▲▼
Przekrzywił głowę wpierw w jedną stronę, później drugą. Przyglądał się jasnowłosemu z niejaką mieszanką niedowierzania, które po chwili znalazło wyraz również na jego licu. Temat luster porzucił bezpowrotnie, bo kolejny wątek okazał się znacznie bardziej interesujący.
- Ty tak na poważnie, czy sobie ze mnie żartujesz? - jedna z brwi powędrowała ku górze w pytającym geście, a sam Clawerich ani na chwilę nie spuszczał spojrzenia z rozmówcy. - Mówiłem o sobie - dodał gwoli ścisłości, z tego wszystkiego wspierając plecy o pobliski filar. Nawet mimo skrzyżowanych na piersi rąk nie wyglądał na złego ani obrażonego, bo już po chwili Callahan mógł dostrzec uśmiech błąkający się gdzieś w kąciku ust modela. - Chyba że to mój podryw był wyjątkowo niezdarny i mało oryginalny?
- Ty tak na poważnie, czy sobie ze mnie żartujesz? - jedna z brwi powędrowała ku górze w pytającym geście, a sam Clawerich ani na chwilę nie spuszczał spojrzenia z rozmówcy. - Mówiłem o sobie - dodał gwoli ścisłości, z tego wszystkiego wspierając plecy o pobliski filar. Nawet mimo skrzyżowanych na piersi rąk nie wyglądał na złego ani obrażonego, bo już po chwili Callahan mógł dostrzec uśmiech błąkający się gdzieś w kąciku ust modela. - Chyba że to mój podryw był wyjątkowo niezdarny i mało oryginalny?
― Dziwne to wszystko ― stwierdził, mimowolnie przesuwając spojrzeniem po otoczeniu, jakby podjął się tego niemalże niemożliwego zadania, by rozpoznać akurat te osoby, które znajdowały się tu dla czystej przyjemności. Można się było spodziewać, że szybko zrezygnuje z tego zadania i chociaż nie powinien oceniać ludzi powierzchownie, wielu z nich wyglądało tak, jakby jednym z nieodzownych elementów przygotowania się na wystawę było wsadzenie sobie kija w dupę. ― Ale chyba nie powinienem się czepiać, skoro jestem tu tylko dlatego, że ty tu jesteś. Poza tym załatwiłem sobie świetną tarczę ― stwierdził z rozbawionym, ale i pełnym przekonania wyrazem twarzy, pociągając za kołnierz koszuli. Jego ubiór może i był schludny i czysty, jednak co czujniejsze oko – a tych zapewne tu nie brakowało – było w stanie wyczuć, że nie ubierał się u znanych projektantów ani też nie tracił czasu na wciskanie się w garnitur. ― Jeżeli już będą chcieli zdobyć czyjeś zainteresowanie, to na pewno twoje. A wtedy ja będę stał z boku i próbował się nie śmiać ― rzucił kąśliwie, zaciskając mocniej palce na jego ręce, jakby chciał z góry powstrzymać go przed ewentualnym taktycznym odwrotem.
Okazało się, że całkiem słusznie, biorąc pod uwagę propozycję nie do odrzucenia.
― Nie dam się prosić. Jak tak teraz myślę, już od jakiegoś czasu nie byliśmy nigdzie z Saturnem. ― Uniósł wzrok w zamyśleniu, jakby próbował przypomnieć sobie, kiedy ostatnim spędził więcej czasu w towarzystwie białowłosego. Dziwnym trafem zawsze wychodziło na to, że po formalnym powitaniu, Saturn osuwał się gdzieś w cień, co Paige tłumaczył sobie jego uwielbieniem do spokoju, o który ciężko było w towarzystwie.
„To nie obraz, Paige.”
― Droczę się tylko ― zaśmiał się pod nosem, szturchając go łokciem w bok. Nic dziwnego, że bez przeszkód dał się poprowadzić w stronę jednego z obrazów, zaraz przekrzywiając nieznacznie głowę. ― Spodobał ci się?
Okazało się, że całkiem słusznie, biorąc pod uwagę propozycję nie do odrzucenia.
― Nie dam się prosić. Jak tak teraz myślę, już od jakiegoś czasu nie byliśmy nigdzie z Saturnem. ― Uniósł wzrok w zamyśleniu, jakby próbował przypomnieć sobie, kiedy ostatnim spędził więcej czasu w towarzystwie białowłosego. Dziwnym trafem zawsze wychodziło na to, że po formalnym powitaniu, Saturn osuwał się gdzieś w cień, co Paige tłumaczył sobie jego uwielbieniem do spokoju, o który ciężko było w towarzystwie.
„To nie obraz, Paige.”
― Droczę się tylko ― zaśmiał się pod nosem, szturchając go łokciem w bok. Nic dziwnego, że bez przeszkód dał się poprowadzić w stronę jednego z obrazów, zaraz przekrzywiając nieznacznie głowę. ― Spodobał ci się?
Sposób w jaki wypowiedział jego imię, nie do końca mu się spodobał. Nawet jeśli nie był w stanie całkowicie określić dlaczego, doświadczał właśnie uczucia w którym przeciętny człowiek w tym momencie zgrzytał zębami i ciężko wzdychał. Po Saturnie nie dało się jednak poznać czegokolwiek. Ponownie zignorował jego słowa. Nie umawiał się z nikim unikając zarówno kłopotliwych osób, jak i kłopotliwych sytuacji. Jedynym momentem, gdy faktycznie wychodził gdziekolwiek było spotkanie ustawione przez jego rodzinę. Swego rodzaju konieczność mająca na celu podjęcie próby zawarcia umowy pomiędzy dwoma rodami, by zwiększyć ich wpływy na rynku. Stety niestety, większość kobiet nawet jeśli była szczerze zachwycona urodą Cullinana, onieśmielał je swoim milczeniem. Do tego stopnia, by póki co nigdy nie padła faktyczna konieczność zawarcia związku małżeńskiego.
Nawet jeśli miał na swoim koncie zaręczyny.
― 2-[2-[4-(p-chloro-a-fenylobenzyl)-1-piperazynylo] etoksy] etanol wydaje mi się wyjątkowo słabym elementem na podryw, chyba że na co dzień zażywasz hydrochirorid hydroksyzyny, która służy do objawowego łagodzenia lęku i napięcia związanego z psychoneurozą, jako środek uspokajający stosowany w premedykacji, jak i leczenie świądu w przypadku stnaów alergicznych. Jeśli jednak sugerujesz, że mam ci pomóc w którejkolwiek z przypadłości, niestety nie posiadam podobnych kwalifikacji. Mogę ci dać jednak namiary na bardzo dobrego lekarza, z którego usług korzysta moja rodzina. Swoją drogą, mam nadzieję że w podobnym przypadku zdajesz sobie sprawę z tego, iż twoje policzki usypane są piegami, a nie plamami związanymi z atopowym zapaleniem skóry ― spokojny, rzeczowy głos skutecznie zakończył (przynajmniej w jego mniemaniu) tę żałosną wymianę zdań. Wbił spojrzenie w płótno.
Gdzie jesteś, Mercury?
Odsunął się nieznacznie w bok, byle zwiększyć odległość pomiędzy sobą, a nieznanym mu O'Brienem. Przytłaczający dyskomfort zaczynał uciskać mu gardło.
Nawet jeśli miał na swoim koncie zaręczyny.
― 2-[2-[4-(p-chloro-a-fenylobenzyl)-1-piperazynylo] etoksy] etanol wydaje mi się wyjątkowo słabym elementem na podryw, chyba że na co dzień zażywasz hydrochirorid hydroksyzyny, która służy do objawowego łagodzenia lęku i napięcia związanego z psychoneurozą, jako środek uspokajający stosowany w premedykacji, jak i leczenie świądu w przypadku stnaów alergicznych. Jeśli jednak sugerujesz, że mam ci pomóc w którejkolwiek z przypadłości, niestety nie posiadam podobnych kwalifikacji. Mogę ci dać jednak namiary na bardzo dobrego lekarza, z którego usług korzysta moja rodzina. Swoją drogą, mam nadzieję że w podobnym przypadku zdajesz sobie sprawę z tego, iż twoje policzki usypane są piegami, a nie plamami związanymi z atopowym zapaleniem skóry ― spokojny, rzeczowy głos skutecznie zakończył (przynajmniej w jego mniemaniu) tę żałosną wymianę zdań. Wbił spojrzenie w płótno.
Gdzie jesteś, Mercury?
Odsunął się nieznacznie w bok, byle zwiększyć odległość pomiędzy sobą, a nieznanym mu O'Brienem. Przytłaczający dyskomfort zaczynał uciskać mu gardło.
„2-[2-[4-(p-chloro-a-fenylobenzyl)-1-piperazynylo] etoksy] etanol wydaje mi się wyjątkowo słabym elementem na podryw (...)”
― Ale sam przyznasz, że było to całkiem niezłe wykorzystanie sytuacji ― stwierdził, wzruszając barkami, jakby nie czuł ani grama wstydu. Ktoś na jego miejscu już dawno poczułby się zażenowany w momencie, w którym białowłosy dosłownie zgasiłby go swoją wiedzą. O'Brien za to trzymał się świetnie i nie zapowiadało się na to, by chłodne podejście Blacka miało jakkolwiek go zniechęcić. ― Na szczęście nie mam ze sobą żadnych problemów ― aha, na pewno na tym etapie Cullinan był w stanie w to uwierzyć ― ale nie będę miał za złe, jeśli dasz mi swoje namiary i pomożesz mi z innymi przypadłościami.
„Swoją drogą, mam nadzieję że w podobnym przypadku zdajesz sobie sprawę z tego, iż twoje policzki usypane są piegami (...)”
― No wiem. Też nie jestem z nich zadowolony ― odparł tak, jakby z góry założył, że białowłosy nie przepada za piegowatymi ludźmi. Zwykle w pierwszej kolejności zwracało się uwagę na te cechy, które były ewidentnymi wadami lub zaletami. Jake'owi trudno było uwierzyć w to, że drobne plamki, którymi obsypane były jego policzki i nos mogły stanowić atrakcyjny element. Z drugiej strony chyba powinien cieszyć się z faktu, że białowłosy przywiązał do niego jakąkolwiek uwagę? ― Ale nikt nie jest idealny, nie? Gwarantuję ci, że kiedy już poznamy się bliżej, zauważysz, że mam znacznie więcej zalet.
Uśmiechnął na jego ustach uwydatnił się nieznacznie, gdy nie tylko próbował zareklamować samego siebie, ale i przymknąć oko na to, że albinos odsunął się od niego, co wypadło dość ostentacyjnie, gdy poświęcało mu się większość swojej uwagi, którą mógłby poświęcić na męczenie kogoś innego. Ludzi na sali nie brakowało, zaś panicz Black miał widocznie cholernego pecha, skoro los postanowił nasłać na niego tak okropne fatum.
― A wracając, pozwól, że spytam – co w takim razie jest dla ciebie lepszą formą podrywu? Wiesz, jestem skłonny odbijać piłeczkę przez długi czas, ale jeśli masz specjalne wymagania, nie pogardzę wskazówką.
Czy on kiedykolwiek ugryzł się w język?
― Ale sam przyznasz, że było to całkiem niezłe wykorzystanie sytuacji ― stwierdził, wzruszając barkami, jakby nie czuł ani grama wstydu. Ktoś na jego miejscu już dawno poczułby się zażenowany w momencie, w którym białowłosy dosłownie zgasiłby go swoją wiedzą. O'Brien za to trzymał się świetnie i nie zapowiadało się na to, by chłodne podejście Blacka miało jakkolwiek go zniechęcić. ― Na szczęście nie mam ze sobą żadnych problemów ― aha, na pewno na tym etapie Cullinan był w stanie w to uwierzyć ― ale nie będę miał za złe, jeśli dasz mi swoje namiary i pomożesz mi z innymi przypadłościami.
„Swoją drogą, mam nadzieję że w podobnym przypadku zdajesz sobie sprawę z tego, iż twoje policzki usypane są piegami (...)”
― No wiem. Też nie jestem z nich zadowolony ― odparł tak, jakby z góry założył, że białowłosy nie przepada za piegowatymi ludźmi. Zwykle w pierwszej kolejności zwracało się uwagę na te cechy, które były ewidentnymi wadami lub zaletami. Jake'owi trudno było uwierzyć w to, że drobne plamki, którymi obsypane były jego policzki i nos mogły stanowić atrakcyjny element. Z drugiej strony chyba powinien cieszyć się z faktu, że białowłosy przywiązał do niego jakąkolwiek uwagę? ― Ale nikt nie jest idealny, nie? Gwarantuję ci, że kiedy już poznamy się bliżej, zauważysz, że mam znacznie więcej zalet.
Uśmiechnął na jego ustach uwydatnił się nieznacznie, gdy nie tylko próbował zareklamować samego siebie, ale i przymknąć oko na to, że albinos odsunął się od niego, co wypadło dość ostentacyjnie, gdy poświęcało mu się większość swojej uwagi, którą mógłby poświęcić na męczenie kogoś innego. Ludzi na sali nie brakowało, zaś panicz Black miał widocznie cholernego pecha, skoro los postanowił nasłać na niego tak okropne fatum.
― A wracając, pozwól, że spytam – co w takim razie jest dla ciebie lepszą formą podrywu? Wiesz, jestem skłonny odbijać piłeczkę przez długi czas, ale jeśli masz specjalne wymagania, nie pogardzę wskazówką.
Czy on kiedykolwiek ugryzł się w język?
Rosa przystanęła przy jednym z pierwszych obrazów, pomimo faktu, że większość ram - zgodnie z zapowiedzią - była pusta, sama inicjatywa jej się bardzo podobała. Wspieranie "raczkujących" artystów zasługiwało na pochwałę. Szczególnie teraz gdy czasami było ciężko się wybić. Dziewczyna co prawda nie machała pędzlem, ale mimo wszystko to doceniała.
Chwilę później obok niej pojawiła się znajoma jej osóbka. Na twarzy dziewczyny od razu pojawił się uśmiech, gdy tylko rozpoznała siostrę.
- Hej siostra~! - wyszczerzyła się radośnie pozwalając sobie na szybki uścisk. - Podziwiam, że udało Ci się tutaj dotrzeć przez ten cały tłum - tutaj zerknęła przez ramię na poruszającą się wciąż masę. - Lubisz ten typ sztuki?
Zerknęła na nią zainteresowana.
Chwilę później obok niej pojawiła się znajoma jej osóbka. Na twarzy dziewczyny od razu pojawił się uśmiech, gdy tylko rozpoznała siostrę.
- Hej siostra~! - wyszczerzyła się radośnie pozwalając sobie na szybki uścisk. - Podziwiam, że udało Ci się tutaj dotrzeć przez ten cały tłum - tutaj zerknęła przez ramię na poruszającą się wciąż masę. - Lubisz ten typ sztuki?
Zerknęła na nią zainteresowana.
Chwilowo odpuścił młodej Hansen, nie miał niestety czasu na bycie wybrednym w towarzystwie, którym wypadało mu się zająć z racji wydarzenia. Najłatwiej przyszło mu wypatrzeć jednego z młodych Blacków, choć akurat Saturna nie znał jeszcze w ogóle - poza tym, że z jakichś luźnych wspominek. Był raczej cichy i chłodny z natury, ale Remorowi absolutnie to nie przeszkadzało. Większość ludzi utrzymywała taką fasadę bo wydawało się, że to cool. Co do Saturna nie miał pewności, aczkolwiek fakt, że zazwyczaj pojawiał się tuż za plecami brata i nigdy nie aspirował by grać pierwsze skrzypce świadczył, że był taki z natury. Zauważył również, że towarzyszy mu... ktoś? Pierwszy raz widział człowieka na oczy, ale chyba nie wezmą mu tego za złe, jeśli rozwieje ich wątpliwości odnośnie obrazu. Zbliżył się do stojącej nieopodal dwójki już otwierając usta by powiedzieć coś na temat samego tytułu pracy, ale ku jego zaskoczeniu - Saturn już go ubiegł i zrobił to wyjątkowo trafnie.
— Jesteś pierwszą osobą, która zwróciła na to faktyczną uwagę. Saturn Black, mam rację? — Uśmiechnął się krótko, po czym utkwił w nim rozbawione spojrzenie. Jakakolwiek historia nie kryłaby się za obrazem o którym wcześniej była mowa, Laverne nie miał w zwyczaju kłamać i dorabiać im na siłę teorii. Pewna część z domysłów Saturna pokrywała się z prawdą, ale nikt go o to nie pytał, więc i on nic na ten temat nie wspominał.
— Remor Laverne, oficjalnie autor tych prac, osobiście - bardzo mi miło,że mam okazję poznać cię in persona.
Dopiero teraz przeniósł wzrok na towarzyszącą mu osobę i (sic!) nadal nie wiedział, co to za człowiek. Wystarczyła mu szybka ocena sytuacji i silne wrażenie, że kimkolwiek jest ten piegowaty chłopak, Saturn albo go zwodzi, albo naprawdę nie jest nim zainteresowany.
— Jesteś pierwszą osobą, która zwróciła na to faktyczną uwagę. Saturn Black, mam rację? — Uśmiechnął się krótko, po czym utkwił w nim rozbawione spojrzenie. Jakakolwiek historia nie kryłaby się za obrazem o którym wcześniej była mowa, Laverne nie miał w zwyczaju kłamać i dorabiać im na siłę teorii. Pewna część z domysłów Saturna pokrywała się z prawdą, ale nikt go o to nie pytał, więc i on nic na ten temat nie wspominał.
— Remor Laverne, oficjalnie autor tych prac, osobiście - bardzo mi miło,że mam okazję poznać cię in persona.
Dopiero teraz przeniósł wzrok na towarzyszącą mu osobę i (sic!) nadal nie wiedział, co to za człowiek. Wystarczyła mu szybka ocena sytuacji i silne wrażenie, że kimkolwiek jest ten piegowaty chłopak, Saturn albo go zwodzi, albo naprawdę nie jest nim zainteresowany.
Jake nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że zdecydowanie zasługiwał na szczególną nagrodę. Nie minęło nawet piętnaście minut, a Saturm miał ochotę westchnąć już dwa razy. Nie przyznał niczego w kwestii wykorzystywania sytuacji, gdyż zwyczajnie nie podzielał jego entuzjazmu. Dopiero na wspomnienie o braku problemów, spojrzenie dwukolorowych oczu spoczęło na jego twarzy, świdrując ją na wylot. Ci, którzy z taką łatwością zaprzeczali, paradoksalnie potrafili mieć ich najwięcej.
― Podziękuję za ten zaszczyt, panie O'Brien ― zmiana używanego przez niego zwrotu miała na celu mocne zarysowanie widniejącej pomiędzy nimi bariery. Zadziwiające, że chłopak jeszcze nie uciekł z krzykiem.
― Obawiam się, że mój wyjątkowo napięty grafik skutecznie uniemożliwia zawieranie jakichkolwiek nowych znajomości w sferze prywatnej. Aczkolwiek jeśli pańska rodzina jest zainteresowana kontaktami biznesowymi, przyjemnością wymienię się kontaktem do naszego przedstawiciela. Chciałbym również naprostować iż nie miałem niczego złego na myśli wypowiadając się na temat piegów, które są bez wątpienia wyjątkowym atrybutem, o jakim wielu może jedynie pomarzyć ― mowa była męcząca. Tak jak kontakty międzyludzkie. Fakt, że Jake zmuszał go do tak częstego poruszania szczęką sprawiał, że tym bardziej miał ochotę się już ewakuować. Zaczynała go boleć cała twarz. Całe szczęście nie musiał odpowiadać na jego pytanie o formy podrywu, gdy zaczepiła ich osobistość, z którą prawdopodobnie chciał tu porozmawiać prawie każdy.
"Saturn Black, mam rację?"
Skinął spokojnie głową.
― Jak najbardziej. To mój... towarzysz, Jake O'Brien. Cała przyjemność po mojej stronie, niezmiernie miło jest zawiesić wzrok na dziele, które przekazuje sobą znacznie więcej niż pustą metkę z ceną. Nie mogę się doczekać obejrzenia reszty wystawy ― i tak oto uprzejmość mimowolnie wkopała go w towarzystwo piegowatego chłopaka, którego obecność wywoływała w Saturnie tak mieszane uczucia.
Miał tylko nadzieję, że potrafił się zachować w towarzystwie i odpowiednio zaprezentować skoro na swój sposób ofiarował mu swój patronat.
― Podziękuję za ten zaszczyt, panie O'Brien ― zmiana używanego przez niego zwrotu miała na celu mocne zarysowanie widniejącej pomiędzy nimi bariery. Zadziwiające, że chłopak jeszcze nie uciekł z krzykiem.
― Obawiam się, że mój wyjątkowo napięty grafik skutecznie uniemożliwia zawieranie jakichkolwiek nowych znajomości w sferze prywatnej. Aczkolwiek jeśli pańska rodzina jest zainteresowana kontaktami biznesowymi, przyjemnością wymienię się kontaktem do naszego przedstawiciela. Chciałbym również naprostować iż nie miałem niczego złego na myśli wypowiadając się na temat piegów, które są bez wątpienia wyjątkowym atrybutem, o jakim wielu może jedynie pomarzyć ― mowa była męcząca. Tak jak kontakty międzyludzkie. Fakt, że Jake zmuszał go do tak częstego poruszania szczęką sprawiał, że tym bardziej miał ochotę się już ewakuować. Zaczynała go boleć cała twarz. Całe szczęście nie musiał odpowiadać na jego pytanie o formy podrywu, gdy zaczepiła ich osobistość, z którą prawdopodobnie chciał tu porozmawiać prawie każdy.
"Saturn Black, mam rację?"
Skinął spokojnie głową.
― Jak najbardziej. To mój... towarzysz, Jake O'Brien. Cała przyjemność po mojej stronie, niezmiernie miło jest zawiesić wzrok na dziele, które przekazuje sobą znacznie więcej niż pustą metkę z ceną. Nie mogę się doczekać obejrzenia reszty wystawy ― i tak oto uprzejmość mimowolnie wkopała go w towarzystwo piegowatego chłopaka, którego obecność wywoływała w Saturnie tak mieszane uczucia.
Miał tylko nadzieję, że potrafił się zachować w towarzystwie i odpowiednio zaprezentować skoro na swój sposób ofiarował mu swój patronat.
― Ależ nalegam, paniczu Black ― jego ton przybrał znacznie luźniejszy wydźwięk, jakby próba odgrodzenia się od niego kolejną ścianą, była jedynie dodatkiem do całej ich gry. Komuś z jego nastawieniem do życia ciężko było przyjąć do wiadomości, że niektórzy ludzie kochali mieć święty spokój i z premedytacją odpychali od siebie zainteresowanych. Taką osobą wydawał się być Saturn i choć trudno było uwierzyć, że Jake przyglądając się mu wysnuwał jakiekolwiek inne wnioski, które nie miałyby żadnego podtekstu, w rzeczywistości w jego głowie działo się znacznie więcej i najwidoczniej dbał o to, by tego nie zauważono.
Przechylił głowę na bok, mimowolnie postukując palcem o kieliszek, jakby kolejne słowa Cullinana wywołały w nim zniecierpliwienie. Nie dlatego, że uważał, że już dawno powinien znaleźć się przynajmniej w połowie drogi do pierwszej bazy, a dlatego, że mimo rzeczowego tonu, którym młodzieniec się posługiwał i pomimo inteligencji, której Raven nie potrafił mu odmówić, te teorie były pierdoleniem trzy po trzy.
― A ja obawiam się, że ten argument do mnie nie przemawia. Jestem zdeterminowany i jeśli zajdzie taka potrzeba, poczekam na wolny termin za miesiąc, dwa, trzy – ile tylko potrzebujesz – ale nadal uważam, że żaden grafik nie jest na tyle napięty, żeby nie znaleźć czasu na coś, co nie musi mieć związku z rodzinnym biznesem. Nie wątpię, że cieszysz się ogromnym powodzeniem, dlatego tym bardziej miałbym sobie za złe, gdyby już na tym etapie udałoby ci się mnie zbyć. ― Jednak zauważył? Sukces. Problem tkwił w tym, że coraz trudniej było znaleźć rozwiązanie na pozbycie się kogoś, kto wyraźnie nie zamierzał wycofać się, nie dostając nawet cienia szansy, nawet jeśli całe to zajście nie miało w sobie nawet odrobiny sensu. Normalni ludzie starali się być bardziej subtelni.
Uniósł kącik ust w widocznym zadowoleniu. Nawet jeśli słowa białowłosego nijak miały pomóc mu w zaakceptowaniu cechy swojego wyglądu, dobrze było usłyszeć, że były interesującym dodatkiem. Sam fakt, że w całym swoim monologu Sat znalazł czas na podobne naprostowanie sprawy, którą bez trudu mógł zbyć jak wiele innych kwestii, sprawiał, że ciemnowłosy miał wrażenie, że posunął się przynajmniej o krok dalej.
Teraz tylko wystarczyło dowiedzieć się, czego jeszcze oczekiwał.
Możliwe, że dowiedziałby się tego, gdyby ktoś nie postanowił wejść im w paradę. Mimo że w wyrazie twarzy O'Briena nic się nie zmieniło, gdy przeniósł spojrzenie na Remora, wcześniej ciepłe spojrzenie nabrało swoistego dystansu. Trudno było oczekiwać, że odniesie się z szacunkiem do kogoś, kto ewidentnie starał się uświadomić mu, że na tej sali nie był nikim ważnym, nawet jeśli był organizatorem tego spotkania. Prawdopodobnie tylko dzięki białowłosemu już na wstępie nie powiedział o kilka słów za dużo, jednak wyraźnie nie próbował ukryć satysfakcji na wieść o tym, że został mianowany towarzyszem.
Wiedziałem, że na mnie leci.
― Wspaniałe prace i wyborny szampan, panie Laverne. Mam tylko nadzieję, że pańska towarzyszka nie jest zmuszona topić w nim swoich smutków ― odparł, wznosząc kieliszek w geście toastu. Ktoś tu znalazł się na niewłaściwym terenie.
Przechylił głowę na bok, mimowolnie postukując palcem o kieliszek, jakby kolejne słowa Cullinana wywołały w nim zniecierpliwienie. Nie dlatego, że uważał, że już dawno powinien znaleźć się przynajmniej w połowie drogi do pierwszej bazy, a dlatego, że mimo rzeczowego tonu, którym młodzieniec się posługiwał i pomimo inteligencji, której Raven nie potrafił mu odmówić, te teorie były pierdoleniem trzy po trzy.
― A ja obawiam się, że ten argument do mnie nie przemawia. Jestem zdeterminowany i jeśli zajdzie taka potrzeba, poczekam na wolny termin za miesiąc, dwa, trzy – ile tylko potrzebujesz – ale nadal uważam, że żaden grafik nie jest na tyle napięty, żeby nie znaleźć czasu na coś, co nie musi mieć związku z rodzinnym biznesem. Nie wątpię, że cieszysz się ogromnym powodzeniem, dlatego tym bardziej miałbym sobie za złe, gdyby już na tym etapie udałoby ci się mnie zbyć. ― Jednak zauważył? Sukces. Problem tkwił w tym, że coraz trudniej było znaleźć rozwiązanie na pozbycie się kogoś, kto wyraźnie nie zamierzał wycofać się, nie dostając nawet cienia szansy, nawet jeśli całe to zajście nie miało w sobie nawet odrobiny sensu. Normalni ludzie starali się być bardziej subtelni.
Uniósł kącik ust w widocznym zadowoleniu. Nawet jeśli słowa białowłosego nijak miały pomóc mu w zaakceptowaniu cechy swojego wyglądu, dobrze było usłyszeć, że były interesującym dodatkiem. Sam fakt, że w całym swoim monologu Sat znalazł czas na podobne naprostowanie sprawy, którą bez trudu mógł zbyć jak wiele innych kwestii, sprawiał, że ciemnowłosy miał wrażenie, że posunął się przynajmniej o krok dalej.
Teraz tylko wystarczyło dowiedzieć się, czego jeszcze oczekiwał.
Możliwe, że dowiedziałby się tego, gdyby ktoś nie postanowił wejść im w paradę. Mimo że w wyrazie twarzy O'Briena nic się nie zmieniło, gdy przeniósł spojrzenie na Remora, wcześniej ciepłe spojrzenie nabrało swoistego dystansu. Trudno było oczekiwać, że odniesie się z szacunkiem do kogoś, kto ewidentnie starał się uświadomić mu, że na tej sali nie był nikim ważnym, nawet jeśli był organizatorem tego spotkania. Prawdopodobnie tylko dzięki białowłosemu już na wstępie nie powiedział o kilka słów za dużo, jednak wyraźnie nie próbował ukryć satysfakcji na wieść o tym, że został mianowany towarzyszem.
Wiedziałem, że na mnie leci.
― Wspaniałe prace i wyborny szampan, panie Laverne. Mam tylko nadzieję, że pańska towarzyszka nie jest zmuszona topić w nim swoich smutków ― odparł, wznosząc kieliszek w geście toastu. Ktoś tu znalazł się na niewłaściwym terenie.
Zaplótł przed sobą przedramiona i przechylił głowę z lekka na bok, by rzucić okiem na przedstawionego mu chłopaka. Kimkolwiek był, Remor nie spisywał nigdy nikogo na straty już przy pierwszym poznaniu, jakkolwiek miał wrażenie, że piegowaty towarzysz Blacka może być problematyczny. To się okaże.
— To miła odmiana, bo duża część osób nazwijmy to... zainteresowanych sztuką zwykle w pierwszej kolejności patrzy na cenę. Z drugiej strony ma to swoje plusy, kiedy organizuje się wernisaż z licytacją na cele charytatywne — zauważył z rozbawieniem, a jego wzrok padł na obraz, którego tytuł Saturn uprzednio trafnie odcyfrował. Widać chemia nie była mu obca.
Nie ignorował O'Briena ze złośliwości. Na ogół najpierw skupiał swoją uwagę na jednej osobie gdy już z nią rozmawiał, a potem poświęcał czas drugiej, robił to z czystej kurtuazji. Okazało się, że brunet był nie tyle problematyczny, co zwyczajnie otwierający usta przed pomyślunkiem. Jego uwaga może i nie ubodła go jakoś specjalnie, ale ferment pozostał i o ile Laverne chciał włączyć go do rozmowy chwilę temu w jakiś luźny, w miarę naturalny sposób, tak teraz przeszła mu na to ochota. Pech chciał, że i jemu zdarzało się coś chlapnąć zanim się nad tym porządnie zastanowił.
— Widzę, że skupił pan wiele uwagi na rzeczach, które zdają się pozostawać poza pańskim zasięgiem, panie O'Brien. Łącznie z młodym Blackiem naliczyłem już cztery, a dopiero zaczęliśmy się poznawać. — Posłał mu ciepły, protekcjonalny uśmiech i zerknął przelotnie na resztę gości. Nie spodziewał się, że ktoś zauważył jego krótką nieobecność gdy chciał zamienić parę słów z Amalie, ale jak widać nieliczni zdążyli się tym już zainteresować.
— Zapewniam pana, że panna Hansen stroni od alkoholu. Nie widzę też powodu, dla którego miałaby się smucić. Chyba, że jest pan lepiej poinformowany ode mnie, w takim wypadku proszę niezwłocznie podzielić się ze mną swoimi cennymi uwagami.
Jake miał pecha. Remor również nie lubił, gdy ktoś wchodził z butami na jego teren. Zwłaszcza, gdy było to tak impertynenckie wtargnięcie, a Laverne akurat był na swoim.
— To miła odmiana, bo duża część osób nazwijmy to... zainteresowanych sztuką zwykle w pierwszej kolejności patrzy na cenę. Z drugiej strony ma to swoje plusy, kiedy organizuje się wernisaż z licytacją na cele charytatywne — zauważył z rozbawieniem, a jego wzrok padł na obraz, którego tytuł Saturn uprzednio trafnie odcyfrował. Widać chemia nie była mu obca.
Nie ignorował O'Briena ze złośliwości. Na ogół najpierw skupiał swoją uwagę na jednej osobie gdy już z nią rozmawiał, a potem poświęcał czas drugiej, robił to z czystej kurtuazji. Okazało się, że brunet był nie tyle problematyczny, co zwyczajnie otwierający usta przed pomyślunkiem. Jego uwaga może i nie ubodła go jakoś specjalnie, ale ferment pozostał i o ile Laverne chciał włączyć go do rozmowy chwilę temu w jakiś luźny, w miarę naturalny sposób, tak teraz przeszła mu na to ochota. Pech chciał, że i jemu zdarzało się coś chlapnąć zanim się nad tym porządnie zastanowił.
— Widzę, że skupił pan wiele uwagi na rzeczach, które zdają się pozostawać poza pańskim zasięgiem, panie O'Brien. Łącznie z młodym Blackiem naliczyłem już cztery, a dopiero zaczęliśmy się poznawać. — Posłał mu ciepły, protekcjonalny uśmiech i zerknął przelotnie na resztę gości. Nie spodziewał się, że ktoś zauważył jego krótką nieobecność gdy chciał zamienić parę słów z Amalie, ale jak widać nieliczni zdążyli się tym już zainteresować.
— Zapewniam pana, że panna Hansen stroni od alkoholu. Nie widzę też powodu, dla którego miałaby się smucić. Chyba, że jest pan lepiej poinformowany ode mnie, w takim wypadku proszę niezwłocznie podzielić się ze mną swoimi cennymi uwagami.
Jake miał pecha. Remor również nie lubił, gdy ktoś wchodził z butami na jego teren. Zwłaszcza, gdy było to tak impertynenckie wtargnięcie, a Laverne akurat był na swoim.
― Powiedzmy, że usłyszałem to ciche wołanie o pomoc, gdy zaproponowałeś, żebym przyszedł ― odparł spokojnie, jakby same jego słowa stały się reakcją na zaczepne szturchnięcie. Oboje doskonale wiedzieli, że Winchester i sztuka nie szli ze sobą w parze, o czym Grimshaw zdążył się przekonać po pamiętnym projekcie szkolnym. Pozostawało mieć nadzieję, że na dzisiejszej wystawie nikt nie postanowi zaczepić go, by spytać o wrażenia związane z dziełem, choć – kto wie – może zdążył się przygotować, biorąc pod uwagę, że znalazł się tu w związku z lekcjami.
Kiedy wreszcie znaleźli się pośród prac i uciążliwego tłumu, ciemnowłosy zatrzymał się przed dziełem, które odznaczało się swoimi płomiennymi barwami. Trudno było nie zwrócić uwagi na dość jaskrawe kolory, które wylewały się z płótna zatytułowanego Eater (...), choć wyraz twarzy szarookiego sprawiał, że wyglądał, jakby przystanął przed ramą tylko dla zasady i nie zamierzał jakkolwiek wypowiadać się na jego temat.
Kiedy wreszcie znaleźli się pośród prac i uciążliwego tłumu, ciemnowłosy zatrzymał się przed dziełem, które odznaczało się swoimi płomiennymi barwami. Trudno było nie zwrócić uwagi na dość jaskrawe kolory, które wylewały się z płótna zatytułowanego Eater (...), choć wyraz twarzy szarookiego sprawiał, że wyglądał, jakby przystanął przed ramą tylko dla zasady i nie zamierzał jakkolwiek wypowiadać się na jego temat.
"Dziwne to wszystko."
— Powiedział ktoś, kto do jedzenia hamburgerów nie używa noża i widelca — wymamrotał bardziej pod nosem niż do Alana, zaraz zwracając się w jego kierunku. Przesunął wzrokiem po jego "tarczy", zaraz unosząc kącik ust w uśmiechu.
— Cóż, może nie jest to Armani, ale powiedzmy że tym razem zgodzę się z powiedzeniem 'Nie szata zdobi człowieka', a nawet dodam własny koniec 'lecz człowiek szatę' — zażartował przysuwając się do blondyna, by móc swobodnie objąć go ramieniem w pasie. Odchylił głowę w bok, zaraz ukazując minę wskazującą na ból najwyższego stopnia.
— I ty Brutusie przeciwko mnie. Choć raz mógłbyś odpalić w sobie odruch obronny wobec własnego chłopaka zamiast wiecznie stosować mnie jako tarczę numer dwa — zażartował pstrykając go palcem w podbródek. Ucieszył się jednak, że Paige nie odrzucił jego zaproszenia do restauracji. Rzeczywiście już od dawna nie mieli okazji gdzieś razem wyjść. Niemniej im dłużej stał przy obrazie 'matki', tym bardziej miał wrażenie że jego wnętrzności skręcają się nieprzyjemnie, w przeciągu kilku sekund powodując u niego nudności. Nieciężko było dostrzec jak momentalnie pobladł młody Black, odsuwając się nieznacznie od Alana, by rozejrzeć się na boki.
— Widzisz gdzieś Saturna?
— Powiedział ktoś, kto do jedzenia hamburgerów nie używa noża i widelca — wymamrotał bardziej pod nosem niż do Alana, zaraz zwracając się w jego kierunku. Przesunął wzrokiem po jego "tarczy", zaraz unosząc kącik ust w uśmiechu.
— Cóż, może nie jest to Armani, ale powiedzmy że tym razem zgodzę się z powiedzeniem 'Nie szata zdobi człowieka', a nawet dodam własny koniec 'lecz człowiek szatę' — zażartował przysuwając się do blondyna, by móc swobodnie objąć go ramieniem w pasie. Odchylił głowę w bok, zaraz ukazując minę wskazującą na ból najwyższego stopnia.
— I ty Brutusie przeciwko mnie. Choć raz mógłbyś odpalić w sobie odruch obronny wobec własnego chłopaka zamiast wiecznie stosować mnie jako tarczę numer dwa — zażartował pstrykając go palcem w podbródek. Ucieszył się jednak, że Paige nie odrzucił jego zaproszenia do restauracji. Rzeczywiście już od dawna nie mieli okazji gdzieś razem wyjść. Niemniej im dłużej stał przy obrazie 'matki', tym bardziej miał wrażenie że jego wnętrzności skręcają się nieprzyjemnie, w przeciągu kilku sekund powodując u niego nudności. Nieciężko było dostrzec jak momentalnie pobladł młody Black, odsuwając się nieznacznie od Alana, by rozejrzeć się na boki.
— Widzisz gdzieś Saturna?
— Mam wrażenie, że ma pan problem z odróżnieniem zdeterminowania od nachalności, panie O'brien — powiedział tym samym spokojnym tonem co wcześniej. Zupełnie jakby wszystkie słowa wypowiadane przez Jake'a, nie robiły na młodym Blacku najmniejszego wrażenia. Zresztą - tak właśnie było. Gdyby za każdym razem miał się przejmować, gdy kolejna natrętna osoba próbowała wyciągnąć od niego numer telefonu i umówić się z nim na jakiekolwiek wyjście, nie byłby w stanie opuścić domu.
— Dlatego też będę bardziej bezpośredni, jako że moja uprzejma szczerość zdaje się zawodzić. Sprawy biznesowe są jedyną sytuacją, w której zgodzę się na jakiekolwiek spotkanie. Nie podzielę się swoim numerem telefonu, a tym bardziej nie zamierzam umawiać się na żadne rendezvous, panie O'brien — te słowa w jego mniemaniu kończyły całą dyskusję, która powinna zakończyć się już dawno temu. Patrzeć na Cullinana, już od początku ciężko było stwierdzić by faktycznie był zainteresowany jakimkolwiek rozwojem ten nowej relacji. Z drugiej strony ciężko było stwierdzić cokolwiek, patrząc na jego pozbawioną wyrazu twarz, która ani drgnęła zarówno podczas odmowy, jak i wypowiadania się na temat obrazu w konwersacji z panem Laverne.
— Malowanie dla przyjemności i uznania bez wątpienia ma w sobie pewne symboliczne piękno, lecz nie ma co się oszukiwać że artysta z powołaniem potrzebuje pieniędzy na materiały. I nie tylko. Ciężko oczekiwać, by tandetna pozłacana podróbka mogła się równać ze szczerym, przetopionym, czystym złotem — nie ingerował w ich drobną sprzeczkę, wypowiadając się jedynie na tematy, w których oczekiwano jego opinii. Obaj mężczyźni przypominali mu w tym momencie rywalizujące ze sobą napuszone kocury. Z tą różnicą, że w tym wypadku nie mogły one walczyć o teren, gdy został już dawno temu przejęty przez drugiego.
Taktownie powrócił wzrokiem do obrazu, pozostawiając ich tymczasowo samym sobie. Nie był to spór w który zamierzał, jak i powinien się mieszać. Przynajmniej na razie.
— Dlatego też będę bardziej bezpośredni, jako że moja uprzejma szczerość zdaje się zawodzić. Sprawy biznesowe są jedyną sytuacją, w której zgodzę się na jakiekolwiek spotkanie. Nie podzielę się swoim numerem telefonu, a tym bardziej nie zamierzam umawiać się na żadne rendezvous, panie O'brien — te słowa w jego mniemaniu kończyły całą dyskusję, która powinna zakończyć się już dawno temu. Patrzeć na Cullinana, już od początku ciężko było stwierdzić by faktycznie był zainteresowany jakimkolwiek rozwojem ten nowej relacji. Z drugiej strony ciężko było stwierdzić cokolwiek, patrząc na jego pozbawioną wyrazu twarz, która ani drgnęła zarówno podczas odmowy, jak i wypowiadania się na temat obrazu w konwersacji z panem Laverne.
— Malowanie dla przyjemności i uznania bez wątpienia ma w sobie pewne symboliczne piękno, lecz nie ma co się oszukiwać że artysta z powołaniem potrzebuje pieniędzy na materiały. I nie tylko. Ciężko oczekiwać, by tandetna pozłacana podróbka mogła się równać ze szczerym, przetopionym, czystym złotem — nie ingerował w ich drobną sprzeczkę, wypowiadając się jedynie na tematy, w których oczekiwano jego opinii. Obaj mężczyźni przypominali mu w tym momencie rywalizujące ze sobą napuszone kocury. Z tą różnicą, że w tym wypadku nie mogły one walczyć o teren, gdy został już dawno temu przejęty przez drugiego.
Taktownie powrócił wzrokiem do obrazu, pozostawiając ich tymczasowo samym sobie. Nie był to spór w który zamierzał, jak i powinien się mieszać. Przynajmniej na razie.
"Wystarczyło cześć."
— Haa? No przecież powiedziałam cześć! Chyba nie masz nic przeciwko używaniu twojego imienia — powiedziała ściągając brwi w wyraźnym niezrozumieniu. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że mogłoby chodzić o sposób powitania. Co z tego, że byli w miejscu publicznym. Wykrzywiła usta w złośliwym uśmiechu, gdy w końcu słowa chłopaka poniekąd do niej dotarły.
— Ale że jak? Że tak? — rozłożyła ręce już zamierzając go przytulić po raz kolejny, gdy zaraz opuściła je w dół z cichym śmiechem — No już, już paniczu Hatheway. A może powinnam mówić per Excelsiorze? Wasza eminencjo?
Szturchnęła go łokciem w bok, zaraz układając dłonie na swojej wąskiej talii.
"Możesz."
— Doskonale! Swoją drogą, nie pochwaliłeś jeszcze mojego stroju. Chyba pamiętasz jak się to robi, wasza wysokość? Maniery tego wymagają — powiedziała z powagą wyrysowaną na twarzy, gdy obróciła się dookoła własnej osi, w pełni prezentując mu kremową sukienkę z drobnymi falbankami, która widniała ostatnio na okładkach magazynów modowych. Najnowsza kolekcja, musiała się sporo natrudzić by wyrwać ją z rąk Jennifer Lopez czy innej Shakiry.
— Któryś obraz przykuł twoją uwagę? Możemy od razu mu się przyjrzeć. Nie żebym znała się jakoś szczególnie na sztuce — ostatnie zdanie wypowiedziała przyciszonym, konspiracyjnym tonem rozglądając się szybko na boki. Chyba nikt inny nie słyszał?
— Haa? No przecież powiedziałam cześć! Chyba nie masz nic przeciwko używaniu twojego imienia — powiedziała ściągając brwi w wyraźnym niezrozumieniu. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że mogłoby chodzić o sposób powitania. Co z tego, że byli w miejscu publicznym. Wykrzywiła usta w złośliwym uśmiechu, gdy w końcu słowa chłopaka poniekąd do niej dotarły.
— Ale że jak? Że tak? — rozłożyła ręce już zamierzając go przytulić po raz kolejny, gdy zaraz opuściła je w dół z cichym śmiechem — No już, już paniczu Hatheway. A może powinnam mówić per Excelsiorze? Wasza eminencjo?
Szturchnęła go łokciem w bok, zaraz układając dłonie na swojej wąskiej talii.
"Możesz."
— Doskonale! Swoją drogą, nie pochwaliłeś jeszcze mojego stroju. Chyba pamiętasz jak się to robi, wasza wysokość? Maniery tego wymagają — powiedziała z powagą wyrysowaną na twarzy, gdy obróciła się dookoła własnej osi, w pełni prezentując mu kremową sukienkę z drobnymi falbankami, która widniała ostatnio na okładkach magazynów modowych. Najnowsza kolekcja, musiała się sporo natrudzić by wyrwać ją z rąk Jennifer Lopez czy innej Shakiry.
— Któryś obraz przykuł twoją uwagę? Możemy od razu mu się przyjrzeć. Nie żebym znała się jakoś szczególnie na sztuce — ostatnie zdanie wypowiedziała przyciszonym, konspiracyjnym tonem rozglądając się szybko na boki. Chyba nikt inny nie słyszał?
― Mam rozumieć, że te ubrania na nikim innym nie wyglądałyby tak dobrze? ― Przesunął ręką po jego plecach w chwili, gdy Cullinan objął go w pasie.
„I ty Brutusie przeciwko mnie.”
― Tak, tak, też cię kocham ― rzucił, jakby te słowa miały jakkolwiek załagodzić wykorzystywanie Mercury'ego do własnej obrony. Jednocześnie pozwolił sobie na przerzucenie ramienia przez jego kark i muśnięcie wargami jego głowy. Przebywanie w miejscu publicznym nijak nie stało na przeszkodzie gestów, które można było uznać za odruch bezwarunkowy. ― Sam przyznałeś, że lepiej, żebym nie wdawał się w żadne dyskusje, więc uznam, że moje milczenie przyniesie ci więcej korzyści. Jeszcze nieświadomie obraziłbym czyjś gust artystyczny, a cały świat miałby ci za złe, że zadajesz się z ignorantem. ― Pokiwał głową, w której już zapewne dopisał całą dramatyczną historię, która mogła spotkać ich za sprawą jego małego potknięcia, chociaż na tym etapie nie traktował jej poważnie i póki co nie zapowiadało się, by ktokolwiek zamierzał im przeszkadzać.
„Widzisz gdzieś Saturna?”
― Hmmm ― wydał z siebie pomruk, wiodąc wzrokiem po sali, zanim wreszcie zatrzymał go na jakimś punkcie i posłużył się trzymanym w ręce kieliszkiem, by przechylić go nieznacznie w odpowiednim kierunku. ― To chyba on, chociaż wygląda na to, że przez ten cały czas zdążyłem przegapić moment, w którym postawił na bycie towarzyskim. Co mu zrobiłeś? ― spytał z udawanym wyrzutem, uznając, że to właśnie za sprawą czarnowłosego jego bliźniak odkrył w sobie potrzebę integracji z ludźmi.
„I ty Brutusie przeciwko mnie.”
― Tak, tak, też cię kocham ― rzucił, jakby te słowa miały jakkolwiek załagodzić wykorzystywanie Mercury'ego do własnej obrony. Jednocześnie pozwolił sobie na przerzucenie ramienia przez jego kark i muśnięcie wargami jego głowy. Przebywanie w miejscu publicznym nijak nie stało na przeszkodzie gestów, które można było uznać za odruch bezwarunkowy. ― Sam przyznałeś, że lepiej, żebym nie wdawał się w żadne dyskusje, więc uznam, że moje milczenie przyniesie ci więcej korzyści. Jeszcze nieświadomie obraziłbym czyjś gust artystyczny, a cały świat miałby ci za złe, że zadajesz się z ignorantem. ― Pokiwał głową, w której już zapewne dopisał całą dramatyczną historię, która mogła spotkać ich za sprawą jego małego potknięcia, chociaż na tym etapie nie traktował jej poważnie i póki co nie zapowiadało się, by ktokolwiek zamierzał im przeszkadzać.
„Widzisz gdzieś Saturna?”
― Hmmm ― wydał z siebie pomruk, wiodąc wzrokiem po sali, zanim wreszcie zatrzymał go na jakimś punkcie i posłużył się trzymanym w ręce kieliszkiem, by przechylić go nieznacznie w odpowiednim kierunku. ― To chyba on, chociaż wygląda na to, że przez ten cały czas zdążyłem przegapić moment, w którym postawił na bycie towarzyskim. Co mu zrobiłeś? ― spytał z udawanym wyrzutem, uznając, że to właśnie za sprawą czarnowłosego jego bliźniak odkrył w sobie potrzebę integracji z ludźmi.
"Ty tak na poważnie, czy sobie ze mnie żartujesz?"
Lico Northa zdobiła mina wskazująca na niewinność najwyższego stopnia. Że niby on miałby sobie z kogoś robić żarty, bądź cokolwiek planować? Nie było takiej opcji, toż te oczy nie są w stanie kłamać. A przynajmniej tak mogłoby się wydawać, dopóki nie usłyszał tego co chciał usłyszeć od początku.
— A więc jednak udało mi się to z ciebie wyciągnąć i zmusić do przyznania się na głos. Baza, mamy to nagrane? Doskonale, prześlijcie kopię na mój komputer — powiedział do nieistniejącej pluskwy w swoim kołnierzu, zaraz złowieszczo się śmiejąc.
— Teraz mamy na ciebie haka, panie Clawerich. Musisz robić co ci każę, albo cały świat dowie się że szalejesz za Kawką — wyprostował się podpierając jedno biodro dłonią. Drugą przysłaniał twarz naśladując wszystkie te czarne charaktery w bajkach, które zawsze były dla niego największą inspiracją. Pytanie - co dalej? Jak zareaguje nasz ciemiężony bohater? Tego dowiecie się w następnym odcinku.
Lico Northa zdobiła mina wskazująca na niewinność najwyższego stopnia. Że niby on miałby sobie z kogoś robić żarty, bądź cokolwiek planować? Nie było takiej opcji, toż te oczy nie są w stanie kłamać. A przynajmniej tak mogłoby się wydawać, dopóki nie usłyszał tego co chciał usłyszeć od początku.
— A więc jednak udało mi się to z ciebie wyciągnąć i zmusić do przyznania się na głos. Baza, mamy to nagrane? Doskonale, prześlijcie kopię na mój komputer — powiedział do nieistniejącej pluskwy w swoim kołnierzu, zaraz złowieszczo się śmiejąc.
— Teraz mamy na ciebie haka, panie Clawerich. Musisz robić co ci każę, albo cały świat dowie się że szalejesz za Kawką — wyprostował się podpierając jedno biodro dłonią. Drugą przysłaniał twarz naśladując wszystkie te czarne charaktery w bajkach, które zawsze były dla niego największą inspiracją. Pytanie - co dalej? Jak zareaguje nasz ciemiężony bohater? Tego dowiecie się w następnym odcinku.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach