▲▼
First topic message reminder :
TEREN WOLVES
Herbaciarnia White Monkey
TEREN BRONIONY PRZEZ 5 BONUSOWYCH NPC.
Do wnętrza wyłożonego dębowymi panelami prowadzą stare, ciężkie, stylizowane na wręcz zniszczone drzwi z tego samego drewna. Zawieszono na nich jabłonkową tabliczkę z ręcznie wymalowanymi eleganckim liternictwem godzinami otwarcia, choć nikogo nie powinno dziwić, że jakiś żartowniś domalował obok nich markerem męskie przyrodzenie. Na ścianach dominuje wprawiająca w spokojny nastrój barwa ciemnego burgungu, nieco zlewającego się z dębowymi stolikami i ladą, jednakże nie jest to nieprzyjemna dla oka kompozycja. Dawniej ściany zdobiły obrazy Kate Perugini, Thomasa Gainsborough'a czy Joshuy Reynoldsa, wszystkie zostały jednak sprzedane, by uniknąć ich kradzieży — i zastąpione prostymi zdjęciami rodzinnymi, na które nie zapolowałby żaden złodziej. Stoliki są w zależności od położenia okrągłe, bądź idące kształtem blatu w kwadrat, jeśli zostały ustawione pod ścianą. Przy tych pierwszych postawiono cztery ażurowe krzesła, natomiast drugie mogą cieszyć się towarzystwem ławek ze skórzanym obiciem. Po wyjeździe pierwotnych właścicieli — siedemdziesięcioletniego Wesley i Marthy — interes przejęła ich czterdziestopięcioletnia córka, Angielka z krwi i kości o włosach koloru marchewki i wdzięcznym imieniu Ashlynn. Jej mąż — niewiele starszy szatyn Trent — często pomaga jej za ladą. Choć zdjęcia wskazują na trójkę potomstwa, niezależnie od chęci, nie idzie ich dojrzeć w okolicy.
Przez moment czuł się, jakby patrzył w odbicie lustrzane. Taki sam łagodny uśmiech serwowany bliskim osobom, ale zarazem niesięgających oczu. Coś wyrytego między wyuczoną reakcją, a chęcią zniwelowania troski u drugiej osoby. Jedno mrugnięcie oczami wystarczyło, by powrócił do rzeczywistości, jednakże echo pozostało tego.
- Ta... Pamiętałem, by wmusić w siebie chociaż jeden posiłek - odparł odnośnie jedzenia, którego najchętniej nie tykałby, gdyby nie musiał.
Potrząsnął głową po tym akcie czochrania, po czym uniósł dłonie i przyłożył do włosów, przyciskając je w próbie ułożenia.
- Przecież sam mnie zaprosiłeś. Dlaczego miałbym nie przyjść? - naburmuszył się, nie do końca rozumiejąc to, co chciał mu przekazać. - Możemy siedzieć w ciszy. Dowolnie - wzruszył lekko ramionami, nie kryjąc, że było mu to zwyczajnie obojętne. Był mentalnie nastawiony, by dostosować się do jego prośby, bez narzucania własnej woli.
I na swój sposób ciekawy, co kryło się więcej za tą sprawą.
- Huh? - ledwo powstrzymał ruch ręki, by próbować zasłonić dłonią swoją twarz. - Nie, wszystko w porządku - wyuczona formułka wyszła z jego ust zanim sam zorientował się. - Naprawdę. Hahaha... - nawet on sam poczuł, że jego śmiech był zbyt sztuczny. Odwrócił głowę, krzywiąc się wyraźnie. - Dlaczego wszyscy są tacy spostrzegawczy... - wyszeptał cicho. - Przecież nie pokazuję tego.
Było to jednocześnie bolące i irytujące. Wspomnienie niedawnej rozmowy z bratem wywołało kłucie w sercu. Jego wyraz twarzy mówił wystarczająco dużo, by Xaxę ogarnęły wyrzuty sumienia.
- Nie wiem, co Ci odpowiedzieć - jego szare oczy wbiły się na nowo w Jonathana. - Nie potrafię znaleźć... słów? - zawahał się. - Chyba po prostu niezbyt lubię Święta obecnie - wiedział, że było to bardzo płytkie wyjaśnienie. - Nie wiem, czy ja mam to wypisane nad głową czy jak... - zmieszał się wyraźnie, by zaraz potem energicznie pokręcić głową i sięgnąć po inne menu, by znaleźć dla siebie herbatę.
Odzyskaj spokój.
- Chcesz spróbować opowiedzieć coś więcej o tym dniu? - spytał się go, przechodząc w bardziej łagodniejszy ton głosu. Nie byli się tutaj spotkać, by omawiać kwestię Nathaniela... który zarazem niezbyt się do tego palił. Przyszedł tutaj dla niego i zamierzał spróbować postawić Jonathana na pierwszy plan.
Zwłaszcza, że sam nie przepadał za opowiadaniem o sobie.
- Ta... Pamiętałem, by wmusić w siebie chociaż jeden posiłek - odparł odnośnie jedzenia, którego najchętniej nie tykałby, gdyby nie musiał.
Potrząsnął głową po tym akcie czochrania, po czym uniósł dłonie i przyłożył do włosów, przyciskając je w próbie ułożenia.
- Przecież sam mnie zaprosiłeś. Dlaczego miałbym nie przyjść? - naburmuszył się, nie do końca rozumiejąc to, co chciał mu przekazać. - Możemy siedzieć w ciszy. Dowolnie - wzruszył lekko ramionami, nie kryjąc, że było mu to zwyczajnie obojętne. Był mentalnie nastawiony, by dostosować się do jego prośby, bez narzucania własnej woli.
I na swój sposób ciekawy, co kryło się więcej za tą sprawą.
- Huh? - ledwo powstrzymał ruch ręki, by próbować zasłonić dłonią swoją twarz. - Nie, wszystko w porządku - wyuczona formułka wyszła z jego ust zanim sam zorientował się. - Naprawdę. Hahaha... - nawet on sam poczuł, że jego śmiech był zbyt sztuczny. Odwrócił głowę, krzywiąc się wyraźnie. - Dlaczego wszyscy są tacy spostrzegawczy... - wyszeptał cicho. - Przecież nie pokazuję tego.
Było to jednocześnie bolące i irytujące. Wspomnienie niedawnej rozmowy z bratem wywołało kłucie w sercu. Jego wyraz twarzy mówił wystarczająco dużo, by Xaxę ogarnęły wyrzuty sumienia.
- Nie wiem, co Ci odpowiedzieć - jego szare oczy wbiły się na nowo w Jonathana. - Nie potrafię znaleźć... słów? - zawahał się. - Chyba po prostu niezbyt lubię Święta obecnie - wiedział, że było to bardzo płytkie wyjaśnienie. - Nie wiem, czy ja mam to wypisane nad głową czy jak... - zmieszał się wyraźnie, by zaraz potem energicznie pokręcić głową i sięgnąć po inne menu, by znaleźć dla siebie herbatę.
Odzyskaj spokój.
- Chcesz spróbować opowiedzieć coś więcej o tym dniu? - spytał się go, przechodząc w bardziej łagodniejszy ton głosu. Nie byli się tutaj spotkać, by omawiać kwestię Nathaniela... który zarazem niezbyt się do tego palił. Przyszedł tutaj dla niego i zamierzał spróbować postawić Jonathana na pierwszy plan.
Zwłaszcza, że sam nie przepadał za opowiadaniem o sobie.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Herbaciarnia White Monkey
Wto Gru 28, 2021 6:00 am
Wto Gru 28, 2021 6:00 am
Wpatrywał się w niego uważnie, zaraz drapiąc się po boku szyi z wyraźnym zakłopotaniem.
"Ta... Pamiętałem, by wmusić w siebie chociaż jeden posiłek."
— Może... spróbuj go sobie rozdzielać? Wiem, że może ci być bardzo ciężko jeść, ale lepiej by było gdybyś jadł małe porcje co kilka godzin niż jedną dużą raz dziennie. No i może mimo wszystko... nie robiłoby ci się aż tak niedobrze od wmuszania w siebie czegoś, czego i tak nie chcesz — powiedział ostrożnie, nie bardzo wiedząc jak odpowiednio dobrać słowa, by nie sprawić, że jego przyjaciel jeszcze bardziej zamknął się w sobie.
Przyglądał mu się w milczeniu, gdy ten powtarzał aż nazbyt dobrze znane mu formułki.
— Może dlatego, że sami robimy to samo — powiedział cicho, spuszczając nieznacznie wzrok, by na chwilę skupić się na czym innym. Wrócił do niego uwagą, dopiero gdy wyczuł na sobie jego spojrzenie. Milczał, dopóki Nathaniel nie zadał mu pytania.
Nie chciał o tym opowiadać.
A jednocześnie chciał.
Mimo upływu lat wspomnienia pozostawały tak samo wyraźne jak wtedy. Te, które wywoływały u niego rozbawione parsknięcie, jak i te, przy których bezpieczniej było wyłączyć absolutnie wszystkie emocje. Trzymał je zamknięte tak daleko, by nikt z zewnątrz nie miał do nich dostępu. Tak było dużo bezpieczniej.
Opuszczanie własnej strefy komfortu nigdy nie należało do najłatwiejszych. Sięgnął powoli ręką do kieszeni, zaraz wyciągając z niej portfel. Otworzył go i wyciągnął ze środka jedno ze zdjęć zrobionych polaroidem, nim położył je na stole i przesunął w stronę Nathaniela.
— To jest Julie — powiedział, postukując palcem w fotografię, która wyraźnie przedstawiała jego samego i niebieskowłosą, szeroko uśmiechniętą dziewczynę.
— Prawdopodobnie najbardziej szalona i pozytywna osoba w moim życiu, niemająca żadnych zahamowań. Możesz pomyśleć o jakiejkolwiek szalonej rzeczy, którą chciałbyś zrobić, ale powstrzymuje cię zdrowy rozsądek. Julie na pewno to zrobiła — uśmiechnął się nieznacznie, opierając wygodniej o krzesło — opowiem ci o niej więcej, tylko złożę nasze zamówienia. Jeśli zgodzisz się, żebym kupił ci kanapkę, w zamian odpowiem na wszystkie potencjalne pytania, jakie tylko wpadną ci do głowy. Proszę? Obiecuję, że jeśli zjesz cztery kęsy i stwierdzisz, że więcej nie dasz rady, dojem po tobie resztę.
Poruszył nerwowo palcami pod stołem, zaraz łącząc ze sobą dłonie, nim podniósł głowę do góry, rzucając mu niepewne spojrzenie. Naprawdę się o niego martwił.
"Ta... Pamiętałem, by wmusić w siebie chociaż jeden posiłek."
— Może... spróbuj go sobie rozdzielać? Wiem, że może ci być bardzo ciężko jeść, ale lepiej by było gdybyś jadł małe porcje co kilka godzin niż jedną dużą raz dziennie. No i może mimo wszystko... nie robiłoby ci się aż tak niedobrze od wmuszania w siebie czegoś, czego i tak nie chcesz — powiedział ostrożnie, nie bardzo wiedząc jak odpowiednio dobrać słowa, by nie sprawić, że jego przyjaciel jeszcze bardziej zamknął się w sobie.
Przyglądał mu się w milczeniu, gdy ten powtarzał aż nazbyt dobrze znane mu formułki.
— Może dlatego, że sami robimy to samo — powiedział cicho, spuszczając nieznacznie wzrok, by na chwilę skupić się na czym innym. Wrócił do niego uwagą, dopiero gdy wyczuł na sobie jego spojrzenie. Milczał, dopóki Nathaniel nie zadał mu pytania.
Nie chciał o tym opowiadać.
A jednocześnie chciał.
Mimo upływu lat wspomnienia pozostawały tak samo wyraźne jak wtedy. Te, które wywoływały u niego rozbawione parsknięcie, jak i te, przy których bezpieczniej było wyłączyć absolutnie wszystkie emocje. Trzymał je zamknięte tak daleko, by nikt z zewnątrz nie miał do nich dostępu. Tak było dużo bezpieczniej.
Opuszczanie własnej strefy komfortu nigdy nie należało do najłatwiejszych. Sięgnął powoli ręką do kieszeni, zaraz wyciągając z niej portfel. Otworzył go i wyciągnął ze środka jedno ze zdjęć zrobionych polaroidem, nim położył je na stole i przesunął w stronę Nathaniela.
— To jest Julie — powiedział, postukując palcem w fotografię, która wyraźnie przedstawiała jego samego i niebieskowłosą, szeroko uśmiechniętą dziewczynę.
— Prawdopodobnie najbardziej szalona i pozytywna osoba w moim życiu, niemająca żadnych zahamowań. Możesz pomyśleć o jakiejkolwiek szalonej rzeczy, którą chciałbyś zrobić, ale powstrzymuje cię zdrowy rozsądek. Julie na pewno to zrobiła — uśmiechnął się nieznacznie, opierając wygodniej o krzesło — opowiem ci o niej więcej, tylko złożę nasze zamówienia. Jeśli zgodzisz się, żebym kupił ci kanapkę, w zamian odpowiem na wszystkie potencjalne pytania, jakie tylko wpadną ci do głowy. Proszę? Obiecuję, że jeśli zjesz cztery kęsy i stwierdzisz, że więcej nie dasz rady, dojem po tobie resztę.
Poruszył nerwowo palcami pod stołem, zaraz łącząc ze sobą dłonie, nim podniósł głowę do góry, rzucając mu niepewne spojrzenie. Naprawdę się o niego martwił.
Jego spojrzenie zrobiło się bardziej puste, a on delikatnie wzruszył ramionami.
- To nie to. Jedzenie to jedzenie - gdyby tylko mógł, to by odpuścił sobie całkowicie posiłki. Jednak nie było to możliwe, nieważne jak bardzo mu się to nie podobało. - Podział nic nie zmieni - był całkowicie pewny tego, co właśnie powiedział. Jego doświadczenie z próbą karmienia na różne sposoby było niemałe i niezbyt przyjmował je z większym entuzjazmem.
Tak samo jak to, że dana osoba momentalnie widziała prawdę, którą starał się ukrywać.
Jego wzrok spoczął na zdjęciu, gdy nieco wychylił się do przodu, mrużąc oczy. Widok nieznajomej dziewczyny nie poruszył go w ogóle, ale już wiedział, że musiała coś znaczyć dla niego. Może jego obecna dziewczyna? Chociaż nigdy nie widział jej w szkole. Z innej strony, nie przywiązywał uwagi do kobiet w innym stopniu niż w chęci unikania ich. Kimkolwiek nie byłaby, gdyby była zwykłą losową personą, to Jace nie trzymałby jej zdjęcia w portfelu. I na podstawie tego wnioskował.
Wyprostował się niczym porażony prądem. Położył dłonie na kolanach, spuszczając wzrok i analizując powoli przedstawioną mu opcję. Szantaż. Opcja wymiany. Handel. Naprawdę miał ochotę momentalnie mu odmówić i zrezygnować z takiej kwestii. Nie cierpiał tego. Dlatego też najpierw blondyn został obdarzony mrocznym spojrzeniem. Zaraz potem westchnął cicho i podrapał się po policzku, przesuwając wzrok na bok. Miał wrażenie, że blondyn potrzebował rozmowy, ale sposób, w jaki do tego pochodził...
- Ciekawe, kiedy z ciebie się zrobił taki manipulator - powiedział Nathaniel. - Umowa stoi.
Postawił jego dobro nad swoim. Odmowa odnośnie jedzenie równała się z tym, że Jonathan mógł poczuć się o wiele gorzej niż teraz. Ale nie zmieniało to faktu, że takie działanie zwyczajnie irytowało go.
- Nie podejmuj próby szantażowania mnie więcej pod względem jedzenia - uprzedził go zaraz potem. Skrzyżował nogi ze sobą. - Nie zmieni to mojego podejścia do niego. Jedynie irytuje mnie bardziej.
Wypuścił powietrze z płuc.
- Wybierz którąś z tych kanapek. Mi to obojętne - nie był fanem żadnej z nich. Jednakże wypowiadając słowa, odwrócić w jego stronę menu, wskazując drobnym palcem na jedną z pozycji. - I chcę tę herbatę. Nie zieloną. Czerwoną.
- To nie to. Jedzenie to jedzenie - gdyby tylko mógł, to by odpuścił sobie całkowicie posiłki. Jednak nie było to możliwe, nieważne jak bardzo mu się to nie podobało. - Podział nic nie zmieni - był całkowicie pewny tego, co właśnie powiedział. Jego doświadczenie z próbą karmienia na różne sposoby było niemałe i niezbyt przyjmował je z większym entuzjazmem.
Tak samo jak to, że dana osoba momentalnie widziała prawdę, którą starał się ukrywać.
Jego wzrok spoczął na zdjęciu, gdy nieco wychylił się do przodu, mrużąc oczy. Widok nieznajomej dziewczyny nie poruszył go w ogóle, ale już wiedział, że musiała coś znaczyć dla niego. Może jego obecna dziewczyna? Chociaż nigdy nie widział jej w szkole. Z innej strony, nie przywiązywał uwagi do kobiet w innym stopniu niż w chęci unikania ich. Kimkolwiek nie byłaby, gdyby była zwykłą losową personą, to Jace nie trzymałby jej zdjęcia w portfelu. I na podstawie tego wnioskował.
Wyprostował się niczym porażony prądem. Położył dłonie na kolanach, spuszczając wzrok i analizując powoli przedstawioną mu opcję. Szantaż. Opcja wymiany. Handel. Naprawdę miał ochotę momentalnie mu odmówić i zrezygnować z takiej kwestii. Nie cierpiał tego. Dlatego też najpierw blondyn został obdarzony mrocznym spojrzeniem. Zaraz potem westchnął cicho i podrapał się po policzku, przesuwając wzrok na bok. Miał wrażenie, że blondyn potrzebował rozmowy, ale sposób, w jaki do tego pochodził...
- Ciekawe, kiedy z ciebie się zrobił taki manipulator - powiedział Nathaniel. - Umowa stoi.
Postawił jego dobro nad swoim. Odmowa odnośnie jedzenie równała się z tym, że Jonathan mógł poczuć się o wiele gorzej niż teraz. Ale nie zmieniało to faktu, że takie działanie zwyczajnie irytowało go.
- Nie podejmuj próby szantażowania mnie więcej pod względem jedzenia - uprzedził go zaraz potem. Skrzyżował nogi ze sobą. - Nie zmieni to mojego podejścia do niego. Jedynie irytuje mnie bardziej.
Wypuścił powietrze z płuc.
- Wybierz którąś z tych kanapek. Mi to obojętne - nie był fanem żadnej z nich. Jednakże wypowiadając słowa, odwrócić w jego stronę menu, wskazując drobnym palcem na jedną z pozycji. - I chcę tę herbatę. Nie zieloną. Czerwoną.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Herbaciarnia White Monkey
Sro Gru 29, 2021 2:50 am
Sro Gru 29, 2021 2:50 am
Nie do końca potrafił to wszystko zrozumieć. Nigdy nie przeżył podobnego problemu z jedzeniem i w rezultacie nie do końca potrafił postawić się na jego miejscu. Zwłaszcza że gotowanie stanowiło dość spory element jego życia. Każda najmniejsza przyprawa potrafiła całkowicie zmienić smak przygotowanego dania.
Tymczasem dla Xaxy wszystko było jednakowe.
— Chodziło mi raczej o wpływ na twoje zdrowie... wiesz, że zdrowiej jest to rozdzielić niż jeść na raz. Nawet jeśli... jeśli jedzenie nie sprawia ci żadnej przyjemności. Nie wiem, czy dobrze to wszystko rozumiem — wpatrywał się w niego jeszcze przez chwilę. Nie do końca wiedział, czy chce w pełni zobaczyć jego reakcję na to wszystko. Ale bez wątpienia nie spodziewał się, że jego słowa zostaną odebrane właśnie w taki sposób. Dopiero gdy Nathaniel wytknął mu to wprost, do Everetta dotarło, że naprawdę to zrobił. Głupi odruch, którego nauczono go wobec rodzeństwa. Zrób pracę domową, to dostaniesz ciastko. Jeśli zaliczysz dobrze egzaminy, to kupię ci pluszaka. Coś, co miało być motywacją, bez wątpienia mogło być użyte też jako broń i najwyraźniej tak w tym momencie odebrał to jego przyjaciel.
Spuścił głowę, chowając ją przez chwilę w swoich dłoniach. Trwał w bezruchu przez kilka dłuższych sekund, nim ponownie podniósł na niego wzrok.
— Nie, masz rację. Przepraszam, nie chciałem cię szantażować. Nie wiem jak się zachować, nie wiem do końca, co ci tak właściwie jest. Martwię się o ciebie, Nathaniel. Nie chcę stracić kolejnej ważnej dla mnie osoby — powiedział, opuszczając powoli ręce na stolik, samemu nieznacznie się prostując.
— Musisz... musisz mi powiedzieć jak mam się zachowywać. Kiedy robię coś dobrze, a kiedy źle. Naprawdę nie robię tego drugiego celowo, nie chcę cię w żaden sposób skrzywdzić. Po prostu nie chcę, żebyś krzywdził też samego siebie. To... to nie brzmi dobrze, kiedy jedzenie jest dla ciebie obowiązkiem. Bo nikt nie lubi obowiązków i często zaczynamy się od nich migać. Jeśli masz zjeść tę kanapkę tylko po to, żebym był z tego zadowolony i czuć się przez to gorzej z samym sobą t-to chyba lepiej, żebyś tego nie robił. Sam już nie wiem — odwrócił głowę w bok, nie wiedząc już jak w tym momencie się zachować. Przynajmniej zapamiętał jego zamówienie odnośnie herbaty, ale na razie nie ruszył się nijak z miejsca, uznając, że nie miało to sensu, dopóki nie wyjaśni najważniejszej kwestii.
Tymczasem dla Xaxy wszystko było jednakowe.
— Chodziło mi raczej o wpływ na twoje zdrowie... wiesz, że zdrowiej jest to rozdzielić niż jeść na raz. Nawet jeśli... jeśli jedzenie nie sprawia ci żadnej przyjemności. Nie wiem, czy dobrze to wszystko rozumiem — wpatrywał się w niego jeszcze przez chwilę. Nie do końca wiedział, czy chce w pełni zobaczyć jego reakcję na to wszystko. Ale bez wątpienia nie spodziewał się, że jego słowa zostaną odebrane właśnie w taki sposób. Dopiero gdy Nathaniel wytknął mu to wprost, do Everetta dotarło, że naprawdę to zrobił. Głupi odruch, którego nauczono go wobec rodzeństwa. Zrób pracę domową, to dostaniesz ciastko. Jeśli zaliczysz dobrze egzaminy, to kupię ci pluszaka. Coś, co miało być motywacją, bez wątpienia mogło być użyte też jako broń i najwyraźniej tak w tym momencie odebrał to jego przyjaciel.
Spuścił głowę, chowając ją przez chwilę w swoich dłoniach. Trwał w bezruchu przez kilka dłuższych sekund, nim ponownie podniósł na niego wzrok.
— Nie, masz rację. Przepraszam, nie chciałem cię szantażować. Nie wiem jak się zachować, nie wiem do końca, co ci tak właściwie jest. Martwię się o ciebie, Nathaniel. Nie chcę stracić kolejnej ważnej dla mnie osoby — powiedział, opuszczając powoli ręce na stolik, samemu nieznacznie się prostując.
— Musisz... musisz mi powiedzieć jak mam się zachowywać. Kiedy robię coś dobrze, a kiedy źle. Naprawdę nie robię tego drugiego celowo, nie chcę cię w żaden sposób skrzywdzić. Po prostu nie chcę, żebyś krzywdził też samego siebie. To... to nie brzmi dobrze, kiedy jedzenie jest dla ciebie obowiązkiem. Bo nikt nie lubi obowiązków i często zaczynamy się od nich migać. Jeśli masz zjeść tę kanapkę tylko po to, żebym był z tego zadowolony i czuć się przez to gorzej z samym sobą t-to chyba lepiej, żebyś tego nie robił. Sam już nie wiem — odwrócił głowę w bok, nie wiedząc już jak w tym momencie się zachować. Przynajmniej zapamiętał jego zamówienie odnośnie herbaty, ale na razie nie ruszył się nijak z miejsca, uznając, że nie miało to sensu, dopóki nie wyjaśni najważniejszej kwestii.
Przy kręceniu przecząco głową kosmyki jego włosów podskakiwały raz za razem do góry.
- Podział na mniejsze posiłki oznacza zarazem, że jadłbym częściej - powiedział, zniżając swój ton głosu. - A ja najchętniej bym nie jadł, jeśli nie musiałbym - krótkie wyzwanie było wypowiedziane obojętnym tonem głosu. Nie czuł przywiązania do pożywiania się, ale zarazem nie uważał, by było to coś złego. Ciemnowłosego definicja problemów z odżywianiem równała się chęci zwracania zjedzonego posiłka, a nie dostrzegł tego u siebie.
Więc dla niego była to tylko zbędność w życiu.
Nie chcę stracić kolejnej ważnej osoby dla siebie... - powtórzył głucho w myślach, patrząc na chłopaka bezwyrazowo. Podana informacja - świadomie lub nie - zmusiła go do zastanowienia się poważniej nad tym, z czym miał obecnie do czynienia i z sytuacją samą w sobie.
- Nie mogę - odparł w końcu. - Nie mogę ci mówić, jak się zachowywać. Ty jesteś sobą, ja też. Każdy z nas ma odmienne osobowości, na które wpływa wiek, otoczenie czy doświadczenie - położył dłonie na kolanach. - Dlatego też nie mogę ci dyktować, jak się sam masz zachowywać. To zależy od ciebie i twojego wyczucia.
Dlaczego? Dlaczego ja?
- Możesz spojrzeć na mnie? Drażni mnie gadanie do twojego ucha - powiedział z wyraźnym zirytowaniem. - Przybyłem rozmawiać z tobą czy z twoją częścią ciała? - przekrzywił lekko głowę. - Skoro się zgodziłem na to, to nie wydziwiaj, tylko wybierz coś dobrego - zabrał dłoń z kolana i zwinął ją lekko w pięść. - Może jakimś fartem nagle trafisz na coś, co polubię i jedzenie przestanie być dla mnie tylko czynnością konieczną? - uderzył lekko pięścią o blat stołu. - Nie pomyślałeś pewnie w tym kierunku - to nie było pytanie. Po prostu wysunął taki wniosek. - Tak samo jak ty nie wiesz, jak się zachować, tak samo i ja. Dlatego głównie możemy przepraszać jak już będzie po wszystkim i uczyć się. Raz za razem.
Dlatego z tego wszystkiego naprawdę chciał mu powiedzieć jedno - nie martw się o mnie. Jednak te słowa nie przeszły mu przez gardło. Blondyn już zauważył, że coś było nie tak i jego słowa nie zmieniłyby tego. Zsunął dłoń z stolika, a jego twarz odmalowała lekko opuszczone kąciki ust.
- Ja... ja nie krzywdzę samego siebie... już nie - zabrał dłoń, garbiąc się wyraźnie, by potem wbić wzrok w zdjęcie nieznajomej dziewczyny. - To przez nią? Przez... Julie? Czy ona... - zawahał się wyraźnie, nie będąc pewnym, jak dobrać słowa. - ... nie. Nie będę zadawać pytania - przyłożył dłoń do twarzy, zasłaniając swoją połowę. - Opowiedz mi to sam, jeśli czujesz się na siłach.
- Podział na mniejsze posiłki oznacza zarazem, że jadłbym częściej - powiedział, zniżając swój ton głosu. - A ja najchętniej bym nie jadł, jeśli nie musiałbym - krótkie wyzwanie było wypowiedziane obojętnym tonem głosu. Nie czuł przywiązania do pożywiania się, ale zarazem nie uważał, by było to coś złego. Ciemnowłosego definicja problemów z odżywianiem równała się chęci zwracania zjedzonego posiłka, a nie dostrzegł tego u siebie.
Więc dla niego była to tylko zbędność w życiu.
Nie chcę stracić kolejnej ważnej osoby dla siebie... - powtórzył głucho w myślach, patrząc na chłopaka bezwyrazowo. Podana informacja - świadomie lub nie - zmusiła go do zastanowienia się poważniej nad tym, z czym miał obecnie do czynienia i z sytuacją samą w sobie.
- Nie mogę - odparł w końcu. - Nie mogę ci mówić, jak się zachowywać. Ty jesteś sobą, ja też. Każdy z nas ma odmienne osobowości, na które wpływa wiek, otoczenie czy doświadczenie - położył dłonie na kolanach. - Dlatego też nie mogę ci dyktować, jak się sam masz zachowywać. To zależy od ciebie i twojego wyczucia.
Dlaczego? Dlaczego ja?
- Możesz spojrzeć na mnie? Drażni mnie gadanie do twojego ucha - powiedział z wyraźnym zirytowaniem. - Przybyłem rozmawiać z tobą czy z twoją częścią ciała? - przekrzywił lekko głowę. - Skoro się zgodziłem na to, to nie wydziwiaj, tylko wybierz coś dobrego - zabrał dłoń z kolana i zwinął ją lekko w pięść. - Może jakimś fartem nagle trafisz na coś, co polubię i jedzenie przestanie być dla mnie tylko czynnością konieczną? - uderzył lekko pięścią o blat stołu. - Nie pomyślałeś pewnie w tym kierunku - to nie było pytanie. Po prostu wysunął taki wniosek. - Tak samo jak ty nie wiesz, jak się zachować, tak samo i ja. Dlatego głównie możemy przepraszać jak już będzie po wszystkim i uczyć się. Raz za razem.
Dlatego z tego wszystkiego naprawdę chciał mu powiedzieć jedno - nie martw się o mnie. Jednak te słowa nie przeszły mu przez gardło. Blondyn już zauważył, że coś było nie tak i jego słowa nie zmieniłyby tego. Zsunął dłoń z stolika, a jego twarz odmalowała lekko opuszczone kąciki ust.
- Ja... ja nie krzywdzę samego siebie... już nie - zabrał dłoń, garbiąc się wyraźnie, by potem wbić wzrok w zdjęcie nieznajomej dziewczyny. - To przez nią? Przez... Julie? Czy ona... - zawahał się wyraźnie, nie będąc pewnym, jak dobrać słowa. - ... nie. Nie będę zadawać pytania - przyłożył dłoń do twarzy, zasłaniając swoją połowę. - Opowiedz mi to sam, jeśli czujesz się na siłach.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Herbaciarnia White Monkey
Sro Gru 29, 2021 8:15 pm
Sro Gru 29, 2021 8:15 pm
Miał wrażenie, że zaczyna to rozumieć, a jednocześnie nie rozumie tego wszystkiego wcale. Nathaniel nie do końca wpisywał się w jego standardową wizję osoby z zaburzeniami odżywiania. Z reguły, gdy się z nimi rozmawiało, próbowały po prostu migać się od tematu, robiły całą tę fałszywą otoczkę faktycznego jedzenia. Ale ciemnowłosy mówił wszystko jasno i wyraźnie. Nie lubił jeść.
Nie był żadnym specjalistą, by stwierdzić czy było to zaburzeniami odżywiania, czy nie. Ale sposób, w jaki to wszystko przekazywał, dawał mu wizję kogoś, dla kogo jedzenie było po prostu całkowicie obojętne tak jak picie wody. Było jedynie koniecznością, nieprzynoszącą żadnego szczęścia.
Podniósł na niego wzrok, gdy tylko został o to poproszony. Wpatrywał się w niego bez wyrazu, cały czas po prostu przyswajając, co do niego mówił. Normalnie pewnie próbowałby obrócić wszystko w żart, przeprosił milion razy, uśmiechnął się i ciągnął go za rękaw, byle po prostu zapomnieć o całej sprawie.
Ale dziś wybitnie nie potrafił.
— Ciężko mi myśleć w takim kierunku, bo nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Nie wiem, co czujesz i jak to odbierasz, próbuję się postawić na twoim miejscu, ale jesteśmy po zupełnie odmiennych stronach. Dla ciebie jedzenie to nieprzyjemna konieczność, a ja... ja kocham robić jedzenie i dzielić się nim z innymi — powiedział w końcu, łącząc ze sobą dłonie — wiem, że każdy jest inny, ale to po prostu nie jest takie proste.
Kontakty w szkole jak widać, były absolutnie niczym, gdy chodziło o faktyczne poznanie się poza nią. W końcu Jonathan podniósł na niego wzrok i uniósł kąciki ust w uśmiechu.
— Najpierw pójdę po nasze zamówienie. Głupio tak siedzieć przy pustym stoliku — zaśmiał się cicho i wstał z miejsca, idąc w kierunku lady. Zamówił czerwoną herbatę dla Nathaniela i jakąś w miarę prostą, ale dobrze wyglądającą kanapkę z mozarellą, pomidorem, sałatą i ziołowym pesto. Wolał nie ładować w niego od razu dużo cięższego dla żołądka mięsa. Sam wziął Adagio Chocolate Truffle Tea i pudding z sosem malinowym i lodami o smaku zielonej herbaty, ten sam, na który patrzył wcześniej w menu. Zapłacił, wskazał pokrótce stolik i wrócił do niego, siadając na krześle.
— Okej, zacznijmy może od nowa. Nie zaprosiłem cię tu po to, by wywoływać w tobie depresję, nawet jeśli poruszamy... niezbyt przyjemne tematy. A już zwłaszcza w jej przypadku — postukał palcem w fotografię Julie, zaraz delikatnie się uśmiechając.
— Julie to najbardziej porąbana osoba, jaką można sobie wyobrazić. Poznaliśmy się w dzieciństwie i tak wyszło, że przykleiła się do mnie jak rzep. Sam nie wiem czemu. Zresztą, nasze rodziny przyjaźniły się do tego stopnia, by razem przenieść się z Nowej Zelandii do Kanady. Zawsze jak ludzie nas widzieli, byli przekonani, że to ja jestem tym dzielnym, odstraszającym obrońcą. Wiesz, zawsze górowałem nad innym wzrostem. Ale to ona skopała tylki czterem chłopakom, którzy śmiali się ze mnie w podstawówce i rzucali we mnie różnymi przedmiotami, wiedząc, że ich nie widzę. Nie, żebym to pochwalał, bo jednak przemoc... nigdy nie jest dobra. Ale Julie to huragan. Zawsze uśmiechnięty, trzymający się swojego zdania huragan, wymyślający najbardziej absurdalne pomysły. Siedziała u mnie w domu więcej niż u siebie, chociaż to akurat bywało dość irytujące — przewrócił oczami na samo wspomnienie, zakładając ręce na klatce piersiowej — wiesz, ile mi zbiła moich ulubionych kubków? Masakra. I zawsze wyżerała wszystkie najlepsze ciastka, a zostawiała jakieś korzenne albo marcepanowe. Już nie wspomnę o tym, że próbowała dawać korki Cody'emu, dyktując mu wszystko absolutnie źle, ale z takim przekonaniem, że pokłócił się któregoś dnia ze swoją matematyczką, broniąc wymyślonej przez Julie zasady, która nie miała prawa bytu.
Oczywiście kto musiał potem okręcać to wszystko w szkole? Jonathan. A ta mała szuja jeszcze się cieszyła w najlepsze, że wyszedł jej żart stulecia i jak nic ta formułka pójdzie w świat.
— W wieku piętnastu lat zdiagnozowano u niej chłoniaka rozlanego z dużych komórek B. Jej organizm nie reagował na leczenie, tak jak powinien. Dziś jest czwarta rocznica jej śmierci i zarazem dzień, w którym skończyłaby dziewiętnaście lat. Ironia, co? Wiesz, jak brzmiały jej ostatnie słowa? — oparł się wygodniej o krzesło, opierając dłoń na dolnej części twarzy — Wszystkiego najlepszego, Julie.
Prychnął cicho na samo wspomnienie, uparcie nie spuszczając jednak wzroku. W końcu miał się na niego patrzeć.
Nie był żadnym specjalistą, by stwierdzić czy było to zaburzeniami odżywiania, czy nie. Ale sposób, w jaki to wszystko przekazywał, dawał mu wizję kogoś, dla kogo jedzenie było po prostu całkowicie obojętne tak jak picie wody. Było jedynie koniecznością, nieprzynoszącą żadnego szczęścia.
Podniósł na niego wzrok, gdy tylko został o to poproszony. Wpatrywał się w niego bez wyrazu, cały czas po prostu przyswajając, co do niego mówił. Normalnie pewnie próbowałby obrócić wszystko w żart, przeprosił milion razy, uśmiechnął się i ciągnął go za rękaw, byle po prostu zapomnieć o całej sprawie.
Ale dziś wybitnie nie potrafił.
— Ciężko mi myśleć w takim kierunku, bo nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Nie wiem, co czujesz i jak to odbierasz, próbuję się postawić na twoim miejscu, ale jesteśmy po zupełnie odmiennych stronach. Dla ciebie jedzenie to nieprzyjemna konieczność, a ja... ja kocham robić jedzenie i dzielić się nim z innymi — powiedział w końcu, łącząc ze sobą dłonie — wiem, że każdy jest inny, ale to po prostu nie jest takie proste.
Kontakty w szkole jak widać, były absolutnie niczym, gdy chodziło o faktyczne poznanie się poza nią. W końcu Jonathan podniósł na niego wzrok i uniósł kąciki ust w uśmiechu.
— Najpierw pójdę po nasze zamówienie. Głupio tak siedzieć przy pustym stoliku — zaśmiał się cicho i wstał z miejsca, idąc w kierunku lady. Zamówił czerwoną herbatę dla Nathaniela i jakąś w miarę prostą, ale dobrze wyglądającą kanapkę z mozarellą, pomidorem, sałatą i ziołowym pesto. Wolał nie ładować w niego od razu dużo cięższego dla żołądka mięsa. Sam wziął Adagio Chocolate Truffle Tea i pudding z sosem malinowym i lodami o smaku zielonej herbaty, ten sam, na który patrzył wcześniej w menu. Zapłacił, wskazał pokrótce stolik i wrócił do niego, siadając na krześle.
— Okej, zacznijmy może od nowa. Nie zaprosiłem cię tu po to, by wywoływać w tobie depresję, nawet jeśli poruszamy... niezbyt przyjemne tematy. A już zwłaszcza w jej przypadku — postukał palcem w fotografię Julie, zaraz delikatnie się uśmiechając.
— Julie to najbardziej porąbana osoba, jaką można sobie wyobrazić. Poznaliśmy się w dzieciństwie i tak wyszło, że przykleiła się do mnie jak rzep. Sam nie wiem czemu. Zresztą, nasze rodziny przyjaźniły się do tego stopnia, by razem przenieść się z Nowej Zelandii do Kanady. Zawsze jak ludzie nas widzieli, byli przekonani, że to ja jestem tym dzielnym, odstraszającym obrońcą. Wiesz, zawsze górowałem nad innym wzrostem. Ale to ona skopała tylki czterem chłopakom, którzy śmiali się ze mnie w podstawówce i rzucali we mnie różnymi przedmiotami, wiedząc, że ich nie widzę. Nie, żebym to pochwalał, bo jednak przemoc... nigdy nie jest dobra. Ale Julie to huragan. Zawsze uśmiechnięty, trzymający się swojego zdania huragan, wymyślający najbardziej absurdalne pomysły. Siedziała u mnie w domu więcej niż u siebie, chociaż to akurat bywało dość irytujące — przewrócił oczami na samo wspomnienie, zakładając ręce na klatce piersiowej — wiesz, ile mi zbiła moich ulubionych kubków? Masakra. I zawsze wyżerała wszystkie najlepsze ciastka, a zostawiała jakieś korzenne albo marcepanowe. Już nie wspomnę o tym, że próbowała dawać korki Cody'emu, dyktując mu wszystko absolutnie źle, ale z takim przekonaniem, że pokłócił się któregoś dnia ze swoją matematyczką, broniąc wymyślonej przez Julie zasady, która nie miała prawa bytu.
Oczywiście kto musiał potem okręcać to wszystko w szkole? Jonathan. A ta mała szuja jeszcze się cieszyła w najlepsze, że wyszedł jej żart stulecia i jak nic ta formułka pójdzie w świat.
— W wieku piętnastu lat zdiagnozowano u niej chłoniaka rozlanego z dużych komórek B. Jej organizm nie reagował na leczenie, tak jak powinien. Dziś jest czwarta rocznica jej śmierci i zarazem dzień, w którym skończyłaby dziewiętnaście lat. Ironia, co? Wiesz, jak brzmiały jej ostatnie słowa? — oparł się wygodniej o krzesło, opierając dłoń na dolnej części twarzy — Wszystkiego najlepszego, Julie.
Prychnął cicho na samo wspomnienie, uparcie nie spuszczając jednak wzroku. W końcu miał się na niego patrzeć.
Wątpił, że mógłby pomóć mu to zrozumieć. Brak chęci do jedzenia był czymś niewytłumaczalnym dla osób, które nigdy nie doświadczyły tego. Xaxa wiedział o tym. Wiele osób miało swoje ulubione posiłki i czerpało satysfakcje z dobrych dań. Nie potrafił jednak powiedzieć tego innym. To był temat, którego wyobraźnia nie potrafiła objąć sobą i powodował nierzadko nieporozumienia lub spęcia.
- Zdążyłem zauważyć z tym jedzeniem - szkoła stanowiła swój obiekt działania i możliwość zarazem próby karmienia go. - Wiem, że nie jest to proste. Ale to, że ja jestem taki, nie znaczy, że każdy ma takie podejście jak ja. Twoje gotowanie jest dobre i zostanie zapewne docenione nie raz. W końcu... - przewrócił oczami. - Też jestem jedną z osób, które przekonały się o tym.
W końcu wciskał mu też swoje jedzenie od którego nie mógł uciec. Nawet gdy mocno próbował.
Pokiwał głową na temat zamówienia. Odprowadził go wzrokiem, krzyżując nogi pod stołem. Zyskana chwila samotności nie została spożytkowana przez niego w żaden sposób. Nathaniel czuł
W milczeniu wysłuchiwał historii o niebieskowłosej dziewczynie i powiązanej z nią historii. Poznanie go od innej strony było nowym doświadczeniem. Coś, czego nie doznałby, gdyby nie zgodził się na spotkanie poza szkołą. Był pewny, że też nie wiedziałby, że Jonathan potrafi robić takie miny.
-Brzmi naprawdę miło - skomentował opowieść z lekkim, chociaż zarazem smutnym uśmiechem. - Osoba będąca żywym płomykiem i sporą charyzmą. Poświęcenie w postaci paru kubków mogło być tego warte - mimo iż miało to być żartobliwe, nie potrafił zmusić się do wypowiedzenia tego w takim tonem głosu. Nie, żeby zdawał się być zdolny do tego. A w ostatnich dniach jeszcze bardziej niezbyt.
- Trochę zazdroszczę takiej znajomości - westchnął cicho, opierając łokieć o stół i kładąc podbródek na dłoni. - Nigdy nie napotkałem się na taki typ osobowości w kraju, z którego pochodzę.
Przynajmniej nie przypominał sobie. Może wiele rzeczy potoczyłoby się inaczej, gdyby samemu zyskał tego typu wsparcie? Mógł jedynie zgadywać i próbować wyobrazić to sobie, ale na poznanie rezultatu było całkowicie za późno.
- Bardzo tęsknisz? - spytał się cicho. Końcowa wiadomość o jej śmierci zasmuciła go bardziej niż mógł się spodziewać. Nie znał jej. Była jedynie osobą, o której właśnie słyszał. Jednakże zarazem przez ten krótki moment odczuł taką emocję, że aż zastanawiał się, czy nie wziął to zbyt personalnie.
Zwłaszcza, że podobnej tragedie w swoim życiu aż tak nie rozumiał.
Kolejne słowa podjął już w momencie, gdy pojawiło się ich zamówienie. Jego ciemne oczy wbiły się w zawartość filiżanki, Xaxa zaś czuł się, jakby był pogrążony w transie.
- Zdążyłem zauważyć z tym jedzeniem - szkoła stanowiła swój obiekt działania i możliwość zarazem próby karmienia go. - Wiem, że nie jest to proste. Ale to, że ja jestem taki, nie znaczy, że każdy ma takie podejście jak ja. Twoje gotowanie jest dobre i zostanie zapewne docenione nie raz. W końcu... - przewrócił oczami. - Też jestem jedną z osób, które przekonały się o tym.
W końcu wciskał mu też swoje jedzenie od którego nie mógł uciec. Nawet gdy mocno próbował.
Pokiwał głową na temat zamówienia. Odprowadził go wzrokiem, krzyżując nogi pod stołem. Zyskana chwila samotności nie została spożytkowana przez niego w żaden sposób. Nathaniel czuł
W milczeniu wysłuchiwał historii o niebieskowłosej dziewczynie i powiązanej z nią historii. Poznanie go od innej strony było nowym doświadczeniem. Coś, czego nie doznałby, gdyby nie zgodził się na spotkanie poza szkołą. Był pewny, że też nie wiedziałby, że Jonathan potrafi robić takie miny.
-Brzmi naprawdę miło - skomentował opowieść z lekkim, chociaż zarazem smutnym uśmiechem. - Osoba będąca żywym płomykiem i sporą charyzmą. Poświęcenie w postaci paru kubków mogło być tego warte - mimo iż miało to być żartobliwe, nie potrafił zmusić się do wypowiedzenia tego w takim tonem głosu. Nie, żeby zdawał się być zdolny do tego. A w ostatnich dniach jeszcze bardziej niezbyt.
- Trochę zazdroszczę takiej znajomości - westchnął cicho, opierając łokieć o stół i kładąc podbródek na dłoni. - Nigdy nie napotkałem się na taki typ osobowości w kraju, z którego pochodzę.
Przynajmniej nie przypominał sobie. Może wiele rzeczy potoczyłoby się inaczej, gdyby samemu zyskał tego typu wsparcie? Mógł jedynie zgadywać i próbować wyobrazić to sobie, ale na poznanie rezultatu było całkowicie za późno.
- Bardzo tęsknisz? - spytał się cicho. Końcowa wiadomość o jej śmierci zasmuciła go bardziej niż mógł się spodziewać. Nie znał jej. Była jedynie osobą, o której właśnie słyszał. Jednakże zarazem przez ten krótki moment odczuł taką emocję, że aż zastanawiał się, czy nie wziął to zbyt personalnie.
Zwłaszcza, że podobnej tragedie w swoim życiu aż tak nie rozumiał.
Kolejne słowa podjął już w momencie, gdy pojawiło się ich zamówienie. Jego ciemne oczy wbiły się w zawartość filiżanki, Xaxa zaś czuł się, jakby był pogrążony w transie.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Herbaciarnia White Monkey
Czw Gru 30, 2021 4:06 am
Czw Gru 30, 2021 4:06 am
Uśmiechnął się przepraszająco w jego stronę, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że wszystkie jego poprzednie dobre chęci, w istocie były nieświadomym przymuszaniem go do robienia czegoś, czego nie lubił.
Z drugiej strony, jeśli dzięki temu miał pewność, że Nathaniel spożywał jakiekolwiek posiłki, uważał, że na swój sposób było to tego warte. Może po prostu w przyszłości postara się zrobić większy research na temat tego, co najlepiej przygotowywać osobom o podobnej przypadłości. Nie mógł być w końcu jedyny.
Powstrzymał się przed komentarzami, wiedząc, że jedyne co ciśnie mu się w tym momencie na usta to pochwały godne starszego brata czy inne słowa, które bardzo mocno wywierały na nim samym potrzebę poklepania go po głowie.
"Brzmi naprawdę miło."
— Nie bój się, gdybyś miał okazję ją poznać, miałbyś jej dosyć po godzinie. Ale jednocześnie, po prostu nie dało się jej nie lubić. Człowiek wyrzucał ją czasem z pokoju, mając serdecznie dość jej trajkotania, ale gdy już znalazła się za drzwiami, zdawał sobie sprawę, że niezwykle dziwnie się czuje w tej absolutnej ciszy. Więc tak, tych kilka kubków zdecydowanie było tego warte... no, może poza kubkiem z Ghostem, tego jej nigdy nie wybaczę, co zresztą wiernie co roku jej wypominam — zażartował, unosząc nawet kącik ust ku górze. Jedynie jego spojrzenie nadal pozostawało nieznacznie nieobecne, zupełnie jakby nie był w stanie do końca powrócić z historii, którą sam opowiadał.
"Trochę zazdroszczę takiej znajomości."
— Hej, teraz masz mnie. Zobaczysz, jeszcze będziesz mnie uważał za jeden z największych koszmarów, jednocześnie nie wyobrażając sobie życia beze mnie, ha — patrzcie go tylko jaki był pewny siebie. Nawet jeśli bez wątpienia nadal żartował. Żartobliwy ton zniknął przy jego pytaniu. I choć po kimś takim jak Jace można się było spodziewać wielkich przejawów sentymentalności, gdy na niego spojrzał, był całkiem opanowany.
— Zależy. Miałem dużo czasu, by się z tym oswoić. Poza tym nie chciałaby, żebym poświęcał swoje życie na wieczną tęsknotę za kimś, kogo już nie ma. Jestem pewien, że osobiście przyleciałaby z zaświatów i strzeliła mi w łeb — pokiwał głową z pełnym przekonaniem, urywając na chwilę, nim nie otrzymali swojego zamówienia. Objął filiżankę palcami, również przenosząc swój wzrok na napój.
— Dlatego dzisiejszy dzień jest szczególny. To jedyny dzień w całym roku, który całkowicie poświęcam jej osobie. Spędzam z nią kilka godzin, przynoszę jej prezent urodzinowy i opowiadam... o wszystkim. Tak jak opowiadałem jej, gdy jeszcze była obok mnie. Zamawiam jej ulubiony napój, którego fenomenu nigdy nie zrozumiem — uśmiechnął się kącikiem ust, unosząc nieznacznie filiżankę w dobitnym sygnale. Gdyby miał zamówić coś dla siebie, sięgnąłby po coś zupełnie innego.
Z drugiej strony, jeśli dzięki temu miał pewność, że Nathaniel spożywał jakiekolwiek posiłki, uważał, że na swój sposób było to tego warte. Może po prostu w przyszłości postara się zrobić większy research na temat tego, co najlepiej przygotowywać osobom o podobnej przypadłości. Nie mógł być w końcu jedyny.
Powstrzymał się przed komentarzami, wiedząc, że jedyne co ciśnie mu się w tym momencie na usta to pochwały godne starszego brata czy inne słowa, które bardzo mocno wywierały na nim samym potrzebę poklepania go po głowie.
"Brzmi naprawdę miło."
— Nie bój się, gdybyś miał okazję ją poznać, miałbyś jej dosyć po godzinie. Ale jednocześnie, po prostu nie dało się jej nie lubić. Człowiek wyrzucał ją czasem z pokoju, mając serdecznie dość jej trajkotania, ale gdy już znalazła się za drzwiami, zdawał sobie sprawę, że niezwykle dziwnie się czuje w tej absolutnej ciszy. Więc tak, tych kilka kubków zdecydowanie było tego warte... no, może poza kubkiem z Ghostem, tego jej nigdy nie wybaczę, co zresztą wiernie co roku jej wypominam — zażartował, unosząc nawet kącik ust ku górze. Jedynie jego spojrzenie nadal pozostawało nieznacznie nieobecne, zupełnie jakby nie był w stanie do końca powrócić z historii, którą sam opowiadał.
"Trochę zazdroszczę takiej znajomości."
— Hej, teraz masz mnie. Zobaczysz, jeszcze będziesz mnie uważał za jeden z największych koszmarów, jednocześnie nie wyobrażając sobie życia beze mnie, ha — patrzcie go tylko jaki był pewny siebie. Nawet jeśli bez wątpienia nadal żartował. Żartobliwy ton zniknął przy jego pytaniu. I choć po kimś takim jak Jace można się było spodziewać wielkich przejawów sentymentalności, gdy na niego spojrzał, był całkiem opanowany.
— Zależy. Miałem dużo czasu, by się z tym oswoić. Poza tym nie chciałaby, żebym poświęcał swoje życie na wieczną tęsknotę za kimś, kogo już nie ma. Jestem pewien, że osobiście przyleciałaby z zaświatów i strzeliła mi w łeb — pokiwał głową z pełnym przekonaniem, urywając na chwilę, nim nie otrzymali swojego zamówienia. Objął filiżankę palcami, również przenosząc swój wzrok na napój.
— Dlatego dzisiejszy dzień jest szczególny. To jedyny dzień w całym roku, który całkowicie poświęcam jej osobie. Spędzam z nią kilka godzin, przynoszę jej prezent urodzinowy i opowiadam... o wszystkim. Tak jak opowiadałem jej, gdy jeszcze była obok mnie. Zamawiam jej ulubiony napój, którego fenomenu nigdy nie zrozumiem — uśmiechnął się kącikiem ust, unosząc nieznacznie filiżankę w dobitnym sygnale. Gdyby miał zamówić coś dla siebie, sięgnąłby po coś zupełnie innego.
Nie mógł ani potwierdzić, ani zaprzeczyć słowom Jonathana. Nie miał pojęcia jakby zareagował na taką znajomość, więc po wcześniejszym skomentowaniu, mógł teraz jedynie wzruszyć ramionami. Wiedział jedynie to, że wiele zależałoby od tego, kiedy by ją poznał.
Przesunął wzrokiem na bok. Postanowił nie odpowiadać na to na głos, ale w myślach uznał, że w połowie już Jonathanowi się udawało to. Chociaż niełatwo byłoby przyznać, o którą część zasadniczo chodziło mu teraz, a sam nie zamierzał tego rozjaśniać. Za to przekrzywił lekko głowę, patrząc na chłopaka z całkowitą niewinnością.
- Czyli... Wiadomo, kto z waszej dwójki nosił spodnie - lekki żart wyrwał mu się. - Raczej to nie jest dziwne, że tęskni się za kimś zmarłym. Nawet jeśli go nie ma "tutaj", nadal żyje we wspomnieniach - pokazał palcem na swoją głowę. - Chociaż nie mogę powiedzieć tego o sobie. Moje wspomnienia nie są na tyle szczegółowe - z tym akcentem też zaczął ostrożnie zakupioną mu kanapkę. Brał małe kęsy, przeżuwając je dokładnie. Nie spieszył się ani trochę.
Czyli tak w sumie... nie jestem intruzem czasem?
- Czyli temu spędzałeś go sam... - więc czemu w tym roku było inaczej? Odłożył z powrotem na talerz nadgryzione jedzenie. - Rozumiem. Chyba rozumiem - wydawało mu się, że Jonathan tęsknił za jej towarzystwem. Jednakże brał zarazem pod uwagę jej charakter i starał się mimo tego pociągnąć swoje życie dalej. Już bez jej towarzystwa.
- To niecodzienne dzieło? Nie znałem nazwy nawet - powiedział odnośnie herbaty, wskazując brodą na jego zamówienie.
Przesunął wzrokiem na bok. Postanowił nie odpowiadać na to na głos, ale w myślach uznał, że w połowie już Jonathanowi się udawało to. Chociaż niełatwo byłoby przyznać, o którą część zasadniczo chodziło mu teraz, a sam nie zamierzał tego rozjaśniać. Za to przekrzywił lekko głowę, patrząc na chłopaka z całkowitą niewinnością.
- Czyli... Wiadomo, kto z waszej dwójki nosił spodnie - lekki żart wyrwał mu się. - Raczej to nie jest dziwne, że tęskni się za kimś zmarłym. Nawet jeśli go nie ma "tutaj", nadal żyje we wspomnieniach - pokazał palcem na swoją głowę. - Chociaż nie mogę powiedzieć tego o sobie. Moje wspomnienia nie są na tyle szczegółowe - z tym akcentem też zaczął ostrożnie zakupioną mu kanapkę. Brał małe kęsy, przeżuwając je dokładnie. Nie spieszył się ani trochę.
Czyli tak w sumie... nie jestem intruzem czasem?
- Czyli temu spędzałeś go sam... - więc czemu w tym roku było inaczej? Odłożył z powrotem na talerz nadgryzione jedzenie. - Rozumiem. Chyba rozumiem - wydawało mu się, że Jonathan tęsknił za jej towarzystwem. Jednakże brał zarazem pod uwagę jej charakter i starał się mimo tego pociągnąć swoje życie dalej. Już bez jej towarzystwa.
- To niecodzienne dzieło? Nie znałem nazwy nawet - powiedział odnośnie herbaty, wskazując brodą na jego zamówienie.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Herbaciarnia White Monkey
Nie Sty 02, 2022 2:59 am
Nie Sty 02, 2022 2:59 am
Wzruszył nieznacznie ramionami, mimo wszystko nawet na chwilę nie odrywając od niego wzroku.
— Dlatego mam ten jeden dzień. Jakby nie patrzeć jest specjalny na więcej sposobów, niż bym sobie tego życzył — nawet jeśli przez resztę roku zdarzały się pojedyncze momenty, gdy o niej myślał, zdecydowanie nie poświęcał całych dni na żałobę. Nie widział w tym większego sensu. Nawet jeśli odejście Julie bez wątpienia było dla niego gigantycznym ciosem, on nadal żył. Dokładnie tak jak powiedziała mu tamtego dnia.
Podążył mimowolnie wzrokiem za jego kanapką, która na swój sposób zdawała się oderwać go od dotychczasowych myśli. Dopiero po chwili przeniósł wzrok na swój napój.
— Adagio ogólnie ma dobre herbaty, ale obecnie mało gdzie można je dostać. To jedna z niewielu herbaciarni, która je nadal sprowadza. Chocolate Truffle Tea. Bardziej czekoladowego napoju w tej formie chyba nie znajdziesz. Czarna herbata, ziarna kakaowca, cykoria, kawałki czekolady i jeszcze więcej kakaa w proszku. Miała obsesję na jej punkcie. Zawsze tu przychodziliśmy, gdy nie chciało jej się wracać do domu, bo tam też rzecz jasna miała milion opakowań w trzech różnych szafkach. Poważnie. Dziwię się, że nie podpisali z nią jakiegoś kontraktu za najlepszą reklamę czy coś w ten deseń — przewrócił oczami, zaraz sięgając po widelczyk, by wziąć kawałek deseru.
— Rany, przepyszny. Ciekawe, jakiego mleka użyli. Chyba ryżowo-waniliowego... — obrócił talerz o trzysta sześćdziesiąt stopni, zupełnie jakby miało mu to pomóc w ocenie składników. Odłożył go jednak i wrócił wzrokiem do Xaxy, by w pełni skupić na nim uwagę.
— Dlatego mam ten jeden dzień. Jakby nie patrzeć jest specjalny na więcej sposobów, niż bym sobie tego życzył — nawet jeśli przez resztę roku zdarzały się pojedyncze momenty, gdy o niej myślał, zdecydowanie nie poświęcał całych dni na żałobę. Nie widział w tym większego sensu. Nawet jeśli odejście Julie bez wątpienia było dla niego gigantycznym ciosem, on nadal żył. Dokładnie tak jak powiedziała mu tamtego dnia.
Podążył mimowolnie wzrokiem za jego kanapką, która na swój sposób zdawała się oderwać go od dotychczasowych myśli. Dopiero po chwili przeniósł wzrok na swój napój.
— Adagio ogólnie ma dobre herbaty, ale obecnie mało gdzie można je dostać. To jedna z niewielu herbaciarni, która je nadal sprowadza. Chocolate Truffle Tea. Bardziej czekoladowego napoju w tej formie chyba nie znajdziesz. Czarna herbata, ziarna kakaowca, cykoria, kawałki czekolady i jeszcze więcej kakaa w proszku. Miała obsesję na jej punkcie. Zawsze tu przychodziliśmy, gdy nie chciało jej się wracać do domu, bo tam też rzecz jasna miała milion opakowań w trzech różnych szafkach. Poważnie. Dziwię się, że nie podpisali z nią jakiegoś kontraktu za najlepszą reklamę czy coś w ten deseń — przewrócił oczami, zaraz sięgając po widelczyk, by wziąć kawałek deseru.
— Rany, przepyszny. Ciekawe, jakiego mleka użyli. Chyba ryżowo-waniliowego... — obrócił talerz o trzysta sześćdziesiąt stopni, zupełnie jakby miało mu to pomóc w ocenie składników. Odłożył go jednak i wrócił wzrokiem do Xaxy, by w pełni skupić na nim uwagę.
Jedyny dzień w roku na żałobę kogoś, na kim bardzo zależało. Postukał palcem o blat stołu, przesuwając wzrok na bok. Dla niego brzmiało to jak specjalny przywilej, by móc pozwolić dać upust uczuciom, które go przepełniały do tej pory. Nie wiedział, czy mógł uznawać to za coś właściwego, ale skoro miało to miejsce od lat... może to jakaś forma, by przez resztę roku próbować skupić się tylko na sobie?
Ciekawe, czy ja bym tak umiał.
Kanapka znikała w bardzo powolnym tempie. Bez większego zaangażowania konsumował ją, nie czerpiąc z tego żadnej satysfakcji. Od to jedno z wielu posiłków, które chętnie by odpuścił, gdyby miał taką możliwość.
- Brzmi strasznie słodkawo - skomentował opisany mu napój, jednakże przez znużenie przebijały się iskry zaintrygowania. - Ciekawy gust miała. Nie spodziewałbym się, że ktoś odważyłby się na połączenie czekolady z herbatą na tyle dobrze, że znajdowało to swoich fanów.
Wiedział już, że samemu to spróbuje przy innej okazji.
- Chwila. Istnieje mleko ryżowe? - przekazana informacja zaskoczyła go. - Przecież nie robi się go z ryżu... - zastanawiał się mimowolnie o co chodziło w tym wszystkim.
Ciekawe, czy ja bym tak umiał.
Kanapka znikała w bardzo powolnym tempie. Bez większego zaangażowania konsumował ją, nie czerpiąc z tego żadnej satysfakcji. Od to jedno z wielu posiłków, które chętnie by odpuścił, gdyby miał taką możliwość.
- Brzmi strasznie słodkawo - skomentował opisany mu napój, jednakże przez znużenie przebijały się iskry zaintrygowania. - Ciekawy gust miała. Nie spodziewałbym się, że ktoś odważyłby się na połączenie czekolady z herbatą na tyle dobrze, że znajdowało to swoich fanów.
Wiedział już, że samemu to spróbuje przy innej okazji.
- Chwila. Istnieje mleko ryżowe? - przekazana informacja zaskoczyła go. - Przecież nie robi się go z ryżu... - zastanawiał się mimowolnie o co chodziło w tym wszystkim.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Herbaciarnia White Monkey
Czw Sty 13, 2022 1:44 am
Czw Sty 13, 2022 1:44 am
Jonathan nie komentował tempa jego konsumpcji. Jakby nie patrzeć, sam fakt, że jego przyjaciel cokolwiek jadł, był dla niego wystarczającym powodem, by nie tylko niesamowicie się cieszyć, ale i zachować milczenie. Nie chciał go dodatkowo spłoszyć, już i tak robił to ostatnio w zdecydowanym nadmiarze.
— O dziwo nie jest aż takie słodkie, ale bez wątpienia kakaowe. Czy tam czekoladowe, jak kto woli. No, chyba że dodasz do niej ze dwie łyżki cukru, to wtedy faktycznie robi się słodkie... jak chcesz spróbować, to wiesz. Moje picie to twoje picie — zażartował z nieco nieprzytomnym uśmiechem, przesuwając wymownie szklankę w jego stronę. Zaraz wypuścił z siebie powietrze ze świstem, by powstrzymać się od chichotu.
— Oczywiście, że istnieje. Chociaż no, nie jest prawdziwym mlekiem, wiadomo, ale szczerze mówiąc, tak wygląda. Robi się je z brązowego ryżu. Mielisz, gotujesz w dużych ilościach wody, a potem miksujesz, aż uzyskasz gładką, kremową konsystencję. Profesjonalnie przerzucają to przez kilka urządzeń, ale w domu najczęściej używam sitka. Wychodzą z niego super desery. No i są wegańskie, więc... więcej osób może zjeść je bez poczucia winy. Tylko trzeba dosłodzić. Osobiście preferuję miód lub syrop z agawy, nie jestem jakimś wielkim fanem białego cukru. Ale wiadomo, co kto lubi — zakończył swój wywód, skupiając na nim uważny wzrok.
- Czekoladowa herbata... - i nie było to aż tak słodkie? Coś pamiętał o tym, że kakao zwykle jest gorzkie, ale nie wyobrażał sobie, że oddane obróbce nadal zachowywało taką właściwość. Dlatego też przerwał jedzenie, patrząc z narastającym zaintrygowaniem na niecodzienne dzieło. Jego gest sprawił, że momentalnie wyciągnął dłonie w stronę szklanki, po czym momentalnie zawahał się. Uniósł ciemne spojrzenie na Jonathana.
- Ja... chyba nie powinienem? - zawahał się, czując, że przesadził. Zagalopowanie się poprzez takie działanie uważał za zawstydzające. Dlatego też zabrał zaraz potem ręce, zabierając się za swoją herbatę, by w niemrawy sposób zamaskować własne zażenowanie.
Nadął policzek, słysząc jego chichot.
- Nie siedzę w kuchni, mogę nie wiedzieć - odparł po jego monologu. - I jednak miałem rację. Ryż. Czyli nie istnieje mleko ryżowe. I dlaczego słodzisz miodem? Drogi jest - przekrzywi głowę na bok, popijając ponownie herbatę. - Nie lepiej zwykłym cukrem? - musiał przyznać, że jego wybór napoju był nienajgorszy.
- Ja... chyba nie powinienem? - zawahał się, czując, że przesadził. Zagalopowanie się poprzez takie działanie uważał za zawstydzające. Dlatego też zabrał zaraz potem ręce, zabierając się za swoją herbatę, by w niemrawy sposób zamaskować własne zażenowanie.
Nadął policzek, słysząc jego chichot.
- Nie siedzę w kuchni, mogę nie wiedzieć - odparł po jego monologu. - I jednak miałem rację. Ryż. Czyli nie istnieje mleko ryżowe. I dlaczego słodzisz miodem? Drogi jest - przekrzywi głowę na bok, popijając ponownie herbatę. - Nie lepiej zwykłym cukrem? - musiał przyznać, że jego wybór napoju był nienajgorszy.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Herbaciarnia White Monkey
Sro Sty 19, 2022 3:02 pm
Sro Sty 19, 2022 3:02 pm
— Czemu nie? Spróbuj — uśmiechnął się, przesuwając napój w jego stronę. Już pomijając fakt, że aż nazbyt cieszyło go, że Nathaniel wykazał jakiekolwiek zainteresowanie spróbowaniem czegoś nowego. Może i jechanie na samych napojach nie było szczytem jego marzeń, ale hej. Lepsze to niż nic, zawsze jakieś kalorie.
— Nazywa się je mlekiem ryżowym, bo wygląda jak mleko. Tak samo masz kokosowe, owsiane, sojowe... — wymieniał jedno po drugim, zamykając po kolei palce, gdy rzucał poszczególnymi przykładami.
— Miód jest dużo zdrowszy niż biały cukier. I teoretycznie jest drogi, ale w praktyce na długo starcza. Chociaż no, są rzeczy gdzie zwykły cukier jest potrzebny, ale wtedy i tak wolę jednak sięgnąć po trzcinowy czy coś. Różnica w cenie nie jest aż tak duża, a nadal... pod koniec masz nieco lepszy skład — podrapał się po policzku. Co prawda nie zawsze mogli sobie pozwolić na podobne wybory, ale jednak od kiedy pracował, starał się faktycznie zamieniać składniki na bardziej odpowiednie. Też po to, by nauczyć rodzeństwo, że regularne jedzenie syfu wcale nie jest takie smaczne.
Dodatkowa zachęta wystarczyła, by odłożył swój napój i ostrożnie sięgnął po ten, który proponował mu Jonathan. Objął je obiema dłoń mi i ostrożnie upił łyk. Usta wypełnił nieznany mu dotąd smak mixu herbaty i czekolady. Zaraz potem oddał napój.
- Nie jest złe...? Ale trochę gorzkie - powiedział. - Dz-dzięki - złączył dwa palce wskazujące, próbując zamaskować zawstydzenie. - Czy ja... chcesz moje? - nie wiedział jak zadać pytanie odnośnie ewentualnej wymiany herbat. Nie był przywykły do takiego precedensu.
- Przecież kokosy mają mleko - zaprotestował momentalnie, gdy usłyszał wymienianie rodzai mlek. - W sumie nigdy nie zrozumiem sensu stworzenia roślinnego odpowiednika zwierzęcych produktów - przyznał. Było to popularne już od wielu lat, ale jednak niełatwe do zrozumienia dla kogoś, kto nie przywiązywał uwagi do pożywienia.
- Nie wiem... słodzenie herbaty miodem wykracza poza moje granice wyobraźni... - przyznał.
- Nie jest złe...? Ale trochę gorzkie - powiedział. - Dz-dzięki - złączył dwa palce wskazujące, próbując zamaskować zawstydzenie. - Czy ja... chcesz moje? - nie wiedział jak zadać pytanie odnośnie ewentualnej wymiany herbat. Nie był przywykły do takiego precedensu.
- Przecież kokosy mają mleko - zaprotestował momentalnie, gdy usłyszał wymienianie rodzai mlek. - W sumie nigdy nie zrozumiem sensu stworzenia roślinnego odpowiednika zwierzęcych produktów - przyznał. Było to popularne już od wielu lat, ale jednak niełatwe do zrozumienia dla kogoś, kto nie przywiązywał uwagi do pożywienia.
- Nie wiem... słodzenie herbaty miodem wykracza poza moje granice wyobraźni... - przyznał.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach