▲▼
First topic message reminder :
TEREN
FOXES
FOXES
Royal Bank of Canada
Teren broniony przez 5 bonusowych NPC.
Choć w Kanadzie Royal Bank of Canada dorobił się miana drugiego najpopularniejszego banku, w Riverdale City bez wątpienia jest numerem jeden. Może się pochwalić nie tylko gigantycznymi zabezpieczeniami, jeszcze większymi ilościami pieniędzy pochowanych po skrytkach, ale przede wszystkim zaufaniem klientów i absolutnym profesjonalizmem pracowników. Chcesz założyć gdzieś konto bądź przechować swoje zarobki? Royal Bank z pewnością nie tylko odpowie na wszystkie twoje potrzeby, ale i zapewni, że nie stracisz ich podczas napadu. I choć nadal znajdują się pojedynczy śmiałkowie, którzy próbują przetestować zdolności tutejszej bezlitosnej ochrony, większość z nich sprawdza obecnie warunku zakładu karnego od środka. Reszta natomiast wącha kwiatki od spodu.
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, wymagania do ich pokonania wzrastają dwukrotnie. Oznacza to, że do pokonania jednego Niepoczytalnego musicie wykonać jedną z poniższych akcji:
→ osiem udanych ataków wręcz;
→ cztery udane ataki z użyciem zakupionej broni białej;
→ dwa udane ataki z użyciem zakupionej broni palnej/granatu.
__________
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, wymagania do ich pokonania wzrastają dwukrotnie. Oznacza to, że do pokonania jednego Niepoczytalnego musicie wykonać jedną z poniższych akcji:
→ osiem udanych ataków wręcz;
→ cztery udane ataki z użyciem zakupionej broni białej;
→ dwa udane ataki z użyciem zakupionej broni palnej/granatu.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Royal Bank of Canada
Czw Paź 21, 2021 9:24 am
Czw Paź 21, 2021 9:24 am
"Ratunku... duszę się."
— Co! — wydał z siebie bardziej krzyk niż pytanie. Złapał Xaxę za ramiona i odsunął od siebie, potrząsając nim w przód i w tył.
— Masz atak astmy? Gdzie twój inhalator? Butla z tlenem? Czy jak przeprowadzę, resuscytację to będzie ci lepiej? NIE UMIEM PRZEPROWADZAĆ RESUSCYTACJI. Czekaj, papierowa torba... gdzie mam papierową torbę... — Everett zdecydowanie brał niektóre rzeczy zbyt dosłownie. Lekkie poklepanie go po boku było dla niego niczym ostatnie pożegnanie się ze światem. Wyznanie umierającego, osoby na skraju, która wiedziała, że nie ma już dla niej żadnej nadziei.
"Chyba ogłuchłem."
— NIE! Xaxa, nie idź w stronę światła! — nie mógł oddychać, a teraz jeszcze ogłuchł. Dobrze, że przynajmniej go widział, ale co z tego jeśli zaraz miał odejść w zaświaty.
— Gabinet pielęgniarki, natychmiast. Nie pozwolę ci umrzeć, przyjacielu! — determinacja w jego głosie poprzedzała jeszcze większy cyrk. Everett schylił się i podniósł chłopaka do góry, idąc dziarskim krokiem przez korytarz. Nieszczególnie obchodziły go dziwne spojrzenia wszystkich wokół. Był na misji! Niczym żołnierz w okopach broniący niczym lew kolegi, który dostał granatem. Chociaż pewnie po granacie niewiele by z niego zostało. Nie był pewny, na filmach zawsze jakoś dziwnie to wyglądało.
— Przysięgam, że jeśli twa dusza opuści nasz świat, zostawię ci monetę dla Charona. Nie mogę pozwolić, byś błąkał się w nieskończoność — taki był z niego dobry przyjaciel.
— Co! — wydał z siebie bardziej krzyk niż pytanie. Złapał Xaxę za ramiona i odsunął od siebie, potrząsając nim w przód i w tył.
— Masz atak astmy? Gdzie twój inhalator? Butla z tlenem? Czy jak przeprowadzę, resuscytację to będzie ci lepiej? NIE UMIEM PRZEPROWADZAĆ RESUSCYTACJI. Czekaj, papierowa torba... gdzie mam papierową torbę... — Everett zdecydowanie brał niektóre rzeczy zbyt dosłownie. Lekkie poklepanie go po boku było dla niego niczym ostatnie pożegnanie się ze światem. Wyznanie umierającego, osoby na skraju, która wiedziała, że nie ma już dla niej żadnej nadziei.
"Chyba ogłuchłem."
— NIE! Xaxa, nie idź w stronę światła! — nie mógł oddychać, a teraz jeszcze ogłuchł. Dobrze, że przynajmniej go widział, ale co z tego jeśli zaraz miał odejść w zaświaty.
— Gabinet pielęgniarki, natychmiast. Nie pozwolę ci umrzeć, przyjacielu! — determinacja w jego głosie poprzedzała jeszcze większy cyrk. Everett schylił się i podniósł chłopaka do góry, idąc dziarskim krokiem przez korytarz. Nieszczególnie obchodziły go dziwne spojrzenia wszystkich wokół. Był na misji! Niczym żołnierz w okopach broniący niczym lew kolegi, który dostał granatem. Chociaż pewnie po granacie niewiele by z niego zostało. Nie był pewny, na filmach zawsze jakoś dziwnie to wyglądało.
— Przysięgam, że jeśli twa dusza opuści nasz świat, zostawię ci monetę dla Charona. Nie mogę pozwolić, byś błąkał się w nieskończoność — taki był z niego dobry przyjaciel.
Potrząsanie drobnym ciałem niespecjalnie pomogło w ogólnym rozrachunku. Do ogólnego stanu dorzuciło mu jeszcze zawroty głowy i lekkie mdłości od gwałtownych ruchów. Dla jego gustów Jonathan był zdecydowanie zbyt żywy jak na tą porę dnia. Jego głos wwiercał mu się za bardzo w głowę. Za głośny. Mówił zbyt szybko, by można było od razu zareagować na jego słowa, więc postawił na zachowanie, które - według niego - wskazywałoby, że słuchał, co się do niego mówiło.
- Nie krzycz mi do ucha - burknął niemrawo tylko.
Nie spodziewał się jednak takiego rozwoju wydarzeń.
- C-co - wydukał z siebie tylko tyle nim utracił twardy grunt pod nogami. Na jaki pomysł on wpadł? - chęć zakopania się pod ziemię była dość wysoka. Jednakże będąc w powietrzu nie było o tym mowy. Czuł na sobie spojrzenia innych uczniów. Zdziwione, zapewne próbujące zarejestrować to, co miało miejsce. Oraz zrozumieć.
Może pójdzie im lepiej od Xaxa, bo on czuł, że pogubił się częściowo.
- Jonathan, puść mnie - to wydarzenie wystarczyło, że czuł na tyle zażenowanie, że nie mógł wydobyć z siebie głośniejszego głosu. Wiedział, że będzie musiał znosić to w najgorszym wypadku jeszcze przez krótki czas. Ich cel podróży znajdował się na tym samym piętrze, niemalże tuż za rogiem.
Był ciszej... do momentu, gdy dostrzegł zakręt. - Ściana, ściana! - widok niebezpiecznie szybko zbliżającego się zderzenia był dość pobudzający.
Przed gabinetem znajdowała się pielęgniarka szkolna - około trzydziestoletnia kobieta sprawiająca wrażenie, jakby nie przespała co najmniej parę dni. Trzymała w prawej dłoni kubek nieco ubrudzony od kawy, a jej wzrok skanował okolicę.
- Co jest? - powiedziała na widok owej dwójki, po czym wolną ręką otworzyła drzwi za sobą, by w ten sposób zaprosić ich do środka. - Czy ja już was nie widziałam w tym miesiącu? - spytała się, unosząc lekko brew do góry.
- Nie krzycz mi do ucha - burknął niemrawo tylko.
Nie spodziewał się jednak takiego rozwoju wydarzeń.
- C-co - wydukał z siebie tylko tyle nim utracił twardy grunt pod nogami. Na jaki pomysł on wpadł? - chęć zakopania się pod ziemię była dość wysoka. Jednakże będąc w powietrzu nie było o tym mowy. Czuł na sobie spojrzenia innych uczniów. Zdziwione, zapewne próbujące zarejestrować to, co miało miejsce. Oraz zrozumieć.
Może pójdzie im lepiej od Xaxa, bo on czuł, że pogubił się częściowo.
- Jonathan, puść mnie - to wydarzenie wystarczyło, że czuł na tyle zażenowanie, że nie mógł wydobyć z siebie głośniejszego głosu. Wiedział, że będzie musiał znosić to w najgorszym wypadku jeszcze przez krótki czas. Ich cel podróży znajdował się na tym samym piętrze, niemalże tuż za rogiem.
Był ciszej... do momentu, gdy dostrzegł zakręt. - Ściana, ściana! - widok niebezpiecznie szybko zbliżającego się zderzenia był dość pobudzający.
Przed gabinetem znajdowała się pielęgniarka szkolna - około trzydziestoletnia kobieta sprawiająca wrażenie, jakby nie przespała co najmniej parę dni. Trzymała w prawej dłoni kubek nieco ubrudzony od kawy, a jej wzrok skanował okolicę.
- Co jest? - powiedziała na widok owej dwójki, po czym wolną ręką otworzyła drzwi za sobą, by w ten sposób zaprosić ich do środka. - Czy ja już was nie widziałam w tym miesiącu? - spytała się, unosząc lekko brew do góry.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Royal Bank of Canada
Sro Paź 27, 2021 1:07 pm
Sro Paź 27, 2021 1:07 pm
Jonathan był zbyt pochłonięty własnymi emocjami, by zauważyć, że Xaxa nie do końca był zadowolony z ich powitania. Zresztą jakby nie patrzeć, Jonathan i tak z takiej perspektywy średnio widział jego twarz. A kątem prawego oka to nie widział już wcale, ha.
"Nie krzycz mi do ucha."
— Aww — oklapł nieco, gdy został skarcony przez przyjaciela. On się tylko cieszył, jak to tak. Nie żeby pierwszy raz słyszał, że jest za głośny. Cały ten rzekomy smutek i tak zaraz mu przejdzie.
"Jonathan, puść mnie."
— Nie pozwolę ci umrzeć i koniec kropka — powiedział stanowczo z determinacją równą tej, gdy zachciało mu się ulubionych płatków na mleku. Gdy w domu nie było żadnego pudełka, był gotów biec na drugi koniec miasta byle je dostać.
Najgorzej jak odechciewało mu się ich w trakcie... w końcu było i tak. Ale przynajmniej miał zapas na przyszłość co nie.
"Ściana, ściana!"
— UA, BLISKO BYŁO — krzyknął po gwałtownym przesunięciu się w bok. Ograniczona wizja zdecydowanie potrafiła utrudniać życie, choć nie wyglądało na to, by Everett jakkolwiek się przejął tą niedoszłą wpadką. Na widok pielęgniarki dodatkowo przyspieszył, zaraz stawiając Xaxę na ziemi. Położył dłonie na jego ramionach, przymrużając nieznacznie powieki.
— To sprawa życia lub śmierci. Xaxa umiera. Ogłuchł i chciał iść w stronę światła — poinformował ją śmiertelnie poważnie, kiwając przy tym nieznacznie głową.
— Proszę go ratować. Zaraz mamy zajęcia.
No tak.
Wprowadził go do środka i rozejrzał się wokół po znajomym pokoju. W końcu byli tu co najmniej raz w miesiącu. Czasem częściej. I zwykle z tak samo głupich powodów.
"Nie krzycz mi do ucha."
— Aww — oklapł nieco, gdy został skarcony przez przyjaciela. On się tylko cieszył, jak to tak. Nie żeby pierwszy raz słyszał, że jest za głośny. Cały ten rzekomy smutek i tak zaraz mu przejdzie.
"Jonathan, puść mnie."
— Nie pozwolę ci umrzeć i koniec kropka — powiedział stanowczo z determinacją równą tej, gdy zachciało mu się ulubionych płatków na mleku. Gdy w domu nie było żadnego pudełka, był gotów biec na drugi koniec miasta byle je dostać.
Najgorzej jak odechciewało mu się ich w trakcie... w końcu było i tak. Ale przynajmniej miał zapas na przyszłość co nie.
"Ściana, ściana!"
— UA, BLISKO BYŁO — krzyknął po gwałtownym przesunięciu się w bok. Ograniczona wizja zdecydowanie potrafiła utrudniać życie, choć nie wyglądało na to, by Everett jakkolwiek się przejął tą niedoszłą wpadką. Na widok pielęgniarki dodatkowo przyspieszył, zaraz stawiając Xaxę na ziemi. Położył dłonie na jego ramionach, przymrużając nieznacznie powieki.
— To sprawa życia lub śmierci. Xaxa umiera. Ogłuchł i chciał iść w stronę światła — poinformował ją śmiertelnie poważnie, kiwając przy tym nieznacznie głową.
— Proszę go ratować. Zaraz mamy zajęcia.
No tak.
Wprowadził go do środka i rozejrzał się wokół po znajomym pokoju. W końcu byli tu co najmniej raz w miesiącu. Czasem częściej. I zwykle z tak samo głupich powodów.
Nathaniel zmuszony do pogodzenia się z obecną sytuacją poddał się w próbie uwolnienia się z obecnej pozycji. Ze zgrozą uświadomił sobie, że to nie jest pierwszy raz, gdy skończył w taki sposób. Nawet nie drugi. I jeszcze miał nadzieję na to, że jednak uda się mu postawić na swoim.
Nie umiał sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek mu się udało.
- Przecież nie umieram - zaprotestował, ale zbyt niemrawo, by zdołać wpłynąć na zdanie blondyna. Zostało tylko przetrwać trasę i nie przytulać ściany. Ani teraz, ani w przyszłości.
Co się jednak zdarzyło. I nie było to zbyt ukochane spotkanie.
- Xaxa? - powtórzyła za Jonathanem, przekierowując wzrok z niego na o wiele niższego ucznia. - Aaa... Nathaniel - w jej głosie było słychane zrozumienie. Kobieta dość szybko połączyła fakty.
Według jego uznania zbyt szybko. Przynajmniej weszli do środka, a zaraz za nimi zamknęły się drzwi, odcinając ich od hałasu na korytarzu. Uznał to za akt litości nad sobą. Ilość zebranej uwagi wystarczyła mu na co najmniej tydzień.
- Wygląda jedynie na bardziej zmęczonego - pochyliła się nieco, spoglądając uważnie na "umierającego". - Niewyspanie?
Po tych słowach zostawiła ich obojga, podchodząc do swojego biurka.
- Czy to już nie drugi raz w tym miesiącu? - spytała unosząc jedną brew do góry, przeglądając zapisku w dużym zeszycie. - A nie. Poprzednim razem była kwestia złamanej ręki... - Xaxa już zdążył wyrzucić z pamięci tamto wydarzenie. Kojarzył coś mniej więcej, że przy ich spotkaniu wywrócił się... chyba nie mogąc utrzymać ciężaru ciała kumpla. Dalej nie pamiętał niczego oprócz zrobionego zamieszania. Prawie jak teraz. - Nawet nie dziwi mnie to... - pokręciła głową w myśl jedynie znanej samej sobie. - Możecie tutaj zostać - wskazała niedbale ręką na łóżko. - Siadajcie. Muszę przygotować dokumentację.
Po tych słowach zniknęła po drugiej stronie gabinetu.
- Przynajmniej tym razem wyminęliśmy ścianę... - westchnął głęboko. Był dopiero poranek, a on czuł się, jakby przeszedł naprawdę ciężki dzień. - Ostatnim razem władowałeś się na nią z całej mocy - nawet nie wiedział, czemu szukał jakiś pozytywów z tego wszystkiego. Położył jedną dłoń na swoim boku, po czym drugą zwinął w pięść. Zaraz potem przytknął ją do boku chłopaka, wwiercając ją w jego ciało. Uznał momentalnie, że zasłużył na to za całe zamieszanie.
- Czy możesz spróbować mnie posłuchać chociaż raz? - spytał się, postanawiając zaraz potem zająć wskazane wcześniej miejsce. Wiedział z doświadczenia, że szybko nie zejdzie jej to. - Mamy szczęście, że nie zgłoszono nas jeszcze do dyrektora za takie wycieczki tutaj.
Nie umiał sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek mu się udało.
- Przecież nie umieram - zaprotestował, ale zbyt niemrawo, by zdołać wpłynąć na zdanie blondyna. Zostało tylko przetrwać trasę i nie przytulać ściany. Ani teraz, ani w przyszłości.
Co się jednak zdarzyło. I nie było to zbyt ukochane spotkanie.
- Xaxa? - powtórzyła za Jonathanem, przekierowując wzrok z niego na o wiele niższego ucznia. - Aaa... Nathaniel - w jej głosie było słychane zrozumienie. Kobieta dość szybko połączyła fakty.
Według jego uznania zbyt szybko. Przynajmniej weszli do środka, a zaraz za nimi zamknęły się drzwi, odcinając ich od hałasu na korytarzu. Uznał to za akt litości nad sobą. Ilość zebranej uwagi wystarczyła mu na co najmniej tydzień.
- Wygląda jedynie na bardziej zmęczonego - pochyliła się nieco, spoglądając uważnie na "umierającego". - Niewyspanie?
Po tych słowach zostawiła ich obojga, podchodząc do swojego biurka.
- Czy to już nie drugi raz w tym miesiącu? - spytała unosząc jedną brew do góry, przeglądając zapisku w dużym zeszycie. - A nie. Poprzednim razem była kwestia złamanej ręki... - Xaxa już zdążył wyrzucić z pamięci tamto wydarzenie. Kojarzył coś mniej więcej, że przy ich spotkaniu wywrócił się... chyba nie mogąc utrzymać ciężaru ciała kumpla. Dalej nie pamiętał niczego oprócz zrobionego zamieszania. Prawie jak teraz. - Nawet nie dziwi mnie to... - pokręciła głową w myśl jedynie znanej samej sobie. - Możecie tutaj zostać - wskazała niedbale ręką na łóżko. - Siadajcie. Muszę przygotować dokumentację.
Po tych słowach zniknęła po drugiej stronie gabinetu.
- Przynajmniej tym razem wyminęliśmy ścianę... - westchnął głęboko. Był dopiero poranek, a on czuł się, jakby przeszedł naprawdę ciężki dzień. - Ostatnim razem władowałeś się na nią z całej mocy - nawet nie wiedział, czemu szukał jakiś pozytywów z tego wszystkiego. Położył jedną dłoń na swoim boku, po czym drugą zwinął w pięść. Zaraz potem przytknął ją do boku chłopaka, wwiercając ją w jego ciało. Uznał momentalnie, że zasłużył na to za całe zamieszanie.
- Czy możesz spróbować mnie posłuchać chociaż raz? - spytał się, postanawiając zaraz potem zająć wskazane wcześniej miejsce. Wiedział z doświadczenia, że szybko nie zejdzie jej to. - Mamy szczęście, że nie zgłoszono nas jeszcze do dyrektora za takie wycieczki tutaj.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Royal Bank of Canada
Pon Lis 01, 2021 10:03 pm
Pon Lis 01, 2021 10:03 pm
"Przecież nie umieram."
A jednak.
Gdyby byli w komiksie, nad głową Jonathana właśnie pojawiłyby się trzy kropki. Wpatrywał się w niego z wyraźnym niezrozumieniem, przetwarzając podaną informację.
— COOOOOOOOOOO, TO PO CO JA CIĘ TU ZABRAŁEM? — krzyknął, wskazując na niego palcem. No naprawdę, a on był tu gotów poświęcić się dla swojego brata w boju! Czołgał się dla niego przez okopy, rozbrajał czołgi, kradł granaty przeciwnej armii i kamuflował na terenach wroga! Znaczy w sumie to nie, ale tak właśnie wyglądała w jego głowie przeprawa przez szkołę. Bohaterska przeprawa przez szkołę.
No i nie będzie medalu za przysłużenie się narodowi.
"Możecie tutaj zostać."
— Ale super! — momentalnie odzyskał humor, najwidoczniej odsuwając wcześniejszą porażkę w tył. Czym prędzej stanął za Nathanielem i zaczął go pchać do przodu w stronę wskazanego łóżka.
— Patrz, możesz się wyspać totalnie za darmo! I nawet podpisze nam jakiś papierek. W sumie to chcesz, żebym tu z tobą został, skoro cię już przytargałem czy mam iść na lekcje robić notatki? No bo nie chcę, żebyś potem narzekał, że nie wiesz, co było na lekcjach. Chyba że poproszę Emily. Emily zawsze wszystko notuje. Chociaż zawsze jakoś dziwnie się zachowuje, jak o cokolwiek ją proszę. W ogóle jest taka jakaś strasznie blada. Myślisz, że też się nie wysypia? — nawet nie przyszłoby mu do głowy, że przez swój wzrost, jego nagłe pojawianie się nad ludźmi mogło być najzwyczajniej w świecie przytłaczające.
— Hehe, no bo wiesz mam — pstryknął palcami obu dłoni, wskazując na niego palcami uformowanymi w pseudopistolety — ograniczoną wizję. Słaby ze mnie kierowca. Na szczęście mój pasażer tym razem uważał bardziej niż zwykle. Inaczej mogłoby się skończyć takim wypadkiem, że naprawdę zacząłbyś umierać. A tego byśmy nie chcieli.
Wymruczał, nagle głęboko się nad czymś zastanawiając. Tak bardzo, że najzwyczajniej w świecie się wyłączył. Dotarło do niego tylko kilka wyrwanych z kontekstu słów.
— Co? Sorry, nie słuchałem. Dyrektor i wycieczki? No fajnie by było mieć jakąś wycieczkę! Dupa, że teraz nawet nie możemy opuścić miasta co nie. Jedyna wycieczka, jaką nam mogą zorganizować to do kina. A nawet te jakoś sobie odpuścili. Może powinniśmy to poruszyć na wychowawczej?
A jednak.
Gdyby byli w komiksie, nad głową Jonathana właśnie pojawiłyby się trzy kropki. Wpatrywał się w niego z wyraźnym niezrozumieniem, przetwarzając podaną informację.
— COOOOOOOOOOO, TO PO CO JA CIĘ TU ZABRAŁEM? — krzyknął, wskazując na niego palcem. No naprawdę, a on był tu gotów poświęcić się dla swojego brata w boju! Czołgał się dla niego przez okopy, rozbrajał czołgi, kradł granaty przeciwnej armii i kamuflował na terenach wroga! Znaczy w sumie to nie, ale tak właśnie wyglądała w jego głowie przeprawa przez szkołę. Bohaterska przeprawa przez szkołę.
No i nie będzie medalu za przysłużenie się narodowi.
"Możecie tutaj zostać."
— Ale super! — momentalnie odzyskał humor, najwidoczniej odsuwając wcześniejszą porażkę w tył. Czym prędzej stanął za Nathanielem i zaczął go pchać do przodu w stronę wskazanego łóżka.
— Patrz, możesz się wyspać totalnie za darmo! I nawet podpisze nam jakiś papierek. W sumie to chcesz, żebym tu z tobą został, skoro cię już przytargałem czy mam iść na lekcje robić notatki? No bo nie chcę, żebyś potem narzekał, że nie wiesz, co było na lekcjach. Chyba że poproszę Emily. Emily zawsze wszystko notuje. Chociaż zawsze jakoś dziwnie się zachowuje, jak o cokolwiek ją proszę. W ogóle jest taka jakaś strasznie blada. Myślisz, że też się nie wysypia? — nawet nie przyszłoby mu do głowy, że przez swój wzrost, jego nagłe pojawianie się nad ludźmi mogło być najzwyczajniej w świecie przytłaczające.
— Hehe, no bo wiesz mam — pstryknął palcami obu dłoni, wskazując na niego palcami uformowanymi w pseudopistolety — ograniczoną wizję. Słaby ze mnie kierowca. Na szczęście mój pasażer tym razem uważał bardziej niż zwykle. Inaczej mogłoby się skończyć takim wypadkiem, że naprawdę zacząłbyś umierać. A tego byśmy nie chcieli.
Wymruczał, nagle głęboko się nad czymś zastanawiając. Tak bardzo, że najzwyczajniej w świecie się wyłączył. Dotarło do niego tylko kilka wyrwanych z kontekstu słów.
— Co? Sorry, nie słuchałem. Dyrektor i wycieczki? No fajnie by było mieć jakąś wycieczkę! Dupa, że teraz nawet nie możemy opuścić miasta co nie. Jedyna wycieczka, jaką nam mogą zorganizować to do kina. A nawet te jakoś sobie odpuścili. Może powinniśmy to poruszyć na wychowawczej?
W odpowiedzi na jego oburzenie westchnął głęboko.
- Zadaję sobie to pytanie od samego początku - i tak za każdym razem. - I chwila, to usłyszałeś! - zaprotestował zaraz potem. - Więc czemu wcześniej nie? - gdyby to było takie proste, mogliby skończyć poranne spotkanie na przywitaniu się i rozejściu na zajęcia. Jednakże jeśli los miał swoje wyroki, musiał sprawić, że nawet smętny szkolny początek dnia dostanie swój zastrzyk emocji.
- Rany, dam radę dojść - jęknął, gdy ten zaczął go tam popychać. Mebel niebezpiecznie zbliżał się do niego, więc zanim usiadł, zdołał uderzyć się nogą o jego miękki bok. Odwrócił się momentalnie w stronę rozmówcy, zadzierając głowę do góry, by móc ujrzeć jego twarz. A przynajmniej próbować, patrząc na dzielącą ich teraz odległość.
Droga Emily... doskonale cię rozumiem - wewnętrznie poczuł empatię do starszej uczennicy, która musiała mieć dość często do czynienia z blondynem. Nie widział nigdy jej reakcji, ale jeśli zachowywał się wobec niej tak samo jak wobec niego... Mógł z łatwością sobie wyobrazić skutek.
- Bez znaczenia. Przecież i tak nie chodzimy do tej samej klasy - wypomniał mu obojętnie. - Zapytam kogoś z klasy o pożyczenie notatek - wyciągnął telefon, szukając chatu na messengerze. - I będę ci narzekać. Nie ty potem słuchasz wykładów na temat nieobecności.
Znalazł chat ze znajomym z klasy, gdzie wysłał mu zapytanie o notatki. Przy okazji dopisał prośbę o przekazanie nauczycielowi, że obecnie znajdował się w gabinecie pielęgniarki. Nie wnikał w szczegóły. Nie sądził, że wiedziałby jak to wszystko wyjaśnić.
- I siadaj też. Możesz sam skorzystać z drzemki - zauważył, nie sądząc, że akurat zdołałby spać w dzień. I nie w szkole.
Za to zmrużył oczy, patrząc teraz z podejrzliwością. Tą samą, która zmieniła się w nachmurzenie, gdy wprost usłyszał, że kontekst jego słów został całkowicie zignorowany.
- Nie pierwszy i nie ostatni raz mnie nie słuchasz - żachnął. - Nie wiem. Mi się wydaje, że nauczyciele nie będą chętni do organizowania czegokolwiek. Nawet z organizacją w szkole mają czasem problemy - nawet nie chciało mu się powtarzać tego, co mówił wcześniej. Miał nieodparte wrażenie, że niewiele by to zmieniło do tej pory. Za to złapał go za rękę i pociągnął ku sobie, by jednak zmusić go do posadzenia czterech liter obok siebie.
- Siedź. I tyle.
Po tych słowach ciemnowłosy spojrzał w stronę dorosłej. W tym momencie ona nie zwracała na ową dwójkę uwagę, zajmując się wypełnianiem papierów na swoim biurku. Była całkowicie niewzruszona na to, co działo się kilka metrów dalej. Nathaniela nie dziwiło to nawet, wiedząc, że do wszystkiego dało się przyzwyczaić, a nie pierwszy i nie ostatni raz ją tutaj "odwiedzali".
A nie. Nie do wszystkiego się da.
- Skoro mamy lekcję z głowy, to co teraz? - zarzucił niemrawym pytaniem.
- Zadaję sobie to pytanie od samego początku - i tak za każdym razem. - I chwila, to usłyszałeś! - zaprotestował zaraz potem. - Więc czemu wcześniej nie? - gdyby to było takie proste, mogliby skończyć poranne spotkanie na przywitaniu się i rozejściu na zajęcia. Jednakże jeśli los miał swoje wyroki, musiał sprawić, że nawet smętny szkolny początek dnia dostanie swój zastrzyk emocji.
- Rany, dam radę dojść - jęknął, gdy ten zaczął go tam popychać. Mebel niebezpiecznie zbliżał się do niego, więc zanim usiadł, zdołał uderzyć się nogą o jego miękki bok. Odwrócił się momentalnie w stronę rozmówcy, zadzierając głowę do góry, by móc ujrzeć jego twarz. A przynajmniej próbować, patrząc na dzielącą ich teraz odległość.
Droga Emily... doskonale cię rozumiem - wewnętrznie poczuł empatię do starszej uczennicy, która musiała mieć dość często do czynienia z blondynem. Nie widział nigdy jej reakcji, ale jeśli zachowywał się wobec niej tak samo jak wobec niego... Mógł z łatwością sobie wyobrazić skutek.
- Bez znaczenia. Przecież i tak nie chodzimy do tej samej klasy - wypomniał mu obojętnie. - Zapytam kogoś z klasy o pożyczenie notatek - wyciągnął telefon, szukając chatu na messengerze. - I będę ci narzekać. Nie ty potem słuchasz wykładów na temat nieobecności.
Znalazł chat ze znajomym z klasy, gdzie wysłał mu zapytanie o notatki. Przy okazji dopisał prośbę o przekazanie nauczycielowi, że obecnie znajdował się w gabinecie pielęgniarki. Nie wnikał w szczegóły. Nie sądził, że wiedziałby jak to wszystko wyjaśnić.
- I siadaj też. Możesz sam skorzystać z drzemki - zauważył, nie sądząc, że akurat zdołałby spać w dzień. I nie w szkole.
Za to zmrużył oczy, patrząc teraz z podejrzliwością. Tą samą, która zmieniła się w nachmurzenie, gdy wprost usłyszał, że kontekst jego słów został całkowicie zignorowany.
- Nie pierwszy i nie ostatni raz mnie nie słuchasz - żachnął. - Nie wiem. Mi się wydaje, że nauczyciele nie będą chętni do organizowania czegokolwiek. Nawet z organizacją w szkole mają czasem problemy - nawet nie chciało mu się powtarzać tego, co mówił wcześniej. Miał nieodparte wrażenie, że niewiele by to zmieniło do tej pory. Za to złapał go za rękę i pociągnął ku sobie, by jednak zmusić go do posadzenia czterech liter obok siebie.
- Siedź. I tyle.
Po tych słowach ciemnowłosy spojrzał w stronę dorosłej. W tym momencie ona nie zwracała na ową dwójkę uwagę, zajmując się wypełnianiem papierów na swoim biurku. Była całkowicie niewzruszona na to, co działo się kilka metrów dalej. Nathaniela nie dziwiło to nawet, wiedząc, że do wszystkiego dało się przyzwyczaić, a nie pierwszy i nie ostatni raz ją tutaj "odwiedzali".
A nie. Nie do wszystkiego się da.
- Skoro mamy lekcję z głowy, to co teraz? - zarzucił niemrawym pytaniem.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Royal Bank of Canada
Nie Lis 14, 2021 2:41 am
Nie Lis 14, 2021 2:41 am
"I chwila, to usłyszałeś! Więc czemu wcześniej nie?"
Jonathan wpatrywał się w niego w milczeniu, nim jego twarzy nie rozjaśnił szeroki uśmiech.
— Tehe! — najgłupszy z możliwych śmiechów opuścił błyskawicznie jego usta, gdy wystawił mu język, nijak nie odpowiadając na zadane pytanie. Tak to już było, Jonathan zawsze słyszał to co chciał. Szkoda, że ze wzrokiem tak to nie działało, tylko faktycznie musiał się użerać z częściową ślepotą.
"Rany, dam radę dojść."
— Na pewno? Wiesz, że zawsze ci pomogę i w ogóle, bracia broni, Janek i Szarik, coś tam. Oglądałeś kiedyś Czterech Pancernych i Psa? Jezu jaki staroć mówię ci. Słuchaj, miałem w Nowej Zelandii taką znajomą, jej rodzice byli z takiego małego kraju w Europie. Nieważne w sumie. No ale właśnie mieli tam taki serial co nie o jakichś żołnierzach i w ogóle. I mieli taki czołg. Wiesz, jak go nazwali? Rudy 102. RUDY. Kto nazywa tak czołgi? Ja to bym nadal mu jakąś cool nazwę jak... Rozwalacz 2000! — uniósł obie dłonie w powietrze, układając je w rzekomy aparat. Obrócił się w ten sposób kilka razy, obserwując uważnie otoczenie, nim jego uwaga wróciła do Xaxy.
"Bez znaczenia. Przecież i tak nie chodzimy do tej samej klasy."
— Och. OOOOOOCH FAKTYCZNIE. Zawsze zapominam — potrząsnął głową na boki, zupełnie jakby dzięki temu miał na dobre utrwalić sobie podobną informację. Nie, żeby coś, ale i tak w przeciągu piętnastu minut miał o tym zapomnieć. Zawsze przypominał sobie dopiero wtedy, gdy obracał się w klasie na boki, szukając go w jednej ławce, a potem uświadamiał, że przecież go tu nie znajdzie.
— Robią ci wykłady? Trzeba było powiedzieć, pogadałbym z nimi. Wszyscy nauczyciele mnie lubią. Albo mają mnie dość. To moja taktyka, mogę zalewać ich pozytywnością i zagadywać na śmierć, wtedy gdy tylko mnie widzą, próbują uciekać. Jeśli stanę po twojej stronie, będą chcieli jak najszybciej się ulotnić i dadzą ci święty spokój! Mówię ci, taktyka roku. Wierzysz mi, co nie? No powiedz, którzy to.
Kucnął sobie obok jego łóżka, wpatrując się w niego z wyraźnym podekscytowaniem jak wyjątkowo przerośnięty pies, który właśnie szukał jakiegokolwiek sposobu na poprawienie humoru swojemu właścicielowi.
"I siadaj też. Możesz sam skorzystać z drzemki."
— Aww, wiedziałem, że się o mnie martwisz! Spokojnie, wiesz, że mam w sobie aż za dużo energii. Nie wiem, czy dałbym w ogóle radę zasnąć. Chociaż w sumie. Sam nie wiem.
Zaczął analizować własne zmęczenie, nie wyzbywając się przy tym zamyślonej miny. Całe szczęście tym razem słyszał co powiedział do niego Xaxa. Uśmiechnął się przepraszająco, unosząc w górę złączone na prosto dłonie.
— Wybacz, wybacz. Moje skupienie jest gorsze niż mój wzrok w prawym oku. Hehe. Ale racja, pewnie musielibyśmy sami wyjść z ini... łaaa, Nate ty agresorze! Niby taki mały, a proszę — usiadł sobie grzecznie obok niego zgodnie z poleceniem, prostując się przy tym idealnie, jakby siedział w ławce.
— Eee, nie wiem. Możemy zagrać w warcaby na telefonie. Nie no żartuje, kto normalny gra w warcaby. Może w kalambury? Przepraszam, chce Pani zagrać z nami w kalambury? — zwrócił się w stronę pielęgniarki, machając przy tym rękami.
Jonathan wpatrywał się w niego w milczeniu, nim jego twarzy nie rozjaśnił szeroki uśmiech.
— Tehe! — najgłupszy z możliwych śmiechów opuścił błyskawicznie jego usta, gdy wystawił mu język, nijak nie odpowiadając na zadane pytanie. Tak to już było, Jonathan zawsze słyszał to co chciał. Szkoda, że ze wzrokiem tak to nie działało, tylko faktycznie musiał się użerać z częściową ślepotą.
"Rany, dam radę dojść."
— Na pewno? Wiesz, że zawsze ci pomogę i w ogóle, bracia broni, Janek i Szarik, coś tam. Oglądałeś kiedyś Czterech Pancernych i Psa? Jezu jaki staroć mówię ci. Słuchaj, miałem w Nowej Zelandii taką znajomą, jej rodzice byli z takiego małego kraju w Europie. Nieważne w sumie. No ale właśnie mieli tam taki serial co nie o jakichś żołnierzach i w ogóle. I mieli taki czołg. Wiesz, jak go nazwali? Rudy 102. RUDY. Kto nazywa tak czołgi? Ja to bym nadal mu jakąś cool nazwę jak... Rozwalacz 2000! — uniósł obie dłonie w powietrze, układając je w rzekomy aparat. Obrócił się w ten sposób kilka razy, obserwując uważnie otoczenie, nim jego uwaga wróciła do Xaxy.
"Bez znaczenia. Przecież i tak nie chodzimy do tej samej klasy."
— Och. OOOOOOCH FAKTYCZNIE. Zawsze zapominam — potrząsnął głową na boki, zupełnie jakby dzięki temu miał na dobre utrwalić sobie podobną informację. Nie, żeby coś, ale i tak w przeciągu piętnastu minut miał o tym zapomnieć. Zawsze przypominał sobie dopiero wtedy, gdy obracał się w klasie na boki, szukając go w jednej ławce, a potem uświadamiał, że przecież go tu nie znajdzie.
— Robią ci wykłady? Trzeba było powiedzieć, pogadałbym z nimi. Wszyscy nauczyciele mnie lubią. Albo mają mnie dość. To moja taktyka, mogę zalewać ich pozytywnością i zagadywać na śmierć, wtedy gdy tylko mnie widzą, próbują uciekać. Jeśli stanę po twojej stronie, będą chcieli jak najszybciej się ulotnić i dadzą ci święty spokój! Mówię ci, taktyka roku. Wierzysz mi, co nie? No powiedz, którzy to.
Kucnął sobie obok jego łóżka, wpatrując się w niego z wyraźnym podekscytowaniem jak wyjątkowo przerośnięty pies, który właśnie szukał jakiegokolwiek sposobu na poprawienie humoru swojemu właścicielowi.
"I siadaj też. Możesz sam skorzystać z drzemki."
— Aww, wiedziałem, że się o mnie martwisz! Spokojnie, wiesz, że mam w sobie aż za dużo energii. Nie wiem, czy dałbym w ogóle radę zasnąć. Chociaż w sumie. Sam nie wiem.
Zaczął analizować własne zmęczenie, nie wyzbywając się przy tym zamyślonej miny. Całe szczęście tym razem słyszał co powiedział do niego Xaxa. Uśmiechnął się przepraszająco, unosząc w górę złączone na prosto dłonie.
— Wybacz, wybacz. Moje skupienie jest gorsze niż mój wzrok w prawym oku. Hehe. Ale racja, pewnie musielibyśmy sami wyjść z ini... łaaa, Nate ty agresorze! Niby taki mały, a proszę — usiadł sobie grzecznie obok niego zgodnie z poleceniem, prostując się przy tym idealnie, jakby siedział w ławce.
— Eee, nie wiem. Możemy zagrać w warcaby na telefonie. Nie no żartuje, kto normalny gra w warcaby. Może w kalambury? Przepraszam, chce Pani zagrać z nami w kalambury? — zwrócił się w stronę pielęgniarki, machając przy tym rękami.
Zacisnął usta w wąską kreskę, gdy zobaczył reakcję Jonathana na jego słowa, zaraz potem otwierając je i:
- Tehe te nandayo?! - odruchową odpowiedź wziętą z znanej gry wydobył z siebie głosem wypełnioną pretensją i załamaniem tym oto blondynem, robiąc przy tym naburmuszoną minę. Uderzył się otwartą dłonią w czoło. - Nieważne. Powinienem przywyknąć. Kiedyś. Na pewno - trochę podłamał się. - Mam taką nadzieje.
Historia, jaką mu teraz opowiadał, sprawiła, że... totalnie nie ogarnął puenty. Popatrzył na niego pytająco, definitywnie nie rozumiejąc związku jego koleżanki z bardzo starym dziełem. Plus minus tylko z tego tyle zrozumiał, że chodziło o moc przyjaźni i faktu, że może liczyć na niego? Nie był do końca pewien i wolał się nie decydować na próbę dowiedzenia się tego.
Nathaniel był całkiem zadowolony z tego faktu. Nie mógł wyjść z obaw, że miałby problem ze skupieniem się na zajęciach, gdyby miał go w tej samej sali. Jednakże co do kwestii nauczycieli...
- Nie, nie. Nie przejmuj się - czy jego osobisty urok pokonywał nawet nauczycieli? Oczami wyobraźni widział poddających się dorosłym, którzy woleli odpuścić, niż zmagać się z kolejną przeszkodą w życiu w tym mieście - w postaci Jonathana. Chociaż musiał przyznać, że jeszcze nie widział go w akcji pod tym względem.
Potrząsnął lekko głową na jego słowa. Wiedział, że przepełniała go energia. To było aż niecodzienne, patrząc na porę dnia. Ale w swoim krótkim żywocie już zrozumiał, że po prostu takie osoby istniały i wiele na to nie mógł poradzić. Unikanie jednak nie wchodziło w drogę.
Zawsze cię odnajdywały. Zawsze.
- Nie jestem mały - zaprotestował momentalnie, zadowolony w duchu, że udało mu się zmusić go do ruszenia się. - Mam normalny wzrost. I jeszcze mam szansę, by mieć wyższy wzrost - postanowił podarować sobie dopowiedzenie, że tylko jeden z nich miał nienormalny wzrost.
A kto normalny chce grać w kalambury? I to z pielęgniarką?
Kobieta uniosła głowę znad dokumentów. Uniosła brew do góry.
- Podziękuję. Mam co obecnie robić.
- A ja nie zamierzam machać rękami - dodał od siebie Xaxa, wyraźnie protestując przeciwko pomysłowi takiej gry. - Już warcaby brzmią lepiej - i był to na tyle bezpieczny wybór, że ograniczało to ryzyko wpadnięcia w jakieś niechciane problemy.
- Postarajcie się nie hałasować. Nie będę za was tłumaczyć się przed wicedyrektorem - uprzedziła, wracając do swojego zajęcia.
Chłopak za to wzruszył ramionami.
- Możemy też porobić to co zawsze - zasugerował mu. - Pewnie i tak do tego zmierzaliśmy. Albo wyczaić kolejkę do bufetu. Ominiemy kolejki.
- Tehe te nandayo?! - odruchową odpowiedź wziętą z znanej gry wydobył z siebie głosem wypełnioną pretensją i załamaniem tym oto blondynem, robiąc przy tym naburmuszoną minę. Uderzył się otwartą dłonią w czoło. - Nieważne. Powinienem przywyknąć. Kiedyś. Na pewno - trochę podłamał się. - Mam taką nadzieje.
Historia, jaką mu teraz opowiadał, sprawiła, że... totalnie nie ogarnął puenty. Popatrzył na niego pytająco, definitywnie nie rozumiejąc związku jego koleżanki z bardzo starym dziełem. Plus minus tylko z tego tyle zrozumiał, że chodziło o moc przyjaźni i faktu, że może liczyć na niego? Nie był do końca pewien i wolał się nie decydować na próbę dowiedzenia się tego.
Nathaniel był całkiem zadowolony z tego faktu. Nie mógł wyjść z obaw, że miałby problem ze skupieniem się na zajęciach, gdyby miał go w tej samej sali. Jednakże co do kwestii nauczycieli...
- Nie, nie. Nie przejmuj się - czy jego osobisty urok pokonywał nawet nauczycieli? Oczami wyobraźni widział poddających się dorosłym, którzy woleli odpuścić, niż zmagać się z kolejną przeszkodą w życiu w tym mieście - w postaci Jonathana. Chociaż musiał przyznać, że jeszcze nie widział go w akcji pod tym względem.
Potrząsnął lekko głową na jego słowa. Wiedział, że przepełniała go energia. To było aż niecodzienne, patrząc na porę dnia. Ale w swoim krótkim żywocie już zrozumiał, że po prostu takie osoby istniały i wiele na to nie mógł poradzić. Unikanie jednak nie wchodziło w drogę.
Zawsze cię odnajdywały. Zawsze.
- Nie jestem mały - zaprotestował momentalnie, zadowolony w duchu, że udało mu się zmusić go do ruszenia się. - Mam normalny wzrost. I jeszcze mam szansę, by mieć wyższy wzrost - postanowił podarować sobie dopowiedzenie, że tylko jeden z nich miał nienormalny wzrost.
A kto normalny chce grać w kalambury? I to z pielęgniarką?
Kobieta uniosła głowę znad dokumentów. Uniosła brew do góry.
- Podziękuję. Mam co obecnie robić.
- A ja nie zamierzam machać rękami - dodał od siebie Xaxa, wyraźnie protestując przeciwko pomysłowi takiej gry. - Już warcaby brzmią lepiej - i był to na tyle bezpieczny wybór, że ograniczało to ryzyko wpadnięcia w jakieś niechciane problemy.
- Postarajcie się nie hałasować. Nie będę za was tłumaczyć się przed wicedyrektorem - uprzedziła, wracając do swojego zajęcia.
Chłopak za to wzruszył ramionami.
- Możemy też porobić to co zawsze - zasugerował mu. - Pewnie i tak do tego zmierzaliśmy. Albo wyczaić kolejkę do bufetu. Ominiemy kolejki.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Royal Bank of Canada
Pon Lis 22, 2021 3:40 pm
Pon Lis 22, 2021 3:40 pm
Jego oburzenie, wywołało u niego jeszcze głośniejszy chichot. No bo serio, mógł nie rozumieć absolutnie nic, ale i tak wybitnie go to bawiło. A mógł oglądać anime, zamiast katować bajki z Rosaline. Przynajmniej był absolutnym mistrzem w kwestii filmów Barbie. Nawet jeśli te okropne plastikowe animacje nadal śniły mu się po nocach.
— No już, nie bądź zły — uśmiechnął się, poklepując go kilka razy po głowie. Nie było co się załamywać, zwłaszcza gdy chodziło o Jonathana.
"Nie, nie. Nie przejmuj się."
— Jesteś pewien? Mam nadzieję, że nie próbujesz na siłę, nie robić mi kłopotu co? Bo to żaden kłopot. Ciężko mi czasem ocenić co masz w głowie, ale w razie czego możesz na mnie liczyć. Nie pozwolę, żeby ktoś się na tobie wyżywał — powiedział, udając przez chwilę groźnego. Nie, żeby wesołe spojrzenie jakoś mocno w tym pomagało, ale niektórych rzeczy po prostu nie potrafił się pozbyć. To była jedna z nich.
— No skoro tak mówisz — wyszczerzył się, nie dopowiadając nic do jego wzrostu. Jeszcze go zacznie gryźć po kostkach czy coś i dopiero by było! Dobrze, że nie powiedział tego na głos. Był pewien, że Xaxa momentalnie by ozdrowiał i to na sposób, którego zdecydowanie wolał nie doświadczyć. Jak nic musiałby uciekać przed nim przez pół szkoły. Dobrze, że miał niezłą kondycję. Tak na wszelki wypadek.
"Podziękuję. Mam co obecnie robić."
Wygiął usta w podkówkę, słysząc, że utracili potencjalnego gracza. No nic, może kiedy indziej. W końcu pielęgniarka i tak raczej nigdzie się nie wybierała.
Na jego pomysł, oczy Jace'a wyraźnie rozbłysły. Jak zawsze, gdy chodziło o jedzenie.
— Jestem za bufetem. Dasz radę iść sam, czy mam cię ponieść? A po drodze możemy zagrać, w co widzisz. Co ty na to? PROSZĘ PANI. Jest Pani głodna? Przynieść coś Pani z bufetu? Lepiej się pracuje z pełnym żołądkiem — no spójrzcie tylko na ten szczery uśmiech. Jak tu być na niego złym?
— No już, nie bądź zły — uśmiechnął się, poklepując go kilka razy po głowie. Nie było co się załamywać, zwłaszcza gdy chodziło o Jonathana.
"Nie, nie. Nie przejmuj się."
— Jesteś pewien? Mam nadzieję, że nie próbujesz na siłę, nie robić mi kłopotu co? Bo to żaden kłopot. Ciężko mi czasem ocenić co masz w głowie, ale w razie czego możesz na mnie liczyć. Nie pozwolę, żeby ktoś się na tobie wyżywał — powiedział, udając przez chwilę groźnego. Nie, żeby wesołe spojrzenie jakoś mocno w tym pomagało, ale niektórych rzeczy po prostu nie potrafił się pozbyć. To była jedna z nich.
— No skoro tak mówisz — wyszczerzył się, nie dopowiadając nic do jego wzrostu. Jeszcze go zacznie gryźć po kostkach czy coś i dopiero by było! Dobrze, że nie powiedział tego na głos. Był pewien, że Xaxa momentalnie by ozdrowiał i to na sposób, którego zdecydowanie wolał nie doświadczyć. Jak nic musiałby uciekać przed nim przez pół szkoły. Dobrze, że miał niezłą kondycję. Tak na wszelki wypadek.
"Podziękuję. Mam co obecnie robić."
Wygiął usta w podkówkę, słysząc, że utracili potencjalnego gracza. No nic, może kiedy indziej. W końcu pielęgniarka i tak raczej nigdzie się nie wybierała.
Na jego pomysł, oczy Jace'a wyraźnie rozbłysły. Jak zawsze, gdy chodziło o jedzenie.
— Jestem za bufetem. Dasz radę iść sam, czy mam cię ponieść? A po drodze możemy zagrać, w co widzisz. Co ty na to? PROSZĘ PANI. Jest Pani głodna? Przynieść coś Pani z bufetu? Lepiej się pracuje z pełnym żołądkiem — no spójrzcie tylko na ten szczery uśmiech. Jak tu być na niego złym?
Westchnął cicho, po czym odwrócił wzrok, robiąc na moment nachmurzoną minę. Czuł, że przegrał owe starcie. Nie pierwszy raz. Jednakże dał się poklepać po głowie, co podsumował głównie głębokim westchnieniem.
- Nie mam sił na ciebie - przyznał. - Ale to dobrze dla ciebie - inaczej ta znajomość nie miałaby szans na rozkwit. Ile osób było takich jak on, które zdecydowały się odpuścić w odpowiednim momencie, dając Jonathanowi za wygraną? Był pewny, że całkiem sporo.
- Na pewno - potwierdził własne słowa. - I dzięki - wymamrotał ledwo słyszalnie, odwracając przy tym głowę. Wiedział, że z problemem nauczycieli ewentualnie mógł poradzić sobie sam - patrząc zarazem na to, że wiele uczniów miało w głębokim poważaniu szkołę, albo robiła o wiele gorsze rzeczy, jego znikanie z zajęć było czymś zbyt błahym, by zawracać sobie głowę egzekwowaniem kary.
Zmrużył oczy, patrząc z podejrzliwością.
- Jak masz coś do mojego wzrostu, to lepiej powiedz - słowa, które wypowiedział, były zarazem niewerbalnym ostrzeżeniem. Wiedział dobrze, że jego wzrost nie prezentował się okazale na tle innych uczących się, ale nie zamierzał zarazem pozwolić komuś wypominać mu to bezpośrednio. Niezależnie od tego, kto poruszał ową kwestię.
- Idę na swoich nogach - dał nacisk na swoje słowa. - I wait. W co ty chcesz grać?
- Możecie sprawdzić, czy są jeszcze kanapki z serem - międzyczasie odparła kobieta na pytanie Jonathana. Nathaniel za to wszedł z łóżka i poprawił bluzę stroju, po czym skierował się w stronę drzwi. Obejrzał się jedynie na to, co robił jego kumpel, zanim nacisnął klamkę z zamiarem opuszczenia pomieszczenia.
Większość uczniów była na zajęciach, więc widok dwóch odmiennych od siebie uczniów nie przykuwał obecnie uwagi. Zwłaszcza, że Nathaniel sprawiał wrażenie pochmurnego w tym momencie. Poprawił rękawy bluzy, by zakrywały jego nadgarstki, rozglądając się międzyczasie.
- Chyba serio nikogo nie ma - podsumował sytuację na korytarzu. - Idę jeszcze do łazienki. Możesz pójść do bufetu beze mnie - zasugerował mu, wskazując przy tym głową na pobliskie drzwi wskazujące na oznaczenie toalety męskiej.
- Nie mam sił na ciebie - przyznał. - Ale to dobrze dla ciebie - inaczej ta znajomość nie miałaby szans na rozkwit. Ile osób było takich jak on, które zdecydowały się odpuścić w odpowiednim momencie, dając Jonathanowi za wygraną? Był pewny, że całkiem sporo.
- Na pewno - potwierdził własne słowa. - I dzięki - wymamrotał ledwo słyszalnie, odwracając przy tym głowę. Wiedział, że z problemem nauczycieli ewentualnie mógł poradzić sobie sam - patrząc zarazem na to, że wiele uczniów miało w głębokim poważaniu szkołę, albo robiła o wiele gorsze rzeczy, jego znikanie z zajęć było czymś zbyt błahym, by zawracać sobie głowę egzekwowaniem kary.
Zmrużył oczy, patrząc z podejrzliwością.
- Jak masz coś do mojego wzrostu, to lepiej powiedz - słowa, które wypowiedział, były zarazem niewerbalnym ostrzeżeniem. Wiedział dobrze, że jego wzrost nie prezentował się okazale na tle innych uczących się, ale nie zamierzał zarazem pozwolić komuś wypominać mu to bezpośrednio. Niezależnie od tego, kto poruszał ową kwestię.
- Idę na swoich nogach - dał nacisk na swoje słowa. - I wait. W co ty chcesz grać?
- Możecie sprawdzić, czy są jeszcze kanapki z serem - międzyczasie odparła kobieta na pytanie Jonathana. Nathaniel za to wszedł z łóżka i poprawił bluzę stroju, po czym skierował się w stronę drzwi. Obejrzał się jedynie na to, co robił jego kumpel, zanim nacisnął klamkę z zamiarem opuszczenia pomieszczenia.
Większość uczniów była na zajęciach, więc widok dwóch odmiennych od siebie uczniów nie przykuwał obecnie uwagi. Zwłaszcza, że Nathaniel sprawiał wrażenie pochmurnego w tym momencie. Poprawił rękawy bluzy, by zakrywały jego nadgarstki, rozglądając się międzyczasie.
- Chyba serio nikogo nie ma - podsumował sytuację na korytarzu. - Idę jeszcze do łazienki. Możesz pójść do bufetu beze mnie - zasugerował mu, wskazując przy tym głową na pobliskie drzwi wskazujące na oznaczenie toalety męskiej.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Royal Bank of Canada
Nie Gru 05, 2021 6:52 pm
Nie Gru 05, 2021 6:52 pm
— Hehe. Odwdzięczę ci się obiadem! Jutro? Zrobię ci coś dobrego — zapewnił go, zaraz słuchając uważnie jego odpowiedzi. Przyglądał mu się jak jakiś czujny tajny agent, którego ktoś akurat pozbawił wykrywacza kłamstw, więc musiał używać własnej intuicji. Kiedy jednak chłopak mu podziękował, dłużej nie wytrzymał. Złapał Xaxę i zdusił go w uścisku, machając nim przy tym lekko na boki.
— Awww, no patrzcie, jak można by było znęcać się nad kimś takim jak ty! Przecież to w ogóle jakaś zbrodnia narodowa, nie mogę — cały czas trzymał go tak samo jak wcześniej, targając mu jednocześnie włosy.
"Jak masz coś do mojego wzrostu, to lepiej powiedz."
— Pasuje ci. Niskim bliżej do piekła, a z ciebie to jest taki mały diabeł. Jestem pewien, że jakbyś się odpalił, to spłonęłoby pół szkoły. Znaczy, żartuję, proszę Pani! Xaxa nie podpala szkoły! — powiedział szybko, wypuszczając chłopaka ze swoich macek.
"W co ty chcesz grać?"
— No co ty, nie znasz zabawy, w co widzisz? Jest super prosta. Mówisz na przykład... moim małym oczkiem widzę coś, co jest niebieskie. I ja wtedy muszę zgadnąć jaki niebieski przedmiot z okolicy masz na myśli! Mogę zadać trzy pytania, ale tylko takie, na które odpowiadasz tak lub nie. Super proste, nie?
Powiedział ucieszony, stając przy drzwiach.
"Możecie sprawdzić, czy są jeszcze kanapki z serem."
— Tak jest, proszę Pani! Nawet gdyby została ostatnia, wywalczę ją dla Pani z rąk wroga! — zapewnił z pełnym oddaniem przed wyjściem na zewnątrz w ślad za Xaxą. Rozejrzał się z ciekawością po korytarzu, zaraz zatrzymując na nim wzrok.
— Nie no co ty, poczekam na ciebie. Leć — poklepał go po plecach, samemu opierając się plecami o ścianę. No przecież nie zostawiłby swojego najlepszego przyjaciela samego, nie?
— Awww, no patrzcie, jak można by było znęcać się nad kimś takim jak ty! Przecież to w ogóle jakaś zbrodnia narodowa, nie mogę — cały czas trzymał go tak samo jak wcześniej, targając mu jednocześnie włosy.
"Jak masz coś do mojego wzrostu, to lepiej powiedz."
— Pasuje ci. Niskim bliżej do piekła, a z ciebie to jest taki mały diabeł. Jestem pewien, że jakbyś się odpalił, to spłonęłoby pół szkoły. Znaczy, żartuję, proszę Pani! Xaxa nie podpala szkoły! — powiedział szybko, wypuszczając chłopaka ze swoich macek.
"W co ty chcesz grać?"
— No co ty, nie znasz zabawy, w co widzisz? Jest super prosta. Mówisz na przykład... moim małym oczkiem widzę coś, co jest niebieskie. I ja wtedy muszę zgadnąć jaki niebieski przedmiot z okolicy masz na myśli! Mogę zadać trzy pytania, ale tylko takie, na które odpowiadasz tak lub nie. Super proste, nie?
Powiedział ucieszony, stając przy drzwiach.
"Możecie sprawdzić, czy są jeszcze kanapki z serem."
— Tak jest, proszę Pani! Nawet gdyby została ostatnia, wywalczę ją dla Pani z rąk wroga! — zapewnił z pełnym oddaniem przed wyjściem na zewnątrz w ślad za Xaxą. Rozejrzał się z ciekawością po korytarzu, zaraz zatrzymując na nim wzrok.
— Nie no co ty, poczekam na ciebie. Leć — poklepał go po plecach, samemu opierając się plecami o ścianę. No przecież nie zostawiłby swojego najlepszego przyjaciela samego, nie?
Momentalnie zanotował sobie w myślach, by jutro nie stawać mu na drodze. To nie jest tak, że przerażała go kuchnia Jace'a. Wręcz przeciwnie - wiedział, że jest smaczna i warta skosztowania. Tylko, że za każdym razem było mu głupio, gdy wręczał mu jedzenie. Dlatego też od pewnego czasu, gdy wiedział, że to planuje, starał się nie pokazywać mu na oczy.
Chociaż do tej pory jeszcze ani razu nie udało mu się uniknąć tego spotkania. Nie miał pojęcia jakie duże szczęście miał blondyn, że odnajdywał go za każdym razem.
- Aaaa, przestań - utonął w jego ramionach, będący pozbawiony możliwości jakiejkolwiek ucieczki . - Nie tulaj mnieeeeee - wyraźnie protestował przeciwko temu działaniu. Drobne ciało zniknęło, jedynie dawało się słyszeć burczenia niezadowolenia z powodu takiego potraktowania.
- Żebym ja cię zaraz nie pociągnął do tego piekła - nabrał powietrza, nie kryjąc nawet oburzenia, które go dopadło. - I wtedy nie będzie ci tak do śmiechu - przynajmniej odzyskał wolność. Potarł ramiona, by odzyskać w nich czucie, łypiąc na starszego kolegę przy tym. Nie był fanem zbliżeń fizycznych, zwłaszcza tak gwałtownych.
Potrząsnął jedynie głową na wieść o wspólnej grze. Jej opis jeszcze bardziej zniechęcał go do tego, by próbować się jej podjąć. Ani teraz, ani w ogóle.
- Uważajcie na siebie - kobieta nie spojrzała nawet na nich, gdy wypowiadała te słowa pożegnania. Nathaniel uznał, że wolała już mieć ich całkowicie z głowy, by skupić się na swoich obowiązkach. Dla niego było to nawet lepsze. Nie chciał jej przeszkadzać z tego wszystkiego. Miał swoje zdanie wobec kobiet - starszych od siebie - ale kontakty z pracownicą pomogły mu ją zaakceptować.
Potrząsnął głową nie dodając żadnego słowa od siebie, po czym skierował swoje kroki do toalety. Bez zbędnych opisów - załatwił to co miał, po czym podszedł do umywalki, dziękując w duchu, że nikt jeszcze nie zabrał mydła. Popatrzył w lustro, robiąc skrzywioną minę do swojego odbicia. Poprawił rękawy bluzy, upewniając się, że zakrywała dobrze nadgarstki, po czym powrócił do Jonathana.
- Możemy iść - zadeklarował.
Na miejscu okazało się, że było więcej osób niż zakładał na sam początek. Sala była zapełniona w około 1/4 swojej wielkości różnymi uczącymi się, zajętymi swoimi sprawami.
- Hm... Gdzie oni znowu przenieśli tę tablicę z menu... - zmrużył oczy, szukając nieszczęsnej tablicy, która codziennie wędrowała w inne miejsce, w zależności od woli uczniów. - Ej, w sumie, tak deklarowałeś kupowanie - chociaż nie przypominał sobie, by akurat była mowa o tym wcześniej. - Ale, czy masz przy sobie aż tyle?
Chociaż do tej pory jeszcze ani razu nie udało mu się uniknąć tego spotkania. Nie miał pojęcia jakie duże szczęście miał blondyn, że odnajdywał go za każdym razem.
- Aaaa, przestań - utonął w jego ramionach, będący pozbawiony możliwości jakiejkolwiek ucieczki . - Nie tulaj mnieeeeee - wyraźnie protestował przeciwko temu działaniu. Drobne ciało zniknęło, jedynie dawało się słyszeć burczenia niezadowolenia z powodu takiego potraktowania.
- Żebym ja cię zaraz nie pociągnął do tego piekła - nabrał powietrza, nie kryjąc nawet oburzenia, które go dopadło. - I wtedy nie będzie ci tak do śmiechu - przynajmniej odzyskał wolność. Potarł ramiona, by odzyskać w nich czucie, łypiąc na starszego kolegę przy tym. Nie był fanem zbliżeń fizycznych, zwłaszcza tak gwałtownych.
Potrząsnął jedynie głową na wieść o wspólnej grze. Jej opis jeszcze bardziej zniechęcał go do tego, by próbować się jej podjąć. Ani teraz, ani w ogóle.
- Uważajcie na siebie - kobieta nie spojrzała nawet na nich, gdy wypowiadała te słowa pożegnania. Nathaniel uznał, że wolała już mieć ich całkowicie z głowy, by skupić się na swoich obowiązkach. Dla niego było to nawet lepsze. Nie chciał jej przeszkadzać z tego wszystkiego. Miał swoje zdanie wobec kobiet - starszych od siebie - ale kontakty z pracownicą pomogły mu ją zaakceptować.
Potrząsnął głową nie dodając żadnego słowa od siebie, po czym skierował swoje kroki do toalety. Bez zbędnych opisów - załatwił to co miał, po czym podszedł do umywalki, dziękując w duchu, że nikt jeszcze nie zabrał mydła. Popatrzył w lustro, robiąc skrzywioną minę do swojego odbicia. Poprawił rękawy bluzy, upewniając się, że zakrywała dobrze nadgarstki, po czym powrócił do Jonathana.
- Możemy iść - zadeklarował.
Na miejscu okazało się, że było więcej osób niż zakładał na sam początek. Sala była zapełniona w około 1/4 swojej wielkości różnymi uczącymi się, zajętymi swoimi sprawami.
- Hm... Gdzie oni znowu przenieśli tę tablicę z menu... - zmrużył oczy, szukając nieszczęsnej tablicy, która codziennie wędrowała w inne miejsce, w zależności od woli uczniów. - Ej, w sumie, tak deklarowałeś kupowanie - chociaż nie przypominał sobie, by akurat była mowa o tym wcześniej. - Ale, czy masz przy sobie aż tyle?
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Royal Bank of Canada
Czw Gru 23, 2021 11:00 am
Czw Gru 23, 2021 11:00 am
Jonathan miał w sobie wbudowany Natharadar. Nawet jeśli początkowo mógł go szukać milion lat, ostatecznie i tak go znajdywał i dręczył swoją obecnością. Tak jak teraz.
"Nie tulaj mnieeeeee."
Roześmiał się w odpowiedzi, nijak go jednak nie przepraszając. Xaxa musiał docenić jego nieskończone pokłady miłości, prędzej czy później! W końcu Jace musiał wyrobić swoją dzienną normę kontaktu fizycznego. A jeszcze przy jego naturalnym uroku osobistym, ciężko było go nie przytulać. No bo spójrzcie tylko na te duże szare oczy. Poklepałby go po głowie, ale nie chciał go jeszcze bardziej denerwować. Jakieś tam granice mimo wszystko znał.
— Z tobą to nawet tam pójdę! Pit i Pat! Nie czekaj, on się jakoś inaczej nazywał. Pat. Pit? A nie, tam w ogóle był kot. Pat i kot, kot i Pat, Pat i kot, przyjaciele od lat — zanucił pod nosem wyjątkowo głupią piosenkę z bajki, która czasem rzucała mu się w oczy, gdy Rosaline tkwiła zafascynowana przed telewizorem.
Nathaniel chyba nie podzielał jego entuzjazmu grą. No nic. Pomęczy o nią kogoś innego. Na razie dał mu spokój, widząc, że chłopak sam chyba potrzebował nieco oddechu.
"Możemy iść."
— Jasne — uśmiechnął się jedynie w odpowiedzi, wsadzając ręce do kieszeni. Przy jego długich nogach, od czasu do czasu musiał nieco przystawać, albo robić dużo mniejsze kroki, by nie zostawiać go w tyle. Na szczęście i tak zdążył się już do tego przyzwyczaić na tyle, by nie było to szczególnie męczące.
"Ale, czy masz przy sobie aż tyle?"
Uśmiechnął się, bujając na butach do przodu i do tyłu.
— Mam, nie przejmuj się. Bierz, co chcesz. Ja idę zobaczyć czy są jeszcze kanapki z serem — jak powiedział, tak zrobił. I na szczęście udało mu się dorwać jedną z ostatnich, co znaczyło, że nie zawiedzie z dzisiejszą misją. Zapłacił, wziął sobie przy okazji jakieś picie i odnalazł Xaxę wzrokiem, czekając, by zapłacić za jego wybór.
"Nie tulaj mnieeeeee."
Roześmiał się w odpowiedzi, nijak go jednak nie przepraszając. Xaxa musiał docenić jego nieskończone pokłady miłości, prędzej czy później! W końcu Jace musiał wyrobić swoją dzienną normę kontaktu fizycznego. A jeszcze przy jego naturalnym uroku osobistym, ciężko było go nie przytulać. No bo spójrzcie tylko na te duże szare oczy. Poklepałby go po głowie, ale nie chciał go jeszcze bardziej denerwować. Jakieś tam granice mimo wszystko znał.
— Z tobą to nawet tam pójdę! Pit i Pat! Nie czekaj, on się jakoś inaczej nazywał. Pat. Pit? A nie, tam w ogóle był kot. Pat i kot, kot i Pat, Pat i kot, przyjaciele od lat — zanucił pod nosem wyjątkowo głupią piosenkę z bajki, która czasem rzucała mu się w oczy, gdy Rosaline tkwiła zafascynowana przed telewizorem.
Nathaniel chyba nie podzielał jego entuzjazmu grą. No nic. Pomęczy o nią kogoś innego. Na razie dał mu spokój, widząc, że chłopak sam chyba potrzebował nieco oddechu.
"Możemy iść."
— Jasne — uśmiechnął się jedynie w odpowiedzi, wsadzając ręce do kieszeni. Przy jego długich nogach, od czasu do czasu musiał nieco przystawać, albo robić dużo mniejsze kroki, by nie zostawiać go w tyle. Na szczęście i tak zdążył się już do tego przyzwyczaić na tyle, by nie było to szczególnie męczące.
"Ale, czy masz przy sobie aż tyle?"
Uśmiechnął się, bujając na butach do przodu i do tyłu.
— Mam, nie przejmuj się. Bierz, co chcesz. Ja idę zobaczyć czy są jeszcze kanapki z serem — jak powiedział, tak zrobił. I na szczęście udało mu się dorwać jedną z ostatnich, co znaczyło, że nie zawiedzie z dzisiejszą misją. Zapłacił, wziął sobie przy okazji jakieś picie i odnalazł Xaxę wzrokiem, czekając, by zapłacić za jego wybór.
- Coś kojarzę ten tytuł. U mnie chyba tak samo się nazywał... Pat i kot? - tytuł dzieła wypowiedział już w ojczystym języku, zaraz potem lekko krzywiąc się. - Nie pamiętam. Strasznie stare to jest, nie poświęcałem temu uwagi zbytnio - chociaż wizja wciągnięcia go w piekło mogła jeszcze poczekać. Był prawie pewny, że to on by skończył jako diabełek pilnujący kociołka z Jonathan'em.
I dziwnym trafem wyobraźnia podsuwała mu tego samego blondyna proponującego mu wspólną zabawę na dnie.
Dotrzymywanie kroju Jonathanowi stanowiło jedno z większych wyzwań. Truchtanie czy podbieganie do niego było męczące nie tyle co fizycznie, co zwyczajnie niekomfortowe dla Xaxy. Przy takich rzeczach z dość sporą przykrością przypominał sobie różnice fizyczne pomiędzy nim a jego przyjacielem.
Przy czym przypominanie o tym na głos nie stanowiło rozsądne podejście. Ciemnowłosy był prawie pewny tego, że w pewnym momencie zwyczajnie by go ugryzł, niczym podirytowany kociak.
- Mam nadzieję, że nie chodzą ci znowu dzikie pomysły po głowie - burknął, gdy wspomniał, że ma się nim nie przejmować. - Inaczej serio odwiedzisz piekło - zagroził, idąc wybrać sobie jedzenie.
Muszę poprosić Kubę, by dosłał mi więcej pieniędzy - pomyślał, patrząc z rezygnacją na ceny. - Może tam została jeszcze moja zbłąkana skarbonka... - brzmiało to jak płonna nadzieja, ale uznał, że warto spróbować. I każdy powód do rozmowy był dobry. Nie chciał też naciągać drugiego Jake'a na dodatkowe koszta.
W sumie bawi mnie za każdym razem, że mają to samo imię.
Uśmiechnął się nieznacznie, decydując się na butelkę zielonej oranżady oraz trójkątną kanapkę z kurczakiem. Bez większego zastanowienia ustawił się w kolejce po zapłacenie i wtedy dostrzegł Jonathana. Nie czekał przy wejściu lub stoliku?
Podejrzane.
- Jeśli stoisz tu tylko temu, by próbować zrobić coś z moim wyborem, to... - zaciął się. To co mu zrobi? Zmarszczył nieco brwi. - W sumie, to nie wiem co - burknął, kładąc swoje rzeczy do skasowania, międzyczasie szukając po kieszeniach banknotów.
I dziwnym trafem wyobraźnia podsuwała mu tego samego blondyna proponującego mu wspólną zabawę na dnie.
Dotrzymywanie kroju Jonathanowi stanowiło jedno z większych wyzwań. Truchtanie czy podbieganie do niego było męczące nie tyle co fizycznie, co zwyczajnie niekomfortowe dla Xaxy. Przy takich rzeczach z dość sporą przykrością przypominał sobie różnice fizyczne pomiędzy nim a jego przyjacielem.
Przy czym przypominanie o tym na głos nie stanowiło rozsądne podejście. Ciemnowłosy był prawie pewny tego, że w pewnym momencie zwyczajnie by go ugryzł, niczym podirytowany kociak.
- Mam nadzieję, że nie chodzą ci znowu dzikie pomysły po głowie - burknął, gdy wspomniał, że ma się nim nie przejmować. - Inaczej serio odwiedzisz piekło - zagroził, idąc wybrać sobie jedzenie.
Muszę poprosić Kubę, by dosłał mi więcej pieniędzy - pomyślał, patrząc z rezygnacją na ceny. - Może tam została jeszcze moja zbłąkana skarbonka... - brzmiało to jak płonna nadzieja, ale uznał, że warto spróbować. I każdy powód do rozmowy był dobry. Nie chciał też naciągać drugiego Jake'a na dodatkowe koszta.
W sumie bawi mnie za każdym razem, że mają to samo imię.
Uśmiechnął się nieznacznie, decydując się na butelkę zielonej oranżady oraz trójkątną kanapkę z kurczakiem. Bez większego zastanowienia ustawił się w kolejce po zapłacenie i wtedy dostrzegł Jonathana. Nie czekał przy wejściu lub stoliku?
Podejrzane.
- Jeśli stoisz tu tylko temu, by próbować zrobić coś z moim wyborem, to... - zaciął się. To co mu zrobi? Zmarszczył nieco brwi. - W sumie, to nie wiem co - burknął, kładąc swoje rzeczy do skasowania, międzyczasie szukając po kieszeniach banknotów.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Royal Bank of Canada
Pią Gru 24, 2021 2:37 pm
Pią Gru 24, 2021 2:37 pm
Jonathan przyglądał mu się z ciekawością, zaraz cicho śmiejąc.
— Cóż, słowo Pat brzmi jak tak samo, ale to drugie to nie wiem, co to było, tak czy siak brzmiało fajnie. To określenie na kota? — nawet nie próbował go powtarzać, wiedząc, że zepsułby je na pięć sposobów. Jace znał jedynie jakieś tam podstawy hiszpańskiego i zdecydowanie nie skupiał się nigdy zbyt mocno na nauce języków. A może powinien się kiedyś zainteresować i poprosić Xaxę o jakieś krótkie szkolenie.
— Jakie znowu dzikie pomysły, jestem najgrzeczniejszą osobą w tej szkole! — uśmiechnął się promiennie w odpowiedzi. No może czasem miał jakieś drobne wypadki z udziałem ognia, ale poza tym starał się nie sprawiać zbyt wielu problemów.
Czekał grzecznie aż Xaxa podejdzie do kasy ze swoim jedzeniem, zaraz wyciągając kartę i przeciągając nią z boku. Charakterystyczny dźwięk akceptacji poprzedził podniesienie głowy przez kasjerkę.
— Potwierdzenie?
— Nie trzeba. Chodź, chodź! Gdzie siadamy? O, dawaj tam, tam będzie super. Może powinienem w sumie zanieść szybko kanapkę pielęgniarce? Czy jednak zanieść ją potem? W sumie nic jej się pewnie nie stanie, mam tylko nadzieję, że nie jest bardzo głodna... — mamrotał jeszcze przez chwilę coś do siebie pod nosem, nim usiadł przy jednym ze stolików, od razu otwierając swój napój.
— Masz jakieś plany na weekend? Co w ogóle słychać, jak się czujesz, dobrze ci idzie z lekcjami, potrzebujesz z czymś pomocy? Niedługo egzaminy półroczne, jakbyś chciał powtórzyć materiał, to krzycz, mam dużo notatek i w ogóle wszystkiego, mogę cię nawet zgarnąć do biblioteki, jak będę miał zmianę, bo i tak teraz średnio jest tam co robić... o rany, ale fajna bluza — odwrócił się w ślad za jakimś przechodzącym chłopakiem, wlepiając wzrok w jej tył. W sumie włosy też miał ładne. Ciekawe, do której klasy chodził? Oparł głowę o dłoń, przyglądając mu się w zamyśleniu, jak siada przy stoliku na drugim końcu stołówki.
— Cóż, słowo Pat brzmi jak tak samo, ale to drugie to nie wiem, co to było, tak czy siak brzmiało fajnie. To określenie na kota? — nawet nie próbował go powtarzać, wiedząc, że zepsułby je na pięć sposobów. Jace znał jedynie jakieś tam podstawy hiszpańskiego i zdecydowanie nie skupiał się nigdy zbyt mocno na nauce języków. A może powinien się kiedyś zainteresować i poprosić Xaxę o jakieś krótkie szkolenie.
— Jakie znowu dzikie pomysły, jestem najgrzeczniejszą osobą w tej szkole! — uśmiechnął się promiennie w odpowiedzi. No może czasem miał jakieś drobne wypadki z udziałem ognia, ale poza tym starał się nie sprawiać zbyt wielu problemów.
Czekał grzecznie aż Xaxa podejdzie do kasy ze swoim jedzeniem, zaraz wyciągając kartę i przeciągając nią z boku. Charakterystyczny dźwięk akceptacji poprzedził podniesienie głowy przez kasjerkę.
— Potwierdzenie?
— Nie trzeba. Chodź, chodź! Gdzie siadamy? O, dawaj tam, tam będzie super. Może powinienem w sumie zanieść szybko kanapkę pielęgniarce? Czy jednak zanieść ją potem? W sumie nic jej się pewnie nie stanie, mam tylko nadzieję, że nie jest bardzo głodna... — mamrotał jeszcze przez chwilę coś do siebie pod nosem, nim usiadł przy jednym ze stolików, od razu otwierając swój napój.
— Masz jakieś plany na weekend? Co w ogóle słychać, jak się czujesz, dobrze ci idzie z lekcjami, potrzebujesz z czymś pomocy? Niedługo egzaminy półroczne, jakbyś chciał powtórzyć materiał, to krzycz, mam dużo notatek i w ogóle wszystkiego, mogę cię nawet zgarnąć do biblioteki, jak będę miał zmianę, bo i tak teraz średnio jest tam co robić... o rany, ale fajna bluza — odwrócił się w ślad za jakimś przechodzącym chłopakiem, wlepiając wzrok w jej tył. W sumie włosy też miał ładne. Ciekawe, do której klasy chodził? Oparł głowę o dłoń, przyglądając mu się w zamyśleniu, jak siada przy stoliku na drugim końcu stołówki.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach