▲▼
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Rezydencja rodu Cigfran może i pod względem swojego wyglądu nie przewyższa innych budynków tego typu w Vancouver; ba, można nawet uznać, że jak na standardy dzielnicy południowej jest dosyć przeciętna, ale na zwyczajnym, średniozamożnym mieszkańcu Riverdale City na pewno zrobi niemałe wrażenie.
I jako, że pora późna, a Pianka nie bardzo umie w opisy miejsc, to wymienię tylko co znajduje się na terenie posesji, jak i w samym domu.
Parter:
— Kuchnia, połączona z osobnymi drzwiami na zwenątrz;
— Salon z dużym kominkiem oraz pianinem; bezpośrednio połączony z jadalnią, w której znajduje się stół na dwanaście osób;
— "domowy lazaret", czyli maleńki gabinet lekarski pana Cigfran, w którym przyjmuje "ważnych mieszkańców południowej dzielnicy w nagłej potrzebie" — jak jesteś bogatym somsiadem to wiesz gdzie wbijać;
— biblioteka, również z kominkiem;
— łazienka;
Pierwsze piętro:
— pięć sypialni — Leilani, jej rodziców, dwie gościnne i jedna przerobiona na drugi gabinet, tym razem "ten od trzymania papierów";
— trzy łazienki, z czego dwie połączone są bezpośrednio z sypialniami.
Poddasze/drugie piętro/nazywaj to jak chcesz:
— strych, składowisko rupieci i pracownia Leilani urządzona za starą szafą, czyli w miejscu, w którym nikt by się tego nie spodziewał.
Oprócz tego na terenie rezydencji znajdują się:
— ogród, w którym dominującymi kwiatami są róże;
— basen (niezbyt duży, bo 8m x 5 m na 160 cm głębokości);
— pomalowana na biało drewniana altana;
— duży garaż;
— szopy na narzędzia/na drewno/ itp itd.
I jako, że pora późna, a Pianka nie bardzo umie w opisy miejsc, to wymienię tylko co znajduje się na terenie posesji, jak i w samym domu.
Parter:
— Kuchnia, połączona z osobnymi drzwiami na zwenątrz;
— Salon z dużym kominkiem oraz pianinem; bezpośrednio połączony z jadalnią, w której znajduje się stół na dwanaście osób;
— "domowy lazaret", czyli maleńki gabinet lekarski pana Cigfran, w którym przyjmuje "ważnych mieszkańców południowej dzielnicy w nagłej potrzebie" — jak jesteś bogatym somsiadem to wiesz gdzie wbijać;
— biblioteka, również z kominkiem;
— łazienka;
Pierwsze piętro:
— pięć sypialni — Leilani, jej rodziców, dwie gościnne i jedna przerobiona na drugi gabinet, tym razem "ten od trzymania papierów";
— trzy łazienki, z czego dwie połączone są bezpośrednio z sypialniami.
Poddasze/drugie piętro/nazywaj to jak chcesz:
— strych, składowisko rupieci i pracownia Leilani urządzona za starą szafą, czyli w miejscu, w którym nikt by się tego nie spodziewał.
Oprócz tego na terenie rezydencji znajdują się:
— ogród, w którym dominującymi kwiatami są róże;
— basen (niezbyt duży, bo 8m x 5 m na 160 cm głębokości);
— pomalowana na biało drewniana altana;
— duży garaż;
— szopy na narzędzia/na drewno/ itp itd.
Wędrówka przez całe miasto (dosłownie, w końcu z północy na południe) wcale nie należała do najkrótszych. Teoretycznie chłodne nocne powietrze powinno ją nieco… otrzeźwić? By mogła sobie uświadomić, że to co zamierzała zrobić było złe? Tylko, że Leilani wcale tak tego nie odbierała. Jeśli nie Smuggler, to ktoś inny, z kim i tak nie będzie do końca życia. A Rosjanin miał to do siebie, że przynajmniej się jej podobał.
Wmawiała sobie, że chodzi tylko o dobrą zabawę, choć tak naprawdę… Rany, jak bardzo trzeba być nieszczęśliwym i zdesperowanym by szukać odrobiny czułości u kogoś, kto z góry zapowiedział, że jej wcale nie da? I to jeszcze w najgorszy z możliwych sposobów…
Im dalej w las, to znaczy w dzielnicę południową, tym większy odczuwała dyskomfort. Sama już nie wiedziała, czy to przez to, że mogłoby się wydać, że panna z dobrego domu bierze narkotyki, czy też o to, że ową panną w ogóle jest. Przez całą drogę starała się jakoś rozmawiać ze swoim towarzyszem, bo milczeć było trochę niezręcznie, zatem Smuggler mógł dowiedzieć się o niej, że: uważała „Lilith” za najlepszy album Butcher Babies, że kocha norweski black metal, że mieszkała w Vancouver od czterech lat, ale wciąż nie znała dobrze miasta i że jest w połowie Europejką. Błahostki, które nie zdradzały zbyt dużo informacji o niej (taką miała nadzieję), a przynajmniej pozwalały jakoś skleić rozmowę. Oczywiście pod warunkiem, że Pavel jakoś jej odpowiadał.
Wreszcie znaleźli się przed furtką prowadzącą od tyłu do ogrodu Cigrafów. Jeśli Travitza liczył na jakieś konspiracyjne skakanie przez płoty, to w tym momencie musiał się strasznie zawieść, bowiem dziewczyna najzwyczajniej w świecie nacisnęła na klamkę, która ustąpiła beż żadnego oporu. Nie zdążyła jednak postawić nogi w ogrodzie, gdy rozległo się donośne szczekanie, którego źródłem był… york.
— Peto — uśmiechnęła się kucając przy zwierzaku, który na moment zdawał się zapomnieć o intruzie, radośnie obskakując swoją panią — Nikt cię nie wpuścił jeszcze do domu?
Oczywiście pieseł otrzymał sporą dawkę pieszczot od Leilani, nim zdecydował się obwąchać nogę towarzyszącego jej Smugglera, którego nie zamierzał już dłużej obszczekiwać, a nawet oparł o niego dwie przednie łapki machając przy tym ogonkiem, na co nastolatka zareagowała niemałym zaskoczeniem wymalowanym na jej twarzy.
— Chyba Cię polubił — wzięła pupila na ręce kierując się w stronę domu — Rzadko kiedy zachowuje się tak spokojnie przy obcym. Dlatego jak ktoś przychodzi, to zamykają go w ogrodzie.
Tu należy wspomnieć, żeszczur york wcale nie należał do Leilani, a do jej zmarłej siostry i był już całkiem stary jak na pieskowe lata, ale Pavel nie musiał tego wiedzieć. Wpuściła ich obu tylnymi drzwiami do kuchni, gdzie Peto od razu dopadł do misek, a sama nastolatka złapała Travitzę za rękę, po cichu prowadząc go w ciemnościach własnego domu.
Wtem gdzieś w salonie rozległ się hałas charakterystyczny dla przewracanej pustej butelki, aż Leilani odruchowo wbiła paznokcie w dłoń chłopaka.
— Zostań tu — nakazała półszeptem sama kierując swoje kroki w stronę źródła dźwięku.
— George? To ty? — barwa głosu jasno wskazywała na to, że należy on do kobiety.
— Se on minä, äiti — odpowiedziała dziewczyna przy akompaniamencie kolejnego przewracanego szkła.
— Leilani? Etko… — dalsza część zdania utonęła w pijackim bełkocie, zresztą i tak była po fińsku więc Smuggler chuja by zrozumiał. Chyba, że w przerwach między byciem wrednym siurkiem i zabawą w dilerkę zajmował się nauką tego języka, to bardzo przepraszam. W każdym razie dowiedział się przynajmniej jak ma na imię jego gospodyni. A imię to było tak rzadkie, że nietrudno będzie znaleźć jej pełne dane, gdyby tylko zechciał.
Tak więc dziewczyna najwyraźniej zabrała mocno narąbaną matkę na górę, o czym świadczyło cichnące skrzypienie schodów oraz łagodny ton głosu ciemnowłosej, gdy niczym dziecku tłumaczyła rodzicielce coś w ojczystym języku. Zapewne było to coś w stylu „nie powinnaś tyle pić, pomogę ci się położyć”. W tym samym czasie do Smugglera podbił mały czworonożny stworek, który najwidoczniej skończył swoją kolację i z ulubioną zabawką w pyszczku domagał się zabawy z nowym kolegą. Owww… A mówią, że yorki są wredne…
Niedługo po tym dołączyła do nich Leilani, która, choć otarła już łzy, wciąż miała zaczerwienione od płaczu oczy.
— Wybacz, zrobiła sobie „babski wieczór”, ja nie miałam pojęcia, że aż tak zaszaleje — starała się brzmieć naturalnie, ale kłamstwo w ogóle jej nie szło, a przez cały czas wbijała wzrok w podłogę — Ale teraz będzie spała jak zabita i nie będzie nas niepokoić, słowo. Tylko… zanim przejdziemy do rzeczy… możesz mi pomóc z jedną małą rzeczą?
Wmawiała sobie, że chodzi tylko o dobrą zabawę, choć tak naprawdę… Rany, jak bardzo trzeba być nieszczęśliwym i zdesperowanym by szukać odrobiny czułości u kogoś, kto z góry zapowiedział, że jej wcale nie da? I to jeszcze w najgorszy z możliwych sposobów…
Im dalej w las, to znaczy w dzielnicę południową, tym większy odczuwała dyskomfort. Sama już nie wiedziała, czy to przez to, że mogłoby się wydać, że panna z dobrego domu bierze narkotyki, czy też o to, że ową panną w ogóle jest. Przez całą drogę starała się jakoś rozmawiać ze swoim towarzyszem, bo milczeć było trochę niezręcznie, zatem Smuggler mógł dowiedzieć się o niej, że: uważała „Lilith” za najlepszy album Butcher Babies, że kocha norweski black metal, że mieszkała w Vancouver od czterech lat, ale wciąż nie znała dobrze miasta i że jest w połowie Europejką. Błahostki, które nie zdradzały zbyt dużo informacji o niej (taką miała nadzieję), a przynajmniej pozwalały jakoś skleić rozmowę. Oczywiście pod warunkiem, że Pavel jakoś jej odpowiadał.
Wreszcie znaleźli się przed furtką prowadzącą od tyłu do ogrodu Cigrafów. Jeśli Travitza liczył na jakieś konspiracyjne skakanie przez płoty, to w tym momencie musiał się strasznie zawieść, bowiem dziewczyna najzwyczajniej w świecie nacisnęła na klamkę, która ustąpiła beż żadnego oporu. Nie zdążyła jednak postawić nogi w ogrodzie, gdy rozległo się donośne szczekanie, którego źródłem był… york.
— Peto — uśmiechnęła się kucając przy zwierzaku, który na moment zdawał się zapomnieć o intruzie, radośnie obskakując swoją panią — Nikt cię nie wpuścił jeszcze do domu?
Oczywiście pieseł otrzymał sporą dawkę pieszczot od Leilani, nim zdecydował się obwąchać nogę towarzyszącego jej Smugglera, którego nie zamierzał już dłużej obszczekiwać, a nawet oparł o niego dwie przednie łapki machając przy tym ogonkiem, na co nastolatka zareagowała niemałym zaskoczeniem wymalowanym na jej twarzy.
— Chyba Cię polubił — wzięła pupila na ręce kierując się w stronę domu — Rzadko kiedy zachowuje się tak spokojnie przy obcym. Dlatego jak ktoś przychodzi, to zamykają go w ogrodzie.
Tu należy wspomnieć, że
Wtem gdzieś w salonie rozległ się hałas charakterystyczny dla przewracanej pustej butelki, aż Leilani odruchowo wbiła paznokcie w dłoń chłopaka.
— Zostań tu — nakazała półszeptem sama kierując swoje kroki w stronę źródła dźwięku.
— George? To ty? — barwa głosu jasno wskazywała na to, że należy on do kobiety.
— Se on minä, äiti — odpowiedziała dziewczyna przy akompaniamencie kolejnego przewracanego szkła.
— Leilani? Etko… — dalsza część zdania utonęła w pijackim bełkocie, zresztą i tak była po fińsku więc Smuggler chuja by zrozumiał. Chyba, że w przerwach między byciem wrednym siurkiem i zabawą w dilerkę zajmował się nauką tego języka, to bardzo przepraszam. W każdym razie dowiedział się przynajmniej jak ma na imię jego gospodyni. A imię to było tak rzadkie, że nietrudno będzie znaleźć jej pełne dane, gdyby tylko zechciał.
Tak więc dziewczyna najwyraźniej zabrała mocno narąbaną matkę na górę, o czym świadczyło cichnące skrzypienie schodów oraz łagodny ton głosu ciemnowłosej, gdy niczym dziecku tłumaczyła rodzicielce coś w ojczystym języku. Zapewne było to coś w stylu „nie powinnaś tyle pić, pomogę ci się położyć”. W tym samym czasie do Smugglera podbił mały czworonożny stworek, który najwidoczniej skończył swoją kolację i z ulubioną zabawką w pyszczku domagał się zabawy z nowym kolegą. Owww… A mówią, że yorki są wredne…
Niedługo po tym dołączyła do nich Leilani, która, choć otarła już łzy, wciąż miała zaczerwienione od płaczu oczy.
— Wybacz, zrobiła sobie „babski wieczór”, ja nie miałam pojęcia, że aż tak zaszaleje — starała się brzmieć naturalnie, ale kłamstwo w ogóle jej nie szło, a przez cały czas wbijała wzrok w podłogę — Ale teraz będzie spała jak zabita i nie będzie nas niepokoić, słowo. Tylko… zanim przejdziemy do rzeczy… możesz mi pomóc z jedną małą rzeczą?
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: [POŁUDNIE] Rezydencja Cigfranów
Pią Paź 26, 2018 10:31 pm
Pią Paź 26, 2018 10:31 pm
Podróż i zmiany dzielnic nie robiły na nim większego wrażenia. Krótko mówiąc, znał to miasto jak własną kieszeń i tutaj warto zaznaczyć, że nie tylko te biedniejsze miejsca dla menelstwa, jak mógłby sugerować jego "zawód", ale również te bogatsze, bo przecież tam znajdowało się jego "towarzystwo". Tak niewielu ludzi potrafiło zrozumieć, że Smuggler kręci się również w bogatym towarzystwie. Cóż, magia adopcji.
W rozmowie uczestniczył, odpowiadał, a czasem nawet sam przejmował inicjatywę, ale o wiele częściej odpowiadał półsłówkami, jak to miewał w zwyczaju. Doszedł jednak do wniosku, że skoro już się na to zdecydował, to nie było co zgrywać niedostępnego. Jakby nie patrzeć, sam przecież wysunął propozycję takiego, a nie innego spędzenia tej nocy, nie powinien więc kręcić nosem, że tak się to wszystko kończy. Nie zamierzał zresztą.
Kiedy dotarli na jej podwórze, a małe stworzenie postanowiło powitać Leilani, a potem zaatakować jego nogę, Travitza spojrzał w dół i... uśmiechnął się. To był chyba pierwszy przejaw szczerych i ciepłych emocji, jakie dziewczyna mogła zaobserwować u Rosjanina. Nawet się schylił i pogładził łepek zwierzęcia, które jednak zostało niecnie porwane, aby zaspokoić głód. Słusznie.
Dał się prowadzić po ciemności domu, nie bardzo rozumiejąc, czemu nie zapalą światła. Albo, jeśli ktoś był w środku, dlaczego przyszli tutaj. A jak się okazało, ktoś w środku był, co Travitza odczuł na własnej skórze, ale także dosłyszał. Cóż, biorąc pod uwagę jego przeszłość, nie trzeba było długiego czasu, aby skojarzenia same się nasunęły. Nie powiedział jednak nic i nigdzie się nie ruszył, bo gdzie i po co miałby to robić? Zamiast tego wsłuchał się w fiński dialekt, który rozpoznał, ale niestety, a może stety, którego nie rozumiał. A więc to była ta europejska część Leilani. Cóż, zbędna informacja, ale dosyć ciekawa.
Kiedy znów zaczepił go york, kucnął i chwycił za zabawkę. Spodziewał się, że malec będzie chciał latać za przedmiotem, jak to większość psów miała w zwyczaju, ten konkretny jednak mocniej zacisnął szczęki i zaczął się siłować z Pavlem. Rosjanin skwitował to uśmiechem i kilka razy nawet uniósł psa nad ziemię, musiał mu jednak oddać, że ten za nic nie puszczał, jakkolwiek by nie manewrował zabawką.
Nie pobawili się jednak długo, bo jedna z lokatorek domu powróciła, udając, że wszystko jest w porządku i spektakularnie nie potrafiąc ukryć, że wcale nie jest.
- Ta - odpowiedział Travitza, tonem sugerującym, że jednak umie dodać dwa do dwóch. - To zależy - odpowiedział, nie potrafiąc zgadnąć, o co mogło chodzić. A Pavel nie lubił pakować się w coś, zanim nie dowiedział się, o co chodzi.
W rozmowie uczestniczył, odpowiadał, a czasem nawet sam przejmował inicjatywę, ale o wiele częściej odpowiadał półsłówkami, jak to miewał w zwyczaju. Doszedł jednak do wniosku, że skoro już się na to zdecydował, to nie było co zgrywać niedostępnego. Jakby nie patrzeć, sam przecież wysunął propozycję takiego, a nie innego spędzenia tej nocy, nie powinien więc kręcić nosem, że tak się to wszystko kończy. Nie zamierzał zresztą.
Kiedy dotarli na jej podwórze, a małe stworzenie postanowiło powitać Leilani, a potem zaatakować jego nogę, Travitza spojrzał w dół i... uśmiechnął się. To był chyba pierwszy przejaw szczerych i ciepłych emocji, jakie dziewczyna mogła zaobserwować u Rosjanina. Nawet się schylił i pogładził łepek zwierzęcia, które jednak zostało niecnie porwane, aby zaspokoić głód. Słusznie.
Dał się prowadzić po ciemności domu, nie bardzo rozumiejąc, czemu nie zapalą światła. Albo, jeśli ktoś był w środku, dlaczego przyszli tutaj. A jak się okazało, ktoś w środku był, co Travitza odczuł na własnej skórze, ale także dosłyszał. Cóż, biorąc pod uwagę jego przeszłość, nie trzeba było długiego czasu, aby skojarzenia same się nasunęły. Nie powiedział jednak nic i nigdzie się nie ruszył, bo gdzie i po co miałby to robić? Zamiast tego wsłuchał się w fiński dialekt, który rozpoznał, ale niestety, a może stety, którego nie rozumiał. A więc to była ta europejska część Leilani. Cóż, zbędna informacja, ale dosyć ciekawa.
Kiedy znów zaczepił go york, kucnął i chwycił za zabawkę. Spodziewał się, że malec będzie chciał latać za przedmiotem, jak to większość psów miała w zwyczaju, ten konkretny jednak mocniej zacisnął szczęki i zaczął się siłować z Pavlem. Rosjanin skwitował to uśmiechem i kilka razy nawet uniósł psa nad ziemię, musiał mu jednak oddać, że ten za nic nie puszczał, jakkolwiek by nie manewrował zabawką.
Nie pobawili się jednak długo, bo jedna z lokatorek domu powróciła, udając, że wszystko jest w porządku i spektakularnie nie potrafiąc ukryć, że wcale nie jest.
- Ta - odpowiedział Travitza, tonem sugerującym, że jednak umie dodać dwa do dwóch. - To zależy - odpowiedział, nie potrafiąc zgadnąć, o co mogło chodzić. A Pavel nie lubił pakować się w coś, zanim nie dowiedział się, o co chodzi.
Dopiero, gdy zostali na parterze sami (nie licząc kręcącego się pod ich nogami pieska) zdecydowała się na zapalenie światła. Może i Leilani świetnie odnajdywała się w domu po ciemku, ale to nie oznaczało, że jej gość musi potykać się i rozwalać wszystko na swojej drodze, nie? Tak więc korytarz w którym stała dwójka uczniów rozjaśnił blask żarówki, aż dziewczyna, której wzrok zdążył przywyknąć do ciemności, cofnęła się mrużąc oczy. Dopiero teraz miała szansę przyjrzeć mu się dokładniej, tak samo jak i Smuggler mógł dostrzec, że przed chwilą płakała. Tak jakby wcześniej nie dało się tego zauważyć…
— Nic wielkiego. Chodź — pociągnęła go za rękaw do salonu, w którym również zapaliła światło ukazując kanapę ze zrzuconą z niej narzutą i otwarty barek wypełniony butelkami najróżniejszych i niekoniecznie najtańszych alkoholi. Część z nich była pełna, albo prawie pełna. Zupełnie jakby kobieta podpijała tylko niewielką ilość. Kilka z nich walało się również pod nogami dwójki.
— Weź to — nakazała wciskając Pavlowi dwie butelki whisky — Weź to i wylej do zlewu. A upij choć kroplę, to obiecuję, że kolejną butelkę rozbiję na twojej głowie, Smuggler.
Nie próbowała udawać sarkastycznej suki. Była naprawdę zdenerwowana faktem, że… huh, chyba wszystkim naraz; tym, że Rosjanin widział jej matkę w takim stanie, tym samym poznając sekret idealnej rodziny Cigfranów, czy też tym, że Jonna znów nie mogła się powtrzymać…
— Wszystko z barku ma zniknąć — dodała jeszcze wymijając go ze zgarniętym alkoholem. Jeśli Travitza zdecyduje się jednak zostać na chwilę w salonie i rozejrzeć po nim, zapewne dostrzeże zdjęcia w ramkach ustawione na kominku oraz fortepianie. A na nich… kto wie, może oprócz Leilani rozpozna młodsze wersje kogoś znajomego?
Tymczasem dziewczyna zawzięcie opróżniała butelki nad zlewem, tylko od czasu do czasu pociągając nosem i wycierając łzy rękawem. Już nawet się nie kryła z płaczem. Cóż, przynajmniej przestała udawać kogoś, kim nie była.
EDIT: Wyglądało jednak na to, że Smuggler złapał jakąś dziwną zawiechę, dlatego wkurwiona oczekiwaniem Leilani powiedziała mu "wyjas z mojego domu" i zajęła się swoimi sprawami.
z/t x2, baw się dobrze :^)
— Nic wielkiego. Chodź — pociągnęła go za rękaw do salonu, w którym również zapaliła światło ukazując kanapę ze zrzuconą z niej narzutą i otwarty barek wypełniony butelkami najróżniejszych i niekoniecznie najtańszych alkoholi. Część z nich była pełna, albo prawie pełna. Zupełnie jakby kobieta podpijała tylko niewielką ilość. Kilka z nich walało się również pod nogami dwójki.
— Weź to — nakazała wciskając Pavlowi dwie butelki whisky — Weź to i wylej do zlewu. A upij choć kroplę, to obiecuję, że kolejną butelkę rozbiję na twojej głowie, Smuggler.
Nie próbowała udawać sarkastycznej suki. Była naprawdę zdenerwowana faktem, że… huh, chyba wszystkim naraz; tym, że Rosjanin widział jej matkę w takim stanie, tym samym poznając sekret idealnej rodziny Cigfranów, czy też tym, że Jonna znów nie mogła się powtrzymać…
— Wszystko z barku ma zniknąć — dodała jeszcze wymijając go ze zgarniętym alkoholem. Jeśli Travitza zdecyduje się jednak zostać na chwilę w salonie i rozejrzeć po nim, zapewne dostrzeże zdjęcia w ramkach ustawione na kominku oraz fortepianie. A na nich… kto wie, może oprócz Leilani rozpozna młodsze wersje kogoś znajomego?
Tymczasem dziewczyna zawzięcie opróżniała butelki nad zlewem, tylko od czasu do czasu pociągając nosem i wycierając łzy rękawem. Już nawet się nie kryła z płaczem. Cóż, przynajmniej przestała udawać kogoś, kim nie była.
EDIT: Wyglądało jednak na to, że Smuggler złapał jakąś dziwną zawiechę, dlatego wkurwiona oczekiwaniem Leilani powiedziała mu "wyjas z mojego domu" i zajęła się swoimi sprawami.
z/t x2, baw się dobrze :^)
Prawda jest taka, że Leilani Cigfran ma więcej szczęścia, niż rozumu. Gdyby przypadkiem trafili na policyjną kontrolę, wieczór mógłby się skończyć jeszcze większym przypałem niż tamten bal. Nie wiadomo jednak co było bardziej niepokojące: to, że wsiadła za kółko sama (bez dorosłej osoby, która ma prawo jazdy, bo tak przecież mówiły przepisy — gówniary jak Lei mogły prowadzić tylko, gdy obok siebie miały kogoś dorosłego, kto miał prawko co najmniej cztery lata i był trzeźwy, a Ros nie spełniał dwóch z trzech wymogów, więc się nie liczył), w dodatku pod wpływem alkoholu, czy to, że uspokajała Victora mówiąc, że to nie pierwszy raz, gdy tak prowadzi.
Gdyby Louis to zobaczył, auto zapewne stanęłoby w warsztacie do jej osiemnastki. Albo i dłużej, jeśli byłaby taka potrzeba. A tak w ogóle, to matka Leilani dostałaby pewnie od niego opieprz życia.
Po drodze odwiedzili monopolowy. To znaczy, odwiedził go chłopak, bo nawet z makijażem wyglądała mocno nieletnio, a zresztą po co opuszczać wygodny i ciepły samochód tylko po to, by kupić jedną butelkę czegoś mocniejszego, no pls. I tak nie wypije wszystkiego.
— Witam w moim pałacu — uśmiechnęła się, gdy przekraczali bramy południowej rezydencji. Co prawda nie była to willa, ale w porównaniu z innymi domami w południowej dzielnicy, ten nie wyglądał bardzo "biednie"; ot, zwyczajny dom ludzi, którzy mają niemały hajs.
Chwilę mocowała się z kluczami, ale ostatecznie udało się jej otworzyć drzwi. Zapaliła światła wprowadzając Victora do salonu, w którym kluczową rolę odgrywało pianino oraz kominek. Na tym drugim ustawione zostały ramki ze zdjęciami przedstawiające Leilani oraz o kilka lat od niej starszą, ale za to bardzo podobną do niej dziewczynę. Na ostatnim, tym przewiązanym czarną wstążką, miała nawet tę samą sukienkę, co nastolatka na balu...
— Pójdę po kieliszki — rzuciła, zostawiając Rosa samego. Miał więc czas, by obejrzeć pomieszczenie i fotografie, jeśli tylko miał na to ochotę. Oby tylko nie zakręciło mu się w głowie od tego przepychu!
Gdyby Louis to zobaczył, auto zapewne stanęłoby w warsztacie do jej osiemnastki. Albo i dłużej, jeśli byłaby taka potrzeba. A tak w ogóle, to matka Leilani dostałaby pewnie od niego opieprz życia.
Po drodze odwiedzili monopolowy. To znaczy, odwiedził go chłopak, bo nawet z makijażem wyglądała mocno nieletnio, a zresztą po co opuszczać wygodny i ciepły samochód tylko po to, by kupić jedną butelkę czegoś mocniejszego, no pls. I tak nie wypije wszystkiego.
— Witam w moim pałacu — uśmiechnęła się, gdy przekraczali bramy południowej rezydencji. Co prawda nie była to willa, ale w porównaniu z innymi domami w południowej dzielnicy, ten nie wyglądał bardzo "biednie"; ot, zwyczajny dom ludzi, którzy mają niemały hajs.
Chwilę mocowała się z kluczami, ale ostatecznie udało się jej otworzyć drzwi. Zapaliła światła wprowadzając Victora do salonu, w którym kluczową rolę odgrywało pianino oraz kominek. Na tym drugim ustawione zostały ramki ze zdjęciami przedstawiające Leilani oraz o kilka lat od niej starszą, ale za to bardzo podobną do niej dziewczynę. Na ostatnim, tym przewiązanym czarną wstążką, miała nawet tę samą sukienkę, co nastolatka na balu...
— Pójdę po kieliszki — rzuciła, zostawiając Rosa samego. Miał więc czas, by obejrzeć pomieszczenie i fotografie, jeśli tylko miał na to ochotę. Oby tylko nie zakręciło mu się w głowie od tego przepychu!
Alkohol dodaje odwagi i sprzyja robieniu rzeczy szalonych. Takich jak np. jazda z nieletnią pod wpływem alkoholu. Wsiadający na miejsce pasażera Ros, dwukrotnie upewnił się, że pasy są dobrze zapięte, a poduszka powietrzna po jego stronie włączona. Szybko też rozsunął czarną bluzę czując, że będzie gorąco i to wcale nie z powodu ustawionej temperatury. Na przyszłość, jeśli będzie chciał zaznać niezapomnianych emocji i zafundować sobie ogromną dawkę adrenaliny, to pochodzi po krawędzi najwyższego budynku w tej mieścinie. Jazda z Lei pod wpływem wykraczała poza jego poziom akceptowalnego stresu. Nawet na tyle, że raz czy dwa podczas wchodzenia w zakręt przytrzymał jej kierownicę. W oddalonych o biliony lat świetlnych marzeniach, ten chłopak miał zamiar dożyć do starości, czyli do 40. Owinięty w aucie wokół drzewa, cóż, mogło być ciężko. Ale jakoś dotarli pod ogromny dom, a tam Vic wystrzelił z samochodu jak poparzony. Szybko też odpalił papierosa trzymając przy tym zakupioną wcześniej flaszkę.
– To na pewno twój dom? – zapytał widząc jak mała szarpie się z zamkiem. W końcu ten ustąpił, on wyrzucił niedopałek i oboje przeszli przez próg jednego z większych budynków na całej ulicy. Styl w jakim utrzymano wnętrze był typowo amerykański. Pianino w salonie, to takie oklepane. Bez trudu można wyobrazić sobie scenę gdzie przy święcie dziękczynienia cała rodzina słucha gry najmłodszej latorośli. Pf.
– Spoko – odprowadził ją wzrokiem, który szybko przeniósł na poustawiane fotografie. Coś tutaj mu mocno nie grało. Koleś ze zdjęć, który był ponoć jej ojcem, nie miał z nią nic wspólnego. Co innego koleś w parku. A chuj z tym. Wujek, ciotka czy inny kuzyn, nie będzie drążył tematu, który i tak go nie interesuje.
– Masz cole albo sok? – krzyknął biorąc w dłonie ostatnie ze zdjęć. To zaznaczone wstążką. O ile pamięć go nie myli, a tą miał dobrą bo był wzrokowcem jak większość facetów, to ta sama sukienka wirowała na Lei w tańcu. Ale skoro laska ze zdjęcia (chyba) nie żyje to czy ona … ? Nieee, to niedorzeczny i najbardziej pojebany pomysł jaki przyszedł mu do głowy. Nikt chyba nie jest na tyle chory żeby ubierać się w rzeczy po trupie. Nawet ciarki mu przeszły po plecach więc szybko odłożył fotografie na swoje miejsce.
Gdy mała wracała do salonu, on był w trakcie zdejmowania bluzy. W samej bluzce będzie o wiele wygodniej. Swoje już wygrzał podczas przejażdżki.
Bez pytania, propozycji i innych uprzejmości, rozwalił się na kanapie, fotelu czy innym wygodnym meblu jaki stał w salonie prócz pianina. Na pewno skórzanym i zajebiście wygodnym. Teraz niech mała włączy jakąś dobrą muzykę i można się relaksować zwłaszcza, że ochota na zadymę i roznoszenie wszystkiego w promieniu kilometra, chwilowo ustąpiła.
– To na pewno twój dom? – zapytał widząc jak mała szarpie się z zamkiem. W końcu ten ustąpił, on wyrzucił niedopałek i oboje przeszli przez próg jednego z większych budynków na całej ulicy. Styl w jakim utrzymano wnętrze był typowo amerykański. Pianino w salonie, to takie oklepane. Bez trudu można wyobrazić sobie scenę gdzie przy święcie dziękczynienia cała rodzina słucha gry najmłodszej latorośli. Pf.
– Spoko – odprowadził ją wzrokiem, który szybko przeniósł na poustawiane fotografie. Coś tutaj mu mocno nie grało. Koleś ze zdjęć, który był ponoć jej ojcem, nie miał z nią nic wspólnego. Co innego koleś w parku. A chuj z tym. Wujek, ciotka czy inny kuzyn, nie będzie drążył tematu, który i tak go nie interesuje.
– Masz cole albo sok? – krzyknął biorąc w dłonie ostatnie ze zdjęć. To zaznaczone wstążką. O ile pamięć go nie myli, a tą miał dobrą bo był wzrokowcem jak większość facetów, to ta sama sukienka wirowała na Lei w tańcu. Ale skoro laska ze zdjęcia (chyba) nie żyje to czy ona … ? Nieee, to niedorzeczny i najbardziej pojebany pomysł jaki przyszedł mu do głowy. Nikt chyba nie jest na tyle chory żeby ubierać się w rzeczy po trupie. Nawet ciarki mu przeszły po plecach więc szybko odłożył fotografie na swoje miejsce.
Gdy mała wracała do salonu, on był w trakcie zdejmowania bluzy. W samej bluzce będzie o wiele wygodniej. Swoje już wygrzał podczas przejażdżki.
Bez pytania, propozycji i innych uprzejmości, rozwalił się na kanapie, fotelu czy innym wygodnym meblu jaki stał w salonie prócz pianina. Na pewno skórzanym i zajebiście wygodnym. Teraz niech mała włączy jakąś dobrą muzykę i można się relaksować zwłaszcza, że ochota na zadymę i roznoszenie wszystkiego w promieniu kilometra, chwilowo ustąpiła.
Nie dziwne, że nie dostrzegł żadnej podobizny między Leilani, a George'm Cigfran, bo młoda, podobnie zresztą jak jej starsza siostra, była młodszą kopią swojej matki, której zdjęcia swoją drogą również znalazły się na honorowym miejscu na kominku. Jonna w tym roku miała skończyć 40 lat, a wyglądała na ponad dekadę mniej, zyskując tym samym masę adoratorów. Nic dziwnego, w końcu jako nastolatka przez bardzo krótki okres była modelką. Gdyby poszperać w starych pudłach na strychu, może udałoby się znaleźć zdjęcia z sesji z około 2000 roku. Później poznała o 20 lat starszego od siebie lekarza i wpad... to znaczy, zaszła w ciążę, a z blizną po cesarce przestała być atrakcyjna. Teraz pewnie robiłaby za jedną z tych silnych kobiet łączących macierzyństwo z pracą, ale prawie ćwierć wieku temu patrzono na to trochę inaczej.
Wracając, jedyne, co łączyło młodą z Conradem-Louisem były niebieskie oczy i niektóre upodobania oraz kilka cech charakteru. Kolor ten nie był czymś niespotykanym, a tego drugiego i trzeciego na pierwszy rzut oka nie było widać, szczególnie, jeśli nie znało się jej ojca.
— Mama chciała kupić czarną kanapę, ale ojciec kategorycznie zabronił mówiąc, że źle mu się kojarzy. Nie mam pojęcia o co mogło mu chodzić — roześmiała się zastawszy Victora na skórzanej kanapie. Postawiła na przeszklonym stoliku dwa kieliszki, dwie szklanki barwione na niebiesko oraz wyciągniętą z lodówki butelkę coli. Ten mały grubas Leilani miałby nie mieć jej w domu? — Polewaj.
Usiadła niedaleko Rosa, ale nie na tyle blisko, żeby znów przypadkiem nie przyszło mu do głowy dobieranie się do niej. Skoro jej to przeszkadzało, to dlaczego w ogóle zaprosiła go do siebie? Dobre pytanie. Może lubiła pchać się w sytuacje potencjalnie niebezpieczne, prowokować i sprawdzać, jak bardzo może przekraczać granice? Cholera wie, co siedziało w głowie pijanej małolaty.
Muzyka? Lepiej nic nie włączać, bo skończy się spinaniem się o to, jaki gatunek jest najlepszy. Leilani, jak na niepozorną dziewczynkę przystało, lubowała się w skandynawskim black metalu — darciu mordy o paleniu kościołów i tak dalej. A co mógł lubić Victor? Rapsy o ruchaniu (na przykład takie "Or Nah", które wpędzało Cigfran w poczucie zażenowania) i ćpaniu na imprezach? Co ktoś taki jak on mógłby słuchać?
Zdjęła skórzaną kurtkę i rozpięła koszulę, którą miała na sobie. Spokojnie, miała pod nią czarną bluzkę na ramiączkach. Było jej gorąco, a nawet nie zaczęli pić...
Wracając, jedyne, co łączyło młodą z Conradem-Louisem były niebieskie oczy i niektóre upodobania oraz kilka cech charakteru. Kolor ten nie był czymś niespotykanym, a tego drugiego i trzeciego na pierwszy rzut oka nie było widać, szczególnie, jeśli nie znało się jej ojca.
— Mama chciała kupić czarną kanapę, ale ojciec kategorycznie zabronił mówiąc, że źle mu się kojarzy. Nie mam pojęcia o co mogło mu chodzić — roześmiała się zastawszy Victora na skórzanej kanapie. Postawiła na przeszklonym stoliku dwa kieliszki, dwie szklanki barwione na niebiesko oraz wyciągniętą z lodówki butelkę coli. Ten mały grubas Leilani miałby nie mieć jej w domu? — Polewaj.
Usiadła niedaleko Rosa, ale nie na tyle blisko, żeby znów przypadkiem nie przyszło mu do głowy dobieranie się do niej. Skoro jej to przeszkadzało, to dlaczego w ogóle zaprosiła go do siebie? Dobre pytanie. Może lubiła pchać się w sytuacje potencjalnie niebezpieczne, prowokować i sprawdzać, jak bardzo może przekraczać granice? Cholera wie, co siedziało w głowie pijanej małolaty.
Muzyka? Lepiej nic nie włączać, bo skończy się spinaniem się o to, jaki gatunek jest najlepszy. Leilani, jak na niepozorną dziewczynkę przystało, lubowała się w skandynawskim black metalu — darciu mordy o paleniu kościołów i tak dalej. A co mógł lubić Victor? Rapsy o ruchaniu (na przykład takie "Or Nah", które wpędzało Cigfran w poczucie zażenowania) i ćpaniu na imprezach? Co ktoś taki jak on mógłby słuchać?
Zdjęła skórzaną kurtkę i rozpięła koszulę, którą miała na sobie. Spokojnie, miała pod nią czarną bluzkę na ramiączkach. Było jej gorąco, a nawet nie zaczęli pić...
Ros wzruszył obojętnie ramionami tym bardziej nie wiedząc o co mogło chodzić. Czarny to kolor jak każdy inny i to indywidualne upodobania nabywcy decydowały przy kupnie. On tam często śmigał w ciemnych rzeczach bo były uniwersalne i wyrażały jego częsty nastrój. Tyle w temacie.
– Robi się – nie trzeba mu dwa razy powtarzać, że ma nalać wódy. Po odkręceniu korka najpierw nalał jej a później sobie. Dopiero teraz przypomniało mu się, że mógł kupić na stacji worek z lodem. W tym domu nie brakowało wazonów a i może specjalne wiaderko na podobne okazje by się znalazło. Wtedy wystarczyłoby wrzucić zawartość woreczka do miski, czy czegoś tam i ułożyć pomiędzy zimnymi bryłami butelkę. Gwarancja dobrze schłodzonej cieczy zapewnione.
– Nie masz tu radia? – przeczesał włosy dochodząc do wniosku, że jest mu niezmiernie wygodnie. Skóra dla takiego okolicznościowego gościa jak on była spoko ale na dłuższą metę chyba nie chciałby podobnego wypoczynku. Średnio to przyjemne w kontakcie z gołą skórą latem.
Mała hipokrytka z tej Leilani. Sama czuła zażenowanie, że zostaje oceniana powierzchownie jak większość lasek, które nie myślą o niczym innym jak swoim wyglądzie, a teraz co robiła? Pewnie, że Vic wyglądał na takiego co to słucha rapsów o jebaniu, ćpaniu i chuj wie czym jeszcze ale gdyby raczyła łaskawie zapytać, to odpowiedziałby jej, że lubi roca i to jego słucha najczęściej. Najbardziej pasują mu stare kawałki ale nie gardzi tymi z lat 2000+.
– Standardowo, zdrowie? – zgarnął swój kieliszek ze stolika przez co na blacie pojawił się mały, okrągły ślad. Albo trochę rozlał albo to przez różnicę temperatur
– Robi się – nie trzeba mu dwa razy powtarzać, że ma nalać wódy. Po odkręceniu korka najpierw nalał jej a później sobie. Dopiero teraz przypomniało mu się, że mógł kupić na stacji worek z lodem. W tym domu nie brakowało wazonów a i może specjalne wiaderko na podobne okazje by się znalazło. Wtedy wystarczyłoby wrzucić zawartość woreczka do miski, czy czegoś tam i ułożyć pomiędzy zimnymi bryłami butelkę. Gwarancja dobrze schłodzonej cieczy zapewnione.
– Nie masz tu radia? – przeczesał włosy dochodząc do wniosku, że jest mu niezmiernie wygodnie. Skóra dla takiego okolicznościowego gościa jak on była spoko ale na dłuższą metę chyba nie chciałby podobnego wypoczynku. Średnio to przyjemne w kontakcie z gołą skórą latem.
Mała hipokrytka z tej Leilani. Sama czuła zażenowanie, że zostaje oceniana powierzchownie jak większość lasek, które nie myślą o niczym innym jak swoim wyglądzie, a teraz co robiła? Pewnie, że Vic wyglądał na takiego co to słucha rapsów o jebaniu, ćpaniu i chuj wie czym jeszcze ale gdyby raczyła łaskawie zapytać, to odpowiedziałby jej, że lubi roca i to jego słucha najczęściej. Najbardziej pasują mu stare kawałki ale nie gardzi tymi z lat 2000+.
– Standardowo, zdrowie? – zgarnął swój kieliszek ze stolika przez co na blacie pojawił się mały, okrągły ślad. Albo trochę rozlał albo to przez różnicę temperatur
Przyjrzała się mu z tajemniczym uśmiechem. To znaczy, on w założeniu miał być tajemniczy, kokieteryjny i w ogóle, tymczasem zrobiła zretardziałego lenny face'a. Nie znał czarnej kanapy, czy tylko udawał? Przecież to było memem... jak miała z 11 lat... Ale wciąż śmieszy! Szkoda, że tylko ją...
Nawet nie pomyślała, żeby dodatkowo schładzać wódkę, skoro mieli już chłodną colę. Nie miała żadnego doświadczenia w piciu tak mocnych alkoholi i nie wiedziała jak należy z nimi postępować. Nie miała pojęcia, że zimne jest lepsze. Sądziła, że ludzie piją zimną wódkę, bo po prostu lubią zimne. Musiała jeszcze się nauczyć wielu rzeczy!
— Mam, a nawet coś lepszego. Ale słuchamy mojej muzyki. — przygryzła wargę podekscytowana tym, co zamierzała mu zaraz pokazać, jednocześnie polewając im słodki napój na zabicie gorzkiego smaku. Jak nie doceni jej małej kolekcji, to będzie miała powód, żeby go wyrzucić na zbity pysk. Nie wiedziała jednak, że ich gusta muzyczne w pewnym sensie się pokrywają.
— Zdrowie. — wychyliła kieliszek i niemalże natychmiast sięgnęła po colę krzywiąc się. Fuj, jakie to niedobre! Kompletnie nie rozumiała ludzi, którzy nie wyobrażali sobie dobrej imprezy bez wódki. Jak można pić takie gówno?
Cóż, chyba z tego samego powodu, dla którego ona do niedawna ładowała sobie w żyłę.
— Mmm, chodź, przeniesiemy się do mnie — rzuciła zbierając swój pijacki ekwipunek. Zaraz pokaże mu coś, z czego była dumna i wcale nie były to uprzęże do BDSM zawieszone na drzwiach szafy, czy coś w tym stylu. Zaprowadziła Victora na piętro, o dziwo nie przerwacając się na schodach, po czym otworzyła przed nim drzwi do swojego małego królestwa. Gdy zapaliła światło ich oczom ukazał się całkiem duży pokój. Zapewne większy niż niejedno mieszkanie w Riverdale City. Połączony był z łazienką i garderobą, a ściany zostały pomalowane na czarno. Białe meble wyglądały jak wyjęte prosto z katalogu, a przy ścianie po lewej stronie stało łóżko z baldachimem. Ale najważniejsza była jej pokaźna kolekcja winyli, kaset, oraz płyt, a do tego adapter i wywleczone z piwnicy stare radio. Jak widać, bogata panna lubowała się w rzeczach starych i nieestetycznych.
Z błyszczącymi oczami zaprowadziła go do swojej muzycznej biblioteki.
— Nie wiem, czy lubisz metal, więc może zaczniemy od czegoś łagodnego, jak... Hmm... Rock z lat 90? Dla mnie brzmi spoko i całkiem neutralnie, nawet dla kogoś, kto może... nie lubić takiej muzyki. — wskazała na kasety na wyższych pułkach. W ogóle, wszystkie nośniki zostały ułożone chronologicznie, według daty wydania albumów.
Nawet nie pomyślała, żeby dodatkowo schładzać wódkę, skoro mieli już chłodną colę. Nie miała żadnego doświadczenia w piciu tak mocnych alkoholi i nie wiedziała jak należy z nimi postępować. Nie miała pojęcia, że zimne jest lepsze. Sądziła, że ludzie piją zimną wódkę, bo po prostu lubią zimne. Musiała jeszcze się nauczyć wielu rzeczy!
— Mam, a nawet coś lepszego. Ale słuchamy mojej muzyki. — przygryzła wargę podekscytowana tym, co zamierzała mu zaraz pokazać, jednocześnie polewając im słodki napój na zabicie gorzkiego smaku. Jak nie doceni jej małej kolekcji, to będzie miała powód, żeby go wyrzucić na zbity pysk. Nie wiedziała jednak, że ich gusta muzyczne w pewnym sensie się pokrywają.
— Zdrowie. — wychyliła kieliszek i niemalże natychmiast sięgnęła po colę krzywiąc się. Fuj, jakie to niedobre! Kompletnie nie rozumiała ludzi, którzy nie wyobrażali sobie dobrej imprezy bez wódki. Jak można pić takie gówno?
Cóż, chyba z tego samego powodu, dla którego ona do niedawna ładowała sobie w żyłę.
— Mmm, chodź, przeniesiemy się do mnie — rzuciła zbierając swój pijacki ekwipunek. Zaraz pokaże mu coś, z czego była dumna i wcale nie były to uprzęże do BDSM zawieszone na drzwiach szafy, czy coś w tym stylu. Zaprowadziła Victora na piętro, o dziwo nie przerwacając się na schodach, po czym otworzyła przed nim drzwi do swojego małego królestwa. Gdy zapaliła światło ich oczom ukazał się całkiem duży pokój. Zapewne większy niż niejedno mieszkanie w Riverdale City. Połączony był z łazienką i garderobą, a ściany zostały pomalowane na czarno. Białe meble wyglądały jak wyjęte prosto z katalogu, a przy ścianie po lewej stronie stało łóżko z baldachimem. Ale najważniejsza była jej pokaźna kolekcja winyli, kaset, oraz płyt, a do tego adapter i wywleczone z piwnicy stare radio. Jak widać, bogata panna lubowała się w rzeczach starych i nieestetycznych.
Z błyszczącymi oczami zaprowadziła go do swojej muzycznej biblioteki.
— Nie wiem, czy lubisz metal, więc może zaczniemy od czegoś łagodnego, jak... Hmm... Rock z lat 90? Dla mnie brzmi spoko i całkiem neutralnie, nawet dla kogoś, kto może... nie lubić takiej muzyki. — wskazała na kasety na wyższych pułkach. W ogóle, wszystkie nośniki zostały ułożone chronologicznie, według daty wydania albumów.
Mamy rok 2024, czasy, kiedy wiedziałby o co chodzi należały bardziej do jego starych a żeby samemu dokopać się do ów stron, musiałby cofać się dobre dwa dni. Powiedzmy, że zbytnio wkręcił sobie czarną kokardkę na ostatnim zdjęciu z kominka i odniósł się do koloru mebla w tym kontekście, żałoby czy coś w tym stylu. Ich tok myślenia w tej chwili rozminął się o lata świetle ale szybko temat odszedł w zapomnienie bo strzelili po maluchu na przetarcie szlaków. Piwo, w sumie to trzy, teraz wóda, będzie grubo. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości.
– Teraz jest jeszcze chłodna, poczekaj jak złapie temperatury – powiedział bardziej do siebie niż do niej utrzymując kamienną twarz. Nigdy nie twierdził, że jakakolwiek wódka mu smakuje. To byłby bardzo zły znak i przepowiadałby upadek w objęcia alkoholizmu. Sam nie wiedział co gorsze bo możliwości upadku w jego życiu było wiele ale ten jeden wydawał się mega słaby. To takie pospolite i oklepane.
– Jak to będzie Pop to ja wychodzę – pokręcił głową sunąc za nią po schodach. Naturalnie nie omieszkał zerknąć raz czy pięć na jej tyłek ale idąc za kimś w górę ciężko patrzeć na sufit. Niektórych nawyków ciężko się oduczyć ale co poradzić.
Po przestąpieniu progu jego brwi powędrowały do góry a sam wsparł się ramieniem o futrynę.
- Byłaś Emo ? Przyznaj się – popił łyka coli ze swojej szklanki oceniając każdy ciemny kąt dziewczęcego pokoju, który raczej powinien być usłany kucykami pony a nie panującym mrokiem. Jaka z tej Lei musiała być niegrzeczna dziewczynka.
– Chyba żartujesz. Zajebista sprawa – oblizał usta i przygryzając dolną wargę przeleciał wzrokiem od lewej do prawej strony zbioru. Był tego naprawdę mnóstwo a nie wszystko było ułożone alfabetycznie.
– 90 mówisz? A masz coś od AC/DC? – zespół rozpoczął karierę wcześniej ale to nie wykluczało go z obecności w zbiorze. Nim Lei udzieliła mu odpowiedzi, sam zaczął szukać na własną rękę.
– Polejesz? – zapytał wyraźnie wkręcony w ten pokaźny zbiór. Jeśli ta mała nie wyrzuci go z chaty za jakiś klaps w pośladek albo inny krzywy ruch, to będzie ją odwiedzał częściej. Hm, może jakieś korki z chemii ? Był w tym dobry. Zada jej w chuj trudne zadanie do rozwiązania a sam będzie słuchał muzy. Plan życia.
– Teraz jest jeszcze chłodna, poczekaj jak złapie temperatury – powiedział bardziej do siebie niż do niej utrzymując kamienną twarz. Nigdy nie twierdził, że jakakolwiek wódka mu smakuje. To byłby bardzo zły znak i przepowiadałby upadek w objęcia alkoholizmu. Sam nie wiedział co gorsze bo możliwości upadku w jego życiu było wiele ale ten jeden wydawał się mega słaby. To takie pospolite i oklepane.
– Jak to będzie Pop to ja wychodzę – pokręcił głową sunąc za nią po schodach. Naturalnie nie omieszkał zerknąć raz czy pięć na jej tyłek ale idąc za kimś w górę ciężko patrzeć na sufit. Niektórych nawyków ciężko się oduczyć ale co poradzić.
Po przestąpieniu progu jego brwi powędrowały do góry a sam wsparł się ramieniem o futrynę.
- Byłaś Emo ? Przyznaj się – popił łyka coli ze swojej szklanki oceniając każdy ciemny kąt dziewczęcego pokoju, który raczej powinien być usłany kucykami pony a nie panującym mrokiem. Jaka z tej Lei musiała być niegrzeczna dziewczynka.
– Chyba żartujesz. Zajebista sprawa – oblizał usta i przygryzając dolną wargę przeleciał wzrokiem od lewej do prawej strony zbioru. Był tego naprawdę mnóstwo a nie wszystko było ułożone alfabetycznie.
– 90 mówisz? A masz coś od AC/DC? – zespół rozpoczął karierę wcześniej ale to nie wykluczało go z obecności w zbiorze. Nim Lei udzieliła mu odpowiedzi, sam zaczął szukać na własną rękę.
– Polejesz? – zapytał wyraźnie wkręcony w ten pokaźny zbiór. Jeśli ta mała nie wyrzuci go z chaty za jakiś klaps w pośladek albo inny krzywy ruch, to będzie ją odwiedzał częściej. Hm, może jakieś korki z chemii ? Był w tym dobry. Zada jej w chuj trudne zadanie do rozwiązania a sam będzie słuchał muzy. Plan życia.
— Pop? Weź mnie nawet nie obrażaj, Ros! — prychnęła. Nie no, od czasu do czasu słuchała też popu, ale przecież nie przyzna mu się, że gdy miała 11 lat była wielką fanką Billie Eilish i nawet teraz wracała do niektórych jej piosenek. No, ale lepiej, żeby nie wiedział.
Gapienie się na jej tyłek? A było na co w ogóle patrzeć? Niby od grudnia przytyła 8 kilogramów i nie wyglądała już tak... anorektycznie, jak w momencie przyjęcia do ośrodka. Od tego czasu nabrała krągłości i w ogóle, ale nadal nie potrafiła przyjąć do wiadomości, że może się komuś po prostu podobać.
— Nie, po prostu lubię czarny — wzruszyła ramionami — To taki... szczęśliwy kolor.
AC/DC? Omal nie opluła się colą. Nie przypuszczała nawet, że Victor może słuchać podobnej muzyki. Wmawianie sobie, że zupełnie się od siebie różnią było bezpieczniejsze. Ograniczało tematy do rozmów i nie pozwalało się do siebie zanadto zbliżyć. Przyszła tu z nim tylko pić, nic więcej.
— Druga, trzecia i piąta półka od góry, Wybierz sobie to, na co masz ochotę. — odpowiedziała zszokowana podchodząc do biurka, na którym spoczęły kieliszki. Pomimo drżących dłoni udało jej się nie rozlać cennego alkoholu. Dosłownie cennego, bo w promieniu najbliższych dwóch kilometrów nie było żadnego sklepu, w który mogliby się o tej porze zaopatrzyć w razie, gdyby butelka wyślizgnęła się z drobnych dłoni.
No cóż, plan z chemią mógłby mu wypalić. Córka lekarza, która miała pójść w jego ślady, musiała być dobra z przedmiotów ścisłych, a jak na złość, miała strasznie dużo zaległości, bo chociaż na odwyku miała zajęcia, to nie dorównywały one poziomem lekcjom w Riverdale High.
Westchnęła opadając na łóżko i wbiła wzrok w zawieszony nad nim baldachim. Dlaczego tak bardzo się przejmowała nauką? Straciła stypendium i będzie musiała powtarzać klasę bez względu na to, jak wysoką będzie miała średnią. To pierwsze nie bolało jej jakoś specjalnie, w końcu Cigfranowie nie mogli narzekać na brak pieniędzy, ale bycie rok w plecy przez takie coś... to niesprawiedliwe. Może gdyby zmieniła szkołę mogłaby od września pójść do drugiej klasy? Nie, George by jej na to nie pozwolił.
I wtedy, zupełnie nieoczekiwanie z jej ust padło pytanie, na którego zadanie do tej pory nie miała odwagi:
— Ros... dalej ćpasz?
Gapienie się na jej tyłek? A było na co w ogóle patrzeć? Niby od grudnia przytyła 8 kilogramów i nie wyglądała już tak... anorektycznie, jak w momencie przyjęcia do ośrodka. Od tego czasu nabrała krągłości i w ogóle, ale nadal nie potrafiła przyjąć do wiadomości, że może się komuś po prostu podobać.
— Nie, po prostu lubię czarny — wzruszyła ramionami — To taki... szczęśliwy kolor.
AC/DC? Omal nie opluła się colą. Nie przypuszczała nawet, że Victor może słuchać podobnej muzyki. Wmawianie sobie, że zupełnie się od siebie różnią było bezpieczniejsze. Ograniczało tematy do rozmów i nie pozwalało się do siebie zanadto zbliżyć. Przyszła tu z nim tylko pić, nic więcej.
— Druga, trzecia i piąta półka od góry, Wybierz sobie to, na co masz ochotę. — odpowiedziała zszokowana podchodząc do biurka, na którym spoczęły kieliszki. Pomimo drżących dłoni udało jej się nie rozlać cennego alkoholu. Dosłownie cennego, bo w promieniu najbliższych dwóch kilometrów nie było żadnego sklepu, w który mogliby się o tej porze zaopatrzyć w razie, gdyby butelka wyślizgnęła się z drobnych dłoni.
No cóż, plan z chemią mógłby mu wypalić. Córka lekarza, która miała pójść w jego ślady, musiała być dobra z przedmiotów ścisłych, a jak na złość, miała strasznie dużo zaległości, bo chociaż na odwyku miała zajęcia, to nie dorównywały one poziomem lekcjom w Riverdale High.
Westchnęła opadając na łóżko i wbiła wzrok w zawieszony nad nim baldachim. Dlaczego tak bardzo się przejmowała nauką? Straciła stypendium i będzie musiała powtarzać klasę bez względu na to, jak wysoką będzie miała średnią. To pierwsze nie bolało jej jakoś specjalnie, w końcu Cigfranowie nie mogli narzekać na brak pieniędzy, ale bycie rok w plecy przez takie coś... to niesprawiedliwe. Może gdyby zmieniła szkołę mogłaby od września pójść do drugiej klasy? Nie, George by jej na to nie pozwolił.
I wtedy, zupełnie nieoczekiwanie z jej ust padło pytanie, na którego zadanie do tej pory nie miała odwagi:
— Ros... dalej ćpasz?
Ta, ta, ta, weź mnie nie obrażaj a pewnie gdy tylko za Vicem zamkną się drzwi, ta mała włączy Spice Girls i z wypiekami na policzkach będzie próbowała naśladować ich choreografię. Słysząc szatańskie myśli swojego gościa, pewnie w jednej sekundzie złapałaby piany i zaczęła się wypierać podobnych utworów. Laski takie są, wypierają się wielu rzeczy a ja przyjdzie co do czego, jak jeden mąż, wszystkie siadają przed telewizorem i wcinają lody. A później narzekają, że nie poszło tam gdzie trzeba. To tak masakrycznie oklepane.
– Po chuju szczęśliwy – skomentował nie zwracając już uwagi na grobowy nastrój pokoju, który zawdzięczał tej czarnej farbie. I taki odchył od normy miał swoje plusy. Nie widać zabrudzeń, tych ciemnych bo Lei jest chyba za duża na bieganie po domu z białą kredą i malunki niczym z epoki kamienia łupanego.
– Ok, zacznę od drugiej – stając na palcach, przeleciał wzrokiem po grzbietach kaset i płyt ostatecznie zatrzymując się na nazwie Highway to Hell. Obsługując się samemu wrzucił album na adapter i ułożył igłę w przypadkowym miejscu. Robił to pierwszy raz ale niczego nie zepsuł, bo w pokoju rozniósł się dźwięk pierwszej piosenki.
– Zajebiste – podkreślił doskonałość muzyki odwracając się przodem do Lei, która postanowiła rzucić się na łóżko zostawiając rozlany alko na blacie biurka. Tanecznym krokiem Ros zbliżył się do źródełka i wziął oba kieliszki i tylko je. Jeszcze nie wyhodował dodatkowych rąk do trzymania szklanek. Tym razem będzie pite bez przepoi.
– Trzymaj i pij – wręczył jej kieliszek gdy podniosła się chociażby trochę z tego łoża. Swoją drogą to bardzo ciekawy mebel i chętnie by go wypróbował. Ale o tym innym razem bo teraz mała ma myśli filozoficzne i chyba wchodzi jej to picie na smutno a to początek dramy.
– Do dna - wypił zawartość kieliszka ocierając wilgotne usta spodnią stroną ręki. Jeśli ta kwestia była dla niej tak bardzo ciekawa to łaskawie jej wyjaśni o co kaman. To żaden sekret.
– Ja wciągam bardzo rzadko. Tylko wtedy kiedy chce sprawdzić czy towar jest dobry – wzruszył obojętnie ramionami bo co więcej miał zrobić. Wolał wypić piwo czy łychę z lodem. Jak miał coś pogonić na mieście to musiał wiedzieć co ma w strunówce. Nie opychał byle gówna i dbał o dobrą reputację. Podobnych jemu nie brakowało i jeden niefortunny krok wystarczył żeby wypaść z obiegu.
– Nie mam nic jeśli to był wstęp do dalszych pytań – zabrał jej kieliszek i ponownie wypełnił go alkoholem. To już trzecia kolejka czystej a on czuł, że wyraźnie zaczyna m szumieć pod czaszką. To był przyjemny i błogi szum.
– Z narkotyków mogę zaproponować siebie – Zmrużył oczy unosząc na chwilę koszulkę zupełnie jakby chciał się rozebrać. Biedna Lei mogła dojrzeć skrywany do tej pory sześciopak lecz szybko został on zasłonięty przez bluzkę.
- Żartuję – uśmiechnął się szeroko stukając swoim kieliszkiem o jej. Ta, po tej kolejce mała przerwa.
– Po chuju szczęśliwy – skomentował nie zwracając już uwagi na grobowy nastrój pokoju, który zawdzięczał tej czarnej farbie. I taki odchył od normy miał swoje plusy. Nie widać zabrudzeń, tych ciemnych bo Lei jest chyba za duża na bieganie po domu z białą kredą i malunki niczym z epoki kamienia łupanego.
– Ok, zacznę od drugiej – stając na palcach, przeleciał wzrokiem po grzbietach kaset i płyt ostatecznie zatrzymując się na nazwie Highway to Hell. Obsługując się samemu wrzucił album na adapter i ułożył igłę w przypadkowym miejscu. Robił to pierwszy raz ale niczego nie zepsuł, bo w pokoju rozniósł się dźwięk pierwszej piosenki.
– Zajebiste – podkreślił doskonałość muzyki odwracając się przodem do Lei, która postanowiła rzucić się na łóżko zostawiając rozlany alko na blacie biurka. Tanecznym krokiem Ros zbliżył się do źródełka i wziął oba kieliszki i tylko je. Jeszcze nie wyhodował dodatkowych rąk do trzymania szklanek. Tym razem będzie pite bez przepoi.
– Trzymaj i pij – wręczył jej kieliszek gdy podniosła się chociażby trochę z tego łoża. Swoją drogą to bardzo ciekawy mebel i chętnie by go wypróbował. Ale o tym innym razem bo teraz mała ma myśli filozoficzne i chyba wchodzi jej to picie na smutno a to początek dramy.
– Do dna - wypił zawartość kieliszka ocierając wilgotne usta spodnią stroną ręki. Jeśli ta kwestia była dla niej tak bardzo ciekawa to łaskawie jej wyjaśni o co kaman. To żaden sekret.
– Ja wciągam bardzo rzadko. Tylko wtedy kiedy chce sprawdzić czy towar jest dobry – wzruszył obojętnie ramionami bo co więcej miał zrobić. Wolał wypić piwo czy łychę z lodem. Jak miał coś pogonić na mieście to musiał wiedzieć co ma w strunówce. Nie opychał byle gówna i dbał o dobrą reputację. Podobnych jemu nie brakowało i jeden niefortunny krok wystarczył żeby wypaść z obiegu.
– Nie mam nic jeśli to był wstęp do dalszych pytań – zabrał jej kieliszek i ponownie wypełnił go alkoholem. To już trzecia kolejka czystej a on czuł, że wyraźnie zaczyna m szumieć pod czaszką. To był przyjemny i błogi szum.
– Z narkotyków mogę zaproponować siebie – Zmrużył oczy unosząc na chwilę koszulkę zupełnie jakby chciał się rozebrać. Biedna Lei mogła dojrzeć skrywany do tej pory sześciopak lecz szybko został on zasłonięty przez bluzkę.
- Żartuję – uśmiechnął się szeroko stukając swoim kieliszkiem o jej. Ta, po tej kolejce mała przerwa.
Bez słowa odebrała od niego kieliszek i wypiła całą jego zawartość. Z niepokojem stwierdziła, że wódka zaczęła jej smakować, to znaczy, jej smak przestał wydawać się taki gorzki, żeby musiała wspomagać się czymś słodkim. Czy to już podchodziło pod alkoholizm?
Jedni po alkoholu mieli wyjątkowo dobry humor, a innych dopadała depresja. Leilani zdecydowanie należała do tych drugich. Z każdym kolejnym kieliszkiem robiło jej się coraz bardziej smutno i dostrzegała bezsens własnej egzystencji. Póki co dzielnie się trzymała i nie zamierzała mu się wieszać na pasku od sukienki, albo chociaż płakać. Była po prostu przybita.
— No to przestań. — odparła z powagą, po czym przesunęła się bardziej na brzeg łóżka, robiąc mu tym samym miejsce obok siebie. Zaraz, czy właśnie zaprosiła Victora Rosa do swojego łóżka? Wprawdzie nie wyglądało to na propozycję zabaw, ale i tak sama ta sytuacja była czystym szaleństwem. Gdyby ktoś w listopadzie powiedział jej, że będzie pić razem z tym chłopakiem w jej pokoju, zapewne by go wyśmiała. — Nawet jeśli coś będziesz miał, nie dawaj mi. Nigdy.
Zdjęła rozpiętą wcześniej koszulę zostając w samej bluzce na cieniutkich ramiączkach. Jej wzrok na moment zatrzymał się na szpecących jej rękach bliznach — podłużnych i cienkich na nadgarstkach oraz ledwo dostrzegalnych małych wypukłych kropek na zgięciach. Śladach po wyniszczającym nałogu.
— A szkoda, może mógłbyś mnie "wyleczyć" z homoseksualizmu — parsknęła śmiechem odbierając od niego napełniony kieliszek. Widać, że narzucił szybkie tempo. Jeśli tak dalej pójdzie, Lei za góra godzinę będzie już spała. Nie trzeba wiele, by powalić tak małe ciało.
Odstawiła pusty kieliszek na szafkę przy łóżku, a sama położyła się na brzuchu podpierając się jedynie na łokciach.
— Chcesz zagrać w grę? — posłała mu uśmiech, który nie wróżył niczego dobrego. A przecież nie planowała też żadnej krzywej akcji. — Chociaż może "gra" to złe określenie, skoro nie ma ani wygranych, ani przegranych. Po prostu pobawmy się w szczerość.
Mmm, zwierzanie się ze swoich sekretów Rosowi. Lepiej tej pani więcej nie polewać.
Jedni po alkoholu mieli wyjątkowo dobry humor, a innych dopadała depresja. Leilani zdecydowanie należała do tych drugich. Z każdym kolejnym kieliszkiem robiło jej się coraz bardziej smutno i dostrzegała bezsens własnej egzystencji. Póki co dzielnie się trzymała i nie zamierzała mu się wieszać na pasku od sukienki, albo chociaż płakać. Była po prostu przybita.
— No to przestań. — odparła z powagą, po czym przesunęła się bardziej na brzeg łóżka, robiąc mu tym samym miejsce obok siebie. Zaraz, czy właśnie zaprosiła Victora Rosa do swojego łóżka? Wprawdzie nie wyglądało to na propozycję zabaw, ale i tak sama ta sytuacja była czystym szaleństwem. Gdyby ktoś w listopadzie powiedział jej, że będzie pić razem z tym chłopakiem w jej pokoju, zapewne by go wyśmiała. — Nawet jeśli coś będziesz miał, nie dawaj mi. Nigdy.
Zdjęła rozpiętą wcześniej koszulę zostając w samej bluzce na cieniutkich ramiączkach. Jej wzrok na moment zatrzymał się na szpecących jej rękach bliznach — podłużnych i cienkich na nadgarstkach oraz ledwo dostrzegalnych małych wypukłych kropek na zgięciach. Śladach po wyniszczającym nałogu.
— A szkoda, może mógłbyś mnie "wyleczyć" z homoseksualizmu — parsknęła śmiechem odbierając od niego napełniony kieliszek. Widać, że narzucił szybkie tempo. Jeśli tak dalej pójdzie, Lei za góra godzinę będzie już spała. Nie trzeba wiele, by powalić tak małe ciało.
Odstawiła pusty kieliszek na szafkę przy łóżku, a sama położyła się na brzuchu podpierając się jedynie na łokciach.
— Chcesz zagrać w grę? — posłała mu uśmiech, który nie wróżył niczego dobrego. A przecież nie planowała też żadnej krzywej akcji. — Chociaż może "gra" to złe określenie, skoro nie ma ani wygranych, ani przegranych. Po prostu pobawmy się w szczerość.
Mmm, zwierzanie się ze swoich sekretów Rosowi. Lepiej tej pani więcej nie polewać.
Czyżby na pewno wódka zaczynała nabierać smaku? Bardziej trafnym określeniem byłoby stwierdzenie, że już nie była taka be i fuj a raczej znośna ale smaczna? Tak też sądzili panowie pilnujący tyłów monopolowych od otwarcia do późnych godzin wieczornych. Oni nie wybrzydzali w tanich winach a nawet spirytusie sprowadzanym z dalekich stron. Rzecz jasna za grosze. Następnym razem warto uderzyć w coś tańszego bo to gardło nie jest tak delikatne jak mogłoby się wydawać. O, kupi jej wino w kartonie i zapyta po drugiej szklance, nie kieliszku, szklance, czy też jest dobre. Pewnie przytaknie xD.
– Co mam przestać? Ale dlaczego? – nie widział żadnego sensownego argumentu dla którego miałby porzucić rozrywkę, której i tak oddawał się stosunkowo rzadko. Czasami lubił wciągnąć przy weekendzie wychodząc gdzieś za znajomymi, a bywało też tak, że z nudów przegrał całą sobotnią noc i wtedy też towarzyszył mu biały proszek. Ani nie robił tego nagminnie, ani nie odwalało mu jak niektórym. Młodość rządzi się swoimi prawami i jak kiedyś dojrzeje do wniosku, że to było złe, to rzuci. Teraz nie miał podobnych dylematów. Jego jedynym zmartwieniem był ten ujebany rok w plecy, który musi spędzić w szkole.
- Dobra, wyjaśnijmy sobie coś. Nie jestem instytucją charytatywną i nie rozdaje na prawo i lewo. Jeśli jesteś pewna tego co mówisz, od dziś mogę Ci rzucić zaporową stawkę, na którą Cię nie będzie stać. Żeby nie było, że nie chcę Ci sprzedać. Po prostu nie będziesz wypłacalna i problem mamy z głowy. – wilk syty i owca cała. Lei pewnie sądzi, że nie ma takiej sumy, której nie byłaby wstanie znaleźć, wypłacić z bankomatu lub podprowadzić starym, już Ros się postara żeby taka była.
Odkładając pusty kieliszek na podłogę obok jednej z nóg łóżka, walnął się na nie bez upewnienia się, czy to zrobione miejsce to dla niego. Pod jego ciężarem, nie tylko ugiął się materac ale i Lei nieco podskoczyła. Nie ma to jak ważyć prawie setkę.
– Jaką grę? – przymknął oczy napawając się dźwiękami płynącymi z adaptera. Nuta była głośna ale w tak dużym pokoju słuchało się jej idealnie. Do tego alkohol, miękkie łóżko i laska lesbijka. Mogło być ciut lepiej ale nie można mieć wszystkiego. Meh.
– Kurwa poczułem się jak w przedszkolu ale niech Ci będzie – otworzył leniwie oczy zakładając rękę za głowę. Po tym jak spojrzał za siebie lokalizując jedną z poduszek, przyciągnął ją i podłożył zamiast ręki. No teraz było zajebiście. Aż zapamięta tą chwilę.
– Ja nie bardzo czaje o co chodzi więc zaczynaj – rozleniwił się totalnie. Taki moment byłby dobry na zaserwowanie sobie czegoś na pobudzenie. Nie miał nic jak na złość!
Komórka w tylnej kieszeni spodni zawibrowała oznajmiając o przyjściu wiadomości albo maila. Niespiesznie wyciągnął ją, odczytał treść i parsknął.
– Zobacz. On to ma przejebane – wiadomość zawierała krótką treść : Ma focha. A pod spodem widniało zdjęcie tyłu głowy ułożonej na poduszce śpiącej dziewczyny. Ta, to od Keva. Najwyraźniej zaliczył dym na chacie i obrazę z przytupem.
– Co mam przestać? Ale dlaczego? – nie widział żadnego sensownego argumentu dla którego miałby porzucić rozrywkę, której i tak oddawał się stosunkowo rzadko. Czasami lubił wciągnąć przy weekendzie wychodząc gdzieś za znajomymi, a bywało też tak, że z nudów przegrał całą sobotnią noc i wtedy też towarzyszył mu biały proszek. Ani nie robił tego nagminnie, ani nie odwalało mu jak niektórym. Młodość rządzi się swoimi prawami i jak kiedyś dojrzeje do wniosku, że to było złe, to rzuci. Teraz nie miał podobnych dylematów. Jego jedynym zmartwieniem był ten ujebany rok w plecy, który musi spędzić w szkole.
- Dobra, wyjaśnijmy sobie coś. Nie jestem instytucją charytatywną i nie rozdaje na prawo i lewo. Jeśli jesteś pewna tego co mówisz, od dziś mogę Ci rzucić zaporową stawkę, na którą Cię nie będzie stać. Żeby nie było, że nie chcę Ci sprzedać. Po prostu nie będziesz wypłacalna i problem mamy z głowy. – wilk syty i owca cała. Lei pewnie sądzi, że nie ma takiej sumy, której nie byłaby wstanie znaleźć, wypłacić z bankomatu lub podprowadzić starym, już Ros się postara żeby taka była.
Odkładając pusty kieliszek na podłogę obok jednej z nóg łóżka, walnął się na nie bez upewnienia się, czy to zrobione miejsce to dla niego. Pod jego ciężarem, nie tylko ugiął się materac ale i Lei nieco podskoczyła. Nie ma to jak ważyć prawie setkę.
– Jaką grę? – przymknął oczy napawając się dźwiękami płynącymi z adaptera. Nuta była głośna ale w tak dużym pokoju słuchało się jej idealnie. Do tego alkohol, miękkie łóżko i laska lesbijka. Mogło być ciut lepiej ale nie można mieć wszystkiego. Meh.
– Kurwa poczułem się jak w przedszkolu ale niech Ci będzie – otworzył leniwie oczy zakładając rękę za głowę. Po tym jak spojrzał za siebie lokalizując jedną z poduszek, przyciągnął ją i podłożył zamiast ręki. No teraz było zajebiście. Aż zapamięta tą chwilę.
– Ja nie bardzo czaje o co chodzi więc zaczynaj – rozleniwił się totalnie. Taki moment byłby dobry na zaserwowanie sobie czegoś na pobudzenie. Nie miał nic jak na złość!
Komórka w tylnej kieszeni spodni zawibrowała oznajmiając o przyjściu wiadomości albo maila. Niespiesznie wyciągnął ją, odczytał treść i parsknął.
– Zobacz. On to ma przejebane – wiadomość zawierała krótką treść : Ma focha. A pod spodem widniało zdjęcie tyłu głowy ułożonej na poduszce śpiącej dziewczyny. Ta, to od Keva. Najwyraźniej zaliczył dym na chacie i obrazę z przytupem.
Powiesz, że alkoholiczka, a Leilani po prostu dbała o kontynuowanie narodowych tradycji! Nie od dziś wiadomo, że Finowie lubują się w trunkach, mają nawet specjalne słowo — kalsarikännit, które oznacza samotne picie w domu w samej bieliźnie. A tak w ogóle, to nieważne jaki alkohol się jej da; młodej nie obchodziło, czy wino jest wytrawne, czy też znane jest w kręgach wesołych panów spod monopolowego, byle tylko było słodkie. Wszystko, co było słodkie smakowało Lei.
— Po prostu... — zaczęła, wbijając w niego wzrok. Wyglądała, jakby chciała mu coś powiedzieć, ale nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów. — ...skończ z tym, póki nie jest za późno.
Zabrzmiało to tak, jakby się o niego martwiła. Lei. Martwiąca się o Victora. Ktoś tu zdecydowanie przesadził z alkoholem i powinien opuścić kolejkę, albo od razu trzy.
— Dobra, deal. — odparła bawiąc się kosmykami włosów. Miała nadzieję, że ceną zaproponowaną przez Rosa nie będzie seks z nim, czy coś w tym rodzaju. Przecież ona kłamała z tym byciem lesbijką, a jeśli dojdzie do tego bycie pijaną jak teraz i zdesperowaną jak na pierwszych dniach odwyku, to tragedia gotowa. Nie, naprawdę, ona sobie nie ufała w kwestii ćpania. Żeby zdobyć narkotyk nie cofnie się przed niczym.
Ale póki co, nic nie wskazywało na to, że miałaby wrócić do nałogu. Tylko wspomnienia, które chciałaby całkowicie wymazać, dawały o sobie znać, gdy mijała zaułki, w których zaopatrywała się w amfetaminę. A może to właśnie był znak, że powinna zmienić otoczenie? Czyli co, ma się wprowadzić do Louisa?
—Dlaczego każesz mówić do siebie Victor, zamiast Oscar? — czy mu się to podobało, czy nie, Leilani znała jego prawdziwe dane, w końcu byli zamieszani w to samo gówno. Zastanawiało ją, dlaczego Ros chowa się za innym imieniem odkąd tylko na komendzie skonfrontowano ją z zeznaniami jego i Kaku podczas kolejnego przesłuchania.
— Moja była też robiła mi takie jazdy. Twój kumpel powinien uciekać od niej jak najszybciej, serio. — mruknęła zerkając na zdjęcie. — A jeśli jeszcze szantażuje go brakiem seksu, to niech w ogóle ją zostawi, bo laska najwidoczniej nie ma nic innego do zaoferowania. A takie związki nie mają przyszłości.
I mówi to Leilani, która w całym swoim życiu była tylko w jednym związku, w dodatku z osobą, która znęcała się nad nią psychicznie (a na koniec nawet fizycznie), dla której cała ta toksyczna relacja była tylko "zabawą" i na koniec stwierdziła, że w sumie to jest hetero, a dla takich jak Cigfran (to znaczy, zwracających uwagę na tę samą płeć) powinno się ponownie otworzyć obozy koncentracyjne. W sumie, to Lei nie była pewna, czy była w niej naprawdę zakochana, czy tylko chodziło o fetę, którą jej eks jej załatwiała.
— Po prostu... — zaczęła, wbijając w niego wzrok. Wyglądała, jakby chciała mu coś powiedzieć, ale nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów. — ...skończ z tym, póki nie jest za późno.
Zabrzmiało to tak, jakby się o niego martwiła. Lei. Martwiąca się o Victora. Ktoś tu zdecydowanie przesadził z alkoholem i powinien opuścić kolejkę, albo od razu trzy.
— Dobra, deal. — odparła bawiąc się kosmykami włosów. Miała nadzieję, że ceną zaproponowaną przez Rosa nie będzie seks z nim, czy coś w tym rodzaju. Przecież ona kłamała z tym byciem lesbijką, a jeśli dojdzie do tego bycie pijaną jak teraz i zdesperowaną jak na pierwszych dniach odwyku, to tragedia gotowa. Nie, naprawdę, ona sobie nie ufała w kwestii ćpania. Żeby zdobyć narkotyk nie cofnie się przed niczym.
Ale póki co, nic nie wskazywało na to, że miałaby wrócić do nałogu. Tylko wspomnienia, które chciałaby całkowicie wymazać, dawały o sobie znać, gdy mijała zaułki, w których zaopatrywała się w amfetaminę. A może to właśnie był znak, że powinna zmienić otoczenie? Czyli co, ma się wprowadzić do Louisa?
—Dlaczego każesz mówić do siebie Victor, zamiast Oscar? — czy mu się to podobało, czy nie, Leilani znała jego prawdziwe dane, w końcu byli zamieszani w to samo gówno. Zastanawiało ją, dlaczego Ros chowa się za innym imieniem odkąd tylko na komendzie skonfrontowano ją z zeznaniami jego i Kaku podczas kolejnego przesłuchania.
— Moja była też robiła mi takie jazdy. Twój kumpel powinien uciekać od niej jak najszybciej, serio. — mruknęła zerkając na zdjęcie. — A jeśli jeszcze szantażuje go brakiem seksu, to niech w ogóle ją zostawi, bo laska najwidoczniej nie ma nic innego do zaoferowania. A takie związki nie mają przyszłości.
I mówi to Leilani, która w całym swoim życiu była tylko w jednym związku, w dodatku z osobą, która znęcała się nad nią psychicznie (a na koniec nawet fizycznie), dla której cała ta toksyczna relacja była tylko "zabawą" i na koniec stwierdziła, że w sumie to jest hetero, a dla takich jak Cigfran (to znaczy, zwracających uwagę na tę samą płeć) powinno się ponownie otworzyć obozy koncentracyjne. W sumie, to Lei nie była pewna, czy była w niej naprawdę zakochana, czy tylko chodziło o fetę, którą jej eks jej załatwiała.
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach