▲▼
Niestety i on nie miał żadnych przydatnych informacji o Gamblerze. Nie widział mężczyzny od czasu przejęcia jednego z barów. Szkoda, bo jednak zdecydowanie przydałaby się jeszcze jedna osoba, która sprawiłaby, że grupa wyglądałaby nieco poważniej. W końcu zamierzali przejąć bank, a nie sklep z gadżetami albo miejscowy bazar z warzywami i rzeczami niewiadomego pochodzenia.
Odetchnął z ulgą, kiedy poczuł, jak Słowik rozluźnia ręce i wypuszcza go z objęć. Odsunął się o krok, przesuwając wzrokiem od Słowika do deski. Może następnym razem to on go powinien jakoś zaskoczyć i przy okazji dokonać małej zemsty?
— Nie zapowiada się na to, żeby ktoś się jeszcze zjawił, chociaż... — wyciągnął komórkę z kieszeni. Szybkim ruchem odblokował ekran, by sprawdzić czat grupowy. — Nikt nie pisał, że jeszcze dołączyć, więc wchodzimy.
I niech się dzieje co chce, bo Rao nie czuł się wybitnym specjalistą od przekonywania innych do współpracy. Ale zawsze mógł stać przy Lisach i ładnie kiwać głową na potwierdzenie ich słów, ewentualnie posłużyć się deską i pokazać komuś, że nadaje się nie tylko do jeżdżenia po mieście.
Uniósł głowę, słysząc obcy głos. Napad na bank? Ale że oni? Gdyby nie widział, że mężczyzna patrzy prosto na nich, zacząłby się rozglądać i szukać innej, bardziej zorganizowanej grupy.
— Bez sensu — powiedział, wskazując ruchem ręki dużą informację wywieszona na drzwiach. — Jutro mają zamknięte, więc lepiej idź tam dzisiaj.
Zaśmiał się krótko, zupełnie jakby komentarz przechodzącego obok nich mężczyzny rzeczywiście go rozbawił. Zaraz jednak zwrócił się w jego stronę, salutując w wyraźnej parodii.
— Proszę się nie przejmować, choć bez wątpienia jestem nie lada fanem El casa de papel nie zamierzam wcielać ich planów w życie czy tworzyć sobie fałszywych nadziei, że wykonamy podobny skok co oni. Żaden ze mnie profesor — choć w serialu profesor tak czy inaczej działał zza kulisów i nie wdawał się w starcie bezpośrednie.
— Z przyjemnością odprowadzimy pana na miejsce, w końcu w towarzystwie zawsze raźniej, co nie chłopaki? — słowa, które nieustannie brzmiały w ten sam radosny sposób bez wątpienia mogły zaszczepiać odczucia zupełnie inne niż zaufanie. Podejrzliwość. Poczucie zastraszenia. Brak bezpieczeństwa. Nie trzeba było w końcu grozić komuś wprost, a pod największą życzliwością potrafiło się kryć dużo więcej niż wulgaryzmami i groźbami.
Czy to znaczyło, że Słowik mu groził? Niekoniecznie. Być może po prostu go testował sprawdzając jego reakcje, bądź najzwyczajniej w świecie robił sobie żarty. W Riverdale nigdy nie można było mieć całkowitej pewności.
— Dobra, nie ma tu co dalej sterczeć jak menel o suchym pysku. Jestem pewien, że jedna z konsultantek będzie wystarczająco uprzejma, by uraczyć nas pięcioma minutami swojej uwagi i towarzystwa — nim wezwie kogoś wyżej postawionego rzecz jasna. Nie zamierzał wdawać się w dyskusję ze zwyczajnym pionkiem.
— Oczywiście — powiedział, kiwając ochoczo głową na potwierdzenie swoich słów, mimo że niekoniecznie naprawdę brał pod uwagę możliwość odprowadzania nieznajomego na miejsce.
— No to idziemy, ale, eee, jak to było... — odwrócił się w stronę wejścia do banku. — Ja pukam, a ty mówisz? — No normalnie jak w podstawówce, kiedy dzieciakom brakowało śmiałości, aby przerwać nauczycielowi odpoczynek w pokoju nauczycielskim podczas przerwy. Co prawda do banku nikt nie musiał pukać, ale...
Skierował się do budynku, podnosząc pod drodze swoją deskę. Nim wszedł do środka, upewnił się, że reszta lisów nie została w tyle.
— Dzień dobry, witam w Royal Bank of Canada — Już na wejściu powitał ich radosny głos pracownicy, która uśmiechnęła się do nich promiennie. — Aktualnie wszystkie stanowiska są zajęte, jednak bardzo proszę o zdjęcie masek nim państwo przejdą dalej przez bramki, aby poczekać w poczekalni.
Rao mógłby przysiąść, że usłyszał w jej głosie nerwową nutę. Może i ona podzielała obawy mężczyzny, którego spotkali na zewnątrz?
— Z przyjemnością ustosunkujemy się do pani zaleceń, jednak czy najpierw... — zerknął w stronę Słowika, jakby szukał w nim jakiegoś punktu zaczepiania. Cholera. — mogłaby pani poprosić swojego przełożonego?
Kobieta spojrzała na nich z mieszanką niepewności i wyuczonej uprzejmości.
— Oczywiście. Czy coś się stało? Może ja zdołam rozwiązać pański problem albo doradzić?
— Nie, nie, proszę się nie martwić. Nie ma żadnego problemu. Można powiedzieć, że mamy do omówienia pewną sprawę.
— Dobrze, proszę poczekać.
Wbił wzrok z odchodzącą kobietę, zastanawiając się ile nabił u niej punktów podejrzliwości, bo z pewnością mocno minął się z umiejętnością niewzbudzania u innych podejrzeń.
— Ej, chłopaki, myślicie, że serio poszła po przełożonego czy od razu zawiadomiła ochronę, żeby mieli na nas oko?
Bardzo ładnie sobie radzili bez niej, więc nie chciała przeszkadzać, ale jakoś tak.. zbyt łatwo to wszystko szlo. Nie żeby to było coś nowego dla Lisów - w końcu wszystko prawie zawsze było rozwiązywane polubownie na ich przejęciach, przez co faktycznie wyglądało to na wejście danych placówek pod niemalże darmowy patronat.
Ale teraz jakoś jej to śmierdziało. Głównie przez to stwierdziła, że jednak dołączy do gry, chociażby jako cichy strażnik z otchłani.
- Co tam, potrzebujecie pomocy czy może jednak potrzebujecie pomocy? - rozbrzmiał głos z otchłani, albo raczej - jak zawsze - z telefonów w ich kieszeniach, dłoniach, czymkolwiek. Za każdym razem mogli sobie tylko wyobrażać ten gremlini wyszczerz rozciągający jej twarz kiedy miała naciskać przycisk broadcastowania swojego przepięknego głosu. - Mogę albo puścić lisie hity i newsy z głównych głośników, albo spróbować się dokopać do gabinetu kogokolwiek kto teraz tu ogarnia. Tylko to może mi zająć ze dwie minutki.
Realistycznie, no co.
Zmarszczył brwi, słysząc kobiecy głos. Chwilę zajęło mu połączenie kropek w mózgu i zorientowanie się, skąd dobiega dźwięk. Szybko wydobył komórkę z kieszeni, ściszając nieco głośność, aby przypadkiem nikt poza nimi nie mógł dokładnie usłyszeć słów Nebit.
— Wstrzymaj lisie hity na czarną godzinę — odparł, patrząc w stronę, w którą poszła kobieta. — Najpierw spróbujemy dogadać się pokojowo, czy jakoś tak. O ile nas nie wywalą.
Zawsze mogło okazać się, że lada chwila zamiast pracownicy ujrzą jakichś dwóch osiłków z napisem “ochrona” na ubraniu. Na szczęście chłopak nie musiał długo czekać, by rozwiać swoje przypuszczenia. Zza zakrętu wyszła ta sama kobieta, która przywitała go przy wejściu.
— Poinformowałam przełożonego, jednak ma teraz ważną telekonferencję i niestety nie mogę zagwarantować, że szybko ją skończy, więc jeśli chcą się z nim państwo zobaczyć, bardzo proszę o cierpliwość.
Rao kiwnął głową na potwierdzenie. Czy chciało mu się czekać nie wiadomo ile? Niezbyt. Dlatego podniósł telefon do ucha z zamiarem włączenia Nebit do akcji.
— Jesteś w stanie sprawdzić czy faktycznie jej szef teraz ma jakieś spotkanie i ewentualnie je przerwać, jeśli będzie się ciągnęło?
"Wstrzymaj lisie hity na czarną godzinę."
Stęknęła zawiedziona. No nic, musiała się wykazać jakoś inaczej, skoro postanowiła się już z nimi przywitać. Na szczęście pani pracownik wróciła do nich z pozornie negatywną wieścią, która dla niej była wręcz fantastyczna. Nebit, pora zabłysnąć.
Pan kierownik nawet jej to ułatwił. I urozmaicił. Choć w nieco obrzydliwy sposób.
- Błagam, jakaś pracownica opindala mu gałę pod stołem - parsknęła, choć cięzko było rozszyfrować czy z rozbawienia, czy z pogardą. - Dajcie mi minutę, możecie wbić do roomu jak dostaniecie powiadomienie.
I z tym pięknym akcentem na chwilę stracili ją z uszu. Za to biedny dyrektor usłyszał odchrząknięcie na ekranie swojego tabletu. Chciał mieć ważną konferencję to ją dostał. A Lisy miały dostać powiadomienia i dostały, dzięki czemu mogły podziwiać mordę typowego bogatego łysola w garniturku, który zaraz miał doświadczyć albo ejakulacji, albo zawału. Albo obydwu naraz.
- Dzieeeeń dobry, wiewiórki i bobry, mam nadzieję, że Tiffany tam na dole smakuje jej lunch, ale potrzebujemy chwili sam na sam z panem menagogusiem. Rozumiesz, też chcemy spróbować.
Biedny człowiek nawet nie wiedział co powiedzieć, tylko siedział jak taka nieszczęsna ryba, otwierając i zamykając usta. Błagam, tylko nie dostań tego zawału. Za to pani pracownica (Nebit w sumie nie miała pojęcia, czy miała na imię Tiffany, wpadło jej to zwyczajnie do głowy) uciekła w popłochu, ocierając jeszcze twarz, czego akurat nikt już nie zauważył.
- Pana poproszę o zapięcie rozporka, a kolegów zapraszam za koleżanką zza wejścia.
Parsknął urwanym śmiechem, słysząc Nebit. Pięknie, czyli to była ta ważna telekonferencja. No naprawdę, istnieją lepsze sposoby na zniechęcenie kogoś do czekania niż podawanie tak słabej wymówki, którą można było szybko i łato obalić za pomocą zdolnej hakerki.
— Eeeeej, ja wcale nie chcę spróbować. On jest obleśny, fuj — oburzył się. Naprawdę nie chciał zabierać Tiffany jej lunchu. Może była bardzo głodna i przez to zbyt zdesperowana...
Ruszył w kierunku gabinetu. Jednak nie zaszedł zbyt daleko. Jeden z ochroniarzy zaszedł mu drogę, odchrząkując głośno.
— A ty gdzie? Wyjście jest w drugą stronę.
No do jasnej cholery.
Nawet deska dająca plus dziesięć procent do ataku nie pomogłaby mu w starciu z takim gorylem. Facet wydawał się przynajmniej dwa razy wyższy i szerszy niż Rao, który na jego tle raczej nie przypominał dobrego materiału na przeciwnika sparingowego.
— Mam rozmowę z waszym szefem. Okazało się, że macie fatalne zabezpie--
Nie dokończył zdania, widząc, jak z jednego z pomieszczeń w pośpiechu wychodzi mężczyzna, którego wcześniej pochłonęło niezwykle ważne spotkanie. Tym razem był już w całości ubrany.
— Przepuść go, ale nie odchodź daleko od moich drzwi.
Chłopak wyminął ochroniarza i bez słowa wszedł do gabinetu. Nie podchodził do biurka, pod którym jeszcze chwilę temu klęczał ktoś inny.
— Jeśli natychmiast nie zostawicie banku, zajmie się wami nie tylko moja ochrona, ale i policja.
Rao uniósł brew, nie kryjąc pełnego zwątpienia w swoim spojrzeniu. Oparł się plecami o ścianę, zginając jedną nogę w kolanie.
— Myślę, że na razie zależy panu na spokojnym załatwieniu sprawy i niestraszeniu klientów nagłym wybuchem awantury. Proponuję, aby poszedł pan z nami na ugodę, inaczej moja znajoma może zacząć się nudzić i robić różne dziwne rzeczy. — Ale zaraz, czy rozmowa nie miała się odbyć bez szantażu? — Nebit, zechcesz zademonstrować panu część swoich możliwości?
Fajnie było jednak planować na wiecznym home office, przynajmniej nie musiała martwić się o osiłków próbujących testować swoich umiejętności zastraszania biednych rudych kit.
Po tym jak już powiedziała swoje, zostawiła wszelkie negocjacje reszcie, tylko czekając na ewentualny znak od bogów. Albo pobratymców. I nie musiała za długo czekać.
Demonstracja, robi się. Zachichotała złowieszczo i wszyscy mogli się tylko spodziewać tego mordu.
- Woli pan kakofonię, zablokowanie wszystkich kont i powolne wykradanie wszystkich pieniędzy czy jednak się dogadamy? Polecam w sumie zerknąć na swoje.
Bo trochę z niego ubyło. Może nie jakaś niesamowita suma, zaledwie paręset dolarów, ale przelew na losowy numer konta pod wdzięcznym tytułem "Na lisie dziwki i rudy koks" mówił sam za siebie.
- Nie ukrywam, że musiałam sobie pana sprawdzić już kilka godzin temu i kminić, jak się do pana dostać, więc złapanie wszystkich mieszkańców Riverdale zajęłoby mi pewnie trochę czasu, ale... no cóż, pan może być ogołocony tu i teraz. A to dorzucam w gratisie - na sam koniec dało się słyszeć tylko charakterystyczne uderzenie o zmęczony już życiem klawisz spacji.
A potem zaczęły się tortury. Biedna Nebit zwijała się ze śmiechu tak, że prawie spadła jej maska.
Wiedział, że dziewczyna go nie zawiedzie i pokaże, że jest niezastąpioną hakerką. Wkroczyła do akcji równie sprawnie jak zawsze, sprawiając, że Rao po raz kolejny poczuł, że naprawdę nie chciałby w przyszłości zajść jej za skórę. Mogłoby to się skończyć nieprzyjemną niespodzianką w postaci wyczyszczonego konta.
Mężczyzna z przerażeniem sięgnął do swojej komórki, na której odpalił aplikację banku. Najwyraźniej to, co zobaczył, wprawiło go w niemałe zaskoczenie i osłupienie, bo dosłownie zastygł w miejscu na kilka sekund, patrząc na ekran z rozdziawionymi ustami.
— Słuchaj no, dzieciaku — wycedził, gdy neurony w mózgu na nowo zaczęły przekazywać sobie wzajemnie informacje. Spojrzał na Rao, wykrzywiając usta w grymasie niezadowolenia. — Nie będzie wam tak do śmiechu, jak moi ochroniarze sprawią, że wylecicie stąd z hukiem.
Chińczyk odepchnął się od ściany, wzdychając cicho. Zdecydowanie nie podobała mu się wizja konfrontacji z wielkimi osiłkami mogącymi zmieść go z powierzchni ziemi za pomocą paru ciosów.
— Może nas pan stąd wykurzyć, ale wtedy straci pan dosłownie wszystko, bo jak widać dostanie się do pańskiego konta jest dziecinnie proste, a na dodatek mamy dużą przewagę, bo choćby pan chciał, to nie uda się panu namierzyć naszej super lisicy.
Uśmiechnął się, gdy zaczęła grać muzyka. Dobrze, że maska ciągle zakrywała połowę jego twarzy, dzięki czemu w oczach mężczyzny wciąż mógł wyglądać na całkowicie poważnego.
— Przeklęte lisy — wymamrotał, siadając na swoim fotelu. — Jeśli zgodzę się na współpracę z wami, to moje pieniądze do mnie wrócą i obiecacie już nigdy ich nie ruszać?
— Ma to pan jak w banku.
Dogadanie się jednak nie było takie ciężkie, jak wydawało się na początku. Jednak dopiero po wyjściu z budynku Rao będzie mógł w pełni odetchnąć i poczuć, jak uchodzi z niego całe napięcie.
Jonathan podrzucił nieznacznie plecak na plecach, układając go nieco wygodniej, gdy lisi brelok wbił się w jego łopatkę pozostawiając po sobie solidny dyskomfort. Musiał wymyślić coś, żeby przestały przechodzić przez uchwyt i go drażnić.
— Heeejaaa! — raz po raz machał entuzjastycznie ręką, witając się z mijającymi go znajomymi. Co jakiś czas przystawał na sekundę podpytując ich o to co robili poprzedniego dnia i spamował na messengerze wiadomość po wiadomości.
— Hej Amber, twoje nowe włosy są totalnie coooool — pokazał jej kciuk w górę, podziwiając różowe kosmyki przez całe dziesięć sekund. Nic dziwnego, że dziewczyna zaśmiała się, zaraz uśmiechając w jego stronę.
— Dzięki!
Jego uwaga rzecz jasna padła tak szybko jak się pojawiła. Zwłaszcza, że po obróceniu się zdrowym okiem w kierunku korytarza, dostrzegł osobę, której szukał od samego początku.
— XAXA! HEJ! TU JESTEM! XAXA! — chyba pół szkoły zwróciło właśnie głowę w jego kierunku. Skakał w górę i machał energicznie z wyszczerzem tak szerokim jakby chłopak miał mu właśnie podarować prezent urodzinowy. Ruszył w jego stronę biegiem, zaraz rzucając się na biednego Nathaniela i dusząc go w uścisku.
— Myślałem, że zostałeś w domu, MARTWIŁEM SIĘ O CIEBIE — krzyczenie mu do ucha zdecydowanie nie było najbardziej komfortowym pomysłem świata, ale jak widać ekscytacja poniosła go zbyt mocno, by myślał w tym momencie racjonalnie.
First topic message reminder :
TEREN
FOXES
FOXES
Royal Bank of Canada
Teren broniony przez 5 bonusowych NPC.
Choć w Kanadzie Royal Bank of Canada dorobił się miana drugiego najpopularniejszego banku, w Riverdale City bez wątpienia jest numerem jeden. Może się pochwalić nie tylko gigantycznymi zabezpieczeniami, jeszcze większymi ilościami pieniędzy pochowanych po skrytkach, ale przede wszystkim zaufaniem klientów i absolutnym profesjonalizmem pracowników. Chcesz założyć gdzieś konto bądź przechować swoje zarobki? Royal Bank z pewnością nie tylko odpowie na wszystkie twoje potrzeby, ale i zapewni, że nie stracisz ich podczas napadu. I choć nadal znajdują się pojedynczy śmiałkowie, którzy próbują przetestować zdolności tutejszej bezlitosnej ochrony, większość z nich sprawdza obecnie warunku zakładu karnego od środka. Reszta natomiast wącha kwiatki od spodu.
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, wymagania do ich pokonania wzrastają dwukrotnie. Oznacza to, że do pokonania jednego Niepoczytalnego musicie wykonać jedną z poniższych akcji:
→ osiem udanych ataków wręcz;
→ cztery udane ataki z użyciem zakupionej broni białej;
→ dwa udane ataki z użyciem zakupionej broni palnej/granatu.
__________
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, wymagania do ich pokonania wzrastają dwukrotnie. Oznacza to, że do pokonania jednego Niepoczytalnego musicie wykonać jedną z poniższych akcji:
→ osiem udanych ataków wręcz;
→ cztery udane ataki z użyciem zakupionej broni białej;
→ dwa udane ataki z użyciem zakupionej broni palnej/granatu.
[ Przejmowanie terenu 6/15 ]
Niestety i on nie miał żadnych przydatnych informacji o Gamblerze. Nie widział mężczyzny od czasu przejęcia jednego z barów. Szkoda, bo jednak zdecydowanie przydałaby się jeszcze jedna osoba, która sprawiłaby, że grupa wyglądałaby nieco poważniej. W końcu zamierzali przejąć bank, a nie sklep z gadżetami albo miejscowy bazar z warzywami i rzeczami niewiadomego pochodzenia.
Odetchnął z ulgą, kiedy poczuł, jak Słowik rozluźnia ręce i wypuszcza go z objęć. Odsunął się o krok, przesuwając wzrokiem od Słowika do deski. Może następnym razem to on go powinien jakoś zaskoczyć i przy okazji dokonać małej zemsty?
— Nie zapowiada się na to, żeby ktoś się jeszcze zjawił, chociaż... — wyciągnął komórkę z kieszeni. Szybkim ruchem odblokował ekran, by sprawdzić czat grupowy. — Nikt nie pisał, że jeszcze dołączyć, więc wchodzimy.
I niech się dzieje co chce, bo Rao nie czuł się wybitnym specjalistą od przekonywania innych do współpracy. Ale zawsze mógł stać przy Lisach i ładnie kiwać głową na potwierdzenie ich słów, ewentualnie posłużyć się deską i pokazać komuś, że nadaje się nie tylko do jeżdżenia po mieście.
Uniósł głowę, słysząc obcy głos. Napad na bank? Ale że oni? Gdyby nie widział, że mężczyzna patrzy prosto na nich, zacząłby się rozglądać i szukać innej, bardziej zorganizowanej grupy.
— Bez sensu — powiedział, wskazując ruchem ręki dużą informację wywieszona na drzwiach. — Jutro mają zamknięte, więc lepiej idź tam dzisiaj.
[ Przejmowanie terenu 7/15 ]
Zaśmiał się krótko, zupełnie jakby komentarz przechodzącego obok nich mężczyzny rzeczywiście go rozbawił. Zaraz jednak zwrócił się w jego stronę, salutując w wyraźnej parodii.
— Proszę się nie przejmować, choć bez wątpienia jestem nie lada fanem El casa de papel nie zamierzam wcielać ich planów w życie czy tworzyć sobie fałszywych nadziei, że wykonamy podobny skok co oni. Żaden ze mnie profesor — choć w serialu profesor tak czy inaczej działał zza kulisów i nie wdawał się w starcie bezpośrednie.
— Z przyjemnością odprowadzimy pana na miejsce, w końcu w towarzystwie zawsze raźniej, co nie chłopaki? — słowa, które nieustannie brzmiały w ten sam radosny sposób bez wątpienia mogły zaszczepiać odczucia zupełnie inne niż zaufanie. Podejrzliwość. Poczucie zastraszenia. Brak bezpieczeństwa. Nie trzeba było w końcu grozić komuś wprost, a pod największą życzliwością potrafiło się kryć dużo więcej niż wulgaryzmami i groźbami.
Czy to znaczyło, że Słowik mu groził? Niekoniecznie. Być może po prostu go testował sprawdzając jego reakcje, bądź najzwyczajniej w świecie robił sobie żarty. W Riverdale nigdy nie można było mieć całkowitej pewności.
— Dobra, nie ma tu co dalej sterczeć jak menel o suchym pysku. Jestem pewien, że jedna z konsultantek będzie wystarczająco uprzejma, by uraczyć nas pięcioma minutami swojej uwagi i towarzystwa — nim wezwie kogoś wyżej postawionego rzecz jasna. Nie zamierzał wdawać się w dyskusję ze zwyczajnym pionkiem.
[ Przejmowanie terenu 8/15 ]
— Oczywiście — powiedział, kiwając ochoczo głową na potwierdzenie swoich słów, mimo że niekoniecznie naprawdę brał pod uwagę możliwość odprowadzania nieznajomego na miejsce.
— No to idziemy, ale, eee, jak to było... — odwrócił się w stronę wejścia do banku. — Ja pukam, a ty mówisz? — No normalnie jak w podstawówce, kiedy dzieciakom brakowało śmiałości, aby przerwać nauczycielowi odpoczynek w pokoju nauczycielskim podczas przerwy. Co prawda do banku nikt nie musiał pukać, ale...
Skierował się do budynku, podnosząc pod drodze swoją deskę. Nim wszedł do środka, upewnił się, że reszta lisów nie została w tyle.
— Dzień dobry, witam w Royal Bank of Canada — Już na wejściu powitał ich radosny głos pracownicy, która uśmiechnęła się do nich promiennie. — Aktualnie wszystkie stanowiska są zajęte, jednak bardzo proszę o zdjęcie masek nim państwo przejdą dalej przez bramki, aby poczekać w poczekalni.
Rao mógłby przysiąść, że usłyszał w jej głosie nerwową nutę. Może i ona podzielała obawy mężczyzny, którego spotkali na zewnątrz?
— Z przyjemnością ustosunkujemy się do pani zaleceń, jednak czy najpierw... — zerknął w stronę Słowika, jakby szukał w nim jakiegoś punktu zaczepiania. Cholera. — mogłaby pani poprosić swojego przełożonego?
Kobieta spojrzała na nich z mieszanką niepewności i wyuczonej uprzejmości.
— Oczywiście. Czy coś się stało? Może ja zdołam rozwiązać pański problem albo doradzić?
— Nie, nie, proszę się nie martwić. Nie ma żadnego problemu. Można powiedzieć, że mamy do omówienia pewną sprawę.
— Dobrze, proszę poczekać.
Wbił wzrok z odchodzącą kobietę, zastanawiając się ile nabił u niej punktów podejrzliwości, bo z pewnością mocno minął się z umiejętnością niewzbudzania u innych podejrzeń.
— Ej, chłopaki, myślicie, że serio poszła po przełożonego czy od razu zawiadomiła ochronę, żeby mieli na nas oko?
[ przejęcie tematu 9/15 ]
Bardzo ładnie sobie radzili bez niej, więc nie chciała przeszkadzać, ale jakoś tak.. zbyt łatwo to wszystko szlo. Nie żeby to było coś nowego dla Lisów - w końcu wszystko prawie zawsze było rozwiązywane polubownie na ich przejęciach, przez co faktycznie wyglądało to na wejście danych placówek pod niemalże darmowy patronat.
Ale teraz jakoś jej to śmierdziało. Głównie przez to stwierdziła, że jednak dołączy do gry, chociażby jako cichy strażnik z otchłani.
- Co tam, potrzebujecie pomocy czy może jednak potrzebujecie pomocy? - rozbrzmiał głos z otchłani, albo raczej - jak zawsze - z telefonów w ich kieszeniach, dłoniach, czymkolwiek. Za każdym razem mogli sobie tylko wyobrażać ten gremlini wyszczerz rozciągający jej twarz kiedy miała naciskać przycisk broadcastowania swojego przepięknego głosu. - Mogę albo puścić lisie hity i newsy z głównych głośników, albo spróbować się dokopać do gabinetu kogokolwiek kto teraz tu ogarnia. Tylko to może mi zająć ze dwie minutki.
Realistycznie, no co.
[ Przejmowanie terenu 10/15 ]
Zmarszczył brwi, słysząc kobiecy głos. Chwilę zajęło mu połączenie kropek w mózgu i zorientowanie się, skąd dobiega dźwięk. Szybko wydobył komórkę z kieszeni, ściszając nieco głośność, aby przypadkiem nikt poza nimi nie mógł dokładnie usłyszeć słów Nebit.
— Wstrzymaj lisie hity na czarną godzinę — odparł, patrząc w stronę, w którą poszła kobieta. — Najpierw spróbujemy dogadać się pokojowo, czy jakoś tak. O ile nas nie wywalą.
Zawsze mogło okazać się, że lada chwila zamiast pracownicy ujrzą jakichś dwóch osiłków z napisem “ochrona” na ubraniu. Na szczęście chłopak nie musiał długo czekać, by rozwiać swoje przypuszczenia. Zza zakrętu wyszła ta sama kobieta, która przywitała go przy wejściu.
— Poinformowałam przełożonego, jednak ma teraz ważną telekonferencję i niestety nie mogę zagwarantować, że szybko ją skończy, więc jeśli chcą się z nim państwo zobaczyć, bardzo proszę o cierpliwość.
Rao kiwnął głową na potwierdzenie. Czy chciało mu się czekać nie wiadomo ile? Niezbyt. Dlatego podniósł telefon do ucha z zamiarem włączenia Nebit do akcji.
— Jesteś w stanie sprawdzić czy faktycznie jej szef teraz ma jakieś spotkanie i ewentualnie je przerwać, jeśli będzie się ciągnęło?
[ przejęcie tematu 11/15 ]
"Wstrzymaj lisie hity na czarną godzinę."
Stęknęła zawiedziona. No nic, musiała się wykazać jakoś inaczej, skoro postanowiła się już z nimi przywitać. Na szczęście pani pracownik wróciła do nich z pozornie negatywną wieścią, która dla niej była wręcz fantastyczna. Nebit, pora zabłysnąć.
Pan kierownik nawet jej to ułatwił. I urozmaicił. Choć w nieco obrzydliwy sposób.
- Błagam, jakaś pracownica opindala mu gałę pod stołem - parsknęła, choć cięzko było rozszyfrować czy z rozbawienia, czy z pogardą. - Dajcie mi minutę, możecie wbić do roomu jak dostaniecie powiadomienie.
I z tym pięknym akcentem na chwilę stracili ją z uszu. Za to biedny dyrektor usłyszał odchrząknięcie na ekranie swojego tabletu. Chciał mieć ważną konferencję to ją dostał. A Lisy miały dostać powiadomienia i dostały, dzięki czemu mogły podziwiać mordę typowego bogatego łysola w garniturku, który zaraz miał doświadczyć albo ejakulacji, albo zawału. Albo obydwu naraz.
- Dzieeeeń dobry, wiewiórki i bobry, mam nadzieję, że Tiffany tam na dole smakuje jej lunch, ale potrzebujemy chwili sam na sam z panem menagogusiem. Rozumiesz, też chcemy spróbować.
Biedny człowiek nawet nie wiedział co powiedzieć, tylko siedział jak taka nieszczęsna ryba, otwierając i zamykając usta. Błagam, tylko nie dostań tego zawału. Za to pani pracownica (Nebit w sumie nie miała pojęcia, czy miała na imię Tiffany, wpadło jej to zwyczajnie do głowy) uciekła w popłochu, ocierając jeszcze twarz, czego akurat nikt już nie zauważył.
- Pana poproszę o zapięcie rozporka, a kolegów zapraszam za koleżanką zza wejścia.
[ Przejmowanie terenu 12/15 ]
Parsknął urwanym śmiechem, słysząc Nebit. Pięknie, czyli to była ta ważna telekonferencja. No naprawdę, istnieją lepsze sposoby na zniechęcenie kogoś do czekania niż podawanie tak słabej wymówki, którą można było szybko i łato obalić za pomocą zdolnej hakerki.
— Eeeeej, ja wcale nie chcę spróbować. On jest obleśny, fuj — oburzył się. Naprawdę nie chciał zabierać Tiffany jej lunchu. Może była bardzo głodna i przez to zbyt zdesperowana...
Ruszył w kierunku gabinetu. Jednak nie zaszedł zbyt daleko. Jeden z ochroniarzy zaszedł mu drogę, odchrząkując głośno.
— A ty gdzie? Wyjście jest w drugą stronę.
No do jasnej cholery.
Nawet deska dająca plus dziesięć procent do ataku nie pomogłaby mu w starciu z takim gorylem. Facet wydawał się przynajmniej dwa razy wyższy i szerszy niż Rao, który na jego tle raczej nie przypominał dobrego materiału na przeciwnika sparingowego.
— Mam rozmowę z waszym szefem. Okazało się, że macie fatalne zabezpie--
Nie dokończył zdania, widząc, jak z jednego z pomieszczeń w pośpiechu wychodzi mężczyzna, którego wcześniej pochłonęło niezwykle ważne spotkanie. Tym razem był już w całości ubrany.
— Przepuść go, ale nie odchodź daleko od moich drzwi.
Chłopak wyminął ochroniarza i bez słowa wszedł do gabinetu. Nie podchodził do biurka, pod którym jeszcze chwilę temu klęczał ktoś inny.
— Jeśli natychmiast nie zostawicie banku, zajmie się wami nie tylko moja ochrona, ale i policja.
Rao uniósł brew, nie kryjąc pełnego zwątpienia w swoim spojrzeniu. Oparł się plecami o ścianę, zginając jedną nogę w kolanie.
— Myślę, że na razie zależy panu na spokojnym załatwieniu sprawy i niestraszeniu klientów nagłym wybuchem awantury. Proponuję, aby poszedł pan z nami na ugodę, inaczej moja znajoma może zacząć się nudzić i robić różne dziwne rzeczy. — Ale zaraz, czy rozmowa nie miała się odbyć bez szantażu? — Nebit, zechcesz zademonstrować panu część swoich możliwości?
[ przejęcie tematu 13/15 ]
Fajnie było jednak planować na wiecznym home office, przynajmniej nie musiała martwić się o osiłków próbujących testować swoich umiejętności zastraszania biednych rudych kit.
Po tym jak już powiedziała swoje, zostawiła wszelkie negocjacje reszcie, tylko czekając na ewentualny znak od bogów. Albo pobratymców. I nie musiała za długo czekać.
Demonstracja, robi się. Zachichotała złowieszczo i wszyscy mogli się tylko spodziewać tego mordu.
- Woli pan kakofonię, zablokowanie wszystkich kont i powolne wykradanie wszystkich pieniędzy czy jednak się dogadamy? Polecam w sumie zerknąć na swoje.
Bo trochę z niego ubyło. Może nie jakaś niesamowita suma, zaledwie paręset dolarów, ale przelew na losowy numer konta pod wdzięcznym tytułem "Na lisie dziwki i rudy koks" mówił sam za siebie.
- Nie ukrywam, że musiałam sobie pana sprawdzić już kilka godzin temu i kminić, jak się do pana dostać, więc złapanie wszystkich mieszkańców Riverdale zajęłoby mi pewnie trochę czasu, ale... no cóż, pan może być ogołocony tu i teraz. A to dorzucam w gratisie - na sam koniec dało się słyszeć tylko charakterystyczne uderzenie o zmęczony już życiem klawisz spacji.
A potem zaczęły się tortury. Biedna Nebit zwijała się ze śmiechu tak, że prawie spadła jej maska.
[ Przejmowanie terenu 14/15 ]
Nie było jej, miała ważne rzeczy do załatwienia. Owszem. Poniekąd pozałatwiała już większość spraw. Teraz została jej ostatnia rzecz. Dusiła się w tym oficjalnym stroju i zaraz po wyjściu z domu miała ochotę wywalić obcasy gdzieś po drodze. Włosy związane w kucyk i delikatny makijaż mający na celu przysłonięcie blizny na oku. Czego się nie robi dla większej sprawy prawda? Ruszyła w stronę banku zachodząc po drodze po kawę. No dobra. Kubek czekolady, nie przepadała za kawą.
Podłączyła słuchawki do telefonu, w razie czego gdyby ich Nebitka znów hakowała wszystko w czasie i przestrzeni. Nie chciała by jej telefon się odzywał przy okazji. Znalazła Liski szykujące się do wejścia do banku. Dobrze. Wmieszała się w tłum obserwując ich. Uśmiechnęła się lekko. Bawili się dobrze. Doskonale! Szybko wystukała wiadomość do Nebitki, kiedy tylko znikali w budynku banku.
"Daj mi podsłuch tego co się dzieje przy grupie w banku. I ani słowa. :3" - Schowała telefon do kieszonki wchodząc po chwili za resztą. Ustawi się w kolejce jak grzeczny obywatel i będzie nasłuchiwać! W razie czego wkroczy do akcji! Słysząc nowy podkład muzyczny miała ochotę zrobić to już teraz.... będzie dobrze Lark, wszystko jest pod kontrolą,
Podłączyła słuchawki do telefonu, w razie czego gdyby ich Nebitka znów hakowała wszystko w czasie i przestrzeni. Nie chciała by jej telefon się odzywał przy okazji. Znalazła Liski szykujące się do wejścia do banku. Dobrze. Wmieszała się w tłum obserwując ich. Uśmiechnęła się lekko. Bawili się dobrze. Doskonale! Szybko wystukała wiadomość do Nebitki, kiedy tylko znikali w budynku banku.
"Daj mi podsłuch tego co się dzieje przy grupie w banku. I ani słowa. :3" - Schowała telefon do kieszonki wchodząc po chwili za resztą. Ustawi się w kolejce jak grzeczny obywatel i będzie nasłuchiwać! W razie czego wkroczy do akcji! Słysząc nowy podkład muzyczny miała ochotę zrobić to już teraz.... będzie dobrze Lark, wszystko jest pod kontrolą,
[ Przejmowanie terenu 15/15 ]
Wiedział, że dziewczyna go nie zawiedzie i pokaże, że jest niezastąpioną hakerką. Wkroczyła do akcji równie sprawnie jak zawsze, sprawiając, że Rao po raz kolejny poczuł, że naprawdę nie chciałby w przyszłości zajść jej za skórę. Mogłoby to się skończyć nieprzyjemną niespodzianką w postaci wyczyszczonego konta.
Mężczyzna z przerażeniem sięgnął do swojej komórki, na której odpalił aplikację banku. Najwyraźniej to, co zobaczył, wprawiło go w niemałe zaskoczenie i osłupienie, bo dosłownie zastygł w miejscu na kilka sekund, patrząc na ekran z rozdziawionymi ustami.
— Słuchaj no, dzieciaku — wycedził, gdy neurony w mózgu na nowo zaczęły przekazywać sobie wzajemnie informacje. Spojrzał na Rao, wykrzywiając usta w grymasie niezadowolenia. — Nie będzie wam tak do śmiechu, jak moi ochroniarze sprawią, że wylecicie stąd z hukiem.
Chińczyk odepchnął się od ściany, wzdychając cicho. Zdecydowanie nie podobała mu się wizja konfrontacji z wielkimi osiłkami mogącymi zmieść go z powierzchni ziemi za pomocą paru ciosów.
— Może nas pan stąd wykurzyć, ale wtedy straci pan dosłownie wszystko, bo jak widać dostanie się do pańskiego konta jest dziecinnie proste, a na dodatek mamy dużą przewagę, bo choćby pan chciał, to nie uda się panu namierzyć naszej super lisicy.
Uśmiechnął się, gdy zaczęła grać muzyka. Dobrze, że maska ciągle zakrywała połowę jego twarzy, dzięki czemu w oczach mężczyzny wciąż mógł wyglądać na całkowicie poważnego.
— Przeklęte lisy — wymamrotał, siadając na swoim fotelu. — Jeśli zgodzę się na współpracę z wami, to moje pieniądze do mnie wrócą i obiecacie już nigdy ich nie ruszać?
— Ma to pan jak w banku.
Dogadanie się jednak nie było takie ciężkie, jak wydawało się na początku. Jednak dopiero po wyjściu z budynku Rao będzie mógł w pełni odetchnąć i poczuć, jak uchodzi z niego całe napięcie.
Słowik zamiast ruszyć za resztą Lisów pozostał przed drzwiami. Zawsze załatwiał podobne sprawy z Lark, więc nic się nie stanie jeśli raz pozwoli się tym zająć innym. Podczas gdy Rao i Nebit odwalali swoje show, chłopak stanął sobie bezczelnie przed czepliwym ochroniarzem. Dzięki temu, że jego maska zasłaniała oczy, mógł szeroko się do niego uśmiechać (nie odsłaniając przy tym zębów, by wyglądać jeszcze bardziej bezczelnie) postukując kijem baseballowym w ziemię. Ochroniarz dzielnie znosił jego zaczepki przez trzy minuty, nim dźwięk wyraźnie zaczął odbijać się echem w jego głowie.
— Możesz przestać?
— O rany, ależ pan jest bezpośredni, tak od razu przechodzić na ty. Onieśmielił mnie pan. Ale skoro już wchodzimy w bliższą relację, Słowik jestem — wyciągnął do niego dłoń, wyraźnie czekając na uścisk, który nigdy nie nastąpił. Zacmokał kilka razy wyraźnie zawiedziony.
— Rany, nie tylko bezpośredni, ale i niewychowany. Spodziewałem się czegoś innego po tak prestiżowym banku — głos, którego używał był dwa razy bardziej irytujący niż zwykle. Do tego stopnia, że wręcz widział wyskakującą na jego czole żyłkę.
— Skoro nie chcesz się ze mną kulturalnie przywitać to będę ci mówił Ben. W porządku Ben? Teraz możemy już zostać kumplami.
— Nie trzymam się z ludźmi waszego pokroju.
— Naszego pokroju? Jestem oburzony, dyskryminuje mnie pan ze względu na moje pochodzenie? — podniesiony głos Słowika poniósł się przez cały budynek. Kilkunastu klientów obróciło głowę w ich stronę, wyraźnie zestrofowane nagłym komentarzem. Jakby nie patrzeć Riverdale mogło być jakie być, ale rasizm w Kanadzie nigdy nie był mile widziany.
— Co? Nie o to mi-
— Tylko dlatego, że moi rodzice byli imigrantami nie znaczy, że nie czuję się Kanadyjczykiem. Bardzo ciężko pracowali, by się tu dostać. A co ty zrobiłeś, Ben? Urodziłeś się w Riverdale City, pewnie dostałeś wszystko pod nos i czujesz się lepszy ode mnie? Naprawdę, może i jesteś tylko ochroniarzem BEN, ale jak już mówiłem, oczekiwałem czegoś więcej po pracowniku tak prestiżowego banku.
— Mam na imię George — w głosie ochroniarza pojawiło się wyraźne poirytowanie, mimo że zerknął szybko w stronę szepczących pomiędzy sobą klientów. Słowik momentalnie się rozpromienił.
— Miło mi cię poznać, George. Nie można było tak od razu? — gdzie jego medal za bycie mistrzem wymyślania łzawych historyjek i najbardziej wkurwiającą osobowość?
— Możesz przestać?
— O rany, ależ pan jest bezpośredni, tak od razu przechodzić na ty. Onieśmielił mnie pan. Ale skoro już wchodzimy w bliższą relację, Słowik jestem — wyciągnął do niego dłoń, wyraźnie czekając na uścisk, który nigdy nie nastąpił. Zacmokał kilka razy wyraźnie zawiedziony.
— Rany, nie tylko bezpośredni, ale i niewychowany. Spodziewałem się czegoś innego po tak prestiżowym banku — głos, którego używał był dwa razy bardziej irytujący niż zwykle. Do tego stopnia, że wręcz widział wyskakującą na jego czole żyłkę.
— Skoro nie chcesz się ze mną kulturalnie przywitać to będę ci mówił Ben. W porządku Ben? Teraz możemy już zostać kumplami.
— Nie trzymam się z ludźmi waszego pokroju.
— Naszego pokroju? Jestem oburzony, dyskryminuje mnie pan ze względu na moje pochodzenie? — podniesiony głos Słowika poniósł się przez cały budynek. Kilkunastu klientów obróciło głowę w ich stronę, wyraźnie zestrofowane nagłym komentarzem. Jakby nie patrzeć Riverdale mogło być jakie być, ale rasizm w Kanadzie nigdy nie był mile widziany.
— Co? Nie o to mi-
— Tylko dlatego, że moi rodzice byli imigrantami nie znaczy, że nie czuję się Kanadyjczykiem. Bardzo ciężko pracowali, by się tu dostać. A co ty zrobiłeś, Ben? Urodziłeś się w Riverdale City, pewnie dostałeś wszystko pod nos i czujesz się lepszy ode mnie? Naprawdę, może i jesteś tylko ochroniarzem BEN, ale jak już mówiłem, oczekiwałem czegoś więcej po pracowniku tak prestiżowego banku.
— Mam na imię George — w głosie ochroniarza pojawiło się wyraźne poirytowanie, mimo że zerknął szybko w stronę szepczących pomiędzy sobą klientów. Słowik momentalnie się rozpromienił.
— Miło mi cię poznać, George. Nie można było tak od razu? — gdzie jego medal za bycie mistrzem wymyślania łzawych historyjek i najbardziej wkurwiającą osobowość?
TEREN PRZEJĘTY PRZEZ LISY
Okres nietykalności: do 27.08.2021 (włącznie)
Okres nietykalności: do 27.08.2021 (włącznie)
Nie sądziła, że napisze do niej lisica alfica we własnej osobie, tak na sam koniec imprezy. Zwykle to raczej Nebit spóźniała się na przedsięwzięcia, więc sądziła, że pani herszt po prostu źle się czuła i nie było jej tu wcale, że zostawiła wszystko Słowikowi jako drugiej najbardziej ogarniętej osobie. Niemniej, widząc jej prośbę, zaraz wystukała jej szybką odpowiedź.
- O ile nie spróbuje pan się z nami droczyć, to jasne, niczego nie dotknę. Ale zostawię sobie pieniążka na lody. Dwa dolarki, taka zaliczka za bezpieczne przetrzymanie pańskich funduszy.
Byli okropni. Absolutnie. W dodatku zachowywali się jak najgorsze gówniarze, a i tak wszystko jakoś szło.
Zwycięstwo było ich, tak więc i komunikat musiał dojść do uszu wszystkich zebranych Lisów, gdy Nebit podłączyła się do grupowej rozmowy:
- Koledzy, można wracać do domu.
zt dla wszystkich. uwu
Nie minęło parę sekund, a Lark mogła rozkoszować się dźwiękami całego tego przedstawienia dochodzącymi czy to z głośnika telefonu, czy też ze słuchawek, w zależności od tego, co takiego akurat wykorzystywała. Idealnie w momencie, w którym ich nowy niedowłosiony przyjaciel uznał, że bezkonfliktowo odda się w ich łapki.już cię podłączam, szefowo B)
- O ile nie spróbuje pan się z nami droczyć, to jasne, niczego nie dotknę. Ale zostawię sobie pieniążka na lody. Dwa dolarki, taka zaliczka za bezpieczne przetrzymanie pańskich funduszy.
Byli okropni. Absolutnie. W dodatku zachowywali się jak najgorsze gówniarze, a i tak wszystko jakoś szło.
Zwycięstwo było ich, tak więc i komunikat musiał dojść do uszu wszystkich zebranych Lisów, gdy Nebit podłączyła się do grupowej rozmowy:
- Koledzy, można wracać do domu.
zt dla wszystkich. uwu
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Royal Bank of Canada
Pon Paź 18, 2021 1:08 pm
Pon Paź 18, 2021 1:08 pm
18 PAŹDZIERNIKA, ŚRODA – 7:50
Gladstone Secondary School
Gladstone Secondary School
___________________
Jonathan podrzucił nieznacznie plecak na plecach, układając go nieco wygodniej, gdy lisi brelok wbił się w jego łopatkę pozostawiając po sobie solidny dyskomfort. Musiał wymyślić coś, żeby przestały przechodzić przez uchwyt i go drażnić.
— Heeejaaa! — raz po raz machał entuzjastycznie ręką, witając się z mijającymi go znajomymi. Co jakiś czas przystawał na sekundę podpytując ich o to co robili poprzedniego dnia i spamował na messengerze wiadomość po wiadomości.
— Hej Amber, twoje nowe włosy są totalnie coooool — pokazał jej kciuk w górę, podziwiając różowe kosmyki przez całe dziesięć sekund. Nic dziwnego, że dziewczyna zaśmiała się, zaraz uśmiechając w jego stronę.
— Dzięki!
Jego uwaga rzecz jasna padła tak szybko jak się pojawiła. Zwłaszcza, że po obróceniu się zdrowym okiem w kierunku korytarza, dostrzegł osobę, której szukał od samego początku.
— XAXA! HEJ! TU JESTEM! XAXA! — chyba pół szkoły zwróciło właśnie głowę w jego kierunku. Skakał w górę i machał energicznie z wyszczerzem tak szerokim jakby chłopak miał mu właśnie podarować prezent urodzinowy. Ruszył w jego stronę biegiem, zaraz rzucając się na biednego Nathaniela i dusząc go w uścisku.
— Myślałem, że zostałeś w domu, MARTWIŁEM SIĘ O CIEBIE — krzyczenie mu do ucha zdecydowanie nie było najbardziej komfortowym pomysłem świata, ale jak widać ekscytacja poniosła go zbyt mocno, by myślał w tym momencie racjonalnie.
Messenger pikał co chwilę wiadomościami, które Nathaniel przeglądał ze zmarszczką między brwiami, tracąc w myślach słowa, które mogły mu posłużyć jako komentarz tej sprawy. Poprawiając koszulkę jedną dłonią, palcami drugiej wstukiwał wiadomość, międzyczasie zastanawiając się, na co potrzebna była mu informacja o jakieś Amber. Jego poziom zainteresowania płcią przeciwną znajdowała się na miejscu pod tytułem - nie wchodzić w nic więcej. Przynajmniej tak sobie życzył tego on sam, nie myśląc jednocześnie o wyjątkach od reguły.
Jednak wolał odpowiedzieć nim kilka wiadomości przerodziłoby się w kilkanaście nieprzeczytanych.
Lodowate dreszcze przeszły mu przez plecy, gdy usłyszał swoje przezwisko. Ze zgrozą odwrócił się w kierunku dźwięku, nie musząc przeczuwać najgorszego. On już wiedział. Ale było już za późno. W wyniku porwania go w wielkiego przytulasa przez starszego nastolatka, został pozbawiony możliwości działania na ów moment. Międzyczasie palec ześlizgnął się po ekranie telefonu, powodując wysłanie nowej wiadomości na chat.
- Ratunku... Duszę się - ledwo wydukał te kilka słów, będących w większej mierze stłumione przez materiał koszulki. - Jonathan... - już nauczony doświadczeniem nawet nie próbował wyrywać się z uścisku. Przed Jonathanem nie było drogi ucieczki, niezależnie jak wysilał własną wyobraźnię. A próbował na samym początku ich znajomości. Nie raz. Niemrawo poklepał go po boku, nie będąc zdolnym do wykonania bardziej żywszego gestu.
Niełatwo było, gdy oplatał cię człowiek-gigant, będąc samemu zbyt małym.
- Chyba ogłuchłem... - wymamrotał jeszcze. - Też miło... cię widzieć... - chociaż o widzeniu było tutaj mało mowy. Mógł najwyżej podziwiać jego górny ubiór.
- Chcesz iść na lekcje... czy do gabinetu pielęgniarki? - każda upływająca sekunda świadczyła, że Xaxa przywita dzień dzisiejszy w drugim z pomieszczeń. Brakowało w tej scenie tylko uciekającej mu duszy z ust. - Przecież ci mówiłem, że będę - dodał, jakby to miało stanowić wyjaśnienie czegokolwiek.
Jeszcze nie wiedział czego.
Jednak wolał odpowiedzieć nim kilka wiadomości przerodziłoby się w kilkanaście nieprzeczytanych.
Lodowate dreszcze przeszły mu przez plecy, gdy usłyszał swoje przezwisko. Ze zgrozą odwrócił się w kierunku dźwięku, nie musząc przeczuwać najgorszego. On już wiedział. Ale było już za późno. W wyniku porwania go w wielkiego przytulasa przez starszego nastolatka, został pozbawiony możliwości działania na ów moment. Międzyczasie palec ześlizgnął się po ekranie telefonu, powodując wysłanie nowej wiadomości na chat.
- Ratunku... Duszę się - ledwo wydukał te kilka słów, będących w większej mierze stłumione przez materiał koszulki. - Jonathan... - już nauczony doświadczeniem nawet nie próbował wyrywać się z uścisku. Przed Jonathanem nie było drogi ucieczki, niezależnie jak wysilał własną wyobraźnię. A próbował na samym początku ich znajomości. Nie raz. Niemrawo poklepał go po boku, nie będąc zdolnym do wykonania bardziej żywszego gestu.
Niełatwo było, gdy oplatał cię człowiek-gigant, będąc samemu zbyt małym.
- Chyba ogłuchłem... - wymamrotał jeszcze. - Też miło... cię widzieć... - chociaż o widzeniu było tutaj mało mowy. Mógł najwyżej podziwiać jego górny ubiór.
- Chcesz iść na lekcje... czy do gabinetu pielęgniarki? - każda upływająca sekunda świadczyła, że Xaxa przywita dzień dzisiejszy w drugim z pomieszczeń. Brakowało w tej scenie tylko uciekającej mu duszy z ust. - Przecież ci mówiłem, że będę - dodał, jakby to miało stanowić wyjaśnienie czegokolwiek.
Jeszcze nie wiedział czego.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach