▲▼
Ryan Fortin siedział w sali przesłuchań już od dłuższego czasu. Rozstawiony przed nim laptop i notatki wręcz czekały na przybycie osoby, którą miał przesłuchać. I nic dziwnego. Sam chciał jak najszybciej zakończyć tę kłopotliwą sprawę, nawet jeśli zdawał sobie sprawę, że będzie się ona za nimi ciągnąć co najmniej przez kilka najbliższych dni. Gdy tylko białowłosy chłopak został wprowadzony do sali, mężczyzna podniósł na niego wzrok.
— Siadaj. Odzyskałeś zdolność mowy po angielsku bądź francusku czy mam załatwić tłumacza? Ściągnięcie go zajmie nam nieco czasu. Oczywiście za opóźnienie jak i jego wynajęcie zapłaci twoja rodzina. Jeśli jednak rozumiesz, dobrze ci radzę byś przestał z nami pogrywać i przestał pogarszać własną sytuację. Nie jesteśmy twoimi wrogami, dopóki sam ich z nas nie uczynisz.
Krótkie ostrzeżenie bez wątpienia sugerowało, że Fortin nie był osobą z której można było robić idiotę. Nienawidził, gdy dzieciaki uważały się za mądrzejsze od niego i próbowały go przechytrzyć takimi głupimi zagrywkami.
— Jak już zapewne słyszałeś, nazywam się Ryan Fortin i będę prowadził twoją sprawę osobiście. Na początek
zaczniemy od formalności. Składanie fałszywych zeznań czy utrudnianie śledztwa. Zgodnie z artykułem 140, punktem 1. Każdy kto, składając zeznanie mające służyć za dowód w postępowaniu sądowym lub w innym postępowaniu prowadzonym na podstawie ustaw utrudnia je poprzez:
a) złożenie fałszywego oświadczenia, w którym oskarża się inną osobę o popełnienie przestępstwa;
b) czynienie czegokolwiek, co ma na celu spowodowanie, aby jakakolwiek inna osoba była podejrzewana o popełnienie przestępstwa, którego druga osoba nie popełniła lub aby odwrócić od siebie podejrzenia;
c) zgłaszanie, że przestępstwo zostało popełnione, gdy nie zostało popełnione;
d) zgłaszanie lub w jakikolwiek inny sposób ujawnienie lub spowodowanie ujawnienia, że on lub inna osoba zmarła, gdy on lub ona nie umarła.
Podpunkt 2: Każdy, kto dopuszcza się sfałszowania informacji:
a) jest winny przestępstwa ściganego z oskarżenia i podlega karze pozbawienia wolności na okres nieprzekraczający pięciu lat; lub b) jest winny popełnienia przestępstwa podlegającego karze doraźnej. Zrozumiałeś?
Upewnił się mówiąc głośno i wyraźnie. Zaraz po tym jego palce wylądowały na klawiaturze komputera.
— Jeśli tak, zaczynamy. Przedstaw się. Imię, nazwisko, wiek, pochodzenie, powiedz co robiłeś na balu i opowiedz swoją wersję wydarzeń. Jak do tego doszło i jaki miałeś w tym swój udział?
First topic message reminder :
Hank podrapał się po głowie. Albo te dzieciaki coś kombinują albo ktoś miał faktycznie niezły ubaw.
- Powiedz mi Cyrille, znasz może Natalie Lacrose? - zagadnął, po czym przygryzł lekko długopis. Próbował jakoś posklejać tę składankę i niestety nic sensownego mu nie wychodziło.
- Powiedz mi Cyrille, znasz może Natalie Lacrose? - zagadnął, po czym przygryzł lekko długopis. Próbował jakoś posklejać tę składankę i niestety nic sensownego mu nie wychodziło.
Cyrille przekrzywił lekko głowę w bok słysząc to pytanie. Szczerze powiedziawszy nieco go to zaskoczyło. Co wspólnego z tym miała Natalie? W miarę szybko postarał się jednak to ukryć. Tsk...
- Tak, znam ją.- wyznał zgodnie z prawdą. - Mogę spytać skąd takie pytanie?
- Tak, znam ją.- wyznał zgodnie z prawdą. - Mogę spytać skąd takie pytanie?
Policjant podrapał się z namysłem po głowie. Czyżby te dzieciaki były serio tak głupie...?
- Cóż Cyrille... szczerze mówiąc... - zanim jednak zdążył wygłosić swoją teorie, inny policjant wszedł do sali. Nachylił się koło Hanka i zaczął szeptać mu coś do ucha. Ten pokiwał kilka razy głową. Potem uśmiechnął się lekko. - Dobra, rozumiem. Weź jeszcze to. To też pomoże - wręczył mu dowód przyniesiony przez Cyrille'a. Policjant spojrzał na kartkę, otworzył szczerzej oczy, wziął ją i szybko wyszedł z pokoju.
Hank znów został sam z chłopakiem. Zamknął notes i westchnął.
- Cóż Cyrille, wygląda na to, że sprawa powoli dobiega końca. Przyniesiony przez ciebie dowód na pewno pomoże, teraz zajmą się nim specjaliści. Jeśli będę miał do ciebie jeszcze jakieś pytania, to dam znać. Teraz jesteś wolny.
- Cóż Cyrille... szczerze mówiąc... - zanim jednak zdążył wygłosić swoją teorie, inny policjant wszedł do sali. Nachylił się koło Hanka i zaczął szeptać mu coś do ucha. Ten pokiwał kilka razy głową. Potem uśmiechnął się lekko. - Dobra, rozumiem. Weź jeszcze to. To też pomoże - wręczył mu dowód przyniesiony przez Cyrille'a. Policjant spojrzał na kartkę, otworzył szczerzej oczy, wziął ją i szybko wyszedł z pokoju.
Hank znów został sam z chłopakiem. Zamknął notes i westchnął.
- Cóż Cyrille, wygląda na to, że sprawa powoli dobiega końca. Przyniesiony przez ciebie dowód na pewno pomoże, teraz zajmą się nim specjaliści. Jeśli będę miał do ciebie jeszcze jakieś pytania, to dam znać. Teraz jesteś wolny.
Siedział już w odpowiedniej sali, gdy dwóch sierżantów wraz z samym Inspektorem wybrali się na korytarz, by dopilnować młodzieńca posądzonego o morderstwo. Tak na wypadek, gdyby ten nie miał pewności co do korytarza, w który powinien skręcić. Portrecista w tym czasie przygotował miejsce pracy, dopinając wszystko na ostatni guzik, czego idealnym potwierdzeniem zostały pedantycznie ułożone przedmioty takie jak szkicownik, notatnik, kilka ołówków i długopisów...
Czego tak się boisz, Sketch?
Spojrzał z ukosa na wyszczerzoną mordę jelenia, przez dłuższą chwilę studiując jej wyraz. Jakby w ciągu kilku tygodni, czy miesięcy miała się jakkolwiek zmienić. I zmieniła. Wykrzywiał ją znacznie bardziej paskudny wyraz niż zwykle.
Niczego.
Przymknął oczy, odchylając się nieco na krześle, by wygodnie wesprzeć nadgarstek na krawędzi blatu. Nie miał nic innego do roboty, jak czekać, aż wezwany do złożenia zeznać młodzieniec pojawi się w progu pomieszczenia wraz z Inspektorem, który osobiście zechciał zając się tą konkretną sprawą.
Czego tak się boisz, Sketch?
Spojrzał z ukosa na wyszczerzoną mordę jelenia, przez dłuższą chwilę studiując jej wyraz. Jakby w ciągu kilku tygodni, czy miesięcy miała się jakkolwiek zmienić. I zmieniła. Wykrzywiał ją znacznie bardziej paskudny wyraz niż zwykle.
Niczego.
Przymknął oczy, odchylając się nieco na krześle, by wygodnie wesprzeć nadgarstek na krawędzi blatu. Nie miał nic innego do roboty, jak czekać, aż wezwany do złożenia zeznać młodzieniec pojawi się w progu pomieszczenia wraz z Inspektorem, który osobiście zechciał zając się tą konkretną sprawą.
Kiedy dostał wezwanie do złożenia zeznań na komendzie, serce zaczęło walić mu jak szalone. Na szczęście był profesjonalistą. Szybko się opanował i zręcznie uniknął ciekawskich pytań siostry. Ruszył do łazienki, gdzie przemył twarz wodą i wziął kilka głębokich wdechów.
Nic na mnie nie mają. Nic nie mogą mieć. To pewnie jakaś pierdoła, którą zawracają mi głowę. Tak.
Z tym przeświadczeniem zebrał się i ruszył na komendę. Oczywiście droga zajęła swoje. W tym czasie Nekke zdążył stworzyć kilkadziesiąt różnych scenariuszy, nieświadom nawet tego, co go jeszcze czeka. Bał się tylko, że na miejscu zobaczy Sigrunn. To byłby już niemal gwóźdź do trumny. Co nie oznaczałoby poddania się. O nie.
Dotarł wreszcie na miejsce, gdzie zgłosił się w odpowiednim miejscu. Potem grzecznie go zaprowadzono tam, gdzie trzeba i wreszcie znalazł się w pokoju przesłuchań.
- Dobry - rzucił do osoby siedzącej już w środku, a potem zajął swoje miejsce.
Szczerze mówiąc bardziej przyzwyczajony był do siedzenia po drugiej stronie. Ojciec czasem zabierał go na przesłuchania, kiedy Koss był młodszy i jeszcze mieszkał w Japonii. A teraz mieli przesłuchiwać jego.
- Dowiem się wreszcie, w jakiej sprawie zostałem tu wezwany? - zagadnął z przemiłym uśmiechem, którym raczył niemal każdą napotkaną osobę. Ot, niegroźny, azjatycki student. O co go tu podejrzewać?
Nic na mnie nie mają. Nic nie mogą mieć. To pewnie jakaś pierdoła, którą zawracają mi głowę. Tak.
Z tym przeświadczeniem zebrał się i ruszył na komendę. Oczywiście droga zajęła swoje. W tym czasie Nekke zdążył stworzyć kilkadziesiąt różnych scenariuszy, nieświadom nawet tego, co go jeszcze czeka. Bał się tylko, że na miejscu zobaczy Sigrunn. To byłby już niemal gwóźdź do trumny. Co nie oznaczałoby poddania się. O nie.
Dotarł wreszcie na miejsce, gdzie zgłosił się w odpowiednim miejscu. Potem grzecznie go zaprowadzono tam, gdzie trzeba i wreszcie znalazł się w pokoju przesłuchań.
- Dobry - rzucił do osoby siedzącej już w środku, a potem zajął swoje miejsce.
Szczerze mówiąc bardziej przyzwyczajony był do siedzenia po drugiej stronie. Ojciec czasem zabierał go na przesłuchania, kiedy Koss był młodszy i jeszcze mieszkał w Japonii. A teraz mieli przesłuchiwać jego.
- Dowiem się wreszcie, w jakiej sprawie zostałem tu wezwany? - zagadnął z przemiłym uśmiechem, którym raczył niemal każdą napotkaną osobę. Ot, niegroźny, azjatycki student. O co go tu podejrzewać?
Przednie nogi krzesła, na którym się bujał, stuknęły o podłogę, gdy tylko drzwi sali przesłuchań skrzypnęły, uchylając się przed wchodzącymi osobami. Od razu spojrzał na Inspektora, jakby wciąż nie wiedział, po co tu siedzi. I może właśnie tak było. Nim jednak zdążyłby jakkolwiek się odezwać, starszy mężczyzna dowodzący całą tą wesołą gromadką uprzedził go, zabierając głos.
- Myślę, że doskonale wiesz, co tu robisz - Inspektor zajął miejsce naprzeciw studenta, rzucając krótkie spojrzenie w stronę portrecisty. Ten, wbrew oczekiwaniom nie drgnął ani o centymetr, wciąż wpatrując się niby to znużonym spojrzeniem w szkicownik.
- Odpowiesz mi na przykład na pytanie, co robiłeś dnia 20 października około godziny 23?
- Myślę, że doskonale wiesz, co tu robisz - Inspektor zajął miejsce naprzeciw studenta, rzucając krótkie spojrzenie w stronę portrecisty. Ten, wbrew oczekiwaniom nie drgnął ani o centymetr, wciąż wpatrując się niby to znużonym spojrzeniem w szkicownik.
- Odpowiesz mi na przykład na pytanie, co robiłeś dnia 20 października około godziny 23?
Koss rozsiadł się tak, jakby był ze znajomymi w knajpie. Trochę się tak czuł. A że nikogo tutaj nie znał? Ten portrecista wyglądał na równego gościa. Pewnie nim nie był, ale w swojej głowie za takiego go uznał. Podrapał się po policzku. Jakiś twardogłowy oficer się tu trafił co?
- W takim razie polecam przestać myśleć i skupić się na faktach - znów uśmiechnął się przemiło do inspektora. Trochę go męczyły takie pierdoły. To fajnie wygląda na filmach, ale jest irytujące, kiedy nie jest się zestresowanym nastolatkiem, który musi drżeć o swoje życie i dwa skręty, które trzyma w wewnętrznej kieszeni.
Westchnął, słysząc to niedorzeczne pytanie.
- Panie dobry, żebym ja pamiętał co ja wczoraj robiłem - odpowiedział i wzruszył ramionami. - Cóż, zapewne zaraz mnie pan uświadomi. Co zbroiłem? Nasikałem komuś do basenu? Popchnąłem jakąś staruszkę? Ukradłem batonika ze sklepu? - spytał swobodnie, chociaż wiedział, że chodzi o coś innego. Inaczej nie ściągaliby go na komendę.
Oby to tylko nie było to, o czego się obawiał.
- W takim razie polecam przestać myśleć i skupić się na faktach - znów uśmiechnął się przemiło do inspektora. Trochę go męczyły takie pierdoły. To fajnie wygląda na filmach, ale jest irytujące, kiedy nie jest się zestresowanym nastolatkiem, który musi drżeć o swoje życie i dwa skręty, które trzyma w wewnętrznej kieszeni.
Westchnął, słysząc to niedorzeczne pytanie.
- Panie dobry, żebym ja pamiętał co ja wczoraj robiłem - odpowiedział i wzruszył ramionami. - Cóż, zapewne zaraz mnie pan uświadomi. Co zbroiłem? Nasikałem komuś do basenu? Popchnąłem jakąś staruszkę? Ukradłem batonika ze sklepu? - spytał swobodnie, chociaż wiedział, że chodzi o coś innego. Inaczej nie ściągaliby go na komendę.
Oby to tylko nie było to, o czego się obawiał.
Ryan Fortin siedział w sali przesłuchań już od dłuższego czasu. Rozstawiony przed nim laptop i notatki wręcz czekały na przybycie osoby, którą miał przesłuchać. I nic dziwnego. Sam chciał jak najszybciej zakończyć tę kłopotliwą sprawę, nawet jeśli zdawał sobie sprawę, że będzie się ona za nimi ciągnąć co najmniej przez kilka najbliższych dni. Gdy tylko białowłosy chłopak został wprowadzony do sali, mężczyzna podniósł na niego wzrok.
— Siadaj. Odzyskałeś zdolność mowy po angielsku bądź francusku czy mam załatwić tłumacza? Ściągnięcie go zajmie nam nieco czasu. Oczywiście za opóźnienie jak i jego wynajęcie zapłaci twoja rodzina. Jeśli jednak rozumiesz, dobrze ci radzę byś przestał z nami pogrywać i przestał pogarszać własną sytuację. Nie jesteśmy twoimi wrogami, dopóki sam ich z nas nie uczynisz.
Krótkie ostrzeżenie bez wątpienia sugerowało, że Fortin nie był osobą z której można było robić idiotę. Nienawidził, gdy dzieciaki uważały się za mądrzejsze od niego i próbowały go przechytrzyć takimi głupimi zagrywkami.
— Jak już zapewne słyszałeś, nazywam się Ryan Fortin i będę prowadził twoją sprawę osobiście. Na początek
zaczniemy od formalności. Składanie fałszywych zeznań czy utrudnianie śledztwa. Zgodnie z artykułem 140, punktem 1. Każdy kto, składając zeznanie mające służyć za dowód w postępowaniu sądowym lub w innym postępowaniu prowadzonym na podstawie ustaw utrudnia je poprzez:
a) złożenie fałszywego oświadczenia, w którym oskarża się inną osobę o popełnienie przestępstwa;
b) czynienie czegokolwiek, co ma na celu spowodowanie, aby jakakolwiek inna osoba była podejrzewana o popełnienie przestępstwa, którego druga osoba nie popełniła lub aby odwrócić od siebie podejrzenia;
c) zgłaszanie, że przestępstwo zostało popełnione, gdy nie zostało popełnione;
d) zgłaszanie lub w jakikolwiek inny sposób ujawnienie lub spowodowanie ujawnienia, że on lub inna osoba zmarła, gdy on lub ona nie umarła.
Podpunkt 2: Każdy, kto dopuszcza się sfałszowania informacji:
a) jest winny przestępstwa ściganego z oskarżenia i podlega karze pozbawienia wolności na okres nieprzekraczający pięciu lat; lub b) jest winny popełnienia przestępstwa podlegającego karze doraźnej. Zrozumiałeś?
Upewnił się mówiąc głośno i wyraźnie. Zaraz po tym jego palce wylądowały na klawiaturze komputera.
— Jeśli tak, zaczynamy. Przedstaw się. Imię, nazwisko, wiek, pochodzenie, powiedz co robiłeś na balu i opowiedz swoją wersję wydarzeń. Jak do tego doszło i jaki miałeś w tym swój udział?
Po wykonaniu badania na obecność narkotyków wszedł do pustej sali bez okien, dobrowolnie.
Nie było najmniejszego sensu stawania oporu. Policjant, który do prowadził do szarej sali był dwa razy większy od niego i silniejszy. Nie będzie siłował się z facetem, który jest wyszkolony z radzeniem sobie z oporem z strony nastolatków, czy również młodych, niedoświadczonych dorosłych, którzy chcą jeszcze poszaleć. Zanim ich życie wkroczy w rutynę. Fuse chciał tego wieczoru poszaleć, oderwać się od gnębiących go zmartwień, które przyczepiły się do niego jak rzep do psiego ogona. Podsumowując w jednym słowie. Uciążliwe. Usiadł na rozkładanym krześle, na przeciwko policjanta, który nie spuszczał z niego wzroku, ani na sekundę. Przecież taki chuderlak jak on nic nie zrobi, nawet nie ucieknie z tego pomieszczenia. A jeśli nawet to na korytarzu, przy drzwiach stał policjant, który pilnował, aby podejrzany nie uciekł.
Przyglądał się mężczyźnie, który zaczął swój monolog. Początek był nudny, bo funkcjonariusz musiał mu przedstawić punkty kodeksu karnego, jakie obowiązują w Kanadzie. Wysłuchał to z uwagą, bo musiał przyswoić nowe informacje, które mogą być kluczowe w jego obecnej sytuacji. Nigdy nie spodziewał się że wyląduje kiedykolwiek na komisariacie. Przynajmniej, kiedy cała ta afera z narkotykami ucichnie, będzie mógł opowiedzieć swoim znajomym o swojej przygodzie, przy okazji śmiejąc się przy tym. Ale to nie był czas na żarty. Musiał ogarnąć swój mózg i powiedzieć coś po angielsku, bo jak coś powie po chińsku, to wtedy na bank załatwią mu tłumacza i jego ojciec będzie musiał za niego zapłacić. A to na pewno by go nie zadowoliło. Na samą myśl o tym, ciężko westchnął przechylając przy tym głowę w bok. Kiedy przyszła pora na jego monolog lekko otworzył usta. Chciał coś powiedzieć, ale po chwili je zamknął. Po chwili zrobił to samo i tym razem zmusił siebie do mówienia.
- Nazywam się Kakuei Fuse. Lat 19. Pochodzę z Chin,a dokładniej z Fuzhou. Na bal przyszedłem spontanicznie. Zobaczyć jak to będzie wyglądało i jaka będzie atmosfera. A skończyło się na tym, że zostałem tam na trochę dłużej. Wpiłem trochę ponczu, zagłosowałem na króla i królową balu oraz przeklinałem los, że musiałem tutaj wrócić. Następnie poszedłem po którąś z kolei dolewkę ponczu i przypadkowo wpadłem na dziewczynę o imieniu Lei. To ta, która zadawała dziwne pytania, na przykład czy będzie musieli nas skuć w kajdanki w gabinecie dyrektora. Ale wracając... Wypiłem z nią może jeszcze jedną dolewkę ponczu i następnie coś ona zaczęła bredzić jakiś "kreskach"... Zaciągnęła mnie do męskiej toalety i tam spotkaliśmy Victora. To ten co uważa się za ważniaka... Później ona wyjęła z swojej torebki narkotyk, zaczęła dzielić nam na porcje i później po kolei zaczęliśmy zażywać. Ja nie zażyłem całej dawki, bo nie chciałem doprowadzić swojego organizmu na skraj śmierci. I wtedy między tamtą dwójką zaczęła się jakaś sprzeczka, o jakiegoś chłopaka - powiedział wszystko jak na spowiedzi, ale podczas mówienia czuł jakiś dziwny dyskomfort, że podczas mówienia ktoś szepcze mu do ucha i podpowiada w jaki sposób to ma mówić oraz jak ma to wszystko akcentować. Próbował to "coś" wyrzucić z swojej głowy, ale to nic nie pomagało. Nagle nieświadomie jego kąciki ust, zaczęły powoli unosić się do góry. Gdy na jego twarzy namalował się uśmiech szybko zakrył ust dłonią i pochylił się do przodu kaszląc. Przepraszam, Lei, że ciebie wsypałem, że powiedziałem prawdę, ale inaczej nie potrafię... Przeprosił dziewczynę w myślach. Nie chciał tego robić, ale nie potrafił kłamać. Miał nadzieję, że jak wszystko się uspokoi, to o wszystkim zapomną.
Nie było najmniejszego sensu stawania oporu. Policjant, który do prowadził do szarej sali był dwa razy większy od niego i silniejszy. Nie będzie siłował się z facetem, który jest wyszkolony z radzeniem sobie z oporem z strony nastolatków, czy również młodych, niedoświadczonych dorosłych, którzy chcą jeszcze poszaleć. Zanim ich życie wkroczy w rutynę. Fuse chciał tego wieczoru poszaleć, oderwać się od gnębiących go zmartwień, które przyczepiły się do niego jak rzep do psiego ogona. Podsumowując w jednym słowie. Uciążliwe. Usiadł na rozkładanym krześle, na przeciwko policjanta, który nie spuszczał z niego wzroku, ani na sekundę. Przecież taki chuderlak jak on nic nie zrobi, nawet nie ucieknie z tego pomieszczenia. A jeśli nawet to na korytarzu, przy drzwiach stał policjant, który pilnował, aby podejrzany nie uciekł.
Przyglądał się mężczyźnie, który zaczął swój monolog. Początek był nudny, bo funkcjonariusz musiał mu przedstawić punkty kodeksu karnego, jakie obowiązują w Kanadzie. Wysłuchał to z uwagą, bo musiał przyswoić nowe informacje, które mogą być kluczowe w jego obecnej sytuacji. Nigdy nie spodziewał się że wyląduje kiedykolwiek na komisariacie. Przynajmniej, kiedy cała ta afera z narkotykami ucichnie, będzie mógł opowiedzieć swoim znajomym o swojej przygodzie, przy okazji śmiejąc się przy tym. Ale to nie był czas na żarty. Musiał ogarnąć swój mózg i powiedzieć coś po angielsku, bo jak coś powie po chińsku, to wtedy na bank załatwią mu tłumacza i jego ojciec będzie musiał za niego zapłacić. A to na pewno by go nie zadowoliło. Na samą myśl o tym, ciężko westchnął przechylając przy tym głowę w bok. Kiedy przyszła pora na jego monolog lekko otworzył usta. Chciał coś powiedzieć, ale po chwili je zamknął. Po chwili zrobił to samo i tym razem zmusił siebie do mówienia.
- Nazywam się Kakuei Fuse. Lat 19. Pochodzę z Chin,a dokładniej z Fuzhou. Na bal przyszedłem spontanicznie. Zobaczyć jak to będzie wyglądało i jaka będzie atmosfera. A skończyło się na tym, że zostałem tam na trochę dłużej. Wpiłem trochę ponczu, zagłosowałem na króla i królową balu oraz przeklinałem los, że musiałem tutaj wrócić. Następnie poszedłem po którąś z kolei dolewkę ponczu i przypadkowo wpadłem na dziewczynę o imieniu Lei. To ta, która zadawała dziwne pytania, na przykład czy będzie musieli nas skuć w kajdanki w gabinecie dyrektora. Ale wracając... Wypiłem z nią może jeszcze jedną dolewkę ponczu i następnie coś ona zaczęła bredzić jakiś "kreskach"... Zaciągnęła mnie do męskiej toalety i tam spotkaliśmy Victora. To ten co uważa się za ważniaka... Później ona wyjęła z swojej torebki narkotyk, zaczęła dzielić nam na porcje i później po kolei zaczęliśmy zażywać. Ja nie zażyłem całej dawki, bo nie chciałem doprowadzić swojego organizmu na skraj śmierci. I wtedy między tamtą dwójką zaczęła się jakaś sprzeczka, o jakiegoś chłopaka - powiedział wszystko jak na spowiedzi, ale podczas mówienia czuł jakiś dziwny dyskomfort, że podczas mówienia ktoś szepcze mu do ucha i podpowiada w jaki sposób to ma mówić oraz jak ma to wszystko akcentować. Próbował to "coś" wyrzucić z swojej głowy, ale to nic nie pomagało. Nagle nieświadomie jego kąciki ust, zaczęły powoli unosić się do góry. Gdy na jego twarzy namalował się uśmiech szybko zakrył ust dłonią i pochylił się do przodu kaszląc. Przepraszam, Lei, że ciebie wsypałem, że powiedziałem prawdę, ale inaczej nie potrafię... Przeprosił dziewczynę w myślach. Nie chciał tego robić, ale nie potrafił kłamać. Miał nadzieję, że jak wszystko się uspokoi, to o wszystkim zapomną.
Ciche stukanie w klawiaturę wypełniło pokój, wraz z pierwszymi słowami wypowiadanymi przez Kakueia.
— Od którego roku życia mieszkasz w Kanadzie? Przeprowadziłeś się tutaj sam czy z rodzicami? Gdzie obecnie mieszkasz? — kolejne pytania wypadały z ust Ryana, gdy ten w międzyczasie zapisywał jego zeznania na komputerze.
— Czy poncz zawierał w sobie alkohol? — wersje bezalkoholowe były najczęściej wybieranymi opcjami na wszelkiego rodzaju eventy dziejące się w szkołach. Jakby nie patrzeć, w Kanadzie prawo dotyczące spożywania alkoholu bez wątpienia wykluczało z niego większość licealistów. Nawet jeśli siedzący przed nim Fuse mógł znajdować się w odpowiednim przedziale, tak towarzyszące mu osoby już niekoniecznie.
— Jeśli dobrze rozumiem - to dziewczyna zaproponowała wam narkotyki. W dodatku Victor nie miał o tym pojęcia dopóki nie wpadliście na niego w łazience? Jego obecność tam nie była skutkiem wcześniejszego zaproszenia z waszej strony, a czystym przypadkiem, który zmienił się w koleżeńskie wciąganie? — płynnie przesłał odpowiednią znajomość z pomocą komunikatora do jednego z kolegów w sekretariacie, by przekazali pozostałej dwójce przesłuchujących nakaz zbadania poziomu trzeźwości u innych. On sam miał w tym momencie czekać na alkomat, w międzyczasie nadal zapisując wszelkie informacje.
— Więc wiedziałeś, że to niebezpieczne. Dlaczego w ogóle się zgodziłeś? Z narkotyków nigdy nie wynika nic dobrego — i po raz kolejny miał do czynienia z przypadkiem, który był tego świadomy, a jednak i tak po nie sięgnął. Nie chciał doprowadzić swojego organizmu na skraj śmierci, ale wciągnął kreskę jak czy inaczej. Jak w takich momentach Ryan miał wierzyć w zdrowy rozsądek dzieciaków?
— Brałeś już wcześniej?
Wbił w niego uważny wzrok, wyraźnie domagający się szczerej odpowiedzi. To wszystko i tak było wystarczająco pokręcone, nawet i bez ich kombinowania.
— Od którego roku życia mieszkasz w Kanadzie? Przeprowadziłeś się tutaj sam czy z rodzicami? Gdzie obecnie mieszkasz? — kolejne pytania wypadały z ust Ryana, gdy ten w międzyczasie zapisywał jego zeznania na komputerze.
— Czy poncz zawierał w sobie alkohol? — wersje bezalkoholowe były najczęściej wybieranymi opcjami na wszelkiego rodzaju eventy dziejące się w szkołach. Jakby nie patrzeć, w Kanadzie prawo dotyczące spożywania alkoholu bez wątpienia wykluczało z niego większość licealistów. Nawet jeśli siedzący przed nim Fuse mógł znajdować się w odpowiednim przedziale, tak towarzyszące mu osoby już niekoniecznie.
— Jeśli dobrze rozumiem - to dziewczyna zaproponowała wam narkotyki. W dodatku Victor nie miał o tym pojęcia dopóki nie wpadliście na niego w łazience? Jego obecność tam nie była skutkiem wcześniejszego zaproszenia z waszej strony, a czystym przypadkiem, który zmienił się w koleżeńskie wciąganie? — płynnie przesłał odpowiednią znajomość z pomocą komunikatora do jednego z kolegów w sekretariacie, by przekazali pozostałej dwójce przesłuchujących nakaz zbadania poziomu trzeźwości u innych. On sam miał w tym momencie czekać na alkomat, w międzyczasie nadal zapisując wszelkie informacje.
— Więc wiedziałeś, że to niebezpieczne. Dlaczego w ogóle się zgodziłeś? Z narkotyków nigdy nie wynika nic dobrego — i po raz kolejny miał do czynienia z przypadkiem, który był tego świadomy, a jednak i tak po nie sięgnął. Nie chciał doprowadzić swojego organizmu na skraj śmierci, ale wciągnął kreskę jak czy inaczej. Jak w takich momentach Ryan miał wierzyć w zdrowy rozsądek dzieciaków?
— Brałeś już wcześniej?
Wbił w niego uważny wzrok, wyraźnie domagający się szczerej odpowiedzi. To wszystko i tak było wystarczająco pokręcone, nawet i bez ich kombinowania.
Przez chwilę siedział w pozycji pól pochylonej do przodu. To nie był odpowiedni czas na uśmiechanie się znienacka. Jeszcze policjant, siedzący na przeciwko niego pomyśli sobie, że z niego się nabija i lekceważy. A takie zachowywanie mogło zwiastować coś dodatkowego z strony indywidualnej mężczyzny, który miał duży staż w tym zawodzie. Po zakończeniu monologu białowłosego nastała cisza, która była zagłuszana przez dźwięk klawiatury - co oznaczało dla chłopaka, że wszystko zostało zapisane i zostanie mu założona kartoteka w Kanadyjskiej policji. Brawo, Kakuei. Twoi rodzice będą z ciebie dumni albo wywalą ciebie z domu z zbity pysk. Pochwalił siebie ironicznie w myślach. O dziwo, dobry humor go nie opuszczał, kiedy wspomniał o swoich rodzicach. Oczywiście był przygotowany na kolejne pytania z strony policjanta, ale kiedy wspomniał o "rodzinie" jego dziwna radość została podwojona.
- W Kanadzie mieszkam od dwóch lat... He... Czy pan żartuje...? Moi rodzice i przeprowadzka do Kanady? - przez chwilę zastanawiał się czy to mogłoby być realne. Nie. Bo jego ojciec na pewno by powiedział "z przeprowadzką do innego kraju jest za dużo papierkowej roboty i wydanych pieniędzy." Gdy to sobie wyobraził wybuchł śmiechem, pochylając się energicznie do przodu, aby stłumić przed chwilą wydany z siebie odgłos rozbawienia. - Przyjechałem tutaj, aby uczyć się w liceum, a moi rodzice zostali w kraju. Mieszkam obecnie w akademiku - odpowiedział do końca, na pierwszą partię pytań, którą usłyszał. Natomiast miał przeczucie, że to jeszcze nie koniec z zadawaniem pytań.
Drugie pytanie. Wyprostował się na składanym krześle, opierając się o oparcie. Panie! Skąd mam wiedzieć, czy poncz zawierał alkohol czy nie. Przecież nie siedziałem w tym ponczu. Pierwsza myśl, jaka nasunęła się Fuse. Wyobraził sobie jak to mówi policjantowi, a później? Niech się dzieje co trzeba, ale po chwili otrząsnął się od głupich myśli mówiąc sobie. Ty idioto. Co w ciebie wstąpiło. Przecież nie należysz do ludzi, którzy śmieszkują z każdego tematu. Chłopie otrząśnij się!
- Poncz mógł zawierać optymalne ilości alkoholu. Kiedy się go piło, można było poczuć posmak alkoholu. Tak, dziewczyna nam to zaproponowała. Jednakże, ta propozycja była skierowana do Victora, kiedy jeszcze stał razem z nami. Zanim poszedł do łazienki, ale coś wcześniej zaczął gadać, że narkotyki to "zło" i myślałem, że zrezygnował z tego. Tak myślałem. Ale kiedy zjawiliśmy się w łazience, okazało się, że on też tam był i w ostateczności on również pociągnął - powiedział mężczyźnie tak jak było. Nic nie dodawał ani nic nie zatajał. Robił wszystko zgodnie w podanymi wcześniej instrukcjami. - Chciałem trochę się rozerwać. Spróbować. Poczuć przez chwilę coś innego niż tylko przygnębienie i presje - tutaj lekko spoważniał, bo naprawdę chciał odciąć się od rzeczywistości. Od problemów. Kiedy padło pytanie "Brałeś już wcześniej?" Fuse, tylko przecząco pokręcił głową.
- W Kanadzie mieszkam od dwóch lat... He... Czy pan żartuje...? Moi rodzice i przeprowadzka do Kanady? - przez chwilę zastanawiał się czy to mogłoby być realne. Nie. Bo jego ojciec na pewno by powiedział "z przeprowadzką do innego kraju jest za dużo papierkowej roboty i wydanych pieniędzy." Gdy to sobie wyobraził wybuchł śmiechem, pochylając się energicznie do przodu, aby stłumić przed chwilą wydany z siebie odgłos rozbawienia. - Przyjechałem tutaj, aby uczyć się w liceum, a moi rodzice zostali w kraju. Mieszkam obecnie w akademiku - odpowiedział do końca, na pierwszą partię pytań, którą usłyszał. Natomiast miał przeczucie, że to jeszcze nie koniec z zadawaniem pytań.
Drugie pytanie. Wyprostował się na składanym krześle, opierając się o oparcie. Panie! Skąd mam wiedzieć, czy poncz zawierał alkohol czy nie. Przecież nie siedziałem w tym ponczu. Pierwsza myśl, jaka nasunęła się Fuse. Wyobraził sobie jak to mówi policjantowi, a później? Niech się dzieje co trzeba, ale po chwili otrząsnął się od głupich myśli mówiąc sobie. Ty idioto. Co w ciebie wstąpiło. Przecież nie należysz do ludzi, którzy śmieszkują z każdego tematu. Chłopie otrząśnij się!
- Poncz mógł zawierać optymalne ilości alkoholu. Kiedy się go piło, można było poczuć posmak alkoholu. Tak, dziewczyna nam to zaproponowała. Jednakże, ta propozycja była skierowana do Victora, kiedy jeszcze stał razem z nami. Zanim poszedł do łazienki, ale coś wcześniej zaczął gadać, że narkotyki to "zło" i myślałem, że zrezygnował z tego. Tak myślałem. Ale kiedy zjawiliśmy się w łazience, okazało się, że on też tam był i w ostateczności on również pociągnął - powiedział mężczyźnie tak jak było. Nic nie dodawał ani nic nie zatajał. Robił wszystko zgodnie w podanymi wcześniej instrukcjami. - Chciałem trochę się rozerwać. Spróbować. Poczuć przez chwilę coś innego niż tylko przygnębienie i presje - tutaj lekko spoważniał, bo naprawdę chciał odciąć się od rzeczywistości. Od problemów. Kiedy padło pytanie "Brałeś już wcześniej?" Fuse, tylko przecząco pokręcił głową.
Wyglądało na to, że efekty narkotyku nadal mocno trzymały chłopaka, albo zwyczajnie zaczynała się w nim odzywać panika, która objawiała się w taki, a nie inny sposób. Ryan z pewnością nie wyglądał jakby żartował. Cały czas wpatrywał się poważnym, być może nieco znużonym wzrokiem w chłopaka, po prostu słuchając wypowiadanych przez niego słów. Nic dziwnego, że zaraz wypowiedział poniekąd własne myśli na głos.
— Wyglądam jakbym żartował?
Posterunek policji zdecydowanie nie był sceną dla kabaretu.
Więc puścili go samego, niepełnoletniego do innego kraju, by uczył się w tutejszym liceum? Bez żadnego innego opiekuna? Słyszał rzecz jasna o podobnych wymianach, ale zobaczenie czegoś podobnego na żywo jak widać skutecznie było w stanie utwierdzić go w przekonaniu, że takie rzeczy po prostu nie kończyły się dobrze. Tak po prostu darowali sobie wychowywanie syna przez dwa lata?
— Kto się tobą zajmował? — kolejne pytanie zwieńczyło serię wielu innych pojawiających się co rusz w jego głowie.
Następne wytłumaczenie zbiło go jednak z tropu.
— Czekaj. Chcesz powiedzieć, że dziewczyna zaproponowała narkotyki Victorowi, a ty po prostu postanowiłeś się przyłączyć przy okazji? — czy współczesne dzieciaki miały w sobie choć szczątkowe ilości inteligencji? Przecież to jakiś absurd. Mimo wewnętrznego wzburzenia i irytacji na fakt, że rodzice chłopaka najwyraźniej mieli głęboko gdzieś jego wychowanie, twarz Ryana pozostawała niewzruszona. Nawet jeśli siedzący przed nim Azjata popełnił wyjątkowo głupi błąd, nadal był dzieciakiem. Wyrośniętym, ale dzieciakiem, który potrzebował pomocy po władowaniu się w coś wyjątkowo beznadziejnego.
Nie brał wcześniej.
— I? Pomogło? Myślisz, że było warte całego tego zachodu? — zapytał spokojnie przestając na chwilę pytać. Odchylił się na krześle, przesuwając powoli dłonią po twarzy. Mógł wyczuć pod palcami ostre, choć póki co niewidoczne włoski rosnącego zarostu, których będzie musiał się pozbyć w przeciągu następnych dni. Bez wątpienia nie to było jednak w tym momencie jego zmartwieniem.
— Masz w Kanadzie kogokolwiek kogo mógłbyś nazwać opiekunem? Kogoś kto się tobą zajmuje? Poza zarządem szkoły.
Pukanie do drzwi zwiastowało nadejście mężczyzny, który wręczył Ryanowi alkomat z kilkoma słowami wyjaśnienia, zerknął krótko na białowłosego i opuścił pomieszczenie. Funkcjonariusz złapał urządzenie i podsunął je chłopakowi.
— Dmuchaj.
— Wyglądam jakbym żartował?
Posterunek policji zdecydowanie nie był sceną dla kabaretu.
Więc puścili go samego, niepełnoletniego do innego kraju, by uczył się w tutejszym liceum? Bez żadnego innego opiekuna? Słyszał rzecz jasna o podobnych wymianach, ale zobaczenie czegoś podobnego na żywo jak widać skutecznie było w stanie utwierdzić go w przekonaniu, że takie rzeczy po prostu nie kończyły się dobrze. Tak po prostu darowali sobie wychowywanie syna przez dwa lata?
— Kto się tobą zajmował? — kolejne pytanie zwieńczyło serię wielu innych pojawiających się co rusz w jego głowie.
Następne wytłumaczenie zbiło go jednak z tropu.
— Czekaj. Chcesz powiedzieć, że dziewczyna zaproponowała narkotyki Victorowi, a ty po prostu postanowiłeś się przyłączyć przy okazji? — czy współczesne dzieciaki miały w sobie choć szczątkowe ilości inteligencji? Przecież to jakiś absurd. Mimo wewnętrznego wzburzenia i irytacji na fakt, że rodzice chłopaka najwyraźniej mieli głęboko gdzieś jego wychowanie, twarz Ryana pozostawała niewzruszona. Nawet jeśli siedzący przed nim Azjata popełnił wyjątkowo głupi błąd, nadal był dzieciakiem. Wyrośniętym, ale dzieciakiem, który potrzebował pomocy po władowaniu się w coś wyjątkowo beznadziejnego.
Nie brał wcześniej.
— I? Pomogło? Myślisz, że było warte całego tego zachodu? — zapytał spokojnie przestając na chwilę pytać. Odchylił się na krześle, przesuwając powoli dłonią po twarzy. Mógł wyczuć pod palcami ostre, choć póki co niewidoczne włoski rosnącego zarostu, których będzie musiał się pozbyć w przeciągu następnych dni. Bez wątpienia nie to było jednak w tym momencie jego zmartwieniem.
— Masz w Kanadzie kogokolwiek kogo mógłbyś nazwać opiekunem? Kogoś kto się tobą zajmuje? Poza zarządem szkoły.
Pukanie do drzwi zwiastowało nadejście mężczyzny, który wręczył Ryanowi alkomat z kilkoma słowami wyjaśnienia, zerknął krótko na białowłosego i opuścił pomieszczenie. Funkcjonariusz złapał urządzenie i podsunął je chłopakowi.
— Dmuchaj.
Można było stwierdzić, że Fuse uspokoił się, kiedy policjant spytał go o branie innych środków odurzających. A jego odpowiedź była bardzo prosta. Nie brał. To był jeden raz i więcej to się nie powtórzy, jeśli to dotrze do jego rodziców. Przecież, na pewno to dojdzie do nich informacja, że ich "syn" zaczyna się powoli staczać w Kanadzie. Nie ma co. Lepszego życia nie mógł sobie zaplanować. A jeśli padną pytania dlaczego, to powie temu mężczyźnie całą prawdę.
- Nie...- odparł zwięźle i spuścił głowę, tak, że podbródek dotykał klatki piersiowej. Ale i tak to zabrzmiało dla mnie zabawnie, wiedząc, że moi rodzice nie byliby skłonni do przeprowadzki do innego kraju razem ze mną... dokończył w myślach to, czego nie mógł wypowiedzieć na głos. Gdy tak siedział smętnie na niewygodnym krześle, było mu obojętne, czy będą tu sprowadzać jego rodziców, czy też nie albo będą zmuszeni go deportować do jego kraju. Mówi się trudno. W życiu trzeba popełniać jakieś błędy, aby na przyszłość ich nie popełnić ponownie. To będzie dla Kaku poważna i pouczająca lekcja życia.
- Hm? W sumie to ona nam zaproponowała, czyli mi i Victorowi. Ale, jak wcześniej mówił nam w sali gimnastycznej, że to "zło" to myślałem, że on postanowił się ulotnić, a kiedy zobaczyłem go w łazience to w tym momencie nie zrozumiałem tego człowieka - zmienił kolejność odpowiedzi. To mogło trochę wybić mężczyznę z rytmu jaki nadał temu całemu przesłuchaniu, ale niech teraz on dostosuje się do Fuse. Chociaż pięć minut. Przecież nie pominął wcześniejszego pytania specjalnie. Najpierw chciał odpowiedzieć na to co działo się na balu, a później na to, jak mieszka w Kanadzie.
- Czy było warte... Odpowiedziałbym nie, bo ]nasza trójka zatruwa wasz "cenny" czas, a czy pomogło to... Trochę, bo mogłem na chwilę odciąć się od rzeczywistości.
To co zrobił policjant trochę zdziwiło białowłosego. To koniec? Jeśli tak, to mogę już iść do domu, bo jestem strasznie wyczerpany. Tak zinterpretował ciszę, która została zasiana przez funkcjonariusza. Odruchowo podniósł do góry mankiet od koszuli, aby sprawdzić która jest godzina. Po paru sekundach dotarło do niego, że nie ma ze sobą zegarka, że w ogóle nie ma takiej rzeczy, tylko telefon. A telefonu nie będzie wyciągał, bo pewnie jest milion wiadomości oraz nieodebranych połączeń od jednej osoby, która się o niego martwi. Trochę szkoda, że teraz go tu nie było. Chciał go jeszcze raz zobaczyć...
Z tego amoku myśli wyrwały go słowa policjanta.
- ... Przecież mówiłem ile mam lat, nie zapisał sobie pan tego w swoich notatkach? - wymamrotał niewyraźnie, słysząc drugie pytanie odnośnie, czy ktoś się nim opiekuje. Z rozmachu podniósł głowę, aby utrzymać kontakt wzrokowy z drugim człowiekiem, aby jego odpowiedź do niego dotarła - Nie. Nie mam nikogo w Kanadzie, aby nazwać kogoś takim mianem. Zajmuje się sam sobą, pomijając że mam sporadyczny kontakt z rodzicami - podczas tej odpowiedzi kontrolował swoje emocje, aby one się przez przypadek nie wyspały i nie zaczął krzyczeć na mężczyznę. To już byłoby przegięcie granicy. Cicho przeklną. W międzyczasie zwracając głowę do drzwi. Ktoś wchodził. Zmierzył drugiego policjanta wzrokiem, jakby szukał w jego osobie nadziei, że go stąd wyciągnie i będzie mógł uciec, ale to były tylko marzenia chłopaka po zażyciu narkotyku. Spojrzał na stół, a na nim leżała rzecz, którą przyniósł tamten mężczyzna. Alkomat, czyli kolejne badanie. Cicho westchnął i na komendę "dmuchaj" wziął urządzenie do rąk i zaczął dmuchać. Przytykając je sobie do ust.
- Nie...- odparł zwięźle i spuścił głowę, tak, że podbródek dotykał klatki piersiowej. Ale i tak to zabrzmiało dla mnie zabawnie, wiedząc, że moi rodzice nie byliby skłonni do przeprowadzki do innego kraju razem ze mną... dokończył w myślach to, czego nie mógł wypowiedzieć na głos. Gdy tak siedział smętnie na niewygodnym krześle, było mu obojętne, czy będą tu sprowadzać jego rodziców, czy też nie albo będą zmuszeni go deportować do jego kraju. Mówi się trudno. W życiu trzeba popełniać jakieś błędy, aby na przyszłość ich nie popełnić ponownie. To będzie dla Kaku poważna i pouczająca lekcja życia.
- Hm? W sumie to ona nam zaproponowała, czyli mi i Victorowi. Ale, jak wcześniej mówił nam w sali gimnastycznej, że to "zło" to myślałem, że on postanowił się ulotnić, a kiedy zobaczyłem go w łazience to w tym momencie nie zrozumiałem tego człowieka - zmienił kolejność odpowiedzi. To mogło trochę wybić mężczyznę z rytmu jaki nadał temu całemu przesłuchaniu, ale niech teraz on dostosuje się do Fuse. Chociaż pięć minut. Przecież nie pominął wcześniejszego pytania specjalnie. Najpierw chciał odpowiedzieć na to co działo się na balu, a później na to, jak mieszka w Kanadzie.
- Czy było warte... Odpowiedziałbym nie, bo ]nasza trójka zatruwa wasz "cenny" czas, a czy pomogło to... Trochę, bo mogłem na chwilę odciąć się od rzeczywistości.
To co zrobił policjant trochę zdziwiło białowłosego. To koniec? Jeśli tak, to mogę już iść do domu, bo jestem strasznie wyczerpany. Tak zinterpretował ciszę, która została zasiana przez funkcjonariusza. Odruchowo podniósł do góry mankiet od koszuli, aby sprawdzić która jest godzina. Po paru sekundach dotarło do niego, że nie ma ze sobą zegarka, że w ogóle nie ma takiej rzeczy, tylko telefon. A telefonu nie będzie wyciągał, bo pewnie jest milion wiadomości oraz nieodebranych połączeń od jednej osoby, która się o niego martwi. Trochę szkoda, że teraz go tu nie było. Chciał go jeszcze raz zobaczyć...
Z tego amoku myśli wyrwały go słowa policjanta.
- ... Przecież mówiłem ile mam lat, nie zapisał sobie pan tego w swoich notatkach? - wymamrotał niewyraźnie, słysząc drugie pytanie odnośnie, czy ktoś się nim opiekuje. Z rozmachu podniósł głowę, aby utrzymać kontakt wzrokowy z drugim człowiekiem, aby jego odpowiedź do niego dotarła - Nie. Nie mam nikogo w Kanadzie, aby nazwać kogoś takim mianem. Zajmuje się sam sobą, pomijając że mam sporadyczny kontakt z rodzicami - podczas tej odpowiedzi kontrolował swoje emocje, aby one się przez przypadek nie wyspały i nie zaczął krzyczeć na mężczyznę. To już byłoby przegięcie granicy. Cicho przeklną. W międzyczasie zwracając głowę do drzwi. Ktoś wchodził. Zmierzył drugiego policjanta wzrokiem, jakby szukał w jego osobie nadziei, że go stąd wyciągnie i będzie mógł uciec, ale to były tylko marzenia chłopaka po zażyciu narkotyku. Spojrzał na stół, a na nim leżała rzecz, którą przyniósł tamten mężczyzna. Alkomat, czyli kolejne badanie. Cicho westchnął i na komendę "dmuchaj" wziął urządzenie do rąk i zaczął dmuchać. Przytykając je sobie do ust.
Dawno nie trafił mu się tak irytujący dzieciak jak siedzący przed nim białowłosy. A to zdecydowanie nie działało na korzyść samego Fuse. Ryan nie cierpiał zadufanych w sobie, zbyt pewnych siebie gówniarzy, nie znających własnego miejsca. Może sądził, że to wszystko tylko zabawa. Że jeśli będzie wszystko utrudniał, Fortinowi zwyczajnie się znudzi i w końcu go puści wolno.
Jak bardzo się mylił.
Kakuei był tym, który nie miał w Kanadzie rodziców. Nikt nie miał po niego przyjechać. A jak dla Fortina, równie dobrze mógł spędzić następne 72 godziny w celi, wraz z tym pijanym kolesiem, którego zgarnęli kilka godzin wcześniej, rzygającym dalej niż widział. Może to go czegoś nauczy.
— Czyli to nie Victor był pomysłodawcą waszego ćpania. To wasza dwójka stała się inicjatorami.
Nie oczekiwał na to żadnej odpowiedzi. Wpisał odpowiednie informacje, nieustannie zastanawiając się czy zdają sobie w ogóle sprawę z tego, jak bardzo mieli w tym momencie przerąbane. Nawet jeśli szczerość bez wątpienia była tu na plus, prawda pogrążała ich w niezwykle mocny sposób.
— Na twoim miejscu znalazłbym sobie inny sposób na odcinanie się od rzeczywistości. Ćpanie to najgorsze na co mogliście wpaść. Następnym razem pójdźcie sobie pobiegać. Zapisz się na jakieś zajęcia dodatkowe. Nic tak nie oczyszcza umysłu jak wysiłek fizyczny.
Rzucił chłodno, patrząc na chłopaka. A jego kolejne słowa tylko to pogorszyły.
— Jesteś niepełnosprawny umysłowo czy tylko udajesz, by mnie zirytować?
Dwukrotnie postukał długopisem w stół, świdrując białowłosego wzrokiem.
— Powiedziałeś, że mieszkasz w Kanadzie od dwóch lat. Przyjeżdżając tu miałeś zatem siedemnaście lat. Chcesz mi powiedzieć, że będąc niepełnoletnim nie miałeś wyznaczonego żadnego opiekuna prawnego? Wygląda zatem na to, że jeszcze tu posiedzimy. A twoi rodzice będą mieli niezłą rozprawę w sądzie za niedopilnowanie obowiązków rodzicielskich.
Zabrał od niego alkomat spisując wynik na kartce.
— Więc co, to właśnie chcesz mi powiedzieć? Rodzice wysłali cię niepełnoletniego do Kanady, dali pieniądze, zapisali do szkoły i hulaj dusza?
Odchylił się na krześle.
— Jak ci idzie w szkole? Dobrze się uczysz? W której jesteś teraz klasie?
Jak bardzo się mylił.
Kakuei był tym, który nie miał w Kanadzie rodziców. Nikt nie miał po niego przyjechać. A jak dla Fortina, równie dobrze mógł spędzić następne 72 godziny w celi, wraz z tym pijanym kolesiem, którego zgarnęli kilka godzin wcześniej, rzygającym dalej niż widział. Może to go czegoś nauczy.
— Czyli to nie Victor był pomysłodawcą waszego ćpania. To wasza dwójka stała się inicjatorami.
Nie oczekiwał na to żadnej odpowiedzi. Wpisał odpowiednie informacje, nieustannie zastanawiając się czy zdają sobie w ogóle sprawę z tego, jak bardzo mieli w tym momencie przerąbane. Nawet jeśli szczerość bez wątpienia była tu na plus, prawda pogrążała ich w niezwykle mocny sposób.
— Na twoim miejscu znalazłbym sobie inny sposób na odcinanie się od rzeczywistości. Ćpanie to najgorsze na co mogliście wpaść. Następnym razem pójdźcie sobie pobiegać. Zapisz się na jakieś zajęcia dodatkowe. Nic tak nie oczyszcza umysłu jak wysiłek fizyczny.
Rzucił chłodno, patrząc na chłopaka. A jego kolejne słowa tylko to pogorszyły.
— Jesteś niepełnosprawny umysłowo czy tylko udajesz, by mnie zirytować?
Dwukrotnie postukał długopisem w stół, świdrując białowłosego wzrokiem.
— Powiedziałeś, że mieszkasz w Kanadzie od dwóch lat. Przyjeżdżając tu miałeś zatem siedemnaście lat. Chcesz mi powiedzieć, że będąc niepełnoletnim nie miałeś wyznaczonego żadnego opiekuna prawnego? Wygląda zatem na to, że jeszcze tu posiedzimy. A twoi rodzice będą mieli niezłą rozprawę w sądzie za niedopilnowanie obowiązków rodzicielskich.
Zabrał od niego alkomat spisując wynik na kartce.
— Więc co, to właśnie chcesz mi powiedzieć? Rodzice wysłali cię niepełnoletniego do Kanady, dali pieniądze, zapisali do szkoły i hulaj dusza?
Odchylił się na krześle.
— Jak ci idzie w szkole? Dobrze się uczysz? W której jesteś teraz klasie?
Dmuchał do odpowiedniego momentu, aż na urządzeniu nie zapali się czerwona lampka, która informowała koniec. Podał alkomat policjantowi, który zapisał jego wynik. Z jednej strony był ciekaw co tam wyszło, ale z drugiej strony nie będzie się pytać, bo jeszcze bardziej zirytuje funkcjonariusza. Pochylił głowę do przodu. W międzyczasie próbował uspokoić swoje myśli i zniwelować to co zostało w nim poczęte przez narkotyk. Chciał się wyciszyć i wrócić do siebie starego, a nie trwać w tym amoku, który pokazuje mu nową osobowość białowłosego, której on sam nie znał. Wypuścił powietrze ustami, zastanawiając się od czego zacząć.
- Pomysłodawcą była dziewczyna, która była w naszym towarzystwie, a raczej my byliśmy w jej.
Dopowiedział tak dla sprostowania, aby notatki były porządne. A następnie podniósł głowę do góry, aby obserwować osobę siedząca przed nim. Usłyszał od kogoś, kiedyś że nadaje się na obserwatora. Więc koniec tych wygłupów z jego strony i pora na odrobinę powagi.
- Dobrze. Jak wszystko się zakończy to pomyślę nad tym i zapiszę się na dodatkowe zajęcia albo będę uprawiał sport indywidualnie - zgodził się z sugestią mężczyzny. Może jego mizerny wygląd trochę się poprawi jak zacznie na przykład biegać po parę minut codziennie, na krótkich dystansach. Chłopie, pora wziąć się za siebie, przeszło mu przez myśl, kiedy uświadomił sobie, że to co wcześniej powiedział pogorszyło jego sytuację.
Nie odpowiedział na to wolał to przemilczeć i nie wracać do tego. W sumie to nie miał niczego na swoje usprawiedliwienie, nawet jak o tym myśli, to nie wie co takiego go posunęło, aby coś takiego powiedzieć.
Natomiast, jak tylko usłyszał, że jego rodzice będą mieli rozprawę w sądzie, poczuł jak podłożę osuwa mu się pod stopami. Nie chciał ich ciągnąć po sądach, za to co powiedział pod wpływem narkotyku. Idiota. Skarcił siebie w myślach i zaciągnął się porządnie powietrzem, aby jakoś to wyprostować, przystępując do wyjaśnień.
- Po zapisaniu mnie do tej szkoły ustaliłem, a raczej wspólnie doszliśmy do porozumienia, że wyślą mnie do internatu pod warunkiem, że będę się z nim kontaktował codziennie jak na to mi czas pozwoli, a ojciec będzie wysyłał mi pieniądze, abym mógł żyć w Kanadzie - powiedział prawdę jaka była jeszcze przed ukończeniem osiemnastego roku życia, bo po tym wszystko drastycznie się zmieniło.
- W szkole idzie mi dobrze, co do nauki muszę się trochę podciągnąć, bo to trochę mizernie mi wychodzi - spuścił na chwilę wzrok, czując się jakby przed chwilą te pytania zadał jego ojciec, który chciał dla niego dobrze, ale nie potrafił tego pokazać - Jestem w 4 klasie.
- Pomysłodawcą była dziewczyna, która była w naszym towarzystwie, a raczej my byliśmy w jej.
Dopowiedział tak dla sprostowania, aby notatki były porządne. A następnie podniósł głowę do góry, aby obserwować osobę siedząca przed nim. Usłyszał od kogoś, kiedyś że nadaje się na obserwatora. Więc koniec tych wygłupów z jego strony i pora na odrobinę powagi.
- Dobrze. Jak wszystko się zakończy to pomyślę nad tym i zapiszę się na dodatkowe zajęcia albo będę uprawiał sport indywidualnie - zgodził się z sugestią mężczyzny. Może jego mizerny wygląd trochę się poprawi jak zacznie na przykład biegać po parę minut codziennie, na krótkich dystansach. Chłopie, pora wziąć się za siebie, przeszło mu przez myśl, kiedy uświadomił sobie, że to co wcześniej powiedział pogorszyło jego sytuację.
Nie odpowiedział na to wolał to przemilczeć i nie wracać do tego. W sumie to nie miał niczego na swoje usprawiedliwienie, nawet jak o tym myśli, to nie wie co takiego go posunęło, aby coś takiego powiedzieć.
Natomiast, jak tylko usłyszał, że jego rodzice będą mieli rozprawę w sądzie, poczuł jak podłożę osuwa mu się pod stopami. Nie chciał ich ciągnąć po sądach, za to co powiedział pod wpływem narkotyku. Idiota. Skarcił siebie w myślach i zaciągnął się porządnie powietrzem, aby jakoś to wyprostować, przystępując do wyjaśnień.
- Po zapisaniu mnie do tej szkoły ustaliłem, a raczej wspólnie doszliśmy do porozumienia, że wyślą mnie do internatu pod warunkiem, że będę się z nim kontaktował codziennie jak na to mi czas pozwoli, a ojciec będzie wysyłał mi pieniądze, abym mógł żyć w Kanadzie - powiedział prawdę jaka była jeszcze przed ukończeniem osiemnastego roku życia, bo po tym wszystko drastycznie się zmieniło.
- W szkole idzie mi dobrze, co do nauki muszę się trochę podciągnąć, bo to trochę mizernie mi wychodzi - spuścił na chwilę wzrok, czując się jakby przed chwilą te pytania zadał jego ojciec, który chciał dla niego dobrze, ale nie potrafił tego pokazać - Jestem w 4 klasie.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach