▲▼
Nie przepadała za swoimi piegami, uznając je za nieestetyczne. Podczas gdy jej szkolne koleżanki mogły się poszczycić piękną jasną karnacją, Sasha, choć blada, była obsypana małymi brązowymi kropeczkami, znaczącymi jej ciało dosłownie wszędzie. Gdy tylko weszła w okres dojrzewania próbowała się malować, by jakoś ukryć ten mankament swojej urody, ale potrzebowała naprawdę dużej warstwy podkładu, by pozbyć się piegów. Ale wtedy wyglądała jeszcze gorzej, więc ostatecznie porzuciła ten pomysł, z czasem tolerując to, jak wyglądała.
Ten drobny spontaniczny pocałunek był wyrażeniem wszystkiego, co niego czuła; troski, sympatii i odrobiny czegoś bardziej zmysłowego. Tak nie traktuje się partnera tylko do rozmowy i albo naprawdę nie widział jak na nią działa, albo z jakiegoś powodu powstrzymywał się przed kolejnym krokiem. Ale tak było lepiej; Sasha mimo wszystko nie była gotowa na to, by posunąć się do czegoś więcej. Jego dłoń czule ujmująca jej twarz była wystarczająco odważnym przedsięwzięciem, dlatego też chociaż naprawdę chciała sprawdzić, czy jego usta są tak samo gorące jak dłonie, nie dawała mu żadnego sygnału będącego zgodą na przekroczenie kolejnej granicy.
— Dla moich rówieśników jestem nudna i staroświecka. Dla osób od siebie starszych głupią małolatą, która niczego nie wie, a dzieciaki z sąsiedztwa... Pewnie zakładają się z iloma kotami skończę na starość. — kąciki jej ust lekko drgnęły, gdy wypowiadała ostatnie zdanie, ale nawet ten drobny żart nie potrafił zmienić smutnego wydźwięku jej wypowiedzi.
Nie potrafił zmienić tego, że tak naprawdę jest jej źle ze swoją samotnością.
— Ludzie lubią szczerość dopóki ta nie dotyczy ich samych. — zauważyła — W innym wypadku stają się strasznie rozżaleni.
Gdy tylko poczuła długie palce wsuwające się w jej włosy, nie powstrzymała się w porę i jej zęby znów zacisnęły się na miękkiej wardze. Trwało to naprawdę ułamek sekundy i miała nadzieję, że Remor tego jednak nie zauważy. Niech się na nią nie złości, nie w takiej chwili. Bezczelnie doprowadza ją na granicę szaleństwa, a później stawia jakieś durne zakazy.
— Do tej pory nie miałam zbyt wielu kontaktów z mężczyznami. W suuuumie, too... Żadnego. Niech więc pan nie będzie taki miły, bo jeszcze się w panu zakocham, a tego oboje byśmy nie chcieli, prawda? — roześmiała się, bo to przecież miał być żart. Ale czy na pewno?
Ten drobny spontaniczny pocałunek był wyrażeniem wszystkiego, co niego czuła; troski, sympatii i odrobiny czegoś bardziej zmysłowego. Tak nie traktuje się partnera tylko do rozmowy i albo naprawdę nie widział jak na nią działa, albo z jakiegoś powodu powstrzymywał się przed kolejnym krokiem. Ale tak było lepiej; Sasha mimo wszystko nie była gotowa na to, by posunąć się do czegoś więcej. Jego dłoń czule ujmująca jej twarz była wystarczająco odważnym przedsięwzięciem, dlatego też chociaż naprawdę chciała sprawdzić, czy jego usta są tak samo gorące jak dłonie, nie dawała mu żadnego sygnału będącego zgodą na przekroczenie kolejnej granicy.
— Dla moich rówieśników jestem nudna i staroświecka. Dla osób od siebie starszych głupią małolatą, która niczego nie wie, a dzieciaki z sąsiedztwa... Pewnie zakładają się z iloma kotami skończę na starość. — kąciki jej ust lekko drgnęły, gdy wypowiadała ostatnie zdanie, ale nawet ten drobny żart nie potrafił zmienić smutnego wydźwięku jej wypowiedzi.
Nie potrafił zmienić tego, że tak naprawdę jest jej źle ze swoją samotnością.
— Ludzie lubią szczerość dopóki ta nie dotyczy ich samych. — zauważyła — W innym wypadku stają się strasznie rozżaleni.
Gdy tylko poczuła długie palce wsuwające się w jej włosy, nie powstrzymała się w porę i jej zęby znów zacisnęły się na miękkiej wardze. Trwało to naprawdę ułamek sekundy i miała nadzieję, że Remor tego jednak nie zauważy. Niech się na nią nie złości, nie w takiej chwili. Bezczelnie doprowadza ją na granicę szaleństwa, a później stawia jakieś durne zakazy.
— Do tej pory nie miałam zbyt wielu kontaktów z mężczyznami. W suuuumie, too... Żadnego. Niech więc pan nie będzie taki miły, bo jeszcze się w panu zakocham, a tego oboje byśmy nie chcieli, prawda? — roześmiała się, bo to przecież miał być żart. Ale czy na pewno?
Ludzie mieli tendencję do postrzegania ich atutów jako wad. Nie wyobrażał sobie, by Sasha ukrywała swoje piegi za sztuczną warstwą makijażu, który w jej przypadku był kompletnie zbędny a wręcz przeszkadzający. Piegi były słabością Remora, tak samo zresztą jak i przygryzanie warg. A ponieważ przez cały czas poświęcał jej twarzy pełną uwagę, zauważył jej odruch. Znikł tak szybko jak się pojawił, więc nie mógł mieć do niej pretensji. Pozostawił jednak chęć chwycenia jej z niecierpliwością, i zrobienia czegoś... czegokolwiek, byle tylko nie robiła tego w jego obecności. Wyobraźnia podsuwała mu swoje rozwiązania, ale wszystkie odrzucał. Tylko jak długo jeszcze będzie miał siłę by to robić?
- Witaj w moim świecie. Podobno jestem zbyt konserwatywny i przesadnie poważny - skwitował to śmiechem, choć mogło być i tak, że nagła wesołość Sashy i jemu się udzieliła. Przestała płakać, z czego powinien się w sumie cieszyć. Tak było znacznie lepiej, w końcu nie zabrał jej tu po to, by wróciła do domu roztrzęsiona i smutna. Skoro nie spotykała się z nikim, chciał dać jej przynajmniej dobre wspomnienie z dzisiejszego wieczoru.
Miała rację, ludzie nie potrafili pogodzić się z prawdą. Prawda zbyt mocno zakotwiczona była w rzeczywistości, a prawie każdy starał się od niej uciec. Miała różne odcienie i czasami ciężko było rozpoznać gdzie się ona kończy a gdzie zaczyna. Zwłaszcza, jeżeli żyło się wśród wszystkich jej barw.
Teraz już bardziej odruchowo niż świadomie przeczesywał jej włosy, jego ręce po prostu zajęły się tym co sprawiało, że mężczyzna czuł się spokojniejszy. Kawa wystygła mu już jakiś czas temu, ale Laverne jakby w ogóle o niej zapomniał. Napić mógł się w każdej chwili po powrocie do domu czy w pracy. Okazja do kontaktu z drugim człowiekiem w sposób taki jak ten nie należała do jego rutyny. A skoro o kontakcie mowa, dziewczyna zaczęła właśnie określać swoje dotychczasowe doświadczenia z mężczyznami. Tak jak się tego spodziewał, były żadne. Pomimo domysłów, Remor był zaskoczony. Jak to możliwe, że nie kręcił się dookoła niej co najmniej tuzin wygłodniałych jak psy nastolatków?
"A tego byśmy nie chcieli."
Roześmiała się, co i on podsumował krótkim uśmiechem. I to jeszcze zanim przemyślał tę sprawę, bo kiedy tylko to zrobił, po raz pierwszy od początku spotkania uciekł jej gdzieś spojrzeniem. Co miał jej powiedzieć? Że tak gdzieś w środku, to nie miałby nic przeciwko? Zorientował się, że chyba milczy zbyt długo, bo zapanowała między nimi niezręczna cisza.
- Więc z tego wynika, że byłbym tym pierwszym? Sam nie wiem, to wcale nie brzmi tak źle.
Również skłonił się ku żartobliwemu wydźwiękowi, choć to, że przed ostatnie pięć minut trzymał jej twarz w dłoniach i bawił się jej włosami wręcz krzyczało, że tym razem powiedział prawdę. Dodatkowo bardzo niepoprawna myśl przeszła mu przez głowę. To było coś, czego nie wypowiedziałby na głos. Każdy mężczyzna odczuwał pociąg do tych kobiet, które nie miały jeszcze porównania. Tych niedoświadczonych, czystych jak niezamalowane płótno.
- Witaj w moim świecie. Podobno jestem zbyt konserwatywny i przesadnie poważny - skwitował to śmiechem, choć mogło być i tak, że nagła wesołość Sashy i jemu się udzieliła. Przestała płakać, z czego powinien się w sumie cieszyć. Tak było znacznie lepiej, w końcu nie zabrał jej tu po to, by wróciła do domu roztrzęsiona i smutna. Skoro nie spotykała się z nikim, chciał dać jej przynajmniej dobre wspomnienie z dzisiejszego wieczoru.
Miała rację, ludzie nie potrafili pogodzić się z prawdą. Prawda zbyt mocno zakotwiczona była w rzeczywistości, a prawie każdy starał się od niej uciec. Miała różne odcienie i czasami ciężko było rozpoznać gdzie się ona kończy a gdzie zaczyna. Zwłaszcza, jeżeli żyło się wśród wszystkich jej barw.
Teraz już bardziej odruchowo niż świadomie przeczesywał jej włosy, jego ręce po prostu zajęły się tym co sprawiało, że mężczyzna czuł się spokojniejszy. Kawa wystygła mu już jakiś czas temu, ale Laverne jakby w ogóle o niej zapomniał. Napić mógł się w każdej chwili po powrocie do domu czy w pracy. Okazja do kontaktu z drugim człowiekiem w sposób taki jak ten nie należała do jego rutyny. A skoro o kontakcie mowa, dziewczyna zaczęła właśnie określać swoje dotychczasowe doświadczenia z mężczyznami. Tak jak się tego spodziewał, były żadne. Pomimo domysłów, Remor był zaskoczony. Jak to możliwe, że nie kręcił się dookoła niej co najmniej tuzin wygłodniałych jak psy nastolatków?
"A tego byśmy nie chcieli."
Roześmiała się, co i on podsumował krótkim uśmiechem. I to jeszcze zanim przemyślał tę sprawę, bo kiedy tylko to zrobił, po raz pierwszy od początku spotkania uciekł jej gdzieś spojrzeniem. Co miał jej powiedzieć? Że tak gdzieś w środku, to nie miałby nic przeciwko? Zorientował się, że chyba milczy zbyt długo, bo zapanowała między nimi niezręczna cisza.
- Więc z tego wynika, że byłbym tym pierwszym? Sam nie wiem, to wcale nie brzmi tak źle.
Również skłonił się ku żartobliwemu wydźwiękowi, choć to, że przed ostatnie pięć minut trzymał jej twarz w dłoniach i bawił się jej włosami wręcz krzyczało, że tym razem powiedział prawdę. Dodatkowo bardzo niepoprawna myśl przeszła mu przez głowę. To było coś, czego nie wypowiedziałby na głos. Każdy mężczyzna odczuwał pociąg do tych kobiet, które nie miały jeszcze porównania. Tych niedoświadczonych, czystych jak niezamalowane płótno.
Wyglądało na to, że Sasha powoli oswajała się z bliskością Remora; w końcu bardziej niż przez jego dotyk zawstydzona być nie mogła, a skoro od dobrych kilku minut nie przerywał kontaktu fizycznego, to nie pozostawało jej nic, jak rozluźnienie się. Szczególnie, że pieszczoty, jakie jej serwował, były całkiem przyjemne.
— W takim razie myślę, że moglibyśmy się dogadać. Albo wzajemnie zanudzić na śmierć! — wzruszyła ramionami, a uśmiech nie schodził z jej twarzy. Pomimo tej wesołości miała gdzieś z tyłu głowy myśl, aby się wycofać zanim będzie za późno. Każda chwila utwierdzała ją przekonaniu, że Laverne jest i d e a l n y i tym samym nieosiągalny.
Nie mogła nie zauważyć jego uciekającego spojrzenia, ale w żaden sposób tego nie skomentowała. Nie wiedziała, co w ogóle powinna powiedzieć.
— Tak, pierwszym. — delikatnie skinęła głową, mając na uwadze jego palce wplecione w jej włosy. To było zbyt rozkoszne uczucie, żeby miał nagle przestawać. — Ale zapewniam pana, nie chciałby się pan ze mną męczyć!
Kawiarnie wypełnił jej chichot, podczas gdy sama Sasha zrobiła coś jeszcze śmielszego; położyła swoją delikatną dłoń na pieszczącą ją rękę i zaplotła swoje palce z jego. Czyż nie był to wystarczający dowód na to, że wcale nie przeszkadza jej ich różnica wieku i jest dla niej kimś więcej, niż przypadkowym mężczyzną, z którym wyszła na miasto?
— Obrazy, które mijaliśmy po drodze tutaj... — zaczęła niepewnie błądząc wzrokiem po jego twarzy — Są pańskie, prawda?
— W takim razie myślę, że moglibyśmy się dogadać. Albo wzajemnie zanudzić na śmierć! — wzruszyła ramionami, a uśmiech nie schodził z jej twarzy. Pomimo tej wesołości miała gdzieś z tyłu głowy myśl, aby się wycofać zanim będzie za późno. Każda chwila utwierdzała ją przekonaniu, że Laverne jest i d e a l n y i tym samym nieosiągalny.
Nie mogła nie zauważyć jego uciekającego spojrzenia, ale w żaden sposób tego nie skomentowała. Nie wiedziała, co w ogóle powinna powiedzieć.
— Tak, pierwszym. — delikatnie skinęła głową, mając na uwadze jego palce wplecione w jej włosy. To było zbyt rozkoszne uczucie, żeby miał nagle przestawać. — Ale zapewniam pana, nie chciałby się pan ze mną męczyć!
Kawiarnie wypełnił jej chichot, podczas gdy sama Sasha zrobiła coś jeszcze śmielszego; położyła swoją delikatną dłoń na pieszczącą ją rękę i zaplotła swoje palce z jego. Czyż nie był to wystarczający dowód na to, że wcale nie przeszkadza jej ich różnica wieku i jest dla niej kimś więcej, niż przypadkowym mężczyzną, z którym wyszła na miasto?
— Obrazy, które mijaliśmy po drodze tutaj... — zaczęła niepewnie błądząc wzrokiem po jego twarzy — Są pańskie, prawda?
On za to zaczynał odnosić wrażenie, że utrzymuje ten kontakt zbyt długo. Zamiast skupić się na kawie i rozmowie, wychylał się przez stolik i wciąż bawił się jej jasnymi włosami, jakby głaskał kota. Ostatecznie cofnął prawą rękę, która do tej pory spoczywała na policzku dziewczyny; nie przekonał się jednak by zabrać i drugą. Skoro nie dawała mu jasnych sygnałów, że jej to nie odpowiada, to chyba mógł?
- To niesprawiedliwe, potrafię być spontaniczny. Słowo. Zwłaszcza, jak wcześniej dokładnie to sobie zaplanuję.
Skoro już miała dobry humor, to chyba i on powinien spuścić z tonu. Ostatnio bywał wyłącznie na spotkaniach stricte biznesowych, a tam nie było miejsca na żarty i swobodę. Temat co prawda oscylował na granicy powiedzenia czegoś poważniejszego, ale na razie udawało im się utrzymać go na poziomie domysłów. Pozostałby na nich, gdyby nie ciepła dłoń, która odnalazła jego palce i nieśmiało wplotła je w jego własne. Najpierw sądził, że dziewczyna chce po prostu odsunąć jego rękę, ale nic takiego się nie wydarzyło.
Poczuł narastające ciepło budujące się w jego klatce piersiowej. O ile do tej pory miał jeszcze wątpliwości, tak Sasha skłaniała go coraz bardziej do przekroczenia tych bezpiecznych granic.
- Tak, są moje - odparł w końcu, choć trochę nieobecnie. Inne rzeczy kołatały mu się po głowie, zmusił się więc do przypomnienia sobie co wisiało na aktualnej wystawie. Ojciec, matka, zbiór z zeszłego roku. Zwróciła uwagę na jakiś szczególny, czy pytała ogólnie?
- Pytasz o konkretny obraz? - Musiał zapytać o cokolwiek, bo na ten moment sięgnięcie po ambitniejszy temat pozostawało poza jego zasięgiem. Powoli, ale otwierał się na ewentualność w której uznawał zainteresowanie za obustronne. Czy osobę, której poświęca się czas z uprzejmości trzyma się w ten sposób za rękę? Jego kontakty z kobietami nigdy nie wkraczały w sferę emocji. Odkąd sięgał pamięcią, skupiał się na ich chwilowym towarzystwie w innych celach niż rozmowa, stąd i było to dla niego w pewien sposób nowe.
Ostatnią kobietą jaką trzymał za rękę była Martinez, kiedy podczas biznesowego lunchu z przedsiębiorcami z Francji zaczęły mu schodzić leki. Nie czuł się dobrze, a żeby zamaskować panikę, po prostu chwycił jej dłoń pod stołem i ściskał, dopóki spotkanie się nie zakończyło. Nie było to jednak zabarwione żadnym cieplejszym uczuciem, po prostu bardzo tego wtedy potrzebował a ona znając go aż za dobrze, po prostu pocierała uspokajająco palcami jego nadgarstek. Dzięki temu wytrwał do końca bez szwanku dla swojej reputacji.
Remor nie powiedział nic odnośnie swoich obecnych odczuć, choć jego oczy które znów postawiły Sashę w centrum zainteresowana mogły go zdradzać; Brakowało im tej iskierki szaleństwa sprzed kilku godzin, były spokojniejsze i cieplejsze.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że to nie wygląda jak koleżeńskie spotkanie przy herbacie?
Musiała to wiedzieć. Nie dopuszczał do siebie myśli, że dziewczyna mogłaby spędzać podobnie czas z innym mężczyzną, który dotykałby jej twarzy, trzymał za rękę i bóg jeden wie co jeszcze. Czy on był zazdrosny? Nie kojarzył tego uczucia, nie pojawiało się w jego życiu od dawna i był przekonany, że się go wyzbył.
- To niesprawiedliwe, potrafię być spontaniczny. Słowo. Zwłaszcza, jak wcześniej dokładnie to sobie zaplanuję.
Skoro już miała dobry humor, to chyba i on powinien spuścić z tonu. Ostatnio bywał wyłącznie na spotkaniach stricte biznesowych, a tam nie było miejsca na żarty i swobodę. Temat co prawda oscylował na granicy powiedzenia czegoś poważniejszego, ale na razie udawało im się utrzymać go na poziomie domysłów. Pozostałby na nich, gdyby nie ciepła dłoń, która odnalazła jego palce i nieśmiało wplotła je w jego własne. Najpierw sądził, że dziewczyna chce po prostu odsunąć jego rękę, ale nic takiego się nie wydarzyło.
Poczuł narastające ciepło budujące się w jego klatce piersiowej. O ile do tej pory miał jeszcze wątpliwości, tak Sasha skłaniała go coraz bardziej do przekroczenia tych bezpiecznych granic.
- Tak, są moje - odparł w końcu, choć trochę nieobecnie. Inne rzeczy kołatały mu się po głowie, zmusił się więc do przypomnienia sobie co wisiało na aktualnej wystawie. Ojciec, matka, zbiór z zeszłego roku. Zwróciła uwagę na jakiś szczególny, czy pytała ogólnie?
- Pytasz o konkretny obraz? - Musiał zapytać o cokolwiek, bo na ten moment sięgnięcie po ambitniejszy temat pozostawało poza jego zasięgiem. Powoli, ale otwierał się na ewentualność w której uznawał zainteresowanie za obustronne. Czy osobę, której poświęca się czas z uprzejmości trzyma się w ten sposób za rękę? Jego kontakty z kobietami nigdy nie wkraczały w sferę emocji. Odkąd sięgał pamięcią, skupiał się na ich chwilowym towarzystwie w innych celach niż rozmowa, stąd i było to dla niego w pewien sposób nowe.
Ostatnią kobietą jaką trzymał za rękę była Martinez, kiedy podczas biznesowego lunchu z przedsiębiorcami z Francji zaczęły mu schodzić leki. Nie czuł się dobrze, a żeby zamaskować panikę, po prostu chwycił jej dłoń pod stołem i ściskał, dopóki spotkanie się nie zakończyło. Nie było to jednak zabarwione żadnym cieplejszym uczuciem, po prostu bardzo tego wtedy potrzebował a ona znając go aż za dobrze, po prostu pocierała uspokajająco palcami jego nadgarstek. Dzięki temu wytrwał do końca bez szwanku dla swojej reputacji.
Remor nie powiedział nic odnośnie swoich obecnych odczuć, choć jego oczy które znów postawiły Sashę w centrum zainteresowana mogły go zdradzać; Brakowało im tej iskierki szaleństwa sprzed kilku godzin, były spokojniejsze i cieplejsze.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że to nie wygląda jak koleżeńskie spotkanie przy herbacie?
Musiała to wiedzieć. Nie dopuszczał do siebie myśli, że dziewczyna mogłaby spędzać podobnie czas z innym mężczyzną, który dotykałby jej twarzy, trzymał za rękę i bóg jeden wie co jeszcze. Czy on był zazdrosny? Nie kojarzył tego uczucia, nie pojawiało się w jego życiu od dawna i był przekonany, że się go wyzbył.
Sasha już dawno zdążyła zapomnieć po co właściwie tutaj przyszli; herbata robiła się coraz zimniejsza, kawiarnia przestała dla niej istnieć, liczyła się tylko bliskość mężczyzny siedzącego przed nią. Z jej ust wyrwało się ciche westchnienie zawodu, gdy zabrał drugą dłoń. To nie było zamierzone. Żadne z jej pragnień nie było.
— A co jeśli coś krzyżuje pańskie plany? Przygotowuje sobie pan ich kilka, tak na wszelki wypadek? — zapytała wyraźnie rozbawiona. Nie miała na myśli nic złośliwego, ale wolała dyskretnie wybadać jak daleko sięga jego poczucie humoru i na ile może sobie pozwolić. Wiadomo, że nie nazwie go "tępym chujem" dla zabawy, takie słowa w ogóle nie istniały w jej słowniku, a najbardziej wulgarną rzeczą jaką wypowiedziała było "cholera", gdy zwaliły się na nią pudła na zapleczu.
Czy zwróciła uwagę na konkretne obrazy? Tak, były takie, które szczególnie przykuły jej uwagę.
— Dwa. Nie zdążyłam im się dokładniej przyjrzeć, ale na pierwszy rzut oka były do siebie bardzo podobne. — odpowiedziała nieco onieśmielona. Nie znała się na sztuce, a nie chciała zrobić z siebie idiotki przed Remorem, zatem musiała ostrożnie dobierać słowa. — Pierwszy miał w sobie więcej ciepłego złota, ale to drugi z jakiegoś powodu wydaje mi się bliższy.
Dość, naprawdę nie potrafiła rozmawiać o obrazach. Nie wiedziała co powinna powiedzieć na ich temat; pochwalić go za dobór kolorów? A może technikę? Jedyne, co była w stanie zrobić, to mówić o swoich uczuciach, gdy na nie spoglądała. Miała nadzieję, że to wystarczy.
Zauważyła, że zmienił się sposób, w jaki Laverne na nią patrzył i chociaż dla kogoś z boku było za wcześnie, by stwierdzić, czy ta znajomość ma w ogóle przyszłość, to Sasha miała wrażenie, że to właśnie on jest tym jedynym. Jej źrenice się rozszerzyły, a ona sama rozchyliła wargi zdumiona swoim odkryciem, oddychając przy tym szybciej.
— Tak. Czy w jakiś sposób to panu przeszkadza?
Może i nie miała zbyt wielkiego doświadczenia w kwestiach damsko-męskich, ale wiedziała, że zwyczajne "koleżeńskie" spotkania odbiegały od tego, co właśnie się działo się przy stoliku w niemalże pustej galerii. Gdyby mogła zatrzymać czas, to sprawiłaby, aby ta chwila trwała wiecznie.
— A co jeśli coś krzyżuje pańskie plany? Przygotowuje sobie pan ich kilka, tak na wszelki wypadek? — zapytała wyraźnie rozbawiona. Nie miała na myśli nic złośliwego, ale wolała dyskretnie wybadać jak daleko sięga jego poczucie humoru i na ile może sobie pozwolić. Wiadomo, że nie nazwie go "tępym chujem" dla zabawy, takie słowa w ogóle nie istniały w jej słowniku, a najbardziej wulgarną rzeczą jaką wypowiedziała było "cholera", gdy zwaliły się na nią pudła na zapleczu.
Czy zwróciła uwagę na konkretne obrazy? Tak, były takie, które szczególnie przykuły jej uwagę.
— Dwa. Nie zdążyłam im się dokładniej przyjrzeć, ale na pierwszy rzut oka były do siebie bardzo podobne. — odpowiedziała nieco onieśmielona. Nie znała się na sztuce, a nie chciała zrobić z siebie idiotki przed Remorem, zatem musiała ostrożnie dobierać słowa. — Pierwszy miał w sobie więcej ciepłego złota, ale to drugi z jakiegoś powodu wydaje mi się bliższy.
Dość, naprawdę nie potrafiła rozmawiać o obrazach. Nie wiedziała co powinna powiedzieć na ich temat; pochwalić go za dobór kolorów? A może technikę? Jedyne, co była w stanie zrobić, to mówić o swoich uczuciach, gdy na nie spoglądała. Miała nadzieję, że to wystarczy.
Zauważyła, że zmienił się sposób, w jaki Laverne na nią patrzył i chociaż dla kogoś z boku było za wcześnie, by stwierdzić, czy ta znajomość ma w ogóle przyszłość, to Sasha miała wrażenie, że to właśnie on jest tym jedynym. Jej źrenice się rozszerzyły, a ona sama rozchyliła wargi zdumiona swoim odkryciem, oddychając przy tym szybciej.
— Tak. Czy w jakiś sposób to panu przeszkadza?
Może i nie miała zbyt wielkiego doświadczenia w kwestiach damsko-męskich, ale wiedziała, że zwyczajne "koleżeńskie" spotkania odbiegały od tego, co właśnie się działo się przy stoliku w niemalże pustej galerii. Gdyby mogła zatrzymać czas, to sprawiłaby, aby ta chwila trwała wiecznie.
Czyżby była zawiedziona? To ciche westchnienie też dało mu do myślenia, ale w przeciągu ostatnich kilku minut miał już pewną jasność co do sytuacji. Nie mylił się gdy obstawiał, że powinien być tym odpowiedzialnym, podejmującym właściwe decyzje. Ich spotkanie rozwijało się w nieoczekiwanym kierunku, a na to niestety nie miał planu.
- Zawsze mam jakiś plan B. Chociaż to też zależy od sytuacji, bo w pewnych sprawach mam nikłe pojęcie. - Tak, jak na przykład w kwestiach towarzyskich, kiedy nie mógł schować się za wygodnymi konwenansami. Paranoicznie dawkował informacje na swój temat, obawiając się, że ktoś wykorzysta je kiedyś przeciwko niemu. Między innymi stąd jego trudności w przywiązywaniu się do innych osób i związki, którym znacznie bliżej było do przelotnych romansów.
Znacznie więcej o jego emocjach mówiły za to jego obrazy. Nigdy nie gnębił nikogo prośbami o podzielenie się swoimi interpretacjami, te zawsze były subiektywne i o to chodziło. Jego zdaniem sztuka zawierała się w tym, by wywoływać emocje. Jeżeli był w stanie dotrzeć w ten sposób choćby do jednej osoby, uważał to za sukces.
- Zawsze dodaję jakiś złoty detal. Taka moja własna sygnatura - wyjaśnił, zaskoczony trochę faktem, że dziewczyna zdążyła to zauważyć w tak krótkim czasie. Nie używał wyłącznie farby, elementy które umieszczał na każdym obrazie istotnie wykonane były z czystego złota.
Gdyby kiedyś rzeczywiście podjął się próby namalowania jej portretu, piegi wykonałby właśnie ze złota.
- Nie, ale pomyślałem, że tobie już może - powiedział w końcu, nawiązując z blondynką kontakt wzrokowy; nic nie wskazywało na to by odpowiedź miała być przecząca, w końcu sama potwierdziła, że jej to odpowiada. Musiała się w takim razie liczyć z tym, że i on będzie patrzył na nią inaczej jak na znajomą do rozmowy przy kawie. Robił to już od jakiegoś czasu, ale teraz karty zostały odkryte i nie było potrzeby pozostawiać wszystkiego na pastwę domysłów. Lubił wiedzieć na czym stoi.
Już miał coś powiedzieć, ale w tej samej chwili zadzwonił jego telefon i Remor musiał przeprosić ją na chwilę. Sprawy służbowe. Wstał od stolika, niechętnie wyplątując palce z jej jasnych włosów i dłoni. Musiał zatwierdzić propozycję wystawy ruchomej w Nowym Jorku.
Nie zajęło mu to zbyt dużo czasu, ale zauważył, że i godzina robiła się późna. Dochodziła jedenasta, więc uznał, że Sasha może chcieć już wrócić do domu. Przystanął przy niej, opierając się przedramieniem o brzeg stolika.
- Gdybym wiedział, że ostatecznie będzie to randka, zabrałbym cię na kolację. - Uśmiechnął się pogodniej, o czym świadczyła asymetria. Nie był to wymuszony grymas, a potwierdzeniem mogły być jego nieznacznie przymrużone oczy. Dopiero teraz zwrócił uwagę na ich różnicę wzrostu, bo jeszcze po południu przejmował się tą wiekową. Dziewczyna wyglądała krucho, co tylko potęgowało pragnienie, by objąć ją ramieniem i przytrzymać przy sobie blisko.
- Zawsze mam jakiś plan B. Chociaż to też zależy od sytuacji, bo w pewnych sprawach mam nikłe pojęcie. - Tak, jak na przykład w kwestiach towarzyskich, kiedy nie mógł schować się za wygodnymi konwenansami. Paranoicznie dawkował informacje na swój temat, obawiając się, że ktoś wykorzysta je kiedyś przeciwko niemu. Między innymi stąd jego trudności w przywiązywaniu się do innych osób i związki, którym znacznie bliżej było do przelotnych romansów.
Znacznie więcej o jego emocjach mówiły za to jego obrazy. Nigdy nie gnębił nikogo prośbami o podzielenie się swoimi interpretacjami, te zawsze były subiektywne i o to chodziło. Jego zdaniem sztuka zawierała się w tym, by wywoływać emocje. Jeżeli był w stanie dotrzeć w ten sposób choćby do jednej osoby, uważał to za sukces.
- Zawsze dodaję jakiś złoty detal. Taka moja własna sygnatura - wyjaśnił, zaskoczony trochę faktem, że dziewczyna zdążyła to zauważyć w tak krótkim czasie. Nie używał wyłącznie farby, elementy które umieszczał na każdym obrazie istotnie wykonane były z czystego złota.
Gdyby kiedyś rzeczywiście podjął się próby namalowania jej portretu, piegi wykonałby właśnie ze złota.
- Nie, ale pomyślałem, że tobie już może - powiedział w końcu, nawiązując z blondynką kontakt wzrokowy; nic nie wskazywało na to by odpowiedź miała być przecząca, w końcu sama potwierdziła, że jej to odpowiada. Musiała się w takim razie liczyć z tym, że i on będzie patrzył na nią inaczej jak na znajomą do rozmowy przy kawie. Robił to już od jakiegoś czasu, ale teraz karty zostały odkryte i nie było potrzeby pozostawiać wszystkiego na pastwę domysłów. Lubił wiedzieć na czym stoi.
Już miał coś powiedzieć, ale w tej samej chwili zadzwonił jego telefon i Remor musiał przeprosić ją na chwilę. Sprawy służbowe. Wstał od stolika, niechętnie wyplątując palce z jej jasnych włosów i dłoni. Musiał zatwierdzić propozycję wystawy ruchomej w Nowym Jorku.
Nie zajęło mu to zbyt dużo czasu, ale zauważył, że i godzina robiła się późna. Dochodziła jedenasta, więc uznał, że Sasha może chcieć już wrócić do domu. Przystanął przy niej, opierając się przedramieniem o brzeg stolika.
- Gdybym wiedział, że ostatecznie będzie to randka, zabrałbym cię na kolację. - Uśmiechnął się pogodniej, o czym świadczyła asymetria. Nie był to wymuszony grymas, a potwierdzeniem mogły być jego nieznacznie przymrużone oczy. Dopiero teraz zwrócił uwagę na ich różnicę wzrostu, bo jeszcze po południu przejmował się tą wiekową. Dziewczyna wyglądała krucho, co tylko potęgowało pragnienie, by objąć ją ramieniem i przytrzymać przy sobie blisko.
Nawet gdyby Sasha chciała powiedzieć komuś o rzeczach, których dowiedziała się o Remorze, to nie miałaby komu. Wszystkie jego sekrety były z nią bezpieczne; co prawda nie zamierzała dawać mu "dobrych rad" (w końcu od tego byli psychiatrzy), ale też nie zamierzała go w żaden sposób oceniać. Mógł natomiast liczyć na troskę oraz próbę zrozumienia, tego nigdy by mu nie odmówiła.
— Ale do podpisywania dokumentów nie nosi pan pióra ze złotym atramentem? — uśmiech, który nie schodził z jej twarzy świadczył o tym, że Ukrainka w dalszym ciągu żartuje. Chyba oszalałaby pytając o coś takiego na poważnie! A może i nie? Czy to źle, że chciała wiedzieć jak najwięcej o człowieku, przy którym jej serduszko szybciej biło?
— Czegokolwiek pan nie zrobi, nie będzie mi to przeszkadzać. — tak, to było pozwolenie na wszystko. Sasha była zbyt nieśmiała, zbyt niedoświadczona, by przejąć inicjatywę, ale jego ten problem nie dotyczył. Wystarczyło tylko, że odsunie krzesło, pochyli się nad nią bardziej i zbliży swoją twarz do jej, a wtedy...
A wtedy zadzwoni telefon sprawiając, że dziewczyna wróci na ziemię. Fantazjowanie o mężczyźnie w jego obecności nie było specjalnie bystrym posunięciem, ale nie mogła się oprzeć. Ktokolwiek własnie próbował się skontaktować z Remorem, mógł liczyć się z naburmuszoną miną Ukrainki, której nie spodobało się to, że już jej nie pieścił.
W milczeniu czekała, aż Laverne załatwi swoje sprawy. Gdyby nie to, że na zewnątrz było ciemno, a w szybie odbijała się cała kawiarnia, to zapewne zabiłaby czas patrząc przez okno. Tymczasem pozostało jej okazać cierpliwość, a tej na szczęście miała w sobie dużo.
Ranka. Nigdy nie spodziewała się, że i ona któregoś dnia wybierze się z kimś na randkę. A już na pewno nie spodziewała się, że będzie to właśnie Remor. Milionerzy nie zwracają uwagi na skromne zielarki, gdy mają do swojej dyspozycji modelki.
— Gdybym wiedziała, że to będzie ranka, zadbałabym o to, by wyglądać lepiej. — odpowiedziała zarumieniona. Znowu, przez niego.
— Ale do podpisywania dokumentów nie nosi pan pióra ze złotym atramentem? — uśmiech, który nie schodził z jej twarzy świadczył o tym, że Ukrainka w dalszym ciągu żartuje. Chyba oszalałaby pytając o coś takiego na poważnie! A może i nie? Czy to źle, że chciała wiedzieć jak najwięcej o człowieku, przy którym jej serduszko szybciej biło?
— Czegokolwiek pan nie zrobi, nie będzie mi to przeszkadzać. — tak, to było pozwolenie na wszystko. Sasha była zbyt nieśmiała, zbyt niedoświadczona, by przejąć inicjatywę, ale jego ten problem nie dotyczył. Wystarczyło tylko, że odsunie krzesło, pochyli się nad nią bardziej i zbliży swoją twarz do jej, a wtedy...
A wtedy zadzwoni telefon sprawiając, że dziewczyna wróci na ziemię. Fantazjowanie o mężczyźnie w jego obecności nie było specjalnie bystrym posunięciem, ale nie mogła się oprzeć. Ktokolwiek własnie próbował się skontaktować z Remorem, mógł liczyć się z naburmuszoną miną Ukrainki, której nie spodobało się to, że już jej nie pieścił.
W milczeniu czekała, aż Laverne załatwi swoje sprawy. Gdyby nie to, że na zewnątrz było ciemno, a w szybie odbijała się cała kawiarnia, to zapewne zabiłaby czas patrząc przez okno. Tymczasem pozostało jej okazać cierpliwość, a tej na szczęście miała w sobie dużo.
Ranka. Nigdy nie spodziewała się, że i ona któregoś dnia wybierze się z kimś na randkę. A już na pewno nie spodziewała się, że będzie to właśnie Remor. Milionerzy nie zwracają uwagi na skromne zielarki, gdy mają do swojej dyspozycji modelki.
— Gdybym wiedziała, że to będzie ranka, zadbałabym o to, by wyglądać lepiej. — odpowiedziała zarumieniona. Znowu, przez niego.
Nie używał złotego atramentu, to byłaby już przesada. Ale za to używał pióra ze złotą stalówką. Chyba jednak nie o to jej chodziło, ale dzięki niej zwrócił na to uwagę. On miał swoje złote spinki do mankietów, ona miała złote serce. Całkiem dobre dopasowanie.
O tej godzinie głowę zawracać mu mogła już tylko Martinez, która próbowała dopiąć jego grafik na przyszły tydzień i zorganizować wernisaż. I wszystko poszłoby gładko, gdyby pod sam koniec nie zapytała czy jest w domu. Nie mógł jej przecież powiedzieć, że siedzi za kwadrans jedenasta wieczorem z dwudziestoletnią zielarką, którą sama mu podsunęła. I tak się dowie, ale może lepiej gdyby nastąpiło to później niż wcześniej.
- Masz szczęście, że nie jestem oportunistą - mruknął na tę deklarację, bo choć po głowie krążyły mu pewne pomysły, póki co trzymał je w kieszeni. Dokuczało mu tylko, że gdyby spotkała innego mężczyznę jej naiwność mogłaby zostać wykorzystana w bardzo niewłaściwy sposób. Nie miał prawa by ingerować w jej życie prywatne, ale wolałby, aby do takiego spotkania nigdy nie doszło. Nie chodziło tu nawet o zazdrość, ale o jej bezpieczeństwo. Może i jego myśli błądziły w bardzo nieprzyzwoity sposób, ale nigdy by jej nie skrzywdził.
- Podoba mi się to jak wyglądasz, zwłaszcza, że nienawidzę makijażu. Chętnie zobaczyłbym cię w sukience, ale jeszcze nic straconego.
Nie widział niczego niestosownego w swetrach. Nigdy nie podążał za modą, obecna w ogóle mu nie odpowiadała. Po tych trzydziestu latach różnych obserwacji doszedł do wniosku, że kobieta najpiękniej wyglądała gdy była nieumalowana, zgrzana i rozczochrana.
Podał jej rękę, by pomóc dziewczynie wstać. Nie musieli przejmować się pozostawioną na stole tacą, jutro i tak ktoś będzie robił tu porządek. Sięgnął po marynarkę i na razie tylko przewiesił ją sobie na przedramieniu. Powinni wracać, choć najchętniej zostałby tu z nią do rana.
Pech towarzyszył mu prawie przez całe życie. Może nie w sprawach biznesowych - całe szczęście - ale za to ujawniał się w tych drobniejszych, jak na przykład pogoda. Na dworze mżyło a chłód gryzł w odsłonięte części ciała. Ot, kolejny psikus.
- Załóż na razie, na dole jest zimno.
Nie prosił, to było polecenie. Założył jej na ramiona swoją marynarkę i tam miała pozostać dopóki nie znajdą się w samochodzie. Nie zapamiętałaby go ciepło, gdyby z jego winy dopadł ją z rana katar, prawda?
Słyszał za sobą jej kroki; po dwa na każdy jego jeden, i owszem, zwracał uwagę na takie nic nie znaczące szczegóły. Po prostu lubił porządek, lubił dopasowanie, rytm. A najbardziej lubił, gdy w pewnym momencie pojawiała się jakaś rysa. To zwracało uwagę, bo perfekcja jawiła mu się jako fałszywa. Nic nie było idealne od początku do końca i to sprawiało, że niedoskonałość była w jego mniemaniu wyjątkowa.
O tej godzinie głowę zawracać mu mogła już tylko Martinez, która próbowała dopiąć jego grafik na przyszły tydzień i zorganizować wernisaż. I wszystko poszłoby gładko, gdyby pod sam koniec nie zapytała czy jest w domu. Nie mógł jej przecież powiedzieć, że siedzi za kwadrans jedenasta wieczorem z dwudziestoletnią zielarką, którą sama mu podsunęła. I tak się dowie, ale może lepiej gdyby nastąpiło to później niż wcześniej.
- Masz szczęście, że nie jestem oportunistą - mruknął na tę deklarację, bo choć po głowie krążyły mu pewne pomysły, póki co trzymał je w kieszeni. Dokuczało mu tylko, że gdyby spotkała innego mężczyznę jej naiwność mogłaby zostać wykorzystana w bardzo niewłaściwy sposób. Nie miał prawa by ingerować w jej życie prywatne, ale wolałby, aby do takiego spotkania nigdy nie doszło. Nie chodziło tu nawet o zazdrość, ale o jej bezpieczeństwo. Może i jego myśli błądziły w bardzo nieprzyzwoity sposób, ale nigdy by jej nie skrzywdził.
- Podoba mi się to jak wyglądasz, zwłaszcza, że nienawidzę makijażu. Chętnie zobaczyłbym cię w sukience, ale jeszcze nic straconego.
Nie widział niczego niestosownego w swetrach. Nigdy nie podążał za modą, obecna w ogóle mu nie odpowiadała. Po tych trzydziestu latach różnych obserwacji doszedł do wniosku, że kobieta najpiękniej wyglądała gdy była nieumalowana, zgrzana i rozczochrana.
Podał jej rękę, by pomóc dziewczynie wstać. Nie musieli przejmować się pozostawioną na stole tacą, jutro i tak ktoś będzie robił tu porządek. Sięgnął po marynarkę i na razie tylko przewiesił ją sobie na przedramieniu. Powinni wracać, choć najchętniej zostałby tu z nią do rana.
Pech towarzyszył mu prawie przez całe życie. Może nie w sprawach biznesowych - całe szczęście - ale za to ujawniał się w tych drobniejszych, jak na przykład pogoda. Na dworze mżyło a chłód gryzł w odsłonięte części ciała. Ot, kolejny psikus.
- Załóż na razie, na dole jest zimno.
Nie prosił, to było polecenie. Założył jej na ramiona swoją marynarkę i tam miała pozostać dopóki nie znajdą się w samochodzie. Nie zapamiętałaby go ciepło, gdyby z jego winy dopadł ją z rana katar, prawda?
Słyszał za sobą jej kroki; po dwa na każdy jego jeden, i owszem, zwracał uwagę na takie nic nie znaczące szczegóły. Po prostu lubił porządek, lubił dopasowanie, rytm. A najbardziej lubił, gdy w pewnym momencie pojawiała się jakaś rysa. To zwracało uwagę, bo perfekcja jawiła mu się jako fałszywa. Nic nie było idealne od początku do końca i to sprawiało, że niedoskonałość była w jego mniemaniu wyjątkowa.
Zawsze uważała się za osobę twardo stąpającą po ziemi, ale nigdy też nikt nie zabiegał o jej względy, dla nikogo nie straciła głowy. Z kolei w samotności człowiek powoli zaczyna się sypać, negować swoje własne wartości i zastanawiać się, czy rzeczywiście postępuje słusznie. Gdyby w tym czasie zjawił się inny mężczyzna, który wiedziałby jak ją oczarować, to nie trzeba by było długo czekać, aby Sasha mu się poddała.
— Shaw mówił, że jedyny sposób, by uwolnić się pokusy, to jej ulec. — szepnęła w odpowiedzi na jego mruczenie. Nie chciała go w żaden sposób urazić, stąd nie rozumiała jego zachowania. Wróciła do zastanawiania się, czy nie odebrał ją jako zbyt łatwej, bo zdobycz bez żadnego wysiłku, jest żadną zdobyczą.
Odpowiedzią na jego komplement był uśmiech.
— Następnym razem będę miała na sobie sukienkę, obiecuję.
O ile w ogóle dojdzie do jakiegoś następnego razu. Nadal nie była w stanie uwierzyć, że ktoś taki jak Remor zwrócił na nią uwagę i nie chodziło tutaj o to, że mu nie ufała (jak mogłaby tego nie zrobić po tym, jak sam powiedział jej jakie bierze leki, a to przecież wymagało wielkiej odwagi), po prostu jej poczucie własnej wartości było bardzo niskie. Nawet leżąc na podłodze w piwnicy byłoby się wyżej niż mniemanie Sashy o sobie samej.
A mimo to lubiła to, jak jej drobna dłoń tonęła w jego ręce.
Nie miała nic przeciwko deszczowi, zwłaszcza temu przedwiosennemu. Zostawiał po sobie zapach mokrej ziemi, a ta z kolei zawsze kojarzyła się Ukraince z nową, weselszą porą roku. A poza tym, gdy płakało niebo, nikt nie zauważyłby, że ona płacze wraz z nim.
Była zdziwiona jego poleceniem, w końcu trzymała w dłoniach swój własny płaszcz, ale wykonała je bez słowa protestu. Marynarka była na nią zdecydowanie za duża, ale dawno nie czuła się tak bezpiecznie, jak otulona kawałkiem materiału pachnącym Remorem. Uśmiechnęła się ciepło.
— Rozchoruje się pan... — mruknęła podążając za nim do samochodu. Niechże znajdą się w nim szybciej, bo widok mokrej koszuli lepiącej się do jego ciała znów nie da jej w nocy spać!
[z/t x2]
— Shaw mówił, że jedyny sposób, by uwolnić się pokusy, to jej ulec. — szepnęła w odpowiedzi na jego mruczenie. Nie chciała go w żaden sposób urazić, stąd nie rozumiała jego zachowania. Wróciła do zastanawiania się, czy nie odebrał ją jako zbyt łatwej, bo zdobycz bez żadnego wysiłku, jest żadną zdobyczą.
Odpowiedzią na jego komplement był uśmiech.
— Następnym razem będę miała na sobie sukienkę, obiecuję.
O ile w ogóle dojdzie do jakiegoś następnego razu. Nadal nie była w stanie uwierzyć, że ktoś taki jak Remor zwrócił na nią uwagę i nie chodziło tutaj o to, że mu nie ufała (jak mogłaby tego nie zrobić po tym, jak sam powiedział jej jakie bierze leki, a to przecież wymagało wielkiej odwagi), po prostu jej poczucie własnej wartości było bardzo niskie. Nawet leżąc na podłodze w piwnicy byłoby się wyżej niż mniemanie Sashy o sobie samej.
A mimo to lubiła to, jak jej drobna dłoń tonęła w jego ręce.
Nie miała nic przeciwko deszczowi, zwłaszcza temu przedwiosennemu. Zostawiał po sobie zapach mokrej ziemi, a ta z kolei zawsze kojarzyła się Ukraince z nową, weselszą porą roku. A poza tym, gdy płakało niebo, nikt nie zauważyłby, że ona płacze wraz z nim.
Była zdziwiona jego poleceniem, w końcu trzymała w dłoniach swój własny płaszcz, ale wykonała je bez słowa protestu. Marynarka była na nią zdecydowanie za duża, ale dawno nie czuła się tak bezpiecznie, jak otulona kawałkiem materiału pachnącym Remorem. Uśmiechnęła się ciepło.
— Rozchoruje się pan... — mruknęła podążając za nim do samochodu. Niechże znajdą się w nim szybciej, bo widok mokrej koszuli lepiącej się do jego ciała znów nie da jej w nocy spać!
[z/t x2]
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach