▲▼
Cała ta sprawa z barem nieco mu działała na nerwy. Głównie ze względu na personel, który wybitnie zachowywał się jakby wezwali ich dla czystego picu. A Słowik zdecydowanie nie zamierzał nad niczym zapierdalać za kogoś. Jedynym minusem całej tej sytuacji było to, że nie wiedzieli czy atak ten był wymierzony konkretnie we właściciela, czy też w Foxes. To z kolei wymuszało na nich większe zaangażowanie, przynajmniej do momentu rozwiązania tajemnicy.
— Do dupy — skomentował krótko, rozglądając się wokół. Na dodatek Lark miała do załatwienia jakieś ważne sprawy i przez kilka dni miała nie być zbyt mocno dostępna. Miał nadzieję, że trafi na miejscu chociaż na jedną ze swoich nowych lisich znajomych - Hailey lub Nebit. Ewentualnie...
Błękitne oczy wyraźnie rozbłysły, gdy zauważył znajomą sylwetkę. Sam nie wiedział dlaczego gnębienie Rao stało się w ostatnich czasach jego hobby. Mimo to wręcz nie mógł się powstrzymać widząc jak standardowo jedzie przed siebie na swojej deskorolce. Momentalnie uderzył w sprint, biegnąc w jego stronę, by staranować go całym ciałem. Rzecz jasna rozchylając przy tym ramiona by zmiażdżyć go w uścisku.
— Rao, mój przyjacielu! — co z tego, że nie byli przyjaciółmi.
Spędzanie czasu poza domem, kiedy powinien zabrać się za pranie jest idealnym momentem na ucieczkę. Sunny zawsze musiała mu dołożyć swoje trzy grosze o kolorowych i białych ciuchach. Nie jego wina, że nigdy nie mógł zapamiętać, okej? Zresztą nie przeszkadzała mu lekko zaróżowiona bielizna albo pastelowo żółta koszulka, która wcześniej była śnieżnobiała.
Przeglądając social-media w telefonie szedł spokojnie przed siebie. Nie spodziewał się, że ktokolwiek czeka na jego przybycie. Nie miał w gangu zbyt wielu znajomych, głównie zamieniał z nimi ledwo kilka zdań. Może czas to zmienić? W końcu niefajnie tak należeć do grupy, z którą nie potrafi się nawiązać sensownej konwersacji. Chociażby takiej luźnej.
Z takim nastawieniem podszedł do dwóch osób, które kojarzył. Pierwszą z nich był Słowik. Ponoć to on w czasie nieobecności Lark ma mieć na swych barkach Foxes. Ciekawe jak mu pójdzie. Z pewnością ich przywódczyni mu ufała, skoro powierzyła mu tak ważne zadanie. Nie to, aby miał coś przeciwko słuchaniu się jakiemuś knypkowi. Dla Mitchiego każdy był knypkiem. Drugiego kolesia widział może z dwa razy. Albo go nie pamięta.
- Siema. Tak samo podekscytowani jak ja? - miał nadzieję, że załapią jego sarkazm. Nie miał dziś wyjątkowo siły na nic, ale wciąż odskocznie od obowiązków domowych w towarzystwie lisków uważał za ciekawszą niż naczynia w zlewie.
Wezwanie do przejęcia terenu zastało w pracy, kiedy akurat czekał na koniec swojej zmiany, ustalając z szefową grafik na kolejne dni. Szybko przemyślał w głowie możliwość szybkiego powrotu do domu w celu przebrania się i przekąszenia czegoś na szybko, żeby potem zjawić się przy banku jak na wzorowego Lisa przystało. Niestety, wszystko wskazywało na to, że nie prawdopodobnie nie wyrobiłby się w porę, dlatego postanowił od razu przyjechać na miejsce.
Nie miał nawet czasu na zjedzenie czegoś na mieście, dlatego szybkie wpadnięcie do piekarni po bułkę wypchaną pysznymi dodatkami uratowało żołądek Rao od dzisiejszej niezamierzonej głodówki. Kurczowo trzymał bułkę, którą przegryzał podczas mijania ludzi. Z pewnością nie każdy był zadowolony dzieleniem chodnika z chłopakiem jeżdżącym na deskorolce, ale Rao zdawał się kompletnie nie przejmować tym faktem, a słuchawki w uszach skutecznie zagłuszały wszelkie pomruki niezadowolenia.
Chociaż czasami powinien jednak darować sobie słuchanie muzyki podczas jazdy, a już na pewno nie dawać się rozpraszać przez losowe obiekty wokół. Było już zdecydowanie za późno, kiedy zerwał słuchawki z uszu, dojeżdżając na miejsce.
— ...jacielu!
Gwałtownie odwrócił głowę w kierunku jazdy, tracąc zainteresowanie czarnym psem. Zdążył jedynie szeroko otworzyć oczy, widząc Słowika radośnie biegnącego w jego stronę.
— Nieee, uważ-- — reszta słowa nie zdołała wyrwać się z gardła Chińczyka, kiedy gwałtownie postawił nogę na ziemi, próbując uratować się przed wjechaniem w Słowika. Tyle że nic nie uratowało go przed straceniem równowagi i wpadnięciem wprost w ramiona Lisa. Odruchowo wyciągnął ręce przed siebie, nim na dobre został zmiażdżony w uścisku. Jęknął cicho, czując jak płuca są brutalnie pozbawianie powietrza.
— C-co ty- — Niech ktoś zadzwoni po policję. Albo najlepiej karetkę, bo jeśli pójdzie tak dalej, to chłopak prędzej czy później padnie nieprzytomny na ziemię. — Eeeeeeezrobięcochcesztylkomnieuwolnij — wymamrotał, kładąc dłonie po bokach Słowika i próbując się odepchnąć. Bezskutecznie. Cholera, ten lisi pomiot był silniejszy niż wyglądał.
Z tego wszystkiego nie zauważył, kiedy nadeszła kolejna osoba. Uśmiechnął się niezręcznie, mimo iż Mitchie nie mógł tego dostrzec przez czarną maseczkę na twarzy Rao.
Podekscytowani? Być może mógłby określić swój poziom ekscytacji, gdyby jego myśli nie biegały teraz wokół Słowika i jego morderczych zamiarów.
Puścił oko gigantycznemu mężczyźnie, który ponownie postanowił do nich dołączyć. Im więcej lisów postanowi do nich dołączyć tym lepiej. Nie zamierzali może przeprowadzać żadnego napadu, ale mimo wszystko przydałby im się ktoś w dobrej formie reprezentacyjnej.
— Gambler nie da rady wpaść? Ktoś coś od niego słyszał? — zapytał z cichym westchnięciem. Jakby nie patrzeć, nie było wątpliwości, że to właśnie on prezentował się wśród nich najlepiej. Przekonanie zarządu banku, że nie zamierzali na nich napadać, a jednocześnie mogą zrobić porządek ze zdesperowanymi dzieciakami napadającymi na bankomaty i staruszków będącymi ich klientami.
Cały czas trzymał Rao w uścisku. Najwyraźniej nie spieszyło mu się zbytnio do dawania mu spokoju. Długie tortury były w końcu najlepszą zabawą, której nie mógł sobie darować. Poklepał go kilka razy po ramieniu, słysząc jego ciche błagania. Roześmiał się na głos, dopiero po chwili go wypuszczając.
— Tym razem bez zwłok. Przynajmniej taką mam nadzieję. Myślicie, że czekamy jeszcze na kogoś czy dajemy sobie spokój i wchodzimy sami? — średnia była z nich grupa uderzeniowa, ale w sumie i tak chodziło tylko o rozmowę. A akurat w tym był całkiem niezły. Może nie tak jak Lark, ale mimo wszystko powinno się udać.
Na pytanie bruneta jedynie wzruszył ramionami. Chciałby móc odpowiedzieć mu na to pytanie, ale niestety nie posiadał takich informacji. Jego myśli zaczęły błądzić wokół jego przyjaciółki. Miał nadzieję, że Sunny nie wpadnie na genialny pomysł, aby wybyć z domu w momencie, kiedy oni tutaj starają się napaść na bank. Mimo jego maski, z łatwością by go rozpoznała. Niestety był mocno charakterystyczny.
Pokręcił głową na wygłupy dwójki chłopaków przed nim. Dobre spostrzeżenie. Czy nie jest ich za mało? Zanim zdążył dodać swoje trzy grosze, podszedł do nich jakiś randomowy koleś. Zmierzył go wzrokiem, pozwalając mu dokończyć. Hm.
- Oh, nie bój żaby, kolego. Mamy wszystko pod kontrolą. - kompletnie nie mają nic pod kontrolą, ale on nie musiał o tym wiedzieć. Rzeczywiście trójka to mogłoby być... średnio.
- Widzę jednak, że dość nieźle znasz się na tutejszym banku. Chcesz nam sprzedać jeszcze jakieś ciekawe newsy? Rzecz jasna wszystko zostanie pomiędzy nami, a my zadbamy, abyś mógł w spokoju skorzystać z banku. - w takich chwilach trzeba naprawdę korzystać z każdej okazji, jaka się napatoczy.
First topic message reminder :
TEREN
FOXES
FOXES
Royal Bank of Canada
Teren broniony przez 5 bonusowych NPC.
Choć w Kanadzie Royal Bank of Canada dorobił się miana drugiego najpopularniejszego banku, w Riverdale City bez wątpienia jest numerem jeden. Może się pochwalić nie tylko gigantycznymi zabezpieczeniami, jeszcze większymi ilościami pieniędzy pochowanych po skrytkach, ale przede wszystkim zaufaniem klientów i absolutnym profesjonalizmem pracowników. Chcesz założyć gdzieś konto bądź przechować swoje zarobki? Royal Bank z pewnością nie tylko odpowie na wszystkie twoje potrzeby, ale i zapewni, że nie stracisz ich podczas napadu. I choć nadal znajdują się pojedynczy śmiałkowie, którzy próbują przetestować zdolności tutejszej bezlitosnej ochrony, większość z nich sprawdza obecnie warunku zakładu karnego od środka. Reszta natomiast wącha kwiatki od spodu.
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, wymagania do ich pokonania wzrastają dwukrotnie. Oznacza to, że do pokonania jednego Niepoczytalnego musicie wykonać jedną z poniższych akcji:
→ osiem udanych ataków wręcz;
→ cztery udane ataki z użyciem zakupionej broni białej;
→ dwa udane ataki z użyciem zakupionej broni palnej/granatu.
__________
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, wymagania do ich pokonania wzrastają dwukrotnie. Oznacza to, że do pokonania jednego Niepoczytalnego musicie wykonać jedną z poniższych akcji:
→ osiem udanych ataków wręcz;
→ cztery udane ataki z użyciem zakupionej broni białej;
→ dwa udane ataki z użyciem zakupionej broni palnej/granatu.
No to sobie pojedli! Atmosfera na miejscu zdarzenia robiła się coraz bardziej chaotyczna i napięta. Pf, zresztą nawet jeśli wszystko zakończyłoby się w tej chwili przyjazdem karetki i władz, które ogarnęłyby ten bałagan (dobra sobie!), to Nancy i tak nie miałaby ochotę nic jeść. Przez kolejne trzy dni. Na pewno odpuści sobie jedzenie krwistych steków – jej wzrok po raz kolejny powędrował na strużkę, a właściwie to już kałużę, krwi. Nie lubiła tego widoku – kto normalny go lubił? – mimo to nie mogła oderwać spojrzenia, jakby zahipnotyzowana bordową cieczą. Albo przerażona. No, któreś na pewno.
Z marazmu wyrwał ją głos Gamblera. Wydawał się taki opanowany i spokojny, jak gdyby kontrolował sytuację. Nancy była pewna podziwu (i trochę zazdrościła) dla jego umiejętności zachowania zimnej krwi. Znajoma twarz dodała jej jednak nieco otuchy. Wzięła kilka głębokich wdechów, mając gdzieś, że może wyglądać teraz jak przerażone dziecko bliskie płaczu. Chociaż takie wypadki to w Riverdale chleb powszedni, widok śmierci zawsze jest druzgocący.
– W porządku, tak – zamaszyście pokiwała głową, chcąc przekonać siebie samą, że w istocie wszystko jest z nią okej. Nie dostało jej się odłamkami szkła, co było po części zasługą Hotaru, nie wjechała w nią też taksówka. Wszystko było w porządku.
Trzęsącymi się rekoma wyjęła z torebki telefon i pospiesznie wpisała numer alarmowy. Trzy sygnały...
– Uważaj na siebie, błagam! Nie podchodź za blisko auta! – krzyknęła jeszcze do Gamblera. Nie wiedziała, jakie jest prawdopodobieństwo, że auto może wybuchnąć przez jakieś spięcie i wylewającą się benzynę po tym jak przekoziołkowało lądując na dachu. Miała nadzieję, że jednak żadne. Pięć sygnałów...
Pomimo ciężkości, którą czuła w nogach, zbliżyła się nieco do miejsca wypadku, chcąc mieć w zasięgu wzroku swojego towarzysza. Operator numeru alarmowego wreszcie odebrał.
– Halo? Wypadek przy RBC. Auto uderzyło w betonową donice. Leży na dachu. Zgniotło przechodnia. Tak. Tak. Nie. Trzech rannych. Bardzo krwawią. Tak. Wciąż jest w aucie. Nie wyciągaliśmy. Na razie brak kontaktu. Nie wiem. Tak – była zszokowana z jakim spokojem odpowiadała na pytania dochodzące do niej z drugiej strony słuchawki. Chociaż miała ochotę wykrzyczeć "przyjeżdżajcie tu jak najszybciej", cierpliwie odpowiadała na pytania. Może to opanowanie jasnowłosego napełniło ją nieco większą pewnością.
Drugim uchem słyszała, jak Hotaru próbuje opanować sytuację i zmusić tłum do pomocy. Bezskutecznie. Jak zwykle mieszkańcy Riverdale nie wykazywali chęci współpracy czy zainteresowania drugim człowiekiem. Bo to nieptorzebne kłopoty. Nie powinna się im dziwić.
Nancy spojrzała na wymiotującą dziewczynę, przybliżając się do niej nieco. Chciała zapytać czy wszystko w porządku, nadal była połączona z pogotowiem, mogła wspomnieć o większej ilości rannych, może przysłaliby więcej ratowników. Poczuła żółć napływającą jej do gardła, kiedy zobaczyła to, co dziewczyna wydalająca swoje wnętrzności do śmietnika. Nigdy nie widziała człowieka od środka. Nie planowała.
Panika powróciła. Nancy zacisnęła oczy i odwróciła się plecami do zwłok. Nikt nie jest sobie w stanie wyobrazić, jak bardzo chciała być teraz w ciepłym domu. Wolałaby, żeby jej wypłata całkowicie przepadła, byleby nie musiała tego wszystkiego oglądać.
Była tak zaaferowana zmiażdżonym ciałem, że nie dostrzegła wciąż żyjącego kierowcy auta. Uwagę ciemnowłosej zwrócił dopiero niezrozumiały warkot, który wydał z siebie mężczyzna. Co on powiedział? Nie zdążyła zapytać, a kolejny nieokreślony dźwięk zabrzmiał jej w głowie.
– HOTA- – nie dokończyła, głos ugrzązł jej w gardle. Poziom adrenaliny podniósł się jeszcze bardziej.
Jak gdyby ktoś inny sterował jej ciałem, Nancy ruszyła w stronę dwójki. Nie potrafiła walczyć Nigdy nie wdała się w żadną bójkę. Nie chodziła na żaden kurs samoobrony, tym bardziej nie trenowała sztuk walki. Choć widząc z jaką łatwością kobieta powaliła na ziemię Gamblera, mimo przeżytego właśnie wypadku, pewnie nie miałaby z nią szans nawet trenując tajski boks.
Mimo to nie zamierzała pozostać bezczynna. Tak naprawdę to niczego nie zamierzała, bo działała absolutnie instynktownie. Jedną dłonią chwyciła włosy napastniczki, drugą złapała za prawdopodobnie ranną rękę i pociągnęła ją mocno, wykrzywiając ją pod jeszcze dziwniejszym kątem. Miała gdzieś, że kobieta właśnie wyczołgała się z wraku auta i mogła działać pod wpływem szoku. Teraz liczyło się tylko to, żeby odciągnąć ją od Hotaru. Nie miała pojęcia, czy nieznajoma rzuci się teraz na nią, podda się i uspokoi, czy zrobiła jej jakąś poważną krzywdę. Spróbowała odciągnąć ją i przewrócić na ziemię.
– Hotaru! – zawołała. Nie wiedziała po co. Chciała sprawdzić, czy żyje? Wołała o pomoc? Chciała, żeby jej kibicował i bił brawo? Chyba nie stracił przytomności?
Z marazmu wyrwał ją głos Gamblera. Wydawał się taki opanowany i spokojny, jak gdyby kontrolował sytuację. Nancy była pewna podziwu (i trochę zazdrościła) dla jego umiejętności zachowania zimnej krwi. Znajoma twarz dodała jej jednak nieco otuchy. Wzięła kilka głębokich wdechów, mając gdzieś, że może wyglądać teraz jak przerażone dziecko bliskie płaczu. Chociaż takie wypadki to w Riverdale chleb powszedni, widok śmierci zawsze jest druzgocący.
– W porządku, tak – zamaszyście pokiwała głową, chcąc przekonać siebie samą, że w istocie wszystko jest z nią okej. Nie dostało jej się odłamkami szkła, co było po części zasługą Hotaru, nie wjechała w nią też taksówka. Wszystko było w porządku.
Trzęsącymi się rekoma wyjęła z torebki telefon i pospiesznie wpisała numer alarmowy. Trzy sygnały...
– Uważaj na siebie, błagam! Nie podchodź za blisko auta! – krzyknęła jeszcze do Gamblera. Nie wiedziała, jakie jest prawdopodobieństwo, że auto może wybuchnąć przez jakieś spięcie i wylewającą się benzynę po tym jak przekoziołkowało lądując na dachu. Miała nadzieję, że jednak żadne. Pięć sygnałów...
Pomimo ciężkości, którą czuła w nogach, zbliżyła się nieco do miejsca wypadku, chcąc mieć w zasięgu wzroku swojego towarzysza. Operator numeru alarmowego wreszcie odebrał.
– Halo? Wypadek przy RBC. Auto uderzyło w betonową donice. Leży na dachu. Zgniotło przechodnia. Tak. Tak. Nie. Trzech rannych. Bardzo krwawią. Tak. Wciąż jest w aucie. Nie wyciągaliśmy. Na razie brak kontaktu. Nie wiem. Tak – była zszokowana z jakim spokojem odpowiadała na pytania dochodzące do niej z drugiej strony słuchawki. Chociaż miała ochotę wykrzyczeć "przyjeżdżajcie tu jak najszybciej", cierpliwie odpowiadała na pytania. Może to opanowanie jasnowłosego napełniło ją nieco większą pewnością.
Drugim uchem słyszała, jak Hotaru próbuje opanować sytuację i zmusić tłum do pomocy. Bezskutecznie. Jak zwykle mieszkańcy Riverdale nie wykazywali chęci współpracy czy zainteresowania drugim człowiekiem. Bo to nieptorzebne kłopoty. Nie powinna się im dziwić.
Nancy spojrzała na wymiotującą dziewczynę, przybliżając się do niej nieco. Chciała zapytać czy wszystko w porządku, nadal była połączona z pogotowiem, mogła wspomnieć o większej ilości rannych, może przysłaliby więcej ratowników. Poczuła żółć napływającą jej do gardła, kiedy zobaczyła to, co dziewczyna wydalająca swoje wnętrzności do śmietnika. Nigdy nie widziała człowieka od środka. Nie planowała.
Panika powróciła. Nancy zacisnęła oczy i odwróciła się plecami do zwłok. Nikt nie jest sobie w stanie wyobrazić, jak bardzo chciała być teraz w ciepłym domu. Wolałaby, żeby jej wypłata całkowicie przepadła, byleby nie musiała tego wszystkiego oglądać.
Była tak zaaferowana zmiażdżonym ciałem, że nie dostrzegła wciąż żyjącego kierowcy auta. Uwagę ciemnowłosej zwrócił dopiero niezrozumiały warkot, który wydał z siebie mężczyzna. Co on powiedział? Nie zdążyła zapytać, a kolejny nieokreślony dźwięk zabrzmiał jej w głowie.
– HOTA- – nie dokończyła, głos ugrzązł jej w gardle. Poziom adrenaliny podniósł się jeszcze bardziej.
Jak gdyby ktoś inny sterował jej ciałem, Nancy ruszyła w stronę dwójki. Nie potrafiła walczyć Nigdy nie wdała się w żadną bójkę. Nie chodziła na żaden kurs samoobrony, tym bardziej nie trenowała sztuk walki. Choć widząc z jaką łatwością kobieta powaliła na ziemię Gamblera, mimo przeżytego właśnie wypadku, pewnie nie miałaby z nią szans nawet trenując tajski boks.
Mimo to nie zamierzała pozostać bezczynna. Tak naprawdę to niczego nie zamierzała, bo działała absolutnie instynktownie. Jedną dłonią chwyciła włosy napastniczki, drugą złapała za prawdopodobnie ranną rękę i pociągnęła ją mocno, wykrzywiając ją pod jeszcze dziwniejszym kątem. Miała gdzieś, że kobieta właśnie wyczołgała się z wraku auta i mogła działać pod wpływem szoku. Teraz liczyło się tylko to, żeby odciągnąć ją od Hotaru. Nie miała pojęcia, czy nieznajoma rzuci się teraz na nią, podda się i uspokoi, czy zrobiła jej jakąś poważną krzywdę. Spróbowała odciągnąć ją i przewrócić na ziemię.
– Hotaru! – zawołała. Nie wiedziała po co. Chciała sprawdzić, czy żyje? Wołała o pomoc? Chciała, żeby jej kibicował i bił brawo? Chyba nie stracił przytomności?
Piekło wybrukowane jest dobrymi chęciami.
Już coś powinien wiedzieć w tym temacie, ale najwyraźniej nie przyswoił sobie tej lekcji dostatecznie mocno. Poza tym wciąż zdarzało mu się zapomnieć, że Riverdale rządzi się nieco innymi zasadami, niż jakiekolwiek inne miasto. Wyrobienie sobie instynktu w nowym miejscu zawsze wymagało przeżycia pewnych błędów, ale no właśnie, słowo "przeżycie" było tu dość istotne.
W gruncie rzeczy niespecjalnie się zdziwił, że jego próba zaangażowania w akcję ratunkową dodatkowej osoby poskutkowała fiaskiem. Sam również wewnątrz siebie nie palił się wybitnie mocno do pomocy, acz lubił czasem myśleć, że nie wszystko postrzega tylko i wyłącznie w kategorii zysków i strat. Poza tym patrząc się na to pragmatycznym okiem, z każdej sytuacji można wyciągnąć jakieś korzyści... nie.
Nie same zyski i straty, tego się trzymajmy.
Najwyraźniej jednak tego dnia bohaterska postawa była mało opłacalna. Owszem, miał w głowie kilka scenariuszy odnośnie tego, jak cała sytuacja mogła się potoczyć, ale w żadnym z nich nie brał pod uwagę szaleńczego ataku ze strony zapewne półżywej nastolatki.
Stracił koncentrację tylko na chwilę. Zdejmował szalik, kątek oka próbował zorientować się, co się dzieje z kierowcą. Ledwo spostrzegł, że ten otwiera usta, jego uszy zarejestrowały głośny wrzask. Zdążył jedynie ponownie skierować wzrok na ranną dziewczynę, gdy ta wpadła na niego z siłą tarana.
C h r y s t e, c o d o...
Rąbnął łbem o ziemię, zanim w ogóle zdążył zorientować się, co się stało. Nagły rozbłysk bieli, a potem czerni przed oczami pobudził szokowo racjonalną część jego umysłu. Zaburzenie widzenia były normalne po ostrym uderzeniu w płat potyliczny, ale jakim cudem tak szybko wylądował na ulicy? Nie miał czasu nawet podeprzeć się rękami. Dziewczyna miała sprężyny w nogach, że wyzwoliła taką siłę na tak krótkim dystansie? Może i nie był tytanem, ale wywalenie dorosłego mężczyzny na plecy w jednym ruchu tuż po wypadku... czyżby narkotyki?
W tym momencie adrenalina wraz z szokiem stwierdzili, że koniec tego dobrego i cała jego czaszka eksplodowała nieznośnym bólem, tyle było z racjonalnego myślenia. Leżał, ale już nie na plecach, najwyraźniej ciało odruchowo przekręciło się na bok (próbując intuicyjnie coś, a raczej kogoś z siebie zrzucić?), a teraz on podciągnął kolana prawie pod głowę. Walić żebra, lepsze to, niż dostać kopa brzuch. Głowę też na zaś osłonił rękoma, krzywiąc się przy tym wyraźnie. Minęła chwila, zanim zorientował się, że chyba jednak nikt nie próbuje go zabić.
"Hotaru!". Och. Panna Chovin.
– Żyję – syknął, nie dodając słowa jeszcze, chociaż miał na to ochotę.
Opornie przeszedł do pozycji półleżącej, czując, jak w trakcie prostowania tułowia chwieje się nieco świat wokół. Dotknął odruchowo tyłu głowy, ale zaraz z cichym przekleństwem cofnął rękę. Jak nic zostanie siniak. Pewnie nawet drobny guzek będzie wyczuwalny przez kilka dni.
O rany, co za tempo żółwia. Przy takiej oszołamiającej prędkości prawdopodobnie zdążyliby wyciąć ci nerkę.
O tak. Nawrót głupich wspomnień to właśnie to, czego teraz potrzebował, ale przypomnienie sobie tej frazy pozwoliło mu nieco otrząsnąć się z szoku i podnieść się ostrożnie. Skupił się z powrotem na koleżance, jakby nie było, najwyraźniej zawdzięczał jej posiadania całej twarzy. Żyła i jak na razie była cała - to najistotniejsze.
– Nancy, ostrożnie! Prawdopodobnie dziewczyna jest naćpana w cholerę i nawet nie czuje bólu – Na ten moment jak dla niego była to najbardziej realistyczna wersja. – Spróbujmy ją razem przytrzymać, może się uspokoi.
Na ten moment nastolatka stanowiła zagrożenie dla samej siebie i wszystkich wokół. Gambler przez zawroty głowy miał pewne problemy z celnym określeniem odległości, ale jeśli dziewczyna wciąż nie upadła, to starał się zgrać czasowo z krupierką i złapać drugie ramię nieznajomej, a następnie wygiąć je lekko do tyłu. Przy dobrych wiatrach może udałoby mu się założyć dźwignię damską-odwrotną; przez (zapewne chwilowo) wysoki próg bólu dziewczyny nie byłoby to tak efektywne, ale to zawsze ograniczenie zakresu poruszania się i przy okazji nie mogłaby go dziabnąć. Jeszcze go jakimś świństwem zarazi. Natomiast nie nastawiał się na to, że mu to wyjdzie. Z kolei jeśli dziewczyna leżała już na ziemi - to wolał najpierw przygwoździć ją nogą, a dopiero potem kombinować dalej. Gdyby z kolei Chovin miała jakikolwiek problem z agresorką... najpewniej zacząłby od walnięcia w przeciwniczkę z bara.
– Niech szlag trafi dealerów kombinujących z coraz to nowszymi i dziwniejszymi narkotykami, a bodaj ich stado nietoperzy pogryzło – wymamrotał pod nosem, próbując poradzić sobie z niecodzienną sytuacją.
Już coś powinien wiedzieć w tym temacie, ale najwyraźniej nie przyswoił sobie tej lekcji dostatecznie mocno. Poza tym wciąż zdarzało mu się zapomnieć, że Riverdale rządzi się nieco innymi zasadami, niż jakiekolwiek inne miasto. Wyrobienie sobie instynktu w nowym miejscu zawsze wymagało przeżycia pewnych błędów, ale no właśnie, słowo "przeżycie" było tu dość istotne.
W gruncie rzeczy niespecjalnie się zdziwił, że jego próba zaangażowania w akcję ratunkową dodatkowej osoby poskutkowała fiaskiem. Sam również wewnątrz siebie nie palił się wybitnie mocno do pomocy, acz lubił czasem myśleć, że nie wszystko postrzega tylko i wyłącznie w kategorii zysków i strat. Poza tym patrząc się na to pragmatycznym okiem, z każdej sytuacji można wyciągnąć jakieś korzyści... nie.
Nie same zyski i straty, tego się trzymajmy.
Najwyraźniej jednak tego dnia bohaterska postawa była mało opłacalna. Owszem, miał w głowie kilka scenariuszy odnośnie tego, jak cała sytuacja mogła się potoczyć, ale w żadnym z nich nie brał pod uwagę szaleńczego ataku ze strony zapewne półżywej nastolatki.
Stracił koncentrację tylko na chwilę. Zdejmował szalik, kątek oka próbował zorientować się, co się dzieje z kierowcą. Ledwo spostrzegł, że ten otwiera usta, jego uszy zarejestrowały głośny wrzask. Zdążył jedynie ponownie skierować wzrok na ranną dziewczynę, gdy ta wpadła na niego z siłą tarana.
C h r y s t e, c o d o...
Rąbnął łbem o ziemię, zanim w ogóle zdążył zorientować się, co się stało. Nagły rozbłysk bieli, a potem czerni przed oczami pobudził szokowo racjonalną część jego umysłu. Zaburzenie widzenia były normalne po ostrym uderzeniu w płat potyliczny, ale jakim cudem tak szybko wylądował na ulicy? Nie miał czasu nawet podeprzeć się rękami. Dziewczyna miała sprężyny w nogach, że wyzwoliła taką siłę na tak krótkim dystansie? Może i nie był tytanem, ale wywalenie dorosłego mężczyzny na plecy w jednym ruchu tuż po wypadku... czyżby narkotyki?
W tym momencie adrenalina wraz z szokiem stwierdzili, że koniec tego dobrego i cała jego czaszka eksplodowała nieznośnym bólem, tyle było z racjonalnego myślenia. Leżał, ale już nie na plecach, najwyraźniej ciało odruchowo przekręciło się na bok (próbując intuicyjnie coś, a raczej kogoś z siebie zrzucić?), a teraz on podciągnął kolana prawie pod głowę. Walić żebra, lepsze to, niż dostać kopa brzuch. Głowę też na zaś osłonił rękoma, krzywiąc się przy tym wyraźnie. Minęła chwila, zanim zorientował się, że chyba jednak nikt nie próbuje go zabić.
"Hotaru!". Och. Panna Chovin.
– Żyję – syknął, nie dodając słowa jeszcze, chociaż miał na to ochotę.
Opornie przeszedł do pozycji półleżącej, czując, jak w trakcie prostowania tułowia chwieje się nieco świat wokół. Dotknął odruchowo tyłu głowy, ale zaraz z cichym przekleństwem cofnął rękę. Jak nic zostanie siniak. Pewnie nawet drobny guzek będzie wyczuwalny przez kilka dni.
O rany, co za tempo żółwia. Przy takiej oszołamiającej prędkości prawdopodobnie zdążyliby wyciąć ci nerkę.
O tak. Nawrót głupich wspomnień to właśnie to, czego teraz potrzebował, ale przypomnienie sobie tej frazy pozwoliło mu nieco otrząsnąć się z szoku i podnieść się ostrożnie. Skupił się z powrotem na koleżance, jakby nie było, najwyraźniej zawdzięczał jej posiadania całej twarzy. Żyła i jak na razie była cała - to najistotniejsze.
– Nancy, ostrożnie! Prawdopodobnie dziewczyna jest naćpana w cholerę i nawet nie czuje bólu – Na ten moment jak dla niego była to najbardziej realistyczna wersja. – Spróbujmy ją razem przytrzymać, może się uspokoi.
Na ten moment nastolatka stanowiła zagrożenie dla samej siebie i wszystkich wokół. Gambler przez zawroty głowy miał pewne problemy z celnym określeniem odległości, ale jeśli dziewczyna wciąż nie upadła, to starał się zgrać czasowo z krupierką i złapać drugie ramię nieznajomej, a następnie wygiąć je lekko do tyłu. Przy dobrych wiatrach może udałoby mu się założyć dźwignię damską-odwrotną; przez (zapewne chwilowo) wysoki próg bólu dziewczyny nie byłoby to tak efektywne, ale to zawsze ograniczenie zakresu poruszania się i przy okazji nie mogłaby go dziabnąć. Jeszcze go jakimś świństwem zarazi. Natomiast nie nastawiał się na to, że mu to wyjdzie. Z kolei jeśli dziewczyna leżała już na ziemi - to wolał najpierw przygwoździć ją nogą, a dopiero potem kombinować dalej. Gdyby z kolei Chovin miała jakikolwiek problem z agresorką... najpewniej zacząłby od walnięcia w przeciwniczkę z bara.
– Niech szlag trafi dealerów kombinujących z coraz to nowszymi i dziwniejszymi narkotykami, a bodaj ich stado nietoperzy pogryzło – wymamrotał pod nosem, próbując poradzić sobie z niecodzienną sytuacją.
Ingerencja Mistrza Gry
Aktywni NPC: Przechodnie, kierowca, ???
Pięć do dziesięciu minut. Tyle czasu podał Nancy operator numeru alarmowego przed wysłaniem zlecenia pojawienia się na miejscu, zarówno do pobliskiej karetki, jak i radiowozu. Całkiem szybka reakcja jak na warunki Riverdale co tylko potwierdzało, że centrum w tym wypadku było zdecydowanie najlepiej obstawioną dzielnicą. Nie żeby tak czy inaczej była to pozytywna wizja biorąc pod uwagę co działo się na miejscu.
Całe szczęście wyglądało na to, że choć dziewczyna rzeczywiście była mocno odcięta od bólu - to jednak nie całkowicie. Gdy Nancy złapała ją za wykrzywioną rękę i pociągnęła za nią jeszcze mocniej, z jej gardła wydarł się głośny wrzask. Element zaskoczenia zrobił swoje. Chovin udało się odsunąć ją w tył na tyle sprawnie, że dziewczyna nie tylko spadła z Gamblera, ale i sama wyrżnęła w tył. Niestety nie na długo. Próby unieruchomienia jej skończyły się fiaskiem, gdy zerwała się do góry aż nazbyt sprawnie, rozpychając ich na boki. Utrzymanie jej nie było zresztą zbyt proste, gdy palce ślizgały się na rozmazanej na jej ciele krwi.
Nie podjęła jednak drugiej próby ataku na Hotaru. Zamiast tego wyrwała do przodu wprost na dziewczynę, która jeszcze chwilę temu wymiotowała do śmietnika. Nie obchodził jej paniczny krzyk, dalszy ból i wisząca bezwładnie u boku ręka. Skoczyła na nią z impetem, nie tylko nokautując dziewczynę łokciem, ale też wbijając samej sobie szkło głębiej w policzek, który spłynął świeżą krwią. Krzyk jej ofiary urwał się, gdy tylko uderzyła głową w śmietnik i padła na ziemię, zdobiąc chodnik na czerwono. Chyba nikt nie miał dziś szczęścia, ale bez wątpienia jeśli chcieli próbować unieruchomić ją po raz drugi, teraz mieli ku temu nieco lepszą sposobność.
Problem w tym, że kierowca cały czas wykrwawiał się w aucie. Ponowny charkot i kaszel całkiem dosadnie wskazywał na to, że tamowanie gardła własną dłonią nie było najlepszym sposobem na opatrzenie swoich ran. Mogli zatem razem ratować kierowcę, nieprzytomną dziewczynę pod agresorką lub spróbować się rozdzielić i liczyć na to, że jakkolwiek dadzą sobie w ten sposób radę. A może któreś życie było dla nich zwyczajnie cenniejsze? Czas uciekał.
Obrażenia:
Gambler: solidny siniak z tyłu czaszki, zawroty głowy zmieniły się w typowe nieprzyjemne ćmienie.
Całe szczęście wyglądało na to, że choć dziewczyna rzeczywiście była mocno odcięta od bólu - to jednak nie całkowicie. Gdy Nancy złapała ją za wykrzywioną rękę i pociągnęła za nią jeszcze mocniej, z jej gardła wydarł się głośny wrzask. Element zaskoczenia zrobił swoje. Chovin udało się odsunąć ją w tył na tyle sprawnie, że dziewczyna nie tylko spadła z Gamblera, ale i sama wyrżnęła w tył. Niestety nie na długo. Próby unieruchomienia jej skończyły się fiaskiem, gdy zerwała się do góry aż nazbyt sprawnie, rozpychając ich na boki. Utrzymanie jej nie było zresztą zbyt proste, gdy palce ślizgały się na rozmazanej na jej ciele krwi.
Nie podjęła jednak drugiej próby ataku na Hotaru. Zamiast tego wyrwała do przodu wprost na dziewczynę, która jeszcze chwilę temu wymiotowała do śmietnika. Nie obchodził jej paniczny krzyk, dalszy ból i wisząca bezwładnie u boku ręka. Skoczyła na nią z impetem, nie tylko nokautując dziewczynę łokciem, ale też wbijając samej sobie szkło głębiej w policzek, który spłynął świeżą krwią. Krzyk jej ofiary urwał się, gdy tylko uderzyła głową w śmietnik i padła na ziemię, zdobiąc chodnik na czerwono. Chyba nikt nie miał dziś szczęścia, ale bez wątpienia jeśli chcieli próbować unieruchomić ją po raz drugi, teraz mieli ku temu nieco lepszą sposobność.
Problem w tym, że kierowca cały czas wykrwawiał się w aucie. Ponowny charkot i kaszel całkiem dosadnie wskazywał na to, że tamowanie gardła własną dłonią nie było najlepszym sposobem na opatrzenie swoich ran. Mogli zatem razem ratować kierowcę, nieprzytomną dziewczynę pod agresorką lub spróbować się rozdzielić i liczyć na to, że jakkolwiek dadzą sobie w ten sposób radę. A może któreś życie było dla nich zwyczajnie cenniejsze? Czas uciekał.
Czas na odpis: 72h.
Obrażenia:
Gambler: solidny siniak z tyłu czaszki, zawroty głowy zmieniły się w typowe nieprzyjemne ćmienie.
Z powodzeniem udało jej się odciągnąć napastniczkę od Gamblera. A jednak cuda się zdarzają! Nie została ugryziona ani zmiażdżona, miała dzisiaj szczęście!
Krótkie potwierdzenie mężczyzny znowuż dodało jej nieco otuchy. Nie chciała być świadkiem śmierci kolegi z pracy. Brr.
Hotaru, chociaż zdawał się nie mieć poważnych obrażeń, nieco się słaniał i był... zmącony. Czegoż zresztą mogła się spodziewać po osobie, która kilka minut temu zaliczyła bliskie spotkanie z betonem?
– Chuj z ostrożnością! Prawie cię zabiła! Wygląda jakby zupełnie nie kontaktowała... – widziała wielu naćpanych ludzi. Zbyt wielu. Kiedy ktoś wpadał w narkotyczną furię, uspokojenie go graniczyło z cudem. Najlepszym sposobem była ucieczka albo uderzenie na tyle mocne, by oszalały osobnik stracił przytomność. Co w przypadku aktualnego stanu zdrowia dziewczyny z taksówki mogłoby się okazać fatalne. Oczywiście nie było to ani moralne, ani poprawnie medyczne rozwiązanie, ale zapewniało niemal stuprocentową skuteczność. Co w przypadku, kiedy było się świadkiem podobnych incydentów stosunkowo regularnie, stanowiło najlepsze rozwiązanie – Kolejny powód, żeby nie wracać do ćpania – próbowała się uśmiechnąć, ale wyglądała bardziej, jak gdyby ktoś trzymał jej przy skroni naładowany rewolwer. Na wyznania jej się zebrało.
Pogotowie miało przyjechać w ciągu pięciu minut. Nancy miała wrażenie, że minęły godziny od czasu jej rozmowy z operatorem.
– Gdzie jest ta pieprzona karetka!? - wrzasnęła, a w kolejnej sekundzie ranna dziewczyna zerwała się na równe nogi i niemal na ślepo zaczęła biec w stronę tłumu. Nancy wydała z siebie sfrustrowany i przerażony ryk. A na dźwięk – który sądząc po tworzącej się powoli kałuży krwi pod dwójką leżących na sobie ciał, był dźwiękiem pękających kości – wzdrygnęła się, zaciskając ręce w pięści.
– Kurwaaaa... Co się dzieje... – czuła się jak małpa w cyrku, która ma odstawiać przed widownią jakieś sztuczki, ale nie znała scenariusza, a jej trener nieustannie smagał ją batem. Gapie wpatrywały się w nich pełnymi przerażenia oczyma, jednak nikt nie pofatygował się im pomóc – Ruszcie się, ludzie! – zwróciła się do tłumu, jakby miało to jakkolwiek ich zmotywować – Hotaru, jak się czujesz? Krwawisz? Musimy ją jakoś ogłuszyć. Wpadła w szał, nie utrzymamy jej – nie była pewna czy to co mówi ma sens, w ogóle nie zastanawiała się nad tym, co mówi, słowa po prostu płynęły – Coś ciężkiego... Gaśnica? Musi być w samochodzie. Pójdę po nią – jej głos był niepewny i piskliwy – Zostań tu. Nie, chodź ze mną!
Ruszyła w kierunku auta. Spojrzała na swoje pokryte czerwoną cieczą dłonie. Czuła zbierające się w żołądku uczucie ciężkości.
Nie musieli bawić się w bohaterów. Mogli stąd uciec jak reszta.
Otworzyła tylnie drzwi auta, zerkając za tylnie siedzenia w poszukiwaniu czegoś ciężkiego. Z transu po raz drugi wyrwał ją charkot. Kierowca. Jeszcze żył. Z naciskiem na jeszcze, bo sądząc po ilości krwi, jaka z niego ulatywała, jego chwile były policzone.
Poczuła niemoc. Nie miała pojęcia, kim powinna się zająć. Zresztą, co miałaby zrobić? Nie była lekarzem.
Mieli przed sobą niemal trzy trupy. W tym jednego wyćpanego i prawdopodobnie zupełnie nieświadomego. Zaraz, cztery trupy, jeśli licząc kupę mielonego mięsa leżącego pod autem!
– Nie wiem co robić – zwróciła się do Hotaru błagalnym tonem, jak gdyby on był alfą i omegą, bóstwem, które miałoby jej wskazać drogę. Grunt to szczerość! Nigdy nie znajdowała się w podobnej sytuacji, więc jakiekolwiek oczekiwanie od niej zachowania zdrowego rozsądku czy zimnej krwi byłoby co najmniej nie na miejscu – Kierowca chyba jeszcze żyje. Czy uda się nam go opatrzeć? Zatamować twoim szalikiem krwawienie? – końcówki słów utykały jej w gardle. W trakcie monologu wróciła do szukania gaśnicy, klucza, czegokolwiek. Brzmiała, jakby znajdowała się na granicy załamania nerwowego. Trochę tak było...
Jeśli udało jej się znaleźć coś, czym można by zadać cios napastniczce, podała narzędzie Gamblerowi.
– Spróbuj trafić w tył głowy, żeby straciła przytomność – to trochę nie w porządku, że zrzucała odpowiedzialność na Hotaru. W końcu dziewczyna mogła zejść z tego świata, jeśli księgowy uderzyłby choć trochę za mocno. Nie wierzyła jednak w swoje umiejętności i szczęście.
Jeśli nie udało jej się znaleźć żadnej prowizorycznej broni, oparła się czołem o dach samochodu, niezdolna do wymyślenia czegoś innego. Była więc zdana na ewentualne pomysły/działania Gamblera. Miała pobielałe knykcie od zaciskania dłoni i klęła pod nosem kurwa, kurwa, kurwa, kurwa...
Krótkie potwierdzenie mężczyzny znowuż dodało jej nieco otuchy. Nie chciała być świadkiem śmierci kolegi z pracy. Brr.
Hotaru, chociaż zdawał się nie mieć poważnych obrażeń, nieco się słaniał i był... zmącony. Czegoż zresztą mogła się spodziewać po osobie, która kilka minut temu zaliczyła bliskie spotkanie z betonem?
– Chuj z ostrożnością! Prawie cię zabiła! Wygląda jakby zupełnie nie kontaktowała... – widziała wielu naćpanych ludzi. Zbyt wielu. Kiedy ktoś wpadał w narkotyczną furię, uspokojenie go graniczyło z cudem. Najlepszym sposobem była ucieczka albo uderzenie na tyle mocne, by oszalały osobnik stracił przytomność. Co w przypadku aktualnego stanu zdrowia dziewczyny z taksówki mogłoby się okazać fatalne. Oczywiście nie było to ani moralne, ani poprawnie medyczne rozwiązanie, ale zapewniało niemal stuprocentową skuteczność. Co w przypadku, kiedy było się świadkiem podobnych incydentów stosunkowo regularnie, stanowiło najlepsze rozwiązanie – Kolejny powód, żeby nie wracać do ćpania – próbowała się uśmiechnąć, ale wyglądała bardziej, jak gdyby ktoś trzymał jej przy skroni naładowany rewolwer. Na wyznania jej się zebrało.
Pogotowie miało przyjechać w ciągu pięciu minut. Nancy miała wrażenie, że minęły godziny od czasu jej rozmowy z operatorem.
– Gdzie jest ta pieprzona karetka!? - wrzasnęła, a w kolejnej sekundzie ranna dziewczyna zerwała się na równe nogi i niemal na ślepo zaczęła biec w stronę tłumu. Nancy wydała z siebie sfrustrowany i przerażony ryk. A na dźwięk – który sądząc po tworzącej się powoli kałuży krwi pod dwójką leżących na sobie ciał, był dźwiękiem pękających kości – wzdrygnęła się, zaciskając ręce w pięści.
– Kurwaaaa... Co się dzieje... – czuła się jak małpa w cyrku, która ma odstawiać przed widownią jakieś sztuczki, ale nie znała scenariusza, a jej trener nieustannie smagał ją batem. Gapie wpatrywały się w nich pełnymi przerażenia oczyma, jednak nikt nie pofatygował się im pomóc – Ruszcie się, ludzie! – zwróciła się do tłumu, jakby miało to jakkolwiek ich zmotywować – Hotaru, jak się czujesz? Krwawisz? Musimy ją jakoś ogłuszyć. Wpadła w szał, nie utrzymamy jej – nie była pewna czy to co mówi ma sens, w ogóle nie zastanawiała się nad tym, co mówi, słowa po prostu płynęły – Coś ciężkiego... Gaśnica? Musi być w samochodzie. Pójdę po nią – jej głos był niepewny i piskliwy – Zostań tu. Nie, chodź ze mną!
Ruszyła w kierunku auta. Spojrzała na swoje pokryte czerwoną cieczą dłonie. Czuła zbierające się w żołądku uczucie ciężkości.
Otworzyła tylnie drzwi auta, zerkając za tylnie siedzenia w poszukiwaniu czegoś ciężkiego. Z transu po raz drugi wyrwał ją charkot. Kierowca. Jeszcze żył. Z naciskiem na jeszcze, bo sądząc po ilości krwi, jaka z niego ulatywała, jego chwile były policzone.
Poczuła niemoc. Nie miała pojęcia, kim powinna się zająć. Zresztą, co miałaby zrobić? Nie była lekarzem.
Mieli przed sobą niemal trzy trupy. W tym jednego wyćpanego i prawdopodobnie zupełnie nieświadomego. Zaraz, cztery trupy, jeśli licząc kupę mielonego mięsa leżącego pod autem!
– Nie wiem co robić – zwróciła się do Hotaru błagalnym tonem, jak gdyby on był alfą i omegą, bóstwem, które miałoby jej wskazać drogę. Grunt to szczerość! Nigdy nie znajdowała się w podobnej sytuacji, więc jakiekolwiek oczekiwanie od niej zachowania zdrowego rozsądku czy zimnej krwi byłoby co najmniej nie na miejscu – Kierowca chyba jeszcze żyje. Czy uda się nam go opatrzeć? Zatamować twoim szalikiem krwawienie? – końcówki słów utykały jej w gardle. W trakcie monologu wróciła do szukania gaśnicy, klucza, czegokolwiek. Brzmiała, jakby znajdowała się na granicy załamania nerwowego. Trochę tak było...
Jeśli udało jej się znaleźć coś, czym można by zadać cios napastniczce, podała narzędzie Gamblerowi.
– Spróbuj trafić w tył głowy, żeby straciła przytomność – to trochę nie w porządku, że zrzucała odpowiedzialność na Hotaru. W końcu dziewczyna mogła zejść z tego świata, jeśli księgowy uderzyłby choć trochę za mocno. Nie wierzyła jednak w swoje umiejętności i szczęście.
Jeśli nie udało jej się znaleźć żadnej prowizorycznej broni, oparła się czołem o dach samochodu, niezdolna do wymyślenia czegoś innego. Była więc zdana na ewentualne pomysły/działania Gamblera. Miała pobielałe knykcie od zaciskania dłoni i klęła pod nosem kurwa, kurwa, kurwa, kurwa...
Oj. Sytuacja lekko wymykała się spod jakiejkolwiek kontroli. Hotaru niekoniecznie spodziewał się, że zaangażowanie się w pomoc osobom z wypadku przyniesie ze sobą tyle męczących konsekwencji, ale skoro powiedziało się a, to trzeba też powiedzieć b.
– Chodziło mi o to, byś uważała na siebie. – Sprecyzował, żeby postawić sprawę jasno, bo w takiej sytuacji samopoczucie rannej nastolatki niespecjalnie go interesowało. – Przy akcjach ratunkowych najpierw ogarniaj własne bezpieczeństwo, martwy ratownik to żaden ratownik. A przy tak naćpanej osobie trzeba zachować ostrożność. Cholera wie, co wzięła, ale raczej było to mocne.
Jak na świeżą ofiarę ataku furii randomowej panny wciąż zachowywał się, jakby był tym kompletnie nieporuszony. Ot, codzienność, przecież to Riverdale, czyż nie? W praktyce jednak serce wciąż tłukło mu się w piersi jak ptak rzucający się w klatce, a łeb pulsował nieprzyjemnym bólem, ale ostatnie, czego teraz ktokolwiek potrzebował, to kolejna panikująca osoba. Zacznie narzekać później, gdy moment będzie bardziej odpowiedni. W życiu ważne są priorytety.
Acz jeśli Nancy myślała, że fragment o ćpaniu umknął uwadze Hotaru to definitywnie się myliła. Na ten moment pozwolił sobie tylko na posłanie badawczego spojrzenia, jednak zapamiętał te słowa i z pewnością jeszcze zamierzał w przyszłości do tego tematu wrócić.
Oho. Koniec tego dobrego, chyba krupierka zaczęła mu trochę odlatywać. Dlatego chociaż w pierwszym odruchu chciał dalej kontynuować pacyfikowanie rannej dziewczyny, to ton głosu jego towarzyszki skutecznie go zahamował. Każda chwila zwłoki to potencjalna utrata szansy na skuteczne działania, ale nie mógł pozwolić, by nagle dostała ataku paniki, czy napadu histerii. Wtedy to już niczego nie da rady ogarnąć.
– Nancy... – Urwał, widząc, że ta chyba nie czeka nawet na jego odpowiedź, więc jedynie westchnął i ruszył żwawo za nią, chociaż to też kosztowało to kilka cennych sekund. – Ze mną w porządku. Tylko boli mnie głowa, ale to żaden problem z tabletkami, które biorę na migrenę.
Uśmiechnął się krzywo, chociaż zapewne nie był to najlepszy moment na to. No, koniec cackania się. Złapał krupierkę za ramię i obrócił ją w swoim kierunku, chcąc przerwać słowotok. Pstryknął jej palcami przed oczyma, by zapewnić jej bodziec umożliwiający krótką koncentrację.
– Po pierwsze, nie panikuj. Zadzwoniłaś po karetkę i próbowałaś udzielić pomocy, to i tak jest spory wyczyn, więc jeśli sytuacja cię przerasta, możesz spokojnie odpuścić i się wycofać. Wykonałaś kawał dobrej roboty, tym bardziej jak na specjalne okoliczności pod tytułem Riverdale. Prawdopodobnie też uratowałaś mi twarz, a ja lubię, jak jest w jednym kawałku, więc dziękuję. – Chociaż głos miał spokojny, to jednocześnie mówił szybko, by nie tracić zbędnie czasu. – Weź mój szalik i zajmij się kierowcą. Spróbuj zatamować krwawienie, musisz mocno ucisnąć ranę. Pamiętaj, że biorąc pod uwagę jego stan ma niskie szanse na przeżycie, więc niewiele rzeczy może jeszcze bardziej pogorszyć jego kondycję. A jeśli przestanie oddychać, to automatycznie stanie się trupem, a im już nic nie szkodzi. Wdech-wydech i leć do niego. Ja się zajmę dziewczyną. Jak się niektórzy moi znajomi dowiedzą, że rozłożyła mnie na łopatki nastolatka, to mi żyć nie dadzą.
Nie pozwolił, by chociaż odrobina odczuwanego przez niego poirytowania pojawiła się na twarzy albo wkradła do głosu. Zamiast tego ścisnął ramię krupierki, uśmiechnął się pocieszająco i odwrócił się w stronę najbardziej naglącego problemu - agresywnej nastolatki.
Nie. Definitywnie mi się nie chce tego robić.
Ach. No mógł do cholery jasnej zaciągnąć Nancy za jakąś ścianę, zadzwonić po karetkę i po prostu sobie pójść. Wątpił, by namówienie do tego Chovin było aż takie trudne, ale zapewne taka akcja odbiłaby się później na nim później. Łatka osoby tchórzliwej mu nie pasowała, a z kolei całkowite zignorowanie wypadku raczej zaburzyłoby dotychczasowo zbudowany wizerunek.
Nie same zyski i straty. Wciąż zdarzało mu się o tym zapominać.
Ściągnął sweter, żeby zawinąć go wokół prawego przedramienia (dłoń i nadgarstek zostawił sobie wolne). W razie czego nim będzie blokować ciosy. W lewej albo miał jakieś narzędzie od Nancy (jeśli coś znalazła) albo wiarę we własne możliwości. Teraz, jeśli nastolatka nadal pochylała się nad kolejną ofiarą albo stała tyłem do niego, to próbował po prostu założyć duszenie zza pleców (skupiając się na zaciśnięciu tętnicy szyjnej), zakładało to sporo szarpania, ale przy odrobinie szczęścia może pozbawi ją w ten sposób przytomności albo chociaż siły. Jeśli stała przodem do niego i planowała się na kogoś ponownie rzucić, a on miał jakieś narzędzie, to próbował ją zdzielić w kolano. Mało przyjemne, ale przeważnie skuteczne. W tej samej opcji, gdy nie miał broni - raczej czekał na jej ruch i próbował przemawiać uspokajająco, gotowy do uniku (tudzież patrzył, czy może obróci się tyłem do niego), ewentualnie planując wykorzystać jej pęd, by ponownie wywrócić ją na ziemię.
Tak. Trochę trzęsły mu się mimo wszystko ręce, a szczęka była zaciśnięta odrobinę za mocno. Coś na temat walki wiedział, ale to nie była jego mocna strona. Nie w tym się specjalizował. Definitywnie nie, ale przecież teraz się nie wycofa.
– Chodziło mi o to, byś uważała na siebie. – Sprecyzował, żeby postawić sprawę jasno, bo w takiej sytuacji samopoczucie rannej nastolatki niespecjalnie go interesowało. – Przy akcjach ratunkowych najpierw ogarniaj własne bezpieczeństwo, martwy ratownik to żaden ratownik. A przy tak naćpanej osobie trzeba zachować ostrożność. Cholera wie, co wzięła, ale raczej było to mocne.
Jak na świeżą ofiarę ataku furii randomowej panny wciąż zachowywał się, jakby był tym kompletnie nieporuszony. Ot, codzienność, przecież to Riverdale, czyż nie? W praktyce jednak serce wciąż tłukło mu się w piersi jak ptak rzucający się w klatce, a łeb pulsował nieprzyjemnym bólem, ale ostatnie, czego teraz ktokolwiek potrzebował, to kolejna panikująca osoba. Zacznie narzekać później, gdy moment będzie bardziej odpowiedni. W życiu ważne są priorytety.
Acz jeśli Nancy myślała, że fragment o ćpaniu umknął uwadze Hotaru to definitywnie się myliła. Na ten moment pozwolił sobie tylko na posłanie badawczego spojrzenia, jednak zapamiętał te słowa i z pewnością jeszcze zamierzał w przyszłości do tego tematu wrócić.
Oho. Koniec tego dobrego, chyba krupierka zaczęła mu trochę odlatywać. Dlatego chociaż w pierwszym odruchu chciał dalej kontynuować pacyfikowanie rannej dziewczyny, to ton głosu jego towarzyszki skutecznie go zahamował. Każda chwila zwłoki to potencjalna utrata szansy na skuteczne działania, ale nie mógł pozwolić, by nagle dostała ataku paniki, czy napadu histerii. Wtedy to już niczego nie da rady ogarnąć.
– Nancy... – Urwał, widząc, że ta chyba nie czeka nawet na jego odpowiedź, więc jedynie westchnął i ruszył żwawo za nią, chociaż to też kosztowało to kilka cennych sekund. – Ze mną w porządku. Tylko boli mnie głowa, ale to żaden problem z tabletkami, które biorę na migrenę.
Uśmiechnął się krzywo, chociaż zapewne nie był to najlepszy moment na to. No, koniec cackania się. Złapał krupierkę za ramię i obrócił ją w swoim kierunku, chcąc przerwać słowotok. Pstryknął jej palcami przed oczyma, by zapewnić jej bodziec umożliwiający krótką koncentrację.
– Po pierwsze, nie panikuj. Zadzwoniłaś po karetkę i próbowałaś udzielić pomocy, to i tak jest spory wyczyn, więc jeśli sytuacja cię przerasta, możesz spokojnie odpuścić i się wycofać. Wykonałaś kawał dobrej roboty, tym bardziej jak na specjalne okoliczności pod tytułem Riverdale. Prawdopodobnie też uratowałaś mi twarz, a ja lubię, jak jest w jednym kawałku, więc dziękuję. – Chociaż głos miał spokojny, to jednocześnie mówił szybko, by nie tracić zbędnie czasu. – Weź mój szalik i zajmij się kierowcą. Spróbuj zatamować krwawienie, musisz mocno ucisnąć ranę. Pamiętaj, że biorąc pod uwagę jego stan ma niskie szanse na przeżycie, więc niewiele rzeczy może jeszcze bardziej pogorszyć jego kondycję. A jeśli przestanie oddychać, to automatycznie stanie się trupem, a im już nic nie szkodzi. Wdech-wydech i leć do niego. Ja się zajmę dziewczyną. Jak się niektórzy moi znajomi dowiedzą, że rozłożyła mnie na łopatki nastolatka, to mi żyć nie dadzą.
Nie pozwolił, by chociaż odrobina odczuwanego przez niego poirytowania pojawiła się na twarzy albo wkradła do głosu. Zamiast tego ścisnął ramię krupierki, uśmiechnął się pocieszająco i odwrócił się w stronę najbardziej naglącego problemu - agresywnej nastolatki.
Nie. Definitywnie mi się nie chce tego robić.
Ach. No mógł do cholery jasnej zaciągnąć Nancy za jakąś ścianę, zadzwonić po karetkę i po prostu sobie pójść. Wątpił, by namówienie do tego Chovin było aż takie trudne, ale zapewne taka akcja odbiłaby się później na nim później. Łatka osoby tchórzliwej mu nie pasowała, a z kolei całkowite zignorowanie wypadku raczej zaburzyłoby dotychczasowo zbudowany wizerunek.
Nie same zyski i straty. Wciąż zdarzało mu się o tym zapominać.
Ściągnął sweter, żeby zawinąć go wokół prawego przedramienia (dłoń i nadgarstek zostawił sobie wolne). W razie czego nim będzie blokować ciosy. W lewej albo miał jakieś narzędzie od Nancy (jeśli coś znalazła) albo wiarę we własne możliwości. Teraz, jeśli nastolatka nadal pochylała się nad kolejną ofiarą albo stała tyłem do niego, to próbował po prostu założyć duszenie zza pleców (skupiając się na zaciśnięciu tętnicy szyjnej), zakładało to sporo szarpania, ale przy odrobinie szczęścia może pozbawi ją w ten sposób przytomności albo chociaż siły. Jeśli stała przodem do niego i planowała się na kogoś ponownie rzucić, a on miał jakieś narzędzie, to próbował ją zdzielić w kolano. Mało przyjemne, ale przeważnie skuteczne. W tej samej opcji, gdy nie miał broni - raczej czekał na jej ruch i próbował przemawiać uspokajająco, gotowy do uniku (tudzież patrzył, czy może obróci się tyłem do niego), ewentualnie planując wykorzystać jej pęd, by ponownie wywrócić ją na ziemię.
Tak. Trochę trzęsły mu się mimo wszystko ręce, a szczęka była zaciśnięta odrobinę za mocno. Coś na temat walki wiedział, ale to nie była jego mocna strona. Nie w tym się specjalizował. Definitywnie nie, ale przecież teraz się nie wycofa.
Ingerencja Mistrza Gry
Aktywni NPC: Przechodnie, kierowca, ???
Kierowca uparcie dociskał dłoń do szyi, wpatrując się w Nancy z wyraźnym przerażeniem. Mimo to kiedy dziewczyna wyraźnie postanowiła się nim zająć, nieznacznie się uspokoił. Spodziewałby się, że po prostu zostawi go samemu sobie tak jak reszta ludzi która za nic brała sobie nawoływania do pomocy. Ba, może nawet go okradnie, korzystając z okazji, że nie miałby jak się odwinąć. Ale nie. Z początku nie był zbyt chętny na wizję odrywania ręki od rany, koniec końców postanowił jej jednak zaufać. Krew wylewała się dość powoli, to z kolei dawało im bardzo duże nadzieje na to, że wbrew panicznej wizji, tętnica nie została jednak uszkodzona. Co nie zmieniało faktu, że wypływało jej na tyle dużo, by miał coraz większe problemy z utrzymaniem przytomności. Zacisk na gardle zrobił jednak swoje, a Nancy i Gambler bez wątpienia uratowali dziś jedno życie. Jedynym przydatnie wyglądającym przedmiotem, który kobieta znalazła w aucie był mały, choć ciężki, metalowy lewarek samochodowy.
Wyglądało jednak na to, że Riverdale i widmo śmierci, które zamieszkało w nim na dobre, nie lubiło gdy ktoś odbierał mu ofiary. Gdy tylko Gambler zrobił krok w kierunku oszalałej dziewczyny, ta zerwała się na nowo w jego stronę, wyraźnie uznając go za zagrożenie. Próba duszenia zdałaby się na niewiele, zostało więc tylko jedno.
Lewarek uderzył z hukiem w jej kolano z dużo większym impetem, który mógł zawdzięczyć własnemu ciężarowi. Kość bez wątpienia pękła na miejscu, a napastniczka w końcu straciła grunt pod nogami. Dosłownie. Był tylko jeden problem. Zamiast upaść na twarz, wyraźnie poleciała na bok. Dokładnie ten, w którym przez jej policzek tkwił duży kawał szkła. Już wcześniej był umiejscowiony głęboko, teraz jednak wyraźnie zafundowała im końcówkę rodem z horroru, gdy grzmotnęła bokiem w beton.
Szkło przebiło się przez podniebienie i utkwiło w mózgu, pozostawiając na ziemi wyłącznie jej nieruchome zwłoki. Nie było żadnego kolejnego wdechu, nie było ruszającej się klatki piersiowej, ani absolutnie niczego innego. Kimkolwiek była szalona napastniczka, właśnie zaliczyła swoją ostatnią, wyjątkowo szaloną podróż po Riverdale. W oddali dało się słyszeć głośny dźwięk nadjeżdżającego radiowozu, jak i karetki. Mogli się z nią zmierzyć licząc na to, że wytłumaczą się przed policją samoobroną. Bądź uciec z miejsca zdarzenia. Wybór raz jeszcze i jak zawsze - należał do nich.
Obrażenia:
Gambler: solidny siniak z tyłu czaszki, zawroty głowy zmieniły się w typowe nieprzyjemne ćmienie.
Wyglądało jednak na to, że Riverdale i widmo śmierci, które zamieszkało w nim na dobre, nie lubiło gdy ktoś odbierał mu ofiary. Gdy tylko Gambler zrobił krok w kierunku oszalałej dziewczyny, ta zerwała się na nowo w jego stronę, wyraźnie uznając go za zagrożenie. Próba duszenia zdałaby się na niewiele, zostało więc tylko jedno.
Lewarek uderzył z hukiem w jej kolano z dużo większym impetem, który mógł zawdzięczyć własnemu ciężarowi. Kość bez wątpienia pękła na miejscu, a napastniczka w końcu straciła grunt pod nogami. Dosłownie. Był tylko jeden problem. Zamiast upaść na twarz, wyraźnie poleciała na bok. Dokładnie ten, w którym przez jej policzek tkwił duży kawał szkła. Już wcześniej był umiejscowiony głęboko, teraz jednak wyraźnie zafundowała im końcówkę rodem z horroru, gdy grzmotnęła bokiem w beton.
Szkło przebiło się przez podniebienie i utkwiło w mózgu, pozostawiając na ziemi wyłącznie jej nieruchome zwłoki. Nie było żadnego kolejnego wdechu, nie było ruszającej się klatki piersiowej, ani absolutnie niczego innego. Kimkolwiek była szalona napastniczka, właśnie zaliczyła swoją ostatnią, wyjątkowo szaloną podróż po Riverdale. W oddali dało się słyszeć głośny dźwięk nadjeżdżającego radiowozu, jak i karetki. Mogli się z nią zmierzyć licząc na to, że wytłumaczą się przed policją samoobroną. Bądź uciec z miejsca zdarzenia. Wybór raz jeszcze i jak zawsze - należał do nich.
Obrażenia:
Gambler: solidny siniak z tyłu czaszki, zawroty głowy zmieniły się w typowe nieprzyjemne ćmienie.
Nigdy nie uważała się za panikarę. Przecież nie miała powodów, by panikować. W pracy czuła się całkowicie bezpieczna, nawet kłamiąc klientom w żywe oczy. Podrabiając kolejne podpisy nawet nie myślała, by poczuć się niepewnie, miała pełną kontrolę nad własnymi dłońmi. Nawet kradnąc była spokojna, ba, była nawet szczeniacko pewna swoich możliwości!
A teraz? Jeśli życie jest hiszpańską telenowelą, to ona jest główną bohaterką.
Poczuła dłoń zaciskającą się na jej ramieniu, sekundę później patrzyła oszołomionym wzrokiem na na Gamblera. Pstryk. Mrugnięcie oczami. Czy on ją hipnotyzował?
Wsłuchiwała się w litanię księgowego, maniakalnie przytakując. Weź się w garść, Nancy. Spójrz na to opanowanie, też potrafisz się zachować. Skończ to co zaczęłaś. Przyłóż ten cholerny ręcznik i zatamuj krwawienie. Też byś nie chciała, żeby coś mu się w tą słodką buźkę stało. Parsknęła.
– Będę pierwszą osobą, która będzie ci to na wieki wieków wypominać – kąciki ust jakby delikatnie się uniosły, czy to możliwe? Jeśli nie wyprę tego wspomnienia. Choć najlepszym sposobem na radzenie sobie z traumą, jest żartowanie z niej.
Nancy nie wyczuła poirytowania Hotaru. Prawdopodobnie dla dobra ich obojga. On mógł zachować swoje emploi, ona nie wkręciła sobie żadnej durnej konkluzji.
Znaleziony lewarek przekazała jasnowłosemu. Z trudem przełykając ślinę, skierowała się w stronę kierowcy. Obrzydliwe. Tyle krwi. Przez kilka sekund musiała przekonywać rannego, by pozwolił jej się sobą zająć, co w pewnym sensie dało jej poczucie, że choć trochę panuje nad sytuacją. Miała jego życie we własnych dłoniach, czy jakoś tak. Ściskała mocno, pilnując jednak, by nie nie robić tego zbyt mocno. Nie chciała nikogo dzisiaj na tamten świat przeprowadzać.
Z przerażeniem patrzyła, jak oszalała dziewczyna znowu szarżuje w stronę jej towarzysza. Dźwięk łamanej kości przyprawił ją o ciarki, ale wiedziała, że Gambler był bezpieczny. Napastniczka runęła na ziemię. To już trzecie zwłoki w ciągu pięciu minut, wow! Z niepokojem, obrzydzeniem i przerażeniem przyglądała się podrygą jej ciała. Miała cichą nadzieję, że to ostatnie podrygi, choć później z pewnością będzie się zastanawiać, czy myślała tak na poważnie.
Ranny mężczyzna przyglądał się zwłokom z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Czy on też za chwilę umrze?
– Nie żyje? – tak po prostu? Śmierć jest okropnie żałosna. – Kurwa, czy ty to słyszysz? Syreny policyjne – narastające dźwięki alarmów były jak kubeł zimnej wody. Zapomniała o strachu i o niepewności. Nie było na to czasu. Żadne z nich nie powinno się teraz zastanawiać, co robić dalej. W Riverdale nie tłumaczy się przed policją, przed nią się ucieka – Złap się tak jak cię ściskam. Ściśnij mocno! Trzymaj szalik i tamuj krew. Karetka już jedzie – powiedziała ostrym tonem i podniosła się na równe nogi.
Nie miała czasu przyglądać się Gamblerowi i tego, jak się czuł po zabiciu kogoś. Może i nieumyślne, ale jednak zabójstwo. No chyba, że nijak zareagował, bo zabijanie było jego hobby czy coś! Kto go tam wie!
– Musimy stąd uciekać. Nie mam zamiaru tu zostać. Karetka już jedzie, a razem z nią radiowóz. Nie wiem jak ty, ale ja nie mam zamiaru dać się złapać – brzmiała trochę bardziej koherentnie niż przed kilkoma minutami, adrenalina jednak nadal wylewała się jej z ust. Mogła mieć dużo na sumieniu, poza tym co, jeśli kundlom uda się dociec, że oboje z Hotaru pracują w kasynie, jeśli to nie odbije się tylko na nich? Gdy wydarzy się incydent to pojawia się konfident? Nie tym razem – Błagam cię, chodźmy stąd – miała nadzieję, że Hotaru nie będzie jej teraz próbować przekonać, że najbezpieczniejszym byłoby zostać na miejscu wypadku, a uciekając stawiają się w roli sprawców. Sprawcami byli tak czy inaczej, w końcu znaleźli się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie i postanowili zachować się niczym rycerze na białych rumakach.
Oboje mieli krew na rękach, trzy trupy pod nogami i nikogo, kto chciałby zeznawać ku ich sprawie. No, może trochę fantazjowała z tymi czarnymi scenariuszami, ale mniej więcej tak działała policja w Riverdale.
Po całej szopce, którą odstawiała, brzmiała pewnie jak kompletnie nawiedzona i spanikowana, liczyła jednak, że zdrowy rozsądek kolegi z pracy go nie opuści.
Złapała dłoń Gamblera i spróbowała go mocno pociągnąć, by pobiegł razem z nią. Chciała kierować się w stronę budynków. Gdzieś, gdzie łatwo byłoby im się zgubić ewentualny ogon i nie natknąć się na nikogo, kto mógłby się okazać choć trochę wścibski.
Oczywiście, że nie myślała o ewentualnych konsekwencjach ucieczki. Aktualnie Chovin wydawało się, że jest to najbezpieczniejsza opcja. W końcu bycie z dala od policji jest lepsze niż bycie w pobliżu policji. Nie bardzo przemyślała też, że jej kompan nadal nie do końca pozbierał się od bliskiego spotkania z chodnikiem. Co z tego, mogła go nawet na rękach zanieść, byleby się stąd szybko ulotnić!
Umazana krwią i rozczochrana, całkowicie niepodejrzany wygląd.
Jeśli Gambler jakimś cudem zdecydował się uciekać, Nancy pozwoliła mu się na sobie oprzeć i skierowała ich w stronę bardziej zabudowaną, by mogli zaszyć się między uliczkami. Miała nadzieję, że wydarzy się kolejny cud i uda im się uciec niezauważonym.
Gdyby jednak okazało się, że cuda się zdarzają. Ostatkami sił próbowałaby doczłapać się do jak najbardziej oddalonej i bezludnej alejki. Ostatkami sił wypuściłaby z objęcia Hotaru i runęła na ziemię, nie patrząc na czym siada. Przecierałaby powieki rękawami bluzki trochę za długo i za mocno, by ostatecznie spojrzeć na księgowego i posłać mu najszerszy z najszerszych uśmiechów. Jeszcze nie była pewna, dlaczego tak się szczerzy.
Jeśli jednak nie zareaguje entuzjastycznie na propozycję ucieczki, Nancy zostanie na miejscu z nim. Będzie posyłać mu pełne niedowierzania i zawodu spojrzenia, do przyjazdu radiowozu będzie jednak próbowała przekonać go do ucieczki.
– Popierdoliło cię? – warto być miłym – Może od razu zakuj się w kajdanki i powiedz, że zabiłeś tę trójkę osobiście? Przy okazji dobij kierowcę, bo jeszcze zipie! Jak planujesz to załatwić? Chcesz narazić nie tylko nas, ale i klub? – mówiła podniesionym i ostrym tonem, jednak jeszcze nie krzyczała. Damy nie krzyczą!Ale mogą kląć jak szewcy.
A teraz? Jeśli życie jest hiszpańską telenowelą, to ona jest główną bohaterką.
Poczuła dłoń zaciskającą się na jej ramieniu, sekundę później patrzyła oszołomionym wzrokiem na na Gamblera. Pstryk. Mrugnięcie oczami. Czy on ją hipnotyzował?
Wsłuchiwała się w litanię księgowego, maniakalnie przytakując. Weź się w garść, Nancy. Spójrz na to opanowanie, też potrafisz się zachować. Skończ to co zaczęłaś. Przyłóż ten cholerny ręcznik i zatamuj krwawienie. Też byś nie chciała, żeby coś mu się w tą słodką buźkę stało. Parsknęła.
– Będę pierwszą osobą, która będzie ci to na wieki wieków wypominać – kąciki ust jakby delikatnie się uniosły, czy to możliwe? Jeśli nie wyprę tego wspomnienia. Choć najlepszym sposobem na radzenie sobie z traumą, jest żartowanie z niej.
Nancy nie wyczuła poirytowania Hotaru. Prawdopodobnie dla dobra ich obojga. On mógł zachować swoje emploi, ona nie wkręciła sobie żadnej durnej konkluzji.
Znaleziony lewarek przekazała jasnowłosemu. Z trudem przełykając ślinę, skierowała się w stronę kierowcy. Obrzydliwe. Tyle krwi. Przez kilka sekund musiała przekonywać rannego, by pozwolił jej się sobą zająć, co w pewnym sensie dało jej poczucie, że choć trochę panuje nad sytuacją. Miała jego życie we własnych dłoniach, czy jakoś tak. Ściskała mocno, pilnując jednak, by nie nie robić tego zbyt mocno. Nie chciała nikogo dzisiaj na tamten świat przeprowadzać.
Z przerażeniem patrzyła, jak oszalała dziewczyna znowu szarżuje w stronę jej towarzysza. Dźwięk łamanej kości przyprawił ją o ciarki, ale wiedziała, że Gambler był bezpieczny. Napastniczka runęła na ziemię. To już trzecie zwłoki w ciągu pięciu minut, wow! Z niepokojem, obrzydzeniem i przerażeniem przyglądała się podrygą jej ciała. Miała cichą nadzieję, że to ostatnie podrygi, choć później z pewnością będzie się zastanawiać, czy myślała tak na poważnie.
Ranny mężczyzna przyglądał się zwłokom z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Czy on też za chwilę umrze?
– Nie żyje? – tak po prostu? Śmierć jest okropnie żałosna. – Kurwa, czy ty to słyszysz? Syreny policyjne – narastające dźwięki alarmów były jak kubeł zimnej wody. Zapomniała o strachu i o niepewności. Nie było na to czasu. Żadne z nich nie powinno się teraz zastanawiać, co robić dalej. W Riverdale nie tłumaczy się przed policją, przed nią się ucieka – Złap się tak jak cię ściskam. Ściśnij mocno! Trzymaj szalik i tamuj krew. Karetka już jedzie – powiedziała ostrym tonem i podniosła się na równe nogi.
Nie miała czasu przyglądać się Gamblerowi i tego, jak się czuł po zabiciu kogoś. Może i nieumyślne, ale jednak zabójstwo. No chyba, że nijak zareagował, bo zabijanie było jego hobby czy coś! Kto go tam wie!
– Musimy stąd uciekać. Nie mam zamiaru tu zostać. Karetka już jedzie, a razem z nią radiowóz. Nie wiem jak ty, ale ja nie mam zamiaru dać się złapać – brzmiała trochę bardziej koherentnie niż przed kilkoma minutami, adrenalina jednak nadal wylewała się jej z ust. Mogła mieć dużo na sumieniu, poza tym co, jeśli kundlom uda się dociec, że oboje z Hotaru pracują w kasynie, jeśli to nie odbije się tylko na nich? Gdy wydarzy się incydent to pojawia się konfident? Nie tym razem – Błagam cię, chodźmy stąd – miała nadzieję, że Hotaru nie będzie jej teraz próbować przekonać, że najbezpieczniejszym byłoby zostać na miejscu wypadku, a uciekając stawiają się w roli sprawców. Sprawcami byli tak czy inaczej, w końcu znaleźli się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie i postanowili zachować się niczym rycerze na białych rumakach.
Oboje mieli krew na rękach, trzy trupy pod nogami i nikogo, kto chciałby zeznawać ku ich sprawie. No, może trochę fantazjowała z tymi czarnymi scenariuszami, ale mniej więcej tak działała policja w Riverdale.
Po całej szopce, którą odstawiała, brzmiała pewnie jak kompletnie nawiedzona i spanikowana, liczyła jednak, że zdrowy rozsądek kolegi z pracy go nie opuści.
Złapała dłoń Gamblera i spróbowała go mocno pociągnąć, by pobiegł razem z nią. Chciała kierować się w stronę budynków. Gdzieś, gdzie łatwo byłoby im się zgubić ewentualny ogon i nie natknąć się na nikogo, kto mógłby się okazać choć trochę wścibski.
Oczywiście, że nie myślała o ewentualnych konsekwencjach ucieczki. Aktualnie Chovin wydawało się, że jest to najbezpieczniejsza opcja. W końcu bycie z dala od policji jest lepsze niż bycie w pobliżu policji. Nie bardzo przemyślała też, że jej kompan nadal nie do końca pozbierał się od bliskiego spotkania z chodnikiem. Co z tego, mogła go nawet na rękach zanieść, byleby się stąd szybko ulotnić!
Umazana krwią i rozczochrana, całkowicie niepodejrzany wygląd.
Jeśli Gambler jakimś cudem zdecydował się uciekać, Nancy pozwoliła mu się na sobie oprzeć i skierowała ich w stronę bardziej zabudowaną, by mogli zaszyć się między uliczkami. Miała nadzieję, że wydarzy się kolejny cud i uda im się uciec niezauważonym.
Gdyby jednak okazało się, że cuda się zdarzają. Ostatkami sił próbowałaby doczłapać się do jak najbardziej oddalonej i bezludnej alejki. Ostatkami sił wypuściłaby z objęcia Hotaru i runęła na ziemię, nie patrząc na czym siada. Przecierałaby powieki rękawami bluzki trochę za długo i za mocno, by ostatecznie spojrzeć na księgowego i posłać mu najszerszy z najszerszych uśmiechów. Jeszcze nie była pewna, dlaczego tak się szczerzy.
Jeśli jednak nie zareaguje entuzjastycznie na propozycję ucieczki, Nancy zostanie na miejscu z nim. Będzie posyłać mu pełne niedowierzania i zawodu spojrzenia, do przyjazdu radiowozu będzie jednak próbowała przekonać go do ucieczki.
– Popierdoliło cię? – warto być miłym – Może od razu zakuj się w kajdanki i powiedz, że zabiłeś tę trójkę osobiście? Przy okazji dobij kierowcę, bo jeszcze zipie! Jak planujesz to załatwić? Chcesz narazić nie tylko nas, ale i klub? – mówiła podniesionym i ostrym tonem, jednak jeszcze nie krzyczała. Damy nie krzyczą!
OJ.
Przez chwilę Hotaru patrzył się na leżącą dziewczynę ze sporą ilością dezorientacji w oczach, bo definitywnie nie spodziewał się takiego zakończenia całej sprawy. Kucnął obok niej, chcąc sprawdzić, czy oddycha, ale ostatecznie nie zdecydował się na przewrócenie jej na plecy, gdy zobaczył z bliska wygląd rany.
Zmełł w ustach przekleństwo, chociaż już po chwili można było zobaczyć, jak jego wargi poruszają się w charakterystyczny sposób wskazujący na formułujące się doskonale znane słowo: kurwa. W domyśle można było spokojnie dodać mać.
No i po co interweniował? Zachciało mu się zgrywać moralnie nieobojętną osobę i proszę bardzo, oto rezultat. Śmierć nieznajomej co prawda raczej nie będzie mu spędzała snu z powiek, ale gdzieś wewnętrznie jednak troszkę go to kłuło. Odrobinę. W końcu w ostateczności nie był skończoną mendą, po prostu postrzegał świat w dość pragmatyczny sposób.
No dobra. Dobrym człowiekiem by siebie nie nazwał, ale też tego typu sposób działania nie był jego specjalnością. Nie cierpiał brudzić sobie rąk, nie zabijał, a bójek unikał jak ognia. Tylko prowadził gierki, jak na życiowego hazardzistę przystało. A ta gra definitywnie nie skończyła się tak, jak sobie zażyczył, co w dodatku go frustrowało.
Upadł na kolana, zakrywając twarz dłońmi i zaczął kołysać się lekko od przodu do tyłu. Ktoś mógłby popukać się teraz w głowę, ale umysł Hotaru pracował na wysokich obrotach, analizując, jakie wyjście z tej sytuacji będzie najlepsze. Bo ogółem zrobiło się fatalnie, a nie zamierzał sobie brudzić kartoteki tak idiotyczną sytuacją. Jak jednak na to by nie popatrzył, to wszystkie analizowane przez niego wyjścia były obarczone pewnym ryzykiem.
Przez chwilę nie reagował na słowa Nancy, a gdy próbowała go podnieść, szarpnął ją w dół, pozorując próbę wyrwania się z uścisku.
– Nancy, wiesz, gdzie się znajdujemy? – zapytał się rzeczowo, chociaż wciąż kołysał ciało w przód i tył, jakby był w ciężkim szoku. – Przed bankiem. I to nie pierwszym lepszym, ale utrzymującym swoją opinię w całym tym bagnie. Nie zauważyłem też, by dochodziło tutaj do udanych napadów rabunkowych, a to oznacza zabezpieczenia. A jakie jest jedno z najbardziej podstawowych zabezpieczeń?
Jego oczy były chłodne i skupione, całkowicie zaprzeczając teraz mowie jego ciała. Trzymał mocno Chovin za rękę, zastanawiając się, czy dziewczyna zrozumie, o co mu chodzi. Pewnie obrzuci go stekiem obelg, ale jego wewnętrzny rachunek zysków i strat nie bardzo wspierał opcję ucieczki. Nie, żeby jego pragmatyzm był nieomylny, w tym właśnie cały problem.
– Wiem, że mocno uderzyłem się w głowę, ale chodziło mi o kamery, więc opcję z dobijaniem rannego jednak trzeba odrzucić. Dobry, porządny bank zadba o to, by nie znajdywały się jedynie w środku, ale dopilnuje, by były także na zewnątrz, w bogatej opcji aż do pierwszych skrzyżowań. Działające i sprawne. Nie mam pojęcia, jak pracownicy ogarniają to w aktualnych czasach, ale pieniądze wciąż grają tu istotną rolę. Być może policja odruchowo kieruje tu dodatkowe siły. Nieistotne. W każdym razie jest szansa, że kamery wszystko doskonale wychwyciły. Jeśli tak jest i uciekniemy, to dopiero będziemy mieli przesrane, bo wybacz, ale znalezienie nas raczej nie sprawi im problemów. A mogą przecież uznać, że był to wstęp do napadu. – Uśmiechnął się krzywo. – Po prostu zacznij teraz panikować jeszcze trochę i wracaj do tego krwawiącego mężczyzny. Podejrzewam, że szansa, że się mylę, to jakieś 40-50%, ale świadkowie i tak znają nasz wygląd, a w rejestrze banku odnotowano naszą wizytę, a policja pewnie będzie sprawdzać, kto tutaj był w czasie wypadku. O ile rzecz jasna się przejmą i będę wykonywać porządnie swoją pracę, ale jeśli tak nie jest, to przy odrobinie szczęścia uda nam się wyłgać tak po prostu. Wiem, to brzmi bardzo ambitnie, ale jak nas zawiozą na komendę to wina i tak spadnie na mnie, a ja już znajdę sposób na to, by klub przez przypadek nie oberwał rykoszetem, jeśli o to się martwisz.
Zamrugał oczami i pociągnął nosem, chociaż płacz na zawołanie zawsze średnio mu wychodził. Na chwilę przeniósł rękę na kark, niby w zwykłym odruchu, a w praktyce ścisnął miejsce, w które się uderzył. O tak. Teraz mu się oczy lekko zamgliły, tak lepiej. Chociaż niewykluczone, że to wszystko mógł tak naprawdę o kant tyłka rozbić. A było stąd się wycofać od razu. Niech to szlag. No, ale skoro powiedziało się a, to trzeba powiedzieć i b.
– No i-ii-i-idź – rzucił niemalże płaczliwie, testując swoje umiejętności aktorskie. – Zabijesz mnie później, jeśli będzie co zbierać.
Celowo odrzucił lewarek z dala od siebie. Miał tylko nadzieję, że nie był zbyt praktyczny jak na Riverdale. Jeszcze brakowało mu wyczucia co do tego miasta, ale jak z tego się wyłga, to może nieco mu się instynkt wyostrzy.
Ale przynajmniej Chovin nie będzie mogła żartować, że rozłożyła go na łopatki nastolatka.
Przez chwilę Hotaru patrzył się na leżącą dziewczynę ze sporą ilością dezorientacji w oczach, bo definitywnie nie spodziewał się takiego zakończenia całej sprawy. Kucnął obok niej, chcąc sprawdzić, czy oddycha, ale ostatecznie nie zdecydował się na przewrócenie jej na plecy, gdy zobaczył z bliska wygląd rany.
Zmełł w ustach przekleństwo, chociaż już po chwili można było zobaczyć, jak jego wargi poruszają się w charakterystyczny sposób wskazujący na formułujące się doskonale znane słowo: kurwa. W domyśle można było spokojnie dodać mać.
No i po co interweniował? Zachciało mu się zgrywać moralnie nieobojętną osobę i proszę bardzo, oto rezultat. Śmierć nieznajomej co prawda raczej nie będzie mu spędzała snu z powiek, ale gdzieś wewnętrznie jednak troszkę go to kłuło. Odrobinę. W końcu w ostateczności nie był skończoną mendą, po prostu postrzegał świat w dość pragmatyczny sposób.
No dobra. Dobrym człowiekiem by siebie nie nazwał, ale też tego typu sposób działania nie był jego specjalnością. Nie cierpiał brudzić sobie rąk, nie zabijał, a bójek unikał jak ognia. Tylko prowadził gierki, jak na życiowego hazardzistę przystało. A ta gra definitywnie nie skończyła się tak, jak sobie zażyczył, co w dodatku go frustrowało.
Upadł na kolana, zakrywając twarz dłońmi i zaczął kołysać się lekko od przodu do tyłu. Ktoś mógłby popukać się teraz w głowę, ale umysł Hotaru pracował na wysokich obrotach, analizując, jakie wyjście z tej sytuacji będzie najlepsze. Bo ogółem zrobiło się fatalnie, a nie zamierzał sobie brudzić kartoteki tak idiotyczną sytuacją. Jak jednak na to by nie popatrzył, to wszystkie analizowane przez niego wyjścia były obarczone pewnym ryzykiem.
Przez chwilę nie reagował na słowa Nancy, a gdy próbowała go podnieść, szarpnął ją w dół, pozorując próbę wyrwania się z uścisku.
– Nancy, wiesz, gdzie się znajdujemy? – zapytał się rzeczowo, chociaż wciąż kołysał ciało w przód i tył, jakby był w ciężkim szoku. – Przed bankiem. I to nie pierwszym lepszym, ale utrzymującym swoją opinię w całym tym bagnie. Nie zauważyłem też, by dochodziło tutaj do udanych napadów rabunkowych, a to oznacza zabezpieczenia. A jakie jest jedno z najbardziej podstawowych zabezpieczeń?
Jego oczy były chłodne i skupione, całkowicie zaprzeczając teraz mowie jego ciała. Trzymał mocno Chovin za rękę, zastanawiając się, czy dziewczyna zrozumie, o co mu chodzi. Pewnie obrzuci go stekiem obelg, ale jego wewnętrzny rachunek zysków i strat nie bardzo wspierał opcję ucieczki. Nie, żeby jego pragmatyzm był nieomylny, w tym właśnie cały problem.
– Wiem, że mocno uderzyłem się w głowę, ale chodziło mi o kamery, więc opcję z dobijaniem rannego jednak trzeba odrzucić. Dobry, porządny bank zadba o to, by nie znajdywały się jedynie w środku, ale dopilnuje, by były także na zewnątrz, w bogatej opcji aż do pierwszych skrzyżowań. Działające i sprawne. Nie mam pojęcia, jak pracownicy ogarniają to w aktualnych czasach, ale pieniądze wciąż grają tu istotną rolę. Być może policja odruchowo kieruje tu dodatkowe siły. Nieistotne. W każdym razie jest szansa, że kamery wszystko doskonale wychwyciły. Jeśli tak jest i uciekniemy, to dopiero będziemy mieli przesrane, bo wybacz, ale znalezienie nas raczej nie sprawi im problemów. A mogą przecież uznać, że był to wstęp do napadu. – Uśmiechnął się krzywo. – Po prostu zacznij teraz panikować jeszcze trochę i wracaj do tego krwawiącego mężczyzny. Podejrzewam, że szansa, że się mylę, to jakieś 40-50%, ale świadkowie i tak znają nasz wygląd, a w rejestrze banku odnotowano naszą wizytę, a policja pewnie będzie sprawdzać, kto tutaj był w czasie wypadku. O ile rzecz jasna się przejmą i będę wykonywać porządnie swoją pracę, ale jeśli tak nie jest, to przy odrobinie szczęścia uda nam się wyłgać tak po prostu. Wiem, to brzmi bardzo ambitnie, ale jak nas zawiozą na komendę to wina i tak spadnie na mnie, a ja już znajdę sposób na to, by klub przez przypadek nie oberwał rykoszetem, jeśli o to się martwisz.
Zamrugał oczami i pociągnął nosem, chociaż płacz na zawołanie zawsze średnio mu wychodził. Na chwilę przeniósł rękę na kark, niby w zwykłym odruchu, a w praktyce ścisnął miejsce, w które się uderzył. O tak. Teraz mu się oczy lekko zamgliły, tak lepiej. Chociaż niewykluczone, że to wszystko mógł tak naprawdę o kant tyłka rozbić. A było stąd się wycofać od razu. Niech to szlag. No, ale skoro powiedziało się a, to trzeba powiedzieć i b.
– No i-ii-i-idź – rzucił niemalże płaczliwie, testując swoje umiejętności aktorskie. – Zabijesz mnie później, jeśli będzie co zbierać.
Celowo odrzucił lewarek z dala od siebie. Miał tylko nadzieję, że nie był zbyt praktyczny jak na Riverdale. Jeszcze brakowało mu wyczucia co do tego miasta, ale jak z tego się wyłga, to może nieco mu się instynkt wyostrzy.
Ale przynajmniej Chovin nie będzie mogła żartować, że rozłożyła go na łopatki nastolatka.
Ingerencja Mistrza Gry
Aktywni NPC: Kierowca, ???, policja, ratownicy medyczni
Choć normalnie podobna decyzja mogłaby się skończyć w mało ciekawy dla nich sposób, Nancy i Gambler mieli dziś niemałe szczęście. Gdy tylko policjanci dojechali na miejsce i rozejrzeli się wokół, jeden z nich przeklął głośno, zaraz wyciągając krótkofalówkę.
– Jesteśmy na miejscu. Wygląda na to, że mamy trzeci przypadek.
– Trzeci pierdolony przypadek w ciągu jednego dnia. Ludzie nas rozniosą – towarzysząca mu kobieta dopiero po chwili przeniosła spojrzenie na obie osoby, jak i wyraźnie dogorywającego na miejscu kierowcę. Całe szczęście wyglądało na to, że karetka jechała tuż za nimi. Ratownicy momentalnie dopadli do samochodu, odsuwając Nancy na bok.
– Przejmiemy go –poinformowali ją, zaraz zajmując się średnio kontaktującym już mężczyzną. Zatrzymali się tylko na chwilę, by odbyć krótką rozmowę z policjantami. Jakby nie patrzeć kierowca mógł być w wyjątkowo kiepskim stanie, ale nadal był podejrzanym w całej sprawie. Prędzej czy później musieli go przesłuchać, a szpital do którego go zabiorą, będzie tu stanowił kluczową informację.
– Sasha, idź i wyciągnij zapiski z monitoringu. Ja zajmę się pozostałą dwójką. WY! Nie ruszajcie się – wskazał palcem na Gamblera i Nancy, zaraz wyciągając broń zza pasa, by podejść ostrożnie do leżącej na ziemi dziewczyny. Nie musiał zbyt długo czekać na innego ratownika, który nachylił się nad dziewczyną, sprawdzając pokrótce jej stan. Nie było jednak wątpliwości, że przewożenie jej do szpitala nie miało w tym momencie najmniejszego sensu. Tak samo jak osobnika zgniecionego samochodem.
– Wezwijcie koronera.
– Jest już w drodze – kolejna przyciszona rozmowa poprzedziła powolne opuszczenie broni, gdy policjant ruszył do przodu w stronę dwójki pozostałych na miejscu osób. Rozejrzał się kilkakrotnie dookoła, ale jak na tak popularną miejscówkę, ulice były w tym momencie zadziwiająco puste.
– W takim właśnie miejscu przyszło nam żyć. W mieście, gdzie wszyscy spierdalają, gdy pojawia się problem – wymruczał niewyraźnie pod nosem – nie wykonujcie żadnych podejrzanych ruchów. Macie prawo do zachowania milczenia. Jeśli rezygnujecie z tego prawa, wszystko, co od tej pory powiecie, może zostać użyte w sądzie przeciwko wam. Macie prawo do adwokata i do jego obecności podczas przesłuchania. Jeśli nie stać was na prawnika, przysługuje wam obrońca z urzędu. Podczas przesłuchania, w każdym momencie możecie skorzystać z tego prawa, nie udzielając odpowiedzi na pytania i nie składając oświadczeń. Czy rozumiecie swoje prawa? Czy mimo tego chcecie udzielić teraz informacji na temat całego zdarzenia?
Nie mieli w końcu stuprocentowej pewności, że nie mieli właśnie do czynienia z dwójką psychopatów, którzy postanowili się zabawić w biały dzień.
Obrażenia:
Gambler: utrzymujące się nieprzyjemne ćmienie.
Wynagrodzenie:
Oboje: 300 Punktów Umiejętności + 100$
Jeśli zdecydujecie się na dalsze pociągnięcie akcji, wynagrodzenie może zostać podwojone. Możecie też zaznaczyć w postach, że udzieliliście potrzebnych wyjaśnień, a w następnym poście mg zorganizowane zostanie opuszczenie tematu. Wybór należy do was.
– Jesteśmy na miejscu. Wygląda na to, że mamy trzeci przypadek.
– Trzeci pierdolony przypadek w ciągu jednego dnia. Ludzie nas rozniosą – towarzysząca mu kobieta dopiero po chwili przeniosła spojrzenie na obie osoby, jak i wyraźnie dogorywającego na miejscu kierowcę. Całe szczęście wyglądało na to, że karetka jechała tuż za nimi. Ratownicy momentalnie dopadli do samochodu, odsuwając Nancy na bok.
– Przejmiemy go –poinformowali ją, zaraz zajmując się średnio kontaktującym już mężczyzną. Zatrzymali się tylko na chwilę, by odbyć krótką rozmowę z policjantami. Jakby nie patrzeć kierowca mógł być w wyjątkowo kiepskim stanie, ale nadal był podejrzanym w całej sprawie. Prędzej czy później musieli go przesłuchać, a szpital do którego go zabiorą, będzie tu stanowił kluczową informację.
– Sasha, idź i wyciągnij zapiski z monitoringu. Ja zajmę się pozostałą dwójką. WY! Nie ruszajcie się – wskazał palcem na Gamblera i Nancy, zaraz wyciągając broń zza pasa, by podejść ostrożnie do leżącej na ziemi dziewczyny. Nie musiał zbyt długo czekać na innego ratownika, który nachylił się nad dziewczyną, sprawdzając pokrótce jej stan. Nie było jednak wątpliwości, że przewożenie jej do szpitala nie miało w tym momencie najmniejszego sensu. Tak samo jak osobnika zgniecionego samochodem.
– Wezwijcie koronera.
– Jest już w drodze – kolejna przyciszona rozmowa poprzedziła powolne opuszczenie broni, gdy policjant ruszył do przodu w stronę dwójki pozostałych na miejscu osób. Rozejrzał się kilkakrotnie dookoła, ale jak na tak popularną miejscówkę, ulice były w tym momencie zadziwiająco puste.
– W takim właśnie miejscu przyszło nam żyć. W mieście, gdzie wszyscy spierdalają, gdy pojawia się problem – wymruczał niewyraźnie pod nosem – nie wykonujcie żadnych podejrzanych ruchów. Macie prawo do zachowania milczenia. Jeśli rezygnujecie z tego prawa, wszystko, co od tej pory powiecie, może zostać użyte w sądzie przeciwko wam. Macie prawo do adwokata i do jego obecności podczas przesłuchania. Jeśli nie stać was na prawnika, przysługuje wam obrońca z urzędu. Podczas przesłuchania, w każdym momencie możecie skorzystać z tego prawa, nie udzielając odpowiedzi na pytania i nie składając oświadczeń. Czy rozumiecie swoje prawa? Czy mimo tego chcecie udzielić teraz informacji na temat całego zdarzenia?
Nie mieli w końcu stuprocentowej pewności, że nie mieli właśnie do czynienia z dwójką psychopatów, którzy postanowili się zabawić w biały dzień.
Obrażenia:
Gambler: utrzymujące się nieprzyjemne ćmienie.
Wynagrodzenie:
Oboje: 300 Punktów Umiejętności + 100$
Jeśli zdecydujecie się na dalsze pociągnięcie akcji, wynagrodzenie może zostać podwojone. Możecie też zaznaczyć w postach, że udzieliliście potrzebnych wyjaśnień, a w następnym poście mg zorganizowane zostanie opuszczenie tematu. Wybór należy do was.
[ Przejmowanie terenu 1/15 ]
Cała ta sprawa z barem nieco mu działała na nerwy. Głównie ze względu na personel, który wybitnie zachowywał się jakby wezwali ich dla czystego picu. A Słowik zdecydowanie nie zamierzał nad niczym zapierdalać za kogoś. Jedynym minusem całej tej sytuacji było to, że nie wiedzieli czy atak ten był wymierzony konkretnie we właściciela, czy też w Foxes. To z kolei wymuszało na nich większe zaangażowanie, przynajmniej do momentu rozwiązania tajemnicy.
— Do dupy — skomentował krótko, rozglądając się wokół. Na dodatek Lark miała do załatwienia jakieś ważne sprawy i przez kilka dni miała nie być zbyt mocno dostępna. Miał nadzieję, że trafi na miejscu chociaż na jedną ze swoich nowych lisich znajomych - Hailey lub Nebit. Ewentualnie...
Błękitne oczy wyraźnie rozbłysły, gdy zauważył znajomą sylwetkę. Sam nie wiedział dlaczego gnębienie Rao stało się w ostatnich czasach jego hobby. Mimo to wręcz nie mógł się powstrzymać widząc jak standardowo jedzie przed siebie na swojej deskorolce. Momentalnie uderzył w sprint, biegnąc w jego stronę, by staranować go całym ciałem. Rzecz jasna rozchylając przy tym ramiona by zmiażdżyć go w uścisku.
— Rao, mój przyjacielu! — co z tego, że nie byli przyjaciółmi.
[ Przejmowanie terenu 2/15 ]
Spędzanie czasu poza domem, kiedy powinien zabrać się za pranie jest idealnym momentem na ucieczkę. Sunny zawsze musiała mu dołożyć swoje trzy grosze o kolorowych i białych ciuchach. Nie jego wina, że nigdy nie mógł zapamiętać, okej? Zresztą nie przeszkadzała mu lekko zaróżowiona bielizna albo pastelowo żółta koszulka, która wcześniej była śnieżnobiała.
Przeglądając social-media w telefonie szedł spokojnie przed siebie. Nie spodziewał się, że ktokolwiek czeka na jego przybycie. Nie miał w gangu zbyt wielu znajomych, głównie zamieniał z nimi ledwo kilka zdań. Może czas to zmienić? W końcu niefajnie tak należeć do grupy, z którą nie potrafi się nawiązać sensownej konwersacji. Chociażby takiej luźnej.
Z takim nastawieniem podszedł do dwóch osób, które kojarzył. Pierwszą z nich był Słowik. Ponoć to on w czasie nieobecności Lark ma mieć na swych barkach Foxes. Ciekawe jak mu pójdzie. Z pewnością ich przywódczyni mu ufała, skoro powierzyła mu tak ważne zadanie. Nie to, aby miał coś przeciwko słuchaniu się jakiemuś knypkowi. Dla Mitchiego każdy był knypkiem. Drugiego kolesia widział może z dwa razy. Albo go nie pamięta.
- Siema. Tak samo podekscytowani jak ja? - miał nadzieję, że załapią jego sarkazm. Nie miał dziś wyjątkowo siły na nic, ale wciąż odskocznie od obowiązków domowych w towarzystwie lisków uważał za ciekawszą niż naczynia w zlewie.
[ Przejmowanie terenu 3/15 ]
Wezwanie do przejęcia terenu zastało w pracy, kiedy akurat czekał na koniec swojej zmiany, ustalając z szefową grafik na kolejne dni. Szybko przemyślał w głowie możliwość szybkiego powrotu do domu w celu przebrania się i przekąszenia czegoś na szybko, żeby potem zjawić się przy banku jak na wzorowego Lisa przystało. Niestety, wszystko wskazywało na to, że nie prawdopodobnie nie wyrobiłby się w porę, dlatego postanowił od razu przyjechać na miejsce.
Nie miał nawet czasu na zjedzenie czegoś na mieście, dlatego szybkie wpadnięcie do piekarni po bułkę wypchaną pysznymi dodatkami uratowało żołądek Rao od dzisiejszej niezamierzonej głodówki. Kurczowo trzymał bułkę, którą przegryzał podczas mijania ludzi. Z pewnością nie każdy był zadowolony dzieleniem chodnika z chłopakiem jeżdżącym na deskorolce, ale Rao zdawał się kompletnie nie przejmować tym faktem, a słuchawki w uszach skutecznie zagłuszały wszelkie pomruki niezadowolenia.
Chociaż czasami powinien jednak darować sobie słuchanie muzyki podczas jazdy, a już na pewno nie dawać się rozpraszać przez losowe obiekty wokół. Było już zdecydowanie za późno, kiedy zerwał słuchawki z uszu, dojeżdżając na miejsce.
— ...jacielu!
Gwałtownie odwrócił głowę w kierunku jazdy, tracąc zainteresowanie czarnym psem. Zdążył jedynie szeroko otworzyć oczy, widząc Słowika radośnie biegnącego w jego stronę.
— Nieee, uważ-- — reszta słowa nie zdołała wyrwać się z gardła Chińczyka, kiedy gwałtownie postawił nogę na ziemi, próbując uratować się przed wjechaniem w Słowika. Tyle że nic nie uratowało go przed straceniem równowagi i wpadnięciem wprost w ramiona Lisa. Odruchowo wyciągnął ręce przed siebie, nim na dobre został zmiażdżony w uścisku. Jęknął cicho, czując jak płuca są brutalnie pozbawianie powietrza.
— C-co ty- — Niech ktoś zadzwoni po policję. Albo najlepiej karetkę, bo jeśli pójdzie tak dalej, to chłopak prędzej czy później padnie nieprzytomny na ziemię. — Eeeeeeezrobięcochcesztylkomnieuwolnij — wymamrotał, kładąc dłonie po bokach Słowika i próbując się odepchnąć. Bezskutecznie. Cholera, ten lisi pomiot był silniejszy niż wyglądał.
Z tego wszystkiego nie zauważył, kiedy nadeszła kolejna osoba. Uśmiechnął się niezręcznie, mimo iż Mitchie nie mógł tego dostrzec przez czarną maseczkę na twarzy Rao.
Podekscytowani? Być może mógłby określić swój poziom ekscytacji, gdyby jego myśli nie biegały teraz wokół Słowika i jego morderczych zamiarów.
[ Przejmowanie terenu 4/15 ]
Puścił oko gigantycznemu mężczyźnie, który ponownie postanowił do nich dołączyć. Im więcej lisów postanowi do nich dołączyć tym lepiej. Nie zamierzali może przeprowadzać żadnego napadu, ale mimo wszystko przydałby im się ktoś w dobrej formie reprezentacyjnej.
— Gambler nie da rady wpaść? Ktoś coś od niego słyszał? — zapytał z cichym westchnięciem. Jakby nie patrzeć, nie było wątpliwości, że to właśnie on prezentował się wśród nich najlepiej. Przekonanie zarządu banku, że nie zamierzali na nich napadać, a jednocześnie mogą zrobić porządek ze zdesperowanymi dzieciakami napadającymi na bankomaty i staruszków będącymi ich klientami.
Cały czas trzymał Rao w uścisku. Najwyraźniej nie spieszyło mu się zbytnio do dawania mu spokoju. Długie tortury były w końcu najlepszą zabawą, której nie mógł sobie darować. Poklepał go kilka razy po ramieniu, słysząc jego ciche błagania. Roześmiał się na głos, dopiero po chwili go wypuszczając.
— Tym razem bez zwłok. Przynajmniej taką mam nadzieję. Myślicie, że czekamy jeszcze na kogoś czy dajemy sobie spokój i wchodzimy sami? — średnia była z nich grupa uderzeniowa, ale w sumie i tak chodziło tylko o rozmowę. A akurat w tym był całkiem niezły. Może nie tak jak Lark, ale mimo wszystko powinno się udać.
Jean-Paul Leroux
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Royal Bank of Canada
Pią Lip 16, 2021 12:09 pm
Pią Lip 16, 2021 12:09 pm
ZADANIE: Tylko przechodzę
Czasem nawet w życiu dziennikarza parającego się opisywaniem historii tak pojebanego miejsca jak Riverdale zdarzały się momenty, kiedy po prostu musiał pójść do banku. Oczywiście wiedział, że teraz niemal wszystko można było załatwić przez internet, jednak był człowiekiem dosyć staromodnym pod tym względem i jakoś wolał patrzeć ludziom w twarz, kiedy załatwiał coś tak ważnego, jak lokata z całym swoim majątkiem. Nie był co prawda zbyt przywiązany do idei pieniądza, ale jednak fajne czasem kupić coś do jedzenia i mieć na przykład prąd.
Miał na sobie długi beżowy płaszcz, niczym detektyw ze starych filmów. Mógł schować niemal wszystko w obszernych kieszeniach, ale jak na razie były to tylko jego dłonie, a właściwie to jedna z nich. W drugiej trzymał papierosa, którego co jakiś czas przykładał do ust. Jak zwykle odleciał myślami w odległą galaktykę, rozważając na temat rzeczy, które wszyscy mają głęboko w dupie. I tak by pewnie dotarł do samego banku, nie zwracając uwagi na znajdujący się dookoła świat, gdyby jego czujne ucho nie wyłapało pewnego zdania, które nie powinno rozbrzmiewać w okolicach takiego budynku.
"Tym razem bez zwłok.".
Jean-Paul zatrzymał się gwałtownie i spojrzał na trójkę mężczyzn, obok których przechodził. Maski zdawały się dosyć jasno sugerować ich intencje. Z drugiej strony, była ich tylko trójka. No i... nie wyglądali na osoby, które właśnie planują obrobić bank. Czy to kolejny świeżo utworzony gang, który nie potrafił odpowiednio obrać celu i myślał, że z tak niewielką siłą uda im się sforsować Royal Bank of Canada? A może to tylko dywersja, a prawdziwa siła uderzeniowa nadciąga z innego miejsca?
Tak czy inaczej, na pewno już go zauważyli, bo zatrzymał się dosłownie przy nich. Kiepska sytuacja, zwłaszcza jeśli trafił na jakichś niezrównoważonych furiatów. Ale zawsze warto spróbować dialogu.
— Vous permettez, czy panowie mają zamiar napaść na bank? Pytam, bo jeśli tak, to wolałbym z niego skorzystać innego dnia, może jutro — zapytał grzecznie, pozwalając sobie nawet na miły uśmiech. — Poza tym, jeśli wolno mi coś zasugerować, trois to trochę za mało, jak na to miejsce, raczej bym odradzał. Mają naprawdę mocną ochronę.
Zawsze się zastanawiał czy w takich sytuacjach negocjacje mają jakikolwiek sens. Mógłby ich chociaż zaskoczyć na tyle, żeby spróbować uciec. Wartości bojowej nie przedstawiał żadnej, więc to odpadało. No cóż, najwyżej dostanie po mordzie. Albo go zabiją. Trochę głupia śmierć, ale z drugiej strony, nie był bohaterem epickiej sagi, żeby umierać w widowiskowy sposób. Przynajmniej nie musiałby się już męczyć w tym nieszczęsnym mieście. Miał tylko nadzieję, że ktoś kontynuowałby jego dzieło. Uważał, że to naprawdę dobry pomysł.
Czasem nawet w życiu dziennikarza parającego się opisywaniem historii tak pojebanego miejsca jak Riverdale zdarzały się momenty, kiedy po prostu musiał pójść do banku. Oczywiście wiedział, że teraz niemal wszystko można było załatwić przez internet, jednak był człowiekiem dosyć staromodnym pod tym względem i jakoś wolał patrzeć ludziom w twarz, kiedy załatwiał coś tak ważnego, jak lokata z całym swoim majątkiem. Nie był co prawda zbyt przywiązany do idei pieniądza, ale jednak fajne czasem kupić coś do jedzenia i mieć na przykład prąd.
Miał na sobie długi beżowy płaszcz, niczym detektyw ze starych filmów. Mógł schować niemal wszystko w obszernych kieszeniach, ale jak na razie były to tylko jego dłonie, a właściwie to jedna z nich. W drugiej trzymał papierosa, którego co jakiś czas przykładał do ust. Jak zwykle odleciał myślami w odległą galaktykę, rozważając na temat rzeczy, które wszyscy mają głęboko w dupie. I tak by pewnie dotarł do samego banku, nie zwracając uwagi na znajdujący się dookoła świat, gdyby jego czujne ucho nie wyłapało pewnego zdania, które nie powinno rozbrzmiewać w okolicach takiego budynku.
"Tym razem bez zwłok.".
Jean-Paul zatrzymał się gwałtownie i spojrzał na trójkę mężczyzn, obok których przechodził. Maski zdawały się dosyć jasno sugerować ich intencje. Z drugiej strony, była ich tylko trójka. No i... nie wyglądali na osoby, które właśnie planują obrobić bank. Czy to kolejny świeżo utworzony gang, który nie potrafił odpowiednio obrać celu i myślał, że z tak niewielką siłą uda im się sforsować Royal Bank of Canada? A może to tylko dywersja, a prawdziwa siła uderzeniowa nadciąga z innego miejsca?
Tak czy inaczej, na pewno już go zauważyli, bo zatrzymał się dosłownie przy nich. Kiepska sytuacja, zwłaszcza jeśli trafił na jakichś niezrównoważonych furiatów. Ale zawsze warto spróbować dialogu.
— Vous permettez, czy panowie mają zamiar napaść na bank? Pytam, bo jeśli tak, to wolałbym z niego skorzystać innego dnia, może jutro — zapytał grzecznie, pozwalając sobie nawet na miły uśmiech. — Poza tym, jeśli wolno mi coś zasugerować, trois to trochę za mało, jak na to miejsce, raczej bym odradzał. Mają naprawdę mocną ochronę.
Zawsze się zastanawiał czy w takich sytuacjach negocjacje mają jakikolwiek sens. Mógłby ich chociaż zaskoczyć na tyle, żeby spróbować uciec. Wartości bojowej nie przedstawiał żadnej, więc to odpadało. No cóż, najwyżej dostanie po mordzie. Albo go zabiją. Trochę głupia śmierć, ale z drugiej strony, nie był bohaterem epickiej sagi, żeby umierać w widowiskowy sposób. Przynajmniej nie musiałby się już męczyć w tym nieszczęsnym mieście. Miał tylko nadzieję, że ktoś kontynuowałby jego dzieło. Uważał, że to naprawdę dobry pomysł.
[ Przejmowanie terenu 5/15 ]
Na pytanie bruneta jedynie wzruszył ramionami. Chciałby móc odpowiedzieć mu na to pytanie, ale niestety nie posiadał takich informacji. Jego myśli zaczęły błądzić wokół jego przyjaciółki. Miał nadzieję, że Sunny nie wpadnie na genialny pomysł, aby wybyć z domu w momencie, kiedy oni tutaj starają się napaść na bank. Mimo jego maski, z łatwością by go rozpoznała. Niestety był mocno charakterystyczny.
Pokręcił głową na wygłupy dwójki chłopaków przed nim. Dobre spostrzeżenie. Czy nie jest ich za mało? Zanim zdążył dodać swoje trzy grosze, podszedł do nich jakiś randomowy koleś. Zmierzył go wzrokiem, pozwalając mu dokończyć. Hm.
- Oh, nie bój żaby, kolego. Mamy wszystko pod kontrolą. - kompletnie nie mają nic pod kontrolą, ale on nie musiał o tym wiedzieć. Rzeczywiście trójka to mogłoby być... średnio.
- Widzę jednak, że dość nieźle znasz się na tutejszym banku. Chcesz nam sprzedać jeszcze jakieś ciekawe newsy? Rzecz jasna wszystko zostanie pomiędzy nami, a my zadbamy, abyś mógł w spokoju skorzystać z banku. - w takich chwilach trzeba naprawdę korzystać z każdej okazji, jaka się napatoczy.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach