▲▼
PRACOWNICY
Dość spore, bo aż dwupiętrowe pomieszczenie pogrążone niemal w idealnej ciszy przerywanej tylko lekkimi stąpnięciami poszukujących wiedzy uczniów i szelestem kartek w czytelni znajdującej się na drugim piętrze tuż obok biurka bibliotekarki. Z zaplecza będącego również punktem ksero co jakiś czas wyłaniał się kolejny nauczyciel lub uczeń, który przypomniał sobie w ostatniej chwili, że na zajęcia będzie potrzebny jakiś dodatkowy świstek.
Długa przerwa, czyli idealny moment, żeby pójść do biblioteki. Właściwie każdy moment był na to idealny, cisza i spokój które tam panowały o każdej porze dnia i nocy tylko zachęcały Florence do jak najczęstszego odwiedzania tego przybytku. Że o niesamowitej ilości ciekawych a także potrzebnych książek nie wspomnę. Problemem mogło być tylko przemycenie wieczorami w torbie Jupitera, Flosiowej fretki uwielbiającej przebywanie w towarzystwie swojej blondwłosej właścicielki i dopominanie o mizianie po brzuszku. No ale teraz była to tylko długa przerwa, moment dnia dość od wieczoru daleki, a fretka była w swojej klatce w pokoju numer siedem w akademiku i zapewne głęboko spała mając w głębokim poważaniu czarnego kota przechadzającego się wokół. Myśli Flo były jednak tak zajęte myśleniem o swoim ukochanym zwierzaku, że zupełnie nie zwracała uwagi na otoczenie, co się nieraz zdarzało. Dość boleśnie zahaczyła biodrem o kant stołu w czytelni, skrzywiła się tylko i syknęła cicho po czym pomaszerowała dalej ku regałom w poszukiwaniu kolejnych lektur. Będzie siniak, pomyślała i spróbowała lekko rozmasować to miejsce,nie pierwszy i nie ostatni, zironizowała i skręciła w odpowiednią alejkę. Miała już co prawda parę książek w pokoju wypożyczonych główni bezterminowo, albo raczej do momentu kiedy je znajdzie pomiędzy stertami swoich własnych papierów i książek. Materiałów do nauki było sporo, ją jednak interesował chwilowo zupełnie inny dział, w którym bywała rzadko z powodu braku odpowiedniej ilości czasu. Dotarłszy do odpowiedniej półki z literaturą rosyjską zaczęła szukać nazwiska pewnego autora, którego fragment biografii omawiali na poprzedniej lekcji. Każdy inny normalny człowiek by na tym poprzestał, ale Florence uznała za stosowne udać się do biblioteki i wypożyczyć jakąś książkę tego sławnego pisarza, o którym słyszała już co prawda ale jeszcze nie miała okazji zapoznać się z twórczością. Po raz kolejny udało jej się o coś uderzyć, tym razem przy prostowaniu się rąbnęła głową o półkę wyżej. Westchnęła tylko i poprawiając torbę rozejrzała się czy aby nikt tego nie widział. Pomiędzy tymi regałami było pusto na całe szczęście. Wzięła więc szybko książkę i zaczęła na spokojnie przeglądać.
Zgłoś się do pracy!
Janice Harper (NPC)
Bibliotekarka
Bill Thomson (NPC). Willy
Pomocnik Bibliotekarki
Dość spore, bo aż dwupiętrowe pomieszczenie pogrążone niemal w idealnej ciszy przerywanej tylko lekkimi stąpnięciami poszukujących wiedzy uczniów i szelestem kartek w czytelni znajdującej się na drugim piętrze tuż obok biurka bibliotekarki. Z zaplecza będącego również punktem ksero co jakiś czas wyłaniał się kolejny nauczyciel lub uczeń, który przypomniał sobie w ostatniej chwili, że na zajęcia będzie potrzebny jakiś dodatkowy świstek.
***
Długa przerwa, czyli idealny moment, żeby pójść do biblioteki. Właściwie każdy moment był na to idealny, cisza i spokój które tam panowały o każdej porze dnia i nocy tylko zachęcały Florence do jak najczęstszego odwiedzania tego przybytku. Że o niesamowitej ilości ciekawych a także potrzebnych książek nie wspomnę. Problemem mogło być tylko przemycenie wieczorami w torbie Jupitera, Flosiowej fretki uwielbiającej przebywanie w towarzystwie swojej blondwłosej właścicielki i dopominanie o mizianie po brzuszku. No ale teraz była to tylko długa przerwa, moment dnia dość od wieczoru daleki, a fretka była w swojej klatce w pokoju numer siedem w akademiku i zapewne głęboko spała mając w głębokim poważaniu czarnego kota przechadzającego się wokół. Myśli Flo były jednak tak zajęte myśleniem o swoim ukochanym zwierzaku, że zupełnie nie zwracała uwagi na otoczenie, co się nieraz zdarzało. Dość boleśnie zahaczyła biodrem o kant stołu w czytelni, skrzywiła się tylko i syknęła cicho po czym pomaszerowała dalej ku regałom w poszukiwaniu kolejnych lektur. Będzie siniak, pomyślała i spróbowała lekko rozmasować to miejsce,nie pierwszy i nie ostatni, zironizowała i skręciła w odpowiednią alejkę. Miała już co prawda parę książek w pokoju wypożyczonych główni bezterminowo, albo raczej do momentu kiedy je znajdzie pomiędzy stertami swoich własnych papierów i książek. Materiałów do nauki było sporo, ją jednak interesował chwilowo zupełnie inny dział, w którym bywała rzadko z powodu braku odpowiedniej ilości czasu. Dotarłszy do odpowiedniej półki z literaturą rosyjską zaczęła szukać nazwiska pewnego autora, którego fragment biografii omawiali na poprzedniej lekcji. Każdy inny normalny człowiek by na tym poprzestał, ale Florence uznała za stosowne udać się do biblioteki i wypożyczyć jakąś książkę tego sławnego pisarza, o którym słyszała już co prawda ale jeszcze nie miała okazji zapoznać się z twórczością. Po raz kolejny udało jej się o coś uderzyć, tym razem przy prostowaniu się rąbnęła głową o półkę wyżej. Westchnęła tylko i poprawiając torbę rozejrzała się czy aby nikt tego nie widział. Pomiędzy tymi regałami było pusto na całe szczęście. Wzięła więc szybko książkę i zaczęła na spokojnie przeglądać.
Kolejna salwa śmiechu ogarnęła klasę, powodując tym samym drobne zgarbienie ramion okularnika. Ten nagły wybuch radości ze strony rówieśników, spowodowany niestety jego pomyłką, przyjął z pokerową twarzą, starając się spokojnie poprawić okulary i udawać, że wcale go to nie ruszyło. Że jest zbyt pochłonięty myślami lekcją, aktualnie przerabianym materiałem, tekstem w książce, czymkolwiek. Z jednej strony pałał pewną sympatią do angielskiego, uznając to za uniwersalny język, dzięki któremu z niejednym obcokrajowcem byłby w stanie się dogadać. Z drugiej jednakże strony... Hajime był Japończykiem, a jak powszechnie wiadomo, Azjatom ciężko przychodziła wymowa niektórych obcych języków. Nishihara nie był wyjątkiem i każdy wiedział, że miał smykałkę do śmiesznego wypowiadania czytanego tekstu. Nie wszystkich wyrazów, bo angielski umiał całkiem dobrze (ponad rok już w Kanadzie spędził, prawda?), ale często zdarzały się te bardziej kłopotliwe.
Z ulgą przyjął koniec zajęć dodatkowych. Prędko zgarnął z ławki wszelkie przybory, upchnął je do torby, którą następnie przewiesił sobie przez ramię, i wyparował z klasy, nim ktokolwiek mógł się zorientować. Doskonale wiedział, gdzie go teraz zaniosą nogi. Jeszcze podczas nieszczęsnych zajęć anglistka zasugerowała mu pewien słownik opracowany pod kątem fonetycznej wymowy. Chyba chciała pomóc trochę chłopcu w zbyt często krępującym go problemie.
Zjawił się więc w szkolnej bibliotece, zaglądając ostrożnie do środka, po czym wchodząc już z większą pewnością. Lubił to pomieszczenie. Było ciche, spokojne, niezaopatrzone w niepożądane osoby. Istny raj dla "kujonów". Poprawił szarawą torbę na ramieniu i udał się w odpowiednią stronę. Z tego, co się orientował, półka ze słownikami znajdowała się naprzeciwko działu z literaturą rosyjską. I nie mylił się, gdy skręcił za róg, przy okazji zauważając blondynkę. Nie znał jej za dobrze, ale był świadomy faktu, że ma do czynienia z uczniem stypendialnym. Czasami zazdrościł innym swych ambicji i osiągnięć. Sam sprawiał wrażenie kujona wiecznie siedzącego z nosem w książce, ale nieraz łatwo można byłoby mu ten tytuł odebrać.
Przeniósł niebieskie spojrzenie na rozciągający się przed nim regał, z wątpliwością unosząc wzrok ku górze - akurat ten słownik, który był mu tak bardzo potrzebny, znajdował się wyżej niż wszystkie inne. Hajime nie był niski. Ale też niespecjalnie wysoki. Stłumił zrezygnowane westchnięcie i podszedł bliżej, wyciągając dłoń po książkę. Musiał wręcz stanąć na palcach, by móc musnąć palcami jej grzbiet. A gdy w końcu udało mu się wysunąć ją nieco z szeregu... Niespodziewanie kilka najbliższych książek zwaliło się na chłopaka, niemiłosiernie głośno stukając o podłogę i przerywając błogą ciszę, której towarzyszył również zaskoczony odgłos wydany przez okularnika.
Z ulgą przyjął koniec zajęć dodatkowych. Prędko zgarnął z ławki wszelkie przybory, upchnął je do torby, którą następnie przewiesił sobie przez ramię, i wyparował z klasy, nim ktokolwiek mógł się zorientować. Doskonale wiedział, gdzie go teraz zaniosą nogi. Jeszcze podczas nieszczęsnych zajęć anglistka zasugerowała mu pewien słownik opracowany pod kątem fonetycznej wymowy. Chyba chciała pomóc trochę chłopcu w zbyt często krępującym go problemie.
Zjawił się więc w szkolnej bibliotece, zaglądając ostrożnie do środka, po czym wchodząc już z większą pewnością. Lubił to pomieszczenie. Było ciche, spokojne, niezaopatrzone w niepożądane osoby. Istny raj dla "kujonów". Poprawił szarawą torbę na ramieniu i udał się w odpowiednią stronę. Z tego, co się orientował, półka ze słownikami znajdowała się naprzeciwko działu z literaturą rosyjską. I nie mylił się, gdy skręcił za róg, przy okazji zauważając blondynkę. Nie znał jej za dobrze, ale był świadomy faktu, że ma do czynienia z uczniem stypendialnym. Czasami zazdrościł innym swych ambicji i osiągnięć. Sam sprawiał wrażenie kujona wiecznie siedzącego z nosem w książce, ale nieraz łatwo można byłoby mu ten tytuł odebrać.
Przeniósł niebieskie spojrzenie na rozciągający się przed nim regał, z wątpliwością unosząc wzrok ku górze - akurat ten słownik, który był mu tak bardzo potrzebny, znajdował się wyżej niż wszystkie inne. Hajime nie był niski. Ale też niespecjalnie wysoki. Stłumił zrezygnowane westchnięcie i podszedł bliżej, wyciągając dłoń po książkę. Musiał wręcz stanąć na palcach, by móc musnąć palcami jej grzbiet. A gdy w końcu udało mu się wysunąć ją nieco z szeregu... Niespodziewanie kilka najbliższych książek zwaliło się na chłopaka, niemiłosiernie głośno stukając o podłogę i przerywając błogą ciszę, której towarzyszył również zaskoczony odgłos wydany przez okularnika.
Przeglądając kolejne strony w pierwszej chwili nawet nie zauważyła chłopaka. Ba, wydawała się naprawdę nie zdawać sprawy z jego istnienia dopóki jej świadomość nie zarejestrowała jakiegoś ruchu gdzieś tam na skraju regałów. Nie było to z jej strony żadne złośliwe i celowe zachowanie, po prostu tak już działał jej umysł - skupiał się na jednym i choć łatwo było tę uwagę rozproszyć najmniejszym ruchem czy dźwiękiem, dopóki takowy nie nastąpił była całkowicie zatopiona w robieniu tej jednej rzeczy. Dlatego właśnie uniosła wzrok znad ksiązki dopiero kiedy chłopak podszedł do regału. Przemknęło jej przez myśl, że skądś powinna go znać, ale jeszcze za krótko przebywała w okolicy, żeby być tego pewną. Nie skupiała się też na ocenie jego wyglądu, który mógł jej co nieco zasugerować, np. ile ma lat, czy należy do klasy "burżujów" jak to mawiała jej współlolaktorka. Co prawda ani wiek ani status materialny rzucające się w oczy nie mogły jej od razu powiedzieć jednoznacznie co to za osoba, w końcu ktoś mógł przeskoczyć klasę, pójść wcześniej albo później do szkoły a nawet powtarzać rok. Co do ubrań, ona nie wyglądała na żadną bogaczkę a jednak była uczennicą klasy A. Florence doskonale zdawała sobie sprawę, że takie błędy w ocenie występują i już z automatu wiedziała czego unikać kiedy kogoś widzi. Po prostu kierowała swoją zwykłą, ludzką ciekawośc na ine tory, w tym przypadku pierwszym na co zwróciła uwagę było to, po jaką książkę chłopak sięga. Słownik od angielskiego. Jeszcze zanim nastąpił jeden wielki huk, umysł Florence w ułamku sekundy wykonał skojarzenia, które chyba mało komu przyszłyby do głowy. Słownik od angielskiego, lekcja angielskiego, rozbawiona klasa, japończyk. Słowem: Bingo! Już miała się uśmiechnąć kiedy raptem książki spadły na Hajime i podłogę zarazem co wywołało na jej twarzy swoisty grymas. Hałas to bardzo, bardzo nieprzyjemna rzecz, szczególnie w bibliotece, ale przeciez się zdarza, prawda? Od razu zamknęła tom, który trzymała w rękach i odłożyła na półkę po czym bez słowa ukucnęła i zaczęła zbierać książki. Zerkając na okularnika zastanawiała się czy nie powinna czegoś powiedzieć, ale jak zwykle w takich sytuacjach po prostu zapominała funkcji składni i zdania nie miały najmniejszego sensu, było ich zbyt wiele pourywanych i nieprzemyślanych. Z drugiej strony zanim zdażyła przemyśleć i wybrać odpowiednie, już pozbierała książki i podawała je chłopakowi, a to już wymagało zupełnie innego pytania. Ugh, obcowanie z ludźmi zawsze wydawało jej się niezmiernie skomplikowane, bezsensowne i uciążliwe, szczególnie kiedy tak długo zajmowało jej podjęcie decyzji co powiedzieć i w efekcie ine mówiła nic. Czuła się z tym źle, ale nie bardzo wiedziała jak to zmienić. Uniosła tylko lekko kąciki ust w delikatnym uśmiechu, bo tak chyba wypadało się zachować, żeby podnieść "książkową ofiarę" na duchu, czy coś. Poprawiła jednocześnie nerwowo torbę na ramieniu czując, że to chyba jej przydałoby się podniesienie na duchu. Albo jeszcze lepiej - jakiś cichy, samotny kącik. Tak.
Drzwi biblioteki otworzyły się powoli i niemal bezgłośnie, jakby stojąca za nimi osoba z szacunku do obecnych w środku czytelników i bibliotekarki starała się nie zmącić ich spokoju. Do pomieszczenia wszedł chuderlawy uczeń o bujnej fryzurze. Poprawiwszy plecak na ramieniu zamknął za sobą drzwi i przywitał się z siedzącą za biurkiem kobietą skinieniem głowy, po czym spokojnym, niepospiesznym krokiem ruszył w kierunku jakiegoś konkretnego regału. Znalazłszy się u celu, czyli w sekcji przeznaczonej historii świata, wyśledził palcem odpowiedniego autora i tytuł, a następnie sprawdził informację o ostatnim wypożyczającym na wewnętrznej stronie okładki. Powtórzył to jeszcze kilka razy, układając wszystkie znaleziska w dwóch małych kolumnach w odosobnionymi miejscu w czytelni, aż wreszcie usiadł przed nimi i obrzuciwszy je zmarnowanym spojrzeniem wybrał pierwszą lepszą i z grobową miną zaczął nią potrząsać w powietrzu. Wyglądał przy tym bardzo poważnie. Świadek takiego zdarzenia mógł zapewne pomyśleć, że chłopak jest na tropie rozwiązania jakiejś bibliotecznej zagadki, albo należy do tajnej organizacji, która porozumiewała się między swoimi członkami poprzez szyfry zawarte w bibliotecznych książkach. W każdym razie był już na trzeciej z nich. Zmienił technikę, teraz przewracał po kilka stron, a później kołysał całością, trzymając za rogi obwoluty, z miną godną sztukmistrza takiego sposobu poszukiwania. Przy czwartej zaczął dość szybko poruszać ustami, co z odległości wyglądało jakby zaczął zmawiać pacierz, choć z bliska kazało raczej wątpić w jego religijność. Jak się człowiek spieszy to się diabeł cieszy. A ten nawiedzający obecnie Barnaby'ego musiał mieć naprawdę udany tydzień.
Co by tu zrobić...
Ai siedziała w bibliotece, przeglądając wypaśny egzemplarz starej książki. Kiepsko. Czytała to już drugi raz i - nie dajmy się zwieść - śmiertelnie się nudziła. Cóż. Dopiero przybyła do tej szkoły, a połowa asortymentu tutejszej biblioteki została przez nią przewertowana. No ale co poradzić na jej miłość do książek - Aida była istnym molem książkowym, a takiego ciężko jednak zaspokoić! Pochłania stronice z prędkością światła, więc łatwo jest jej podpaść, kiedy nie ma się nowego wyposażenia regałów.
Szczęśliwie, w szkolnej bibliotece ostało się trochę "pokarmu" dla jej duszy, zatem mogła przystąpić do lektury kolejnych fascynujących historii. A propos historii - to ona była jej aktualnym celem, bo z tego zakresu książek jeszcze nie ogarnęła. Zatem z początku ociężale, wstała, strzyknęła paliczkami, bo nieco jej ścierpły, po czym podążyła w kierunku odpowiedniej sekcji. Wcześniej odłożyła również przeczytane opasłe w cholerę kroniki na swoje miejsce, ale to chyba wiadome.
Przez chwilę wodziła palcem po grzbietach idealnie poukładanych na półkach książek i w końcu zdecydowała się na którąś. Na coś o historii Europy bodajże. Nieistotne.
W poszukiwaniu miejsca do usadowienia się, jej wzrok na zaczytanego chłopaka o włosach niczym skrzydła kruka. Jej wewnętrzny succubus zacierał właśnie ręce na samą myśl, do czego może dojść, jeśli jasnowłosa dobrze się postara.
Podeszła spokojnie do nieznajomego.
- Można się przysiąść? - Uśmiechnęła się łagodnie, spoglądając na niego spod lekko opuszczonej zasłony gęstych czarnych rzęs.
Ai siedziała w bibliotece, przeglądając wypaśny egzemplarz starej książki. Kiepsko. Czytała to już drugi raz i - nie dajmy się zwieść - śmiertelnie się nudziła. Cóż. Dopiero przybyła do tej szkoły, a połowa asortymentu tutejszej biblioteki została przez nią przewertowana. No ale co poradzić na jej miłość do książek - Aida była istnym molem książkowym, a takiego ciężko jednak zaspokoić! Pochłania stronice z prędkością światła, więc łatwo jest jej podpaść, kiedy nie ma się nowego wyposażenia regałów.
Szczęśliwie, w szkolnej bibliotece ostało się trochę "pokarmu" dla jej duszy, zatem mogła przystąpić do lektury kolejnych fascynujących historii. A propos historii - to ona była jej aktualnym celem, bo z tego zakresu książek jeszcze nie ogarnęła. Zatem z początku ociężale, wstała, strzyknęła paliczkami, bo nieco jej ścierpły, po czym podążyła w kierunku odpowiedniej sekcji. Wcześniej odłożyła również przeczytane opasłe w cholerę kroniki na swoje miejsce, ale to chyba wiadome.
Przez chwilę wodziła palcem po grzbietach idealnie poukładanych na półkach książek i w końcu zdecydowała się na którąś. Na coś o historii Europy bodajże. Nieistotne.
W poszukiwaniu miejsca do usadowienia się, jej wzrok na zaczytanego chłopaka o włosach niczym skrzydła kruka. Jej wewnętrzny succubus zacierał właśnie ręce na samą myśl, do czego może dojść, jeśli jasnowłosa dobrze się postara.
Podeszła spokojnie do nieznajomego.
- Można się przysiąść? - Uśmiechnęła się łagodnie, spoglądając na niego spod lekko opuszczonej zasłony gęstych czarnych rzęs.
Żeby to nie był tylko jeden z tych przypadków kiedy to zguba odnajdzie swojego właściciela dopiero w ostatnim z możliwych miejsc, w tym przypadku ostatniej ze wszystkich przytachanych przez niego ksiąg i książek. Niektóre z nich podobały mu się bardziej, więc z traktował je z większym poszanowaniem, kładąc na ławce i przewracając po kilka kartek, a niektóre nie podobały mu się w ogóle, więc zaciekle nimi potrząsał. Żeby przechytrzyć ciążące na nim od tygodnia fatum wybrał ostatnią książkę za którą miał się zabrać ale wyglądało na to, że tam też nie było tego czego szukał. W każdym razie nie poddał się tak szybko i zaczął przerzucać strony jeszcze raz. Głupio by było gdyby znalazł to za niego ktoś inny. Takiej myśli starał się do siebie nawet nie dopuszczać. Kiedy skończył, opadł bezradnie na oparcie krzesła i wbił wzrok w przestrzeń przed sobą. Najpodlejsze było w tym to, że i tak nie miał niczego innego do roboty. To znaczy miałby całkiem sporo jeśli tylko chciałby pomóc swojej młodszej siostrze w rozpakowywaniu się. Ale nie chciał. Wypuścił powietrze z płuc, rozmasował sobie skroń i ... jakoś nie potrafił wrócić do zadania. Jego wzrok utkwił w swetrze stojącego naprzeciw pierwszoroczniaka. Z jakiegoś powodu wolał doszukiwać się w nim kształtów i potem zastanawiać się czemu zobaczył na nim właśnie to i to. Taka zabawa we Freuda. Albo w dopowiedzenia i nadinterpretację.
- Niee... - odpowiedział zamyślony, zwężając oczy jakby miało mu to pomóc w skupieniu się na kształtach kolorowego swetra.
Szczur - to łatwe, po prostu czuł się ostatnimi czasy beznadziejnie. Hmm... Chmura. Mało kreatywne i jakoś nie potrafił tego z niczym skojarzyć. To dalej... Modliszka. No nieźle. Zastanawiał się właśnie nad tym niezwyczajnym przypadkiem, aż kątem oka zauważył stojącą przy nim osobę i aż wyprostował się z zaskoczenia.
- A... Jasne, proszę. - chrząknął przyglądając się uczennicy kątem oka i położył przed sobą kolejny przygnębiający tomik, jakby przed chwilą wcale nigdzie nie odleciał. Wyglądał jakby dopiero kiedy ją zobaczył dotarła do niego treść i w ogóle sam fakt jakiegokolwiek odzewu. Brak snu + stres + bycie Barnabym i wtedy podobne odloty są normą.
- Niee... - odpowiedział zamyślony, zwężając oczy jakby miało mu to pomóc w skupieniu się na kształtach kolorowego swetra.
Szczur - to łatwe, po prostu czuł się ostatnimi czasy beznadziejnie. Hmm... Chmura. Mało kreatywne i jakoś nie potrafił tego z niczym skojarzyć. To dalej... Modliszka. No nieźle. Zastanawiał się właśnie nad tym niezwyczajnym przypadkiem, aż kątem oka zauważył stojącą przy nim osobę i aż wyprostował się z zaskoczenia.
- A... Jasne, proszę. - chrząknął przyglądając się uczennicy kątem oka i położył przed sobą kolejny przygnębiający tomik, jakby przed chwilą wcale nigdzie nie odleciał. Wyglądał jakby dopiero kiedy ją zobaczył dotarła do niego treść i w ogóle sam fakt jakiegokolwiek odzewu. Brak snu + stres + bycie Barnabym i wtedy podobne odloty są normą.
Ciężko jest dogadać się z osobą, której życie polega tylko i wyłącznie na książkach. Naprawdę! Ai dokładnie wiedziała, jakie to uczucie, próbować zbliżyć się do takiego człeka - choćbyś nie wiadomo, jak się starał, dla niego i tak ważniejszy będzie podręcznik do geografii albo twórczość Stephena Kinga, huh! Jeżeli nie gadasz z nim na temat papieru, ten od razu zaczyna cię ignorować - a to niezbyt miłe. Taki też z początku wydawał jej się czarnowłosy chłopak, jednak postanowiła nieco poczekać. Cierpliwie zniosła jego dość bezczelną w stosunku do dziedziczki uwagę. Nie zamierzała hiperwentylować i mdleć z powodu jego braku szacunku do niej. Nie była z takich, co to pokazują z byle powodu urazę. Choć trzeba było przyznać - udało mu się odrobinę zaniżyć jej samoocenę.
Oparła spokojnie swoje smukłe niczym u wyrafinowanej pianistki palce na kościstych biodrach i przez chwilę go obserwowała. Ale nie nachalnie, raczej w kierunku, co się będzie działo dalej.
Kiedy ten ocknął się ze swojego "snu zimowego" (bo według Aidzi uczeń wyglądał, jakby się dopiero obudził), dziewczyna odsunęła delikatnym ruchem pobliskie krzesło, po czym zajęła miejsce i położyła na stole swoją książkę - tuż obok książki czarnowłosego. To nie tak, że lubiła być blisko kogoś... Po prostu fajnie na to ludzie z boku patrzyli - mało która laska podeszłaby teraz do chłopaka, widząc, że jest "zajęty" należącą do jednego z najbogatszych rodów Włoszką!
- To zadanie domowe czy wolna lektura? - Spytała i puściła mu oczko. Nie pytała o tytuł książki, którą właśnie czytał - miała ją przed sobą, więc byłoby to głupie i nietaktowne, poza tym potwierdziłaby w ten sposób wszystkie te irytujące stereotypy o blondynkach. Wolała zapytać o to, czy robi to z przymusu, czy ze zwykłej chęci, żeby wyczuć, jaki jest i w jaki sposób powinna z nim rozmawiać. Przecież nie będzie nawijała piłkarzowi o literaturze średniowiecznej - chyba jedynie po pijaku!
Oparła spokojnie swoje smukłe niczym u wyrafinowanej pianistki palce na kościstych biodrach i przez chwilę go obserwowała. Ale nie nachalnie, raczej w kierunku, co się będzie działo dalej.
Kiedy ten ocknął się ze swojego "snu zimowego" (bo według Aidzi uczeń wyglądał, jakby się dopiero obudził), dziewczyna odsunęła delikatnym ruchem pobliskie krzesło, po czym zajęła miejsce i położyła na stole swoją książkę - tuż obok książki czarnowłosego. To nie tak, że lubiła być blisko kogoś... Po prostu fajnie na to ludzie z boku patrzyli - mało która laska podeszłaby teraz do chłopaka, widząc, że jest "zajęty" należącą do jednego z najbogatszych rodów Włoszką!
- To zadanie domowe czy wolna lektura? - Spytała i puściła mu oczko. Nie pytała o tytuł książki, którą właśnie czytał - miała ją przed sobą, więc byłoby to głupie i nietaktowne, poza tym potwierdziłaby w ten sposób wszystkie te irytujące stereotypy o blondynkach. Wolała zapytać o to, czy robi to z przymusu, czy ze zwykłej chęci, żeby wyczuć, jaki jest i w jaki sposób powinna z nim rozmawiać. Przecież nie będzie nawijała piłkarzowi o literaturze średniowiecznej - chyba jedynie po pijaku!
Miał jakieś niejasne przeczucie, że dziewczyna stała przy nim dłużej niż mu się to wydawało. I najwyraźniej czekała na jego powrót do żywych. Cóż. Nie czuł się specjalnie winny, może było mu trochę nieswojo z myślą że jego zmęczenie zaczynało sięgać zenitu i objawiać się wtedy kiedy akurat ktoś potrzebował go na Ziemi, ale koniec końców nikt nie musiał go przecież pytać o pozwolenie na zajęcie miejsca w czytelni. Obrócił głowę w kierunku Aidy i bezczelnie zlustrował ją chłodnymi ślepiami. A może... A może ona po prostu starała się zacząć z nim rozmowę? Poczuł się trochę zbity z tropu. Ta myśl kazała mu dyskretnie rozejrzeć się po sali i upewnić się że nie jest pusta i że nie jest jedyną osobą w zasięgu wzroku owej pani.
- To... myślę że można to nazwać zadaniem. Szukam... informacji. - odpowiedział dziewczynie skrzętnie, po czym gwałtownie wytrzepał następną w kolei książkę. Uwadze nie uszło mu, że rozmówczyni puściła do niego oczko, jednak beznadziejne umiejętności socjalne nawet nie śmiały się nad tym gestem zbytnio rozwodzić. Zamknął sprawdzony i odhaczony egzemplarz, wzbijając w powietrze podmuch kurzu i odwrócił się znów w stronę dziewczyny by trochę lepiej się jej przyjrzeć. Nie uszło mu uwadze że była naprawdę ładnie ubrana (był w Barbie ten pierwiastek pedała, który zawsze zwracał uwagę na takie rzeczy).
- Zgaduję że Ty też coś odrabiasz? – rzucił przelotne spojrzenie książce, którą położyła przed sobą.
- To... myślę że można to nazwać zadaniem. Szukam... informacji. - odpowiedział dziewczynie skrzętnie, po czym gwałtownie wytrzepał następną w kolei książkę. Uwadze nie uszło mu, że rozmówczyni puściła do niego oczko, jednak beznadziejne umiejętności socjalne nawet nie śmiały się nad tym gestem zbytnio rozwodzić. Zamknął sprawdzony i odhaczony egzemplarz, wzbijając w powietrze podmuch kurzu i odwrócił się znów w stronę dziewczyny by trochę lepiej się jej przyjrzeć. Nie uszło mu uwadze że była naprawdę ładnie ubrana (był w Barbie ten pierwiastek pedała, który zawsze zwracał uwagę na takie rzeczy).
- Zgaduję że Ty też coś odrabiasz? – rzucił przelotne spojrzenie książce, którą położyła przed sobą.
Czyżby chłopak nie wiedział, z kim ma do czynienia? Jej wewnętrzna bogini uniosła jedną brew ze zdziwienia i rzucała wewnątrz jej głowy obelgami w stronę chłopaka niczym jakimiś zabójczymi sztyletami. Tak, oburzyła się. Zewnętrznie jednak Ai została nieporuszona. Nie drgnęła jej nawet powieka na jego dość bezczelne zachowanie. Była nieco zbulwersowana nie okazywaniem jej należytego szacunku, ale raczej nie przez wzgląd na wysoką samoocenę, tylko dlatego, że rodzina przyzwyczaiła ją do takiego traktowania. Typu całowanie rączek, delikatne ukłony i tak dalej...
Nie zmienia to faktu, że już na samym początku rozmowa się nie kleiła. A miało być tak łatwo i wspaniale, ach! No nic, najwyżej konwersacja się sypnie, a chłopak ucieknie stąd w podskokach. Wartość, jaką dziewczyna utraci pewnie będzie równa zeru, a Aida wyruszy na kolejne podboje. Meh, szkoda tylko, że nie w towarzystwie młodego przystojniaka.
Poza tym... Po co on się rozglądał? To niby jasne, że była specyficznej urody i charakterystycznie się ubierała, ale... Patrzał wokoło, jakby nie miał nic lepszego do roboty. O co kaman? Szukał osoby, którą mógłby poprosić o towarzystwo dla siebie, która byłaby również idealną wymówką do odmowy spędzenia czasu z blondynką? Co to, to nie! Nie pozwoli mu tak prędko odejść.
Przesunęła się tuż na wprost jego pola widzenia. Teraz widział ją i tylko ją. Czy to nie wspaniałe? Miał do wyboru widok na zwyczajnie urządzone wnętrze biblioteki lub oglądanie ponętnych kształtów jasnowłosej przyodziane w odpowiednio dobrane ubrania, a ona zdecydowała za niego i wybrała tę lepszą opcję - tak jej się przynajmniej wydawało.
- Czyli czytasz to- wskazała dłonią na książkę tuż obok niego - z własnej woli? - Pokiwała głową lekko zamyślona. Nie do końca wiedziała, czy trafiła na kolejnego kujona zapatrzonego w naukę i inne pierdoły, czy może raczej inteligenta. Chłopak wydawał się sympatyczny, aczkolwiek... Nic nigdy nie wiadomo, nie? Może się okazać cholernym maminsynkiem albo skończonym dupkiem. Zatem warto mieć się na baczności, zwłaszcza przy pierwszym spotkaniu.
Rany... On chyba nie rozumiał zbytnio jej nastawienia. Mrugnięcie nie oznaczało niczego złego. Niestety, gość wyglądał jak dla niej na mocno przyjebanego. Jakby był uzależniony od kawy i właśnie dzisiaj zapomniał codziennej dawki kofeiny, ech.
Pocieszające w tym wszystkim zapewne byłoby to, że nieznajomy myślał całkiem miło o jej stroju. Gdyby oczywiście dał jej o tym znać - inaczej nie miała szans, aby przejrzeć jego gusta.
- Nie odrabiam. - Westchnęła ciężko acz cicho, pamiętając o zachowaniu ciszy w pomieszczeniu. Po prostu powtarzam materiał, z którego muszę być perfect. - Powiedziała z minimalnym zawodzeniem w głosie. W większej części było to prawdą - od najmłodszego rodzice kładli straszny nacisk na jej naukę, głównie historię Europy i tym podobne. W dużej mierze chodziło o genezę Włoch, Drugą Wojnę Światową i tym podobne. Właściwie... Wszystko sprowadzało się do Italii i Rzymu. Taki biedny jej los - urodziła się jako mieszaniec powstały z krwi angielskiej i włoskiej. Nieszczęśliwie, to na tym drugim państwie postanowili skupić się jej despotyczni rodzice. Osobiście, szlachcianka wolała to, co się wyprawiało w Wielkiej Brytanii niż to, co się odwalało na Półwyspie Apenińskim. Szkoda jedynie, że nikt przenigdy nie potrafił zrozumieć jej punktu widzenia, uch.
Nie zmienia to faktu, że już na samym początku rozmowa się nie kleiła. A miało być tak łatwo i wspaniale, ach! No nic, najwyżej konwersacja się sypnie, a chłopak ucieknie stąd w podskokach. Wartość, jaką dziewczyna utraci pewnie będzie równa zeru, a Aida wyruszy na kolejne podboje. Meh, szkoda tylko, że nie w towarzystwie młodego przystojniaka.
Poza tym... Po co on się rozglądał? To niby jasne, że była specyficznej urody i charakterystycznie się ubierała, ale... Patrzał wokoło, jakby nie miał nic lepszego do roboty. O co kaman? Szukał osoby, którą mógłby poprosić o towarzystwo dla siebie, która byłaby również idealną wymówką do odmowy spędzenia czasu z blondynką? Co to, to nie! Nie pozwoli mu tak prędko odejść.
Przesunęła się tuż na wprost jego pola widzenia. Teraz widział ją i tylko ją. Czy to nie wspaniałe? Miał do wyboru widok na zwyczajnie urządzone wnętrze biblioteki lub oglądanie ponętnych kształtów jasnowłosej przyodziane w odpowiednio dobrane ubrania, a ona zdecydowała za niego i wybrała tę lepszą opcję - tak jej się przynajmniej wydawało.
- Czyli czytasz to- wskazała dłonią na książkę tuż obok niego - z własnej woli? - Pokiwała głową lekko zamyślona. Nie do końca wiedziała, czy trafiła na kolejnego kujona zapatrzonego w naukę i inne pierdoły, czy może raczej inteligenta. Chłopak wydawał się sympatyczny, aczkolwiek... Nic nigdy nie wiadomo, nie? Może się okazać cholernym maminsynkiem albo skończonym dupkiem. Zatem warto mieć się na baczności, zwłaszcza przy pierwszym spotkaniu.
Rany... On chyba nie rozumiał zbytnio jej nastawienia. Mrugnięcie nie oznaczało niczego złego. Niestety, gość wyglądał jak dla niej na mocno przyjebanego. Jakby był uzależniony od kawy i właśnie dzisiaj zapomniał codziennej dawki kofeiny, ech.
Pocieszające w tym wszystkim zapewne byłoby to, że nieznajomy myślał całkiem miło o jej stroju. Gdyby oczywiście dał jej o tym znać - inaczej nie miała szans, aby przejrzeć jego gusta.
- Nie odrabiam. - Westchnęła ciężko acz cicho, pamiętając o zachowaniu ciszy w pomieszczeniu. Po prostu powtarzam materiał, z którego muszę być perfect. - Powiedziała z minimalnym zawodzeniem w głosie. W większej części było to prawdą - od najmłodszego rodzice kładli straszny nacisk na jej naukę, głównie historię Europy i tym podobne. W dużej mierze chodziło o genezę Włoch, Drugą Wojnę Światową i tym podobne. Właściwie... Wszystko sprowadzało się do Italii i Rzymu. Taki biedny jej los - urodziła się jako mieszaniec powstały z krwi angielskiej i włoskiej. Nieszczęśliwie, to na tym drugim państwie postanowili skupić się jej despotyczni rodzice. Osobiście, szlachcianka wolała to, co się wyprawiało w Wielkiej Brytanii niż to, co się odwalało na Półwyspie Apenińskim. Szkoda jedynie, że nikt przenigdy nie potrafił zrozumieć jej punktu widzenia, uch.
Rzeczywiście nie wiedział z kim ma do czynienia. Ostatnio jakoś często mu się to zdarzało - gdyby ktoś nie wierzył na słowo to miał dowód w postaci kilku siniaków. Taka tam pamiątka po kumplach Wayland. Bo Barbie jest taki obiektywny i tolerancyjny i wyrozumiały i nie ocenia książek po okładkach. A potem żałuje - a przynajmniej powinien.
- Z własnej. - mówiąc to obrócił książkę do góry nogami, by dziewczyna mogła zobaczyć tytuł. "Imperium łez". - Gdyby mnie ktoś zapytał to też bym to tak nazwał. - stwierdził ciszej, jakby ostatnią uwagę skierował sam do siebie. - Naprawdę, nie chcę robić- urwał, wróciwszy wzrokiem do okładki z zamiarem odczytania autora, ale z jakiegoś niewyjaśnionego powodu tego nie zrobił. - ...temu twórcy złej renomy, ale tego nie polecam. - na koniec chrząknął, co dodało jego paplaninie nieco powagi. Tak. Barnaby krytyk. Słuchajcie Barabasza, on dobrze wam powie. To co wie i to czego nie wie, bo już przetwarza to w głowie. Ocena zawsze będzie subiektywna, ale idąc tym tropem trudno zaufać komuś kto potrafi ocenić literaturę klasyczną niżej niż komiks o super herosie ratującym Ziemię przed zniszczeniem. Ale kto by go tam o to osądzał.
- I jak ci idzie? - zagadnął siadając na krześle wygodniej. Odłożył "Imperium łez" na bok, tak żeby zrobić miejsce na łokieć, na którym podparł brodę.
- Z własnej. - mówiąc to obrócił książkę do góry nogami, by dziewczyna mogła zobaczyć tytuł. "Imperium łez". - Gdyby mnie ktoś zapytał to też bym to tak nazwał. - stwierdził ciszej, jakby ostatnią uwagę skierował sam do siebie. - Naprawdę, nie chcę robić- urwał, wróciwszy wzrokiem do okładki z zamiarem odczytania autora, ale z jakiegoś niewyjaśnionego powodu tego nie zrobił. - ...temu twórcy złej renomy, ale tego nie polecam. - na koniec chrząknął, co dodało jego paplaninie nieco powagi. Tak. Barnaby krytyk. Słuchajcie Barabasza, on dobrze wam powie. To co wie i to czego nie wie, bo już przetwarza to w głowie. Ocena zawsze będzie subiektywna, ale idąc tym tropem trudno zaufać komuś kto potrafi ocenić literaturę klasyczną niżej niż komiks o super herosie ratującym Ziemię przed zniszczeniem. Ale kto by go tam o to osądzał.
- I jak ci idzie? - zagadnął siadając na krześle wygodniej. Odłożył "Imperium łez" na bok, tak żeby zrobić miejsce na łokieć, na którym podparł brodę.
Naprawdę dziwiło ją to, że chłopak jej nie poznał - zwykle każdy człowiek, który ją zobaczył, od razu do niej podlatywał po autograf albo po prostu, by powiedzieć, jak to ona fajna. No, zdarzali się też hejterzy, ale o tym nie mówmy - psychoantyfani nigdy nie są przyjemną sprawą.
Na jego słowa pokiwała głową ze zrozumieniem. To jego wybór, jaką czytał książkę i czy zadaną - nie mogła mu przecież zabronić ruszania lektury szkolnej ani zwykłej książki. Choćby to była Kamasutra albo "50 twarzy Greya".
Szczerze mówiąc, mało interesował ją tytuł książki, którą obecnie czytała, ale z grzeczności i po części też dlatego, że wkrótce ta informacja może jej się przydać, kątem oka zerknęła na okładkę. Tytuł jednak nie wydał jej się znajomy. Acz czy naprawdę powinien?
"Gdyby mnie ktoś zapytał to też bym to tak nazwał"? Spojrzała na niego trochę zdezorientowana. Jednakże nie odezwała się ani słowem. Instynktownie wyczuwała, że chłopak ma swój własny świat, do którego wpuszcza tylko nielicznych wybranych ludzi. Może to i dobrze, może to i źle. Kto wie. Okaże się w przyszłości. Może dzięki temu gra, którą prowadzi Ai, stanie się ciekawsza.
- Och... - niespecjalnie wiedziała, jak zareagować na tę krótką "recenzję". Ostatecznie zdecydowała się krótko i zwięźle odpowiedzieć. - ...okej.
Zaczęła czytać swoją książkę, jak gdyby nigdy nic. Po co przedłużać? Miała zadanie do wykonania, a jako osoba dość obowiązkowa, wyznawała zasadę, że pierwej praca, dopiero później przyjemności.
Nie wyściubiała nosa zza starych kartek, dopóki ją nie zaczepił.
Ktoś tu chyba domagał się jej atencji.
Nie lubimy być ignorowani, co? Heeh ~
Nie dała po sobie poznać, że ją to ucieszyło. Tę małą radość zachowała dla siebie i swojego ducha flirtu.
- Hmh... Trudny orzech do zgryzienia. - odparła, przewracając lekko stronicę. - Ale da się przeżyć.
Uraczyła go spojrzeniem swoich błękitnych tęczówek i wtopiła je w niego z taką pasją, jakby był jej Romeem, a ona jego Julią. Również delikatnie się uśmiechnęła. Jak to heroina w romansach, huh. Jeszcze by zatrzepotania rzęs ino brakowało!
Na jego słowa pokiwała głową ze zrozumieniem. To jego wybór, jaką czytał książkę i czy zadaną - nie mogła mu przecież zabronić ruszania lektury szkolnej ani zwykłej książki. Choćby to była Kamasutra albo "50 twarzy Greya".
Szczerze mówiąc, mało interesował ją tytuł książki, którą obecnie czytała, ale z grzeczności i po części też dlatego, że wkrótce ta informacja może jej się przydać, kątem oka zerknęła na okładkę. Tytuł jednak nie wydał jej się znajomy. Acz czy naprawdę powinien?
"Gdyby mnie ktoś zapytał to też bym to tak nazwał"? Spojrzała na niego trochę zdezorientowana. Jednakże nie odezwała się ani słowem. Instynktownie wyczuwała, że chłopak ma swój własny świat, do którego wpuszcza tylko nielicznych wybranych ludzi. Może to i dobrze, może to i źle. Kto wie. Okaże się w przyszłości. Może dzięki temu gra, którą prowadzi Ai, stanie się ciekawsza.
- Och... - niespecjalnie wiedziała, jak zareagować na tę krótką "recenzję". Ostatecznie zdecydowała się krótko i zwięźle odpowiedzieć. - ...okej.
Zaczęła czytać swoją książkę, jak gdyby nigdy nic. Po co przedłużać? Miała zadanie do wykonania, a jako osoba dość obowiązkowa, wyznawała zasadę, że pierwej praca, dopiero później przyjemności.
Nie wyściubiała nosa zza starych kartek, dopóki ją nie zaczepił.
Ktoś tu chyba domagał się jej atencji.
Nie lubimy być ignorowani, co? Heeh ~
Nie dała po sobie poznać, że ją to ucieszyło. Tę małą radość zachowała dla siebie i swojego ducha flirtu.
- Hmh... Trudny orzech do zgryzienia. - odparła, przewracając lekko stronicę. - Ale da się przeżyć.
Uraczyła go spojrzeniem swoich błękitnych tęczówek i wtopiła je w niego z taką pasją, jakby był jej Romeem, a ona jego Julią. Również delikatnie się uśmiechnęła. Jak to heroina w romansach, huh. Jeszcze by zatrzepotania rzęs ino brakowało!
Był to zwykły dzień Mezamere z cyklu „Jak uprzykrzyć życie ochroniarzom i nie dać się złapać” – z pewnością to nie pierwszy i nie ostatni raz, kiedy młody panicz postanawia mieć w głębszym niż zwykle poważaniu sprawy swojej ukochanej rodziny, która jak na złość ciska w niego kolejnymi kulkami szamba. Wbrew pozorom to porównanie było więcej niż trafne. Ale do rzeczy. Rozumiejąc już mniej więcej, co się zadziało nie trudno powiązać znerwicowanych ludzi biegających po szkole nierzadko klnąc pod nosem oraz zacnego pana chowającego się między znanymi na wylot regałami biblioteki. Wykręcił młynek oczami, komentując tą jakże śmieszną sytuację. Czemu nie zgodził się przyjść na bankiet? Odpowiedź sama wyskoczyła z jego gardła – wiedział bardzo dobrze jak wyglądają spotkania charytatywne organizowane przez rodzinę Jonker i nie miał najmniejszej ochoty uczestniczyć w takim sztucznym przedstawieniu. Wątpił, żeby ktokolwiek chciał.
Zmęczony próbowaniem zejść z oczu ludzi przykucnął pod jakimś działem, którego nie kojarzył i odpłynął myślami w kierunku ostatnio przeczytanego dzieła. No co? Nie miał za wiele do roboty, szczególnie gdy otoczyła go upragniona cisza i przynajmniej na chwilę miał pewność, że ochroniarze JESZCZE nie wpadli na pomysł szukania go w tej części szkoły. Szczęśliwie dla niego, wiedzieli o swoim paniczu tak dużo, jak o przyrządzaniu sushi – może uda mu się tu przeczekać nawet do końca bankietu? Jego radości nie byłoby końca ale to tak samo możliwe jak spotkanie jednorożca.
Będąc przezornym zaciągnął na siebie kaptur od bluzy, położył pod głowę saszetkę i rozłożył się na podłodze niczym Pan i Władca tej biblioteki. W taką godzinę nie spodziewał się tu tłumów (w ogóle nie spodziewał się, żeby ktokolwiek przybył do biblioteki) i w sumie mógł robić, co mu się żywnie podobało. Sięgnął po omacku za jakąś ciekawą książką leżącą na półce tuż obok jego głowy, ale zamiast opasłego tomiszcza zagranicznej poezji lub chociaż rymowanek dla dzieci dostał poradnik do wędkowania. Ten dzień nie mógł być lepszy.
Ups, he did it again. Istnieje pewne udokumentowane ludowe przekonanie, mówiące o tym, że po zdaniu typu: „Ten dzień nie może być gorszy” świat miłosiernie pokazuje, jakim jest dobrym słuchaczem i daje ludziom to, czego sobie zażyczyli, a więc mógł spodziewać się, że z sufitu zaczną spadać pączki. …
Cóż, próbował.
Zmęczony próbowaniem zejść z oczu ludzi przykucnął pod jakimś działem, którego nie kojarzył i odpłynął myślami w kierunku ostatnio przeczytanego dzieła. No co? Nie miał za wiele do roboty, szczególnie gdy otoczyła go upragniona cisza i przynajmniej na chwilę miał pewność, że ochroniarze JESZCZE nie wpadli na pomysł szukania go w tej części szkoły. Szczęśliwie dla niego, wiedzieli o swoim paniczu tak dużo, jak o przyrządzaniu sushi – może uda mu się tu przeczekać nawet do końca bankietu? Jego radości nie byłoby końca ale to tak samo możliwe jak spotkanie jednorożca.
Będąc przezornym zaciągnął na siebie kaptur od bluzy, położył pod głowę saszetkę i rozłożył się na podłodze niczym Pan i Władca tej biblioteki. W taką godzinę nie spodziewał się tu tłumów (w ogóle nie spodziewał się, żeby ktokolwiek przybył do biblioteki) i w sumie mógł robić, co mu się żywnie podobało. Sięgnął po omacku za jakąś ciekawą książką leżącą na półce tuż obok jego głowy, ale zamiast opasłego tomiszcza zagranicznej poezji lub chociaż rymowanek dla dzieci dostał poradnik do wędkowania. Ten dzień nie mógł być lepszy.
Ups, he did it again. Istnieje pewne udokumentowane ludowe przekonanie, mówiące o tym, że po zdaniu typu: „Ten dzień nie może być gorszy” świat miłosiernie pokazuje, jakim jest dobrym słuchaczem i daje ludziom to, czego sobie zażyczyli, a więc mógł spodziewać się, że z sufitu zaczną spadać pączki. …
Cóż, próbował.
Książki.
Gdzie by się nie obejrzał, tam widział całe dziesiątki drobnych powieści, dłuższych nowelek i opasłych tomów historycznych. Wszystko poukładane alfabetycznie na półkach, podzielone na kategorie. Nawet nie musiał się zastanawiać dwa razy, by bez problemu stwierdzić że jest w bibliotece. Nadal pozostawało jednak jedno pytanie...
Co on tutaj do diabła robił?
Powiedzmy sobie wprost. Blythe może i nie był kompletnym kretynem, który nigdy nie trzymał książki w dłoniach. Jego oceny były na tyle zadowalające by nie miał większych problemów z przejściem z jednej klasy do drugiej. Rozmowy z nim również nie ograniczały się do 'e piłka', 'jeść', 'widzę bekon'. Niemniej zobaczenie go w bibliotece graniczyło z cudem. Każdą wolną chwilę spędzał na boisku, co najwyżej odpoczywał na korytarzu szkolnym czy podwórku. Ale nie miał najmniejszych powodów, by znaleźć się w miejscu, gdzie trzeba było zachować absolutną ciszę - co w przypadku kogoś tak cholernie gadatliwego była naprawdę trudne - i przede wszystkim nie rzucać się w oczy. Sportowcy nawet jeśli z reguły byli postaciami całkiem lubianymi, były różne grupy wśród których nie byli zbyt mile widziani.
Do takich właśnie grup przynależeli nadambitni uczniowie, spędzający większość swojego czasu w takim miejscu jak to. Nieważne jak bardzo pochyliłby głowę czy przygarbił ramiona, przejście niezauważonym było w jego przypadku po prostu niemożliwe. Jedna z przechodzących pomiędzy półkami dziewczyn pisnęła nagle zaskoczona, gdy prawie na niego wpadła. Złapał ją w ostatniej chwili ramieniem, nim jednak zdążył zapytać czy nic jej się nie stało, wielkie przerażone oczy zniknęły pod jej bujną czarną grzywką i przemknęła pod jego ramieniem, znikając w kolejnym rzędzie. I tyle z jego chęci bycia uprzejmym. Poprawił swoją piłkę do kosza pod drugą ręką, przemykając wzrokiem po grzbietach książek ze średnim zainteresowaniem. W sumie może znajdzie tu coś na temat koszykówki? Choć zapewne nie w tym dziale.
Przechadzał się pomiędzy półkami z wyraźnym zamyśleniem. I właśnie przez nie, prawie wyrżnął jak długi, potykając się o leżącego na ziemi chłopaka. Nabrał gwałtownie powietrza, przestępując nad nim większy krok z wyciągniętą przed siebie ręką, pozwalającą mu zachować równowagę. Gdy tylko był pewien, że nadal stoi, nie zmiażdżył nikogo nogą, a jego piłka nadal bezpiecznie znajdywała się pod ramieniem, spojrzał na sprawcę całego wypadku.
- Sorry. - przeprosił go luźno, uśmiechając się wesoło, przyglądając się jego dziwnej pozycji. Raczej nie spotykał się z tym, żeby ludzie leżeli na ziemi w bibliotece. Zaraz. Co jeśli on...?
Blythe momentalnie spoważniał odkładając piłkę na ziemię i uklęknął obok niego.
- Źle się czujesz? Zaprowadzić cię do pielęgniarki? - zapytał ściągając brwi w wyraźnej konsternacji. W razie czego był gotów przeprowadzić resuscytację, w końcu uczyli ich tego na wychowaniu fizycznym. Był całkiem niezły. Niemniej pierwszym krokiem było wybadanie czy poszkodowany cię słyszy. Tak, tak właśnie było.
Gdzie by się nie obejrzał, tam widział całe dziesiątki drobnych powieści, dłuższych nowelek i opasłych tomów historycznych. Wszystko poukładane alfabetycznie na półkach, podzielone na kategorie. Nawet nie musiał się zastanawiać dwa razy, by bez problemu stwierdzić że jest w bibliotece. Nadal pozostawało jednak jedno pytanie...
Co on tutaj do diabła robił?
Powiedzmy sobie wprost. Blythe może i nie był kompletnym kretynem, który nigdy nie trzymał książki w dłoniach. Jego oceny były na tyle zadowalające by nie miał większych problemów z przejściem z jednej klasy do drugiej. Rozmowy z nim również nie ograniczały się do 'e piłka', 'jeść', 'widzę bekon'. Niemniej zobaczenie go w bibliotece graniczyło z cudem. Każdą wolną chwilę spędzał na boisku, co najwyżej odpoczywał na korytarzu szkolnym czy podwórku. Ale nie miał najmniejszych powodów, by znaleźć się w miejscu, gdzie trzeba było zachować absolutną ciszę - co w przypadku kogoś tak cholernie gadatliwego była naprawdę trudne - i przede wszystkim nie rzucać się w oczy. Sportowcy nawet jeśli z reguły byli postaciami całkiem lubianymi, były różne grupy wśród których nie byli zbyt mile widziani.
Do takich właśnie grup przynależeli nadambitni uczniowie, spędzający większość swojego czasu w takim miejscu jak to. Nieważne jak bardzo pochyliłby głowę czy przygarbił ramiona, przejście niezauważonym było w jego przypadku po prostu niemożliwe. Jedna z przechodzących pomiędzy półkami dziewczyn pisnęła nagle zaskoczona, gdy prawie na niego wpadła. Złapał ją w ostatniej chwili ramieniem, nim jednak zdążył zapytać czy nic jej się nie stało, wielkie przerażone oczy zniknęły pod jej bujną czarną grzywką i przemknęła pod jego ramieniem, znikając w kolejnym rzędzie. I tyle z jego chęci bycia uprzejmym. Poprawił swoją piłkę do kosza pod drugą ręką, przemykając wzrokiem po grzbietach książek ze średnim zainteresowaniem. W sumie może znajdzie tu coś na temat koszykówki? Choć zapewne nie w tym dziale.
Przechadzał się pomiędzy półkami z wyraźnym zamyśleniem. I właśnie przez nie, prawie wyrżnął jak długi, potykając się o leżącego na ziemi chłopaka. Nabrał gwałtownie powietrza, przestępując nad nim większy krok z wyciągniętą przed siebie ręką, pozwalającą mu zachować równowagę. Gdy tylko był pewien, że nadal stoi, nie zmiażdżył nikogo nogą, a jego piłka nadal bezpiecznie znajdywała się pod ramieniem, spojrzał na sprawcę całego wypadku.
- Sorry. - przeprosił go luźno, uśmiechając się wesoło, przyglądając się jego dziwnej pozycji. Raczej nie spotykał się z tym, żeby ludzie leżeli na ziemi w bibliotece. Zaraz. Co jeśli on...?
Blythe momentalnie spoważniał odkładając piłkę na ziemię i uklęknął obok niego.
- Źle się czujesz? Zaprowadzić cię do pielęgniarki? - zapytał ściągając brwi w wyraźnej konsternacji. W razie czego był gotów przeprowadzić resuscytację, w końcu uczyli ich tego na wychowaniu fizycznym. Był całkiem niezły. Niemniej pierwszym krokiem było wybadanie czy poszkodowany cię słyszy. Tak, tak właśnie było.
Co to właściwie znaczy mieć pecha? Wyjaśnić jest zasadniczo prosto, biorąc za przykład wydarzenia życia codziennego. Tak, więc jest to taka sytuacja, gdy człowiek marzy o mannie z nieba, prawdziwym dorodnym pączku z czekoladą i różową posypką razy sto, a dostaje ludzia, który próbuje go zabić. Przynajmniej mógł mieć tę świadomość, że proporcja fart-pech była w jego przypadku niemal idealnie zachowana – niby ktoś mógł go zgnieść, ale tak się nie stało. La Vida Loca, panowie.
Niespodziewane szarpnięcie się na jego życie zamroczyło mu umysł, który (przyznać trzeba) działał dziś na zwolnionych obrotach, sam fakt „ukrywania się” w bibliotece przed wytrenowanymi ochroniarzami mówił sam za siebie. Także, zanim dotarło do niego, co się zadziało było już po wszystkim, a on leżał na podłodze tak zwanym szczupakiem z oczami niczym spodki i ze szczęką przy podłodze. Może jednak nie powinien chować się przed tymi niedorobionymi półgłówkami.
Zamyślił się, próbując poukładać fakty, które wyskoczyły z szeregu myśli niczym prostytutki spod latarni na widok bogatego grubasa w przedpotopowym garniaku i jakby tego było mało, zaczęły tańczyć nad jego głową jak w typowych kreskówkach. Wiecie, takie skąpo ubrane i z niemożliwą ilością tapety na twarzy – aż poczuł w brzuchu skurcz, oznajmiający zbliżającego się pawia.
Podniósł się powoli, żeby przypadkiem nie zwrócić światu obiadu, który naprawdę miał szansę wrócić w odrobinę innej formie na szkolną tacę przez nagromadzony stres mienionego wydarzenia. Przy okazji wykonywania czynności spadł mu kaptur bluzy, o którym zdążył pięć razy zapomnieć. Spojrzał na swojego niedoszłego zabójcę, wyciągając szyję, by zobaczyć przynajmniej jego klatę piersiową. No, chłopaka z całą pewnością mógłby powiedzieć, że z wyglądu był odpowiedni na karierę zabójcy. Nie miał na myśli niewątpliwej urody tego człeka, lecz sam jego wzrost i budowę ciała – gdyby nie minął go i wylądował prosto na nim… ciekawe czy byłoby po nim, co zbierać.
- Uh, przynajmniej żyję. – Wymamrotał pod nosem, zdając sobie sprawę, iż cała ta niewątpliwie śmieszna sytuacja była po części jego winą. Może jakby zamiast biblioteki wybrał przykładowo toaletę… choć znając swoje szczęście, gdziekolwiek by nie poszedł takie rzeczy nadal miałby miejsce. Zerknął na chłopaka nieśmiało, acz z dozą wyuczonej pewności siebie i burknął coś, co brzmiało podobnie do „wybacz”, ale on nie miał zamiaru potwierdzać.
Nagła zmiana w atmosferze ponownie zdezorientowała Mere, a poważna twarz, która pojawiła się obok niego równie nagle i wystraszyła go tak dobrze, jak średni horror. Może to jednak był zabójca, który chciał jego głowy dla kasy większej niż ma na swoim prywatnym koncie? Powinien zacząć krzyczeć? A co jeśli zaraz nieznajomy wyciągnie nóż i każe zdradzić największe sekrety Jonkerów? Pobladł, czując, że zaraz urwie mu się film.
„Źle się czujesz? Zaprowadzić cię do pielęgniarki?” – nie wiedział, czy to sprytny plan mający na celu jego ciche zabójstwo, czy po prostu jedna wielka pomyłka (jakich wiele w jego życiu, niestety). Zmrużył oczy, próbując wysilić szare komórki do myślenia, ale jedyne, co przychodziło mu do głowy to czekoladowe pączki z różową posypką. Hm, definitywnie był w ciemnej…
- Nie, wszystko ze mną dobrze. – Postanowił, że jeśli ma umrzeć to przynajmniej w otoczeniu książek. Spojrzał na piłkę, którą miał ze sobą nieznajomy i przez chwilę zastanawiał się, czy zmieściłby się tam paralizator z pistoletem. Gdy odpowiedź okazała się pozytywna, kącik ust mu drgnął. – A tak w ogóle to, kim jesteś?
Niespodziewane szarpnięcie się na jego życie zamroczyło mu umysł, który (przyznać trzeba) działał dziś na zwolnionych obrotach, sam fakt „ukrywania się” w bibliotece przed wytrenowanymi ochroniarzami mówił sam za siebie. Także, zanim dotarło do niego, co się zadziało było już po wszystkim, a on leżał na podłodze tak zwanym szczupakiem z oczami niczym spodki i ze szczęką przy podłodze. Może jednak nie powinien chować się przed tymi niedorobionymi półgłówkami.
Zamyślił się, próbując poukładać fakty, które wyskoczyły z szeregu myśli niczym prostytutki spod latarni na widok bogatego grubasa w przedpotopowym garniaku i jakby tego było mało, zaczęły tańczyć nad jego głową jak w typowych kreskówkach. Wiecie, takie skąpo ubrane i z niemożliwą ilością tapety na twarzy – aż poczuł w brzuchu skurcz, oznajmiający zbliżającego się pawia.
Podniósł się powoli, żeby przypadkiem nie zwrócić światu obiadu, który naprawdę miał szansę wrócić w odrobinę innej formie na szkolną tacę przez nagromadzony stres mienionego wydarzenia. Przy okazji wykonywania czynności spadł mu kaptur bluzy, o którym zdążył pięć razy zapomnieć. Spojrzał na swojego niedoszłego zabójcę, wyciągając szyję, by zobaczyć przynajmniej jego klatę piersiową. No, chłopaka z całą pewnością mógłby powiedzieć, że z wyglądu był odpowiedni na karierę zabójcy. Nie miał na myśli niewątpliwej urody tego człeka, lecz sam jego wzrost i budowę ciała – gdyby nie minął go i wylądował prosto na nim… ciekawe czy byłoby po nim, co zbierać.
- Uh, przynajmniej żyję. – Wymamrotał pod nosem, zdając sobie sprawę, iż cała ta niewątpliwie śmieszna sytuacja była po części jego winą. Może jakby zamiast biblioteki wybrał przykładowo toaletę… choć znając swoje szczęście, gdziekolwiek by nie poszedł takie rzeczy nadal miałby miejsce. Zerknął na chłopaka nieśmiało, acz z dozą wyuczonej pewności siebie i burknął coś, co brzmiało podobnie do „wybacz”, ale on nie miał zamiaru potwierdzać.
Nagła zmiana w atmosferze ponownie zdezorientowała Mere, a poważna twarz, która pojawiła się obok niego równie nagle i wystraszyła go tak dobrze, jak średni horror. Może to jednak był zabójca, który chciał jego głowy dla kasy większej niż ma na swoim prywatnym koncie? Powinien zacząć krzyczeć? A co jeśli zaraz nieznajomy wyciągnie nóż i każe zdradzić największe sekrety Jonkerów? Pobladł, czując, że zaraz urwie mu się film.
„Źle się czujesz? Zaprowadzić cię do pielęgniarki?” – nie wiedział, czy to sprytny plan mający na celu jego ciche zabójstwo, czy po prostu jedna wielka pomyłka (jakich wiele w jego życiu, niestety). Zmrużył oczy, próbując wysilić szare komórki do myślenia, ale jedyne, co przychodziło mu do głowy to czekoladowe pączki z różową posypką. Hm, definitywnie był w ciemnej…
- Nie, wszystko ze mną dobrze. – Postanowił, że jeśli ma umrzeć to przynajmniej w otoczeniu książek. Spojrzał na piłkę, którą miał ze sobą nieznajomy i przez chwilę zastanawiał się, czy zmieściłby się tam paralizator z pistoletem. Gdy odpowiedź okazała się pozytywna, kącik ust mu drgnął. – A tak w ogóle to, kim jesteś?
Z taką definicją, można było powiedzieć że Blythe swojego pecha przezwyciężał nieustannie. Nawet gdy jakaś sytuacja zdawała się być zwyczajnie beznadziejna, kompletnie bez wyjścia - jakimś cudem prędzej czy później, chłopak zwracał się ku odpowiedniej stronie, by odkryć że pośród tych wszystkich złych stron, ukryta jest jedna dobra - choćby najdrobniejsza - a jeśli poświęci się jej odpowiednią ilość uwagi, przysłoni wszystkie pozostałe swoim blaskiem. Co w skrócie oznaczało, że chłopak był po prostu niepoprawnym optymistą. Do tego stopnia, że albo innych ową pozytywnością zarażał, albo doprowadzał do szewskiej pasji. Nawet teraz, gdy wpatrywał się intensywnie w poniekąd-nieświadomie-znokautowanego-chłopaka, wystarczył najmniejszy ruch z jego strony, by oblicze Hamalainena momentalnie się rozpromieniło, zupełnie jakby po dziesiątkach lat spotkał swojego najbliższego przyjaciela z dzieciństwa. Co więcej, Fin przynależał do tej grupy ludzi, u których uśmiech nie skupiał się jedynie na ustach, lecz bardzo wyraźnie obejmował i oczy. Wyglądał w tym momencie jak dziecko, które przedwcześnie dostało wymarzony prezent na gwiazdkę.
"Uh, przynajmniej żyję."
- Całe szczęście. - odpowiedział z niejakim rozbawieniem w głowie, dopiero teraz przyglądając się uważniej poszkodowanej osobie. Choć miał bez wątpienia do czynienia z chłopakiem, od razu zwrócił uwagę na jego duże, szare oczy - choć biorąc pod uwagę fakt, że cierpiał na agnozję barw, raczej nie powinien sobie ufać w kwestii postrzegania kolorów. Przyglądał mu się przez chwilę, zupełnie jakby próbował odczytać targające nim emocje, opierając się rękami o podłoże. Miał nieodparte wrażenie, że skądś go kojarzył. A przynajmniej, że powinien go kojarzyć. Wróć, nie kojarzyć. Rozpoznać. Był bowiem stuprocentowo pewien, że chodzą do jednej klasy. Niestety w takich chwilach pojawiała się ignorancja Blythe'a pod tytułem 'koszkoszkoszkoszkosz, nie podejdziesz sam to cię nie poznam'. Przeżarty koszykówką mózg sportowca pracował w tym momencie na najwyższych obrotach, przekopując się przez wszystkie twarze które widział w przeciągu ostatniego tygodnia (w końcu, nie przeceniajmy jego możliwości) nim chłopak przerwał jego rozmyślania.
"Nie, wszystko ze mną dobrze."
Mrugnął nagle, podnosząc głowę wyżej, zupełnie jakby nie dotarło do niego znaczenie wypowiedzianego przez niego zdania. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę jego zaangażowanie w próbę rozpoznania.
- Nie zgrywasz bohatera, co? Mogę cię zanieść do pielęgniarki, żaden problem. Zwłaszcza jeśli masz mi zwymiotować od jakiegoś wstrząśnienia mózgu czy kto wie czego jeszcze. Siła domeną każdego sportowca, właśnie tak. - zażartował odchylając się w tył, by dać mu nieco więcej przestrzeni i zwiększyć dopływ powietrza. Obserwował cały czas jego twarz, w tym momencie nie tylko próbując sobie przypomnieć skąd może go zna, ale także po to by poddawać względnej interpretacji zachodzące na jego twarzy zmiany.
Niestety szło mu to dość beznadziejnie. Ciężko było wymagać od człowieka-cegły, większego zrozumienia drugiej osoby, jeśli nie powiedziała mu czegoś wprost. W momencie, gdy padło pytanie o jego tożsamość, przypomniał sobie. Uderzył pięścią o drugą, rozprostowaną dłoń z wyraźną dumą.
- Jonker! - prawie wykrzyknął owo słowo, dopiero po chwili przypominając sobie gdzie jest. Momentalnie zaśmiał się cicho z zakłopotaniem, drapiąc się po karku.
- Wybacz, wybacz. Nie mogłem sobie przypomnieć, a przecież za każdym razem twoja rodzina sponsoruje przeróżne rzeczy naszej szkole. Między innymi dzięki wam mamy genialne boisko do koszykówki. - poklepał swoją piłkę, odsłaniając prawie równy rząd białych zębów (niestety kły stwierdziły, że mają gdzieś wpasowywanie się w tłum) z wyraźnym rozbawieniem i zaraz wyciągnął rękę w jego stronę, nie przestając się uśmiechać.
- Blythe Aiden Hamalainen i właściwie to jesteśmy w tej samej klasie. Wystarczy Blythe, mało kto pamięta moje dziwaczne nazwisko. Wybacz, ale jak się właściwie nazywasz? Dziewczyny zawsze tylko plotkują Jonker to, Vargas tamto, a Cullinan była tam, ale nikt nie używa waszych imion, więc jestem nieco w tyle. Nauczyciele też przez większość czasu zdają się ignorować imiona, tak jakbyśmy biegali po szkole mówiąc do siebie po nazwiskach, a za każdym razem gdy słyszę Hamalainen... - pokręcił głową z westchnięciem nawet nie kończąc zdania. Jego odczucia w tym temacie były dość oczywiste.
"Uh, przynajmniej żyję."
- Całe szczęście. - odpowiedział z niejakim rozbawieniem w głowie, dopiero teraz przyglądając się uważniej poszkodowanej osobie. Choć miał bez wątpienia do czynienia z chłopakiem, od razu zwrócił uwagę na jego duże, szare oczy - choć biorąc pod uwagę fakt, że cierpiał na agnozję barw, raczej nie powinien sobie ufać w kwestii postrzegania kolorów. Przyglądał mu się przez chwilę, zupełnie jakby próbował odczytać targające nim emocje, opierając się rękami o podłoże. Miał nieodparte wrażenie, że skądś go kojarzył. A przynajmniej, że powinien go kojarzyć. Wróć, nie kojarzyć. Rozpoznać. Był bowiem stuprocentowo pewien, że chodzą do jednej klasy. Niestety w takich chwilach pojawiała się ignorancja Blythe'a pod tytułem 'koszkoszkoszkoszkosz, nie podejdziesz sam to cię nie poznam'. Przeżarty koszykówką mózg sportowca pracował w tym momencie na najwyższych obrotach, przekopując się przez wszystkie twarze które widział w przeciągu ostatniego tygodnia (w końcu, nie przeceniajmy jego możliwości) nim chłopak przerwał jego rozmyślania.
"Nie, wszystko ze mną dobrze."
Mrugnął nagle, podnosząc głowę wyżej, zupełnie jakby nie dotarło do niego znaczenie wypowiedzianego przez niego zdania. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę jego zaangażowanie w próbę rozpoznania.
- Nie zgrywasz bohatera, co? Mogę cię zanieść do pielęgniarki, żaden problem. Zwłaszcza jeśli masz mi zwymiotować od jakiegoś wstrząśnienia mózgu czy kto wie czego jeszcze. Siła domeną każdego sportowca, właśnie tak. - zażartował odchylając się w tył, by dać mu nieco więcej przestrzeni i zwiększyć dopływ powietrza. Obserwował cały czas jego twarz, w tym momencie nie tylko próbując sobie przypomnieć skąd może go zna, ale także po to by poddawać względnej interpretacji zachodzące na jego twarzy zmiany.
Niestety szło mu to dość beznadziejnie. Ciężko było wymagać od człowieka-cegły, większego zrozumienia drugiej osoby, jeśli nie powiedziała mu czegoś wprost. W momencie, gdy padło pytanie o jego tożsamość, przypomniał sobie. Uderzył pięścią o drugą, rozprostowaną dłoń z wyraźną dumą.
- Jonker! - prawie wykrzyknął owo słowo, dopiero po chwili przypominając sobie gdzie jest. Momentalnie zaśmiał się cicho z zakłopotaniem, drapiąc się po karku.
- Wybacz, wybacz. Nie mogłem sobie przypomnieć, a przecież za każdym razem twoja rodzina sponsoruje przeróżne rzeczy naszej szkole. Między innymi dzięki wam mamy genialne boisko do koszykówki. - poklepał swoją piłkę, odsłaniając prawie równy rząd białych zębów (niestety kły stwierdziły, że mają gdzieś wpasowywanie się w tłum) z wyraźnym rozbawieniem i zaraz wyciągnął rękę w jego stronę, nie przestając się uśmiechać.
- Blythe Aiden Hamalainen i właściwie to jesteśmy w tej samej klasie. Wystarczy Blythe, mało kto pamięta moje dziwaczne nazwisko. Wybacz, ale jak się właściwie nazywasz? Dziewczyny zawsze tylko plotkują Jonker to, Vargas tamto, a Cullinan była tam, ale nikt nie używa waszych imion, więc jestem nieco w tyle. Nauczyciele też przez większość czasu zdają się ignorować imiona, tak jakbyśmy biegali po szkole mówiąc do siebie po nazwiskach, a za każdym razem gdy słyszę Hamalainen... - pokręcił głową z westchnięciem nawet nie kończąc zdania. Jego odczucia w tym temacie były dość oczywiste.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach