▲▼
x Czas akcji: forumowy
x Miejsce akcji: Rezydencja Darków/inne
x Zarys fabularny: Co by było gdyby Darkowie adoptowali Remiego
x Postacie:
To był jakiś kiepski żart, w który dziewczyna nadal nie mogła uwierzyć, choć trwał on już kilka dni.
Niech mnie ktoś dobudzi, błagam.
Załamała ręce, podnosząc się z łóżka i po raz kolejny uświadamiając sobie, że ten koszmar dział się naprawdę.
Westchnęła ciężko, wstając z łóżka i od razu je ścieląc. Poszła do łazienki by przemyć twarz, poprawić koka, który w ciągu nocy zupełnie się już rozplątał i spojrzeć na swoje zmęczone oczy. Nie, nie był to wynik niedospania, a zwyczajnego załamania i braku chęci do życia.
Chrzanić to. Trzeba żyć dalej.
Wróciła do pokoju, przebrała się w jeansy i koszulę w biało-czarną kratę, a następnie naciągnęła na nogi trampki.
Na razie miała spokój, bo poza nią nikt normalny nie wstawał o tej porze w wakacje. Słońce za oknem dopiero wychodziło zza horyzontu, a Darkówna już szykowała się, by rozpocząć dzień.
Krótkie rozciąganie się jak co rano i kilka mało wymagających ćwiczeń na rozbudzenie, a później na dół, do kuchni. Może i w soboty cała rodzina miała jeść razem śniadania, ale to miało mieć miejsce za kilka godzin, a ona do tego czasu nie wytrzyma.
Zbiegła po schodach, zgarnęła z kuchni jakiś jogurt i ruszyła do domowej biblioteki by dokończyć serię książek, którą wczoraj kupił ojciec.
Nic specjalnego, dzień jak co dzień. Wszystko jak po staremu. Nic się nie zmieniło...
Taa, na chwilę można zapomnieć, ale na jak długo?
Wreszcie nastała ta "wyczekiwana" pora śniadania. Domownicy wreszcie zaczęli podnosić się z łóżek. Pierwszy wstał ojciec, w którego dziewczyna się wdała. On też był rannym ptaszkiem snującym się wcześnie po domu, ale nie aż tak wcześnie jak ona. A reszta? Reszta prawdopodobnie siedziała w swoich pokojach do ostatniej chwili, ale Natalie w to nie wnikała. Po prostu odłożyła ostatnią książkę i udała się do jadalni, gdzie wszystko czekało już na stole.
x Miejsce akcji: Rezydencja Darków/inne
x Zarys fabularny: Co by było gdyby Darkowie adoptowali Remiego
x Postacie:
- Natalie Violette Dark
- Nathan Dark
- James Dark
- Remi
ThibaultDark - Amandine Dark
- NPC
______________________________________________________________________
To był jakiś kiepski żart, w który dziewczyna nadal nie mogła uwierzyć, choć trwał on już kilka dni.
Niech mnie ktoś dobudzi, błagam.
Załamała ręce, podnosząc się z łóżka i po raz kolejny uświadamiając sobie, że ten koszmar dział się naprawdę.
Westchnęła ciężko, wstając z łóżka i od razu je ścieląc. Poszła do łazienki by przemyć twarz, poprawić koka, który w ciągu nocy zupełnie się już rozplątał i spojrzeć na swoje zmęczone oczy. Nie, nie był to wynik niedospania, a zwyczajnego załamania i braku chęci do życia.
Chrzanić to. Trzeba żyć dalej.
Wróciła do pokoju, przebrała się w jeansy i koszulę w biało-czarną kratę, a następnie naciągnęła na nogi trampki.
Na razie miała spokój, bo poza nią nikt normalny nie wstawał o tej porze w wakacje. Słońce za oknem dopiero wychodziło zza horyzontu, a Darkówna już szykowała się, by rozpocząć dzień.
Krótkie rozciąganie się jak co rano i kilka mało wymagających ćwiczeń na rozbudzenie, a później na dół, do kuchni. Może i w soboty cała rodzina miała jeść razem śniadania, ale to miało mieć miejsce za kilka godzin, a ona do tego czasu nie wytrzyma.
Zbiegła po schodach, zgarnęła z kuchni jakiś jogurt i ruszyła do domowej biblioteki by dokończyć serię książek, którą wczoraj kupił ojciec.
Nic specjalnego, dzień jak co dzień. Wszystko jak po staremu. Nic się nie zmieniło...
Taa, na chwilę można zapomnieć, ale na jak długo?
Wreszcie nastała ta "wyczekiwana" pora śniadania. Domownicy wreszcie zaczęli podnosić się z łóżek. Pierwszy wstał ojciec, w którego dziewczyna się wdała. On też był rannym ptaszkiem snującym się wcześnie po domu, ale nie aż tak wcześnie jak ona. A reszta? Reszta prawdopodobnie siedziała w swoich pokojach do ostatniej chwili, ale Natalie w to nie wnikała. Po prostu odłożyła ostatnią książkę i udała się do jadalni, gdzie wszystko czekało już na stole.
Wszyscy jeszcze spali, a więc droga wolna! Wspiąwszy się po ogrodzeniu i ominąwszy podwórkowe kamery, których rozkładu zdążył się już wyuczyć, młody Francuz podszedł do uchylonego okna, które zostawił sobie wcześniej w kuchni i wślizgnął z powrotem do posiadłości. Nie, tym razem się nie włamywał, a przynajmniej nie tak do końca! Otóż parę dni temu Thibault został oficjalnie adoptowany przez rodzinę Darków, a ogromny dom z zadbanym ogródkiem stał się jego nowym miejscem zamieszkania. Tak... Jemu też wciąż trudno w to uwierzyć.
Właściwie to przydałoby się coś przekąsić.
Chłopak otrzepał kurtkę i już zrobił pierwszy krok w stronę lodówki, gdy ogarnął co ma na sobie i szybko ściągnął zakurzony ciuch, rozglądając się za dobrą skrytką. Prawdę powiedziawszy to przez pierwsze dni od tej nagłej życiowej zmiany naprawdę starał się dopasować, jednak, jak to w jego wypadku zawsze się ostatecznie kończyło, szybko mu się znudził nowy, grzeczny sposób bycia i wrócił do dawnych nawyków, nałogów... Nie zamierzał się jednak przyznawać, co to to nie! Jeszcze ci ludzie przejrzeliby na oczy i oddali go matce, a na to nie miał szczególnej ochoty. Nie żeby nie kochał tej kobiety, ba, właśnie dopiero co był w starym mieszkaniu i nawet zostawił jej trochę kasy podwędzonej z torebki nowej siostrzyczki, ale takie luksusy były mu obce i zwyczajnie za bardzo mu imponowały.
Rudzielec ściągnął z siebie kurtkę i wspiął na kuchenny blat, stając na nim i sięgając najwyżej usadzonych półek na najcenniejsze, nigdy nie używane zastawy stołowe. Pomiędzy górą mebla, a sufitem znalazła się wystarczająca wnęka by na siłę upchnąć materiał, którego z poziomu podłogi nie sposób było wypatrzeć. Zadowolony z siebie i gotowy udawać, że dopiero co rozpoczął dzień, Remi Dark zeskoczył na posadzkę i podszedł do lodówki. W srebrnym, lśniącym czystością odbiciu drzwiczek przyjrzał się swoim rozczochranym włosom i podkrążonym oczom, a także modnej koszulce z nadrukiem, którą kupiła mu nowa mamuśka i pasującym do niej, modnie postrzępionym dżinsom.
"Tak, tak, uczyłem się całą noc. Och, że niby wakacje? Ależ przecież nauki nigdy dość!"
Kupią to. Na pewno.
Właściwie to przydałoby się coś przekąsić.
Chłopak otrzepał kurtkę i już zrobił pierwszy krok w stronę lodówki, gdy ogarnął co ma na sobie i szybko ściągnął zakurzony ciuch, rozglądając się za dobrą skrytką. Prawdę powiedziawszy to przez pierwsze dni od tej nagłej życiowej zmiany naprawdę starał się dopasować, jednak, jak to w jego wypadku zawsze się ostatecznie kończyło, szybko mu się znudził nowy, grzeczny sposób bycia i wrócił do dawnych nawyków, nałogów... Nie zamierzał się jednak przyznawać, co to to nie! Jeszcze ci ludzie przejrzeliby na oczy i oddali go matce, a na to nie miał szczególnej ochoty. Nie żeby nie kochał tej kobiety, ba, właśnie dopiero co był w starym mieszkaniu i nawet zostawił jej trochę kasy podwędzonej z torebki nowej siostrzyczki, ale takie luksusy były mu obce i zwyczajnie za bardzo mu imponowały.
Rudzielec ściągnął z siebie kurtkę i wspiął na kuchenny blat, stając na nim i sięgając najwyżej usadzonych półek na najcenniejsze, nigdy nie używane zastawy stołowe. Pomiędzy górą mebla, a sufitem znalazła się wystarczająca wnęka by na siłę upchnąć materiał, którego z poziomu podłogi nie sposób było wypatrzeć. Zadowolony z siebie i gotowy udawać, że dopiero co rozpoczął dzień, Remi Dark zeskoczył na posadzkę i podszedł do lodówki. W srebrnym, lśniącym czystością odbiciu drzwiczek przyjrzał się swoim rozczochranym włosom i podkrążonym oczom, a także modnej koszulce z nadrukiem, którą kupiła mu nowa mamuśka i pasującym do niej, modnie postrzępionym dżinsom.
"Tak, tak, uczyłem się całą noc. Och, że niby wakacje? Ależ przecież nauki nigdy dość!"
Kupią to. Na pewno.
Wyszła z biblioteki i ruszyła w stronę jadalni. Kiedy była już w odpowiednim pomieszczeniu, jej uwagę zwrócił hałas w kuchni. Ze znudzoną miną skierowała tam swoje kroki i weszła przez otwarte drzwi.
- Wiesz, że za chwilę będzie śniadanie? - zamruczała krzyżując ręce na piersi.
- I witaj kochany braciszku - wysyczała z irytacją.
Nie skomentowała tego, jak wyglądał. Nawet jej się nie chciało. Pewnie tylko zacząłby łgać jak z nut, nic sobie z jej morałów nie robiąc. Ba, i bez tego miał dość powodów by grać jej na nerwach. Robił to już przed przeprowadzką, a co dopiero teraz. Właściwie, o co mu w ogóle chodziło? Na początku mógł mieć jakieś wonty do jej rodziny za to, że powodzi im się lepiej niż jemu, ale teraz? Tak jakby robienie, co mu się żywnie podoba i zachowywanie się jak nieodpowiedzialny dzieciak mu nie wystarczało.
Westchnęła ciężko i wróciła do jadalni, w której zawitał już jej starszy, biologiczny brat.
- Cześć, młoda - rzucił, dosuwając sobie krzesło.
- Nie nazywaj mnie "młoda". I cześć, Nathan - odpowiedziała jak z automatu.
Zwykle była w stanie czerpać nawet jakąś radość z tych przekomarzanek, ale ostatnio nie miała na to siły.
Zajęła miejsce na przeciwko bruneta i wzięła sobie jedną bułkę, a później nalała herbaty do filiżanki.
Serio, ja nic do tego rudego faceta nie mam, ale mógłby się lepiej zachowywać. I co właściwie strzeliło mojej matce do głowy? Ja rozumiem pomoc. Nawet, gdyby płaciła im po kilkaset dolarów miesięcznie, ale po co od razu przygarniać go pod swój dach? Czym on ma być? Zwierzątkiem, które można kupić i się nim pozachwycać?
- Wiesz, że za chwilę będzie śniadanie? - zamruczała krzyżując ręce na piersi.
- I witaj kochany braciszku - wysyczała z irytacją.
Nie skomentowała tego, jak wyglądał. Nawet jej się nie chciało. Pewnie tylko zacząłby łgać jak z nut, nic sobie z jej morałów nie robiąc. Ba, i bez tego miał dość powodów by grać jej na nerwach. Robił to już przed przeprowadzką, a co dopiero teraz. Właściwie, o co mu w ogóle chodziło? Na początku mógł mieć jakieś wonty do jej rodziny za to, że powodzi im się lepiej niż jemu, ale teraz? Tak jakby robienie, co mu się żywnie podoba i zachowywanie się jak nieodpowiedzialny dzieciak mu nie wystarczało.
Westchnęła ciężko i wróciła do jadalni, w której zawitał już jej starszy, biologiczny brat.
- Cześć, młoda - rzucił, dosuwając sobie krzesło.
- Nie nazywaj mnie "młoda". I cześć, Nathan - odpowiedziała jak z automatu.
Zwykle była w stanie czerpać nawet jakąś radość z tych przekomarzanek, ale ostatnio nie miała na to siły.
Zajęła miejsce na przeciwko bruneta i wzięła sobie jedną bułkę, a później nalała herbaty do filiżanki.
Serio, ja nic do tego rudego faceta nie mam, ale mógłby się lepiej zachowywać. I co właściwie strzeliło mojej matce do głowy? Ja rozumiem pomoc. Nawet, gdyby płaciła im po kilkaset dolarów miesięcznie, ale po co od razu przygarniać go pod swój dach? Czym on ma być? Zwierzątkiem, które można kupić i się nim pozachwycać?
Zwierzątko do zachwytów pokazało tylko język jojczącej od rana nastolatce i zaczekało aż zostanie samo, dopiero chwilę później wychodząc za nią do jadalni.
- Joł, Nath! - na widok starszego z dzieci Darków, Remi uśmiechnął się szeroko i powitał przyszywanego brata żółwikiem.
- Hej, mała. - Natalie posłał tylko oczko i zasiadł obok niej przy stole, zachowując jakby wszystkie ich dawne animozje nie miały zupełnie miejsca. W końcu teraz była jego kochaną, młodszą siostrzyczką!
Całkiem ładniutką siostrzyczką.
Ciekawie ten los potrafił się czasem pleść, nieprawdaż? Jednego dnia próbował ją okraść, a drugiego robił to już bez szarpanek, na luzie podchodząc jej do pozostawionej bez opieki na biurku torebki i zabierał ile mu się podoba bez żadnego pytania. Żyć nie umierać. No, chyba, że się wreszcie skapnie. Wtedy może umrze, a może zdąży uciec do..
- Dzień dobry wszystkim. - śpiewny, spokojny głos pani Dark zwrócił bursztynowe ślepia najnowszego członka rodziny w stronę wejścia do jadalni, które właśnie mijał anioł w ludzkiej skórze. O jasnych jak słońce włosach i delikatnym, zachwycającym uśmiechu malinowych warg. Dobrodziejka o gołębim sercu na której sam widok rudzielec poczuł się jak w niebie.
- Dzień dobry, mademoiselle Amandine. - zawołał pierwszy, wstając z miejsca i ustępując je kobiecie.
Już się nie mógł doczekać kolejnego wspólnego spaceru z nową mamusią! I kij z tymi wszystkimi zakupami, bo przecież nie o nie mu chodziło, a o przewspaniałe towarzystwo! Chociaż musiał przyznać, że fajnie było wejść do sklepu i przymierzać te wszystkie ubrania, widząc jak obsługa bacznie go obserwuje, a następnie z niedowierzaniem przyjmuje pieniądze stałej klientki, trzykrotnie dopytując czy aby na pewno chce zapłacić za zakupy "tego nicponia". Rozmarzony nawet nie zwrócił uwagi, gdy Amanda z wdzięcznością usiadła obok córki i pogłaskała ją po głowie, zwracając się do niej z nietypową prośbą.
- Kochanie, mam dziś dużo pracy, ale obiecałam Remiemu, że pokażę mu ten salon w którym wybierałyśmy Nathankowi garnitur na ślub ciotki Agnes. Czy byłabyś taka kochana i poszła tam z nim po śniadaniu?
Chwila... Co?
Zerknął na dziewczynę i przeszedł go zimny dreszcz. Cały dzień w towarzystwie tej gówniary i to na głupich, babskich zakupach... Za jakie grzechy?
- Joł, Nath! - na widok starszego z dzieci Darków, Remi uśmiechnął się szeroko i powitał przyszywanego brata żółwikiem.
- Hej, mała. - Natalie posłał tylko oczko i zasiadł obok niej przy stole, zachowując jakby wszystkie ich dawne animozje nie miały zupełnie miejsca. W końcu teraz była jego kochaną, młodszą siostrzyczką!
Całkiem ładniutką siostrzyczką.
Ciekawie ten los potrafił się czasem pleść, nieprawdaż? Jednego dnia próbował ją okraść, a drugiego robił to już bez szarpanek, na luzie podchodząc jej do pozostawionej bez opieki na biurku torebki i zabierał ile mu się podoba bez żadnego pytania. Żyć nie umierać. No, chyba, że się wreszcie skapnie. Wtedy może umrze, a może zdąży uciec do..
- Dzień dobry wszystkim. - śpiewny, spokojny głos pani Dark zwrócił bursztynowe ślepia najnowszego członka rodziny w stronę wejścia do jadalni, które właśnie mijał anioł w ludzkiej skórze. O jasnych jak słońce włosach i delikatnym, zachwycającym uśmiechu malinowych warg. Dobrodziejka o gołębim sercu na której sam widok rudzielec poczuł się jak w niebie.
- Dzień dobry, mademoiselle Amandine. - zawołał pierwszy, wstając z miejsca i ustępując je kobiecie.
Już się nie mógł doczekać kolejnego wspólnego spaceru z nową mamusią! I kij z tymi wszystkimi zakupami, bo przecież nie o nie mu chodziło, a o przewspaniałe towarzystwo! Chociaż musiał przyznać, że fajnie było wejść do sklepu i przymierzać te wszystkie ubrania, widząc jak obsługa bacznie go obserwuje, a następnie z niedowierzaniem przyjmuje pieniądze stałej klientki, trzykrotnie dopytując czy aby na pewno chce zapłacić za zakupy "tego nicponia". Rozmarzony nawet nie zwrócił uwagi, gdy Amanda z wdzięcznością usiadła obok córki i pogłaskała ją po głowie, zwracając się do niej z nietypową prośbą.
- Kochanie, mam dziś dużo pracy, ale obiecałam Remiemu, że pokażę mu ten salon w którym wybierałyśmy Nathankowi garnitur na ślub ciotki Agnes. Czy byłabyś taka kochana i poszła tam z nim po śniadaniu?
Chwila... Co?
Zerknął na dziewczynę i przeszedł go zimny dreszcz. Cały dzień w towarzystwie tej gówniary i to na głupich, babskich zakupach... Za jakie grzechy?
Zmierzyła go chłodnym spojrzeniem.
- Ty tym bardziej mnie tak nie nazywaj, dzieciaku - warknęła ze znacznie większą irytacją, niż na pierwszego z braci.
Tego tylko brakuje byś i ty to przejął.
Starała się zignorować, że usiadł koło niej i skupić na spożywaniu posiłku.
Chwyciła masło, później sałatę, ser, pomidora, rzodkiewkę, sos czosnkowy, ogórka... Kiedy skończyła, jej kanapka była strasznie kolorowa, a niektórzy pewnie stwierdziliby, że i bardzo zdrowa.
Właśnie słodziła herbatę, gdy w drzwiach pojawiła się Amandine.
- Witaj matko. - Również ona się przywitała, ale bez zbędnego wstawania. Jedynie spojrzała na nią i skinęła głową.
Zaraz za nią odezwał się Nathan, jak zwykle bardziej wesoły od siostry.
- Cześć, mamo. - Pomachał do niej krótko i wrócił do jedzenia.
Niedługo po kobiecie, w pomieszczeniu zjawił się ojciec.
- Witajcie, drogie dzieci. - Uśmiechnął się do wszystkich, a gdy przechodził, obok krzesła jasnowłosej, położył jej ręce na ramionach, nachylił się i dał jej delikatnego całusa w policzek.
- Witaj, kochanie. - Później zajął należne mu miejsce u szczytu stołu i nalał sobie kawy.
- Działo się coś u was? - Zagaił tym samym spokojnym, acz pogodnym tonem.
Daleko mu było do typowego snoba z dużej firmy. Może i nosił dobrej jakości ubrania, ale nie paradował przez cały czas w garniturze. Na śniadaniu pojawił się w szarych jeansach i ciemnoniebieskiej koszuli. Do pracy chodził podobnie, bo jedyne narzucał na to sportową marynarkę.
Nathan zaczął mu coś tam opowiadać o studiach, ale z racji, że nie było to nic istotnego, Violet nie zwracała na to zbyt wiele uwagi. Jak skończy, to pewnie i ona się odezwie, by zdać raport z jej ostatnich poczynań.
Cała się zjeżyła, gdy poczuła na sobie dotyk matki, ale przemogła się i nie odsunęła. Gdy usłyszała jej prośbę, oczy szerzej jej się otworzyły, a cała głowa odwróciła się w stronę kobiety.
- Droga matko, nie wiem, czy pamiętasz, ale mam dzisiaj pracę. O dziewiątej idę do biblioteki, a nie sądzę by Remi miał ochotę siedzieć tam ze mną przez siedem godzin. - Nawet nie zauważyła, czy chłopak wydaje się tym faktem zachwycony, czy nie. Mało ją to w tej chwili interesowało.
- Ty tym bardziej mnie tak nie nazywaj, dzieciaku - warknęła ze znacznie większą irytacją, niż na pierwszego z braci.
Tego tylko brakuje byś i ty to przejął.
Starała się zignorować, że usiadł koło niej i skupić na spożywaniu posiłku.
Chwyciła masło, później sałatę, ser, pomidora, rzodkiewkę, sos czosnkowy, ogórka... Kiedy skończyła, jej kanapka była strasznie kolorowa, a niektórzy pewnie stwierdziliby, że i bardzo zdrowa.
Właśnie słodziła herbatę, gdy w drzwiach pojawiła się Amandine.
- Witaj matko. - Również ona się przywitała, ale bez zbędnego wstawania. Jedynie spojrzała na nią i skinęła głową.
Zaraz za nią odezwał się Nathan, jak zwykle bardziej wesoły od siostry.
- Cześć, mamo. - Pomachał do niej krótko i wrócił do jedzenia.
Niedługo po kobiecie, w pomieszczeniu zjawił się ojciec.
- Witajcie, drogie dzieci. - Uśmiechnął się do wszystkich, a gdy przechodził, obok krzesła jasnowłosej, położył jej ręce na ramionach, nachylił się i dał jej delikatnego całusa w policzek.
- Witaj, kochanie. - Później zajął należne mu miejsce u szczytu stołu i nalał sobie kawy.
- Działo się coś u was? - Zagaił tym samym spokojnym, acz pogodnym tonem.
Daleko mu było do typowego snoba z dużej firmy. Może i nosił dobrej jakości ubrania, ale nie paradował przez cały czas w garniturze. Na śniadaniu pojawił się w szarych jeansach i ciemnoniebieskiej koszuli. Do pracy chodził podobnie, bo jedyne narzucał na to sportową marynarkę.
Nathan zaczął mu coś tam opowiadać o studiach, ale z racji, że nie było to nic istotnego, Violet nie zwracała na to zbyt wiele uwagi. Jak skończy, to pewnie i ona się odezwie, by zdać raport z jej ostatnich poczynań.
Cała się zjeżyła, gdy poczuła na sobie dotyk matki, ale przemogła się i nie odsunęła. Gdy usłyszała jej prośbę, oczy szerzej jej się otworzyły, a cała głowa odwróciła się w stronę kobiety.
- Droga matko, nie wiem, czy pamiętasz, ale mam dzisiaj pracę. O dziewiątej idę do biblioteki, a nie sądzę by Remi miał ochotę siedzieć tam ze mną przez siedem godzin. - Nawet nie zauważyła, czy chłopak wydaje się tym faktem zachwycony, czy nie. Mało ją to w tej chwili interesowało.
Nazwała go dzieciakiem... W jakiej ona rzeczywistości żyła? Czy zdawała sobie w ogóle sprawę, że był od niej starszy? Nie, nie miał zamiaru tego komentować, przynajmniej nie w towarzystwie osób trzecich. Jeszcze Amanda by go usłyszała... Długo się jednak nie nacieszył swoją dobrodziejką, bo zaraz po niej do jadalni wszedł ON.
- Witaj, mój drogi. - uśmiech jakim pani Dark obdarzyła męża był jej najszczerszym i najpiękniejszym, takim który topił każde serce. No, prawie każde. Pomijając przyzwyczajone do niego dzieci, była jeszcze jedna niewzruszona osoba w tym towarzystwie, która czuła właśnie bolesne ukłucie zazdrości. Ktoś rzekłby, że mogło być gorzej; Amandine mogła nie mieć dziś czasu i próbować wcisnąć nowego synka swojej zapracowanej, widocznie niechętnej mu córce...
No bez jaj...
- Taaak, właściwie to mam jeszcze coś do załatwienia w związku z przeprowadzką, więc... - Remi wciął się nim jasnowłosa zdążyłaby zareagować na przypomnienie ze strony Natalie, po czym postąpił krok do tyłu, dorzucając na pożegnanie "lepiej już pójdę", zanim szybko się ulotnił, pozostawiając panię domu z zaskoczoną miną, która szybko przerodziła się w zatroskany wyraz twarzy.
- Nawet nie tknął śniadania. Żeby tylko później nie głodował...
Amanda Dark naprawdę miała szansę stać się kiedyś świętą. Nie dosyć, że przygarnęła nieswoje dziecko i niemal z miejsca pokochała jak własne, to jeszcze przejmowała się jego dietą, chociaż nastolatek był prawie pełnoletni i co chwila otrzymywał od niej pieniądze za które do niedawna musiał utrzymywać się przez miesiąc wraz z poprzednią prawną opiekunką. Średnia krajowa taka niska...
I chuj bombki strzelił. Nie groził mu spacerek z ładną panią, a na siedzenie w bibliotece nie bardzo mu się spieszyło. Przynajmniej odeśpi. Tylko, że... w tym domu panowały jakieś dzikie zasady. Wstawało się z samego rańca, produktywnie spędzało czas, jadało razem posiłki o ustalonych porach... Druga szkoła normalnie!
Gorzej niż w wojsku...
Musiał poszukać sobie jakiegoś kąta. Albo od razu poleźć poszukać Szczura, wtedy i bez snu da sobie radę. Skoro miał kasy jak lodu, to nie było co sobie odmawiać... a że się uzależni? Od powietrza też był uzależniony i jakoś żył. Gorsze rzeczy ludzi spotykały. No, a bogatemu nikt nie zabroni~
Wpierw jednak zahaczył o jedną z sypialni. Nie, nie swoją...
Remi nie lubił się prosić i jeśli nowi rodzice sami nie sypali w niego forsą, to nie zamierzał robić do nich słodkich oczu. Ponieważ jednak zdążył przejebać wszystko co do tej pory od nich wyciągnął (nie był najlepszy w pokera), to niby przypadkiem zajrzał do pokoju Nat, tak by sprawdzić czy nie zostawiła na wierzchu czegoś co łatwo mógłby opylić. W torebce nie miał jej już co grzebać; zrobił to nocą, przed wypadem do znajomków. Swoją drogą, jak na kobietę miała w niej zadziwiający porządek. Laska z bzikiem na punkcie ładu, jeszcze kto by pomyślał, że liczy każdy banknot...
- Witaj, mój drogi. - uśmiech jakim pani Dark obdarzyła męża był jej najszczerszym i najpiękniejszym, takim który topił każde serce. No, prawie każde. Pomijając przyzwyczajone do niego dzieci, była jeszcze jedna niewzruszona osoba w tym towarzystwie, która czuła właśnie bolesne ukłucie zazdrości. Ktoś rzekłby, że mogło być gorzej; Amandine mogła nie mieć dziś czasu i próbować wcisnąć nowego synka swojej zapracowanej, widocznie niechętnej mu córce...
No bez jaj...
- Taaak, właściwie to mam jeszcze coś do załatwienia w związku z przeprowadzką, więc... - Remi wciął się nim jasnowłosa zdążyłaby zareagować na przypomnienie ze strony Natalie, po czym postąpił krok do tyłu, dorzucając na pożegnanie "lepiej już pójdę", zanim szybko się ulotnił, pozostawiając panię domu z zaskoczoną miną, która szybko przerodziła się w zatroskany wyraz twarzy.
- Nawet nie tknął śniadania. Żeby tylko później nie głodował...
Amanda Dark naprawdę miała szansę stać się kiedyś świętą. Nie dosyć, że przygarnęła nieswoje dziecko i niemal z miejsca pokochała jak własne, to jeszcze przejmowała się jego dietą, chociaż nastolatek był prawie pełnoletni i co chwila otrzymywał od niej pieniądze za które do niedawna musiał utrzymywać się przez miesiąc wraz z poprzednią prawną opiekunką. Średnia krajowa taka niska...
I chuj bombki strzelił. Nie groził mu spacerek z ładną panią, a na siedzenie w bibliotece nie bardzo mu się spieszyło. Przynajmniej odeśpi. Tylko, że... w tym domu panowały jakieś dzikie zasady. Wstawało się z samego rańca, produktywnie spędzało czas, jadało razem posiłki o ustalonych porach... Druga szkoła normalnie!
Gorzej niż w wojsku...
Musiał poszukać sobie jakiegoś kąta. Albo od razu poleźć poszukać Szczura, wtedy i bez snu da sobie radę. Skoro miał kasy jak lodu, to nie było co sobie odmawiać... a że się uzależni? Od powietrza też był uzależniony i jakoś żył. Gorsze rzeczy ludzi spotykały. No, a bogatemu nikt nie zabroni~
Wpierw jednak zahaczył o jedną z sypialni. Nie, nie swoją...
Remi nie lubił się prosić i jeśli nowi rodzice sami nie sypali w niego forsą, to nie zamierzał robić do nich słodkich oczu. Ponieważ jednak zdążył przejebać wszystko co do tej pory od nich wyciągnął (nie był najlepszy w pokera), to niby przypadkiem zajrzał do pokoju Nat, tak by sprawdzić czy nie zostawiła na wierzchu czegoś co łatwo mógłby opylić. W torebce nie miał jej już co grzebać; zrobił to nocą, przed wypadem do znajomków. Swoją drogą, jak na kobietę miała w niej zadziwiający porządek. Laska z bzikiem na punkcie ładu, jeszcze kto by pomyślał, że liczy każdy banknot...
W oczach Natalie Remi był mentalnie dzieciakiem. Mały, dwulicowy debil, któremu się ostatnio w życiu poszczęściło i zamiast to docenić, chce to jak najlepiej wykorzystać. Nie zamierzała mu bez powodu uprzykrzać życia, ale niech ją tylko sprowokuje...
Dziewczyna odetchnęła z ulgą, gdy chłopak choć raz się z nią całkowicie zgadzał. Ani ona, ani on naprawdę nie chcieli się dzisiaj wybierać na przechadzkę gdziekolwiek, a już z pewnością w swoim towarzystwie. Darkówna i tak była już wystarczająco cięta na niego.
Drugą osobą, która opuściła pomieszczenie był Nathan, który wspomniał coś, że musi się zmywać i pocałował matkę w policzek. Później wyszła Natalie, żegnając się z rodzicami i zostawiając ich samych.
Cieszyła się, że już za moment wyrwie się stąd. Pozostawało już tylko wziąć torebkę i udać się do biblioteki, a po niej wymyślić sobie jakieś inne zajęcie.
Gdy stanęła w drzwiach to na moment ją zamurowało.
O nie...
- WYNOŚ SIĘ Z MOJEGO POKOJU DEBILU! - Jak się wydarła to było ją słychać w połowie domu.
Nie dość, że ośmielił się naruszyć jej teren to jeszcze miał czelność dotykać (I PRZESTAWIAĆ!) jej rzeczy.
- Wypad, zanim ci coś urwę. Nie nauczyli cię, że w cudzych rzeczach się nie grzebie? - Ruszyła w jego stronę wściekła, chwytając pierwsze, co miała pod ręką, a była to jedna ze statuetek.
- Jeszcze raz zobaczę, że tknąłeś chociaż jedną moją rzecz, a z przyjemnością będę zmywała twoją krew z paneli! - No tak wpienionej jej jeszcze nie widział.
O ile na co dzień wydawała się spokojną i dobrze ułożoną, tak w tej chwili rzeczywiście było po niej widać chęć mordu.
- Po cholerę ty tutaj w ogóle wszedłeś?! - Zagroziła statuetką, jakby była gotowa go nią uderzyć.
Co z tego, że doskonale wiedziała, że cios czymś takim w głowę może go zabić. W tym momencie jeszcze się zastanawiała, czy naprawdę chce to zrobić.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą, gdy chłopak choć raz się z nią całkowicie zgadzał. Ani ona, ani on naprawdę nie chcieli się dzisiaj wybierać na przechadzkę gdziekolwiek, a już z pewnością w swoim towarzystwie. Darkówna i tak była już wystarczająco cięta na niego.
Drugą osobą, która opuściła pomieszczenie był Nathan, który wspomniał coś, że musi się zmywać i pocałował matkę w policzek. Później wyszła Natalie, żegnając się z rodzicami i zostawiając ich samych.
Cieszyła się, że już za moment wyrwie się stąd. Pozostawało już tylko wziąć torebkę i udać się do biblioteki, a po niej wymyślić sobie jakieś inne zajęcie.
Gdy stanęła w drzwiach to na moment ją zamurowało.
O nie...
- WYNOŚ SIĘ Z MOJEGO POKOJU DEBILU! - Jak się wydarła to było ją słychać w połowie domu.
Nie dość, że ośmielił się naruszyć jej teren to jeszcze miał czelność dotykać (I PRZESTAWIAĆ!) jej rzeczy.
- Wypad, zanim ci coś urwę. Nie nauczyli cię, że w cudzych rzeczach się nie grzebie? - Ruszyła w jego stronę wściekła, chwytając pierwsze, co miała pod ręką, a była to jedna ze statuetek.
- Jeszcze raz zobaczę, że tknąłeś chociaż jedną moją rzecz, a z przyjemnością będę zmywała twoją krew z paneli! - No tak wpienionej jej jeszcze nie widział.
O ile na co dzień wydawała się spokojną i dobrze ułożoną, tak w tej chwili rzeczywiście było po niej widać chęć mordu.
- Po cholerę ty tutaj w ogóle wszedłeś?! - Zagroziła statuetką, jakby była gotowa go nią uderzyć.
Co z tego, że doskonale wiedziała, że cios czymś takim w głowę może go zabić. W tym momencie jeszcze się zastanawiała, czy naprawdę chce to zrobić.
On zrozumiałby jakieś tam niezadowolenie z jej strony czy coś... ale żeby tak mordę drzeć, jak on ledwo jej do pokoju wlazł i jeszcze nie zdążył nic zwinąć?
Obejrzał się, wstrząśnięty atakiem decybelami, które go na moment ogłuszyły.
- Ej, wrzuć na... - nie dokończył, bo znowu go przekrzyczała, a potem, cholerna wariatka, złapała za jakiś posążek i zaczęła mu grozić! To on potrafił przeżyć na ulicy w towarzystwie zdesperowanych, niebezpiecznych ludzi uzbrojonych w strzykawki z brudnymi igłami, a ona myślała, że zastraszy go figurką za pierwsze miejsce w turnieju szachów? Błagam...
- Mała, weź się opanuj! - uśmiechnął się lekko i oparł o jej biurko, unosząc niewinnie ręce do góry.
- To już do pokoju własnej, kochanej siostrzyczki wejść nie można?
Nie zamierzał się przyznawać. Tłumaczyć czy uciekać również nie, bo tak robili jedynie winni. A skoro tu mieszkał, to jak chciała mu cokolwiek udowodnić? Nie złapała go na gorącym uczynku. Wcześniej "pożyczonej" od niej kasy już przy sobie nie miał, zaś tym razem przyszła na tyle szybko by nie miał okazji niczego schować do kieszeni. Był czysty jak łza. Przekonanie o bezkarności dodawało mu tylko rezonu, gdy po chwili bez ceregieli podszedł do nastolatki i złapał za nadgarstek dzierżącej broń ręki, uniemożliwiając jej zamachnięcie się nią.
- Co jest, Vivi? Boisz się, że natknę się na twoje majteczki w kwiatuszki? Jesteśmy teraz rodzeństwem... - nachylił się nad nią, szczerząc bezczelnie zębiska.
- Nie musisz się wstydzić.
Obejrzał się, wstrząśnięty atakiem decybelami, które go na moment ogłuszyły.
- Ej, wrzuć na... - nie dokończył, bo znowu go przekrzyczała, a potem, cholerna wariatka, złapała za jakiś posążek i zaczęła mu grozić! To on potrafił przeżyć na ulicy w towarzystwie zdesperowanych, niebezpiecznych ludzi uzbrojonych w strzykawki z brudnymi igłami, a ona myślała, że zastraszy go figurką za pierwsze miejsce w turnieju szachów? Błagam...
- Mała, weź się opanuj! - uśmiechnął się lekko i oparł o jej biurko, unosząc niewinnie ręce do góry.
- To już do pokoju własnej, kochanej siostrzyczki wejść nie można?
Nie zamierzał się przyznawać. Tłumaczyć czy uciekać również nie, bo tak robili jedynie winni. A skoro tu mieszkał, to jak chciała mu cokolwiek udowodnić? Nie złapała go na gorącym uczynku. Wcześniej "pożyczonej" od niej kasy już przy sobie nie miał, zaś tym razem przyszła na tyle szybko by nie miał okazji niczego schować do kieszeni. Był czysty jak łza. Przekonanie o bezkarności dodawało mu tylko rezonu, gdy po chwili bez ceregieli podszedł do nastolatki i złapał za nadgarstek dzierżącej broń ręki, uniemożliwiając jej zamachnięcie się nią.
- Co jest, Vivi? Boisz się, że natknę się na twoje majteczki w kwiatuszki? Jesteśmy teraz rodzeństwem... - nachylił się nad nią, szczerząc bezczelnie zębiska.
- Nie musisz się wstydzić.
Nie był winny? Oj, facet chyba nie wiedział, jak bardzo karalne było przestępstwo naruszenia jej terenu. Tutaj nikt nie miał wstępu bez obecności właścicielki i WYRAŹNEGO pozwolenia z jej strony. Ani pokojówka, ani brak, ani matka, ani nawet ojciec. Wszyscy szanowali jej decyzję, a jedynie Remi pozwolił sobie naruszyć jej przestrzeń.
Myślał, że nie był winny? Już sama jego obecność tutaj była wyraźną winą w oczach każdego domownika. Może pierwsze wtargnięcie domownicy uznaliby za zwykły błąd, ale nikt nie ośmieliłby się przyczepić do złości dziewczyny. Jej własność to jej sprawa i nikt nie ma prawa jej dotykać. Wszyscy się na to zgodzili.
- NIE DO CHOLERY, NIE MOŻNA! NIKT NIE MOŻE. WYNOŚ SIĘ! - Zdecydowanie nie powinien był jej jeszcze bardziej prowokować. Wydawała się wściekła. Oj, ona się dopiero rozkręcała.
Nie dość, że nie wyszedł od razu, gdy grzecznie kazała mu wypierdalać, to jeszcze znowu zaczął dotykać jej rzeczy.
Ręce zaczęły jej drżeć, a wizja grożenia mu ciężkim przedmiotem z ostrymi krawędziami musiała pójść na bok. Albo go nie trafi, albo będzie ryzykowała jego śmierć. Obie opcje jej się nie podobały.
Gdy tylko zaczął się do niej zbliżać, tego było już za wiele. Czy dała mu podejść do siebie na tyle, by mógł jej dotknąć? Zdecydowanie nie. On jak widać naprawdę jej nie doceniał.
Jeszcze, gdy robił pierwsze kroki, odrzuciła statuetkę na dywan i sięgnęła po coś większego. Chwyciła za krzesło i... yep. Przyłożyła mu nim, gdy tylko pojawił się w zasięgu. Nie ważne, jak teraz zareagował i czy oberwał, dziewczyna i tak posłała mu równie silnego kopniaka w kolano.
- Wynoś się i nie wracaj! - W sumie, on myślał, że się wpiekliła? Em, tiaaa, była w stanie dzikiej furii, ale mogło być jeszcze gorzej.
Myślał, że nie był winny? Już sama jego obecność tutaj była wyraźną winą w oczach każdego domownika. Może pierwsze wtargnięcie domownicy uznaliby za zwykły błąd, ale nikt nie ośmieliłby się przyczepić do złości dziewczyny. Jej własność to jej sprawa i nikt nie ma prawa jej dotykać. Wszyscy się na to zgodzili.
- NIE DO CHOLERY, NIE MOŻNA! NIKT NIE MOŻE. WYNOŚ SIĘ! - Zdecydowanie nie powinien był jej jeszcze bardziej prowokować. Wydawała się wściekła. Oj, ona się dopiero rozkręcała.
Nie dość, że nie wyszedł od razu, gdy grzecznie kazała mu wypierdalać, to jeszcze znowu zaczął dotykać jej rzeczy.
Ręce zaczęły jej drżeć, a wizja grożenia mu ciężkim przedmiotem z ostrymi krawędziami musiała pójść na bok. Albo go nie trafi, albo będzie ryzykowała jego śmierć. Obie opcje jej się nie podobały.
Gdy tylko zaczął się do niej zbliżać, tego było już za wiele. Czy dała mu podejść do siebie na tyle, by mógł jej dotknąć? Zdecydowanie nie. On jak widać naprawdę jej nie doceniał.
Jeszcze, gdy robił pierwsze kroki, odrzuciła statuetkę na dywan i sięgnęła po coś większego. Chwyciła za krzesło i... yep. Przyłożyła mu nim, gdy tylko pojawił się w zasięgu. Nie ważne, jak teraz zareagował i czy oberwał, dziewczyna i tak posłała mu równie silnego kopniaka w kolano.
- Wynoś się i nie wracaj! - W sumie, on myślał, że się wpiekliła? Em, tiaaa, była w stanie dzikiej furii, ale mogło być jeszcze gorzej.
Ona przywaliła mu krzesłem... KRZESŁEM!
Boże drogi, ona jest nienormalna...!
Oczywiście, że zareagował, ale czymże było skulenie ramion, skoro i tak nie powstrzymało mebla od trzaśnięcia go prosto w ten jego pusty czerep? Tylko na filmach ludzie po czymś takim otrząsają się ze szczątków składaka rodem z IKEI. W domu Darków nawet meble były z wyższej półki. Cholernie dobrze wykonanej, ciężkiej półki. A ona jeszcze go kopnęła...
Nie miał pewności czy zaraz nie nastąpi ciąg dalszy szaleńczych ataków tej popieprzonej gówniary. W odruchu samoobrony rzucił się na nią niczym dziki kot, powalając na ziemię już samym ciężarem swego cielska, dodatkowo starając się może niekoniecznie złapać, co chociaż ramionami zablokować ruchy jej rąk. Było mu słabo i mógłby przysiąc, że zaczyna widzieć gwiazdki przed oczami, a to oznaczało, że na normalną walkę nie miał szans. Zamiast ryzykować, że młodej nie przejdzie i dobije go ponownie sięgając po statuetkę, wolał chociaż w taki sposób ograniczyć jej ruchy. W tym wszystkim widać było prawdziwą wolę przetrwania, której nie nauczali na żadnych kursach samoobrony. To nie mogła być pierwsza taka sytuacja w życiu osiemnastolatka, który nagle z niepoważnego śmieszka przeszedł na całkowitą powagę. I nie przejęła go nawet pojedyncza strużka krwi, która spłynęła po lewej skroni rudzielca, wymykając się spod jego przydługich, zmierzwionych włosów. Pewnie mu coś rozcięła - nic wielkiego. Gorzej, że pojawiły mu się mroczki przed oczami, a on sam poczuł jak jego organizm dokonuje samoistnego resetu, jak zwykle w najgorszym możliwym momencie.
- Szlag... - warknął, starając się zwalczyć nadciągającą ciemność.
Przecież jeszcze nie tak dawno brałem. Powinno mnie dłużej potrzymać. Kurna, trzeba było napić się tej głupiej kawy... czy chociaż coś zjeść... albo...
Jeb! Ponad sześćdziesiąt kilo padło bezwładnie na i tak przygniataną Darkównę. Szkoda, że rodzice i brat zdążyli wyjść...
Boże drogi, ona jest nienormalna...!
Oczywiście, że zareagował, ale czymże było skulenie ramion, skoro i tak nie powstrzymało mebla od trzaśnięcia go prosto w ten jego pusty czerep? Tylko na filmach ludzie po czymś takim otrząsają się ze szczątków składaka rodem z IKEI. W domu Darków nawet meble były z wyższej półki. Cholernie dobrze wykonanej, ciężkiej półki. A ona jeszcze go kopnęła...
Nie miał pewności czy zaraz nie nastąpi ciąg dalszy szaleńczych ataków tej popieprzonej gówniary. W odruchu samoobrony rzucił się na nią niczym dziki kot, powalając na ziemię już samym ciężarem swego cielska, dodatkowo starając się może niekoniecznie złapać, co chociaż ramionami zablokować ruchy jej rąk. Było mu słabo i mógłby przysiąc, że zaczyna widzieć gwiazdki przed oczami, a to oznaczało, że na normalną walkę nie miał szans. Zamiast ryzykować, że młodej nie przejdzie i dobije go ponownie sięgając po statuetkę, wolał chociaż w taki sposób ograniczyć jej ruchy. W tym wszystkim widać było prawdziwą wolę przetrwania, której nie nauczali na żadnych kursach samoobrony. To nie mogła być pierwsza taka sytuacja w życiu osiemnastolatka, który nagle z niepoważnego śmieszka przeszedł na całkowitą powagę. I nie przejęła go nawet pojedyncza strużka krwi, która spłynęła po lewej skroni rudzielca, wymykając się spod jego przydługich, zmierzwionych włosów. Pewnie mu coś rozcięła - nic wielkiego. Gorzej, że pojawiły mu się mroczki przed oczami, a on sam poczuł jak jego organizm dokonuje samoistnego resetu, jak zwykle w najgorszym możliwym momencie.
- Szlag... - warknął, starając się zwalczyć nadciągającą ciemność.
Przecież jeszcze nie tak dawno brałem. Powinno mnie dłużej potrzymać. Kurna, trzeba było napić się tej głupiej kawy... czy chociaż coś zjeść... albo...
Jeb! Ponad sześćdziesiąt kilo padło bezwładnie na i tak przygniataną Darkównę. Szkoda, że rodzice i brat zdążyli wyjść...
Chłopak miał szczęście, że nie dostał krzesłem z jadalni. Wtedy mogłoby być z nim znacznie gorzej, choć z drugiej strony, tamte były mniej poręczne i uderzenie go nim przez Darkównę nie poszłoby aż tak sprawnie, więc miałby więcej czasu na reakcję.
Próbował ją obezwładnić. To było akurat do przewidzenia i dziewczyna się tego spodziewała. W końcu kto normalny by nie próbował ochronić się przed kolejnym silnym ciosem od uzbrojonego napastnika. Dobra, mógł się też spróbować ewakuować do wyjścia, ale do tego przydałaby mu się pewność, że wściekła panna mu po drodze jeszcze nie poprawi.
Szlag...
Skrzywiła się, gdy oboje polecieli na ziemię.
W tym momencie jej niechęć do dotyku działała na innej zasadzie. Nie miała ochoty po prostu się odsunąć, zjeżyć i zażądać, by druga osoba więcej tego nie robiła. Nie, ona chciała się teraz szarpać, kopać, bić i gryźć. Byle tylko dowalić gościowi. Musiało się w niej gotować już od dłuższego czasu, skoro tym razem aż tak niewytrzymały jej nerwy i go zaatakowała. Przecież ona się nie biła. Zawsze dobrze się zachowywała i rozwiązywała sprawy w inny sposób niż przemocą. No cóż, kiedy nerwy człowiekowi już całkowicie puszczały, to pokazywał w końcu swoją prawdziwą, gorszą stronę.
- Złaź ze mnie! - Zaczęła się znowu szarpać, ale wyswobodzenie się nie było takie łatwe, gdy leżał na tobie ktoś większy i cięższy.
W tej chwili nie przejmowała się tym, co mu zrobiła, bo wiedziała, że do szpitala z tym nie pojedzie. Może i coś mu tam rozcięła, ale krzesło nie miało na tyle ostrych krawędzi, by interwencja lekarza była konieczna. Choć bolało go będzie zapewne dość długo.
I w tym momencie facet zupełnie odpłynął.
- Cholera jasna - syknęła ze złością i na chwilę się zatrzymała by zebrać siły.
Nie zamierzała go tak zostawić, bo w tej chwili ZDECYDOWANIE naruszał jej przestrzeń osobistą, a dodatkowo, ona miała przecież za pół godziny stawić się w pracy.
Zebrała się w sobie i spróbowała go odepchnąć. Fizyka wbrew pozorom potrafiła się przydać w życiu, jeśli wiedziało się, jak z niej korzystać. W takich sytuacjach potrafiła podpowiedzieć, w jaki sposób pchnąć to bezwładne cielsko, by przewrócić je na bok.
Za pierwszym razem się nie udało, ale z pomocą adrenaliny, któreś szarpnięcie z kolei pozwoliło jej oswobodzić połowę ciała, a później poszło już z górki.
Wstała z podłogi i popatrzyła na chłopaka. Nie zamierzała go tu zostawić. Jeszcze obudzi się, gdy ona będzie za domem i znowu będzie grzebał w jej rzeczach.
Ściągnęła z łóżka prześcieradło, przeturlała na nie Remiego i w ten sposób zawlokła do sypialni dla gości, gdzie obecnie urzędował. Zostawiła go tam tak, zamykając za sobą drzwi.
Mięśnie mocno ją bolały po tym wysiłku, a pokój był w nieładzie, co strasznie ją irytowało, ale co miała robić? Strasznie jej się spieszyło.
Z niechęcią rzuciła na to wszystko okiem, wzięła krzesło i podstawiła je pod klamkę w drzwiach, by nikt nie mógł przez nie wejść. Nad normalnym rozwiązaniem pomyśli później. Teraz wzięła swoją torebkę, otworzyła okno i wyszła na jeden z mniejszych daszków. Tak ostrożnie dotarła do kratki dla róż i zeszła po niej.
Syknęła, gdy skaleczyła przy tym rękę, ale nadal była tak wkurzona, że była w stanie to zignorować. Po prostu wyjęła większą drzazgę, a ranę owinęła chusteczką. Strój poprawiła już w drodze do biblioteki by uratować to, co jeszcze dało się uratować.
Próbował ją obezwładnić. To było akurat do przewidzenia i dziewczyna się tego spodziewała. W końcu kto normalny by nie próbował ochronić się przed kolejnym silnym ciosem od uzbrojonego napastnika. Dobra, mógł się też spróbować ewakuować do wyjścia, ale do tego przydałaby mu się pewność, że wściekła panna mu po drodze jeszcze nie poprawi.
Szlag...
Skrzywiła się, gdy oboje polecieli na ziemię.
W tym momencie jej niechęć do dotyku działała na innej zasadzie. Nie miała ochoty po prostu się odsunąć, zjeżyć i zażądać, by druga osoba więcej tego nie robiła. Nie, ona chciała się teraz szarpać, kopać, bić i gryźć. Byle tylko dowalić gościowi. Musiało się w niej gotować już od dłuższego czasu, skoro tym razem aż tak niewytrzymały jej nerwy i go zaatakowała. Przecież ona się nie biła. Zawsze dobrze się zachowywała i rozwiązywała sprawy w inny sposób niż przemocą. No cóż, kiedy nerwy człowiekowi już całkowicie puszczały, to pokazywał w końcu swoją prawdziwą, gorszą stronę.
- Złaź ze mnie! - Zaczęła się znowu szarpać, ale wyswobodzenie się nie było takie łatwe, gdy leżał na tobie ktoś większy i cięższy.
W tej chwili nie przejmowała się tym, co mu zrobiła, bo wiedziała, że do szpitala z tym nie pojedzie. Może i coś mu tam rozcięła, ale krzesło nie miało na tyle ostrych krawędzi, by interwencja lekarza była konieczna. Choć bolało go będzie zapewne dość długo.
I w tym momencie facet zupełnie odpłynął.
- Cholera jasna - syknęła ze złością i na chwilę się zatrzymała by zebrać siły.
Nie zamierzała go tak zostawić, bo w tej chwili ZDECYDOWANIE naruszał jej przestrzeń osobistą, a dodatkowo, ona miała przecież za pół godziny stawić się w pracy.
Zebrała się w sobie i spróbowała go odepchnąć. Fizyka wbrew pozorom potrafiła się przydać w życiu, jeśli wiedziało się, jak z niej korzystać. W takich sytuacjach potrafiła podpowiedzieć, w jaki sposób pchnąć to bezwładne cielsko, by przewrócić je na bok.
Za pierwszym razem się nie udało, ale z pomocą adrenaliny, któreś szarpnięcie z kolei pozwoliło jej oswobodzić połowę ciała, a później poszło już z górki.
Wstała z podłogi i popatrzyła na chłopaka. Nie zamierzała go tu zostawić. Jeszcze obudzi się, gdy ona będzie za domem i znowu będzie grzebał w jej rzeczach.
Ściągnęła z łóżka prześcieradło, przeturlała na nie Remiego i w ten sposób zawlokła do sypialni dla gości, gdzie obecnie urzędował. Zostawiła go tam tak, zamykając za sobą drzwi.
Mięśnie mocno ją bolały po tym wysiłku, a pokój był w nieładzie, co strasznie ją irytowało, ale co miała robić? Strasznie jej się spieszyło.
Z niechęcią rzuciła na to wszystko okiem, wzięła krzesło i podstawiła je pod klamkę w drzwiach, by nikt nie mógł przez nie wejść. Nad normalnym rozwiązaniem pomyśli później. Teraz wzięła swoją torebkę, otworzyła okno i wyszła na jeden z mniejszych daszków. Tak ostrożnie dotarła do kratki dla róż i zeszła po niej.
Syknęła, gdy skaleczyła przy tym rękę, ale nadal była tak wkurzona, że była w stanie to zignorować. Po prostu wyjęła większą drzazgę, a ranę owinęła chusteczką. Strój poprawiła już w drodze do biblioteki by uratować to, co jeszcze dało się uratować.
Zazwyczaj szybciej się budził, ale tym razem jeszcze oberwał w łeb, więc zanim odzyskał przytomność, zdążyło się zrobić późne popołudnie. To było jak naprawdę paskudny kac, taki na którym nie ma się nawet siły na poprawiny. Do tego mięśnie mu drgały i chyba miał halucynacje, bo w to, że jego ojciec stoi pod ścianą z kablem od żelazka to jakoś nie potrafił, a nawet wręcz nie zamierzał uwierzyć. Wzdrygnął się i uniósł na rękach, rozglądając po pokoju gościnnym. Nie pamiętał by tu wchodził, ale za to niemal od razu wróciła mu przed oczy scena szarpaniny z młodą Darkówną. Skrzywił się.
Mała pizda... Nie doceniłem jej.
Urządziła go gorzej niż kiedykolwiek by ją o to podejrzewał, ale czy to oznaczało, że wyciągnie z tego nauczkę i da jej względny spokój? Skądże.
Wstał chwiejnie na nogi. Przez moment myślał, że znowu zemdleje, ale na szczęście tym razem udało mu się zachować świadomość i po krótkim odpoczynku rudzielec skierował się w stronę wiadomej sypialni. Och, zamknięte? Jakby to było dla niego kiedykolwiek problemem!
W domu Darków, jak w większości domostw w Kanadzie, nie było zamków do wewnętrznych pomieszczeń. Nawet do kibla można było komuś wejść bez zapowiedzi, ale wiadomo, z góry się zakładało, że domownicy raczej będą szanować swoją prywatność. Nikt nie przewidział Remiego i jego obsesji na punkcie nie stosowania się do tej niepisanej zasady.
Albo tam siedzi, albo musiała jakoś wyjść. Tak obowiązkowa mała kujonica z pewnością nie olałaby roboty, a to oznacza tylko jedno...
Wybiegł na dwór i wypatrzył odpowiednie okno, a następnie najbardziej optymalną do niego drogę. Z nawyku rozejrzał się za potencjalnymi świadkami i upewniwszy, że nie ma nikogo (ani niczego) kto mógłby zarejestrować jego nie do końca legalny czyn, wziął się za wspinaczkę na piętro. Okno nie było uchylone, ale też nie zostało zamknięte - było to wszakże niemożliwe do zrobienia z zewnątrz, więc nie stanowiło żadnej przeszkody dla młodzieńca. A ten, gdy znalazł się już na miejscu... Cóż, uznajmy, że mocno się rozgościł. Jeśli Natalie popadła w furię z powodu przegrzebanej torebki i oparcia o biurko, to niech lepiej zażyje coś na serce zanim wróci z pracy.
Dotknął i przestawił wszystko; słownie każdą, nawet najdrobniejszą rzecz. Nie zepsuł, bo czemu miał jej dawać argumenty na skargę rodzicom? On tylko przejrzał i pomieszał książki, zrobił kipisz w jej ciuchach, wyleżał w łóżeczku, skosztował owsianki... wiadomo. Nic za co by go zamknęli w więzieniu, nawet nie tyle by taki Nathan czy pani Dark zauważyli, bo skoro tu nie bywali to nie znali ułożenia każdej nieistotnej pierdoły. Ale jak tylko Natalie otworzy drzwi (bądź okno) to od razu się zorientuje. A jego już wtedy tu nie będzie~
Zadowolony z siebie (i na mocnym głodzie) wyszedł tą samą drogą, którą sięwłamał wprosił, po czym zahaczył jeszcze o kuchnię, zabrał skitraną rano kurtkę i tyle go było.
Mała pizda... Nie doceniłem jej.
Urządziła go gorzej niż kiedykolwiek by ją o to podejrzewał, ale czy to oznaczało, że wyciągnie z tego nauczkę i da jej względny spokój? Skądże.
Wstał chwiejnie na nogi. Przez moment myślał, że znowu zemdleje, ale na szczęście tym razem udało mu się zachować świadomość i po krótkim odpoczynku rudzielec skierował się w stronę wiadomej sypialni. Och, zamknięte? Jakby to było dla niego kiedykolwiek problemem!
W domu Darków, jak w większości domostw w Kanadzie, nie było zamków do wewnętrznych pomieszczeń. Nawet do kibla można było komuś wejść bez zapowiedzi, ale wiadomo, z góry się zakładało, że domownicy raczej będą szanować swoją prywatność. Nikt nie przewidział Remiego i jego obsesji na punkcie nie stosowania się do tej niepisanej zasady.
Albo tam siedzi, albo musiała jakoś wyjść. Tak obowiązkowa mała kujonica z pewnością nie olałaby roboty, a to oznacza tylko jedno...
Wybiegł na dwór i wypatrzył odpowiednie okno, a następnie najbardziej optymalną do niego drogę. Z nawyku rozejrzał się za potencjalnymi świadkami i upewniwszy, że nie ma nikogo (ani niczego) kto mógłby zarejestrować jego nie do końca legalny czyn, wziął się za wspinaczkę na piętro. Okno nie było uchylone, ale też nie zostało zamknięte - było to wszakże niemożliwe do zrobienia z zewnątrz, więc nie stanowiło żadnej przeszkody dla młodzieńca. A ten, gdy znalazł się już na miejscu... Cóż, uznajmy, że mocno się rozgościł. Jeśli Natalie popadła w furię z powodu przegrzebanej torebki i oparcia o biurko, to niech lepiej zażyje coś na serce zanim wróci z pracy.
Dotknął i przestawił wszystko; słownie każdą, nawet najdrobniejszą rzecz. Nie zepsuł, bo czemu miał jej dawać argumenty na skargę rodzicom? On tylko przejrzał i pomieszał książki, zrobił kipisz w jej ciuchach, wyleżał w łóżeczku, skosztował owsianki... wiadomo. Nic za co by go zamknęli w więzieniu, nawet nie tyle by taki Nathan czy pani Dark zauważyli, bo skoro tu nie bywali to nie znali ułożenia każdej nieistotnej pierdoły. Ale jak tylko Natalie otworzy drzwi (bądź okno) to od razu się zorientuje. A jego już wtedy tu nie będzie~
Zadowolony z siebie (i na mocnym głodzie) wyszedł tą samą drogą, którą się
Kiedy Natalie wróciła do domu, od razu zauważyła, co się stało. Właściwie, trudno było nie zauważyć.
Stanęła na środku pokoju i ogarnęła go wzrokiem ze stoickim wręcz spokojem. Nawet ręka jej nie zadrżała. Zamiast tego uśmiechnęła się lekko jednym kącikiem ust i wyciągnęła telefon po czym wybrała numer do ojca. Ten dość szybko odebrał, bo przecież kiedy do niego dzwoniła, to zawsze chodziło o coś ważnego.
- Tato, Remi wszedł do mojego pokoju i wszystko poprzestawiał. Rano go wyrzuciłam, gdy grzebał mi w rzeczach, ale wrócił, gdy mnie nie było i wszystko zniszczył. Wróć jak najszybciej. - Przytaknęła ojcu i się rozłączyła.
Dodatkowo cyknęła kilka fotek (po odstawieniu krzesła), które obejmowały cały pokój. Nikt nie zauważy? Zabawne, chłopak przeoczył tak oczywiste znaki, na czyjąś ingerencję w jej przestrzeń, a do tego założył, że rodzice nie znają swojej cudownej córeczki. Może i był nową zabaweczką jej mamy, ale to nie oznaczało, że był bezkarny. Nie miał prawa robić takich rzeczy, jak to dzisiaj.
Swoją drogą, wiecie, że pani perfekcyjna swego czasu nauczyła się robić zdjęcia swoich rzeczy? Czasem goście mieli przykry nawyk, by pałętać się ludziom po domu i zaglądać tam, gdzie nie powinni, a Darkówna przecież nie powinna wyskakiwać na nich z wrzaskiem nie mając żadnych dowodów.
- Zabiję cię - szepnęła i uśmiechnęła się sama do siebie. Owszem, nie była do końca zdrowa psychicznie. Ktoś z jej poziomem pedantyzmu nie mógł być, a chłopak najzwyczajniej wpędził ją właśnie w psychozę.
Dziewczyna odłożyła torbę na podłogę, po czym usiadła na panelach po turecku i tak czekała na swojego rodzica. Nie zamierzała niczego ruszać aż do jego przyjazdu. Na jej twarzy cały czas gościł ten delikatny, acz cholernie niepokojący uśmiech. Gdzieś głęboko tam pocieszała się faktem, że ten idiota słono jej zapłaci za to, co zrobił i to jeszcze sam się wkopał. Ona nie będzie musiała nic robić. Wystarczy tylko zaczekać, a później wszystko uporządkuje, a kilka rzeczy wymieni, bo nie zniesie myśli, że ten potwór ich dotykał.
Stanęła na środku pokoju i ogarnęła go wzrokiem ze stoickim wręcz spokojem. Nawet ręka jej nie zadrżała. Zamiast tego uśmiechnęła się lekko jednym kącikiem ust i wyciągnęła telefon po czym wybrała numer do ojca. Ten dość szybko odebrał, bo przecież kiedy do niego dzwoniła, to zawsze chodziło o coś ważnego.
- Tato, Remi wszedł do mojego pokoju i wszystko poprzestawiał. Rano go wyrzuciłam, gdy grzebał mi w rzeczach, ale wrócił, gdy mnie nie było i wszystko zniszczył. Wróć jak najszybciej. - Przytaknęła ojcu i się rozłączyła.
Dodatkowo cyknęła kilka fotek (po odstawieniu krzesła), które obejmowały cały pokój. Nikt nie zauważy? Zabawne, chłopak przeoczył tak oczywiste znaki, na czyjąś ingerencję w jej przestrzeń, a do tego założył, że rodzice nie znają swojej cudownej córeczki. Może i był nową zabaweczką jej mamy, ale to nie oznaczało, że był bezkarny. Nie miał prawa robić takich rzeczy, jak to dzisiaj.
Swoją drogą, wiecie, że pani perfekcyjna swego czasu nauczyła się robić zdjęcia swoich rzeczy? Czasem goście mieli przykry nawyk, by pałętać się ludziom po domu i zaglądać tam, gdzie nie powinni, a Darkówna przecież nie powinna wyskakiwać na nich z wrzaskiem nie mając żadnych dowodów.
- Zabiję cię - szepnęła i uśmiechnęła się sama do siebie. Owszem, nie była do końca zdrowa psychicznie. Ktoś z jej poziomem pedantyzmu nie mógł być, a chłopak najzwyczajniej wpędził ją właśnie w psychozę.
Dziewczyna odłożyła torbę na podłogę, po czym usiadła na panelach po turecku i tak czekała na swojego rodzica. Nie zamierzała niczego ruszać aż do jego przyjazdu. Na jej twarzy cały czas gościł ten delikatny, acz cholernie niepokojący uśmiech. Gdzieś głęboko tam pocieszała się faktem, że ten idiota słono jej zapłaci za to, co zrobił i to jeszcze sam się wkopał. Ona nie będzie musiała nic robić. Wystarczy tylko zaczekać, a później wszystko uporządkuje, a kilka rzeczy wymieni, bo nie zniesie myśli, że ten potwór ich dotykał.
Czekała na niego z ojcem? Nawet jeśli facet nie zdjął pasa i nie był za karami cielesnymi, to Rem i tak nie zamierzał za prędko wracać. Chłopak obrywał gorzej za jeszcze większe pierdoły. Wiedząc jak nienormalna okazała się Natalie, podejrzewał, że te skłonności musiała po kimś odziedziczyć - jeśli nie po jednym rodzicu to po drugim. Powrót, nawet na noc, byłby zwykłą głupotą z jego strony. Można więc spokojnie uznać, że wybrał się na tzw "giganta".
U biologicznej matki mogli go jeszcze szukać, o ile nowe zwierzątko domowe jeszcze nie znudziło się tym bogatym posrańcom. Wybrał więc zamelinowanie się w gorszej części miasta, opychając te kilka drogich łaszków, które miał na sobie za względnie święty spokój w zasyfionej kawalerce, dzielonej na spółę z dwójką ćpunów i ich znajomym gejem. Resztę dnia przespał, kiedy tamci rozprowadzali towar by zarobić na własne działki 'czegoś mocniejszego'. Osobiście nie wlazł jeszcze w herę i nie spieszyło mu się, chociaż jak nigdy miał ochotę zapomnieć o problemach i się rozluźnić. Dopiero widząc jak jego kumpel obciąga dilerowi na klatce, Rem uznał, że woli jednak swoją szarą, dołującą, ale mniej obrzydliwą rzeczywistość od tego co oferował mu współlokator. Przynajmniej na razie.
Przeczekał do ciemnej nocy zanim naciągnął na siebie kurtkę, przywdział podarte na kolanach, ale przynajmniej najmniej jebiące dżinsy i stare trampki znalezione w mieszkaniu, po czym wybył na miasto nabrać trochę świeższego powietrza. Nie mając nic lepszego do roboty, zaszedł na najbliższy dworzec i tam zaczął rozglądać za 'swoimi'. O tej godziny zaczynały się łowy, więc Francuz bez trudu wyhaczył dupę przyjaciela, całkiem ładną, choć mocno zaniedbaną blondyneczkę o ksywie Mimi. Wziął od niej fajka i oboje w milczeniu zasiedli pod murkiem. Czekali na klienta dla młodej.
U biologicznej matki mogli go jeszcze szukać, o ile nowe zwierzątko domowe jeszcze nie znudziło się tym bogatym posrańcom. Wybrał więc zamelinowanie się w gorszej części miasta, opychając te kilka drogich łaszków, które miał na sobie za względnie święty spokój w zasyfionej kawalerce, dzielonej na spółę z dwójką ćpunów i ich znajomym gejem. Resztę dnia przespał, kiedy tamci rozprowadzali towar by zarobić na własne działki 'czegoś mocniejszego'. Osobiście nie wlazł jeszcze w herę i nie spieszyło mu się, chociaż jak nigdy miał ochotę zapomnieć o problemach i się rozluźnić. Dopiero widząc jak jego kumpel obciąga dilerowi na klatce, Rem uznał, że woli jednak swoją szarą, dołującą, ale mniej obrzydliwą rzeczywistość od tego co oferował mu współlokator. Przynajmniej na razie.
Przeczekał do ciemnej nocy zanim naciągnął na siebie kurtkę, przywdział podarte na kolanach, ale przynajmniej najmniej jebiące dżinsy i stare trampki znalezione w mieszkaniu, po czym wybył na miasto nabrać trochę świeższego powietrza. Nie mając nic lepszego do roboty, zaszedł na najbliższy dworzec i tam zaczął rozglądać za 'swoimi'. O tej godziny zaczynały się łowy, więc Francuz bez trudu wyhaczył dupę przyjaciela, całkiem ładną, choć mocno zaniedbaną blondyneczkę o ksywie Mimi. Wziął od niej fajka i oboje w milczeniu zasiedli pod murkiem. Czekali na klienta dla młodej.
A co działo się w rezydencji Darków? Było wyjątkowo spokojnie. Przynajmniej ze strony młodej dziewczyny, która nie wstając z podłogi, wyrecytowała ojcu jak z automatu, co się stało, nie pomijając przy tym porannej bójki. Oczywiście, trochę jej się oberwało, za przejście do rękoczynów, ale tata jakoś to zrozumiał. W końcu Violet charakter odziedziczyła po nim, a nie po matce, więc jak na swój wiek była naprawdę ułożona. Aż dziw, że nie miała kłopotów i całej reszty... Nie rozwódźmy się nad młodością jej ojca, bo to ani czas, ani miejsce na takie opowieści. Może kiedyś...
Po wyjaśnieniu sobie sprawy, mężczyzna opuścił ją i dał jej czas na doprowadzenie pokoju do porządku. Dziewczyna nie spieszyła się zbytnio, układając wszystko systematycznie i dokładnie. Starała się przy tym nie myśleć. Już dość sobie nerwów dzisiaj napsuła i nie miała zamiaru znowu podnosić sobie ciśnienia. Wolała już funkcjonować w tym stanie otępienia. Cały czas na twarzy gościł jej uśmiech na myśl o tym, jak wiele razy uprzykrzy życie rudzielcowi za każdą pojedynczą rzecz, której dotknął.
Podtruwanie? Zlecone pobicia i kradzieże? Donoszenie rodzicom wraz z dostarczonymi dowodami? Podkablowanie biologicznej matce? Załatwienie wydalenia ze szkoły? Sprowadzenie mu na głowę policji?
To tylko niektóre, a ilość pomysłów, jaka już pojawiała się w jej głowie była bardzo niepokojąca.
Dziewczyna skończyła sprzątać grubo po północy, ale nie mogła położyć się w swoim łóżku. Nie po tym, w jakim stanie je zastała. Zamiast tego wzięła samą kołdrę, która wydała się nietknięta i poszła spać na podłodze. To wcale nie było takie straszne. Podłoga czysta, spanie na płaskim zdrowe dla kręgosłupa, ona nie była królewną na ziarnku grochu. To zaskakujące, jak na dziewczynę z dobrego domu, ale ona naprawdę nie wymagała zbyt wiele od życia. To znaczy, mogła wymagać znacznie więcej, jak inne dzieciaki w podobnym środowisku.
W końcu zasnęła. Nie przejmowała się, co dzieje się z przybranym "braciszkiem". Nie obchodziło jej to w tej chwili. W końcu musiał się pokazać, a wtedy to dopiero się zacznie...
Po wyjaśnieniu sobie sprawy, mężczyzna opuścił ją i dał jej czas na doprowadzenie pokoju do porządku. Dziewczyna nie spieszyła się zbytnio, układając wszystko systematycznie i dokładnie. Starała się przy tym nie myśleć. Już dość sobie nerwów dzisiaj napsuła i nie miała zamiaru znowu podnosić sobie ciśnienia. Wolała już funkcjonować w tym stanie otępienia. Cały czas na twarzy gościł jej uśmiech na myśl o tym, jak wiele razy uprzykrzy życie rudzielcowi za każdą pojedynczą rzecz, której dotknął.
Podtruwanie? Zlecone pobicia i kradzieże? Donoszenie rodzicom wraz z dostarczonymi dowodami? Podkablowanie biologicznej matce? Załatwienie wydalenia ze szkoły? Sprowadzenie mu na głowę policji?
To tylko niektóre, a ilość pomysłów, jaka już pojawiała się w jej głowie była bardzo niepokojąca.
Dziewczyna skończyła sprzątać grubo po północy, ale nie mogła położyć się w swoim łóżku. Nie po tym, w jakim stanie je zastała. Zamiast tego wzięła samą kołdrę, która wydała się nietknięta i poszła spać na podłodze. To wcale nie było takie straszne. Podłoga czysta, spanie na płaskim zdrowe dla kręgosłupa, ona nie była królewną na ziarnku grochu. To zaskakujące, jak na dziewczynę z dobrego domu, ale ona naprawdę nie wymagała zbyt wiele od życia. To znaczy, mogła wymagać znacznie więcej, jak inne dzieciaki w podobnym środowisku.
W końcu zasnęła. Nie przejmowała się, co dzieje się z przybranym "braciszkiem". Nie obchodziło jej to w tej chwili. W końcu musiał się pokazać, a wtedy to dopiero się zacznie...
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach