Riverdale
Riverdale
Administrator Sovereign of the Power
Mieszkanie Everettów
Pon Lis 01, 2021 9:29 pm
First topic message reminder :

Mieszkanie Everettów


Jonathan śpi w pomieszczeniu z jednym łóżkiem, Zack  i Cody — podwójnym. Rodzice w salonie. Rosaline regularnie przemieszcza się pomiędzy wszystkimi pokojami, najczęściej lokując się u bliźniaków.

Jonathan Everett
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Everettów
Sro Sty 11, 2023 1:43 am
Nie słuchaj ich, odwracają twoją uwagę — machnął ręką w odpowiedzi na jego pytanie, kręcąc na boki głową. Nie, żeby zamierzał go okłamywać. Jonathan po prostu nie sądził, by rzeczywiście takie miał i uważał je za jeden z ich żartów. Jedynie wymiana spojrzeń między bliźniakami mogła świadczyć o tym, że wcale się z tego nie śmiali.
Pogładził uspokajająco Shane'a po dłoni, gdy poczuł, jak jego chłopak nieco się spina przy temacie wnuków. Sam spodziewał się, że sprawy przyjmą taki obrót. Jakby nie patrzeć, Sylvia opuściła Riverdale, przez co żadne z nich nie miało z nimi kontaktu. Molly nie miała okazji na zabawę z własnymi wnukami, mogła jedynie porozmawiać z nimi na FaceTime. Jay z kolei nie palił się do własnego potomstwa, zwłaszcza ze względu na Hirokiego, dla którego już samo przyznanie się do bycia homoseksualnym było olbrzymim krokiem w życiu.
Następny w kolejce był Jonathan.
Jonathan, który miał rękę do dzieci jak mało kto. Potrafił sobie zjednać serca najmłodszych już w kilku gestach. Nic dziwnego, że uznała go za perfekcyjny materiał na ojca. Chociaż jak na jego, zdecydowanie się pospieszyła. Na ten moment nadal podtrzymywał swoje słowa, że nie chce mieć własnych dzieci. Być może, gdy na dobre zasmakuje samodzielnego życia, potrzeba ta pojawi się ponownie w przyszłości... ale nie teraz.
O, właśnie. Ślub. I zaręczyny. Mamy jeszcze dużo checkpointów po drodze.
Czego?
... przystanków. Czy coś — wytłumaczył, ignorując ciche chichoty Zacka i Cody'ego. Rosaline uniosła widelec z mięsem do ust, zaraz grzebiąc nim w sałatce.
Jeśli Jace będzie miał dziecko, to Rose będzie się nim opiekować. Jak starsza siostra — oznajmiła nagle wszystkim wokół, podnosząc poważny wzrok na Everetta. Roześmiał się cicho, odkładając na chwilę widelec, by upić łyk napoju ze szklanki.
Byłabyś najlepszą starszą siostrą, Rosaline.
Dziewczynka uśmiechnęła się, wyraźnie dumna z siebie i pochwały, wracając grzecznie do jedzenia. Sam kontynuował swoje, zerkając mimowolnie w stronę drzwi.
Mówiłam ci już, że teraz jesteś częścią naszej rodziny, Shane. Jeśli twoje staroświeckie podejście każe ci czekać z nazywaniem mnie mamą do momentu waszego ślubu, to nie będę ingerować, ale nie mam nic przeciwko, byś mówił do mnie w ten sposób już teraz — kobieta puściła mu oko w zaczepny sposób, choć lekki rumieniec na jej twarzy dobitnie pokazywał, jak ciepło zrobiło jej się na sercu po jego uwadze — ach doprawdy, gdzie ten wasz ojciec...
Może spróbuję do niego zadzwonić?
Ja to zrobię, skarbie. Wy jedzcie. Cody, nałóż sobie więcej warzyw.
Dobrze, mamo.
Zwrócił się w stronę Shane'a na wspomnienie o kocie, przez chwilę się wahając.
Sam nie wiem. Chyba wolę koty w kocich kawiarniach... strasznie ciężko się je tresuje, zostawiają wszędzie futro, załatwiają się w domu, chodzą, gdzie im się podoba, no i musiałbym zrezygnować z całej masy kwiatów, bo uwielbiają gryźć liście, a są dla nich toksyczne — przygasł nieznacznie na chwilę, drapiąc się po nosie. Tak bardzo, jak lubił wszystkie zwierzęta, tak równie mocną więź miał ze wszystkimi swoimi roślinami. Wyrzucanie którejkolwiek z nich było dla niego jak pozbycie się przyjaciela.
Jace ma obsesję na punkcie kwiatków.
Nooo. Kiedyś Cody zrzucił mu z parapetu aloes.
Wyglądał, jakby miał się popłakać, a on nigdy nie płacze.
Sza. Jedzcie, a nie tyle gadacie — uciszył obu braci, mamrocząc coś cicho pod nosem.
Też lubiłam pana Aloesa — Rosaline wtrąciła się nieśmiało, wyciągając obie ręce po szklankę z sokiem — bardzo pomagał na rozcięcia.
To prawda. Na szczęście jego los był jedynie niedoszłym morderstwem i udało mi się go odratować — wytłumaczył Shane'owi, unosząc kącik ust w rozbawionym uśmiechu — to ten, który stoi u nas w łazience.
Shane Kassir
Shane Kassir
The Fox Corsac
Re: Mieszkanie Everettów
Czw Sty 12, 2023 3:32 am
Uspokojenie było czymś, czego zdecydowanie potrzebował na ten moment. Odpowiedzialność spoczywała na nim zarazem względem podobnego typu możliwości - tyle, że nie był na nią gotowy i wcale jej nie pragnął. Cieszył się, że jego zdanie pokrywało się z Jonathanem, dając mu tym samym czas na rozwinięcie własnych uczuć względem niego. Dzieci znajdowały się poza listą jego pragnień, gdy zaś chęć poznania całkiem nowego spojrzenia na związek... była silna.
- Ślub, zaręczyny, ale przede wszystkim też korzystając z tego, co znajduje się pomiędzy - jakkolwiek wizja wspólnego życia brzmiała bardzo kusząco, tak zarazem część jego chciała nie przyspieszać tego za bardzo, dając młodszemu lepiej posmakować jego pierwszy związek w życiu.
W końcu mieli jeszcze wiele do zrobienia.
- Będę musiał przywyknąć, skoro tak - powiedział do kobiety odnośnie samego bycia częścią rodziny. Coś niezrozumiałego dla niego nadal. W końcu nie byli małżeństwem. Nie byli narzeczonymi. Był po prostu chłopakiem ich syna, a jednak dostał akceptację już tak szybko. Dlatego też potrzebował czasu i dla siebie, oraz swoich przyzwyczajeń. - Stopniowo, aż będę mógł mówić ci z pewnością siebie w taki sposób - musiał przyznać, że rozczuliło go jej reakcja. No i... wizja posiadania mamy była słodka zarazem dla niego. Chociaż przez to, że jednak słowo kojarzyło mu się z zachowaniem calkiem innym, wiedział, że trochę mu zejdzie jednak.
Za to grzecznie przysłuchiwał się wymianie ich zdań, gdy już poruszył temat innego typu zwierzaka.
- To wyjaśnia, dlaczego nasze mieszkanie zaczyna powoli przypominać ogród - powiedział z cichym śmiechem. - Chociaż już przyzwyczaiłem się. Osobiście, o ile podoba mi się widok kwiatów, o tyle nie mam kompletnie ręki do nich. Czasem obawiam się, że nawet plastikowy kaktus uschnąłby przy mnie - pozwolił sobie na żart związany z tym, jak bardzo nie przywiązywał uwagi do pielęgnacji roślin. Dlatego zarazem też było mu to obojętne, ile Jace zdecyduje się posiadać roślin: wystarczyło, by o nie dbał, bez ingerencji Kassira tako jako.
- Chociaż skoro przekładasz miłością rośliny nad kotami, to nie mam co naciskać - uznał, biorąc dla siebie szklankę wody. - Byleby upewnić się, że i pies nie będzie mieć podobnego zachowania, którego się sam obawiasz - dodał spokojnie, upijając łyk napoju. Posiadanie psiaka wiązało się ze swoimi obowiązkami, które wzbudzały niepokój u Kassira.
- Tresowanie, co... - żachnął, spoglądając na Jonathana. Przez moment przeszła mu niepoprawna myśl odnośnie tego, ile z jego zachowania wyciągnąłby względem podobnej czynności. Zdecydowanie nie pasowało tworzenie własnych fantazji w środku rodzinnego obiadu. - Brzmi ciężko. Myślisz, że sami dalibyśmy radę? - zapytał go, nie zamierzając jednak zdradzać tego, co mu łaziło jeszcze po głowie.
W końcu byli tu nieletni.
- Albo możemy zainwestować w złote rybki. Te nie zostawią ci sierści w domu - puścił mu oczko z rozbawieniem, powracając do kosztowania zielonkawego warzywa. - I nawet aloes nie ucierpi. Same plusy - nie zamierzał jednak rezygnować z psa. Bardziej podchodził by podroczyć się, lecz zarazem z wystarczającą powagą, by jednak sprawić, że będą mieli nieludzkiego towarzysza w domu.
- Może powinienem dokupić rosiczkę. Brzmi jak zwierzako-roślina - zamyślił się jeszcze.
Jonathan Everett
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Everettów
Czw Sty 26, 2023 3:23 am
Ale na to wszystko i tak jeszcze trochę za wcześnie — zaśmiał się rozbawiony, kręcąc na boki głową. Zaręczyny po kilku miesiącach nie były czymś, na co był gotowy. Jakby nie patrzeć, Jonathan był jeszcze młody. I nawet jeśli nie marzyło mu się zostawianie Shane'a dla kogoś innego, odpowiedzialność w postaci małżeństwa nieco go przerażała. W końcu nie zrobił nawet jeszcze żadnego kierunku na studiach, a miałby mieć męża?
Brzmiało to strasznie niedorzecznie.
Och, idź swoim tempem, kochanie. Nie musisz mi tak w końcu mówić już teraz, ale pamiętaj, że i tak jesteś już częścią Everettów — Molly puściła mu oko, zwracając się w stronę Jace'a — a ty zdecydowanie za dużo myślisz i jesteś zbyt rozsądny.
Ktoś w tej rodzinie musi być.
Jego matka otworzyła usta w wyraźnym oburzeniu, podczas gdy Zack i Cody wybuchnęli śmiechem. Nie, żeby ktokolwiek zamierzał zaprzeczać. Everett zdążył się jedynie odchylić w bok, gdy kobieta rzuciła w niego zgniecioną w kulkę serwetką.
Ja ci dam!
Rzucanie we mnie serwetkami raczej nie dodaje ci powagi i dojrzałości, mamo — wyszczerzył się do niej rozbawiony, zwłaszcza że Molly sama w końcu się poddała i wybuchła śmiechem. Dopiero wtedy wstała od stołu i wyszła, by zadzwonić do ojca. Co najwyraźniej zgrało się idealnie, gdy wszyscy mogli usłyszeć ciche trzaśnięcie drzwiami.
Dlatego ja zajmuję się naszym ogrodem — uśmiechnął się łagodne, wracając do jedzenia. Jakby nie patrzeć, nie uważał tego za obowiązek, ale czystą przyjemność i hobby. Niejednokrotnie odnajdywał spokój w roślinach po ciężkim dniu w pracy.
Na pewno trzeba będzie go odpowiednio wychować. Plus jest taki, że psy z reguły mniej interesują się kwiatami. No i nie skaczą po meblach ani nie zrzucają z nich przedmiotów... — zbyt często widział podobne zachowanie u kotów. Psom o wiele bardziej wystarczał grunt pod łapami. No i wystarczyło im zafundować odpowiednie zabawki czy smaczki, wtedy godzinami potrafiły bawić się jedną piłką. Koty nudziły się o wiele szybciej, a ich eksploracja i trudność tresury były wyjątkowo kłopotliwe.
Wolę nie ryzykować. Odkładam już pieniądze zarówno na psa, jak i tresurę. Nigdy nie miałem zwierzęcia, więc nie chcę własną niewiedzą wyrządzić mu krzywdy — powiedział ze zmartwieniem, widząc jak Rosaline nachyla się nad stołem, prawie wsadzając rękaw w jedzenie.
Jesteś za dobry, by wyrzarządzić komuś krzywdę, Jace.
Wyrządzić, nie wyrzarządzić. I uważaj, bo wygląda na to, że twój sweter jest głodniejszy od ciebie — zaśmiał się, pokazując palcem na odległość pomiędzy nią, a stołem. Szybko się wyprostowała, posyłając mu uśmiech, nawet jeśli jej policzki pokrył lekki rumieniec.
Wyrządzić.
Dziękuję.
Będziemy mogli wpadać i pomóc ci go wyprowadzać! — Cody klasnął w dłonie, wypuszczając spomiędzy palców widelec, który grzmotnął głośno o talerz, wywołując u wszystkich Everettów lekkie skrzywienie — przepraszam. Wyślizgnął mi się.
Ale zgadzam się. Chętnie pomożemy — oczy Zacka rozbłysły lekko, nawet jeśli mimikę miał dość opanowaną.
Złote rybki? A będziesz się nimi zajmował? Trzeba im zafundować odpowiednie akwarium, ozdoby, dokupić filtr, często wymieniać wodę, myć cały pojemnik, dodawać witaminy, żeby nie chorowały i w ogóle... — niby takie małe zwierzątka, a tyle było z nimi pracy.
Rosiczki są o wiele trudniejsze w podtrzymaniu przy życiu niż zwykłe rośliny i plastikowy kaktus, Shane — roześmiał się, kładąc rękę na jego udzie. Idealnie w momencie, gdy w pomieszczeniu pojawiła się nowa osoba.
Cześć dzieciarnia! Wybaczcie spóźnienie, mam nadzieję, że jeszcze wszystkiego nie zjedliście?
Tata! — Rosaline zerwała się z krzesła i podbiegła do mężczyzny, rzucając mu się w objęcia. Szybko wylądowała u niego na rękach, wtulając się w jego szyję.
Hej tato — bliźniaki odezwały się chórem, razem z Joanthanem, który chwilę później wpakował sobie do ust kolejny kawałek mięsa.
Masz przygotowany talerz. Nie podsiądź mamy — wymamrotał, zasłaniając usta dłonią i wskazując odpowiednią zastawę.
Shane Kassir
Shane Kassir
The Fox Corsac
Re: Mieszkanie Everettów
Pią Sty 27, 2023 11:53 pm
Uniósł kąciki ust w łagodnym uśmiechu, by potem delikatnie przytaknąć na słowa Jonathana. W tym przypadku zgadzał się z nim względem tego, że do pewnych relacji było o wiele za wczas dla nich obojga. Nawet jeśli mogłoby zarazem zmienić to niewiele w ich codzienności, wystarczyła sama świadomość i podkreślenie danych faktów, by zbudzić innego rodzaju emocje. Ciemnowłosy również mniej więcej starał się podejść do tego tematu zarazem wraz ze świadomością, że oboje musieli być gotowi do konkretnej zmiany. W tym przypadku liczył również i siebie. W końcu Jonathan był jego pierwszym chłopakiem, a na wspomnienie o jego planach wobec ich, miał mętlik w głowie i miękkie odczucie wewnątrz brzucha.
- Chociaż się z tym zgodzę, że Jace jest bardzo rozsądny - skomentował sytuację z cichym śmiechem. - Ale to część jego uroku - której nie zamierzał negować. W końcu akceptował go całego, nawet jeśli wręcz wymusił na nim zarazem nauczenie się wypowiadać własnej opinii, bez próby ucieczki w tematy, które uważał samemu za bezpieczne.
Pokręcił głową, słysząc komentarze odnośnie roślin i zwierząt.
- Może pomyślę o tym, gdy będziemy mieć dom, nie mieszkanie - wymamrotał w odpowiedzi odnośnie ryb. - I oczywiście, że bym się nim zajmował. Przynajmniej nie musiałbyś się martwić zrzuconym kwiatkiem. A co do sierści... pamiętaj, że psy też swoją mają - zarazem też uznał międzyczasie, że brakowało mu wiary w to, że pies polubiłby go na tyle, by mógł mieć większą ingerencję w jego rozwój. Jego doświadczenie z domowymi zwierzakami było ograniczone i skupiało się w ostatnim czasie głównie wokół kota przyjaciela... ale podsumował to w myślach, że wystarczy mu tolerancja.
W końcu miał swoją księżniczkę przyciągającą zwierzęta.
- Poddaję się - żachnął Shane, kręcąc głową ze zrezygnowaniem. - Dla mnie zostaje plastikowy kaktus i pluszowy kot - mógłby bardziej naciskać na jakiś swój pomysł, ale zarazem wiedział, że było to bezcelowe, gdy wiedział, że nie mógłby odpowiednio się opiekować danymi stworzeniami. Dlatego też zaraz potem lekko przewrócił oczami z rozbawieniem. - Zero rosiczek, kotów i ryb obecnie.
O wiele bardziej spokojniej przywitał się z przybyłym mężczyzną. Powoli przywykał do relacji jego z rodzicami Jonathana, nawet jeśli nie przekładał to jeszcze na kategorie pozwalające ich nazywać w sposób wystarczająco spoufalały. Mimo to, szło to o wiele lepiej od pierwszego spotkania, chociaż w zachowaniu Kassira oraz jego słownictwie dawało się wyłapać zgrzyty, które świadczyły dobitnie, że brakowało mu przyzwyczajenia.
- Jak w pracy? - zagadał, przy okazji rejestrując, że udało mu się już uporać z większością zawartości swojego talerza. - Wystarczająco spokojnie? - jeden plus był zarazem taki, że mogli wymieniać się historiami odnośnie podobnego typu branży. Zwłaszcza, gdy przypadkiem trafiali na jednego klienta.
- Sh, Jace. Co jeszcze mogę spróbować? - przechylił się w stronę jasnowłosego, zastanawiając się, co jeszcze nie wylądowało na jego talerzu.
Jonathan Everett
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Everettów
Sro Lut 01, 2023 11:35 pm
Dobrze, że dodałeś to drugie, bo już miałem zapytać, od kiedy bycie rozsądnym to coś złego — westchnął ciężko, kręcąc głową na boki. Naprawdę, ktoś musiał ich w końcu powstrzymać, gdy próbowali podejmować niezbyt sensowne decyzje. Nie, żeby pilnował tego zawsze, w końcu sam miał tendencję do robienia głupot. Zwłaszcza pod wpływem adrenaliny i swojego przesadnie głupiego, dobrego serca, które kazało mu ratować wszystko wokół.
Prawda, mają. Dlatego muszę się dokładniej rozejrzeć, które są bardziej aktywne i jednocześnie nie gubią jej aż tyle. A nawet jeśli gubią to, żeby nie wczepiała się aż tak w ubrania... rolki to nie problem, ale jeśli mają się wbijać jak haczyki, to już byłoby problematyczne — w ten oto sposób Shane wpędził Jace'a w monolog.
Może Airedale Terrier? One nie gubią jej wcale — Zack wtrącił się do rozmowy, nalewając sobie jednocześnie picia do szklanki — no i to terriery, więc są bardzo aktywne. A skoro i tak zamierzasz z nim chodzić do tresera, to ułożenie go powinno być w porządku.
Czytałem o nich! Dzięki temu, że nie wypada im sierść, to nie uczulają — zwrócił się w stronę Shane'a z wyraźnie błyszczącymi z podekscytowania oczami — to by rozwiązało problem sierści. Możemy jeszcze więcej o nich poczytać w domu. I poprzeglądać zdjęcia. Ale Airedale są urocze, mają takie puchate pyszczki.
Odpłynął na chwilę myślami, podsuwając bezwiednie szklankę Zackowi, żeby nalał napoju i jemu, nim wypił go na raz, odstawiając szkło na stół.
Zaśmiał się cicho, słysząc jego żachnięcie.
Jeśli ci zależy, możemy kupić rosiczkę. Ja będę się nią zajmował, a ty od czasu do czasu ją nakarmisz — zaproponował, przesuwając dłonią po jego nodze — upewnię się, żeby nie umarła śmiercią tragiczną.
W końcu jedna roślina w domu więcej to tylko dodatkowy powód do szczęścia. Z rybami wolał się nie oferować, w kwestii zwierząt nie był w końcu aż tak doświadczony. Już sam pies powodował w nim prócz szczęścia, dość spory stres.
Istne szaleństwo. Jacyś Niepoczytalni wtargnęli nam na budowę. Dobrze, że nie są na tyle inteligentni, by wchodzić po rusztowaniu, ale jeden z nich wpadł w nie, w którymś momencie całym ciałem i prawie zrzucił na ziemię Marka — mężczyzna pokręcił głową na boki, zakładając sobie nieco więcej jedzenia, od razu przechodząc do konsumpcji.
Całe szczęście dość szybko udało się ich spacyfikować. Chociaż na tym etapie już nawet nie wnikam w to, kto nam pomógł. Ważne, że skończyło się tylko na kilku siniakach i zwichniętym nadgarstku. Ale przez to wszystko musieliśmy odwieźć Marka do szpitala i opóźniła nam się robota.
Najważniejsze, że nic ci nie jest — wtrącił z nutą poddenerwowania w głosie, postukując cicho butem o ziemię. Chyba nigdy nie miał się przyzwyczaić do podobnych historii. Czy to ze strony rodziny, czy jego chłopaka. A biorąc pod uwagę, jak różnorodnych prac chwytał się jego ojciec, skutki były przeróżne.
Zwrócił się w stronę Shane'a z ulgą przyjmując zmianę tematu, podczas gdy rodzeństwo zdawało ojcu raport ze swojego dnia, a matka krzątała się w kuchni, szykując deser.
Próbowałeś kumary? Jest pyszna — wskazał na sałatkę, zsuwając jednocześnie dłoń na wewnętrzną część jego uda. Sam już skończył, rozglądał się więc jedynie po stole, cierpliwie czekając aż Rosaline stwierdzi, że się najadła i odda mu swój talerz. W końcu zawsze to robiła.
Shane Kassir
Shane Kassir
The Fox Corsac
Re: Mieszkanie Everettów
Pią Lut 03, 2023 3:12 am
Zachichotał w odpowiedzi. Nie zaprzeczył jego słowom, zarazem też mając własne zdanie na ów temat. Musiał przyznać, że czasem z tego powodu mógłby się zastanawiać, kto z ich jest rzeczywiście starszym i bardziej doświadczonym przez życie. Jednakże przede wszystkim chciał, by Jonathan rozluźnił się i nie musiał się martwić wieloma sprawami, pozwalając sobie na bardziej nastoletnie zachowanie niż dojrzałego dorosłego osobnika w sytuacjach, które na to rzeczywiście pozwalały.
- Czy to nie oznacza, że wypada sprawdzenie schronisk? - nie spodziewał się, że rozmowa o wypadającej sierści rzeczywiście mocno wciągnie Jace'a w rozmyślania. - Chociaż moje zdanie na ten temat wyraziłem ci już przy pierwszym razie - sierść zwierzaka była dla niego najmniejszym zmartwieniem przy jego wyborze. Dlatego też był pewny, że jego zdanie będzie miało mały wpływ na stworzenie, jakie finalnie zostanie ich członkiem rodziny.
- Jak stawiasz tak sprawę, to chętnie - odpowiedź była spokojna, ale nieznacznie było widać zadowolenie ciemnowłosego. Podobnego typu roślina wzbudzała w nim zaintrygowanie, a możliwość posiadania jej działała na plus. - Ale to chyba nie typ rośliny wymagającej rozmówcę? - zapytał zarazem, mając ciut zdezorientowany wzrok.
Plastikowe kaktusy tego nie wymagały przecież.
Nie są... co? - pomyślał z cichym zniechęceniem, przypominając sobie swoje starcie z nimi. Mimo iż upłynął spory czas, to nie mógł zapomnieć o dziwnym tworze, który sprawił, że był bezradny jak dziecko, powodując, że dostał bilet w postaci przejażdżką karetką.
- Tyle dobrze, że nie skończyło się na czymś gorszym - przyznał, delikatnie kręcąc głową. Uznał, że rodzinne spotkanie nie było najlepszym miejscem do ciągnięcia podobnego typu rozmów, zwłaszcza, że nie umknęło mu zdenerwowanie Jonathana. - Mam nadzieję, że wkrótce ten temat się rozwiąże sam - dodał, wiedząc, że nie silił się specjalnie na miłe słowa. Zdecydowanie był za tym, by sytuacja z Niepoczytalnymi doszła do skutku. Tylko, że żadna siła wyższa nie czuwała nad Riverdale i nie chciała wysłuchać tak prostych próśb. Dlatego zostawało działanie we własnych możliwościach.
Jeśli takie istniały.
- Spróbuję, dziękuję - odparł odnośnie jedzenia. Przyznał, że jego ciepło było kojące, zarazem też w myślach ze śmiechem rejestrując to, że robił się bardziej otwarty. I to właśnie wywoływało w nim lepszy nastrój. Bez cienia zawahania sięgnął po wspomnianą potrawę, nakładając sobie ją, by potem ją skosztować. Mam wrażenie, że Jace dostaje nowy argument do zachęcenia mnie do biegania - stwierdził, z zadowoleniem jedząc potrawę.
- Ale dostanę swojego kota, prawda? - zapytał go jeszcze szeptem, gdy skończył sałatkę, zarazem też posyłając mu rozbawione spojrzenie. - W wersji niezrzucającej roślin i nie pozostawiającej sierści - dodatkowy pluszak od Jace'a był czymś, co chętnie by przygarnął. Chociaż zarazem czuł, że od ilości ciepła zaczynało mu się robić sennie. Umiarkowane temperatury potrafiły być dla niego słodkawą trucizną, gdy ich działanie wpływało podobnie co i leki nasenne.
- Mogę poprosić o kawę? - wypowiedziana spokojnym tonem prośba działała na niego dość niepewnie. Wypowiadane słowa wzbudziły w nim dziwny supeł na gardle, gdy uświadomił sobie, że w pewnych momentach brakowało mu przyzwyczajenia się do rodzinnego grona, nawet jeśli szło mu z tym lepiej niż do tej pory. Nie spodziewałby się jednak, że mógł się posądzić o podobnego typu zahamowania. Nie, gdy upłynęło tyle lat jego życia spędzonego poza domem, w którym się wychował.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach