▲▼
Ciche westchnięcie wydostało się z ust Bianci. Nie lubiła zatłoczonych miejsc. Zawsze miała wrażenie, że się w nich dusi. Gdyby nie jej gra aktorska najpewniej już dawno wyleciałaby stąd z krzykiem.
Szczęśliwie zauważyła Rosę pośród tłumu staruszków, dzieci i dorosłych. Zamierzała zwrócić jej zgubę i natychmiast stąd spingalać. Nadmiar sztuki zdecdyowanie jej szkodził. Nie czuła się zainspirowana - raczej znudzona, zniesmaczona i zmęczona naraz. Ci wszyscy ludzie... zachowywali się jak zwierzęta. Pchali się, deptali po sobie niczym typowe Karyny i Janusze.
Zaczęła przeciskać się przez grupkę ludzi, zmierzając w kierunku Rosy. Trochę zajęło, nim znalazła się tuż obok niej.
Mimo że właściciel galerii był na podwyższeniu, Chester go nie widział, natomiast bardzo dobrze słyszał i to wystarczyło w stu procentach. Za opóźnienia się uczniach nie gniewał, sam na zegarku się nie skupiał, bo do tego musiałby wyciągnąć telefon, nie mając zwyczaju noszenia zegarka na nadgarstku; zresztą, zajął się w alkoholem w jego ręce na czas tego przemówienia.
Właściwie to jego uwagę przykuła ta wzmianka o bezpańskich ramach czekających na wypełnienie, mimo że Chess styczność z malarstwem miał ostatni raz w przedszkolu, więc się w to bawić nie zamierzał. Co nie zmienia faktu, że to bardzo motywująca część przemowy dla tych, którzy się tworzeniem więcej niż zielonego słonia kredką świecową zajawiają.
Także czas na eksplorację! Tylko należało zaczekać, aż tłum trochę rozrzednie, żeby móc między nimi przekołować.
Właściwie to jego uwagę przykuła ta wzmianka o bezpańskich ramach czekających na wypełnienie, mimo że Chess styczność z malarstwem miał ostatni raz w przedszkolu, więc się w to bawić nie zamierzał. Co nie zmienia faktu, że to bardzo motywująca część przemowy dla tych, którzy się tworzeniem więcej niż zielonego słonia kredką świecową zajawiają.
Także czas na eksplorację! Tylko należało zaczekać, aż tłum trochę rozrzednie, żeby móc między nimi przekołować.
Ludzie zaczęli napływać do kolejnych sal z wystawą, więc część oficjalną można było uznać za zamkniętą. Metanoia miała być dzisiaj otwarta dopóty, dopóki ostatni gość nie zdecyduje się jej opuścić, a o bezpieczeństwo i porządek dbała ochrona. Tym co go cieszyło był fakt, że pojawiło się wiele młodych osób, a ponieważ Remor był biznesmenem, już kalkulował ewentualne zyski w założeniu, że przynajmniej mniejsza część wesołego tłumu tworzy w domowym zaciszu coś godnego uwagi. Raczej nie działał charytatywnie, aczkolwiek tak jak zapowiedział - chciał się zaangażować w promowanie lokalnej twórczości.
Zamienił z Shae parę słów, po czym zostawił ją z formalnościami na boku. Miał jeszcze kilka spraw do załatwienia, w końcu wypadało przynajmniej kurtuazyjnie zaczepić parę bardziej wpływowych osób. Plan z założenia był prosty, ale gdy tylko w przejściu mignęła mu Amalie, uznał, że nic się chyba nie stanie jeśli da jej pierwszeństwo.
— Cieszę się, że jednak przyszłaś.
Chyba miał jakąś podłą satysfakcję w pojawianiu się ludziom za plecami, bo wyrósł za nią jak spod ziemi. Odstawił swój pusty kieliszek na tacę u przechodzącego kelnera i splótł przedramiona na piersi, czekając, aż dziewczyna się odwróci. Nie widział jej od kilku dni, to jest, od ich wspólnej kolacji w Panna Garden.
Zamienił z Shae parę słów, po czym zostawił ją z formalnościami na boku. Miał jeszcze kilka spraw do załatwienia, w końcu wypadało przynajmniej kurtuazyjnie zaczepić parę bardziej wpływowych osób. Plan z założenia był prosty, ale gdy tylko w przejściu mignęła mu Amalie, uznał, że nic się chyba nie stanie jeśli da jej pierwszeństwo.
— Cieszę się, że jednak przyszłaś.
Chyba miał jakąś podłą satysfakcję w pojawianiu się ludziom za plecami, bo wyrósł za nią jak spod ziemi. Odstawił swój pusty kieliszek na tacę u przechodzącego kelnera i splótł przedramiona na piersi, czekając, aż dziewczyna się odwróci. Nie widział jej od kilku dni, to jest, od ich wspólnej kolacji w Panna Garden.
Stojąc przed wstęgą witał się z poszczególnymi ważniejszymi wchodzącymi osobami, upijając co chwilę łyk szampana. Darował sobie przystawki nie chcąc zapełniać nimi żołądka, gdy doskonale wiedział że w domu czekała na niego kolacja. Zdążył też już zjeść wcześniej coś, dzięki czemu nie miał odczuwać głodu w najbliższych minutach. Wiadomość sms wystarczyła, by wyprostował się nagle i spojrzał na ekran zwracając w stronę Saturna.
— Alan już tu jest, zaraz przyjdę. Wejdź pierwszy — poinformował krótko brata, zaraz wychodząc z budynku, by namierzyć blondyna wzrokiem. Nie żeby było to szczególnie trudne, biorąc pod uwagę jego wzrost.
— Paige — uniósł nieznacznie rękę, by zwrócić na siebie jego uwagę. Ciężko byłoby mu się przebić przez wszystkich wchodzących do środka gości.
— Alan już tu jest, zaraz przyjdę. Wejdź pierwszy — poinformował krótko brata, zaraz wychodząc z budynku, by namierzyć blondyna wzrokiem. Nie żeby było to szczególnie trudne, biorąc pod uwagę jego wzrost.
— Paige — uniósł nieznacznie rękę, by zwrócić na siebie jego uwagę. Ciężko byłoby mu się przebić przez wszystkich wchodzących do środka gości.
Saturn momentalnie zwrócił się w stronę Artema, jak i Cyrille'a i przywitał ich obu krótkim skinieniem głowy.
— Pozycja obowiązkowa, chciałoby się rzec — odpowiedział spokojnie, patrząc za odchodzącym bratem. Nie nacieszył się zbyt długo obecnością Rosjanina, który zaraz został porwany przez jedną z uczennic. Nie skomentował podobnego zajścia ani słowem. Był pewien, że jeśli zajdzie podobna konieczność, odnajdzie go ponownie w tłumie gdy już znajdą się przy obrazach. Nie zamierzał czekać na Mercury'ego wiedząc że i tak jego złapanie Alana mogło potrwać nieco dłużej. Dlatego też zwrócił się w stronę Montmorency'ego rzucając spokojnie:
— Idziemy przodem? — zapytał ruszając powoli w kierunku wystawy. Nie zdążył postąpić jednak nawet kroku w jej stronę, gdy ktoś na niego wpadł. Szampan chlusnął niebezpiecznie w jego dłoniach i wyłącznie istny cud sprawił, że jego garnitur pozostał w tak doskonałym stanie w jakim powinien. Żaden mięsień na jego twarzy nawet nie drgnął. Spojrzał jedynie w stronę chłopaka, przez chwilę rozważając jaką wypowiedzią powinien skwitować jego zachowanie.
— Radziłbym uważać. Wpadnięcie na jeden z tutejszych wystawianych obrazów może się skończyć niezwykle tragicznie — powiedział krótko, wymijając go w sposób tak naturalny że ciężko było stwierdzić czy cała sytuacja faktycznie miała miejsce, a może była jedynie wytworem ich wyobraźni.
— Pozycja obowiązkowa, chciałoby się rzec — odpowiedział spokojnie, patrząc za odchodzącym bratem. Nie nacieszył się zbyt długo obecnością Rosjanina, który zaraz został porwany przez jedną z uczennic. Nie skomentował podobnego zajścia ani słowem. Był pewien, że jeśli zajdzie podobna konieczność, odnajdzie go ponownie w tłumie gdy już znajdą się przy obrazach. Nie zamierzał czekać na Mercury'ego wiedząc że i tak jego złapanie Alana mogło potrwać nieco dłużej. Dlatego też zwrócił się w stronę Montmorency'ego rzucając spokojnie:
— Idziemy przodem? — zapytał ruszając powoli w kierunku wystawy. Nie zdążył postąpić jednak nawet kroku w jej stronę, gdy ktoś na niego wpadł. Szampan chlusnął niebezpiecznie w jego dłoniach i wyłącznie istny cud sprawił, że jego garnitur pozostał w tak doskonałym stanie w jakim powinien. Żaden mięsień na jego twarzy nawet nie drgnął. Spojrzał jedynie w stronę chłopaka, przez chwilę rozważając jaką wypowiedzią powinien skwitować jego zachowanie.
— Radziłbym uważać. Wpadnięcie na jeden z tutejszych wystawianych obrazów może się skończyć niezwykle tragicznie — powiedział krótko, wymijając go w sposób tak naturalny że ciężko było stwierdzić czy cała sytuacja faktycznie miała miejsce, a może była jedynie wytworem ich wyobraźni.
Dziwnie znajomy głos dochodzący gdzieś z boku, sprawił że przez chwilę przestał się rozglądać i zatrzymał spojrzenie gdzieś po swojej lewej. Zaraz, nieco niżej i... tu była. Stojąca obok niego drobna osóbka, rzucająca dość świąteczne teksty, jak na podobną porę roku. Chwilę mu zajęło skojarzenie ze sobą wszystkich faktów, gdy jednak układanka ułożyła się w sensowną całość, jego usta wygiął delikatny uśmiech.
— Cześć Anielico. Tak myślałem, że jeszcze się spotkamy, choć dziś brakuje mi wcześniejszego pokaźnego grona — zażartował odwołując się do towarzyszącej mu wtedy grupy dzieci. Zabieranie ich na wystawę nie wchodziło w grę. Nie dość że zanudziłyby się na śmierć to jeszcze właściciel galerii pewnie dostałby piany z pyska na sam ich widok. Przyjął przekąskę, zaraz skubiąc jej kawałek.
— Szkoła mnie tu wysłała, bym miał innych uczniów na oku. A ty? Znowu pracujesz jako pomocnik? — zapytał zainteresowany, choć nie widział żadnego szczególnego stroju, który mógłby wskazywać na bycie z obsługi.
Wtem obok niego pojawiła się kolejna znajoma sylwetka.
— Cześć Jay. Zastanawiałem się czy przyjdziesz — powiedział zwracając się nieznacznie w stronę chłopaka, choć jednocześnie większa część jego uwagi nadal była skupiona na Naoto — Oho, otwarte. Chcesz się z nami przejść dookoła?
Zapytał (byłą) anielicę wskazując głową na wnętrze galerii.
— Cześć Anielico. Tak myślałem, że jeszcze się spotkamy, choć dziś brakuje mi wcześniejszego pokaźnego grona — zażartował odwołując się do towarzyszącej mu wtedy grupy dzieci. Zabieranie ich na wystawę nie wchodziło w grę. Nie dość że zanudziłyby się na śmierć to jeszcze właściciel galerii pewnie dostałby piany z pyska na sam ich widok. Przyjął przekąskę, zaraz skubiąc jej kawałek.
— Szkoła mnie tu wysłała, bym miał innych uczniów na oku. A ty? Znowu pracujesz jako pomocnik? — zapytał zainteresowany, choć nie widział żadnego szczególnego stroju, który mógłby wskazywać na bycie z obsługi.
Wtem obok niego pojawiła się kolejna znajoma sylwetka.
— Cześć Jay. Zastanawiałem się czy przyjdziesz — powiedział zwracając się nieznacznie w stronę chłopaka, choć jednocześnie większa część jego uwagi nadal była skupiona na Naoto — Oho, otwarte. Chcesz się z nami przejść dookoła?
Zapytał (byłą) anielicę wskazując głową na wnętrze galerii.
Przez chwilę zaczynał tracić nadzieję, że uda mu się wypatrzeć go w tłumie. A jednak los postanowił nagrodzić jego wytrwałość, gdy zatrzymał wzrok na przechadzającym się dookoła Clawerichu. Momentalnie przestał się interesować wszystkimi innymi i ruszył przez tłum torując sobie drogę, by znaleźć się z początku tuż za nim. Przez chwilę podążał za nim krok w krok niczym cień, nim w końcu przyspieszył kroku i stanął po jego prawej. Nie odezwał się jednak ani słowem, zupełnie jakby zamierzał iść równo z nim do momentu, w którym Orion sam nie zwróci na niego uwagi.
Wystarczyło jednak by model obrócił głowę, by mógł dostrzec malujący się na ustach Jackdawa psotny uśmiech. Doprawdy, czasem nadal podobne głupie zagrywki i zaczepki sprawiały mu tyle radości, że ciężko było nie myśleć o nim w kategorii gówniarza.
Wystarczyło jednak by model obrócił głowę, by mógł dostrzec malujący się na ustach Jackdawa psotny uśmiech. Doprawdy, czasem nadal podobne głupie zagrywki i zaczepki sprawiały mu tyle radości, że ciężko było nie myśleć o nim w kategorii gówniarza.
„Paige.”
Jasnowłosy jeszcze przez chwilę wpatrywał się w trzymaną komórkę, jakby to z niej dobiegł głos Mercury'ego. Może trochę za bardzo skupił się na tym, by w porę odebrać wiadomość zwrotną, gdy czarnowłosy miał inne plany i osobiście postanowił wyjść przed budynek. Poniekąd było to całkiem sprytne zagranie, biorąc pod uwagę, że nieprzypilnowany Hayden mógłby równie dobrze udać się do pobliskiego baru i przeczekać tę katastrofę.
Aha. Czyli jednak podziwiamy obrazy?
Wsunął telefon do kieszeni, zwracając twarz w stronę drzwi. Mógł udać, że niczego nie słyszał, mógł stwierdzić, że brunet mu nie odpisał, ale nie przywykł do łamania złożonych obietnic, a tak się składało, że zdążył już zapewnić, że przyjdzie.
― A ja ci ufałem ― wymruczał pod nosem, będąc zbyt daleko, by chłopak był w stanie go usłyszeć. Zdążył jednak ruszyć już w stronę wejścia, a kiedy tylko znalazł się obok Cullinana, odruchowo złapał go za rękę i odciągnął od przejścia, gdzie przepychało się aż za wiele ludzi. ― To muszą być naprawdę dobre prace ― stwierdził, choć dało się wyczuć, że nie do końca wierzył, by chodziło tylko o obrazy. ― Albo rozdają zajebistego szampana.
Nie omieszkał zgarnąć dla siebie kieliszka z tacy dla gości.
Jasnowłosy jeszcze przez chwilę wpatrywał się w trzymaną komórkę, jakby to z niej dobiegł głos Mercury'ego. Może trochę za bardzo skupił się na tym, by w porę odebrać wiadomość zwrotną, gdy czarnowłosy miał inne plany i osobiście postanowił wyjść przed budynek. Poniekąd było to całkiem sprytne zagranie, biorąc pod uwagę, że nieprzypilnowany Hayden mógłby równie dobrze udać się do pobliskiego baru i przeczekać tę katastrofę.
Aha. Czyli jednak podziwiamy obrazy?
Wsunął telefon do kieszeni, zwracając twarz w stronę drzwi. Mógł udać, że niczego nie słyszał, mógł stwierdzić, że brunet mu nie odpisał, ale nie przywykł do łamania złożonych obietnic, a tak się składało, że zdążył już zapewnić, że przyjdzie.
― A ja ci ufałem ― wymruczał pod nosem, będąc zbyt daleko, by chłopak był w stanie go usłyszeć. Zdążył jednak ruszyć już w stronę wejścia, a kiedy tylko znalazł się obok Cullinana, odruchowo złapał go za rękę i odciągnął od przejścia, gdzie przepychało się aż za wiele ludzi. ― To muszą być naprawdę dobre prace ― stwierdził, choć dało się wyczuć, że nie do końca wierzył, by chodziło tylko o obrazy. ― Albo rozdają zajebistego szampana.
Nie omieszkał zgarnąć dla siebie kieliszka z tacy dla gości.
Tak, chciał mile spędzić ten wieczór nawet w towarzystwie dziewczyny, która do niego zagadała i wydawało mu się, że go zna z widzenia z akademika. To miłe, ale w drugiej strony on w ogóle jej nie pamięta ani nie kojarzy z widzenia. Miał nadzieję, że nie będzie o to go pytać. Wtedy wyszedłby na kompletnego idiotę. Lekko zmarszczył brwi na myśl o tym. To było trudne nie do myślenia o tym, ale chciał coś zmienić w swoim życiu. Nawet w najgorszych sytuacjach rozważał powrót do domu. do tego prawdziwego domu, ale ojciec prawdopodobnie go wyśmieje i każe mu jak najszybciej znaleźć pracę, żeby dokładać się do rodzinnego budżetu. Niby jest jedynakiem, ale ojca ma bardzo wymagającego, czasem go bardzo nienawidzi ale z drugiej strony zawdzięczał mu to, że mógł chodzić do dobrych szkół i się edukować.
Obecnie całkowicie zatopił się w swoich myślach i nagle wpadł na chłopaka o biało-szarych włosach (North). Odruchowo podniósł głowę do góry, żeby zobaczyć na kogo i to był uczeń o bardzo ładnej urodzie. Jego oczy lekko się zaszkliły i szybko spuścił głowę.
- W-Wybacz... To był przypadek, że na Ciebie wpadłem...- powiedział w jego stronę i wykonał lekki ukłon. Potem lekko skinął głową i poszedł w przeciwną stronę. Przerażonym wzrokiem szukał jakiej ławki, a najlepiej na uboczu, aby się uspokoić.
Obecnie całkowicie zatopił się w swoich myślach i nagle wpadł na chłopaka o biało-szarych włosach (North). Odruchowo podniósł głowę do góry, żeby zobaczyć na kogo i to był uczeń o bardzo ładnej urodzie. Jego oczy lekko się zaszkliły i szybko spuścił głowę.
- W-Wybacz... To był przypadek, że na Ciebie wpadłem...- powiedział w jego stronę i wykonał lekki ukłon. Potem lekko skinął głową i poszedł w przeciwną stronę. Przerażonym wzrokiem szukał jakiej ławki, a najlepiej na uboczu, aby się uspokoić.
„Radziłbym uważać.”
Ciemnowłosy uniósł brew, jakby z początku nie zrozumiał przekazu. Ciężko było przewidzieć tego typu scenariusz, gdy jeszcze chwilę temu otwarcie dało się do zrozumienia drugiej osobie, że ma się ją na oku. Dosłownie.
Ale czy zamierzał się poddać?
Nigdy.
Wyglądało na to, że po prostu trafił na kogoś wyjątkowo niedostępnego, co jeszcze bardziej zachęcało chłopaka do podjęcia się wyzwania. O'Brien w miażdżącej większości przypadków nie miał problemów ze zdobyciem zainteresowania ludzi – głównie tych, którzy w pierwszej kolejności oceniali wygląd, jednak to jego ekstrawertyzm sprawiał, że nie miał problemu z odnajdywaniem się w różnych środowiskach.
Obracając się na pięcie, pociągnął kolejny łyk szampana, jakby trunek miał napędzić jego pewność siebie. Tej jednak zdawało się mu nie brakować, gdy z nienagannie wyprostowaną postawą ruszył za białowłosym, dość szybko dorównując mu kroku. Trudno było nie zauważyć go obok siebie, jednak Jake'owi bynajmniej nie zależało na tym, by snuć się jak cień i liczyć na to, że Saturn w którymś momencie zlituje się i uraczy go chociaż słowem. Prawdopodobnie nie zrażało go nawet to, że chłopak miał już towarzystwo.
― Masz całkowitą rację ― odezwał się, nie bacząc na to, że Black wyraźnie nie miał ochoty na kontynuowanie rozmowy, a może po prostu jeszcze o tej ochocie nie wiedział. ― Zdarza mi się być niezdarnym, szczególnie gdy stresuję się tak dużymi wydarzeniami. ― Pokiwał głową z przekonaniem, choć absolutnie nic nie wskazywało na to, by zżerał go stres. ― Za to ty wydajesz się mieć całkiem dobre oko, więc mam nadzieję, że zechcesz zapobiec podobnej tragedii i pozwolisz, żebym dotrzymał ci towarzystwa przez resztę spotkania ― rzucił, unosząc kącik ust w przekonującym uśmiechu, gdy skierował wzrok na profil białowłosego.
Kto mógłby odmówić tym lśniącym, złotym oczom?
Ciemnowłosy uniósł brew, jakby z początku nie zrozumiał przekazu. Ciężko było przewidzieć tego typu scenariusz, gdy jeszcze chwilę temu otwarcie dało się do zrozumienia drugiej osobie, że ma się ją na oku. Dosłownie.
Ale czy zamierzał się poddać?
Nigdy.
Wyglądało na to, że po prostu trafił na kogoś wyjątkowo niedostępnego, co jeszcze bardziej zachęcało chłopaka do podjęcia się wyzwania. O'Brien w miażdżącej większości przypadków nie miał problemów ze zdobyciem zainteresowania ludzi – głównie tych, którzy w pierwszej kolejności oceniali wygląd, jednak to jego ekstrawertyzm sprawiał, że nie miał problemu z odnajdywaniem się w różnych środowiskach.
Obracając się na pięcie, pociągnął kolejny łyk szampana, jakby trunek miał napędzić jego pewność siebie. Tej jednak zdawało się mu nie brakować, gdy z nienagannie wyprostowaną postawą ruszył za białowłosym, dość szybko dorównując mu kroku. Trudno było nie zauważyć go obok siebie, jednak Jake'owi bynajmniej nie zależało na tym, by snuć się jak cień i liczyć na to, że Saturn w którymś momencie zlituje się i uraczy go chociaż słowem. Prawdopodobnie nie zrażało go nawet to, że chłopak miał już towarzystwo.
― Masz całkowitą rację ― odezwał się, nie bacząc na to, że Black wyraźnie nie miał ochoty na kontynuowanie rozmowy, a może po prostu jeszcze o tej ochocie nie wiedział. ― Zdarza mi się być niezdarnym, szczególnie gdy stresuję się tak dużymi wydarzeniami. ― Pokiwał głową z przekonaniem, choć absolutnie nic nie wskazywało na to, by zżerał go stres. ― Za to ty wydajesz się mieć całkiem dobre oko, więc mam nadzieję, że zechcesz zapobiec podobnej tragedii i pozwolisz, żebym dotrzymał ci towarzystwa przez resztę spotkania ― rzucił, unosząc kącik ust w przekonującym uśmiechu, gdy skierował wzrok na profil białowłosego.
Kto mógłby odmówić tym lśniącym, złotym oczom?
ROSO, NADCHODZĘ
Ciche westchnięcie wydostało się z ust Bianci. Nie lubiła zatłoczonych miejsc. Zawsze miała wrażenie, że się w nich dusi. Gdyby nie jej gra aktorska najpewniej już dawno wyleciałaby stąd z krzykiem.
Szczęśliwie zauważyła Rosę pośród tłumu staruszków, dzieci i dorosłych. Zamierzała zwrócić jej zgubę i natychmiast stąd spingalać. Nadmiar sztuki zdecdyowanie jej szkodził. Nie czuła się zainspirowana - raczej znudzona, zniesmaczona i zmęczona naraz. Ci wszyscy ludzie... zachowywali się jak zwierzęta. Pchali się, deptali po sobie niczym typowe Karyny i Janusze.
Zaczęła przeciskać się przez grupkę ludzi, zmierzając w kierunku Rosy. Trochę zajęło, nim znalazła się tuż obok niej.
Ouuu! Jednak jakimś cudem nie zapomniał go całkowicie. Ba nawet pamiętał gdzie i w jakiej sytuacji się spotkali. No to Riley właśnie zgarnął właśnie gdzieś tam jakiegoś plusa za to, jeszcze parę i dostanie nagrodę od losu. Ach! No ale tak na poważnie to lekko się ucieszył, że po wyjściu z sali automatycznie o nim nie zapomniał.
- och nie masz co się martwić, nie jesteś aż, tak gorszy od tej małej słodkiej grupki. A co do spotkania to w sumie też miałam nadzieję, że się spotkamy jeszcze. Być może uda mi się również zdobyć twój numer, ale to później.
Nie ma co owijać w bawełnę. Jak się czegoś czasami chce to najlepiej walić prosto z mostu, bo nie można przecież oczekiwać, że ktoś się domyśli tego, czego pragnie druga osoba. Oczywiście to nie tak, że chciał jego numer z jakiegoś konkretnego powodu (poza faktem, że książka telefoniczna w telefonie świeci zwyczajnie pustkami), ale być może kiedyś zechce gdzieś wyjść i będzie mógł kogoś zgarnąć, by nie łazić samemu.
- nie, nie... tym razem jestem tu prywatnie. Znaczy no, szkoła mnie tu wysłała. I sama z siebie chciałam w sumie też zobaczyć coś, czego nigdy nie widziałam. Do dziś byłam taką „dziewicą” wystawową.
Uśmiechnął się lekko do niego i już miał jeszcze coś dodać, gdy dołączył do nich ktoś trzeci. Spojrzał więc na przybyłego chłopaka i lekko się ukłonił.
- nie musisz nawet pytać, znaczy to nie tak, że chce, ale … noo... chętnie potowarzyszę wam przy oglądaniu wystawy.
Już miał ruszyć w stronę wystawy, gdy nagle się odwrócił w stronę Jaya. W sumie to nawet jeszcze się nie przywitał ani nic, co za gapa..
- ach! Wybacz, że dopiero teraz. Witam i miło mi poznać, możesz mi mówić Nika.
No! Całe szczęście udało mu się to naprawić i w sumie mogli się już udać do sali, która jeszcze chwilę temu była zamknięta dla ciekawskich.
- och nie masz co się martwić, nie jesteś aż, tak gorszy od tej małej słodkiej grupki. A co do spotkania to w sumie też miałam nadzieję, że się spotkamy jeszcze. Być może uda mi się również zdobyć twój numer, ale to później.
Nie ma co owijać w bawełnę. Jak się czegoś czasami chce to najlepiej walić prosto z mostu, bo nie można przecież oczekiwać, że ktoś się domyśli tego, czego pragnie druga osoba. Oczywiście to nie tak, że chciał jego numer z jakiegoś konkretnego powodu (poza faktem, że książka telefoniczna w telefonie świeci zwyczajnie pustkami), ale być może kiedyś zechce gdzieś wyjść i będzie mógł kogoś zgarnąć, by nie łazić samemu.
- nie, nie... tym razem jestem tu prywatnie. Znaczy no, szkoła mnie tu wysłała. I sama z siebie chciałam w sumie też zobaczyć coś, czego nigdy nie widziałam. Do dziś byłam taką „dziewicą” wystawową.
Uśmiechnął się lekko do niego i już miał jeszcze coś dodać, gdy dołączył do nich ktoś trzeci. Spojrzał więc na przybyłego chłopaka i lekko się ukłonił.
- nie musisz nawet pytać, znaczy to nie tak, że chce, ale … noo... chętnie potowarzyszę wam przy oglądaniu wystawy.
Już miał ruszyć w stronę wystawy, gdy nagle się odwrócił w stronę Jaya. W sumie to nawet jeszcze się nie przywitał ani nic, co za gapa..
- ach! Wybacz, że dopiero teraz. Witam i miło mi poznać, możesz mi mówić Nika.
No! Całe szczęście udało mu się to naprawić i w sumie mogli się już udać do sali, która jeszcze chwilę temu była zamknięta dla ciekawskich.
Tuż po oficjalnym otwarciu galerii, odczekał chwilę, pozwalając na to, by co bardziej ciekawi dzieł goście przeszli do sali jako pierwsi. Hatheway nie spieszył się zbytnio, a nawet jeśli tak było – był drugą osobą w kolejności, której wypadało zostać jak najdłużej.
Gdy uznał, że ścisk nieznacznie się zmniejszył, odruchowo poprawił mankiety, zanim ruszył w głąb sali. Starał się nie zwracać uwagi na puste ramy na ścianach, choć nie dało się ukryć, że całość faktycznie prezentowała się dość skąpo. Na szczęście czarnowłosemu udawało się przejść obok z całkowicie neutralnym wyrazem twarzy, który pozwolił na to, by wszelkie myśli, które kłębiły się w jego głowie, pozostały bezpiecznie zamknięte.
Wreszcie przystanął przed jednym z obrazów, który autor określił jako portret ojca. Nie miał żadnych konkretnych pobudek w wyborze akurat tego dzieła. Możliwe, że całkiem dobrze wychodziło mu udawanie zainteresowanego, gdy z uwagą przesuwał wzrokiem po fakturze dzieła, jakby skupiał się nie tylko na tym co przedstawiało, ale też na sposobie, w jaki twórca nakładał farbę. W rzeczywistości dochodził do wniosku, że mężczyzna musiał mieć poważne problemy ze swoim staruszkiem – ewentualnie z samym sobą. Albo jedno i drugie.
Gdy uznał, że ścisk nieznacznie się zmniejszył, odruchowo poprawił mankiety, zanim ruszył w głąb sali. Starał się nie zwracać uwagi na puste ramy na ścianach, choć nie dało się ukryć, że całość faktycznie prezentowała się dość skąpo. Na szczęście czarnowłosemu udawało się przejść obok z całkowicie neutralnym wyrazem twarzy, który pozwolił na to, by wszelkie myśli, które kłębiły się w jego głowie, pozostały bezpiecznie zamknięte.
Wreszcie przystanął przed jednym z obrazów, który autor określił jako portret ojca. Nie miał żadnych konkretnych pobudek w wyborze akurat tego dzieła. Możliwe, że całkiem dobrze wychodziło mu udawanie zainteresowanego, gdy z uwagą przesuwał wzrokiem po fakturze dzieła, jakby skupiał się nie tylko na tym co przedstawiało, ale też na sposobie, w jaki twórca nakładał farbę. W rzeczywistości dochodził do wniosku, że mężczyzna musiał mieć poważne problemy ze swoim staruszkiem – ewentualnie z samym sobą. Albo jedno i drugie.
Dwa razy proponowano mu szampana i dwa razy odmówił, wychodząc z założenia, że każda przyjemność miała swój jeden dzień, podczas którego cieszyła najbardziej. A dziś zdecydowanie nie był dzień alkoholu. Uśmiechał się więc tylko sympatycznie i kiwał głową na boki, kontynuując przechadzkę. W pewnym momencie nabrał wrażenie, że w całym tym samotnym spacerze wcale nie jest sam. Później pomyślał, że przecież znajdował się na otwarciu galerii sztuki i dookoła była masa ludzi. Sam nie wiedział, ile zajęło mu zorientowanie się w sytuacji. Dopiero po dobrych kilku minutach zerknął wcale nie dyskretne na bok, od razu rejestrując kwitnący na ustach uśmiech. Z wrażenia aż się zatrzymał. Zaraz przytknął wierzch dłoni do warg, tłumiąc rozbawiony uśmiech. Polecił też głową na boki, obracając się ku znajomej twarzy.
- Długo już mnie tak śledzisz? - już nawet wyciągał w jego kierunku rękę, chcąc pochwycić go za szlufkę i przyciągnąć, gdy ktoś niespodziewanie zjawił się obok, wpadając na Callahana. Gdyby młody panicz w porę nie zrobił kroku w tył, prawdopodobnie sam wmieszałby się w kontakt fizyczny z obcym chłopakiem. Ten jednak szybko odszedł, pozostawiając po sobie jedynie dźwięk przeprosin.
- Widzisz. Tak dobrze wyglądasz, że prócz mnie leci na ciebie cała reszta - subtelny uśmiech zawitał na licu Clawericha, gdy ten raz jeszcze zbliżył się do towarzysza, poprawiając mu lekko naruszoną marynarkę. - Choć nie jestem pewny, czy mi w tym dorównują.
- Długo już mnie tak śledzisz? - już nawet wyciągał w jego kierunku rękę, chcąc pochwycić go za szlufkę i przyciągnąć, gdy ktoś niespodziewanie zjawił się obok, wpadając na Callahana. Gdyby młody panicz w porę nie zrobił kroku w tył, prawdopodobnie sam wmieszałby się w kontakt fizyczny z obcym chłopakiem. Ten jednak szybko odszedł, pozostawiając po sobie jedynie dźwięk przeprosin.
- Widzisz. Tak dobrze wyglądasz, że prócz mnie leci na ciebie cała reszta - subtelny uśmiech zawitał na licu Clawericha, gdy ten raz jeszcze zbliżył się do towarzysza, poprawiając mu lekko naruszoną marynarkę. - Choć nie jestem pewny, czy mi w tym dorównują.
- Brenda? Em... Jasne... Znaczy tak. - spojrzał na nią nieco zdezorientowany i zaraz poszedł za nią machając Saturnowi na pożegnanie. Przystanął na uboczu i zabrał dwa kieliszki szampana, które zaoferował im kelner. Podał jej jeden i uśmiechnął się.
- Nic konkretnego. Pewnie wrócę do domu. - odparł zgodnie z prawdą i pozwolił sobie krótko przesunąć wzrokiem po sylwetce dziewczyny - Ładnie wyglądasz. - odchrząknął i poprawił rękawy swojej koszuli. Zaraz skupił się na przemowie i właściwym otwarciu wystawy. Uniósł kieliszek w niemym toaście posyłając Brendzie nieco rozbawione spojrzenie i upił nieco szampana. Przysunął się w jej stronę, by wzięła go pod rękę i gdy to zrobiła, powoli ruszył w stronę wystawy.
- A ty masz jakieś plany na później, hmm?
- Nic konkretnego. Pewnie wrócę do domu. - odparł zgodnie z prawdą i pozwolił sobie krótko przesunąć wzrokiem po sylwetce dziewczyny - Ładnie wyglądasz. - odchrząknął i poprawił rękawy swojej koszuli. Zaraz skupił się na przemowie i właściwym otwarciu wystawy. Uniósł kieliszek w niemym toaście posyłając Brendzie nieco rozbawione spojrzenie i upił nieco szampana. Przysunął się w jej stronę, by wzięła go pod rękę i gdy to zrobiła, powoli ruszył w stronę wystawy.
- A ty masz jakieś plany na później, hmm?
― Pomyślałem, że będziesz się nudził ― odpowiedział, jednocześnie obrzucając nagabującą go dziewczynę pozbawionym wyrazu spojrzeniem. Raczej ciężko było uwierzyć, że przyszedł tu tylko po to, by dotrzymać Thatcherowi towarzystwa – w końcu każda okazja była dobra, by uzbierać dodatkowe plusy w Riverdale. Nieznajoma dała mu tylko dodatkowy powód do uznania, że na całe szczęście nie rozmyślił się w ostatniej chwili. Na razie jednak nie zamierzał porzucać roli biernego obserwatora. Jedynie złotooki mógł poczuć subtelny gest, gdy Grimshaw poruszył dłonią i jej wierzchem otarł się o jego rękę.
„Chcesz się z nami przejść dookoła?”
Cały Winchester. Zawsze przygarniał zbłąkane owieczki.
― Ryan ― zdawkowa odpowiedź doskonale zgrywała się z jego zdystansowaną postawą i kompletnie przeczyła temu, w jaki sposób Thatcher zwrócił się do niego jeszcze przed chwilą. Jednocześnie ciężko było uwierzyć w to, że postanowił skłamać w obecności dziewczyny, nawet jeśli nie sądził, by w przyszłości miała nadarzyć się okazja na ich ponowne spotkanie. Zresztą nie potrafił obchodzić się z dziećmi.
Może jest starsza niż wygląda.
Nie zamierzał długo się nad tym zastanawiać, zważywszy na to, że goście już zaczęli przechodzić do sali głównej, by podziwiać prace właściciela galerii. Czas na punk kulminacyjny?
„Chcesz się z nami przejść dookoła?”
Cały Winchester. Zawsze przygarniał zbłąkane owieczki.
― Ryan ― zdawkowa odpowiedź doskonale zgrywała się z jego zdystansowaną postawą i kompletnie przeczyła temu, w jaki sposób Thatcher zwrócił się do niego jeszcze przed chwilą. Jednocześnie ciężko było uwierzyć w to, że postanowił skłamać w obecności dziewczyny, nawet jeśli nie sądził, by w przyszłości miała nadarzyć się okazja na ich ponowne spotkanie. Zresztą nie potrafił obchodzić się z dziećmi.
Może jest starsza niż wygląda.
Nie zamierzał długo się nad tym zastanawiać, zważywszy na to, że goście już zaczęli przechodzić do sali głównej, by podziwiać prace właściciela galerii. Czas na punk kulminacyjny?
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach