▲▼
W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, wymagania do ich pokonania wzrastają dwukrotnie. Oznacza to, że do pokonania jednego Niepoczytalnego musicie wykonać jedną z poniższych akcji:
→ osiem udanych ataków wręcz;
→ cztery udane ataki z użyciem zakupionej broni białej;
→ dwa udane ataki z użyciem zakupionej broni palnej/granatu;
Wszystkie trwające fabuły na terenie banku zostają zakończone.
- Nawiasem mówiąc, plany planami, ale przyznaję, że ja nadal utkwiłem we swoich. Jak myślisz, nadałbym się na streamera? - zagadał go jeszcze po drodze.
Dotarcie do dystryktu B i odnalezienie odpowiedniego sklepu nie stanowiło problemu dla nich. Jednakże dopiero po pojawieniu się tutaj, mogli zobaczyć, że spokój dystryktu A zdecydowanie nie przechodził w bardziej znane dla nich tereny. Obce, ale zarazem i znajome ruchy samotnej postaci przy sklepie jubilerskim zdecydowanie świadczyło o tym, że mieli do czynienia z Niepoczytalnym. Tym razem z osobą, która nie miała konkretnego celu, obijająca się o drzwi oraz szyby w jedynie znanym sobie celu.
Kassir bez chwili wahania złapał Słowika za rękę i pociągnął ku jeden z zaułków, by sprawić, aby nie pokazali im się na oczy. Zaraz potem go puścił, wskazując kciukiem w ścianę.
- Wkraczamy jako cywile czy nie? - padło krótkie pytanie z jego strony. Wolał od razu określić ich podejście oraz obrany priorytet, dopóki mieli wygodę czasową.
Rzut kostką - jeden NIepoczytalny
Niepoczytalny #1 - 8/8 HP
- Gra - powiedział Shane. - Czasem grywamy razem i uczymy się od siebie wzajemnie - bili dobrzy w innych gatunkach gier, by mogli sobie wzajemnie pomagać.- I okay. Brzmi to w porządku. Może serio spróbuję w to - przy większej ilości czasu wolnego od pracy. Musiał brać jeszcze poprawkę na swoje normalne plany oraz spotkania. - I ciężko mi ocenić jednak samego siebie - rozmowa trwała, a Kassir nie wyglądał na wybitnie przejętego faktem, że jego poznawanie wiedzy w nieco innych aspekcie miało poczekać. Nie mógł się powstrzymać od powstrzymać od rozbawienia na widok jego chęci kupienia pierścionka.
Chociaż ich plany zostały przerwane.
- Przezorny-ubezpieczony? - odparł, wyciągając swoją maskę z głębokiej kieszeni długiej bluzy. - Chociaż o większym przygotowaniu nie mogę powiedzieć - widząc jego brak emocji, sam spoważniał, jednakże zaraz potem westchnął w myślach, zastanawiając się, kiedy nastąpi wybuch emocji u przyjaciela.
Chyba teraz. Ubrał swoją maskę i wyszedł z zaułku. Położył mu dłoń na głowie.
- Zwolnij - powiedział spokojnie. Potrzebował, by zwolnił nieco z emocjami. Zaraz potem zabrał rękę i bez chwili wahania podbiegając do rannego Niepoczytalnego. Jasne oczy wyłapały czerwień, która zakwitła na jego klatce piersiowej po udanym strzale. Jego uwaga już skupiła się na dwójce Lisów, ale obrażenia spowolniły czas reakcji, pozwalając mu podejść. Zawsze mnie dziwi, że są w stanie się poruszać przy takich obrażeniach. Zacisnął lewą dłoń w pięść i uderzył go w brzuch, z zamiarem posłania go na ziemię. Jednakże bliskość pozwoliła Niepoczytalnemu na zareagowanie. Nim wbił cios w ciało, poczuł ból przecięcia skóry, nim osobnik padł na ziemię.
- Serio, Wilki mają za dużo spokoju, a u nas zawsze się coś znajdzie. To jakaś klątwa czy typ szczęścia? - westchnął, machając obolałą ręką. - Wypadam z formy chyba. I powinien jeszcze żyć, o ile nie wykrwawi się zaraz - przykucnął przy nieprzytomnym Niepoczytalnym. - Możemy wezwać kogoś, kto go weźmie stąd? Półmartwy przyda się bardziej niż martwy - spojrzał na Słowika i pokręcił głową. - Rozmurzch się. Będziesz mógł potem opowiadać, ile poświęcenia włożyłeś w poszukiwanie tego pierścionka.
Rzut na atak - 100% WW - (8)
Unik - (2) - porażka
Shane - obrażenia lekkie, podrapana lewa ręka
Niepoczytalny #1 - 4/8 HP - wyeliminowanie na X postów.
First topic message reminder :
TEREN
FOXES
FOXES
Royal Bank of Canada
Teren broniony przez 5 bonusowych NPC.
Choć w Kanadzie Royal Bank of Canada dorobił się miana drugiego najpopularniejszego banku, w Riverdale City bez wątpienia jest numerem jeden. Może się pochwalić nie tylko gigantycznymi zabezpieczeniami, jeszcze większymi ilościami pieniędzy pochowanych po skrytkach, ale przede wszystkim zaufaniem klientów i absolutnym profesjonalizmem pracowników. Chcesz założyć gdzieś konto bądź przechować swoje zarobki? Royal Bank z pewnością nie tylko odpowie na wszystkie twoje potrzeby, ale i zapewni, że nie stracisz ich podczas napadu. I choć nadal znajdują się pojedynczy śmiałkowie, którzy próbują przetestować zdolności tutejszej bezlitosnej ochrony, większość z nich sprawdza obecnie warunku zakładu karnego od środka. Reszta natomiast wącha kwiatki od spodu.
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, wymagania do ich pokonania wzrastają dwukrotnie. Oznacza to, że do pokonania jednego Niepoczytalnego musicie wykonać jedną z poniższych akcji:
→ osiem udanych ataków wręcz;
→ cztery udane ataki z użyciem zakupionej broni białej;
→ dwa udane ataki z użyciem zakupionej broni palnej/granatu.
__________
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, wymagania do ich pokonania wzrastają dwukrotnie. Oznacza to, że do pokonania jednego Niepoczytalnego musicie wykonać jedną z poniższych akcji:
→ osiem udanych ataków wręcz;
→ cztery udane ataki z użyciem zakupionej broni białej;
→ dwa udane ataki z użyciem zakupionej broni palnej/granatu.
Przytaknął na jego słowa odnośnie słowa, ale nie dodał więcej od siebie. Mało kiedy nawiązywał do kwestii powiązanych z sprawami poza murami miasta i jego osobą. Tym razem nie było inaczej.
Za to miał serio go ochotę ugryźć zamiast kanapki, gdy dotarło do niego, że nim zdążył wyciągnąć swoje pieniądze, ten opłacił jego zakup. Dlatego też poszedł za nim, nie odpowiadając nawet na pierwsze zadane pytania. Jego myśli krążyły ku temacie, związanym z wymyśleniem czegoś za to, że został zignorowany przy kasie.
Odkręcając już butelkę - siedząc już przy jednym ze stolików - uznał, że nie jest warto. Łatwiej byłoby odwdzięczyć się w postaci samodzielnego kupienia posiłku. O ile miałby możliwość.
- Jonathan, litości. Jedno pytanie na raz - nadal był naburmuszony przez fakt, że sam zdecydował się na opłacenie jego zakupów. - Co to za ewolucja, że zadajesz wiele pytań w jednym - wiedział, że nie było szans, by zdołał się skupić na wszystkich. Aż zaczął wątpić w to, że jasnowłosemu zależało wybitnie na odpowiedzi z jego strony.
- Nie mam planów - postanowił jednak spróbować odpowiedzieć na cokolwiek, co utkwiło mu w pamięci. Uznał, że byłoby to niemiłe, gdyby całkowicie zignorował jego słowny atak. - I nie potrzebuję pomocy z nauką. Raczej - zmarszczył nos. Przynajmniej nie przypominał sobie niczego takiego. Okres zrozumienia materiału przez gwałtowny sposób zmienienia sposobu nauczania już mu dawno minął.
Reszta poruszonych kwestii umknęła mu. Dlatego też przeszedł do rozpakowania kanapki i wzięcia jej pierwszego kęsa.
- Jak to jest, że potrafisz skakać z wątku na wątek bez żadnego zawahania? - spytał się, celująć w niego palcem. - Nigdy nie skupiasz się na jednym? - zapytał, widząc, jak jego uwagę przykuł inny uczeń. Dlatego też spojrzał na niego. Nie dostrzegał w nim nic specjalnego na tle innych, więc nie docierało do niego sposób widzenia Jonathana.
- To twój znajomy? Dość długo patrzysz na niego - zauważył cicho. - Jak chcesz, to idź się z nim przywitać - Nathaniel nie czuł się zobowiązany do tego, by trzymać starszego chłopaka blisko siebie przez cały czas. Dlatego też bardziej poświęcał uwagę na dokończeniu posiłku niż na otoczeniu.
Za to miał serio go ochotę ugryźć zamiast kanapki, gdy dotarło do niego, że nim zdążył wyciągnąć swoje pieniądze, ten opłacił jego zakup. Dlatego też poszedł za nim, nie odpowiadając nawet na pierwsze zadane pytania. Jego myśli krążyły ku temacie, związanym z wymyśleniem czegoś za to, że został zignorowany przy kasie.
Odkręcając już butelkę - siedząc już przy jednym ze stolików - uznał, że nie jest warto. Łatwiej byłoby odwdzięczyć się w postaci samodzielnego kupienia posiłku. O ile miałby możliwość.
- Jonathan, litości. Jedno pytanie na raz - nadal był naburmuszony przez fakt, że sam zdecydował się na opłacenie jego zakupów. - Co to za ewolucja, że zadajesz wiele pytań w jednym - wiedział, że nie było szans, by zdołał się skupić na wszystkich. Aż zaczął wątpić w to, że jasnowłosemu zależało wybitnie na odpowiedzi z jego strony.
- Nie mam planów - postanowił jednak spróbować odpowiedzieć na cokolwiek, co utkwiło mu w pamięci. Uznał, że byłoby to niemiłe, gdyby całkowicie zignorował jego słowny atak. - I nie potrzebuję pomocy z nauką. Raczej - zmarszczył nos. Przynajmniej nie przypominał sobie niczego takiego. Okres zrozumienia materiału przez gwałtowny sposób zmienienia sposobu nauczania już mu dawno minął.
Reszta poruszonych kwestii umknęła mu. Dlatego też przeszedł do rozpakowania kanapki i wzięcia jej pierwszego kęsa.
- Jak to jest, że potrafisz skakać z wątku na wątek bez żadnego zawahania? - spytał się, celująć w niego palcem. - Nigdy nie skupiasz się na jednym? - zapytał, widząc, jak jego uwagę przykuł inny uczeń. Dlatego też spojrzał na niego. Nie dostrzegał w nim nic specjalnego na tle innych, więc nie docierało do niego sposób widzenia Jonathana.
- To twój znajomy? Dość długo patrzysz na niego - zauważył cicho. - Jak chcesz, to idź się z nim przywitać - Nathaniel nie czuł się zobowiązany do tego, by trzymać starszego chłopaka blisko siebie przez cały czas. Dlatego też bardziej poświęcał uwagę na dokończeniu posiłku niż na otoczeniu.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Royal Bank of Canada
Sob Gru 25, 2021 1:08 pm
Sob Gru 25, 2021 1:08 pm
"Jonathan, litości. Jedno pytanie na raz."
Zaśmiał się cicho w odpowiedzi, zaraz machając lekko butelką napoju, by jakkolwiek wyzbyć się swojego nadmiaru energii.
— Wybacz, wybacz. Znowu się zapominam — i zrobi to jeszcze nie raz. Mógł kontrolować swój odruch przez kilka minut, ale później ponownie się dekoncentrował i wracał do punktu wyjścia. Nathaniel był po prostu skazany na jego milion pytań i... no właśnie to.
— Muszę cię któregoś dnia zaprosić do siebie. Jeśli... jeśli chcesz. Co prawda nie ma tam jakoś dużo miejsca i... i w sumie to zawsze jest tam moje rodzeństwo, które będzie nam wbijać do pokoju przynajmniej raz na godzinę. No i w sumie to nie są to jakieś... super warunki... m-może to jednak nie jest najlepszy pomysł — spuścił nieznacznie łeb na napój, szurając nerwowo butem po ziemi. Nie bez powodu nigdy nikogo tam nie zapraszał. Nawet jeśli udało mu się urządzić pokój według własnej inwencji twórczej, nie miał tam aż tyle miejsca.
— No, może lepiej spotkajmy się na mieście — stwierdził w końcu przyciszonym głosem, wracając do niego uwagą. Uśmiechnął się promiennie i odstawił butelkę na stół, poklepując rękami o blat.
— Jakby coś się zmieniło, to daj mi znać. I jak to? — dopytał w kwestii skupiania się, nadal wpatrując się w siedzącego przy stole chłopaka. Nachylił się nad stołem, oparł o niego łokieć i podparł twarz dłonią, wpatrując się w niego bez słowa. Wystarczyło, by jego obiekt zainteresowania odwrócił się z uśmiechem do swojej znajomej. Jace westchnął cicho, dopiero po chwili wyrwany z transu przez słowa Nathaniela.
— C-co? Nie, nie znam go — wyraźnie się speszył, wracając szybko uwagą do przyjaciela — dobra ta kanapka? Na pewno nie chcesz czegoś więcej? No bo tym się chyba do końca nie najesz. Może wziąć ci jeszcze jedną na później? W ogóle jest coś, czego bardzo chciałbyś spróbować? Jakieś konkretne danie czy coś.
Zerkał od czasu do czasu w stronę wcześniej wspomnianego chłopaka, mimo wszystko większą część swojej uwagi skupiając na Nathanielu. To, że był nieco rozkojarzony, tym razem nie znaczyło, że go nie słuchał.
Zaśmiał się cicho w odpowiedzi, zaraz machając lekko butelką napoju, by jakkolwiek wyzbyć się swojego nadmiaru energii.
— Wybacz, wybacz. Znowu się zapominam — i zrobi to jeszcze nie raz. Mógł kontrolować swój odruch przez kilka minut, ale później ponownie się dekoncentrował i wracał do punktu wyjścia. Nathaniel był po prostu skazany na jego milion pytań i... no właśnie to.
— Muszę cię któregoś dnia zaprosić do siebie. Jeśli... jeśli chcesz. Co prawda nie ma tam jakoś dużo miejsca i... i w sumie to zawsze jest tam moje rodzeństwo, które będzie nam wbijać do pokoju przynajmniej raz na godzinę. No i w sumie to nie są to jakieś... super warunki... m-może to jednak nie jest najlepszy pomysł — spuścił nieznacznie łeb na napój, szurając nerwowo butem po ziemi. Nie bez powodu nigdy nikogo tam nie zapraszał. Nawet jeśli udało mu się urządzić pokój według własnej inwencji twórczej, nie miał tam aż tyle miejsca.
— No, może lepiej spotkajmy się na mieście — stwierdził w końcu przyciszonym głosem, wracając do niego uwagą. Uśmiechnął się promiennie i odstawił butelkę na stół, poklepując rękami o blat.
— Jakby coś się zmieniło, to daj mi znać. I jak to? — dopytał w kwestii skupiania się, nadal wpatrując się w siedzącego przy stole chłopaka. Nachylił się nad stołem, oparł o niego łokieć i podparł twarz dłonią, wpatrując się w niego bez słowa. Wystarczyło, by jego obiekt zainteresowania odwrócił się z uśmiechem do swojej znajomej. Jace westchnął cicho, dopiero po chwili wyrwany z transu przez słowa Nathaniela.
— C-co? Nie, nie znam go — wyraźnie się speszył, wracając szybko uwagą do przyjaciela — dobra ta kanapka? Na pewno nie chcesz czegoś więcej? No bo tym się chyba do końca nie najesz. Może wziąć ci jeszcze jedną na później? W ogóle jest coś, czego bardzo chciałbyś spróbować? Jakieś konkretne danie czy coś.
Zerkał od czasu do czasu w stronę wcześniej wspomnianego chłopaka, mimo wszystko większą część swojej uwagi skupiając na Nathanielu. To, że był nieco rozkojarzony, tym razem nie znaczyło, że go nie słuchał.
Westchnął głośno, słysząc w jaki sposób wypowiedział swoje słowa, po czym pokręcił głową. Wyraźny spadek dobrego humoru u chłopaka wywołał w nim odczucie czegoś między niepewnością, a momentalną chęcią poprawienia mu nastroju w jakiś konkretny sposób. Widok tego typu zachowania widywał rzadziej, ale to zarazem powodowało, że utwierdzało go w pewności, że nawet blondyn miał swoje zmartwienia i troski.
- Albo u mnie - zasugerował nieśmiało. - Jake raczej nie zrobi problemu - potrząsnął lekko głową. - I domyślam się, jeśli chodzi o rodzeństwo. Przerabiałem to z moim.
Tyle, że nie pociągnął w ogóle tematu dalej, zawieszając się jedynie na tej informacji. Jedynie przylepił się do oranżady, biorąc kilka szybkich łyków. Nie pierwszy raz Nathaniel nabierał wody w ustach przy temacie swojej rodziny i tak też było tym razem.
- Działasz na wielu wątkach - odparł, gdy oderwał się od butelki. - Zadajesz masę pytań na raz, często przeskakując tak szybko z tematu na temat, że niełatwo nadążyć - uzupełnił tym samym swoją wypowiedź odnośnie skupienia się.
Przesunął wzrokiem po blacie stołu, nie wiedząc do końca, czy powinien komentować temat ucznia. Postawił, że jednak odpuści sobie to ciągnięcie tematu, widząc, że chłopak zmieszał się. Chociaż...
- Jakieś zauroczenie czy jak? - wymamrotał sam do siebie, nie umiejąc połączyć faktów związanymi z zainteresowaniem takiego stopnia kimś, kogo się nie znało.
- Nie chcę więcej jedzenia - nawet obecną kanapkę jadł powoli, zmuszając się do przegryzienia i przełknięcia każdego kęsu. - Nie jestem głodny - nie kłamał. Jednakże Xaxa miał swoje podejście do posiłków i nazywało się ono unikaniem ich. W szkole niewiele jadł sam z siebie - w głównej mierze robił to właśnie przez swojego przyjaciela - jednakże ta placówka nie była wyjątkiem od reguły. W domu, na mieście, gdziekolwiek - nie chwytał po jedzenie od tak. - I nie wiem, Jonathan - nie pamiętał już, czy wykładał mu swoje podejście do spożywania strawy. - Nie mam ulubionego jedzenia. Wystarczy mi do szczęścia herbata. Albo cola.
Smak napoju nie zachwycał go tak bardzo, jak myślał, że będzie, ale uznał go za znośny.
- Zaraz będzie koniec zajęć i przerwa. Planujesz iść na resztę lekcji? - spytał się go, przemęczając już połowę kupionej kanapki. Powoli zaczynał się czuć, jakby torturował samego siebie tą czynnością. Dlatego też zaraz potem zawinął połowę niedojedzonej kanapki ponownie w folię, uznając, że ma dość na teraz.
- Albo u mnie - zasugerował nieśmiało. - Jake raczej nie zrobi problemu - potrząsnął lekko głową. - I domyślam się, jeśli chodzi o rodzeństwo. Przerabiałem to z moim.
Tyle, że nie pociągnął w ogóle tematu dalej, zawieszając się jedynie na tej informacji. Jedynie przylepił się do oranżady, biorąc kilka szybkich łyków. Nie pierwszy raz Nathaniel nabierał wody w ustach przy temacie swojej rodziny i tak też było tym razem.
- Działasz na wielu wątkach - odparł, gdy oderwał się od butelki. - Zadajesz masę pytań na raz, często przeskakując tak szybko z tematu na temat, że niełatwo nadążyć - uzupełnił tym samym swoją wypowiedź odnośnie skupienia się.
Przesunął wzrokiem po blacie stołu, nie wiedząc do końca, czy powinien komentować temat ucznia. Postawił, że jednak odpuści sobie to ciągnięcie tematu, widząc, że chłopak zmieszał się. Chociaż...
- Jakieś zauroczenie czy jak? - wymamrotał sam do siebie, nie umiejąc połączyć faktów związanymi z zainteresowaniem takiego stopnia kimś, kogo się nie znało.
- Nie chcę więcej jedzenia - nawet obecną kanapkę jadł powoli, zmuszając się do przegryzienia i przełknięcia każdego kęsu. - Nie jestem głodny - nie kłamał. Jednakże Xaxa miał swoje podejście do posiłków i nazywało się ono unikaniem ich. W szkole niewiele jadł sam z siebie - w głównej mierze robił to właśnie przez swojego przyjaciela - jednakże ta placówka nie była wyjątkiem od reguły. W domu, na mieście, gdziekolwiek - nie chwytał po jedzenie od tak. - I nie wiem, Jonathan - nie pamiętał już, czy wykładał mu swoje podejście do spożywania strawy. - Nie mam ulubionego jedzenia. Wystarczy mi do szczęścia herbata. Albo cola.
Smak napoju nie zachwycał go tak bardzo, jak myślał, że będzie, ale uznał go za znośny.
- Zaraz będzie koniec zajęć i przerwa. Planujesz iść na resztę lekcji? - spytał się go, przemęczając już połowę kupionej kanapki. Powoli zaczynał się czuć, jakby torturował samego siebie tą czynnością. Dlatego też zaraz potem zawinął połowę niedojedzonej kanapki ponownie w folię, uznając, że ma dość na teraz.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Royal Bank of Canada
Sob Gru 25, 2021 10:09 pm
Sob Gru 25, 2021 10:09 pm
"Albo u mnie."
Jonathan momentalnie się ożywił.
— Rany, serio? Jeśli to nie problem. W sensie no to nie tak, że nie chcę cię zaprosić do siebie, tylko m-musisz się przygotować, że no. Mamy dość... proste warunki. Jeśli chcesz, to możemy iść... i do mnie, i do ciebie — uśmiechnął się niepewnie, nie chcąc zbyt mocno na niego naciskać. Jakby nie patrzeć, naprawdę nie zapraszał nikogo do domu. Nic zatem dziwnego, że traktował podobne zaproszenia dość poważnie, jednocześnie z automatu patrząc na to tak samo przez pryzmat drugiej osoby. Mimo że przecież większość zabierała do siebie znajomych dzień w dzień bez najmniejszego zawahania.
— Aaa, no. Trochę tak. Po prostu cały czas wokół nas bardzo dużo się dzieje, nie sądzisz? Zawsze mogę powtórzyć jakieś pytanie! Chyba że sam już o nim zapomnę. Tak też się zdarza — czasem ludzie po prostu mu nie odpowiadali na część z nich. W sumie to dość często. Zainteresował się nagłym mamrotem ze strony Nathaniela, rzucając mu pytające spojrzenie.
— Hm? Mówiłeś coś? — wolał się upewnić, żeby nie usłyszeć potem, że go ignoruje. Obserwowany przez niego chłopak podniósł się nagle do góry ze swoimi znajomymi, odłożył tacę w wyznaczone miejsce i wsunął ręce w kieszenie bluzy, opuszczając stołówkę.
"Nie jestem głodny."
— Na pewno? — obrócił się ponownie w jego stronę z wyraźnym zmartwieniem na twarzy. Nic dziwnego, że zaraz wstał za swojego miejsca i usiadł obok Xaxy.
— Jesteś pewien, że dobrze się czujesz? Nie chcę nic w ciebie wmuszać, ani brzmieć jak babcia na Święta, ale mam wrażenie, że za mało jesz. Cola nie zastąpi ci obiadu — powiedział, dotykając go lekko palcem w policzek. Uśmiechnął się nieznacznie, zaraz zastanawiając.
— Hm... dobra, coś wymyślę. Ale i tak pomęczę się pytaniami. Nie chcę, żebyś wciskał w siebie coś, co ci zrobię do tego stopnia, by zrobiło ci się niedobrze. Więc najlepsze byłoby coś lekkiego. Może bez mięsa? Jak placki warzywne. Chyba że pokroiłbym indyka w cienkie plastry... wiem, że powiedziałeś, że nie masz ulubionego jedzenia, ale może lubisz jakieś owoce bardziej niż inne? — z nich w końcu też dało się zrobić coś super. Odkręcił znowu swój napój i upił kilka łyków, wzruszając ramionami.
— W sumie nie wiem. A ty idziesz? Jak pójdziesz, to też pójdę, nie chce mi się siedzieć samemu — a jednocześnie nie ciągnęło go jakoś mocno do klasy. Zerknął na jego zawiniętą kanapkę, nie skomentował jednak tej czynności w żaden sposób. Lepiej by zabrał ją ze sobą, niż wyrzucił.
Jonathan momentalnie się ożywił.
— Rany, serio? Jeśli to nie problem. W sensie no to nie tak, że nie chcę cię zaprosić do siebie, tylko m-musisz się przygotować, że no. Mamy dość... proste warunki. Jeśli chcesz, to możemy iść... i do mnie, i do ciebie — uśmiechnął się niepewnie, nie chcąc zbyt mocno na niego naciskać. Jakby nie patrzeć, naprawdę nie zapraszał nikogo do domu. Nic zatem dziwnego, że traktował podobne zaproszenia dość poważnie, jednocześnie z automatu patrząc na to tak samo przez pryzmat drugiej osoby. Mimo że przecież większość zabierała do siebie znajomych dzień w dzień bez najmniejszego zawahania.
— Aaa, no. Trochę tak. Po prostu cały czas wokół nas bardzo dużo się dzieje, nie sądzisz? Zawsze mogę powtórzyć jakieś pytanie! Chyba że sam już o nim zapomnę. Tak też się zdarza — czasem ludzie po prostu mu nie odpowiadali na część z nich. W sumie to dość często. Zainteresował się nagłym mamrotem ze strony Nathaniela, rzucając mu pytające spojrzenie.
— Hm? Mówiłeś coś? — wolał się upewnić, żeby nie usłyszeć potem, że go ignoruje. Obserwowany przez niego chłopak podniósł się nagle do góry ze swoimi znajomymi, odłożył tacę w wyznaczone miejsce i wsunął ręce w kieszenie bluzy, opuszczając stołówkę.
"Nie jestem głodny."
— Na pewno? — obrócił się ponownie w jego stronę z wyraźnym zmartwieniem na twarzy. Nic dziwnego, że zaraz wstał za swojego miejsca i usiadł obok Xaxy.
— Jesteś pewien, że dobrze się czujesz? Nie chcę nic w ciebie wmuszać, ani brzmieć jak babcia na Święta, ale mam wrażenie, że za mało jesz. Cola nie zastąpi ci obiadu — powiedział, dotykając go lekko palcem w policzek. Uśmiechnął się nieznacznie, zaraz zastanawiając.
— Hm... dobra, coś wymyślę. Ale i tak pomęczę się pytaniami. Nie chcę, żebyś wciskał w siebie coś, co ci zrobię do tego stopnia, by zrobiło ci się niedobrze. Więc najlepsze byłoby coś lekkiego. Może bez mięsa? Jak placki warzywne. Chyba że pokroiłbym indyka w cienkie plastry... wiem, że powiedziałeś, że nie masz ulubionego jedzenia, ale może lubisz jakieś owoce bardziej niż inne? — z nich w końcu też dało się zrobić coś super. Odkręcił znowu swój napój i upił kilka łyków, wzruszając ramionami.
— W sumie nie wiem. A ty idziesz? Jak pójdziesz, to też pójdę, nie chce mi się siedzieć samemu — a jednocześnie nie ciągnęło go jakoś mocno do klasy. Zerknął na jego zawiniętą kanapkę, nie skomentował jednak tej czynności w żaden sposób. Lepiej by zabrał ją ze sobą, niż wyrzucił.
- Jest ok - odparł na jego słowa, nie podzielając w ogóle jego niepewności i obaw. - Nie wiem, na jaki widok mam się nastawiać, ale nie wiem sam... Uważasz, że za każdym razem nastawiam się na królewskie przyjęcie i czerwony dywan? - ostatnie słowa wypowiedział wyraźnie przewracając oczami. - Zaprosisz mnie, jak będziesz na to gotowy - te słowa wypowiedział już o wiele ciszej. Nie było mu w głowie, by próbować go nawet namawiać na zaproszenie do siebie.
Dużo się działo? Nie wydawało mu się. Bardziej ciemnowłosemu pasowałoby tutaj wyjaśnienie, że Jonathan miał problem z koncentracją. Nie dodał jednak już od siebie niczego więcej, bardziej machając lewą dłonią, by zbyć ten temat. Miał wrażenie, że wiele i tak nic jego słowa by nie zmieniły.
- Nie - uciął krótko. Nie zamierzał niczego powtarzać, bardziej decydując się na zostawienie tego dla siebie.
Przesunął wzrokiem w jego stronę w momencie, gdy ten zmienił miejsce, by znaleźć się bliżej niego.
- Na pewno - burknął odnośnie jedzenia. - Nie jestem głodny. I wydaje ci się - Jonathan miał całkowitą rację, ale Xaxa nie zamierzał tego przyznawać w żadnym stopniu. Miał swoje zdanie i podejście co do posiłków, które nie zmieniało się na przestrzeni tych lat.
Nadął policzek, czując dźgnięcie.
- Nie wiem co ci powiedzieć odnośnie jedzenia. Naprawdę nie mam niczego ulubionego. Nawet owoców - potrząsnął przecząco głową. Nie mógł mu pomóc w wyborze i musiał przyznać samemu sobie, że nawet nie bardzo chciał. Bardziej chętniej napalał się na możliwość ominięcia przymusowej próby karmienia go. Niepociągnięcie tematu dalej było jedną ze strategii.
Liczył na to, że blondyn zapomni do tego czasu o swoim pomyśle.
- Idę - zadecydował. - Inaczej będzie ciężej przygotować się na egzaminy - zauważył spokojnie. - Tobie też radzę. Nigdy nie wiadomo, czym zaskoczą egzaminy - wziął kanapkę do rąk i
z/t x2
Dużo się działo? Nie wydawało mu się. Bardziej ciemnowłosemu pasowałoby tutaj wyjaśnienie, że Jonathan miał problem z koncentracją. Nie dodał jednak już od siebie niczego więcej, bardziej machając lewą dłonią, by zbyć ten temat. Miał wrażenie, że wiele i tak nic jego słowa by nie zmieniły.
- Nie - uciął krótko. Nie zamierzał niczego powtarzać, bardziej decydując się na zostawienie tego dla siebie.
Przesunął wzrokiem w jego stronę w momencie, gdy ten zmienił miejsce, by znaleźć się bliżej niego.
- Na pewno - burknął odnośnie jedzenia. - Nie jestem głodny. I wydaje ci się - Jonathan miał całkowitą rację, ale Xaxa nie zamierzał tego przyznawać w żadnym stopniu. Miał swoje zdanie i podejście co do posiłków, które nie zmieniało się na przestrzeni tych lat.
Nadął policzek, czując dźgnięcie.
- Nie wiem co ci powiedzieć odnośnie jedzenia. Naprawdę nie mam niczego ulubionego. Nawet owoców - potrząsnął przecząco głową. Nie mógł mu pomóc w wyborze i musiał przyznać samemu sobie, że nawet nie bardzo chciał. Bardziej chętniej napalał się na możliwość ominięcia przymusowej próby karmienia go. Niepociągnięcie tematu dalej było jedną ze strategii.
Liczył na to, że blondyn zapomni do tego czasu o swoim pomyśle.
- Idę - zadecydował. - Inaczej będzie ciężej przygotować się na egzaminy - zauważył spokojnie. - Tobie też radzę. Nigdy nie wiadomo, czym zaskoczą egzaminy - wziął kanapkę do rąk i
z/t x2
Nowy efekt terenu!
W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, wymagania do ich pokonania wzrastają dwukrotnie. Oznacza to, że do pokonania jednego Niepoczytalnego musicie wykonać jedną z poniższych akcji:
→ osiem udanych ataków wręcz;
→ cztery udane ataki z użyciem zakupionej broni białej;
→ dwa udane ataki z użyciem zakupionej broni palnej/granatu;
Wszystkie trwające fabuły na terenie banku zostają zakończone.
Bronie: Glock FM81 (15/15), Kij baseballowy (14/15), Apteczka II poziomu (2/3), Granat hukowy (1/1) Karnet Nietykalności (1/2), Apteczka I poziomu (3/3), Pistolet R-47 (12/12), Maczeta (17/17), Strzykawki z lekiem nasennym (2/2)
Umiejętności: Umiejętność personalizowana (elektryk) (5%), Walka wręcz (100%}, Uniki i parowanie ciosów (25%), Walka Bronią Białą i Pochodnymi (25%), Walka bronią palną (24%)
Umiejętności: Umiejętność personalizowana (elektryk) (5%), Walka wręcz (100%}, Uniki i parowanie ciosów (25%), Walka Bronią Białą i Pochodnymi (25%), Walka bronią palną (24%)
- Nawiasem mówiąc, plany planami, ale przyznaję, że ja nadal utkwiłem we swoich. Jak myślisz, nadałbym się na streamera? - zagadał go jeszcze po drodze.
Dotarcie do dystryktu B i odnalezienie odpowiedniego sklepu nie stanowiło problemu dla nich. Jednakże dopiero po pojawieniu się tutaj, mogli zobaczyć, że spokój dystryktu A zdecydowanie nie przechodził w bardziej znane dla nich tereny. Obce, ale zarazem i znajome ruchy samotnej postaci przy sklepie jubilerskim zdecydowanie świadczyło o tym, że mieli do czynienia z Niepoczytalnym. Tym razem z osobą, która nie miała konkretnego celu, obijająca się o drzwi oraz szyby w jedynie znanym sobie celu.
Kassir bez chwili wahania złapał Słowika za rękę i pociągnął ku jeden z zaułków, by sprawić, aby nie pokazali im się na oczy. Zaraz potem go puścił, wskazując kciukiem w ścianę.
- Wkraczamy jako cywile czy nie? - padło krótkie pytanie z jego strony. Wolał od razu określić ich podejście oraz obrany priorytet, dopóki mieli wygodę czasową.
Rzut kostką - jeden NIepoczytalny
Niepoczytalny #1 - 8/8 HP
Bronie: Pistolet R-47 + ulepszenie (8/15); Glock FM81 (14/15); kij baseballowy + ulepszenie (13/15), granat hukowy (1/1), strzykawki z lekiem nasennym (1/2), shotgun D-12 (4/5), Karnet Nietykalności (2/2) [ważny do 31.07]
Umiejętności: Uniki i parowanie ciosów (100%}, Walka bronią białą i pochodnymi (35%), Walka bronią palną (25%)
Umiejętności: Uniki i parowanie ciosów (100%}, Walka bronią białą i pochodnymi (35%), Walka bronią palną (25%)
— Oczywiście, że byś się nadał, żartujesz? Nie dość, że ogarniasz wszystkie te swoje gry to jeszcze jesteś zajebistym visualem. Masz przyjemny głos, którego chce się słuchać. No i dorobiłeś się hot chłopaka, który dodatkowo zboostuje ci oglądalność. Po prostu pozwól mu od czasu do czasu przejść w tle, zróbcie łączonego streama czy cokolwiek. Bo też gra? Ciężko mi wyobrazić sobie ciebie w związku z kimś, kto sam nie jest gamerem w jakimkolwiek stopniu — spojrzał na niego uważnie, zaraz skupiając się na trasie. Popierdolił sobie nieco od rzeczy, tymczasowo spychając temat porad na później ze słowami "opowiem ci podczas wideorozmowy", zbyt mocno zafiksowany na zakupie pierścionka.
Pierścionka, do którego dostęp właśnie ktoś mu utrudniał.
Jego twarz momentalnie wyzbyła się emocji, gdy Shane pociągnął go w zaułek.
— Nie wiem jak ty — sięgnął do wewnętrznej części ubioru, wydobywając ze środka lisią maskę, którą zaraz naciągnął na twarz — ale ja zawsze noszę ją przy sobie. I nie tylko to.
Wyciągnął pistolet, od razu go przeładowując, gdy wyszedł z zaułka, nawet nie próbując zachowywać się cicho.
— Chyba sobie kurwa żartujesz, że będziesz blokował mi wejście do jebanego sklepu, gdy kupuję pierścionek dla Axela — nawet nie czekał, aż Niepoczytalny zwróci się w jego stronę. Wystrzelił od razu pocisk w jego klatkę piersiową, widząc jak siła odrzutu, cofa go o krok. Nie, żeby Słowik jakkolwiek się zatrzymał. Wyglądało na to, że był na tyle wkurwiony, by kompletnie zapomniał o tym, że mieli utrzymywać ich przy życiu.
Link do rzutu kostką.
Atak bronią palną: sukces (7) | Pozycja strzału: Z daleka (4)
- 1 do użycia broni pistolet R-47: obecne użycia (7/15)
Atak bronią palną: sukces (7) | Pozycja strzału: Z daleka (4)
- 1 do użycia broni pistolet R-47: obecne użycia (7/15)
Bronie: Glock FM81 (15/15), Kij baseballowy (14/15), Apteczka II poziomu (2/3), Granat hukowy (1/1) Karnet Nietykalności (1/2), Apteczka I poziomu (3/3), Pistolet R-47 (12/12), Maczeta (17/17), Strzykawki z lekiem nasennym (2/2)
Umiejętności: Umiejętność personalizowana (elektryk) (5%), Walka wręcz (100%}, Uniki i parowanie ciosów (25%), Walka Bronią Białą i Pochodnymi (25%), Walka bronią palną (24%)
Umiejętności: Umiejętność personalizowana (elektryk) (5%), Walka wręcz (100%}, Uniki i parowanie ciosów (25%), Walka Bronią Białą i Pochodnymi (25%), Walka bronią palną (24%)
- Gra - powiedział Shane. - Czasem grywamy razem i uczymy się od siebie wzajemnie - bili dobrzy w innych gatunkach gier, by mogli sobie wzajemnie pomagać.- I okay. Brzmi to w porządku. Może serio spróbuję w to - przy większej ilości czasu wolnego od pracy. Musiał brać jeszcze poprawkę na swoje normalne plany oraz spotkania. - I ciężko mi ocenić jednak samego siebie - rozmowa trwała, a Kassir nie wyglądał na wybitnie przejętego faktem, że jego poznawanie wiedzy w nieco innych aspekcie miało poczekać. Nie mógł się powstrzymać od powstrzymać od rozbawienia na widok jego chęci kupienia pierścionka.
Chociaż ich plany zostały przerwane.
- Przezorny-ubezpieczony? - odparł, wyciągając swoją maskę z głębokiej kieszeni długiej bluzy. - Chociaż o większym przygotowaniu nie mogę powiedzieć - widząc jego brak emocji, sam spoważniał, jednakże zaraz potem westchnął w myślach, zastanawiając się, kiedy nastąpi wybuch emocji u przyjaciela.
Chyba teraz. Ubrał swoją maskę i wyszedł z zaułku. Położył mu dłoń na głowie.
- Zwolnij - powiedział spokojnie. Potrzebował, by zwolnił nieco z emocjami. Zaraz potem zabrał rękę i bez chwili wahania podbiegając do rannego Niepoczytalnego. Jasne oczy wyłapały czerwień, która zakwitła na jego klatce piersiowej po udanym strzale. Jego uwaga już skupiła się na dwójce Lisów, ale obrażenia spowolniły czas reakcji, pozwalając mu podejść. Zawsze mnie dziwi, że są w stanie się poruszać przy takich obrażeniach. Zacisnął lewą dłoń w pięść i uderzył go w brzuch, z zamiarem posłania go na ziemię. Jednakże bliskość pozwoliła Niepoczytalnemu na zareagowanie. Nim wbił cios w ciało, poczuł ból przecięcia skóry, nim osobnik padł na ziemię.
- Serio, Wilki mają za dużo spokoju, a u nas zawsze się coś znajdzie. To jakaś klątwa czy typ szczęścia? - westchnął, machając obolałą ręką. - Wypadam z formy chyba. I powinien jeszcze żyć, o ile nie wykrwawi się zaraz - przykucnął przy nieprzytomnym Niepoczytalnym. - Możemy wezwać kogoś, kto go weźmie stąd? Półmartwy przyda się bardziej niż martwy - spojrzał na Słowika i pokręcił głową. - Rozmurzch się. Będziesz mógł potem opowiadać, ile poświęcenia włożyłeś w poszukiwanie tego pierścionka.
Rzut na atak - 100% WW - (8)
Unik - (2) - porażka
Shane - obrażenia lekkie, podrapana lewa ręka
Niepoczytalny #1 - 4/8 HP - wyeliminowanie na X postów.
Bronie: Pistolet R-47 + ulepszenie (8/15); Glock FM81 (14/15); kij baseballowy + ulepszenie (13/15), granat hukowy (1/1), strzykawki z lekiem nasennym (1/2), shotgun D-12 (4/5), Karnet Nietykalności (2/2) [ważny do 31.07]
Umiejętności: Uniki i parowanie ciosów (100%}, Walka bronią białą i pochodnymi (35%), Walka bronią palną (25%)
Umiejętności: Uniki i parowanie ciosów (100%}, Walka bronią białą i pochodnymi (35%), Walka bronią palną (25%)
— Widzisz, tym bardziej. Świetny pomysł. Zawsze możesz zrobić streamy weekendowe, wtedy będziesz miał więcej czasu. Tylko pamiętaj, żeby poświęcać przy tym nadal czas Jace'owi, nie siedź tylko przed kompem — zmierzwił mu włosy, nie mogąc się powstrzymać przed drobnym rozwaleniem mu fryzury — balans jest ważny.
Nie wyobrażał sobie w końcu, by Axel przychodził w wolne do domu i grał, kompletnie nie poświęcając mu czasu, albo uważał, że granie razem z nim odpowiednio się kwalifikuje. Cóż, tyle dobrego, że blondyna generalnie niezbyt ciągnęło do podobnych rozgrywek. Głównie siedział na telefonie, oglądał telewizję, albo coś czytał. Poza tym spędzali czas na mieście, albo po prostu siedzieli. Czasem rozmawiając, czasem nie. Kto by pomyślał, że tego typu spokojne życie kiedykolwiek będzie mu dane w Riverdale. Jak i ogólnie.
Niestety, jeśli Shane myślał, że będzie w stanie go uspokoić, tym razem naprawdę musiał się zawieść. Spojrzał beznamiętnie na leżącego Niepoczytalnego, widząc jak Kassir posyła go w stronę ziemi.
"Półmartwy przyda się bardziej niż martwy."
— Nie.
Podniósł ponownie rękę i przestrzelił głowę Niepoczytalnego, zabezpieczając broń, którą zaraz schował, biorąc rękę Shane'a, by obejrzeć ją pod różnymi kątami.
— Nie wygląda to groźnie. Skoro już masz chłopaka, który bawi się w pielęgniarkę, to masz świetną wymówkę, by się z nim spotkać — powiedział, unosząc kącik ust w złośliwym uśmiechu. Och, jeśli sam mu o tym nie powie, Słowik zdecydowanie nie zawaha się przed napisaniem do niego prywatnie.
— Zaraz kogoś wezwę, niech go stąd zgarnie. To jak? Pierścionek — klasnął w dłonie, momentalnie się rozchmurzając — chyba czeka nas kupowanie go w maskach, co? Ciężko będzie teraz wrócić niezauważonym.
Link do rzutu kostką.
Atak bronią palną: sukces (6) | Pozycja startowa: Z daleka (3)
- 1 do użycia broni pistolet R-47: obecne użycia (6/15)
Atak bronią palną: sukces (6) | Pozycja startowa: Z daleka (3)
- 1 do użycia broni pistolet R-47: obecne użycia (6/15)
- Wiem, wiem - odparł Shane z lekkim uśmiechem. - Dla mnie to nadal nowość, ale nie chcę skopać tego przez moje przyzwyczajenia - przyznał się przyjacielowi. - Mam nadzieje, że wiele pomoże w tym spędzanie czasu razem - przeszedł do ułożenia jakoś włosów na nowo, przesuwając przy tym wzrokiem na bok. Nie spodziewał się, że jego fryzura dozna takiego zaburzenia, ale nie mógł nie zaśmiać się krótko z tego powodu.
Chociaż późniejsza sytuacja odebrała chęci i na to.
Westchnął głęboko, widząc całkowicie stanowczą odmowę. Jego oczy przesunęły się z martwego ciała na Słowika, gdy Shane sam pokręcił głową.
- Masz dość stanowcze argumenty - odparł, dając mu obejrzeć swoją dłoń. - I nic mi nie będzie. Plasterek lub dwa i będzie dobrze - zdecydowanie nie zamierzał zawracać głowę Jace'a o coś, co sam uznawał za drobnostkę. - Jak się czujesz? - spytał się go samego, pstrykając go palcami w czoło. - Nic mi nie będzie.
Było nie dać się trafić w momencie, gdy sam go chciał ogłuszyć.
- I raczej tak. Chociaż pewnie spowodujemy wiele pytań tym - i ewentualnych plotek. - Chodź, nim zbierze się większy tłumek. Jedna osoba jako widok wystarczy - wskazał mu zdrową ręką kierunek. - Chyba, że chcesz przełożyć to na inny czas? - dopytał dla pewności, czy nie zmienił on zdania swojego.
Niepoczytalny #1 0/8 HP
Stan Shane'a: Obrażenia lekkie
Chociaż późniejsza sytuacja odebrała chęci i na to.
Westchnął głęboko, widząc całkowicie stanowczą odmowę. Jego oczy przesunęły się z martwego ciała na Słowika, gdy Shane sam pokręcił głową.
- Masz dość stanowcze argumenty - odparł, dając mu obejrzeć swoją dłoń. - I nic mi nie będzie. Plasterek lub dwa i będzie dobrze - zdecydowanie nie zamierzał zawracać głowę Jace'a o coś, co sam uznawał za drobnostkę. - Jak się czujesz? - spytał się go samego, pstrykając go palcami w czoło. - Nic mi nie będzie.
Było nie dać się trafić w momencie, gdy sam go chciał ogłuszyć.
- I raczej tak. Chociaż pewnie spowodujemy wiele pytań tym - i ewentualnych plotek. - Chodź, nim zbierze się większy tłumek. Jedna osoba jako widok wystarczy - wskazał mu zdrową ręką kierunek. - Chyba, że chcesz przełożyć to na inny czas? - dopytał dla pewności, czy nie zmienił on zdania swojego.
Niepoczytalny #1 0/8 HP
Stan Shane'a: Obrażenia lekkie
— Będzie dobrze, pamiętaj po prostu, by wspomnieć mu o tym, że gdy poczuje się odrzucony, to powinien ci o tym powiedzieć. W końcu ma problemy z dopowiadaniem sobie różnych rzeczy i tak dalej — przezorny zawsze ubezpieczony. Z takiego właśnie założenia wychodził Słowik. W końcu jeśli od razu określi się w podobny sposób, będzie miał od razu zabezpieczenie, gdyby Jace próbował mu wyrzucać, że nie spędza z nim czasu. Nie, żeby wiedział, czy chłopak w ogóle jest typem osoby, która tak robi.
Czy Słowik stracił panowanie nad sobą? Nie. Czy podchodził do tego na tyle rozsądnie, by wiedzieć, że nie powinien tego robić? Też nie. W tym momencie nie miało to dla niego najmniejszego znaczenia.
— Nic ci nie będzie, to nic ci nie będzie, ale jestem pewien, że wolałby o tym wiedzieć i poczuje się lepiej, mogąc ci jakkolwiek pomóc. Choćby przyklejając plasterek, albo chociaż jęcząc, żebyś to zrobił. Też wolałbyś, by ci o tym powiedział, zamiast ukrywać, twierdząc, że to nic takiego, nie? — odsunął się, uciekając spod jego palców, ściągając przy tym brwi.
— A jak mam się czuć? Jestem wkurwiony, bo popsuł mi plany — podniósł nogę, przepychając martwego Niepoczytalnego w bok z wyraźną irytacją. Mimo wszystko Shane miał rację. Prychnął cicho pod nosem i złapał zwłoki za nogę, by przetargać go do zaułka i zostawić w mniej widocznym miejscu. Jak i wezwać tę samą osobę co zawsze, gdy chodziło o ich usuwanie. Wrócił do Kassira, otrzepując ręce.
— Inny czas? Nie ma takiej opcji, wracam dziś z pierścionkiem. Chodź! — momentalnie wrócił mu dobry humor, gdy wciągnął Shane'a do sklepu jubilerskiego, pukając palcami w ladę. Skulony sprzedawca nakrył się jedynie mocniej rękami, trzęsąc na całym ciele.
— Spokojnie, jest pan bezpieczny. Zajęliśmy się zagrożeniem — powiedział, opierając się łokciami o ladę. Nawet na chwilę nie zdejmował maski, utrzymując przy tym w miarę neutralną mimikę.
Wynagrodzenie za ingerencję
Shane Kassir: 400PU + 50$
Słowik: 400PU + 50$
Słowik: 400PU + 50$
- Postaram się - zdecydowanie nie chciał doprowadzić do tego, by przez swoje wybory doprowadzić do negatywnego końca. - Wiem, że już mu mówiłem, ale chyba powtórzę dla pewności - by jednak nie było niedopowiedzeń. A może uda mu się nawet uzyskać parę porad co do działania, albo chociaż słowa wsparcia?
Pokręcił lekko głową.
- Może, chociaż dziwnie mi pisać z taką głupotą do niego - odparł na jego słowa lekko zmieszany. - Chociaż tutaj masz punkt - ironicznie, odwrotnie chciałby, by mu o tym powiedział. Dlatego też wyciągnął chusteczkę i lekko owinął sobie nią o zadrapania, nim sięgnął po telefon i wystukał wiadomość. Odpowiedź zwrotna wywołała w nim lekkie zmarszczenie brwi, by zaraz potem uśmiechnął się wyjątkowo łagodnie.
Za bardzo się martwi.
- Pokój dla wszystkich Niepoczytalnych wchodzących ci w drogę - powiedział za to, chowając komórkę. Nie zamierzał go potępiać za to, gdy po czasie i tak już by nie zmienił rezultatu. Kontynuowanie tego typu tematów uznawał za dość niebezpieczne dla siebie samego zarazem.
- Dobra, dobra - dał się pociągnąć do sklepu.
Uniósł brwi na brak widoku sprzedawcy. Bez żadnego słowa podszedł również bliżej lady, ale jedynie wyprostował się, spoglądając zza maski na przedmioty za szkłem, skupiając swoją uwagę bardziej na biżuterii dostępnej.
- Oh... - spod lady wyłonił się mężczyzna w starszym wieku, spoglądając na oba Lisy z trwogą. Strach nie znikał w magiczny sposób, ale widok masek zadziałał na niego nieco uspokajająco. - R-rozumiem - z kieszeni spodni wyciągnął pomiętą chusteczkę, którą otarł czoło. - Dz-dziękuję.
Przesunął wzrokiem z jednego na drugiego mężczyznę.
- Czy mogę wam jeszcze w czymś pomóc? - widok, że nie odchodzili po komunikacie o pozbyciu się zagrożenia spowodował, że nie wiedział, czego bardziej się spodziewać. - W-wysłucham was - mrugnął oczami, skupiając głównie uwagę na Słowiku, który znajdował się bliżej jego. - Przepraszam, to wydarzenie z-za bardzo mnie wystraszyło. Pojawił się znikąd i akurat tak blisko mojego sklepu - zaczął mamrotać wyjaśnienia co do swojego stanu.
Pokręcił lekko głową.
- Może, chociaż dziwnie mi pisać z taką głupotą do niego - odparł na jego słowa lekko zmieszany. - Chociaż tutaj masz punkt - ironicznie, odwrotnie chciałby, by mu o tym powiedział. Dlatego też wyciągnął chusteczkę i lekko owinął sobie nią o zadrapania, nim sięgnął po telefon i wystukał wiadomość. Odpowiedź zwrotna wywołała w nim lekkie zmarszczenie brwi, by zaraz potem uśmiechnął się wyjątkowo łagodnie.
Za bardzo się martwi.
- Pokój dla wszystkich Niepoczytalnych wchodzących ci w drogę - powiedział za to, chowając komórkę. Nie zamierzał go potępiać za to, gdy po czasie i tak już by nie zmienił rezultatu. Kontynuowanie tego typu tematów uznawał za dość niebezpieczne dla siebie samego zarazem.
- Dobra, dobra - dał się pociągnąć do sklepu.
Uniósł brwi na brak widoku sprzedawcy. Bez żadnego słowa podszedł również bliżej lady, ale jedynie wyprostował się, spoglądając zza maski na przedmioty za szkłem, skupiając swoją uwagę bardziej na biżuterii dostępnej.
- Oh... - spod lady wyłonił się mężczyzna w starszym wieku, spoglądając na oba Lisy z trwogą. Strach nie znikał w magiczny sposób, ale widok masek zadziałał na niego nieco uspokajająco. - R-rozumiem - z kieszeni spodni wyciągnął pomiętą chusteczkę, którą otarł czoło. - Dz-dziękuję.
Przesunął wzrokiem z jednego na drugiego mężczyznę.
- Czy mogę wam jeszcze w czymś pomóc? - widok, że nie odchodzili po komunikacie o pozbyciu się zagrożenia spowodował, że nie wiedział, czego bardziej się spodziewać. - W-wysłucham was - mrugnął oczami, skupiając głównie uwagę na Słowiku, który znajdował się bliżej jego. - Przepraszam, to wydarzenie z-za bardzo mnie wystraszyło. Pojawił się znikąd i akurat tak blisko mojego sklepu - zaczął mamrotać wyjaśnienia co do swojego stanu.
— No, czasem lepiej powtórzyć. Axel nieustannie mi powtarza przeróżne rzeczy, bo milion razy pytam o to samo i upewniam się w kwestii byle czego — szturchnął go ramieniem, choć zdecydowanie był w tym momencie zadowolony z siebie. Kurde z niego to jest jednak dobry kumpel. Dawno już nie czuł się tak potrzebny jak teraz. Jak nie Shane, to Hailey. Miło było wiedzieć, że dla kogokolwiek jego opinia liczy się na tyle, że przychodzili do niego z własnej woli.
Przyglądał się z ciekawością reakcjom Shane'a gdy ten wpatrywał się w ekran telefonu.
Aww.
No kto by pomyślał, że dożyje dnia, gdy będzie widział swojego przyjaciela w takim wydaniu. Klękajcie narody.
"Pokój dla wszystkich Niepoczytalnych wchodzących ci w drogę."
— Amen — teraz mógł przejść do dużo przyjemniejszej części dnia. O tak, wybieranie pierścionka. Coś prostego, ale jednocześnie drogiego. W końcu Axel nie zasługiwał na jakąś tanią podróbę. Powinien od razu kupić coś z powtykanymi wokół diamentami? Chociaż nie chciał też, by za bardzo rzucał się w oczy...
... nie powiedział Słowik, nigdy.
— Potrzebuję pierścionka. O jeden rozmiar większy niż u mnie, najlepiej takiej szerokości jak ten — złapał Shane'a za dłoń, podsuwając ją jubilerowi, zaraz podając mu własną. Skoro miał ją zmierzyć, to raczej nie zrobi tego na oko.
— Bez żadnych przesadnych ozdób, ale wysadzany diamentami. Płaskimi diamentami, takimi by za mocno nie odstawały. Reszta materiału z białego złota.
Przynajmniej miał w głowie konkretną wizję.
— Gdyby miał pan znowu problem z Niepoczytalnymi, proszę kontaktować się z nami przez komunikator na Facebooku. Fanpage Official Foxes Fanclub, wszystkie informacje trafiają do nas od razu przez pośrednika, zapewniam, że szybko ktoś stawi się na miejscu tak jak my teraz.
Nawet jeśli zjawili się tu czystym przypadkiem.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach