▲▼
Kiana - 400$, 600 Punktów Umiejętności
Libitina - 300$, 350 Punktów Umiejętności
Sullivan - 300$, 350 Punktów Umiejętności
Connor Josten - 250$, 300 Punktów Umiejętności
Jean-Paul Leroux - 50$, 50 Punktów Umiejętności
Adnotacja fabularna: Po dotarciu na dach, zapłakany chłopiec oddał strzał w kierunku stojącego na skraju mężczyzny. Kobieta na schodach pożarowych była martwa co najmniej od kilku godzin. W wyniku dalszego dochodzenia ustalono, że była matką dziecka. Pomiędzy nimi, a mężczyzną nie było żadnego powiązania. Zgodnie ze słowami chłopca, miał oddać strzał w momencie, gdy ktoś znajdzie się na w/w dachu, by ocalić tym samym swoją matkę. Trwają poszukiwania sprawcy.
Była z nich dumna. Cholernie dumna. Przystępując do Wolves miała mieszane uczucia. Dopiero co przyjechała, a już miała działać na dwa fronty. Poniekąd. Z resztą czy można jej się było dziwić? Pierwsze spotkanie odbyło się w dość mało przyjemnej atmosferze i jeszcze gorszej okolicy. Ha, omal nie skończyła z podbitym okiem bądź złamanym nosem; w zależności w co wycelowałby Josten. Patrząc teraz, z perspektywy paru miesięcy musiała przyznać, że kurde wspólnymi siłami zbudowali na prawdę coś dobrego. Dlatego też chciała im jakoś podziękować.
Weszła do herbaciarni i od samych drzwi czuła się jak w Meksyku. Wszędzie dookoła wisiały dekoracje charakterystyczne dla Día de los Muertos, a wolne przestrzenie na podłodze i stolikach zajmowały świece, dynie oraz czaszki różnej maści. Kąciki jej ust same powędrowały ku górze.
"Przepraszam," zaczepiła pierwszą kelnerkę, która akurat przechodziła. "Mam rezerwację na 18:00, na sześć osób. Rozmawiałam na ten temat z Ashlynn,"
-Hm, już sprawdzam- kelnerka wyjęła z kieszonki fartucha mały tablet, przesuwając palcem po jego ekranie. -Sześć osób, o mam. Kiana tak?
"Zgadza się,"
-Zapraszam tędy. Ashlynn wspominała, że zależało Pani na bardziej prywatnym miejscu, także przydzieliliśmy loże na tyłach. Może być?- Kiana skinęła głową idąc krok w krok za kelnerką. Zajęła miejsce na półokrągłej kanapie, wyciągając z kieszeni telefon. Wysłała szybką wiadomość do reszty watahy i cierpliwie czekała aż zaczną się schodzić.
Jeśli Kiana spodziewała się, że Connor odpierdoli jakiś Halloweenowy strój roku, nawet nie wiedziała, jak bardzo się myliła. W końcu nie był jednym z największych sztywniaków w całej okolicy? Z jednej strony Josten miał wszystkie zasady głęboko w dupie, a z drugiej zachowywał się, jakby ktoś wsadził mu w nią wyjątkowo długi i sztywny kij.
A może po prostu miał na wszystko wyjebane i dlatego pojawił się w mundurze. Tak, zdecydowanie ta opcja opisywała go najlepiej.
Żeby jednak nie słuchać jęczenia i napierdalania białowłosej, założył czerwone soczewki — w końcu i tak miał z nimi nie lada doświadczenie — i dokleił jakieś sztuczne kły. Jego ryj i tak ściągał na tyle uwagi, by kilka razy usłyszał, że ma fajny make-up.
Nikogo kto go znał, nie powinno dziwić, że posyłał w odpowiedzi znudzone spojrzenie, zaraz po tym pokazując środkowy palec, który tylko ich konfundował.
Wbił się do środka, rozglądając przez chwilę dookoła, nim podeszła do niego jakaś kelnerka.
— Znajoma rezerwowała stolik. Białe włosy, niska, wygląda jak gówniarz, który nie może się zdecydować czy bardziej czeka na wystrzelanie całej szkoły, czy owalenie zawartości barku swojego starego — opisał ją, najtrafniej jak potrafił, nieszczególnie przejmując się zakłopotaną miną kelnerki.
— M-może zna Pan imię?
W sumie. Jakoś na to wcześniej nie wpadł.
— Kiana. Chyba.
— Ach tak, zapraszam za mną — ruszył więc w ślad za kelnerką i uwalił się na krześle obok białowłosej, gdy tylko dotarł na miejsce.
— Elo śnieżyna. Wyglądasz, jakbyś się nie wyspała — ten to zawsze wiedział jak kogoś skomplementować.
Idea poświęcenia czasu w jednym z lokali uznała za całkiem dobrą okazję do poznania miasta od bardziej pozytywnej strony. Czas jaki upłynął od przekroczenia granicy tego miasta był zdecydowanie za krótki, by mogła wysunąć sobie całkowitą opinię na temat tego miejsca. W dodatku czas zawalony ogarnianiem nowego lokum, zgłoszeniem się do pracy i znoszeniem telefonów z domu na temat organizacji czegokolwiek.
Musiała przyznać sama sobie, że kusiło ją by wyrzucić komórkę do rzeki.
Idea kombinowania ze strojami wywołała w niej zagwozdkę. Nie mogła odnieść wrażenia, że chętniej odpuściłaby całą tą ideę. Bycie "nową" było jednak niełatwym orzechem do zgryzienia, a zrobienie pierwszego wrażenia jednak robiło swoje. Przyglądając się jeszcze odbiciu w szybie sklepu zastanawiała się, czy będzie tam ktokolwiek, kogo mogłaby skojarzyć z widzenia.
Niech będzie.
Z tak pozytywnym akcentem weszła do budynku. Jej strój z dodatkiem w postaci czarnego makijażu wokół ust oraz delikatnej obwódki dookoła oczu, nie prezentował się wybitnie imponująco, ale była z siebie niezwykle dumna, że nie odpuściła pod tym względem.
- Dzień dobry - bez najmniejszego zawahania zaczepiła pobliską kelnerkę, ignorując jej zaskoczenie na widok wyższej od siebie osoby. - Szukam stolika zarezerwowanego na... - międzyczasie sprawdzała szybko chat wiadomości, poszukując odpowiedniego nazwiska, imienia lub czegokolwiek. - ... kogoś o takim imieniu... - wypowiadając końcówkę zdania, miała nadzieję, że nie pomyliła się pod względem wymowy. I najlepiej jeśli nie pomyliła się.
Jednakże dostała w odpowiedzi dość szybkie nakierowanie na odpowiedni stolik i zostawienie jej bez słowa. Dlatego też podsumowała to lekkim wzruszeniem ramion i udała się w odpowiednim kierunku, gdzie jej oczom ukazały się już dwie osoby. Rzuciła krótkim przywitaniem, by swoją uwagę poświęcić wpierw żeńskiej postaci.
- Chyba nie miałyśmy się możliwości lepiej poznać. Avery Josten - wyciągnęła rękę w jej stronę z zamiarem sfinalizowania krótkiego przedstawienia się. - Jestem w mieście od nie- - urwała w tym samym momencie, gdy jej wzrok przekierował się na osobę siedzącą obok niej. - -dawna - szybkie dokończenie wypowiedzi miało momentalnie zamaskować zaskoczenie.
Przynajmniej mogła próbować zachować jeszcze jakiś profesjonalizm.
Miał wielką ochotę wysłać informację na czacie grupowym o tym, że musi zostać dłużej w pracy lub wymówić się czymś równie przekonującym, jednak po dłuższej chwili patrzenia w ekran komórki i zastanawianiu się nad odpisem, z bólem serca zrezygnował z napisania czegokolwiek, postanawiając się po prostu pojawić. A szkoda. W końcu miał dzisiaj taki dobry dzień, więc naprawdę przykro, aby się pogorszył tylko dlatego, że spędzi jakiś czas w towarzystwie Connora. No jeszcze istniał jakiś procent szansy na to, że tym razem ten rudzielec się nie zjawi, jednak Sullivan i tak nie liczył na aż takie szczęście.
Jego chęci na wymyślenie czegokolwiek związanego z Día de los Muertos szorowały całkowicie po ziemi i zdecydowanie nie zamierzał tego zmieniać, dlatego ograniczył się do ubrania na czarno i założenia czerwonych soczewek, które dorwał w drodze do domu. Nie widział ten sensu w kupowaniu kosmetyków tylko po to, żeby użyć ich jeden raz, a jego szafka w łazience zawierała tylko rzeczy do higieny.
Po wejściu do herbaciarni od razu zaczepił przechodzącą obok kelnerkę.
— Dzień dobry. Gdzie znajdę stolik zarezerwowany na Kianę?
Dziewczyna bez zbędnej zwłoki zaprowadziła ciemnowłosego do wilczej gromadki.
— Hej. — Sullivan zmarszczył brwi przyglądając się całej trójce, zatrzymując najdłużej wzrok na nowej osobie w gangu.
Jeśli reszta rodziny zaraz wyskoczy spod stołu, to ja, kurwa, odpadam.
Usiadł na jednym z krzeseł, na razie nijak nie komentując na żywo widoku Avery.
”No, a to Ci niespodzianka. Marchewa,” przeleciała wzrokiem po jego sylwetce, zatrzymując się na jego twarzy i dziwnie czerwonych tęczówkach. ”Czyli co halloween to także nie twoja bajka? Ehh Josten, nie sądziłam, że ten kij nadal tak Ci wadzi…,” miała raczej wrażenie, że chłopak nieco zluzował. Cóż najwyraźniej się myliła.
Kiana skrzyżowała ramiona przed sobą, dopasowując pozycję tak, by siedzieć bokiem do stolika.
”No dobra, to w takim razie co robisz dla zabawy?” Zapytała i w tym samym czasie przez jej głowę przeleciała jedna myśl. Jeśli odpowie coś w rodzaju zakopywania trupów to osobiście znajdzie mu dodatkową robotę na najbliższe miesiące.
Złapała za kubek i zanim podniosła go do ust, parokrotnie obróciła go w dłoniach.
”Jeśli nadal masz detoks od kofeiny to spróbuj herbaty sezonowej. Jest niczego sobie,” upiła łyk napoju i w tej samej chwili do ich stolika podeszła kolejna osoba.
-(…) Avery Josten - słysząc jej imię, a raczej nazwisko Kiana opluła się herbatą jednocześnie zadzierając głowę wysoko do góry by móc spojrzeć na twarz dziewczyny.
”Że co?” Wierzchem dłoni otarła brodę z herbaty. ”Powiedziałaś Josten?” Kiana spojrzała podejrzliwie na Connora wskazując na niego palcem. ”Czy to są jakieś jaja? To ile was w końcu jest? Robisz sobie z Wolves jakiś cholerny zjazd rodzinny? Nie po to zostałeś Betą by działać za moimi plecami do jasnej cholery,” cóż nie planowała wybuchać, ale powoli miała dość tego, że co i rusz na horyzoncie pojawiała się kolejna osoba z tym samym nazwiskiem. A w czysty przypadek nie wierzyła.
Chcąc nieco się uspokoić wróciła wzrokiem do dziewczyny.
”Avery tak? Co Cię tu sprowadza?”
Zanim dziewczyna zdążyła jakkolwiek odpowiedzieć dołączył do nich trzeci Josten. Kiana przesunęła wzrokiem od Rudego, przez Avery kończąc na Sullivanie. Odchyliła się na zajmowanym miejscu ponownie krzyżując przed sobą ramiona.
”O świetnie. Jostenowie w komplecie. Czy mam się spodziewać jeszcze kilku, czy może w końcu któryś z was wyjaśni mi dlaczego tyle się was tu nagle zrobiło?” Oj nie kryła już irytacji. Niech jeszcze okaże się, że Babushka także na prawdę nazywa się Josten. Na tym etapie już nic jej nie zdziwi.
Babushka zbierał się w sobie niesamowicie długo. Po przeczytaniu wiadomości łaził po domu zastanawiając się... nie czy przyjdzie, a czy powinien się jakoś przebierać. W swojej karierze zwiedził trochę miejsc i no... zbierał pamiątki. Día de los Muertos to nie były przelewki! Swoją drogą osobiście preferował sposób w jaki to Meksykanie obchodzili to święto, w odróżnieniu od pełnej zadumy i przygnębiającej atmosfery. Podchodzenie do śmierci i zmarłych etc... Ostatecznie zdecydował, po przeszukaniu szafy i przejrzeniu kilku potencjalnych zestawów.
Wcisnął się w wdzianko, gitarę zarzucił na plecy, z ukrytą tequilą w pudle. Just in case. Herbaciarnia brzmiało jak bardzo miłe miejsce. Jednak Dia de los Muertos brzmiało jak bardzo miłe święto.
W kilka następnych minut zjawił się na miejscu. Wszedł do lokalu zatrzymując się przed kelnerką i stał tak przez kilka sekund bez słowa.
- Rezerwacja... - zamilkł ponownie na sekundę zastanawiając się na kogo konkretnie. - na Kianę.
Kelnerka wyglądała jakby przerabiała dnia dzisiejszego podobną sytuację już kilka razy. Przypadek? Zaprowadziła Babushkę na miejsce spotkania watahy.
- ... - Mruknął coś pod nosem sygnalizując swoje przybycie i skinął głową w ramach przywitania ze wszystkimi. Tradycyjnie. Babushka lubił trzymać się tradycji. Jakiś, ale zawsze. Zajął wolne miejsce, odkładając ostrożnie gitarę i oparł ją o krzesło. Tak by się nie zdradzić za bardzo! Zaczął lustrować wszystkich wzrokiem, najdłuższe spojrzenie zatrzymał na Josten, oczywiście mowa o Avery. Nie widział jej wcześniej. Szczególnie, że jakieś napięcie wisiało w powietrzu, a on nie zamierzał tego jakoś rozgrzebywać. Nie teraz. Był saperem, wiedział, ze niektórych rzeczy się po prostu nie dotyka.
"Nie sądziłam, że ten kij nadal tak Ci wadzi."
Uniósł rękę do góry, pokazując jej środkowy palec bez najmniejszego przejęcia, rozwalając się jeszcze wygodniej na krześle. Zabawne jak bardzo jego mundur nie pasował w tym momencie do zachowania.
"No dobra, to w takim razie co robisz dla zabawy?"
— Za młoda jesteś na takie pytania — odpowiedział, nawet nie próbując ukrywać złośliwości. Zwłaszcza że doskonale zdawał sobie sprawę, że była starsza od niego. Zerknął bez większego zainteresowania na herbatę, zaraz przerzucając wzrok na kartę.
Z początku nie zwrócił nawet uwagi na przybycie nowej osoby. Jakby nie patrzeć, zainteresowanie Connora innymi ludźmi pełzało po ziemi i wołało o pomstę do nieba. Głos, który dotarł do jego uszu, był jednak zbyt podobny do tego, który znał doskonale. I to właśnie zmusiło go do podniesienia głowy.
Gdyby coś pił, właśnie by się opluł.
Co ty tu robisz?
Cisnące mu się na usta pytanie, zawisło w eterze, mimo że jego wzrok mówił w tym momencie sam za siebie. Podobnie jak ściągnięte brwi.
— Najwyraźniej to bardzo popularne nazwisko — odpowiedział nic nie robiąc sobie z wybuchu Kiany. Jakby nie patrzeć i tak nie mieli z Avery praktycznie żadnych cech wspólnych. Ciężko, by było inaczej, skoro nie byli spokrewnieni.
Jego zmyłka działała oczywiście, dopóki białowłosa nie postanowi sprawdzić ich akt. Jakby nie patrzeć, tego samego imienia ojca i matki już się nie wyprze. Chociaż z drugiej strony znając Connora pewnie i tak na wyjebce rzuciłby coś na wzór "Co za przypadek".
Przybycie najbardziej napakowanego Wilka w watasze niejako uratowało im dupę.
— Siema Babushka. Zajebisty strój — uniósł kciuk w górę, zaraz salutując mu na przywitanie. Nawet jeśli nadal, gdy mężczyzna stawał obok niego, czujność Jostena wzrastała dwukrotnie, musiał przyznać, że w dziwny sposób nawet go polubił. Może dlatego, że tak mało mówił.
— Dzwoniłeś do tej panny z kawiarni? — oczywiście, że nie mógł sobie odpuścić.
Pomijając ukłucie upokorzenia związanego z zignorowaniem jej dłoni, poczuła delikatny wzrost irytacji, powiązanej z obecną sytuacją. Przyjść, przedstawić się, zrobić dobre wrażenie i spędzić miło czas - prosty plan zawarty w nielicznych punktach właśnie został zrujnowany na jej oczach. Przybrała jednak neutralny wyraz twarzy, cofając dłoń, by schować zaraz potem obie ręce za plecy.
Cudownie.
Musiała przyznać jedno w tej sytuacji - kompletnie nie było w jej interesie to, co rozgrywało się do tej pory pomiędzy Kianą i innymi osobami o nazwisku "Josten". Nie czuła się zobowiązana do poznawania całej historii przygód. Jej zdaniem była sobą, prezentując się jako osoba istota. Przynajmniej miała wrażenie do tej pory, zanim ujrzała reakcje Kiany.
Chociaż mogła z całą świadomością nie przejmować się wzrokiem Connora. Lekki uśmiech, jaki miała na twarzy, mógł jednocześnie odnosić się w odpowiedzi na reakcję rudowłosego, ale zarazem też na obecną sytuację.
Muszę przemyśleć dość sporo swoich relacji.
Przynajmniej było to całkiem zabawne w jej uznaniu w tym całym ponurym starcie. Chociaż pewne dwie osoby najchętniej udusiłaby teraz.Więc to tak cieszycie się na mój widok?
- Zaproszenie - odpowiedziała krótko. - I zamiar dołączenia do Was. Czy jest z tym personalnie jakiś problem? - niewinność w tym pytaniu wystarczyła, by Avery zaraz ogłoszono świętą. Nic, tylko czekać, aż przyjdą jacyś księża. Już. Za. Chwilę. - Nie spodziewałam się aż tak przyjemnego przywitania.
Jak rozegrać to tak, by wyszło na jej i pozwoliłoby przełknąć pierwsze odczucie? Nie potrafiła sobie odpuścić.
- Czy to może jakiś rodzaj testu? - skupianie na sobie uwagi było jedną z możliwości wobec działania i pozwalało przemyśleć strategię.
Widząc Babushkę i jego przebranie jej humor minimalnie się polepszył. Przynajmniej on jeden wykazał się jakąś większą kreatywnością. Oraz nie umknęło jej uwadze to, z jaką ostrożnością traktował instrument. Czyżby..., nie. Z drugiej strony dlaczego ona nie pomyślała by skitrać gdzieś flaszkę? A patrząc na rozwój sytuacji zdecydowanie by jej się przydała.
Nachyliła się nad stołem tak, by tylko Babushka ją usłyszał.
"Powiedz, że w tym stroju masz jakąś tajemną skrytkę z tequilą," jednocześnie kątem oka obserwowała pozostałą zgraję.
Connor jak to Connor, był pieprzoną oazą na oceanie spokoju, gdy ona miała ochotę rwać włosy z głowy. Dobra. Już dawno przestała się łudzić, że on będzie w jakikolwiek sposób pomocny i rozmowny, ale mógł się chociaż odrobinkę przejąć tym, że nagle miał dookoła siebie potencjalne rodzeństwo.
— Najwyraźniej to bardzo popularne nazwisko — parsknęła, kręcąc głową.
"Tak, cholernie popularne. Nie myśl, że Ci odpuszczę, Marchewa," a jak nadal będzie szedł w zaparte, zwyczajnie przetrzepie teczki całej trójki. W którejś coś w końcu musiało być napisane, nie?
Nie chcąc w pełni zniechęcić świeżynki, Kiana położyła ramiona na stole i przybrała nieco bardziej neutralny wyraz twarzy. Co nie było w tym momencie takie proste. Gdyby tylko miała przy sobie tequilę...
— I zamiar dołączenia do Was. Czy jest z tym personalnie jakiś problem? — kąciki jej ust powędrowały ku górze.
"Nie ma żadnego. Jeśli nie przeszkadza Ci ta banda idiotów...," spojrzała wymownie na pozostałych Jostenów. Babushka w tej całej zgrai był... cóż. Babushką. "Witaj w szeregach."
Kiana podrapała się z tyłu głowy, momentalnie czując lekkie zmieszanie.
"Wybacz. Josten jeden i dwa nic nie wspominali, że do nas dołączysz," nie żeby zazwyczaj jej się z czegokolwiek spowiadali.
Testu? zdziwiła się na sugestię, ale po chwili jej lekko zaskoczona mina złagodniała. Poklepała miejsce obok siebie zachęcając Avery by usiadła. "Pracujesz na komendzie? Jestem tam na tyle rzadko, że nie kojarzę większości ludzi," nie mogła się przecież przyznać, że pierwsze co robi gdy przekroczy próg budynku to sprint prosto do własnego gabinetu. W taki sposób by nikt nie zawracał jej głowy.
Nieznacznie zdziwiła się, gdy odebrała wiadomość dotyczącą spotkania w herbaciarni. Z całą pewnością nie było to miejsce, o którym kiedykolwiek pomyślałaby pod kątem załatwiania spraw grupy, ale nie wątpiła, że jej podejście było nieco zbyt... "klasyczne". Reject modernity, embrace tradition.
Po tym, jak kobieta wskazała jej, gdzie ma się udać, z typowym dla siebie, zmęczonym wyrazem twarzy skierowała się ku członkom drużyny. Nie zdążyła się przywitać, bo o to, jedyna nieznana jej do tej pory twarz przedstawiła się jako Josten. Wnioskując, że nie był to przypadek, westchnęła bezgłośnie, jednocześnie zdejmując czarną maseczkę chirurgiczną, na której miała motyw ust wygiętych w żalu. Maannguaq naprawdę nie lubiła się przebierać. I w ogóle nie lubiła żadnych "nieluterańskich tradycji".
Popatrzyła po zebranych, w końcu wydobywając z siebie krótkie, niekoniecznie wyraźne:
— Cześć.
I zajęła miejsce przy stole. Nie odzywała się, jedynie palcami cicho stukała o powierzchnię blatu.
— Lepiej zastanów się dwa razy, czy na pewno tego chcesz — wtrąciła się, w odpowiedzi do Avery. Nie był to wredny czy ironiczny komentarz, chociaż ją osobiście obecność jednego jegomościa skutecznie demotywowała. Ale skoro (chyba) byli spokrewnieni...
No proszę, chyba pojawił się w jakimś dziwnym momencie wybuchu Kiany. Biedna, najwyraźniej nie była przyzwyczajona do tego, że kilka osób nosiło jedno nazwisko. Jednak cóż, Sullivan nie bardzo palił się do wyjaśniania wszystkiego. Wbił jedynie wzrok w kartę menu, jakby bardzo mocno zastanawiał się nad wyborem odpowiedniej herbaty. Jeśli białowłosa naprawdę myślała, że Jostenowie w herbaciarni zjawili się w komplecie, to niestety się myliła. Kto wie, może pojawienie się kolejnej osoby z rodziny doprowadziłoby kobietę do zawału? Oby tylko wtedy miał kto jej zorganizować ładny pogrzeb.
Uniósł głowę dopiero na przybycie Babushki. Skinął głową na powitanie. No musiał przyznać, że Rosjanin z nich wszystkich najbardziej postarał się ze strojem, a pod tym wielkim sombrero kilka osób mogłoby znaleźć schronienie podczas deszczu.
— Wybacz. Josten jeden i dwa nic nie wspominali, że do nas dołączysz
Problem w tym, że ciemnowłosy do teraz nie wiedział, że szeregi gangu ma zasilić jego siostra, więc i dla niego było to sporym zaskoczeniem, choć nie dał tego jakoś bardzo po sobie poznać. Może później uda mu się zaczepić Avery i wypytać o niektóre rzeczy.
Nie musieli długo czekać na dołączenie kolejnej osoby. I tym razem Sullivan przywitał się niewerbalnie, zaraz potem odkładając menu na stół.
Uniósł brew ku górze.
— Co niby masz mi odpuścić? To, że jakaś laska ma to samo nazwisko co ja? — machnął ręką na Avery, zaraz kopiąc krzesło obok siebie w bok.
— Siadaj, Josten. Wilki obecnie walą desperacją na kilometr, co możesz zauważyć w zachowaniu tej narwanej alkoholiczki. Ale nie jest tak źle. Chociaż dystrykt A przestaje być aż takim syfem — wyciągnął paczkę papierosów z munduru, by odpalić od razu jednego z nich, chowając resztę z powrotem. Jakoś średnio go obchodziło czy byli w strefie dla palących, czy niepalących.
Uniósł głowę do góry, wpatrując się w nadchodzącą Maannguaq.
— Patrzcie, kto się pojawił, główny kierowca drona — podkreślił, unosząc kącik ust w złośliwym uśmiechu. Doskonale pamiętał jej poprzedni wybuch na temat bezzałogowego statku powietrznego. Jak mógłby więc powstrzymać się przed wbiciem szpilki?
— Zebraliśmy się tu w jakimś konkretnym celu czy po prostu szukałaś pretekstu, żeby się najebać? — i tak mieli wolne, więc w sumie nie miał jakoś bardzo nic przeciwko. Pomijając, że z jego zajebistą głową do alkoholu wolał zostać przy bezpieczniejszych napojach.
Odetchnęła w duchu z ulgą. Pierwsze - nieprzyjemne - wrażenie zaczynało być zamaskowane przez powolny rozwój sytuacji. Przy okazji Avery odczuwała dumę względem siebie, że nie wyskoczyła z gwałtownym zachowaniem. A obecnie parę źródeł odpowiedzialnych za wzrost negatywnych emocji, mogłoby się znaleźć.
- Z wieloma osobami bywało mi współpracować - odparła dyplomatycznie. - Da się przeżyć.
Gdyby rzeczywiście było tak kolorowo, mnie by tu nie było.
Przewróciła oczami na temat pozostałych osób o tym samym nazwisku.
- Niestety ogólna sieć wszystkich Jostenów w Kanadzie nie działa za dobrze - wzruszyła ramionami. - Co poradzisz. Trzeba złożyć zażalenie do moderatora - pomijając chęć uduszenia Jostena nr 1 i Jostena nr 2 za taką radość na jej widok - przy okazji wiedziała już, że ktoś zapomniał przekazać istotnej informacji odnośnie jej osoby. I przy okazji trzeba dowiedzieć się czegoś więcej.
Nim jednak podjęła jakąkolwiek dalszą akcję, do jej uszów dobiegły słowa nowo przybyłej kobiety.
- Raczej i tak za późno na ucieczkę - po tych słowach skorzystała z zaproszenia i usiadła obok Connora. Oparła łokcie na stoliku i oparła brodę o dłonie, przekierowując spojrzenie na białowłosą.
- Tak, chociaż od niedawna. Inspektor Hatheway wprowadza mnie w tutejsze klimaty - odparła Kianie. - I uroki działania policji w Riverdale.
Czyli kwestie, które lepiej nie przytaczać przy miłym spotkaniu.
- Btw, w tym całym zamieszaniu prawie zapomniałabym. Super strój. Daję 11 na 9 - powiedziała się do mężczyzny, do którego zwrócono się per Babushka.
W tym momencie miała ogromną ochotę rozbić kubek o łeb Connora i zostawić ich tu samych. Niewdzięczne szczeniaki.
Palcami ścisnęła nasadę nosa, biorąc głęboki wdech i mając w duchu nadzieję, że to jakoś pomoże. W końcu były tygodnie gdzie systematycznie uprawiała z rana jogę i tai-chi. Szkoda tylko, że odkąd miała pod skrzydłami wilki nawet to jej nie pomagało.
”Już ty wiesz doskonale o czym mówię. I nie wciskaj mi kitu o przypadku,” nie było to jednak miejsce na kontynuowanie tej dyskusji. Dorwie go na osobności. A jak nie jego, to zawsze miała jeszcze pozostałą dwójkę.
”Za te odzywki niedługo się doigrasz. I. nie. jestem. alkoholikiem.” Każde ze słów akcentowała coraz mocniej. Tak piła dużo. I często. Ale co z tego? To nie powód by robić z niej nałogowca. Patrząc na jego poczynania, wyciągnęła rękę w stronę paczki fajek, ale zanim udało jej się jednego zgarnąć Connor schował papierosy z powrotem do kieszeni. Lekko załamana swoim losem, oparła łokcie o stół chowając twarz w dłoniach.
”Dla twojej informacji, miało to być integracyjne wyjście by w końcu się jakoś poznać. Ale chyba średnio nam to wychodzi,” odpowiedziała nie zmieniając pozycji. Dopiero głos Avery spowodował, że spojrzała na wszystkich. Kiwnęła parę razy, łapiąc za kubek i wypijając resztę herbaty.
”Dobra Wilczury. Chciałam wam podziękować za dotychczasową robotę i oby tak dalej. Niebawem zaczniemy renowacje nowej siedziby. Jakieś specjalne życzenia?” Przesunęła wzrokiem po wszystkich zatrzymując go na Avery.
”Jak uporasz się z Hathewayem daj znać. Może uda mi się przydzielić Ci coś lepszego niż typowa robota nowej,” skoro miała kolejnego Jostena pod swoją opieką zadba o to by nie musiała odwalać najgorszej pracy w dystrykcie.
First topic message reminder :
TEREN WOLVES
Herbaciarnia White Monkey
TEREN BRONIONY PRZEZ 5 BONUSOWYCH NPC.
Do wnętrza wyłożonego dębowymi panelami prowadzą stare, ciężkie, stylizowane na wręcz zniszczone drzwi z tego samego drewna. Zawieszono na nich jabłonkową tabliczkę z ręcznie wymalowanymi eleganckim liternictwem godzinami otwarcia, choć nikogo nie powinno dziwić, że jakiś żartowniś domalował obok nich markerem męskie przyrodzenie. Na ścianach dominuje wprawiająca w spokojny nastrój barwa ciemnego burgungu, nieco zlewającego się z dębowymi stolikami i ladą, jednakże nie jest to nieprzyjemna dla oka kompozycja. Dawniej ściany zdobiły obrazy Kate Perugini, Thomasa Gainsborough'a czy Joshuy Reynoldsa, wszystkie zostały jednak sprzedane, by uniknąć ich kradzieży — i zastąpione prostymi zdjęciami rodzinnymi, na które nie zapolowałby żaden złodziej. Stoliki są w zależności od położenia okrągłe, bądź idące kształtem blatu w kwadrat, jeśli zostały ustawione pod ścianą. Przy tych pierwszych postawiono cztery ażurowe krzesła, natomiast drugie mogą cieszyć się towarzystwem ławek ze skórzanym obiciem. Po wyjeździe pierwotnych właścicieli — siedemdziesięcioletniego Wesley i Marthy — interes przejęła ich czterdziestopięcioletnia córka, Angielka z krwi i kości o włosach koloru marchewki i wdzięcznym imieniu Ashlynn. Jej mąż — niewiele starszy szatyn Trent — często pomaga jej za ladą. Choć zdjęcia wskazują na trójkę potomstwa, niezależnie od chęci, nie idzie ich dojrzeć w okolicy.
Z racji ponad miesięcznej przerwy administracyjnej, po ustaleniu z użytkownikami, wszystkie misje i eventy zostają zakończone. Biorące w nich udział osoby otrzymują wynagrodzenie zgodnie z wcześniejszą aktywnością.
Kiana - 400$, 600 Punktów Umiejętności
Libitina - 300$, 350 Punktów Umiejętności
Sullivan - 300$, 350 Punktów Umiejętności
Connor Josten - 250$, 300 Punktów Umiejętności
Jean-Paul Leroux - 50$, 50 Punktów Umiejętności
Adnotacja fabularna: Po dotarciu na dach, zapłakany chłopiec oddał strzał w kierunku stojącego na skraju mężczyzny. Kobieta na schodach pożarowych była martwa co najmniej od kilku godzin. W wyniku dalszego dochodzenia ustalono, że była matką dziecka. Pomiędzy nimi, a mężczyzną nie było żadnego powiązania. Zgodnie ze słowami chłopca, miał oddać strzał w momencie, gdy ktoś znajdzie się na w/w dachu, by ocalić tym samym swoją matkę. Trwają poszukiwania sprawcy.
[Przejmowanie terenu 1/15]
Strój: czarne jeansy, czarny t-shirt z nadrukiem 'bite me', czarna, skórzana kurtka.
Makijaż: photo
Makijaż: photo
Była z nich dumna. Cholernie dumna. Przystępując do Wolves miała mieszane uczucia. Dopiero co przyjechała, a już miała działać na dwa fronty. Poniekąd. Z resztą czy można jej się było dziwić? Pierwsze spotkanie odbyło się w dość mało przyjemnej atmosferze i jeszcze gorszej okolicy. Ha, omal nie skończyła z podbitym okiem bądź złamanym nosem; w zależności w co wycelowałby Josten. Patrząc teraz, z perspektywy paru miesięcy musiała przyznać, że kurde wspólnymi siłami zbudowali na prawdę coś dobrego. Dlatego też chciała im jakoś podziękować.
Weszła do herbaciarni i od samych drzwi czuła się jak w Meksyku. Wszędzie dookoła wisiały dekoracje charakterystyczne dla Día de los Muertos, a wolne przestrzenie na podłodze i stolikach zajmowały świece, dynie oraz czaszki różnej maści. Kąciki jej ust same powędrowały ku górze.
"Przepraszam," zaczepiła pierwszą kelnerkę, która akurat przechodziła. "Mam rezerwację na 18:00, na sześć osób. Rozmawiałam na ten temat z Ashlynn,"
-Hm, już sprawdzam- kelnerka wyjęła z kieszonki fartucha mały tablet, przesuwając palcem po jego ekranie. -Sześć osób, o mam. Kiana tak?
"Zgadza się,"
-Zapraszam tędy. Ashlynn wspominała, że zależało Pani na bardziej prywatnym miejscu, także przydzieliliśmy loże na tyłach. Może być?- Kiana skinęła głową idąc krok w krok za kelnerką. Zajęła miejsce na półokrągłej kanapie, wyciągając z kieszeni telefon. Wysłała szybką wiadomość do reszty watahy i cierpliwie czekała aż zaczną się schodzić.
Connor Josten
The Wolf Deputy Commander (β) / Sleuth
Re: Herbaciarnia White Monkey
Sro Lis 03, 2021 4:32 pm
Sro Lis 03, 2021 4:32 pm
[ Przejmowanie terenu 2/15 ]
Jeśli Kiana spodziewała się, że Connor odpierdoli jakiś Halloweenowy strój roku, nawet nie wiedziała, jak bardzo się myliła. W końcu nie był jednym z największych sztywniaków w całej okolicy? Z jednej strony Josten miał wszystkie zasady głęboko w dupie, a z drugiej zachowywał się, jakby ktoś wsadził mu w nią wyjątkowo długi i sztywny kij.
A może po prostu miał na wszystko wyjebane i dlatego pojawił się w mundurze. Tak, zdecydowanie ta opcja opisywała go najlepiej.
Żeby jednak nie słuchać jęczenia i napierdalania białowłosej, założył czerwone soczewki — w końcu i tak miał z nimi nie lada doświadczenie — i dokleił jakieś sztuczne kły. Jego ryj i tak ściągał na tyle uwagi, by kilka razy usłyszał, że ma fajny make-up.
Nikogo kto go znał, nie powinno dziwić, że posyłał w odpowiedzi znudzone spojrzenie, zaraz po tym pokazując środkowy palec, który tylko ich konfundował.
Wbił się do środka, rozglądając przez chwilę dookoła, nim podeszła do niego jakaś kelnerka.
— Znajoma rezerwowała stolik. Białe włosy, niska, wygląda jak gówniarz, który nie może się zdecydować czy bardziej czeka na wystrzelanie całej szkoły, czy owalenie zawartości barku swojego starego — opisał ją, najtrafniej jak potrafił, nieszczególnie przejmując się zakłopotaną miną kelnerki.
— M-może zna Pan imię?
W sumie. Jakoś na to wcześniej nie wpadł.
— Kiana. Chyba.
— Ach tak, zapraszam za mną — ruszył więc w ślad za kelnerką i uwalił się na krześle obok białowłosej, gdy tylko dotarł na miejsce.
— Elo śnieżyna. Wyglądasz, jakbyś się nie wyspała — ten to zawsze wiedział jak kogoś skomplementować.
Przejmowanie terenu - 3/15
Idea poświęcenia czasu w jednym z lokali uznała za całkiem dobrą okazję do poznania miasta od bardziej pozytywnej strony. Czas jaki upłynął od przekroczenia granicy tego miasta był zdecydowanie za krótki, by mogła wysunąć sobie całkowitą opinię na temat tego miejsca. W dodatku czas zawalony ogarnianiem nowego lokum, zgłoszeniem się do pracy i znoszeniem telefonów z domu na temat organizacji czegokolwiek.
Musiała przyznać sama sobie, że kusiło ją by wyrzucić komórkę do rzeki.
Idea kombinowania ze strojami wywołała w niej zagwozdkę. Nie mogła odnieść wrażenia, że chętniej odpuściłaby całą tą ideę. Bycie "nową" było jednak niełatwym orzechem do zgryzienia, a zrobienie pierwszego wrażenia jednak robiło swoje. Przyglądając się jeszcze odbiciu w szybie sklepu zastanawiała się, czy będzie tam ktokolwiek, kogo mogłaby skojarzyć z widzenia.
Niech będzie.
Z tak pozytywnym akcentem weszła do budynku. Jej strój z dodatkiem w postaci czarnego makijażu wokół ust oraz delikatnej obwódki dookoła oczu, nie prezentował się wybitnie imponująco, ale była z siebie niezwykle dumna, że nie odpuściła pod tym względem.
- Dzień dobry - bez najmniejszego zawahania zaczepiła pobliską kelnerkę, ignorując jej zaskoczenie na widok wyższej od siebie osoby. - Szukam stolika zarezerwowanego na... - międzyczasie sprawdzała szybko chat wiadomości, poszukując odpowiedniego nazwiska, imienia lub czegokolwiek. - ... kogoś o takim imieniu... - wypowiadając końcówkę zdania, miała nadzieję, że nie pomyliła się pod względem wymowy. I najlepiej jeśli nie pomyliła się.
Jednakże dostała w odpowiedzi dość szybkie nakierowanie na odpowiedni stolik i zostawienie jej bez słowa. Dlatego też podsumowała to lekkim wzruszeniem ramion i udała się w odpowiednim kierunku, gdzie jej oczom ukazały się już dwie osoby. Rzuciła krótkim przywitaniem, by swoją uwagę poświęcić wpierw żeńskiej postaci.
- Chyba nie miałyśmy się możliwości lepiej poznać. Avery Josten - wyciągnęła rękę w jej stronę z zamiarem sfinalizowania krótkiego przedstawienia się. - Jestem w mieście od nie- - urwała w tym samym momencie, gdy jej wzrok przekierował się na osobę siedzącą obok niej. - -dawna - szybkie dokończenie wypowiedzi miało momentalnie zamaskować zaskoczenie.
Przynajmniej mogła próbować zachować jeszcze jakiś profesjonalizm.
[ przejmowanie terenu 4/15 ]
Miał wielką ochotę wysłać informację na czacie grupowym o tym, że musi zostać dłużej w pracy lub wymówić się czymś równie przekonującym, jednak po dłuższej chwili patrzenia w ekran komórki i zastanawianiu się nad odpisem, z bólem serca zrezygnował z napisania czegokolwiek, postanawiając się po prostu pojawić. A szkoda. W końcu miał dzisiaj taki dobry dzień, więc naprawdę przykro, aby się pogorszył tylko dlatego, że spędzi jakiś czas w towarzystwie Connora. No jeszcze istniał jakiś procent szansy na to, że tym razem ten rudzielec się nie zjawi, jednak Sullivan i tak nie liczył na aż takie szczęście.
Jego chęci na wymyślenie czegokolwiek związanego z Día de los Muertos szorowały całkowicie po ziemi i zdecydowanie nie zamierzał tego zmieniać, dlatego ograniczył się do ubrania na czarno i założenia czerwonych soczewek, które dorwał w drodze do domu. Nie widział ten sensu w kupowaniu kosmetyków tylko po to, żeby użyć ich jeden raz, a jego szafka w łazience zawierała tylko rzeczy do higieny.
Po wejściu do herbaciarni od razu zaczepił przechodzącą obok kelnerkę.
— Dzień dobry. Gdzie znajdę stolik zarezerwowany na Kianę?
Dziewczyna bez zbędnej zwłoki zaprowadziła ciemnowłosego do wilczej gromadki.
— Hej. — Sullivan zmarszczył brwi przyglądając się całej trójce, zatrzymując najdłużej wzrok na nowej osobie w gangu.
Jeśli reszta rodziny zaraz wyskoczy spod stołu, to ja, kurwa, odpadam.
Usiadł na jednym z krzeseł, na razie nijak nie komentując na żywo widoku Avery.
[Przejmowanie terenu 5/15]
Czekając na pozostałych zamówiła sezonową herbatę (skoro już znajdowała się w herbaciarni głupio było nie spróbować) i starała się nie spoglądać na zegarek co parę minut. Wzdrygnęła się, kiedy ktoś nagle usiadł obok niej, ale szybki rzut oka wystarczył by na jej twarzy pojawił się pół uśmiech.”No, a to Ci niespodzianka. Marchewa,” przeleciała wzrokiem po jego sylwetce, zatrzymując się na jego twarzy i dziwnie czerwonych tęczówkach. ”Czyli co halloween to także nie twoja bajka? Ehh Josten, nie sądziłam, że ten kij nadal tak Ci wadzi…,” miała raczej wrażenie, że chłopak nieco zluzował. Cóż najwyraźniej się myliła.
Kiana skrzyżowała ramiona przed sobą, dopasowując pozycję tak, by siedzieć bokiem do stolika.
”No dobra, to w takim razie co robisz dla zabawy?” Zapytała i w tym samym czasie przez jej głowę przeleciała jedna myśl. Jeśli odpowie coś w rodzaju zakopywania trupów to osobiście znajdzie mu dodatkową robotę na najbliższe miesiące.
Złapała za kubek i zanim podniosła go do ust, parokrotnie obróciła go w dłoniach.
”Jeśli nadal masz detoks od kofeiny to spróbuj herbaty sezonowej. Jest niczego sobie,” upiła łyk napoju i w tej samej chwili do ich stolika podeszła kolejna osoba.
-(…) Avery Josten - słysząc jej imię, a raczej nazwisko Kiana opluła się herbatą jednocześnie zadzierając głowę wysoko do góry by móc spojrzeć na twarz dziewczyny.
”Że co?” Wierzchem dłoni otarła brodę z herbaty. ”Powiedziałaś Josten?” Kiana spojrzała podejrzliwie na Connora wskazując na niego palcem. ”Czy to są jakieś jaja? To ile was w końcu jest? Robisz sobie z Wolves jakiś cholerny zjazd rodzinny? Nie po to zostałeś Betą by działać za moimi plecami do jasnej cholery,” cóż nie planowała wybuchać, ale powoli miała dość tego, że co i rusz na horyzoncie pojawiała się kolejna osoba z tym samym nazwiskiem. A w czysty przypadek nie wierzyła.
Chcąc nieco się uspokoić wróciła wzrokiem do dziewczyny.
”Avery tak? Co Cię tu sprowadza?”
Zanim dziewczyna zdążyła jakkolwiek odpowiedzieć dołączył do nich trzeci Josten. Kiana przesunęła wzrokiem od Rudego, przez Avery kończąc na Sullivanie. Odchyliła się na zajmowanym miejscu ponownie krzyżując przed sobą ramiona.
”O świetnie. Jostenowie w komplecie. Czy mam się spodziewać jeszcze kilku, czy może w końcu któryś z was wyjaśni mi dlaczego tyle się was tu nagle zrobiło?” Oj nie kryła już irytacji. Niech jeszcze okaże się, że Babushka także na prawdę nazywa się Josten. Na tym etapie już nic jej nie zdziwi.
[Przejmowanie terenu 6/15]
Tylko dużo większe sombrero! I Maska szkieletu na górną połowę twarzy Babushka zbierał się w sobie niesamowicie długo. Po przeczytaniu wiadomości łaził po domu zastanawiając się... nie czy przyjdzie, a czy powinien się jakoś przebierać. W swojej karierze zwiedził trochę miejsc i no... zbierał pamiątki. Día de los Muertos to nie były przelewki! Swoją drogą osobiście preferował sposób w jaki to Meksykanie obchodzili to święto, w odróżnieniu od pełnej zadumy i przygnębiającej atmosfery. Podchodzenie do śmierci i zmarłych etc... Ostatecznie zdecydował, po przeszukaniu szafy i przejrzeniu kilku potencjalnych zestawów.
Wcisnął się w wdzianko, gitarę zarzucił na plecy, z ukrytą tequilą w pudle. Just in case. Herbaciarnia brzmiało jak bardzo miłe miejsce. Jednak Dia de los Muertos brzmiało jak bardzo miłe święto.
W kilka następnych minut zjawił się na miejscu. Wszedł do lokalu zatrzymując się przed kelnerką i stał tak przez kilka sekund bez słowa.
- Rezerwacja... - zamilkł ponownie na sekundę zastanawiając się na kogo konkretnie. - na Kianę.
Kelnerka wyglądała jakby przerabiała dnia dzisiejszego podobną sytuację już kilka razy. Przypadek? Zaprowadziła Babushkę na miejsce spotkania watahy.
- ... - Mruknął coś pod nosem sygnalizując swoje przybycie i skinął głową w ramach przywitania ze wszystkimi. Tradycyjnie. Babushka lubił trzymać się tradycji. Jakiś, ale zawsze. Zajął wolne miejsce, odkładając ostrożnie gitarę i oparł ją o krzesło. Tak by się nie zdradzić za bardzo! Zaczął lustrować wszystkich wzrokiem, najdłuższe spojrzenie zatrzymał na Josten, oczywiście mowa o Avery. Nie widział jej wcześniej. Szczególnie, że jakieś napięcie wisiało w powietrzu, a on nie zamierzał tego jakoś rozgrzebywać. Nie teraz. Był saperem, wiedział, ze niektórych rzeczy się po prostu nie dotyka.
Connor Josten
The Wolf Deputy Commander (β) / Sleuth
Re: Herbaciarnia White Monkey
Czw Lis 04, 2021 8:03 pm
Czw Lis 04, 2021 8:03 pm
[ Przejmowanie terenu 7/15 ]
"Nie sądziłam, że ten kij nadal tak Ci wadzi."
Uniósł rękę do góry, pokazując jej środkowy palec bez najmniejszego przejęcia, rozwalając się jeszcze wygodniej na krześle. Zabawne jak bardzo jego mundur nie pasował w tym momencie do zachowania.
"No dobra, to w takim razie co robisz dla zabawy?"
— Za młoda jesteś na takie pytania — odpowiedział, nawet nie próbując ukrywać złośliwości. Zwłaszcza że doskonale zdawał sobie sprawę, że była starsza od niego. Zerknął bez większego zainteresowania na herbatę, zaraz przerzucając wzrok na kartę.
Z początku nie zwrócił nawet uwagi na przybycie nowej osoby. Jakby nie patrzeć, zainteresowanie Connora innymi ludźmi pełzało po ziemi i wołało o pomstę do nieba. Głos, który dotarł do jego uszu, był jednak zbyt podobny do tego, który znał doskonale. I to właśnie zmusiło go do podniesienia głowy.
Gdyby coś pił, właśnie by się opluł.
Co ty tu robisz?
Cisnące mu się na usta pytanie, zawisło w eterze, mimo że jego wzrok mówił w tym momencie sam za siebie. Podobnie jak ściągnięte brwi.
— Najwyraźniej to bardzo popularne nazwisko — odpowiedział nic nie robiąc sobie z wybuchu Kiany. Jakby nie patrzeć i tak nie mieli z Avery praktycznie żadnych cech wspólnych. Ciężko, by było inaczej, skoro nie byli spokrewnieni.
Jego zmyłka działała oczywiście, dopóki białowłosa nie postanowi sprawdzić ich akt. Jakby nie patrzeć, tego samego imienia ojca i matki już się nie wyprze. Chociaż z drugiej strony znając Connora pewnie i tak na wyjebce rzuciłby coś na wzór "Co za przypadek".
Przybycie najbardziej napakowanego Wilka w watasze niejako uratowało im dupę.
— Siema Babushka. Zajebisty strój — uniósł kciuk w górę, zaraz salutując mu na przywitanie. Nawet jeśli nadal, gdy mężczyzna stawał obok niego, czujność Jostena wzrastała dwukrotnie, musiał przyznać, że w dziwny sposób nawet go polubił. Może dlatego, że tak mało mówił.
— Dzwoniłeś do tej panny z kawiarni? — oczywiście, że nie mógł sobie odpuścić.
[Przejmowanie terenu 8/15]
Pomijając ukłucie upokorzenia związanego z zignorowaniem jej dłoni, poczuła delikatny wzrost irytacji, powiązanej z obecną sytuacją. Przyjść, przedstawić się, zrobić dobre wrażenie i spędzić miło czas - prosty plan zawarty w nielicznych punktach właśnie został zrujnowany na jej oczach. Przybrała jednak neutralny wyraz twarzy, cofając dłoń, by schować zaraz potem obie ręce za plecy.
Cudownie.
Musiała przyznać jedno w tej sytuacji - kompletnie nie było w jej interesie to, co rozgrywało się do tej pory pomiędzy Kianą i innymi osobami o nazwisku "Josten". Nie czuła się zobowiązana do poznawania całej historii przygód. Jej zdaniem była sobą, prezentując się jako osoba istota. Przynajmniej miała wrażenie do tej pory, zanim ujrzała reakcje Kiany.
Chociaż mogła z całą świadomością nie przejmować się wzrokiem Connora. Lekki uśmiech, jaki miała na twarzy, mógł jednocześnie odnosić się w odpowiedzi na reakcję rudowłosego, ale zarazem też na obecną sytuację.
Muszę przemyśleć dość sporo swoich relacji.
Przynajmniej było to całkiem zabawne w jej uznaniu w tym całym ponurym starcie. Chociaż pewne dwie osoby najchętniej udusiłaby teraz.Więc to tak cieszycie się na mój widok?
- Zaproszenie - odpowiedziała krótko. - I zamiar dołączenia do Was. Czy jest z tym personalnie jakiś problem? - niewinność w tym pytaniu wystarczyła, by Avery zaraz ogłoszono świętą. Nic, tylko czekać, aż przyjdą jacyś księża. Już. Za. Chwilę. - Nie spodziewałam się aż tak przyjemnego przywitania.
Jak rozegrać to tak, by wyszło na jej i pozwoliłoby przełknąć pierwsze odczucie? Nie potrafiła sobie odpuścić.
- Czy to może jakiś rodzaj testu? - skupianie na sobie uwagi było jedną z możliwości wobec działania i pozwalało przemyśleć strategię.
[Przejmowanie terenu 9/15]
Widząc Babushkę i jego przebranie jej humor minimalnie się polepszył. Przynajmniej on jeden wykazał się jakąś większą kreatywnością. Oraz nie umknęło jej uwadze to, z jaką ostrożnością traktował instrument. Czyżby..., nie. Z drugiej strony dlaczego ona nie pomyślała by skitrać gdzieś flaszkę? A patrząc na rozwój sytuacji zdecydowanie by jej się przydała.
Nachyliła się nad stołem tak, by tylko Babushka ją usłyszał.
"Powiedz, że w tym stroju masz jakąś tajemną skrytkę z tequilą," jednocześnie kątem oka obserwowała pozostałą zgraję.
Connor jak to Connor, był pieprzoną oazą na oceanie spokoju, gdy ona miała ochotę rwać włosy z głowy. Dobra. Już dawno przestała się łudzić, że on będzie w jakikolwiek sposób pomocny i rozmowny, ale mógł się chociaż odrobinkę przejąć tym, że nagle miał dookoła siebie potencjalne rodzeństwo.
— Najwyraźniej to bardzo popularne nazwisko — parsknęła, kręcąc głową.
"Tak, cholernie popularne. Nie myśl, że Ci odpuszczę, Marchewa," a jak nadal będzie szedł w zaparte, zwyczajnie przetrzepie teczki całej trójki. W którejś coś w końcu musiało być napisane, nie?
Nie chcąc w pełni zniechęcić świeżynki, Kiana położyła ramiona na stole i przybrała nieco bardziej neutralny wyraz twarzy. Co nie było w tym momencie takie proste. Gdyby tylko miała przy sobie tequilę...
— I zamiar dołączenia do Was. Czy jest z tym personalnie jakiś problem? — kąciki jej ust powędrowały ku górze.
"Nie ma żadnego. Jeśli nie przeszkadza Ci ta banda idiotów...," spojrzała wymownie na pozostałych Jostenów. Babushka w tej całej zgrai był... cóż. Babushką. "Witaj w szeregach."
Kiana podrapała się z tyłu głowy, momentalnie czując lekkie zmieszanie.
"Wybacz. Josten jeden i dwa nic nie wspominali, że do nas dołączysz," nie żeby zazwyczaj jej się z czegokolwiek spowiadali.
Testu? zdziwiła się na sugestię, ale po chwili jej lekko zaskoczona mina złagodniała. Poklepała miejsce obok siebie zachęcając Avery by usiadła. "Pracujesz na komendzie? Jestem tam na tyle rzadko, że nie kojarzę większości ludzi," nie mogła się przecież przyznać, że pierwsze co robi gdy przekroczy próg budynku to sprint prosto do własnego gabinetu. W taki sposób by nikt nie zawracał jej głowy.
Maannguaq Thorleifsen
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Herbaciarnia White Monkey
Pią Lis 05, 2021 8:50 am
Pią Lis 05, 2021 8:50 am
[ przejmowanie terenu 10/15 ]
Nieznacznie zdziwiła się, gdy odebrała wiadomość dotyczącą spotkania w herbaciarni. Z całą pewnością nie było to miejsce, o którym kiedykolwiek pomyślałaby pod kątem załatwiania spraw grupy, ale nie wątpiła, że jej podejście było nieco zbyt... "klasyczne". Reject modernity, embrace tradition.
Po tym, jak kobieta wskazała jej, gdzie ma się udać, z typowym dla siebie, zmęczonym wyrazem twarzy skierowała się ku członkom drużyny. Nie zdążyła się przywitać, bo o to, jedyna nieznana jej do tej pory twarz przedstawiła się jako Josten. Wnioskując, że nie był to przypadek, westchnęła bezgłośnie, jednocześnie zdejmując czarną maseczkę chirurgiczną, na której miała motyw ust wygiętych w żalu. Maannguaq naprawdę nie lubiła się przebierać. I w ogóle nie lubiła żadnych "nieluterańskich tradycji".
Popatrzyła po zebranych, w końcu wydobywając z siebie krótkie, niekoniecznie wyraźne:
— Cześć.
I zajęła miejsce przy stole. Nie odzywała się, jedynie palcami cicho stukała o powierzchnię blatu.
— Lepiej zastanów się dwa razy, czy na pewno tego chcesz — wtrąciła się, w odpowiedzi do Avery. Nie był to wredny czy ironiczny komentarz, chociaż ją osobiście obecność jednego jegomościa skutecznie demotywowała. Ale skoro (chyba) byli spokrewnieni...
[ przejmowanie terenu 11/15 ]
No proszę, chyba pojawił się w jakimś dziwnym momencie wybuchu Kiany. Biedna, najwyraźniej nie była przyzwyczajona do tego, że kilka osób nosiło jedno nazwisko. Jednak cóż, Sullivan nie bardzo palił się do wyjaśniania wszystkiego. Wbił jedynie wzrok w kartę menu, jakby bardzo mocno zastanawiał się nad wyborem odpowiedniej herbaty. Jeśli białowłosa naprawdę myślała, że Jostenowie w herbaciarni zjawili się w komplecie, to niestety się myliła. Kto wie, może pojawienie się kolejnej osoby z rodziny doprowadziłoby kobietę do zawału? Oby tylko wtedy miał kto jej zorganizować ładny pogrzeb.
Uniósł głowę dopiero na przybycie Babushki. Skinął głową na powitanie. No musiał przyznać, że Rosjanin z nich wszystkich najbardziej postarał się ze strojem, a pod tym wielkim sombrero kilka osób mogłoby znaleźć schronienie podczas deszczu.
— Wybacz. Josten jeden i dwa nic nie wspominali, że do nas dołączysz
Problem w tym, że ciemnowłosy do teraz nie wiedział, że szeregi gangu ma zasilić jego siostra, więc i dla niego było to sporym zaskoczeniem, choć nie dał tego jakoś bardzo po sobie poznać. Może później uda mu się zaczepić Avery i wypytać o niektóre rzeczy.
Nie musieli długo czekać na dołączenie kolejnej osoby. I tym razem Sullivan przywitał się niewerbalnie, zaraz potem odkładając menu na stół.
Connor Josten
The Wolf Deputy Commander (β) / Sleuth
Re: Herbaciarnia White Monkey
Nie Lis 07, 2021 6:05 pm
Nie Lis 07, 2021 6:05 pm
[ Przejmowanie terenu 12/15 ]
Uniósł brew ku górze.
— Co niby masz mi odpuścić? To, że jakaś laska ma to samo nazwisko co ja? — machnął ręką na Avery, zaraz kopiąc krzesło obok siebie w bok.
— Siadaj, Josten. Wilki obecnie walą desperacją na kilometr, co możesz zauważyć w zachowaniu tej narwanej alkoholiczki. Ale nie jest tak źle. Chociaż dystrykt A przestaje być aż takim syfem — wyciągnął paczkę papierosów z munduru, by odpalić od razu jednego z nich, chowając resztę z powrotem. Jakoś średnio go obchodziło czy byli w strefie dla palących, czy niepalących.
Uniósł głowę do góry, wpatrując się w nadchodzącą Maannguaq.
— Patrzcie, kto się pojawił, główny kierowca drona — podkreślił, unosząc kącik ust w złośliwym uśmiechu. Doskonale pamiętał jej poprzedni wybuch na temat bezzałogowego statku powietrznego. Jak mógłby więc powstrzymać się przed wbiciem szpilki?
— Zebraliśmy się tu w jakimś konkretnym celu czy po prostu szukałaś pretekstu, żeby się najebać? — i tak mieli wolne, więc w sumie nie miał jakoś bardzo nic przeciwko. Pomijając, że z jego zajebistą głową do alkoholu wolał zostać przy bezpieczniejszych napojach.
[Przejmowanie terenu - 13/15]
Odetchnęła w duchu z ulgą. Pierwsze - nieprzyjemne - wrażenie zaczynało być zamaskowane przez powolny rozwój sytuacji. Przy okazji Avery odczuwała dumę względem siebie, że nie wyskoczyła z gwałtownym zachowaniem. A obecnie parę źródeł odpowiedzialnych za wzrost negatywnych emocji, mogłoby się znaleźć.
- Z wieloma osobami bywało mi współpracować - odparła dyplomatycznie. - Da się przeżyć.
Gdyby rzeczywiście było tak kolorowo, mnie by tu nie było.
Przewróciła oczami na temat pozostałych osób o tym samym nazwisku.
- Niestety ogólna sieć wszystkich Jostenów w Kanadzie nie działa za dobrze - wzruszyła ramionami. - Co poradzisz. Trzeba złożyć zażalenie do moderatora - pomijając chęć uduszenia Jostena nr 1 i Jostena nr 2 za taką radość na jej widok - przy okazji wiedziała już, że ktoś zapomniał przekazać istotnej informacji odnośnie jej osoby. I przy okazji trzeba dowiedzieć się czegoś więcej.
Nim jednak podjęła jakąkolwiek dalszą akcję, do jej uszów dobiegły słowa nowo przybyłej kobiety.
- Raczej i tak za późno na ucieczkę - po tych słowach skorzystała z zaproszenia i usiadła obok Connora. Oparła łokcie na stoliku i oparła brodę o dłonie, przekierowując spojrzenie na białowłosą.
- Tak, chociaż od niedawna. Inspektor Hatheway wprowadza mnie w tutejsze klimaty - odparła Kianie. - I uroki działania policji w Riverdale.
Czyli kwestie, które lepiej nie przytaczać przy miłym spotkaniu.
- Btw, w tym całym zamieszaniu prawie zapomniałabym. Super strój. Daję 11 na 9 - powiedziała się do mężczyzny, do którego zwrócono się per Babushka.
[Przejmowanie terenu 14/15]
W tym momencie miała ogromną ochotę rozbić kubek o łeb Connora i zostawić ich tu samych. Niewdzięczne szczeniaki.
Palcami ścisnęła nasadę nosa, biorąc głęboki wdech i mając w duchu nadzieję, że to jakoś pomoże. W końcu były tygodnie gdzie systematycznie uprawiała z rana jogę i tai-chi. Szkoda tylko, że odkąd miała pod skrzydłami wilki nawet to jej nie pomagało.
”Już ty wiesz doskonale o czym mówię. I nie wciskaj mi kitu o przypadku,” nie było to jednak miejsce na kontynuowanie tej dyskusji. Dorwie go na osobności. A jak nie jego, to zawsze miała jeszcze pozostałą dwójkę.
”Za te odzywki niedługo się doigrasz. I. nie. jestem. alkoholikiem.” Każde ze słów akcentowała coraz mocniej. Tak piła dużo. I często. Ale co z tego? To nie powód by robić z niej nałogowca. Patrząc na jego poczynania, wyciągnęła rękę w stronę paczki fajek, ale zanim udało jej się jednego zgarnąć Connor schował papierosy z powrotem do kieszeni. Lekko załamana swoim losem, oparła łokcie o stół chowając twarz w dłoniach.
”Dla twojej informacji, miało to być integracyjne wyjście by w końcu się jakoś poznać. Ale chyba średnio nam to wychodzi,” odpowiedziała nie zmieniając pozycji. Dopiero głos Avery spowodował, że spojrzała na wszystkich. Kiwnęła parę razy, łapiąc za kubek i wypijając resztę herbaty.
”Dobra Wilczury. Chciałam wam podziękować za dotychczasową robotę i oby tak dalej. Niebawem zaczniemy renowacje nowej siedziby. Jakieś specjalne życzenia?” Przesunęła wzrokiem po wszystkich zatrzymując go na Avery.
”Jak uporasz się z Hathewayem daj znać. Może uda mi się przydzielić Ci coś lepszego niż typowa robota nowej,” skoro miała kolejnego Jostena pod swoją opieką zadba o to by nie musiała odwalać najgorszej pracy w dystrykcie.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach