▲▼
First topic message reminder :
Sporych rozmiarów park w centrum miasta. Został stworzony na wzór Central Parku w Nowym Yorku. Jest to chyba najpopularniejsze miejsce w mieście. Codziennie można tu spotkać ludzi biegających o tej samej porze, matki na spacerze z dziećmi, całe rodziny robiące piknik na zielonej trawie czy też pary siedzące na pobliskiej ławeczce i wzdychające do siebie. Jest to niezwykle przyjemne miejsce na odpoczynek. Zieleń dookoła pomaga odpocząć oku, a zapach kwiatów, które rosną dookoła przyjemnie łechta węch. Niezależnie od pory dnia można tu spotkać mnóstwo ludzi rozkoszujących się tym mały kawałkiem przyrody w środku miasta.
Sporych rozmiarów park w centrum miasta. Został stworzony na wzór Central Parku w Nowym Yorku. Jest to chyba najpopularniejsze miejsce w mieście. Codziennie można tu spotkać ludzi biegających o tej samej porze, matki na spacerze z dziećmi, całe rodziny robiące piknik na zielonej trawie czy też pary siedzące na pobliskiej ławeczce i wzdychające do siebie. Jest to niezwykle przyjemne miejsce na odpoczynek. Zieleń dookoła pomaga odpocząć oku, a zapach kwiatów, które rosną dookoła przyjemnie łechta węch. Niezależnie od pory dnia można tu spotkać mnóstwo ludzi rozkoszujących się tym mały kawałkiem przyrody w środku miasta.
Jedna noga, druga noga, krok, krok, krok. Druga noga, pierwsza noga, skok, skok, skok. Przedszkolne rymowanki idealnie wpisywały się w poczynania Amakawy, albowiem sunęła ona beztrosko parkową ścieżką, to drepcząc sobie jak wesoły gówniak, a to podskakując w równie infantylnym stylu. Dlaczego? Po prostu. Poczynania tej dziewczyny zazwyczaj nie były uwarunkowane fundamentami światłych zamiarów czy ciekawych celów. Kaprys był, to i było wyjście.
Zapewne jej przygoda w tym zazielenionym zakątku skończyłaby się jedynie na krótszym czy dłuższym spacerze, a następnie powrocie do domu, ewentualnie zaczepieniu paru zwierzaków. Zapewne. Gdyby nie fakt, że dostrzegła w całkiem nieznacznej odległości jakiegoś niesamowicie wysokiego pana z dodatkowym wielkim cylindrem (a już bez tego wszyscy byli dla niej ogromni) i z... uwaga.
Z ptakiem na ramieniu. Przeuroczym ptaszkiem. Od razu zachłysnęła się powietrzem i, nie czekając nawet na odpowiedni moment, rzuciła się w kierunku nieznajomego mężczyzny.
- Ojejku! - wywrzeszczała, co miało oznaczać, że facet prędko się od niej nie opędzi. - Co to za słodziak? Mogę pogłaskać? Nie dziobka?
Dysmózgia.
A TAK W OGÓLE TO SOBIE POSZŁA.
zt.
Zapewne jej przygoda w tym zazielenionym zakątku skończyłaby się jedynie na krótszym czy dłuższym spacerze, a następnie powrocie do domu, ewentualnie zaczepieniu paru zwierzaków. Zapewne. Gdyby nie fakt, że dostrzegła w całkiem nieznacznej odległości jakiegoś niesamowicie wysokiego pana z dodatkowym wielkim cylindrem (a już bez tego wszyscy byli dla niej ogromni) i z... uwaga.
Z ptakiem na ramieniu. Przeuroczym ptaszkiem. Od razu zachłysnęła się powietrzem i, nie czekając nawet na odpowiedni moment, rzuciła się w kierunku nieznajomego mężczyzny.
- Ojejku! - wywrzeszczała, co miało oznaczać, że facet prędko się od niej nie opędzi. - Co to za słodziak? Mogę pogłaskać? Nie dziobka?
Dysmózgia.
A TAK W OGÓLE TO SOBIE POSZŁA.
zt.
Lucci spokojnym krokiem szedł przed siebie pogrążony w myślach. Jednak coś w pewnym momencie zaczęło mącić spokój chłopaka. "Ktoś biegnie." stwierdził na prędze robiąc obrót o dziewięćdziesiąt stopni, aby zobaczyć czy już ma się szykować do lania kogoś po mordzie czy jeszcze poczekać. Ku niemu biegła jakaś mała dziewczynka z dość ciekawą czuprynką. Wydawała się jakby lekko znajoma? Jeśli chodzi o pamięć do osób Aoyamy to raczej rzadko zdarza się mu zapomnieć wygląd, charakterystyczne cechy aparycji czy twarz jakiejś osoby. Szczególnie jeśli wyróżnia się czymś w postaci kolorowych włosów. Uczucie, że kojarzysz daną osobę, ale tak jakby coś Ci nie pasuje w zapamiętanym przez ciebie wyglądzie. No ale skąd miałby znać tak młodą dziewczynkę? Nie za często zadaje się z dziećmi. Przeważnie się go boją. Ponad dwa metry wzrostu oraz chodzenie w garniturze jak mafiozo nie specjalnie przyciągają maluchy. Najwidoczniej zdarzają się wyjątki. Tylko o co może chodzić tej dziewczynce skoro w takim pośpiechu chce do niego podejść? A może biegnie tylko w jego kierunku i go wyminie? Tak się jednak nie stało. Kiedy już zatrzymała się zaczęła dość głośno zachwycać się Heiwą.
-Spokojnie nie musisz tak krzyczeć.-powiedział spokojnie spoglądając na małą osóbkę przed nim-Mówisz o Heiwie?-zapytał spoglądając ukradkiem na gołębia, który ciekawskimi bystrymi ślepkami obserwował dziewczynę-Nie ma problemu. Tylko musisz być delikatna i nie wykonywać jakiś specjalnie gwałtownych ruchów.-odparł przykucając.
Najpierw przystawił prawą rękę pod lewe ramię, tak aby Heiwa na nie wskoczył. Kiedy już się na nim znalazł Lucci zniżył rękę, tak aby dziewczynka mogła bez problemu dosięgnąć gołębia. Teraz jak mógł chłopak mógł się z bliska przyjrzeć niewielkiej istotki jeszcze bardziej odczuwał wrażenie znania jej. Tylko dlaczego? Może już kiedyś spotkali się, a jej powód zaczepienia go był taki sam? "Cholera... jakie to irytujące." stwierdził w myślach lekko wzdychając.
-Jestem Aoyama Inazuma, ale mów mi Lucci.-przedstawił się z lekkim ciepłym uśmiechem na twarzy przy okazji lekko unosząc na chwile cylinder-A panienka jak ma na imię?-zapytał zaciekawiony.
-Coo coo.-dodał od siebie Heiwa lekko kręcąc łebkiem przyglądając się nieznajomej.
Raczej rzadko ma do czynienia z dziećmi i sam uważa, że nie ma do nich ręki. Jednak samo z się mu wychodzi uśmiechanie się do nich. Do tego niewielka panienka była dość słodkim stworzonkiem, więc jak można by było być dla niej niemiłym?
W tym momencie w jego kieszeni zabzyczał telefon. "Ciekawe kto to?" zastanowił się wyciągając telefon. Na ekranie wyświetlona była informacja, że ma jedną nie przeczytaną wiadomość. Stuknął palcem w ekran, aby otworzyć wiadomość. Napis "Tata" widniał w miejscu nazwy nadawcy. Treść sms'a była dość krótka. "Wracaj do domu. Mama się źle czuje."
-Niestety muszę się zbierać młoda damo.-powiedział wstają-Wypadło mi coś ważnego. Może innym razem będziemy mieli okazję dłużej porozmawiać.-dodał lekko unosząc cylinder w geście pożegnania i pobiegł w stronę domu.
z/t
[Uciekam z tematu. Czekałem dość długo na odpis, ale chciałbym ruszyć postać, więc się zbieram. Może innym razem uda nam się popisać.]
-Spokojnie nie musisz tak krzyczeć.-powiedział spokojnie spoglądając na małą osóbkę przed nim-Mówisz o Heiwie?-zapytał spoglądając ukradkiem na gołębia, który ciekawskimi bystrymi ślepkami obserwował dziewczynę-Nie ma problemu. Tylko musisz być delikatna i nie wykonywać jakiś specjalnie gwałtownych ruchów.-odparł przykucając.
Najpierw przystawił prawą rękę pod lewe ramię, tak aby Heiwa na nie wskoczył. Kiedy już się na nim znalazł Lucci zniżył rękę, tak aby dziewczynka mogła bez problemu dosięgnąć gołębia. Teraz jak mógł chłopak mógł się z bliska przyjrzeć niewielkiej istotki jeszcze bardziej odczuwał wrażenie znania jej. Tylko dlaczego? Może już kiedyś spotkali się, a jej powód zaczepienia go był taki sam? "Cholera... jakie to irytujące." stwierdził w myślach lekko wzdychając.
-Jestem Aoyama Inazuma, ale mów mi Lucci.-przedstawił się z lekkim ciepłym uśmiechem na twarzy przy okazji lekko unosząc na chwile cylinder-A panienka jak ma na imię?-zapytał zaciekawiony.
-Coo coo.-dodał od siebie Heiwa lekko kręcąc łebkiem przyglądając się nieznajomej.
Raczej rzadko ma do czynienia z dziećmi i sam uważa, że nie ma do nich ręki. Jednak samo z się mu wychodzi uśmiechanie się do nich. Do tego niewielka panienka była dość słodkim stworzonkiem, więc jak można by było być dla niej niemiłym?
W tym momencie w jego kieszeni zabzyczał telefon. "Ciekawe kto to?" zastanowił się wyciągając telefon. Na ekranie wyświetlona była informacja, że ma jedną nie przeczytaną wiadomość. Stuknął palcem w ekran, aby otworzyć wiadomość. Napis "Tata" widniał w miejscu nazwy nadawcy. Treść sms'a była dość krótka. "Wracaj do domu. Mama się źle czuje."
-Niestety muszę się zbierać młoda damo.-powiedział wstają-Wypadło mi coś ważnego. Może innym razem będziemy mieli okazję dłużej porozmawiać.-dodał lekko unosząc cylinder w geście pożegnania i pobiegł w stronę domu.
z/t
[Uciekam z tematu. Czekałem dość długo na odpis, ale chciałbym ruszyć postać, więc się zbieram. Może innym razem uda nam się popisać.]
Gratulacje Chavarría. Zgubiłeś się.
Pochwalił samego siebie w myślach, rozglądając się na wszystkie strony. Do diaska, co poszło nie tak? Przecież był pewien, że idzie w odpowiednim kierunku. Już będąc na terenie uniwersytetu zapytał jednego z przechodzących uczniów o drogę do najbliższego supermarketu. Był niesamowicie głodny, a niespecjalnie widziało mu się jedzenie w pojedynkę w jednej z restauracji. Moment, gdy siedziałeś przy stoliku nie mając się nawet do kogo odezwać zwyczajnie go przerażał. Co za niesamowicie samotna myśl.
Wyszedł więc na ulicę i raz jeszcze będąc w połowie trasy zapytał jedną z przechodzących kobiet o drogę. Musiał przyznać, że przez krótką chwilę nieco się zamotała i musiał podpytywać ją dwukrotnie czy aby na pewno wszystko dobrze zrozumiał, ale... miał fotograficzną pamięć, praktycznie niemożliwą do oszukania. Jakim zatem prawem się zgubił? Były dwie opcje.
Albo zamyślił się i źle w którymś momencie skręcił, albo przegapił zejście. Albo... kobieta nie miała zielonego pojęcia gdzie był sklep i zwyczajnie go okłamała, by ukryć tym samym własną niewiedzę. Sama myśl, że coś takiego mogło mu się przytrafić sprawiła, że jego humor spadł trzykrotnie w dół. Był poirytowany. Jeśli nie miała pojęcia gdzie coś się znajduje, niech mu to po prostu powie w twarz do cholery, zamiast utrudniać całe przedsięwzięcie.
— Mujer estúpida, ¿qué debo hacer ahora? — rozejrzał się dookoła. Gdzie był? W parku. Tak, bez wątpienia trafił do parku. Mógł rzecz jasna zawrócić i zadowolić się jakimś zwykłym sklepem spożywczym, ale... i tak potrzebował wiedzy, gdzie znajduje się ten głupi supermarket. Choćby po to by zrobić jakieś porządniejsze zakupy, dzięki którym wyżyje do końca tygodnia. Ojciec powiedział mu wyraźnie, że w momencie gdy jego noga postanie w Vancouver, dostanie konkretną sumę wyłącznie na pierwszy miesiąc. Miał się zajmować jego czesnym, ale utrzymanie pozostawało na głowie Jaime. Nic dziwnego, że już trzeciego dnia (jak ten czas szybko leciał!) postanowił rozejrzeć się przy okazji za jakąkolwiek pracą dorywczą. Pierwszy rok miał być najgorszy. Po drugim jego plan obejmował dorwanie weterynarza w pobliżu, u którego zapisze się na praktyki. Jeśli nie uda mu się dorwać czegoś płatnego, bez wątpienia pozostanie mu rozmowa z ojcem. Wątpił jednak, by robił wtedy jakieś problemy i odmówił mu pomocy. Ale jeśli... jakimś cudem tak będzie...
Już teraz musiał zacząć odkładać pieniądze.
Na samą myśl, mina nieznacznie mu zrzedła. Nie żeby chciał o tym wszystkim jakoś szczególnie myśleć, ale jego standardowe przyzwyczajenie sprawiło, że w przeciągu pięciu minut od zgubienia się, rozplanował już własną śmierć na dziesięć różnych sposobów. Rzecz jasna wygłodzenie było na samym szczycie, wraz z potencjalnym morderstwem, które mogło mu się przydarzyć, jeśli z kolei nigdy nie znajdzie drogi powrotnej do akademika. Jedno niewłaściwe spojrzenie i zadźgają go w najbliższych krzakach... był tego całkowicie pewien. W środku dnia! Vancouver było przerażające.
Rozejrzał się raz jeszcze z zagubioną miną, szukając kogokolwiek, kto byłby w stanie udzielić mu pomocy i odpowiednio go pokierować. Zupełnie automatycznie zaczął pomijać wszystkie kobiety w średnim wieku. Całkowicie przestał im ufać.
Pochwalił samego siebie w myślach, rozglądając się na wszystkie strony. Do diaska, co poszło nie tak? Przecież był pewien, że idzie w odpowiednim kierunku. Już będąc na terenie uniwersytetu zapytał jednego z przechodzących uczniów o drogę do najbliższego supermarketu. Był niesamowicie głodny, a niespecjalnie widziało mu się jedzenie w pojedynkę w jednej z restauracji. Moment, gdy siedziałeś przy stoliku nie mając się nawet do kogo odezwać zwyczajnie go przerażał. Co za niesamowicie samotna myśl.
Wyszedł więc na ulicę i raz jeszcze będąc w połowie trasy zapytał jedną z przechodzących kobiet o drogę. Musiał przyznać, że przez krótką chwilę nieco się zamotała i musiał podpytywać ją dwukrotnie czy aby na pewno wszystko dobrze zrozumiał, ale... miał fotograficzną pamięć, praktycznie niemożliwą do oszukania. Jakim zatem prawem się zgubił? Były dwie opcje.
Albo zamyślił się i źle w którymś momencie skręcił, albo przegapił zejście. Albo... kobieta nie miała zielonego pojęcia gdzie był sklep i zwyczajnie go okłamała, by ukryć tym samym własną niewiedzę. Sama myśl, że coś takiego mogło mu się przytrafić sprawiła, że jego humor spadł trzykrotnie w dół. Był poirytowany. Jeśli nie miała pojęcia gdzie coś się znajduje, niech mu to po prostu powie w twarz do cholery, zamiast utrudniać całe przedsięwzięcie.
— Mujer estúpida, ¿qué debo hacer ahora? — rozejrzał się dookoła. Gdzie był? W parku. Tak, bez wątpienia trafił do parku. Mógł rzecz jasna zawrócić i zadowolić się jakimś zwykłym sklepem spożywczym, ale... i tak potrzebował wiedzy, gdzie znajduje się ten głupi supermarket. Choćby po to by zrobić jakieś porządniejsze zakupy, dzięki którym wyżyje do końca tygodnia. Ojciec powiedział mu wyraźnie, że w momencie gdy jego noga postanie w Vancouver, dostanie konkretną sumę wyłącznie na pierwszy miesiąc. Miał się zajmować jego czesnym, ale utrzymanie pozostawało na głowie Jaime. Nic dziwnego, że już trzeciego dnia (jak ten czas szybko leciał!) postanowił rozejrzeć się przy okazji za jakąkolwiek pracą dorywczą. Pierwszy rok miał być najgorszy. Po drugim jego plan obejmował dorwanie weterynarza w pobliżu, u którego zapisze się na praktyki. Jeśli nie uda mu się dorwać czegoś płatnego, bez wątpienia pozostanie mu rozmowa z ojcem. Wątpił jednak, by robił wtedy jakieś problemy i odmówił mu pomocy. Ale jeśli... jakimś cudem tak będzie...
Już teraz musiał zacząć odkładać pieniądze.
Na samą myśl, mina nieznacznie mu zrzedła. Nie żeby chciał o tym wszystkim jakoś szczególnie myśleć, ale jego standardowe przyzwyczajenie sprawiło, że w przeciągu pięciu minut od zgubienia się, rozplanował już własną śmierć na dziesięć różnych sposobów. Rzecz jasna wygłodzenie było na samym szczycie, wraz z potencjalnym morderstwem, które mogło mu się przydarzyć, jeśli z kolei nigdy nie znajdzie drogi powrotnej do akademika. Jedno niewłaściwe spojrzenie i zadźgają go w najbliższych krzakach... był tego całkowicie pewien. W środku dnia! Vancouver było przerażające.
Rozejrzał się raz jeszcze z zagubioną miną, szukając kogokolwiek, kto byłby w stanie udzielić mu pomocy i odpowiednio go pokierować. Zupełnie automatycznie zaczął pomijać wszystkie kobiety w średnim wieku. Całkowicie przestał im ufać.
Letnie dni mają to do siebie, że wręcz wymuszają na tobie wyjście na zewnątrz. No, przynajmniej tak to działało na Cyrille. Chociaż akurat jemu nie trzeba było zbyt dużego bodźca by się ruszyć. Wyszedł spożytkować dzienną porcję energii, która nieuwolniona, mogłaby zagrozić nie tylko samemu blondynowi, ale także ludziom w jego otoczeniu! To byłą by tragedia! Ruszył się więc z akademika emanując wręcz nieograniczoną energią i tylko rozglądał się jak ją wykorzystać.
Z braku większych pomysłów zaczął "błądzić" po mieście. Oczywiście wiedział dokładnie gdzie jest, gdzie za chwile będzie, nie wiedział jedynie po co. Jednak w tym momencie nie sprawiało mu to większych problemów. Czasu miał aż nadto, a nieczęsto mu się to ostatnio zdarzało. Dlatego pozwalał sobie na robienie niczego.
Słońce potrafiło dać się we znaki nawet jemu, schronienie przed nim znalazł w jednym z licznych parków. Przyśpieszył, po chwili zaczął biec przedzierając się wzdłuż ścieżek.
Zaaferował się za bardzo własnymi myślami... przez co stracił nieco kontakt ze światem i niemalże wpadł na jakiegoś chłopaka.
- Wooooo! - obrócił się na pięcie by uniknąć zderzenia.
- Wybacz! Zagapiłem się nieco, jesteś cały? - Uśmiechnął się przepraszająco i zaśmiał się cicho drapiąc po karku z lekkim zakłopotaniem.
Z braku większych pomysłów zaczął "błądzić" po mieście. Oczywiście wiedział dokładnie gdzie jest, gdzie za chwile będzie, nie wiedział jedynie po co. Jednak w tym momencie nie sprawiało mu to większych problemów. Czasu miał aż nadto, a nieczęsto mu się to ostatnio zdarzało. Dlatego pozwalał sobie na robienie niczego.
Słońce potrafiło dać się we znaki nawet jemu, schronienie przed nim znalazł w jednym z licznych parków. Przyśpieszył, po chwili zaczął biec przedzierając się wzdłuż ścieżek.
Zaaferował się za bardzo własnymi myślami... przez co stracił nieco kontakt ze światem i niemalże wpadł na jakiegoś chłopaka.
- Wooooo! - obrócił się na pięcie by uniknąć zderzenia.
- Wybacz! Zagapiłem się nieco, jesteś cały? - Uśmiechnął się przepraszająco i zaśmiał się cicho drapiąc po karku z lekkim zakłopotaniem.
Vincent za to wręcz przeciwnie. Orientacje w terenie miał taką, jak ogłuszone dodo po kontakcie z leniwcem, tygrysem szablozębnym i mamutem, twierdzącymi że potrzebują twojego arbuza do nakarmienia ludzkiego dziecka.
Także ten...
Vince niezrażony swoim własnym niepowodzeniem życiowym i szurającym za nim, wyimaginowanym napisem "zaraz zginę", uroczo uprawiał jogging. To jest, truchtał sobie przez park radośnie, w nadziei że nikt go nie napadnie, nie zgwałci, nie zabije, A CO GORSZA... że zostawią w spokoju jego portfel, lubił go.
Nawet zdażyło mu się tak, że przebiegł obok Cyrille! Znaczy, nie żeby go jakoś super ZNAŁ, raczej po prostu widywał w klasie no ale ten, no. Właśnie.
- No czeeeeść - rzucił truchtając obok dwóch ofiar losu.
... Wait a sec.
Odtruchtał tyłem... do tyłu, patrząc na nich z prawą uniesioną brwią.
- A tak w ogóle to w domu wszyscy zdrowi? - Zapytał patrząc z politowaniem na zaistniałą sytuację.
Także ten...
Vince niezrażony swoim własnym niepowodzeniem życiowym i szurającym za nim, wyimaginowanym napisem "zaraz zginę", uroczo uprawiał jogging. To jest, truchtał sobie przez park radośnie, w nadziei że nikt go nie napadnie, nie zgwałci, nie zabije, A CO GORSZA... że zostawią w spokoju jego portfel, lubił go.
Nawet zdażyło mu się tak, że przebiegł obok Cyrille! Znaczy, nie żeby go jakoś super ZNAŁ, raczej po prostu widywał w klasie no ale ten, no. Właśnie.
- No czeeeeść - rzucił truchtając obok dwóch ofiar losu.
... Wait a sec.
Odtruchtał tyłem... do tyłu, patrząc na nich z prawą uniesioną brwią.
- A tak w ogóle to w domu wszyscy zdrowi? - Zapytał patrząc z politowaniem na zaistniałą sytuację.
Bam. Bam razy dwa.
W zasięgu jego wzroku pojawiły się dwie osoby, w dodatku wyglądały na całkiem młodsze od niego. Wnętrze Jaime momentalnie odpaliło w sobie kilka reakcji rasowego chuja studenciaka.
Numer 1: Cholera gówniarze z gimbazy.
Numer 2: Gdyby to chociaż były dziewczyny.
Numer 3: W dodatku jeden z nich jest wyższy ode mnie, kurwa mać.
Pomimo wewnętrznego zawodu życia, uśmiechnął się wesoło do obu, machając niedbale ręką. Nawet jego oczy czyniły z niego pozytywne światełkow tunelu gotowe rozgrzać serca największych złoczyńców!
— Jasne, nie przejmuj się amigo — rzucił rozbawiony, patrząc to na jednego to na drugiego.
— To jakieś popularne miejsce do joggingu? — zapytał zaciekawiony, wyraźnie chcąc rozeznać się w sytuacji. Może właśnie znalazł swoje miejsce do ewentualnych ćwiczeń, kto wie. Albo takie, w którym pojawiali się wyłącznie młodsi i zwyczajnie powinien go unikać.
— Jaime, jeszcze dwa dni temu gdy opuszczałem mi casa nikt nie chorował, dzięki że pytasz — rzucił niewinnie wsuwając ręce w kieszenie. W sumie jeśli byli stąd może będzie mógł ich wykorzystać do wskazania mu drogi?
W zasięgu jego wzroku pojawiły się dwie osoby, w dodatku wyglądały na całkiem młodsze od niego. Wnętrze Jaime momentalnie odpaliło w sobie kilka reakcji rasowego chuja studenciaka.
Numer 1: Cholera gówniarze z gimbazy.
Numer 2: Gdyby to chociaż były dziewczyny.
Numer 3: W dodatku jeden z nich jest wyższy ode mnie, kurwa mać.
Pomimo wewnętrznego zawodu życia, uśmiechnął się wesoło do obu, machając niedbale ręką. Nawet jego oczy czyniły z niego pozytywne światełko
— Jasne, nie przejmuj się amigo — rzucił rozbawiony, patrząc to na jednego to na drugiego.
— To jakieś popularne miejsce do joggingu? — zapytał zaciekawiony, wyraźnie chcąc rozeznać się w sytuacji. Może właśnie znalazł swoje miejsce do ewentualnych ćwiczeń, kto wie. Albo takie, w którym pojawiali się wyłącznie młodsi i zwyczajnie powinien go unikać.
— Jaime, jeszcze dwa dni temu gdy opuszczałem mi casa nikt nie chorował, dzięki że pytasz — rzucił niewinnie wsuwając ręce w kieszenie. W sumie jeśli byli stąd może będzie mógł ich wykorzystać do wskazania mu drogi?
Odetchnął w duchu jako, że udało mu się zapanować nad sytuacją. Na szybko przyjrzał się nieznajomemu, próbując wyłapać jakieś znaczące szczegóły. W międzyczasie tuż obok pojawiła się kolejna osoba.
"No cześć" -machinalnie skinął lekko głową w odpowiedzi na przywitanie z drugiej strony nie potrafił sobie przypomnieć właściciela tego głosu i twarzy. Na szczęście lub i nie, osoba ta wróciła i Cyrille musiał odszukać odpowiednią osobę w pamięci. Niestety nie poszło mu to zbyt sprawnie, więc musiał uznać, że to kolejna osoba ze szkoły, którą mógł spotkać.
- Hej - uśmiechnął się do wracającego chłopaka, co z jednej strony wyglądało nieco dziwnie.
- Raczej wątpię by ostatnio jakoś ucierpiał, ktoś na zdrowiu. Dzięki - Wzruszył ramionami, dziwny sposób na rozpoczęcie rozmowy, nie zależało mu zapewne na tych informacjach. Jednak mimo wszystko dowiedział się czegoś o nieznajomym na którego, niemalże wpadł. Dwa dni temu opuścił dom, teraz jest tutaj z torbami.
-To duży park, no i jesteśmy w centrum. Spotkasz tu nie tylko biegaczy, można tu odpocząć - wzruszył lekko ramionami wyrzucając z siebie kolejne informacje - Nowy w mieście?
To było bardziej stwierdzenie niż pytanie. Niebieskie tęczówki przesunęły się po obu osobach.
- Swoją drogą, jestem Cyrille!
"No cześć" -machinalnie skinął lekko głową w odpowiedzi na przywitanie z drugiej strony nie potrafił sobie przypomnieć właściciela tego głosu i twarzy. Na szczęście lub i nie, osoba ta wróciła i Cyrille musiał odszukać odpowiednią osobę w pamięci. Niestety nie poszło mu to zbyt sprawnie, więc musiał uznać, że to kolejna osoba ze szkoły, którą mógł spotkać.
- Hej - uśmiechnął się do wracającego chłopaka, co z jednej strony wyglądało nieco dziwnie.
- Raczej wątpię by ostatnio jakoś ucierpiał, ktoś na zdrowiu. Dzięki - Wzruszył ramionami, dziwny sposób na rozpoczęcie rozmowy, nie zależało mu zapewne na tych informacjach. Jednak mimo wszystko dowiedział się czegoś o nieznajomym na którego, niemalże wpadł. Dwa dni temu opuścił dom, teraz jest tutaj z torbami.
-To duży park, no i jesteśmy w centrum. Spotkasz tu nie tylko biegaczy, można tu odpocząć - wzruszył lekko ramionami wyrzucając z siebie kolejne informacje - Nowy w mieście?
To było bardziej stwierdzenie niż pytanie. Niebieskie tęczówki przesunęły się po obu osobach.
- Swoją drogą, jestem Cyrille!
- Czy jest to popularne miejsce to nie wiem - on nawet nie wiedział gdzie jest, zacznijmy od tego - zabawne jednak jest to, że jak już tu się wejdzie, to potem godzinę zajmuje bieganie wokół i szukanie wyjścia. Polecam - ... Do czego też się właśnie, bez bicia i bezceremonialnie przyznał.
Bo czemu nie? Miał pamięć do tekstu czytanego, a nie orientację w terenie. Jakby go ktoś wpuścił do pustego sklepu to po chwili zapomniałby, gdzie są drzwi.
Mi casa? Znaczy, jemu kasy też nie brakowało ale... A tak, dom. Dobra, jasne, spoko, Vince wszystko rozumie, wie, języki w małym palcu, oczywiście.
Mentalne odchrząknięcie.
- Vincent jestem - skinął im obydwu głową, bo głupio tak być jedynym, który się nie przedstawia - kojarzę cię ze szkoły, ale chyba jakoś niespecjalnie mieliśmy okazję pogadać - powiedział do Cyrille w miarę przyjaźnie.
... Miał nadzieję.
Bo czemu nie? Miał pamięć do tekstu czytanego, a nie orientację w terenie. Jakby go ktoś wpuścił do pustego sklepu to po chwili zapomniałby, gdzie są drzwi.
Mi casa? Znaczy, jemu kasy też nie brakowało ale... A tak, dom. Dobra, jasne, spoko, Vince wszystko rozumie, wie, języki w małym palcu, oczywiście.
Mentalne odchrząknięcie.
- Vincent jestem - skinął im obydwu głową, bo głupio tak być jedynym, który się nie przedstawia - kojarzę cię ze szkoły, ale chyba jakoś niespecjalnie mieliśmy okazję pogadać - powiedział do Cyrille w miarę przyjaźnie.
... Miał nadzieję.
Odpocząć wśród biegaczy? Ciekawe podejście. Ciężko było wyobrazić mu sobie konkretny odpoczynek wśród nierzadko sapiących starszych gości, ciągłego tupania i szczątkowej, nieustannie zmieniającej się muzyki ze słuchawek. Z drugiej strony ludzie odpoczywali w ten sposób na plażach, gdzie dodatkowo napawali się negliżem i obwisłymi piersiami. Niekoniecznie kobiecymi. Jak widać co kto woli. Odpowiedź drugiego z chłopaków sprawiła, że w ułamek sekundy absolutnie przekreślił park. Nie miał zamiaru kluczyć w nim przez godzinę.
— Jaime — przedstawił się tradycyjnie ze swoim hiszpańskim akcentem. Dużo bardziej wolał, gdy jego rozmówcy jedynie je słyszeli i ślepo powtarzali 'Haime' niż widzieli zapis na kartce i uskuteczniali własne maniany. Nienawiść do "Dżejmsów" nadal trwała.
— Przyjechałem wczoraj. Studiuję na Uniwersytecie McGill — podzielił się spokojnie wybraną informacją nie uważając jej za coś szkodliwego. Ponadto istniała opcja, że wiedzieli gdzie znajduje się uniwersytet i w razie czego byliby w stanie mu go wskazać.
— Właściwie to szukam jakiegoś większego marketu, ale ktoś mnie źle pokierował — zacisnął usta w wąską linię, wyrażając tym samym otwarcie własne niezadowolenie. Nie lubił marnować czasu.
— Jaime — przedstawił się tradycyjnie ze swoim hiszpańskim akcentem. Dużo bardziej wolał, gdy jego rozmówcy jedynie je słyszeli i ślepo powtarzali 'Haime' niż widzieli zapis na kartce i uskuteczniali własne maniany. Nienawiść do "Dżejmsów" nadal trwała.
— Przyjechałem wczoraj. Studiuję na Uniwersytecie McGill — podzielił się spokojnie wybraną informacją nie uważając jej za coś szkodliwego. Ponadto istniała opcja, że wiedzieli gdzie znajduje się uniwersytet i w razie czego byliby w stanie mu go wskazać.
— Właściwie to szukam jakiegoś większego marketu, ale ktoś mnie źle pokierował — zacisnął usta w wąską linię, wyrażając tym samym otwarcie własne niezadowolenie. Nie lubił marnować czasu.
- Jaime - powtórzył cicho starając się przynajmniej by w jego ustach również to imię zabrzmiało tak samo. Z drugim imieniem nie miał żadnych problemów, więc pozwolił sobie to powtórzyć jedynie w myślach. Uśmiechnął się do nich.
- Godzinę, to można tu błądzić albo spacerować, raczej marsz nie zajmie Ci na tyle długo. - Musiał w końcu bronić tej lokacji! - Chwila uwagi i można spamiętać drogę. Riverdale to jednak spory obiekt, tam to można się dopiero pogubić nie mówiąc o spotkaniu poszczególnych osób.
Kolejny błysk ząbków. Czyżby jego nadaktywność każąca mu biegać po różnych miejscach w końcu się na coś przydała? Znał te okolice, mógł robić za przewodnika!
Uniwersytet McGill no proszę!
- Nowy w mieście, do tego ze słabym przewodnikiem. Nie trudno się pogubić. Jak chcesz...chcecie, mogę was stąd wyprowadzić i wskazać market. - Cyrille dobra duszyczka, nie mógł w końcu zostawić tych zagubionych owieczek. Jeszcze by padli tutaj z głodu, zostali napadnięci albo zasztyletowani... na śmierć!
Żarcik, nożowników już dawno tu nie widziano, ale ludzie chyba dalej znikają...hmm.
- Godzinę, to można tu błądzić albo spacerować, raczej marsz nie zajmie Ci na tyle długo. - Musiał w końcu bronić tej lokacji! - Chwila uwagi i można spamiętać drogę. Riverdale to jednak spory obiekt, tam to można się dopiero pogubić nie mówiąc o spotkaniu poszczególnych osób.
Kolejny błysk ząbków. Czyżby jego nadaktywność każąca mu biegać po różnych miejscach w końcu się na coś przydała? Znał te okolice, mógł robić za przewodnika!
Uniwersytet McGill no proszę!
- Nowy w mieście, do tego ze słabym przewodnikiem. Nie trudno się pogubić. Jak chcesz...chcecie, mogę was stąd wyprowadzić i wskazać market. - Cyrille dobra duszyczka, nie mógł w końcu zostawić tych zagubionych owieczek. Jeszcze by padli tutaj z głodu, zostali napadnięci albo zasztyletowani... na śmierć!
Żarcik, nożowników już dawno tu nie widziano, ale ludzie chyba dalej znikają...hmm.
"Hajmie"! "Hamie"... "szynko". Wait, wat. Vince uspokój upośledz.
Nachmurzył się mimo wszystko- wydawało mu się, że dla tych dwóch orientacja w terenie nie była takim ciężkim problemem, jak dla niego. Co prawda był pechowcem i przyciągał więcej nieszczęść niż szczęść, ale strasznie nie lubił odstawać od innych w sposób go delikatnie upokarzający.
To było złe. Dla Vincenta, to jest.
- Nie nowym też nie trudno się pogubić - Zauważył na słowa Cyrille prędko, mimowolnie jeszcze bardziej usprawiedliwiając hiszpana. Ole!
... Bo "ole" to hiszpańskie, tak?
Nie mniej zwierzęcy instynkt Vincenta zareagował, gdy jasnowłosy wspomniał o wyprowadzeniu ich z tego parkowego piekła.
Czy to już? Umarł i spotkał Boga? Cóż, nadal nie miał na sobie białej szaty ani skrzydeł odrzutowca, więc aniołem nie był, to się nie zgadzało, ale...
- Bardzo chętnie skorzystam z twej pomocy - powiedział niemal pompatycznie i z uśmiechem, który gdyby mu zrobić zdjęcie, nadawałby się do reklamy blend-a-med. - Znaczy, zostanie pożartym przez miejskie wilki też jest jakimś atrakcyjnym pomysłem, ale ten, w sumie, czemu nie. - Szybko zgasił swoje emocje. Takie prawie tsundere. Prawie robi wielką różnicę!
Nachmurzył się mimo wszystko- wydawało mu się, że dla tych dwóch orientacja w terenie nie była takim ciężkim problemem, jak dla niego. Co prawda był pechowcem i przyciągał więcej nieszczęść niż szczęść, ale strasznie nie lubił odstawać od innych w sposób go delikatnie upokarzający.
To było złe. Dla Vincenta, to jest.
- Nie nowym też nie trudno się pogubić - Zauważył na słowa Cyrille prędko, mimowolnie jeszcze bardziej usprawiedliwiając hiszpana. Ole!
... Bo "ole" to hiszpańskie, tak?
Nie mniej zwierzęcy instynkt Vincenta zareagował, gdy jasnowłosy wspomniał o wyprowadzeniu ich z tego parkowego piekła.
Czy to już? Umarł i spotkał Boga? Cóż, nadal nie miał na sobie białej szaty ani skrzydeł odrzutowca, więc aniołem nie był, to się nie zgadzało, ale...
- Bardzo chętnie skorzystam z twej pomocy - powiedział niemal pompatycznie i z uśmiechem, który gdyby mu zrobić zdjęcie, nadawałby się do reklamy blend-a-med. - Znaczy, zostanie pożartym przez miejskie wilki też jest jakimś atrakcyjnym pomysłem, ale ten, w sumie, czemu nie. - Szybko zgasił swoje emocje. Takie prawie tsundere. Prawie robi wielką różnicę!
Na propozycję Cyrille'a oczy chłopaka nieznacznie rozbłysły. Fakt, że nie będzie musiał już kluczyć pomiędzy budynkami (a raczej w tym wypadku - drzewami) zdecydowanie był mu na rękę. Nawet jeśli nadal jakaś jego część żałowała, że nie był śliczną blondynką.
— Będę twoim dłużnikiem — rzucił z wdzięcznością. Nie lubił wypowiadać podobnych zobowiązujących słów, ale jakby nie patrzeć... tak właśnie było. Za pomoc trzeba było się odpłacić tym samym.
Zerknął kątem oka na Vincenta, który najwyraźniej w tym momencie dzielił z nim niedolę. Nie był jednak pewien czy podobny fakt powinien go pocieszać, czy może dodatkowo zdemotywować. W końcu skoro osoba, która mieszkała tu od urodzenia (a może nie?) miała problem z orientacją w terenie... co czekało jego samego? Vancouver było zupełnie odmienne od jego rodzimego miasta. Nie chodziło nawet o samą wielkość, lecz wszystko pozostałe. Usytuowanie budynków, dzielnic, ich tematyka, przeznaczenie. Na samą myśl, gdy analizował to wszystko dogłębniej, coraz bardziej bolała go głowa.
— W takim razie prowadź? — rzucił przekrzywiając nieznacznie głowę w bok i wykazał tym samym pełną gotowość do podążania za Cyrillem.
— Będę twoim dłużnikiem — rzucił z wdzięcznością. Nie lubił wypowiadać podobnych zobowiązujących słów, ale jakby nie patrzeć... tak właśnie było. Za pomoc trzeba było się odpłacić tym samym.
Zerknął kątem oka na Vincenta, który najwyraźniej w tym momencie dzielił z nim niedolę. Nie był jednak pewien czy podobny fakt powinien go pocieszać, czy może dodatkowo zdemotywować. W końcu skoro osoba, która mieszkała tu od urodzenia (a może nie?) miała problem z orientacją w terenie... co czekało jego samego? Vancouver było zupełnie odmienne od jego rodzimego miasta. Nie chodziło nawet o samą wielkość, lecz wszystko pozostałe. Usytuowanie budynków, dzielnic, ich tematyka, przeznaczenie. Na samą myśl, gdy analizował to wszystko dogłębniej, coraz bardziej bolała go głowa.
— W takim razie prowadź? — rzucił przekrzywiając nieznacznie głowę w bok i wykazał tym samym pełną gotowość do podążania za Cyrillem.
Boskie oblicze pojawiło się przed dwójką zagubionych owieczek i niczym prawdziwy pasterz, który dba o swoje stadko, postanowiło wyprowadzić ich z tego jakże wielkiego labiryntu! Promienisty blask tylko utwierdził ich w przekonaniu, że oto przed nimi stanął... a walić to. Żadnych nadistot, bogów, aniołów. Znajdowali się w nieco przerośniętym parku. Tyle. Jeśli tak miałoby wyglądać niebo... pomyśleć co czekało grzeszników w piekle. Blondyn uśmiechnął się lekko, ogarnięcie tego terenu nie było przecież takie trudne. Wystarczyło trochę chęci... no, ale nie pozwolił sobie na komentarz, w końcu to nie jemu było to wszystko oceniać.
"Będę twoim dłużnikiem" teraz naprawdę żałował, że nie miał przy sobie obrotowego fotelu, kota, cygara i nieco pucołowatych polików. Mimo to zapamiętał te słowa! Przytaknął tylko oficjalnie deklarując się na przewodnika. Przeciągnął się podczas obrotu i zaczął podążać w odpowiednim kierunku. Może nie było to najbliższe wyjście z parku, ale na pewno będzie z niego najbliżej do okolicznego sklepu.
Zanim się zorientował, zaczął cicho nucić pod nosem. Odkaszlnął cicho by to ukryć i zerknął przez ramie czy aby na pewno podążają za nim.
- Ogółem nawigacja w telefonie sprawuje się tutaj dosyć dobrze, na początek powinna Ci pomóc się tutaj odnaleźć jako nowemu - rzucił lekko zwalniając kroku. - A tobie, to chyba nic już nie pomoże - wyszczerzył się w stronę Vincenta.
Kilka kroków dalej zatrzymał się na chwilę i podrapał po policzku. Rozejrzał się zaniepokojony i nieco przestraszony wzrok wbił w pozostałą dwójkę.
- Hm... to chyba tędy... - mruknął pod nosem i obserwował ich reakcję...
Wyszczerzył się z cichym "żartowałem" i znów ruszył przed siebie, jeszcze chwila i opuszczą park, a stamtąd do marketu to niczym rzut kamieniem.
- Daleko stąd mieszkacie? Albo po prostu.. "gdzie"? - spytał, profilaktycznie wolał rozmieścić owe osoby na mapie, którą wyrysował sobie w głowie. Skręcił w jedną uliczkę, a przed nimi powoli można było dostrzec dość spory szyld jednej z sieciówek.
"Będę twoim dłużnikiem" teraz naprawdę żałował, że nie miał przy sobie obrotowego fotelu, kota, cygara i nieco pucołowatych polików. Mimo to zapamiętał te słowa! Przytaknął tylko oficjalnie deklarując się na przewodnika. Przeciągnął się podczas obrotu i zaczął podążać w odpowiednim kierunku. Może nie było to najbliższe wyjście z parku, ale na pewno będzie z niego najbliżej do okolicznego sklepu.
Zanim się zorientował, zaczął cicho nucić pod nosem. Odkaszlnął cicho by to ukryć i zerknął przez ramie czy aby na pewno podążają za nim.
- Ogółem nawigacja w telefonie sprawuje się tutaj dosyć dobrze, na początek powinna Ci pomóc się tutaj odnaleźć jako nowemu - rzucił lekko zwalniając kroku. - A tobie, to chyba nic już nie pomoże - wyszczerzył się w stronę Vincenta.
Kilka kroków dalej zatrzymał się na chwilę i podrapał po policzku. Rozejrzał się zaniepokojony i nieco przestraszony wzrok wbił w pozostałą dwójkę.
- Hm... to chyba tędy... - mruknął pod nosem i obserwował ich reakcję...
Wyszczerzył się z cichym "żartowałem" i znów ruszył przed siebie, jeszcze chwila i opuszczą park, a stamtąd do marketu to niczym rzut kamieniem.
- Daleko stąd mieszkacie? Albo po prostu.. "gdzie"? - spytał, profilaktycznie wolał rozmieścić owe osoby na mapie, którą wyrysował sobie w głowie. Skręcił w jedną uliczkę, a przed nimi powoli można było dostrzec dość spory szyld jednej z sieciówek.
Wybywający Elijah z uroczą Raven wiedział już gdzie chce się udać, teraz wszystko zależało od jego umiejętności nawigacyjnych które czasem mogły zawodzić, jednak zazwyczaj i tak jak w tym przypadku spełniały swoje funkcje.
Powolnym krokiem za parką młodzieńców znikała herbaciarnia w której El spędził wspaniałe chwile, wypił świetną herbatę z jego ulubionym cynamonem oraz genialne czekoladowe ciasteczko z wyważoną słodkością i gorzkością. Nie można również zapomnieć o poznanej istocie, która chyba najbardziej umiliła mu ten czas.
Ich podróż miała chwilkę potrwać, park od herbaciarni był oddalony o kilkaset metrów więc spokojny spacer trzeba było jakoś zapełnić żeby przypadkiem nie wdarła się niechciana nuda.
- Więc co wpłynęło na pozytywną decyzję, chodzi mi oczywiście o to, że zgodziłaś się ze mną wybyć.
Zapytał bardzo spokojnym głosem, oczywiście swoje oczy skierował na urodziwą dziewczynę, chociaż czasami spoglądał przed siebie żeby przypadkiem na coś bądź kogoś nie wpaść.
Pierwszy spacer poza parkiem dobiegł końca, dotarli wreszcie na miejsce, pomimo pory roku oraz godziny temperatura była znośna chociaż prawdopodobnie długo tutaj nie będą mogli zabawić.
Jednak w tym momencie nie było to ważne, liczyło się to co jest tu i teraz.
- No to co? Dotarliśmy, czy mamy jakiś plan działania? Masz jakieś specjalne życzenia? Zapytał po czym chwilkę później nieco się oddalił w głąb parku żeby się troszkę porozglądać, chciał wypatrzeć może coś ciekawego co jeszcze bardziej urozmaici dzień.
- Hej, mam tak na Ciebie tutaj czekać, może specjalne zaproszenie? Powiedział to nieco głośniej żeby dotarła wiadomość do dziewczyny, po tych słowach wyciągnął również ręce przed siebie w stronę Rai żeby może bardziej zachęcić osóbkę do podejścia.
Powolnym krokiem za parką młodzieńców znikała herbaciarnia w której El spędził wspaniałe chwile, wypił świetną herbatę z jego ulubionym cynamonem oraz genialne czekoladowe ciasteczko z wyważoną słodkością i gorzkością. Nie można również zapomnieć o poznanej istocie, która chyba najbardziej umiliła mu ten czas.
Ich podróż miała chwilkę potrwać, park od herbaciarni był oddalony o kilkaset metrów więc spokojny spacer trzeba było jakoś zapełnić żeby przypadkiem nie wdarła się niechciana nuda.
- Więc co wpłynęło na pozytywną decyzję, chodzi mi oczywiście o to, że zgodziłaś się ze mną wybyć.
Zapytał bardzo spokojnym głosem, oczywiście swoje oczy skierował na urodziwą dziewczynę, chociaż czasami spoglądał przed siebie żeby przypadkiem na coś bądź kogoś nie wpaść.
Pierwszy spacer poza parkiem dobiegł końca, dotarli wreszcie na miejsce, pomimo pory roku oraz godziny temperatura była znośna chociaż prawdopodobnie długo tutaj nie będą mogli zabawić.
Jednak w tym momencie nie było to ważne, liczyło się to co jest tu i teraz.
- No to co? Dotarliśmy, czy mamy jakiś plan działania? Masz jakieś specjalne życzenia? Zapytał po czym chwilkę później nieco się oddalił w głąb parku żeby się troszkę porozglądać, chciał wypatrzeć może coś ciekawego co jeszcze bardziej urozmaici dzień.
- Hej, mam tak na Ciebie tutaj czekać, może specjalne zaproszenie? Powiedział to nieco głośniej żeby dotarła wiadomość do dziewczyny, po tych słowach wyciągnął również ręce przed siebie w stronę Rai żeby może bardziej zachęcić osóbkę do podejścia.
Nie do końca jeszcze orientowała się o położeniu co poniektórych obiektów w mieści, toteż w tym przypadku zdała się na nawigację jej towarzysza.
- Nie chciałam, żeby nasza rozmowa się tak nagle urwała. Strasznie fajnie mi się z tobą dogaduje, więc czemu miałabym nie skorzystać z okazji ciągnięcia tego dalej, hm? - odparła, przysuwając się doń bliżej. Droga do parku nie była, jak się okazało, aż tak bardzo skomplikowana, toteż nie zajęło im długo pojawienie się w jego progach. Szli tak przed siebie, gawędząc o wszystkim i o niczym, po czym gdy już miała odpowiedzieć na jego pytanie, ten oddalił na znaczną odległość. Dziewczyn na chwilę przystanęła, chcący przyjrzeć się poczynaniom chłopaka. Jak się okazało, nie miał on zamiaru wyczyniać czegoś w pojedynkę. Widok jego ramion, które rozpostarły się przed jej osobą sprawił, że z uśmiechem ruszyła w jego kierunku. Będąc już prawie przy nim, wielmożny pech chciał, aby zahaczyła butem o jakąś wystającą kostkę, przez co jedyną ochroną przed bliskim spotkaniem z brukiem okazały się być jego ręce, w które najprościej wpadła. W momencie jej twarz oblała się rumieńcem, aczkolwiek lekki mróz chyba mógł ją z tego usprawiedliwić, co nie?
- Mega przepraszam, moje nogi są chyba dzisiaj przeciwko mnie. - usprawiedliwiała się, próbując w miarę szybko doprowadzić siebie do ładu. Fakt, że podczas gramolenia się do prostej postawy musiała zahaczyć o jego piękne oczy, tym bardziej wprowadził ją w zakłopotanie. Na całą tą niezręczną sytuację mogła jedynie poratować swoim uśmiechem, który rzecz jasna musiał wpełznąć na jej bladą twarz.
- A ty...? - rzuciła naprędce, chcący szybko zmienić temat. - Czemu mnie zaprosiłeś? - odbiła piłeczkę, skupiając się na jego twarzy. Jej własna mimika zdradzała jedynie spokój, który miał być rzekomą przykrywką na dalej gorejące w niej zawstydzenie.
- Nie chciałam, żeby nasza rozmowa się tak nagle urwała. Strasznie fajnie mi się z tobą dogaduje, więc czemu miałabym nie skorzystać z okazji ciągnięcia tego dalej, hm? - odparła, przysuwając się doń bliżej. Droga do parku nie była, jak się okazało, aż tak bardzo skomplikowana, toteż nie zajęło im długo pojawienie się w jego progach. Szli tak przed siebie, gawędząc o wszystkim i o niczym, po czym gdy już miała odpowiedzieć na jego pytanie, ten oddalił na znaczną odległość. Dziewczyn na chwilę przystanęła, chcący przyjrzeć się poczynaniom chłopaka. Jak się okazało, nie miał on zamiaru wyczyniać czegoś w pojedynkę. Widok jego ramion, które rozpostarły się przed jej osobą sprawił, że z uśmiechem ruszyła w jego kierunku. Będąc już prawie przy nim, wielmożny pech chciał, aby zahaczyła butem o jakąś wystającą kostkę, przez co jedyną ochroną przed bliskim spotkaniem z brukiem okazały się być jego ręce, w które najprościej wpadła. W momencie jej twarz oblała się rumieńcem, aczkolwiek lekki mróz chyba mógł ją z tego usprawiedliwić, co nie?
- Mega przepraszam, moje nogi są chyba dzisiaj przeciwko mnie. - usprawiedliwiała się, próbując w miarę szybko doprowadzić siebie do ładu. Fakt, że podczas gramolenia się do prostej postawy musiała zahaczyć o jego piękne oczy, tym bardziej wprowadził ją w zakłopotanie. Na całą tą niezręczną sytuację mogła jedynie poratować swoim uśmiechem, który rzecz jasna musiał wpełznąć na jej bladą twarz.
- A ty...? - rzuciła naprędce, chcący szybko zmienić temat. - Czemu mnie zaprosiłeś? - odbiła piłeczkę, skupiając się na jego twarzy. Jej własna mimika zdradzała jedynie spokój, który miał być rzekomą przykrywką na dalej gorejące w niej zawstydzenie.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach