Riverdale
Riverdale
Administrator Sovereign of the Power
Szpital Św. Elżbiety
Wto Paź 27, 2020 1:05 pm
First topic message reminder :

NIE DO PRZEJĘCIA
Szpital Św. Elżbiety
Teren całkowicie neutralny, niemożliwy do przejęcia.

Odkąd z miasta wygnano ład i porzadek, a na ulicach zapanował chaos, do szpitala zaczęło napływać coraz więcej potrzebujących. Władze budynku wyszły naprzeciw potrzebom dobudowując kolejne skrzydło. Bez wątpienia znajdzie tutaj pomoc każda osoba, o ile oczywiście nie będzie zagrażała życiu personelu bądź pacjentów. Juz na wejściu wita ludzi duża recepcja i kącik dla ochroniarzy, gotowych wychwycić każde podejrzane zachowanie i zareagować w razie niebezpieczeństwa. Naprzeciwko drzwi wejściowych rozwieszono wielkie szyldy wskazujące drogę do odpowiednich miejsc. Szpital składa się z czterech pięter. Na parterze mieści się izba przyjęć, gabinet do pobierania krwi, kawiarnia, oddział intensywnej terapii oraz prywatne gabinety. Dopiero na kolejnych poziomach znajdują się wszelkie oddziały z pokojami dla chorych i rannych. Ściany korytarzy są utrzymane w białych i jasnozielonych kolorach. Ruchy kamery wydają się śledzić prawie każdy ruch osób będących nie tylko w budynku, ale i jego okolicach. Rozległy parking, który mieścił się kiedyś w podziemiach szpitala zamknięto, a na jego miejsce wybudowano nowy - tuż przed nim.

avatar
Mistrz Gry
Fresh Blood Lost in the City
Re: Szpital Św. Elżbiety
Pią Sie 12, 2022 6:01 pm
S H A N E

Lekarz zatrzymał się, by spojrzeć na Shane'a ponad jego kartą. Zapisał coś po jego zeznaniach, zaraz kiwając głową.
Nie jestem w stanie określić czy resztę zeznań spisze od Pana policja czy wyślą Panu wezwanie dna przesłuchanie. Wygląda jednak na to, że Pana pamięć nie ucierpiała. To dobry znak — powiedział, chowając długopis do kieszeni fartucha.
Niestety nie mogę Panu udzielić podobnych informacji. Proszę dochodzić do siebie — skinął mu głową na pożegnanie i wyszedł z sali, rzucając jeszcze krótkie polecenia pielęgniarkom.


E M I L Y

Lekarka przydzielona Emily wyraźnie starała się zachować optymistyczne podejście, zapewniając ją, że udało im się zająć wszystkimi jej urazami i nim się obejrzy, całkowicie wróci do sprawności.
"Nie pamiętam zbyt wiele."
Rozumiem. Proszę się nie przejmować jeśli jest Pani skołowana, to normalne przy podobnym poziomie stresu, jakiemu została Pani poddana. Drobne luki w pamięci powinny z czasem powrócić, niemniej gdyby zaczęły się przenosić na inne obszary życia, proszę się do nas zgłosić na kontrolę — powiedziała, spisując wszystko, co mówiła Emily. Dopiero przy jej pytaniu, położyła dłoń na łóżku, unikając kontaktu fizycznego, a jednocześnie chcąc jej przekazać swoje wsparcie.
Proszę się tym teraz nie przejmować i wypoczywać. Najważniejsze jest Pani zdrowie — po tych słowach wyszła z pomieszczenia, znikając wraz z przechodzącym obok lekarzem.


L A R K

Lekarz zapisał jej słowa, przyglądając jej się w sposób, który ciężko było jednorako zinterpretować.
Być może to jedynie tymczasowa utrata pamięci. Niemniej straciła Pani sporo krwi. Gdyby czegokolwiek Pani potrzebowała, proszę wołać pielęgniarki.
Zwrócił się w stronę drzwi, znikając w nich na dobre. Jedna z pielęgniarek wyraźnie kręciła się wokół, nim w końcu weszła do środka z wyraźnie wypisanym na twarzy konfliktem wewnętrznym.
Pani koleżanka... bardzo chciałaby się z Panią zobaczyć. Czuje się Pani na siłach, by przyjąć gościa?


L E Z A R D

Lekarka momentalnie podeszła do łóżka, kładąc ostrożnie dłoń na jego ramieniu. Śmianie się przy jego obrażeniach zdecydowanie nie miało wpłynąć pozytywnie na jego zdrowie, nic zatem dziwnego, że podjęła jakąkolwiek próbę powstrzymania go.
Proszę ograniczyć się tylko do koniecznych informacji i ruchów. Musi Pan wypoczywać. Chciałby Pan, żebyśmy się z kimś skontaktowali? Pana rodziną? — zapytała, wycofując się o krok.
Jonathan Everett
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Szpital Św. Elżbiety
Pią Sie 12, 2022 10:08 pm
Jego chłopak był Lisem. I właśnie teraz docierało to do niego najmocniej.
Nawet jeśli wcześniej gdzieś z tyłu głowy miał świadomość, że bierze udział w niebezpiecznych akcjach, być może jego naiwność robiła swoje. Że nic mu nie będzie, że zawsze wszystkiego uniknie i wróci w jednym kawałku. Może złapie kilka zadrapań czy siniaków. Ale kula?
Nie chcąc nikogo zamartwiać bardziej niż to konieczne w podobnej sytuacji, utrzymywał stosunkowo neutralną, skupioną minę, mimo że w środku przygniatała go panika. I nawet głos przyjaciółki nie był w stanie go z niej wyrwać.
Słowik do mnie napisał. Przyjaciel Shane'a — powiedział, cierpliwie czekając, aż dziewczyna znajdzie się na zewnątrz. Z tego wszystkiego nawet nie wiedział, czy w ogóle się poznali. Nic tak naprawdę nie wiedział. Dopiero na jej widok udało mu się wykrzywić nieznacznie usta w uśmiechu, gdy pogłaskał ją po włosach z nieznaczną ulgą.
Jeszcze nie. Dopiero co przyszedłem i właśnie do niego idę. Moja mama się tym zajmie, jak tylko się czegoś dowie, to da ci znać. Poczekasz na nią w poczekalni? Ja... znaczy... chcę...chcę sprawdzić, czy na pewno jest w stanie normalnie funkcjonować. Zamilkł na chwilę, widząc, jak jego matka ponownie pojawia się w zasięgu wzroku.
Domyślam się, że ty jesteś Hailey? Jonathan dużo o tobie opowiada — uśmiechnęła się do dziewczyny, zaraz kładąc dłoń na ramieniu blondyna — jest przytomny, możesz do niego iść. A ty skarbie, usiądź w poczekalni i jeszcze chwilę poczekaj, dobrze? Betty poszła sprawdzić, w jakim stanie jest twoja koleżanka i czy możemy zapewnić ci odwiedziny.
Znajdę was później, okej? Mam nadzieję, że uda ci się zobaczyć z Evelyn — powiedział, przytulając jeszcze dziewczynę, nim schylił się do Mollie, całując ją w policzek — dzięki mamo. Jesteś niezastąpiona.
Kobieta uśmiechnęła się jedynie w odpowiedzi, podając mu jeszcze numer sali, nim blondyn ruszył w odpowiednim kierunku, nieustannie obracając się na boki. Szukanie odpowiedniego numeru na drzwiach, gdy było się połowicznie ślepym, było istną katorgą. W końcu udało mu się dopaść odpowiedni pokój. Nawet nie pukał, wchodząc od razu do środka. Jego opanowana mina straciła nieco na autentyczności, gdy podszedł do Shane'a, przygryzając nerwowo dolną wargę. Bał się go nawet przytulić, nie wiedząc, gdzie dokładnie został zraniony. Ostatecznie przysunął więc sobie krzesło i złapał go za dłoń, wtulając się w nią policzkiem. Miał miliony pytań i jedno po drugim przelatywały przez jego głowę. Co się stało? Jak do tego doszło? Jak bardzo był zraniony, ile zajmie rekonwalescencja, jak bardzo go boli, czy udało się złapać tego, kto to zrobił, czy to wina Niepoczytalnych, czy wdali się w strzelaninę? Bo przecież Niepoczytalni nie strzelali z broni.
Nie strzelali, prawda?
Jak się czujesz? — wydusił z siebie tylko jedno, resztę odsuwając, póki co w bok. Nie było wątpliwości, że Kassir był po tym wszystkim padnięty, a on zdecydowanie nie chciał go przytłaczać.
Shane Kassir
Shane Kassir
The Fox Corsac
Re: Szpital Św. Elżbiety
Pią Sie 12, 2022 11:35 pm
- Kto wie... - przesunął wzrokiem na bok, przechylając przy tym głowę. - Powiedziałem wszystko, co zdołałem zapamiętać, więc nic nowego się ode mnie nie dowiedzą - nie żeby uważał, iż policja rzeczywiście coś więcej by wskórała. I co mieli? Pogrozić palcom sprawcy? Nie umieli sobie poradzić z panoszącymi się gangami, a co dopiero z terroryzującymi miasto Niepoczytalnymi.
Chyba, że wlepią mi mandat za złe stanie podczas momentu postrzelenia.
Westchnął cicho, słysząc jego kolejne słowa.
- Tajemnica lekarska to cięzka sprawa. Ale dziękuję za wszystko - Dochodzić do siebie? - powtórzył z lekką ironią w myślach. - Jakbym miał na to jakiś wpływ. Nie jest tak, że posiadam zdolność leczenia czy regeneracji. Międzyczasie sprawdził telefon, oddychając spokojniej na widok wiadomości zwrotnej, by zaraz potem poczuć ukłucie winy. Nie chciał martwić Jonathana. Widzieć zmartwienia na jego twarzy, gdy zwłaszcza był tego obecnie przyczyną. Odłożył telefon na bok, układając się wygodniej na łóżku.
Mogłem w sumie zapytać, ile jeszcze mam tutaj tkwić.
Nagle otwierające się drzwi bez wątpienia przykuły jego uwagę. Na początku lekko marszczył brwi, ale gdy tylko wyłoniła się znajoma sylwetka, jego wyraz twarzy rozpogodził się momentalnie, a jego reakcja była wręcz przeciwstawna do tego, co odczuwał Jace. Poczekał spokojnie aż podejdzie do niego, nie sugerując mu niczym wybór. Musiał przyznać, że ciepło jego policzka działało kojąco, uświadamiając mu doraźnie, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane.
- Znużony. Wcześniej i znudzony, ale twoja obecność to zmieniła - uśmiechnął się delikatnie do niego. - Mam nadzieję, że wypiszą mnie szybko - wolałby nawet dzisiaj, gdyby miał taką możliwość. Nie był zainteresowany spędzeniem reszty doby w szpitalu. Wyciągnął zabandażowaną dłoń, kładąc ją na pościeli, by potem nachylić się w stronę chłopaka.
- Dziękuję, że przybyłeś - powiedział jeszcze do niego. - Naprawdę, dziękuję - przesunął rękę w górę, w geście sugerującym chęć objęcia blondyna. - Mogę? - zapytał jeszcze, zastanawiając się, czy będzie chciał cokolwiek robić w tym kierunku teraz. Chciał jednak dostarczyć mu trochę ciepła. Zwłaszcza, że nie mógł zignorować tego, co wypisywało się na twarzy chłopaka.
- Najchętniej bym powiedział, że nic mi nie jest, ale nie wyglądam zbytnio przekonująco - żachnął. - Ale powiedzmy, że jest całkiem nie najgorzej, pomijając fakt, że wyciągnąłem krótką słomkę, więc będę miał nieco utrudnione życie codzienne - nie dość, że ręka uszkodzona, to tak samo i noga. Poruszanie się samodzielnie miał jak na złość utrudnione, nie mówiąc o gojącym się brzuchu. Mógł zapomnieć o sensownym zadbaniu o siebie, a co dopiero o własne otoczenie.
- Naprawdę twoja obecność mnie uspokaja - ostatnie słowa wypowiedział o wiele ciszej niż wcześniej.
Jonathan Everett
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Szpital Św. Elżbiety
Pią Sie 12, 2022 11:51 pm
Wystarczyło, że usłyszał jego głos.
Od razu zrobiło mu się lepiej, a myśli przestały rozbiegać się na wszystkie strony. Gdyby Shane ledwo chrypiał, w ogóle nie był w stanie mówić, albo na każdym kroku krzywił się z bólu, jak nic utwierdziłby się w poprzednim nastroju. Ale teraz, widząc, że ma siły na zaczepki i żarty, wypuścił powoli wstrzymywane powietrze.
Przysunął się bliżej, obserwując go uważnie, gdy przesunął rękę.
Um, nie bardzo wiem, jak cię objąć, by bardziej cię nie uszkodzić, ale na pewno postaraj się nie ruszać, okej? — spojrzał w kierunku drzwi, ostatecznie siadając bokiem na materacu, by ostrożnie go objąć, przytulając się policzkiem do jego włosów.
Martwiłem się, Shane. Bardzo — powiedział cicho, odsuwając się nieznacznie, by spojrzeć na niego z wyrzutem — i co ja mam z tobą zrobić? Chyba muszę się nauczyć usuwać kule.
Zaraz jego mózg błyskawicznie wypełnił go strachem o samospełniającej się przepowiedni.
Nie, to był głupi żart. Znaczy, nie był żart, ale... nie rób, proszę za tablicę na strzelnicy — wrócił na swoje miejsce, ponownie biorąc go za rękę. Nawet jeśli najchętniej przycisnąłby go do siebie, nie chciał przysparzać mamie żadnych kłopotów. I tak dużo dla niego w tej kwestii zrobiła.
Rozmawiałem już po drodze z rodzicami. Jak wyjdziesz ze szpitala, wprowadzę się do ciebie na jakiś tydzień, może dwa. Dopóki nie będziesz w stanie normalnie funkcjonować. Z-znaczy jeśli chcesz. Ale naprawdę nie chcę cię zostawiać samego w takim stanie — położył drugą dłoń na jego policzku, głaszcząc go miękkim ruchem.
Będziesz miał wersję trialową, by zobaczyć, czy aby na pewno chcesz ze mną zamieszkać na stałe — zażartował, wychylając się, by krótko go pocałować, zaraz znowu ciężko wzdychając.
Nie powinni cię tu zbyt długo trzymać. Tutejszy szpital już od dawna nie działa normalnie, więc tak szybko jak ktoś jest zdolny do samodzielnego oddychania i nie ma ryzyka, że wykrwawi się po wstaniu z łóżka, tak wypisują go do domu. Za dużo przypadków z zagrożeniem życia, zwłaszcza teraz. Powinni wypisać cię jutro albo pojutrze. Odbiorę cię samochodem — tym razem zapomniał z tego wszystkiego, by zamienić to zdanie w pytanie.
Lark
Lark
The Fox Vicarius / Littoralis
Re: Szpital Św. Elżbiety
Sob Sie 13, 2022 1:33 am
Skinęła lekko głową słysząc wypowiedź lekarza. Przyjęła do wiadomości, że miała wzywać pielęgniarki w razie potrzeby. Co do powrotu pamięci, cóż. Może jakaś część jej czuła się źle z powodu tego kłamstwa... dobra, wcale tak nie było. Mimo wszystko nawet nie chciało jej się wymyślać jakiejś sensownej historii, więc taki zabieg wydawał się najbezpieczniejszą opcją.
Czy lekarz to kupił?
Nie wiedziała, a z drugiej strony nawet wiedzieć nie chciała. Obecnie miała trochę za dużo innych rzeczy na głowie, by przejmować się dodatkowymi problemami. Wyjście lekarza nie okazało się pozostaniem samej w pokoju. Zaraz później jedna z pielęgniarek pojawiła się w zasięgu wzroku lisicy.
- Dam radę. - Powiedziała spokojnie, wbijając spojrzenie zaraz po tym w drzwi. Wiedziała kogo zaraz tam zobaczy albo miała nadzieje zobaczyć tą osobę. To był dobry znak. Wychodziło na to, że przynajmniej ona nie skończyła w takim stanie.
Hailey Kim
Hailey Kim
The Fox Megalotis
Re: Szpital Św. Elżbiety
Sob Sie 13, 2022 2:20 am
Pani Mama Everett była ewidentnym wskaźnikiem tego, po kim Jace odziedziczył swoją piękną leczniczą aurę. Nie mogła nie uśmiechnąć się na jej widok, nawet jeśli nie miała w tym momencie absolutnie żadnego powodu, by nie wyglądać jak jedna wielka depresja.
- Mam nadzieję, że to były dobre opowieści, bo te, które ja słyszałam o pani, były ocenami na pięć gwiazdek - postarała się powiedzieć jak najlżejszym tonem, nim skinęła głową na kolejną informację. Wróciła grzecznie na jedno z dostępnych krzeseł, czekając jak na skazanie.
Nie sposób było wyczytać z jej twarzy, czy zaraz zacznie się szczerzyć, czy płakać, kiedy usłyszała pozytywny sygnał. Mogła wejść. Bogowie. Momentalnie zerwała się z miejsca, podziękowała głośno pani Everett, nim ledwie powstrzymała się przed wderzeniem do pomieszczenia. Wcisnęła się przez drzwi i stanęła pod nimi, wlepiwszy wzrok w białowłosą. Chwilę tak po prostu stała z drżącym podbródkiem, by w następnej chwili postąpić tych kilka kroków do przodu, choć bardzo powoli. Trzeba było budować napięcie i dać łzom napłynąć do oczu.
- Wiem, że powiedziałam, że akceptuję twoje ładowanie się w bagno - zaczęła jeszcze dość wyraźnie, by z każdym kolejnym słowem brzmieć coraz bardziej jak zaryczane dziecko - ale daj mi się może sobą nacieszyć dłużej niż trzy godziny? - pociągnęła głośno nosem, nim przycupnęła przy łóżku Lark, opierając podbródek o materac. Dała sobie krótką chwilę na uspokojenie - nie mogła przecież płakać jak gówniarz, kiedy to druga kobieta miała większy problem. Hailey wyciągnęła niepewnie dłoń w kierunku jej twarzy, ostatecznie kładąc ją na policzku Lisicy, zawieszając na niej zatroskane spojrzenie.
- Mówili coś o tym, ile musisz tu zostać? I czy czegoś potrzebujesz? Mogę ci wszystko przywieźć, kupić szczoteczkę do zębów i w ogóle cokolwiek trzeba.
Lézard
Lézard
The Fox Megalotis
Re: Szpital Św. Elżbiety
Sob Sie 13, 2022 4:07 pm
Milczał, wpatrując się w lekarkę. Nie miał zbyt wielkich chęci na powiadomienie rodziny poza bratem. Tylko czy nie powinien spróbować skontaktować się z nim osobiście? Obawiał się od lekarki usłyszenia, że bliźniak również się tutaj znajduje i leży w jednej z sal.
Z moim bratem, Ianem Nixonem. Numer jest w moim telefonie
Zmrużył oczy, gdy w pełni uderzyła w niego jedna myśl: przecież w parku znajdowali się inni. I być może również Niepoczytalni zaserwowali im coś więcej niż drobne zadrapania, na które wystarczy nieco płynu oskarżającego i opatrunki.
Czy ktoś poza mną został tutaj przywieziony?

Shane Kassir
Shane Kassir
The Fox Corsac
Re: Szpital Św. Elżbiety
Sob Sie 13, 2022 4:17 pm
Znieruchomiał na jego życzenie, dając się objąć. Odetchnął cicho, czując jego bliskość, dając mu zarazem swobodną możliwość na wykonanie tej czynności nim odsunął się. Przechylił bardzo delikatnie głowę na widok jego wzroku.
- Wybacz - niewiele więcej mógł powiedzieć na ten temat. Nie chciał go martwić, ale nie mógł na tyle przewidzieć wydarzeń, by nie dostać ran. Może... Może gdyby udało mu się wtedy zrobić coś, co by zapobiegło temu finałowi... Jednakże wiedział wewnętrznie, że mógł głównie gdybać na ten temat, nie wiedząc, czy same wydarzenia nie pogorszyłyby sprawy.
- Nie zamierzam. Cholernie to boli - przyznał, patrząc na niego z rozbawieniem. - Chociaż jakbyś się tego nauczył, pewnie by pomogło to wielu osobom nie raz - przyznał, zamykając na moment oczy, by zaraz potem ostrożnie wypuścić powietrze z płuc. - Co możesz zrobić ze mną... Sam nie wiem - uniósł powieki, ponownie patrząc na niego. - Może powinienem nosić kamizelkę kuloodporną czy coś - pozwolił sobie na krótki żart, ostrożnie przenosząc zabandażowaną rękę na jego dłoń w geście uspokojenia.
- Chcę - zadecydował momentalnie. - Czemu nie chciałbym chcieć twojej obecności? Posiadanie cię na wyłączność przez tyle czasu... - plus dania się postrzelić. Nawet jeśli teraz nie odczuwał aż tak skutków tego dzięki lekom przeciwbólowym, wiedział, że sytuacja nie była za dobra. Miał tyle szczęścia, że kula nie naruszyła ważniejszych organów. - Chociaż mogę być na siebie zły, że tylko przez to przedłużam czas przeniesienia się do wspólnego mieszkania - nie mógł się nie zastanawiać, czy to była złośliwość losu czy zwykły przypadek, że skończyło się to w taki sposób.
- Najchętniej zasugerowałbym i to, ale nie chcę, byś czuł się przymuszony - przyznał zarazem. - I brzmisz, jakbyś sam nie był zdecydowany na wspólne mieszkanie. Masz ciągle obawy? - lekko uśmiechnął się na pocałunek. - Czy czujesz się jednak niezdecydowany względem tego?
Nie wiedział, co mogło mu chodzić jeszcze przez myśl, skoro wysunął taki żart. Miał jednak wewnętrznie nadzieję, że sytuacja, przez którą wylądował w szpitalu, nie stanowiła przyczyny jego zmiany zdania.
- Coś tak czułem. Strasznie sporo ludzi przywożą ciągle - a specjalistów jednak mieli ciągle za mało. - Pewnie za niedługo będą potrzebować łóżka. I jasne, samochód to dobry pomysł. Niestety, trochę z poruszaniem się też będę mieć problem - pociągnął pościel, pokazując mu opatrunek na nodze. - Kumulacja nieszczęścia, które mi zafundowano - zakrył zaraz potem nogę, kręcąc zarazem delikatnie głową, pozwalając, by włosy rozsypały się mu na ramionach. - Myślisz, że wypuściliby mnie już, gdybym wniósł o to? - zapytał Jonathana jeszcze o opinię. Zaraz potem zaśmiał się krótko. - Jeśli nie, to pewnie wykorzystam ten czas, by porządnie się wyspać - odpoczywanie po tej szalonej nocy było przywilejem, po który chętnie by sięgnął. Jednakże zarazem nie chciał pozostawać sam z własnymi myślami. - Szkoda, że nie możesz zostać tutaj ze mną.
Słowik
Słowik
The Fox Coryphaeus / Corsac
Re: Szpital Św. Elżbiety
Sob Sie 13, 2022 6:52 pm
Ściągnięcie maski bylo jedną z pierwszych rzeczy, jakie zrobił przed wejściem do szpitala. Upewnił się jedynie wcześniej, by zniknąć gdzieś z boku budynku, gdzie nie sięgały kamery, by ostatecznie usiąść w poczekalni, wpatrując się pusto w ziemię.
Niezależnie od tego jak bardzo by się nie starał, nie mógł przestać się obwiniać. Po tym jak pozwolili, by ich rozdzielono, powinni zrobić wszystko, by na nowo stać w grupie. Dzielenie się na dwie zdecydowanie nie wyszło im na dobre. Problem w tym, że nie mógł tego wiedzieć i zdawał sobie sprawę. Może gdyby od początku trzymali się tego, by sąsiednia grupa broniła siebie wzajemnie, wyszłoby to inaczej. A może skończyłoby się tak samo. Schował twarz w dłoniach, zaraz prostując się z wypisanym w oczach zmęczeniem. Nie reagował praktycznie na nic. Dopiero gdy Hailey zadała mu pytanie, skinął w milczeniu głową.
Nie wiedział, jak długo siedział w miejscu, nim Axel pojawił się w drzwiach, szukając go wzrokiem. Dopiero wtedy stracił całe opanowanie i wstał z miejsca, obejmując go kurczowo rękami. Nawet jeśli nadal nic nie mówił, próbując jedynie powstrzymać przytłaczające go emocje.
Wiesz co z Ivo?
Jeszcze nie. Nic mi nie- — zamilkł, słysząc wibracje telefonu. Wyciągnął go i odebrał, zaraz oddychając z ulgą w odpowiedzi na słowa kobiety.
Jestem na miejscu, która sala? — zapytał, zaraz kiwając głową, tak jakby mogła go zobaczyć. Zacisnął palce na dłoni Axela, zabierając go ze sobą wzdłuż korytarza. Chyba tylko jego obecność trzymała go jeszcze w ryzach.
Pojawił się w momencie, gdy pielęgniarka zbywała pytanie Ivo typową formułką, że nie może udzielić podobnych informacji.
Poczekam na zewnątrz — blondyn pogłaskał go jeszcze krótko po policzku, nim przeszedł w bok, siadając na jednym z krzeseł. Słowik spojrzał do środka, przedstawił krótko kobiecie dowód, by potwierdzić pokrewieństwo i wszedł do środka, od razu podbiegając do łóżka brata.
Ivo, boże, Ivo. Wiedziałem, że przeżyłeś, bo nasza durna telepatia nie odpaliła wewnętrznej depresji, ale... — wyrzucał z siebie absolutne idiotyzmy, nie mogąc powstrzymać schodzącego z niego stresu. Oglądał go uważnie, powoli znajdując jakieś wolne od bandaży miejsce, by położyć na nim dłoń.
Co ci powiedzieli?
Jonathan Everett
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Szpital Św. Elżbiety
Sob Sie 13, 2022 6:54 pm
Kamizelka kuloodporna zdecydowanie brzmiała jak dobry plan, tylko skąd on ją weźmie? Ciekawe czy Kiana byłaby w stanie załatwić coś podobnego. Choć w ostatnim czasie nie miał z nią żadnego kontaktu... i musiał przyznać, że było to nieco martwiące. Nie, żeby miał teraz czas się nad tym zastanawiać. Zatrzymał wzrok na jego zabandażowanej ręce, czując, jak coś ściska go w żołądku.
No, może nie całkowicie na wyłączność, bo niestety będę musiał biegać między twoim mieszkaniem a moim rodzinnym, by ogarniać dzieciaki... tata jest na etapie zmiany pracy i dopina wszystkie szczegóły odnośnie nowej umowy. Chyba że... nie przeszkadzałoby ci, gdybym od czasu do czasu zabrał do ciebie Rosaline. Jest spokojna, przysięgam. Puszczę jej Psi Patrol i w ogóle nie zauważysz, że jest w mieszkaniu. Zack i Cody pewnie pojawialiby się tylko po to, by ją odebrać. Są już starsi, więc mogą zostawać sami, ale przez to, że obecnie zajmują się Rosaline, niezbyt mogą korzystać z wakacji — podrapał się po policzku, cicho wzdychając. Najchętniej wziąłby ze sobą całą trójkę, tak jak miał to początkowo w planach przy swoim mieszkaniu, ale nie chciał tego zrzucać na Shane'a. Na dobrą sprawę niezbyt wiedział, jak wysoka jest jego tolerancja na dzieci, a to on musiał się obecnie regenerować.
Przecież to nie tak, że sam strzeliłeś sobie w brzuch — pokręcił na boki głową. Nie mógł być na siebie zły za to, że ktoś go postrzelił.
"I brzmisz, jakbyś sam nie był zdecydowany na wspólne mieszkanie. Masz ciągle obawy?"
Wpatrywał się w niego uważnie, przesuwając lekko wzrok w bok.
Trochę. Ty nie? To chyba normalne. Pierwszy raz z kimś jestem i nawet jeśli spędzamy ze sobą czas, byłem u ciebie kilka dni i w ogóle, to mieszkanie ze sobą jest zupełnie czymś innym. To nie tak, że chcę zrezygnować czy coś, po prostu mam standardowy stres przed tym jak to będzie koniec końców wyglądać — uśmiechnął się, wracając do niego wzrokiem. Może i był tym wszystkim podekscytowany, ale mimo wszystko w podobnych tematach, Jace przejawiał mnóstwo rozsądku.
Był jednak jeden temat, który nieustannie spędzał mu sen z powiek i wiedział, że im dłużej będzie go przeciągał, tym będzie gorzej. I to właśnie on mógł najmocniej zaważyć na ich przyszłości. Przeniósł na niego spojrzenie, kręcąc na boki głową.
Nie wypisuj się wcześniej, Shane. Postaraj się skorzystać z tego najwięcej, ile są w stanie ci zaoferować. Cały czas będą podawać ci antybiotyki i środki przeciwbólowe. Patrząc na twoje obrażenia, pierwszy tydzień będzie katorgą. Najgorsze jest to, że tak jak kule pomogłyby ci odciążyć nogę, tak mogą kłaść duże obciążenie na ranę postrzałową — najlepiej by było załatwić mu jakiś wózek, ale doskonale wiedział, że patrząc na obecne warunki, graniczyło to z cudem.
... cóż, będę cię po prostu nosił, na tyle na ile to możliwe. Skonsultuję kule z lekarzem i mamą, nie jestem w końcu po medycynie — chociaż zaczynał ją bardzo mocno rozważać. Tak samo jak pielęgniarstwo albo ratownictwo medyczne. Będzie musiał rozejrzeć się za jakimiś kierunkami i sprawdzić jak mocno jego niepełnosprawność mu w tym wszystkim przeszkadzała.
Zostanę do końca czasu odwiedzin. I przyjdę jutro z samego rana. Przyniosę ci coś do jedzenia — przesunął jego dłoń do góry, muskając ją ustami, nim ponownie przytulił się do niej policzkiem — masz ochotę na coś konkretnego?
Shane Kassir
Shane Kassir
The Fox Corsac
Re: Szpital Św. Elżbiety
Sob Sie 13, 2022 8:28 pm
- Jeśli tylko nie będzie jej przeszkadzać obecność kogoś, kogo prawie nie zna - odparł z cichym westchnieniem. - Mimo wszystko jest młoda. Nie zestresuje się, gdyby została tylko ze mną? - wyglądał na pozytywnie nastawionego na taką propozycję. - Niestety, w takim stanie też nie zdołałbym jej zbytnio zabawiać, ale samo towarzystwo mi nie przeszkadza - i póki by nie przyprowadziłby, nie mógłby się przekonać, czy rzeczywiście to dobry pomysł. Poznanie jego rodzeństwa w jakimś stopniu uważał jednak za dobry pomysł. Chciał, by jego rodzina zaakceptowała go, a wiedział, że niezbyt sprawia wrażenia dobrej osoby. Losowy dorosłym który jest o wiele lat starszy od ich syna, nie mający nawet najbliższej rodziny, z którą mogliby porozmawiać.
- Mogę z nią pooglądać za to jakieś animacje - wpadł na pomysł. - I tak niezbyt miałem okazję zobaczyć to za dzieciaka, więc sytuacja typu win-win? - swoje słowa zakończył zapytaniem, chcąc potwierdzić u blondyna, że miał dobry pomysł pod tym względem.
- To prawda... - chociaż gdyby podjął inne kroki, to może... - Ale nie chciałem ci dodawać zmartwień. Eh - westchnął ze zrezygnowaniem. Wolałby słodkawe spędzanie czasu w salonie niż tkwienie w łóżkowym szpitalu, ale los nie wybierał.
Pokręcił głową na jego słowa.
- Pewnie tak, ale zarazem jestem zdania, że póki nie zamieszkamy, nie będziemy wiedzieć, na czym naprawdę stoimy. Niezależnie czy będzie to jutro, czy za rok - podzielił się z nim swoim poglądem na sytuację. - Zawsze jednak istnieje niepewność, jak przy innych sprawach. Chodzenie razem. Pocałunki. Relacje. Sprawy - odwrócił głowę, kaszląc cicho. - Sprawy nieodpowiednie do mówienia publicznie - spojrzał ponownie na niego. - Dlatego rozumiem cię, ale zarazem czuję wewnętrzny spokój. Jakoś tak chodzi mi przez myśl, że gdyby mi to przeszkadzało, sam nie narzucałbym ci się z tym tematem co jakiś czas. Wybacz, że jestem natarczywy - uśmiechnął się przepraszająco. - Mimo wszystko naprawdę chciałbym spędzać z tobą więcej czasu.
Zamrugał oczami, przysłuchując się jego słowom, by potem przekierować wzrok niżej, na swój obandażowany brzuch.
- Prawdopodobnie tak. Brzmi jeszcze gorzej niż moment, gdy miałem poparzenia po ogniu - westchnął ze zrezygnowaniem. - Zdecydowanie nie chce mi się leżeć tutaj, ale będę grzecznym pacjentem i posłucham się ciebie - czuł się teraz dobrze, ale wiedział, że to zasługa leków. I gdy przestaną działać, na nowo odczuje, jak bardzo nieprzyjemne jest uczucie postrzelenia i skutków po tym.
- Nosił? - uniósł wzrok, patrząc na niego pytająco. - Ale wychodzi na to, że rzeczywiście jestem całkiem unieruchomiony - opis faktu, że kule by zbyt bardzo naruszyły jego brzuch dotarł do niego. - Może będę skakać na jednej nodze. Chociaż brzmi to bardzo męcząco - pokręcił głową. - I dowolnie, Jace. Myślisz, że mają w ogóle kule na wydanie tutaj? - zapytał dodatkowo. - Bo nie wiem, czy na mieście zdołamy kupić, a sprowadzanie z zewnątrz może trwać wieki.
Albo samemu nie posiadał wystarczającej wiedyz na ten temat. Nie wykluczał tego w ogóle.
- Dziękuję - najchętniej by go sam przytulił teraz do siebie, ale wiedział, że nie mógł tak swobodnie się poruszać. - I kanapki z kurczakiem. Naprawdę wystarczą - zamrugał oczami, po czym przesunął wzrokiem na bok, nieco zmieszany. - Wiem, że obarczam cię czymś dodatkowym, ale mogę poprosić cię, żebyś robił mi daily na Genshinie za ten czas? - zapytał go jeszcze. Zaczynał powoli odczuwać, że znużenie pogłębiało się, niosąc za sobą chęć snu.
Lézard
Lézard
The Fox Megalotis
Re: Szpital Św. Elżbiety
Sob Sie 13, 2022 8:49 pm


Ostatnio zmieniony przez Lézard dnia Nie Sie 14, 2022 3:33 pm, w całości zmieniany 1 raz
Nie był wybitnie zadowolony z odpowiedzi pielęgniarki, mimo że zdawał sobie sprawę z obowiązującej ją tajemnicy. Szkoda tylko, że przez nią nie mógł pozbyć się coraz mocniej ogarniającej go niepewności. Nawet jeśli los innych osób nie obchodził go tak bardzo jak życie brata, to zdążył się już na tyle przyzwyczaić do ludzi z gangi, że wizja przerzedzenia liczebności za pomocą Niepoczytalnych wzbudzała w nim mało przyjemne uczucia.
Obrócił głowę w stronę wyjścia, słysząc, jak ktoś wchodzi do środka. Gdyby w tym momencie było go stać na większy entuzjazm, z pewnością zerwałby się z łóżka i popędził do osoby, która właśnie przekroczyła próg sali. Zdecydowanie nie spodziewał się ujrzeć swojego brata tak szybko. Kompletnie nie pomyślał o tym, że nawet jeśli nie został on dotkliwie poturbowany w czasie walki, to przecież prawdopodobnie i tak znajduje się w szpitalu, żeby nadzorować stan Lisów.
Niestety, musiał posłuchać lekarki i ograniczyć swoje ruchy do minimum, mimo że najchętniej usiadłby i przytulił Iana. Dobrze, że chociaż bliźniak był w stanie całkowicie się poruszać o własnych siłach. Uśmiechnął się na jego słowa.
Zawsze wiedziałem, że nasza telepatia działa bez zarzutu. I wiesz, taka mała bójka nie jest w stanie mnie wykończyć. Trzeba czegoś znacznie więcej. No i nie mogę tak łatwo umrzeć, bo nachodzenie cię w postaci ducha na pewno nie jest tak zabawne jak w żywej formie.
O tak, jak widać bycie rodzeństwem najbliższego stopnia zobowiązuje do wspólnego wygadywania idiotyzmów. Czym Ivo kompletnie się teraz nie przejmował. Poczuł, jak jakiś niewidzialny ciężar spada z ramion, gdy coraz bardziej docierała do niego obecność brata.
Takie tam rzeczy o moim stanie. W sumie nic wielkiego. Jakieś uszkodzenia czaszki, połamane żebra. — Zawsze mogło być gorzej, co nie? Biorąc pod uwagę to, że całkiem sprawnie się obudził, to można by powiedzieć, że wyszedł z tego obronną ręką. — A i mam częściowy niedowład w lewej ręce, ale przy rehabilitacji powinien być do opanowania. Choć chyba muszę wziąć parę dni wolnego w pracy…
Dobrze, że miał oszczędności, które pozwalałby mu na dłuższą przerwę od pracy. Oby tylko właściciel klubu nie zapragnął poszukać kogoś na stałe na jego miejsce. Szukanie pracy po rekonwalescencji było tym, czym raczej nie chciałby się zajmować.
Powiedz mi co z tobą? Coś ci zrobili? Ja się czujesz? I co… z resztą?
Zmrużył podejrzliwie oczy, jakby samym wzrokiem próbował ostrzec Iana, by nawet nie próbował niczego przed nim zatajać.
Jonathan Everett
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Szpital Św. Elżbiety
Sob Sie 13, 2022 9:02 pm

Nie, spokojnie, nie zostawię jej samej. Wziąłem dwa tygodnie wolnego w pracy — nie zamierzał ryzykować, że nie będzie go przy Shanie na wypadek, gdyby cokolwiek miało się stać.
Rosaline rzeczywiście jest wybitnie nieśmiała, więc pewnie gdyby miała zostać z tobą sama, siedziałaby cały czas w jednym punkcie na kanapie. I kiwała głową albo nią kręciła na zadane pytania. Ale może dzięki temu też się do ciebie przyzwyczai, w końcu sam wiesz, jak blisko jestem z moim rodzeństwem. Prędzej czy później będziecie na siebie skazani — uśmiechnął się do niego, zaraz wyraźnie się ożywiając na wspomnienie o animacjach. Nawet jeśli nie miał opuszczać domu, to zdecydowanie brzmiało jak dobry pomysł.
O, o! Mam plan! Obejrzyjmy chronologicznie wszystkie bajki Disneya — jego oczy wyraźnie rozbłysły, gdy pochylił się do przodu, wpatrując w niego z ekscytacją. W końcu nie widział wszystkich, zwłaszcza tych starszych.
Cóż, sam wolałby się nie martwić jego stanem, zwłaszcza że w obecnej sytuacji odpadała cała masa codziennych gestów, których nie mógł już wykonywać ze strachu przed uszkodzeniem go w jakikolwiek sposób.
Dojdziesz do siebie, nim się zorientujesz — powiedział, z pełnym przekonaniem. Zaraz skupił na nim mocniej uwagę, wyraźnie zaciekawiony wspomnieniem o sprawach nieodpowiednich do mówienia publicznie. Rozbawienie uderzyło w niego tak gwałtownie, że nie był w stanie powstrzymać się przed parsknięciem. Zasłonił twarz dłonią, nie mogąc się opanować, aż w końcu zaczął się cicho śmiać.
P-przepraszam to nie... nie śmieję się z tego co powiedziałeś. Po prostu... przypomniało mi się, jak byłeś pijany i co sekundę powtarzałeś coś o ogonie. Niezależnie od tego co powiedziałem, odpowiedzią był ogon — położył się na jego łóżku szpitalnym, tak by w miarę możliwości go nie dotykać. Fakt, że nieustannie trzęsły mu się ramiona, nie pozostawiał wątpliwości, że nadal się śmiał.
Nie martw się Shane, jeśli nie postanowisz nagle uciec na Honolulu, to spędzisz ze mną resztę życia i jeszcze będziesz miał mnie dość — zażartował, na nowo się prostując.
Poparzenia po ogniu? Mówiłeś mi o tym? — zapytał, nie do końca pewien czy słyszał już tę historię. Coś świtało mu w głowie, ale nie był pewien czy odpowiednio łączył fakty.
"Myślisz, że mają w ogóle kule na wydanie tutaj?"
Wątpię. Ale jestem prawie pewien, że mojej mamie uda się coś załatwić — w końcu miała tyle znajomości w tym obszarze, że wątpliwe, by nie znała kogoś, kto miał kule do pożyczenia. Ludzie łamali się tu cały czas.
No jasne. Tylko w Genshinie? — zapytał, wiedząc, że nie była to jedyna gra, w którą grał Kassir.
Kanapki z kurczakiem, zanotowane. Pojadę dziś do domu, wezmę swoje rzeczy i zostanę już u ciebie. Przygotuję ci jakieś ubrania na zmianę i przywiozę jutro razem z jedzeniem. Wziąć ci coś jeszcze? Jakąś książkę czy coś — wątpił, by miał tu coś więcej do roboty po jego wyjściu. Mógł rzecz jasna liczyć na to, że prześpi większość czasu, ale było to raczej wątpliwe. Widząc zmianę w jego twarzy, wyciągnął dłoń, głaszcząc go po włosach i policzku.
Prześpij się, Shane. Posiedzę z tobą, aż zaśniesz — obiecał, podnosząc się nieco z miejsca, by po drobnym zawahaniu schylić się, opierając dłoń po drugiej stronie łóżka. Pocałował go ostrożnie, nie chcąc zbyt mocno przesadzać, biorąc pod uwagę jego stan.
Shane Kassir
Shane Kassir
The Fox Corsac
Re: Szpital Św. Elżbiety
Sob Sie 13, 2022 10:17 pm
- Mam nadzieję, że nie uzna mnie za kogoś podejrzanego - westchnął z lekką rezygnacją. - Ale rozumiem. Chętnie poznam i ją, i resztę twojego rodzeństwa, Jace - zwłaszcza, że nie chciał stawać się przeszkodą między nimi w relacji, zmuszając blondyna do obierania wyborów.
Pokiwał delikatnie głową na zgodę.
- Piszę się na to - wyraził zgodę względem oglądania tego typu bajek. Podobał mu się również entuzjazm chłopaka, powodując, że tym bardziej chciał wdrożyć w życie ten pomysł.
Zwłaszcza, że czekanie aż dojdzie do siebie byłoby nużące.
Uniósł lekko brew widząc jego rozbawienie, nie rozumiejąc jednak jego źródła. Nie miał pojęcia, czemu zaczął się śmiać. Przeskanował swoje poprzednie słowa w myślach, nie dostrzegając w nich nic tego typu. Dopiero wyjaśnienia sprawiły, że wyraźnie zadrżał, robiąc załamaną minę.
- Czemu sobie to tak losowo przypomniałeś - jęknął, wyglądając samemu na zmieszanego. - To przez Słowika i jego gadanie - nie mógł nawet zakopać się gdzieś, by zapomnieć o tamtej sytuacji. Na jego własne nieszczęście, nie zapominał zwykle tego, co działo się w momencie upojenia, nawet jeśli całkowicie tracił nad sobą kontrolę. - Mój poziom skojarzeń w takich momentach jest bardzo niski, a łączenie faktów na najbliższym pasującym temacie - jego głos zadrżał, gdy schylił głowę, kładąc dłoń na jego ramieniu i szturchając go lekko. - Weź przestań, tylko mi bardziej głupio - chciał, by Jonathan tego nie pamiętał. Miał wrażenie, że całkowicie zrobił z siebie wtedy głupca, doprowadzając chłopaka do stanu zawstydzenia.
- Chociaż jak jesteśmy na tym etapie, to możesz mi powiedzieć, czy chcesz, bym go używał - wymamrotał jeszcze bardzo szybko te słowa, zaraz szybko kręcąc głową, by pozbyć się tych myśli z głowy. Mieli i tak niedługo mieszkać razem, więc finalnie podobny temat by wypłynął prędzej czy później. Zwłaszcza, że mógł jedynie uśmiechnąć się niemrawo na wspomnienie o ucieczce przed Jace'em. Gdybym chciał, to bym nie próbował tak bardzo cię trzymać przy sobie - odpowiedział mu w myślach, uznając, że nie miał co dalej ciągnąć ten temat.
- Wydaje mi się, że tak. Przy wydarzeniu z wielkiego pożaru biblioteki - nawiązał do wydarzenia sprzed lat. - Jeden z koktajli wylądował przy mnie, więc ubrania zajęły mi się ogniem... historia dalej popłynęła dalej - westchnął na wspomnienie tamtych wydarzeń. - Przynajmniej dzieciakowi, który był blisko mnie nic się nie stało. Cieszę się, że po tym wszystkim znalazłem jego rodzinę, bo nie wiem, czy umiałbym wyjaśnić kwestię, gdyby stało się najgorsze - i jego matka lub ojciec byliby jednym z ciał, które spłonęły żywcem. Nie pocieszająca perspektywa.
- Nic na siłę - zbył nieco temat kul. - Taka noga nie może się długo goić, prawda? A jak już będzie sprawna, to kule zdecydowanie nie będą potrzebne - był pozytywnej myśli pod tym względem, nie myśląc o tym nawet, że bez tego dodatku, jego życie będzie o wiele bardziej utrudnione niż by sądził do tej pory.
- Nie, nie tylko - momentalnie wymienił mu pięć innych gier, zaznaczając, że wystarczy, iż zrobi dzienne zadania, bez zużywania dodatkowych surowców. - Możesz robić na moim laptopie, tam mam ino gry zainstalowane. Hasłem pinowym jest data moich urodzin - podał mu cyfry, jakie powinien wprowadzić, obarczając go tym samym zaufaniem względem działania. Nawet jeśli to były jedynie gry, Kassirowi bardzo zależało na nich, patrząc na to, ile czasu poświęcił na nie.
- Wystarczy ładowarkę albo chociaż power-bank. Na szafce w salonie będzie taki srebrny - opisa mu przedmiot, zaraz potem uśmiechając się miękko, gdy poczuł głaskanie. Zrobiło mu się cieplej od tego gestu.
- Dobrze. Ale chcę twoją dłoń jeszcze, zanim zasnę - zgodził się, odwzajemniając delikatnie pocałunek, by potem wsunąc się bardziej w pościel, zamykając przy tym oczy. Chciał nieco wtulić się w jego dłoń nim pogrążyłby się w śnie. Nie zajęło mu dużo czasu aby jego oddech wyregulował się, a on pozwolił spocząć organizmowi po tym całym ciężkim dniu wrażeń.
Słowik
Słowik
The Fox Coryphaeus / Corsac
Re: Szpital Św. Elżbiety
Nie Sie 14, 2022 1:12 am
Bardzo śmieszne — wyburczał w odpowiedzi, machając nieco niezręcznie ręką, gdy zdał sobie sprawę z tego, że nawet nie wie, gdzie mu w tym momencie dla żartu przyłożyć. Musiał się więc obejść smakiem i jedynie ciężko westchnąć, kręcąc na boki głową. Cóż, przynajmniej — jak widać — nie było z nim aż tak źle, by kompletnie stracił siły do żartów. To dobry znak.
Chociaż słysząc o jego obrażeniach, nie było mu już aż tak do śmiechu. Nic dziwnego, że wyraźnie pobladł, zasłaniając połowicznie twarz dłonią.
Przepraszam. Nie powinienem był cię od początku wciągać do Lisów. To był zły pomysł — oczywiście, że się obwiniał. Nie za samą akcję, co za to, że w ogóle dopuścił do tego, by znalazł się na linii ognia. Jednocześnie wiedział, że gdyby był na jego miejscu, wolałby być obok niego, niż siedzieć bezpiecznie w domu.
Załatw sobie wolne, resztą się zajmiemy. Będę ci robił za niańkę. Może nie taką dwudziestoczterogodzinną, ale mam sporo czasu na rękach, więc... poproszę Axela, by robił nieco większe porcje i będę ci podrzucać chociaż obiady. Przynajmniej w końcu nie będziesz miał powodów do jęczenia, że z tobą nie jem — uniósł kącik ust ku górze, nawet jeśli nie było mu zbytnio do śmiechu. Na jego pytanie wyciągnął dłoń i pstryknął go w nos. Skoor miał uszkodzenia czaszki, wolał nie ryzykować z czołem.
Nic mi nie jest. Głównie siniaki i zadrapania, ale razem z Hailey wyszliśmy z tego najlepiej. Reszta... nie wiem, Ivo. Nie wyglądało to dobrze. Ale na razie nikt nie trąbił nic o zwłokach, więc mogę jedynie mieć nadzieję, że jest z nimi okej. Shane ma się dobrze. Jace do niego przyjechał. Wiesz, ten dzieciak co robi nam za medyka. To jego chłopak — wytłumaczył, zdając sobie sprawę, że chyba wcześniej mu o tym nie mówił.
Mówili ci kiedy cię wypiszą?
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach