▲▼
First topic message reminder :
TEREN WOLVES
Herbaciarnia White Monkey
TEREN BRONIONY PRZEZ 5 BONUSOWYCH NPC.
Do wnętrza wyłożonego dębowymi panelami prowadzą stare, ciężkie, stylizowane na wręcz zniszczone drzwi z tego samego drewna. Zawieszono na nich jabłonkową tabliczkę z ręcznie wymalowanymi eleganckim liternictwem godzinami otwarcia, choć nikogo nie powinno dziwić, że jakiś żartowniś domalował obok nich markerem męskie przyrodzenie. Na ścianach dominuje wprawiająca w spokojny nastrój barwa ciemnego burgungu, nieco zlewającego się z dębowymi stolikami i ladą, jednakże nie jest to nieprzyjemna dla oka kompozycja. Dawniej ściany zdobiły obrazy Kate Perugini, Thomasa Gainsborough'a czy Joshuy Reynoldsa, wszystkie zostały jednak sprzedane, by uniknąć ich kradzieży — i zastąpione prostymi zdjęciami rodzinnymi, na które nie zapolowałby żaden złodziej. Stoliki są w zależności od położenia okrągłe, bądź idące kształtem blatu w kwadrat, jeśli zostały ustawione pod ścianą. Przy tych pierwszych postawiono cztery ażurowe krzesła, natomiast drugie mogą cieszyć się towarzystwem ławek ze skórzanym obiciem. Po wyjeździe pierwotnych właścicieli — siedemdziesięcioletniego Wesley i Marthy — interes przejęła ich czterdziestopięcioletnia córka, Angielka z krwi i kości o włosach koloru marchewki i wdzięcznym imieniu Ashlynn. Jej mąż — niewiele starszy szatyn Trent — często pomaga jej za ladą. Choć zdjęcia wskazują na trójkę potomstwa, niezależnie od chęci, nie idzie ich dojrzeć w okolicy.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Herbaciarnia White Monkey
Pon Sty 24, 2022 9:01 pm
Pon Sty 24, 2022 9:01 pm
— Jak się dosłodzi, bardziej smakuje jak czekolada — powiedział, przesuwając go z powrotem w swoją stronę — i jasne. Wziąłeś czerwoną herbatę, nie?
Przesunął sobie jego szklankę i upił drobny łyk, zaraz mu ją oddając, nim zaśmiał się cicho na jego słowa.
— Nie no, w sumie to nie mają. Kokosy mają wodę kokosową. Mleko kokosowe to woda kokosowa wymieszana z miąższem z kokosa. Dlatego udaje mleko. I wiesz, są różne powody. Niektórzy nie mogą jeść produktów odzwierzęcych, bo chorują. A inni nie chcą tego robić z powodów ideologicznych. Czy to w kwestii zabijania zwierząt, czy też emisji dwutlenku węgla do atmosfery. Różne są powody — standardowo się rozgadał, gdy temat zaczął wchodzić na coś, co interesowało go nieco bardziej. Złapał obie herbaty w dłonie.
— Pójdę po jakieś opakowanie na wynos. I kupię więcej tych lodów, bo skoro idziemy do mnie, to moje rodzeństwo rzuci się na nie jak dzicz — przewrócił oczami, nieznacznie się do niego uśmiechając. Wstał ze swojego miejsca i ruszył do lady, zaraz biorąc wszystko, co miał, dostał nawet lody i mochi w specjalnym pojemniku utrzymującym chłód. Całe szczęście z herbaciarni i tak było stosunkowo blisko do jego domu. Wrócił do stolika, zapakował resztę i skinął na niego głową, zakładając kurtkę.
— Chodźmy. Mój dom jest niedaleko.
zt. x2
— Denerwuje mnie, że jest tu tak spokojnie — wymamrotał pod nosem, ściągając przy tym brwi. Zaraz odwrócił się w stronę Shane'a, unosząc powoli głowę do góry.
— Dlaczego Wilki mają spokój, a my musimy użerać się z hordą? Myślisz, że serio tak dobrze im idzie? Tsk, pewnie wszystko dzięki temu, że siedzą w bogatej dzielnicy. Mam rację, co nie? — uwiesił się przyjacielowi na ramieniu, nadal rozglądając się wokół w ten sam nieprzyjemny, zazdrosny sposób. Co poradzić. Akurat kiedy postanowił wyjść na miasto, musieli mu tak dobitnie wciskać szpilkę w bok.
W dodatku Axel miał dziś dodatkową zmianę przez to, że jakiś kretyn pochorował się w ostatniej chwili tuż przed większą imprezą. Był pewien, że nie tylko zasuwa teraz za trzech, ale też wróci do domu wykończony. A jutro pójdzie na kolejną zmianę jakby nigdy nic. Może powinien tam pójść i roznieść im lokal? Pewnie potem, by go zatłukł. Do dupy do wszystko.
Dobrze, że chociaż jedna rzecz w jego życiu była dziś pozytywna.
Uśmiechnął się nagle szeroko i uniósł rękę, by objąć Kassira, ściągając go w swoją stronę z szerokim uśmiechem.
— Shaneee. Więc masz chłopaka, co? CHŁOPAKA. Czekaj, jak to szło? Nie jestem zainteresowany związkami samymi w sobie, Słowik. Przestań gadać o randkach, Słowik. Nie jestem narwaną nastolatą, Słowik. A SŁOWIK JAK ZWYKLE SIĘ NIE MYLIŁ — taki był z siebie dumny. Nieszczególnie go obchodziło, że ostatnie zdanie powiedział na tyle głośno, by ludzie odwracali się w ich kierunku z wyraźnym zagubieniem wyrysowanym na twarzach.
— Czekaj. Słyszysz to? Ten dźwięk? Czekaj... — zatrzymał się nagle, przytykając rękę do ucha z wyraźnym skupieniem. Ściągnął brwi, zwracając się w stronę przyjaciela — ... jak zawsze miałeś rację, o wielki Słowiku. Cieszę się, że posłuchałem twoich rad i mam takiego fantastycznego przyjaciela, który zawsze odpowiednio pokieruje mnie swoją mądrością. Mam nadzieję, że nadal będziesz wskazywał mi drogę swoim blaskiem. Aww, Shane no przecież od tego tutaj jestem!
I właśnie w tym momencie zakończył rozmowę z samym sobą i jebnął mu z otwartej ręki w plecy z wyraźnym zadowoleniem, prostując się dumnie w miejscu.
- Mają mocne plecy, może to temu? - odparł na jego słowa, samemu spoglądając na mijany budynek. Spokój tego miejsca wydawał się być wręcz nierealny do tego, co sami przeszli w dystrykcie B. Mieli szczęście czy serio zabezpieczyli się już przed niepożądanymi atakami? Fajnie byłoby posiadać takie informacje, ale...
- Kto wie. Pieniądze działają cuda - podsumował finalnie, rozkładając ramiona.
- Ugh - mógł się tego spodziewać. Nieprzemyślane przyznanie się do tego miało zebrać obecnie swoje żniwa, sprawiając, że Shane wpadł w sidła zadowolenia Słowika.
- Ale przecież nie jestem narwaną nastolatą - wymamrotał w proteście. Nie mógł bardziej zaprotestować, będąć zdominowanym przez jego monolog, który głównie powodował, że wyglądał na dobitego. Oczywiście swoim przyjacielem. Tak, że schował twarz w dłoniach, próbując znieść to. Na tyle, że skrzywił się w momencie odczucia klepnięcia, po czym odsunął dłonie, odwracając się w jego kierunku. Tak, że zaraz potem sam go złapał, przerzucając mu z łatwością ramię przez kark i przysuwając do siebie.
- Za dobrze się bawisz, co? - wyciągnął rękę, po czym położył na jego głowie i potargał mu włosy. - Że wyszło na twoje po tych wszystkich próbach wciągnięcia mnie jednopłciowy związek? - sam by się nie spodziewał tego po sobie. Zwłaszcza, że nie ciągnęła go przeciwna płeć i nadal nie zmieniał zdania o tym. Jonathan stał się jednak wyjątkową jednostką w jego życiu.
- Mógłbyś mi coś postawić do picia w ramach świętowania czy coś - dodał jeszcze, wypuszczając go z uścisku. - Co mi przypomina, że mam do ciebie jeszcze bardziej poważniejszą sprawę. Względem Jace'a i kwestii do omówienia. W miejscu, gdzie jest mniej ciekawskich uszów - czyli coś, czego nie powinni usłyszeć postronni. Zaraz potem westchnął cicho, pocierając kark i odwracając głowę na bok.
- Ale serio. Nie spodziewałbym się, że to się tak finalnie skończy. Zwłaszcza, że po ostatniej lasce straciłem chęci na związek. Mówiłem ci, prawda? Co próbowała mnie złapać na dzieciaka - przewrócił oczami na wspomnienie o tym. - Nawet jeśli to było już długi czas temu.
- Kto wie. Pieniądze działają cuda - podsumował finalnie, rozkładając ramiona.
- Ugh - mógł się tego spodziewać. Nieprzemyślane przyznanie się do tego miało zebrać obecnie swoje żniwa, sprawiając, że Shane wpadł w sidła zadowolenia Słowika.
- Ale przecież nie jestem narwaną nastolatą - wymamrotał w proteście. Nie mógł bardziej zaprotestować, będąć zdominowanym przez jego monolog, który głównie powodował, że wyglądał na dobitego. Oczywiście swoim przyjacielem. Tak, że schował twarz w dłoniach, próbując znieść to. Na tyle, że skrzywił się w momencie odczucia klepnięcia, po czym odsunął dłonie, odwracając się w jego kierunku. Tak, że zaraz potem sam go złapał, przerzucając mu z łatwością ramię przez kark i przysuwając do siebie.
- Za dobrze się bawisz, co? - wyciągnął rękę, po czym położył na jego głowie i potargał mu włosy. - Że wyszło na twoje po tych wszystkich próbach wciągnięcia mnie jednopłciowy związek? - sam by się nie spodziewał tego po sobie. Zwłaszcza, że nie ciągnęła go przeciwna płeć i nadal nie zmieniał zdania o tym. Jonathan stał się jednak wyjątkową jednostką w jego życiu.
- Mógłbyś mi coś postawić do picia w ramach świętowania czy coś - dodał jeszcze, wypuszczając go z uścisku. - Co mi przypomina, że mam do ciebie jeszcze bardziej poważniejszą sprawę. Względem Jace'a i kwestii do omówienia. W miejscu, gdzie jest mniej ciekawskich uszów - czyli coś, czego nie powinni usłyszeć postronni. Zaraz potem westchnął cicho, pocierając kark i odwracając głowę na bok.
- Ale serio. Nie spodziewałbym się, że to się tak finalnie skończy. Zwłaszcza, że po ostatniej lasce straciłem chęci na związek. Mówiłem ci, prawda? Co próbowała mnie złapać na dzieciaka - przewrócił oczami na wspomnienie o tym. - Nawet jeśli to było już długi czas temu.
— Z tyłu plecy, z przodu plecy — wymamrotał, nie kończąc jednak już swojego rantu na głos. Zwłaszcza że miał teraz do roboty dużo lepsze rzeczy.
Przeszedł w bok i przewiesił się całym ciałem przez ramię Shane'a, nieustannie się szczerząc.
— Awww, no nie dąsaj się. Wiem, że nie jesteś narwaną nastolatą — poklepał go pocieszająco po plecach, zmieniając uśmiech na łagodniejszy. Nie, żeby potrwał on dłużej niż kilka sekund.
— ... staruchu — oczywiście, że parsknął śmiechem, szybko uciekając od niego w bok. Nie mógł sobie darować podobnego żartu. Został jednak brutalnie wzięty z zaskoczenia, gdy Shane przysunął go w swoją stronę.
— Wew, Kassir, ale z ciebie agresor. Uważaj, jak mnie łapiesz, bo jeszcze zrobi mi się mokro i twój chłopak będzie zazdrosny — obrona debilnym tekstem numer siedem. Nie ukrywał jednak zadowolenia, gdy potargał mu włosy.
— Owszem. W sensie jakbyś postanowił być z laską, to też bym się cieszył, bo najważniejsze jest dla mnie twoje szczęście — powiedział, od razu poważniejąc — ale faceci są po prostu lepsi, to nie podlega dyskusji.
No jasne. Jak można się było po nim spodziewać innej odpowiedzi?
— Postawię ci nawet obiad. I wyprawię imprezę, jeśli sobie tego życzysz — miał całą masę pomysłów na to, jak taka impreza mogłaby wyglądać. Lodowo-błękitne oczy wyraźnie rozbłysły, gdy zwrócił się w jego stronę.
— Hohoho, będziemy rozmawiać o seksie? — dyskrecja? Ian? Co?
— Ugh, pamiętam ją. Cóż, Jace na pewno nie złapie cię na dzieciaka. No i nie będzie raczej cię naciskał na jego posiadanie, co nie? Gadaliście o tym w sumie? To dość ważny temat. Jak w ogóle się z tym wszystkim czujesz? No weź, powiedz, że chociaż trochę jak narwana małolata. No weeeeeź. Serce ci robi bumbum? Czerwienisz się, jak go widzisz? Smutno ci jak wychodzi? Przyznaj się — szturchnął go ramieniem, znowu się szczerząc. No nic mu nie popsuje dziś humoru.
Wpadł w pułapkę zwaną Słowikiem. Mógł przewidzieć, że zgoda na rozmowę skończy się jego dobiciem, ale jednak uległ, stawiając czoła swojemu wyborowi. Jak za każdym razem, gdy miał styczność z ciemnowłosym.
- Ugh - ale zdecydowanie mógł porzucić nazywanie go per staruchem. - Aż tak stary nie jestem. Nie mam nawet trzydziestki - chociaż równica wiekowa pomiędzy ową dwójką była mocno zauważalna. Chociaż nie stanowiła zarazem żadnej przeszkody w ich relacji.
- ... - posłał mu spojrzenie typu, czy sobie z niego żartował, zarazem też wyraźnie załamując się. - ... mogę odpuścić sobie komentowanie tego? - przejechał dłonią po twarzy, gdy już go puścił, posyłając mu spojrzenie z ukosa. Skąd bierze takie pomysły na teksty. Zastanawia się nad nimi chociaż?
- Nie będę się sprzeczać, ale nie przyznam też racji - odparł dyplomatycznie na jego kwestię płci. - To nie jest tak przecież, że nagle mnie pociąga do mężczyzn. Po prostu... - Jace stał się na tyle wyjątkowy, że przekraczał granice zwykłego pociągu fizycznego. - ... nawet nie wiem jak ubrać to w słowa.
Uniósł lekko brew, słysząc jego słowa.
- Bez imprezy. Mam złe przeczucia - momentalnie odmówił. - Ale obiadem nie pogardzę - zaśmiał się krótko. - Na kiedyś.
Pytanie było niczym zimny kubeł na jego głowie.
- Co. Nie zdążyłem o tym pomyśleć. Coś taki wyrywny do tego - głupie pytanie, patrząc na to, z kim miał do czynienia. Jednakże tego typu rozmowy wydawały się być Shane'owi dość niebezpieczne do podjęcia. W innym stopniu niż to, co chciał jeszcze innego poruszyć.
- Gadaliśmy - burknął w odpowiedzi. - Jace postawił sprawę dość szybko - gdyby tak zastanowić się, mógł poczuć lekki niepokój względem tego, na ile przygotowany był chłopak. Przynajmniej przez pierwszy moment, bo zaraz zganił siebie w myślach, zauważając fakt, że blondyn podchodził bardzo poważnie do kwestii związkowych.
- Zamknij się - zasłonił dłonią usta, odwracając na moment wzrok na prawą stronę. - M-może trochę mi zabiło. Kilka razy - przeczucie wkopania się ogarnęło go tym bardziej, gdy powiedział swoje słowa. - Kup mi to picie, skoro masz siły na dokuczanie mi - odsunął ręce, po czym lekko pchnął go w ramię, kręcąc przy tym głową. - Może - przesunął palce na szyję, gdzie niedawno jeszcze widniał znak od chłopaka, by potem opuścić luźniej ręce. - Więc jak? Chcesz posłuchać tego, co mam do powiedzenia odnośnie poważniejszych spraw? - nim jeszcze nie zapomniał.
- Ej. Tutaj serio nie widać śladów po Niepoczytalnych. Aż tak szybko sprzątają czy nawet oni czują się za biednie, by próbować tutaj atakować? - nie mógł poszczęścić sobie ironii. - I w sumie. Mi dokuczasz, ale pewnie sam to przeszedłeś z Axelem? Albo w przeszłości? - przesunął wzrok na dłoń z pierścionkiem, by zaraz potem nieznacznie wyprostować się.
- Ugh - ale zdecydowanie mógł porzucić nazywanie go per staruchem. - Aż tak stary nie jestem. Nie mam nawet trzydziestki - chociaż równica wiekowa pomiędzy ową dwójką była mocno zauważalna. Chociaż nie stanowiła zarazem żadnej przeszkody w ich relacji.
- ... - posłał mu spojrzenie typu, czy sobie z niego żartował, zarazem też wyraźnie załamując się. - ... mogę odpuścić sobie komentowanie tego? - przejechał dłonią po twarzy, gdy już go puścił, posyłając mu spojrzenie z ukosa. Skąd bierze takie pomysły na teksty. Zastanawia się nad nimi chociaż?
- Nie będę się sprzeczać, ale nie przyznam też racji - odparł dyplomatycznie na jego kwestię płci. - To nie jest tak przecież, że nagle mnie pociąga do mężczyzn. Po prostu... - Jace stał się na tyle wyjątkowy, że przekraczał granice zwykłego pociągu fizycznego. - ... nawet nie wiem jak ubrać to w słowa.
Uniósł lekko brew, słysząc jego słowa.
- Bez imprezy. Mam złe przeczucia - momentalnie odmówił. - Ale obiadem nie pogardzę - zaśmiał się krótko. - Na kiedyś.
Pytanie było niczym zimny kubeł na jego głowie.
- Co. Nie zdążyłem o tym pomyśleć. Coś taki wyrywny do tego - głupie pytanie, patrząc na to, z kim miał do czynienia. Jednakże tego typu rozmowy wydawały się być Shane'owi dość niebezpieczne do podjęcia. W innym stopniu niż to, co chciał jeszcze innego poruszyć.
- Gadaliśmy - burknął w odpowiedzi. - Jace postawił sprawę dość szybko - gdyby tak zastanowić się, mógł poczuć lekki niepokój względem tego, na ile przygotowany był chłopak. Przynajmniej przez pierwszy moment, bo zaraz zganił siebie w myślach, zauważając fakt, że blondyn podchodził bardzo poważnie do kwestii związkowych.
- Zamknij się - zasłonił dłonią usta, odwracając na moment wzrok na prawą stronę. - M-może trochę mi zabiło. Kilka razy - przeczucie wkopania się ogarnęło go tym bardziej, gdy powiedział swoje słowa. - Kup mi to picie, skoro masz siły na dokuczanie mi - odsunął ręce, po czym lekko pchnął go w ramię, kręcąc przy tym głową. - Może - przesunął palce na szyję, gdzie niedawno jeszcze widniał znak od chłopaka, by potem opuścić luźniej ręce. - Więc jak? Chcesz posłuchać tego, co mam do powiedzenia odnośnie poważniejszych spraw? - nim jeszcze nie zapomniał.
- Ej. Tutaj serio nie widać śladów po Niepoczytalnych. Aż tak szybko sprzątają czy nawet oni czują się za biednie, by próbować tutaj atakować? - nie mógł poszczęścić sobie ironii. - I w sumie. Mi dokuczasz, ale pewnie sam to przeszedłeś z Axelem? Albo w przeszłości? - przesunął wzrok na dłoń z pierścionkiem, by zaraz potem nieznacznie wyprostować się.
— No już, już. Tylko żartowałem. Mentalnie masz piętnaście. Chociaż czasem pięćdziesiąt. W sumie to dziwny z ciebie koleś, Shane — parsknął śmiechem, cały czas poklepując go po plecach. No bo naprawdę, w jednym momencie potrafił być poważny aż do przesady, odpowiedzialny, stoicki, ogarniał mu mieszkanie i tak dalej. A w następnej nie radził sobie z podstawowymi problemami, nosił jakieś koszulki z Ayaką i przejmował się tym czy uda mu się wbić event w grze. Fascynujące. Nic dziwnego, że tak bardzo go lubił.
— Och, tylko komentowanie? Czyli zamierzasz mnie tylko dotykać, kyaa, ale z ciebie niegrzeczny chłopiec — objął samego siebie rękami, kręcąc się na boki, nim nie parsknął nagle śmiechem.
— To się nazywa panseksualizm, Shane. Seksualny, romantyczny lub emocjonalny pociąg do osób niezależnie od ich płci, lub tożsamości płciowej — wyrecytował, wyraźnie dumny z siebie — po prostu zakochałeś się w osobie, a nie tym, co ma między nogami. Ja na przykład zakochuję się w obu. Dlatego nie potrafiłbym być z laską.
Przeciągnął się, zaraz patrząc na niego z wyraźnym zaciekawieniem.
— Spoko, umówimy się na inny dzień. Może w przyszłym tygodniu? Chyba że chcesz w tę sobotę wpaść do restauracji, gdzie pracuje Axel. Wprowadzają jakieś letnie menu, zapowiada się spoko — powiedział, zupełnie podświadomie wyciągając telefon. Jak zawsze gdy tylko wspominał o Hayesie, od razu nabierał potrzeby, by do niego napisać. Wysłał mu krótkiego SMS-a i schował z powrotem urządzenie, skupiając się na Shanie.
— Nadal za wcześnie? Szkoda. Ale wiesz, lepiej być przygotowanym. Co jak chłopak cię zaskoczy, wciągnie w nastrój, a ty nie będziesz wiedział, co robić? Albo on nie będzie wiedział, czy odpowiednio się do tego zabiera i nie będziesz wiedział, jak mu pomóc? To są bardzo ważne kwestie — pokiwał głową, potwierdzając swoje słowa. Chociaż skoro Shane'owi nie o to chodziło, to ciekawiło go co innego mógł od niego chcieć, skoro potrzebował do tego prywatności.
— Och. No proszę — tego się nie spodziewał. Dużo osób lubiło odwlekać podobne pytania. Kto by pomyślał, że ktoś postanowi tak szybko o tym porozmawiać — widzisz, tym bardziej nie masz się czym przejmować.
Nie do końca spodziewał się, że Shane faktycznie się przyzna do reszty rzeczy. Wyszczerzył się szeroko, przykładając ręce do policzków.
— Awwww, naprawdę się zakochałeś. Eh, tak szybko dorosłeś. Pamiętam, gdy byłeś taki malutki, a na chleb mówiłeś "pep" — wzruszył się, przecierając niewidzialną łezkę palcem. Nie, żeby rzeczywiście mógł pamiętać takie rzeczy. Zaraz uspokoił się jednak i uśmiechnął tym razem dużo łagodniej.
— Ale serio się cieszę, Shane. Zasługujesz na to, by być szczęśliwym. Więc mam nadzieję, że jeszcze uda mu się cię rozruszać na stałe. Uczucia to nic złego, pozwól im się od czasu do czasu ogarnąć, nie myśląc szczególnie o tym czy tak wypada albo co sobie o tym pomyśli — szturchnął go ramieniem, przenosząc wzrok na ulicę. Domyślał się, że Shane dość często mógł hamować samego siebie przed podobną szczerością w uczuciach. Pewnie połowicznie dlatego, że nie był do tego przyzwyczajony i sam tego nie rozumiał.
— Zamieniam się w słuch. I no mówię ci, strasznie mnie to wkurza — podparł biodra rękami, kręcąc przy tym głową. Może powinien kopnąć jakiś śmietnik, by okazać swoje niezadowolenie i zrobić im nieco syfu. Bardzo go korciło.
— W sensie zachowywanie się jak narwana małolata? Oczywiście, że tak. Myślałem, że po przespaniu się z połową bogatych facetów w tym mieście nie znajdę w sobie już zbyt wiele podobnych emocji, ale dość szybko mi udowodnił, że nadal potrafię się zaczerwienić, gdy walnie coś szczerze biorąc mnie z zaskoczenia. No i bywam zazdrosny o wszystko, co się rusza. Albo łapię dni, gdy co pięć minut przez dobrą godzinę, pytam, czy mnie kocha. Czasem dłużej. Albo w drugą stronę, jak w nocy zrzuci z siebie moją rękę, to budzę go i pytam, czy już mnie nie kocha.
Słowik zdecydowanie potrafił być bardzo intensywny, gdy chodziło o uczucia. Głównie dlatego, że przez tyle lat musiał trzymać je w ryzach. Aż nagle coś przeskoczyło mu w mózgu.
— Ty, co ty masz na ręce? — zapytał z ryjem z serii bardzo sus.
Przewrócił oczami w odpowiedzi na jego słowa, kręcąc zaraz przy tym głową. On był dziwny? Obok siebie miał jeszcze dziwniejszą jednostkę, której nie dawało podsumować jednym zdaniem.
Oh tak. Zdecydowanie dziwna jednostka.
W odpowiedzi na jego reakcję, posłał mu jedynie martwe spojrzenie, wyrażając przy tym jego zdanie o tym, co właśnie usłyszał. Zaraz potem westchnął, wyraźnie poddając się temu, co nastąpiło.
- Hm. A całe życie myślałem, że jestem hetero - niespodzianka była dość zaskakująca i w postaci wysokiego blondyna.
- Sobota wypada. Jestem umówiony na randkę - odmówił z nieco przepraszającą miną. - Zasadniczo cały weekend spędzamy razem. Dawno nie mieliśmy okazji spędzić ze sobą więcej czasu... - zwłaszcza, że teraz mógł na to patrzeć z całkowicie innej perspektywy. - Więc chętnie w następnym tygodniu. Ale nie znaczy to, że odpuszczę ci picia - szturchnął go łokciem, całkiem zadowolony z siebie.
Przynajmniej do momentu, gdy poszedł temat dorosłych spraw w ruch.
- Możesz mieć rację, ale... - rozejrzał się dyskretnie. - To chyba nie jest najlepsze miejsce do rozmawiania o takich sprawach. Chyba nie zamierzasz się dzielić całej publice swoim doświadczeniem? - jego głos był bez emocji obecnie. - Nie mówię, że nie masz racji, przygotowanie na wszystko jest lepsze niż jego brak - nawet jeśli chodziło o zbliżenia między tą samą płcią. Pogłębienie wiedzy nie stanowiło dla Kassira problemu, zwłaszcza, że w podobnych tematach miał już okazję przyzwyczaić się do rewelacji, jakimi był częstowany przez najlepszego przyjaciela. Chociaż finalnie nie mógł powstrzymać załamania słowami Słowika. - I co ja z tobą mam, hm? Pewnie nawet jeśli bym nie chciał, finalnie byś mi powiedział? - uznał ze zrezygnowaniem. Nie miał pojęcia, czy po prostu mu dokuczał, czy serio rozważał chęć pomocy. Pomijając fakt rozmowy o swoim życiu oraz doświadczeniu seksualnym...
Drgnęła mu powieka, po czym prychnął cicho, by zaraz potem podrapać się po policzku. Poważniejsze słowa nieco bardziej podniosły go na duchu.
- Raczej nie mam co już temu zaprzeczać - podsumował kwestię zakochania. - I dzięki. Jakkolwiek zabrzmi to dziwnie, naprawdę sporo znaczy to dla mnie. Jestem ci wdzięczny za wsparcie - nie był pewny, czy sam z siebie umiałby doprowadzić do takiego finalnego efektu. A tym bardziej by mieć odpowiednie umiejętności zachęcenia Jonathana do nie zaprzestania swoich działań.
Zachichotał, słysząc jego opis.
- To całkiem urocze. Miło posłuchać, jak dobrze się dogadujecie - uśmiechnął się łagodnie. Bardzo cieszyło go to, jak Axel wpłynął na życie Słowika, powodując, że powracał do żywych. Przechylił się lekko na bok, uznając zaraz, że jego działanie stanie się być potrzebne coraz to mniej niż względem przeszłości. Nie przeszkadzało mu to, pozwalając sobie na ciepłe uczucie, które było wywołane szczęściem przyjaciela.
- Um - nieco się zmieszał, przeskakując wzrokiem po rękach. - Co mam... - powtórzył bezwiednie, próbując połączyć fakty. - Chyba o to chodzi? - finalnie wysunął prawą dloń w jego stronę, ukazując obrączkę. - Prezent od Jace'a. Z całkiem uroczą intencją - powiedział ostrożnie, dając mu obejrzeć ów przedmiot. - Chyba serio chce mieć gwarancję, że ten pierścionek zniechęci innych do zbliżenia się w romantycznych zamiarach - sam z siebie nie zdecydowałby się na noszenie tego typu biżuterii, gdzie zarazem wyglądała na dość drogą.
Oh tak. Zdecydowanie dziwna jednostka.
W odpowiedzi na jego reakcję, posłał mu jedynie martwe spojrzenie, wyrażając przy tym jego zdanie o tym, co właśnie usłyszał. Zaraz potem westchnął, wyraźnie poddając się temu, co nastąpiło.
- Hm. A całe życie myślałem, że jestem hetero - niespodzianka była dość zaskakująca i w postaci wysokiego blondyna.
- Sobota wypada. Jestem umówiony na randkę - odmówił z nieco przepraszającą miną. - Zasadniczo cały weekend spędzamy razem. Dawno nie mieliśmy okazji spędzić ze sobą więcej czasu... - zwłaszcza, że teraz mógł na to patrzeć z całkowicie innej perspektywy. - Więc chętnie w następnym tygodniu. Ale nie znaczy to, że odpuszczę ci picia - szturchnął go łokciem, całkiem zadowolony z siebie.
Przynajmniej do momentu, gdy poszedł temat dorosłych spraw w ruch.
- Możesz mieć rację, ale... - rozejrzał się dyskretnie. - To chyba nie jest najlepsze miejsce do rozmawiania o takich sprawach. Chyba nie zamierzasz się dzielić całej publice swoim doświadczeniem? - jego głos był bez emocji obecnie. - Nie mówię, że nie masz racji, przygotowanie na wszystko jest lepsze niż jego brak - nawet jeśli chodziło o zbliżenia między tą samą płcią. Pogłębienie wiedzy nie stanowiło dla Kassira problemu, zwłaszcza, że w podobnych tematach miał już okazję przyzwyczaić się do rewelacji, jakimi był częstowany przez najlepszego przyjaciela. Chociaż finalnie nie mógł powstrzymać załamania słowami Słowika. - I co ja z tobą mam, hm? Pewnie nawet jeśli bym nie chciał, finalnie byś mi powiedział? - uznał ze zrezygnowaniem. Nie miał pojęcia, czy po prostu mu dokuczał, czy serio rozważał chęć pomocy. Pomijając fakt rozmowy o swoim życiu oraz doświadczeniu seksualnym...
Drgnęła mu powieka, po czym prychnął cicho, by zaraz potem podrapać się po policzku. Poważniejsze słowa nieco bardziej podniosły go na duchu.
- Raczej nie mam co już temu zaprzeczać - podsumował kwestię zakochania. - I dzięki. Jakkolwiek zabrzmi to dziwnie, naprawdę sporo znaczy to dla mnie. Jestem ci wdzięczny za wsparcie - nie był pewny, czy sam z siebie umiałby doprowadzić do takiego finalnego efektu. A tym bardziej by mieć odpowiednie umiejętności zachęcenia Jonathana do nie zaprzestania swoich działań.
Zachichotał, słysząc jego opis.
- To całkiem urocze. Miło posłuchać, jak dobrze się dogadujecie - uśmiechnął się łagodnie. Bardzo cieszyło go to, jak Axel wpłynął na życie Słowika, powodując, że powracał do żywych. Przechylił się lekko na bok, uznając zaraz, że jego działanie stanie się być potrzebne coraz to mniej niż względem przeszłości. Nie przeszkadzało mu to, pozwalając sobie na ciepłe uczucie, które było wywołane szczęściem przyjaciela.
- Um - nieco się zmieszał, przeskakując wzrokiem po rękach. - Co mam... - powtórzył bezwiednie, próbując połączyć fakty. - Chyba o to chodzi? - finalnie wysunął prawą dloń w jego stronę, ukazując obrączkę. - Prezent od Jace'a. Z całkiem uroczą intencją - powiedział ostrożnie, dając mu obejrzeć ów przedmiot. - Chyba serio chce mieć gwarancję, że ten pierścionek zniechęci innych do zbliżenia się w romantycznych zamiarach - sam z siebie nie zdecydowałby się na noszenie tego typu biżuterii, gdzie zarazem wyglądała na dość drogą.
— Całe szczęście, że się z tego wyleczyłeś — rzucił z cwanym uśmieszkiem, zaraz wybuchając śmiechem — nie no żartuję. Ale nie przejmuj się, ludzie potrafią spędzić kilka dziesięcioleci na zastanawianiu się nad swoją orientacją czy tożsamością, więc i tak całkiem sprawnie ci poszło. Na pewno twój otwarty umysł sporo tu pomógł, w końcu gdybyś się uparł, że nie, bo nie, nic by z tego nie wyszło.
I w jego mniemaniu, sporo by stracił. Choć miał wrażenie, że nie musiał tego mówić na głos. Biorąc pod uwagę stan, w jakim znajdował się jego przyjaciel, był wystarczająco szczęśliwy, by nie pierdolić już więcej takich głupot. Przynajmniej na razie.
— Och. Nie przejmuj się to i tak był tylko luźny pomysł. Chociaż wiesz, gdybyście nie mieli pomysłu na to co zjeść na obiad to zapraszam. W końcu nikt nie powiedział, że nie możesz przyjść razem z nim. Czy to teraz, czy za tydzień — nie zamierzał w końcu wpieprzać się z butami w ich plany. Sam nie lubił, gdy ktoś robił to w jego towarzystwie. Wbił nagle wzrok w jedną z witryn z niejakim znużeniem, zaraz wracając wzrokiem do Shane'a.
— Nie robi mi to większej różnicy. Przynajmniej przechodnie przez krótką chwilę mieliby rozrywkę w swoim nudnym życiu.
Podparł biodra rękami i uśmiechnął się szeroko w jego stronę.
— Nie ma za co. Od tego tutaj jestem. Udzielania porad, robienia dram i trzymania dystryktu w ryzach — rozłożył ręce na boki, uśmiechając się nieznacznie w jego stronę.
"To całkiem urocze. Miło posłuchać, jak dobrze się dogadujecie."
Uśmiechnął się jedynie w odpowiedzi, nie dopowiadając już nic więcej. Zwłaszcza że pierścionek zbyt mocno przykuł jego uwagę. Zgarnął jego dłoń i przyjrzał jej się uważnie, obracając kilkakrotnie dookoła.
— No teraz to jestem zazdrosny. Jestem z Axelem od kilku miesięcy i nie dostałem od niego pierścionka — fuknął wyraźnie urażony, przesuwając po przedmiocie palcem — ładny. Jednocześnie rzuca się w oczy, jak i nie jest krzykliwy. Spełnia swoją rolę?
Uniósł kącik ust w złośliwym uśmiechu, patrząc mu w oczy. Jakby nie patrzeć, Shane ze względu na swój wygląd dość często padał ofiarą zadurzonych w nim dziewcząt, które widziały go pierwszy raz w życiu. Wyprostował się nagle i odwrócił w bok.
— Idzie ci coraz lepiej, ale musisz jeszcze popracować nad ukrywaniem swojej obecności, Myszoskoczku — odezwał się nagle, odwracając w tył. Wystarczyło kilka sekund, by drobna zakapturzona postać pojawiła się obok niego, burcząc coś pod nosem.
— Nigdy nie przyzwyczaję się do tego pseudonimu.
— Przyzwyczaisz się. No już, co dla mnie masz?
— Wiadomość od Świetlika. Podobno w ostatnim czasie Niepoczytalni zaczęli atakować domostwa we wszystkich dystryktach. Dzięki temu mamy większe szanse na złapanie ich żywcem. Resztę napisał w liście — Myszoskoczek przestąpił z nogi na nogę, zaraz rozpinając wewnętrzną część bluzy, by podać mu kopertę. Zaraz po tym podniósł wzrok na Shane'a, nie skupiając jednak na nim zbyt długo uwagi.
— Świetnie, przekaż Świetlikowi, że spotkam się z nim w tym tygodniu, by omówić szczegóły. Zmykaj, zanim ktoś zauważy, że za długo ze sobą rozmawiamy.
Myszoskoczek pokiwał głową w odpowiedzi i zniknął bez słowa w jednej z uliczek. Słowik wrócił uwagą do Kassira, wskazując na herbaciarnię.
— To co? Wchodzimy? Czy dziś też się gdzieś spieszysz? — wolał się upewnić.
- Zasugeruję mu to - powiedział łagodnie. - Chociaż nie obiecuję - nie miał pojęcia, jak finalnie będą ich wspólne plany wyglądały, więc nie chciał mu się z góry zapowiadać. - Ewentualnie was zaskoczymy - uśmiechnął się łagodnie przy tym.
- Eh. Dobra. Dajesz - przewrócił oczami. - Raz się zgodzę - nie miał pojęcia, jak szybko by to pożałował, ale nie zamierzał wycofać raz wypowiedzianych słów. Nawet jeśli nie wiedział, co zasadniczo miałby usłyszeć.
- Tak, tak. Najlepszy we wszystkim, chociaż dzisiaj brakuje ci korony Dramy Queen - zaśmiał się w odpowiedzi. - I tak jesteś najlepszy - dodał jeszcze, nie ukrywając lekkiego rozbawienia, jakie go ogarnęło.
- Jeśli nie czujesz pociągu do mnie i chęci podrywania, to tak - odparł na niego ze wzruszeniem ramionami. - I może ty mu kup? Sam nie wiem do końca - jak to miało zasadniczo działać w obrębie innych osób. Samemu nie zamierzał przecież zwracać na innych uwagi w romantycznym znaczeniu, mając już Jace'a jako chłopaka.
Mrugnął oczami, nie bardzo jednak bardziej zdradzając po sobie świadomość lub jej brat pojawienia się innej osoby. Przeczekał chwilę, by oboje mogli wymienić między sobą informacje, udając grzecznie tło, które nie było im potrzebne w obecnej sytuacji. Nie odezwał się, jedynie w pewnym momencie z wypisanym spokojem, odwzajemnił wzrok przybyłemu.
- Nie spieszę - odparł spokojnie, kładąc dłoń na jego ramionach i momentalnie przekierowując w stronę budynku. - Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.
Tak też wpuścił go do środka, by mogli zaraz potem znaleźć dla siebie w ustronnym kącie miejsce.
- Chociaż miejscówka dla dwójki facetów... dość osobliwa - zauważył ostrożnie, sięgając zaraz wzrokiem po ofertę. - Chyba wezmę po prostu czarną herbatę. I tak nie mam pomysłu na coś bardziej oryginalnego - przyznał bez wahania. Położył obie dłonie na kolanach, ignorując zaciekawiony wzrok jednej z klientek.
- Jak w ogóle idzie wam szukanie lokalu dla siebie? - zagadał o niedawny temat, zastanawiając się, czy coś ruszyło w tym kierunku.
- Eh. Dobra. Dajesz - przewrócił oczami. - Raz się zgodzę - nie miał pojęcia, jak szybko by to pożałował, ale nie zamierzał wycofać raz wypowiedzianych słów. Nawet jeśli nie wiedział, co zasadniczo miałby usłyszeć.
- Tak, tak. Najlepszy we wszystkim, chociaż dzisiaj brakuje ci korony Dramy Queen - zaśmiał się w odpowiedzi. - I tak jesteś najlepszy - dodał jeszcze, nie ukrywając lekkiego rozbawienia, jakie go ogarnęło.
- Jeśli nie czujesz pociągu do mnie i chęci podrywania, to tak - odparł na niego ze wzruszeniem ramionami. - I może ty mu kup? Sam nie wiem do końca - jak to miało zasadniczo działać w obrębie innych osób. Samemu nie zamierzał przecież zwracać na innych uwagi w romantycznym znaczeniu, mając już Jace'a jako chłopaka.
Mrugnął oczami, nie bardzo jednak bardziej zdradzając po sobie świadomość lub jej brat pojawienia się innej osoby. Przeczekał chwilę, by oboje mogli wymienić między sobą informacje, udając grzecznie tło, które nie było im potrzebne w obecnej sytuacji. Nie odezwał się, jedynie w pewnym momencie z wypisanym spokojem, odwzajemnił wzrok przybyłemu.
- Nie spieszę - odparł spokojnie, kładąc dłoń na jego ramionach i momentalnie przekierowując w stronę budynku. - Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.
Tak też wpuścił go do środka, by mogli zaraz potem znaleźć dla siebie w ustronnym kącie miejsce.
- Chociaż miejscówka dla dwójki facetów... dość osobliwa - zauważył ostrożnie, sięgając zaraz wzrokiem po ofertę. - Chyba wezmę po prostu czarną herbatę. I tak nie mam pomysłu na coś bardziej oryginalnego - przyznał bez wahania. Położył obie dłonie na kolanach, ignorując zaciekawiony wzrok jednej z klientek.
- Jak w ogóle idzie wam szukanie lokalu dla siebie? - zagadał o niedawny temat, zastanawiając się, czy coś ruszyło w tym kierunku.
— Tylko z tym zaskoczeniem to tak zaskocz mnie z trzydziestominutowym wyprzedzeniem, żebym był na miejscu. Axel nie pozwala mi siedzieć całymi dniami, bo go rozpraszam. I pracownice. I opierdala mnie, że zajmuję stolik — głównie ostatnie dwa, ale on tam wiedział swoje.
Aż się wyprostował, słysząc jego zgodę.
— No co ty, poważnie? Nie wierzę. Dobra, zacznijmy od początku. Chcesz porady na obie strony czy preferujesz którąś konkretną i liczysz, że Jace się dostosuje? — nie zamierzał go w końcu uparcie spychać na dół. Jeśli Shane się uprze, że chce być na górze to będzie na górze. Chociaż osobiście uważał, że wiele tracił przez własną upartość. Ale kto wie, może blondwłosy dzieciak miał w sobie jakąś magię, która, tak czy inaczej, zrobi z nim porządek.
— Ach, dziękuję. Niczego nie cenię sobie tak bardzo jak docenienia mojej osoby. Gdybyś chciał mi jeszcze posłodzić to śmiało — był gotów obrosnąć w piórka tak bardzo, że drag queen zaczną mu zazdrościć tej zacnej ozdoby.
— Rany Shane, ale ty jesteś dziś agresywny. Uważaj, bo naprawdę się zakocham i co wtedy — przyłożył dłoń do czoła, udając tym samym omdlenie. Dopóki nie zaproponował mu czegoś, na co nie wpadł.
— ... jesteś geniuszem. Oczywiście, że tak. Zmiana planów, bierz herbatę na wynos. Idziemy na zakupy — no i się wkopał. Słowik napalił się na tyle, by nie zamierzał mu teraz odpuścić. Wróci dziś do domu z pierścionkiem i koniec kropka.
Sam zamówił jakąś autorską wersję bubble ice tea, puszczając przy okazji oko gapiącej się na nich klientce. Taki z niego był dziś podrywacz.
— Na razie trochę zwolniliśmy. Powiedziałem Axelowi, że chcę się mocniej skupić na Lisach, więc prowadzenie lokalu mogłoby na ten moment nieco namieszać mi w planach. Sam dostał awans w pracy, więc pracuje teraz w pełnym wymiarze godzin, no i ma więcej zmian. Pomyślimy o tym ponownie pod koniec roku. Na ten moment będę pomagał jako tymczasowy wspólnik i barman w Saturday. O dziwo, właściciel sam mi to zaproponował. Jak to stwierdził, dzięki temu obaj będziemy mieć pewność, że lokal prosperuje tak, jak sobie tego życzymy, a on będzie w stanie odbudować zaufanie po tym poprzednim kretynie.
Jemu to pasowało. Zwłaszcza że bar mimo długiego zamknięcia miał swoją renomę. Czemu miałby więc zrezygnować?
Pokiwał głową, słysząc kwestię pojawienia się wcześniej. Nie chciał dorzucać mu więcej problemów pod względem zwykłego spotkania, zwłaszcza, że niekoniecznie musiało być to odebrane jako pozytywne.
- Oczywiście, że gó- - urwał momentalnie, po czym uśmiechnął się natchniony lekko myślą. - Nie. Możesz powiedzieć o obu stronach - uzupełnił swoje słowa bardzo łagodnie. - Nie wiem, czy wykorzystam tą wiedzę, ale no... - nic nie stało na przeszkodzie, by dowiedzieć się więcej. Nie widział się zdecydowanie na dole, ale odpowiednia wiedza mogła pomóc w dalszym działaniu. Musiał się akurat z tym zgodzić, że nie dawało się przewidzieć, czy wszędzie będzie mieć całkowitą kontrolę nad sytuacją.
- Hola. Jak ci będę słodzić, to się za bardzo przyzwyczaisz - zażartował. - I gdzie w tym wszystkim zachowam wyjątkowość? - może powinien oszczędniej dysponować swoimi słowami, by nabierały większej wagi? Z jednej strony brzmiało to całkiem kusząco, ale z drugiej nie przeszkadzało mu w niczym chwalenie przyjaciela.
- Wtedy ci zaproponuję zostanie przyjaciółmi - przewrócił oczami na jego słowa i reakcje. Nie miał pojęcia, co zasadniczo chciał usłyszeć od niego. Za to nie spodziewał się, że musiał zadowolić się jedynie napojem na wynos. Jego luźno rzucona propozycja skończyła się realnym planem, w który został wciągnięty. Zdążył jedynie kupić sobie czarną herbatę, by po tym z westchnieniem pozwolić mu na wybranie kierunku. Jego uwaga całkowicie przemknęła obok, gdzie nawet nie wyłapał wcześniejszego zarumienienia kelnerki.
- Ale w ogóle pamiętasz rozmiar na jego palce? - spytał się, popijając ostrożnie napój. - Kupowanie na ślepo jest ryzykowne - a raczej branie go na modela mogło się by nie sprawdzić. Na spokojnie jeszcze wysłuchał jego odpowiedzi, przytakując już w milczeniu.
Czyli już mają swoje plany...
z/t x2
- Oczywiście, że gó- - urwał momentalnie, po czym uśmiechnął się natchniony lekko myślą. - Nie. Możesz powiedzieć o obu stronach - uzupełnił swoje słowa bardzo łagodnie. - Nie wiem, czy wykorzystam tą wiedzę, ale no... - nic nie stało na przeszkodzie, by dowiedzieć się więcej. Nie widział się zdecydowanie na dole, ale odpowiednia wiedza mogła pomóc w dalszym działaniu. Musiał się akurat z tym zgodzić, że nie dawało się przewidzieć, czy wszędzie będzie mieć całkowitą kontrolę nad sytuacją.
- Hola. Jak ci będę słodzić, to się za bardzo przyzwyczaisz - zażartował. - I gdzie w tym wszystkim zachowam wyjątkowość? - może powinien oszczędniej dysponować swoimi słowami, by nabierały większej wagi? Z jednej strony brzmiało to całkiem kusząco, ale z drugiej nie przeszkadzało mu w niczym chwalenie przyjaciela.
- Wtedy ci zaproponuję zostanie przyjaciółmi - przewrócił oczami na jego słowa i reakcje. Nie miał pojęcia, co zasadniczo chciał usłyszeć od niego. Za to nie spodziewał się, że musiał zadowolić się jedynie napojem na wynos. Jego luźno rzucona propozycja skończyła się realnym planem, w który został wciągnięty. Zdążył jedynie kupić sobie czarną herbatę, by po tym z westchnieniem pozwolić mu na wybranie kierunku. Jego uwaga całkowicie przemknęła obok, gdzie nawet nie wyłapał wcześniejszego zarumienienia kelnerki.
- Ale w ogóle pamiętasz rozmiar na jego palce? - spytał się, popijając ostrożnie napój. - Kupowanie na ślepo jest ryzykowne - a raczej branie go na modela mogło się by nie sprawdzić. Na spokojnie jeszcze wysłuchał jego odpowiedzi, przytakując już w milczeniu.
Czyli już mają swoje plany...
z/t x2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach