▲▼
First topic message reminder :
Pierwszym, co rzuca się w oczy, gdy patrzy się na ten dom, jest to, że brakuje mu przepychu, który bije od wielu tutejszych rezydencji. Wyróżnia się też staromodnym, angielskim stylem, który nie jest tak często spotykany w Kanadzie. O tę stylistykę zadbała głowa rodziny, chcąc wynagrodzić jakoś bliskim opuszczenie ojczyzny.
Budynek jest piętrowy, z poddaszem i sporą piwnicą. Wewnątrz również gustownie urządzony, ale pozbawiony niepotrzebnych nikomu, kosztownych elementów. Prowadzony wedle ideologii: "Mieć tyle, ile jest potrzebne i stawiać na jakość oraz użyteczność, a nie na modę i cenę".
O porządek w rezydencji dba zamieszkująca go gosposia. Jest ona jedynym tutejszym pracownikiem.
Pierwszym, co rzuca się w oczy, gdy patrzy się na ten dom, jest to, że brakuje mu przepychu, który bije od wielu tutejszych rezydencji. Wyróżnia się też staromodnym, angielskim stylem, który nie jest tak często spotykany w Kanadzie. O tę stylistykę zadbała głowa rodziny, chcąc wynagrodzić jakoś bliskim opuszczenie ojczyzny.
Budynek jest piętrowy, z poddaszem i sporą piwnicą. Wewnątrz również gustownie urządzony, ale pozbawiony niepotrzebnych nikomu, kosztownych elementów. Prowadzony wedle ideologii: "Mieć tyle, ile jest potrzebne i stawiać na jakość oraz użyteczność, a nie na modę i cenę".
O porządek w rezydencji dba zamieszkująca go gosposia. Jest ona jedynym tutejszym pracownikiem.
Momentami podobieństwa w charakterach potrafią być problematyczne. Nie tylko Remi nie lubił tutaj gadania o uczuciach i relacjach międzyludzkich, a Natalie już wystarczająco nadszarpnęła swoje rezerwy także w tej kwestii. Najpierw powiedziała na głos wszystko, co od lat ją męczyło i po raz kolejny poczuła się przez to tylko jeszcze bardziej dobita, a później jakimś cudem zebrała się, żeby ogarnąć w myślach cały ten głupi, uczuciowy chaos i mu o nim napisać. Przez gardło by jej to pewnie nigdy nie przeszło, ale pisać było znacznie łatwiej. Zwłaszcza, jeśli założyło się, że przez kilka najbliższych dni rozmówcy się nie zobaczy.
Związane z tym męczenie była jeszcze jakoś wstanie znieść. Może udałoby jej się to jakoś rozegrać i powiedzieć, ale to, o co zapytał później, zupełnie zmieniło jej nastawienie. Nie, nie wkurzyła się ani nie pozwoliła wszystkim tym obudzonym, negatywnym emocjom się wydostać. Nadal kurczowo trzymała się tych pozytywnych, które chciała zachować.
- Mówiłam wtedy, dlaczego jestem wściekła i nie zamierzam teraz do tego wracać, dobrze? - Strasznie uważała, jakich używa tutaj słów.
Na samą myśl o tamtym zdarzeniu zaczynało się w niej gotować. Wściekłość, nienawiść, odrzucenie, zawód, rozpacz, histeria, samotność, samotność, SAMOTNOŚĆ! Nie mogła dać się temu znowu wydostać. Obiecała sobie, że pogrzebie to raz na zawsze i tak zamierzała zrobić.
Nawet przy nim jestem tak naprawdę sama. Mogę dobrze się bawić i starać się go uratować, ale nigdy naprawdę przy mnie nie będzie. Nikt nie będzie. Zawsze będę sama.
- Naprawdę, nie wracajmy do tego. To złe wspomnienie. - Uśmiechnęła się, ale trochę smutniej.
Nie wiedziała, jak zachowa się w towarzystwie Viery, ale niespieszno było jej się tego dowiadywać. Nie chciała jej widzieć. Miała wrażenie, że w najbliższym czasie będzie chciała ją jedynie rozerwać na strzępy. Nadal wrzała w niej nienawiść.
Cóż, Natalie miała bardziej burzliwy charakter niż mogło się to wszystkim wcześniej wydawać. Nawet ona nie zdawała sobie z tego sprawy, bo zawsze tak bardzo się pilnowała.
Związane z tym męczenie była jeszcze jakoś wstanie znieść. Może udałoby jej się to jakoś rozegrać i powiedzieć, ale to, o co zapytał później, zupełnie zmieniło jej nastawienie. Nie, nie wkurzyła się ani nie pozwoliła wszystkim tym obudzonym, negatywnym emocjom się wydostać. Nadal kurczowo trzymała się tych pozytywnych, które chciała zachować.
- Mówiłam wtedy, dlaczego jestem wściekła i nie zamierzam teraz do tego wracać, dobrze? - Strasznie uważała, jakich używa tutaj słów.
Na samą myśl o tamtym zdarzeniu zaczynało się w niej gotować. Wściekłość, nienawiść, odrzucenie, zawód, rozpacz, histeria, samotność, samotność, SAMOTNOŚĆ! Nie mogła dać się temu znowu wydostać. Obiecała sobie, że pogrzebie to raz na zawsze i tak zamierzała zrobić.
Nawet przy nim jestem tak naprawdę sama. Mogę dobrze się bawić i starać się go uratować, ale nigdy naprawdę przy mnie nie będzie. Nikt nie będzie. Zawsze będę sama.
- Naprawdę, nie wracajmy do tego. To złe wspomnienie. - Uśmiechnęła się, ale trochę smutniej.
Nie wiedziała, jak zachowa się w towarzystwie Viery, ale niespieszno było jej się tego dowiadywać. Nie chciała jej widzieć. Miała wrażenie, że w najbliższym czasie będzie chciała ją jedynie rozerwać na strzępy. Nadal wrzała w niej nienawiść.
Cóż, Natalie miała bardziej burzliwy charakter niż mogło się to wszystkim wcześniej wydawać. Nawet ona nie zdawała sobie z tego sprawy, bo zawsze tak bardzo się pilnowała.
Nawet taki jełop jak Thibault potrafił czasem ogarnąć, że nie powinien był czegoś mówić czy robić. Widząc o wiele smutniejszy od poprzednich uśmiech dziewczyny, nachylił się nad nią i pocałował w nosek.
- Jak zwykle masz rację. Lepiej o tym zapomnieć.
Jakby to było takie proste... Chociaż może dla niego było, dopóki trzymał go jeszcze podwyższony sztucznie nastrój kojącej nerwy heroiny. Dopiero za parę godzin zacznie słabnąć jej otulająca moc, ale do tego czasu chłopak mógł beztrosko bawić się i śmiać, nie przejmując swoją beznadziejną sytuacją, ani bólem ostatnich wydarzeń.
Remi wstał z zawiniętej w naleśnik Darkówny i przeciągnął, czując jak strzyka mu w kościach. Jego żołądek znowu dał o sobie znać, chociaż jego właściciel jakoś zupełnie nie miał apetytu. Za to nie wzgardziłby prysznicem...
- Gdzie jest łazienka? - obejrzał się na słodki kokon pozostawiony samotnie na łóżku. Niby pani Dark wspominała mu coś jak tu przybył w nocy, ale nie miał wtedy głowy do słuchania jej. Skoro jednak zamierzał tu trochę pomieszkać, przydałoby się wiedzieć chociaż tyle.
Ciekawe kiedy znudzi im się goszczenie bezdomnego.
Teraz jeszcze śmieszyły go takie wizje. Na haju nie docierało do niego, że naprawdę nie miał gdzie się podziać i za co żyć, przynajmniej do września. A przecież już wcześniej czuł się tylko problemem dla innych...
- Jak zwykle masz rację. Lepiej o tym zapomnieć.
Jakby to było takie proste... Chociaż może dla niego było, dopóki trzymał go jeszcze podwyższony sztucznie nastrój kojącej nerwy heroiny. Dopiero za parę godzin zacznie słabnąć jej otulająca moc, ale do tego czasu chłopak mógł beztrosko bawić się i śmiać, nie przejmując swoją beznadziejną sytuacją, ani bólem ostatnich wydarzeń.
Remi wstał z zawiniętej w naleśnik Darkówny i przeciągnął, czując jak strzyka mu w kościach. Jego żołądek znowu dał o sobie znać, chociaż jego właściciel jakoś zupełnie nie miał apetytu. Za to nie wzgardziłby prysznicem...
- Gdzie jest łazienka? - obejrzał się na słodki kokon pozostawiony samotnie na łóżku. Niby pani Dark wspominała mu coś jak tu przybył w nocy, ale nie miał wtedy głowy do słuchania jej. Skoro jednak zamierzał tu trochę pomieszkać, przydałoby się wiedzieć chociaż tyle.
Ciekawe kiedy znudzi im się goszczenie bezdomnego.
Teraz jeszcze śmieszyły go takie wizje. Na haju nie docierało do niego, że naprawdę nie miał gdzie się podziać i za co żyć, przynajmniej do września. A przecież już wcześniej czuł się tylko problemem dla innych...
Uśmiechnęła się nieco weselej, gdy zgodził się z nią w kwestii nie wracania już do sprawy. A przynajmniej na razie, bo przy nim istniało jednak prawdopodobieństwo, że jednak kiedyś jeszcze o tym wspomni. Miejmy nadzieję, że do tego czasu Natalie zdoła sobie to wszystko jakoś poukładać i nabierze dystansu do tamtych wydarzeń.
Wariaci. Żyję z wariatami. Nie... sama jestem szalona. Tak, jak i cały świat. Jeden wielki chaos...
Sturlała się z łóżka, wyswobadzając się w ten sposób częściowo z koca. Na podłodze wydostała się z niego już do reszty, więc mogła odłożyć go z powrotem na posłanie i wstać na równe nogi.
Zupełnie nieświadomie, otrzepała spodnie. Heh. Takie gesty jednak pozostają w człowieku. Niby nadal była w mocno przybrudzonych ciuchach, w których przez kilka dni szlajała się po mieście i otrzepywanie ich nie mogło nic zmienić, ale kto powiedział, że ludzkie nawyki we wszystkich sytuacjach mają sens.
Zaczęła się pokrótce rozciągać. Remiemu wystarczyło strzelenie Kośćmi, ale Violet zwykła nieco rozszerzać ten poranny rytuał. Dziś oczywiście ograniczyła się do około minuty, bo nie zamierzała się tu przy nim tak wyginać.
- Mm? - Podniosła głowę, bo właśnie dotykała ziemi, rozciągając w ten sposób nogi.
- Zaraz cię zaprowadzę. - Wyprostowała się i zerknęła na zwisający z łóżka koc, który poprawiła, a następnie ruszyła w stronę drzwi.
- Chodź - rzuciła i machnęła ręką, gdy opuszczała pomieszczenie.
Wskazała mu po drodze jadalnię w której będzie mógł ją znaleźć i po odprowadzeniu pod drzwi łazienki sama się oddaliła. Nie tylko on się tutaj musiał umyć, a biorąc pod uwagę to, jak Natalie o wszystko dbała, w jej wypadku było zapewne znacznie więcej do roboty. Niemniej jednak, dziś zamierzała skrócić to do minimum, więc była w stanie uwinąć się ze wszystkim w mniej niż 20 minut.
Marzenie nie jednego mężczyzny. Kobieta, która jest gotowa w mniej niż godzinę. No, nie licząc włosów. Tych nie dało się tak szybko wysuszyć.
Wariaci. Żyję z wariatami. Nie... sama jestem szalona. Tak, jak i cały świat. Jeden wielki chaos...
Sturlała się z łóżka, wyswobadzając się w ten sposób częściowo z koca. Na podłodze wydostała się z niego już do reszty, więc mogła odłożyć go z powrotem na posłanie i wstać na równe nogi.
Zupełnie nieświadomie, otrzepała spodnie. Heh. Takie gesty jednak pozostają w człowieku. Niby nadal była w mocno przybrudzonych ciuchach, w których przez kilka dni szlajała się po mieście i otrzepywanie ich nie mogło nic zmienić, ale kto powiedział, że ludzkie nawyki we wszystkich sytuacjach mają sens.
Zaczęła się pokrótce rozciągać. Remiemu wystarczyło strzelenie Kośćmi, ale Violet zwykła nieco rozszerzać ten poranny rytuał. Dziś oczywiście ograniczyła się do około minuty, bo nie zamierzała się tu przy nim tak wyginać.
- Mm? - Podniosła głowę, bo właśnie dotykała ziemi, rozciągając w ten sposób nogi.
- Zaraz cię zaprowadzę. - Wyprostowała się i zerknęła na zwisający z łóżka koc, który poprawiła, a następnie ruszyła w stronę drzwi.
- Chodź - rzuciła i machnęła ręką, gdy opuszczała pomieszczenie.
Wskazała mu po drodze jadalnię w której będzie mógł ją znaleźć i po odprowadzeniu pod drzwi łazienki sama się oddaliła. Nie tylko on się tutaj musiał umyć, a biorąc pod uwagę to, jak Natalie o wszystko dbała, w jej wypadku było zapewne znacznie więcej do roboty. Niemniej jednak, dziś zamierzała skrócić to do minimum, więc była w stanie uwinąć się ze wszystkim w mniej niż 20 minut.
Marzenie nie jednego mężczyzny. Kobieta, która jest gotowa w mniej niż godzinę. No, nie licząc włosów. Tych nie dało się tak szybko wysuszyć.
Jak ona mogła? Jak śmiała zmarnować jego wysiłki w stworzeniu z niej najidealniejszego buritto na świecie? Przecież mogła powiedzieć mu gdzie iść,zamiast od razu wyswabadzać się z kokona jego miłości(i kołderki). Niewdzięcznica... Dobrze, że kochał ją mimo jej wad, chociaż nie zamierzał się dotego przyznawać.
Rem ruszył za Darkówną, w drodze do łazienki z uwagą obserwując otoczenie. To był trochę nawyk włamywacza, to,że wyszukiwał spojrzeniem łatwych dróg ucieczki i cenniejszych przedmiotów, a także starał się zapamiętać rozkład pomieszczeń. Śmieszne, bo wcale tępy nie był i gdyby tylko wykorzystywał wrodzoną percepcję i całkiem niezłą pamięć do nauki to może wcale nie szłoby mu aż tak tragicznie. Problem tkwił jednak przede wszystkim w jego nikłej frekwencji. Nie mógł poznać materiału nie będąc na zajęciach, ani też nie próbował go nadganiać. Thibault ogólnie nieszczególnie starał się w życiu, jakby dawno temu sam spisał się na straty i nie widząc w tym sensu, nie zamierzał niczego zmieniać. W końcu łatwiej było uciec czy się zaćpać niż cokolwiek naprawiać. Tym razem było nie inaczej i tylko dzięki narkotykowi cieszył się radosnym wyjebem na swą nieszczęśną sytuację.
- Kurwa,twoja łazienka jest większa od mojego dawnego pokoju.-zauważył otwierając drzwi do pomieszczenia i rozglądając się po wnętrzu. Nie zwlekając, zamknął je za sobą i ruszył pod prysznic. Nie od razu się rozebrał, wciąż nieufnie podchodząc do nowego miejsca, przynajmniej pod tym konkretnym względem. Stwierdzając jednak, że innej alternatywy nie ma, zdjął brudne ciuchy i wreszcie zażył porządnej kąpieli. Gdy wychodził z Nat z jej sypialni, zabrał ze sobą rzeczy na zmianę, które nieszczególnie różniły się od poprzednich. Jego garderoba składała się głównie z podobnych koszulek, tak samo zjechanych dżinsów i najzwyczajniejszej w świecie męskiej bielizny. Wymieniwszy jedną koszulkę z logo zespołu na drugą, prawie taką samą, oraz uwalone spodnie na ich mniej brudny, choć i tak niedoprany odpowiednik, przykrywszy wszystko nieodłączną skórą, wyszedł odświeżony nie wyglądając wcale inaczej niż przed kwadransem. Najważniejsze jednak, że czuł się (i pachniał) o niebo lepiej.
To gdzie ona powiedziała,że będzie czekać...?
Nawet tak bezczelne dziecko na haju jak Remi poczuło się nieswojo pozostawione samopas w cudzym domu. Szczególnie biorąc pod uwagę, że już nie raz się tu włamywało i wcale nie czuło się przez to mile widziane. Schowawszy ręce w kieszenie kurtki, rudzielec ruszył odłożyć brudne rzeczy do swojej walizki, po czym wyszedł z pustego pokoju nastolatki i zaczął błąkać po posiadłości. Ciekawość i uprzednio wspomniane, niezbyt chwalebne nawyki zmusiły go do zajrzenia do każdego niezamkniętego na klucz pomieszczenia... Wyglądało to niemal tak jakby chłopak zaczął 'węszyć', choć nie sposób było stwierdzić za czym.
Rem ruszył za Darkówną, w drodze do łazienki z uwagą obserwując otoczenie. To był trochę nawyk włamywacza, to,że wyszukiwał spojrzeniem łatwych dróg ucieczki i cenniejszych przedmiotów, a także starał się zapamiętać rozkład pomieszczeń. Śmieszne, bo wcale tępy nie był i gdyby tylko wykorzystywał wrodzoną percepcję i całkiem niezłą pamięć do nauki to może wcale nie szłoby mu aż tak tragicznie. Problem tkwił jednak przede wszystkim w jego nikłej frekwencji. Nie mógł poznać materiału nie będąc na zajęciach, ani też nie próbował go nadganiać. Thibault ogólnie nieszczególnie starał się w życiu, jakby dawno temu sam spisał się na straty i nie widząc w tym sensu, nie zamierzał niczego zmieniać. W końcu łatwiej było uciec czy się zaćpać niż cokolwiek naprawiać. Tym razem było nie inaczej i tylko dzięki narkotykowi cieszył się radosnym wyjebem na swą nieszczęśną sytuację.
- Kurwa,twoja łazienka jest większa od mojego dawnego pokoju.-zauważył otwierając drzwi do pomieszczenia i rozglądając się po wnętrzu. Nie zwlekając, zamknął je za sobą i ruszył pod prysznic. Nie od razu się rozebrał, wciąż nieufnie podchodząc do nowego miejsca, przynajmniej pod tym konkretnym względem. Stwierdzając jednak, że innej alternatywy nie ma, zdjął brudne ciuchy i wreszcie zażył porządnej kąpieli. Gdy wychodził z Nat z jej sypialni, zabrał ze sobą rzeczy na zmianę, które nieszczególnie różniły się od poprzednich. Jego garderoba składała się głównie z podobnych koszulek, tak samo zjechanych dżinsów i najzwyczajniejszej w świecie męskiej bielizny. Wymieniwszy jedną koszulkę z logo zespołu na drugą, prawie taką samą, oraz uwalone spodnie na ich mniej brudny, choć i tak niedoprany odpowiednik, przykrywszy wszystko nieodłączną skórą, wyszedł odświeżony nie wyglądając wcale inaczej niż przed kwadransem. Najważniejsze jednak, że czuł się (i pachniał) o niebo lepiej.
To gdzie ona powiedziała,że będzie czekać...?
Nawet tak bezczelne dziecko na haju jak Remi poczuło się nieswojo pozostawione samopas w cudzym domu. Szczególnie biorąc pod uwagę, że już nie raz się tu włamywało i wcale nie czuło się przez to mile widziane. Schowawszy ręce w kieszenie kurtki, rudzielec ruszył odłożyć brudne rzeczy do swojej walizki, po czym wyszedł z pustego pokoju nastolatki i zaczął błąkać po posiadłości. Ciekawość i uprzednio wspomniane, niezbyt chwalebne nawyki zmusiły go do zajrzenia do każdego niezamkniętego na klucz pomieszczenia... Wyglądało to niemal tak jakby chłopak zaczął 'węszyć', choć nie sposób było stwierdzić za czym.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Od mojego pokoju w akademiku też jest większa. Choć to nic w porównaniu z łazienkami w sąsiednich willach. Tam jest to już najzwyklejsza przesada. - Musiała to skomentować.
Czyżby to kolejna sytuacja, w której mu się z czegoś tłumaczyła? Kurcze, ona naprawdę musiała czuć się dziwnie z tym, jak dobrze im się powodziło. Zupełnie jakby jej mózg zatrzymał się gdzieś w czasach, gdy mieli mieszkanie na poddaszu z meblami za grosze i wiecznie przeciekającym dachem (choć to akurat dlatego, że jej ojciec uparł się sam go naprawić, zamiast wezwać fachowca). Nie byli biedni, ale i nie było ich stać na kupno normalnego domu.
Dopiero później wszystko zaczęło się zmieniać. Firma ojca coraz bardziej się rozrastała, a on stawał się coraz bardziej szanowaną osobą. Nie wypadało im już mieszkać w tamtym miejscu. Jasne, bogacze bywają ekscentryczni, ale czasem potrzebują "normalnego" domu, jaki stworzyli w Vancouver.
Natalie wzięła prysznic, przebrała się i zaplotła włosy w warkocz, a później udała się do jadalni, gdzie Betty zdążyła już rozłożyć trochę rzeczy, z których można było skompletować posiłek, na jaki miało się ochotę. Podziękowała kobiecie szerokim uśmiechem, jak to miała w zwyczaju, a później usiadła na swoim krześle, ale zamiast zabrać się od razu za jedzenie, zaczęła zaplatać luźny warkocz. Nie chciała dłużej siedzieć w łazience, więc musiała to zrobić tutaj.
Remi tym czasem najwyraźniej nie zapamiętał pierwotnej drogi do jadalni i postanowił wybrać tę okrężną, plątając się po korytarzach. Rezydencja nie była aż taka wielka, ale gdy drzwi do pokojów były pozamykane, to można było jednak stracić orientację. Zwłaszcza, gdy praktycznie nie znało się domu.
Gdy przyglądał się kolejnym obrazom zawieszonym na ścianie, nagle usłyszał coś za sobą. To zaskakujące, że wcześniej nie zdołał zauważyć, że nie jest tu sam. Czyżby nie tylko on potrafił się tutaj cicho przemieszczać?
- Dzień dobry. - Usłyszał za sobą niski, męski głos z wyraźnym, brytyjskim akcentem.
Kilka metrów od niego stał oparty o framugę brunet. Widać było, że jest po czterdziestce; miał może ze 180 centymetrów wzrostu, bladą cerę z widocznymi zasinieniami w okolicach szarych oczu i potarganą czupryną. Zarostu specjalnie widocznego nie miał, ale wczoraj się raczej nie golił. Ubrany był w białą koszulę z podwiniętymi do łokci rękawami, ciemne spodnie i skórzane buty. Mimo iż ubrania wydawały się być z górnej półki i nie były brudne ani zniszczone, to jednak mężczyzna nijak nie przypominał typowego biznesmena. Koszula była dość pognieciona i niewepchnięta do spodni, dwa guziki przy szyi rozpięte, bo facet szczerze nienawidził krawatów, a buty częściowo przykurzone. Choć to nie to sprawiało, że człowiek ten wydawał się tu nie pasować. Pierwsza rzucała się w oczy blizna przecinająca lewą brew. Może i zdążyła się całkiem nieźle wygoić, ale nadal można ją było dostrzec. Później wzrok padał na kilka innych blizn, tym razem umiejscowionych na splecionych na klatce piersiowej, przedramionach Brytyjczyka. Ciężko było stwierdzić, co je spowodowało, ale jedno było pewne - to były różne "cosie". W tym trzy małe, okrągłe ślady po poparzeniach, widoczne po wewnętrznej stronie, tuż przy rękawie. Były ledwie dostrzegalne, ale jednak tam były.
Mężczyzna nic specjalnego nie robił. Po prostu stał i ze stoickim spokojem przyglądał się chłopakowi. Było w nim jednak coś, co z miejsca budziło do niego szacunek i może siało tę odrobinę strachu, jaka pojawia się w człowieku, gdy ma do czynienia z kimś, kto wiele przeszedł i dopuszczał się nieraz mało chwalebnych czynów. Takie rzeczy wyczuwa się jakoś podświadomie. Taka już natura człowieka i o ile nie odzywała się ona, gdy pan Dark "przebierał" się za biznesmena, o tyle jego naturalne wydanie mogło już stwarzać nieco inne wrażenie.
- Od mojego pokoju w akademiku też jest większa. Choć to nic w porównaniu z łazienkami w sąsiednich willach. Tam jest to już najzwyklejsza przesada. - Musiała to skomentować.
Czyżby to kolejna sytuacja, w której mu się z czegoś tłumaczyła? Kurcze, ona naprawdę musiała czuć się dziwnie z tym, jak dobrze im się powodziło. Zupełnie jakby jej mózg zatrzymał się gdzieś w czasach, gdy mieli mieszkanie na poddaszu z meblami za grosze i wiecznie przeciekającym dachem (choć to akurat dlatego, że jej ojciec uparł się sam go naprawić, zamiast wezwać fachowca). Nie byli biedni, ale i nie było ich stać na kupno normalnego domu.
Dopiero później wszystko zaczęło się zmieniać. Firma ojca coraz bardziej się rozrastała, a on stawał się coraz bardziej szanowaną osobą. Nie wypadało im już mieszkać w tamtym miejscu. Jasne, bogacze bywają ekscentryczni, ale czasem potrzebują "normalnego" domu, jaki stworzyli w Vancouver.
Natalie wzięła prysznic, przebrała się i zaplotła włosy w warkocz, a później udała się do jadalni, gdzie Betty zdążyła już rozłożyć trochę rzeczy, z których można było skompletować posiłek, na jaki miało się ochotę. Podziękowała kobiecie szerokim uśmiechem, jak to miała w zwyczaju, a później usiadła na swoim krześle, ale zamiast zabrać się od razu za jedzenie, zaczęła zaplatać luźny warkocz. Nie chciała dłużej siedzieć w łazience, więc musiała to zrobić tutaj.
Remi tym czasem najwyraźniej nie zapamiętał pierwotnej drogi do jadalni i postanowił wybrać tę okrężną, plątając się po korytarzach. Rezydencja nie była aż taka wielka, ale gdy drzwi do pokojów były pozamykane, to można było jednak stracić orientację. Zwłaszcza, gdy praktycznie nie znało się domu.
Gdy przyglądał się kolejnym obrazom zawieszonym na ścianie, nagle usłyszał coś za sobą. To zaskakujące, że wcześniej nie zdołał zauważyć, że nie jest tu sam. Czyżby nie tylko on potrafił się tutaj cicho przemieszczać?
- Dzień dobry. - Usłyszał za sobą niski, męski głos z wyraźnym, brytyjskim akcentem.
Kilka metrów od niego stał oparty o framugę brunet. Widać było, że jest po czterdziestce; miał może ze 180 centymetrów wzrostu, bladą cerę z widocznymi zasinieniami w okolicach szarych oczu i potarganą czupryną. Zarostu specjalnie widocznego nie miał, ale wczoraj się raczej nie golił. Ubrany był w białą koszulę z podwiniętymi do łokci rękawami, ciemne spodnie i skórzane buty. Mimo iż ubrania wydawały się być z górnej półki i nie były brudne ani zniszczone, to jednak mężczyzna nijak nie przypominał typowego biznesmena. Koszula była dość pognieciona i niewepchnięta do spodni, dwa guziki przy szyi rozpięte, bo facet szczerze nienawidził krawatów, a buty częściowo przykurzone. Choć to nie to sprawiało, że człowiek ten wydawał się tu nie pasować. Pierwsza rzucała się w oczy blizna przecinająca lewą brew. Może i zdążyła się całkiem nieźle wygoić, ale nadal można ją było dostrzec. Później wzrok padał na kilka innych blizn, tym razem umiejscowionych na splecionych na klatce piersiowej, przedramionach Brytyjczyka. Ciężko było stwierdzić, co je spowodowało, ale jedno było pewne - to były różne "cosie". W tym trzy małe, okrągłe ślady po poparzeniach, widoczne po wewnętrznej stronie, tuż przy rękawie. Były ledwie dostrzegalne, ale jednak tam były.
Mężczyzna nic specjalnego nie robił. Po prostu stał i ze stoickim spokojem przyglądał się chłopakowi. Było w nim jednak coś, co z miejsca budziło do niego szacunek i może siało tę odrobinę strachu, jaka pojawia się w człowieku, gdy ma do czynienia z kimś, kto wiele przeszedł i dopuszczał się nieraz mało chwalebnych czynów. Takie rzeczy wyczuwa się jakoś podświadomie. Taka już natura człowieka i o ile nie odzywała się ona, gdy pan Dark "przebierał" się za biznesmena, o tyle jego naturalne wydanie mogło już stwarzać nieco inne wrażenie.
Francuz z lubością myszkował po nie swojej chacie. Kochał odkrywać coraz to nowe zakątki, liczyć wartość wypatrzonych drobiazgów i zastanawiać czy ich właściciele zdają sobie sprawę z ich ceny oraz czy zauważyliby ich brak. Tym razem nie zamierzał niczego podwędzać, chociaż aż go ręce świerzbiły na samą myśl ile towaru mógłby za to dostać. Niestety, a może 'stety', nawet taki lowlife jak Thibault miał jakieś granice, a jedna z nich nie pozwalała mu choćby spróbować okraść Darkówny. I to nie tylko z dobrego serca czy sympatii. Laska była diabłem wcielonym, a zarazem jego jedynym wybawicielem. Wolał nie myśleć co by mu zrobiła, jakby nie oparł się pokusie...
Minąwszy kolejny korytarz, rudzielec coraz bardziej żałował, że nie słuchał Natalie (czy jej matki, gdy starała się naprędce oprowadzić go nocą), bo już zupełnie nie miał pojęcia, gdzie się zawieruszył. Nawet, gdyby nie miał awersji do pytania o drogę (jak 90% mężczyzn) to i tak nie było w zasięgu wzroku nikogo by uśmiechnąć się o wskazanie kierunku. Tak przynajmniej uważał, bo chociaż był czujny, okazał się nie być jedynym doświadczonym w skradaniu człowiekiem pod tym dachem.
Na dźwięk obcego głosu, którego dodatkowo zupełnie się nie spodziewał, Remiego aż ciarki przeszły po plecach. Prawie podskoczył i błyskawicznie obrócił, rozglądając za tajemniczym towarzyszem. Wtedy też chyba pierwszy raz w życiu zobaczył szefa swojej matki na własne oczy.
Pan Dark był... no, nie taki jak go sobie Francuz wyobrażał. Pani Thibault nigdy nie opowiadała mu ani o swojej pracy, ani o szefie... ani o niczym właściwie. Mimo to Rem miał jakieś wyobrażenie takiego ważniaka jak szef tak znanej firmy i niestety ojczulek Nat zupełnie mu nie pasował do tego imidżu. Niby nosił się elegancko, ale bardziej przypominał mafioza, eleganckiego zabijakę, a nie biznesmena! Mimo to jakieś podobieństwo do Violette było zauważalne, a to,wraz z drogimi ciuchami i bijącą pewnością siebie w posiadłości z naprawdę dobrym systemem przeciwwłamaniowym mogło oznaczać tylko jedno.
- J-ja jestem od Viv... tzn Violet!
To musiało być komiczne, nawet dla kogoś kto nie znał rudzielca. Chłopak najpierw się gwałtownie wyprostował, niczym świeżak w wojsku na widok najpaskudniejszego z charakteru oficera, aby niemal od razu po tym cofnąć się o krok i znowu skulić, niekoniecznie świadomie okazując niemal zwierzęcą uległość. To mogło rozbawić, zdziwić czy nawet wcale nie obejść, ale nie brało się znikąd. Remi... bał się dorosłych mężczyzn. Nie wszystkich, bez przesady! Nauczycieli się nie obawiał, obcych na ulicy także nie, przynajmniej dopóki tylko go mijali i nawet nie raczyli się nań obejrzeć. Do ludzi w swoim wieku, tych młodszych lub nawet niewiele starszych od razu wyskakiwał z łapami jak tylko coś mu nie pasowało. A jednak skonfrontowany przez dorosłego, z całą pewnością silniejszego od siebie faceta, który równie dobrze mógłby być jego własnym ojcem, rudzielec truchlał i od razu przypominał sobie, gdzie jego miejsce. A to, według Remiego, było teraz najlepiej jak najdalej stąd.
Minąwszy kolejny korytarz, rudzielec coraz bardziej żałował, że nie słuchał Natalie (czy jej matki, gdy starała się naprędce oprowadzić go nocą), bo już zupełnie nie miał pojęcia, gdzie się zawieruszył. Nawet, gdyby nie miał awersji do pytania o drogę (jak 90% mężczyzn) to i tak nie było w zasięgu wzroku nikogo by uśmiechnąć się o wskazanie kierunku. Tak przynajmniej uważał, bo chociaż był czujny, okazał się nie być jedynym doświadczonym w skradaniu człowiekiem pod tym dachem.
Na dźwięk obcego głosu, którego dodatkowo zupełnie się nie spodziewał, Remiego aż ciarki przeszły po plecach. Prawie podskoczył i błyskawicznie obrócił, rozglądając za tajemniczym towarzyszem. Wtedy też chyba pierwszy raz w życiu zobaczył szefa swojej matki na własne oczy.
Pan Dark był... no, nie taki jak go sobie Francuz wyobrażał. Pani Thibault nigdy nie opowiadała mu ani o swojej pracy, ani o szefie... ani o niczym właściwie. Mimo to Rem miał jakieś wyobrażenie takiego ważniaka jak szef tak znanej firmy i niestety ojczulek Nat zupełnie mu nie pasował do tego imidżu. Niby nosił się elegancko, ale bardziej przypominał mafioza, eleganckiego zabijakę, a nie biznesmena! Mimo to jakieś podobieństwo do Violette było zauważalne, a to,wraz z drogimi ciuchami i bijącą pewnością siebie w posiadłości z naprawdę dobrym systemem przeciwwłamaniowym mogło oznaczać tylko jedno.
- J-ja jestem od Viv... tzn Violet!
To musiało być komiczne, nawet dla kogoś kto nie znał rudzielca. Chłopak najpierw się gwałtownie wyprostował, niczym świeżak w wojsku na widok najpaskudniejszego z charakteru oficera, aby niemal od razu po tym cofnąć się o krok i znowu skulić, niekoniecznie świadomie okazując niemal zwierzęcą uległość. To mogło rozbawić, zdziwić czy nawet wcale nie obejść, ale nie brało się znikąd. Remi... bał się dorosłych mężczyzn. Nie wszystkich, bez przesady! Nauczycieli się nie obawiał, obcych na ulicy także nie, przynajmniej dopóki tylko go mijali i nawet nie raczyli się nań obejrzeć. Do ludzi w swoim wieku, tych młodszych lub nawet niewiele starszych od razu wyskakiwał z łapami jak tylko coś mu nie pasowało. A jednak skonfrontowany przez dorosłego, z całą pewnością silniejszego od siebie faceta, który równie dobrze mógłby być jego własnym ojcem, rudzielec truchlał i od razu przypominał sobie, gdzie jego miejsce. A to, według Remiego, było teraz najlepiej jak najdalej stąd.
Mężczyzna przyglądał się chłopcu jeszcze przez chwilę, a na widok nagłej reakcji Remiego, na jego twarzy pojawiło się coś na kształt uśmiechu. Za to gdy rudzielec zaczął się jąkać, pan Dark nie potrafił już ukryć rozbawienia i wybuchnął śmiechem, ale był to śmiech bardziej serdeczny niźli szyderczy.
- Spokojnie chłopcze, nic ci nie zrobię - uspokoił nie przestając się przyjaźnie uśmiechać.
Mimo iż James potrafił czasem przestraszyć swoim wyglądem, to jednak gdy na jego twarzy pojawiał się uśmiech, a w szarych oczach tańczyły wesołe ogniki, to człowiek od razu zaczynał jakoś przychylniej na niego patrzeć. Brunet potrafił jednak zjednywać do siebie ludzi. Miał wiele twarzy i nie miał problemu z płynnym ich zmienianiem. Po kimś córeczka musiała w końcu odziedziczyć ten talent, a wątpliwe, by mogła go dostać po matce.
Brytyjczyk oderwał się wreszcie od framugi i spokojnie podszedł do Remiego, kilka kroków wcześniej wyciągając do niego rękę.
- James Dark... I zdążyłem się już dowiedzieć, że tym razem postanowiłeś jednak wejść za zgodą mojej żony zamiast jak złodziej, przez okno. - Mówił to pół żartem, pół serio.
Naprawdę nie podobało mu się, że rudzielec ośmielił się wejść do jego domu i zacząć w nim myszkować. Stare nawyki nie specjalnie chcą opuścić człowieka, więc to nie dziwne, że ktoś, kto za młodu miał niewiele i musiał o to dbać, gorzej reaguje na wizję utraty mienia. Teraz by go to aż tak nie zabolało. Gdyby nie zabrał żadnej pamiątki, to można by przedmioty szybko zastąpić, jednak nie o to tu chodziło. Naruszył jego teren. Chciał mu zagrozić. Nie ważne, że dla bruneta mógł jeszcze wyglądać na chłopca. Niektóre rzeczy zwyczajnie nie wychodzą z człowieka i nawet Remi musiał być tego świadomy. To właśnie przez takie odruchy bał się tego mężczyzny bardziej, niż powinien. Skojarzenie z jego ojcem? Nic dziwnego, że przewaga siłowa Jamesa sprawiała, że rudzielec od razu kładł uszy po sobie.
- Spokojnie chłopcze, nic ci nie zrobię - uspokoił nie przestając się przyjaźnie uśmiechać.
Mimo iż James potrafił czasem przestraszyć swoim wyglądem, to jednak gdy na jego twarzy pojawiał się uśmiech, a w szarych oczach tańczyły wesołe ogniki, to człowiek od razu zaczynał jakoś przychylniej na niego patrzeć. Brunet potrafił jednak zjednywać do siebie ludzi. Miał wiele twarzy i nie miał problemu z płynnym ich zmienianiem. Po kimś córeczka musiała w końcu odziedziczyć ten talent, a wątpliwe, by mogła go dostać po matce.
Brytyjczyk oderwał się wreszcie od framugi i spokojnie podszedł do Remiego, kilka kroków wcześniej wyciągając do niego rękę.
- James Dark... I zdążyłem się już dowiedzieć, że tym razem postanowiłeś jednak wejść za zgodą mojej żony zamiast jak złodziej, przez okno. - Mówił to pół żartem, pół serio.
Naprawdę nie podobało mu się, że rudzielec ośmielił się wejść do jego domu i zacząć w nim myszkować. Stare nawyki nie specjalnie chcą opuścić człowieka, więc to nie dziwne, że ktoś, kto za młodu miał niewiele i musiał o to dbać, gorzej reaguje na wizję utraty mienia. Teraz by go to aż tak nie zabolało. Gdyby nie zabrał żadnej pamiątki, to można by przedmioty szybko zastąpić, jednak nie o to tu chodziło. Naruszył jego teren. Chciał mu zagrozić. Nie ważne, że dla bruneta mógł jeszcze wyglądać na chłopca. Niektóre rzeczy zwyczajnie nie wychodzą z człowieka i nawet Remi musiał być tego świadomy. To właśnie przez takie odruchy bał się tego mężczyzny bardziej, niż powinien. Skojarzenie z jego ojcem? Nic dziwnego, że przewaga siłowa Jamesa sprawiała, że rudzielec od razu kładł uszy po sobie.
Kolejny co go wyśmiał. No co za rodzina... Nawet jeśli był to gest wesoły i zdradzający przychylne nastawienie, nie uspokoił on chłopaka, który nawet na widok wyciągniętej do niego ręki nie poczuł zupełnie żadnej ulgi.
Maski... jak on ich nie cierpiał! Nie tylko Darkowie lubowali się w odgrywaniu ról - takie zachowanie bardzo często można było zaobserwować również u osób skrywającej własne, mroczne sekrety. W końcu po ojcu Remiego też nie było od razu widać do czego był zdolny. Miał przyjaciół i był lubiany przez sąsiadów. Nawet jedno z dzieci, pomimo dowodów, zawsze murem stało po jego stronie. To, że ktoś umiał się ładnie uśmiechnąć i wydać sympatycznym, nie sprawiało, że ścisnąwszy cudzą dłoń nie mógł nagle zaatakować. James sam najlepiej to wiedział, więc nie powinno go zdziwić, że na jego nagle przyjacielskie i pozytywne nastawienie rudzielec zareagował tylko kolejnym krokiem w tył.
- Nigdy bym pana nie okradł... - mruknął nie odrywając od niego czujnego spojrzenia, najzupełniej szczerze przyznając to, co zawsze było dla niego bardziej niż oczywiste.
- Nie chciałem tylko nikogo obudzić. - dodał, jakby to miało go jakkolwiek usprawiedliwić. Chyba nawet chciał się wytłumaczyć, postawić sprawę jasno i chociaż w ten sposób zadośćuczynić swojej matce problemów jakie (uważał, że) na nią zesłał. Pani Thibault próbowała wbić dziecku do głowy, że nie może zadawać się z rodziną Darków, gdy tylko poznała tożsamość koleżanki syna. I chociaż Rem jej nie usłuchał, nie oznaczało to, że nie czuł się winny. Przekonany, że ktoś pokroju Jamesa Darka wie o nim wszystko i, zgodnie z założeniami pani Thibault, zemści się właśnie na biednej pracownicy, próbował chociaż w ten sposób uratować sytuację. Szczególnie, że i tak przyszło mu się na niego natknąć, a w pobliżu jak na złość nie było Nat. Pocieszenie, że wciąż trzymała go w objęciach kojąca Hera. Co on by bez niej teraz zrobił? Wolał o tym nawet nie myśleć.
Maski... jak on ich nie cierpiał! Nie tylko Darkowie lubowali się w odgrywaniu ról - takie zachowanie bardzo często można było zaobserwować również u osób skrywającej własne, mroczne sekrety. W końcu po ojcu Remiego też nie było od razu widać do czego był zdolny. Miał przyjaciół i był lubiany przez sąsiadów. Nawet jedno z dzieci, pomimo dowodów, zawsze murem stało po jego stronie. To, że ktoś umiał się ładnie uśmiechnąć i wydać sympatycznym, nie sprawiało, że ścisnąwszy cudzą dłoń nie mógł nagle zaatakować. James sam najlepiej to wiedział, więc nie powinno go zdziwić, że na jego nagle przyjacielskie i pozytywne nastawienie rudzielec zareagował tylko kolejnym krokiem w tył.
- Nigdy bym pana nie okradł... - mruknął nie odrywając od niego czujnego spojrzenia, najzupełniej szczerze przyznając to, co zawsze było dla niego bardziej niż oczywiste.
- Nie chciałem tylko nikogo obudzić. - dodał, jakby to miało go jakkolwiek usprawiedliwić. Chyba nawet chciał się wytłumaczyć, postawić sprawę jasno i chociaż w ten sposób zadośćuczynić swojej matce problemów jakie (uważał, że) na nią zesłał. Pani Thibault próbowała wbić dziecku do głowy, że nie może zadawać się z rodziną Darków, gdy tylko poznała tożsamość koleżanki syna. I chociaż Rem jej nie usłuchał, nie oznaczało to, że nie czuł się winny. Przekonany, że ktoś pokroju Jamesa Darka wie o nim wszystko i, zgodnie z założeniami pani Thibault, zemści się właśnie na biednej pracownicy, próbował chociaż w ten sposób uratować sytuację. Szczególnie, że i tak przyszło mu się na niego natknąć, a w pobliżu jak na złość nie było Nat. Pocieszenie, że wciąż trzymała go w objęciach kojąca Hera. Co on by bez niej teraz zrobił? Wolał o tym nawet nie myśleć.
Stalowe tęczówki nieprzerwanie obserwowały twarz chłopaka jakby chciały dostrzec każdy, najmniejszy grymas. Miało się wrażenie, że mężczyzna ten potrafił czytać z człowieka jak z księgi.
- Doprawdy? - Uniósł jedną brew i zamilkł na moment, chcąc ocenić reakcję rudzielca i upewnić się co do jego słów, po czym znów się uśmiechnął.
- Na przyszłość, rodziłbym jednak obudzić osobę, którą się odwiedza ZANIM się wejdzie. To zdecydowanie bardziej taktowne posunięcie. - Spojrzenie Jamesa złagodniało.
Czyżby to, co zobaczył go jakoś uspokoiło? Niestety, jednocześnie zastanowiła go reakcja Remiego na wyciągniętą rękę. Faktycznie, przypominał w tej chwili zaszczute kijem zwierzę.
Pan Dark westchnął ciężko i cofnął rękę, a później zerknął na zawieszony na ścianie zegar i powoli sam zrobił trzy kroki wstecz, zbaczając nieco w jego kierunku. Gest ten był całkowicie naturalny. Brunet już dawno temu musiał nauczyć się grać i większość przemyślanych działań potrafił ładnie zatuszować. Tak jak to, że zrezygnował z prób zbliżenia się do młodzieńca.
Nie zamierzał budzić w nim więcej strachu, niż to było konieczne. Owszem, powinien się go obawiać, by nie zrobił nic głupiego, ale Jamesnie chciał być przerażający. Budził u Remiego skojarzenia z jego własnym ojcem? Przykre, bo właśnie kimś takim młody Black przyrzekł sobie nigdy nie zostać i na szczęście nigdy nie został. Choć momentami nie było łatwo. W końcu przemoc w rodzinie lubi przechodzić z pokolenia na pokolenie...
- Chyba powinieneś udać się na dół, na śniadanie. Jeśli zejdziesz najbliższymi schodami, to jadalnia jest na prawo od nich. To tak gdybyś miał się zgubić. - Odwrócił wzrok od tarczy i jeszcze raz spojrzał na chłopaka, by po chwili uśmiechnąć się jednym kącikiem i puścić do niego oko.
Odwrócił się na pięcie i ruszył z powrotem do gabinetu, z którego wyszedł.
Natalie w tym czasie zdążyła już ułożyć włosy i nalać sobie herbaty. W międzyczasie wyjęła telefon i zaczęła na nim przeglądać notatki dotyczące planów na ten tydzień. Wygląda na to, że będzie musiała je nieco zmodyfikować ze względu na ostatnie wypadki.
- Doprawdy? - Uniósł jedną brew i zamilkł na moment, chcąc ocenić reakcję rudzielca i upewnić się co do jego słów, po czym znów się uśmiechnął.
- Na przyszłość, rodziłbym jednak obudzić osobę, którą się odwiedza ZANIM się wejdzie. To zdecydowanie bardziej taktowne posunięcie. - Spojrzenie Jamesa złagodniało.
Czyżby to, co zobaczył go jakoś uspokoiło? Niestety, jednocześnie zastanowiła go reakcja Remiego na wyciągniętą rękę. Faktycznie, przypominał w tej chwili zaszczute kijem zwierzę.
Pan Dark westchnął ciężko i cofnął rękę, a później zerknął na zawieszony na ścianie zegar i powoli sam zrobił trzy kroki wstecz, zbaczając nieco w jego kierunku. Gest ten był całkowicie naturalny. Brunet już dawno temu musiał nauczyć się grać i większość przemyślanych działań potrafił ładnie zatuszować. Tak jak to, że zrezygnował z prób zbliżenia się do młodzieńca.
Nie zamierzał budzić w nim więcej strachu, niż to było konieczne. Owszem, powinien się go obawiać, by nie zrobił nic głupiego, ale Jamesnie chciał być przerażający. Budził u Remiego skojarzenia z jego własnym ojcem? Przykre, bo właśnie kimś takim młody Black przyrzekł sobie nigdy nie zostać i na szczęście nigdy nie został. Choć momentami nie było łatwo. W końcu przemoc w rodzinie lubi przechodzić z pokolenia na pokolenie...
- Chyba powinieneś udać się na dół, na śniadanie. Jeśli zejdziesz najbliższymi schodami, to jadalnia jest na prawo od nich. To tak gdybyś miał się zgubić. - Odwrócił wzrok od tarczy i jeszcze raz spojrzał na chłopaka, by po chwili uśmiechnąć się jednym kącikiem i puścić do niego oko.
Odwrócił się na pięcie i ruszył z powrotem do gabinetu, z którego wyszedł.
Natalie w tym czasie zdążyła już ułożyć włosy i nalać sobie herbaty. W międzyczasie wyjęła telefon i zaczęła na nim przeglądać notatki dotyczące planów na ten tydzień. Wygląda na to, że będzie musiała je nieco zmodyfikować ze względu na ostatnie wypadki.
strój | luźny warkocz
Czasami ciężko zaufać obcej osobie. Zwłaszcza niektórzy ludzie miewają z tym spory problem, a kiedy dodatkowo nie jest się do końca trzeźwym na umyśle, różne rzeczy potrafią do głowy przyjść. Nawet głupia instrukcja dotarcia do jadalni wydała się teraz Remiemu podejrzana i doszukiwał się w niej drugiego dna. Najpierw jednak odprowadził pana domu wzrokiem aż do jego gabinetu i dopiero, gdy mężczyzna zniknął za drzwiami, Francuz odetchnął i się rozluźnił. Gdyby tylko mógł, uciekłby stąd i to choćby w tej chwili. Nie ważne dokąd, ale raczej na pewno za granicę. W Kanadzie nic go nie trzymało. No, prawie nic...
Czy ona nie wspominała kiedyś, że tęskni za Anglią?
Nawet jeśli nie, to na pewno prędzej zgodziłaby się wyjechać w znane jej rejony, niż w zupełnie obcy świat, prawda? Do tego stać ją było, co to dla niej! Znaleźliby sobie przytulny kąt i byliby wolni. Ona by już nie płakała, a on nie musiałby brać. Może tylko czasem, od święta, ale to tak dla zabawy! Już nie byłoby przed czym uciekać, gdyby faktycznie, fizycznie nawiali raz, a dobrze.
Coraz bardziej podekscytowany tą wizją Remi ruszył wedle wskazówek pana Darka, nie rozdrabniając się już nad ich ukrytym motywem. Teraz żył już tylko przyszłością, którą wyobraził sobie w mniej niż minutę, a ponieważ był człowiekiem czynu (zazwyczaj błędnego i niosącego cholernie bolesne konsekwencje, ale jednak), zbiegł pędem do jadalni i dostrzegłszy Darkównę, zbliżył się do niej i złapał za rękę,przyciągając do siebie.
- Chodź, musimy pogadać! - uśmiechnął się zachęcająco. Biło od niego naiwne, szczenięce przekonanie, że 'niespodzianka' jaką zamierzał przedstawić dziewczynie z całą pewnością wzbudzi w niej jedynie zachwyt i podziw.
Czy ona nie wspominała kiedyś, że tęskni za Anglią?
Nawet jeśli nie, to na pewno prędzej zgodziłaby się wyjechać w znane jej rejony, niż w zupełnie obcy świat, prawda? Do tego stać ją było, co to dla niej! Znaleźliby sobie przytulny kąt i byliby wolni. Ona by już nie płakała, a on nie musiałby brać. Może tylko czasem, od święta, ale to tak dla zabawy! Już nie byłoby przed czym uciekać, gdyby faktycznie, fizycznie nawiali raz, a dobrze.
Coraz bardziej podekscytowany tą wizją Remi ruszył wedle wskazówek pana Darka, nie rozdrabniając się już nad ich ukrytym motywem. Teraz żył już tylko przyszłością, którą wyobraził sobie w mniej niż minutę, a ponieważ był człowiekiem czynu (zazwyczaj błędnego i niosącego cholernie bolesne konsekwencje, ale jednak), zbiegł pędem do jadalni i dostrzegłszy Darkównę, zbliżył się do niej i złapał za rękę,przyciągając do siebie.
- Chodź, musimy pogadać! - uśmiechnął się zachęcająco. Biło od niego naiwne, szczenięce przekonanie, że 'niespodzianka' jaką zamierzał przedstawić dziewczynie z całą pewnością wzbudzi w niej jedynie zachwyt i podziw.
Brytyjka nie mogła się spodziewać, co strzeli rudzielcowi do głowy. Za jego myślami ciężko było nadążyć, bo logika, jaką się posługiwał była dla niej średnio zrozumiała, a jeśli dodamy jeszcze do tego zanieczyszczenie umysłu jakąś substancją, to wychodzi nam zupełnie niezrozumiała mieszanka.
Podniosła głowę znad telefonu, gdy usłyszała szybkie kroki, a później dostrzegła w drzwiach chłopaka, ale nie zdążyła się nawet odezwać, bo już był przy niej i chwycił ją za rękę. Otworzyła szerzej oczy.
Nadal ci odwala, co? W sumie, biorąc pod uwagę, że masz tak dobry humor i żadnych problemów po "wytrzeźwieniu", to yep, nadal jesteś pod wpływem.
- O czym chcesz pogadać? - zapytała nie kryjąc zaskoczenia, ale i podchodząc do tego nieco sceptycznie.
Ostatnim razem, kiedy widziała go takim podekscytowanym, to kiedy włamał się do niej by poczęstować ją dragami. Wtedy też był pod wpływem narkotyku, ale innego. Co nie zmienia faktu, że podobieństwo było tutaj widoczne.
Podniosła głowę znad telefonu, gdy usłyszała szybkie kroki, a później dostrzegła w drzwiach chłopaka, ale nie zdążyła się nawet odezwać, bo już był przy niej i chwycił ją za rękę. Otworzyła szerzej oczy.
Nadal ci odwala, co? W sumie, biorąc pod uwagę, że masz tak dobry humor i żadnych problemów po "wytrzeźwieniu", to yep, nadal jesteś pod wpływem.
- O czym chcesz pogadać? - zapytała nie kryjąc zaskoczenia, ale i podchodząc do tego nieco sceptycznie.
Ostatnim razem, kiedy widziała go takim podekscytowanym, to kiedy włamał się do niej by poczęstować ją dragami. Wtedy też był pod wpływem narkotyku, ale innego. Co nie zmienia faktu, że podobieństwo było tutaj widoczne.
- O czymś. - ponaglił ją i pociągnął z krzesła. Byli sami czy też ktoś jeszcze zdążył zejść na śniadanie? Nieistotne! Rem już nie mógł się doczekać wycieczki, nawet był już spakowany! Teraz tylko ogarnąć Natalie i mogli wychodzić. Zjedzą gdzieś po drodze.
- Chodź, no! - z szerokim uśmiechem wyprowadził dziewczynę i bez słowa wyjaśnienia poprowadził z powrotem do jej pokoju. Dopiero tam zwrócił jej wolność i zaczął panoszyć się po sypialni, widocznie czegoś szukając.
- Zabierz tylko najpotrzebniejsze rzeczy, resztę kupisz sobie na miejscu. Masz jakiś plecak? Byłby wygodniejszy od torby... O, i Salcię też zabierz! Podobno koty to świetni towarzysze podróży, tak wbrew pozorom. Jakiś gość przejechał na rowerze pół Ameryki, też z kotem właśnie. Ale ja bym nie ryzykował, że nas skroją za dwa kółka... Już lepiej łapać stopa. Robiłaś to już?
Usta mu się nie zamykały, a to co z nich wypływało było zupełnie od rzeczy. Jak na tak małomównego faceta było to dość dziwne zachowane, nawet na haju. A kiedy Rem zauważył, że Natalie wcale nie krzątała się wraz z nim po swoim pokoju i nie uczestniczyła aktywnie w czymkolwiek on z zapałem brał udział, ze zdziwieniem przekrzywił głowę i posłał jej pełne wyrzutu spojrzenie.
- Czemu się nie pakujesz? Nie chcesz ze mną jechać?
- Chodź, no! - z szerokim uśmiechem wyprowadził dziewczynę i bez słowa wyjaśnienia poprowadził z powrotem do jej pokoju. Dopiero tam zwrócił jej wolność i zaczął panoszyć się po sypialni, widocznie czegoś szukając.
- Zabierz tylko najpotrzebniejsze rzeczy, resztę kupisz sobie na miejscu. Masz jakiś plecak? Byłby wygodniejszy od torby... O, i Salcię też zabierz! Podobno koty to świetni towarzysze podróży, tak wbrew pozorom. Jakiś gość przejechał na rowerze pół Ameryki, też z kotem właśnie. Ale ja bym nie ryzykował, że nas skroją za dwa kółka... Już lepiej łapać stopa. Robiłaś to już?
Usta mu się nie zamykały, a to co z nich wypływało było zupełnie od rzeczy. Jak na tak małomównego faceta było to dość dziwne zachowane, nawet na haju. A kiedy Rem zauważył, że Natalie wcale nie krzątała się wraz z nim po swoim pokoju i nie uczestniczyła aktywnie w czymkolwiek on z zapałem brał udział, ze zdziwieniem przekrzywił głowę i posłał jej pełne wyrzutu spojrzenie.
- Czemu się nie pakujesz? Nie chcesz ze mną jechać?
Z żalem popatrzyła na przygotowaną owsiankę, od której została tak nagle odciągnięta, ale nie protestowała przed opuszczeniem pokoju. Wzięła tylko po drodze telefon i wsunęła go do kieszeni spodni.
- Zwolnij trochę. O czym ty mówisz? Czemu mam się pakować? - Zmarszczyła brwi zupełnie go nie rozumiejąc.
Remi zapomniał o jednym bardzo istotnym szczególe. Natalie nie potrafiła czytać mu w myślach i nie miała pojęcia, że chłopak postanowił w tej chwili wyjechać do Londynu. No bez przesady, nawet jej brat AŻ TAK szybko nie postanawiał wybyć na drugi koniec świata.
- Nie, nie łapałam stopa. Większość czasu siedzę w domu, a nie podróżuję po świecie. - Machinalnie odpowiedziała mu na pytanie, choć sam nie zdążył odpowiedzieć na jej, bo był zbyt podekscytowany wyjazdem.
To już nie jest działanie opiatów. Jest jak na nie zbyt pobudzony. Byłabym tu gotowa zaryzykować stwierdzenie, że znowu sięgnął po amfetaminę, ale nie wydaje mi się by miał okazję. Ok, poszedł do łazienki i miał trochę czasu, ale wątpię, żeby teraz coś brał.
Zatrzymała się, gdy ją puścił i tylko obserwowała, jak krząta się po jej pokoju.
Jesteś szalony. Kiedy nie jesteś przybity, to jesteś zwyczajnie szalony. To jedyne sensowne wyjaśnienie.
Pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Remi, zapytam jeszcze raz. GDZIE ty chcesz teraz jechać? I dlaczego TERAZ? - Odpowiedź na te pytania była naprawdę istotna.
Nie mam pojęcia, co ci w tej chwili jest, ale musimy zaczekać, aż ci to przejdzie. Później możemy o tym pogadać, ale najpierw musisz zacząć trzeźwo myśleć... oczywiście na twoje standardy, ale jednak.
- Zwolnij trochę. O czym ty mówisz? Czemu mam się pakować? - Zmarszczyła brwi zupełnie go nie rozumiejąc.
Remi zapomniał o jednym bardzo istotnym szczególe. Natalie nie potrafiła czytać mu w myślach i nie miała pojęcia, że chłopak postanowił w tej chwili wyjechać do Londynu. No bez przesady, nawet jej brat AŻ TAK szybko nie postanawiał wybyć na drugi koniec świata.
- Nie, nie łapałam stopa. Większość czasu siedzę w domu, a nie podróżuję po świecie. - Machinalnie odpowiedziała mu na pytanie, choć sam nie zdążył odpowiedzieć na jej, bo był zbyt podekscytowany wyjazdem.
To już nie jest działanie opiatów. Jest jak na nie zbyt pobudzony. Byłabym tu gotowa zaryzykować stwierdzenie, że znowu sięgnął po amfetaminę, ale nie wydaje mi się by miał okazję. Ok, poszedł do łazienki i miał trochę czasu, ale wątpię, żeby teraz coś brał.
Zatrzymała się, gdy ją puścił i tylko obserwowała, jak krząta się po jej pokoju.
Jesteś szalony. Kiedy nie jesteś przybity, to jesteś zwyczajnie szalony. To jedyne sensowne wyjaśnienie.
Pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Remi, zapytam jeszcze raz. GDZIE ty chcesz teraz jechać? I dlaczego TERAZ? - Odpowiedź na te pytania była naprawdę istotna.
Nie mam pojęcia, co ci w tej chwili jest, ale musimy zaczekać, aż ci to przejdzie. Później możemy o tym pogadać, ale najpierw musisz zacząć trzeźwo myśleć... oczywiście na twoje standardy, ale jednak.
Taka inteligentna, a wcale za nim nie nadąża! Francuz zawiódł się na jednej z najlepszych uczennic słynnego Riverdale, zupełnie nie przejmując się jak bezsensownie musiały teraz brzmieć jego plany. Mimo to kontynuował, zupełnie nieprzejęty jej biernością.
- To proste, pokażę ci. Oczywiście nigdy nie ma gwarancji, że się coś szybko złapie, albo nie trafi na psychola z nożem, ale wywieść, porwać i zabić mogą cię wszędzie, nawet z ulicy w biały dzień. Przejmowanie się takimi scenariuszami niczego nie zmieni.
Skoro ona nie chciała się pakować, to on nie zamierzał tego robić za nią. Była dziana, mogła kupić sobie nowe ciuchy i kosmetyki na miejscu. A kot... Kota też sobie kupią. O, albo przygarną! Od razu całą rodzinkę! Albo sami otworzą schronisko! W Anglii będą mogli wszystko czego tylko zapragną. To będzie ich American Dream... tylko, że z deszczem i czerwonymi autobusami. No i bez "American".
Nie bawiąc się w tłumaczenia, chłopak złapał za swój bagaż i gotowy do wyjścia minął Darkównę opuszczając jej pokój.
- Nigdy tam nie byłem.Czy to prawda, że o piątej wszyscy przerywają pracę, nawet w policji i szpitalach, żeby napić się herbaty? Bez urazy, ale to pojebane. Ktoś się wykrwawia, a ty siorbiesz fusy. Chociaż to pewnie ma też swoje plusy. Założę się, że najwięcej włamań odwalają tam właśnie o piątej.
Bez względu na to czy Nat ruszyła za gadatliwym rudzielcem czy został z tyłu, on dalej trajkotał, zupełnie jak nie on, zdecydowanym, szybkim tempem odnajdując wyjście z posiadłości Darków.
- To proste, pokażę ci. Oczywiście nigdy nie ma gwarancji, że się coś szybko złapie, albo nie trafi na psychola z nożem, ale wywieść, porwać i zabić mogą cię wszędzie, nawet z ulicy w biały dzień. Przejmowanie się takimi scenariuszami niczego nie zmieni.
Skoro ona nie chciała się pakować, to on nie zamierzał tego robić za nią. Była dziana, mogła kupić sobie nowe ciuchy i kosmetyki na miejscu. A kot... Kota też sobie kupią. O, albo przygarną! Od razu całą rodzinkę! Albo sami otworzą schronisko! W Anglii będą mogli wszystko czego tylko zapragną. To będzie ich American Dream... tylko, że z deszczem i czerwonymi autobusami. No i bez "American".
Nie bawiąc się w tłumaczenia, chłopak złapał za swój bagaż i gotowy do wyjścia minął Darkównę opuszczając jej pokój.
- Nigdy tam nie byłem.Czy to prawda, że o piątej wszyscy przerywają pracę, nawet w policji i szpitalach, żeby napić się herbaty? Bez urazy, ale to pojebane. Ktoś się wykrwawia, a ty siorbiesz fusy. Chociaż to pewnie ma też swoje plusy. Założę się, że najwięcej włamań odwalają tam właśnie o piątej.
Bez względu na to czy Nat ruszyła za gadatliwym rudzielcem czy został z tyłu, on dalej trajkotał, zupełnie jak nie on, zdecydowanym, szybkim tempem odnajdując wyjście z posiadłości Darków.
Nadal słuchała o z niedowierzaniem. Ot tak zaczął jej opowiadać o psychopatach i możliwości zostania zamordowanym gdziekolwiek. Okej, Remi mógł mieć do tego inne podejście, niż przeciętny zjadacz chleba, a i Natalie była świadoma takiego stanu rzeczy, więc problemów z takimi rozmowami nie miała, ale w obecnej sytuacji dopełniało to tylko poczucia "dziwności".
- Serio, gdzie ty chcesz jechać stopem? - Zmarszczyła brwi jeszcze bardziej.
Oczywiście, że nie mógł jej zwyczajnie odpowiedzieć. To byłoby za łatwe.
Kurna, zachowujesz się w tej chwili jak Verity albo moja matka. Nie, wróć. Moja matka odpowiada jednak na pytania.
Dopiero wzmianka o herbacie dała jej do zrozumienia, gdzie też Francuz się właśnie wybiera.
Jesteś najebany. Serio, kurna. To albo już do reszty rzuciło ci się na mózg.
- Zaczekaj. - Ruszyła szybko za nim.
Z domu nie zamierzała go teraz tak łatwo wypuścić. Spoko, mogą nawet pojechać do tej Anglii, ale nie TERAZ. Serio, ona im to załatwi w jakiś normalny sposób tak, by jej rodzice nie dostali fioła, jak o tym usłyszą.
- Hej, czekaj. Stopem na wyspy nie dojedziesz. Możemy tam polecieć, ale nie w tym momencie. - Dogoniła go i stanęła przed nim, łapiąc go za ramiona.
- Zaczekaj trochę, ok? I tak tam tej chwili nie dotrzesz, bo nic nie leci. Możemy nawet rozważyć tę wycieczkę, ale błagam, chodźmy najpierw na śniadanie! - powiedziała prawie błagalnie.
Dom wariatów od samego rana, co? Mam wrażenie, że w takim towarzystwie sama zacznę popadać w szaleństwo. Nie, chwila. Już zaczęłam. Ten świat jest chory.
- Serio, gdzie ty chcesz jechać stopem? - Zmarszczyła brwi jeszcze bardziej.
Oczywiście, że nie mógł jej zwyczajnie odpowiedzieć. To byłoby za łatwe.
Kurna, zachowujesz się w tej chwili jak Verity albo moja matka. Nie, wróć. Moja matka odpowiada jednak na pytania.
Dopiero wzmianka o herbacie dała jej do zrozumienia, gdzie też Francuz się właśnie wybiera.
Jesteś najebany. Serio, kurna. To albo już do reszty rzuciło ci się na mózg.
- Zaczekaj. - Ruszyła szybko za nim.
Z domu nie zamierzała go teraz tak łatwo wypuścić. Spoko, mogą nawet pojechać do tej Anglii, ale nie TERAZ. Serio, ona im to załatwi w jakiś normalny sposób tak, by jej rodzice nie dostali fioła, jak o tym usłyszą.
- Hej, czekaj. Stopem na wyspy nie dojedziesz. Możemy tam polecieć, ale nie w tym momencie. - Dogoniła go i stanęła przed nim, łapiąc go za ramiona.
- Zaczekaj trochę, ok? I tak tam tej chwili nie dotrzesz, bo nic nie leci. Możemy nawet rozważyć tę wycieczkę, ale błagam, chodźmy najpierw na śniadanie! - powiedziała prawie błagalnie.
Dom wariatów od samego rana, co? Mam wrażenie, że w takim towarzystwie sama zacznę popadać w szaleństwo. Nie, chwila. Już zaczęłam. Ten świat jest chory.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach