▲▼
First topic message reminder :
Sporych rozmiarów park w centrum miasta. Został stworzony na wzór Central Parku w Nowym Yorku. Jest to chyba najpopularniejsze miejsce w mieście. Codziennie można tu spotkać ludzi biegających o tej samej porze, matki na spacerze z dziećmi, całe rodziny robiące piknik na zielonej trawie czy też pary siedzące na pobliskiej ławeczce i wzdychające do siebie. Jest to niezwykle przyjemne miejsce na odpoczynek. Zieleń dookoła pomaga odpocząć oku, a zapach kwiatów, które rosną dookoła przyjemnie łechta węch. Niezależnie od pory dnia można tu spotkać mnóstwo ludzi rozkoszujących się tym mały kawałkiem przyrody w środku miasta.
Sporych rozmiarów park w centrum miasta. Został stworzony na wzór Central Parku w Nowym Yorku. Jest to chyba najpopularniejsze miejsce w mieście. Codziennie można tu spotkać ludzi biegających o tej samej porze, matki na spacerze z dziećmi, całe rodziny robiące piknik na zielonej trawie czy też pary siedzące na pobliskiej ławeczce i wzdychające do siebie. Jest to niezwykle przyjemne miejsce na odpoczynek. Zieleń dookoła pomaga odpocząć oku, a zapach kwiatów, które rosną dookoła przyjemnie łechta węch. Niezależnie od pory dnia można tu spotkać mnóstwo ludzi rozkoszujących się tym mały kawałkiem przyrody w środku miasta.
- No ale to co na to poradzisz? – mruknęła na komentarz Dakoty względem jeziora. Następnie lekko obróciła się w stronę dziewczyny karmiącej ptactwo, jednak nie zbliżała się. Podchodzenie do obcych ludzi nie leżało w jej naturze, ale.. Oczywiście, że została zaciągnięta. I oczywiście, że przez Dakotę. Bajecznie. Słysząc jego komentarz na temat wzrostu jej i ciemnowłosej, podniosła rękę z butelką wody i ciepnęła nią chłopaka po ramieniu. Nie lekko~. – Jeszcze niedawno sam byłeś ode mnie niższy, gnojku. – warknęła, wracając wzrokiem do dziewczyny. – Nie zwracaj na niego uwagi, jestem z głupkiem.
Punkt skupienia spadł znowu na chleb, który trzymała, powodując u Any ponowne zmarszczenie brwi – No, może nie widać tego na pierwszy rzut oka, ale jednak to im szkodzi.
Punkt skupienia spadł znowu na chleb, który trzymała, powodując u Any ponowne zmarszczenie brwi – No, może nie widać tego na pierwszy rzut oka, ale jednak to im szkodzi.
O nie, Dakota, takie zachowanie jest niedopuszczalne przez bractwo angielskich gentlemani, ładnie przeproś obie niewiasty. Już otwierał usta, gdy zobaczył malujący się na twarzy brunetki nieprzemierzony smutek, aczkolwiek jego kobieta (choć demony podobno nie mają płci) zafundowała mu krwiaka na ramieniu. Dobrze, że nie uderzyła go w głowę, bo jeszcze spadłoby mu IQ.
─ Byłem trzy i pół centymetra wyższy od Ciebie. Dzisiaj robimy matmę. ─ zarządził, choć lekcje matematyki były jedyną rzeczą, nad którą miał władzę w tym związku.
Black zbliżył się ze swoją menażerią, a Lowe nie mógł zaprzeczyć, że nie za dobrze się czuł w otoczeniu ludzi z rodu Blacków, to po pierwsze, a po drugie, w niedalekiej odległości od paszczy najeżonych kłami. Nie bał się psowatych, aczkolwiek ich postura i zgranie budziła w nim coś w rodzaju respektu.
Poza tym, robiło się tłocznie, gdy do dokarmiaczy kaczek dołączył jeszcze jeden Azjata, który wyrósł z podziemi niemalże.
─ Ona ma rację, krócej żyją. Po prostu rzucajcie im na trawę, chleb nie nabiera wody i nie pęcznieje im w brzuchach. Dobra, my spadamy. ─ mówiąc, wziął Anę za rękę i oddalił się od grupy, aby nie straszyć ptactwa.
/zt x2
─ Byłem trzy i pół centymetra wyższy od Ciebie. Dzisiaj robimy matmę. ─ zarządził, choć lekcje matematyki były jedyną rzeczą, nad którą miał władzę w tym związku.
Black zbliżył się ze swoją menażerią, a Lowe nie mógł zaprzeczyć, że nie za dobrze się czuł w otoczeniu ludzi z rodu Blacków, to po pierwsze, a po drugie, w niedalekiej odległości od paszczy najeżonych kłami. Nie bał się psowatych, aczkolwiek ich postura i zgranie budziła w nim coś w rodzaju respektu.
Poza tym, robiło się tłocznie, gdy do dokarmiaczy kaczek dołączył jeszcze jeden Azjata, który wyrósł z podziemi niemalże.
─ Ona ma rację, krócej żyją. Po prostu rzucajcie im na trawę, chleb nie nabiera wody i nie pęcznieje im w brzuchach. Dobra, my spadamy. ─ mówiąc, wziął Anę za rękę i oddalił się od grupy, aby nie straszyć ptactwa.
/zt x2
Skinął głową w podzięce Mio za podanie kawałka chleba. Ukucnął przy krawędzi między wodą z piaskiem i zaczął rzucać kaczką po małym kawałku. Kątem oka odprowadził dwójkę nieznajomych, która postanowiła już pójść. Nic nie powiedział. Tylko lekko wzruszył ramionami nie przerywając swojej czynności.
Dwoje ludzi wypadło, więc tylko pomachała im na pożegnanie, wołając jeszcze, że było miło ich poznać. Nawet jeśli jedno z nich dojebało jej na dzień dobry złośliwością. Uśmiechnęła się jeszcze raz do młodszego z Blacków i pokręciła głową.
- W porządku! Dużo osób myśli, że jestem młodsza - wzruszyła ramionami. - Nie przeszkadza mi to.
Przynajmniej była urocza, co nie? I w sumie to bez wahania podała chleb młodemu, zaraz rzucając jeszcze parę małych kawałków kaczuszkom.
- A ty nie chcesz z nami porzucać, Saturn? :c - spytała smutniaście, zaraz zerkając na innego białowłosego, którego imienia w sumie jeszcze nie znała. - Czy ja cię gdzieś już kiedyś nie widziałam?
- W porządku! Dużo osób myśli, że jestem młodsza - wzruszyła ramionami. - Nie przeszkadza mi to.
Przynajmniej była urocza, co nie? I w sumie to bez wahania podała chleb młodemu, zaraz rzucając jeszcze parę małych kawałków kaczuszkom.
- A ty nie chcesz z nami porzucać, Saturn? :c - spytała smutniaście, zaraz zerkając na innego białowłosego, którego imienia w sumie jeszcze nie znała. - Czy ja cię gdzieś już kiedyś nie widziałam?
Nijak nie skomentował zniknięcia pozostałej dwójki. Nie żeby w ogóle jakoś szczególnie się odzywał. Normalny człowiek pewnie zacząłby właśnie Mio współczuć przebywania w towarzystwie dwóch białowłosych milczków. Całe szczęście sytuację ratował nie kto inny jak Sky.
— Super! E... znaczy dziękuję pani bardzo — poprawił się szybko, zerkając kątem oka na starszego brata, który westchnął w międzyczasie, kierując własny wzrok na kaczki.
— Przepraszam, będzie wam przeszkadzało, jeśli puszczę psy luzem? — zapytał uprzejmie, bez mrugnięcia okiem. Nie uśmiechnął się, ale też nie skrzywił. Jego mimika cały czas była tak samo neutralna co wcześniej.
Sky natomiast po otrzymaniu chleba od dziewczyny zaczął rozrzucać go na ziemi, choć szczerze mówiąc było mu wszystko jedno czy zjedzą go z trawy czy z wody.
Wszyscy tacy cwani, a i tak potem pójdą do domu i będą zajadać się stekiem. Krówki też cierpiały jak je zabijali.
— Super! E... znaczy dziękuję pani bardzo — poprawił się szybko, zerkając kątem oka na starszego brata, który westchnął w międzyczasie, kierując własny wzrok na kaczki.
— Przepraszam, będzie wam przeszkadzało, jeśli puszczę psy luzem? — zapytał uprzejmie, bez mrugnięcia okiem. Nie uśmiechnął się, ale też nie skrzywił. Jego mimika cały czas była tak samo neutralna co wcześniej.
Sky natomiast po otrzymaniu chleba od dziewczyny zaczął rozrzucać go na ziemi, choć szczerze mówiąc było mu wszystko jedno czy zjedzą go z trawy czy z wody.
Wszyscy tacy cwani, a i tak potem pójdą do domu i będą zajadać się stekiem. Krówki też cierpiały jak je zabijali.
Jak tak karmił kaczki i spoglądał na taflę wody w stawie to jakoś go to uspokajało. Nie myślał o niczym konkretnym. Cieszył się, że może teraz w jakiś sposób się zrelaksować.
Zwrócił głowę ku Mio, która zadała pytanie. Ponownie zebrał się w sobie, aby nie było żadnego zająknięcia podczas mówienia - Być może kiedyś się minęliśmy, nie zwracając na siebie uwagi i każdy poszedł w swoją stronę - lekko się uśmiechając dalej karmiąc kaczki.
- Nie, pieski muszą się czasem wybiegać- jakimś cudem rzucił luźno na pytanie, nie spoglądając na osobę, która to pytanie zadała. Aż w pewnym momencie sam Kakuei się zdziwił, że powiedział to z luzem, jakby jego dawna osobowość wracała, ale to też może być złudny sygnał dla Fuse, który potrwa krótko.
Zwrócił głowę ku Mio, która zadała pytanie. Ponownie zebrał się w sobie, aby nie było żadnego zająknięcia podczas mówienia - Być może kiedyś się minęliśmy, nie zwracając na siebie uwagi i każdy poszedł w swoją stronę - lekko się uśmiechając dalej karmiąc kaczki.
- Nie, pieski muszą się czasem wybiegać- jakimś cudem rzucił luźno na pytanie, nie spoglądając na osobę, która to pytanie zadała. Aż w pewnym momencie sam Kakuei się zdziwił, że powiedział to z luzem, jakby jego dawna osobowość wracała, ale to też może być złudny sygnał dla Fuse, który potrwa krótko.
Może się gdzieś widzieli z Kaku. Skinęła głową i w sumie już miała coś tam dorzucić bardziej werbalnie, ale w sumie nie miała nawet pomysłu. Mózg jebnął errorem i tyle.
- Nie no, nie masz za co - machnęła ręką na podziękowania małego panicza Blacka. Tak dobrze wychowane maleństwo. Kochane bububu. I nie miała niczego przeciwko spuszczanym psom, ale w sumie nawet nie mogła się za bardzo na ten temat wypowiedzieć, bo zadzwonił jej telefon. Wysoki głosik żulujący w jakimś dziwnym języku rozległ się w słuchawce.
- ( ͡° ͜ʖ ͡°)wwwwwマジ?ウザイ - pogadała coś w cingciongowym i rozłączyła się. Smutna minka na ryj, oddała resztę chleba, który trzymała, dwójce chłopaczyn. - Chciałabym z wami jeszcze posiedzieć, ale moja mama potrzebuje mnie i rybek - tu pomachała swoimi zakupami. - Bawcie się dobrze!
I ten. Ukłoniła się i trochę spierdzieliła.
zt.
- Nie no, nie masz za co - machnęła ręką na podziękowania małego panicza Blacka. Tak dobrze wychowane maleństwo. Kochane bububu. I nie miała niczego przeciwko spuszczanym psom, ale w sumie nawet nie mogła się za bardzo na ten temat wypowiedzieć, bo zadzwonił jej telefon. Wysoki głosik żulujący w jakimś dziwnym języku rozległ się w słuchawce.
- ( ͡° ͜ʖ ͡°)wwwwwマジ?ウザイ - pogadała coś w cingciongowym i rozłączyła się. Smutna minka na ryj, oddała resztę chleba, który trzymała, dwójce chłopaczyn. - Chciałabym z wami jeszcze posiedzieć, ale moja mama potrzebuje mnie i rybek - tu pomachała swoimi zakupami. - Bawcie się dobrze!
I ten. Ukłoniła się i trochę spierdzieliła.
zt.
Pożegnał Mio wzrokiem i spojrzał na chleb, który trzymał w ręce. Cisnął go w dłoni i po chwili rzucił do stawu, aby kaczki dalej się najadły. Wstał z przykucniętych nogami i zmierzył wzrokiem dwóch celebrytów.
Skinął lekko głową - To ja również będę się zbierał - zwrócił się do nich zakładając swoją torbę na ramię. Odwrócił się na pięcie i poszedł w drugą stronę niż Mio. Pomyślał przez przedzie cały park i wyjdzie z niego drugą stroną. Wyciągnął z kieszeni spodni telefon, aby sprawdzić godzinę. Jeszcze miał dużo czasu, aby wracać do akademika.
/z.t
Skinął lekko głową - To ja również będę się zbierał - zwrócił się do nich zakładając swoją torbę na ramię. Odwrócił się na pięcie i poszedł w drugą stronę niż Mio. Pomyślał przez przedzie cały park i wyjdzie z niego drugą stroną. Wyciągnął z kieszeni spodni telefon, aby sprawdzić godzinę. Jeszcze miał dużo czasu, aby wracać do akademika.
/z.t
Pieski pobiegały, Sky pokarmił kaczki, Saturn dalej stał nudząc się jak zwykle, ochroniarz ich pilnował, ptaszki śpiewały. Blablabla. Poszli sobie z powrotem do rezydencji, nie chce mi się pisać.
zt.
zt.
Mieszkańcy Riverdale City, którzy tamtego zimowego dnia z jakiegoś powodu postanowili marznąć w parku, zapewne byli w niemałym szoku na widok krasnala prowadzącego na smyczy... dwa szczury. Tak, szczury. Oba miały założone specjalne małe szelki i zimowe kubraczki. W końcu o dwójkę najukochańszych (bo w sumie jedynych) przyjaciół trzeba dbać o każdej porze roku! A że były to stworzenia nadzwyczaj ruchliwe i często robiące ucieczkę z więzienia klatki, stwierdziła, że dobrym pomysłem będzie wyprowadzanie ich na spacery. Nawet jeśli szczury to nie psy. Chociaż patrząc na yorki…
I nie, wcale nie zamierzała ich zjadać. To, że miała skośne oczy nie oznaczało, że miała jakieś upodobania co do mięska z gryzoni; Hania w ogóle nie chciała wiedzieć, że mięso nie bierze się ze sklepu. Za mała była na taką szokującą wiedzę!
W każdym razie, dziewczyna długo nie męczyła swoich szczurków spacerem, a przynajmniej nie miała takiego zamiaru; duże kieszenie jej kurtki już czekały na tę dwójkę skrywając w sobie smakołyki, żeby się nie rozpraszali i grzecznie siedzieli w środku. Jak inaczej zdołała ich przetransportować do parku?
Już odpinała niewygodną smycz i szelki, gdy zjawił się on. Doberman, który zaczął szczekać na jej biednego bubusia. I o ile pies szybko został spacyfikowany przez właściciela, a skrócona smycz nie pozwoliła mu rzucić się na stworzenie, tak przerażony szczurek rzucił się do ucieczki.
— Shiroooo! Wraacaaaaj! — pisnęła żałośnie udając się w pogoń za czarnym gryzoniem. A, no tak. Trzeba wspomnieć, że przy nadawaniu imion swoim zwierzakom, w Hanako obudził się wewnętrznybezbek śmieszek i nazwała je Czarny i Biały, ale na odwrót.
To musiało wyglądać zabawnie; mała Azjatka ze łzami w oczach i szczurem pod pachą goniąca drugiego, ubranego w różowy kubraczek.
I nie, wcale nie zamierzała ich zjadać. To, że miała skośne oczy nie oznaczało, że miała jakieś upodobania co do mięska z gryzoni; Hania w ogóle nie chciała wiedzieć, że mięso nie bierze się ze sklepu. Za mała była na taką szokującą wiedzę!
W każdym razie, dziewczyna długo nie męczyła swoich szczurków spacerem, a przynajmniej nie miała takiego zamiaru; duże kieszenie jej kurtki już czekały na tę dwójkę skrywając w sobie smakołyki, żeby się nie rozpraszali i grzecznie siedzieli w środku. Jak inaczej zdołała ich przetransportować do parku?
Już odpinała niewygodną smycz i szelki, gdy zjawił się on. Doberman, który zaczął szczekać na jej biednego bubusia. I o ile pies szybko został spacyfikowany przez właściciela, a skrócona smycz nie pozwoliła mu rzucić się na stworzenie, tak przerażony szczurek rzucił się do ucieczki.
— Shiroooo! Wraacaaaaj! — pisnęła żałośnie udając się w pogoń za czarnym gryzoniem. A, no tak. Trzeba wspomnieć, że przy nadawaniu imion swoim zwierzakom, w Hanako obudził się wewnętrzny
To musiało wyglądać zabawnie; mała Azjatka ze łzami w oczach i szczurem pod pachą goniąca drugiego, ubranego w różowy kubraczek.
Zima gromadziła zarówno swoich fanów, jak i tych którzy od momentu spadnięcia temperatur do zera, momentalnie chciała powrotu cieplejszego okresu. Płatki śniegu może bywały przyjemne w widoku, a jego biel stanowiła miłą odmianę od ciemnych kolorów panujących zazwyczaj, jednak niosły za sobą jedną znaczącą wadę: ich opady mocno destabilizowały podłoże, nie mówiąc już o lodzie. O ile mogło nie być to szczególnie uciążliwe dla zwykłych śmiertelników, tak Forneus z początku nie mógł znieść sprawnego poruszania się w takich warunkach. Ilość nieszczęść, jakie wystąpiły w tamtym czasie można by uznać za wręcz idealne wypełnianie jego roli bycia kuternogą, ale jednak wkrótce zdążył się nauczyć nie szaleć z szybkością chodu i bardziej pewne spoczywać na lasce. Leżący na ziemi Provencher średnio pasowałby do jego wizerunku. Dlatego też zimowe wyprawy nie okazywały się już być niczym strasznym, zwłaszcza jeśli nie musiał bawić się w dojeżdżanie publicznym transportem gdziekolwiek.
Ścieżki parku były odśnieżone, lecz nadal pozostawała na nich delikatna warstewka śniegu. Sprawiało to, że poruszający się Forneus wcale nie wydawał tego charakterystycznego, cichego stukotu laski, do którego zdążył się przyzwyczaić. Widok jakiegoś dziecka z dwoma szczurami z początku wywołało u niego lekkie uniesione brwi w zdziwieniu, a następnie cichy śmiech. Wystarczająco cichy, by nie zwrócił na siebie uwagi i nie skierował jej w stronę małej dziewczynki, a jednak jego pojawienie się świadczyło jasno o jego rozbawieniu, które wzmogło się jeszcze mocniej po ucieczce jednego z gryzoni. Wyprowadzanie szczurów na spacer, czego to ludzie nie wymyślą? Jemu samemu ten śnieg średnio się podobał, ale przynajmniej wyglądało to zabawnie. Chociaż pewnie gdyby miał kogoś koło siebie, nie powstrzymałby się przed ujęciem tego w jakiś konkretny komentarz, ale skoro tak nie było, mruczenie do siebie nie leżało w kręgu jego zainteresowań. W stronę dziewczynki nie zamierzał kierować żadnych słów, bo nie widziało mu się ganianie za tym latającym czymś. Niemniej szybko jego „nie chcę” zmieniło się w „nie mam wyboru”. Cóż, idealny zimowy dzień na bliższe spotkanie z kimś, z kim dzieliło go prawie 40 centymetrów wzrostu.
Ścieżki parku były odśnieżone, lecz nadal pozostawała na nich delikatna warstewka śniegu. Sprawiało to, że poruszający się Forneus wcale nie wydawał tego charakterystycznego, cichego stukotu laski, do którego zdążył się przyzwyczaić. Widok jakiegoś dziecka z dwoma szczurami z początku wywołało u niego lekkie uniesione brwi w zdziwieniu, a następnie cichy śmiech. Wystarczająco cichy, by nie zwrócił na siebie uwagi i nie skierował jej w stronę małej dziewczynki, a jednak jego pojawienie się świadczyło jasno o jego rozbawieniu, które wzmogło się jeszcze mocniej po ucieczce jednego z gryzoni. Wyprowadzanie szczurów na spacer, czego to ludzie nie wymyślą? Jemu samemu ten śnieg średnio się podobał, ale przynajmniej wyglądało to zabawnie. Chociaż pewnie gdyby miał kogoś koło siebie, nie powstrzymałby się przed ujęciem tego w jakiś konkretny komentarz, ale skoro tak nie było, mruczenie do siebie nie leżało w kręgu jego zainteresowań. W stronę dziewczynki nie zamierzał kierować żadnych słów, bo nie widziało mu się ganianie za tym latającym czymś. Niemniej szybko jego „nie chcę” zmieniło się w „nie mam wyboru”. Cóż, idealny zimowy dzień na bliższe spotkanie z kimś, z kim dzieliło go prawie 40 centymetrów wzrostu.
Katsu zapewne byłby najszczęśliwszy na świecie, gdyby jeden z jej szczurów zaginął, a drugiego wkrótce spotkał ten sam los. Tymczasem dla małej Hani, która była na granicy wpadnięcia w histerię, byłby to koniec świata. Te dwa gryzonie, choć dla niektórych obrzydliwe, były jej najwierniejszymi kompanami od prawie półtora roku. Lepiej nie uświadamiać jej, że te zwierzęta żyją w porywie do trzech lat.
Zauważyła Forneusa udającego się w pogoń za Shiro,w końcu trudno było przeoczyć całkiem niestarego chłopaka z laską, do tego wielkiego jak brzoza. O rany, czy on naprawdę zamierzał biegać? Skoro chodził z tym stylowym kijkiem, to chyba znaczyło, że z jego nogą nie było najlepiej, przynajmniej w ocenie Hanako. Doceniała chęć pomocy, ale nie była aż tak okrutna, by kazać mu latać za swoim szczurem.
— O nie, nie! Nie możesz biegać! — zatrzymała się oburzona wręczając mu w ręce białego gryzonia ubranego dla odmiany we fioletowy kubraczek. — Potrzymaj Kuro. Nie bój się, nie gryzie. I jest zdrowy!
Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź chłopaka, zostawiła go ze swoim przyjacielem i sama ruszyła za szczurkiem numer dwa. Jak to dobrze, że swoją czarną sierścią (i różowym ubrankiem!) wyróżniał się na tle białego śniegu, dzięki czemu szybko mogła go zlokalizować i wrócić do pościgu. W samą porę, bo przestraszone zwierzątko właśnie zmierzało w stronę zamarzniętego stawu. Ruszyła za nim przerażona, zbiegając z górki, na której znajdowała się ścieżka, przez śnieg sięgający jej połowy łydek. Oczywiście, nie nazywałaby się Hanako Russell, gdyby przy okazji schodzenia po stromym zboczu nie potknęła się i dalszej części dzielącego ją odcinka nie pokonałaby turlając się. Szybko jednak się podniosła, powstrzymując się od nagłego wybuchu płaczu, chcąc zachować resztki godności przed tymczasowym opiekunem jej szczura, choć było to naprawdę trudne zajęcie
— Nicminiejest! — zawołała z dołu na wszelki wypadek, gdyby Forneusa przypadkiem obchodził jej los, jednocześnie próbując się doprowadzić do porządku. Tymczasem Shiro wbiegł na lód i zatrzymał się przerażony, gdy jego małe łapki znalazły się na śliskiej powierzchni. Widząc to, Hana szybko sięgnęła po przysmaki do kieszeni i trzymając je na wyciągniętej dłoni, położyła się na brzegu stawu.
— Widzisz, co mam? No chodź, dostaniesz jedzonko. — zwróciła się do zwierzęcia najłagodniej jak potrafiła. Długo nie musiała go namawiać, czarny gryzoń był wielkim żarłokiem i szybko zapominał o "traumie" na rzecz napchania sobie żołądka. Gdy tylko wskoczył na drobną dłoń nastolatki, chwyciła go i podniosła się ze śniegu, po czym zdyszana wróciła do jasnowłosego chłopaka.
— Dziękuję, jesteś najlepszy! — posłała mu ciepły uśmiech. Gdyby nie był taki wysoki, pewnie nawet dałaby mu całusa w policzek w ramach podziękowań.
Zauważyła Forneusa udającego się w pogoń za Shiro,w końcu trudno było przeoczyć całkiem niestarego chłopaka z laską, do tego wielkiego jak brzoza. O rany, czy on naprawdę zamierzał biegać? Skoro chodził z tym stylowym kijkiem, to chyba znaczyło, że z jego nogą nie było najlepiej, przynajmniej w ocenie Hanako. Doceniała chęć pomocy, ale nie była aż tak okrutna, by kazać mu latać za swoim szczurem.
— O nie, nie! Nie możesz biegać! — zatrzymała się oburzona wręczając mu w ręce białego gryzonia ubranego dla odmiany we fioletowy kubraczek. — Potrzymaj Kuro. Nie bój się, nie gryzie. I jest zdrowy!
Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź chłopaka, zostawiła go ze swoim przyjacielem i sama ruszyła za szczurkiem numer dwa. Jak to dobrze, że swoją czarną sierścią (i różowym ubrankiem!) wyróżniał się na tle białego śniegu, dzięki czemu szybko mogła go zlokalizować i wrócić do pościgu. W samą porę, bo przestraszone zwierzątko właśnie zmierzało w stronę zamarzniętego stawu. Ruszyła za nim przerażona, zbiegając z górki, na której znajdowała się ścieżka, przez śnieg sięgający jej połowy łydek. Oczywiście, nie nazywałaby się Hanako Russell, gdyby przy okazji schodzenia po stromym zboczu nie potknęła się i dalszej części dzielącego ją odcinka nie pokonałaby turlając się. Szybko jednak się podniosła, powstrzymując się od nagłego wybuchu płaczu, chcąc zachować resztki godności przed tymczasowym opiekunem jej szczura, choć było to naprawdę trudne zajęcie
— Nicminiejest! — zawołała z dołu na wszelki wypadek, gdyby Forneusa przypadkiem obchodził jej los, jednocześnie próbując się doprowadzić do porządku. Tymczasem Shiro wbiegł na lód i zatrzymał się przerażony, gdy jego małe łapki znalazły się na śliskiej powierzchni. Widząc to, Hana szybko sięgnęła po przysmaki do kieszeni i trzymając je na wyciągniętej dłoni, położyła się na brzegu stawu.
— Widzisz, co mam? No chodź, dostaniesz jedzonko. — zwróciła się do zwierzęcia najłagodniej jak potrafiła. Długo nie musiała go namawiać, czarny gryzoń był wielkim żarłokiem i szybko zapominał o "traumie" na rzecz napchania sobie żołądka. Gdy tylko wskoczył na drobną dłoń nastolatki, chwyciła go i podniosła się ze śniegu, po czym zdyszana wróciła do jasnowłosego chłopaka.
— Dziękuję, jesteś najlepszy! — posłała mu ciepły uśmiech. Gdyby nie był taki wysoki, pewnie nawet dałaby mu całusa w policzek w ramach podziękowań.
Ciężko stwierdzić, skąd dziewczynka wysunęła podejrzenie, że zamierzał za jej zwierzątkami biegać, choć może to widocznie kwestia zwykłego nieporozumienia i nieodpowiedniego zinterpretowania własnych działań. W końcu spoglądając na nią miał wrażenie, że była całym zajściem zestresowana, a ten latający szczurek i tak wprawiał w zakłopotanie wszystkich przechodniów. Włącznie z Forneusem, nadal rozbawionego małymi żyjątkami na śniegu i wyraźnie o wiele mocniej na nich skupionego niż reszta. Chociaż może powinien być bardziej wszechstronny i zrozumieć, że to równie dobre zwierzątko jak psy i koty, a wychodzenie z nimi na spacer to nic takiego. Tak czy inaczej, po wciśnięciu przez Hanako białego gryzonia, nie zrzucił go na śnieg (co przecież byłoby przykre i mogło skończyć się katastroficznie), a jedynie należycie chronił go przed jakąś ucieczką. Pewnie gdyby nie ten fioletowy kubraczek, szczurek wyglądałby pewnie mniej zabawnie, ze względu na swoja białą sierść, a jak wiadomo – biel oznaczała niewinność, a to z kolei wnosiło pewną powagę.
Choć… czy on właśnie stał po środku parku z jakimś szczurem? Tego jeszcze w życiu nie przeżył. Mała dziewczynka ze swoimi zwierzątkami kontra Forneus. Przynajmniej kolor jego włosów mniej więcej pokrywał się z ubarwieniem jednego z gryzoni.
Obserwował poczynienia Hanako na początku z uśmiechem, a potem z lekkim przerażeniem, gdy okazało się, że pościg może okazać się bolesny dla jednej ze stron. Z reguły upadki nie okazywały się szczególnie groźne, ale kto wie, co mogło się stać? Jeszcze tego by brakowało, by dziewczynka poślizgnęła się gdzieś na lodzie i coś sobie złamała. Przynajmniej teraz był ktoś (dokładniej rzecz ujmując: on), kto w razie czego miał możliwość uratowania ją z wszelkich niebezpiecznych sytuacji. O ile kiedyś ten pościg za gryzoniem się skończy, co na szczęście nastąpiło niewiele po pomyśleniu tego, ku jego wielkiej uldze.
- Dzięki za docenienie pilnowania twojego zwierzątka. Nazywam się Forneus – odparł, odwzajemniając uśmiech. Niby kulał i miał tę swoją laskę, ale jak widać zupełnie nie ograniczało to innych jego zdolności. Przedstawienie się również uznał za kluczowe, dawno wyuczony, że przedstawienie się należało do podstawowych zasad dobrego zachowania. Nietrzymanie się sztywnego savoir vivre na co dzień, nie znaczyło pozbycie się go całkowicie.- Na pewno nic ci nie jest? – spytał, chcąc upewnić się co do pełnej sprawności dziewczynki, lecz nie przybrał przy tym poważnej miny, tylko pozwolił rozbawieniu gościć na jego twarzy. W końcu ta energia dziewczynki była zaraźliwa, a jak sobie przypominał całe to szczurze zajście, o mało nie wybuchał śmiechem. Oczywiście ze względu na szansę na urażenie dziewczynki, nie mógł sobie na to pozwolić. - Z czystej ciekawości: wyprowadzasz je tak regularnie na spacery? – spytał całkiem poważnie, bo jak już dokształcać się, to dokształcać. Do tej pory nie miał możliwości bliższego spotkania się z kimś, kto faktycznie praktykował spacery dla małych zwierzątek.
Choć… czy on właśnie stał po środku parku z jakimś szczurem? Tego jeszcze w życiu nie przeżył. Mała dziewczynka ze swoimi zwierzątkami kontra Forneus. Przynajmniej kolor jego włosów mniej więcej pokrywał się z ubarwieniem jednego z gryzoni.
Obserwował poczynienia Hanako na początku z uśmiechem, a potem z lekkim przerażeniem, gdy okazało się, że pościg może okazać się bolesny dla jednej ze stron. Z reguły upadki nie okazywały się szczególnie groźne, ale kto wie, co mogło się stać? Jeszcze tego by brakowało, by dziewczynka poślizgnęła się gdzieś na lodzie i coś sobie złamała. Przynajmniej teraz był ktoś (dokładniej rzecz ujmując: on), kto w razie czego miał możliwość uratowania ją z wszelkich niebezpiecznych sytuacji. O ile kiedyś ten pościg za gryzoniem się skończy, co na szczęście nastąpiło niewiele po pomyśleniu tego, ku jego wielkiej uldze.
- Dzięki za docenienie pilnowania twojego zwierzątka. Nazywam się Forneus – odparł, odwzajemniając uśmiech. Niby kulał i miał tę swoją laskę, ale jak widać zupełnie nie ograniczało to innych jego zdolności. Przedstawienie się również uznał za kluczowe, dawno wyuczony, że przedstawienie się należało do podstawowych zasad dobrego zachowania. Nietrzymanie się sztywnego savoir vivre na co dzień, nie znaczyło pozbycie się go całkowicie.- Na pewno nic ci nie jest? – spytał, chcąc upewnić się co do pełnej sprawności dziewczynki, lecz nie przybrał przy tym poważnej miny, tylko pozwolił rozbawieniu gościć na jego twarzy. W końcu ta energia dziewczynki była zaraźliwa, a jak sobie przypominał całe to szczurze zajście, o mało nie wybuchał śmiechem. Oczywiście ze względu na szansę na urażenie dziewczynki, nie mógł sobie na to pozwolić. - Z czystej ciekawości: wyprowadzasz je tak regularnie na spacery? – spytał całkiem poważnie, bo jak już dokształcać się, to dokształcać. Do tej pory nie miał możliwości bliższego spotkania się z kimś, kto faktycznie praktykował spacery dla małych zwierzątek.
Żeby sama to wiedziała! W panice, że jej ukochane stworzonko może umrzeć i to nie zdeptane przez tego śmierdziela Katsu, Hana w ogóle nie ogarniała rzeczywistości. Skoro już wcisnęła biednemu Forneusowi białego szczura, to znaczyło, że uznała go za godnego zaufania. Byle komu nie powierza się swoich dzieci! Tak, szczury były dla niej jak dzieci.
Wpakowała Shiro do głębokiej kieszeni kurtki i zapięła ją na guziczek (gryzoń miał tam swoje jedzonko i było mu ciepło, a gdy potrzebował zaczerpnąć świeżego powietrza, to mógł bez problemu wystawić główkę obok zapięcia), po czym wyciągnęła rączki po drugie zwierzątko, by odebrać je od chłopaka. Chyba, że chciał sobie zatrzymać białego szczurka, który w swej ciekawskiej naturze próbował wepchać mały łebek pod jego rękaw.
— Miło mi, jestem Hana! To znaczy... to skrót od Hanako, a nie, że mam na imię Hannah. — odpowiedziała z szerokim uśmiechem. Kwestia wiecznie przekręcanego imienia była jej największym utrapieniem, dlatego przy nawiązywaniu nowej znajomości starała się w miarę możliwości wytłumaczyć różnicę. Tak na wszelki wypadek, by później nie było: "Szukałem cię na Instagramie, ale nie mogłem znaleźć!", "A co wpisałeś?", "Hannah Russell", bo już czoło bolało od facepalmów.
— Oww... To miłe, że pytasz, ale naprawdę jestem cała i zdrowa! — odparła głaskając palcem między uszami małego uciekiniera, który postanowił wystawić głowę z ciepłej kryjówki i zobaczyć co się dzieje.
Wyprowadzasz je tak regularnie na spacery?
Roześmiała się, choć nie było w tym ani krzty złośliwości, najwidoczniej mocno bawiła ją wizja siebie wychodzącą ze szczurami trzy razy dziennie niczym z psem.
— Niee, tylko jak sąsiedzi robią remont i jest głośno — skłamała, ale tylko w części o sąsiadach. Nie musiał wiedzieć o ojcu alkoholiku i jego zamiłowaniu do awanturowania się, przez które Hana najchętniej spędzałaby całe dnie poza domem. Jeszcze, nie daj Boże, zainteresowałby się sytuacją Russellów i dziewczyna skończyłaby w domu dziecka, bez starszego brata, który był przecież pełnoletni. A na rozdzielenie z tym dzbanem, choć denerwował ją niemiłosiernie, pozwolić nie mogła!
— Szczury nie potrzebują spacerów tak jak psy, ale serce mi się kraje, gdy całymi dniami muszą siedzieć w klatce. No i to dobry pretekst, by nie siedzieć nad zadaniami domowymi! — wyjaśniła czując się bardzo ważna, że może komuś odpowiadać na jego pytania. Zaraz potem zmarszczyła brwi, a ciemne tęczówki zaczęły badawczo przyglądać się swojemu towarzyszowi.
— Hej, Forneus — wypaliła po chwili — Gdy na Ciebie patrzę, mam straszne deja-vu. Nie spotkaliśmy się wcześniej? Albo, albo... Nie byłeś gdzieś w jakiejś gazecie? Stronie miasta?
Nie jesteś przypadkiem jednym z tych, którzy kupują od mojego brata dragi? Proszę, powiedz, że nie jesteś.
Wpakowała Shiro do głębokiej kieszeni kurtki i zapięła ją na guziczek (gryzoń miał tam swoje jedzonko i było mu ciepło, a gdy potrzebował zaczerpnąć świeżego powietrza, to mógł bez problemu wystawić główkę obok zapięcia), po czym wyciągnęła rączki po drugie zwierzątko, by odebrać je od chłopaka. Chyba, że chciał sobie zatrzymać białego szczurka, który w swej ciekawskiej naturze próbował wepchać mały łebek pod jego rękaw.
— Miło mi, jestem Hana! To znaczy... to skrót od Hanako, a nie, że mam na imię Hannah. — odpowiedziała z szerokim uśmiechem. Kwestia wiecznie przekręcanego imienia była jej największym utrapieniem, dlatego przy nawiązywaniu nowej znajomości starała się w miarę możliwości wytłumaczyć różnicę. Tak na wszelki wypadek, by później nie było: "Szukałem cię na Instagramie, ale nie mogłem znaleźć!", "A co wpisałeś?", "Hannah Russell", bo już czoło bolało od facepalmów.
— Oww... To miłe, że pytasz, ale naprawdę jestem cała i zdrowa! — odparła głaskając palcem między uszami małego uciekiniera, który postanowił wystawić głowę z ciepłej kryjówki i zobaczyć co się dzieje.
Wyprowadzasz je tak regularnie na spacery?
Roześmiała się, choć nie było w tym ani krzty złośliwości, najwidoczniej mocno bawiła ją wizja siebie wychodzącą ze szczurami trzy razy dziennie niczym z psem.
— Niee, tylko jak sąsiedzi robią remont i jest głośno — skłamała, ale tylko w części o sąsiadach. Nie musiał wiedzieć o ojcu alkoholiku i jego zamiłowaniu do awanturowania się, przez które Hana najchętniej spędzałaby całe dnie poza domem. Jeszcze, nie daj Boże, zainteresowałby się sytuacją Russellów i dziewczyna skończyłaby w domu dziecka, bez starszego brata, który był przecież pełnoletni. A na rozdzielenie z tym dzbanem, choć denerwował ją niemiłosiernie, pozwolić nie mogła!
— Szczury nie potrzebują spacerów tak jak psy, ale serce mi się kraje, gdy całymi dniami muszą siedzieć w klatce. No i to dobry pretekst, by nie siedzieć nad zadaniami domowymi! — wyjaśniła czując się bardzo ważna, że może komuś odpowiadać na jego pytania. Zaraz potem zmarszczyła brwi, a ciemne tęczówki zaczęły badawczo przyglądać się swojemu towarzyszowi.
— Hej, Forneus — wypaliła po chwili — Gdy na Ciebie patrzę, mam straszne deja-vu. Nie spotkaliśmy się wcześniej? Albo, albo... Nie byłeś gdzieś w jakiejś gazecie? Stronie miasta?
Nie jesteś przypadkiem jednym z tych, którzy kupują od mojego brata dragi? Proszę, powiedz, że nie jesteś.
Może gdyby Hanako podzieliła się faktem, że powierzyła mu swojego szczurka ze względu na bijące od niego zaufanie, bardziej poważniej potraktowałby własną rolę. Niemniej w obecnym sytuacji jedynie stał, oczekując na powrót dziewczynki z szczurem do pary, a gdy już się pojawiła jego myśli uciekły zupełnie gdzie indziej. Dokładniej uściślając, nie zboczyły daleko, bo nadal krążyły wokół tego samego tematu, ale skoro nigdzie pilnie się nie spieszył, to kilka minut rozmowy go nie zbawi. W dodatku ani nie było przeraźliwe zimno, ani nie było żadnej śnieżycy, która potencjalnie mogłaby go zmusić do jak najprędszego schronienia się w jakimś ciepłym miejscu.
- W porządku, Hanako. Chociaż pewnie większość mówi na ciebie Hana, więc zostańmy na… - Sekunda przerwy, by wyklarować myśl, która przyszła mu do głowy. – - Hana-nie-od-Hannah – zakończył z uśmiechem, już czując, że spotkanie z dziewczynką zostanie mu na dłużej w głowie. I to wcale nie dlatego, że na co dzień nie spotykał się z wieloma tak młodymi osobami! Forneus oczywiście polegał na swojej naocznej ocenie, która dawała Hanako gdzieś koło… trzynastu lat, absolutnie nic ponad to. Wprawdzie już nie raz zdążył się przekonać, że wiek i wygląd mogły ze sobą nie współgrać, ale jedno było pewne – dziewczynka przed nim nadal zaliczała się do grona dzieciaków. Starszych czy młodszych, to już nieistotne!
- W takim razie wyglądasz mi na kogoś mocno do nich przywiązanego, ale… nie mogę nie zadać ci również tego pytania – przyznał z rozbrajającą wręcz szczerością, a laskę odruchowo podniósł na moment lekko do góry. Zaraz jednak znowu nóżka jej zatopiła się w delikatnej warstewce śniegu. - Nie chciałaś mieć nigdy jakiegoś bardziej popularnego zwierzątka? Psa na przykład, albo kota, albo… co tam jeszcze jest… rybki, papużki? – zapytał, a jego myśli momentalnie przypomniały mu o jego własnym psie i usilnym wręcz żądaniem posiadania go za dziecka. Kolejne jednak stwierdzenie dziewczynki sprowadziło go bardziej na ziemię, choć nie było ono niczym zaskakującym. Należąc do tak bogatej rodziny jak Provencher, należało się liczyć z byciem rozpoznawanym w mniejszym czy większym stopniu. Chociaż nie spodziewałby się tego po kimś takim jak Hanako!
- Bardzo możliwe, że mogłem ci gdzieś mignąć między oczami – zaczął, nie tracąc poprzedniego uśmiechu. - Nie wiem, czy jesteś równie spostrzegawcza do nazwisk, jak i do twarzy, ale… pewnie powinienem przedstawić się w pełni – Forneus Provencher. Ja studiuję robotykę, ale mój ociec prowadzi Provencher Mining Gold Corporation – doprecyzował, chociaż nie zamierzał wchodzić w większe szczegóły. Raczej nie interesowało to dziewczynki, którą pierwszy raz spotkał zaledwie kilka chwil temu, a która w porównaniu z jego wysokim wzrostem, wyglądała na kogoś zgubionego w tym parku. - Ty zapewne chodzisz gdzieś tutaj do szkoły? – spytał, choć należało to do błahych pytań, które zaraz zostało zastąpione przez inną myśl. - Tak właściwie… wiesz, że rozmawiając z tobą, odciągam cię od nauki, od której uciekłaś ze swoim szczurami? Dlatego jutro nie zwalaj winy na jakiegoś Forneusa z powodu braku zadania, dobra? – zażartował, a następnie zaśmiał się cicho. Wprawdzie przerwa na świeżym powietrzu to niezaprzeczalnie dobry sposób na zregenerowanie umysłu do dalszej pracy, ale o tym na razie nie musiał wspominać.
- W porządku, Hanako. Chociaż pewnie większość mówi na ciebie Hana, więc zostańmy na… - Sekunda przerwy, by wyklarować myśl, która przyszła mu do głowy. – - Hana-nie-od-Hannah – zakończył z uśmiechem, już czując, że spotkanie z dziewczynką zostanie mu na dłużej w głowie. I to wcale nie dlatego, że na co dzień nie spotykał się z wieloma tak młodymi osobami! Forneus oczywiście polegał na swojej naocznej ocenie, która dawała Hanako gdzieś koło… trzynastu lat, absolutnie nic ponad to. Wprawdzie już nie raz zdążył się przekonać, że wiek i wygląd mogły ze sobą nie współgrać, ale jedno było pewne – dziewczynka przed nim nadal zaliczała się do grona dzieciaków. Starszych czy młodszych, to już nieistotne!
- W takim razie wyglądasz mi na kogoś mocno do nich przywiązanego, ale… nie mogę nie zadać ci również tego pytania – przyznał z rozbrajającą wręcz szczerością, a laskę odruchowo podniósł na moment lekko do góry. Zaraz jednak znowu nóżka jej zatopiła się w delikatnej warstewce śniegu. - Nie chciałaś mieć nigdy jakiegoś bardziej popularnego zwierzątka? Psa na przykład, albo kota, albo… co tam jeszcze jest… rybki, papużki? – zapytał, a jego myśli momentalnie przypomniały mu o jego własnym psie i usilnym wręcz żądaniem posiadania go za dziecka. Kolejne jednak stwierdzenie dziewczynki sprowadziło go bardziej na ziemię, choć nie było ono niczym zaskakującym. Należąc do tak bogatej rodziny jak Provencher, należało się liczyć z byciem rozpoznawanym w mniejszym czy większym stopniu. Chociaż nie spodziewałby się tego po kimś takim jak Hanako!
- Bardzo możliwe, że mogłem ci gdzieś mignąć między oczami – zaczął, nie tracąc poprzedniego uśmiechu. - Nie wiem, czy jesteś równie spostrzegawcza do nazwisk, jak i do twarzy, ale… pewnie powinienem przedstawić się w pełni – Forneus Provencher. Ja studiuję robotykę, ale mój ociec prowadzi Provencher Mining Gold Corporation – doprecyzował, chociaż nie zamierzał wchodzić w większe szczegóły. Raczej nie interesowało to dziewczynki, którą pierwszy raz spotkał zaledwie kilka chwil temu, a która w porównaniu z jego wysokim wzrostem, wyglądała na kogoś zgubionego w tym parku. - Ty zapewne chodzisz gdzieś tutaj do szkoły? – spytał, choć należało to do błahych pytań, które zaraz zostało zastąpione przez inną myśl. - Tak właściwie… wiesz, że rozmawiając z tobą, odciągam cię od nauki, od której uciekłaś ze swoim szczurami? Dlatego jutro nie zwalaj winy na jakiegoś Forneusa z powodu braku zadania, dobra? – zażartował, a następnie zaśmiał się cicho. Wprawdzie przerwa na świeżym powietrzu to niezaprzeczalnie dobry sposób na zregenerowanie umysłu do dalszej pracy, ale o tym na razie nie musiał wspominać.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach