
- Jeśli chcesz zdążyć przed zamknięciem lokalu - nadal nie zdawał sobie sprawy, że ich zachowanie wzbudzało zainteresowanie wśród grupki dziewczyn. Ta, która zagadywała go niedawno, chowała obecnie twarz w dłoniach, ignorując nie tylko koleżanki, ale również i postawiony przed nią drink.
Pozwolił sobie na uniesienie lekko kącików ust w rozbawieniu. Nie odpowiedział na temat książek, ale było mu miło wewnętrznie, że zapamiętał kwestię, która była dla Shane'a jednakże ważna.
- Tak, tak. Pamiętam - przewrócił oczami, ignorując wybitnie jego prowokację wypisaną w oczach. - Tylko by mieć pewność, musiałbyś jednak to wielokrotnie udowadniać - pokręcił głową. - I móc mieć zestawienie z innymi - wolał już mu odpuścić wspomnienie, że mógłby odpuścić sobie swoją gwałtowność i brak zahamowania, które doprowadzały ciało do skrajności. Nie raz.
Prychnął cicho, gdy temat zeszedł na temat szkoły.
- Proszę się nauczyć oddzielać jedno miejsce od drugiego - ile razy jeszcze miał mu powtarzać, że szkoła i ich spotkania poza nią to dwie osobne kwestie? Tak samo jak i jego życie było rozdzielone na dwie części, tak i zamierzał tak samo potraktować ich relację opartą na obustronnej korzyści.
- Ah tak - odciął się, będąc całkowicie nieświadomy tego, co przeszło rudowłosemu po głowie. Kompletnie nie zastanowił się nad tym jak to brzmiało. I jak wiele mu dawał teraz informacji odnośnie możliwości działania.
Zadrżał, czując ponownie jego dłoń na skórze. Miał wrażenie, że młodszy co jakiś czas zapominał gdzie byli. Nie żeby ciemnowłosy był inny. Jednakże zmiana planów go nieco zaniepokoiła.
- Ale ja nie pójdę w takim stroju - odpowiedział mu z lekko zmarszczonymi brwiami. Jego propozycja nieco powodowała według Kassira problemy. - To miejsce publiczne, a ja nie mam nawet swoich okularów - w dodatku jeszcze bardziej niż tutaj ryzykowali rozpoznaniem. W dodatku z przypadkowego napotkania się mógłby się wyślizgnąć, ale nie chciał się nikomu ze znajomych pokazywać bez szkieł. Nie zamierzał ich wpuszczać do świata, który miał służyć mu za rozładowanie napięcia i stresu.
Zadrżał wyraźnie, gdy poczuł jego mokry język na swoim ciele. Wizja, która mu została roztoczona wzbudziła w nim lekkie uczucie dyskomfortu. A może temu, że międzyczasie jeszcze wcisnął ku kolano między nogami, wybitnie pobudzając go? Wziął głębszy oddech i:
- Kawa. Przyda ci się - położył dłonie na jego ramionach, odsuwając go delikatnie i patrząc na niego dość długo. - Znaczy. Mi się przyda. Um - pokręcił głową by pozbyć się zagubienia myśli, po czym nachylił się w stronę jego ucha. - Nie jestem pijany, by móc się zgodzić na to - wymruczał tam takie słowa, po czym lekko dmuchnął w je ciepłym powietrzem, cofając się zarazem. Nie był niewolnikiem żądz swojego ciała, by ulegać chwili i rzeczywiście oddać się mu w łazience baru. I to w dodatku nie tego, który do niego należał.
- Idziemy - zadecydował już bardziej pewnie siebie. Uznał, że im bardziej będzie zwlekać, tym bardziej go Everett zacznie namawiać. Dlatego też zamierzał uciąć ten temat i wyciągnąć go z baru. Zmusił go, by cofnął się o krok, by potem móc całkiem odsunąć się od krzesła barowego, by skierować kroki ku wyjściu.
- Jeśli chcesz zdążyć przed zamknięciem lokalu - nadal nie zdawał sobie sprawy, że ich zachowanie wzbudzało zainteresowanie wśród grupki dziewczyn. Ta, która zagadywała go niedawno, chowała obecnie twarz w dłoniach, ignorując nie tylko koleżanki, ale również i postawiony przed nią drink.
Uniósł nieznacznie brew ku górze.
— Musiałbym? Nie sądzę. Wystarczającym dowodem było dla mnie to jak one-night standy błagały mnie o powtórkę. Skoro nie jesteś w stanie tego ocenić, to może po wspólnym weekendzie powinienem przestać z tobą sypiać, żebyś mógł wrócić do swojego poprzedniego stylu życia i zrobić swoje zestawienie z innymi — uroczy uśmiech zdawał się kompletnie nie obejmować jego oczu. Czy byłby w stanie to zrobić? Oczywiście, że tak. I być może rzeczywiście stało się to już realnym planem w jego głowie, nawet jeśli nie brzmiało to w ten sposób.
W końcu skoro Shane tak bardzo potrzebował cudzego towarzystwa, by zdać sobie z tego sprawę, najwyraźniej rzeczywiście nadszedł czas, by wycofać własne.
Dlatego też zamierzał wykorzystać ich wspólny weekend do cna.
— Od kiedy obciągałem ci w klasie, moje rozróżnienie tych rzeczy kompletnie zanikło — prowokacja powróciła do jego głosu, gdy postukał wymownie palcami w swoje usta. Z miną, która tylko potwierdzała, że bardzo chętnie, by to powtórzył i niezwykle pozytywnie wspominał tamten dzień. Nawet jeśli jego początki nie były tak miłe jak późniejsze wydarzenia.
Drżenie ciała na skutek jego dotyku, sprawiało mu nie lada satysfakcję. Zaraz parsknął za to śmiechem w odpowiedzi na jego słowa.
— Słyszał pan o takim wynalazku jak soczewki, panie Kassir? Może się pan nimi zasłonić. Chyba że ma pan potrzebę okularów z sieciówki za pięć dolarów, bo podejrzewam, że nie zgodzi się pan, bym kupił jakiekolwiek lepsze w formie prezentu — drobna złośliwość poprzedziła krótki, zaczepny pocałunek zakończony cichym śmiechem. Doprawdy, jego problemy wydawały mu się niezwykle zabawne. Podwójne życie wymagało wielu wyrzeczeń.
— Choć nie. Mam dużo lepszy pomysł. Jaki nosisz rozmiar? — zapytał, mierząc wzrokiem jego górny ubiór. Był w stanie ocenić jego ciało, ale wolał nie strzelać względem preferencji.
Odmowa spotkała się z wyraźnym rozczarowaniem z jego strony.
— Co za szkoda. Miałem nadzieję, że zaliczę coś jeszcze przed kawą — stwierdził, przesuwając kciukiem po ustach, by zaraz polizać go powoli, nie odrywając od niego wzroku. Skoro jednak nie chciał to jego strata. Odsunął się, zaraz parskając śmiechem.
— Jest piętnasta, Shane. Nikt nie zamyka kawiarni w piątek po południu — zwrócił się niespiesznie w stronę baru, biorąc jego praktycznie nietkniętego drinka, by zaraz wypić go w kilku łykach. Widział, jak barman zwraca się w jego stronę, zawieszając na nim spojrzenie. Podniósł palec wskazujący do ust, puszczając mu oko, nim ruszył w ślad za Shanem w stronę wyjścia. Pomachał jeszcze na odchodne dziewczynie i jej koleżankom z czarującym uśmiechem, choć ta pierwsza pewnie nie do końca mogła dostrzec jego gest.
Ostatnią osobą, którą zarejestrował w barze był Hendrick's. Ich kontakt wzrokowy nie trwał więcej niż kilka sekund. Zsunął go nieznacznie w dół, widząc, jak mężczyzna pokazuje mu cztery palce pod stołem. Odpowiedział dwójką, nie podnosząc nawet dłoni do góry. Prosty, niezauważalny gest, który równie dobrze mógł być dziełem przypadku.
Dogonił ciemnowłosego i wsunął dłoń do kieszeni na jego pośladku, przyciągając go bliżej siebie.
— Zrobimy krótki postój, muszę coś odebrać. Nie zajmie mi to dłużej niż pięć minut — poinformował go, pociągając w kierunku limuzyny.
Nie zdążyli nawet podejść do auta, gdy ubrany w garnitur młody mężczyzna otworzył im drzwi, cierpliwie czekając, aż wejdą do środka. Choć znając Shane'a, na wszelki wypadek być może go tam wepchnął, by nie zaczął protestować.
Puknął w ściankę oddzielającą kierowcę od reszty samochodu, gdy tylko kamerdyner zajął swoje miejsce.
— Podaj Scottowi adres, ja się przebiorę — rzucił do Kassira, wyciągając rękę po powieszony na wieszaku, wcześniej wspomniany sweter.
- Więc chcesz zerwać kwestię umowną między nami? - zapytał w odpowiedzi, zastanawiając się, czy zamierzał go odepchnąć po tym wszystkim. - Czy ja też zaliczam się do tych one-night standy? - może rzeczywiście po tym wszystkim mógł nadal go tak dostrzegać. Chociaż częściowo rozumiał, o co mogło chodzić Jonathanowi, nawet jeśli nie zamierzał przyznawać mu racji. Ciężko było zaakceptować ewentualność, że najlepiej sypiałoby mu się z dzieciakiem, który całkowicie rozbroił jego reguły według własnych zachcianek.
Chociaż mógł mu nie wypominać tamtego dnia. Na wspomnienie o klasie fuknął cicho, nie mogąc mu nie przyznać racji. Dopuszczając do tamtej sytuacji otworzył mu furtkę na nowe możliwości, mimo iż zapierał się rękami i nogami przeciwko temu. Ugh. On musi zawsze... Zawsze ignorować jego zdanie i robić według własnego uznania. Ciemnowłosy mógł jednak próbować to tolerować, póki korzyści były obustronne.
- Nie noszę okularów, by udawać wadę wzroku - przypomniał mu głosem o ton chłodniejszym. Miały na celu wpłynięcia na jego wygląd, ale to już Everett mógł wyłapać w momencie zrozumienia, że okulary nie zawierały w sobie korekty. - I nie. Ani nie. Równie dobrze mogę zatrzymać się u siebie po nie - irytacja przerodziła się w burczenie, gdy pocałował go. Jego śmiech rozbrzmiewał mu w uszach. - Naprawdę nie potrzebuję żadnego prezentu - zwłaszcza, że nie chciał być mu dłużny, a wiedział, że samemu nie miał jak się odpłacić mu za to.
Zamrugał oczami, slysząc jego zapytanie.
- Ee... - wypowiedział rozmiar z lekkim zawahaniem w głosie. Czy on kombinował mu jeszcze z jakimś prezentem? Zdecydowanie odnosił wrażenie, że jego zdanie było brane pod uwagę tylko wtedy, gdy niezbyt tego oczekiwał.
- Zanim ogarniemy się i dojedziemy, to będzie zamknięta - w głos wkradła się irytacja, gdy zrozumiał, że został odstawiony na bok względem niedopitego drinka. - Chciałeś się spotkać ze mną, by mnie zaliczać po łazienkach? - miał wrażenie, że denerwował się powoli. Chłopak wyciągał z niego mało chciane emocje, które wolał zakopać wewnątrz siebie.
Może powinienem go zostawić.
Z tą myślą już udał się w kierunku wyjścia, nie oglądając się za nim. Nie był zainteresowany, co robił za jego plecami, umyślnie go ignorując do momentu, aż go dogonił. Poczuł jego dłoń w swojej kieszeni, gdy zaraz potem przyciągnął go ku sobie.
- Oh, dobra - zgodził się lekko, nie widząc przeciwko temu żadnych problemów. Nawet jeśli kusiło go dowiedzieć się, co chciał odebrać, to wiedział jednak, że to nie był jego interes.
Widok limuzyny jednak wywołał w nim chęć ucieczki. Wyraźnie się wahał, z każdym krokiem rozmyślając, czy nie powinien po prostu odwrócić się na pięcie i odejść. Zwłaszcza, że jego jasne spojrzenie kierowało się w stronę nieznajomego, który otwierał im drzwi.
Tylko, że...
Schował twarz w dłoniach nawet nie kryjąc załamania Jonathanem. Wepchnięcie go do pojazdu było ciosem poniżej pasa, który zarazem ugodził jego dumę. Przynajmniej miękko wylądował, ale i tak!
- Czy nie możesz zrobić chociaż raz tego, o co cię proszę? - jęknął. Co mu mówił o zwracaniu uwagi? Limuzyna zdecydowanie się do tego zaliczała. - Adres... - przekierował uwagę w stronę ścianki. - Ah tak. Cel to - wypowiedział adres z pamięci, opadając na miękkie siedzenie. Luksus obławiał go z każdej strony, uświadamiając różnice społeczne pomiędzy ich dwójką.
- Aż tak ufasz swoim podwładnym? - czy ktoś z nich nie zacząłby plotkować, że syn Everettów spotyka się z chłopakiem? Albo doniósł gdzieś indziej? Więc pewnie tak wszystkie te bogate dzieciaki jeżdżą do szkoły. Czuję się jak żebrak przy nim. Spadł mu nastrój na większe rzeczy, a ilość alkoholu, którą zdążył spożyć, nie wpływała na niego zbytnio. Nie czuł nawet większych chęci do zabawiania się, które mogłyby go skłonić do nieracjonalnych decyzji.
Nawet jeśli limuzyna jest miejscem o wiele bardziej kuszącym niż łazienka.
Chociaż mógł mu nie wypominać tamtego dnia. Na wspomnienie o klasie fuknął cicho, nie mogąc mu nie przyznać racji. Dopuszczając do tamtej sytuacji otworzył mu furtkę na nowe możliwości, mimo iż zapierał się rękami i nogami przeciwko temu. Ugh. On musi zawsze... Zawsze ignorować jego zdanie i robić według własnego uznania. Ciemnowłosy mógł jednak próbować to tolerować, póki korzyści były obustronne.
- Nie noszę okularów, by udawać wadę wzroku - przypomniał mu głosem o ton chłodniejszym. Miały na celu wpłynięcia na jego wygląd, ale to już Everett mógł wyłapać w momencie zrozumienia, że okulary nie zawierały w sobie korekty. - I nie. Ani nie. Równie dobrze mogę zatrzymać się u siebie po nie - irytacja przerodziła się w burczenie, gdy pocałował go. Jego śmiech rozbrzmiewał mu w uszach. - Naprawdę nie potrzebuję żadnego prezentu - zwłaszcza, że nie chciał być mu dłużny, a wiedział, że samemu nie miał jak się odpłacić mu za to.
Zamrugał oczami, slysząc jego zapytanie.
- Ee... - wypowiedział rozmiar z lekkim zawahaniem w głosie. Czy on kombinował mu jeszcze z jakimś prezentem? Zdecydowanie odnosił wrażenie, że jego zdanie było brane pod uwagę tylko wtedy, gdy niezbyt tego oczekiwał.
- Zanim ogarniemy się i dojedziemy, to będzie zamknięta - w głos wkradła się irytacja, gdy zrozumiał, że został odstawiony na bok względem niedopitego drinka. - Chciałeś się spotkać ze mną, by mnie zaliczać po łazienkach? - miał wrażenie, że denerwował się powoli. Chłopak wyciągał z niego mało chciane emocje, które wolał zakopać wewnątrz siebie.
Może powinienem go zostawić.
Z tą myślą już udał się w kierunku wyjścia, nie oglądając się za nim. Nie był zainteresowany, co robił za jego plecami, umyślnie go ignorując do momentu, aż go dogonił. Poczuł jego dłoń w swojej kieszeni, gdy zaraz potem przyciągnął go ku sobie.
- Oh, dobra - zgodził się lekko, nie widząc przeciwko temu żadnych problemów. Nawet jeśli kusiło go dowiedzieć się, co chciał odebrać, to wiedział jednak, że to nie był jego interes.
Widok limuzyny jednak wywołał w nim chęć ucieczki. Wyraźnie się wahał, z każdym krokiem rozmyślając, czy nie powinien po prostu odwrócić się na pięcie i odejść. Zwłaszcza, że jego jasne spojrzenie kierowało się w stronę nieznajomego, który otwierał im drzwi.
Tylko, że...
Schował twarz w dłoniach nawet nie kryjąc załamania Jonathanem. Wepchnięcie go do pojazdu było ciosem poniżej pasa, który zarazem ugodził jego dumę. Przynajmniej miękko wylądował, ale i tak!
- Czy nie możesz zrobić chociaż raz tego, o co cię proszę? - jęknął. Co mu mówił o zwracaniu uwagi? Limuzyna zdecydowanie się do tego zaliczała. - Adres... - przekierował uwagę w stronę ścianki. - Ah tak. Cel to - wypowiedział adres z pamięci, opadając na miękkie siedzenie. Luksus obławiał go z każdej strony, uświadamiając różnice społeczne pomiędzy ich dwójką.
- Aż tak ufasz swoim podwładnym? - czy ktoś z nich nie zacząłby plotkować, że syn Everettów spotyka się z chłopakiem? Albo doniósł gdzieś indziej? Więc pewnie tak wszystkie te bogate dzieciaki jeżdżą do szkoły. Czuję się jak żebrak przy nim. Spadł mu nastrój na większe rzeczy, a ilość alkoholu, którą zdążył spożyć, nie wpływała na niego zbytnio. Nie czuł nawet większych chęci do zabawiania się, które mogłyby go skłonić do nieracjonalnych decyzji.
Nawet jeśli limuzyna jest miejscem o wiele bardziej kuszącym niż łazienka.
— Ja czy ty? To ty potrzebujesz zestawienia. Więc jeśli chcesz je sobie przetestować to śmiało — nie zamierzał go powstrzymywać, choć Kassir bez wątpienia zdawał sobie sprawę, z czym się to wiązało. W końcu ich umowa jasno zakładała, że nie będą sypiać z nikim innym, by móc się kochać bez zabezpieczenia.
— Ale ten weekend spędzasz ze mną. Nie z innymi. I nie, one-night standy jak sama nazwa wskazuje, trwają jedną noc. My spędziliśmy ich razem o wiele więcej — sam Jonathan nie garnął się zresztą do tego, by zaliczać kogokolwiek innego. Nawet jeśli wykazywał się niesamowitą kreatywnością, w rzeczywistości zbliżenia fizyczne nie były u niego absolutną koniecznością. W przeszłości głównie były efektem zabicia nudy.
— Nie nosisz okularów, by udawać wadę wzroku, ale ludzie tak to odbierają. No, chyba że chwalisz się wśród znajomych, że nosisz zerówki. Większość jest ślepa, nie potrafi odróżnić ozdobnych od korekcyjnych. Poza tym nie wiem, co to za problem powiedzieć, że akurat zapomniałeś ich z domu, przecież nie przyklejasz ich do twarzy — uniósł kącik ust w łagodnym uśmiechu. Miał wrażenie, że Shane paradoksalnie, nie dawał sobie zbyt wiele pola na bycie niedoskonałym. Zupełnie jakby całe jego życie musiało iść według ustawionych zasad i planów.
Które Everett uwielbiał niszczyć.
— Gdybym chciał się z tobą spotkać, by zaliczać cię po łazienkach, to nie jechalibyśmy teraz w twoje ulubione miejsce, a następnie do mojego mieszkania. Chociaż nie ukrywam, że byłby to miły dodatek. Wyjątkowo ekscytujący, zwłaszcza gdyby ktoś zapukał nam do drzwi — odpowiedział spokojnie z tańczącym mu na ustach uśmiechem. Widział zmianę w nastroju Kassira, pozwolił mu jednak na to, by w żaden sposób ich nie hamował. Zobaczenie go wytrąconego z równowagi było równie ciekawą obserwacją, zwłaszcza dla kogoś, kto uwielbiał przekraczać cudze granice.
Wepchnięcie go do środka skwitował ostatecznie wybuchem śmiechu, zwłaszcza na widok jego miny.
— No, już, już — upewnił się, że sweter dobrze na nim leży, obciągając go lekko w dół i wygładzając rękami. Kierowca skinął głową, zaraz na powrót zamykając okno, by dać im pełną prywatność.
— Scott jest dla mnie jak rodzina. Chociaż jeżdżę z nim głównie w weekendy, dzisiejszy dzień to swego rodzaju wyjątek. W ciągu tygodnia ma studia, więc częściej przejmuje mnie jego ojciec. Pracują dla naszej rodziny od pokoleń, na dobrą sprawę razem się wychowywaliśmy — co w jego przypadku równało się z bezgranicznym zaufaniem. Spojrzał w jego stronę, zaraz podnosząc się ze swojego miejsca, by usiąść na nim okrakiem, kładąc dłonie na jego twarzy.
— Przestań się tak spinać — pocałował go lekko, odsuwając się nieznacznie, by przesunąć ręką po jego torsie — Scott zaparkuje w pobliskiej galerii handlowej na parkingu podziemnym. Stamtąd pójdziemy na piechotę, po prostu tak będzie szybciej. A nie ma szans, żebym wszedł do publicznej komunikacji.
Samo zmarszczenie nosa dobitnie pokazywało, jak bardzo był zdegustowany samą myślą.
— Wbrew pozorom cię słucham, Shane — uniósł kącik ust ku górze, ponownie go całując. I zależnie od niego albo zamierzał to kontynuować do momentu, gdy znaleźli się pod ich tymczasowym postojem, albo po prostu usiadł obok. Spojrzał na zewnątrz, klepiąc go w udo.
— Zaraz wrócę — wyszedł z auta, wchodząc centralnie do sklepu naprzeciwko. Szyld Louis Vuitton dość mocno wybijał się na tle innych lokali, podobnie jak jego luksusowy wystrój.
Tak jak obiecał, wrócił w przeciągu pięciu minut z torbą w dłoni, wsiadając na powrót do auta, tym razem nie korzystając już z pomocy Scotta. Rzucił przedmiot na kolana Shane'a, zwracając się w jego stronę.
— Trzymaj. Jeśli nie będziesz chciał jej zatrzymać, to oddasz mi w niedzielę — prosta, czarna bluza z kapturem pozbawiona była jakichkolwiek wzorów za wyjątkiem logo na piersi po lewej stronie.
— Załóż ją, myślę, że sama w sobie wystarczy, zwłaszcza jeśli schowasz włosy pod spodem. Ewentualnie możesz po prostu naciągnąć kaptur, w końcu większość z nas tak teraz chodzi. Nikt cię nie rozpozna. Pod nią jest jeszcze czapka z daszkiem. Dobrze ze sobą wyglądają — stuknął raz w ściankę, by dać znać Scottowi, że mogą jechać. Oparł się łokciem o górę siedzenia, zwracając w jego stronę.
— Co do twojego wcześniejszego pytania odnośnie mojego dobrego humoru. Naprawdę tak ciężko ci uwierzyć, że twoje towarzystwo samo w sobie jest dla mnie przyjemnością? — zapytał, podpierając twarz pięścią. Jego twarz nie wyrażała zbędnych emocji, potwierdzając, że po prostu chciał usłyszeć odpowiedź.
Posłał mu puste spojrzenie, próbując zrozumieć teraz jedno. Który z nich obecnie był większym kretynem? Zaraz potem uniósł brew, zastanawiając się, czy powinien coś zrobić z tym faktem.
- Tak - potwierdził bez wahania. - Dlatego ci w taki subtelny sposób zaproponowałem udowadnianie tego, że masz rację - chyba nie spodziewał się, że wprost mu o czymś takim powie? Gdzie dopiero co zaakceptował stan rzeczy jaką była ich niedorzeczna relacja oparta na fizycznych potrzebach. Dlatego też wręcz domaganie się więcej "dowodów" jakimi byłoby wspólne kochanie się uważał za zbyt przerastające dla siebie. Zwłaszcza, że pójście z kimś innym do łóżka oznaczało złamanie umowy między nimi, więc równie dobrze mogli zaprzestać już teraz spotkań.
W sumie jest to ciekawe, że mi na to chce pozwolić. Może wyobrażałem sobie za wiele względem tego? - nie mógł się nie zastanawiać, czy przespanie się z kimś innym w obecnej sytuacji pozwoliłoby mu na zbycie Everetta. Nawet jeśli teraz bardziej niż chęć odgonienia go, wahało się pragnienie zachowania ciepła drugiej osoby. - Chociaż irytuje mnie kwestia, że miałbym działać tak, jak on sobie tego życzy.
- By potem słuchać gadania ludziom, że lepiej mi jest bez okularów i powinienem przerzucić się na soczewki? - zasugerował mu taki rozwój zdarzeń, nachylając sie zaraz w jego kierunku. - A jak ty uważasz? Lepiej pasują mi okulary czy ich brak? - w ramach odwetu za drażnienie go postanowił go pomęczyć o ten typ pytań. Chociaż obstawiał, że opinia niewiele zmieni w jego podejściu do sytuacji.
- Ja zaś podziękuję - zdecydowanie ciągle go denerwował swoim zachowaniem, a ten uśmieszek jedynie rozdrażniał bardziej. - Mam dosyć myśli, że ktoś by miał nas przyłapać. Zwłaszcza, że do tego doszło już - nie podzielał jego radości pod tym względem. Bardziej niż podniecenie, stresowało go na tyle, by chęć zbliżenia odchodziła mu całkowicie. Preferował spokój, gdzie mógłby całkowicie zrelaksować się z drugą osobą.
Chociaż po tym wepchnięciu do limuzyny, zaczęło go kusić, by jednak znaleźć kogoś innego.
- Mhm - więc jednak mial kogoś, komu ufał. Uznał to za całkiem urocze względem tego, co przedstawiał mu do tej pory. Zabrał swoje dłonie z twarzy, kładąc je na tapicerkę, wzdychając przy tym cicho. Nawet nie miał sił by zaprotestować, gdy wpakował mu się na nogi.
- Łatwo ci mówić - żachnął. - Ktoś musi myśleć o konsekwencjach, skoro sam nie zawracasz sobie nimi głowę. I dobrze, dobrze. Dotarło - pocałunek pozwolił mu się rzeczywiście rozluźnić trochę. - I nie zmusiłbym cię do komunikacji miejskiej. Jeszcze miałbym cię na sumieniu, gdybyś padł z szoku - zachichotał cicho na myśl o zestawieniu bogatego panicza z szarą rzeczywistością. Zdecydowanie nie pasowali do siebie.
- Tylko wtedy, gdy chcesz - burknął, ale wraz z pocałunkiem potulnie się poddał, przesuwając swoje dłonie na jego pośladki i lekko zaciskając je. Jakkolwiek go irytował wcześniej, postanowił na razie mu odpuścić. Uznał, że nie było sensu się obrażać, skoro mieli spędzić ze sobą weekend. Oddawanie się bogatemu dzieciakowi było dalekie od jego pragnień, lecz zarazem też stwierdzał, że Everett dość dobrze tłumił racjonalne podejście.
Odprowadził go wzrokiem, pozostając na kilka minut całkiem sam. Przesunął jeszcze wzrokiem w stronę okien dla zorientowania się w terenie. To nie galeria, skoro nie wysiadam. Dzielnica luksusów? - nie był pewny. Rozpoznawał niektóre sklepy, ale ciężko było mu aż tak dobrze sprecyzować. Niedługi potem powrót Jonathana wystarczył, by porzucił myśli na ten temat, skupiając się bardziej na tym, co mu rzucił na kolana.
- Dzięki? - wyciągnął z torby napomnianą bluzę, oglądając ją z wahaniem. - Doceniam... - chociaż mogli naprawdę zawitać do niego, by zabrał swoje ubrania. Zaskoczyło go jednak, że rzeczywiście pomyślał o nim pod względem chęci zakrycia wyglądu i kupił odpowiedni ubiór, który w tym pomagał.
Jeszcze w taki sposób, że głupio było mu teraz odmawiać.
- Tak - przyznał bez wahania. - Nie widzę logicznych przyczyn, które by mi miały zmienić zdanie - ubrał się już w bluzę, by wygładzić ją jeszcze na swoim ciele. - Znaczy, może nie do końca - dodał po krótkim namyśle. - Gdyby nie było przyjemnością, nie spotykałbyś się ze mną. Ale nie uważam, że nadaje się to na główny powód do dobrego humoru - uniósł lekko kąciki ust w górę. - Dlatego zapytałem o przyczynę.
Sięgnął dłonią w jego stronę, po czym złapał go za ramię i przyciągnął ku sobie.
- Tęskniłeś za mną przez te dwa dni?
- Tak - potwierdził bez wahania. - Dlatego ci w taki subtelny sposób zaproponowałem udowadnianie tego, że masz rację - chyba nie spodziewał się, że wprost mu o czymś takim powie? Gdzie dopiero co zaakceptował stan rzeczy jaką była ich niedorzeczna relacja oparta na fizycznych potrzebach. Dlatego też wręcz domaganie się więcej "dowodów" jakimi byłoby wspólne kochanie się uważał za zbyt przerastające dla siebie. Zwłaszcza, że pójście z kimś innym do łóżka oznaczało złamanie umowy między nimi, więc równie dobrze mogli zaprzestać już teraz spotkań.
W sumie jest to ciekawe, że mi na to chce pozwolić. Może wyobrażałem sobie za wiele względem tego? - nie mógł się nie zastanawiać, czy przespanie się z kimś innym w obecnej sytuacji pozwoliłoby mu na zbycie Everetta. Nawet jeśli teraz bardziej niż chęć odgonienia go, wahało się pragnienie zachowania ciepła drugiej osoby. - Chociaż irytuje mnie kwestia, że miałbym działać tak, jak on sobie tego życzy.
- By potem słuchać gadania ludziom, że lepiej mi jest bez okularów i powinienem przerzucić się na soczewki? - zasugerował mu taki rozwój zdarzeń, nachylając sie zaraz w jego kierunku. - A jak ty uważasz? Lepiej pasują mi okulary czy ich brak? - w ramach odwetu za drażnienie go postanowił go pomęczyć o ten typ pytań. Chociaż obstawiał, że opinia niewiele zmieni w jego podejściu do sytuacji.
- Ja zaś podziękuję - zdecydowanie ciągle go denerwował swoim zachowaniem, a ten uśmieszek jedynie rozdrażniał bardziej. - Mam dosyć myśli, że ktoś by miał nas przyłapać. Zwłaszcza, że do tego doszło już - nie podzielał jego radości pod tym względem. Bardziej niż podniecenie, stresowało go na tyle, by chęć zbliżenia odchodziła mu całkowicie. Preferował spokój, gdzie mógłby całkowicie zrelaksować się z drugą osobą.
Chociaż po tym wepchnięciu do limuzyny, zaczęło go kusić, by jednak znaleźć kogoś innego.
- Mhm - więc jednak mial kogoś, komu ufał. Uznał to za całkiem urocze względem tego, co przedstawiał mu do tej pory. Zabrał swoje dłonie z twarzy, kładąc je na tapicerkę, wzdychając przy tym cicho. Nawet nie miał sił by zaprotestować, gdy wpakował mu się na nogi.
- Łatwo ci mówić - żachnął. - Ktoś musi myśleć o konsekwencjach, skoro sam nie zawracasz sobie nimi głowę. I dobrze, dobrze. Dotarło - pocałunek pozwolił mu się rzeczywiście rozluźnić trochę. - I nie zmusiłbym cię do komunikacji miejskiej. Jeszcze miałbym cię na sumieniu, gdybyś padł z szoku - zachichotał cicho na myśl o zestawieniu bogatego panicza z szarą rzeczywistością. Zdecydowanie nie pasowali do siebie.
- Tylko wtedy, gdy chcesz - burknął, ale wraz z pocałunkiem potulnie się poddał, przesuwając swoje dłonie na jego pośladki i lekko zaciskając je. Jakkolwiek go irytował wcześniej, postanowił na razie mu odpuścić. Uznał, że nie było sensu się obrażać, skoro mieli spędzić ze sobą weekend. Oddawanie się bogatemu dzieciakowi było dalekie od jego pragnień, lecz zarazem też stwierdzał, że Everett dość dobrze tłumił racjonalne podejście.
Odprowadził go wzrokiem, pozostając na kilka minut całkiem sam. Przesunął jeszcze wzrokiem w stronę okien dla zorientowania się w terenie. To nie galeria, skoro nie wysiadam. Dzielnica luksusów? - nie był pewny. Rozpoznawał niektóre sklepy, ale ciężko było mu aż tak dobrze sprecyzować. Niedługi potem powrót Jonathana wystarczył, by porzucił myśli na ten temat, skupiając się bardziej na tym, co mu rzucił na kolana.
- Dzięki? - wyciągnął z torby napomnianą bluzę, oglądając ją z wahaniem. - Doceniam... - chociaż mogli naprawdę zawitać do niego, by zabrał swoje ubrania. Zaskoczyło go jednak, że rzeczywiście pomyślał o nim pod względem chęci zakrycia wyglądu i kupił odpowiedni ubiór, który w tym pomagał.
Jeszcze w taki sposób, że głupio było mu teraz odmawiać.
- Tak - przyznał bez wahania. - Nie widzę logicznych przyczyn, które by mi miały zmienić zdanie - ubrał się już w bluzę, by wygładzić ją jeszcze na swoim ciele. - Znaczy, może nie do końca - dodał po krótkim namyśle. - Gdyby nie było przyjemnością, nie spotykałbyś się ze mną. Ale nie uważam, że nadaje się to na główny powód do dobrego humoru - uniósł lekko kąciki ust w górę. - Dlatego zapytałem o przyczynę.
Sięgnął dłonią w jego stronę, po czym złapał go za ramię i przyciągnął ku sobie.
- Tęskniłeś za mną przez te dwa dni?
Wzruszył ramionami, nie zamierzając kontynuować tematu. Shane mógł w niego brnąć, ile chciał, ale Jonathanowi wystarczyło, tyle ile usłyszał do tej pory. Zamiast tego przyglądał mu się przez chwilę, kładąc dłoń na jego twarzy. Pogłaskał go kciukiem po policzku, przechylając nieco głowę w bok.
— Chyba lubię obie wersje. Okulary robią swoją robotę, dzięki czemu wyglądasz poważniej. Nakręca moją wizję sypiania z nauczycielem, moglibyśmy nagrywać filmy pornograficzne i ludzie wydawaliby grubą kasę, by oglądać taki zestaw — stwierdził bezczelnie, przysuwając się bliżej niego. Nie pocałował go jednak, zatrzymując się w miejscu.
— Ale bez okularów lepiej widać twoje oczy. Nawet jeśli zerówki nie odbijają światła w takim stopniu jak korekcyjne. Kiedy ich nie nosisz, podkreślają kolor twoich tęczówek. Czasem naprawdę przypominają płynne złoto. Dlatego nie miałbym nic przeciwko, byś nie nosił ich tylko w moim towarzystwie — powiedział miękkim głosem, zabierając dłoń i odsuwając się w tył.
— To tylko twój współlokator. Chyba nie jest takim gnojem, by cię wkopać, skoro razem mieszkacie? — zapytał, unosząc brew ku górze. Wątpił w końcu, by zamierzał mieszkać z kimś takim. Zaraz wzruszył ramionami.
— Jakby zaczął ci grozić, daj mi znać, to się go pozbędę. Wyczyszczę mu pamięć o tym co widział i wszystkich docinkach.
Albo upewnię się, by nigdy więcej nie odważył się pojawić w mieście.
Uśmiechnął się w odpowiedzi na jego słowa o komunikacji miejskiej, przesuwając zaczepnie językiem po jego ustach. Bez wątpienia doceniał dbałość o jego osobę, zwłaszcza w takiej kwestii. Autobusy, metra i pociągi kojarzyły mu się jedynie z tłumem, niewygodnymi siedzeniami, brakiem swobody i syfem, nawet jeśli ludzie starali się zachować czystość. Pomijając, że w limuzynie miał telewizor i barek z alkoholem, choć korzystał z niego sporadycznie, gdy przyjmował klientów.
— Gdybym zawsze cię słuchał, właśnie ładowałbyś się w jakąś beznadziejną przygodę. Wiesz, po naszych spotkaniach dochodzę do wniosku, że sypianie z jedną osobą ma mnóstwo zalet. Nie tylko w kwestii bezpieczeństwa, ale też tego, że możecie uczyć się swoich wrażliwych punktów i odpowiednio zadowalać. Oddając się przypadkowi, czasem wyjdzie, czasem nie. Największym minusem jest ryzyko monotonii, ale myślę, że głównie dotyczy to osób, które nie lubią eksperymentować i trzymają się stałych, nudnych schematów — ludzie często dbali o siebie, jednocześnie zaniedbując sferę seksualną. W przypadku Shane'a i Jonathana działało to raczej w drugą stronę, choć Everett jak widać, ostatnimi czasy starał się to nadrobić.
"Doceniam."
Uniósł kącik ust w łagodnym uśmiechu. Cóż, zdecydowanie dobrze, że ciemnowłosy raczej nie zdawał sobie sprawy, że tego typu zwyczajna bluza potrafiła kosztować półtora tysiąca dolarów.
— Cieszę się.
Zastanowił się nad jego kolejnymi słowami, przesuwając kciukiem po ustach. Jego logiczną przyczyną była najzwyczajniej w świecie ciekawość. Ciekawość, która pchała go do poznania Kassira dużo lepiej, by odkryć więcej rzeczy, których nie pokazywał światu na co dzień. Była też inna, choć nie był pewien czy powinien ją wypowiadać na głos. Dlatego, póki co darował sobie, patrząc na niego z zainteresowaniem, gdy pociągnął go w swoją stronę. Nawet nie czekał, by znowu usiąść na jego kolanach przodem do niego, obejmując jego kark. Przysunął się, praktycznie stykając z nim nosem.
"Tęskniłeś za mną przez te dwa dni?"
— Mhm — przechylił nieco głowę w bok, całując go delikatnie z zadziwiającą czułością. Zaczepił kciuk na jego ustach, odciągając lekko jego wargę w dół, by przesunąć językiem po jego zębach, zaraz wpychając się do środka. Pogłębiał pocałunek z każdą sekundą, coraz bardziej się nakręcając. Do tego stopnia, by wyprostował się, poruszając biodrami i dociskając je mocniej do jego ciała. Otworzył nieco usta z cichym jękiem, zaraz kładąc dłonie na jego policzkach, by pocałować go z jeszcze większą intensywnością, nie zaprzestając swoich ruchów.
— Każdej nocy czekałem, by móc znowu cię dotknąć. Czasem fantazjowałem o nowych rzeczach, a czasem przywoływałem starsze, robiąc sobie dobrze. Podczas naszej rozmowy telefonicznej, słysząc twój głos i wiedząc, że nie zdajesz sobie sprawy, że dotykam się, gdy do mnie mówisz. Że zamykam oczy i dochodzę, wyobrażając sobie, że leżysz obok mnie, nawet jeśli nasza rozmowa dotyczyła czegoś kompletnie nieistotnego. Podniecało mnie to jeszcze bardziej — i jak widać, nie zamierzał tego ukrywać.
Tematyka kręcenia filmów spowodowała, że lekko uniósł brew, zastanawiając się, czy powinien to jakoś skomentować, czy po prostu zignorować. Nie miał pojęcia, co chodziło mu po głowie względem takich pomysłów, ale był pewny, że to był jeden z gorszych, jakie słyszał. Zwłaszcza, że brzmiało mu to jak dzika wizja dzieciaka, który nie miał co robić z wolnym czasem.
- Dziękuję za komplement - odpowiedział za to, stukając palcem o policzek. - I zobaczymy - wbił w niego swoje spojrzenie. - W końcu nie znasz tylko moją publiczną stronę - i podczas stosunku ciężko było nosić okulary mimo wszystko. Chociaż wizja przebrania się w strój nauczyciela, trzymanie linijki w ręce i poganiania Jonathana brzmiała dość zabawnie, gdy teraz się zastanowił nad tym. Nie żeby zamierzał to wdrażać.
- Raczej nie. Jest na tyle gnojem, by mi to wypominać - stwierdził z ciężkim westchnieniem. - A ja nie mogę się odegrać na nim. Niezbyt kręci mnie wizja przyłapywania go w odwecie. Żadna frajda. Ale dzięki, będę mieć to na uwadze, jeśli przegnie - nie zdawał sobie sprawy, że rudowłosy mógł mieć jeszcze inne plany niż użycie swojej mocy do spreparowania wspomnień.
- ... w sumie mogłeś mu wyczyścić i wtedy - burknął zaraz potem, mało zachwycony tym, że nie wykorzystał owej możliwości. - Chociaż nie wiem, czy nie zrobiłbym się zazdrosny o to, że pokazujesz mu swoje piękne oczy - zachichotał zaraz potem z własnego żartu. Chociaż faktem było, że był nimi nadal zauroczony, gdy pokazywał mu efekt uboczny działania swojej mocy. I wiedział, że jeszcze nie raz by chciał je ujrzeć w takim stadium.
- Nie mogę zaprzeczyć - przyznał cicho odnośnie sypiania z jedną osobą. Było to wygodne, o ile partner był chętny na to, a ogień namiętności nie wygasał. I dzięki temu też miało się stabilność i możliwość zaspokojenia egoistycznej potrzeby drugiej osoby. Czy potrzebna była w tym miłość romantyczna? Nie. Ale dopasowanie do siebie względem potrzeb już tak. - Gdyby tak nie było, nie mógłbym poznać twoich umiejętności od innej strony. A tym bardziej czuję zaintrygowanie tego, czy możemy jeszcze więcej - i na ile sobie pozwolić względem ich własnych ciał oraz wytrzymałości. Dopasowanie do siebie mogło zarazem dać luksów wspólnego planowania wzmacniania siebie wzajemnie w celu dodatkowej i dłuższej rozkoszy.
Musiał przyznać, że bluza była całkiem wygodna. Chociaż nie tak jak to uczucie, gdy ponownie znalazł się na jego kolanach. Zdecydowanie mógł go irytować, ale zarazem tym bardziej zdawał sobie sprawę z tego, że nie był obojętny na jego wdzięki. Nawet jeśli zgrozę dodawało tak wiele czynników.
Z cichym zadowoleniem poddał się jego pocałunkowi, czując zaraz potem, że całkowicie je pogłębia, pozbawiając go tchu. Zaczepił się zarazem o jego ubranie, nie zamierzając mu dać odejść. Słodki posmak tęsknoty, jaką mógł odczuć obecnie. W dodatku jego ruchy i bliskość...
... chociaż nie spodziewał się poznać aż takich rewelacji. Fantazje? Wizualizacja? Popatrzył na niego z mieszaniną rozbawienia i załamania, przysuwając swoje usta bliżej jego ucha.
- Powinienem następnym razem ci opowiadać o fantazjach seksualnych? - wyszeptał, by zaraz potem na nowo wygodniej oprzeć się o siedzenie, zarazem czując rosnącą niewygodę w spodniach, będącą tak dobrze teraz wyczuwalną i dla jego towarzysza. Jego ocieranie się zdecydowanie niosło swoje rezultaty.
- Z ciekawości, jaką pozycję zajmuję w twoich wyobrażeniach? - zapytał, nie wyglądając na zbytnio przejętego tym, że zasadniczo stan jego ciała był daleki od odpowiedniego. - I może powinieneś nalegać na łazienkę... skoro tak czekałeś - ostrożnie wsunął swoje dłonie pod jego ubranie, zadrapując delikatnie skórę na plecach. - Chociaż nasuwa mi się pytanie... Co zamierzasz zrobić z obecnym stanem? - wyciągnął jedną rękę, by założyć za jego głowę. - Może powinienem zignorować swój stan i sprawdzić, czy dojdziesz bez mojego dotyku, od samych wizji - nie miał pojęcia, dlaczego uruchamiał mu się obecnie taki tryb, mieszanina sadyzmu z masochizmem. - Powiedz mi, kręci cię wizja, że ktoś może zobaczyć, co teraz tu robisz?
- Dziękuję za komplement - odpowiedział za to, stukając palcem o policzek. - I zobaczymy - wbił w niego swoje spojrzenie. - W końcu nie znasz tylko moją publiczną stronę - i podczas stosunku ciężko było nosić okulary mimo wszystko. Chociaż wizja przebrania się w strój nauczyciela, trzymanie linijki w ręce i poganiania Jonathana brzmiała dość zabawnie, gdy teraz się zastanowił nad tym. Nie żeby zamierzał to wdrażać.
- Raczej nie. Jest na tyle gnojem, by mi to wypominać - stwierdził z ciężkim westchnieniem. - A ja nie mogę się odegrać na nim. Niezbyt kręci mnie wizja przyłapywania go w odwecie. Żadna frajda. Ale dzięki, będę mieć to na uwadze, jeśli przegnie - nie zdawał sobie sprawy, że rudowłosy mógł mieć jeszcze inne plany niż użycie swojej mocy do spreparowania wspomnień.
- ... w sumie mogłeś mu wyczyścić i wtedy - burknął zaraz potem, mało zachwycony tym, że nie wykorzystał owej możliwości. - Chociaż nie wiem, czy nie zrobiłbym się zazdrosny o to, że pokazujesz mu swoje piękne oczy - zachichotał zaraz potem z własnego żartu. Chociaż faktem było, że był nimi nadal zauroczony, gdy pokazywał mu efekt uboczny działania swojej mocy. I wiedział, że jeszcze nie raz by chciał je ujrzeć w takim stadium.
- Nie mogę zaprzeczyć - przyznał cicho odnośnie sypiania z jedną osobą. Było to wygodne, o ile partner był chętny na to, a ogień namiętności nie wygasał. I dzięki temu też miało się stabilność i możliwość zaspokojenia egoistycznej potrzeby drugiej osoby. Czy potrzebna była w tym miłość romantyczna? Nie. Ale dopasowanie do siebie względem potrzeb już tak. - Gdyby tak nie było, nie mógłbym poznać twoich umiejętności od innej strony. A tym bardziej czuję zaintrygowanie tego, czy możemy jeszcze więcej - i na ile sobie pozwolić względem ich własnych ciał oraz wytrzymałości. Dopasowanie do siebie mogło zarazem dać luksów wspólnego planowania wzmacniania siebie wzajemnie w celu dodatkowej i dłuższej rozkoszy.
Musiał przyznać, że bluza była całkiem wygodna. Chociaż nie tak jak to uczucie, gdy ponownie znalazł się na jego kolanach. Zdecydowanie mógł go irytować, ale zarazem tym bardziej zdawał sobie sprawę z tego, że nie był obojętny na jego wdzięki. Nawet jeśli zgrozę dodawało tak wiele czynników.
Z cichym zadowoleniem poddał się jego pocałunkowi, czując zaraz potem, że całkowicie je pogłębia, pozbawiając go tchu. Zaczepił się zarazem o jego ubranie, nie zamierzając mu dać odejść. Słodki posmak tęsknoty, jaką mógł odczuć obecnie. W dodatku jego ruchy i bliskość...
... chociaż nie spodziewał się poznać aż takich rewelacji. Fantazje? Wizualizacja? Popatrzył na niego z mieszaniną rozbawienia i załamania, przysuwając swoje usta bliżej jego ucha.
- Powinienem następnym razem ci opowiadać o fantazjach seksualnych? - wyszeptał, by zaraz potem na nowo wygodniej oprzeć się o siedzenie, zarazem czując rosnącą niewygodę w spodniach, będącą tak dobrze teraz wyczuwalną i dla jego towarzysza. Jego ocieranie się zdecydowanie niosło swoje rezultaty.
- Z ciekawości, jaką pozycję zajmuję w twoich wyobrażeniach? - zapytał, nie wyglądając na zbytnio przejętego tym, że zasadniczo stan jego ciała był daleki od odpowiedniego. - I może powinieneś nalegać na łazienkę... skoro tak czekałeś - ostrożnie wsunął swoje dłonie pod jego ubranie, zadrapując delikatnie skórę na plecach. - Chociaż nasuwa mi się pytanie... Co zamierzasz zrobić z obecnym stanem? - wyciągnął jedną rękę, by założyć za jego głowę. - Może powinienem zignorować swój stan i sprawdzić, czy dojdziesz bez mojego dotyku, od samych wizji - nie miał pojęcia, dlaczego uruchamiał mu się obecnie taki tryb, mieszanina sadyzmu z masochizmem. - Powiedz mi, kręci cię wizja, że ktoś może zobaczyć, co teraz tu robisz?
Gdyby tylko Shane wiedział, że telefon Jonathana nadal skrywał ich nagrania z pierwszej nocy. Mimo upływu czasu nadal uważał je za tak samo podniecające, choć bez wątpienia, gdyby miał szansę, nagrałby go podczas wielu innych czynności. Na ten moment Kassir był jednak zbyt... nieśmiały nie do końca było odpowiednim słowem. Ale bez wątpienia nie lubił aż tak wychodzić poza schemat.
— Proszę — odpowiedział po prostu, bardziej interesując się w tym momencie jego wspomnieniem o współlokatorze. Oparł się łokciem o siedzenie, przyglądając mu ciężkim do zinterpretowania wzrokiem.
— Żałujesz? Tego co wtedy robiliśmy — zapytał, przewiercając go wzrokiem na wylot. Nie było szans, by pozwolił mu się wymigać od odpowiedzi.
" ... w sumie mogłeś mu wyczyścić i wtedy."
— Mogłem — potwierdził, bez większego przejęcia. Oczywiście, że mógł. Po prostu nie zamierzał tego robić. Scena, której zaznał jego współlokator, była jednym z najbardziej ostentacyjnych sposobów na zaznaczenie terenu.
Uśmiechnął się w odpowiedzi na komplement, muskając przez chwilę palcami jego policzek.
— Jeśli chcesz, pokażę ci je znowu dziś wieczorem — zsunął dłoń w dół, opierając ją na jego udzie.
Czy mogli jeszcze więcej? Oczywiście, że tak. Nie przeszli jeszcze nawet przez połowę tego, co szykował dla niego Jonathan. A nowe pomysły pojawiały się w jego głowie nieustannie. Nawet jeśli niektóre z nich wymagały kondycji, przed którą Shane uparcie się wzbraniał. I miejsc, które tym bardziej uznawał za tabu. Dlatego właśnie zamierzał zniszczyć wszystkie jego bariery. Całkowicie wypaczyć, sprawiając, by błagał o jego dotyk w każdym możliwym miejscu. Była to wyjątkowo piękna i podniecająca wizja.
W tym momencie mógł jednak skupić się na rzeczywistości. Zaciskające się na jego ubraniach palce i szept wprost do jego ucha, sprawiały, że tym bardziej miał ochotę opóźnić ich wyprawę do kawiarni.
— Możesz to zrobić nawet teraz. Opowiedzieć mi, co chciałbyś ze mną zrobić — rozchylił usta, by choć częściowo uwolnić gorący oddech. Doskonale czuł wypukłość w spodniach Shane'a, która tak bardzo ułatwiała mu w tym momencie, ocieranie się o niego swoją własną.
— Zależy od tego, w jaki sposób akurat się zadowalam. Choć nie ukrywam, że po ostatnim spotkaniu, wizja jak próbujesz mnie całkowicie zdominować, cholernie mnie nakręca — złapał jego dłoń, przesuwając ją ze swoich pleców na pośladek, zupełnie jakby zachęcał go tym samym do kontrolowania tempa, z jakim się poruszał.
— Gdybym nalegał, tylko byś się wkurzył, rzucił znowu jakimś tekstem o tym, że przyszedłem tylko po to, by cię zaliczyć i wyszedł. A szkoda. Teraz muszę zająć usta w inny sposób — zacisnął aż nazbyt wymownie dłoń na jego kroczu, pokazując mu tym samym, co stracił. Zaraz przysunął się do niego, skradając pojedyncze pocałunki między jego słowami.
Czuł na sobie jego wzrok. Zupełnie jakby chciał przejrzeć jego myśli, by wiedzieć, o czym naprawdę myślał obecnie.
- Masz na myśli pokój, prysznic czy salon? - odpowiedział mu pytaniem na pytanie, spoglądając na niego z nieco szerzej otworzonymi oczami. - Raczej nie? - odparł z wyraźnym zastanowieniem się. - W sensie, pomijając aspekt tego, że byłeś wnerwiony na mnie za zwykłe chorowanie, zostaliśmy przyłapani na wspólnym zabawianiu się... Nie było źle - nie ma cholery, by przyznał się mu na głos, że zwyczajnie podniecało go to, że mogli zrobić to w odmiennej pozycji, gdzie mógł zapoznać się z jego umiejętnościami od drugiej strony. Zwłaszcza, gdy widok tego, jak sam brał sprawy w swoje ręce był zbyt kuszący. W dodatku jego głos przy tym...
Za to posłał mu nieco poirytowane spojrzenie względem potwierdzenia. Oczywiście, że mógł. Ale nie zrobił tego. Co tylko wpędzało go w podobnego typu nastrój, kładąc mu delikatny cień na zaufanie względem tego, że rzeczywiście nie pozwoliłby, by ta relacja poszła szerzej w wypadku, gdyby ktoś o mniej miłych zamiarach by poznał prawdę. A to tym bardziej skłaniało go do kontroli czasu i miejsca, gdzie mieliby spędzać swój wolny czas.
- Chcę - chociaż jednak nie mógł ulec pokusie względem poddania się chwili przyjemności. Na tyle, że samego kusiło go ewentualnie podarować mu coś w odwecie, gdy już będą w bezpieczniejszym miejscu.
Zwłaszcza, że nie zdawał sobie sprawy jeszcze, jak bardzo niecne myśli posiadał rudowłosy.
- Hm... - kusiło go, by spróbować zmusić jego ciało do reakcji bez dotyku. By sprawdzić, jak działała jego wyobraźnia, będąc odpowiednio nakierowana opisami. Chociaż obstawiał, że nie było teraz to potrzebne, gdy ocierał się cały czas, prowokując jego ciało do odpowiedniego zachowania.
- Skoro jesteśmy na kwestii dominacji... Może wizja tego, że wbijam twoje ciało w miękki materiał i uwieszam się nad tobą. Spoglądam na ciebie z góry, rozbierając cię nie tylko wzrokiem, ale również i dłonią, ostrożnie i powoli rozpinając jeden guzik za drugim, schodząc coraz to bardziej w dół. Aż w końcu zahaczam o twoje spodnie - szeptał mu do ucha słodką wizję tego, jak powolnie, ale zarazem stanowczo zaczął zajmować się jego czułą częścią, jednocześnie dbając o to, by wraz z każdym ruchem pragnął jedynie więcej. Tak, by całkowicie go posiadał i zignorował wszelakie zasady moralności.
Brzmiało to zbyt kusząco teraz.
- Hm... - już trochę go znał względem zachowania. Na tyle, że lekko uniósł brew na ten widok. - Przynajmniej dzięki temu możesz spędzić nieco więcej czasu, by nadrobić to - syknął cicho, czując nacisk na już nabrzmiałej męskości. - Może powinienem więcej się napić, byś miał łatwiej... - wymruczał jeszcze w jego usta, poddając się przyjemnym pocałunkom międzyczasie.
- Masz na myśli pokój, prysznic czy salon? - odpowiedział mu pytaniem na pytanie, spoglądając na niego z nieco szerzej otworzonymi oczami. - Raczej nie? - odparł z wyraźnym zastanowieniem się. - W sensie, pomijając aspekt tego, że byłeś wnerwiony na mnie za zwykłe chorowanie, zostaliśmy przyłapani na wspólnym zabawianiu się... Nie było źle - nie ma cholery, by przyznał się mu na głos, że zwyczajnie podniecało go to, że mogli zrobić to w odmiennej pozycji, gdzie mógł zapoznać się z jego umiejętnościami od drugiej strony. Zwłaszcza, gdy widok tego, jak sam brał sprawy w swoje ręce był zbyt kuszący. W dodatku jego głos przy tym...
Za to posłał mu nieco poirytowane spojrzenie względem potwierdzenia. Oczywiście, że mógł. Ale nie zrobił tego. Co tylko wpędzało go w podobnego typu nastrój, kładąc mu delikatny cień na zaufanie względem tego, że rzeczywiście nie pozwoliłby, by ta relacja poszła szerzej w wypadku, gdyby ktoś o mniej miłych zamiarach by poznał prawdę. A to tym bardziej skłaniało go do kontroli czasu i miejsca, gdzie mieliby spędzać swój wolny czas.
- Chcę - chociaż jednak nie mógł ulec pokusie względem poddania się chwili przyjemności. Na tyle, że samego kusiło go ewentualnie podarować mu coś w odwecie, gdy już będą w bezpieczniejszym miejscu.
Zwłaszcza, że nie zdawał sobie sprawy jeszcze, jak bardzo niecne myśli posiadał rudowłosy.
- Hm... - kusiło go, by spróbować zmusić jego ciało do reakcji bez dotyku. By sprawdzić, jak działała jego wyobraźnia, będąc odpowiednio nakierowana opisami. Chociaż obstawiał, że nie było teraz to potrzebne, gdy ocierał się cały czas, prowokując jego ciało do odpowiedniego zachowania.
- Skoro jesteśmy na kwestii dominacji... Może wizja tego, że wbijam twoje ciało w miękki materiał i uwieszam się nad tobą. Spoglądam na ciebie z góry, rozbierając cię nie tylko wzrokiem, ale również i dłonią, ostrożnie i powoli rozpinając jeden guzik za drugim, schodząc coraz to bardziej w dół. Aż w końcu zahaczam o twoje spodnie - szeptał mu do ucha słodką wizję tego, jak powolnie, ale zarazem stanowczo zaczął zajmować się jego czułą częścią, jednocześnie dbając o to, by wraz z każdym ruchem pragnął jedynie więcej. Tak, by całkowicie go posiadał i zignorował wszelakie zasady moralności.
Brzmiało to zbyt kusząco teraz.
- Hm... - już trochę go znał względem zachowania. Na tyle, że lekko uniósł brew na ten widok. - Przynajmniej dzięki temu możesz spędzić nieco więcej czasu, by nadrobić to - syknął cicho, czując nacisk na już nabrzmiałej męskości. - Może powinienem więcej się napić, byś miał łatwiej... - wymruczał jeszcze w jego usta, poddając się przyjemnym pocałunkom międzyczasie.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach