▲▼
Cudowne miejsce. Aż dziwne, że nie walają się wszędzie trupy.
Czarnowłosa potarła włosy, rozczochrując swoej włosy, po czym przekierowała swoje zmęczone spojrzenie po parku. Przejście te kilka różnych ścieżek pozwoliło jej na zapoznanie się z taką populacją nietoperzy, że wystarczyło jej na przynajmniej kilka dni. Pomijając jednak istnienie ich i innych stworzeń, których na razie nikt nie zdecydował się wytępić, park prezentował się całkiem dobrze jak na standardy Riverdale. Nie umiała stwierdzić, czy ktoś dbał o niego, czy to był urok tej dzielnicy, ale nie narzekała finalnie.
Przechyliła się do tyłu, poprawiając górę stroju. Chłodna pora nie pozwalała na swobodę stroju, dlatego też głównie stawiała na coś, co uchroniłoby ją przed wychłodzeniem organizmu. Dla niej był to tak samo logiczny wybór, co zabranie czegoś, co pozwoliłoby ją identyfikować jako jednego z Wolves.
Wypuściła powietrze z płuc, przymykając oczy. Rozkoszowała się chwilą spokoju, którą mogła posiąść dopóki nie pojawiłby inny członek tego gangu. Uroki umówionych spotkań. Musiała przyznać sama sobie, że minęło za mało czasu, by móc wyrobić sobie jednoznaczne zdanie. Każdy z nich miał swoją cechę charakteru, którą nie było sposób zignorować.
I zarazem posiadanie tylu członków rodziny w jednym miejscu mogło być wyczerpujące.
- Aaaa, pomocy! Zabrał mi torebkę, niech go ktoś zatrzyma! - do jej uszu dobiegł krzyk nieznajomej kobiety. Brzmiał, jakby dobiegał gdzieś z daleka, jednakże Avery napotkała na problem z określeniem źródła.
- Ktokolwiek... Proszę... - nie było tutaj mało ludzi. Jednakże zarazem nie wyglądało na to, by ktokolwiek kwapił się do pomocy. Zaraz potem zaczął dobiegać do niej dźwięk uderzających stóp o twarde podłoże. Szybkim truchtem minął ją nastolatek, trzymający pod pachą coś, co przypominało pakunek. Odwróciła się w jego stronę, czując chwilowe zawieszenie mózgu.
Cholera.
Z tą myślą zdecydowała się na ruszenie za nim w pogoń.
Po odczytaniu wiadomości i wysłaniu krótkiej odpowiedzi wypiła stojącego przed nią szota, a obok kieliszka położyła odliczoną kwotę wraz z napiwkiem. Pożegnała się z barmanem i wyszła z lokalu, po drodze odnajdując w kieszeni kluczyki do motocykla.
Zaparkowała motocykl pod bramą i weszła na teren parku z nadzieją, że w miarę szybko uda jej się znaleźć Avery. O tej porze roku okolica nie zachęcała do spacerów, a pogoda tylko sprawiała, że całe przeżycie było jeszcze bardziej dołujące.
Owinęła się ciasno szalikiem, zapinając kurtkę praktycznie pod samą szyję. Odpaliła papierosa, który omal nie wylądował na ziemi niecałą minutę później.
"Patrz gdzie biegniesz, gnojku!" krzyknęła za oddalającym się chłopakiem, który chwilę temu wpadł z impetem w jej ramię, mamrocząc pod nosem jeszcze kilka przekleństw.
Była niska, ale nie niewidzialna, na boga. Czy żeby ludzie przestali na nią wpadać ma sobie nakleić wielki znak na czole? A może to czas pofarbować włosy na jeden z tych fluorescencyjnych kolorów?
Zaciągnęła się dymem i niemal w tej samej chwili zauważyła zbliżającą się do niej znajomą postać. O no proszę.
"Nie sądziłam, że mamy uskuteczniać jogging. Zabrałabym lepsze buty," rzuciła z ironią, kiedy Avery była na tyle blisko by mogła ją usłyszeć.
Szybko dokończył robienie obiadu po zobaczeniu sms od Avery, nim odstawił posiłek na blat, przykrywając go pokrywką. Kurczak w sosie curry z pomidorami musiał poczekać na lepszą chwilę, nawet jeśli zapachem kusił do natychmiastowego zjedzenia.
Wielkość parku zdecydowanie nie pomagała w odnalezieniu reszty Wilków. Na szczęście wyglądało na to, że teren nie był tłumnie odwiedzany przez miejscowych, dlatego przy odrobienie szczęścia prawdopodobnie nie powinien przeoczyć znajomej twarzy. Jednak też nic nie stało na przeszkodzie, aby pomóc sobie samemu w sprawnym dołączeniu do grupy; ściągnął rękawiczkę z dłoni, sięgając do kieszeni po telefon w celu napisania do reszty.
Krzyk kobiety sprawił, że ręka ciemnowłosego zatrzymała się w połowie drogi. Gwałtownie poderwał głowę, szukając źródła hałasu lub złodzieja torebki.
Co do cholery.
No naprawdę liczył na piękny i bezproblemowy dzień? Zazwyczaj, gdy wydało mu się, że wszystko do końca może przebiec bezproblemowo, los lubił rzucać większe bądź mniejsze wyzwania. Westchnął, gdy udało mu się wzrokiem dorwać złodzieja. Oby teraz tak samo łatwo udało się pochwycić nastolatka i jego łup.
Od razu ruszył w pościg za chłopakiem, klnąc w myślach, kiedy ten zauważył i skręcił w prawo, biegnąc prosto na mur, jakby zamierzał spróbować swoich sił w przeskoczeniu go. Niedobrze.
Zdecydowanie nie chciała spędzać tego dnia na lataniu za jakimś gnojkiem, który chciał okradać ludzi, ale... Zostawienie tego samego sobie brzmiało jak ból na zadku. Przynajmniej tak to czuła w swoich myślach. A ile roboty mogło zabrać powalenie jakiegoś typa i odebranie mu cudzej własności?
- O, cześć Szefowo. Daj chwilę - zawołała w stronę białowłosej kobiety, gdy już ją mijała. - Krótki bieg z rana. Dla zdrowia. Cokolwiek - dokończyła na jednym wdechu, nie zatrzymując się nawet.
No jednak nie było to takie proste.
Typ zdecydował się na wdrapanie na mur jako szybką możliwość ucieczki. Jęknęła w duchu, postanawiając jednak pójść za nim tą samą drogą, wychodząc z założenia, że jeśli jemu się udało, to i jej tym bardziej. Drzewa rosnące przy murze umożliwiały wdrożenie myśli w czyn, ale czuła, że mogło jej zabrać to za dużo czasu. Jednakże obranie innego kierunku tylko bardziej nakładałoby czas, więc bez większego zastanowienia wdrapał się... by zaraz potem usłyszeć głos uderzającego ciała o twardy przedmiot. Jej uszy wyłapały dość znajomy i zarazem niezadowolony głos. Bardzo niezadowolony. Westchnęła w duchu, znajdując się w końcu na górze.
Zamrugała oczami, patrząc pomiędzy Connorem, a powalonym mężczyzną. Co to było za głuche uderzenie?
- Um, cześć? Piękna pogoda i takie tam? - siedziała połowicznie na murze, spoglądając z góry na rudowłosego mężczyznę. - Podrzucisz... mi torebkę, jaką ma? - zakończyła pytająco zdanie. Rozejrzała się na boki, szukając czegoś.
- O, Sullivan - dostrzegła teraz i jego. - Hello. Jak tam pogoda na dole?
Uniosła brew w lekkim zdziwieniu i powoli zaciągnęła się dymem. Wypuściła obłoczek z ust i wzrokiem odprowadziła Avery, ale nijak ruszyła się z miejsca. Nie była w nastroju na bieganie po parku. Co to, to nie. Niech młodzi się tym zajmują. Więc zamiast podążyć za czarnowłosą, skierowała swoje kroki w kierunku, skąd chwilę temu przybiegła.
Na dziewięćdziesiąt dziewięć procent była pewna, że coś się święciło. I się nie myliła.
Paręnaście metrów dalej, na jednej z ławek siedziała kobieta, wyraźnie wytrącona z równowagi. Co chwile szlochała i ocierała twarz rękawem, rozglądając się nerwowo na boki. Pocieszanie innych nie było jej mocną stroną. Jak i również dotrzymywanie towarzystwa. No, ale chyba nie miała większego wyboru.
Wyrzuciła resztę fajka na ziemię, zgniotła go butem i podniosła wyrzucając do najbliższego śmietnika. Idąc niespiesznie w stronę ławki, spojrzała na swoje ramię, gdzie nosiła wilczy emblemat i jednym, sprawnym ruchem zsunęła go i schowała. Nie ma co stresować kobiety jeszcze bardziej.
Kiana stanęła naprzeciwko niej i odchrząknęła, chcąc zwrócić na siebie jej uwagę.
"Wszystko w porządku?" zapytała bez żadnej emocji w głosie, jednocześnie wkładając obie dłonie do kieszeni kurtki. Ależ pizgało.
Westchnął jedynie, widząc, że złodziej nie najwyraźniej nie zamierza zmienić swojej trasy, obierając sobie za cel ucieknięcie z parku poprzez przeskoczenie muru. Jeśli wydawało mu się, że dzięki temu pościg za nim zostanie udaremniony, a on sam wróci do domu z nowym łupem, mogąc na spokojnie poszukać w środku cenniejszych rzeczy, to niestety czekało go spore rozczarowanie. Na szczęście pokonywanie takich przeszkód nie stanowiło wybitnego wyzwania dla Sullivana, dlatego bez większych trudności przeskoczył na mur, na który chwilę wcześniej wskoczył ktoś jeszcze poza nieznajomym.
I nie tylko ona była tutaj dodatkową osobą.
Wyprostował się po zeskoczeniu na ziemię, wzrokiem przesuwając od nieprzytomnego złodzieja do buta trzymającego go mężczyzny, aby finalnie zatrzymać spojrzenie na jego twarzy. Connor. No naprawdę ze wszystkich cholernych ludzi to musiał być właśnie on? Nie powinien być przy Kianie i trzymać się jej jak pies krnąbrny kundel swojej pani?
— (...) Jak tam pogoda na dole?
Podszedł do niedoszłego właściciela torebki i wyrwał mu ją spod ręki, nim obrócił się w stronę Avery.
— Całkiem niezła, ale, jak widać, zapowiadają pogorszenie aury — odpowiedział, niedbałym ruchem dłoni wskazując w stronę Connora. — Łap, możesz oddać właścicielce — powiedział, rzucając torebkę do Avery.
- Dzięki - rzuciła w stronę ciemnowłosego, łapiąc zgrabnie torebkę. Cel zaliczony, odzyskanie własności nieznajomej. I plusem było, że nie musiała jednak fatygować się na dół.
Słysząc komentarz drugiego z mężczyzn, poczuła mocne ukłucie irytacji. Wystarczająco bardzo, by próba zachowania spokoju nie wchodziła w grę.
- Pieprz się, Connor - powiedziała w stronę rudowłosego, przekazując mu przy okazji międzynarodowy znak pokoju w postaci wysuniętego środkowego palca. Zaraz potem założyła sobie torebkę przez ramię i spojrzała w stronę Sullivana.
- Zrób z nim co chcesz. Ja nie jestem obecnie na służbie. Widzimy się za chwilę - inaczej mówiąc: "Nie bawię się w nadgodziny". Z tak pozytywnym akcentem zeszła z muru, lądując na stronie parku. Zirytowanie nie mijało, jednakże próbowała wziąć głębszy wdech, by wraz ze zbliżaniem się do poprzedniego miejsca, nie było po niej widać negatywnych emocji. Przejechała palcami po twarzy, próbując się pozbierać. Spokojnie. I tak go nie ma tutaj. Z tą myślą potruchtała w stronę, gdzie mniej więcej pamiętała, iż mijała Kianę.
Zrobiła z dłoni daszek, szukając punktu zaczepienia w postaci białowłosej kobiety. Na szczęście Avery, niewiele było takich osób w parku, więc odnalezienie jej nie było większym problemem. Dlatego też podeszła do nich bliżej. Nie była pewna o czym rozmawiały, bo sama wyłapywała tylko płaczliwe zlepki słów, bliżej niezrozumiałe.
Zdjęła zawieszony przedmiot, chwytając go w obie dłonie.
- Dzień dobry. To chyba Pani, tak? - podsunęła torebkę. - Nie sprawdzałam, ale nie wydaje mi się, że zdążył zabrać cokolwiek.
Stała nad kobietą i z rosnącą irytacją czekała, aż uzyska odpowiedź na swoje pytanie. Powoli żałowała, że podeszła i jakkolwiek się zainteresowała. A mogła zostawić to Avery, ona chyba wiedziała o co chodziło.
Kiana westchnęła po raz dziesiąty i przestąpiła z nogi na nogę.
“Proszę się uspokoić i powiedzieć o co chodzi,” rozejrzała się na boki, poprawiając szalik. Gdzie do licha byli pozostali? Jeśli tylko młoda się pofatygowała to nogi z dupy im powyrywa. Wszystkim. Bez wyjątku.
Odwróciła się, kiedy usłyszała zbliżające się kroki i odetchnęła z ulgą widząc Avery. Bez słowa obserwowała i słuchała jej wypowiedzi, po czym odsunęła się o krok i wyciągnęła paczkę lukcsów.
“Więc to nie do końca był jogging, co?” Zapytała, po czym odpaliła papierosa, a resztę schowała do kieszeni. “Spotkałaś po drodze kogoś jeszcze? Czy pozostali stwierdzili, że mają wszystko w dupie?” Wypuściła dym w przeciwną stronę, by nie chuchać ani na kobietę, ani na Avery. Następnie wskazała głową na torebkę.
“O co z tym chodzi?” Zapytała ciszej by tylko czarnowłosa ją usłyszała.
Spojrzał pogardliwie na Connora, robiąc mały krok w tył, aby wysunąć buty spod działa niedoszłego złodzieja.
— Jak dobrze, że ty byłeś w pobliżu i uratowałeś nas z opresji. Doprawdy, jesteś bohaterem na jakiego to miasto nie zasługuje. Już niedługo dadzą ci bohaterski przydomek Connor Użyteczny — odgryzł się, przewracając oczami.
Przeniósł wzrok na nieprzytomnego mężczyznę, ignorując odejście rudowłosego. Najchętniej zostawiłby nieznajomego pod murem, nie zaprzątając sobie nim więcej głowy. Może w innym mieście próba ukradnięcia torebki nabrałaby jakiegokolwiek priorytetu, ale niestety wiedział, że w Riverdale cele są wystarczająco zapełnione, żeby ktokolwiek z radością dokładał sobie roboty z przypadkiem leżącym mu pod nogami.
— Nie żebym ja był na służbie — mruknął, patrząc, jak Avery zeskakuje z muru.
Pochylił się nad mężczyzną i położył rękę na jego ramieniu. Kilka potrząśnięć wystarczyło, aby zorientować się, że złodziej jeszcze przez chwilę nie odzyska przytomności. Cokolwiek Connor zrobił, musiał użyć niemałej siły, żeby pozbawić nieznajomego przytomności z takim efektem.
— No to trafiła mi się śpiąca królewna — westchnął, wsuwając ręce pod ciało, zanim się wyprostował, trzymając nieznajomego.
Ruszył w kierunku skąd przybiegł, licząc na to, że jakoś znajdzie pozostałych. Szkoda tylko, że tym razem nie mógł przeskoczyć przez mur, będąc skazanym na nadrabianie drogi w celu przejścia przez bramę.
- Głupota - mruknęła w odpowiedzi w stronę Kiany, przesuwając wzrok na nieznajomą kobietę. - W wielkim skrócie, pogoń za złodziejaszkiem i napotkanie na Connora. Historia z częściowym happy endem - dopowiedziała od siebie część historii jaką poruszył rudowłosy, posyłając mu przy tym zirytowane spojrzenie.
Zaraz potem skierowała swoją uwagę ku kobiecie, wciskając jej w rękę torebkę.
- Proszę się uspokoić - powiedziała momentalnie.
- A-ale - przez płaczliwy ton głosu zaczęły przebijać się bardziej zrozumiałe słowa.
- Nie ma co panikować. Odzyskała Pani swoje rzeczy, a sprawca zostanie dorwany.
- Oh, a... - kobieta zaczęła wypowiadać słowa dziękczynne, jednocześnie opowiadając - przy okazji z opóźnieniem odpowiadając na wcześniejsze pytanie Kiany - co właściwie się stało w tym miejscu. Czarnowłosą nie zdziwiła usłyszana historia. Była pewna, że nie raz w tym mieście dochodziło do okradania kogoś w biały dzień. A nieznajoma miała o wiele więcej szczęścia niż inni, że ktoś zdecydował się na zareagowanie.
- Rozumiem, że jest Pani dalej roztrzęsiona. Proponuję usiąść na najbliższej ławce, odetchnąć i powoli wrócić do domu - bez czekania na jej reakcję zaoferowała rękę i zaprowadziła ją na wspomniane miejsce.
I zdecydowanie wolała nie patrzeć na pozostałych Wolves w tym momencie.
Posiedziała z nią kilka minut, zanim powróciła do reszty grupy. Wątpiła, by niedoszła ofiara poszła prędko z parku, ale nie było w jej głowie niańczenie kogokolwiek dłużej niż krótka chwila.
- Bez komentarza - rzuciła, przeczesując palcami włosy.
Wypuściła dym przez usta i strzepała popiół obok siebie. No tego się nie spodziewała. Rudzielec bohaterem. A to dobre.
Czuła na sobie jego wzrok i kątem oka na niego spojrzała. Zadowolony jak zawsze. Włożyła papierosa do ust, po czym przeniosła swoją uwagę na Avery i wycofała się lekko, dając jej pełny dostęp do poszkodowanej kobiety. Stanęła pomiędzy dwoma Jostenami i przyglądała się poczynaniom czarnowłosej. Jeszcze będą z niej ludzie.
"To gdzie macie tego złodziejaszka?" zapytała ściszonym głosem, kierując pytanie bardziej do Connora niż jego siostry. Po chwili jednak pokręciła głową, przyglądając się żarzącemu się koniuszkowi papierosa. "Z resztą, mało mnie to obchodzi. Niech ktoś z was zawiadomi niebieskich, by przyjechali i go zgarnęli, a od kobiety spisali zeznania. To robota dla mundurowych, nie dla nas," po tych słowach znowu zaciągnęła się dymem i wyminęła Rudego, stając do niego bokiem.
"Idziemy na jakąś kawę?" zatrzymała wzrok na jego twarzy, chowając jedną dłoń do kieszeni kurtki. Czemu w tym mieście musiało być tak zimno...
First topic message reminder :
TEREN WOLVES
Park Stanley
TEREN BRONIONY PRZEZ 5 BONUSOWYCH NPC.
Bez wątpienia największy park w mieście. Jego historia sięga ponad stu trzydziestu dwóch lat, a powierzchnia zajmuje ponad czterysta hektarów. Za spokojnych czasów, miejsce to uchodziło za idealne do rekreacji i wypoczynku. Nic dziwnego. Rozciągający się stąd widok na wodę, góry i piękne kanadyjskie niebo potrafi chwycić za serce każdego. Teraz nie wydają się one być już jednak tak urokliwe i zachęcające do spędzania czasu z rodziną. Duża liczba drewnianych totemów została zniszczona, a miasto postanowiło nie uzupełniać ich braków, wiedząc że byłaby to niekończąca się walka z wiatrakami. Za atrakcje w dalszym ciągu robią miniaturowe kolejki, które obecnie można oglądać przez szyby kuloodporne, kort tenisowy, pola piknikowe, ścieżki rowerowe, niewielki park wodny, oraz ogrodzona plac dla psów. Nikogo nie dziwi widok dzikich nietoperzy, bielików amerykańskich czy szopów, małych złodziei. Zwierzęta te nie zawsze są jednak przyjaźnie nastawione. Cały teren stał się też najchętniej wybieranym miejscem przez kieszonkowców. Krążą nawet pogłoski mówiące, że nie da się tędy przejść bez utracenia części ekwipunku.
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, wymagania do ich pokonania wzrastają dwukrotnie. Oznacza to, że do pokonania jednego Niepoczytalnego musicie wykonać jedną z poniższych akcji:
→ osiem udanych ataków wręcz;
→ cztery udane ataki z użyciem zakupionej broni białej;
→ dwa udane ataki z użyciem zakupionej broni palnej/granatu.
__________
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, wymagania do ich pokonania wzrastają dwukrotnie. Oznacza to, że do pokonania jednego Niepoczytalnego musicie wykonać jedną z poniższych akcji:
→ osiem udanych ataków wręcz;
→ cztery udane ataki z użyciem zakupionej broni białej;
→ dwa udane ataki z użyciem zakupionej broni palnej/granatu.
Przekrzywił głowę, wyraźnie nie rozumiejąc, co miała na mysli. Dlaczego miałaby chcieć przyjechać do miasta, z którego prawie w ogóle nie da się wydostać, skoro szukała informacji na temat tamtego typa... Czy to znaczy, że on tutaj jest? - momentalnie wysunął taki wniosek. Zarazem jednak poczuł uścisk strachu na gardle. Zwyczajnie bał się o to zapytać. Nie wiedziałby, czy umiałby zasnąć z świadomością, że w mieście jest o jeden więcej typów chętnych na życie innych.
Chociaż z innej strony mógł prędzej o tym zapomnieć.
Zachichotał cicho, zaraz potem odwracając się, by nie widziała tego dokładniej. Chyba nie radzi sobie z komplementami. Nim jednak poświęcił więcej uwagi na ten fakt, dotarło do niego coś jeszcze dzięki kobiecie.
- O fakt, fakt. Też muszę - słowa Kiany stanowiły przypomnienie wobec tego, że jego dzień nie był na tyle wolny ile chciał. A nie szykowało się na czas wolny, jeśli zamierzał zarobić trochę więcej pieniędzy niż dotychczas.
Jego usta wykrzywiły się w literkę "O", ale przytaknął grzecznie i spisał sobie jej numer.
- Jasne. Odezwę się.
Albo i nie. Kwestia tego, jak szybko wypadłoby mu to z pamięci. Jednakże na chwilę obecną pozostało mu nic innego niż grzeczne podziękowanie za rozmowę.
Hm... Zdecydowanie niecodzienne spotkanie - pomyślał, zbierając swoje przedmioty. - Napotkać się na kolejną osobę z przeszłości w tym mieście. Oby nie skończyło się to tymi samymi kłopotami co ostatnio.
Wstał z miejsca. Pożegnał się, po czym skierował się w stronę wyjścia z parku.
Ciekawe jakby zareagowała, gdybym jej powiedział całą prawdę? - przemknęło mu jeszcze przez myśl, gdy przekraczał bramę. I cicho pisnął na widok nietoperza. Nieśmiało rozejrzał się, czy ktoś nie zauważył tego aktu, nim przeszedł do spokojnego powrotu do domu.
z/t x2
Chociaż z innej strony mógł prędzej o tym zapomnieć.
Zachichotał cicho, zaraz potem odwracając się, by nie widziała tego dokładniej. Chyba nie radzi sobie z komplementami. Nim jednak poświęcił więcej uwagi na ten fakt, dotarło do niego coś jeszcze dzięki kobiecie.
- O fakt, fakt. Też muszę - słowa Kiany stanowiły przypomnienie wobec tego, że jego dzień nie był na tyle wolny ile chciał. A nie szykowało się na czas wolny, jeśli zamierzał zarobić trochę więcej pieniędzy niż dotychczas.
Jego usta wykrzywiły się w literkę "O", ale przytaknął grzecznie i spisał sobie jej numer.
- Jasne. Odezwę się.
Albo i nie. Kwestia tego, jak szybko wypadłoby mu to z pamięci. Jednakże na chwilę obecną pozostało mu nic innego niż grzeczne podziękowanie za rozmowę.
Hm... Zdecydowanie niecodzienne spotkanie - pomyślał, zbierając swoje przedmioty. - Napotkać się na kolejną osobę z przeszłości w tym mieście. Oby nie skończyło się to tymi samymi kłopotami co ostatnio.
Wstał z miejsca. Pożegnał się, po czym skierował się w stronę wyjścia z parku.
Ciekawe jakby zareagowała, gdybym jej powiedział całą prawdę? - przemknęło mu jeszcze przez myśl, gdy przekraczał bramę. I cicho pisnął na widok nietoperza. Nieśmiało rozejrzał się, czy ktoś nie zauważył tego aktu, nim przeszedł do spokojnego powrotu do domu.
z/t x2
[ Przejmowanie terenu - 1/15 ]
Cudowne miejsce. Aż dziwne, że nie walają się wszędzie trupy.
Czarnowłosa potarła włosy, rozczochrując swoej włosy, po czym przekierowała swoje zmęczone spojrzenie po parku. Przejście te kilka różnych ścieżek pozwoliło jej na zapoznanie się z taką populacją nietoperzy, że wystarczyło jej na przynajmniej kilka dni. Pomijając jednak istnienie ich i innych stworzeń, których na razie nikt nie zdecydował się wytępić, park prezentował się całkiem dobrze jak na standardy Riverdale. Nie umiała stwierdzić, czy ktoś dbał o niego, czy to był urok tej dzielnicy, ale nie narzekała finalnie.
Przechyliła się do tyłu, poprawiając górę stroju. Chłodna pora nie pozwalała na swobodę stroju, dlatego też głównie stawiała na coś, co uchroniłoby ją przed wychłodzeniem organizmu. Dla niej był to tak samo logiczny wybór, co zabranie czegoś, co pozwoliłoby ją identyfikować jako jednego z Wolves.
Wypuściła powietrze z płuc, przymykając oczy. Rozkoszowała się chwilą spokoju, którą mogła posiąść dopóki nie pojawiłby inny członek tego gangu. Uroki umówionych spotkań. Musiała przyznać sama sobie, że minęło za mało czasu, by móc wyrobić sobie jednoznaczne zdanie. Każdy z nich miał swoją cechę charakteru, którą nie było sposób zignorować.
I zarazem posiadanie tylu członków rodziny w jednym miejscu mogło być wyczerpujące.
- Aaaa, pomocy! Zabrał mi torebkę, niech go ktoś zatrzyma! - do jej uszu dobiegł krzyk nieznajomej kobiety. Brzmiał, jakby dobiegał gdzieś z daleka, jednakże Avery napotkała na problem z określeniem źródła.
- Ktokolwiek... Proszę... - nie było tutaj mało ludzi. Jednakże zarazem nie wyglądało na to, by ktokolwiek kwapił się do pomocy. Zaraz potem zaczął dobiegać do niej dźwięk uderzających stóp o twarde podłoże. Szybkim truchtem minął ją nastolatek, trzymający pod pachą coś, co przypominało pakunek. Odwróciła się w jego stronę, czując chwilowe zawieszenie mózgu.
Cholera.
Z tą myślą zdecydowała się na ruszenie za nim w pogoń.
[Przejmowanie terenu 2/15]
Po odczytaniu wiadomości i wysłaniu krótkiej odpowiedzi wypiła stojącego przed nią szota, a obok kieliszka położyła odliczoną kwotę wraz z napiwkiem. Pożegnała się z barmanem i wyszła z lokalu, po drodze odnajdując w kieszeni kluczyki do motocykla.
Zaparkowała motocykl pod bramą i weszła na teren parku z nadzieją, że w miarę szybko uda jej się znaleźć Avery. O tej porze roku okolica nie zachęcała do spacerów, a pogoda tylko sprawiała, że całe przeżycie było jeszcze bardziej dołujące.
Owinęła się ciasno szalikiem, zapinając kurtkę praktycznie pod samą szyję. Odpaliła papierosa, który omal nie wylądował na ziemi niecałą minutę później.
"Patrz gdzie biegniesz, gnojku!" krzyknęła za oddalającym się chłopakiem, który chwilę temu wpadł z impetem w jej ramię, mamrocząc pod nosem jeszcze kilka przekleństw.
Była niska, ale nie niewidzialna, na boga. Czy żeby ludzie przestali na nią wpadać ma sobie nakleić wielki znak na czole? A może to czas pofarbować włosy na jeden z tych fluorescencyjnych kolorów?
Zaciągnęła się dymem i niemal w tej samej chwili zauważyła zbliżającą się do niej znajomą postać. O no proszę.
"Nie sądziłam, że mamy uskuteczniać jogging. Zabrałabym lepsze buty," rzuciła z ironią, kiedy Avery była na tyle blisko by mogła ją usłyszeć.
[ Przejmowanie terenu 3/15 ]
Szybko dokończył robienie obiadu po zobaczeniu sms od Avery, nim odstawił posiłek na blat, przykrywając go pokrywką. Kurczak w sosie curry z pomidorami musiał poczekać na lepszą chwilę, nawet jeśli zapachem kusił do natychmiastowego zjedzenia.
Wielkość parku zdecydowanie nie pomagała w odnalezieniu reszty Wilków. Na szczęście wyglądało na to, że teren nie był tłumnie odwiedzany przez miejscowych, dlatego przy odrobienie szczęścia prawdopodobnie nie powinien przeoczyć znajomej twarzy. Jednak też nic nie stało na przeszkodzie, aby pomóc sobie samemu w sprawnym dołączeniu do grupy; ściągnął rękawiczkę z dłoni, sięgając do kieszeni po telefon w celu napisania do reszty.
Krzyk kobiety sprawił, że ręka ciemnowłosego zatrzymała się w połowie drogi. Gwałtownie poderwał głowę, szukając źródła hałasu lub złodzieja torebki.
Co do cholery.
No naprawdę liczył na piękny i bezproblemowy dzień? Zazwyczaj, gdy wydało mu się, że wszystko do końca może przebiec bezproblemowo, los lubił rzucać większe bądź mniejsze wyzwania. Westchnął, gdy udało mu się wzrokiem dorwać złodzieja. Oby teraz tak samo łatwo udało się pochwycić nastolatka i jego łup.
Od razu ruszył w pościg za chłopakiem, klnąc w myślach, kiedy ten zauważył i skręcił w prawo, biegnąc prosto na mur, jakby zamierzał spróbować swoich sił w przeskoczeniu go. Niedobrze.
[Przejmowanie terenu 4/15]
Wcale nie chciało mu się dziś tu przyjeżdżać. Miał paskudny humor, masę obowiązków i... jeszcze bardziej paskudny humor. Niezależnie od tego ilu papierosów by nie wypalił, jedynym co go pocieszało były znikające ozdoby świąteczne i fakt, że następnym razem miał zobaczyć to paskudztwo dopiero za rok.
Nie słyszał żadnych krzyków. Nie słyszał w zasadzie niczego. Zaparkował jedynie auto na chodniku, grzebiąc jeszcze przez chwilę w schowku, nim otworzył z zamachem drzwi. Głośny krzyk, gwałtowny odrzut i metaliczny dźwięk blachy, poprzedził upadek nieznanego mu mężczyzny na ziemi. Wkurwienie Jostena sięgało zenitu. Jakby tego było mało, trafił jeszcze na jakiegoś ślepego skurwiela, który nie potrafił kurwajegomać chodzić.
— Ty pierdolona pizdo, masz oczy w jebanej dupie? Jak wgniotłeś mi maskę, wywinę ci flaki na drugą stronę — spojrzał na auto, przesuwając ręką po drzwiach. Tyle wystarczyło, by mężczyzna zerwał się do góry z torebką w ręce i wpadł na niego całym ciałem, wyraźnie zamierzając przepchnąć go w bok.
I wtedy Connorowi się przelało.
Przywalił mu z kolana w brzuch i zamachnął się, zaciskając rękę w pięść. Jeden prosty sierpowy całkowicie wystarczył, by posłać nieprzytomnego mężczyznę prosto na ziemię. Podszedł do niego i założył ręce na klatce piersiowej, opierając buta na jego mostku, na wypadek, gdyby zamierzał wstać.
— Leżeć, psie.
_______________________________________________
Użycie umiejętności (25% WW): Możliwość obezwładnienia pojedynczej wrogiej postaci na 1 post.
Użycie umiejętności (25% WW): Możliwość obezwładnienia pojedynczej wrogiej postaci na 1 post.
[ Przejmowanie terenu - 5/15 ]
Zdecydowanie nie chciała spędzać tego dnia na lataniu za jakimś gnojkiem, który chciał okradać ludzi, ale... Zostawienie tego samego sobie brzmiało jak ból na zadku. Przynajmniej tak to czuła w swoich myślach. A ile roboty mogło zabrać powalenie jakiegoś typa i odebranie mu cudzej własności?
- O, cześć Szefowo. Daj chwilę - zawołała w stronę białowłosej kobiety, gdy już ją mijała. - Krótki bieg z rana. Dla zdrowia. Cokolwiek - dokończyła na jednym wdechu, nie zatrzymując się nawet.
No jednak nie było to takie proste.
Typ zdecydował się na wdrapanie na mur jako szybką możliwość ucieczki. Jęknęła w duchu, postanawiając jednak pójść za nim tą samą drogą, wychodząc z założenia, że jeśli jemu się udało, to i jej tym bardziej. Drzewa rosnące przy murze umożliwiały wdrożenie myśli w czyn, ale czuła, że mogło jej zabrać to za dużo czasu. Jednakże obranie innego kierunku tylko bardziej nakładałoby czas, więc bez większego zastanowienia wdrapał się... by zaraz potem usłyszeć głos uderzającego ciała o twardy przedmiot. Jej uszy wyłapały dość znajomy i zarazem niezadowolony głos. Bardzo niezadowolony. Westchnęła w duchu, znajdując się w końcu na górze.
Zamrugała oczami, patrząc pomiędzy Connorem, a powalonym mężczyzną. Co to było za głuche uderzenie?
- Um, cześć? Piękna pogoda i takie tam? - siedziała połowicznie na murze, spoglądając z góry na rudowłosego mężczyznę. - Podrzucisz... mi torebkę, jaką ma? - zakończyła pytająco zdanie. Rozejrzała się na boki, szukając czegoś.
- O, Sullivan - dostrzegła teraz i jego. - Hello. Jak tam pogoda na dole?
[Przejmowanie terenu 6/15]
Uniosła brew w lekkim zdziwieniu i powoli zaciągnęła się dymem. Wypuściła obłoczek z ust i wzrokiem odprowadziła Avery, ale nijak ruszyła się z miejsca. Nie była w nastroju na bieganie po parku. Co to, to nie. Niech młodzi się tym zajmują. Więc zamiast podążyć za czarnowłosą, skierowała swoje kroki w kierunku, skąd chwilę temu przybiegła.
Na dziewięćdziesiąt dziewięć procent była pewna, że coś się święciło. I się nie myliła.
Paręnaście metrów dalej, na jednej z ławek siedziała kobieta, wyraźnie wytrącona z równowagi. Co chwile szlochała i ocierała twarz rękawem, rozglądając się nerwowo na boki. Pocieszanie innych nie było jej mocną stroną. Jak i również dotrzymywanie towarzystwa. No, ale chyba nie miała większego wyboru.
Wyrzuciła resztę fajka na ziemię, zgniotła go butem i podniosła wyrzucając do najbliższego śmietnika. Idąc niespiesznie w stronę ławki, spojrzała na swoje ramię, gdzie nosiła wilczy emblemat i jednym, sprawnym ruchem zsunęła go i schowała. Nie ma co stresować kobiety jeszcze bardziej.
Kiana stanęła naprzeciwko niej i odchrząknęła, chcąc zwrócić na siebie jej uwagę.
"Wszystko w porządku?" zapytała bez żadnej emocji w głosie, jednocześnie wkładając obie dłonie do kieszeni kurtki. Ależ pizgało.
[ Przejmowanie terenu 7 /15 ]
Westchnął jedynie, widząc, że złodziej nie najwyraźniej nie zamierza zmienić swojej trasy, obierając sobie za cel ucieknięcie z parku poprzez przeskoczenie muru. Jeśli wydawało mu się, że dzięki temu pościg za nim zostanie udaremniony, a on sam wróci do domu z nowym łupem, mogąc na spokojnie poszukać w środku cenniejszych rzeczy, to niestety czekało go spore rozczarowanie. Na szczęście pokonywanie takich przeszkód nie stanowiło wybitnego wyzwania dla Sullivana, dlatego bez większych trudności przeskoczył na mur, na który chwilę wcześniej wskoczył ktoś jeszcze poza nieznajomym.
I nie tylko ona była tutaj dodatkową osobą.
Wyprostował się po zeskoczeniu na ziemię, wzrokiem przesuwając od nieprzytomnego złodzieja do buta trzymającego go mężczyzny, aby finalnie zatrzymać spojrzenie na jego twarzy. Connor. No naprawdę ze wszystkich cholernych ludzi to musiał być właśnie on? Nie powinien być przy Kianie i trzymać się jej jak pies krnąbrny kundel swojej pani?
— (...) Jak tam pogoda na dole?
Podszedł do niedoszłego właściciela torebki i wyrwał mu ją spod ręki, nim obrócił się w stronę Avery.
— Całkiem niezła, ale, jak widać, zapowiadają pogorszenie aury — odpowiedział, niedbałym ruchem dłoni wskazując w stronę Connora. — Łap, możesz oddać właścicielce — powiedział, rzucając torebkę do Avery.
[ Przejmowanie terenu 8/15 ]
Podniósł wzrok na Avery, przymrużając nieznacznie powieki. Tuż przed tym, gdy na horyzoncie pojawił się Sullivan. Widząc, jak schyla się po torebkę, Connor momentalnie ściągnął nogę i kopnął mężczyznę w bok, przewracając go na buty drugiego Jostena.
— Widzę, że jesteście bezużyteczni jak zawsze — rzucił z pogardliwym prychnięciem w stronę Sullivana, wymijając go bez słowa. Miał całkowicie gdzieś niedoszłego złodzieja. Prawda była taka, że zaciąganie podobnych szumowin na komisariat było równie bezsensowne co większość rzeczy w tym mieście. Dostanie pouczenie, wpłaci jakąś gównianą kaucję, za którą może będzie ich stać na kupienie czterech opakowań kawy do swojej obskurnej kuchni i tyle. Zarówno więzienie jak i izolatki były zbyt mocno przepełnione, by ktokolwiek przejmował się przestępstwami tego pokroju. Jeśli chcieli sobie dopierdalać papierkowej roboty, to mieli ku temu idealną okazję, w końcu mężczyzna leżał na ziemi bez ruchu. Jego obchodziło to tyle, co wcale.
Wyciągnął z kieszeni fajki i wszedł do parku, momentalnie odpalając jednego z papierosów, by ruszyć wzdłuż ścieżki. Jego jedynym jako takim punktem zainteresowania było namierzenie białowłosej, choć szczerze mówiąc i tak wolałby się znaleźć daleko stąd. Najlepiej poza murami tego jebanego miasta.
[ Przejmowanie terenu 9/15 ]
- Dzięki - rzuciła w stronę ciemnowłosego, łapiąc zgrabnie torebkę. Cel zaliczony, odzyskanie własności nieznajomej. I plusem było, że nie musiała jednak fatygować się na dół.
Słysząc komentarz drugiego z mężczyzn, poczuła mocne ukłucie irytacji. Wystarczająco bardzo, by próba zachowania spokoju nie wchodziła w grę.
- Pieprz się, Connor - powiedziała w stronę rudowłosego, przekazując mu przy okazji międzynarodowy znak pokoju w postaci wysuniętego środkowego palca. Zaraz potem założyła sobie torebkę przez ramię i spojrzała w stronę Sullivana.
- Zrób z nim co chcesz. Ja nie jestem obecnie na służbie. Widzimy się za chwilę - inaczej mówiąc: "Nie bawię się w nadgodziny". Z tak pozytywnym akcentem zeszła z muru, lądując na stronie parku. Zirytowanie nie mijało, jednakże próbowała wziąć głębszy wdech, by wraz ze zbliżaniem się do poprzedniego miejsca, nie było po niej widać negatywnych emocji. Przejechała palcami po twarzy, próbując się pozbierać. Spokojnie. I tak go nie ma tutaj. Z tą myślą potruchtała w stronę, gdzie mniej więcej pamiętała, iż mijała Kianę.
Zrobiła z dłoni daszek, szukając punktu zaczepienia w postaci białowłosej kobiety. Na szczęście Avery, niewiele było takich osób w parku, więc odnalezienie jej nie było większym problemem. Dlatego też podeszła do nich bliżej. Nie była pewna o czym rozmawiały, bo sama wyłapywała tylko płaczliwe zlepki słów, bliżej niezrozumiałe.
Zdjęła zawieszony przedmiot, chwytając go w obie dłonie.
- Dzień dobry. To chyba Pani, tak? - podsunęła torebkę. - Nie sprawdzałam, ale nie wydaje mi się, że zdążył zabrać cokolwiek.
[Przejmowanie terenu 10/15]
Stała nad kobietą i z rosnącą irytacją czekała, aż uzyska odpowiedź na swoje pytanie. Powoli żałowała, że podeszła i jakkolwiek się zainteresowała. A mogła zostawić to Avery, ona chyba wiedziała o co chodziło.
Kiana westchnęła po raz dziesiąty i przestąpiła z nogi na nogę.
“Proszę się uspokoić i powiedzieć o co chodzi,” rozejrzała się na boki, poprawiając szalik. Gdzie do licha byli pozostali? Jeśli tylko młoda się pofatygowała to nogi z dupy im powyrywa. Wszystkim. Bez wyjątku.
Odwróciła się, kiedy usłyszała zbliżające się kroki i odetchnęła z ulgą widząc Avery. Bez słowa obserwowała i słuchała jej wypowiedzi, po czym odsunęła się o krok i wyciągnęła paczkę lukcsów.
“Więc to nie do końca był jogging, co?” Zapytała, po czym odpaliła papierosa, a resztę schowała do kieszeni. “Spotkałaś po drodze kogoś jeszcze? Czy pozostali stwierdzili, że mają wszystko w dupie?” Wypuściła dym w przeciwną stronę, by nie chuchać ani na kobietę, ani na Avery. Następnie wskazała głową na torebkę.
“O co z tym chodzi?” Zapytała ciszej by tylko czarnowłosa ją usłyszała.
[ Przejmowanie terenu 11 /15 ]
Spojrzał pogardliwie na Connora, robiąc mały krok w tył, aby wysunąć buty spod działa niedoszłego złodzieja.
— Jak dobrze, że ty byłeś w pobliżu i uratowałeś nas z opresji. Doprawdy, jesteś bohaterem na jakiego to miasto nie zasługuje. Już niedługo dadzą ci bohaterski przydomek Connor Użyteczny — odgryzł się, przewracając oczami.
Przeniósł wzrok na nieprzytomnego mężczyznę, ignorując odejście rudowłosego. Najchętniej zostawiłby nieznajomego pod murem, nie zaprzątając sobie nim więcej głowy. Może w innym mieście próba ukradnięcia torebki nabrałaby jakiegokolwiek priorytetu, ale niestety wiedział, że w Riverdale cele są wystarczająco zapełnione, żeby ktokolwiek z radością dokładał sobie roboty z przypadkiem leżącym mu pod nogami.
— Nie żebym ja był na służbie — mruknął, patrząc, jak Avery zeskakuje z muru.
Pochylił się nad mężczyzną i położył rękę na jego ramieniu. Kilka potrząśnięć wystarczyło, aby zorientować się, że złodziej jeszcze przez chwilę nie odzyska przytomności. Cokolwiek Connor zrobił, musiał użyć niemałej siły, żeby pozbawić nieznajomego przytomności z takim efektem.
— No to trafiła mi się śpiąca królewna — westchnął, wsuwając ręce pod ciało, zanim się wyprostował, trzymając nieznajomego.
Ruszył w kierunku skąd przybiegł, licząc na to, że jakoś znajdzie pozostałych. Szkoda tylko, że tym razem nie mógł przeskoczyć przez mur, będąc skazanym na nadrabianie drogi w celu przejścia przez bramę.
[ Przejmowanie terenu 12/15 ]
— Szczekaj dalej, Sullivan. Może za tysięcznym razem zrobisz to w sytuacji, gdzie faktycznie masz ku temu jakieś podstawy, podobno głupi mają szczęście. Ty jak widać, póki co, nie masz nawet tego — odpowiedział chłodno, nie bawiąc się już w dalsze przepychanki. Może gdyby drugi Josten zrobił cokolwiek, nawet by mu odpuścił. Ale w sytuacji, gdzie jak widać jego jedyną umiejętnością było biegnięcie przed siebie jak na lekcji WF-u, jakoś średnio mu się to widziało.
Na zaczepkę ze strony Avery zasalutował jedynie w odpowiedzi, idąc dalej przed siebie niespiesznym krokiem. Zaraz zresztą kompletnie zignorował wymijającą go truchtem siostrę, wypuszczając jedynie kłąb dymu do góry. Aż w końcu dostrzegł przed sobą dodatkowo jakąś kobietę i Kianę, idealnie w momencie, by usłyszeć jedno z ostatnich zdań wypowiadanych przez białowłosą.
— Pozostali musieli przypierdolić jakiemuś typowi, który władował im się na drzwi auta. Ma farta, że nie wgniótł mi karoserii, bo zamiast otrzepywać się z kurzu, otrzepywałby się z własnych jelit — odpowiedział, przenosząc wzrok na właścicielkę torebki przez całe dwie sekundy, podczas których nie wykazał absolutnie żadnego zainteresowania. Zamiast tego przeniósł wzrok na Kianę, popalając po prostu papierosa. Nie będzie pytał, po co tak właściwie tu przyjechali, skoro nadal mieli obok siebie cywila.
[ Przejmowanie terenu - 13/15 ]
- Głupota - mruknęła w odpowiedzi w stronę Kiany, przesuwając wzrok na nieznajomą kobietę. - W wielkim skrócie, pogoń za złodziejaszkiem i napotkanie na Connora. Historia z częściowym happy endem - dopowiedziała od siebie część historii jaką poruszył rudowłosy, posyłając mu przy tym zirytowane spojrzenie.
Zaraz potem skierowała swoją uwagę ku kobiecie, wciskając jej w rękę torebkę.
- Proszę się uspokoić - powiedziała momentalnie.
- A-ale - przez płaczliwy ton głosu zaczęły przebijać się bardziej zrozumiałe słowa.
- Nie ma co panikować. Odzyskała Pani swoje rzeczy, a sprawca zostanie dorwany.
- Oh, a... - kobieta zaczęła wypowiadać słowa dziękczynne, jednocześnie opowiadając - przy okazji z opóźnieniem odpowiadając na wcześniejsze pytanie Kiany - co właściwie się stało w tym miejscu. Czarnowłosą nie zdziwiła usłyszana historia. Była pewna, że nie raz w tym mieście dochodziło do okradania kogoś w biały dzień. A nieznajoma miała o wiele więcej szczęścia niż inni, że ktoś zdecydował się na zareagowanie.
- Rozumiem, że jest Pani dalej roztrzęsiona. Proponuję usiąść na najbliższej ławce, odetchnąć i powoli wrócić do domu - bez czekania na jej reakcję zaoferowała rękę i zaprowadziła ją na wspomniane miejsce.
I zdecydowanie wolała nie patrzeć na pozostałych Wolves w tym momencie.
Posiedziała z nią kilka minut, zanim powróciła do reszty grupy. Wątpiła, by niedoszła ofiara poszła prędko z parku, ale nie było w jej głowie niańczenie kogokolwiek dłużej niż krótka chwila.
- Bez komentarza - rzuciła, przeczesując palcami włosy.
[Przejmowanie terenu 14/15]
Wypuściła dym przez usta i strzepała popiół obok siebie. No tego się nie spodziewała. Rudzielec bohaterem. A to dobre.
Czuła na sobie jego wzrok i kątem oka na niego spojrzała. Zadowolony jak zawsze. Włożyła papierosa do ust, po czym przeniosła swoją uwagę na Avery i wycofała się lekko, dając jej pełny dostęp do poszkodowanej kobiety. Stanęła pomiędzy dwoma Jostenami i przyglądała się poczynaniom czarnowłosej. Jeszcze będą z niej ludzie.
"To gdzie macie tego złodziejaszka?" zapytała ściszonym głosem, kierując pytanie bardziej do Connora niż jego siostry. Po chwili jednak pokręciła głową, przyglądając się żarzącemu się koniuszkowi papierosa. "Z resztą, mało mnie to obchodzi. Niech ktoś z was zawiadomi niebieskich, by przyjechali i go zgarnęli, a od kobiety spisali zeznania. To robota dla mundurowych, nie dla nas," po tych słowach znowu zaciągnęła się dymem i wyminęła Rudego, stając do niego bokiem.
"Idziemy na jakąś kawę?" zatrzymała wzrok na jego twarzy, chowając jedną dłoń do kieszeni kurtki. Czemu w tym mieście musiało być tak zimno...
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach