▲▼
Głupek.
Jak miał się złościć na niego dalej, gdy zachowywał się wobec niego w taki sposób? Tak, że wplątał go w delikatne, ale widoczne zmieszanie, gdzie zaraz potem sam delikatnie się uśmiechnął do niego. Czuł, że wewnętrznie trochę bardzo rozpływał się przez blondyna.
- W przyszłości - odpowiedział Kassir na temat samochodu, będąc jeszcze myślami wokół pudełek do przeniesienia. - Jak już zadomowimy się i poukładamy kwestie - kupno nie brzmiało jak zły pomysł, zwłaszcza, że własny pojazd przydałby się dla nich. Nawet jeśli Shane nie potrafił prowadzić, to nie widział przeciwwskazań, by dołożyć się do tego i jeździć ze swoim uroczym szoferem po mieście. - Kojarzysz ile ich zostało jeszcze? Tych pudełek - no i część trzeba było wynieść już na śmietnik. Przynajmniej mieli meble z głowy.
Zdecydowanie zna bardzo dobrze swoją rodzinę.
Nie spodziewał się tak radosnego przyjęcia podarunków. Musiał przyznać, że to było całkiem miłe i tym bardziej postanowił też w duchu oddać za to Jace'owi i wynagrodzić mu trud poszukiwań, gdy sam był względem tego bezużyteczny. Popatrzył jeszcze delikatnie na jego siostrę. Musiał przyznać, że naprawdę mu z tym zachowaniem kojarzyła się z jej starszym bratem.
- Chętnie - zgodził się. - Chociaż teraz obecnie jest pusty? - nawet przy poprzednim spotkaniu nie był w jego pokoju. - Ale przynajmniej zobaczę coś więcej dotyczącego ciebie - podszedł bliżej niego, łapiąc go za wolną rękę i uśmiechając się przy tym ciepło. - Więc, którędy?
Jak miał się złościć na niego dalej, gdy zachowywał się wobec niego w taki sposób? Tak, że wplątał go w delikatne, ale widoczne zmieszanie, gdzie zaraz potem sam delikatnie się uśmiechnął do niego. Czuł, że wewnętrznie trochę bardzo rozpływał się przez blondyna.
- W przyszłości - odpowiedział Kassir na temat samochodu, będąc jeszcze myślami wokół pudełek do przeniesienia. - Jak już zadomowimy się i poukładamy kwestie - kupno nie brzmiało jak zły pomysł, zwłaszcza, że własny pojazd przydałby się dla nich. Nawet jeśli Shane nie potrafił prowadzić, to nie widział przeciwwskazań, by dołożyć się do tego i jeździć ze swoim uroczym szoferem po mieście. - Kojarzysz ile ich zostało jeszcze? Tych pudełek - no i część trzeba było wynieść już na śmietnik. Przynajmniej mieli meble z głowy.
Zdecydowanie zna bardzo dobrze swoją rodzinę.
Nie spodziewał się tak radosnego przyjęcia podarunków. Musiał przyznać, że to było całkiem miłe i tym bardziej postanowił też w duchu oddać za to Jace'owi i wynagrodzić mu trud poszukiwań, gdy sam był względem tego bezużyteczny. Popatrzył jeszcze delikatnie na jego siostrę. Musiał przyznać, że naprawdę mu z tym zachowaniem kojarzyła się z jej starszym bratem.
- Chętnie - zgodził się. - Chociaż teraz obecnie jest pusty? - nawet przy poprzednim spotkaniu nie był w jego pokoju. - Ale przynajmniej zobaczę coś więcej dotyczącego ciebie - podszedł bliżej niego, łapiąc go za wolną rękę i uśmiechając się przy tym ciepło. - Więc, którędy?
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Everettów
Czw Wrz 29, 2022 3:30 pm
Czw Wrz 29, 2022 3:30 pm
Niech to.
— Świetnie. W takim razie zaklep sobie sobotę dla swojego staruszka, Jace.
— Tato, naprawdę nie trzeba, dam sobie na razie radę bez samochodu — głos Everetta na sekundę wyraźnie się podłamał. Miał nadzieję, że Shane zrozumie jego wcześniejszą insynuację i pomoże mu uniknąć... dokładnie tej sytuacji. Teraz gdy dobitnie wskazał na to, że nie planują tego robić w najbliższym czasie, nie było opcji, by jego ojciec odpuścił.
Momentalnie coś go ścisnęło w żołądku, gdy poczucie winy przemieszało się z ewidentnym dobiciem.
— Wystarczy, że sam spłacasz mieszkanie. Do tej pory dawałeś sobie radę, ale sam wiesz, jak bardzo potrafiło być to uciążliwe, zwłaszcza w obecnych czasach, gdy ci... ludzie pałętają się po ulicach, atakując, co popadnie.
Z każdą sekundą blondyn był coraz bardziej przybity.
"Kojarzysz ile ich zostało jeszcze?"
— Nie wiem, trochę. Nie za dużo — odpowiedział przygaszonym tonem, wysłuchując dalszego monologu swojego ojca. Doskonale wiedział, że przegrał. Mógł jedynie przywołać na twarz wyćwiczony uśmiech, by nie robić już więcej kłopotów.
"Chociaż teraz obecnie jest pusty?"
— Nie, większość mebli została. By moi rodzice mogli się tam przenieść z Rosaline. Jak wychodzisz z przedpokoju to od razu po lewej, ale na razie i tak rodzice będą chcieli jeszcze wypić kawę — powiedział, wypuszczając jego dłoń i biorąc Rosaline na ręce, czując, jak ciągnie go za rękaw.
— Pójdę zobaczyć czy nie trzeba im pomóc — rzucił, wychodząc do kuchni. Zack i Cody wpadli do salonu w tej samej sekundzie, podskakując w miejscu i machając grą przed oczami Kassira.
— SHANE—
— ALE SUPER—
— JESTEŚ—
— ABSOLUTNIE—
— NAJLEPSZY!
Podekscytowani nawet nie zdawali sobie sprawy z tego, że mówili jeden przez drugiego.
— Możemy do was wpaść, pograć? Twój telewizor jest większy niż nasz!
— I masz lepsze głośniki!
— Możecie nas zostawić samych, nic nie rozwalimy, obiecujemy.
— Zafundujemy wam randkę w kinie, żebyście się nie nudzili?
— Prooooosiiimyyy! — ostatnie słowo wypowiedzieli razem, składając ręce i wpatrując się w niego szczenięcym wzrokiem.
I co ja z nim mam?
Nie myślał w kategoriach jak Jonathan, więc dopiero po fakcie mógł się zorientować, że źle dobrał swoje słowa. Musiał sam przyznać, że nie do końca rozumiał tej pętli zachowań. Być może przez to, że jego kontakt z rodziną był o wiele inny, a może przez to, że nie znajdował się w podobnej sytuacji. Jednakże mimo wszystko, uważał, że w tym względzie blondyn nie do końca miał rację. Rodzice go kochali. Nie chciał im robić problemu, to fakt, ale uznawał, że powinien pozwolić się rozpieścić chociaż raz. Rozmowa z Joahimem czy zachowanie w czasie obiadu też pozwalały mu na zrozumienie, że dzieciństwo i jego skutki odbiło się na wielu osobach.
Tylko jak teraz to wytłumaczyć?
Jest zły. I znowu to robi.
Gdyby nie to, że nie byli teraz sami, próbowałby go postawić do pionu. Tak, by wyjaśnić kwestie i zamknąć temat. Zamiast tego poczuł, że Jonathan całkowicie odcina i swoje uczucia, i jego samego.
Ja też jestem człowiekiem, Jace.
Jego uwaga jednak została rozproszona przez atak klonów. Przed jego oczami pojawiła się dwójka identycznych chłopaków, zamazując mu wizję grą oraz gwałtownym atakiem na niego samego. Zamrugał oczami, przetwarzając dane, by zaraz potem przechylić się nieco, przyglądając się im uważniej.
- Powinniście też zapytać o to swojego brata - odpowiedział na ich prośbę. - Nie tylko ja tam będę mieszkać - pozostawienie jednak swojego sprzętu bliźniakom... Sam nie był przekonany co do tego, ale zarazem pamiętał, że chłopak ręczył za nich.
Ten sam, który sobie poszedł od niego.
- Zgodzę się, ale nie za fundowanie - nachylił się. - Potrzebuję porady, jak poprawić teraz Jace'owi humor - powiedział cicho. - Znacie dobrze swojego brata, więc może przychodzi wam coś na myśl względem tego? - oglądanie pokoju mogło poczekać. Martwił się o niego, czując zarazem też przeplataną złość ze smutkiem spowodowaną przez taki skutek.
Nie myślał w kategoriach jak Jonathan, więc dopiero po fakcie mógł się zorientować, że źle dobrał swoje słowa. Musiał sam przyznać, że nie do końca rozumiał tej pętli zachowań. Być może przez to, że jego kontakt z rodziną był o wiele inny, a może przez to, że nie znajdował się w podobnej sytuacji. Jednakże mimo wszystko, uważał, że w tym względzie blondyn nie do końca miał rację. Rodzice go kochali. Nie chciał im robić problemu, to fakt, ale uznawał, że powinien pozwolić się rozpieścić chociaż raz. Rozmowa z Joahimem czy zachowanie w czasie obiadu też pozwalały mu na zrozumienie, że dzieciństwo i jego skutki odbiło się na wielu osobach.
Tylko jak teraz to wytłumaczyć?
Jest zły. I znowu to robi.
Gdyby nie to, że nie byli teraz sami, próbowałby go postawić do pionu. Tak, by wyjaśnić kwestie i zamknąć temat. Zamiast tego poczuł, że Jonathan całkowicie odcina i swoje uczucia, i jego samego.
Ja też jestem człowiekiem, Jace.
Jego uwaga jednak została rozproszona przez atak klonów. Przed jego oczami pojawiła się dwójka identycznych chłopaków, zamazując mu wizję grą oraz gwałtownym atakiem na niego samego. Zamrugał oczami, przetwarzając dane, by zaraz potem przechylić się nieco, przyglądając się im uważniej.
- Powinniście też zapytać o to swojego brata - odpowiedział na ich prośbę. - Nie tylko ja tam będę mieszkać - pozostawienie jednak swojego sprzętu bliźniakom... Sam nie był przekonany co do tego, ale zarazem pamiętał, że chłopak ręczył za nich.
Ten sam, który sobie poszedł od niego.
- Zgodzę się, ale nie za fundowanie - nachylił się. - Potrzebuję porady, jak poprawić teraz Jace'owi humor - powiedział cicho. - Znacie dobrze swojego brata, więc może przychodzi wam coś na myśl względem tego? - oglądanie pokoju mogło poczekać. Martwił się o niego, czując zarazem też przeplataną złość ze smutkiem spowodowaną przez taki skutek.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Everettów
Czw Wrz 29, 2022 4:25 pm
Czw Wrz 29, 2022 4:25 pm
Obaj wyszczerzyli się jeszcze mocniej, podskakując energicznie w miejscu.
— Jace na pewno się zgodzi.
— Zawsze się zgadza!
— No chyba, że nie mamy odrobionej pracy domowej, wtedy nie.
— Ale będziemy mieć — zapewnili równocześnie, kiwając ochoczo głowami. Byli gotowi zrobić nawet prace domową za wszystkie osoby na swoim roku, choć tego nie powiedzieli już na głos, nie chcąc im podsuwać pomysłów.
"Potrzebuję porady, jak poprawić teraz Jace'owi humor."
Obaj spojrzeli po sobie, opuszczając powoli grę w dół, wyraźnie się uspokajając. Stali przez chwilę w ciszy, patrząc się na siebie, nim wrócili do niego zmieszanym wzrokiem.
— ... raczej nie dasz rady.
— Tata się uparł, więc na pewno będzie chciał mu kupić samochód.
— Jace się obwinia, bo wie, że nie mamy na to pieniędzy.
— Rodzice bardzo chcą mu się odwdzięczyć za to co dla nich robił, więc kupią mu ten samochód, mimo że nie będzie ich przez to stać na meble do pokoju i dalej będą spać na kanapie.
Obaj westchnęli cicho, zwracając się znowu w swoją stronę. Nawet nie poruszali ustami, a jednak wyglądało na to, że prowadzą jakąś niemą rozmowę, którą ostatecznie uzewnętrznili, po krótkim skinięciu głowami.
— Może zadzwonić do Jaya?
— Jay zawsze go uspokaja.
— Ale nie wiem, czy w Japonii nie jest już późno, więc może spać...
— Tak czy inaczej, warto spróbować? — wbili w niego wzrok, wyraźnie szukając potwierdzenia czy przyjmował taką formę pomocy, czy też nie. Cały czas wyglądali, jakby próbowali wymyślić jakąś wersję awaryjną, ale chyba nic innego nie przychodziło im do głowy, bo koniec końców westchnęli ciężko, drapiąc się po policzku w tym samym momencie.
- Skoro mówicie tak... - czyli miał być głównym decydującym? Chociaż miał wrażenie, że blondyn będzie mieć więcej do mówienia niż sam Kassir.
Rozmawianie z bliźniakami to ciekawe doświadczenie.
- Coś tak czułem, że będzie ciężko - westchnął ze zrezygnowaniem. - A próba porozmawiania z waszymi rodzicami? - przychodził mu jeszcze jeden pomysł. Nawet jeśli nie wybiłby z głowy pomysłu odnośnie zakupu pojazdu, gdyby mógł zaproponować wyłożenie kwoty na to, aby odciążyć, mogłoby to nieco złagodzić sytuację.
Chociaż patrząc na jego zachowanie, jestem prawie pewny, że jeszcze bardziej sobie będzie to wyrzucać. Głupota. I jak ja mam go uszczęśliwiać?
Chociaż ich propozycja też pasowała. A raczej - chciał zrobić cokolwiek, by zmienić sytuację, skoro samemu nie potrafił. Beznadziejny ze mnie chłopak. Dlatego też lekko przytaknął na ich propozycję.
- Zawsze. Prosiłbym - jakkolwiek, by odmienić obecną sytuację. Inaczej równie dobrze mogłoby się skończyć to tak, że miałby wyrzuty sumienia za każdym razem, gdy spoglądałby na zakup.
... albo z desperacji poproszę o pożyczkę i dla spokoju mu sam kupię ten pojazd.
I zaczynał jeszcze z tego powodu wpadać na dziwniejsze pomysły.
- Skoro tak, to umowa dotrzymana - nawet jeśli do niczego nie doszło jeszcze, to jednak uznał, że pozostawi im sprzęt do zabawy. Zdecydowanie czuł, że było mu daleko do idealnego partnera. Ale mimo to, chciał spróbować. - Pokażecie mi jeszcze jego były pokój? Dziwnie mi samemu błąkać się - przyznał cicho.
Rozmawianie z bliźniakami to ciekawe doświadczenie.
- Coś tak czułem, że będzie ciężko - westchnął ze zrezygnowaniem. - A próba porozmawiania z waszymi rodzicami? - przychodził mu jeszcze jeden pomysł. Nawet jeśli nie wybiłby z głowy pomysłu odnośnie zakupu pojazdu, gdyby mógł zaproponować wyłożenie kwoty na to, aby odciążyć, mogłoby to nieco złagodzić sytuację.
Chociaż patrząc na jego zachowanie, jestem prawie pewny, że jeszcze bardziej sobie będzie to wyrzucać. Głupota. I jak ja mam go uszczęśliwiać?
Chociaż ich propozycja też pasowała. A raczej - chciał zrobić cokolwiek, by zmienić sytuację, skoro samemu nie potrafił. Beznadziejny ze mnie chłopak. Dlatego też lekko przytaknął na ich propozycję.
- Zawsze. Prosiłbym - jakkolwiek, by odmienić obecną sytuację. Inaczej równie dobrze mogłoby się skończyć to tak, że miałby wyrzuty sumienia za każdym razem, gdy spoglądałby na zakup.
... albo z desperacji poproszę o pożyczkę i dla spokoju mu sam kupię ten pojazd.
I zaczynał jeszcze z tego powodu wpadać na dziwniejsze pomysły.
- Skoro tak, to umowa dotrzymana - nawet jeśli do niczego nie doszło jeszcze, to jednak uznał, że pozostawi im sprzęt do zabawy. Zdecydowanie czuł, że było mu daleko do idealnego partnera. Ale mimo to, chciał spróbować. - Pokażecie mi jeszcze jego były pokój? Dziwnie mi samemu błąkać się - przyznał cicho.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Everettów
Czw Wrz 29, 2022 5:06 pm
Czw Wrz 29, 2022 5:06 pm
Zack westchnął ciężko, podczas gdy Cody pokręcił głową na boki, podpierając biodra rękami.
— Tata jest uparty.
— Nooo.
— Bardziej niż Jace jak każe nam posprzątać mieszkanie.
— Jay na pewno coś wymyśli. Jest super inteligentny. I wie, jak się obchodzić z Jacem. Jace jest w niego mega wpatrzony, więc zawsze go słucha — zapewnili go energicznie, chyba nieznacznie panikując, gdy Shane zamilkł na nieco dłużej. Nic dziwnego, że Zack zaraz popchnął do przodu Cody'ego, który błyskawicznie podłapał sygnał i stanął tuż przed Kassirem.
— Ale nie przejmuj się tym za mocno! No bo to nie twoja wina, nasza rodzina jest trochę... skomplikowana. Czasem bywa ciężko, ale na pewno damy sobie radę!
— Niedługo skończymy szesnaście lat, więc też będziemy mogli iść do pracy, wtedy Jace nie będzie musiał się tak o nas martwić.
— Chociaż i tak będzie się martwił.
— Bo to Jace.
Znowu westchnęli równocześnie, zaraz stając po obu jego stronach. Rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenie, zamykając go nagle w ciasnym uścisku.
— Zresztą teraz ma ciebie, więc wszystko będzie dobrze!
— Cały czas o tobie gada, w którymś momencie czułem się, jakbyś był i moim chłopakiem, serio.
— Ale jesteś dla nas trochę za stary, więc musisz się zadowolić Jacem.
— Wszystko słyszałem — Everett wyraźnie obniżył głos, popychając drzwi nogą, by ułatwić sobie wejście do środka — macie szczęście, że niosę kawę. Sio od mojego chłopaka.
W rzeczywistości nie słyszał wszystkiego, a jedynie część o gadaniu o Kassirze, co i tak było na tyle zawstydzające, by zaczerwienił się zażenowany, rzucając mu przepraszające spojrzenie.
— Hehehe, spróbuj nas powstrzymać.
— Bleee — Cody pokazał bratu język, zaraz wciskając się w Shane'a razem z Zackiem z bezczelnym uśmiechem. Wystarczyły trzy długie kroki, by Everett odstawił napoje na stół, świdrując ich wzrokiem.
— Szykujcie się na śmierć.
— NIEEEEE! — wystarczyło, że ruszył w ich kierunku, by obaj wypuścili ciemnowłosego i pobiegli na drugą stronę stołu. Ganiali się przez chwilę w kółko, nim w końcu Jace przesunął się nagle w bok i przyciągnął do siebie Shane'a z wyraźnym zadowoleniem, pokazując im język w odpowiedzi na wcześniejsze.
— Znajdźcie sobie kogoś w swoim wieku.
— Jesteś ostatnią osobą, która powinna to mówić — zachichotał Cody, zaraz uchylając się przed paczką gumy do żucia, którą Jace znalazł w kieszeni.
— W ten oto sposób panie i panowie dzielny bohater miasta Riverdale uniknął brutalnej śmierci na skutek rzutu zlepkiem substancji słodzących o smaku mentolowym i... czarnej porzeczki — powiedział Zack, podnosząc opakowanie z ziemi. Zaraz wychylił się zza Cody'ego, uśmiechając się do Shane'a — chyba nie musimy dzwonić do Jaya.
— Do Jaya? Po co chcieliście dzwonić do Jaya? — zapytał, ściągając brwi w wyraźnym niezrozumieniu.
— Po niiiiic. A Shane chciał zobaczyć twój pokój!
— Mieliśmy go tam zabrać, ale nam przeszkodziłeś.
Everett obrócił się w stronę ciemnowłosego, uśmiechając nieznacznie i odgarniając jego włosy za ucho.
— Pokażę ci, jak wypijemy, okej?
— Fuuuj, mamooo, Shane i Jace flirtują na naszych oczach!
— Poszli mi stąd — machnął na nich ręką, otrzymując w zamian jedynie kolejny złośliwy chichot i rzut gumą, przed którą uchylił się w ostatniej chwili, domyślając się, że specjalnie wycelowali w jego niewidząca stronę. Gnojki.
Czyli wdał się w ojca, co tym bardziej rozjaśniało mu sprawę w postaci takiej, że wiedział, iż był na przegranej pozycji obecnie. Nie chciał się przebijać na siłę swoimi propozycjami, ale nie chciał pozostawiać to samemu sobie. Martwił się wewnętrznie, czując, że mimo bycia parą z Jonathanem, zasadniczo nadal brakowało mu wiele do odpowiedniej osoby. Poleganie na innych w większym przypadku było ryzykowne. Powinien nauczyć się samemu rozwiązywać swoje problemy, nawet jeśli nie miał teraz pomysłu na to, w jaki sposób.
- ... nie powinniście też skupić się na nauce? - zapytał odnośnie ukończenia odpowiedniego wieku oraz samej pracy. Chciałby się nie przejmować, ale nie umiał się pozbyć z głowy tych myśli.
Jednakże zaskoczyło go to, że go tak nagle otoczyli, zamykając w uścisku. Obrócił głową, spoglądając raz na jednego, raz nad drugiego, próbując zrozumieć, czego stał się ofiarą. Ale ich słowa... spowodowały, że jakoś tak zrobiło się mu cieplej na sercu. Zwłaszcza, że wizja opowiadającego Jace'a nieco go rozbawiła.
- Tylko trochę? - odparł na ich słowa. To było dziwne odczucie, niezbyt znane mu do tej pory. We wcześniejszych parach nie wchodził na taki poziom relacji z ich rodzinami. A przynajmniej nie przy aż tak krótkiej znajomości. Chociaż znajomy głos sprawił, że poczuł na moment zamarzanie. Wszystko słyszał? Czyli cały plan właśnie się posypał? Przesunął wzrokiem na chłopaka. Jego zaczerwienienie już nawet nie wiedział jak odebrać.
- Czuję się wyjątkowo popularny - skomentował finalnie, unosząc lekko kąciki ust do góry.
Tak by zaraz potem stać się świadkiem starcia rodzeństwa.
Niedługo też został uwolniony, bo zaraz potem został zgarnięty przez Jonathana. Uczucie bijącego ciepła od niego było całkiem przyjemne, chociaż zarazem też dość dobrze odczuwał ową różnicę wzrostową. Zamrugał oczami zaraz potem. Chyba czuje się lepiej? Czy coś magicznego zaszło w kuchni, że poprawił mu się humor?
- Podobno wiek nie ma znaczenia. Chociaż policję tym nie przekonasz - prychnął cicho ze śmiechu, finalnie samemu podsumowując kwestie związków i wieku. Spojrzał łagodnie na Zacka, nieznacznie przytakując na kwestię dzwonienia. Może rzeczywiście nie trzeba było. Blondyn nie sprawiał wrażenia złego czy zdenerwowanego, ani dobitego teraz. Powrócił, zamiast próbować go unikać.
- Hm... Brzmi jako plan - uznał, zaraz potem śmiejąc się cicho. - Kawa i pokazanie pokoju.
Na słowa bliźniaków oparł się wygodnie o jego ciało.
- Jeszcze nie, ale możemy zacząć - pozwolił sobie na chwilę podroczenia się. - Więc, co to za kawa? - zapytał go jeszcze, zmieniając temat na moment.
- Deszcz gum do rzucia. Tego nie zapowiadali - skomentował tak rzut. - A wracając do tematu... Ciekawi mnie, co mówiłeś o mnie wcześniej.
- ... nie powinniście też skupić się na nauce? - zapytał odnośnie ukończenia odpowiedniego wieku oraz samej pracy. Chciałby się nie przejmować, ale nie umiał się pozbyć z głowy tych myśli.
Jednakże zaskoczyło go to, że go tak nagle otoczyli, zamykając w uścisku. Obrócił głową, spoglądając raz na jednego, raz nad drugiego, próbując zrozumieć, czego stał się ofiarą. Ale ich słowa... spowodowały, że jakoś tak zrobiło się mu cieplej na sercu. Zwłaszcza, że wizja opowiadającego Jace'a nieco go rozbawiła.
- Tylko trochę? - odparł na ich słowa. To było dziwne odczucie, niezbyt znane mu do tej pory. We wcześniejszych parach nie wchodził na taki poziom relacji z ich rodzinami. A przynajmniej nie przy aż tak krótkiej znajomości. Chociaż znajomy głos sprawił, że poczuł na moment zamarzanie. Wszystko słyszał? Czyli cały plan właśnie się posypał? Przesunął wzrokiem na chłopaka. Jego zaczerwienienie już nawet nie wiedział jak odebrać.
- Czuję się wyjątkowo popularny - skomentował finalnie, unosząc lekko kąciki ust do góry.
Tak by zaraz potem stać się świadkiem starcia rodzeństwa.
Niedługo też został uwolniony, bo zaraz potem został zgarnięty przez Jonathana. Uczucie bijącego ciepła od niego było całkiem przyjemne, chociaż zarazem też dość dobrze odczuwał ową różnicę wzrostową. Zamrugał oczami zaraz potem. Chyba czuje się lepiej? Czy coś magicznego zaszło w kuchni, że poprawił mu się humor?
- Podobno wiek nie ma znaczenia. Chociaż policję tym nie przekonasz - prychnął cicho ze śmiechu, finalnie samemu podsumowując kwestie związków i wieku. Spojrzał łagodnie na Zacka, nieznacznie przytakując na kwestię dzwonienia. Może rzeczywiście nie trzeba było. Blondyn nie sprawiał wrażenia złego czy zdenerwowanego, ani dobitego teraz. Powrócił, zamiast próbować go unikać.
- Hm... Brzmi jako plan - uznał, zaraz potem śmiejąc się cicho. - Kawa i pokazanie pokoju.
Na słowa bliźniaków oparł się wygodnie o jego ciało.
- Jeszcze nie, ale możemy zacząć - pozwolił sobie na chwilę podroczenia się. - Więc, co to za kawa? - zapytał go jeszcze, zmieniając temat na moment.
- Deszcz gum do rzucia. Tego nie zapowiadali - skomentował tak rzut. - A wracając do tematu... Ciekawi mnie, co mówiłeś o mnie wcześniej.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Everettów
Czw Wrz 29, 2022 7:23 pm
Czw Wrz 29, 2022 7:23 pm
Bliźnięta spojrzały po sobie, ściskając go nieco mocniej.
— O nie.
— Zaczął mówić jak Jace.
— Szybko, musimy to z niego wydusić — całe szczęście, nie mieli okazji przystąpić do swojego planu, Shane nie odczuł więc na sobie bólu wyduszenia przekonań i morderstwa głosu rozsądku.
— Chyba. W sumie to ile ty masz lat? Wiecznie zapominam. Chociaż nie wiem, czy Jace nam mówił. Mówił? — Zack przeniósł spojrzenie na Cody'ego, ściągając brwi.
— ... nie mam pojęcia. Dwadzieścia cztery? Albo czterdzieści dwa — Cody znowu uderzył w złośliwy chichot, nawet jeśli biorąc pod uwagę jego osobowość, ciężko było mieć mu cokolwiek za złe na dłużej.
"Czuję się wyjątkowo popularny."
— Na moje nieszczęście jesteś popularny — jęknął w odpowiedzi, zaraz rzucając mordercze spojrzenie Cody'emu, widząc, że otwiera usta. To go niestety nie powstrzymało.
— Jaaace jeeeest zazdrooosnyyy — zanucił, wracając chwilowo stanem umysłowym do jedenastolatka, klaszcząc w dłonie i znowu umykając spod jego rąk, dopóki Everett nie objął Shane'a, znajdując się na nowo w bezpiecznej odległości.
— W sumie śmiesznie, bo jak patrzy się na ciebie osobno, to wydajesz się wysoki, ale przy Jonathanie od razu wyglądasz jakoś bardziej uroczo — zachichotał Zack, przyglądając im się z zaciekawieniem. Jace jęknął cicho i przytulił policzek do włosów Shane'a z ponurą miną.
— Nie wybrałem sobie takiego wzrostu, okej?
— Ja tam chciałbym być taki wysoki. Ale oczywiście musiałeś zabrać wszystkie rodzinne centymetry.
Zack pokiwał głową, wyraźnie zgadzając się z Codym. Choć jakby nie patrzeć, mimo piętnastu lat nie byli wcale aż tak niscy. Obaj dobili już do stu siedemdziesięciu centymetrów, a nadal rośli.
Everett szturchnął ciemnowłosego łokciem w bok, wyraźnie urażony komentarzem o wieku.
— Jestem pełnoletni, nie grozi mi policja — burknął, odsuwając się nieco w bok z Shanem, gdy usłyszał kroki w korytarzu.
— Nie wiesz jaką kawę kupiłeś?
— Wiedziałem, że to Jonathan kupował prezenty — bliźniaki zbiły ze sobą piątkę, wybuchając śmiechem.
— Cicho bądźcie — nie powiedział nic więcej, gdy drzwi otworzyły się ponownie, wpuszczając do środka jego rodziców i Rosaline.
— Z czego się śmiejecie? — Joahim niósł zarówno swoją kawę, jak i swojej żony, odstawiając ją w to samo miejsce, na którym wcześniej stały talerze.
— Z niczego!
— Shane opowiedział nam dowcip.
— O kawie.
Obaj zachichotali, zaraz czmychając z pokoju bez kolejnego słowa. Pan Everett uniósł brew ku górze, zaraz kręcąc głową na boki. Najwyraźniej nie zamierzał dopytywać, pokazując im ręką, by usiedli.
— Ten syrop z sosny pachnie nieziemsko — Molly westchnęła, zaciągając się naparem, dmuchając na niego lekko, by go ostudzić. Jace wypuścił Kassira z uścisku i zajął swoje miejsce, postukując butem w ziemię. Kobieta uśmiechnęła się do ciemnowłosego, skupiając na nim swoją uwagę.
— Skarbie, a jak twoi rodzice podchodzą do waszego związku? Mam nadzieję, że nie robili zbytnich problemów odnośnie różnicy wieku? — zapytała nieznacznie zmartwiona, wyraźnie zakładając, że właśnie stąd brało się jego pytanie.
Jonathan zamilkł, wyrzucając sobie cicho w głowie, że zapomniał ich upomnieć, by nie pytali o jego rodzinę.
- Nie pozbędziecie się tego łatwo - odpowiedział im, uznając, że nie podda się tak łatwo próbie bliźniaków. Nawet jeśli zostanie całkowicie zmiażdżony. Chociaż los uchronił go przed takim losem
- Prawie zgadliście. Dwadzieścia sześć - odparł odnośnie wieku. Spora różnica wiekowa, nawet jeśli niekoniecznie widoczna na pierwszy rzut oka.
Jestem?
Nie żeby uważał, iż miało to większe znaczenie. Obecnie chciał swoim wyglądem wyrywać i zauroczyć jedną osobę. Tą, która teraz go trzymała w swoich ramionach.
- Jestem wysoki. I trochę za stary, by być uroczym - wytknął im natomiast, czując, jak przytulał się do niego. - I mi tam odpowiada to - w końcu to była nieodłączna część Jace'a.
Ale nie mógł się nie śmiać, gdy usłyszał jego oburzenie.
- Dobrze dla nas, nie? - skomentował, przenosząc rękę na bok, by potrzeć obolałe miejsce.
Tylko, że nie przewidział się, iż jego zapytanie zostanie w ten sposób przemienione, powodując, że nie dowiedział się tego, co go zainteresowań.
- ... oops - nie spodziewał się, że wkopie się w taki sposób. Przy czym wiedział, jaka to kawa. Nie spodziewał się tego, że zostanie mu też zaserwowana. Dlatego też lekko pokręcił głową na próbę pokazania, że nie chodziło do końca o to, nawet gdy mieli z tym rację.
Gdy został wypuszczony, poszedł również do stolika, biorąc napój, który został przyniesiony dla niego i ostrożnie dmuchając na niego, dając się owinąć zapachowi.
Zamarł, słysząc jej pytanie. Pytania o jego rodziców... były niebezpieczne. Wystarczająco bardzo, że czuł się, jakby wchodził na pole minowe. Mimo to, zaraz potem uniósł wzrok, spoglądając na kobietę łagodnie.
- Proszę się nie przejmować. Nie pokażą przeciwwskazań - odpowiedział jej łagodnie. Nie skłamał. Ale nie wchodził zarazem głębiej w ten temat. Nie bardzo sam wiedział, co mógłby więcej nawiązać. Tak, by nie zepsuć jeszcze przyjemnej atmosfery. Mając w pamięci reakcję Jonathana na jego historię o rodzicach, obstawiał, że mogłoby zostać tutaj niezbyt dobrze odebrane to, co samemu zrobił w przeszłości.
- Ani do tego, ani do niczego więcej - szturchnął nogą Jonathana, chcąc, by nieco wybudził się z obecnego stanu. - Dziękuję za zaproszenie mnie na obiad. Wszystkie potrawy były pyszne.
- Prawie zgadliście. Dwadzieścia sześć - odparł odnośnie wieku. Spora różnica wiekowa, nawet jeśli niekoniecznie widoczna na pierwszy rzut oka.
Jestem?
Nie żeby uważał, iż miało to większe znaczenie. Obecnie chciał swoim wyglądem wyrywać i zauroczyć jedną osobę. Tą, która teraz go trzymała w swoich ramionach.
- Jestem wysoki. I trochę za stary, by być uroczym - wytknął im natomiast, czując, jak przytulał się do niego. - I mi tam odpowiada to - w końcu to była nieodłączna część Jace'a.
Ale nie mógł się nie śmiać, gdy usłyszał jego oburzenie.
- Dobrze dla nas, nie? - skomentował, przenosząc rękę na bok, by potrzeć obolałe miejsce.
Tylko, że nie przewidział się, iż jego zapytanie zostanie w ten sposób przemienione, powodując, że nie dowiedział się tego, co go zainteresowań.
- ... oops - nie spodziewał się, że wkopie się w taki sposób. Przy czym wiedział, jaka to kawa. Nie spodziewał się tego, że zostanie mu też zaserwowana. Dlatego też lekko pokręcił głową na próbę pokazania, że nie chodziło do końca o to, nawet gdy mieli z tym rację.
Gdy został wypuszczony, poszedł również do stolika, biorąc napój, który został przyniesiony dla niego i ostrożnie dmuchając na niego, dając się owinąć zapachowi.
Zamarł, słysząc jej pytanie. Pytania o jego rodziców... były niebezpieczne. Wystarczająco bardzo, że czuł się, jakby wchodził na pole minowe. Mimo to, zaraz potem uniósł wzrok, spoglądając na kobietę łagodnie.
- Proszę się nie przejmować. Nie pokażą przeciwwskazań - odpowiedział jej łagodnie. Nie skłamał. Ale nie wchodził zarazem głębiej w ten temat. Nie bardzo sam wiedział, co mógłby więcej nawiązać. Tak, by nie zepsuć jeszcze przyjemnej atmosfery. Mając w pamięci reakcję Jonathana na jego historię o rodzicach, obstawiał, że mogłoby zostać tutaj niezbyt dobrze odebrane to, co samemu zrobił w przeszłości.
- Ani do tego, ani do niczego więcej - szturchnął nogą Jonathana, chcąc, by nieco wybudził się z obecnego stanu. - Dziękuję za zaproszenie mnie na obiad. Wszystkie potrawy były pyszne.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Everettów
Pią Wrz 30, 2022 12:46 am
Pią Wrz 30, 2022 12:46 am
— Szanse pacjenta na przeżycie są bardzo niskie, tętno spada w zastraszającym tempie. Co robimy, doktorze Everett?
— Odłączamy pacjenta od aparatury, doktorze Everett, nic więcej nie możemy tutaj zrobić.
Cody wyciągnął rękę, pociągając bardzo delikatnie Shane'a za kucyk. Na tyle, by chłopak ledwo to odczuł, choć bez wątpienia nie dało się przeoczyć głośnego "pip pip pip", które wydostało się z ust bliźniaków.
— Wow. Śmiesznie jak pomyśleć, że między wami jest siedem lat różnicy, a między Jacem i Rosaline siedem — Cody zachichotał na samą myśl, podnosząc na niego wzrok — ale moja dziewczyna też jest mniej więcej w twoim wieku.
— Twoja dziewczyna ma dziewczynę.
— Cicho bądź, Zack — Cody wyraźnie się skrzywił, szturchając go butem w kostkę.
"Jestem wysoki. I trochę za stary, by być uroczym."
— Wcale nie / Wcale nie — cała trójka wypowiedziała to samo w tej samej sekundzie, zaraz patrząc na siebie z zaskoczeniem, nim wybuchli śmiechem.
— Everettowie są zgodni, przegrałeś tę dysputę — powiedział zadowolony, przesuwając dłonią po jego ramieniu. Nie skomentował jego wpadki, wypuszczając jedynie głośniej powietrze nosem z wyraźnym rozbawieniem.
Kompletnie się wyłączył, gdy Shane udzielał odpowiedzi w kwestii rodziców, nie chcąc się wtrącać w obawie, że powie coś, czego nie powinien. Joahim i Molly spojrzeli po siebie, słysząc jego wypowiedź, nie skomentowali jej jednak w żaden sposób, najwyraźniej orientując się, że nie było to coś, o czym chciał rozmawiać. Jace podskoczył na krześle w odpowiedzi na szturchnięcie, prawie wylewając kawę na stół. Całe szczęście miał pod spodem talerzyk, który uratował obrus przed katastrofą.
— ... wszystko w porządku, synu? — Joahim uniósł brew ku górze, przyglądając mu się oceniającym wzrokiem.
— T-tak, zamyśliłem się.
— ... mhmm.
Słowa ciemnowłosego na temat obiadu wystarczyły, by odwrócić ich uwagę. Kobieta uśmiechnęła się ciepło w odpowiedzi, przysłaniając usta dłonią.
— Jesteś zbyt uprzejmy, doprawdy. Cieszę się jednak, że ci smakowało, choć przyznaję, że przepis wymyślił Jonathan.
— Tylko zmodyfikowałem wersję, którą widziałem w internecie...
— Skromny jak zawsze — pokręciła głową, upijając kilka łyków kawy. Podobnie jak młody Everett, który zerkał jedynie od czasu do czasu na Shane'a, nie odzywając się ani słowem.
— Shane, może chcesz zobaczyć album ze zdjęciami z dzieciństwa Jonatha-
— NIE. Dziękujemy za kawę. Chciałem pokazać Shane'owi moje zdjęcia. NORMALNE ZDJĘCIA. NA ŚCIANIE. Więc na razie was zostawimy — wychylił filiżankę kawy na raz, zaraz biorąc tą należącą do jego chłopaka, łapiąc go za nadgarstek — chodź.
Wyciągnął go za sobą, odprowadzony głośnym śmiechem rodziców. Nic dziwnego, że znowu zrobił się cały czerwony. Zaprowadził go do odpowiedniego pomieszczenia i zamknął za nimi drzwi z głośnym westchnięciem. Pokój rzeczywiście nie wyglądał na szczególnie opustoszony. Po lewej na ścianie stał duży regał nadal wypełniony książkami i płytami, podobnie jak długa szafka na ścianie tuż obok nich. Naprzeciwko była duża wolna przestrzeń, na której kiedyś stało łóżko, ścianę zdobiły jednak dziesiątki zdjęć. Na parapecie stało kilka dużych, pięknych roślin, a po prawej puste biurko, na którym leżało kilka losowych zabawek Rosaline.
— Przepraszam, strasznie dużo się u nas dzieje, mam nadzieję, że nie czujesz się przesadnie przytłoczony? — zapytał zmartwiony, siadając na szafce i ściągając go na siebie, zaraz obejmując go w pasie.
— Posiedzimy jeszcze z pół godziny i wrócimy do domu.
- Oh no. Teraz będę was nawiedzać jako duch - chociaż przyznał, że teraz pogubił się w ich słowach, mimowolnie też przewracając oczami, gdy usłyszał udawany dźwięk.
Kwestie wieku były... ciekawe. Chociaż musiał przyznać, że to trochę było przerażające, że między nim, a ich siostrą dzieliła aż taka różnica wieku.
Zamrugał oczami, gdy usłyszał ich sprzeciw.
- Ale które? - odparł na ich słowa, zaraz potem drapiąc się po policzku z lekkim zagubieniem wypisanym na twarzy. Nie spodziewał się, że zostanie tak jednomyślnie oceniony przez całą trójkę.
Rozmowy o rodzicach były trudne. Nie chciał z tego powodu ową dwójkę, jednakże nie czuł przygotowania się do tego, co miałby im powiedzieć. Omijanie tematu wzbudzało nieufność, kłamstwo położyłby cień na przyszłej relacji, a prawda mogłaby być zbyt niewygodna i wzbudzić chęć rozdzielenia owej dwójki. W dodatku takie tematy były ostatnimi, z jakimi chciałby się dzielić komuś, kogo dopiero poznał.
Jace...
Upił ostrożnie kawę, samemu nie dodając od siebie nic więcej. Obudzenie Jonathana z stanu zawieszenia udało się aż za dobrze, więc tym razem uznał, że jego rola była dopełniona.
- Niespodziewane. Czyli nie tylko świetnie gotuje, ale również i tworzy - skomentował, częściowo go komplementując. Chociaż i tak mu postanowił nie odpuszczać, jak zacznie bawić się jego kosztem, dając mu dziwne potrawy. Bo tak.
... zdjęcia?
- Um, mnie to zacieka- - chociaż nie mógł dokończyć, bo dostrzegł jego zaczerwienienie na twarzy. Został też porwany gwałtownie tracąc możliwość na protest, by w końcu po raz pierwszy mogli zostać sami tutaj. Tak, żeby zarazem też rozluźnić się.
- Nie jestem przyzwyczajony - przyznał ciemnowłosy, zaraz potem opierając się o ciało Jonathana. - Nic wielkiego. Jest miło - chociaż wątpił, by mógł całą dobę z łatwością wytrzymywać takie otoczenie. Uczucie przytłoczenia mogło zaatakować w każdej chwili, powodując, że odliczałby sekundy do wyjścia.
- Nie chcesz spędzić więcej czasu z rodziną? - zapytał słysząc ogłoszenie czasu. Przesunął wzrokiem z biurka na regał, aż w końcu wzrok w ścianę. Położył dłonie na jego ramieniu, muskając go palcami tak, by wywołać efekt łaskotek.
- Skoro nie mogę zobaczyć twoich uroczych zdjęć z dzieciństwa, to zobaczę te tutaj. Kryją jakąś historię? - lekko wyplątał się z jego uścisku, po czym zaraz potem złapał go za rękę, lekko przyciągając ku sobie. - W ogóle... A jak się ty czujesz? - postanowił jednak o to zapytać z tego wszystkiego. Objął go w pasie, na moment przytulając do siebie. - Nie musisz się przy mnie kryć - dodał jeszcze, przesuwając finalnie swój wzrok na zdjęcia.
Prawdę mówiąc, niewiele mu one mówiły. Przedstawiały osoby, które nie znał, miejsca, jakie nie kojarzył, etapy życia Jonathana zanim go poznał. Mimo to, uważnie przesuwał swoją uwagę na nie, aż w końcu zawiesił się na jednym. Białe tło przypominało mu tęsknotę za zimą inną niż w Riverdale. Uniósł lekko kąciki ust do góry, rozpoznając jednak nie tylko osobę z pierwszego planu, ale również i dalszego.
- Huh, ciekawe - mruknął, wskazując palcem na zdjęcie po swojej lewej, nieco nad jego głową. - Popatrz, popatrz - nie chciał dotykać dzieła, ale zamierzał zebrać uwagę Jonathana w tym kierunku. - Świat jest naprawdę mały - zachichotał cicho. - Przez przypadek w tle znalazłem się ja. Kiedy ja tam byłem ostatnio... z siedem... nie, osiem lat temu? Nostalgicznie. Chyba wybraliśmy się na wspólny wypad wtedy - rozpłynął się nieco we wspomnieniu, by zaraz potem zaśmiać się ponownie.
- Masz w tle mnie - wyjaśnił finalnie, przykładając trzy palce do ust. - Chociaż wtedy miałem krótkie włosy - jakby dla udowodnienia, złapał swoje spięte włosy, zakrywając je dłońmi u nasady fryzury, spoglądając na niego z widocznym rozbawieniem.
Kwestie wieku były... ciekawe. Chociaż musiał przyznać, że to trochę było przerażające, że między nim, a ich siostrą dzieliła aż taka różnica wieku.
Zamrugał oczami, gdy usłyszał ich sprzeciw.
- Ale które? - odparł na ich słowa, zaraz potem drapiąc się po policzku z lekkim zagubieniem wypisanym na twarzy. Nie spodziewał się, że zostanie tak jednomyślnie oceniony przez całą trójkę.
Rozmowy o rodzicach były trudne. Nie chciał z tego powodu ową dwójkę, jednakże nie czuł przygotowania się do tego, co miałby im powiedzieć. Omijanie tematu wzbudzało nieufność, kłamstwo położyłby cień na przyszłej relacji, a prawda mogłaby być zbyt niewygodna i wzbudzić chęć rozdzielenia owej dwójki. W dodatku takie tematy były ostatnimi, z jakimi chciałby się dzielić komuś, kogo dopiero poznał.
Jace...
Upił ostrożnie kawę, samemu nie dodając od siebie nic więcej. Obudzenie Jonathana z stanu zawieszenia udało się aż za dobrze, więc tym razem uznał, że jego rola była dopełniona.
- Niespodziewane. Czyli nie tylko świetnie gotuje, ale również i tworzy - skomentował, częściowo go komplementując. Chociaż i tak mu postanowił nie odpuszczać, jak zacznie bawić się jego kosztem, dając mu dziwne potrawy. Bo tak.
... zdjęcia?
- Um, mnie to zacieka- - chociaż nie mógł dokończyć, bo dostrzegł jego zaczerwienienie na twarzy. Został też porwany gwałtownie tracąc możliwość na protest, by w końcu po raz pierwszy mogli zostać sami tutaj. Tak, żeby zarazem też rozluźnić się.
- Nie jestem przyzwyczajony - przyznał ciemnowłosy, zaraz potem opierając się o ciało Jonathana. - Nic wielkiego. Jest miło - chociaż wątpił, by mógł całą dobę z łatwością wytrzymywać takie otoczenie. Uczucie przytłoczenia mogło zaatakować w każdej chwili, powodując, że odliczałby sekundy do wyjścia.
- Nie chcesz spędzić więcej czasu z rodziną? - zapytał słysząc ogłoszenie czasu. Przesunął wzrokiem z biurka na regał, aż w końcu wzrok w ścianę. Położył dłonie na jego ramieniu, muskając go palcami tak, by wywołać efekt łaskotek.
- Skoro nie mogę zobaczyć twoich uroczych zdjęć z dzieciństwa, to zobaczę te tutaj. Kryją jakąś historię? - lekko wyplątał się z jego uścisku, po czym zaraz potem złapał go za rękę, lekko przyciągając ku sobie. - W ogóle... A jak się ty czujesz? - postanowił jednak o to zapytać z tego wszystkiego. Objął go w pasie, na moment przytulając do siebie. - Nie musisz się przy mnie kryć - dodał jeszcze, przesuwając finalnie swój wzrok na zdjęcia.
Prawdę mówiąc, niewiele mu one mówiły. Przedstawiały osoby, które nie znał, miejsca, jakie nie kojarzył, etapy życia Jonathana zanim go poznał. Mimo to, uważnie przesuwał swoją uwagę na nie, aż w końcu zawiesił się na jednym. Białe tło przypominało mu tęsknotę za zimą inną niż w Riverdale. Uniósł lekko kąciki ust do góry, rozpoznając jednak nie tylko osobę z pierwszego planu, ale również i dalszego.
- Huh, ciekawe - mruknął, wskazując palcem na zdjęcie po swojej lewej, nieco nad jego głową. - Popatrz, popatrz - nie chciał dotykać dzieła, ale zamierzał zebrać uwagę Jonathana w tym kierunku. - Świat jest naprawdę mały - zachichotał cicho. - Przez przypadek w tle znalazłem się ja. Kiedy ja tam byłem ostatnio... z siedem... nie, osiem lat temu? Nostalgicznie. Chyba wybraliśmy się na wspólny wypad wtedy - rozpłynął się nieco we wspomnieniu, by zaraz potem zaśmiać się ponownie.
- Masz w tle mnie - wyjaśnił finalnie, przykładając trzy palce do ust. - Chociaż wtedy miałem krótkie włosy - jakby dla udowodnienia, złapał swoje spięte włosy, zakrywając je dłońmi u nasady fryzury, spoglądając na niego z widocznym rozbawieniem.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Everettów
Pią Wrz 30, 2022 11:48 pm
Pią Wrz 30, 2022 11:48 pm
— Co? Brr, nie! Nawiedzaj sobie Jonathana — Cody zatrząsł się nieznacznie, machając na boki głową. Zack parsknął pod nosem, przenosząc wzrok na Shane'a.
— Cody boi się duchów.
— Wcale nie!
— Wcale tak. Zawsze jak obejrzymy jakiś horror, to przytula się do mnie w nocy.
— Nie wierz mu, Shane, on kłamie.
— Chciałbyś. Zresztą, jestem pewien, że Shane zdążył się już zorientować, że Jonathan jest taki sam. Zawsze jak przez przypadek coś leciało w telewizji i to obejrzeliśmy, to spaliśmy całą czwórką w jego pokoju — zarechotał wyraźnie rozbawiony. Zdecydowanie była to jedna dodatkowa kwestia, przez którą Everett zawsze robił się czerwony jak pomidor. Chociaż Shane rzeczywiście miał już okazję przekonać się o jego niskiej tolerancji. A w nadchodzących dniach miało go to czekać nie raz.
— Że jesteś uroczy — wytłumaczył, widząc zagubienie na jego twarzy. Nie wypowiadał się już więcej na temat tworzenia i gotowania, wystarczająco zażenowany, że w ogóle go komplementują. Zdecydowanie powinien nad tym popracować.
"Jest miło."
Odetchnął z wyraźną ulgą, opierając dłoń na klatce piersiowej.
— Całe szczęście. Wiem, że rzadko kiedy spędzasz czas w aż tak szalonych warunkach, ale... mam nadzieję, że z czasem się przyzwyczaisz. Nie będziemy tu spędzać każdego weekendu, ale na pewno będę cię zaciągać w przypadkowe dni, by wpaść, chociaż na herbatę. Moi rodzice mówili serio, że teraz będziesz częścią Everettów. A Everettowie utrzymują ciągły kontakt. Nie zdziw się, jeśli dodadzą cię dziś do rodzinnej konferencji na messengerze — uprzedził go, przesuwając dłonią po jego kręgosłupie. Może to właśnie miejsce, w którym się znajdowali, sprawiało, że trzymał ręce na grzeczniejszym poziomie.
"Nie chcesz spędzić więcej czasu z rodziną?"
— I tak jestem tu regularnie, więc nie ma takiej potrzeby. Ostatnio sporo mnie nie było przez twój stan, ale teraz już nie potrzebujesz mojej opieki, więc pewnie będę tu wpadać codziennie po pracy, b y udobruchać nieco Rosaline — uśmiechnął się, wypuszczając go z rąk.
"A jak się ty czujesz?"
— W porządku. Trochę przybiła mnie ta sprawa z samochodem... — westchnął cicho na samą myśl, choć fakt, że nie wyglądał już na tak zdołowanego jak wcześniej.
— Rodzice obiecali, że to nie jest tylko ich inicjatywa. Podobno moja siostra wyszła z taką propozycją, po tym jak dowiedziała się, że nie wziąłem od nikogo pieniędzy na mieszkanie. Chcą się złożyć na auto dla mnie. Ona, rodzice i Jay. Jeśli rozdzielą to na trójkę to... łatwiej mi będzie to przełknąć, nie chcę też odbierać im możliwości... no. Wiesz, o co chodzi. Zresztą, nie zamierzam wybierać czegoś nie wiadomo jak drogiego, wystarczy mi cokolwiek, byle jeździło i nie potrzebowało naprawy co miesiąc — powiedział, unosząc kącik ust w nieznacznym uśmiechu. Na to rzeczywiście niezbyt mógł sobie pozwolić.
Spojrzał na niego pytająco, widząc, jak przywołuje go do ścian. I chyba trochę pobladł, tuż przed zaczerwienieniem się do tego stopnia, że schował twarz w dłoniach.
— O nie. Serio? Jeny — jakie były szanse? JAKIE? Ze wszystkich osób na świecie akurat jego chłopak musiał trafić na SWOJE zdjęcie, które Jonathan robił po kryjomu, by utrwalić jedno ze swoich zauroczeń.
— To nie... znaczy... byłem wtedy głupi okej... — to nie tak, że jego głupota nie skończyła się wraz z dziewiętnastym rokiem życia, skoro nadal trzymał zdjęcie na ścianie.
Przekonał się już o jego reakcjach na horrory. I śmiejąc się cicho, jedynie przytaknął, wiedząc, że akurat w tym przypadku natrafił na złą osobę. Kassir lubił na tyle ten typ filmów, że zdecydowanie nie zamierzał odpuszczać ich Jace'owi.
... uroczy?
W tamtym momencie jedynie odkaszlnął w dłoń, przesuwając wzrokiem na bok w wyrazie zmieszania.
Zrobiło mu się milej, gdy ujrzał jak odetchnął z ulgą.
- Zwykle mam spokój, chociaż czasem podobne wrażenia fundują mi dwa chochliki - powiedział, przecierając palcami nasadę nosa. - W sensie, para moich najlepszych przyjaciół. I zobaczymy, ewentualnie będę mieć jakieś limity i tyle - nie mógł mu obiecać, że przyzwyczai się, gdy sam nie miał pojęcia, jak to się finalnie zakończy. Ale wychodziło na to, że został zaakceptowany i to przynosiło mu wewnętrzną ulgę. - Więc nie mówię nie - Chociaż trochę to wskazuje na to, że przygotowuje się na pogłębienie relacji - zachichotał w myślach. - Zwłaszcza, że to dopiero początek. To mi przypomina. Twoi bracia chcą wpaść, by móc pograć w nową grę, ode mnie mają zielone światło jakby co.
Mimo iż byli teraz sami, to jednak nie mógł zapomnieć o tym, gdzie dokładnie znajdowali się. Dlatego też samemu nie pociągał fizycznych gestów, nie licząc tego, co zrobił do tej pory. Za to przytaknął na znak, że docierały do niego jego słowa. Było mu źle, że stał się przyczyną tego, że Jace miał stresujący czas przez momenty leczenia ran. Ograniczenie kontaktów... brzmiało trochę nietypowo jak dla kogoś tak żywego jak Jace
- Opieki nie, obecności tak - przyznał za to.
Przechylił nieco głowę, chcąc upewnić się, że blondyn nie popadł w podobnie ponury nastrój co wcześniej. Gdy tylko zrozumiał, że jest lepiej, odetchnął z ulgą.
- Daj im cię trochę rozpieścić - powiedział ostrożnie, muskając palcami jego dłoń. - Wydaje mi się, że wszyscy tego potrzebujecie - dla uspokojenia sumienia. - Myślę też, że poszukają coś idealnego dla ciebie, biorąc pod uwagę twoją reakcję - dodał jeszcze, nie wyobrażając sobie, by wmusili w Jonathana supernowoczesny samochód. Najbardziej do wizji mu pasowało jakieś wieloletnie auto, które miałoby trochę za sobą, ale byłoby zarazem niezawodne.
Nie rozumiem.
Nie potrafił zrozumieć na początku, skąd wzięło się mu nagle takie zachowanie. Wydawało mu się być to zwykłym zdjęciem, z dość ciekawym zbiegiem okoliczności. Kassir jednak uznał, że coś musiało być więcej, gdy przeanalizował w głowie jego słowa. Tak, że szturchnął go lekko w ramię.
- ... więc jaką historię ma to zdjęcie? - zapytał go z uprzejmym, ale zarazem rozbawionym wyrazem twarzy. - Powiesz mi, czy mam zapytać Zacka i Cody'ego? - chciał wiedzieć, bo zarazem uważał to za dość słodkawe. Coś łączyło mu się z faktem, że napominali o jego wcześniejszym typie zachowania, ale... - Wyglądasz teraz bardzo słodko, Jace - ... wolał jednak usłyszeć bezpośrednio od niego wersję.
... uroczy?
W tamtym momencie jedynie odkaszlnął w dłoń, przesuwając wzrokiem na bok w wyrazie zmieszania.
Zrobiło mu się milej, gdy ujrzał jak odetchnął z ulgą.
- Zwykle mam spokój, chociaż czasem podobne wrażenia fundują mi dwa chochliki - powiedział, przecierając palcami nasadę nosa. - W sensie, para moich najlepszych przyjaciół. I zobaczymy, ewentualnie będę mieć jakieś limity i tyle - nie mógł mu obiecać, że przyzwyczai się, gdy sam nie miał pojęcia, jak to się finalnie zakończy. Ale wychodziło na to, że został zaakceptowany i to przynosiło mu wewnętrzną ulgę. - Więc nie mówię nie - Chociaż trochę to wskazuje na to, że przygotowuje się na pogłębienie relacji - zachichotał w myślach. - Zwłaszcza, że to dopiero początek. To mi przypomina. Twoi bracia chcą wpaść, by móc pograć w nową grę, ode mnie mają zielone światło jakby co.
Mimo iż byli teraz sami, to jednak nie mógł zapomnieć o tym, gdzie dokładnie znajdowali się. Dlatego też samemu nie pociągał fizycznych gestów, nie licząc tego, co zrobił do tej pory. Za to przytaknął na znak, że docierały do niego jego słowa. Było mu źle, że stał się przyczyną tego, że Jace miał stresujący czas przez momenty leczenia ran. Ograniczenie kontaktów... brzmiało trochę nietypowo jak dla kogoś tak żywego jak Jace
- Opieki nie, obecności tak - przyznał za to.
Przechylił nieco głowę, chcąc upewnić się, że blondyn nie popadł w podobnie ponury nastrój co wcześniej. Gdy tylko zrozumiał, że jest lepiej, odetchnął z ulgą.
- Daj im cię trochę rozpieścić - powiedział ostrożnie, muskając palcami jego dłoń. - Wydaje mi się, że wszyscy tego potrzebujecie - dla uspokojenia sumienia. - Myślę też, że poszukają coś idealnego dla ciebie, biorąc pod uwagę twoją reakcję - dodał jeszcze, nie wyobrażając sobie, by wmusili w Jonathana supernowoczesny samochód. Najbardziej do wizji mu pasowało jakieś wieloletnie auto, które miałoby trochę za sobą, ale byłoby zarazem niezawodne.
Nie rozumiem.
Nie potrafił zrozumieć na początku, skąd wzięło się mu nagle takie zachowanie. Wydawało mu się być to zwykłym zdjęciem, z dość ciekawym zbiegiem okoliczności. Kassir jednak uznał, że coś musiało być więcej, gdy przeanalizował w głowie jego słowa. Tak, że szturchnął go lekko w ramię.
- ... więc jaką historię ma to zdjęcie? - zapytał go z uprzejmym, ale zarazem rozbawionym wyrazem twarzy. - Powiesz mi, czy mam zapytać Zacka i Cody'ego? - chciał wiedzieć, bo zarazem uważał to za dość słodkawe. Coś łączyło mu się z faktem, że napominali o jego wcześniejszym typie zachowania, ale... - Wyglądasz teraz bardzo słodko, Jace - ... wolał jednak usłyszeć bezpośrednio od niego wersję.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Everettów
Sob Paź 01, 2022 2:22 pm
Sob Paź 01, 2022 2:22 pm
Słowa Shane'a tylko utwierdzały go w przekonaniu, jak okropna była jego rodzina. Zwłaszcza pod względem wychowania. Jednocześnie rozumiał, jak bardzo nie doświadczył tego typu życia w ich otoczeniu. Fakt, że myślał, że w obrębie rodziny mógł nakładać jakiekolwiek limity, był na swój sposób uroczy. Nie miał zielonego pojęcia jak wielkim bólem rzyci potrafili być rodzice i rodzeństwo.
A jeśli chciał być z Jonathanem, miał to odczuć w pełni.
— Przyzwyczaisz się. Krok po kroku. Dziś jest dość intensywnie, ale zdają sobie sprawę z tego, że nie jesteś przyzwyczajony do takich sytuacji. Pewnie na początku po prostu wpadną od czasu do czasu na kawę, by podpytać co u nas i tak dalej. W razie czego po prostu dasz mi znać, a ja postaram się coś z tym zrobić — uśmiechnął się do niego, opierając wygodniej rękami o szafkę. Rozglądał się powoli po pokoju, zaraz mrucząc krótkie "mhm" w odpowiedzi na wspomnienie o braciach. Jakby nie patrzeć było to dla niego na tyle naturalne, by odmowa nawet nie przeszła mu przez myśl.
— Niedługo będziesz miał jej aż za wiele. Jeszcze zdążyć, mieć mnie dość — zażartował, zwracając się ponownie w jego kierunku.
Oby nie.
Nadal nie do końca docierało do niego, że to wszystko rzeczywiście się działo. Nic dziwnego, że miewał chwile zwątpienia, które szybko jednak rozwiewał, skupiając na nim swoją uwagę.
"Wydaje mi się, że wszyscy tego potrzebujecie."
— ... wiem. To po prostu... nie takie proste — powiedział cicho, patrząc w kierunku jego dłoni. Nie odezwał się już więcej na ten temat, kiwając jedynie lekko głową w wyraźnej zgodzie.
— Och, śmiało. Zack i Cody mieli wtedy po siedem lat, więc z pewnością są bardzo wiarygodnym źródłem — zaśmiał się cicho zażenowany, czerwieniąc się jeszcze bardziej na jego wspomnienie.
— Powiedzmy, że przypadkowo moja rodzina nieustannie wpadała na ciebie na stoku. W sensie to naprawdę był przypadek. A mój... dwunastoletni umysł, który zakochiwał się co krok, upatrzył sobie kogoś kompletnie poza jego zasięgiem jako ideał. No i tak... może MNIEJ przypadkowo udawałem, żeby zrobić sobie selfie i mieć... najwyraźniej ciebie... pod ręką...
Za jakie grzechy?
Zdecydowanie nie zdawał sobie z tego jeszcze sprawę, mimo iż został uprzedzony i teraz, i wcześniej. Gdzieś wewnątrz siebie nastawiał się głównie na spotkania z jego rodzeństwem, ale uznawał, że to i tak byłaby poboczna rola dla niego. W końcu szliby się widywać ze swoim starszym bratem, a nie o wiele starszym facetem, z którym chodziłby.
- Mówiłeś rodzicom o mnie? - zapytał go za to. - O mojej sytuacji rodzinnej? - ze wcześniejszej reakcji jego wychodziło na to, że nie, ale wolał jednak zapytać dla upewnienia się. - I... czy zamierzasz ich wtajemniczyć? - musiał przyznać, że samemu dziwnie byłoby mu mówić o tym. Nie był osobą, która chciała rozpowiadać na prawo i lewo o takich delikatnych sprawach, a zwłaszcza rodzicom Jonathana. Czy byłoby to dziwne, że chciał się zaprezentować od jak najlepszej strony niż najgorszej? Tak, by nie mieli przeciwwskazań względem związku.
- Dość przystojnego faceta, który potrafi gotować, sprzątać i zajmować się domem oraz mną. Brzmi zbyt absurdalnie - prychnął cicho. - Raczej to ja będę musiał pilnować ciebie, by cię nie podrywano. W końcu obrączkę mam tylko ja - uniósł dłoń ze wspomnianą biżuterią, z którą nie rozstawał się obecnie. Nie licząc Lisich wypraw, chociaż wtedy to już była konieczność.
- Tak obstawiam. Ale więcej zaufania w siebie, Jace - rzucił do niego. - Już ci nie raz mówiłem, prawda? - względem zachowania i nieodsuwania od siebie spraw.
Kwestia zdjęcia jednak bardzo go intrygowała odkąd zrozumiał, że to nie był przypadek. Chociaż takiej historii... mógł, ale zarazem nie mógł się spodziewać. Sięgając pamięcią wstecz nie potrafił z całą pewnością powiedzieć, że pamiętał to. Na stoku było wiele grup, nie tylko rodzinnych, ale i znajomych, czy wycieczek nawet. Byli jedną, oni drugą. Ale wychodziło na to, że spośród tłumów wyłapał go... i postanowił uwiecznić.
Chociaż na tym zdjęciu bym mu nie dał tych dwunastu lat.
- Czyli... - poczuł, że nagle uszy zaczęły mu się czerwienić. - Mówisz, że zakochałeś się we mnie mając dwanaście lat... Po czym po siedmiu latach ponownie się we mnie zakochałeś? - w końcu już przy spotkaniu w mieszkaniu to ukazywał, a jego rodzeństwo wybitnie jeszcze wytknęło to, wspominając o jego tendencji do zakochiwania się.
- Ja nawet nie wiem, co powiedzieć - życie było złośliwe, ale zarazem też dawało dość dziwny zbieg okoliczności, podsuwając Everettowi jego miłość z dzieciństwa po latach. Tym bardziej sprawiając, że mimo starszego wyglądu, zakochał się w nim na nowo, nie zdając sobie sprawy z tego nawet, że już kiedyś napotkał się.
- Chcesz się tam przejechać, gdy uda się wyjechać z miasta?
- Mówiłeś rodzicom o mnie? - zapytał go za to. - O mojej sytuacji rodzinnej? - ze wcześniejszej reakcji jego wychodziło na to, że nie, ale wolał jednak zapytać dla upewnienia się. - I... czy zamierzasz ich wtajemniczyć? - musiał przyznać, że samemu dziwnie byłoby mu mówić o tym. Nie był osobą, która chciała rozpowiadać na prawo i lewo o takich delikatnych sprawach, a zwłaszcza rodzicom Jonathana. Czy byłoby to dziwne, że chciał się zaprezentować od jak najlepszej strony niż najgorszej? Tak, by nie mieli przeciwwskazań względem związku.
- Dość przystojnego faceta, który potrafi gotować, sprzątać i zajmować się domem oraz mną. Brzmi zbyt absurdalnie - prychnął cicho. - Raczej to ja będę musiał pilnować ciebie, by cię nie podrywano. W końcu obrączkę mam tylko ja - uniósł dłoń ze wspomnianą biżuterią, z którą nie rozstawał się obecnie. Nie licząc Lisich wypraw, chociaż wtedy to już była konieczność.
- Tak obstawiam. Ale więcej zaufania w siebie, Jace - rzucił do niego. - Już ci nie raz mówiłem, prawda? - względem zachowania i nieodsuwania od siebie spraw.
Kwestia zdjęcia jednak bardzo go intrygowała odkąd zrozumiał, że to nie był przypadek. Chociaż takiej historii... mógł, ale zarazem nie mógł się spodziewać. Sięgając pamięcią wstecz nie potrafił z całą pewnością powiedzieć, że pamiętał to. Na stoku było wiele grup, nie tylko rodzinnych, ale i znajomych, czy wycieczek nawet. Byli jedną, oni drugą. Ale wychodziło na to, że spośród tłumów wyłapał go... i postanowił uwiecznić.
Chociaż na tym zdjęciu bym mu nie dał tych dwunastu lat.
- Czyli... - poczuł, że nagle uszy zaczęły mu się czerwienić. - Mówisz, że zakochałeś się we mnie mając dwanaście lat... Po czym po siedmiu latach ponownie się we mnie zakochałeś? - w końcu już przy spotkaniu w mieszkaniu to ukazywał, a jego rodzeństwo wybitnie jeszcze wytknęło to, wspominając o jego tendencji do zakochiwania się.
- Ja nawet nie wiem, co powiedzieć - życie było złośliwe, ale zarazem też dawało dość dziwny zbieg okoliczności, podsuwając Everettowi jego miłość z dzieciństwa po latach. Tym bardziej sprawiając, że mimo starszego wyglądu, zakochał się w nim na nowo, nie zdając sobie sprawy z tego nawet, że już kiedyś napotkał się.
- Chcesz się tam przejechać, gdy uda się wyjechać z miasta?
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach