Anonymous
BIBLIOTEKA
Gość
[LICEUM] Biblioteka
Nie Wrz 20, 2015 5:38 pm
First topic message reminder :

PRACOWNICY
Zgłoś się do pracy!

Janice Harper (NPC)
Bibliotekarka
Bill Thomson (NPC). Willy
Pomocnik Bibliotekarki


Dość spore, bo aż dwupiętrowe pomieszczenie pogrążone niemal w idealnej ciszy przerywanej tylko lekkimi stąpnięciami poszukujących wiedzy uczniów i szelestem kartek w czytelni znajdującej się na drugim piętrze tuż obok biurka bibliotekarki. Z zaplecza będącego również punktem ksero co jakiś czas wyłaniał się kolejny nauczyciel lub uczeń, który przypomniał sobie w ostatniej chwili, że na zajęcia będzie potrzebny jakiś dodatkowy świstek.

***

Długa przerwa, czyli idealny moment, żeby pójść do biblioteki. Właściwie każdy moment był na to idealny, cisza i spokój które tam panowały o każdej porze dnia i nocy tylko zachęcały Florence do jak najczęstszego odwiedzania tego przybytku. Że o niesamowitej ilości ciekawych a także potrzebnych książek nie wspomnę. Problemem mogło być tylko przemycenie wieczorami w torbie Jupitera, Flosiowej fretki uwielbiającej przebywanie w towarzystwie swojej blondwłosej właścicielki i dopominanie o mizianie po brzuszku. No ale teraz była to tylko długa przerwa, moment dnia dość od wieczoru daleki, a fretka była w swojej klatce w pokoju numer siedem w akademiku i zapewne głęboko spała mając w głębokim poważaniu czarnego kota przechadzającego się wokół. Myśli Flo były jednak tak zajęte myśleniem o swoim ukochanym zwierzaku, że zupełnie nie zwracała uwagi na otoczenie, co się nieraz zdarzało. Dość boleśnie zahaczyła biodrem o kant stołu w czytelni, skrzywiła się tylko i syknęła cicho po czym pomaszerowała dalej ku regałom w poszukiwaniu kolejnych lektur. Będzie siniak, pomyślała i spróbowała lekko rozmasować to miejsce,nie pierwszy i nie ostatni, zironizowała i skręciła w odpowiednią alejkę. Miała już co prawda parę książek w pokoju wypożyczonych główni bezterminowo, albo raczej do momentu kiedy je znajdzie pomiędzy stertami swoich własnych papierów i książek. Materiałów do nauki było sporo, ją jednak interesował chwilowo zupełnie inny dział, w którym bywała rzadko z powodu braku odpowiedniej ilości czasu. Dotarłszy do odpowiedniej półki z literaturą rosyjską zaczęła szukać nazwiska pewnego autora, którego fragment biografii omawiali na poprzedniej lekcji. Każdy inny normalny człowiek by na tym poprzestał, ale Florence uznała za stosowne udać się do biblioteki i wypożyczyć jakąś książkę tego sławnego pisarza, o którym słyszała już co prawda ale jeszcze nie miała okazji zapoznać się z twórczością. Po raz kolejny udało jej się o coś uderzyć, tym razem przy prostowaniu się rąbnęła głową o półkę wyżej. Westchnęła tylko i poprawiając torbę rozejrzała się czy aby nikt tego nie widział. Pomiędzy tymi regałami było pusto na całe szczęście. Wzięła więc szybko książkę i zaczęła na spokojnie przeglądać.

Anonymous
Gość
Gość
Re: [LICEUM] Biblioteka
Pią Lut 05, 2016 11:23 pm
„...”
Cóż za godna uwagi myśl, niesamowicie inspirująca i napawająca nadzieją na lepsze jutro, jak można w ogóle nie zwrócić się do tego człeka by opisał swe wewnętrzne monologi! Czyżby oto objawił się w tym miejscu i czasie genialny filozof z gotowymi odpowiedziami na wszystkie pytania wszechświata? Czyż nie pączek jego znakiem, czekolada drogą, a różowa posypka wyrzeczeniem ducha? Jeśliś gotów sprostać temu drobnemu zadaniu…
Dał sobie mentalnie kopa w cztery litery za wybranie sobie złego czasu na wymyślanie głupich głupot – choć czy opis misji gry MMO jest czymś, co mógłby nazwać „głupią głupotą”? Oczywiście, że kogo-to-obchodzi-ma-gorsze-problemy-i-bez-tego-no-bo-spójrzcie-tylko-na-tamtego-kolesia. Skupienie nie było jego mocną stroną jak widać.
Niewątpliwie, ten wysoki morderca był nauczony jak odpowiednio grać, by jego ofiara straciła czujność, co nie wpłynęło znacząco na Mezamere. Pomijając oczywiście, że zdążył go już prawie zabić, przestraszyć i nie pozytywnie zaskoczyć, zaś teraz wyglądało na to, iż nadszedł czas na znaną wszystkim konsternację. Dlaczego? A, znał odpowiedź na to pytanie, czy to znaczy, że jednak dostanie mu się tytuł filozofa?

Gdyby miał odpowiednio grubą książkę dałby sobie nią w twarz pięć razy, a później popełnił seppuku, pozbawiając świata jednego z większych idiotów. Nie, wcale nie wrzucał sam sobie.
Także wracając do pytania – Dlaczego poczuł konsternację? Bo właśnie przypomniało mu się, jak rodzeństwo uwielbiało nazywać go księżniczką, dodając przed tym jakieś inne słowa, które podchodziły pod kolokwializmy. Ale dlaczego to sobie przypomniał? Wyobraźnia nigdy go nie zawodziła, a gdy zabójca zasugerował zaniesienie do pielęgniarki jedyne, co mogła zrobić to pokazać mu scenkę wyjętą wprost z bajki dla dzieci. On w kiecce niesiony przez tego kolesia w garniaku niczym prawdziwa księżniczka. O mój…
Wydukał zlepek niepowiązanych ze sobą słów, zanim mógł „na spokojnie” odpowiedzieć.
- Czy ja wyglądam jak ten typ? Nic mi nie jest – powiedział dość dosadnie, a przynajmniej miał taką nadzieję, bo innych aluzji prawdopodobnie nie zniesie. Ostatnio też ledwo wysiedział na niekończącej się litanii ojca, który co rusz próbował porównać go z jakimiś bogatymi dziewczynami. Własny rodziciel nie umiał odróżnić płci swojego dziecka, proszę państwa. „Przepraszam bardzo, mam ptaka”. No tak, nie mógł się powstrzymać przed utrzymaniem swoich szarych komórek z dala od hasania po nieznanych łąkach jego głupoty.
Wykrzyknięte nazwisko (tak, jego) sprawiło, że na chwilę zapomniał, jak się oddycha i po prostu patrzył tępo na twarz nieznajomego.
- Um, hm – mruknął jak to miał w zwyczaju, ponownie pozwalając by genialny, niesamowicie dobry komentarz sam wpadł w odpowiednie miejsce jego wypowiedzi. Chodzenie po linii najmniejszego oporu zawsze było jakimś rozwiązaniem, szczególnie dla kogoś, kto miał mózg wielkości orzeszka.
Spojrzał na zabójcę mniej więcej ogarnięty (a bynajmniej wyzbyty nieodpowiednich zachowań na czas bliżej nieokreślony, prawdopodobnie krótki) i słuchał jego niekończącej się wypowiedzi. Ile on tak mógł gadać? Zupełnie jak profesorowie na wykładach – cóż, nie był pewny czy to porównanie mu się podobało. Za to wiedział, że w tej sytuacji odnalazł jeden duży plus, informacje takie jak godność jego przyszłego zabójcy bardziej przydadzą się mu do życia (co za przypadkowe i ironiczne użycie słów) niż obliczanie paraboli czy innych parasoli. No bo ej, da jakąś niesamowitą wskazówkę dla detektywa odnośnie swojego zabójstwa w wykresie funkcji z kilkoma zmiennymi, geniusz.
„Czas na bycie inteligentnym człowiekiem najwyraźniej minął”
Pominął kwestię fundowania zaopatrzenia szkole, nie będąc do końca pewnym kto w jego kochanej rodzince postarał się o takie szczegóły, bo to na pewno nie był pomysł Mere. Może tylko odnowa biblioteki, ale to była korzyść dla obu stron…
- Hm, tak. – Ostentacyjna, niezręczna chwila ciszy. – Skoro już doszło do zapoznania, to przynajmniej przedstawię się jak trzeba, Mezamere Jonker. Jeszcze nie wiem, czy miło mi cię poznać.
Pojęcia nie miał, że mogą chodzić razem do klasy. Różnice między nimi były widoczne na pierwszy rzut oka, pomijając już cechy wyglądu to z tego, co zauważył charaktery również nie przetrwały podziału na tak zwany Yin i Yang. Kto tu powinien mieć tę ciemną stronę…?
- Hm, hm – mruknął, udając, że słucha reszty monologu niejakiego Blythe. Skoro zna prawdopodobną tożsamość panicza Hamalainen może powinien już wymyślać ten wykres?


*Boże, tak bardzo przepraszam że musiałeś tyle czekać i że ten post jest taki nieogarnięty, ale po prostu nie miałem siły i weny i w ogóle źle było i nadal jest ;=;*
Blythe Aiden Hamalainen
Blythe Aiden Hamalainen
Fresh Blood Lost in the City
Re: [LICEUM] Biblioteka
Pią Lut 12, 2016 2:51 am
Czuł się nieco dziwnie.
Pomijając fakt, że znalazł się w kompletnie nieprzyjaznym dla siebie środowisku, które omijał na wszelkie sposoby - jak ty tu trafiłeś Blythe, zbłądzona owieczko odłączona od stada - to jeszcze wyglądało na to że chłopak należał do tych, którzy nawet po zobaczeniu z bliska, że to wysokie blondwłose bydle zdecydowanie bardziej woli się uśmiechać niż odgryzać głowy, wciąż miał wobec niego jakieś podejrzenia.
Właściwie było to dość zrozumiałe. W końcu prawie go znokautował, stał nad nim niczym rasowy prześladowca i prawdopodobnie Jonker tylko czekał aż wyciągnie od niego torbę i krzyknie "Dawaj pieniądze i kanapki, albo utopię ci buty w najbliższej toalecie!".
Nie żeby miał w tym jakiekolwiek doświadczenie. Ale widział to wielokrotnie na różnego rodzaju filmach, które lubiła oglądać jego matka. Sam nigdy nie rozumiał co było takiego fascynującego w programach, w których dzielni nauczyciele rozdzielają skłóconych uczniów i naprostowują zbuntowanych, którzy zbłądzili na ścieżce życia. Pomijając fakt, że Blythe w ogóle nie rozumiał fenomenu telewizora i telefonów komórkowych. Miał swój własny tylko po to, by móc w razie konieczności do kogoś zadzwonić i umówić się z nim na spotkanie. Ale smsy? Nigdy w życiu. Właściwie to nawet dodzwonienie się do niego było niczym los na loterii. Kup sto dwadzieścia, wygraj dwoma.
"Czy ja wyglądam jak ten typ?"
Chyba go uraził. Co gorsza kompletnie nie miał pojęcia czym. Mina Blythe'a przez dłuższą chwilę wyrażała całkowite zagubienie, gdy wpatrywał się w niego z niezrozumieniem niczym szczeniak, któremu dajesz dość, po czym odbierasz ją i wyrzucasz do śmieci. Co za smutny widok.
Dopiero po dłuższej chwili dotarło do niego, że być może chłopak poczuł się urażony, gdy rzucił tekstem o wymiotowaniu i wstrząśnieniu mózgu. W końcu żaden mężczyzna nie lubił, gdy wytykało mu się, że przy byle kontuzji skończy jak słabeusz.
Choć większość z nich podczas najmniejszego przeziębienia czuła się jak ktoś, komu zostało kilka godzin życia, a nieustanne wydzwanianie po karetkę przy byle kichnięciu było czymś całkowicie naturalnym. Zapewne gdyby sam nie spędził w szpitalach większości życia, reagowałby podobnie. Szczęście w nieszczęściu?
- Wybacz, nie chciałem cię urazić. - wyrzucił z siebie kilka słów wyraźnie zgaszonym tonem, nieustannie zachowując tą swoją minę zbitego psa. Złączył palce obu dłoni, raz po raz mocniej je zaciskając i rozluźniając, zupełnie jakby zastanawiał się co więcej powinien powiedzieć. Nie był zbyt dobry w przepraszaniu. To nie tak, że nie potrafił tego robić. Po prostu nigdy nie miał pojęcia za co dokładnie druga osoba jest zła i obawiał się, że przeprosi za jedno, a to sprawi że rozzłości ją jeszcze bardziej, gdy okaże się że przyczyna była zupełnie inna. Niczym dolewanie oliwy do ognia.
- Naprawdę. - dodał jeszcze jedno słowo, by potwierdzić swoje szczere intencje i posłał w jego kierunku ciepły uśmiech. Miał cichą nadzieję, że może on sprawi, że chłopak podejdzie do niego w nieco bardziej pozytywny sposób.
- Ludzie mówią, że my sportowcy jesteśmy tak zaślepieni miłością do sportu, że nie potrafimy odczytywać uczuć innych. Chyba jest w tym nieco racji. - zażartował, niejako przyznając się do swojego emocjonalnego upośledzenia. Co poradzić.
Całe szczęście chłopak zamiast zwiewać, postanowił się przedstawić. W tym momencie blondyn odetchnął z wyraźną ulgą, szczerząc się do niego jak głupi do sera. Zamiast wstać i wyjść, usiadł wygodniej na ziemi wpatrując się w niego z wyraźnym zainteresowaniem. Nie wyglądało na to, by jego dość zdawkowe odpowiedzi w jakimkolwiek stopniu mu przeszkadzały. A raczej wręcz przeciwnie.
- Mezamere. Chyba nie znam drugiej osoby z takim imieniem. Podoba mi się jego brzmienie, postaram się zapamiętać, choć jestem naprawdę beznadziejnym przypadkiem w tej kwestii. Nie żartuję. Opowiedziałbym ci jedną z moich wielu historii, ale pewnie tylko by cię zanudziły. Ale powiedz mi, co tutaj robisz? No tak, pewnie przyszedłeś poczytać, po co innego przychodzi się do biblioteki. - odpowiedział sam w sobie, przewracając oczami z niejakim rozbawieniem i przyciągnął do siebie swoją wcześniej utraconą piłkę. Zmienił pozycję tak, by usiąść po turecku i położył ją między kolanami, raz po raz przesuwając na boki z pomocą rąk.
- Chociaż pierwszy raz widzę, by ktoś czytał na leżąco. Przyznaj się, uciekasz przed kimś? Fanki nie dają ci spokoju? Większość z nich pewnie nie przyjdzie do biblioteki, boją się tej starszej... tej no... pilnującej. Też się jej boję, przerażająca babka. A może przyszedłeś się zdrzemnąć? Nie wygodniej, by było u pielęgniarki? - trajkotał jak najęty i widocznie z minuty na minutę podekscytowanie jego osobą wyraźnie rosło. Tylko czekać aż zacznie wymyślać jakieś niestworzone historie, w których główną rolę grać będą kosmici, rząd Stanów Zjednoczonych, stara szafa, z której wyjdzie lew i Harry Potter we własnej osobie.
Niemniej póki co po prostu się uśmiechał, cały czas obracając w dłoniach piłkę, wyraźnie czekając na odpowiedź, w pełni gotowy do wyrzucenia z siebie kolejnych słów z prędkością karabinu maszynowego.
Anonymous
Gość
Gość
Re: [LICEUM] Biblioteka
Pią Lut 26, 2016 6:03 pm
Co on właściwie robił? Pomijając oczywisty fakt chowania się przed ochroniarzami oraz rozmawiania z przyszłym mordercą, bo tu akurat nie trzeba dodatkowo potwierdzać, że jest idiotą. Chodziło raczej o stan psychiczny, który w niewyjaśniony sposób zmaterializował się w jego głowie, gdzie jeździł na jednorożcu wśród miliarda kwiatuszków i ptaszków. No po prostu mu odwaliło, naćpał się powietrza i zaraz zdejmie ciuchy, udając, że pracuje w klubie Go Go. „Ciekawe jak to jest być normalnym”
Nie, tak być nie może. Musi się ogarnąć, wysilić szare komórki – jak będzie trzeba to nawet przestanie oddychać. Takie odchyły to sobie może uskuteczniać jak będzie u siebie, ale zdecydowanie powinien się powstrzymać w miejscach publicznych, no ludzie! W środku biblioteki gdzie byle uczeń przejdzie obok i zobaczy jego nienajlepiej wychodzącą imitację rozmowy, przecież by umarł ze wstydu! „To zabrzmiało mało szczerze… Hm, well”
Przysunął jedną nogę do siebie i oparł na niej podbródek, nie widząc za bardzo, co ma ze sobą zrobić – można powiedzieć, że był delikatnie wyczerpany psychicznie po tym krótkim epizodzie wewnętrznego szału. Nic, więc dziwnego, że w tej chwili mógł wyglądać jak kot ze Shreka z tymi charakterystycznymi wielkimi i niewinnymi oczyskami, ale (jak to on) nie był tego do końca świadomy. Bo, oczywiście, już się nasłuchał o swoim kobiecym typie urody i o tym, jak to czasami może być uroczy, ale nigdy nie brał tego na serio. Czasami…
Hm? Za co on go przepraszał? Nie pamiętał już, co działo się te pięć minut wcześniej, był zbyt zajęty ogarnianiem się by cokolwiek innego zostało w jego głowie. Zaciął się, próbując sobie przypomnieć całe zdarzenie zaczynając od samego początku. Leżał sobie spokojnie w dziale dla pasjonatów wędkowania, a tu nagle jak mu z nieba pączki nie spadną…a, nie, chwila. To był ten dwumetrowy morderca, który był blisko wypełnienia swojej krwawej misji. A potem próbował mu przysłodzić i chciał zabrać do pielęgniarki? Hm, coś takiego było.
Cóż, skoro i tak zapomniał, dlaczego mógłby poczuć się urażony to z wybaczeniem nie miał problemu. Machnął ręką i chyba pierwszy raz od spotkania Blythe uśmiechnął się do niego delikatnie, jakby próbował udawać, że jest normalny. Bo nie był, nie?
- Daj spokój, przecież nic się nie stało…– Przez chwilę miał wątpliwości, ale szybko pokręcił głową – O, masz tu cukierka, to będzie taka nasza nowoczesna fajka pokoju.
Rzucił mu dość niezręcznie słodkość w różowym papierku i sam zaczął ciamkać swoją. Przy okazji był bardzo ostrożny, by nie trafić kolegę w oko, ale znając umiejętności Mere wszystko było możliwe. Wyobraźnia nie przewidywała żadnych dobrych scenariuszy.
Wysłuchał zwierzeń Hamalainena i zupełnie jak nie on kiwał głową jakby z wszystkim się zgadzał oraz sam przeżył coś podobnego. Prawda była jednak inna, bo ze sportem nie miał zbyt wiele wspólnego – szermierka nie zaliczała się do tego typu wysiłku fizycznego, ale przynajmniej nie siedział z czterema literami na kanapie.
- Spoko, mogę cię zapewnić, że nie tylko sportowcy mają ślepotę uczuciową. – Wykręcił młynka oczami – Tacy artyści na przykład. Mogłoby się wydawać, że są nadzwyczaj wyczuleni na emocje innych, bo pokazują w swoich niewątpliwych dziełach istotę bycia człowiekiem, a więc i uczucia, ale prawdą jest, że jedynie, co robią to skupiają się na sobie, mając w głębokim poważaniu wszystko oprócz swej sztuki. Chciwe dranie…
Ojoj, ale się rozgadał. Co ten koleś z nim robił, to on nie wiedział, ale przynajmniej weszli na ciekawe dla niego tematy, o których mógłby trochę powiedzieć. W końcu miał doświadczenie wyciągnięte ze świata sztuki, ba! Sam był artystą.
Chłopak ku zdziwieniu Mere przysiadł się i najwyraźniej nie miał ochoty sobie iść. To był teoretycznie dobry znak, ale gdzieś w środku chłopak nadal widział Blythe, jako swojego przyszłego mordercę i wątpił by mu to przeszło w najbliższym czasie. Takie rzeczy się zdarzają, jakby powiedział jego ukochany tatusiek.
- Nah, nie jest takie znowu niespotykane, choć może rzeczywiście rzadkie… jak chcesz wiedzieć to też nie znam żadnego innego Blythe. – Zaczął być naprawdę zainteresowany personą siedzącą obok niego i ku jego zaskoczeniu nie czuł się z tym ani trochę dziwnie. – Chętnie posłucham jakiejś twojej historii, jestem w tym baaardzo dobry. Znaczy w słuchaniu, nie? Bez żadnych podtekstów!
Zawstydził się, ale na szczęście pytanie o powód jego wizyty w bibliotece po części uratowało mu tyłek, choć z drugiej strony…cóż, było nie tyle, co niespodziewane, ale trudne do odpowiedzenia. Nie miał zamiaru skłamać, lecz czuł ochotę, by coś pokręcić.
- Poczytać? Poradniki do wędkowania to raczej nie mój konik. – Zaśmiał się mimo woli, kręcąc głową. – Sytuacja ma się nieco inaczej…
Zanim zdążył wziąć się za objaśnianie chłopak już kontynuował swoją część dialogu, która wbrew pozorom wszystko ułatwiła. Blythe był bliżej poprawnej odpowiedzi niż myślał, ale nadal wystarczająco daleko by potrzebował dodatkowej informacji. Tylko teraz jak to przedstawić, że nie zjebać?
- Właściwie to chowam się przed moimi ochroniarzami…
Elisabeth A. Cartier
Elisabeth A. Cartier
Fresh Blood Lost in the City
Re: [LICEUM] Biblioteka
Pon Mar 14, 2016 4:31 pm
Czy istnieje miejsce lepsze dla mola książkowego niż biblioteka? Nie, więc nic dziwnego, że w pierwszych dniach swojej bytności w szkole postanowiła sprawdzić, jak wygląda jej asortyment. Bądź co bądź miejsce, to miało stać się jednym z jej ulubionych i najczęściej odwiedzanych.
Była też niemal pewna, że bibliotece nie znajdzie zbyt wielu ludzi. Kiedyś będzie musiała poznać swoją klasę, ale to nie był jeszcze ten dzień. Kilka osób kojarzyła już z widzenia, ale to by było wszystko z zakresu wiedzy o rówieśnikach. Zresztą wiedza ta nie była jej zbyt potrzebna do życia. Wystarczyła jej znajomość z jedną osobą. Evan błąkał się gdzieś po kampusie, pewnie sprawdzał szkołę pod kątem sportu. To nie była jej bajka, więc rozdzielili się i każde poszło w swoją stronę.
Z torbą przewieszoną przez ramię przemierzała korytarze. Raz, czy dwa musiała zawrócić, albo zapytać kogoś o drogę, gdyż zupełnie gubiła się w tutejszym labiryncie. Kolejny minus nauki w szkole stacjonarnej.
Po godzinnym błąkaniu się w końcu udało jej się dostać pod odpowiednie drzwi. Z przyzwyczajenia zapukała, a potem nacisnęła klamkę. Ostrożnie zajrzała do środka, a potem z większą pewnością przekroczyła próg. Rozejrzała się dookoła, przywitała po cichu z obecnymi, by nie zakłócać ich spokoju. Niemal od razu skręciła w najbliższą alejkę. Nie ważne było o jakiej tematyce znajdzie tam lektury. Była w stanie przeczytać wszystko dla zabicia czasu.
Riley Wolfhound Grimshaw
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: [LICEUM] Biblioteka
Wto Mar 15, 2016 12:36 am
Riley błąkał się przez dłuższy czas po szkole, patrolując korytarze. Czas jego zmiany dobiegał jednak końca wraz z każdą kolejną minutą. Wsunął dłonie w kieszenie bluzy, idąc niespiesznie w stronę biblioteki. To właśnie tam zamierzał spędzić swój wolny czas. W pierwszym odruchu miał ochotę zadzwonić do Ryana i zapytać go czy nie chce wyjść z nim na miasto, był jednak początek tygodnia, skończyli lekcje dwie godziny temu i podejrzewał, że jego przyjaciel już dawno znalazł sobie zajęcie. W przeciwieństwie do Winchestera nie odczuwał większej potrzeby trzymania go przy sobie.
Jedyną wiecznie towarzyszącą mu postacią był Wilk. Kroczył obok niego niczym wierny przyjaciel, szczerząc kły na każdego z przechodzących uczniów.
Spójrz na ich wzrok. Gardzą tobą. Wszyscy. Śmieją się z ciebie, gdy odwracasz wzrok, złoty chłopcze.
Zegar w końcu wybił szesnastą. Przystanął w miejscu i wyciągnął z torby telefon, wystukując na szybko wiadomość do Grimshawa. Ciężar, który nagle poczuł na ramionach, zmusił go do nieznacznego obrócenia głowy w prawo. Jak się spodziewał, wielkie pazury i paskudne białe kły znajdywały się tuż przy jego twarzy. Wilk wpatrywał się w ekran jego telefonu.
I co, myślisz że ci odpisze? Kto by odpisywał takiemu ścierwu?
Dosłownie zleciał mu z ramienia, uderzając cielskiem w jego rękę trzymającą telefon. Ten wyleciał mu z dłoni i uderzył o ziemię, a chłopak momentalnie potrząsnął dłonią czując szczypiące wręcz pieczenie. Rany pozostawione po pazurach momentalnie się zasklepiły. Rozejrzał się dookoła i schylił czym prędzej po komórkę, wrzucając ją z powrotem do torby.
Wynoś się.
Zawsze przy tobie.
Skrzywił się poprawiając torbę na ramieniu i w końcu ruszył w stronę biblioteki. Pchnął mosiężne drzwi, przywitał się krótko z bibliotekarką i zniknął pomiędzy regałami z niejakim zamyśleniem. Przez chwilę przechadzał się po jednym z działów, dopiero po chwili zauważając znajomą z widzenia sylwetkę. Przez chwilę przeszukiwał swoją pamięć, gdy zauważył przy czym stoi. Nim się zorientował już stał niecały metr od niej postukując palcami w okładkę jakiejś książki.
- Nie polecałbym tego autora, ma strasznie kiepskie opisy. W dodatku jego fabuła jest dość przewidywalna i ckliwa. - uśmiechnął się nieznacznie. Zamiast tego postukał palcem w to co miał pod ręką.
- "Wędrowiec i jego cień" Fryderyka Nietzsche był bardzo przyjemny, jeśli nie czytałaś. I skłania ku refleksji. - zabrał rękę, pozostawiając jej wolny wybór. Sam rozejrzał się dookoła wyraźnie szukając czegoś dla siebie. W końcu po coś tutaj przyszedł.
Elisabeth A. Cartier
Elisabeth A. Cartier
Fresh Blood Lost in the City
Re: [LICEUM] Biblioteka
Wto Mar 15, 2016 11:13 am


Ostatnio zmieniony przez Elisabeth dnia Wto Lis 22, 2016 1:14 pm, w całości zmieniany 1 raz
Ze swojej workowatej torby przewieszonej przez ramię wyjęła etui z okularami. Idąc wzdłuż regałów, automatycznie przecierała szkła, nie przeszkadzało jej to w jednoczesnym przyglądaniu się mijanym tytułom. Zerknęła jeszcze na zegarek umieszczony na nadgarstku. Ile czasu właściwie powinna się wałęsać, nim pójdzie poszukać brata? Bo koniec końców to się stać miało. Nie potrafiła długo wytrzymać bez jego towarzystwa... Westchnęła ciężko, a potem założyła okulary w prostokątnych oprawkach na nos. Skręcając w kolejną alejkę, o mało nie wpadła na jakąś dziewczynę, która ginęła za stosem książek. Odskoczyła do tyłu w ostatniej chwili, wyminęła ją, kiwając głową i zapewniając, że nic się jej nie stało. Pośpieszyła się i wpadła między dwa przypadkowe regały. Spodziewała się, że w jednym z działów znajdzie najmniejszą liczbę ludzi. I to właśnie tam się udała. W porównaniu do topografii szkoły w bibliotece nie zgubiła się ani razu. Dość szybko rozgryzła system, w jaki zostały rozmieszczone poszczególne działy. Zatrzymała się w tym z książkami filozoficznymi, w którym nie było widać żywej duszy, tak jak przewidywała.
Rany, co za nerwy! Przebywanie wśród ludzi w jej wieku było takie stresujące. O czym miałaby z nimi rozmawiać, gdyby ktoś faktycznie miał ją zaczepić? Ten koszmar spędzał jej sen z powiek, od kiedy tylko dowiedziała się, że ich rodzice zapisali ją i brata do Riverdale.
Zdjęła torbę z ramienia i położyła ją na podłodze. Sama zaś stanęła przed ścianą zastawioną lekturami. Wzięła pierwszą lepszą do ręki, otworzyła na stronie tytułowej. „Aforyzmy o mądrości życia” - Schopenhauera. Potem przerzuciła kolejną kartkę i przeczytała pierwszy akapit. Skrzywiła się, marszcząc nos. Zamknęła książkę i odłożyła ją na miejsce. Przesunęła się bardziej w bok.
Właśnie sięgała po kolejną pozycję, gdy wyczuła, że ktoś stoi w pobliżu. Nie myliła się.
Na dźwięk nieznajomego głosu poderwała gwałtownie głowę do góry, obracając ją jednocześnie w kierunku chłopaka, który stał w miejscu, które zajmowała jeszcze chwilę temu. Powędrowała odruchowo wzrokiem za ruchem jego dłoni, przyglądając się znad okularów, co też wskazuje.
Tak naprawdę miała dwie opcje. Mogła zabrać szybko torbę i ulotnić się albo mogła też zostać. Zwyciężyły duma i dobre wychowanie, które osadziły ją w miejscu. Nie zamierzała przed nikim uciekać. Wyprostowała się, poprawiając okulary, które zsunęły jej się nieznacznie na nosie.
- Wydaje mi się, że tego jeszcze nie czytałam - podeszła, by zdjąć z półki wskazaną książkę. Otworzyła ją na przypadkowej stronie i pobieżnie przebiegła wzrokiem po linijkach tekstu. - Tak, powinna się nadać. Dziękuję - powiedziała, jednocześnie zamykając książkę i kiwając chłopakowi głową. Skoro już zaliczyła minimum czasu, aby jej odejście nie wydało się niegrzeczne, to mogła się oddalić. A jednak tego nie zrobiła. Przyjrzała się chłopakowi badawczo. Chyba jednak nie był jej tak nieznajomy, jak początkowo zakładała. Znaczy, był, ale jego wygląd pasował do opisu prefekta, który jej zaserwowano. Mrugnęła szybko, koncentrując się bardziej na twarzy rozmówcy, skoro w oczy bezpośrednio spojrzeć mu nie mogła.
- Szukasz czegoś konkretnego? - rzuciła, pochylając się po torbę, by włożyć do niej trzymaną książkę.
Blythe Aiden Hamalainen
Blythe Aiden Hamalainen
Fresh Blood Lost in the City
Re: [LICEUM] Biblioteka
Nie Mar 20, 2016 6:45 am
Co za szkoda, że Blythe nie miał dostępu do głowy swojego nowopoznanego znajomego. W innym wypadku, jak nic właśnie jego twarz zdobiłaby pewnie najbardziej zdumiona mina we wszystkich, na słowa że został czyimś przyszłym mordercą. No dobra, prawdopodobnie były jakieś tam pojedyncze przypadki, które w pierwszym momencie, patrząc na jego wzrost brały go za niebezpiecznego renegata, kompletnego rebelianta nie przestrzegającego absolutnie żadnych zasad, który odszedł od dobrej ścieżki życia, by gnębić słabszych (i przede wszystkim niższych) od siebie. Był jednak mały problem. A właściwie dwa:
a) jak już wcześniej wspominał, nie miał dostępu do głowy chłopaka;
b) nigdy nawet przez myśl mu nie przeszło, że ktoś mógłby go odbierać jako potencjalne zagrożenie.
No, tak długo jak nie był jego przeciwnikiem na boisku, rzecz jasna! W podobnym wypadku, nie okazywał żadnej litości, dążac do tego by zrównać go z ziemią, pobić wynikiem i wykonać dużo więcej celnych rzutów. O tak.
Tak czy inaczej w obecnym momencie pozostawało mu wpatrywanie się w chłopaka z wesołym uśmiechem, niewinnym, może nieco szczenięcym spojrzeniem, zupełnie jakby spodziewał się że ten zaraz postanowi udzielić mu nagany i próbował wziąć go na litość. Brakowało jeszcze machającego za plecami ogona i wielkich psich uszu, poruszających się to w wtę, to wewtę. Problem w tym, że siedzący przed nim Jonker był pod tym względem dużo, ale to dużo lepszy. Przez chwilę skupiał uważny wzrok na jego twarzy i wielkich kocich oczach. Właściwie nigdy dotąd nie przeszło mu nawet przez myśl, że inny chłopak może być zwyczajnie uroczy. Było to odkrycie tak zdumiewające, że dosłownie zamarł w miejscu, niezdolny do wykonania jakiegokolwiek ruchu. Mógł tylko wpatrywać się w niego jak ostatni kretyn. Chociaż szczerze mówiąc, chyba poniekąd nim był, skoro dokonał podobnego odkrycia po dwudziestu latach życia. Cóż zrobić.
Wtem nim zdążył się zorientować, Mezamere rzucił mu coś do rąk. Wybitny refleks koszykarza (choć tym jednym mógł się pochwalić) pomógł mu na dorwanie słodkości niemalże od razu. Cukierek. W tym momencie jego mózg dokonywał niesamowicie trudnych obliczeń.
Wielkie oczy + ładna twarz + nosi przy sobie cukierki.
Nadal nie potrafił pojąć, dlaczego jego umysł podsuwał mu tylko jedno konkretne słowo. Uroczy. Czy chłopak może być uroczy? Jeśli dalej będzie się tak mocno skupiał, eksploduje mu mózg. Postanowił więc odrzucić rozmyślania, by zapobiec potencjalnej tragedii, stwierdzając że tak to po prostu wygląda i koniec.
Odwinął cukierka z papierka i wsunął sobie do ust, pozwalając na tą drobną odskocznię od codziennej diety. Skoro to fajka pokoju to fajka pokoju.
Wysłuchał jego słów, kiwając parę razy głową, choć ktoś patrzący z boku mógłby stwierdzić, że robi to by pokazać że śledzi jego słowa, choć niewiele z nich rozumie. W rzeczywistości, po prostu nie miał doświadczenia w dziedzinie sztuki, ciężko więc było mu się wypowiedzieć. Jedynym co z tego wyniósł był fakt (a raczej nazbyt optymistyczne przekonanie), że Mezamere próbował go pocieszyć. Uśmiechnął się, by pokazać, że docenia jego gest. Podobnie jak fakt, że nie znał nikogo innego o jego imieniu.
- Choć jedna osoba. Ponoć w Stanach to dość popularne imię, choć sam nie wiem. Jestem z Finlandii, ale fakt faktem sporo już podróżowaliśmy po świecie. Najdłużej jak do tej pory mieszkałem w Australii, ale Kanada to też ładne państwo. Bardzo spokojne. - właściwie zauważył, że wcześniejsza katorga jaką odczuwał w związku z pojawieniem się w miejscu, którego nigdy wcześniej nie odwiedzał, całkowicie zniknęła. Wpatrywał się teraz w siedzącego Jonkera z wyraźną fascynacją, zapominając że chciał się stąd wcześniej wyrwać. Usiadł nieco wygodniej na wzmiankę o historii.
- Historie o zapamiętywaniu imion naprawdę nie są ciekawe. Niemniej mogę cię zapewnić, że ludzie nie lubią gdy mówisz do nich imieniem kogoś innego. Przez parę miesięcy. Zwłaszcza dziewczyny, tak... ale mam inną historię! Jak już mówiłem bardzo długo mieszkałem w Australii. Tak więc, któregoś dnia obudziłem się rano i szczerze mówiąc już wtedy wiedziałem, że to nie będzie dobry dzień. Najpierw próbując wyłączyć budzik zrzuciłem telefon z szafki, z taką siłą że przeleciał przez pół pokoju nim w końcu zatrzymał się na ścianie. Potem ubierając się, porwałem swoje spodnie. Jedne z moich ulubionych. W dodatku okazało się, że wszystkie inne mam w praniu, więc musiałem iść do szkoły w niedopasowanych szortach. Dostałem niezłą burę od nauczycielki. Ale to nie wszystko. Wychodzę z domu ze swoją piłką, w końcu zadowolony, że przynajmniej śniadanie obyło się bez problemów... i co widzę przed oczami? Dwa kangury tłuką się tuż obok mojego roweru. Na serio. Wyobraź sobie dwa wielkie zwierzaki podskakujące w miejscach, uderzające w siebie pięściami i nogami. Czułem się jakbym oglądał jakiś boks. No ale co zrobić? Lekcje zaczynają się za dwadzieścia minut, inaczej jak rowerem nie zdążę. Z drugiej strony rozdzielanie kangurów to kiepski pomysł. Rozglądam się dookoła szukając pomocy, a tam tylko chihuahua mojego sąsiada trzęsie się w kwiatkach ze strachu. Nawet nie szczekała, a mówię ci że na co dzień to wredny szczekacz był! Myślę dalej, myślę, nagle patrzę że na ziemi leży wąż ogrodowy. No to co, łapię tego węża i jebs pomiędzy kangury! Jak od siebie momentalnie odskoczyły, jeden wpadł w panikę i zaczął uciekać, a drugi... coż, drugi niestety tak spanikował że wskoczył na samochód sąsiada dosłownie miażdżąc mu maskę. Dzięki bogu, że nie wybił szyby, jeszcze zrobiłby sobie krzywdę. Tuż po tym podobnie jak jego kumpel zaczął zwiewać przez ulicę. Zwinąłem więc węża, złapałem rower i pojechałem do szkoły. - po zakończeniu swojej historii, pokiwał parę razy głową, samemu wspominając odbyte wydarzenie. Brzmiało niezwykle wariacko, ale naprawdę coś podobnego mu się przydarzyło. Od tamtej pory nauczył się, by nigdy, ale to przenigdy nie zadzierać z kangurami. Gdy raz zobaczył ten brutalny prawy sierpowy i kop z kończyn... brr. Wolałby się mierzyć z dzikim lwem niż z kangurem. Wiedział co mówi.
- Ochroniarzami? A czy ochroniarze nie są od tego, żeby... no wiesz. Chronić cię? Dlaczego się przed nimi chowasz? - zapytał poniekąd zaciekawiony, muskając palcami swoją piłkę. Znajoma tekstura wprowadzała go w dużo bardziej rozluźniony stan, nawet jeśli już od dłuższego czasu przestał odczuwać jakiekolwiek napięcie.
Riley Wolfhound Grimshaw
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: [LICEUM] Biblioteka
Nie Mar 20, 2016 7:22 pm
Odzywasz się nieproszony? Cóż za odwaga. Lubisz iść tam, gdzie cię nie chcą. Zabawne hobby. Ale chyba nie zapomniałeś skąd kojarzysz jej imię, złoty chłopcze? Takie osoby jak ty nie mają prawa znajdować się nawet w tym samym pomieszczeniu co jej podobni.
Nie zamierzał się z nim zgadzać. Przepaść między klasami A i B, jak i ich statusem majątkowym była olbrzymia, ale nie stanowiło to dla niego powodu, dla którego miałby unikać podobnych osób. Zwłaszcza że koniec końców jako Prefekt miał za zadanie robić na mediatora między obiema stronami. Nawet jeśli w tym momencie porada była dużo bardziej osobista i wynikała raczej z czystej chęci pozornej pomocy. A raczej podpowiedzi, która pomogłaby w jego mniemaniu uniknąć rozczarowania gorszym tytułem, co niestety zdarzyło mu się w przeszłości nie raz.
Wilk przesunął się pomiędzy nimi i obszedł dziewczynę dookoła, siadając w końcu obok jej nogi.
Dostojna panienka. W przeciwieństwie do ciebie.
Lubisz nieustannie to powtarzać, wiecznie szczekający psie?
Poddenerwowany warkot wybił go chwilowo z rytmu, gdy jego obelga wyraźnie utrafiła w sedno.
Uważaj kogo nazywasz psem, gdy sam nie zasługujesz nawet na najniższą pozycję w łańcuchu pokarmowym, żałosny dzieciaku.
Nie miał siły się z nim kłócić. Niemniej faktycznie dopiero teraz zaczął się zastanawiać co dalej. Jego kontakty międzyludzkie nie były może wybitnie złe, ale z pewnością nie należały też do największych. Wypowiedział jedno zdanie i nie do końca wiedział jak pociągnąć dalszą rozmowę. Podrapał się po boku szyi, mimo wszystko unosząc kąciki ust w nieznacznym uśmiechu, gdy polecony przez niego tytuł przypadł jej do gustu. Skinął głową w odpowiedzi na podziękowanie. Przynajmniej mógł się do czegoś przydać.
"Szukasz czegoś konkretnego?"
Zastanowił się przez chwilę.
- Właściwie to świętego spokoju. Za dużo myśli zaprząta mi głowę, przydałaby się jakaś odskocznia - uśmiechnął się z niejakim przekąsem, przemieszanym z rezygnacją. Wątpił, by kiedykolwiek udało mu się od tego uwolnić. Niemniej od czasu do czasu trafiał na książkę, która wciągała go na tyle, by był w stanie zignorować ciągłe szepty, koncentrując się na fabule i wykreowanym przez autora świecie. Pewnie dlatego wielu mówiło, że książki mają swoją własną magię.
- Nie chcę cię jednak kłopotać pomocą... Elisabeth, mam rację? Jeśli dobrze pamiętam jesteśmy na tym samym roku. W różnych klasach, kojarzę twojego brata ze względu na jego przynależność do samorządu. Riley Winchester. - dodał, choć przedostatnia informacja była co najmniej zbędna. Podobnie zresztą jak ostatnia, biorąc pod uwagę fakt, że raczej nie zakładał, by zamierzała kontynuować ich rozmowę. Być może uznał to za czystą, uprzejmą formalność. Sam nie był do końca pewien.
Tak czy inaczej przez chwilę rozważał podanie jej ręki, nie wiedząc do końca jak się zachować. Zastąpił więc owy gest uśmiechem i skinięciem głowy, co chyba wypadło dość niezręcznie. Niestety.
Elisabeth A. Cartier
Elisabeth A. Cartier
Fresh Blood Lost in the City
Re: [LICEUM] Biblioteka
Nie Mar 20, 2016 8:31 pm


Ostatnio zmieniony przez Elisabeth dnia Wto Lis 22, 2016 1:15 pm, w całości zmieniany 1 raz
Pasek torby złapała oburącz przed sobą, ale po chwili z tego zrezygnowała i zawiesiła go na lewym ramieniu, uprzednio odgarniając włosy na drugie ramię. Nie lubiła, gdy przyciśnięte, krępowały ją i drażniły przy każdym ruchu głowy. Zatknęła kilka kosmków za ucho, palcami zahaczając o specyficzny kolczyk w kształcie głowy małego gryzonia.
Rodzice już jakiś czas temu zaniechali prób nakłonienia jej do wyrzucenia, ich zdaniem, paskudnej biżuterii. Uważali, że ich córka nie powinna nosić takich rzeczy, podczas gdy w swojej kolekcji miała znacznie ładniejsze i bardziej pasujące kolczyki dla dobrze wychowanej dziewczyny z rodziny, która słynęła z wyrobów jubilerskich. Jednak ten kolczyk, a także tatuaż były rzeczami bardzo podkreślającymi jej indywidualności i nie zrezygnowała z niego. Na szczęście z powodu kolczyka nie chcieli jej wysłać do internatu. Z czasem po prostu się do niego przyzwyczaili i przestali wspominać, a ona w ramach pojednawczego gestu, starała się go nie nosić po domu w ich obecności. Co do częstych sytuacji jednakże nie należało.
Jak zawsze, gdy zaczynała myśleć o rodzinie, odrobinę odlatywała. Z pozoru nic się nie zmieniło w wyrazie jej twarzy, ale myślami zabłądziła za daleko i gdyby w tym momencie, ktoś próbował ją zagadać, najprawdopodobniej spotkałby się zerową reakcją z jej strony.
Drgnęła, przypominając sobie, że nie jest sama. Schowała ręce za sobą, splatając palce na wysokości kości ogonowej. Uniosła delikatnie jeden kącik ust w górę, ale równie szybko, jak się pojawił, tak i zniknął. Nie pokazała po sobie zakłopotania, ale bardzo bezpośrednio odebrała słowa Rileya. Nie jako odniesienie do książek, którym było, ale właściwie jakby chciał zostać sam i w ten sposób dawał jej to do zrozumienia. A Tośka w jakiś sposób mu w tym przeszkadzała, choć to on podszedł do niej pierwszy. Kłóciło się to jednak z jego dalszymi słowami odnośnie do "kłopotania". Była odrobinę skonfundowana i potrzebowała chwili, by zastanowić się, w jaki sposób należało się zachować. Co przewidywała etykieta w takiej sytuacji? Czy właściwie etykieta była w stanie jej w jakikolwiek sposób pomóc w obecnym położeniu?
- Jeśli szukasz spokoju, to biblioteka jest idealnym miejscem. - zrobiła w tym miejscu pauzę, spojrzała na bibliotekę za plecami prefekta - Chyba nie powinnam Ci wobec tego przeszkadzać - zdecydowała się na tego rodzaju taktyczne rozwiązanie. Nie sądziła, by jakoś się mogła pomylić w ocenie, ale jeśli tak było, to chłopak miał całkiem dobrą sposobność do tego, by jej zaprzeczyć. Zrobiła krok do przodu, ale jeszcze na chwilę przystanęła.
- Zgadza się. Elisabeth Antoniett Cartier, ale może być również Elisabeth, bądź Antoniett. Wedle uznania - wzruszyła ostrożnie ramionami, a potem wyciągnęła dłoń w kierunku Riley. Co było gestem odruchowym, niżeli podjętym świadomie czynem. Tak ją po prostu wychowano. Wedle etykiety towarzyskiej to do kobiety należała decyzja o podaniu dłoni, bądź też nie. Jeśli ktoś zachowywał się w stosunku do niej w sposób należy, odpłacała się tym samym - Miło mi poznać - dodała na koniec starą, aczkolwiek bardzo uniwersalną, grzecznościową formułkę. Słysząc jego nazwisko, upewniła się, że faktycznie to o nim była mowa jako o prefekcie naczelnym. Przyjrzała mu się raz jeszcze, tym bardziej poświęcając większą uwagę na szczegóły, choć nie robiła tego zbyt nachalnie. Nie wiedziała, czy ma go lubić, czy nienawidzić za to, że zajął stanowisko, które tak bardzo rodzice chcieli, żeby objęła Tośka. Zdecydowała się na chwilową neutralność, nim podejmie jednoznaczną decyzję, chciała dać mu szansę. Słysząc o bracie, mimowolnie się uśmiechnęła.
- Tak. Evan został przewodniczącym klasy, więc pewnie będziesz miał z nim częściej do czynienia. - Jak zawsze, gdy wspominała o bliźniaku, jej głos stawał się odrobinę cieplejszy w wydźwięku.
Riley Wolfhound Grimshaw
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: [LICEUM] Biblioteka
Wto Mar 22, 2016 6:34 pm
Przyglądał się każdemu jej ruchowi, choć podobne obserwacje były całkowicie naturalne. Brakowało im prześladowczej wręcz nachalności - i dzięki bogu, bo jeszcze torba zamiast na drugim ramieniu dziewczyny, wylądowałaby na jego twarzy - z prostego względu, którym było po prostu dostrzeganie czyichś zachowań. Jedynie przez kilka sekund zawiesił wzrok na kolczyku zdobiącym jej ucho, a w jego oczach pojawił się błysk uznania i podziwu dla szczegółowości z jaką wykonana została ta dość niespotykana i bez wątpienia oryginalna biżuteria.
- Świetnie wygląda. - powiedział krótko, niezbyt przyzwyczajony do prawienia dłuższych komplementów. Mimo to czuł, że chce podzielić się tą mało profesjonalną opinią, by pokazać że naprawdę docenia to drobne dzieło sztuki. Można było to nazwać ukazaniem własnego uznania, zdecydowanie. Nieszczególnie zauważył przez to drobne zaaferowanie błyskotką, że dziewczyna odleciała gdzieś myślami. Sam zresztą jak widać nie do końca skupiał się tylko na tym o czym rozmawiali jeszcze chwilę wcześniej.
Zabawne, że sam chłopak nie zdawał sobie sprawy z gafy przepełnionej sprzecznościami, jaką palnął jeszcze chwilę temu. Dopiero, gdy dziewczyna wspomniała o nie przeszkadzaniu, zbladł nieznacznie analizując swoje poprzednie słowa. Wilk zachichotał warkotliwym głosem, uderzając miarowo ogonem o ziemię.
Beznadziejny.
Jedno słowo odbijało się echem w jego głowie. Nie trzeba było bowiem dodawać niczego więcej, tym bardziej że tym razem, sam całkowicie się z nim zgadzał.
- Nie, nie o to mi chodziło. Wybacz, źle to zabrzmiało. Uciekałem od ulicznego zgiełku i wrzasków podnieconych uczniów. Nie przeszkadza mi twoja obecność, bardziej boję się, że to ja przeszkadzam tobie. - uśmiechnął się wyraźnie zakłopotany, próbując wytłumaczyć własne intencje. Nie był przyzwyczajony do rozmów z ludźmi z wyższych sfer, a mimowolnie tak właśnie podchodził do osób z klas A. Zdawał sobie sprawę, że żyją w zupełnie innym świecie, prawdopodobnie już od dziecka ucząc się etykiety.
A co o etykiecie może wiedzieć zwykła sierota? Kto wybrał cię na prefekta, gdy nie potrafisz nawet obracać się w ich środowisku? Ciekawe jak szybko pozbawią cię funkcji.
Póki co, jeszcze tego nie zrobili.
I wbrew pozorom, nie zamierzał doprowadzić do tego, by stało się inaczej. Fakt, że wybrali go do tej funkcji uznawał za szansę wykazania się, nawet jeśli musiał ze względu na nią znosić przytyki ze strony swoich kumpli.
- Pozostanę zatem przy Elisabeth. - uśmiechnął się, ujmując ostrożnie jej dłoń. Nie odważył się na nic innego poza drobnym potrząśnięciem, miał jednak nadzieję, że wszelkie całowanie w wierzch dłoni obowiązywało głównie na balach. Doprawdy, im dłużej spędzał czas w jej towarzystwie, tym bardziej czuł się niczym niewychowany szczeniak z ulicy, który po raz pierwszy widzi na oczy piękną przedstawicielkę jednej z wystawowych ras.
Ach, chciałbym zobaczyć jej minę, gdy mówisz jej że właśnie przyrównałeś ją w myślach do wystawowego psa. No dalej Riley, dlaczego tego nie zrobisz?
Wilk przesunął się obok niego, ocierając o jego łydkę, przez co chłopak momentalnie przestąpił z nogi na nogę, wypuszczając jej dłoń z uścisku.
Pokiwał nieznacznie głową na słowa o jej bracie.
- Bardzo prawdopodobne. Niemniej, z pewnością dużo lepszą styczność z nim będzie miał mój przyjaciel, którego obsadzono na stanowisku zastępcy. Szczerze mówiąc współczuję Evanowi, Jay jest dość... trudny w obyciu. - odkaszlnął krótko z nieznacznie powątpiewającą miną, mimo faktu, że to on sam wrobił Ryana w podobną funkcję. - Choć jest niezwykle rzeczowy. Postaram się pilnować, by nie przysparzał zbyt wielu kłopotów.
Zaśmiał się cicho na własne słowa, sięgając przy okazji po jedną z książek. On, kontrolujący Jaya? Nikt nie miał nad nim władzy. Mimo to zdecydowanie nie chciał, by jego przyjaciel źle wypadał w oczach innych skoro został już obsadzony na podobnej funkcji. Nawet jeśli wątpił, by Ryan próbował zrzucać swoje obowiązki na kogoś innego, wiedział że dla własnego spokoju ducha od czasu do czasu skontroluje jego zaangażowanie. Ostrożności i czujności nigdy za wiele.
Elisabeth A. Cartier
Elisabeth A. Cartier
Fresh Blood Lost in the City
Re: [LICEUM] Biblioteka
Sro Mar 23, 2016 5:30 pm


Ostatnio zmieniony przez Elisabeth dnia Wto Lis 22, 2016 1:17 pm, w całości zmieniany 1 raz
Widząc jego wzrok, domyśliła się, na co patrzy, a jej usta rozciągnęły się w zadowolonym uśmiechu. Niewiele osób wiedziało, że kolczyk ten zaprojektowała i wykonała sama, wcześniej jedynie zaopatrują się w rzeczy, które były jej do tego potrzebne. Największym problemem było zdobycie czaszki. Jednak jak to mówią; dla chcącego nie ma nic trudnego. Odpowiednia ilość pieniędzy i kilka kontaktów jej rodziców wystarczyło, by koniec końców dostała to, czego chciała. Reszta poszła już z górki. Dwa tygodnie później, kolczyk zawisł w jej uchu i od tamtej pory raczej niechętnie się z nim rozstawała.
- Dziękuję – odparła, wciąż się do niego uśmiechając, co nadawało jej twarzy zupełnie inny wyraz. Rysy stawały się mniej surowe, nadając jej łagodności i wyglądała w końcu na swoje naście lat, a nie jak osoba znacznie starsza. Nie była łasa na komplementy, ale lubiła, gdy inny doceniali jej pracę, nawet jeśli nie zdawali sobie z tego sprawy. Błysk uznania w jego oczach, również by jej wystarczył.
Dostrzegła, jak bladnie i odruchowo zrobiła pół kroku w jego kierunku. Chyba po prostu była wyczulona, a nawet przeczulona, na podobne rzeczy przez swoje własne napady, chociażby astmy. Nie była pewna, co konkretnie by dalej zrobiła, ale nie musiała się również długo nad tym zastanawiać. Została w miejscu, gdy zdała sobie sprawę, że jego reakcja była spowodowana faktem, że niekoniecznie się zrozumieli. Może byłoby to i zabawne w innych okolicznościach albo gdyby miała coś takiego jak poczucie humoru. Obróciłaby całą sprawę w żart i byłoby po kłopocie. A tak to wypuściła wcześniej wstrzymany oddech.
- Och – powiedziała, zaskoczona nie tyle jego słowami, ile swoją własną pomyłką. Pomimo że zakładała wcześniej, iż źle go może odebrała, to wciąż był to szok dla dziewczyny.
Spojrzała za siebie, na przechodzącą między regałami parę, rozmawiających ze sobą dziewczyn. Uniosła nieznacznie brew w górę, odprowadzając je spojrzeniem, aż za róg. Obróciła z powrotem głowę w kierunku Rileya, kończąc to, co zaczęła.
- Nie, nie przeszkadzasz mi. – O dziwo, ale tego na głos już nie dodała.
- Pomogłeś w doborze lektury, pamiętasz? – Popukała dłonią zamkniętą przed sobą torbę, w której schowaną miała książkę, którą jej polecił. Nie wzięła jej tylko ze względu na grzeczność. Miała szczery zamiar przeczytać ją w najbliższym czasie. Może nawet dziś wieczorem.
- Gdyby było inaczej, nie miałbyś żadnych wątpliwości – powiedziała to całkowicie poważnym tonem. Nie widziała sensu w ukrywaniu, że mogło być inaczej. Jeżeli ktoś zachowywał się w porządku wobec niej, to nie miała większych podstaw, żeby samej zachowywać się jak jędza. I choć początkowo miała obiekcje względem przebywania w czyimkolwiek towarzystwie, to powoli się ich wyzbywała. Przynajmniej na tę chwilę.
Przymknęła oczy, rzucając długimi rzęsami cienie na policzkach, a potem wzięła płytki wdech, po chwili rozchyliła powieki i spojrzała na chłopaka, choć przez chwilę pomyślała, że go tam nie będzie. Ucieknie, zniknie, albo okaże się, że nigdy go tam nie było.
Gdy stwierdził, że zostanie przy „Elisabeth”, kiwnęła głową. Uścisnęła jego dłoń delikatnie, aczkolwiek pewnie. Cofnęła rękę, gdy ją puścił. Zachowanie chłopaka w niektórych chwilach było bardzo dziwne, a nawet powiedziałaby, że sprzeczne. Choć może to ona była powodem i jej zachowanie, gesty. Wiedziała, że jest czasami nad wyraz formalna, co niektórych peszyło. Tylko że to znała, tak ją właśnie wychowano.
- Jestem pewna, że Evan da sobie z nim radę – uśmiechnęła się zagadkowo. A prawda była taka, że gdzie jeden Cartier tam i drugi. To było jak podstawowe prawa natury. A skoro byli już przy temacie jej bliźniaka, to nie powstrzymała się i spojrzała na wyświetlacz telefonu. Żadnej wiadomości. Łajza.
- A jak bardzo trudny w obyciu jest? – zapytała, przechylając nieznacznie głowę w prawą stronę. Mała doza ciekawości nikomu jeszcze nie zaszkodziła. Podobno.
Rozejrzała się dookoła, podeszła do końca alejki, by wyjrzeć na obie strony. Opierając lewą rękę na regale, obróciła głowę przez ramię.
- Myślisz, że znajdzie się gdzieś jakieś ciche miejsce, gdzie moglibyśmy usiąść? Chyba że wolisz zostać tutaj – jej policzek zadrgał, gdy jeden z kącików ust uniósł się ku górze.
Riley Wolfhound Grimshaw
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: [LICEUM] Biblioteka
Sob Kwi 02, 2016 11:22 am
Przyglądał się jej uśmiechowi, niemalże od razu odpowiadając tym samym.
Riley zawsze podziwiał osoby z pasjami. Sam bardzo długo nie był w stanie ukierunkować się w żadną konkretną stronę. Było to na swój sposób przykre, nie należało się jednak temu dziwić. Dzieciaki z sierocińców nie chodziły na żadne dodatkowe zajęcia. Jeśli śpiewały czy tańczyły, robiły to we własnym zakresie, bez instruktora. Niektórym - tym, którym udało się ugłaskać opiekunów - zezwalano od czasu do czasu na wyjście na miasto, gdzie odbywały się jakieś darmowe pokazówki czy festiwale. Było to jednak trudne. Nic dziwnego, że swoimi czasy, jedyną rozrywką Rileya w życiu były bójki. Nie żeby chwalił się tym na prawie i lewo. Zdecydowanie nie było to coś, o czym chcieli słuchać nauczyciele, skutecznie więc zamknął wiedzę o tym dziale swojego życia, nie dopuszczając do niego nikogo poza najbardziej zaufanymi osobami. Które zresztą były z tym bezpośrednio powiązane.
Dopiero po dłuższym czasie, zaczął kombinować ze wszelkimi nielicznymi sprzętami, znacznie usprawniając ich działanie, odnajdując zamiłowanie w robotyce. Stało się jasnym, że chłopak ma do tego talent, gdy za pomocą starego wiatraczka z komputera i paru kabelków, które wystarczyło wspólnie połączyć z kaloryferem, utworzył własny system ogrzewania, rozprowadzający ciepło po chłodnym pokoju, zapewniając nieco lepsze warunki sobie i licznym dzieciakom, które przychodziły u niego spać, bojąc się ciemności czy starszych chłopaków, lubiących ich gnębić po nocach. Innym zajęciem, które większość uznawała za niesamowicie nudne, a jemu sprawiała mnóstwo przyjemności... była kostka rubika. Choć rzecz jasna w życiu by się do tego nie przyznał, tak długo jak Jay nie siedział obok ze swoim sudoku. Czynność ta nie była tak prosta jak się większości wydawało, lecz niesamowicie skutecznie zajmowała i odganiała natrętne, niechciane myśli. Nic dziwnego, że w gorsze dni potrafił spędzić nad nią kilka godzin, nie odczuwając nawet upływu czasu.
Nie martw się, Riley. Nie zostawię cię, nawet jeśli uda ci się o mnie zapomnieć na kilka godzin.
Cichy warkot, zdecydowanie nie polepszał jego humoru. Zauważył jednak, że obecnie kręcił się o dziwo dość nieszkodliwie dookoła, nawet nie komentując jego słów w aż takim nadmiarze. Chwilowy spokój.
Podobnie jak Elisabeth, zerknął w stronę przechodzących dziewczyn, które w pewien sposób zakłóciły panującą w bibliotece ciszę. Dopiero gdy jego rozmówczyni wróciła do niego uwagą, sam również to uczynił, wypuszczając z siebie powietrze z niejaką ulgą, gdy stwierdziła, że jej nie przeszkadza.
- Całe szczęście. - uśmiechnął się, kiwając głową na jej następne słowa. Cieszył go taki, a nie inny rozwój sytuacji. Zdecydowanie wygodniej spędzało mu się czas w towarzystwie ludzi, którzy jasno dawali do zrozumienia co sądzą o danej sytuacji. Ci, którzy przybierali fałszywe uśmiechy sprawiali mu najwięcej kłopotu.
Jej pewność siebie w kwestii brata była na tyle niezachwiana, by i sam Riley nieznacznie się uspokoił. Przyda się ktoś, kto będzie wiedział jak odpowiednio do niego podejść. Poza tym, sam Winchester nieustannie kręcił się wokół nieco, nie miał więc oporów przed próbą pomocy. Nawet jeśli dobrze wiedział, że Grimshawowi nie dało się niczego wmówić. Można było jedynie coś zasugerować i poczekać na jego decyzję.
Zawahał się przez chwilę przy udzieleniu odpowiedzi, gdy dziewczyna zaproponowała żeby usiąść. Skinął czym prędzej głową.
- Jasne. Któryś ze stolików powinien być wolny. To w końcu duża biblioteka. - poprawił torbę na ramieniu i ruszył w odpowiednim kierunku, starając się dostosować tempem do dziewczyny. Rzeczywiście, znalezienie wolnego miejsca nie było niewykonalne, choć musieli przejść dość sporą część biblioteki, nim odcięli się od chichoczących nad książkami dziewcząt, czy rzucających w siebie kulkami papieru chłopaków, nie potrafiących się skupić na nauce. Upomniał nawet, zarówno jednych jak i drugich, jednym krótkim zdaniem, mającym im przypomnieć gdzie się znajdują, nim usiadł na krześle, wydając z siebie cichy pomruk zamyślenia. Miał nieco czasu, by zastanowić się nad odpowiedzią.
- W skali od jednego do dziesięciu, dałbym mu dwadzieścia. - westchnął krótko, opierając się wygodniej plecami o krzesło.
- Nie jest to jednak nieuzasadnione. Jay nie potrafi zdzierżyć ludzi, którzy plotą trzy po trzy, nie mając pojęcia o tematach, na które się wypowiadają. Tak długo jak zachowacie... twardy kark i sensowną, rzeczową treść wypowiedzi, a on nie uzna czegoś za kompletną stratę czasu, powinien się wywiązywać z obowiązków. Mimo to jest cierpliwy. Wątpię, by ktokolwiek dał radę obecnie wytrącić go z równowagi. Po prostu znudziłby się rozmową i odszedł. Nie próbujcie nim manipulować, czy próbować go przekonać szantażem. Stracicie w jego oczach i tym bardziej nie będzie chciał wam pomóc. Nie próbujcie nim rządzić, ale też sami nie dajcie mu się zdominować. Często testuje w ten sposób ludzi, sprawdzając jak twardy mają kręgosłup. Nie próbujcie się z nim zaprzyjaźniać. Nie szuka przyjaciół. Nie mówię, że nie macie utrzymywać z nim kontaktów, jeśli sam wyrazi brak sprzeciwu w podobnym temacie... - przez chwilę na jego twarzy pojawiło się zwątpienie, zupełnie jakby branie pod uwagę podobnego rozwiązania, wydawało mu się równie prawdopodobne co fakt, że zaraz papież przekroczy drzwi biblioteki.
- Ale nie naciskajcie. Rzeczowo, zwięźle, profesjonalnie. Jay jest niezwykle dojrzały jak na swój wiek, nie podejmuje decyzji pod wpływem emocji. Możecie go zachęcić, ale nakłanianie niczego nie da, a może zostać odebrane jako natręctwo. W razie czego, zwykle kręcę się niedaleko niego, więc postaram się pomagać w... trudniejszych sytuacjach. Niemniej nawet ja mogę mu jedynie coś zasugerować. Jay chodzi własnymi ścieżkami. I słucha tylko siebie. - rozchylił nieznacznie usta, jakby chciał coś jeszcze dodać, zaraz je jednak zamknął, gdy wyraźnie się rozmyślił. Przez chwilę patrzył przez okno, nim ponownie powrócił uwagą do Elisabeth.
- Jaki jest Evan? Nie miałem jeszcze większej okazji go poznać. - skoro już wymieniali się informacjami, mógł i ją podpytać o coś, co byłoby lepszą relacją niż suche fakty zawarte w papierach. Sam podał im raczej kilka trików, które powinni jego zdaniem wykorzystać obchodząc się z Grimshawem, choć były one na tyle ogólne, że nie uwzględniały charakteru samego Evana i Elisabeth. Ciężko byłoby uwzględnić go komuś, kto zwyczajnie ich nie znał, wiedząc jedynie to co przeczytał przy aktach przyjęcia, bądź usłyszał na korytarzu. Natomiast w przypadku tych drugich informacji, mimo że zakorzeniały się w jego pamięci, nie dawał im wiary, póki sam ich nie potwierdził.
Taki dobry chłopiec. Myślisz, że tak dobrze go znasz?
Wilk wysunął się na krzesło obok i wszedł na stół, chwilowo przysłaniając mu dziewczynę. Zaraz okręcił się jednak i usiadł na jego brzegu, wpatrując się w niego z szyderczym uśmiechem, którego Winchester nie zamierzał w żaden sposób komentować, ani nawet zwracać na niego uwagi. Jak zawsze.
Elisabeth A. Cartier
Elisabeth A. Cartier
Fresh Blood Lost in the City
Re: [LICEUM] Biblioteka
Sro Kwi 20, 2016 4:48 pm


Ostatnio zmieniony przez Elisabeth dnia Wto Lis 22, 2016 1:18 pm, w całości zmieniany 1 raz
Na jego miejscu wcale nie uznawałaby się za szczęściarza. Jednakże był to typowy błąd każdego, kto jej nie znał. To, że nie przeszkadzał jej w tej chwili, nie oznaczało, że stan ten nie zmieni się za kilka minut. Mawiają, że najważniejsze są pierwsze sekundy spotkania, że to na ich postawie wyrabiała się zdanie o drugiej stronie, ale dla niej równie ważne były kolejne minuty. Zbyt dobrze znała grę pozorów, by dać się nabrać na grzeczności.
Przecież sama chowała się za maską uprzejmości, ponieważ nie wiedziała, jak powinna była się zachowywać. Wychowywana w złotej klatce przez rodziców nie miała do tej pory takich dylematów jak teraz. Co powiedzieć, co zrobić. Na bankietach należało sztucznie się uśmiechać, potakiwać w odpowiednich momentach, czyli odbębnić swoje i zniknąć z radaru potencjalnych rozmówców. Wystarczyło najczęściej znaleźć się u boku brata, aby znaleźć się w swojego rodzaju azylu. Rzadko kto próbował podchodzić do nich, gdy przebywali obok siebie.
Właśnie dlatego była pewna, że pan Grimshaw nie stanowi większego problemu.
- Duża biblioteka, ale i ludzi dużo.. – mruknęła, mniej zadowolona z tego faktu. Kto by pomyślał, że ludzie z pokolenia tych wszystkich portali społecznościowych wiedzą w ogóle, do czego służy książka. Akurat w tym momencie żałowała, że dzieciaki nie siedzą z nosami w Wikipedii przekopiowując swoich prac domowych. Albo nie robią czegokolwiek innego..
Przetarła dłonią skroń, w której powoli zaczynał ćmić ją ból. Wieczorna migrena stała tuż za rogiem czekając sobie w kolejce na liście rzeczy, z którymi do czynienia dziś wyjątkowo mieć nie chciała.
Pozwoliła by to Riley poprowadził w jakimkolwiek kierunku, w którym wydawało mu się, że znajdą wolny stolik. Trochę im to zajęło, ale koniec końców poszukiwania zakończyły się pełnym sukcesem. Po drodze nikt ich również nie próbował zaczepić, choć zakładała, że grono osób, zwłaszcza maruderów, może tego próbować ze względu na stanowisko, jakie zajmował jej towarzysz. Chłopak musiał mieć posłuch wśród uczniów, ponieważ wystarczyło jedno jego upomnienie, aby w bibliotece przywrócić naturalny stan rzeczy. Podobało jej się to i uśmiechnęła się pod nosem na myśl, że nie jest jedyną, która lubi ciszę i spokój w tego typu miejscach. Idąc obok Rileya miała okazję przyjrzeć się jego profilowi, gdy akurat nie patrzył w jej kierunku. To było jej takie małe hobby - obserwowanie ludzi, gdy się tego najmniej spodziewają.
Stanęła przy wolnym krześle, naprzeciwko tego, które zajął prefekt. Zdjęła z ramienia torbę, którą powiesiła na oparciu, a potem zsunęła z ramion kardigan, który położyła na następnym krześle. Zajmując swoje miejsce, poprawiła zegarek na nadgarstku, ustawiając jego tarczę do góry.
Dwadzieścia? To dużo, jakby nie patrzeć.
Uniosła w górę jedną brew, zastanawiając się, czy chłopak, aby przypadkiem nie zawyża oceny kolegi. Słuchając go, można było odnieść wrażenie, że nie. Choć równie dobrze mógł opisywać również Cartierów. Poniekąd, oczywiście. Kącik jej ust zadrgał. Oparła ramiona na krawędzi stolika, pochylając się nad nim i splatając przed sobą palce.
- Nie musisz aż tak się przejmować, Rileyu. Twój opis Jaya wydaje się być.. rygorystyczny, jednakże zarówno Evan, jak i ja do osób słabych nie należymy, nie szukamy również przyjaciół. Zarządzamy częścią udziałów firmy naszych rodziców, Jay przy tych wszystkich rekinach finansowych wydaje się po prostu niegroźny. Jeśli nie będzie chciał współpracować z moim bratem, to jego problem, nikt go do tego zmuszać nie będzie – wzruszyła obojętnie ramionami. Vice przewodniczący może i nie musiał współpracować, ale lepiej dla niego, żeby chociaż nie sprawiał kłopotów. Resztę dało się jakoś przeżyć.
- Nikt nie będzie nad nim skakał, prosząc się o cokolwiek. Jako vice przewodniczący chyba zdaje sobie sprawę z zakresu swoich obowiązków. – Mówiła to spokojnie, ale z pełnym przekonaniem. Nie zapewniała przesadnie Rileya, nie przechwalała się. Była rzeczowa w swoich słowach i wyrażała na głos jedynie, to co było powszechnie wiadome. A przynajmniej być powinno. Nie brzmiała jak dziewczynka, która nie wie, o czym mówi, ale jak ktoś znacznie starszy niż wskazywał na to jej wiek w kartotece, którą prefekt trzymał w swoich rękach.
Uniosła głowę, czekając, gdy zdawało jej się, że chłopak chce dodać coś jeszcze. Skoro jednak się rozmyślił – nie nalegała. Odchyliła się na krześle, krzyżując nogi w łydkach pod stolikiem, tak by jednocześnie nie zahaczyć butem o nogi Winchestera.
Nie Twój interes – pomyślała, ale w porę ugryzła się w język, żeby nie powiedzieć tego na głos w znacznie mniej przychylnym tonie niż dotychczas. Wzięła płytki wdech, wypuszczając powietrze nosem. Potrzebowała chwili, by odseparować obraz brata tego, jaki był wobec niej, a jaki w stosunku do reszty świata.
- Większość zależy od jego aktualnego nastroju, jest bardzo zmienny. Grzecznością wiele można u niego załatwić, prób wkupienia się w jego łaski poprzez przekupstwa i podlizywanie się, bym odradzała. Rzeczowy, bardzo uparty, dążący do celu, który sobie postawi. Nie lubi, gdy próbuje się nim manipulować, szybko się spostrzeże i manipulant sam zostanie zmanipulowany, rozkazywanie mu czegokolwiek nie przyniesie żadnych skutków. Odpowiedzialny i godny zaufania, więc jako przewodniczący sprawdzi się w tej roli znakomicie. Nie będzie zabiegał o niczyje względy, ale jest wymagający wobec innych, więc jeśli coś będzie miało być zrobione, to tego dopilnuje. Jest również dobrym rozmówcą, aczkolwiek należy uważać, bo lubi mieć kończące zdanie. – Dziwnie się czuła w roli kogoś, kto musi skrócić zawiły charakter swojego brata do krótkiej charakterystyki. Przecież to był temat rzeka, który mogłaby ciągnąć godzinami. Poza tym powinna była podzielić go na dwie osobne kategorie. Problemem jednak był fakt, że Riley wciąż był dla niej obcym i miała opory, by się rozgadać. Opis, który przedstawiła, wydawał jej się może i dość krótki, ale zwięzły i na temat. Nie dodała tylko jednej rzeczy, która zmieniała wszystko. I nie była to żadna skromność, czy coś w tym rodzaju.
- Mogłabym powiedzieć wiele, wiele więcej, ale lepsza od teorii jest po prostu praktyka i przekonanie się na własnej skórze, jaki jest. Lepiej mieć w nim przyjaciela, niż wroga - dodała na zakończenie.
Riley Wolfhound Grimshaw
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: [LICEUM] Biblioteka
Sro Maj 11, 2016 7:59 am
Całe szczęście Riley nie należał do osób, które narzucały się innym. Jeśli pojawiał się sygnał na zasadzie 'twoja obecność tutaj jest co najmniej niepożądana', bez najmniejszych problemów czy urazy, potrafił się zwyczajnie oddalić. Doskonale wiedział, że narzucanie się komuś i łażenie za nim krok w krok, gdy sobie tego nie życzył, przynosiły więcej złego niż dobrego. Był tylko i wyłącznie jeden wyjątek od tej reguły, który zwyczajnie bał się pozostawić samemu sobie na dłużej, mając gdzieś tą świadomość, że jeśli sam za nim nie podąży, ich znajomość zakończyłaby się w sposób całkowicie naturalny. Rzecz jasna, ową osobą był Jay. Nadal stosował jednak tę prostą taktykę, pozostawienia przyjaciela samemu sobie wyłącznie na jakiś okres czasu. Póki co był jednak na tyle bezpieczny, że udało mu się ściągnąć Grimshawa do akademika. Niezależnie od tego czy zniknie na jeden dzień, dwa czy może pięć - prędzej czy później wracał.
Więc Riley czekał. Starał się nie wysyłać mu żadnych natarczywych smsów. Nie pytać gdzie jest i kiedy wróci częściej niż było to konieczne. A gdy w końcu się pojawiał, nie odzywał się nawet słowem, ignorując jego nagłe pojawienie się, udając że nadal śpi, bądź rzucając zdawkowe 'hej', nawet jeśli wewnątrz miał ochotę przypieprzyć jego głową w ścianę za to, że sto szesnaście razy widział oczami wyobraźni rozjeżdżający go samochód i jakieś pięćset trzydzieści jak napada go cała zorganizowana grupa. Nie obchodziło go czy był ponad-człowiekiem, który jakimś cudem z każdej opresji wychodził cało. Obchodziło go to tyle co zeszłoroczny śnieg. Tak długo jak nadal był człowiekiem, tak długo nie był niezniszczalny. I tak długo w jego głowie miało na stałe gościć czarnowidztwo, które nigdy nie znajdzie ujścia na światło dzienne.
Więc jeśli weźmie się wszystkie te aspekty pod uwagę, jak wielkim problemem był fakt, że ktoś chciał zażyć samotności, bądź zwyczajnie odesłać cię z kwitkiem? Na tyle dużym, by po pięciu sekundach kompletnie nie przywiązywał już do tego wagi. Rzecz jasna, w przeciwieństwie do Wilka, który wręcz uwielbiał wyciągać podobne sytuacje, przypominając mu je raz po raz. Gdy tylko podłapał jakąkolwiek część czyjejś wypowiedzi, wywlekał ją na światło dzienne, by udowodnić po raz kolejny jak wielkim nikim jest.
O jednego za dużo. Głos rozbrzmiewający w jego głowie, tylko potwierdził wcześniejszą teorię. Zwierzę przeciągnęło się leniwie, rzucając mu pogardliwe spojrzenie, nim zaczęło się przechadzać wzdłuż regałów, sunąc powoli ogonem po grzbietach książek. Nawet nie skupiając się na nich, widział jak wszystkie zaczyna zalewać czarny tusz, rujnując jedną po drugiej. Skupił się jednak na towarzyszącej mu dziewczynie, raz po raz powtarzając w głowie tę samą mantrę co zawsze.
To nie jest prawdziwe.
Zaśmiał się krótko na jej stwierdzenie dotyczące ilości ludzi, przechylając głowę w bok.
- W dobie komputerów to dość miły widok. Dzieci z nosami w tabletach bardziej mnie przerażają niż zachwycają rozwojem i obeznaniem technologicznym. - pozwolił sobie na wypowiedzenie własnego zdania, prowadząc ją przez bibliotekę.
Słuchając jej wypowiedzi komentującej Jaya, milczał. Jedynie jego spojrzenie wyrażało zamiast faktycznej nadziei, raczej... rezygnację. Wrażenie szybko jednak zniknęło, gdy zmierzwił grzywkę palcami, a na jego oblicze powrócił bardziej neutralny wyraz.
"Jako vice przewodniczący chyba zdaje sobie sprawę z zakresu swoich obowiązków."
Gdybyśmy nie wybrali go wbrew woli, pewnie by sobie zdawał.
Pomyślał, nie wypowiadając jednak podobnych słów na głos. Poniekąd tak jak cieszyło go przekonanie Elisabeth o tym, że doskonale dadzą sobie z nim radę na takich, a nie innych zasadach, tak z drugiej strony, z jakiegoś bardzo dziwnego powodu - czyżby doświadczenia? - miał wątpliwości, że wszystko pójdzie tak gładko jakby się chciało.
Siedzący na stole Wilk zeskoczył na ziemię, przesunął się tuż za jego krzesłem, by zaraz ułożyć mu ciężki łeb na kolanach. Starał się robić wszystko, by go zignorować, nawet gdy ułożył jedną z masywnych łap na jego udzie, wbijając w nie ostre pazury. Udało mu się nie skrzywić.
Słuchając opisu jej brata, westchnął niezbyt cicho, podnosząc na nią spojrzenie.
- Wygląda na to, że ich współpraca będzie istną katastrofą... albo jakimś cudem znajdą nić porozumienia i stworzą wyjątkowo zgrany duet. - mimo to raczej nie było wątpliwości, którą wersję obstawiał w tym momencie Winchester. Mimo to, z pewnością zamierzał podzielić się zebranymi informacjami z Jayem, by odpowiednio wybadać na jakim gruncie się znajdowali i co mógł zrobić, by przesunąć szalę w stronę porozumienia.
- Niemniej podejrzewam, że podobne spotkanie byłoby bardziej niż na rękę założycielowi naszej szkoły. Sytuacja w Riverdale jest bardzo ciężka. Dwie kompletnie różne klasy zebrane w jednej placówce. Zdecydowane, często trudne charaktery, myślące na kompletnie różnych płaszczyznach. Ci, którzy normalnie omijają się szerokim łukiem, a nawet nie mają wstępu do miejsc 'tych drugich', nagle zostają postawieni naprzeciwko siebie ze słowami "Od dziś będziecie żyć razem". Brzmi trochę jak piękna ideologia szaleńca, nie sądzisz? Choć z drugiej strony często szaleńcy byli największymi geniuszami. - uśmiechnął się łagodnie, zmieniając nieznacznie pozycję siedzenia, zrzucając tym samym Wilka. Oprócz krótkiego warknięcia, nie zrobił jednak niczego więcej, po prostu układając się obok stołu niczym wierny pies.
Elisabeth A. Cartier
Elisabeth A. Cartier
Fresh Blood Lost in the City
Re: [LICEUM] Biblioteka
Pon Maj 23, 2016 1:14 am


Ostatnio zmieniony przez Elisabeth dnia Wto Lis 22, 2016 1:19 pm, w całości zmieniany 1 raz
Gdyby podobne myśli wypłynęły na światło dzienne, to znaleźliby kolejny temat do rozmowy. Doskonale rozumiała, czym jest troska o bliską osobę tylko.. różnica polegałaby na tym, że sama nie miała oporów, żeby suszyć głowę bratu. I nie było również mowy o rozłące na kilka godzin, a co dopiero dni.
Swoją drogą, wciąż nie dostała żadnej wiadomości od Evana, co odrobinę ją denerwowało. Nie lubiła nie wiedzieć, co się z nim dzieje, ani gdzie jest. Dla niektórych mogłoby się to nawet wydawać niezdrowe, ale nie dla nich, którzy wychowali sami siebie nawzajem i nie mieli nikogo więcej. Bo i nikt więcej nie był im do szczęścia potrzebny. Przesunęła ręką po kieszeni spodni, ale wtedy przypomniała sobie, że telefon zostawiła w torbie. Zerknęła na nią kątem oka, a potem wyjęła komórkę. Sprawdziła, że nie ma na niej żadnej nowej wiadomości, co skwitowała mocniejszym zaciśnięciem szczęki. Odłożyła aparat na bok, gdyż w tej chwili nie był jej potrzebny. Dźwięk na szczęście wyciszyła, nim weszła do biblioteki, nie musiała się więc martwić, że nagle przyjemną atmosferę, jaką miało to miejsce, przerwie nachalny dzwonek.
- Pooooooniekąd masz rację. Ale pomyśl, jak wiele jest to potencjalnych osób, które mogą chcieć Cię zaczepić. Wtedy przychodzenie do biblioteki w poszukiwaniu spokoju, trochę mija się z celem. Doceniam nowinki technologiczne, ale ze wszystkim należy znać umiar. – Na przykład uwielbiała Internet za możliwość oglądania filmów bez konieczności wychodzenia z domu i ciśnięcia się w ciemnej, zamkniętej sali.. Na samą myśl brakowało jej powietrza, a echo klaustrofobii kołatało jej się po głowie. Wzięła głębszy wdech i odgarnęła na bok kosmyk włosów, zahaczając palcami o większy kolczyk.
Przyglądała się chłopakowi przez dłuższą chwilę, rozmyślając nad pewnymi kwestiami. Nie, nie miała przejawu empatii, czy czegoś w tym rodzaju. To raczej fakt, że chłopakowi tak bardzo zależało, aby do większych konfliktów nie dochodziło.
- Postaram się.. hamować, Evana. Łagodzić ewentualne konflikty – zaproponowała, wzruszając przy tym ramionami. Jeśli chodziło o dyplomację, to z całą pewnością była w tym lepsza od brata. A i na samego bliźniaka wpływ ogromny miała, więc nie powinno być bardzo źle. Nie idealnie, ale katastrofalnie również nie.
- Pomysł może był i dobry, chęci mogły być dobre, ale wykonanie jest dość kiepskie. Osobiście nie przeszkadza mi podział klasowy, większe uprzedzenia mieli nasi rodzice. Długo się nad tym zastanawiali, ale w końcu stwierdzili, że renoma szkoły jest bardzo wysoka, więc coś to za sobą musi pociągać. Nie wiem, jak jest z innymi uczniami, jak wygląda sytuacja, ale powiem Ci, gdy już jakieś zdanie sobie wyrobię. – Uśmiechnęła się lekko, unosząc w górę oba kąciki ust.
- Wybacz jeśli, to głupie, ale.. Nie mam zielonego pojęcia, z której klasy jesteś. Nawet nie jestem pewna, czy jesteśmy na jednym roczniku. - Jej uśmiech stał się bardziej przepraszający, jakby sam fakt, że nic o nim nie wiedziała, sprawiał, że był to jej błąd. Zawsze przygotowana Tośka tym razem musiała dowiadywać się wszystkiego w sposób normalny, od drugiej osoby.
Sponsored content
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach