▲▼
"A ty co kurwa? Niemowa?"
Nawet nie spojrzał w jego kierunku. Jak dla nich mógł być nawet głuchy. Mogli rzecz jasna próbować odpowiedzieć na jego wiadomości, problem w tym, że były kompletnie nieresponsywne. Nijak nie zapisywały się w ich skrzynce odbiorczej, a same znikały w kilka sekund po dotknięciu ich palcem w celu odczytania. Nie był na tyle głupi, by dawać im jakiekolwiek wskazówki, które pomogłyby im w przyszłości namierzyć jego miejsce pobytu czy urządzenia, których używał.
No patrzcie, to już usłyszał. I nawet załączył im do wiadomości jakieś głupie facebookowe emoji. Wolfie było pseudonimem, który towarzyszył mu od dawna. Poza tym był na tyle nieoryginalny, by po wpisaniu go w internet, wyskakiwały miliony wilczków z całego świata. Nie od dziś wiadomo było, że te konkretne psowate były istnym fenomenem zarówno wśród młodszych, jak i starszych.
To z kolei stanowiło dla kogoś takiego jak on kryjówkę idealną. Mógłby założyć sobie nawet konto na twitterze - w sumie to nawet je miał - a i tak nikt nie byłby w stanie określić czy należy właśnie do niego.
Spojrzał na Chase'a i skinął krótko głową. Wiedział, że pozostawienie mu doboru osób będzie dobrym pomysłem. Jakby nie patrzeć, szybkie decyzje działały na ich korzyść. Dodatkowo były wskazówką, że jeśli coś po drodze pójdzie nie tak, szybko w miarę sprawnie powinni się ogarnąć z przydzielanymi rolami, by uratować sytuację. Nie podniósł głowy nawet wtedy, gdy w powietrzu zaczęła latać broń. Średnio go interesowało czy zamierzali kogokolwiek zabijać, dopóki rzecz jasna to jego własne życie nie znajdzie się w niebezpieczeństwie.
No, w końcu.
Uniósł kącik ust do góry, gdy jego robale zaczęły powoli szaleć. Podniósł się do góry, nadal trzymając laptopa, nim wcisnął enter. Zatrzasnął urządzenie i wrzucił je szybko do plecaka. Machnął ręką na Chase'a, pokazując mu tym samym by za nim podążał, podnosząc dłoń do góry z trzema wyprostowanymi palcami.
3.
2.
1.
Głośne jęki bawiących się w najlepsze aktorów porno wypełniły całą okolicę. Nie ograniczał się do budki, puszczając ich na wszystkich możliwych głośnikach zamontowanych w zajeździe. Tymczasowo odłączone kamery opadły w dół. Jedynym co mężczyzna mógł zobaczyć na swoich ekranach było to samo, co jeszcze chwilę temu oglądał w prywatnym kompie. Nie zdążył jedynie zhakować latarni, ale w tym momencie nie powinno ich to jakoś szczególnie martwić.
Nie żeby to wszystko koniec końców go obchodziło. Gdy tylko zgiął ostatni palec, a całe przedstawienie się rozpoczęło, Wilczek wdrapał się po bramie zwinnie jak małpa i przeskoczył na drugą stronę, momentalnie biegnąc w stronę wskazanego autobusu. Miał w końcu jedno ważne zadanie.
Wpadł do środka, momentalnie zabierając się do roboty. I prawie roześmiał na głos. Kurwa, poważnie? Już wóz jego dziadka miał bardziej skomplikowane połączenia niż ten złom. Uruchomienie silnika zabrało mu nieco więcej niż minutę. Silnik zaryczał głośno, gdy Wilczek wycofał się w tył i ukłonił teatralnie, wskazując siedzenie Chase'owi.
Książę, twa kareta jest gotowa do drogi.
Oczywiście, że się na tym znał. Pierwszy raz podpierdolił matce pieniądze jak miał trzy lata. W wieku pięciu spierdolił z przedszkola, a siedmiu włamał się do szkolnej kafeterii jak sprzedawczyni poszła na fajka, a jemu strasznie chciało się drożdżówki. Niektórzy rodzili się z pewnym powołaniem, swoje odnalazł właśnie w tym wszystkim.
Wolfgang nie brzmiało zresztą tak źle, nie zamierzał więc protestować. Pseudonimy nigdy jakoś szczególnie go nie obchodziły. Nie znał ich po prostu na tyle, by przedstawiać się jako Isaac. Co sobie pomyślą o reszcie to już nie jego sprawa.
Uniósł kącik ust do góry, mimowolnie przewracając oczami. Nie zmieniało to jednak faktu, że faktycznie wierzył mu na słowo. Zaraz zajął sobie miejsce z przodu, by mieć perfekcyjny widok nie tylko na kierowcę, ale i przede wszystkim drogę przed nimi. Kto pierwszy ten lepszy i te sprawy. Położył swój plecak na ziemi, upewniając się że podczas jazdy nie przejedzie nagle dołem przez cały pojazd i rozsiadł wygodnie na swoim miejscu. Zabawę czas zacząć na poważnie.
Miał nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. Jakby nie patrzeć ten opracowany przez niego był absolutnie doskonały od A do Z. Poza tym całkiem zabawny w przeciągu pierwszej minuty. Potem robił się w cholerę irytujący, co jednak miało działać właśnie w ten sposób. Im bardziej rosło ludzkie wkurwienie, tym więcej popełniali błędów. Była to wiedza, którą posiadał nie od dziś. Szczególnie dobrze działała zresztą w grach komputerowych.
Wyglądało jednak na to, że chociaż po ich stronie wszystko poszło niezwykle gładko, u innych pojawiły się pewne problemy. Od momentu otworzenia bramy aż po pilnowanie ochroniarza, jak i stanięcie w odpowiednim miejscu. Wilczek siedział wygodnie rozwalony na pierwszym siedzeniu z prawej i musiał przyznać, że mimo pojebania i spontaniczności całego tego wypadu, Chase był naprawdę dobrym kierowcą.
Gdy jednak wszyscy zaczęli się zbierać, wszystkie dźwięki gwałtownie ustały. A wypadający na zewnątrz mężczyzna był wystarczającym dowodem na to, że im szczęście właśnie się skończyło.
— Pierdolone młokosy! W dupach wam się poprzewracało! — wydarł się na cały regulator, wyciągając z kieszeni pistolet. W pierwszym momencie ostrzelał ich autobus od tyłu, nie miał jednak większych szans na faktyczne dorwanie z takiej perspektywy. Nie zamierzał jednak odpuścić tak łatwo. Już wyjeżdżając z zajazdu mogli dostrzec jak dobiega do firmowego auta, z miejsca odpalając silnik. Teraz miała się zacząć prawdziwa zabawa.
Przyglądał się uważnie sytuacji od wsiadających do autobusu ludzi, aż po akcje ochroniarza. Wyglądało jednak na to, że nie wszystko miało pójść tak gładko. To z kolei znaczyło, że jego rola jeszcze się nie skończyła. Podczas gdy Chase zajmował się autobusem, Wilczek sięgnął ponownie do swojego plecaka, wyciągając na kolana laptopa. Pięć sekund wystarczało, by wybudził go ze stanu uśpienia. Jakby nie patrzeć zajebiste części i dysk SSD robił swoje.
Wstukał hasło ucinając transmisję porno, nie było im już potrzebne. Skoro mężczyzna i tak zamierzał ich gonić potrzebowali nowego planu. Podczas gdy wszyscy zajmowali się swoimi rozmowami, mózg Wilczka pracował na najwyższych obrotach i dość szybko znalazły rozwiązanie, które miało największe szanse powodzenia.
Klawiatura chodziła jak szalona, gdy podłączał się do jego radia jak na razie niczego jeszcze nie puszczając. Musieli idealnie się zgrać w czasie, a plan miał tylko jedną szansę powodzenia, doskonale wiedział że dwa razy się na to nie nabierze.
Klasnął krótko w dłonie, by ściągnąć na siebie uwagę Kevlara. Wskazał kciukiem na tył ponad swoim ramieniem, wykonując przy tym ruch otwierania drzwi. Ułożył jedną dłoń w pistolet, zaraz układając tylko wyraźnie usta w dwa słowa, które nigdy nie wydały żadnego dźwięku.
Nie strzelaj.
Miał tylko nadzieję, że zrozumie jego polecenie. Cały plan opierał się teraz tylko i wyłącznie na ich współpracy.
Całe szczęście Kevlar praktycznie od razu zrozumiał o co mu chodzi. Choć wybrał go nieco na chybił trafił, wydawał mu się bardziej domyślny w podobnej komunikacji niż rusek i ten drugi, którego nazywali staruchem.
Sprawdził jeszcze raz szybko połączenie z radiem, wyłączył dźwięk, jednocześnie pokręcając głośnik na pełny regulator. Tyle wystarczyło. Wcisnął enter i odwrócił się w tył. Głośny dźwięk wystrzałów i pękającego szkła buchnął z jadącego za nimi auta. Już sam w sobie bez wątpienia niejedną osobę byłby w stanie doprowadzić do zawału, a dodatkowy bodziec w postaci stojącego przed nim Kevlara tylko podsycał całe wydarzenie. Ochroniarz skręcił gwałtownie w prawo, wpadając autem z piskiem prosto na chodnik. Poza głośnym jazgotem, faktem że dał się zrobić w chuja i bez wątpienia nieźle spalił gumę, raczej nie wyglądało na to, by coś mu się stało.
Dźwięki ucichły zapewne zarówno za sprawą szybko skręconego pokrętła, jak i faktu że Chase nieustannie utrzymywał prędkość oddalając się z miejsca zbrodni. Wyszczerzył się wyraźnie zadowolony, zamknął komputer i wrzucił go z powrotem do plecaka, przechodząc do Kevlara, by zamknąć ponownie tylne drzwi. Teraz czekała ich już tylko wycieczka na plażę. Puścił oko chłopakowi i wrócił na swoje miejsce rozwalając się wygodnie na przednim siedzeniu.
Klasa.
First topic message reminder :
TEREN JACKALS
Ulice
TEREN BRONIONY PRZEZ 5 BONUSOWYCH NPC.
To jedne z tych ulic, które w nocy raczej nie są często odwiedzane bez potrzeby. O ile za dnia przewijają się tutaj osoby niezwiązane z nieciekawym towarzystwem, o tyle po zmroku najczęściej można spotkać ludzi, z którymi nie warto zadzierać, jeśli nie robi się z nimi interesów. Łatwo się pogubić w tym labiryncie ulic, jeśli nie zna się dobrze ich rozkładu, a jeszcze łatwiej zarobić kilka siniaków lub stłuczeń albo nabawić się innych mało przyjemnych rzeczy, które później może być ciężko wytłumaczyć, bądź ukryć przed bliskimi. Raczej ciężko przegapić widok niepełnego uzębienia, kiedy trzeba się odezwać, by wyjaśnić przygodę z niezbyt miłymi panami. Często można też spotkać przejeżdżające tymi ulicami patrole policji, jednak nawet one zdają się nie być wystarczającym straszakiem dla podejrzanych osobników.
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, wymagania do ich pokonania wzrastają dwukrotnie. Oznacza to, że do pokonania jednego Niepoczytalnego musicie wykonać jedną z poniższych akcji:
→ osiem udanych ataków wręcz;
→ cztery udane ataki z użyciem zakupionej broni białej;
→ dwa udane ataki z użyciem zakupionej broni palnej/granatu.
__________
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, wymagania do ich pokonania wzrastają dwukrotnie. Oznacza to, że do pokonania jednego Niepoczytalnego musicie wykonać jedną z poniższych akcji:
→ osiem udanych ataków wręcz;
→ cztery udane ataki z użyciem zakupionej broni białej;
→ dwa udane ataki z użyciem zakupionej broni palnej/granatu.
Nawet nie potrafił ukryć zdziwienia, kiedy zjawił się kolejny członek ekipy i bezceremonialnie siadł dupą na ziemi z swoim przenośnym komputerkiem. Te dzieci to są coraz dziwniejsze, albo ja jestem coraz starszy. Przeszło mu przez myśl. No, parę innych epitetów też, do normalnych to on nie należał. Zresztą, nikt z tej ekipy też nie, ale ten się odznaczał niż te żywiołowe kobietki w ich gangu.
- Sobie tak myślałem, że wywabimy go na zasadzie klasyku w stylu konia trojańskiego, albo udając, że zostawiliśmy telefon wysiadając na pętli. - Rzucił tak ogólnikowo, bo jednak nawet bez planu to niektórzy ewidentnie mieli już tutaj plan. A Sznapsowi to z kolei jakoś specjalnie nie przeszkadzało, póki ktoś nie próbował go ustawiać, to co szkodziło spróbować innych pomysłów. W końcu tu chodzi o zabawę, narobienie zamieszania, wywołanie tej szczypty chaosu i niepokoju w sercach biednych mieszkańców Riverdale. Skoro i tak ich wszystkich tutaj pozamykano, to można by było zadbać by z tego miejsca urządzić jebaną arenę.
Może wtedy zjawiliby się ci, którzy kazali ustanowić ten kretyński zakaz, żeby mógł im nasrać do rzyci.
Liam przeszedł wzrokiem od Chase'a do milczącego nagrobku i znów na czarnowłosego. A potem ostatecznie na blondyna, jak już wysłuchał wszystkich, pokiwał z raz czy dwa głową.
- Tej, no nie wiem czy moje zdziadziałe paluchy mają tyle siły - Parsknął pod nosem. - Nie no, taki żarcik. A lizaczek może wydłubie mu oko tym cukierkiem.
Ale jakoś niespecjalnie był zadowolony kiedy podał Kevlarowi broń. I nie chodziło mu o to, że tamten coś dostał, ale... broń palna, serio. Przecież oni zamierzają podjebać autobus jakiemuś stetryczałemu strażnikowi z orzeczeniem o niepełnosprawności, a nie ruszają na wojnę.
- Kurwa, broń palna? Nie przesadzasz aby? - Wymsknęło mu się w końcu. Zaraz jednak machnął ręką. - Zresztą. Tylko nie strzelaj jak będziemy w pobliżu, jeszcze brakowało rykoszetem dostać w mordę podczas kradzieży autobusu. - Westchnął na koniec.
Wzrok potem utkwił na ich hakera, w końcu to ten milczący ma dać jakiś sygnał, zgodnie z tym planem. A przynajmniej tak to zrozumiał.
- Sobie tak myślałem, że wywabimy go na zasadzie klasyku w stylu konia trojańskiego, albo udając, że zostawiliśmy telefon wysiadając na pętli. - Rzucił tak ogólnikowo, bo jednak nawet bez planu to niektórzy ewidentnie mieli już tutaj plan. A Sznapsowi to z kolei jakoś specjalnie nie przeszkadzało, póki ktoś nie próbował go ustawiać, to co szkodziło spróbować innych pomysłów. W końcu tu chodzi o zabawę, narobienie zamieszania, wywołanie tej szczypty chaosu i niepokoju w sercach biednych mieszkańców Riverdale. Skoro i tak ich wszystkich tutaj pozamykano, to można by było zadbać by z tego miejsca urządzić jebaną arenę.
Może wtedy zjawiliby się ci, którzy kazali ustanowić ten kretyński zakaz, żeby mógł im nasrać do rzyci.
Liam przeszedł wzrokiem od Chase'a do milczącego nagrobku i znów na czarnowłosego. A potem ostatecznie na blondyna, jak już wysłuchał wszystkich, pokiwał z raz czy dwa głową.
- Tej, no nie wiem czy moje zdziadziałe paluchy mają tyle siły - Parsknął pod nosem. - Nie no, taki żarcik. A lizaczek może wydłubie mu oko tym cukierkiem.
Ale jakoś niespecjalnie był zadowolony kiedy podał Kevlarowi broń. I nie chodziło mu o to, że tamten coś dostał, ale... broń palna, serio. Przecież oni zamierzają podjebać autobus jakiemuś stetryczałemu strażnikowi z orzeczeniem o niepełnosprawności, a nie ruszają na wojnę.
- Kurwa, broń palna? Nie przesadzasz aby? - Wymsknęło mu się w końcu. Zaraz jednak machnął ręką. - Zresztą. Tylko nie strzelaj jak będziemy w pobliżu, jeszcze brakowało rykoszetem dostać w mordę podczas kradzieży autobusu. - Westchnął na koniec.
Wzrok potem utkwił na ich hakera, w końcu to ten milczący ma dać jakiś sygnał, zgodnie z tym planem. A przynajmniej tak to zrozumiał.
I s a a c
____________
"A ty co kurwa? Niemowa?"
Nawet nie spojrzał w jego kierunku. Jak dla nich mógł być nawet głuchy. Mogli rzecz jasna próbować odpowiedzieć na jego wiadomości, problem w tym, że były kompletnie nieresponsywne. Nijak nie zapisywały się w ich skrzynce odbiorczej, a same znikały w kilka sekund po dotknięciu ich palcem w celu odczytania. Nie był na tyle głupi, by dawać im jakiekolwiek wskazówki, które pomogłyby im w przyszłości namierzyć jego miejsce pobytu czy urządzenia, których używał.
Wilczek.
No patrzcie, to już usłyszał. I nawet załączył im do wiadomości jakieś głupie facebookowe emoji. Wolfie było pseudonimem, który towarzyszył mu od dawna. Poza tym był na tyle nieoryginalny, by po wpisaniu go w internet, wyskakiwały miliony wilczków z całego świata. Nie od dziś wiadomo było, że te konkretne psowate były istnym fenomenem zarówno wśród młodszych, jak i starszych.
To z kolei stanowiło dla kogoś takiego jak on kryjówkę idealną. Mógłby założyć sobie nawet konto na twitterze - w sumie to nawet je miał - a i tak nikt nie byłby w stanie określić czy należy właśnie do niego.
Spojrzał na Chase'a i skinął krótko głową. Wiedział, że pozostawienie mu doboru osób będzie dobrym pomysłem. Jakby nie patrzeć, szybkie decyzje działały na ich korzyść. Dodatkowo były wskazówką, że jeśli coś po drodze pójdzie nie tak, szybko w miarę sprawnie powinni się ogarnąć z przydzielanymi rolami, by uratować sytuację. Nie podniósł głowy nawet wtedy, gdy w powietrzu zaczęła latać broń. Średnio go interesowało czy zamierzali kogokolwiek zabijać, dopóki rzecz jasna to jego własne życie nie znajdzie się w niebezpieczeństwie.
No, w końcu.
Uniósł kącik ust do góry, gdy jego robale zaczęły powoli szaleć. Podniósł się do góry, nadal trzymając laptopa, nim wcisnął enter. Zatrzasnął urządzenie i wrzucił je szybko do plecaka. Machnął ręką na Chase'a, pokazując mu tym samym by za nim podążał, podnosząc dłoń do góry z trzema wyprostowanymi palcami.
3.
2.
1.
Głośne jęki bawiących się w najlepsze aktorów porno wypełniły całą okolicę. Nie ograniczał się do budki, puszczając ich na wszystkich możliwych głośnikach zamontowanych w zajeździe. Tymczasowo odłączone kamery opadły w dół. Jedynym co mężczyzna mógł zobaczyć na swoich ekranach było to samo, co jeszcze chwilę temu oglądał w prywatnym kompie. Nie zdążył jedynie zhakować latarni, ale w tym momencie nie powinno ich to jakoś szczególnie martwić.
Nie żeby to wszystko koniec końców go obchodziło. Gdy tylko zgiął ostatni palec, a całe przedstawienie się rozpoczęło, Wilczek wdrapał się po bramie zwinnie jak małpa i przeskoczył na drugą stronę, momentalnie biegnąc w stronę wskazanego autobusu. Miał w końcu jedno ważne zadanie.
Wpadł do środka, momentalnie zabierając się do roboty. I prawie roześmiał na głos. Kurwa, poważnie? Już wóz jego dziadka miał bardziej skomplikowane połączenia niż ten złom. Uruchomienie silnika zabrało mu nieco więcej niż minutę. Silnik zaryczał głośno, gdy Wilczek wycofał się w tył i ukłonił teatralnie, wskazując siedzenie Chase'owi.
Książę, twa kareta jest gotowa do drogi.
„Yoł,” rzucił w stronę Chase’a, a po chwili dodał lekko rozbawiony. „No, w końcu spełnisz swoje ciche marzenie o wesołym autobusie. Szkoda tylko, że aż tyle Ci to zajęło,” dokończył przesuwając wzrokiem po wszystkich.
Stanął tak by móc obserwować zebranych, a jednocześnie mieć dobry widok na zajezdnie i budę ochroniarza.
Nie wtrącał się w ustalenia, ani też nie rzucał żadnych pomysłów. Przyszedł tu bo w zasadzie nie miał nic innego do roboty. Z resztą jak w końcu coś ustalą był pewien, że dadzą mu znać. Tymczasem skupił swój wzrok na milczącym typie siedzącym na krawężniku z laptopem. Oho, czyżby w końcu trafił im się jakiś haker z prawdziwego zdarzenia? Jego uwadze nie uszło również to, że chłopak w ogóle się nie odzywał, a zamiast słów komunikował się za pośrednictwem krótkich wiadomości. Sprytnie. Chociaż jak dla niego to było zbyt czasochłonne.
Gdy usłyszał Travitza i jego standardowe słowa westchnął ze znużenia.
„Ej typie, co ty właściwie masz do lizaków, co?” Spojrzał na niego krzywo i zbliżył się do Rosjanina o parę kroków.
Lizaczek? Przeniósł wzrok na najstarszego z nich z irytacją wymalowaną na twarzy.
„Ty, dziadek lepiej się hamuj jeśli nie chcesz skończyć na wózku,” może to przez wzgląd na ich pierwsze spotkanie na plaży i akcje z parawanem, ale Janusza był w stanie jeszcze tolerować. To nie znaczyło, że każdy mógł robić sobie z niego jaja.
Gdy Travitza skierował kolbę pistoletu w jego kierunku Kris złapał za patyczek od lizaka i wyrzucił go za siebie. Spojrzał chłodno prosto w oczy Smugglera widząc jak ten tylko czeka na jego reakcje.
Żebyś się nie zdziwił.
Wykrzywił usta w pół uśmiechu, chwycił pewnie za broń, przeładował ją i z całych sił powstrzymywał się by nie wycelować jej prosto w jego twarz, albo twarz Schnappiego. Zamiast tego uniósł ją przed siebie i wycelował w budę ochroniarza. Jeśli ktokolwiek z nich myślał, że do tej pory nigdy nie trzymał w ręku pistoletu to byli w błędzie.
„Zostawcie go mnie,” opuścił broń, zabezpieczył ją i schował za pasek spodni. „Bez obaw. Strzelę tak by rykoszet wylądował prosto w twoim dupsku,” rzucił w stronę Krokodyla. Sam do końca nie był pewien czy w tym momencie żartował czy też nie.
Po chwili cały plac przeszyły jęki taniego pornola i tym razem Kris nie mógł się powstrzymać od parsknięcia śmiechem. Zagwizdał gdy ich haker wlazł po ogrodzeniu jak jakaś małpa i nawet obdarzył go paroma klaśnięciami.
„No Chase, droga wolna,” wskazał ręką na zajezdnię. W końcu działo się coś ciekawego w tym podłym mieście.
Stanął tak by móc obserwować zebranych, a jednocześnie mieć dobry widok na zajezdnie i budę ochroniarza.
Nie wtrącał się w ustalenia, ani też nie rzucał żadnych pomysłów. Przyszedł tu bo w zasadzie nie miał nic innego do roboty. Z resztą jak w końcu coś ustalą był pewien, że dadzą mu znać. Tymczasem skupił swój wzrok na milczącym typie siedzącym na krawężniku z laptopem. Oho, czyżby w końcu trafił im się jakiś haker z prawdziwego zdarzenia? Jego uwadze nie uszło również to, że chłopak w ogóle się nie odzywał, a zamiast słów komunikował się za pośrednictwem krótkich wiadomości. Sprytnie. Chociaż jak dla niego to było zbyt czasochłonne.
Gdy usłyszał Travitza i jego standardowe słowa westchnął ze znużenia.
„Ej typie, co ty właściwie masz do lizaków, co?” Spojrzał na niego krzywo i zbliżył się do Rosjanina o parę kroków.
Lizaczek? Przeniósł wzrok na najstarszego z nich z irytacją wymalowaną na twarzy.
„Ty, dziadek lepiej się hamuj jeśli nie chcesz skończyć na wózku,” może to przez wzgląd na ich pierwsze spotkanie na plaży i akcje z parawanem, ale Janusza był w stanie jeszcze tolerować. To nie znaczyło, że każdy mógł robić sobie z niego jaja.
Gdy Travitza skierował kolbę pistoletu w jego kierunku Kris złapał za patyczek od lizaka i wyrzucił go za siebie. Spojrzał chłodno prosto w oczy Smugglera widząc jak ten tylko czeka na jego reakcje.
Żebyś się nie zdziwił.
Wykrzywił usta w pół uśmiechu, chwycił pewnie za broń, przeładował ją i z całych sił powstrzymywał się by nie wycelować jej prosto w jego twarz, albo twarz Schnappiego. Zamiast tego uniósł ją przed siebie i wycelował w budę ochroniarza. Jeśli ktokolwiek z nich myślał, że do tej pory nigdy nie trzymał w ręku pistoletu to byli w błędzie.
„Zostawcie go mnie,” opuścił broń, zabezpieczył ją i schował za pasek spodni. „Bez obaw. Strzelę tak by rykoszet wylądował prosto w twoim dupsku,” rzucił w stronę Krokodyla. Sam do końca nie był pewien czy w tym momencie żartował czy też nie.
Po chwili cały plac przeszyły jęki taniego pornola i tym razem Kris nie mógł się powstrzymać od parsknięcia śmiechem. Zagwizdał gdy ich haker wlazł po ogrodzeniu jak jakaś małpa i nawet obdarzył go paroma klaśnięciami.
„No Chase, droga wolna,” wskazał ręką na zajezdnię. W końcu działo się coś ciekawego w tym podłym mieście.
— Ej, kurwa. Ale z tym zabijaniem wyluzujcie. Może i jestem złodziejem, ale jeśli kogoś zapierdolicie, to na mnie nie liczcie. Pisałem się na jazdę autobusem, a nie na jebaną zabawę w pozbywanie się ciała — rzucił, unosząc ręce w oczywistym sygnale, że nie ma najmniejszego zamiaru, by poczuwać się do odpowiedzialności za czyjeś życie. Święty nie był, ale Riverdale nie zniszczyło go na tyle, by zatrzeć wszystkie granice jego moralności. Mógł kraść pojazdy, sklepać komuś mordę, kłócić się ze starszymi paniami, ale zostanie mordercą jeszcze nie znalazło się na liście jego celów do osiągnięcia. W chuju miał to, czy uznają to za słabość – cieszył się, że przynajmniej nie był aż takim pojebem.
Ruch unoszonej dłoni przyciągnął uwagę czarnowłosego, przez co od razu przyjrzał się palcom Wilczka – co za pedalska ksywa – który zaczął odliczanie. Był pewien, że ich akcja właśnie wystartowała, a kiedy okolicę wypełniły głośne jęki i sapanie, żałował, że nie pomylił się co do nocnego oglądania pornosów przez mężczyznę.
— Dobra, rozpierdolcie tę bramę. — Zasalutował im niedbale, zanim sam wskoczył na ogrodzenie i zwinnie przedostał się na drugą stronę. Dało się zauważyć, że podobne przeszkody nie stanowiły dla niego najmniejszego problemu i gdyby przyszło mu spierdalać z buta, prawdopodobnie szybko zgubiłby ogon. Trzymając się z dala od blasku lamp, prześlizgnął się za chłopakiem do wskazanego wcześniej autobusu. Bez najmniejszego wahania wszedł do środka. Skoro już tu byli, ten plan nie mógł się nie udać.
— Mam nadzieję, że dobrze się na tym znasz, Wolfgang — odparł, celowo przekręcając jego pseudonim. W głowie Whitelawa brzmiał on znacznie lepiej i doskonale pasował do koncertu, który zgotował im za sprawą komputera ochroniarza. Dźwięki może średnio sprawdzały się w roli podkładu dla ich akcji, ale ochroniarz na pewno srał teraz w gacie i próbował uporać się z wadliwym sprzętem.
Chase nie musiał czekać na żadną odpowiedź. Warczenie silnika pojazdu wystarczyło, by brunet przekonał się, że ta część planu poszła jak z płatka.
— No, no, teraz to się kurwa zacznie. Lepiej złap się poręczy, młody — polecił, ściągając plecak z ramion i rzucił go obok siedzenia kierowcy. Teraz już swojego siedzenia. Zajął miejsce za kierownicą, dociskając sprzęgło i wrzucając pierwszy bieg. Na razie nie odpalał świateł, nie chcąc przyciągać uwagi strażnika. Brama była wystarczająco wyraźna dzięki lampom ulicznym. Ruszył w jej stronę, mając nadzieję, że reszta upora się z bramą na czas – w przeciwnym razie będzie musiał wyjebać ją z zawiasów, a wolałby nie porysować swojej nowej bryki.
Ruch unoszonej dłoni przyciągnął uwagę czarnowłosego, przez co od razu przyjrzał się palcom Wilczka – co za pedalska ksywa – który zaczął odliczanie. Był pewien, że ich akcja właśnie wystartowała, a kiedy okolicę wypełniły głośne jęki i sapanie, żałował, że nie pomylił się co do nocnego oglądania pornosów przez mężczyznę.
— Dobra, rozpierdolcie tę bramę. — Zasalutował im niedbale, zanim sam wskoczył na ogrodzenie i zwinnie przedostał się na drugą stronę. Dało się zauważyć, że podobne przeszkody nie stanowiły dla niego najmniejszego problemu i gdyby przyszło mu spierdalać z buta, prawdopodobnie szybko zgubiłby ogon. Trzymając się z dala od blasku lamp, prześlizgnął się za chłopakiem do wskazanego wcześniej autobusu. Bez najmniejszego wahania wszedł do środka. Skoro już tu byli, ten plan nie mógł się nie udać.
— Mam nadzieję, że dobrze się na tym znasz, Wolfgang — odparł, celowo przekręcając jego pseudonim. W głowie Whitelawa brzmiał on znacznie lepiej i doskonale pasował do koncertu, który zgotował im za sprawą komputera ochroniarza. Dźwięki może średnio sprawdzały się w roli podkładu dla ich akcji, ale ochroniarz na pewno srał teraz w gacie i próbował uporać się z wadliwym sprzętem.
Chase nie musiał czekać na żadną odpowiedź. Warczenie silnika pojazdu wystarczyło, by brunet przekonał się, że ta część planu poszła jak z płatka.
— No, no, teraz to się kurwa zacznie. Lepiej złap się poręczy, młody — polecił, ściągając plecak z ramion i rzucił go obok siedzenia kierowcy. Teraz już swojego siedzenia. Zajął miejsce za kierownicą, dociskając sprzęgło i wrzucając pierwszy bieg. Na razie nie odpalał świateł, nie chcąc przyciągać uwagi strażnika. Brama była wystarczająco wyraźna dzięki lampom ulicznym. Ruszył w jej stronę, mając nadzieję, że reszta upora się z bramą na czas – w przeciwnym razie będzie musiał wyjebać ją z zawiasów, a wolałby nie porysować swojej nowej bryki.
— Zluzujcie zawory, przecież nie musi mu od razu sprzedawać kulki w łeb... Chyba, że będzie chciał. — Drapieżny uśmiech Travitzy dosyć jasno sugerował, że on nie miał takich zachwiań moralnych. Trochę go rozczarowała reakcja Chase'a i Schappiego, ale potwierdzała to, co sądził o nich od samego początku. Dzieci wyszły na podwórko i chciały się pobawić w gangi. Tylko Shnappi był tym trochę starszym i lekko przytrzymanym. No trudno. Przynajmniej Kevlar nie okazał się pipką.
— To mam, że wyglądasz jak jakiś pedzio z przedszkola, a ja nie lubię pedziów. Poza tym jak będziesz z tym biegać, to możesz upaść i się udławić — odpowiedział mu, chociaż ciężko było ocenić czy była to przestroga, czy może raczej życzenie.
I jeszcze ten "Wilczek". No naprawdę, uroczo.
Ale zabawa właśnie się zaczęła, kiedy z głośników dobiegły dźwięki ordynarnego pornola. Travitza zarechotał głośno. I takie imprezy to on lubił. Odprowadził spojrzeniem Chase'a oraz Wilczka — co za pedalska ksywka — a następnie odwrócił się w kierunku bramy.
— Dobra pizdusie, pora wywiązać się ze swojej części planu — powiedział, po czym strzelił kośćmi w obu dłoniach. Następnie ruszył biegiem i po prostu się w tę bramę wpierdolił z wrzaskiem. Złapał dłońmi za metalowe pręty i zaczął z całej siły napierać na metalową przeszkodę. Brama jęknęła w proteście, ale prawie w ogóle nie stawiała oporu. Wygląda na to, że Riverdale nie zainwestował tutaj zbyt wielkich pieniędzy. Centymetr po centymetrze, brama przesuwała się w nienaturalnym dla siebie kierunku. Rosjanin napinał wszystkie mięśnie i zaciskał mocno szczęki, ale w pewnym momencie poczuł, że dalej tego wózka już nie pociągnie.
— No pomóż mi kurwa! — ryknął ponaglająco na Shnapsa, starając się cały czas napierać na metalową przeszkodę.
— To mam, że wyglądasz jak jakiś pedzio z przedszkola, a ja nie lubię pedziów. Poza tym jak będziesz z tym biegać, to możesz upaść i się udławić — odpowiedział mu, chociaż ciężko było ocenić czy była to przestroga, czy może raczej życzenie.
I jeszcze ten "Wilczek". No naprawdę, uroczo.
Ale zabawa właśnie się zaczęła, kiedy z głośników dobiegły dźwięki ordynarnego pornola. Travitza zarechotał głośno. I takie imprezy to on lubił. Odprowadził spojrzeniem Chase'a oraz Wilczka — co za pedalska ksywka — a następnie odwrócił się w kierunku bramy.
— Dobra pizdusie, pora wywiązać się ze swojej części planu — powiedział, po czym strzelił kośćmi w obu dłoniach. Następnie ruszył biegiem i po prostu się w tę bramę wpierdolił z wrzaskiem. Złapał dłońmi za metalowe pręty i zaczął z całej siły napierać na metalową przeszkodę. Brama jęknęła w proteście, ale prawie w ogóle nie stawiała oporu. Wygląda na to, że Riverdale nie zainwestował tutaj zbyt wielkich pieniędzy. Centymetr po centymetrze, brama przesuwała się w nienaturalnym dla siebie kierunku. Rosjanin napinał wszystkie mięśnie i zaciskał mocno szczęki, ale w pewnym momencie poczuł, że dalej tego wózka już nie pociągnie.
— No pomóż mi kurwa! — ryknął ponaglająco na Shnapsa, starając się cały czas napierać na metalową przeszkodę.
Wesoła kompania, nie ma co. Liam jedynie co zrobił na tę beznadziejną groźbę Kevlara, to wywrócił oczami, cicho wzdychając.
- Nie strasz, nie strasz, bo się zesrasz - Odpowiedział starym, podwórkowym porzekadłem, z czasów, kiedy za dzieciaka bawiło się na podwórku w policjantów i złodziei. Może i wszyscy tutaj byli braćmi w zbrodni, ale szczekać to on mógł sobie do swoich kolegów. Jakby to powiedziała stara baba z matmy "nie tym tonem gówniarzu".
No jeden normalny, pomyślał sobie, patrząc jak już dwójka znikła za murem i pozostało im jedynie otworzyć bramę. Na tę dywersję kurdupla nijak nie zareagował, starał się raczej skupić na tym co ma robić, bo gdy tylko pierwsze jęki wydobyły się gromko z głośników, to skończyło się śmieszkowanie i dogryzanie. Teraz to jak coś się spierdoli, to w najlepszym wypadku po prostu uciekną, a w najgorszym...zerknął na dzierżącego broń lizaczka... zrobi się gorąco.
Przez sekundy patrzył jak brama ulega sile blondyna i w zasadzie wydawało się, że sobie z tym sam poradzi, ale chyba jednak nie do końca, skoro za moment na niego huknął. Liam jakoś się nie zastanawiał zbytnio i w sekundę już przy tej bramie był, łapiąc za pręty tam samo i podobnie starając się ciągnąć tę bramę, by w końcu całkiem uległa. Co też jednak nie do końca wyszło, może się nie wyspał, może to przez to, że był trzeźwy, ale ostatecznie miał być tutaj wsparciem i całe szczęście, bo sam by pewnie tej bramy nie ruszył.
- Nie strasz, nie strasz, bo się zesrasz - Odpowiedział starym, podwórkowym porzekadłem, z czasów, kiedy za dzieciaka bawiło się na podwórku w policjantów i złodziei. Może i wszyscy tutaj byli braćmi w zbrodni, ale szczekać to on mógł sobie do swoich kolegów. Jakby to powiedziała stara baba z matmy "nie tym tonem gówniarzu".
No jeden normalny, pomyślał sobie, patrząc jak już dwójka znikła za murem i pozostało im jedynie otworzyć bramę. Na tę dywersję kurdupla nijak nie zareagował, starał się raczej skupić na tym co ma robić, bo gdy tylko pierwsze jęki wydobyły się gromko z głośników, to skończyło się śmieszkowanie i dogryzanie. Teraz to jak coś się spierdoli, to w najlepszym wypadku po prostu uciekną, a w najgorszym...zerknął na dzierżącego broń lizaczka... zrobi się gorąco.
Przez sekundy patrzył jak brama ulega sile blondyna i w zasadzie wydawało się, że sobie z tym sam poradzi, ale chyba jednak nie do końca, skoro za moment na niego huknął. Liam jakoś się nie zastanawiał zbytnio i w sekundę już przy tej bramie był, łapiąc za pręty tam samo i podobnie starając się ciągnąć tę bramę, by w końcu całkiem uległa. Co też jednak nie do końca wyszło, może się nie wyspał, może to przez to, że był trzeźwy, ale ostatecznie miał być tutaj wsparciem i całe szczęście, bo sam by pewnie tej bramy nie ruszył.
Nie miał ochoty wdawać się w dalsze dyskusje zarówno z Januszem jak i Schnappim. Jeszcze będzie miał okazje im się odwdzięczyć, a znając jego szczęście nastąpi to prędzej niż później.
Stanął nieco z boku gdy oboje zaczęli szarpać się z bramą, w tym samym czasie sprawdził czy broń jaką trzymał była zabezpieczona. Następnie schował ją za pasek spodni i podszedł do bramy. Jednak zamiast pomóc Smugglerowi i Krokodylowi, przecisnął się przez szparę, jaką udało im się stworzyć i spokojnym krokiem podszedł do budki ochroniarza.
Dźwięki dochodzące ze wszystkich stron były na tyle głośne, że zagłuszyły nie tylko jego kroki, ale także skrzypienie otwieranej na siłę bramy czy burczenie silnika w oddali. Musiał przyznać, że ten dziwny dzieciak wykonał kawał dobrej roboty. Nawet porno, które wybrał było nie najgorsze.
Kris stanął we framudze drzwi obserwując z rozbawieniem jak ochroniarz miota się na wszystkie strony próbując wyłączyć zarówno dźwięki jak i obraz, który wyświetlał się na każdym ekranie. Parsknął pod nosem, wyciągnął telefon i bez ceregieli zaczął nagrywać poczynania mężczyzny. Cyknął mu także kilka zdjęć, które od razy podesłał Chase’owi na komunikatorze.
O tak, to mu się zdecydowanie spodoba.
Schował urządzenie do kieszeni i dalej stał w tym samym miejscu, nie ruszając się nawet o krok. W sumie zastanawiał się kiedy ochroniarz go zauważy i jaka będzie jego reakcja, ale póki co miał niezły ubaw. A nawet jeśli mężczyzna zorientuje się, że nie jest sam wtedy cóż, nie bez przyczyny nosił ksywę Kevlar.
Stanął nieco z boku gdy oboje zaczęli szarpać się z bramą, w tym samym czasie sprawdził czy broń jaką trzymał była zabezpieczona. Następnie schował ją za pasek spodni i podszedł do bramy. Jednak zamiast pomóc Smugglerowi i Krokodylowi, przecisnął się przez szparę, jaką udało im się stworzyć i spokojnym krokiem podszedł do budki ochroniarza.
Dźwięki dochodzące ze wszystkich stron były na tyle głośne, że zagłuszyły nie tylko jego kroki, ale także skrzypienie otwieranej na siłę bramy czy burczenie silnika w oddali. Musiał przyznać, że ten dziwny dzieciak wykonał kawał dobrej roboty. Nawet porno, które wybrał było nie najgorsze.
Kris stanął we framudze drzwi obserwując z rozbawieniem jak ochroniarz miota się na wszystkie strony próbując wyłączyć zarówno dźwięki jak i obraz, który wyświetlał się na każdym ekranie. Parsknął pod nosem, wyciągnął telefon i bez ceregieli zaczął nagrywać poczynania mężczyzny. Cyknął mu także kilka zdjęć, które od razy podesłał Chase’owi na komunikatorze.
O tak, to mu się zdecydowanie spodoba.
Schował urządzenie do kieszeni i dalej stał w tym samym miejscu, nie ruszając się nawet o krok. W sumie zastanawiał się kiedy ochroniarz go zauważy i jaka będzie jego reakcja, ale póki co miał niezły ubaw. A nawet jeśli mężczyzna zorientuje się, że nie jest sam wtedy cóż, nie bez przyczyny nosił ksywę Kevlar.
I s a a c
____________
Oczywiście, że się na tym znał. Pierwszy raz podpierdolił matce pieniądze jak miał trzy lata. W wieku pięciu spierdolił z przedszkola, a siedmiu włamał się do szkolnej kafeterii jak sprzedawczyni poszła na fajka, a jemu strasznie chciało się drożdżówki. Niektórzy rodzili się z pewnym powołaniem, swoje odnalazł właśnie w tym wszystkim.
Wolfgang nie brzmiało zresztą tak źle, nie zamierzał więc protestować. Pseudonimy nigdy jakoś szczególnie go nie obchodziły. Nie znał ich po prostu na tyle, by przedstawiać się jako Isaac. Co sobie pomyślą o reszcie to już nie jego sprawa.
Uniósł kącik ust do góry, mimowolnie przewracając oczami. Nie zmieniało to jednak faktu, że faktycznie wierzył mu na słowo. Zaraz zajął sobie miejsce z przodu, by mieć perfekcyjny widok nie tylko na kierowcę, ale i przede wszystkim drogę przed nimi. Kto pierwszy ten lepszy i te sprawy. Położył swój plecak na ziemi, upewniając się że podczas jazdy nie przejedzie nagle dołem przez cały pojazd i rozsiadł wygodnie na swoim miejscu. Zabawę czas zacząć na poważnie.
Telefon może i wibrował właśnie w jego kieszeni zasypywany powiadomieniami o wiadomościach Kevlara, ale Whitelaw był teraz zbyt zajęty, by zawracać sobie głowę rozedrganym urządzeniem. Był całkowicie skupiony na drodze, a ekscytacja nową zabawką kompletnie go pochłonęła, bo oto właśnie dojeżdżał do bramy, której sforsowanie poszło równie gładko, co odpalenie tego złomu. Zza szyby przyglądał się dwójce Szakali, którzy wspólnymi siłami przepychali bramę do samego końca – nie umknęło mu to, że ich dziadek nieco się zasapał i to Smuggler odwalił większość roboty. Schnappi miał szczęście, że nie rozjebał im całego planu swoimi niewyćwiczonymi witkami.
Autobus leniwym tempem przetoczył się przez wyjazd, a kiedy połowicznie znalazł się na ulicy, Chase wcisnął hamulec, dając członkom gangu czas na władowanie się do środka.
— Zapraszam na pokład, frajerzy — rzucił, błądząc wzrokiem po przyciskach na konsoli rozdzielczej. Metodą prób i błędów pootwierał wszystkie drzwi do pojazdu, by nie musieli się zbytnio przepychać. Gdy znaleźli się w środku, czarnowłosy obejrzał się za siebie przez ramię.
Kogoś tu brakowało.
— Gdzie jest kurwa, Kalmar? — odparł, ale na to pytanie mógł odpowiedzieć sobie równie szybko, gdy tylko rzucił jeszcze okiem w stronę placu. Światło padające z budki ochroniarza sprawiło, że ciężko było przeoczyć sylwetkę chłopaka, który jak gdyby nigdy nic postanowił przyłączyć się do seansu. Akurat teraz. — Ja pierdolę. Czy on na serio znowu się zjarał?
Nie oczekiwał odpowiedzi od żadnego z Szakali – jakby nie patrzeć, z ich grona to prawdopodobnie Chase znał go najbardziej. Chociaż najszybszym sposobem na zwrócenie uwagi kumpla, był krzyk, w tej sytuacji nie zamierzał drzeć mordy, bo to zwróciłoby na niego niepotrzebną uwagę. A wiadomo, że nie potrzebujesz jebanej uwagi, gdy próbujesz odjechać kradzionym autobusem. Brunet szybko wyciągnął komórkę – na ten moment ignorując zdjęcia wysłane przez kumpla – i wystukał na klawiaturze szybką wiadomość:
Wbrew wyznacznikowi czasowemu, Whitelaw ruszył dalej, całkowicie opuszczając zajezdnię autobusową. Uznał, że znacznie lepiej będzie wyjechać na ulicę, by w razie czego mieć już prostą drogę ucieczki.
Naprawdę zamierzał zostawić kumpla?
Dwadzieścia trzy...
Cóż, na pewno nie zamierzał wylądować przez niego w pace.
Autobus leniwym tempem przetoczył się przez wyjazd, a kiedy połowicznie znalazł się na ulicy, Chase wcisnął hamulec, dając członkom gangu czas na władowanie się do środka.
— Zapraszam na pokład, frajerzy — rzucił, błądząc wzrokiem po przyciskach na konsoli rozdzielczej. Metodą prób i błędów pootwierał wszystkie drzwi do pojazdu, by nie musieli się zbytnio przepychać. Gdy znaleźli się w środku, czarnowłosy obejrzał się za siebie przez ramię.
Kogoś tu brakowało.
— Gdzie jest kurwa, Kalmar? — odparł, ale na to pytanie mógł odpowiedzieć sobie równie szybko, gdy tylko rzucił jeszcze okiem w stronę placu. Światło padające z budki ochroniarza sprawiło, że ciężko było przeoczyć sylwetkę chłopaka, który jak gdyby nigdy nic postanowił przyłączyć się do seansu. Akurat teraz. — Ja pierdolę. Czy on na serio znowu się zjarał?
Nie oczekiwał odpowiedzi od żadnego z Szakali – jakby nie patrzeć, z ich grona to prawdopodobnie Chase znał go najbardziej. Chociaż najszybszym sposobem na zwrócenie uwagi kumpla, był krzyk, w tej sytuacji nie zamierzał drzeć mordy, bo to zwróciłoby na niego niepotrzebną uwagę. A wiadomo, że nie potrzebujesz jebanej uwagi, gdy próbujesz odjechać kradzionym autobusem. Brunet szybko wyciągnął komórkę – na ten moment ignorując zdjęcia wysłane przez kumpla – i wystukał na klawiaturze szybką wiadomość:
Kalmar, masz 30 sekund
Wbrew wyznacznikowi czasowemu, Whitelaw ruszył dalej, całkowicie opuszczając zajezdnię autobusową. Uznał, że znacznie lepiej będzie wyjechać na ulicę, by w razie czego mieć już prostą drogę ucieczki.
Naprawdę zamierzał zostawić kumpla?
Dwadzieścia trzy...
Cóż, na pewno nie zamierzał wylądować przez niego w pace.
Nie wiedział ile już tu stał i biernie obserwował poczynania ochroniarza, ale musiał stwierdzić, że już dawno nie spotkał aż takiego idioty. Po za tym zaczynał się już nieźle nudzić. Nawet porno, które huczało na wszystkich ekranach zaczynało go irytować. A może by tak zrobić użytek z otrzymanej broni i postraszyć nią drugiego mężczyznę?
Ponad jękami i stękaniem dobiegającym z głośników Kris usłyszał głębokie burczenie silnika. Odwrócił głowę i faktycznie autobus, który jak zakładał był właśnie uprowadzany przez pozostałe szakale powoli opuszczał teren zajezdni. Zmarszczył brwi w rosnącej irytacji.
Co do chuja? Czy oni go tu właśnie zostawiali? Pomyślał i w tym samym momencie jego telefon zawibrował. Wyciągnął go z kieszeni i nie odblokowując przeczytał krótką wiadomość od Chase’a.
„A to jebany,” powiedział pod nosem, chowają na powrót urządzenie. Wyjął z ust lizaka i po raz ostatni przeleciał wzrokiem po kanciapie. Widząc jak ochroniarz rozkłada ręce i przeklina swoje życie, Kris odwrócił się i tak jak niezauważony tu przyszedł, tak samo odszedł w stronę wyjścia z zajezdni.
Obszedł autobus dookoła i wskoczył przez jedne z otwartych drzwi.
„Taki z Ciebie kumpel co? A bez mrugnięcia okiem byś mnie tam zostawił,” zdjął plecak z ramion i rzucił go na ziemie obok siedzenia na które opadł sekundę później. Rozłożył się na nim jakby właśnie zajął jeden z najwygodniejszym foteli na świecie.
„Zapamiętam to Chase. I wykorzystam. Pamiętaj, mam dobrą pamięć,” pogroził, ale jednocześnie już myślał nad tym jak przyozdobi ukradziony autobus. „Dokąd zabieramy to maleństwo?” rzucił w przestrzeń patrząc przez okno na otoczenie.
Ponad jękami i stękaniem dobiegającym z głośników Kris usłyszał głębokie burczenie silnika. Odwrócił głowę i faktycznie autobus, który jak zakładał był właśnie uprowadzany przez pozostałe szakale powoli opuszczał teren zajezdni. Zmarszczył brwi w rosnącej irytacji.
Co do chuja? Czy oni go tu właśnie zostawiali? Pomyślał i w tym samym momencie jego telefon zawibrował. Wyciągnął go z kieszeni i nie odblokowując przeczytał krótką wiadomość od Chase’a.
„A to jebany,” powiedział pod nosem, chowają na powrót urządzenie. Wyjął z ust lizaka i po raz ostatni przeleciał wzrokiem po kanciapie. Widząc jak ochroniarz rozkłada ręce i przeklina swoje życie, Kris odwrócił się i tak jak niezauważony tu przyszedł, tak samo odszedł w stronę wyjścia z zajezdni.
Obszedł autobus dookoła i wskoczył przez jedne z otwartych drzwi.
„Taki z Ciebie kumpel co? A bez mrugnięcia okiem byś mnie tam zostawił,” zdjął plecak z ramion i rzucił go na ziemie obok siedzenia na które opadł sekundę później. Rozłożył się na nim jakby właśnie zajął jeden z najwygodniejszym foteli na świecie.
„Zapamiętam to Chase. I wykorzystam. Pamiętaj, mam dobrą pamięć,” pogroził, ale jednocześnie już myślał nad tym jak przyozdobi ukradziony autobus. „Dokąd zabieramy to maleństwo?” rzucił w przestrzeń patrząc przez okno na otoczenie.
I s a a c
____________
Miał nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. Jakby nie patrzeć ten opracowany przez niego był absolutnie doskonały od A do Z. Poza tym całkiem zabawny w przeciągu pierwszej minuty. Potem robił się w cholerę irytujący, co jednak miało działać właśnie w ten sposób. Im bardziej rosło ludzkie wkurwienie, tym więcej popełniali błędów. Była to wiedza, którą posiadał nie od dziś. Szczególnie dobrze działała zresztą w grach komputerowych.
Wyglądało jednak na to, że chociaż po ich stronie wszystko poszło niezwykle gładko, u innych pojawiły się pewne problemy. Od momentu otworzenia bramy aż po pilnowanie ochroniarza, jak i stanięcie w odpowiednim miejscu. Wilczek siedział wygodnie rozwalony na pierwszym siedzeniu z prawej i musiał przyznać, że mimo pojebania i spontaniczności całego tego wypadu, Chase był naprawdę dobrym kierowcą.
Gdy jednak wszyscy zaczęli się zbierać, wszystkie dźwięki gwałtownie ustały. A wypadający na zewnątrz mężczyzna był wystarczającym dowodem na to, że im szczęście właśnie się skończyło.
— Pierdolone młokosy! W dupach wam się poprzewracało! — wydarł się na cały regulator, wyciągając z kieszeni pistolet. W pierwszym momencie ostrzelał ich autobus od tyłu, nie miał jednak większych szans na faktyczne dorwanie z takiej perspektywy. Nie zamierzał jednak odpuścić tak łatwo. Już wyjeżdżając z zajazdu mogli dostrzec jak dobiega do firmowego auta, z miejsca odpalając silnik. Teraz miała się zacząć prawdziwa zabawa.
Trzy...
Czarnowłosy wcisnął pedał gazu, gdy tylko ich zguba pojawiła się wewnątrz pojazdu. Gdy Kris akurat strzępił sobie ryja, Whitelaw zaczynał zastanawiać się, czy nie powinien dać mu jeszcze mniej czasu na przywleczenie tu swojego dupska.
— No kurwa, taki ze mnie kumpel, że chociaż lojalnie cię uprzedziłem, więc daruj sobie to pierdolenie. To nie jest kradzież na miarę podpierdalania lizaków ze sklepu. Na moim miejscu też zacząłbyś spierdalać, bo nie chciałbyś skończyć w pace — rzucił. Może i byli kumplami, ale daleko było im do zrobienia dla siebie absolutnie wszystkiego. Chase miał w sobie tę odrobinę rozsądku, która nakazywała mu podchodzić z dystansem do nawiązywanych relacji. Z Kevlarem piło się zajebiście, zawsze można było się z nim pośmiać, ale wątpił, że wytrzymaliby ze sobą w jednej celi na dłużej.
Poza tym któryś z nich musiał pozostać na wolności, by wyciągnąć tego drugiego.
— Jeszcze się zastana–
„Pierdolone młokosy!”
— Oho — rzucił pod nosem, zerkając w lusterko. Autobus stopniowo rozpędzał się i oddalał od zajezdni, ale huk wystrzału był na tyle wyraźny, że brunet mimowolnie wzdrygnął się na siedzeniu. Jego stopa odruchowo naparła na gaz jeszcze mocniej, a silnik zaryczał głośniej, domagając się zmiany biegu na wyższy. Wrzucił trójkę, później czwórkę, raz jeszcze zerkając w boczne lusterko, w którym tym razem dostrzegł lampy podążającego za nimi samochodu. Przyszedł czas na piątkę.
— Kalmar, zabieraj gnata i leć pilnować tyłów. Jak ten kutas zacznie strzelać, celuj w opony. Niech zajmie się swoimi pornosami — polecił, układając plan działania na szybko. Może nie był szczególnie wybitny, ale musieli improwizować, biorąc pod uwagę, że samochód miał większe szanse z prześcignięciem autobusu. Nic dziwnego, że w ton jego głosu wkradła się nieco nerwowa nuta – wcześniej nie zakładał, że ten gruby frajer z budki był uzbrojony, ale najwidoczniej zadbali o skuteczność ochrony nawet na tym zadupiu.
— Wolfgang, ten jego antyk da się sforsować elektronicznie? — spytał, chociaż wiedział, że żadnej odpowiedzi od niego nie usłyszy. Nie miał nawet okazji spojrzeć na Wilczka, gdy przyszło mu w pełni skupić się na drodze. Na szczęście o tej porze ulice świeciły pustkami, więc gdy tylko nadarzyła się okazja, by wykonać gwałtowny zakręt, Chase skorzystał z niej, a pasażerowie mogli poczuć, jak jakaś niewidzialna siła zmusza ich do przechylenia się na bok. Droga przed nim była pusta, więc celowo prowadził autobus, jadąc na samym jej środku – to miało utrudnić ochroniarzowi wyminięcie ich. Chyba że typ miał ochotę rozjebać się o jakiś hydrant lub latarnię. Przy okazji Whitelaw chciał zyskać więcej czasu na wykorzystanie pełnych możliwości pojazdu.
Właśnie dojeżdżali do świateł, które zmieniły kolor na żółty.
Czy czerwone światło miało powstrzymać kierowcę za nimi?
— Dajesz, ty kupo złomu.
Chase'a na pewno nie powstrzymało.
Czarnowłosy wcisnął pedał gazu, gdy tylko ich zguba pojawiła się wewnątrz pojazdu. Gdy Kris akurat strzępił sobie ryja, Whitelaw zaczynał zastanawiać się, czy nie powinien dać mu jeszcze mniej czasu na przywleczenie tu swojego dupska.
— No kurwa, taki ze mnie kumpel, że chociaż lojalnie cię uprzedziłem, więc daruj sobie to pierdolenie. To nie jest kradzież na miarę podpierdalania lizaków ze sklepu. Na moim miejscu też zacząłbyś spierdalać, bo nie chciałbyś skończyć w pace — rzucił. Może i byli kumplami, ale daleko było im do zrobienia dla siebie absolutnie wszystkiego. Chase miał w sobie tę odrobinę rozsądku, która nakazywała mu podchodzić z dystansem do nawiązywanych relacji. Z Kevlarem piło się zajebiście, zawsze można było się z nim pośmiać, ale wątpił, że wytrzymaliby ze sobą w jednej celi na dłużej.
Poza tym któryś z nich musiał pozostać na wolności, by wyciągnąć tego drugiego.
— Jeszcze się zastana–
„Pierdolone młokosy!”
— Oho — rzucił pod nosem, zerkając w lusterko. Autobus stopniowo rozpędzał się i oddalał od zajezdni, ale huk wystrzału był na tyle wyraźny, że brunet mimowolnie wzdrygnął się na siedzeniu. Jego stopa odruchowo naparła na gaz jeszcze mocniej, a silnik zaryczał głośniej, domagając się zmiany biegu na wyższy. Wrzucił trójkę, później czwórkę, raz jeszcze zerkając w boczne lusterko, w którym tym razem dostrzegł lampy podążającego za nimi samochodu. Przyszedł czas na piątkę.
— Kalmar, zabieraj gnata i leć pilnować tyłów. Jak ten kutas zacznie strzelać, celuj w opony. Niech zajmie się swoimi pornosami — polecił, układając plan działania na szybko. Może nie był szczególnie wybitny, ale musieli improwizować, biorąc pod uwagę, że samochód miał większe szanse z prześcignięciem autobusu. Nic dziwnego, że w ton jego głosu wkradła się nieco nerwowa nuta – wcześniej nie zakładał, że ten gruby frajer z budki był uzbrojony, ale najwidoczniej zadbali o skuteczność ochrony nawet na tym zadupiu.
— Wolfgang, ten jego antyk da się sforsować elektronicznie? — spytał, chociaż wiedział, że żadnej odpowiedzi od niego nie usłyszy. Nie miał nawet okazji spojrzeć na Wilczka, gdy przyszło mu w pełni skupić się na drodze. Na szczęście o tej porze ulice świeciły pustkami, więc gdy tylko nadarzyła się okazja, by wykonać gwałtowny zakręt, Chase skorzystał z niej, a pasażerowie mogli poczuć, jak jakaś niewidzialna siła zmusza ich do przechylenia się na bok. Droga przed nim była pusta, więc celowo prowadził autobus, jadąc na samym jej środku – to miało utrudnić ochroniarzowi wyminięcie ich. Chyba że typ miał ochotę rozjebać się o jakiś hydrant lub latarnię. Przy okazji Whitelaw chciał zyskać więcej czasu na wykorzystanie pełnych możliwości pojazdu.
Właśnie dojeżdżali do świateł, które zmieniły kolor na żółty.
Czy czerwone światło miało powstrzymać kierowcę za nimi?
— Dajesz, ty kupo złomu.
Chase'a na pewno nie powstrzymało.
I s a a c
____________
Przyglądał się uważnie sytuacji od wsiadających do autobusu ludzi, aż po akcje ochroniarza. Wyglądało jednak na to, że nie wszystko miało pójść tak gładko. To z kolei znaczyło, że jego rola jeszcze się nie skończyła. Podczas gdy Chase zajmował się autobusem, Wilczek sięgnął ponownie do swojego plecaka, wyciągając na kolana laptopa. Pięć sekund wystarczało, by wybudził go ze stanu uśpienia. Jakby nie patrzeć zajebiste części i dysk SSD robił swoje.
Wstukał hasło ucinając transmisję porno, nie było im już potrzebne. Skoro mężczyzna i tak zamierzał ich gonić potrzebowali nowego planu. Podczas gdy wszyscy zajmowali się swoimi rozmowami, mózg Wilczka pracował na najwyższych obrotach i dość szybko znalazły rozwiązanie, które miało największe szanse powodzenia.
Klawiatura chodziła jak szalona, gdy podłączał się do jego radia jak na razie niczego jeszcze nie puszczając. Musieli idealnie się zgrać w czasie, a plan miał tylko jedną szansę powodzenia, doskonale wiedział że dwa razy się na to nie nabierze.
Klasnął krótko w dłonie, by ściągnąć na siebie uwagę Kevlara. Wskazał kciukiem na tył ponad swoim ramieniem, wykonując przy tym ruch otwierania drzwi. Ułożył jedną dłoń w pistolet, zaraz układając tylko wyraźnie usta w dwa słowa, które nigdy nie wydały żadnego dźwięku.
Nie strzelaj.
Miał tylko nadzieję, że zrozumie jego polecenie. Cały plan opierał się teraz tylko i wyłącznie na ich współpracy.
Prychnął pod nosem na słowa Chase’a i bardzo kulturalnie pokazał mu środkowy palec. Ot taki kumpelski gest. Nie ujechali nawet parunastu metrów, gdy ochroniarz, którego pilnował wyskoczył za nimi i zaczął machać bronią. Kris spojrzał spod przymrużonych powiek w kierunku kumpla.
„Podobno nie był uzbrojony. A na zabawkę to nie wygląda,” co za chwilę miało potwierdzenie w huku wystrzału. „No chuj z taką robotą,” burknął chowając odruchowo głowę poniżej lini okien.
Gdy oddalili się na stosunkowo bezpieczną odległość Kris podniósł się z siedzenia i przytrzymując się foteli poszedł na tył. Samochód z ochroniarzem jechał wciąż za nimi, ale wątpił, że gość jest na tyle zdolny by prowadzić i strzelać jednocześnie. Po za tym on też nie był jakimś snajperem. Jasne potrafił obchodzić się z bronią, ale do strzelca roku trochę mu brakowało.
Niemniej wyciągnął pistolet zza paska i przykucnął na jednym z ostatnich siedzeń tak, by móc obserwować poczynania ochroniarza.
Kątem oka zauważył jak ich milczący towarzysz ponownie wyciągnął laptopa na kolana i zaczął na nim energicznie pisać.
„Obyś miał kolejnego asa w rękawie,” rzucił w jego kierunku, ale nie oczekiwał, że otrzyma jakąkolwiek odpowiedź. A jednak, po paru minutach klaśnięcie ze strony Wilczka odwróciło jego uwagę od ścigającego ich samochodu. Spojrzał na niego i obserwował jak ten wykonuje ruchy dłońmi, a następnie jego usta ułożyły się w dwa słowa. Kris zaszczycił go pół uśmiechem, kiwną głową na znak że zrozumiał. Podszedł do tylnich drzwi autobusu, otworzył je i zapierając się nogami o boczne siedzenia wycelował w samochód trzymając palec obok spustu. Nie chciał przez przypadek za niego pociągnąć i spieprzyć plan niemowy.
„Gotowy,” powiedział jedynie dając mu znać, żeby zaczynał cokolwiek wymyślił.
„Podobno nie był uzbrojony. A na zabawkę to nie wygląda,” co za chwilę miało potwierdzenie w huku wystrzału. „No chuj z taką robotą,” burknął chowając odruchowo głowę poniżej lini okien.
Gdy oddalili się na stosunkowo bezpieczną odległość Kris podniósł się z siedzenia i przytrzymując się foteli poszedł na tył. Samochód z ochroniarzem jechał wciąż za nimi, ale wątpił, że gość jest na tyle zdolny by prowadzić i strzelać jednocześnie. Po za tym on też nie był jakimś snajperem. Jasne potrafił obchodzić się z bronią, ale do strzelca roku trochę mu brakowało.
Niemniej wyciągnął pistolet zza paska i przykucnął na jednym z ostatnich siedzeń tak, by móc obserwować poczynania ochroniarza.
Kątem oka zauważył jak ich milczący towarzysz ponownie wyciągnął laptopa na kolana i zaczął na nim energicznie pisać.
„Obyś miał kolejnego asa w rękawie,” rzucił w jego kierunku, ale nie oczekiwał, że otrzyma jakąkolwiek odpowiedź. A jednak, po paru minutach klaśnięcie ze strony Wilczka odwróciło jego uwagę od ścigającego ich samochodu. Spojrzał na niego i obserwował jak ten wykonuje ruchy dłońmi, a następnie jego usta ułożyły się w dwa słowa. Kris zaszczycił go pół uśmiechem, kiwną głową na znak że zrozumiał. Podszedł do tylnich drzwi autobusu, otworzył je i zapierając się nogami o boczne siedzenia wycelował w samochód trzymając palec obok spustu. Nie chciał przez przypadek za niego pociągnąć i spieprzyć plan niemowy.
„Gotowy,” powiedział jedynie dając mu znać, żeby zaczynał cokolwiek wymyślił.
I s a a c
____________
Całe szczęście Kevlar praktycznie od razu zrozumiał o co mu chodzi. Choć wybrał go nieco na chybił trafił, wydawał mu się bardziej domyślny w podobnej komunikacji niż rusek i ten drugi, którego nazywali staruchem.
Sprawdził jeszcze raz szybko połączenie z radiem, wyłączył dźwięk, jednocześnie pokręcając głośnik na pełny regulator. Tyle wystarczyło. Wcisnął enter i odwrócił się w tył. Głośny dźwięk wystrzałów i pękającego szkła buchnął z jadącego za nimi auta. Już sam w sobie bez wątpienia niejedną osobę byłby w stanie doprowadzić do zawału, a dodatkowy bodziec w postaci stojącego przed nim Kevlara tylko podsycał całe wydarzenie. Ochroniarz skręcił gwałtownie w prawo, wpadając autem z piskiem prosto na chodnik. Poza głośnym jazgotem, faktem że dał się zrobić w chuja i bez wątpienia nieźle spalił gumę, raczej nie wyglądało na to, by coś mu się stało.
Dźwięki ucichły zapewne zarówno za sprawą szybko skręconego pokrętła, jak i faktu że Chase nieustannie utrzymywał prędkość oddalając się z miejsca zbrodni. Wyszczerzył się wyraźnie zadowolony, zamknął komputer i wrzucił go z powrotem do plecaka, przechodząc do Kevlara, by zamknąć ponownie tylne drzwi. Teraz czekała ich już tylko wycieczka na plażę. Puścił oko chłopakowi i wrócił na swoje miejsce rozwalając się wygodnie na przednim siedzeniu.
Klasa.
zt. dla wszystkich szakali
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach