▲▼
First topic message reminder :
PRACOWNICY
Dość spore, bo aż dwupiętrowe pomieszczenie pogrążone niemal w idealnej ciszy przerywanej tylko lekkimi stąpnięciami poszukujących wiedzy uczniów i szelestem kartek w czytelni znajdującej się na drugim piętrze tuż obok biurka bibliotekarki. Z zaplecza będącego również punktem ksero co jakiś czas wyłaniał się kolejny nauczyciel lub uczeń, który przypomniał sobie w ostatniej chwili, że na zajęcia będzie potrzebny jakiś dodatkowy świstek.
Długa przerwa, czyli idealny moment, żeby pójść do biblioteki. Właściwie każdy moment był na to idealny, cisza i spokój które tam panowały o każdej porze dnia i nocy tylko zachęcały Florence do jak najczęstszego odwiedzania tego przybytku. Że o niesamowitej ilości ciekawych a także potrzebnych książek nie wspomnę. Problemem mogło być tylko przemycenie wieczorami w torbie Jupitera, Flosiowej fretki uwielbiającej przebywanie w towarzystwie swojej blondwłosej właścicielki i dopominanie o mizianie po brzuszku. No ale teraz była to tylko długa przerwa, moment dnia dość od wieczoru daleki, a fretka była w swojej klatce w pokoju numer siedem w akademiku i zapewne głęboko spała mając w głębokim poważaniu czarnego kota przechadzającego się wokół. Myśli Flo były jednak tak zajęte myśleniem o swoim ukochanym zwierzaku, że zupełnie nie zwracała uwagi na otoczenie, co się nieraz zdarzało. Dość boleśnie zahaczyła biodrem o kant stołu w czytelni, skrzywiła się tylko i syknęła cicho po czym pomaszerowała dalej ku regałom w poszukiwaniu kolejnych lektur. Będzie siniak, pomyślała i spróbowała lekko rozmasować to miejsce,nie pierwszy i nie ostatni, zironizowała i skręciła w odpowiednią alejkę. Miała już co prawda parę książek w pokoju wypożyczonych główni bezterminowo, albo raczej do momentu kiedy je znajdzie pomiędzy stertami swoich własnych papierów i książek. Materiałów do nauki było sporo, ją jednak interesował chwilowo zupełnie inny dział, w którym bywała rzadko z powodu braku odpowiedniej ilości czasu. Dotarłszy do odpowiedniej półki z literaturą rosyjską zaczęła szukać nazwiska pewnego autora, którego fragment biografii omawiali na poprzedniej lekcji. Każdy inny normalny człowiek by na tym poprzestał, ale Florence uznała za stosowne udać się do biblioteki i wypożyczyć jakąś książkę tego sławnego pisarza, o którym słyszała już co prawda ale jeszcze nie miała okazji zapoznać się z twórczością. Po raz kolejny udało jej się o coś uderzyć, tym razem przy prostowaniu się rąbnęła głową o półkę wyżej. Westchnęła tylko i poprawiając torbę rozejrzała się czy aby nikt tego nie widział. Pomiędzy tymi regałami było pusto na całe szczęście. Wzięła więc szybko książkę i zaczęła na spokojnie przeglądać.
Zgłoś się do pracy!
Janice Harper (NPC)
Bibliotekarka
Bill Thomson (NPC). Willy
Pomocnik Bibliotekarki
Dość spore, bo aż dwupiętrowe pomieszczenie pogrążone niemal w idealnej ciszy przerywanej tylko lekkimi stąpnięciami poszukujących wiedzy uczniów i szelestem kartek w czytelni znajdującej się na drugim piętrze tuż obok biurka bibliotekarki. Z zaplecza będącego również punktem ksero co jakiś czas wyłaniał się kolejny nauczyciel lub uczeń, który przypomniał sobie w ostatniej chwili, że na zajęcia będzie potrzebny jakiś dodatkowy świstek.
***
Długa przerwa, czyli idealny moment, żeby pójść do biblioteki. Właściwie każdy moment był na to idealny, cisza i spokój które tam panowały o każdej porze dnia i nocy tylko zachęcały Florence do jak najczęstszego odwiedzania tego przybytku. Że o niesamowitej ilości ciekawych a także potrzebnych książek nie wspomnę. Problemem mogło być tylko przemycenie wieczorami w torbie Jupitera, Flosiowej fretki uwielbiającej przebywanie w towarzystwie swojej blondwłosej właścicielki i dopominanie o mizianie po brzuszku. No ale teraz była to tylko długa przerwa, moment dnia dość od wieczoru daleki, a fretka była w swojej klatce w pokoju numer siedem w akademiku i zapewne głęboko spała mając w głębokim poważaniu czarnego kota przechadzającego się wokół. Myśli Flo były jednak tak zajęte myśleniem o swoim ukochanym zwierzaku, że zupełnie nie zwracała uwagi na otoczenie, co się nieraz zdarzało. Dość boleśnie zahaczyła biodrem o kant stołu w czytelni, skrzywiła się tylko i syknęła cicho po czym pomaszerowała dalej ku regałom w poszukiwaniu kolejnych lektur. Będzie siniak, pomyślała i spróbowała lekko rozmasować to miejsce,nie pierwszy i nie ostatni, zironizowała i skręciła w odpowiednią alejkę. Miała już co prawda parę książek w pokoju wypożyczonych główni bezterminowo, albo raczej do momentu kiedy je znajdzie pomiędzy stertami swoich własnych papierów i książek. Materiałów do nauki było sporo, ją jednak interesował chwilowo zupełnie inny dział, w którym bywała rzadko z powodu braku odpowiedniej ilości czasu. Dotarłszy do odpowiedniej półki z literaturą rosyjską zaczęła szukać nazwiska pewnego autora, którego fragment biografii omawiali na poprzedniej lekcji. Każdy inny normalny człowiek by na tym poprzestał, ale Florence uznała za stosowne udać się do biblioteki i wypożyczyć jakąś książkę tego sławnego pisarza, o którym słyszała już co prawda ale jeszcze nie miała okazji zapoznać się z twórczością. Po raz kolejny udało jej się o coś uderzyć, tym razem przy prostowaniu się rąbnęła głową o półkę wyżej. Westchnęła tylko i poprawiając torbę rozejrzała się czy aby nikt tego nie widział. Pomiędzy tymi regałami było pusto na całe szczęście. Wzięła więc szybko książkę i zaczęła na spokojnie przeglądać.
Ezra nie był przyzwyczajony do nudy. Nie była to dla niego okoliczność ani przyjemna, ani w jakimkolwiek stopniu komfortowa — kiedy więc w godzinach wczesnopopołudniowych poniedziałku zorientował się, że jest już na bieżąco ze wszystkimi prezentacjami, referatami i esejami, czuje się całkowicie gotowy na nadchodzące w tym tygodniu sprawdziany, a na jutuby filmiki nagrane ma na kolejne dwa tygodnie wprzód, ze wzruszeniem ramion wrzucił do swojej torby podręcznik przygotowujący do SAT-ów i udał się do szkolnej biblioteki, żeby się pouczyć. Pomijając zupełnie przedziwny tok myślowy, jaki musiał nastąpić w jego głowie („Jestem na bieżąco ze wszystkim? Mam wolne? Mogę robić to, co chcę? Pójdę się pouczyć.”) i godne pochwały zaangażowanie, być może potrzebował po prostu wyrwać się z akademika i powłóczyć po szkole, ot tak, rekreacyjnie.
Po niedługim spacerku udało mu się w końcu dotrzeć do celu podróży. Natychmiastowo zlokalizował on swój ulubiony stolik na piętrze, ustawiony taktycznie w jednym z rogów biblioteki. Ezra czuł się przy nim wyjątkowo komfortowo, zwykle bowiem nie był narażony na falę ciekawskich przechodniów. Co zrozumiałe, niewielu uczniów było zainteresowanych biomatematyką, na temat której książki zajmowały większość powierzchni regałów w okolicy. Nie żeby towarzystwo jakkolwiek mu przeszkadzało, wręcz przeciwnie — wiele dałby za możliwość wspólnej nauki z kimś, ale najzwyczajniej w świecie nie znał żadnych osób, które mogłyby być zainteresowane takim rodzajem spędzania czasu. Od innych uczniów stypendialnych bez żadnego konkretnego powodu trzymał się z daleka, a cała reszta jego znajomych (poniekąd słusznie) od główkowania razem nad problemami matematycznymi wolała wyjść na miasto i się zabawić. Chłopak nie miał im tego za złe.
Niespiesznie zajął miejsce przy sześcioosobowym stoliku, ściągając sobie z ramienia torbę. Wyciągnął z niej pstrokatą książkę z zadaniami i otworzył w losowym miejscu, szybko i sprawnie nawigując do kolejnej, niezaczętej jeszcze sekcji matematycznej. Wyciągnął telefon, ustawił sobie godzinny budzik i zabrał się za rozwiązywanie problemów, co jakiś czas stukając bezmyślnie ołówkiem w kartki, gdy treść zadania w obcym języku wydała mu się szczególnie problematyczna. Po niespełna dziesięciu minutach były one już dość znacząco podziubane, z mnogimi kropkami rozsianymi bez ładu i składu po papierze. Gdyby tylko nie musiał sobie każdego trudniejszego zadania tłumaczyć na chiński przed zabraniem się za rozwiązanie... może zamiast tracić czas na matematykę, która nie sprawiała mu problemów, powinien więcej uwagi poświęcić swojemu angielskiemu? Albo pójść do psychologa — w końcu nie było tak, że nie rozumiał, co czyta, po prostu nie ufał samemu sobie i był przekonany, że robi źle. No fajnie.
— Super... — westchnął cicho, sprawdzając szybko, acz z zażenowaniem, znaczenie jakiegoś problematycznego słówka w zainstalowanym na telefonie słowniku.
Po niedługim spacerku udało mu się w końcu dotrzeć do celu podróży. Natychmiastowo zlokalizował on swój ulubiony stolik na piętrze, ustawiony taktycznie w jednym z rogów biblioteki. Ezra czuł się przy nim wyjątkowo komfortowo, zwykle bowiem nie był narażony na falę ciekawskich przechodniów. Co zrozumiałe, niewielu uczniów było zainteresowanych biomatematyką, na temat której książki zajmowały większość powierzchni regałów w okolicy. Nie żeby towarzystwo jakkolwiek mu przeszkadzało, wręcz przeciwnie — wiele dałby za możliwość wspólnej nauki z kimś, ale najzwyczajniej w świecie nie znał żadnych osób, które mogłyby być zainteresowane takim rodzajem spędzania czasu. Od innych uczniów stypendialnych bez żadnego konkretnego powodu trzymał się z daleka, a cała reszta jego znajomych (poniekąd słusznie) od główkowania razem nad problemami matematycznymi wolała wyjść na miasto i się zabawić. Chłopak nie miał im tego za złe.
Niespiesznie zajął miejsce przy sześcioosobowym stoliku, ściągając sobie z ramienia torbę. Wyciągnął z niej pstrokatą książkę z zadaniami i otworzył w losowym miejscu, szybko i sprawnie nawigując do kolejnej, niezaczętej jeszcze sekcji matematycznej. Wyciągnął telefon, ustawił sobie godzinny budzik i zabrał się za rozwiązywanie problemów, co jakiś czas stukając bezmyślnie ołówkiem w kartki, gdy treść zadania w obcym języku wydała mu się szczególnie problematyczna. Po niespełna dziesięciu minutach były one już dość znacząco podziubane, z mnogimi kropkami rozsianymi bez ładu i składu po papierze. Gdyby tylko nie musiał sobie każdego trudniejszego zadania tłumaczyć na chiński przed zabraniem się za rozwiązanie... może zamiast tracić czas na matematykę, która nie sprawiała mu problemów, powinien więcej uwagi poświęcić swojemu angielskiemu? Albo pójść do psychologa — w końcu nie było tak, że nie rozumiał, co czyta, po prostu nie ufał samemu sobie i był przekonany, że robi źle. No fajnie.
— Super... — westchnął cicho, sprawdzając szybko, acz z zażenowaniem, znaczenie jakiegoś problematycznego słówka w zainstalowanym na telefonie słowniku.
Natalie wiedziała, że jej sytuacja z matematyką była słaba. Część zajęć opuszczała, a gdy już na nie przychodziła, to tylko siedziała zestresowana, błagając w duchu, aby dzwonek wreszcie zadzwonił. Profesor zdawał się być dla niej szorstki, co tylko ją zniechęcało. Bała się go. Musiała jednak utrzymać poziom, więc postanowiła, że przerobi materiał, który był na poprzednich zajęciach, a może nawet pouczy się do przodu. Nie chciała jednak siedzieć w pokoju, który przypominał jej o ostatnich wydarzeniach. Ojciec, Jace. Ten drugi do niej się nie odzywał, co ją smuciło. Dlatego też potrzebowała pomieszczenia, które było wolne od trosk.
Wkroczyła do szkolnej biblioteki już ze swoimi książkami przyciśniętymi do klatki piersiowej. Spojrzała nieśmiało na bibliotekarkę, przywitała się z nią, a następnie ruszyła na górę, po drodze zabierając ze sobą kolejne książki, które mogły by jej się przydać do nauki. Poszła do jednego ze stolików, przy których już ktoś siedział. Nie chciała przeszkadzać chłopakowi, jednakże ciężar wszystkich podręczników oraz zbiorów zadań dawał się we znaki. Zaciskała jednak zęby, byleby nie pokazać, że coś jest nie tak.
Działała chyba ostatnio przeciwko sobie, gdyż ciągle zadawała się z chłopcami. Może w ten sposób chciała zwalczyć swój lęk.
— P-przepraszam... Mogłabym się dosiąść?
Czuła jakby ramiona miały jej zaraz odpaść, jednakże nadal udawała, że wszystko jest w porządku. Nie chciała go martwić, chociaż wątpiła, że ktoś by zwrócił na to uwagę. Wolała jednak pokazywać, że jest dobrze.
Posłała chłopakowi nieśmiały uśmiech, wpatrując się w niego swymi jelenimi wręcz oczami. W końcu nie mogła wytrzymać i położyła wszystkie książki na stole, a potem usiadła, pozostawiając jednak Azjacie wystarczająco dużo wolnej przestrzeni. Skuliła się na krześle, ściągając plecak i sięgając po pierwszą księżkę oraz po swoje ulubione zeszyty. Wyciągnęła piórnik z plecaczka, aby następnie wziąć ołówek, długopis oraz znowu wzięła coś z plecaka. Tym razem to były kolorowe kartki samoprzylepne, którymi miała zamiar zaznaczyć to co było jej potrzebne na przyszłą lekcję oraz to, co zrobiła do przodu. Spojrzała ukradkiem na chłopaka, mając nadzieję, że nie ma jej za złe, że usiadła przy tym stoliku. Bądź co bądź na drugim końcu, lecz mogła tak czy tak mu przeszkadzać.
Wpatrywała się w zadania oraz w swój zeszyt ze wzorami, aby wszystko dobrze rozwiązać. Na razie szło jej gładko, lecz czuła, że niedługi zaczną się schody na razie było słychać tylko przewracanie kartek. Czasami zatrzymywała się na chwilę, patrzyła w książkę i wzdychała ciężko, aby po chwili wpaść na rozwiązanie. Ze swoim zbiorem dała sobie spokój. Teraz zabrała się za biblioteczny i w pewnym momencie natrafiła na problem. Spojrzała z paniką na stronę, a potem na siedzącego przed nią Azjatę. Nie chciała mu przeszkadzać, jednakże chyba nie miała innego wyjścia.
— Przepraszam, że przeszkadzam, ale mam pewien problem z zadaniem. Może ty będziesz wiedział, o co w nim chodzi? — Zakreśliła ołówkiem numer zadania i podsunęła mu książkę.
Błagała tylko w duchu, żeby się nie zdenerwował. Wiedziała, że już się pokazała jako niegrzeczna uczennica, dosiadając się do niego w ostatecznyn rozrachunku bez jego pozwolenia. Ale nie miała już siły. Oby jej nie skreślił na starcie. Nie mogła sobie pozwolić na negatywne myśli.
Uśmiechnęła się do niego przepraszająco oraz nieśmiało, odgarniając sobie włosy z twarzy. Widać było, że się stresowała. Nie oceniała ludzi po pozorach, lecz czuła, że może go zdenerwować. Dlatego też nie chciała być natarczywa.
Wkroczyła do szkolnej biblioteki już ze swoimi książkami przyciśniętymi do klatki piersiowej. Spojrzała nieśmiało na bibliotekarkę, przywitała się z nią, a następnie ruszyła na górę, po drodze zabierając ze sobą kolejne książki, które mogły by jej się przydać do nauki. Poszła do jednego ze stolików, przy których już ktoś siedział. Nie chciała przeszkadzać chłopakowi, jednakże ciężar wszystkich podręczników oraz zbiorów zadań dawał się we znaki. Zaciskała jednak zęby, byleby nie pokazać, że coś jest nie tak.
Działała chyba ostatnio przeciwko sobie, gdyż ciągle zadawała się z chłopcami. Może w ten sposób chciała zwalczyć swój lęk.
— P-przepraszam... Mogłabym się dosiąść?
Czuła jakby ramiona miały jej zaraz odpaść, jednakże nadal udawała, że wszystko jest w porządku. Nie chciała go martwić, chociaż wątpiła, że ktoś by zwrócił na to uwagę. Wolała jednak pokazywać, że jest dobrze.
Posłała chłopakowi nieśmiały uśmiech, wpatrując się w niego swymi jelenimi wręcz oczami. W końcu nie mogła wytrzymać i położyła wszystkie książki na stole, a potem usiadła, pozostawiając jednak Azjacie wystarczająco dużo wolnej przestrzeni. Skuliła się na krześle, ściągając plecak i sięgając po pierwszą księżkę oraz po swoje ulubione zeszyty. Wyciągnęła piórnik z plecaczka, aby następnie wziąć ołówek, długopis oraz znowu wzięła coś z plecaka. Tym razem to były kolorowe kartki samoprzylepne, którymi miała zamiar zaznaczyć to co było jej potrzebne na przyszłą lekcję oraz to, co zrobiła do przodu. Spojrzała ukradkiem na chłopaka, mając nadzieję, że nie ma jej za złe, że usiadła przy tym stoliku. Bądź co bądź na drugim końcu, lecz mogła tak czy tak mu przeszkadzać.
Wpatrywała się w zadania oraz w swój zeszyt ze wzorami, aby wszystko dobrze rozwiązać. Na razie szło jej gładko, lecz czuła, że niedługi zaczną się schody na razie było słychać tylko przewracanie kartek. Czasami zatrzymywała się na chwilę, patrzyła w książkę i wzdychała ciężko, aby po chwili wpaść na rozwiązanie. Ze swoim zbiorem dała sobie spokój. Teraz zabrała się za biblioteczny i w pewnym momencie natrafiła na problem. Spojrzała z paniką na stronę, a potem na siedzącego przed nią Azjatę. Nie chciała mu przeszkadzać, jednakże chyba nie miała innego wyjścia.
— Przepraszam, że przeszkadzam, ale mam pewien problem z zadaniem. Może ty będziesz wiedział, o co w nim chodzi? — Zakreśliła ołówkiem numer zadania i podsunęła mu książkę.
Błagała tylko w duchu, żeby się nie zdenerwował. Wiedziała, że już się pokazała jako niegrzeczna uczennica, dosiadając się do niego w ostatecznyn rozrachunku bez jego pozwolenia. Ale nie miała już siły. Oby jej nie skreślił na starcie. Nie mogła sobie pozwolić na negatywne myśli.
Uśmiechnęła się do niego przepraszająco oraz nieśmiało, odgarniając sobie włosy z twarzy. Widać było, że się stresowała. Nie oceniała ludzi po pozorach, lecz czuła, że może go zdenerwować. Dlatego też nie chciała być natarczywa.
Po jakimś czasie udało mu się rozkręcić i zadania szły mu coraz szybciej i szybciej — był całkowicie skupiony na podręczniku, którego prawie już dotykał swoim nosem, pisząc pieczołowicie szybkie obliczenia na kartce obok i pospiesznie, acz dokładnie zaznaczając odpowiednią odpowiedź na karcie. Zupełnie pochłonięty pracą, z początku nie zarejestrował, że ktoś do niego podszedł. Poderwał głowę dopiero wtedy, gdy usłyszał przyjemny dla ucha głos dziewczyny. Za to, co nastąpiło zaraz potem, miał karcić się w myślach przez kolejne kilka godzin — zadała mu ona proste pytanie, a on kompletnie się zawiesił, wpatrując się z dość niezręczną fascynacją w jej różowe włosy. Być może należało mu to wybaczyć, jako że darzył prawdziwą sympatią i podziwem wszystkich ludzi, którzy byli gotowi na tak radykalny krok w celu zmiany swojego wyglądu czy pokazania stylu, ale nie dało się jednak ukryć, że było to dość niegrzeczne. Jego ciemne oczy prześlizgnęły się z rozpuszczonych włosów Natalie na jej delikatną twarz, i dopiero wtedy, zwróciwszy uwagę na jej wyraz, pełny dyskomfortu ukrytego za uprzejmym uśmiechem, Ezra zdał sobie sprawę, że musi być jej bardzo niewygodnie.
— T-Tak, oczywiście — powiedział szybko, bardzo zmieszany, mniej więcej w tym samym momencie, jak dziewczyna położyła książki na stole, nie mogąc dłużej wytrzymać. Pokręcił lekko głową, mamrocząc pod nosem ciche „praszam” i wracając wzrokiem do własnego arkusza, zbyt zawstydzony, by spojrzeć na nią po tym niezręcznym faux pas. To nie było szczególnie w jego stylu. Sam nie był pewien, czy zaskoczyło go bardziej to, że ktoś w ogóle odezwał się do niego z własnej woli (w końcu nie był nigdzie w pobliżu poziomu edżu większości uczniów Riverdale, co czyniło go dość nieatrakcyjnym kolegą), czy może to, że była to taka ładna osoba. Sama jednak wcale nie wydawała się bardziej pewna siebie od niego, wręcz przeciwnie — gdy posłał jej ukradkowe spojrzenie, na szczęście nie w tym samym momencie, co ona jemu, dzięki czemu nie musieli na siebie patrzeć, zauważył, że wpatruje się w swój zbiór zadań ze sporym zmartwieniem. Nie był pewny, czy była to jego wina, czy też czegokolwiek, czym się akurat zajmowała, ale poczuł w sobie silną nutę sympatii do siedzącej obok koleżanki. W pewnym sensie przypominała mu małego jelonka, co, dla chłopaka, skojarzeniem było bardzo pozytywnym.
Nie był w stanie się zrelaksować po zajściu sprzed kilku minut, bardzo zawstydzony samym sobą. Uderzał rytmicznie gumką ołówka o blat stołu, czytając po raz szósty tę samą treść zadania i nic z niej nie rozumiejąc, bo myślami wciąż był w tej niedalekiej przeszłości, kiedy to oczywiście musiał zrobić z siebie bałwana. Niedługo jednak czekał, gdy na horyzoncie pojawiła się szansa na odkupienie win.
Usłyszawszy ten sam, delikatny głos, co wcześniej, momentalnie zerknął na dziewczynę, zdobywając się na nieśmiały uśmiech.
— Jasne. — Szybko przejął podsuniętą mu książkę i oszukał wzrokiem zaznaczone zadanie. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności, w zeszłym roku i on uczył się z tego konkretnego bibliotecznego zbioru zadań, a samo polecenie zapadło mu w pamięć jako faktycznie nieco trudniejsze od całej reszty w tym dziale. Zrozumiał, że dziewczyna musiała być rok od niego młodsza. Zupełnie nie zdziwiło go więc, że zdawała się taka spłoszona. On był identyczny w pierwszej klasie, w końcu pójście do nowej szkoły było nie lada wyzwaniem, a choć o tej konkretnej osobie nie wiedział prawie nic, to jednak mógł bezpiecznie zakładać, że nie żyje z rodzicami dwie ulice od Riverdale, biorąc pod uwagę procent uczniów, wliczając w to niego samego, którzy musieli rozstać się z domem rodzinnym, by mieć szansę na zdobywanie edukacji w tak prestiżowym miejscu.
Dowody matematyczne w książkach tej konkretnej autorki nierzadko opierały się na równie dobrej znajomości jednego, dwóch czy trzech wzorów z innych działów, co czyniło je bardzo problematycznymi. To zadanie było tym gorsze, że wymagało znajomości twierdzenia, które pojawiało się dopiero w dalszej części programu. Niedziwne więc było, że większość ludzi, którzy z matematyką mieli styczność jedynie na lekcjach i zdecydowanie jej nie rozszerzali, nie miała pojęcia, jak w ogóle się za nie zabrać.
— Daj mi sekundkę — powiedział, rzucając w jej stronę uprzejmy uśmiech, i zabrał się za rozwiązywanie zadania. Było to niezbędne, jeśli miał jej cokolwiek wytłumaczyć. Bił się trochę z różnymi wzorami, sporo pokreślił po własnej kartce, ale ostatecznie udało mu się udowodnić wymyślone przez autorkę założenie. Przesunął się z krzesłem bliżej dziewczyny i podsunął zbiór zadań z powrotem w jej stronę.
— Trzeba tutaj trochę pokombinować, bo autorka odniosła się do wzoru, który będzie dopiero w którymś kolejnym dziale... — pokręcił głową z przekąsem, notując na dole strony wspomniane przez siebie równanie.
— Spróbuj zrobić z tego układ równań. — Uśmiechnął się do niej delikatnie, odkładając ołówek na stół, po czym zerknął na jej ręce, ciekawy, jak jej pójdzie, gotów podpowiedzieć, gdyby jeszcze potrzebowała pomocy.
— T-Tak, oczywiście — powiedział szybko, bardzo zmieszany, mniej więcej w tym samym momencie, jak dziewczyna położyła książki na stole, nie mogąc dłużej wytrzymać. Pokręcił lekko głową, mamrocząc pod nosem ciche „praszam” i wracając wzrokiem do własnego arkusza, zbyt zawstydzony, by spojrzeć na nią po tym niezręcznym faux pas. To nie było szczególnie w jego stylu. Sam nie był pewien, czy zaskoczyło go bardziej to, że ktoś w ogóle odezwał się do niego z własnej woli (w końcu nie był nigdzie w pobliżu poziomu edżu większości uczniów Riverdale, co czyniło go dość nieatrakcyjnym kolegą), czy może to, że była to taka ładna osoba. Sama jednak wcale nie wydawała się bardziej pewna siebie od niego, wręcz przeciwnie — gdy posłał jej ukradkowe spojrzenie, na szczęście nie w tym samym momencie, co ona jemu, dzięki czemu nie musieli na siebie patrzeć, zauważył, że wpatruje się w swój zbiór zadań ze sporym zmartwieniem. Nie był pewny, czy była to jego wina, czy też czegokolwiek, czym się akurat zajmowała, ale poczuł w sobie silną nutę sympatii do siedzącej obok koleżanki. W pewnym sensie przypominała mu małego jelonka, co, dla chłopaka, skojarzeniem było bardzo pozytywnym.
Nie był w stanie się zrelaksować po zajściu sprzed kilku minut, bardzo zawstydzony samym sobą. Uderzał rytmicznie gumką ołówka o blat stołu, czytając po raz szósty tę samą treść zadania i nic z niej nie rozumiejąc, bo myślami wciąż był w tej niedalekiej przeszłości, kiedy to oczywiście musiał zrobić z siebie bałwana. Niedługo jednak czekał, gdy na horyzoncie pojawiła się szansa na odkupienie win.
Usłyszawszy ten sam, delikatny głos, co wcześniej, momentalnie zerknął na dziewczynę, zdobywając się na nieśmiały uśmiech.
— Jasne. — Szybko przejął podsuniętą mu książkę i oszukał wzrokiem zaznaczone zadanie. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności, w zeszłym roku i on uczył się z tego konkretnego bibliotecznego zbioru zadań, a samo polecenie zapadło mu w pamięć jako faktycznie nieco trudniejsze od całej reszty w tym dziale. Zrozumiał, że dziewczyna musiała być rok od niego młodsza. Zupełnie nie zdziwiło go więc, że zdawała się taka spłoszona. On był identyczny w pierwszej klasie, w końcu pójście do nowej szkoły było nie lada wyzwaniem, a choć o tej konkretnej osobie nie wiedział prawie nic, to jednak mógł bezpiecznie zakładać, że nie żyje z rodzicami dwie ulice od Riverdale, biorąc pod uwagę procent uczniów, wliczając w to niego samego, którzy musieli rozstać się z domem rodzinnym, by mieć szansę na zdobywanie edukacji w tak prestiżowym miejscu.
Dowody matematyczne w książkach tej konkretnej autorki nierzadko opierały się na równie dobrej znajomości jednego, dwóch czy trzech wzorów z innych działów, co czyniło je bardzo problematycznymi. To zadanie było tym gorsze, że wymagało znajomości twierdzenia, które pojawiało się dopiero w dalszej części programu. Niedziwne więc było, że większość ludzi, którzy z matematyką mieli styczność jedynie na lekcjach i zdecydowanie jej nie rozszerzali, nie miała pojęcia, jak w ogóle się za nie zabrać.
— Daj mi sekundkę — powiedział, rzucając w jej stronę uprzejmy uśmiech, i zabrał się za rozwiązywanie zadania. Było to niezbędne, jeśli miał jej cokolwiek wytłumaczyć. Bił się trochę z różnymi wzorami, sporo pokreślił po własnej kartce, ale ostatecznie udało mu się udowodnić wymyślone przez autorkę założenie. Przesunął się z krzesłem bliżej dziewczyny i podsunął zbiór zadań z powrotem w jej stronę.
— Trzeba tutaj trochę pokombinować, bo autorka odniosła się do wzoru, który będzie dopiero w którymś kolejnym dziale... — pokręcił głową z przekąsem, notując na dole strony wspomniane przez siebie równanie.
— Spróbuj zrobić z tego układ równań. — Uśmiechnął się do niej delikatnie, odkładając ołówek na stół, po czym zerknął na jej ręce, ciekawy, jak jej pójdzie, gotów podpowiedzieć, gdyby jeszcze potrzebowała pomocy.
Delikatny rumieniec wstąpił na twarz Natalie, gdy chłopak tak się w nią wpatrywał po jej pytaniu. Nie wiedziała co o tym myśleć. Czy mu chodziło coś złego po głowie? Czy po prostu był zafascynowany jej wyglądem? Nie wiedziała, a bała się zapytać, bo mimo jej miłego usposobienia mogłaby zabrzmieć jak typowy kibol. Chociaż trzeba przyznać, że ci są troskliwi, pytając czy inni mają problemy.
Słysząc jego prostą odpowiedź, zamrugała oczami i przyjrzała mu się zafascynowana. Zawsze podziwiała ludzi, którzy rozumieli matematykę lepiej od niej. Dla niej ten przedmiot wydawał się być czarną magią. Dlatego też obserwowała jego rękę, gdy siłował się z problematycznym dla niej zadaniem. Spojrzała w zbiór, a potem na wzór. Dlatego miała z tym problem... Autorka po prostu robiła sobie żarty z osób, które uczyły się matematyki. No ładnie.
Kiwnęła głową na jego polecenie, aby po chwili zacząć się męczyć z układem równań. Przyjrzała mu się, przeanalizowała i wykonała następny krok. Z wzorem, który podał chłopak wszystko wydawało się trochę prostsze. Powoli dochodziła do rozwiązania, ale nie wiedziała czy prawidłowego. Odłożyła ołówek równo i spojrzała na Ezrę.
— Umm... Właściwie to mam na imię Natalie — przedstawiła się niepewnie, podsuwając mu swoje rozwiązanie. — Masz ciekawy akcent. Skąd pochodzisz, jeśli można wiedzieć?
Chyba gorsza od jej niepewności była jej ciekawość. I to w jaki sposób konstruowała zdania. W końcu mogła go w jakiś sposób urazić. Miała jednak nadzieję, że tak się nie stanie. Pomoc z matematyki zawsze się przyda, a nie chciała, aby chłopak zwiał, w momencie, gdy ona odważyła się jakkolwiek do niego odezwać. Zwykle jednak w przypadku osobników płci przeciwnej nie potrafiła zbyt wiele powiedzieć. Bardziej się przy nich kuliła. Teraz była jednak w kryzysowej sytuacji, a dodatkowo chciała sobie udowodnić, że nie każdy mężczyzna, starszy czy młodszy, myśli o niej w TEN sposób. Może nawet żaden. Co chyba też było dla niej mimo wszystko przerażające.
Słysząc jego prostą odpowiedź, zamrugała oczami i przyjrzała mu się zafascynowana. Zawsze podziwiała ludzi, którzy rozumieli matematykę lepiej od niej. Dla niej ten przedmiot wydawał się być czarną magią. Dlatego też obserwowała jego rękę, gdy siłował się z problematycznym dla niej zadaniem. Spojrzała w zbiór, a potem na wzór. Dlatego miała z tym problem... Autorka po prostu robiła sobie żarty z osób, które uczyły się matematyki. No ładnie.
Kiwnęła głową na jego polecenie, aby po chwili zacząć się męczyć z układem równań. Przyjrzała mu się, przeanalizowała i wykonała następny krok. Z wzorem, który podał chłopak wszystko wydawało się trochę prostsze. Powoli dochodziła do rozwiązania, ale nie wiedziała czy prawidłowego. Odłożyła ołówek równo i spojrzała na Ezrę.
— Umm... Właściwie to mam na imię Natalie — przedstawiła się niepewnie, podsuwając mu swoje rozwiązanie. — Masz ciekawy akcent. Skąd pochodzisz, jeśli można wiedzieć?
Chyba gorsza od jej niepewności była jej ciekawość. I to w jaki sposób konstruowała zdania. W końcu mogła go w jakiś sposób urazić. Miała jednak nadzieję, że tak się nie stanie. Pomoc z matematyki zawsze się przyda, a nie chciała, aby chłopak zwiał, w momencie, gdy ona odważyła się jakkolwiek do niego odezwać. Zwykle jednak w przypadku osobników płci przeciwnej nie potrafiła zbyt wiele powiedzieć. Bardziej się przy nich kuliła. Teraz była jednak w kryzysowej sytuacji, a dodatkowo chciała sobie udowodnić, że nie każdy mężczyzna, starszy czy młodszy, myśli o niej w TEN sposób. Może nawet żaden. Co chyba też było dla niej mimo wszystko przerażające.
- Emm.. tak. Jasne. Zastanowisz się kiedy będziesz mógł i daj mi znać. Mam sporo czasu wolnego więc nie powinienem mieć problemu z większością terminów jakie będziesz mógł podać. - Powiedział delikatnie zmieszany. Właściwie było to porządku i brzmiało logicznie, więc nie miał nic przeciwko. Dlatego też poszukał wizytówki w porteflu w których miał ich pełno. Kiedyś już znalazł podał koledze z uśmiechem.
- Proszę. Skontaktuj się ze mną kiedy będziesz czegoś potrzebować lub będziesz miał jakąś sprawę do mnie. Nie krępuj się z niczym. - To był, a raczej będzie dopiero jeden z nielicznych kontaktów w jego telefonie. Trochę smutne, ale co poradzić.
- Tak, to dobre miejsca. Może nawet i lepsze niż szkolna biblioteka. Nie pomyślałem o tym. - Potarł dłonią szyję. Po chwili usłyszał prośbę o wyjście do kawiarni. Przez chwilę stał lekko zdziwiony. Dziwnie się nieco czuł kiedy ktoś zachowywał się w podobny do jego samego sposób. Kiedy jednak się ogarnął, podarował ciepły uśmiech i niezwłocznie odpowiedział chłopakowi.
- Pewnie, czemu nie? Podoba mi się pomysł. Dobry torcik zawsze w cenie. To co, ruszamy teraz? - Zapytał zbierając rzeczy w jedną kupkę. Zamierzał je wypożyczyć i spakować do swojego plecaka. Skoro nie teraz, to przeczyta je sobie w domu. A wyjście z kolegą z klasy brzmi przecież świetnie, prawda?
Z.t
- Proszę. Skontaktuj się ze mną kiedy będziesz czegoś potrzebować lub będziesz miał jakąś sprawę do mnie. Nie krępuj się z niczym. - To był, a raczej będzie dopiero jeden z nielicznych kontaktów w jego telefonie. Trochę smutne, ale co poradzić.
- Tak, to dobre miejsca. Może nawet i lepsze niż szkolna biblioteka. Nie pomyślałem o tym. - Potarł dłonią szyję. Po chwili usłyszał prośbę o wyjście do kawiarni. Przez chwilę stał lekko zdziwiony. Dziwnie się nieco czuł kiedy ktoś zachowywał się w podobny do jego samego sposób. Kiedy jednak się ogarnął, podarował ciepły uśmiech i niezwłocznie odpowiedział chłopakowi.
- Pewnie, czemu nie? Podoba mi się pomysł. Dobry torcik zawsze w cenie. To co, ruszamy teraz? - Zapytał zbierając rzeczy w jedną kupkę. Zamierzał je wypożyczyć i spakować do swojego plecaka. Skoro nie teraz, to przeczyta je sobie w domu. A wyjście z kolegą z klasy brzmi przecież świetnie, prawda?
Z.t
Ciche, niespieszne kroki przerywane były od czasu do czasu szeleszczeniem torby przewieszonej przez ramię. Kto normalny wracał w sobotę do szkoły tylko po to, by odwiedzić tutejszą bibliotekę?
Liam.
A szczególnie Liam-vice-przewodniczący-wrobiony-w-robienie-planu-wiosennego-dla-samorządu. Jak można się było domyślić, nie należał do nazbyt towarzyskich osób, nikt nie próbował zatem nawet zgłosić chęci pomocy białowłosemu, po deklaracji że podejmie się tego zadania. Pomijając fakt, że zrobił to tylko i wyłącznie ze względu na błagalny wzrok wychowawcy.
Drzwi do biblioteki skrzypnęły, gdy pchnął je dłonią i wszedł do środka rozglądając się ostrożnie dookoła. Kilka osób siedziało spokojnie przy stolikach, nikt nie obrócił się jednak w jego stronę. Wyraźnie skupieni na lekturze przygotowywali się do nadchodzących egzaminów, a może po prostu powtarzali materiał, czy robili pracę domową. Lubił tutejszą bibliotekę. Była cicha. Uporządkowana. Nawet gdy ktoś próbował zaburzyć jej spokój, prefekci dość szybko przechodzili do akcji, skutecznie ich uciszając.
— Ach Liam — bibliotekarka zamachała do niego ręką, wyraźnie chcąc przykuć jego uwagę. Miała szczęście, że akurat patrzył w jej kierunku. Z tą samą niezmienną mimiką, ruszył w jej stronę, kiwając jej głową na powitanie.
— Prosiłeś mnie o sprawdzenie dostępności twoich książek... — słuchał jej uważnie, rzucając coś krótko w odpowiedzi. W końcu kobieta odeszła od kontuaru z krótkim 'zaczekaj chwilę', został więc w miejscu, nieruchomy niczym posąg, obserwując jak kieruje swe kroki w stronę magazynu. W końcu wróciła trzymając w dłoniach trzy opasłe tomy, które położyła przed nim, podsuwając mu kartkę.
— Podpisz się tutaj, tutaj i tutaj. Imieniem i nazwiskiem, dodaj jeszcze dzisiejszą datę...
— 1 kwietnia, tak?
— Tak. Ale ten czas szybko leci — miała przyjemny, spokojny uśmiech. Nie potrafił go odwzajemnić, doceniał jednak to jak mało ingerowała w jego sferę osobistą. Złożył odpowiednie podpisy dziękując jej krótko, nim wziął w końcu książki i oddalił się w poszukiwaniu wolnego stolika. Gdy w końcu go znalazł, usiadł przy nim rozkładając swoje rzeczy.
Od czego by tu zacząć?
Zdjął skuwkę czarnego długopisu, zaraz kreśląc nim starannie kolejne zdania na położonej przed sobą kartce papieru, sprawdzając coś od czasu do czasu w położonej obok siebie książce, przewracając w niej od czasu do czasu strony, gdy zdobył już wszystkie informacje jakie chciał.
Liam.
A szczególnie Liam-vice-przewodniczący-wrobiony-w-robienie-planu-wiosennego-dla-samorządu. Jak można się było domyślić, nie należał do nazbyt towarzyskich osób, nikt nie próbował zatem nawet zgłosić chęci pomocy białowłosemu, po deklaracji że podejmie się tego zadania. Pomijając fakt, że zrobił to tylko i wyłącznie ze względu na błagalny wzrok wychowawcy.
Drzwi do biblioteki skrzypnęły, gdy pchnął je dłonią i wszedł do środka rozglądając się ostrożnie dookoła. Kilka osób siedziało spokojnie przy stolikach, nikt nie obrócił się jednak w jego stronę. Wyraźnie skupieni na lekturze przygotowywali się do nadchodzących egzaminów, a może po prostu powtarzali materiał, czy robili pracę domową. Lubił tutejszą bibliotekę. Była cicha. Uporządkowana. Nawet gdy ktoś próbował zaburzyć jej spokój, prefekci dość szybko przechodzili do akcji, skutecznie ich uciszając.
— Ach Liam — bibliotekarka zamachała do niego ręką, wyraźnie chcąc przykuć jego uwagę. Miała szczęście, że akurat patrzył w jej kierunku. Z tą samą niezmienną mimiką, ruszył w jej stronę, kiwając jej głową na powitanie.
— Prosiłeś mnie o sprawdzenie dostępności twoich książek... — słuchał jej uważnie, rzucając coś krótko w odpowiedzi. W końcu kobieta odeszła od kontuaru z krótkim 'zaczekaj chwilę', został więc w miejscu, nieruchomy niczym posąg, obserwując jak kieruje swe kroki w stronę magazynu. W końcu wróciła trzymając w dłoniach trzy opasłe tomy, które położyła przed nim, podsuwając mu kartkę.
— Podpisz się tutaj, tutaj i tutaj. Imieniem i nazwiskiem, dodaj jeszcze dzisiejszą datę...
— 1 kwietnia, tak?
— Tak. Ale ten czas szybko leci — miała przyjemny, spokojny uśmiech. Nie potrafił go odwzajemnić, doceniał jednak to jak mało ingerowała w jego sferę osobistą. Złożył odpowiednie podpisy dziękując jej krótko, nim wziął w końcu książki i oddalił się w poszukiwaniu wolnego stolika. Gdy w końcu go znalazł, usiadł przy nim rozkładając swoje rzeczy.
Od czego by tu zacząć?
Zdjął skuwkę czarnego długopisu, zaraz kreśląc nim starannie kolejne zdania na położonej przed sobą kartce papieru, sprawdzając coś od czasu do czasu w położonej obok siebie książce, przewracając w niej od czasu do czasu strony, gdy zdobył już wszystkie informacje jakie chciał.
Przekraczając próg szkoły, czarnowłosy ziewnął przeciągle, pamiętając o kulturalnym przysłonięciu ust dłonią. Nawet jeśli dookoła nie było żywej duszy – co wcale nie było takie dziwne, biorąc pod uwagę, że mieli sobotę – fason należało trzymać zawsze. Senna atmosfera udzieliła mu się już na wstępie, jednak wyglądał raczej na kogoś, kto był zbyt zmęczony, by narzekać na to, że przyszło mu przełożyć osobiste przyjemności czerpane z wolnego poniżej szkolnych obowiązków. Rola przewodniczącego bywała utrapieniem, jednak niosła też za sobą pewne plusy i przywileje, które ułatwiały jego życie na tyle, by od czasu do czasu mógł zagrać uczynnego chłopca z dobrego domu. Excelsior jak się patrzy.
Spojrzał na zegarek, przy okazji poprawiając go na nadgarstku. Przyszedł wcześniej niż to zakładał, jednak pewnie wiele osób nie potrafiło wysiedzieć w domu ze świadomością, że za jakiś czas trzeba będzie wyjść. Skręcił w odpowiedni korytarz, kierując się ku bibliotece, do której wkroczył we wskazanej ciszy, nie chcąc przeszkadzać kilku niedobitkom, którzy nie mieli, co zrobić ze swoim czasem albo próbowali wypaść jak najlepiej w tym semestrze, choć lekko skrzypiące drzwi zdradziły jego obecność, przez co nie udało się uniknąć pojedynczych spojrzeń. Hatheway jednak postanowił je zignorować, skupiając się na siedzącej za kontuarem bibliotekarce, która już wpatrywała się w niego z uprzejmym uśmiechem. Nie była zaskoczona tą wizytą – w końcu odpowiednio wcześnie została poinformowana o samorządowych planach.
― Liam przyszedł już piętnaście minut temu ― oznajmiła, gdy wymienili się krótkimi powitaniami, ruchem głowy naprowadzając go na siedzącego przy jednym ze stolików chłopaka. Nie mówiła tego, by Noah poczuł się gorzej z powodu tego, że jako przewodniczący gorzej sprawdził się w swojej roli. ― Zdaje się, że zabrał już wszystko, czego potrzebowaliście.
Drugoklasista odruchowo obejrzał się za siebie, wyłapując wzrokiem wiszącego nad książkami Leistershire'a, po którym nie spodziewał się niczego innego. Revel zawsze był przykładny aż do bólu, a Noah czasem zastanawiał się, jak można było być do tego stopnia zafascynowanym szkolnymi sprawami.
― W porządku. Gdyby czegoś zabrakło, na pewno się do pani zgłoszę. ― Na odchodne posłał kobiecie zdawkowy uśmiech, który zniknął wraz z odwróceniem się plecami do szkolnej pracownicy. Białowłosy już kątem oka mógł wyłapać, że ktoś zbliża się do jego stolika. Noah z początku bez słowa złapał za oparcie krzesła po przeciwnej stronie stołu i dopiero po zajęciu miejsca przed błękitnookim, przywitał go krótkim „Cześć”, kładąc przed sobą własną kartkę i długopis.
― Co już masz? ― spytał ściszonym głosem, wbijając spojrzenie dwukolorowych oczu w zapisaną częściowo kartkę. W końcu tego dnia przyszło im współpracować. Już czuł, kto bardziej na tym ucierpi, gdy wreszcie wlepił uważny wzrok w jak zwykle entuzjastyczny wyraz twarzy kujona.
Spojrzał na zegarek, przy okazji poprawiając go na nadgarstku. Przyszedł wcześniej niż to zakładał, jednak pewnie wiele osób nie potrafiło wysiedzieć w domu ze świadomością, że za jakiś czas trzeba będzie wyjść. Skręcił w odpowiedni korytarz, kierując się ku bibliotece, do której wkroczył we wskazanej ciszy, nie chcąc przeszkadzać kilku niedobitkom, którzy nie mieli, co zrobić ze swoim czasem albo próbowali wypaść jak najlepiej w tym semestrze, choć lekko skrzypiące drzwi zdradziły jego obecność, przez co nie udało się uniknąć pojedynczych spojrzeń. Hatheway jednak postanowił je zignorować, skupiając się na siedzącej za kontuarem bibliotekarce, która już wpatrywała się w niego z uprzejmym uśmiechem. Nie była zaskoczona tą wizytą – w końcu odpowiednio wcześnie została poinformowana o samorządowych planach.
― Liam przyszedł już piętnaście minut temu ― oznajmiła, gdy wymienili się krótkimi powitaniami, ruchem głowy naprowadzając go na siedzącego przy jednym ze stolików chłopaka. Nie mówiła tego, by Noah poczuł się gorzej z powodu tego, że jako przewodniczący gorzej sprawdził się w swojej roli. ― Zdaje się, że zabrał już wszystko, czego potrzebowaliście.
Drugoklasista odruchowo obejrzał się za siebie, wyłapując wzrokiem wiszącego nad książkami Leistershire'a, po którym nie spodziewał się niczego innego. Revel zawsze był przykładny aż do bólu, a Noah czasem zastanawiał się, jak można było być do tego stopnia zafascynowanym szkolnymi sprawami.
― W porządku. Gdyby czegoś zabrakło, na pewno się do pani zgłoszę. ― Na odchodne posłał kobiecie zdawkowy uśmiech, który zniknął wraz z odwróceniem się plecami do szkolnej pracownicy. Białowłosy już kątem oka mógł wyłapać, że ktoś zbliża się do jego stolika. Noah z początku bez słowa złapał za oparcie krzesła po przeciwnej stronie stołu i dopiero po zajęciu miejsca przed błękitnookim, przywitał go krótkim „Cześć”, kładąc przed sobą własną kartkę i długopis.
― Co już masz? ― spytał ściszonym głosem, wbijając spojrzenie dwukolorowych oczu w zapisaną częściowo kartkę. W końcu tego dnia przyszło im współpracować. Już czuł, kto bardziej na tym ucierpi, gdy wreszcie wlepił uważny wzrok w jak zwykle entuzjastyczny wyraz twarzy kujona.
Zawsze, gdy przychodził do biblioteki i dosłownie chował nos w swoich książkach, tracił kontakt z rzeczywistością. Nie miało znaczenia jak często by tu przychodził. Jak wiele tomów przejrzał. Wszystko sprowadzało się do tego jednego faktu. Kompletnego zatracenia, widocznego już z daleka.
Początkowo pusta kartka w przeciągu zaledwie kilku minut wypełniła się całymi, pełnymi zdaniami, jak i pojedynczymi hasłami, zupełnie jakby chłopak notował nie tylko całe gotowe pomysły, ale i te które przelatywały mu przez głowę. Zbyt wartościowe, by o nich zapomnieć, zbyt czasochłonne by je rozpisać. Stanowiące jedynie uzupełnienie wcześniej opisanej całości.
Jego wiecznie poważna mina, sprawiała jednak że ciężko było doszukiwać się u niego wesołości. Nie było w oczach błysku, towarzyszącego większości kujonów, gdy zgłębiali tak ukochaną przez siebie wiedzę. Jego usta nie drgały nieznacznie, gdy powtarzał zapisane przez siebie frazy. Lecz pomimo braku tych elementów, większość nadal przypisałaby mu miano kogoś, kto całkowicie rezygnując z czasu wolnego, wolał wykonywać szkolne obowiązki.
Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że Liam nigdy nie narzekał. Nie skarżył się, niezależnie od tego co narzucali mu inni. Nie komentował.
A przede wszystkim nie spodziewał się towarzystwa. Pewnie dlatego, dopiero gdy w końcu podniósł wzrok i zauważył siedzącego naprzeciw nieco Przewodniczącego, jego ręka drgnęła gwałtownie, przekreślając wcześniej napisane zdanie, grubą czarną kreską. Jak długo tu był?
Biorąc pod uwagę wyczekujący wyraz jego twarzy, był pewien że coś do niego mówił. Wydał mu polecenie, zadał pytanie, a może po prostu się przywitał?
— Cześć Noah — przywitał się w końcu krótko, wodząc krótko wzrokiem pomiędzy nim, a zapisaną przez siebie kartką. Odsunął od niej dłoń z długopisem, nim odłożył go powoli na stolik. Co tutaj robił? Przyszedł popatrzeć jak pracuje? Pomóc mu? Kontrolować? Może zmusił go do tego nauczyciel? Nie byłby to pierwszy raz, choć większość nawet przymuszona zwyczajnie ignorowała podobne rozkazy, wiedząc że Leistershire odwali za nich całą brudną robotę i nie poskarży się nawet słowem.
Co tu robisz?
Czego chcesz?
Żadne z tych pytań nie opuściło jego ust, gdy zastanawiał się jak odpowiednio do niego podejść. Kontakty międzyludzkie nigdy nie były jego dobrą stroną.
— Mówiłeś coś? — zapytał w końcu całkowicie neutralnym tonem uznając to za najlepszą formę wyjścia z sytuacji bez szwanku. Zawiesił wzrok na jego twarzy, wycofując obie dłonie z notatek, by spleść je w luźnym uścisku. Prosty gest, nie przykuwający większej uwagi, a jednocześnie stawiający swego rodzaju barierę, pomiędzy nim a Przewodniczącym. Zupełnie jakby odgradzał się od niego w ten sposób, całkowicie blokując tym samym dostęp do swojej osoby. Spojrzenie pozostawało jednak czujne, niesamowicie uważne. Skupione. By tym razem nie przegapić ani jednego wypowiedzianego przez niego słowa.
Początkowo pusta kartka w przeciągu zaledwie kilku minut wypełniła się całymi, pełnymi zdaniami, jak i pojedynczymi hasłami, zupełnie jakby chłopak notował nie tylko całe gotowe pomysły, ale i te które przelatywały mu przez głowę. Zbyt wartościowe, by o nich zapomnieć, zbyt czasochłonne by je rozpisać. Stanowiące jedynie uzupełnienie wcześniej opisanej całości.
Jego wiecznie poważna mina, sprawiała jednak że ciężko było doszukiwać się u niego wesołości. Nie było w oczach błysku, towarzyszącego większości kujonów, gdy zgłębiali tak ukochaną przez siebie wiedzę. Jego usta nie drgały nieznacznie, gdy powtarzał zapisane przez siebie frazy. Lecz pomimo braku tych elementów, większość nadal przypisałaby mu miano kogoś, kto całkowicie rezygnując z czasu wolnego, wolał wykonywać szkolne obowiązki.
Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że Liam nigdy nie narzekał. Nie skarżył się, niezależnie od tego co narzucali mu inni. Nie komentował.
A przede wszystkim nie spodziewał się towarzystwa. Pewnie dlatego, dopiero gdy w końcu podniósł wzrok i zauważył siedzącego naprzeciw nieco Przewodniczącego, jego ręka drgnęła gwałtownie, przekreślając wcześniej napisane zdanie, grubą czarną kreską. Jak długo tu był?
Biorąc pod uwagę wyczekujący wyraz jego twarzy, był pewien że coś do niego mówił. Wydał mu polecenie, zadał pytanie, a może po prostu się przywitał?
— Cześć Noah — przywitał się w końcu krótko, wodząc krótko wzrokiem pomiędzy nim, a zapisaną przez siebie kartką. Odsunął od niej dłoń z długopisem, nim odłożył go powoli na stolik. Co tutaj robił? Przyszedł popatrzeć jak pracuje? Pomóc mu? Kontrolować? Może zmusił go do tego nauczyciel? Nie byłby to pierwszy raz, choć większość nawet przymuszona zwyczajnie ignorowała podobne rozkazy, wiedząc że Leistershire odwali za nich całą brudną robotę i nie poskarży się nawet słowem.
Co tu robisz?
Czego chcesz?
Żadne z tych pytań nie opuściło jego ust, gdy zastanawiał się jak odpowiednio do niego podejść. Kontakty międzyludzkie nigdy nie były jego dobrą stroną.
— Mówiłeś coś? — zapytał w końcu całkowicie neutralnym tonem uznając to za najlepszą formę wyjścia z sytuacji bez szwanku. Zawiesił wzrok na jego twarzy, wycofując obie dłonie z notatek, by spleść je w luźnym uścisku. Prosty gest, nie przykuwający większej uwagi, a jednocześnie stawiający swego rodzaju barierę, pomiędzy nim a Przewodniczącym. Zupełnie jakby odgradzał się od niego w ten sposób, całkowicie blokując tym samym dostęp do swojej osoby. Spojrzenie pozostawało jednak czujne, niesamowicie uważne. Skupione. By tym razem nie przegapić ani jednego wypowiedzianego przez niego słowa.
― Liam ― powtórzył dobitniej, jednak wciąż nie na tyle głośno, by swoim głosem poruszyć całą bibliotekę. Wcześniejszy brak reakcji Leistershire'a zrzucił na pełne skupienie się na książce, jednak aż takie oderwanie się od świata było dla Hatheway'a czymś kompletnie dziwnym. Prawdę mówiąc, do tej chwili nie wierzył, że mogło osiągnąć aż taki poziom. Tym bardziej, że kolejna zaczepka także nie poskutkowała, a czarnowłosy ściągnął nieznacznie brwi w nieco poirytowanym wyrazie – jeśli chłopak ignorował go z premedytacją, wychodziło mu to całkiem nieźle, a Noah zdawał sobie sprawę, że nie był to pierwszy raz, gdy znajomy z klasy stawiał drugą osobę w dość niekomfortowym położeniu.
Problem w tym, że teraz on sam był tą osobą.
Nabrał powietrza do płuc, uderzając bezgłośnie palcem o stolik. Przez głowę przeszło mu trącenie jasnowłosego butem w kostkę, jednak powstrzymał się od tego, chcąc uniknąć gwałtowniejszej reakcji, która mogłaby odcisnąć swoje piętno na jego przejrzystych notatkach, które mogły przysłużyć się im obojgu. Przysunął zaciśniętą pięść do ust i odchrząknął znacząco, uciekając się do tej drobnej ostateczności, na którą ludzie zwykli reagować.
Liam najwidoczniej nie był człowiekiem.
Wsparł policzek na ręce, ujmując długopis w wolną dłoń i obrócił go w palcach, oczekując jakiejkolwiek reakcji ze strony drugoklasisty. Nie odezwał się ani słowem, jakby doszedł do wniosku, że w totalnej ciszy zdoła zebrać w sobie tyle tajemniczej energii, by siłą woli wymusić na Revelu przeniesienie swojej uwagi na niego.
„Cześć, Noah.”
Kiedyś musiało zadziałać.
― Powinieneś popracować nad podzielnością uwagi. Kiedyś przegapisz atak terrorystyczny na szkołę ― stwierdził, wypuszczając powietrze ustami i przesunął palcami po skroni. Podejście do życia Liama nie było sprawą Excelsiora, jednak tym razem – wcześniej zmuszony do czekania – nie mógł darować sobie tego komentarza. ― Przysłano mnie do pomocy, więc chciałem się dowiedzieć, co już zdążyłeś zapisać ― wyjaśnił, zbierając w sobie resztki cierpliwości, które mu pozostały i kiwnął lekko podbródkiem ku jego zapiskom.
Problem w tym, że teraz on sam był tą osobą.
Nabrał powietrza do płuc, uderzając bezgłośnie palcem o stolik. Przez głowę przeszło mu trącenie jasnowłosego butem w kostkę, jednak powstrzymał się od tego, chcąc uniknąć gwałtowniejszej reakcji, która mogłaby odcisnąć swoje piętno na jego przejrzystych notatkach, które mogły przysłużyć się im obojgu. Przysunął zaciśniętą pięść do ust i odchrząknął znacząco, uciekając się do tej drobnej ostateczności, na którą ludzie zwykli reagować.
Liam najwidoczniej nie był człowiekiem.
Wsparł policzek na ręce, ujmując długopis w wolną dłoń i obrócił go w palcach, oczekując jakiejkolwiek reakcji ze strony drugoklasisty. Nie odezwał się ani słowem, jakby doszedł do wniosku, że w totalnej ciszy zdoła zebrać w sobie tyle tajemniczej energii, by siłą woli wymusić na Revelu przeniesienie swojej uwagi na niego.
„Cześć, Noah.”
Kiedyś musiało zadziałać.
― Powinieneś popracować nad podzielnością uwagi. Kiedyś przegapisz atak terrorystyczny na szkołę ― stwierdził, wypuszczając powietrze ustami i przesunął palcami po skroni. Podejście do życia Liama nie było sprawą Excelsiora, jednak tym razem – wcześniej zmuszony do czekania – nie mógł darować sobie tego komentarza. ― Przysłano mnie do pomocy, więc chciałem się dowiedzieć, co już zdążyłeś zapisać ― wyjaśnił, zbierając w sobie resztki cierpliwości, które mu pozostały i kiwnął lekko podbródkiem ku jego zapiskom.
Choć w zwyczajnym wypadku po podobnych słowach, usta rozmówcy powinne były drgnąć w uśmiechu, mimika Liama pozostawała identyczna, gdy wpatrywał się w niego bez słowa. Zastanawiał się w tym momencie, czy jakikolwiek komentarz był w podobnej sytuacji konieczny. Nie należał do grupy osób, które potrafiły odpowiedzieć ciętą ripostą, która byłaby w stanie rozbawić rozmówcę. Kiedyś nie miałby z tym najmniejszego problemu, lecz teraz... teraz pozostało mu tylko wpatrywanie się w milczeniu, w Noah, które u niejednej osoby wzbudziłoby wątpliwości czy w ogóle zrozumiał dowcip. U innych natomiast, zaszczepiłby przekonanie, że po prostu nie uznał tego za nic śmiesznego. Zacisnął mocniej palce prawej dłoni na lewej, ruszając nimi nieznacznie na boki w wyraźnym tiku nerwowym.
— Niedawno przyszedłem — odpowiedział spokojnie, zerkając na własny zeszyt. W końcu wyraźnie podejmując decyzję, przesunął go bliżej siebie dorysowując z pomocą ołówka kilka linii, nim zwrócił go w stronę przewodniczącego, postukując grafitową końcówką w papier.
— Pomyślałem, że warto zaprojektować jakiś plakat. Nawet jeśli będziemy informować wszystkich słownie, większość ludzi jest wzrokowcami. Niezbyt krzykliwe kolory, może granat i kremowy? Kolory Riverdale, gdzieś na dole nasza maskotka szkolna... — podczas tłumaczenia własnego pomysłu, cały czas dopisywał kolejne rzeczy, na bieżąco je rozrysowując. Co więcej, w pewnym momencie, zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy, ani nie przerywając spokojnego przekazywania pomysłu graficznego, na który wpadł, otworzył wolną ręką leżącą obok niego książkę na odpowiedniej stronie, ją również podsuwając w stronę kolegi z klasy, wskazując palcem na zdanie, bądź obrazek do którego się aktualnie odnosił.
— Wbrew pozorom dość niedługo czekają nas egzaminy, przydałoby się wymyślić coś dodatkowego, co pozwoli uczniom się odstresować. Nasza klasa wybrała kawiarenkę, powinniśmy przygotować zakres dań, które odpowiadać będą wszystkim i dostępne będą w dwóch zestawach cenowych. Większość zostaje w akademikach, możemy zatem rozciągnąć wszelkie atrakcje również na wieczór. Może pokaz sztucznych ogni? Jedna z dziewczyn rzuciła również propozycją, by kelnerki były przebrane w stroje pokojówek, ale nie podoba mi się ten pomysł. Jest wulgarny. Riverdale nie powinno promować podobnych dewiacji — rozplanowywanie podobnych rzeczy było jedynym momentem, gdy dało się wyciągnąć z Liama tak długą wypowiedź. Chłopak nie zdawał sobie jednak sprawy, że od czasu do czasu jego głos gwałtownie cichł na poszczególnych słowach, zupełnie jakby mówił przez zapchany nos. Dopiero teraz, gdy skończył na nowo zamilkł i utkwił spojrzenie w ustach Przewodniczącego, wyraźnie oczekując opinii zwrotnej.
— Niedawno przyszedłem — odpowiedział spokojnie, zerkając na własny zeszyt. W końcu wyraźnie podejmując decyzję, przesunął go bliżej siebie dorysowując z pomocą ołówka kilka linii, nim zwrócił go w stronę przewodniczącego, postukując grafitową końcówką w papier.
— Pomyślałem, że warto zaprojektować jakiś plakat. Nawet jeśli będziemy informować wszystkich słownie, większość ludzi jest wzrokowcami. Niezbyt krzykliwe kolory, może granat i kremowy? Kolory Riverdale, gdzieś na dole nasza maskotka szkolna... — podczas tłumaczenia własnego pomysłu, cały czas dopisywał kolejne rzeczy, na bieżąco je rozrysowując. Co więcej, w pewnym momencie, zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy, ani nie przerywając spokojnego przekazywania pomysłu graficznego, na który wpadł, otworzył wolną ręką leżącą obok niego książkę na odpowiedniej stronie, ją również podsuwając w stronę kolegi z klasy, wskazując palcem na zdanie, bądź obrazek do którego się aktualnie odnosił.
— Wbrew pozorom dość niedługo czekają nas egzaminy, przydałoby się wymyślić coś dodatkowego, co pozwoli uczniom się odstresować. Nasza klasa wybrała kawiarenkę, powinniśmy przygotować zakres dań, które odpowiadać będą wszystkim i dostępne będą w dwóch zestawach cenowych. Większość zostaje w akademikach, możemy zatem rozciągnąć wszelkie atrakcje również na wieczór. Może pokaz sztucznych ogni? Jedna z dziewczyn rzuciła również propozycją, by kelnerki były przebrane w stroje pokojówek, ale nie podoba mi się ten pomysł. Jest wulgarny. Riverdale nie powinno promować podobnych dewiacji — rozplanowywanie podobnych rzeczy było jedynym momentem, gdy dało się wyciągnąć z Liama tak długą wypowiedź. Chłopak nie zdawał sobie jednak sprawy, że od czasu do czasu jego głos gwałtownie cichł na poszczególnych słowach, zupełnie jakby mówił przez zapchany nos. Dopiero teraz, gdy skończył na nowo zamilkł i utkwił spojrzenie w ustach Przewodniczącego, wyraźnie oczekując opinii zwrotnej.
Hatheway nie wyglądał w tym momencie na kogoś, kto oczekiwał rozbawienia od swojego rozmówcy. Już sam fakt, że na jego twarzy nie było choćby drobnego śladu wesołości, świadczył o tym, że czarnowłosy wcale nie żartował – właściwie uważał, że sytuacja z terrorystami była całkiem prawdopodobna, gdy miało się do czynienia z kimś, kto nawet nie krył się z tym, że żył w swoim świecie. Całkiem prawdopodobne, że dzisiaj też nie chciał opuszczać tego świata, jednak los miał dla Liama inne plany, gdy zrzucał mu na głowę czarnowłosego.
Przewodniczący nie lubił natarczywości i pomimo swojego gburowatego charakteru, który był znany jedynie uczniom, nie można było mu odmówić sumiennego wywiązywania się z obowiązków. Tylko to zmusiło go do przyjścia tutaj o odbębnienia niezbędnych spraw.
„Niedawno przyszedłem.”
Jakby to cokolwiek zmieniało.
Przyjrzał mu się w taki sposób, że Leistershire bez trudu mógłby wyczytać z jego twarzy, co sądził o jego „niedawnym przyjściu”. Szczególnie, gdy wzrok chłopaka dosięgnął zwróconych w jego stronę notatek. Pochylił się nieco bardziej nad stołem, opierając na nim łokcie, co zupełnie przypadkowo pozwoliło na wyłapywanie ciszej wypowiadanych przez chłopaka słów.
― Plakat to dobry pomysł, ale jego projekt zostawiłbym komuś z kółka artystycznego. To dałoby im szansę na wykazanie się. Poza tym wydaje mi się, że znacznie lepiej wyczują, co może przyciągnąć wzrok innych, a chyba o to chodzi w plakacie. Słyszałem, że w tym roku dodatkowe zajęcia cieszą się większym zainteresowaniem, więc dodatkowe zadanie nie powinno być problemem. Tym bardziej, że mamy tam samego przewodniczącego szkoły ― stwierdził, przechylając nieznacznie głowę na bok i zastukał końcówką długopisu o dolną wargę. ― Po prostu nie wiem jak u ciebie, ale w moim przypadku plastyka nie jest raczej mocną stroną.
Wzruszył barkami. Jeśli już miał się za coś zabierać, wolał jednak nie skończyć jako pośmiewisko. Czasem dobrze było oddać sprawy w ręce kogoś innego niż udawać, że posiada się jakiś ukryty talent, który możne nie zostać zrozumiany przez każdego.
― Zakres dań ― powtórzył z rezygnacją w głosie. Wiedział, że podział na lepsze i gorsze dania nie był wcale taki łatwy. ― Co oni jedzą, pączki za pół dolara z przydrożnej kawiarni? ― rzucił bardziej do siebie niż do Revela, mając na myśli klasę B. Widać, że niekoniecznie zależało mu na udawaniu, że miał dobrą opinię na ich temat, ale większość uczniów z klas A nie była zadowolona z dzielenia szkoły z nieułożonymi ludźmi z Hudson's Bay. ― Są jakieś wytyczne na temat tego, jak obszerne może być menu czy zamierzają dostosować budżet do naszych potrzeb? ― spytał, odnotowując pierwszą rzecz na kartce. ― Pokaz sztucznych ogni może zostać. Można połączyć to z wieczorną imprezą na świeżym powietrzu, skoro jest już znacznie ciepłej, dorzucić do tego szwedzki stół z poczęstunkiem i niech robią, co im się podoba ― rzucił, choć w tym przypadku „co im się podoba” nie miało tak drastycznego wydźwięku, jaki mogłoby przybrać, gdyby mówiono o innej szkole. W Riverdale rzadko miało się do czynienia z większymi wybrykami, biorąc pod uwagę, jak rygorystycznie były tu traktowane. ― Pokojówki odpadają. Nie trzeba być geniuszem, żeby domyślić się, że wyszła z tym pomysłem w imieniu wszystkich dziewczyn, które chcą zwrócić na siebie uwagę.
Przewodniczący nie lubił natarczywości i pomimo swojego gburowatego charakteru, który był znany jedynie uczniom, nie można było mu odmówić sumiennego wywiązywania się z obowiązków. Tylko to zmusiło go do przyjścia tutaj o odbębnienia niezbędnych spraw.
„Niedawno przyszedłem.”
Jakby to cokolwiek zmieniało.
Przyjrzał mu się w taki sposób, że Leistershire bez trudu mógłby wyczytać z jego twarzy, co sądził o jego „niedawnym przyjściu”. Szczególnie, gdy wzrok chłopaka dosięgnął zwróconych w jego stronę notatek. Pochylił się nieco bardziej nad stołem, opierając na nim łokcie, co zupełnie przypadkowo pozwoliło na wyłapywanie ciszej wypowiadanych przez chłopaka słów.
― Plakat to dobry pomysł, ale jego projekt zostawiłbym komuś z kółka artystycznego. To dałoby im szansę na wykazanie się. Poza tym wydaje mi się, że znacznie lepiej wyczują, co może przyciągnąć wzrok innych, a chyba o to chodzi w plakacie. Słyszałem, że w tym roku dodatkowe zajęcia cieszą się większym zainteresowaniem, więc dodatkowe zadanie nie powinno być problemem. Tym bardziej, że mamy tam samego przewodniczącego szkoły ― stwierdził, przechylając nieznacznie głowę na bok i zastukał końcówką długopisu o dolną wargę. ― Po prostu nie wiem jak u ciebie, ale w moim przypadku plastyka nie jest raczej mocną stroną.
Wzruszył barkami. Jeśli już miał się za coś zabierać, wolał jednak nie skończyć jako pośmiewisko. Czasem dobrze było oddać sprawy w ręce kogoś innego niż udawać, że posiada się jakiś ukryty talent, który możne nie zostać zrozumiany przez każdego.
― Zakres dań ― powtórzył z rezygnacją w głosie. Wiedział, że podział na lepsze i gorsze dania nie był wcale taki łatwy. ― Co oni jedzą, pączki za pół dolara z przydrożnej kawiarni? ― rzucił bardziej do siebie niż do Revela, mając na myśli klasę B. Widać, że niekoniecznie zależało mu na udawaniu, że miał dobrą opinię na ich temat, ale większość uczniów z klas A nie była zadowolona z dzielenia szkoły z nieułożonymi ludźmi z Hudson's Bay. ― Są jakieś wytyczne na temat tego, jak obszerne może być menu czy zamierzają dostosować budżet do naszych potrzeb? ― spytał, odnotowując pierwszą rzecz na kartce. ― Pokaz sztucznych ogni może zostać. Można połączyć to z wieczorną imprezą na świeżym powietrzu, skoro jest już znacznie ciepłej, dorzucić do tego szwedzki stół z poczęstunkiem i niech robią, co im się podoba ― rzucił, choć w tym przypadku „co im się podoba” nie miało tak drastycznego wydźwięku, jaki mogłoby przybrać, gdyby mówiono o innej szkole. W Riverdale rzadko miało się do czynienia z większymi wybrykami, biorąc pod uwagę, jak rygorystycznie były tu traktowane. ― Pokojówki odpadają. Nie trzeba być geniuszem, żeby domyślić się, że wyszła z tym pomysłem w imieniu wszystkich dziewczyn, które chcą zwrócić na siebie uwagę.
Wzdrygnął się nieznacznie, odwracając spojrzenie. Nie lubił podobnego wzroku. Widział go zbyt wiele razy, a jednak nadal nie potrafił się do niego przyzwyczaić. Ciężko było spodziewać się innej relacji, wiedząc że Leistershire w głównej mierze polega właśnie na swoich oczach.
Rzecz jasna Noah nie mógł mieć o tym zielonego pojęcia. Widząc jak przewodniczący nachyla się ku niemu, sam odchylił się w tył, choć z pewnością odległość między nimi i tak pozostawała mniejsza niż poprzednio. Nawet nie próbował się starać, by wyglądało to naturalnie czy przypadkowo.
Słysząc sugestię o kółku artystycznym, zawahał się przez chwilę, kiwając w końcu powoli głową.
— Ale sugestie i tak możemy im zapisać, by wiedzieli na czym mają pracować — na wspomnienie o plastyce, pokręcił dość energicznie głową. Zdecydowanie nie był w tym aspekcie uzdolniony. Indywidualne podejście, fantazja, nieszablonowe myślenie. To wszystko wydawało się Liamowi stanowczym naruszeniem jego bezpiecznej strefy, której nawet nie próbował opuszczać. Dlatego nigdy nie trzymał się zbyt blisko z plastykami, a jedyną interakcją jaką z nimi odbywał było chodzenie do galerii, by oglądać ich sztukę.
— Przepraszam — rzucił nagle odwracając się w tył do swojej torby. Pogrzebał w niej przez chwilę, wyciągając w końcu prostokątne pudełeczko. Duże, czarne okulary wylądowały na jego nosie. Poprawił je szybkim ruchem i wrócił uwagą do leżącej przed nimi pracy. Wcześniej był zbyt zaaferowany próbą zrobienia jakiegokolwiek szablonu, im dłużej jednak wpatrywał się w swój drobny druk, tym bardziej wszelkie litery uciekały mu na boki.
Nie do końca dosłyszał kolejne zdanie padające z ust Noaha, mimo wpatrywania się w jego twarz. Rzucił mu pytające spojrzenie, nie prosząc jednak o powtórzenie. Ruch jego warg podpowiadał mu, że były one bardziej mamrotaniem, prawdopodobnie nawet nie skierowanym w jego stronę.
— Składamy podanie, a szkoła udziela nam odpowiedzi czy będzie w stanie spełnić nasze oczekiwania. Jeśli nie poproszą nas o wprowadzenie zmian.
Pokiwał głową na jego słowa o sztucznych ogniach. Jemu również podobał się ten pomysł, nawet jeśli większość czasu spędzał w budynkach, niż poza nimi.
— Szwedzki stół brzmi dobrze — jego mimika nie zmieniła się ani odrobinę, mimo to fakt że dość energicznie nawet jak na niego, wykreślił pozycję o pokojówkach, mówił sam za siebie.
— Ale mundurki też odpadają... — powiedział podnosząc na niego wzrok. Musieli wymyślić jakiś strój zastępczy. Sam zamyślił się na chwilę, próbując wpaść na jakiś pomysł.
— Może powinniśmy zorganizować zebranie z przewodniczącymi i zastępcami wszystkich klas? — zaproponował ostrożnie.
Rzecz jasna Noah nie mógł mieć o tym zielonego pojęcia. Widząc jak przewodniczący nachyla się ku niemu, sam odchylił się w tył, choć z pewnością odległość między nimi i tak pozostawała mniejsza niż poprzednio. Nawet nie próbował się starać, by wyglądało to naturalnie czy przypadkowo.
Słysząc sugestię o kółku artystycznym, zawahał się przez chwilę, kiwając w końcu powoli głową.
— Ale sugestie i tak możemy im zapisać, by wiedzieli na czym mają pracować — na wspomnienie o plastyce, pokręcił dość energicznie głową. Zdecydowanie nie był w tym aspekcie uzdolniony. Indywidualne podejście, fantazja, nieszablonowe myślenie. To wszystko wydawało się Liamowi stanowczym naruszeniem jego bezpiecznej strefy, której nawet nie próbował opuszczać. Dlatego nigdy nie trzymał się zbyt blisko z plastykami, a jedyną interakcją jaką z nimi odbywał było chodzenie do galerii, by oglądać ich sztukę.
— Przepraszam — rzucił nagle odwracając się w tył do swojej torby. Pogrzebał w niej przez chwilę, wyciągając w końcu prostokątne pudełeczko. Duże, czarne okulary wylądowały na jego nosie. Poprawił je szybkim ruchem i wrócił uwagą do leżącej przed nimi pracy. Wcześniej był zbyt zaaferowany próbą zrobienia jakiegokolwiek szablonu, im dłużej jednak wpatrywał się w swój drobny druk, tym bardziej wszelkie litery uciekały mu na boki.
Nie do końca dosłyszał kolejne zdanie padające z ust Noaha, mimo wpatrywania się w jego twarz. Rzucił mu pytające spojrzenie, nie prosząc jednak o powtórzenie. Ruch jego warg podpowiadał mu, że były one bardziej mamrotaniem, prawdopodobnie nawet nie skierowanym w jego stronę.
— Składamy podanie, a szkoła udziela nam odpowiedzi czy będzie w stanie spełnić nasze oczekiwania. Jeśli nie poproszą nas o wprowadzenie zmian.
Pokiwał głową na jego słowa o sztucznych ogniach. Jemu również podobał się ten pomysł, nawet jeśli większość czasu spędzał w budynkach, niż poza nimi.
— Szwedzki stół brzmi dobrze — jego mimika nie zmieniła się ani odrobinę, mimo to fakt że dość energicznie nawet jak na niego, wykreślił pozycję o pokojówkach, mówił sam za siebie.
— Ale mundurki też odpadają... — powiedział podnosząc na niego wzrok. Musieli wymyślić jakiś strój zastępczy. Sam zamyślił się na chwilę, próbując wpaść na jakiś pomysł.
— Może powinniśmy zorganizować zebranie z przewodniczącymi i zastępcami wszystkich klas? — zaproponował ostrożnie.
― Dziwnie mówisz ― rzucił dość swobodnie, mimo że mógł odnieść mylne wrażenie przez to, że nie miał okazji spędzać szczególnie dużo czasu sam na sam z Liamem. Niemniej jednak już za sprawą tych dwóch słów uświadomił chłopakowi, że raczej nie lubił patyczkowania się, gdy w grę wchodziła konwersacja z rówieśnikami. Trzymanie języka za zębami zachowywał na odpowiedniejsze momenty. Przynajmniej od czasu do czasu warto było się pohamować. ― Mam nadzieję, że to nie jakieś zaraźliwe problemy z gardłem ― mruknął, jednak zaraz pokręcił głową, jakby sam uznał, że w tej chwili nie miało to najmniejszego znaczenia, chociaż wolał wyraźnie słyszeć swojego rozmówcę w trakcie tak ważnych ustaleń.
Brak utrudnień w komunikacji na pewno przyspieszyłby ich pracę.
― Można zostawić im luźne sugestie ― potwierdził, kiwnąwszy lekko głową. Był to kompromis do zaakceptowania. Zresztą taka perspektywa nie szkodziła ani Hatheway'owi, ani Liamowi, a już tym bardziej nie kółku artystycznemu, które i tak nadal mogło zachować swobodę działania.
„Przepraszam.”
― Hm? ― Uniósł brew, chwilę przyglądając mu się w milczeniu. Jakby nie patrzeć, Leistershire zdecydowanie wybijał się na tle innych uczniów, nawet jeśli na co dzień chował się w cieniu. Wystarczyło jednak poświęcenie mu większej ilości uwagi, by zauważyć, że kompletnie nie rozumiał zasad działania świata lub po prostu kierował się swoimi własnymi. No bo kto normalny przepraszał za konieczność sięgnięcia po okulary?
Noah potarł palcami policzek, kreśląc poziomą linię wzdłuż szerokości kartki, by rozpocząć kolejny wątek na kartce. Można się było spodziewać, że skoro szkoła dawała im wolną rękę, nie było szczególnej potrzeby, by martwić się, że z czymś nie dadzą sobie rady. Na całe szczęście, pomimo swojego pochodzenia i tego, że na co dzień nigdy niczego sobie nie szczędził, tym razem zamierzał zastosować się do reguły „Co za dużo, to niezdrowo”, choć w gruncie rzeczy uznał, że całej reszcie można po prostu poskąpić... wszystkiego.
― Może trzy rodzaje ciasta? Można by dołączyć do tego zwycięski deser z konkursu kulinarnego, który swojego czasu został zorganizowany przez szkołę. W dodatku jeszcze jakieś inne przysmaki. Bezy, rogaliki, kruche ciastka z kawałkami czekolady ― rzucił, odruchowo zarysowując palcem kształt i wielkość ciastek na blacie. Były dość popularne w różnego rodzaju kawiarniach i to nie bez powodu. ― Nie wiem co jeszcze ― przyznał, jakby liczył na to, że wiceprzewodniczący dokończy jego myśl lub zaproponuje własne opcje. ― I oczywiście kawa. Do tańszego cennika wrzuciłbym te najpopularniejsze – cappuccino, latte. Wiesz o czym mowa. Można też dorzucić tam gorącą czekoladę. ― W międzyczasie wyciągnął telefon z kieszeni, by zaraz po odblokowaniu ekranu zacząć wystukiwać coś na wyświetlaczu. Jego usta nieznacznie drgnęły chwilę po tym, gdy poczuł lekkie wibracje – wyglądało na to, że otrzymana wiadomość nie wzbudziła w nim pozytywnych odczuć. Agresywniejsze uderzenie opuszką palca o ekran wydawało się równoznaczne ze skasowaniem SMS-a.
Dałyby sobie spokój.
― Siłą rzeczy droższe będą bardziej oryginalne wariacje – cynamonowe, orzechowe, karmelowe, migdałowe. ― Przesunął palcem po ekranie. Było jasnym, że orientował się w obecnie panujących trendach, a nie dziś było wiadomo, że niektórzy przepadali za kosztowaniem czegoś, co było po prostu inne.
„Ale mundurki też odpadają...”
― No tak. Chyba najprościej będzie pójść w coś eleganckiego, ale niewyzywającego. W zasadzie poszedłbym w tradycyjne kelnerskie stroje z jakimiś charakterystycznymi elementami, które będą pasowały do ogólnego wystroju kawiarni. Ale to tylko moje zdanie ― mruknął, pobieżnie zapisując własną sugestię, jednak tylko po to, by o niej nie zapomnieć. ― To na pewno się przyda. Przynajmniej miałem nadzieję, że nie zrzucili tego tylko na naszą dwójkę.
Brak utrudnień w komunikacji na pewno przyspieszyłby ich pracę.
― Można zostawić im luźne sugestie ― potwierdził, kiwnąwszy lekko głową. Był to kompromis do zaakceptowania. Zresztą taka perspektywa nie szkodziła ani Hatheway'owi, ani Liamowi, a już tym bardziej nie kółku artystycznemu, które i tak nadal mogło zachować swobodę działania.
„Przepraszam.”
― Hm? ― Uniósł brew, chwilę przyglądając mu się w milczeniu. Jakby nie patrzeć, Leistershire zdecydowanie wybijał się na tle innych uczniów, nawet jeśli na co dzień chował się w cieniu. Wystarczyło jednak poświęcenie mu większej ilości uwagi, by zauważyć, że kompletnie nie rozumiał zasad działania świata lub po prostu kierował się swoimi własnymi. No bo kto normalny przepraszał za konieczność sięgnięcia po okulary?
Noah potarł palcami policzek, kreśląc poziomą linię wzdłuż szerokości kartki, by rozpocząć kolejny wątek na kartce. Można się było spodziewać, że skoro szkoła dawała im wolną rękę, nie było szczególnej potrzeby, by martwić się, że z czymś nie dadzą sobie rady. Na całe szczęście, pomimo swojego pochodzenia i tego, że na co dzień nigdy niczego sobie nie szczędził, tym razem zamierzał zastosować się do reguły „Co za dużo, to niezdrowo”, choć w gruncie rzeczy uznał, że całej reszcie można po prostu poskąpić... wszystkiego.
― Może trzy rodzaje ciasta? Można by dołączyć do tego zwycięski deser z konkursu kulinarnego, który swojego czasu został zorganizowany przez szkołę. W dodatku jeszcze jakieś inne przysmaki. Bezy, rogaliki, kruche ciastka z kawałkami czekolady ― rzucił, odruchowo zarysowując palcem kształt i wielkość ciastek na blacie. Były dość popularne w różnego rodzaju kawiarniach i to nie bez powodu. ― Nie wiem co jeszcze ― przyznał, jakby liczył na to, że wiceprzewodniczący dokończy jego myśl lub zaproponuje własne opcje. ― I oczywiście kawa. Do tańszego cennika wrzuciłbym te najpopularniejsze – cappuccino, latte. Wiesz o czym mowa. Można też dorzucić tam gorącą czekoladę. ― W międzyczasie wyciągnął telefon z kieszeni, by zaraz po odblokowaniu ekranu zacząć wystukiwać coś na wyświetlaczu. Jego usta nieznacznie drgnęły chwilę po tym, gdy poczuł lekkie wibracje – wyglądało na to, że otrzymana wiadomość nie wzbudziła w nim pozytywnych odczuć. Agresywniejsze uderzenie opuszką palca o ekran wydawało się równoznaczne ze skasowaniem SMS-a.
Dałyby sobie spokój.
― Siłą rzeczy droższe będą bardziej oryginalne wariacje – cynamonowe, orzechowe, karmelowe, migdałowe. ― Przesunął palcem po ekranie. Było jasnym, że orientował się w obecnie panujących trendach, a nie dziś było wiadomo, że niektórzy przepadali za kosztowaniem czegoś, co było po prostu inne.
„Ale mundurki też odpadają...”
― No tak. Chyba najprościej będzie pójść w coś eleganckiego, ale niewyzywającego. W zasadzie poszedłbym w tradycyjne kelnerskie stroje z jakimiś charakterystycznymi elementami, które będą pasowały do ogólnego wystroju kawiarni. Ale to tylko moje zdanie ― mruknął, pobieżnie zapisując własną sugestię, jednak tylko po to, by o niej nie zapomnieć. ― To na pewno się przyda. Przynajmniej miałem nadzieję, że nie zrzucili tego tylko na naszą dwójkę.
"Dziwnie mówisz."
Prosta uwaga, która nie powinna w żaden sposób na niego wpłynąć, mimo wszystko zostawiła po sobie swój ślad. Nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej, tylko przypominało mu dlaczego z tak olbrzymim oddaniem unikał towarzystwa innych. Odwrócił głowę w bok, nie wyłapując jego kolejnych słów. Zamiast tego opuścił dłonie na swoje kolana, zaciskając palce na materiale spodni. Nie czuł się na tym spotkaniu komfortowo od samego początku. Zdecydowanie bardziej wolał robić wszystko sam, tymczasem jak na złość przydzielono mu drugą osobę. W dodatku taką, która jak widać nie trzymała języka za zębami i mówiła przeróżne rzeczy bez zastanowienia. Jednak mimo wszystko, Liam nie potrafił go za to obwiniać. Komentarz, który w towarzystwie innych mógłby zostać uznany za zwyczajny żart i zbyty śmiechem, przez jego przewrażliwienie na tym punkcie stał się atakiem. Igłą wbitą w samo centrum niezagojonej, ropiejącej rany.
Zmusił się do podniesienia na niego wzroku, który nie zdradzał w nawet najmniejszym stopniu jego wewnętrznych rozterek. Zaciskające się na spodniach dłonie, również zdążyły się już rozluźnić. W pełni rozprostowane palce, drżały nieznacznie, czego nikt z zewnątrz nie byłby jednak w stanie stwierdzić. Tak długo jak nie postanowiłby go złapać za rękę, na co błękitnowłosy i tak w żadnym wypadku by nie pozwolił. Pozostawał zatem zamknięty w swojej bezpiecznej strefie, do której nikt nie miał dostępu. I którą dodatkowo podkreślał dzielący jego i Hathewaya stół.
Trzy rodzaje ciasta i zwycięski deser brzmiały jak dobry pomysł. Oryginalne potrawy, wymyślone przez ich uczniów niewątpliwie stanowiły dobrą reklamę dla Riverdale. Jak wszystko na czym mogli podpisać się własną nazwą. Zaczynając na przedmiotach, a na uzdolnionych uczniach i absolwentach kończąc. Pokiwał więc głową na zgodę sprawdzając uważnie stan własnych dłoni. Wyglądało na to że powoli przestawały się trząść. Wyciągnął jedną spod ławki, by ująć długopis i zapisał pomysły Noah na tej samej stronie co wcześniej, typowym dla siebie starannym i czytelnym pismem.
— Może tarty? I musy owocowe — zaproponował cicho, utrzymując wzrok na poziomie jego ust, by dojrzeć jego odpowiedź. Tarty i musy były jego ulubionymi rodzajami deseru, nawet jeśli w życiu by się do tego nie przyznał. Ponadto oba oferowały niezmiernie dużą ilość wariacji smakowych, dzięki czemu nie powinni mieć większych problemów z trafieniem w gusta uczniów. Widząc nagłe "zainteresowanie" Noah telefonem odwrócił wzrok. Był to jeden z mocno zakorzenionych u niego nawyków. Niektórzy wpatrywali się z ciekawością w ekrany chcąc wyłapać choćby jedno słowo, które pomogłoby im na wykreowanie w głowie soczystej plotki, bądź własnych fantazji. Leistershire z kolei był z grupy tych, którzy zachowywali się tak, jakby mogli w ten sposób zapewnić drugiej osobie odpowiedni poziom prywatności. Ten sam odruch pojawiał się u niego, gdy ktoś wpisywał pin do karty przy bankomacie, bądź płacił kartą w sklepie.
Mimo to słysząc szemranie z jego strony był zmuszony do ponownego podniesienia na niego wzroku.
Cynowe? Przez to, że Noah nieustannie wpatrywał się w ekran, a jego głowa była pochylona, nie był w stanie w pełni zinterpretować wypowiadanych przez niego słów, które przestały mieć jakikolwiek sens. Zamrugał kilkakrotnie, zamierając z długopisem nad kartką, nim w końcu przesunął ją powoli w jego stronę.
"Ty to zapisz". Sygnał był niezwykle wyraźny. Zwłaszcza, że chłopak błyskawicznie się wycofał, splatając na nowo dłonie pod stołem.
Przez jego kolejne mruczenie naprawdę przestał cokolwiek rozumieć. Początkowo miał zamiar to znosić, niemniej gdy zdał sobie sprawę, że kompletnie nie wie już czego w tym momencie dotyczy rozmowa, coś w nim pękło. Prowadzenie rozmowy z drugą osobą, gdy nie masz pojęcia czy aby nie zmieniła już tematu było bezsensowne. Przygryzł chwilowo wargę, nim w końcu podniósł spojrzenie na Noah.
— Przepraszam, możesz mówić wyraźniej? Postaram się robić to samo — powiedział w końcu, próbując dostosować odpowiednio głośność własnego głosu, bazując na tym samym poziomie, który stosował przy swoich rodzicach. Z reguły nie zwracał na to tak dużej uwagi, jednak w tym momencie podobny zabieg wydał mu się konieczny.
Prosta uwaga, która nie powinna w żaden sposób na niego wpłynąć, mimo wszystko zostawiła po sobie swój ślad. Nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej, tylko przypominało mu dlaczego z tak olbrzymim oddaniem unikał towarzystwa innych. Odwrócił głowę w bok, nie wyłapując jego kolejnych słów. Zamiast tego opuścił dłonie na swoje kolana, zaciskając palce na materiale spodni. Nie czuł się na tym spotkaniu komfortowo od samego początku. Zdecydowanie bardziej wolał robić wszystko sam, tymczasem jak na złość przydzielono mu drugą osobę. W dodatku taką, która jak widać nie trzymała języka za zębami i mówiła przeróżne rzeczy bez zastanowienia. Jednak mimo wszystko, Liam nie potrafił go za to obwiniać. Komentarz, który w towarzystwie innych mógłby zostać uznany za zwyczajny żart i zbyty śmiechem, przez jego przewrażliwienie na tym punkcie stał się atakiem. Igłą wbitą w samo centrum niezagojonej, ropiejącej rany.
Zmusił się do podniesienia na niego wzroku, który nie zdradzał w nawet najmniejszym stopniu jego wewnętrznych rozterek. Zaciskające się na spodniach dłonie, również zdążyły się już rozluźnić. W pełni rozprostowane palce, drżały nieznacznie, czego nikt z zewnątrz nie byłby jednak w stanie stwierdzić. Tak długo jak nie postanowiłby go złapać za rękę, na co błękitnowłosy i tak w żadnym wypadku by nie pozwolił. Pozostawał zatem zamknięty w swojej bezpiecznej strefie, do której nikt nie miał dostępu. I którą dodatkowo podkreślał dzielący jego i Hathewaya stół.
Trzy rodzaje ciasta i zwycięski deser brzmiały jak dobry pomysł. Oryginalne potrawy, wymyślone przez ich uczniów niewątpliwie stanowiły dobrą reklamę dla Riverdale. Jak wszystko na czym mogli podpisać się własną nazwą. Zaczynając na przedmiotach, a na uzdolnionych uczniach i absolwentach kończąc. Pokiwał więc głową na zgodę sprawdzając uważnie stan własnych dłoni. Wyglądało na to że powoli przestawały się trząść. Wyciągnął jedną spod ławki, by ująć długopis i zapisał pomysły Noah na tej samej stronie co wcześniej, typowym dla siebie starannym i czytelnym pismem.
— Może tarty? I musy owocowe — zaproponował cicho, utrzymując wzrok na poziomie jego ust, by dojrzeć jego odpowiedź. Tarty i musy były jego ulubionymi rodzajami deseru, nawet jeśli w życiu by się do tego nie przyznał. Ponadto oba oferowały niezmiernie dużą ilość wariacji smakowych, dzięki czemu nie powinni mieć większych problemów z trafieniem w gusta uczniów. Widząc nagłe "zainteresowanie" Noah telefonem odwrócił wzrok. Był to jeden z mocno zakorzenionych u niego nawyków. Niektórzy wpatrywali się z ciekawością w ekrany chcąc wyłapać choćby jedno słowo, które pomogłoby im na wykreowanie w głowie soczystej plotki, bądź własnych fantazji. Leistershire z kolei był z grupy tych, którzy zachowywali się tak, jakby mogli w ten sposób zapewnić drugiej osobie odpowiedni poziom prywatności. Ten sam odruch pojawiał się u niego, gdy ktoś wpisywał pin do karty przy bankomacie, bądź płacił kartą w sklepie.
Mimo to słysząc szemranie z jego strony był zmuszony do ponownego podniesienia na niego wzroku.
Cynowe? Przez to, że Noah nieustannie wpatrywał się w ekran, a jego głowa była pochylona, nie był w stanie w pełni zinterpretować wypowiadanych przez niego słów, które przestały mieć jakikolwiek sens. Zamrugał kilkakrotnie, zamierając z długopisem nad kartką, nim w końcu przesunął ją powoli w jego stronę.
"Ty to zapisz". Sygnał był niezwykle wyraźny. Zwłaszcza, że chłopak błyskawicznie się wycofał, splatając na nowo dłonie pod stołem.
Przez jego kolejne mruczenie naprawdę przestał cokolwiek rozumieć. Początkowo miał zamiar to znosić, niemniej gdy zdał sobie sprawę, że kompletnie nie wie już czego w tym momencie dotyczy rozmowa, coś w nim pękło. Prowadzenie rozmowy z drugą osobą, gdy nie masz pojęcia czy aby nie zmieniła już tematu było bezsensowne. Przygryzł chwilowo wargę, nim w końcu podniósł spojrzenie na Noah.
— Przepraszam, możesz mówić wyraźniej? Postaram się robić to samo — powiedział w końcu, próbując dostosować odpowiednio głośność własnego głosu, bazując na tym samym poziomie, który stosował przy swoich rodzicach. Z reguły nie zwracał na to tak dużej uwagi, jednak w tym momencie podobny zabieg wydał mu się konieczny.
Chociaż Liam nie przebierał w słowach, Noah ani przez chwilę nie zastanowił się, że może mówić za dużo. Od początku wyszedł z założenia, że im więcej i szybciej ustalą, tym krócej przyjdzie im znosić swoje towarzystwo, choć nawet sam Hatheway nie nazwałby tego „znoszeniem”, biorąc pod uwagę, jak nieinwazyjny potrafił być Leistershire.
„Może tarty? I musy owocowe.”
― O ― wydał z siebie pojedynczą głoskę, w której jednak zabrakło entuzjazmu. Jednak krótkie pstryknięcie palcami wystarczyło, by zorientować się, że był to całkiem dobry pomysł. ― Może być. I wydaje mi się, że to powinno wystarczyć. ― Stuknął palcem o kartkę, gdy dopisał już kolejne propozycje. Menu prezentowało się już całkiem przyzwoicie i chociaż bankiety przyzwyczaiły go do większego wyboru, z doświadczenia wiedział, że im więcej tego było, tym więcej się marnowało.
Zakończywszy kolejny monolog, uniósł wzrok na wiceprzewodniczącego, jakby czekał na jakąkolwiek reakcję z jego strony, która do tej pory się nie pojawiła. Nie słyszał go? Przestał słuchać w pewnym momencie? Znudziły go sprawy organizacyjne? Poczuł się przytłoczony nadmiarem informacji? A może po prostu uznał, że nie ma nic do dodania?
― Iii?
„Przepraszam, możesz mówić wyraźniej?”
Mówiłem normalnie.
Uniósł brwi w zaskoczeniu, jakby nie spodziewał się, że może chodzić właśnie o to. Nie lubił się powtarzać, jednak tym razem – z nie do końca wiadomego powodu – wykrzesał z siebie trochę cierpliwości, jakby uznał, że zaproponowany układ był wart uwagi. W końcu czarnowłosemu też nie na rękę było przysłuchiwanie się ściszonemu głosowi jasnowłosego.
― Okej, skup się ― odparł w normalnej tonacji, nie zważając na takt i na to, że wcale nie musiało chodzić o brak skupienia. Powtórzył kwestię gorących napojów, podając wszystkie wcześniejsze propozycje, tym razem cały czas przyglądając się rówieśnikowi, by osobiście dopilnować tego, by dokładnie go wysłuchał. ― Teraz pomyślałem, czy nie dodać do tego jakichś shake'ów albo owocowych smoothie. Niektórzy niekoniecznie przepadają za kofeiną ― wtrącił jeszcze, odnotowując ten pomysł na kartce, jednak na tę chwilę oznaczył go wyraźnym znakiem zapytania. Chwilę po tym przeszedł do wcześniejszych uwag na temat strojów. ― Podsumowując, z tym nie kombinowałbym aż tak bardzo. Niech zachowają swoje stroje pokojówek na bal przebierańców. Będą musiały to przeboleć. Najwyżej wezmę na siebie to bezkompromisowe podejście.
Nic nowego.
A wątpił, by Revel chciał konfrontować się z niezadowolonym tabunem dziewczyn.
― I jak?
„Może tarty? I musy owocowe.”
― O ― wydał z siebie pojedynczą głoskę, w której jednak zabrakło entuzjazmu. Jednak krótkie pstryknięcie palcami wystarczyło, by zorientować się, że był to całkiem dobry pomysł. ― Może być. I wydaje mi się, że to powinno wystarczyć. ― Stuknął palcem o kartkę, gdy dopisał już kolejne propozycje. Menu prezentowało się już całkiem przyzwoicie i chociaż bankiety przyzwyczaiły go do większego wyboru, z doświadczenia wiedział, że im więcej tego było, tym więcej się marnowało.
Zakończywszy kolejny monolog, uniósł wzrok na wiceprzewodniczącego, jakby czekał na jakąkolwiek reakcję z jego strony, która do tej pory się nie pojawiła. Nie słyszał go? Przestał słuchać w pewnym momencie? Znudziły go sprawy organizacyjne? Poczuł się przytłoczony nadmiarem informacji? A może po prostu uznał, że nie ma nic do dodania?
― Iii?
„Przepraszam, możesz mówić wyraźniej?”
Mówiłem normalnie.
Uniósł brwi w zaskoczeniu, jakby nie spodziewał się, że może chodzić właśnie o to. Nie lubił się powtarzać, jednak tym razem – z nie do końca wiadomego powodu – wykrzesał z siebie trochę cierpliwości, jakby uznał, że zaproponowany układ był wart uwagi. W końcu czarnowłosemu też nie na rękę było przysłuchiwanie się ściszonemu głosowi jasnowłosego.
― Okej, skup się ― odparł w normalnej tonacji, nie zważając na takt i na to, że wcale nie musiało chodzić o brak skupienia. Powtórzył kwestię gorących napojów, podając wszystkie wcześniejsze propozycje, tym razem cały czas przyglądając się rówieśnikowi, by osobiście dopilnować tego, by dokładnie go wysłuchał. ― Teraz pomyślałem, czy nie dodać do tego jakichś shake'ów albo owocowych smoothie. Niektórzy niekoniecznie przepadają za kofeiną ― wtrącił jeszcze, odnotowując ten pomysł na kartce, jednak na tę chwilę oznaczył go wyraźnym znakiem zapytania. Chwilę po tym przeszedł do wcześniejszych uwag na temat strojów. ― Podsumowując, z tym nie kombinowałbym aż tak bardzo. Niech zachowają swoje stroje pokojówek na bal przebierańców. Będą musiały to przeboleć. Najwyżej wezmę na siebie to bezkompromisowe podejście.
Nic nowego.
A wątpił, by Revel chciał konfrontować się z niezadowolonym tabunem dziewczyn.
― I jak?
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach