▲▼
Riverdale
Administrator Sovereign of the Power
Mieszkanie Jonathana i Shane'a
Pią Lip 08, 2022 12:04 am
Pią Lip 08, 2022 12:04 am
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Jonathana i Shane'a
Nie Paź 30, 2022 11:52 pm
Nie Paź 30, 2022 11:52 pm
Na samo wspomnienie mimowolnie się wyprostował. Jonathan miał całą masę strojów, w których chciał zobaczyć Shane'a. I ciemnowłosy bez wątpienia nawet nie spodziewał się jakich. Choć potrzebował jeszcze nieco więcej czasu, by rozruszać się na tyle, by w ogóle się do nich przyznać. Póki co zostawały mu jedynie jego ukryte fantazje.
— Największy miałoby na pewno z lakierem i w ogóle, ale nie cierpię tego typu utrwalaczy. Masz zbyt miłe w dotyku włosy, by niszczyć je tego typu specyfikami — po których umycie ich było jedynym sposobem na doprowadzenie ich do porządku. Nie, żeby miał coś przeciwko braniu z nim prysznica codziennie. Zwłaszcza że dzisiejsze doświadczenie było wystarczające, by skutecznie przełamać, choć tymczasowo, jeden z jego strachów.
"Opcja eksperymentalna."
— Okej. Ale ostrzegam, że w takim razie nie utrzyma się pewnie zbyt idealnie, jeśli będziesz jakoś mocno intensywnie machać głową, więc jeśli możesz, to odpuść sobie dziś pojedynki z Lisami — zażartował, dosuszając do końca jego włosy. Zaczesał część na czubku głowy do tyłu, spinając je gumką i odpowiednio wpinając wsuwkami. Jedynie kilka kosmyków z obu stron powoli zaczął splatać w warkocze. Jeden cieńszy i jeden grubszy, zarówno po lewej, jak i po prawej.
— Chyba żadne? Poza jak najszybszym wróceniem do ciebie rzecz jasna. Pewnie po pracy pójdę do sklepu, żeby kupić nam jakieś składniki na kolację. Obiad będziesz niestety musiał zjeść dziś na mieście, bo nie zrobiłem jakichś większych zakupów. Jeśli chcesz coś konkretnego, to daj znać. No i wieczorem możemy pójść na ten spacer — stwierdził, przekładając delikatnie jego kosmyki pomiędzy palcami. Trzeba było przyznać, że szło mu to nad wyraz sprawnie.
Chwilę mu zajęło, by ostatecznie osiągnąć końcowy efekt, upewniając się, że odpowiednio się utrzyma.
— Okej, skończyłem. Możesz zobaczyć w lustrze czy pasuje ci taka wersja. Jak nie to po prostu zepniemy je w jakiś ładniejszy kucyk — uśmiechnął się, zabierając z niego ręce. Tak, zdecydowanie był zadowolony ze swojego dzieła.
- Już odwołuję plany pojedynkowe - odparł żartobliwie. Jego ramiona nieco trzęsły się przez śmiech, jaki go ogarnął w tym momencie. - Jeśli lubisz dotykać moje włosy, to nie widzę przeszkód, byś się nimi bawił i testował różne ułożenia - zwłaszcza, gdy Kassir poświęcałby czas na grę, skupiając większą uwagę na to, co działoby się na ekranie. Przy tym, jakie życie prowadził do tej pory i jak zapoznał się z nim Everett... Obraz mniej więcej kształtował się, ukazując swoje barwy względem częściowej przyszłości.
- Zrozumiane. I jeśli chcesz, mogę wpaść do ciebie po mojej pracy. O ile to ja kończę pierwszy - zasugerował mu taką opcję, zastanawiając się nad spacerem już w głowie. Spędzenie w taki sposób czasu brzmiało dla niego - o dziwo - miękko. Sam nie rozumiał, skąd brała mu się taka reakcja, gdy samemu nie był fanem spędzania w podobny sposób czasu. A mimo to, chciał z nim przemierzać ulice czy parki...
... chociaż wolał te, w których nie było trupów w ciemniejszych alejkach.
Ciężko.
- Dziękuję - trochę było mu dziwnie teraz. Zdecydowanie nie przywyknął do tego typu ułożeń włosów. - Możesz zrobić mi zdjęcie na pamiątkę. Początek kolekcji przyszłego fryzjera - dodał żartobliwie, wstając z miejsca, by potem podejść do najbliższego z luster. Jednakże widok, jaki zastał, spowodował, że zamarł. Uniósł prawą dłoń, by ostrożnie dotknąć jednego z grubych warkoczy. Ten sam gest powtórzył ciemnowłosy mężczyzna przed nim - jego jasne oczy zarazem też obserwowały dokładnie jego ruchy, powtarzając je zarazem.
- Pasuje - fryzura zdawała się być cięższa od tego, co miał do tej pory, ale było to znośne. - Chyba będę musiał zadbać lepiej o garderobę, by dorównywała takim dziełom - dodał zaraz potem, odwracając się w jego kierunku. - Jak ci się podoba takie zestawienie jako finał? - wraz z całym strojem i przygotowaniem. Międzyczasie podszedł do niego i lekko nachylił się, spoglądając z widocznym błyskiem w oku. - Czy dasz się zaprosić teraz na pierwszy posiłek dnia? - zapytał go, wyciągając dłoń w jego kierunku, by zachęcić do wstania z miejsca. Jego bardziej pewniejsza postawa zaraz potem zmieniła się w łagodną, gdy nachylił się nieco, aby musnąć ustami jego wskazujący palec.
Droczył się? Może odrobinę. Bardziej chciał na moment podarować mu odczucie adoracji. Przynajmniej zanim go rzeczywiście pociągnąłby w stronę kuchni.
- Zrozumiane. I jeśli chcesz, mogę wpaść do ciebie po mojej pracy. O ile to ja kończę pierwszy - zasugerował mu taką opcję, zastanawiając się nad spacerem już w głowie. Spędzenie w taki sposób czasu brzmiało dla niego - o dziwo - miękko. Sam nie rozumiał, skąd brała mu się taka reakcja, gdy samemu nie był fanem spędzania w podobny sposób czasu. A mimo to, chciał z nim przemierzać ulice czy parki...
... chociaż wolał te, w których nie było trupów w ciemniejszych alejkach.
Ciężko.
- Dziękuję - trochę było mu dziwnie teraz. Zdecydowanie nie przywyknął do tego typu ułożeń włosów. - Możesz zrobić mi zdjęcie na pamiątkę. Początek kolekcji przyszłego fryzjera - dodał żartobliwie, wstając z miejsca, by potem podejść do najbliższego z luster. Jednakże widok, jaki zastał, spowodował, że zamarł. Uniósł prawą dłoń, by ostrożnie dotknąć jednego z grubych warkoczy. Ten sam gest powtórzył ciemnowłosy mężczyzna przed nim - jego jasne oczy zarazem też obserwowały dokładnie jego ruchy, powtarzając je zarazem.
- Pasuje - fryzura zdawała się być cięższa od tego, co miał do tej pory, ale było to znośne. - Chyba będę musiał zadbać lepiej o garderobę, by dorównywała takim dziełom - dodał zaraz potem, odwracając się w jego kierunku. - Jak ci się podoba takie zestawienie jako finał? - wraz z całym strojem i przygotowaniem. Międzyczasie podszedł do niego i lekko nachylił się, spoglądając z widocznym błyskiem w oku. - Czy dasz się zaprosić teraz na pierwszy posiłek dnia? - zapytał go, wyciągając dłoń w jego kierunku, by zachęcić do wstania z miejsca. Jego bardziej pewniejsza postawa zaraz potem zmieniła się w łagodną, gdy nachylił się nieco, aby musnąć ustami jego wskazujący palec.
Droczył się? Może odrobinę. Bardziej chciał na moment podarować mu odczucie adoracji. Przynajmniej zanim go rzeczywiście pociągnąłby w stronę kuchni.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Jonathana i Shane'a
Sro Lis 02, 2022 12:50 am
Sro Lis 02, 2022 12:50 am
Nie tylko to lubił dotykać. Nawet jeśli nie powiedział już tego na głos, uśmiechając się jedynie w odpowiedzi. Zdecydowanie jak na jeden dzień, zdążyli już przejść przez aż nazbyt wiele czynności, a Shane'owi przyda się nieco odpoczynku. Zarówno od nich, jak i myślenia w tym kierunku.
— Poszukam czegoś ciekawego w internecie — powiedział więc w bardzo neutralny sposób, rzeczywiście starając się skupić na tym temacie. Miał w sumie kilka osób na Instagramie, które wstawiały ciekawe pomysły. Z reguły używał ich na Rosaline, ale Kassir był w jego oczach na tyle piękny, by i tak wszystko miało na nim wyglądać perfekcyjnie. Co najwyżej nieznacznie je zmodyfikuje.
— Myślę, że na pewno skończysz przede mną, bo pracuję dziś do dwudziestej... więc nie wiem, czy na pewno będzie ci się chciało do mnie przychodzić. Ale jeśli tak to oferuję kawę czy jakikolwiek inny napój z karty, dobrą kanapkę, ciasto i spacer. Ostatnio weszły super bajgle — nawet na chwilę nie przestawał się uśmiechać. Jakby nie patrzeć, wizja pochwalenia się wszystkim swoim chłopakiem sprawiała mu dziwną satysfakcję. Nigdy dotąd nie odczuwał tak prymitywnych emocji jak choćby chęć zaprezentowania, że posiada coś, czego nie mieli inni. A jednak w przypadku Kassira pojawiało się wiele rzeczy, o których do tej pory nawet nie myślał.
— Haha, lubię się bawić włosami, ale do roli fryzjera raczej bym się nie nadawał. Myślę, że robienie cały dzień fryzur, obcinanie, farbowanie i tak dalej, nieco by mnie znudziło. Dla dwóch najważniejszych dla mnie osób wystarczy — stwierdził, wyciągając jednak telefon. Zdjęcia w końcu zdecydowanie nie zamierzał sobie odmówić.
— Trochę szkoda, że nie mamy czegoś, żeby jeszcze podkreślić ci lekko oczy makijażem, już w ogóle wyglądałbyś jak z okładki — stwierdził, przyglądając się jego reakcji. Która zdecydowanie mu się spodobała. Zrobił mu zdjęcie z zaskoczenia, gdy zwracał się w jego stronę. Jakby nie patrzeć, właśnie te niepozowane miały w sobie największy urok.
— Należysz do osób, które we wszystkim wyglądają dobrze. Chociaż boję się, że wypadam przy tobie strasznie nijako. Pewnie nie tylko ja będę się zastanawiać, czemu w ogóle ze mną jesteś — stwierdził, wodząc za nim wzrokiem. Co prawda Jace wbrew własnym słowom potrafił całkiem nieźle dopasowywać do siebie elementy ubrań, ale nie narzekałby na dodatkową pomoc kogoś, kto powalał innych na kolana.
— To chyba ja powinienem cię na niego zapraszać — zażartował, ujmując delikatnie jego dłoń, wstając przy tym z łóżka. Gest, który wykonał Shane, mimowolnie sprawił, że nieco się zaczerwienił. Prędzej widziałby samego siebie w tej roli niż odwrotnie.
— Jak będziesz tak robił, to w życiu cię nie puszczę do pracy — wymamrotał, idąc jednak w ślad za nim do kuchni. Od razu zabrał się za robienie smoothie, jednocześnie wstawiając wodę na herbatę. Nawet jeśli oba były napojem, jeden z nich zdecydowanie powinien być cieplejszy.
— Jeśli zrobię ci kanapki do pracy, to dasz radę je zjeść? — zapytał, zwracając się nieznacznie w jego kierunku.
Dlatego tez mu pozostawił już wybór względem eksperymentów na jego włosach. Ciemnowłosy był niemalże pewny, że Jonathan będzie chciał wypróbować swoich możliwości pod tym względem.
- Brzmi kusząco - czy będzie mu się chciało przychodzić? Wiele zależało pewnie od dnia pracy i tego, jak bardzo byłby zmęczony po niej. Jednakże chęć nawiedzenia go była równie kusząca. - W dodatku obsłużyłby mnie najśliczniejszy i najlepszy pracownik. Nic, tylko wygrać - dodał od siebie, spoglądając na niego z łagodnością. Jego słowa mógł uznać w dowolny przez siebie sposób, ale Kassir nie uważał, że przesadzał lub wyolbrzymiał. Nawet sam nie wiedział, kiedy jego spojrzenie na blondyna zmieniło się na tyle, że wchodził całkowicie w pierwszy plan, swoim blaskiem przesłaniając inne osoby.
Zdecydowanie nie zdawał sobie sprawy jak bardzo wpadł w te uczucia i jak oddziaływają na niego.
- Na szczęście mnie nie musisz farbować. Nie planuję zmiany koloru - chociaż sama zmiana fryzury brzmiała jak zabawna możliwość i zarazem na szansę zyskania czegoś unikalnego. Chociaż samemu odczuwał do tego z lekka obojętne podejście, uśmiech i zadowolenie Jonathana powodowało, że samemu chętnie chciał mu zaproponować dodatkowe możliwości. Jednakże to, co zobaczył w lustrze, skutecznie stopiło uczucie neutralności.
- Oh - zdjęcie z zaskoczenia... było zaskakujące, jak samo określenie wskazywało. - Co do makijażu, można pomyśleć o tym, gdy już skończymy przeprowadzkę. Powinienem mieć kilka przedmiotów do podstawowego - dodał, gdy już nieco zeszło z niego pierwsze wrażenie odnoszące się do stworzonej fryzury oraz samego uwiecznienia go w niej.
Westchnął cicho, delikatnie kręcąc głową zaraz potem.
- Nie interesuje mnie to, co inni myślą sobie o naszej dwójce - odparł z cichym westchnieniem. - I nie wiem. Wyglądasz słodko i zarazem poważnie przy mnie. Pewnie niejedna dziewczyna będzie zazdrościć, że nie może być z tobą - uniósł brew. - Ale jeśli aż tak chcesz zmienić strój, to może Słowik ci pomoże - napomniał o swoim najlepszym przyjacielu. - I... Hailey? Chociaż w moim przypadku ten pierwszy potrafił zrobić mi szturm na garderobę bez mojej wiedzy. No, ale dopóki się ich nie zapyta, nie mam jednak pewności - mają swój czas i swoje plany, w które nie wnikał.
Jego zaczerwienieni podsumował lekkim uśmiechem. O to mu właśnie chodziło, o taki typ zachowania. Tak, by wydobyć z niego bardziej nieśmiałą część, ukazując, że sam jest obiektem adoracji. Nawet jeśli mógł robić to na krótki moment, zanim go pozostawił w spokoju, gdy mieli udać się do samej kuchni.
- Raczej. Tylko nie za dużo - odpowiedział na jego pytanie, siadając na stołku, by potem podpierając się łokciami o blat mebla, móc obserwować to, co robił Jonathan. - Wiem, że mam ogarnąć obiad we własnym zakresie, więc tym bardziej wolałbym uważać z samym jedzeniem - wypuścił ostrożnie powietrze z płuc. - Równie dobrze możesz mi spakować jedynie owoce - dodał jeszcze, machając ręką. - I przede wszystkim uszykuj coś dla siebie.
- Brzmi kusząco - czy będzie mu się chciało przychodzić? Wiele zależało pewnie od dnia pracy i tego, jak bardzo byłby zmęczony po niej. Jednakże chęć nawiedzenia go była równie kusząca. - W dodatku obsłużyłby mnie najśliczniejszy i najlepszy pracownik. Nic, tylko wygrać - dodał od siebie, spoglądając na niego z łagodnością. Jego słowa mógł uznać w dowolny przez siebie sposób, ale Kassir nie uważał, że przesadzał lub wyolbrzymiał. Nawet sam nie wiedział, kiedy jego spojrzenie na blondyna zmieniło się na tyle, że wchodził całkowicie w pierwszy plan, swoim blaskiem przesłaniając inne osoby.
Zdecydowanie nie zdawał sobie sprawy jak bardzo wpadł w te uczucia i jak oddziaływają na niego.
- Na szczęście mnie nie musisz farbować. Nie planuję zmiany koloru - chociaż sama zmiana fryzury brzmiała jak zabawna możliwość i zarazem na szansę zyskania czegoś unikalnego. Chociaż samemu odczuwał do tego z lekka obojętne podejście, uśmiech i zadowolenie Jonathana powodowało, że samemu chętnie chciał mu zaproponować dodatkowe możliwości. Jednakże to, co zobaczył w lustrze, skutecznie stopiło uczucie neutralności.
- Oh - zdjęcie z zaskoczenia... było zaskakujące, jak samo określenie wskazywało. - Co do makijażu, można pomyśleć o tym, gdy już skończymy przeprowadzkę. Powinienem mieć kilka przedmiotów do podstawowego - dodał, gdy już nieco zeszło z niego pierwsze wrażenie odnoszące się do stworzonej fryzury oraz samego uwiecznienia go w niej.
Westchnął cicho, delikatnie kręcąc głową zaraz potem.
- Nie interesuje mnie to, co inni myślą sobie o naszej dwójce - odparł z cichym westchnieniem. - I nie wiem. Wyglądasz słodko i zarazem poważnie przy mnie. Pewnie niejedna dziewczyna będzie zazdrościć, że nie może być z tobą - uniósł brew. - Ale jeśli aż tak chcesz zmienić strój, to może Słowik ci pomoże - napomniał o swoim najlepszym przyjacielu. - I... Hailey? Chociaż w moim przypadku ten pierwszy potrafił zrobić mi szturm na garderobę bez mojej wiedzy. No, ale dopóki się ich nie zapyta, nie mam jednak pewności - mają swój czas i swoje plany, w które nie wnikał.
Jego zaczerwienieni podsumował lekkim uśmiechem. O to mu właśnie chodziło, o taki typ zachowania. Tak, by wydobyć z niego bardziej nieśmiałą część, ukazując, że sam jest obiektem adoracji. Nawet jeśli mógł robić to na krótki moment, zanim go pozostawił w spokoju, gdy mieli udać się do samej kuchni.
- Raczej. Tylko nie za dużo - odpowiedział na jego pytanie, siadając na stołku, by potem podpierając się łokciami o blat mebla, móc obserwować to, co robił Jonathan. - Wiem, że mam ogarnąć obiad we własnym zakresie, więc tym bardziej wolałbym uważać z samym jedzeniem - wypuścił ostrożnie powietrze z płuc. - Równie dobrze możesz mi spakować jedynie owoce - dodał jeszcze, machając ręką. - I przede wszystkim uszykuj coś dla siebie.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Jonathana i Shane'a
Sob Lis 05, 2022 1:06 am
Sob Lis 05, 2022 1:06 am
Zdecydowanie nie zasługiwał na te wszystkie komplementy. I właśnie one wystarczyły, by wprawić go w taki stan zmieszania, że musiał ukryć twarz w dłoniach.
— S-skoro tak mówisz, to ten pracownik z pewnością bardzo by się ucieszył, gdybyś znalazł czas i siły, by do niego przyjść. Ale zrozumie też, gdybyś nie dał rady, zwłaszcza że będzie jeszcze okazja, by cię ugościł.
Nie mógł i nie zamierzał w końcu wymagać, by rzucał absolutnie wszystko i od razu do niego biegł, ignorując własne zmęczenie. Niezależnie czy chodziło o fizyczne, czy psychiczne.
— I dobrze, masz piękne włosy takie, jakie są. Skupimy się tylko na podcinaniu końcówek. Swoich też nie zamierzam farbować, więc... zdecydowanie za bardzo lubię swój kolor. Szczytem szaleństwa byłoby zrobienie jakiegoś pasemka czy końcówek, ale kompletnie nie widzę takiej potrzeby — w końcu, po co miał je niszczyć, gdy nie było ku temu powodów?
Pokiwał głową na wspomnienie o przedmiotach do makijażu, nie wchodząc zbyt mocno w temat. Nie chciał zarazem, by Kassir czuł jakąkolwiek presję, jakby nie patrzeć dla niego był to jedynie ciekawy dodatek. Był piękny i bez niego. A jeśli sam będzie chciał zaczerpnąć nieco wiedzy na ten temat, po prostu podpyta Nathaniela.
"Pewnie niejedna dziewczyna będzie zazdrościć, że nie może być z tobą."
Szczerze w to wątpił. I tak bardzo, jak chciał wierzyć w jego słowa, tak nadal nie potrafił ich odnieść do samego siebie. Nie zamierzał się jednak negatywnie nastrajać, wiedząc, że nigdy nie wychodziło z tego nic dobrego.
— Skoro tak twierdzisz, to tyle mi wystarczy — powiedział z promiennym uśmiechem. W końcu to jemu najbardziej chciał się podobać. I niezależnie od tego, czy uważał go za słodkiego, poważnego, uroczego, przystojnego czy cokolwiek — tak długo, jak były to pozytywne rzeczy, tak długo będzie przeszczęśliwy.
— Jasne. Po prostu zrobię ci jedną i podzielę na dwie połówki, żebyś mógł je swobodnie zjeść pomiędzy zleceniami. Owoce to nie jest porządne jedzenie, Shane — upomniał go z wypisanym na twarzy politowaniem. Całe szczęście akurat z pojemnikami śniadaniowymi zdecydowanie nie mieli mieć problemu. Dlatego po zrobieniu mu smoothie od razu wziął się za robienie kanapki z serem, szynką z indyka, pomidorem, sałatą i sosem majonezowym, odpowiednio ją przekrawając i zabezpieczając, by nie zrobiła się nieprzyjemnie mokra i mało apetyczna. Musiał opanować mnóstwo technik, by chleb zawsze pozostawał chrupiący ze względu na swoje wybredne rodzeństwo. Skroił jeszcze paski ogórka i papryki, wrzucając je w jedną przegródkę, a w drugą wciął kilka kawałków jabłka i gruszki. Nie zajęło mu to nawet więcej niż dziesięć minut.
— Proszę — uśmiechnął się, stawiając przed nim pojemnik, by wypić swoje smoothie, nawet jeśli w jego przypadku zdecydowanie nie miało mu to wystarczać. Nie chciał jednak zmuszać Shane'a do jedzenia czegoś więcej, więc postanowił zjeść coś sensownego po wyszykowaniu go do pracy. Nad żywieniem swojego chłopaka będzie jeszcze musiał popracować.
— Wiesz już plus minus, co dla ciebie na dziś zaplanowali czy czeka cię stuprocentowy hot spot ze zleceniami pojawiającymi się znikąd i informacją, że masz jechać już teraz pod wskazany adres? — zapytał, przekrzywiając nieznacznie głowę w bok. Chyba nigdy go o to nie pytał.
I o to chodziło. O taką reakcję, gdy widział, że reagował na jego słowa w tak słodki sposób. Musiał przyznać, że uwielbiał to, jak i trochę wykorzystywanie faktu, gdy Jace sam komplementował Kassira, wpędzając tego drugiego w stan zmieszania. Chociaż zarazem w ten sposób nieco podświadomie przekazywał mu to, w jakim świetle go widział.
- Skoro tak, to w miarę możliwości postaram się zadbać o swoją kondycję - dodał z nutką wesołości.
Przytaknął jedynie odnośnie włosów. Dość doceniał komplement względem tego, że jego starania względem niezaniedbywania swojego ciała odnosiło sukcesy. Nawet jeśli brakowało mu umiaru względem odpowiedniego czasu snu, który całkowicie różnił się od tego, jaki posiadał Jonathan.
Opuścił nieco wzrok, nieznacznie się uśmiechając. Miał wrażenie, że nie mógł inaczej zareagować na widok jego promiennego uśmiechu. Nie licząc chęci przygarnięcia go do siebie i zignorowania różnicy wzrostowej w celu podarowania sporego przytulasa. Zamknięcia go w ramionach i nie wypuszczanie, dopóki nie zniknęłaby taka chęć. Jednakże trzymał dłonie przy sobie, nie zamierzając mu przeszkadzać w obecnym zajęciu. Zwłaszcza, gdy wykonywał je dla niego. Nie spodziewał się, że zostanie złapany w taki sposób przez blondyna, w jaki próbował łapać go.
Chociaż faktem było, że spostrzegał go w bardzo pozytywnym świetle.
- Weź się - burknął, widząc jego spojrzenie, by zaraz potem przewrócić oczami. - I dobrze... odpuszczę ci tylko tym razem, za piękny uśmiech - wziął od niego przygotowane śniadanie, posłusznie je konsumując, gdy śledził wzrokiem jego ruchy w momencie przygotowywania dodatkowego posiłku do pracy. Musiał przyznać, że był to całkiem miły widok, gdy druga osoba robiła tak wiele, aby zadbać o niego. Z tego też powodu momentalnie wymamrotał podziękowanie, przygarniając pojemnik w swoją stronę. Miał wrażenie, że otrzymał teraz skrzynkę skarbów niż pożywienie na część dnia.
- Jedno zlecenie w dystrykcie B - odpowiedział, odrywając swoje usta od naczynia. - Dotyczące sprawdzenia instalacji w sklepiku. Właściciel zgłaszał spadek prądu, jednak zbyt późno, by ktoś pojawił się od razu - wzruszył lekko ramionami. - A tak to czekanie, czy coś komuś nie zepsuje się. Prawdę mówiąc, to typ pracy, którą mógłbym potraktować na zasadzie zleceń niż siedzenie i dyżurowanie - postukał palcem o mebel, przekierowując swoje myśli na temat pracy. - Ciężko powiedzieć, ile zajmie usunięcie danej usterki albo wyrobienie nowej rzeczy... chociażby samej instalacji - zbyt wiele możliwości istniało, by mógł określić konkretnie swój plan dnia sensownie. Chociaż perspektywa częściowego luzu pozwalała na to, by mógł mu potem wysyłać wiadomości bez większych obaw, że ktoś zacznie mu marudzić o to, iż nie pracuje.
- Zamierzasz dzisiaj zaglądać do tamtego mieszkania? - zapytał go, opierając dłoń o opakowanie z jedzeniem, spoglądając przy tym na niego zagadkowo. - W sumie, może też sam zaglądnę i wezmę parę rzeczy nim - oparł dłoń o policzek. - Dobrze będzie już teraz wziąć resztę bardziej przydatnych rzeczy, w tym sam komputer - zaczynali i kończyli w różnych godzinach, co dawało parę możliwości, chociaż zarazem ukrócało nieprzyjemnie ich wspólny czas.
Wyciągnął ręce do góry, przeciągając się lekko. Mieszkanie razem miało jeszcze jedną rzecz, której musiał stawić czoła - bieganie. O ile dzisiaj nie miał z tym do czynienia, nie wiedział, kiedy i w jaki sposób zostanie na to złapany. Chociaż w tym wszystkim był zbyt ciekawy, jak w ogóle zamierzał go wziąć i zachęcić do wyjścia z domu o tak wczesnej porze.
- ... w sumie, wezmę sobie jeszcze lody przed pracą - wypowiadając te słowa, wstał z miejsca, by skierować się w stronę lodówki.
- Skoro tak, to w miarę możliwości postaram się zadbać o swoją kondycję - dodał z nutką wesołości.
Przytaknął jedynie odnośnie włosów. Dość doceniał komplement względem tego, że jego starania względem niezaniedbywania swojego ciała odnosiło sukcesy. Nawet jeśli brakowało mu umiaru względem odpowiedniego czasu snu, który całkowicie różnił się od tego, jaki posiadał Jonathan.
Opuścił nieco wzrok, nieznacznie się uśmiechając. Miał wrażenie, że nie mógł inaczej zareagować na widok jego promiennego uśmiechu. Nie licząc chęci przygarnięcia go do siebie i zignorowania różnicy wzrostowej w celu podarowania sporego przytulasa. Zamknięcia go w ramionach i nie wypuszczanie, dopóki nie zniknęłaby taka chęć. Jednakże trzymał dłonie przy sobie, nie zamierzając mu przeszkadzać w obecnym zajęciu. Zwłaszcza, gdy wykonywał je dla niego. Nie spodziewał się, że zostanie złapany w taki sposób przez blondyna, w jaki próbował łapać go.
Chociaż faktem było, że spostrzegał go w bardzo pozytywnym świetle.
- Weź się - burknął, widząc jego spojrzenie, by zaraz potem przewrócić oczami. - I dobrze... odpuszczę ci tylko tym razem, za piękny uśmiech - wziął od niego przygotowane śniadanie, posłusznie je konsumując, gdy śledził wzrokiem jego ruchy w momencie przygotowywania dodatkowego posiłku do pracy. Musiał przyznać, że był to całkiem miły widok, gdy druga osoba robiła tak wiele, aby zadbać o niego. Z tego też powodu momentalnie wymamrotał podziękowanie, przygarniając pojemnik w swoją stronę. Miał wrażenie, że otrzymał teraz skrzynkę skarbów niż pożywienie na część dnia.
- Jedno zlecenie w dystrykcie B - odpowiedział, odrywając swoje usta od naczynia. - Dotyczące sprawdzenia instalacji w sklepiku. Właściciel zgłaszał spadek prądu, jednak zbyt późno, by ktoś pojawił się od razu - wzruszył lekko ramionami. - A tak to czekanie, czy coś komuś nie zepsuje się. Prawdę mówiąc, to typ pracy, którą mógłbym potraktować na zasadzie zleceń niż siedzenie i dyżurowanie - postukał palcem o mebel, przekierowując swoje myśli na temat pracy. - Ciężko powiedzieć, ile zajmie usunięcie danej usterki albo wyrobienie nowej rzeczy... chociażby samej instalacji - zbyt wiele możliwości istniało, by mógł określić konkretnie swój plan dnia sensownie. Chociaż perspektywa częściowego luzu pozwalała na to, by mógł mu potem wysyłać wiadomości bez większych obaw, że ktoś zacznie mu marudzić o to, iż nie pracuje.
- Zamierzasz dzisiaj zaglądać do tamtego mieszkania? - zapytał go, opierając dłoń o opakowanie z jedzeniem, spoglądając przy tym na niego zagadkowo. - W sumie, może też sam zaglądnę i wezmę parę rzeczy nim - oparł dłoń o policzek. - Dobrze będzie już teraz wziąć resztę bardziej przydatnych rzeczy, w tym sam komputer - zaczynali i kończyli w różnych godzinach, co dawało parę możliwości, chociaż zarazem ukrócało nieprzyjemnie ich wspólny czas.
Wyciągnął ręce do góry, przeciągając się lekko. Mieszkanie razem miało jeszcze jedną rzecz, której musiał stawić czoła - bieganie. O ile dzisiaj nie miał z tym do czynienia, nie wiedział, kiedy i w jaki sposób zostanie na to złapany. Chociaż w tym wszystkim był zbyt ciekawy, jak w ogóle zamierzał go wziąć i zachęcić do wyjścia z domu o tak wczesnej porze.
- ... w sumie, wezmę sobie jeszcze lody przed pracą - wypowiadając te słowa, wstał z miejsca, by skierować się w stronę lodówki.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Jonathana i Shane'a
Nie Lis 06, 2022 3:55 am
Nie Lis 06, 2022 3:55 am
"Skoro tak, to w miarę możliwości postaram się zadbać o swoją kondycję."
Jace od razu się ożywił, posyłając mu wyraźnie rozbawiony, energiczny uśmiech.
— Czy mogę uznać to za oficjalną zgodę na wspólne bieganie? — zażartował, jak widać nie zamierzając odpuścić żadnej okazji do wciśnięcia swojej oferty. W końcu Kassir sam wspominał o wspólnych spacerach, więc czemu nie mogli ich zmienić w ich przyspieszoną formę? Na pewno po pewnym czasie sam zacząłby odczuwać z nich przyjemność! Nie było niczego lepszego od porannego wysiłku fizycznego zakończonego prysznicem.
... co w sumie opisem pasowało też do ich dziesiejszego poranka.
— Ty odpuścisz mi? — zaśmiał się cicho na jego słowa, kręcąc na boki głową. To on odpuszczał dziś jemu. Zdecydowanie zamierzał go nauczyć jak się odpowiednio odżywiać. Zwłaszcza, że nie musiał robić przy tym nic innego poza jedzeniem tego, co Jace mu przygotuje. Mógł mieć nadzieję, że początki, które zawsze były najtrudniejsze, pójdą mu nieco łatwiej choćby z poczucia, że powinien zjeść coś, co mu zrobił. Później jego żołądek powinien wrócić na zdrowe tory i samemu się tego domagać.
A biorąc pod uwagę, że Jace planował spędzić całe życie w jego towarzystwie, będzie musiał się z tym pogodzić.
— Hmm, rozumiem. W sumie to pewnie bywa dość ciężko, gdy nie masz niczego cały dzień, a później jak na złość zaczynają wydzwaniać tłumem na jedną godzinę, bo akurat po powrocie do domu wybuchły im korki — dlatego właśnie pracowanie jako elektryk dla firmy, gdzie było kilku pracowników, na pewno miało więcej sensu. W przypadku pojedynczej osoby pewnie mogło być dość ciężko. Chociaż kompletnie się na tym nie znał, w końcu nigdy ani nie pracował w tej branży, ani tym bardziej nie prowadził własnej firmy. Mógł się jedynie domyślać.
— W takim razie może umówmy się tak, że jeśli będziesz miał siły, to podejdziesz do mnie do pracy i potem pojedziemy do ciebie do mieszkania, a jeśli nie będziesz miał siły, to mi napiszesz, wrócisz normalnie do domu... w sensie tutaj — przerwał na chwilę, odkasłując cicho w dłoń z wyraźnym zmieszaniem. Dopiero co go tu zaciągnął, a już zmieniał mu nazewnictwo.
— N-no, a ja wtedy po prostu po ciebie podjadę i zajedziemy tam razem. Nie ma szans, żebyś dał radę wziąć komputer bez auta. I wolałbym cię w ogóle nie puszczać na ulicę z pudłami czy coś. Wiem, że potrafisz się bronić przed innymi, ale robienie przeprowadzki na nogach w obecnych czasach mimo wszystko nie jest zbyt bezpieczne — skupił na nim wyraźnie zmartwione spojrzenie, mając nadzieję, że nie będzie zbytnio protestował. Chyba umarłby ze stresu, gdyby musiał się domyślać czy jego chłopak właśnie nie tłucze się z kimś w alejce z rzuconym naprędce obok kartonem. No i miał dziwne wrażenie, że gdyby w tym kartonie był komputer, to nawet to rzucenie w bok mogłoby się nie wydarzyć.
Westchnął ciężko w odpowiedzi na wspomnienie o lodach.
— Masz szczęście, że zjadłeś śniadanie, bo zrobiłbym ci tyradę o jedzeniu lodów z rana. Chociaż jedzenie ich do gorącej herbaty nie będzie zbyt mądre — wymamrotał pod nosem, zamykając się z pomocą smoothie. I co on z nim pocznie? Kassir naprawdę nie miał zielonego pojęcia jak o siebie dbać.
Parsknął cicho śmiechem na jego ożywienie. Tematyka wspólnego biegania najwyraźniej nie miała zamilknąć, chociaż z tego wszystkiego przychodziła mu jeszcze jedna myśl - chciał spędzać z nim czas. Sprawdzić ich zainteresowania niezwiązane z tym, co znali do tej pory wobec siebie i pozwolić sobie na spędzenie chwil dla siebie. Bez trzecich osób i narzucanych obowiązków.
- Na razie nie mam wszystkich rzeczy - przypomniał mu łagodnie, obstawiając, że nie będzie mieć serca, by ciągle wywijać się z tego. Albo zwyczajnie Everett wyciągnie go z łóżka nim zdoła Shane zasnąć na nowo, rezygnując z narzuconej czynności aktywno-fizycznej.
Uniósł lekko brew, przechylając zaraz potem głowę na bok.
- Tak właśnie powiedziałem - potwierdził swoje słowa, nie bardzo wiedząc, co mu też chodziło po głowie. Chyba nie uważał, że za każdym razem wyjdzie na jego? Nawet jeśli nie miał pojęcia o jego niecnym planie w postaci naprawienia podejścia do jedzenia.
- Najgorsze przypadki to te, gdzie trzeba ogarnąć teren po ataku gangu - odpowiedział z namysłem. - Zwłaszcza, gdy dochodzi do wywoływania pożarów. Straż pożarna może i rzeczywiście zarzucić nakaz wyłączenia prądu dla części miasta, by powstrzymać chaos, ale jeśli jest to wywoływane przez elektronikę... Powiem tyle, każda godzina zwłoki to koszmar. A, zapomniałem, że Remiza ma teraz nakazy od któregoś gangu, więc nawet nie wiem, na jakiej zasadzie działają. I wolałbym nie być w sytuacji, że musiałbym przekonać się - potarł nasadę nosa, wyraźnie zmęczony na samą myśl o takiej sytuacji.
Wysłuchał spokojnie przedstawiony przez niego plan, dostrzegając, że na nowo zaznaczał kwestię ewentualnego stanu ciemnowłosego. Co też uznał za całkiem słodkie.
- Skoro nalegasz, to wykorzystam twoją pomoc do wzięcia więcej przedmiotów - żachnął w odpowiedzi uznając, że nie będzie nalegać na swoją wersję. Mimo iż było mu to wystarczająco obojętne, że mógł zrobić rundę z komputerem - przy okazji kopiąc natrętów - jednakże uznał, że odpuści mu zmartwień, skoro już teraz nawet posyłał mu spojrzenie tego typu. Musiał teraz powoli się uczyć tego, ze w domu czekał na niego ktoś, kto będzie się martwić o jego obecność i wzajemnie. Nawet jeśli nie będzie to proste po tylu latach samotności, jaką miał do tej pory. Jednakże w tym związku oboje musieli się uczyć na nowo spraw, do których nie byli przyzwyczajeni.
- Hm? Wyciągnąć ci też? - zapytał, nie słysząc dokładniej jego mamrotania. Chociaż bardziej mu to brzmiało, jakby załamał się jego wyborem. Oparł się lekko na drzwiach zamrażarki, po czym delikatnie wzruszył ramionami, by wyciągnąć dla siebie śmietankowy smakołyk na patyku. Zamknął zaraz potem urządzenie, powracając na miejsce. Po drodze jedynie rozpakował loda, wyrzucając papierek do kosza, nim rzeczywiście usadził się ponownie.
- Szkoda, by się zmarnowały - żachnął, nie bardzo poruszony brakiem sensownego podejścia do własnej diety obecnie. Wysunął język i ostrożnie posmakował. - No już, już. Jeden nie zaszkodzi - dodał, wsuwając go sobie do ust, by już zamknąć się całkiem. Chciał go zjeść szybko, by już szykować się do wyjścia do pracy.
- Na razie nie mam wszystkich rzeczy - przypomniał mu łagodnie, obstawiając, że nie będzie mieć serca, by ciągle wywijać się z tego. Albo zwyczajnie Everett wyciągnie go z łóżka nim zdoła Shane zasnąć na nowo, rezygnując z narzuconej czynności aktywno-fizycznej.
Uniósł lekko brew, przechylając zaraz potem głowę na bok.
- Tak właśnie powiedziałem - potwierdził swoje słowa, nie bardzo wiedząc, co mu też chodziło po głowie. Chyba nie uważał, że za każdym razem wyjdzie na jego? Nawet jeśli nie miał pojęcia o jego niecnym planie w postaci naprawienia podejścia do jedzenia.
- Najgorsze przypadki to te, gdzie trzeba ogarnąć teren po ataku gangu - odpowiedział z namysłem. - Zwłaszcza, gdy dochodzi do wywoływania pożarów. Straż pożarna może i rzeczywiście zarzucić nakaz wyłączenia prądu dla części miasta, by powstrzymać chaos, ale jeśli jest to wywoływane przez elektronikę... Powiem tyle, każda godzina zwłoki to koszmar. A, zapomniałem, że Remiza ma teraz nakazy od któregoś gangu, więc nawet nie wiem, na jakiej zasadzie działają. I wolałbym nie być w sytuacji, że musiałbym przekonać się - potarł nasadę nosa, wyraźnie zmęczony na samą myśl o takiej sytuacji.
Wysłuchał spokojnie przedstawiony przez niego plan, dostrzegając, że na nowo zaznaczał kwestię ewentualnego stanu ciemnowłosego. Co też uznał za całkiem słodkie.
- Skoro nalegasz, to wykorzystam twoją pomoc do wzięcia więcej przedmiotów - żachnął w odpowiedzi uznając, że nie będzie nalegać na swoją wersję. Mimo iż było mu to wystarczająco obojętne, że mógł zrobić rundę z komputerem - przy okazji kopiąc natrętów - jednakże uznał, że odpuści mu zmartwień, skoro już teraz nawet posyłał mu spojrzenie tego typu. Musiał teraz powoli się uczyć tego, ze w domu czekał na niego ktoś, kto będzie się martwić o jego obecność i wzajemnie. Nawet jeśli nie będzie to proste po tylu latach samotności, jaką miał do tej pory. Jednakże w tym związku oboje musieli się uczyć na nowo spraw, do których nie byli przyzwyczajeni.
- Hm? Wyciągnąć ci też? - zapytał, nie słysząc dokładniej jego mamrotania. Chociaż bardziej mu to brzmiało, jakby załamał się jego wyborem. Oparł się lekko na drzwiach zamrażarki, po czym delikatnie wzruszył ramionami, by wyciągnąć dla siebie śmietankowy smakołyk na patyku. Zamknął zaraz potem urządzenie, powracając na miejsce. Po drodze jedynie rozpakował loda, wyrzucając papierek do kosza, nim rzeczywiście usadził się ponownie.
- Szkoda, by się zmarnowały - żachnął, nie bardzo poruszony brakiem sensownego podejścia do własnej diety obecnie. Wysunął język i ostrożnie posmakował. - No już, już. Jeden nie zaszkodzi - dodał, wsuwając go sobie do ust, by już zamknąć się całkiem. Chciał go zjeść szybko, by już szykować się do wyjścia do pracy.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Jonathana i Shane'a
Pią Lis 11, 2022 8:11 pm
Pią Lis 11, 2022 8:11 pm
— Racja. Ale już niedługo. Bo wiem, że nie masz wszystkich rzeczy i w ogóle, ale będziesz już spał tutaj, prawda? — zapytał niepewnie, właśnie zdając sobie sprawę z tego, że założył to, nie pytając go w sumie o zdanie. Możliwość objęcia go w nocy i obudzenia się obok niego dawała mu dużo więcej szczęścia, niż potrafiłby opisać słowami.
"Najgorsze przypadki to te, gdzie trzeba ogarnąć teren po ataku gangu."
Poruszył się nieco na boki, słysząc jego odpowiedź. Zdawał sobie oczywiście sprawę z tego, że Niepoczytalni nie byli jedynym problemem, ale świadomość, że Shane był narażony nie tylko podczas akcji z Lisami, ale i przy zwykłej pracy, uświadomiła mu ponownie realia, w których żyli. Czasem przez swoje podejście do życia i wrodzone szczęście, dzięki któremu unikał większości ekstremalnych sytuacji, zwyczajnie o tym zapominał.
— Uch... strasznie słabo. Nikt nie próbował się dogadać z remizą? Jakby nie patrzeć to jedyny taki ośrodek na całe miasto, więc stracenie go nie brzmi zbyt dobrze — a on dopiero teraz dowiadywał się, że była pod czyjąś władzą. Właśnie tak kończyło się niezgłębianie tego typu tematów. Lisy były na tyle głośnymi jednostkami, by szybko odkrył ich istnienie, zostając olbrzymim fanem. W końcu bronili wszystkich mieszkańców. Teraz przynajmniej mógł im się odwdzięczyć.
— Okej, super — wyraźnie się ucieszył, gdy Shane przyjął jego propozycję. W tę stronę był o wiele spokojniejszy. No i dzięki temu będą mogli wziąć dużo więcej rzeczy. Kassir i tak popakował większość w kartony, więc może przy odpowiednich wiatrach, do przewiezienia zostaną tylko poszczególne meble.
— Nie, dziękuję — westchnął w odpowiedzi na pytanie o loda. Everett miał swoje zasady żywieniowe — które zresztą były powodem, dla którego wyglądał, jak wyglądał — i raczej trzymał się ich na co dzień. Fakt, że musiał wcześniej pilnować dzieciaków w tym samym temacie, dość mocno mu zresztą pomagał.
— Jestem pewien, że dzięki zamrażarce przetrwają nawet rok, Shane — parsknął cicho, w odpowiedzi na jego argument. Co nie zmieniało faktu, że Jonathan nie przewidział tego, że sposób, w jaki Kassir jadł loda, dość mocno zwróci jego uwagę. Obserwował go przez chwilę, nagle się czerwieniąc, co dodatkowo załamało jego samego.
Jakim cudem jego umysł nawet taką sytuację potrafił skojarzyć z czymś zupełnie innym, skutecznie wytrącając go z równowagi? Odwrócił więc szybko wzrok, skupiając się na czyszczeniu kuchni. Tak, zdecydowanie musiał się uspokoić.
- Przynajmniej dopóki ci się nie znudzi - odpowiedział na jego pytanie, puszczając mu oczko zaraz potem. Powrót do prawie pustego mieszkania nie brzmiał zbyt zachęcająco. Ogrom pustych pomieszczeń niekiedy potrafił przytoczyć, wzbudzając zarazem cień niecierpliwości, którą niełatwo było ugasić, gdy samemu wykazywał niemałe zaangażowanie w zmianę lokacji.
Pokręcił za to głową na jego pytanie.
- Nie mam pojęcia - odpowiedział mu cicho. - Od strony plotek nie słyszę nic w tym kierunku, a z innej... jeśli coś jest planowane, to nie jestem w tym - rozłożył ramiona w bezradności, uznając, że jeśli miałoby do czegoś dojść, to będzie to słyszalne w mieście. Remiza nie była byle jakim punktem, ale jednak jej lokacja zdecydowanie nie sprzyjała strażakom tam pracującym.
Chyba wiele zależy od tego, jak sam panujący gang podejdzie... nie? - co i tak było ciężką sprawą, gdy patrzyło się na całokształt reputacji. Chociaż nie mógł uznać, że od innych gangów było jakkolwiek lepiej, nie licząc Lisów.
Uśmiechnął się za to do niego, mając w pamięci jego radość. Zdecydowanie to działalo wystarczająco kojąco, by nie chciało mu się bardziej myśleć o bardziej negatywnych sprawach.
- Stracą na smaku - obruszył się, nawet nie zastanawiając się, jak bardzo mógł bezsensownie brzmieć ten argument. - I będą smakować... jak lód - zmarszczył nieznacznie brwi, po czym wzruszył ponownie ramionami, skupiając się rzeczywiście na jedzeniu.
A przynajmniej do momentu, gdy zobaczył reakcję Jonathana.
Prawdę mówiąc, nie zrozumiał tego, dlatego też posłał mu pytające spojrzenie, nieco nachylając się w jego kierunku i wyciągając loda z ust. Zaraz potem uśmiechnął się z lekkim rozbawieniem, wracając do kończenia lodowego smakołyku.
- Będę się powoli zbierać już, Jace - zapowiedział mu, gdy już zjadł 3/4 tego. Jakkolwiek mu się niezbyt chciało, tak rzeczywiście musiał, więc zmusił się do ruszenia, gdy stanąć na obie nogi. Dojadł resztę, nieco krzywiąc się przez mróz, jaki dopadł go przez pośpiech, nim wyrzucił patyczek. - Hm... Za bardzo się pospieszyłem - wymamrotał ledwo słyszalnie, pocierając palcami nasadę nosa. - Nie zmieniałeś zamka, prawda? - musiał się jeszcze upewnić, czy miał aktualny klucz do mieszkania.
Pokręcił za to głową na jego pytanie.
- Nie mam pojęcia - odpowiedział mu cicho. - Od strony plotek nie słyszę nic w tym kierunku, a z innej... jeśli coś jest planowane, to nie jestem w tym - rozłożył ramiona w bezradności, uznając, że jeśli miałoby do czegoś dojść, to będzie to słyszalne w mieście. Remiza nie była byle jakim punktem, ale jednak jej lokacja zdecydowanie nie sprzyjała strażakom tam pracującym.
Chyba wiele zależy od tego, jak sam panujący gang podejdzie... nie? - co i tak było ciężką sprawą, gdy patrzyło się na całokształt reputacji. Chociaż nie mógł uznać, że od innych gangów było jakkolwiek lepiej, nie licząc Lisów.
Uśmiechnął się za to do niego, mając w pamięci jego radość. Zdecydowanie to działalo wystarczająco kojąco, by nie chciało mu się bardziej myśleć o bardziej negatywnych sprawach.
- Stracą na smaku - obruszył się, nawet nie zastanawiając się, jak bardzo mógł bezsensownie brzmieć ten argument. - I będą smakować... jak lód - zmarszczył nieznacznie brwi, po czym wzruszył ponownie ramionami, skupiając się rzeczywiście na jedzeniu.
A przynajmniej do momentu, gdy zobaczył reakcję Jonathana.
Prawdę mówiąc, nie zrozumiał tego, dlatego też posłał mu pytające spojrzenie, nieco nachylając się w jego kierunku i wyciągając loda z ust. Zaraz potem uśmiechnął się z lekkim rozbawieniem, wracając do kończenia lodowego smakołyku.
- Będę się powoli zbierać już, Jace - zapowiedział mu, gdy już zjadł 3/4 tego. Jakkolwiek mu się niezbyt chciało, tak rzeczywiście musiał, więc zmusił się do ruszenia, gdy stanąć na obie nogi. Dojadł resztę, nieco krzywiąc się przez mróz, jaki dopadł go przez pośpiech, nim wyrzucił patyczek. - Hm... Za bardzo się pospieszyłem - wymamrotał ledwo słyszalnie, pocierając palcami nasadę nosa. - Nie zmieniałeś zamka, prawda? - musiał się jeszcze upewnić, czy miał aktualny klucz do mieszkania.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Jonathana i Shane'a
Nie Lis 13, 2022 11:23 pm
Nie Lis 13, 2022 11:23 pm
Spojrzał na niego nieco zaskoczony podobnym podejściem. Nic dziwnego, że zaraz wyraźnie się zmieszał.
— Mieszkanie ze sobą to raczej nie kwestia znudzenia się, Shane... — wymamrotał, nie do końca wiedząc, co powiedzieć. Podejrzewał, że żartował, ale nie miał stuprocentowej pewności, przez co jeszcze przez chwilę przyglądał mu się uważnie, wyraźnie chcąc wychwycić jakieś szczegóły, które mogły mu umknąć.
— Mm... szkoda, że nie mam już zbytnio kontaktu z Kianą. W ostatnich miesiącach kompletnie przestała odpisywać na smsy — wyraźnie posmutniał, szurając nogą po ziemi. Nawet jeśli sam miał mało czasu przez pracę to i tak starał się ją zaczepiać w jakikolwiek sposób. Miał nadzieję, że kiedyś mimo wszystko uda im się na nowo porozmawiać.
Słysząc jego wytłumaczenie odnośnie lodów, spojrzał na niego wyraźnie zaskoczony, dopiero po chwili wybuchając śmiechem. Dobra to było tak absurdalne, że nie mógł się powstrzymać.
— Nie mogę — cały czas się śmiał, trzymając za brzuch. Nie powinno go to bawić do tego stopnia, ale logika jego słów była taka sama, jakby stwierdził, że po wyjściu z domu pies, którego nie mieli, zje im toster.
— Cóż, skoro tak to upewnię się, by nie kupować więcej lodów. Nie chcę, żeby straciły na smaku przez leżenie w naszej zamrażarce. Ewentualnie kupię taką sklepową, skoro ona ten smak utrzymuje — zachichotał, nie mogąc sobie odpuścić. Rany, taka nic nieznacząca głupota, a zrobił mu tym dzień.
Wysprzątał do końca kuchnię, dopiero wtedy zwracając się w jego stronę.
— Jasne. I nie zmieniłem. Daj mi potem znać czy do mnie przyjeżdżasz, czy nie — uśmiechnął się, podchodząc do niego, by położyć dłonie na jego twarzy i schylić się lekko go całując.
— Smakujesz jak lody — stwierdził, zaraz wciągając go w jeszcze jeden, tym razem nieco głębszy pocałunek, nim w końcu go wypuścił. Musiał w końcu jakoś naładować baterie na cały dzień.
— Możesz do mnie śmiało pisać, jakbyś się nudził w przerwach — zażartował, czekając, aż wyjdzie, by odprowadzić go wzrokiem.
Oczywiście, że było to żartem, dlatego też zaraz potem posłał mu bardzo ciepły uśmiech. Nie bez przyczyny też wcześniej posłał mu oczko.
- Spanie ze sobą również - odpowiedział, widząc jego zachowanie. - Ale skoro mnie porwałeś, będziesz musiał teraz zaakceptować moją obecność w łóżku. I przy okazji marę kwestii względem wspólnego spania - przyłożył dłoń do ust, chichocząc cicho. - Nie martw się, to nic strasznego. Chodzi o temperaturę otoczenia. Przy skrajnych mam problem ze snem - wyjawił pokrótce, nie chcąc go trzymać długo w niepewności. Zwłaszcza, że tego typu przypadłość kompletnie nie była związana z tym, że mieli okazję pospać razem.
- Też nie - przyznał cicho. - Może zajęta jest miastem. W końcu ten syf nie dotyczy jedynie Lisów, każdy Dystrykt ma swój gang. Czy się to ludziom podoba, czy nie - nawet jeśli nie odczuwało się istnienia pozostałych w przeciągu kilku miesięcy. Cisza przed burzą?
Zamrugał oczami, posyłając mu pytające, gdy zobaczył, że się śmieje. Dopiero powoli do niego docierało to, że nie do końca jego słowa miały sens w sobie, ale...
- ... nie martw się, zjem je na tyle szybko, by się nie zmarnował ich smak - pociągnął to dalej, wtórując mu w cichym śmiechu. Chociaż wizja wielkiej lodówki w mieszkaniu wydawała mus ię na tyle absurdalna, że jego głos nieco podniósł się, wymieszany z wesołością.
- Dam, dam - czas jednak na śmiech skończył się wraz z nieubłaganym nadejściem udania się do pracy. Chociaż pocałunek podsumował cichym zaskoczeniem.
- Ciekawe czemu? - wymamrotał, poddając się jego pocałunkowi, czując zarazem przyjemne ciepło od ust, po swoje wnętrze.
- Ty również - odparł na jego słowa, zabierając ze sobą jeszcze pojemnik na jedzenie, które mu tak pilnie uszykował, pakując do torby zwykłej. Zaraz potem przeszedł do ubrania się w buty, ubrania wierzchniego i odwrócił się jeszcze w jego kierunku.
- Do zobaczenia wieczorem - pożegnał się z nim nim wyszedł.
z/t
- Spanie ze sobą również - odpowiedział, widząc jego zachowanie. - Ale skoro mnie porwałeś, będziesz musiał teraz zaakceptować moją obecność w łóżku. I przy okazji marę kwestii względem wspólnego spania - przyłożył dłoń do ust, chichocząc cicho. - Nie martw się, to nic strasznego. Chodzi o temperaturę otoczenia. Przy skrajnych mam problem ze snem - wyjawił pokrótce, nie chcąc go trzymać długo w niepewności. Zwłaszcza, że tego typu przypadłość kompletnie nie była związana z tym, że mieli okazję pospać razem.
- Też nie - przyznał cicho. - Może zajęta jest miastem. W końcu ten syf nie dotyczy jedynie Lisów, każdy Dystrykt ma swój gang. Czy się to ludziom podoba, czy nie - nawet jeśli nie odczuwało się istnienia pozostałych w przeciągu kilku miesięcy. Cisza przed burzą?
Zamrugał oczami, posyłając mu pytające, gdy zobaczył, że się śmieje. Dopiero powoli do niego docierało to, że nie do końca jego słowa miały sens w sobie, ale...
- ... nie martw się, zjem je na tyle szybko, by się nie zmarnował ich smak - pociągnął to dalej, wtórując mu w cichym śmiechu. Chociaż wizja wielkiej lodówki w mieszkaniu wydawała mus ię na tyle absurdalna, że jego głos nieco podniósł się, wymieszany z wesołością.
- Dam, dam - czas jednak na śmiech skończył się wraz z nieubłaganym nadejściem udania się do pracy. Chociaż pocałunek podsumował cichym zaskoczeniem.
- Ciekawe czemu? - wymamrotał, poddając się jego pocałunkowi, czując zarazem przyjemne ciepło od ust, po swoje wnętrze.
- Ty również - odparł na jego słowa, zabierając ze sobą jeszcze pojemnik na jedzenie, które mu tak pilnie uszykował, pakując do torby zwykłej. Zaraz potem przeszedł do ubrania się w buty, ubrania wierzchniego i odwrócił się jeszcze w jego kierunku.
- Do zobaczenia wieczorem - pożegnał się z nim nim wyszedł.
z/t
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Jonathana i Shane'a
Sob Lis 19, 2022 11:41 pm
Sob Lis 19, 2022 11:41 pm
Śnieg.
Nawet jeśli śnieg w listopadzie nie był niczym szczególnie dziwnym, nie zmieniało to faktu, że Jonathan podniesieniu się punkt o szóstej rano, stał właśnie praktycznie przyklejony do szyby, wpatrując się za okno.
Pięknie opadający biały puch już za kilka godzin miał stopnieć pod wpływem temperatury, ale teraz jego cieniutka warstwa zdobiła wszystko w zasięgu wzroku. I nawet jeśli nie miała więcej niż kilka milimetrów, Everett był najzwyczajniej w świecie zauroczony. Drzewa, samochody, mury, ulice. Biel nie szczędziła nikogo i niczego, tworząc scenerię godną filmu. Przez niecałą minutę zdążył zrobić koło dwudziestu zdjęć i żadnego nie żałował. To jak wszystko wyglądało, uświadamiało mu jednak jedno.
To był ten dzień.
Dzień, w którym niczego nieświadomy, śpiący w łóżku Shane miał zostać z niego brutalnie wyciągnięty i skazany na wysiłek fizyczny z samego rana. Zupełnie inny niż ten, który fundował mu ostatnio praktycznie dzień w dzień. Dzisiejszy bez wątpienia w oczach ciemnowłosego zasługiwał na miano tortur. Zwłaszcza w sobotę.
Podszedł do łóżka, odkładając telefon na szafkę i usiadł obok Kassira, kładąc dłoń na jego policzku.
— Shane? Shane, obudź się — gładził delikatnie jego twarz kciukiem, wpatrując się w niego z wyraźnym rozczuleniem. Uwielbiał na niego patrzeć w każdej możliwej sytuacji, ale sen miał w sobie coś specjalnego. Obserwowanie go nienaznaczonego żadnym szczególnym podejściem sprawiało, że miał wrażenie, jakby całe jego ciało nieznacznie drżało.
— Spadł śnieg, wiesz? Wszystko za oknem wygląda tak ładnie. Za kilka godzin na pewno stopnieje — włożył brutalnie zimniejszą rękę pod kołdrę, dotykając nią jego uda i ściskając je lekko palcami. Patrząc na rozbawiony uśmiech, chyba nieszczególnie miał wyrzuty sumienia.
Przyzwyczaił się już do spania razem z Jonathanem i niereagowania na jego wczesne pobudki, jeśli nie zaczepiały o niego samego. W podobnych przypadkach dość szybko zasypiał, poddając się swojej słabości, jaką była temperatura. Idealnie wytworzone ciepło, nie będące skrajnym, powodowało, że z łatwością udawał się w sen, nierzadko ignorując mniejsze lub większe próby przebudzenia go. Chociaż na kreatywność i ich wspólne spędzanie czasu na fizycznych aktywnościach powodowało, że był na nogach o wiele wcześniej niż zazwyczaj. Jednakże miało być teraz inaczej...
... w końcu była sobota, nie?
Ciemnowłosy wydał z siebie cichy pomruk, zaraz potem mrucząc cicho, gdy Jonathan gładził palcami jego policzek. Delikatny uśmiech zagościł na jego twarzy, chociaż nie wybudzał się, ani nie reagował bardziej gwałtowniej.
Zmieniło się wraz z momentem, gdy blondyn podjął dodatkowe kroki.
- W grudniu też będzie - wymamrotał, zabijając całkowicie romantyczność powstałą przez scenerię za oknem. Jęknął cicho, czując na ciele zimne palce. Zacisnął nogi ze sobą, zakrywając się bardziej kołdrą, kurcząc nogi w kolanie i podciągając je bliżej klatki piersiowej.
- Jest sobota - jęknął cicho, przesuwając jedną dłoń na jego, znajdującą się na udzie, by zsunąć ją i zabrać nieprzyjemne źródło chłodu. - Pięć minut jeszcze... - które miało przerodzić się w co najmniej godzinę. Będąc jeszcze na skraju senności, zamierzał pochwycić ją na nowo, pozwalając sobie na błogie lenistwo weekendowe. Ziewnął cicho, zasuwając materiał już za głowę, zakrywając się przed światem w swoim małym świecie.
... w końcu była sobota, nie?
Ciemnowłosy wydał z siebie cichy pomruk, zaraz potem mrucząc cicho, gdy Jonathan gładził palcami jego policzek. Delikatny uśmiech zagościł na jego twarzy, chociaż nie wybudzał się, ani nie reagował bardziej gwałtowniej.
Zmieniło się wraz z momentem, gdy blondyn podjął dodatkowe kroki.
- W grudniu też będzie - wymamrotał, zabijając całkowicie romantyczność powstałą przez scenerię za oknem. Jęknął cicho, czując na ciele zimne palce. Zacisnął nogi ze sobą, zakrywając się bardziej kołdrą, kurcząc nogi w kolanie i podciągając je bliżej klatki piersiowej.
- Jest sobota - jęknął cicho, przesuwając jedną dłoń na jego, znajdującą się na udzie, by zsunąć ją i zabrać nieprzyjemne źródło chłodu. - Pięć minut jeszcze... - które miało przerodzić się w co najmniej godzinę. Będąc jeszcze na skraju senności, zamierzał pochwycić ją na nowo, pozwalając sobie na błogie lenistwo weekendowe. Ziewnął cicho, zasuwając materiał już za głowę, zakrywając się przed światem w swoim małym świecie.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Jonathana i Shane'a
Nie Lis 20, 2022 11:17 pm
Nie Lis 20, 2022 11:17 pm
Czyżby Shane naprawdę myślał, że tak proste gesty go powstrzymają.
— Ale w grudniu już nie będzie pierwszym śniegiem — odpowiedział wesoło, przesuwając zimną rękę wyżej. Budząc Shane'a sam przy okazji mógł się nieco ogrzać, całkiem cwane jak na niego! Widząc jednak jak Kassir ucieka w podobny sposób nie mógł się powstrzymać przed cichym śmiechem.
— Za pięć minut to będziesz się ubierać — odpowiedział, przesuwając się dalej. Tylko po to, by się na nim położyć. A Jace biorąc pod uwagę jego wzrost, zdecydowanie swoje ważył.
— Jeśli nie wyjdziesz, to jest ryzyko, że umrzesz śmiercią tragiczną. Ale jeśli wyjdziesz, to może dostaniesz ode mnie jakąś nagrodę — powiedział, przesuwając się w dół, na wypadek, gdyby rzeczywiście miał go udusić. Wolał nie ryzykować. Zamiast tego sięgnął po brutalniejsze środki.
Ściągnął z niego kołdrę do połowy i wsadził jedną z rąk pod jego koszulkę, schylając się, by go pocałować i uciszyć wszelkie potencjalne protesty. Rzecz jasna zwykłe, delikatnie muśnięcie warg nie zrobiłoby swojej roboty, więc od razu go pogłębił, przesuwając swoim językiem po jego. Wolna dłoń powędrowała na jego nadgarstek, by zaraz przesunąć go do góry obok poduszki i wbić stanowczo w materac. Mimo to nawet w takiej sytuacji jego uścisk miał w sobie mnóstwo delikatności.
— Wstań, Shane. Zrób to dla mnie — wymruczał, przerywając na chwilę pocałunek, by zaraz znowu do niego wrócić. Naprawdę, obudzenie go było często trudniejsze niż w przypadku jego rodzeństwa. A Cody zawsze stanowił nie lada wyzwanie. Nadal pamiętał, jak któregoś dnia wytrącił jego i Zacka z równowagi na tyle, by przeciągnęli go w kołdrze przez całe mieszkanie. A nawet wtedy gnojek wtulał się w nią, chrapiąc w najlepsze.
Okej, po przywołaniu tej sytuacji, z Shanem nie było jednak tak źle.
— Wstaniesz, pójdziemy pobiegać, jak wrócimy, weźmiemy ciepły prysznic, potem zrobię nam śniadanie, możemy razem w coś pograć, porobić daily i po południu pójdziemy do wesołego miasteczka. Podobno otworzyli już jarmark świąteczny — wyprostował się, patrząc na niego z rozczuleniem i łagodnym uśmiechem. Wypuścił go z uścisku, wracając do łagodnego głaskania go po twarzy.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach