▲▼
First topic message reminder :
Charleson Park. Zadbany, niewielki teren zielony, który jest bardzo chętnie odwiedzany wiosną i latem przez mieszkańców ze względu na liczne walory estetyczne oraz ofertę wypoczynkową w postaci ławek, mini parków rekreacyjnych i sprzętu do ćwiczeń. Jego centrum przedarte jest przez fragment Zatoki Angielskiej, na której często odbywają się regaty małych żaglówek, natomiast z pozostałych trzech stron miejsce to jest otoczone przez osiedla mieszkalne.
Charleson Park. Zadbany, niewielki teren zielony, który jest bardzo chętnie odwiedzany wiosną i latem przez mieszkańców ze względu na liczne walory estetyczne oraz ofertę wypoczynkową w postaci ławek, mini parków rekreacyjnych i sprzętu do ćwiczeń. Jego centrum przedarte jest przez fragment Zatoki Angielskiej, na której często odbywają się regaty małych żaglówek, natomiast z pozostałych trzech stron miejsce to jest otoczone przez osiedla mieszkalne.
─ Mam też oszczędności, nie musisz się obawiać. Wystarczy, że u Ciebie mieszkam i praktycznie większość tych obowiązkowych wydatków jest mniejsza. ─ albo nie ma ich wcale. Chyba, że miał głód na jakieś dzikie jedzenie, którego mu obsługa nie przywiezie, choć jak dotąd nie wiedział, czy takie było. A nie, jego ulubionego cheeseburgera z jego knajpki mu nie dadzą, a każdy inny jest słabszy od tego.
Ana miała coś z demona. Rzadko się śmiała z czystego rozbawienia, nie lubiła kontaktu z ludźmi i zawierania nowych znajomości, mało jadła, dużo piła. Badania Lowe'a nad zwyczajami Serpent wciąż trwały i nie był w stanie sprecyzować, czy ma do czynienia z najprawdziwszym sukubem czy może zwyczajnym reptalianinem. Jeszce nie przyłapał jej na lizaniu sobie gałek ocznych.
Ale wolałby nie być tego świadkiem.
─ Już widziałem dwa siwe włosy, więc może pora umierać. ─ mówiąc, wychylił się za ławkę, zrywając kwiatka nieznanego dla niego w tych warunkach koloru, po czym zbliżył się do Any, aby umocować jej go we włosach. Kupował jej kwiaty na Dzień Kobiet nie dlatego, że tak go ojciec nauczył, ale dlatego, że bardzo jej pasują.
Ana miała coś z demona. Rzadko się śmiała z czystego rozbawienia, nie lubiła kontaktu z ludźmi i zawierania nowych znajomości, mało jadła, dużo piła. Badania Lowe'a nad zwyczajami Serpent wciąż trwały i nie był w stanie sprecyzować, czy ma do czynienia z najprawdziwszym sukubem czy może zwyczajnym reptalianinem. Jeszce nie przyłapał jej na lizaniu sobie gałek ocznych.
Ale wolałby nie być tego świadkiem.
─ Już widziałem dwa siwe włosy, więc może pora umierać. ─ mówiąc, wychylił się za ławkę, zrywając kwiatka nieznanego dla niego w tych warunkach koloru, po czym zbliżył się do Any, aby umocować jej go we włosach. Kupował jej kwiaty na Dzień Kobiet nie dlatego, że tak go ojciec nauczył, ale dlatego, że bardzo jej pasują.
- Nie rozumiem, dlaczego w ogóle miałabym się zacząć martwić, ale okay - zmarszczyła delikatnie swoje brwi, przyglądając się Dakocie do momentu, aż sam nie przestał dorabiać sobie na siłę zmarszczek. I tak, inner Dakota miał teraz zupełną rację. Ana naprawdę w większości piła. Nawet gdy miała zamiar coś po prostu 'zjeść'. Ostatnimi czasy bardzo polubiła różnorakie smoothies i shake'i, a przy okazji uwielbiała owoce, zwłaszcza borówki i truskawki, więc stanowiło to połączenie idealne. Rzecz jasna, na tym się nie kończyło, dorzućcie do tego litry wody i tonę warzyw. Głównie tym zajadała się Serpent. I nie, nie ma połączeń z reptalianinami, błagam! ..może co najwyżej faktycznie z pewnymi siłami nieczystymi *wink*.
- ..serio masz siwe włosy? - wspięła się nieco na ławeczce, na której siedzieli i zaczęła mu grzebać w fryzurze. - Ej, Dakota. To wcale nie dwa włosy, już z pięć wyłapałam. Ojeeeej, biedny~ U mnie to przynajmniej nie widać. - i znowu ten wredny uśmieszek! Zaraz pogłaskała go po tej siwiźnie i cmoknęła w polik - Przynajmniej nie masz zakoli. I łysinki na czubku głowy~ Ale spokojnie, nie przestraszy mnie parę siwych włosów~
A na kolejny ruch chłopaka, lekko się zmieszała, poprawiając kwiatek w swoich włosach.
- Dziękuję.. - uśmiechnęła się pod nosem, patrząc w dół, a ten wyraz twarzy zaraz schowała, ponownie opierając się o jego ramię.
- ..serio masz siwe włosy? - wspięła się nieco na ławeczce, na której siedzieli i zaczęła mu grzebać w fryzurze. - Ej, Dakota. To wcale nie dwa włosy, już z pięć wyłapałam. Ojeeeej, biedny~ U mnie to przynajmniej nie widać. - i znowu ten wredny uśmieszek! Zaraz pogłaskała go po tej siwiźnie i cmoknęła w polik - Przynajmniej nie masz zakoli. I łysinki na czubku głowy~ Ale spokojnie, nie przestraszy mnie parę siwych włosów~
A na kolejny ruch chłopaka, lekko się zmieszała, poprawiając kwiatek w swoich włosach.
- Dziękuję.. - uśmiechnęła się pod nosem, patrząc w dół, a ten wyraz twarzy zaraz schowała, ponownie opierając się o jego ramię.
─ To znaczy, że zmarszczki też Cię nie odstraszą. ─ wywnioskował, uginając głowę, aby jej ułatwić operację penetrowania jego włosów. Dobra, aż pięciu to nie naliczył, a podliczał je tydzień temu przed lustrem, więc to był niepokojący sygnał. ─ Chociaż w wieku dwudziestu lat trochę przypał. Tobie do tego jeszcze daleko.
Uniósł lekko kącik ust na całusa. Nie miał się przecież zamiaru załamywać nad siwizną, ale nieoczekiwane całusy zawsze były w cenie. Najwyżej kupi się farbę i poświeci oczami przed kasjerką w Rossmanie, co za problem. Przeżywał już gorsze momenty upokorzenia. Na przykład wtedy, gdy musiał w miejscu publicznym ukazać dowód, na którym były bardzo wyraźnie napisane jego drugie imię.
Kto tak, kurwa, ludzi nazywa?
─ Nie ma problemu. Jaki ma kolor? ─ zapytał, odgarniając jej pojedyncze włoski spadające na twarz za ucho i posłużył jako podpórka. Istotnie, bez okularów mógł jedynie zgadywać.
Uniósł lekko kącik ust na całusa. Nie miał się przecież zamiaru załamywać nad siwizną, ale nieoczekiwane całusy zawsze były w cenie. Najwyżej kupi się farbę i poświeci oczami przed kasjerką w Rossmanie, co za problem. Przeżywał już gorsze momenty upokorzenia. Na przykład wtedy, gdy musiał w miejscu publicznym ukazać dowód, na którym były bardzo wyraźnie napisane jego drugie imię.
Kto tak, kurwa, ludzi nazywa?
─ Nie ma problemu. Jaki ma kolor? ─ zapytał, odgarniając jej pojedyncze włoski spadające na twarz za ucho i posłużył jako podpórka. Istotnie, bez okularów mógł jedynie zgadywać.
Na jego słowa pokręciła głową.
- Mogę się założyć, że też mam. Tylko po prostu nie widać. - przysunęła się jeszcze bliżej, znowu upijając trochę wody z butelki. - Niebieski. Pasuje mi do koszulki~ Czekaj, Tobie też wlepimy - zaśmiała się, wyciągnęła daleko rękę, zerwała kwiatka i wpakowała go na szybko za ucho Dakocie. - Pięknie. I tylko nie próbuj go wyciągnąć, bo złamiesz mi serce. - złapała jego rękę, zanim chociażby zdążył wykonać ruch w kierunku kwiatka. Sorry, Dakot. U gonna stick with it.
- Mogę się założyć, że też mam. Tylko po prostu nie widać. - przysunęła się jeszcze bliżej, znowu upijając trochę wody z butelki. - Niebieski. Pasuje mi do koszulki~ Czekaj, Tobie też wlepimy - zaśmiała się, wyciągnęła daleko rękę, zerwała kwiatka i wpakowała go na szybko za ucho Dakocie. - Pięknie. I tylko nie próbuj go wyciągnąć, bo złamiesz mi serce. - złapała jego rękę, zanim chociażby zdążył wykonać ruch w kierunku kwiatka. Sorry, Dakot. U gonna stick with it.
─ Czy ja wiem, Twoi rodzice siwieją? Widziałaś mojego ojca, on nie jest jakiś wiekowy, a ma włosy jak straciatello. ─ parsknął śmiechem, zadzierając nogę, aby oprzeć łydkę na kolanie.
Obejrzał się za jej ręką, po czym wywrócił oczami lekko, gdy ta zaczepiła mu łodyżkę o ucho. Draaaaaamaaaaa. Nie wyjął kwiatka, aczkolwiek potarł swoimi palcami o jej, gdy uznała, że tym potężnym uściskiem go powstrzyma przed wyrzuceniem roślinki. Jakby to planował, to już zrobiłby to. Co nie zmienia faktu, że miał obiekcje:
─ Gawd, wyglądam jak uciekinier z parady równości.
Obejrzał się za jej ręką, po czym wywrócił oczami lekko, gdy ta zaczepiła mu łodyżkę o ucho. Draaaaaamaaaaa. Nie wyjął kwiatka, aczkolwiek potarł swoimi palcami o jej, gdy uznała, że tym potężnym uściskiem go powstrzyma przed wyrzuceniem roślinki. Jakby to planował, to już zrobiłby to. Co nie zmienia faktu, że miał obiekcje:
─ Gawd, wyglądam jak uciekinier z parady równości.
Lekko się ruszyła, prawie się zaśmiała na komentarz pod tytułem straciatello.
- Hm. Mama ma tak jasne włosy, jak ja, więc... nie wiem? Ale tatę trochę wzięło ostatnio. A skoro widać na kamerce internetowej, to znaczy, że weszło mocno.
No jasne, że to nie był mocny uścisk. Dakota przecież doskonale wie, jak wygląda mocny uścisk Any, przypomnieć ? :'') *( ͡° ͜ʖ ͡°)*
- Oho, wiedziałam. Już narzekanie, już się nie podoba. Chciałam być z Tobą twinsies, to Ci się nie podoba. Nie to nie, laski bez.' - wyciągnęła mu kwiatek z włosów. No i złamał jej serduszko :c
- Hm. Mama ma tak jasne włosy, jak ja, więc... nie wiem? Ale tatę trochę wzięło ostatnio. A skoro widać na kamerce internetowej, to znaczy, że weszło mocno.
No jasne, że to nie był mocny uścisk. Dakota przecież doskonale wie, jak wygląda mocny uścisk Any, przypomnieć ? :'') *( ͡° ͜ʖ ͡°)*
- Oho, wiedziałam. Już narzekanie, już się nie podoba. Chciałam być z Tobą twinsies, to Ci się nie podoba. Nie to nie, laski bez.' - wyciągnęła mu kwiatek z włosów. No i złamał jej serduszko :c
Nie widział jej ojca, a właściwie to po takim czasie w związku, naszła go rozkmina, że konfrontacja z panem Serpent jest nie do obejścia, gdy już knuje, jak tu się jego córce oświadczyć. Nie, żeby zamierzał go pytać o jakąkolwiek zgodę, bo niech się w dupę ugryzie, aczkolwiek niech zna zięcia i aprobuje, że jest porządnym, wykształconym człowiekiem, a że nie jakimś kryminalistą na harleyu.
─ Jezu, Ana, opanuj się. ─ westchnął głośno, po czym złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie po ławce. Wetknął jej nos we włosy na znak pojednania. ─ Wolę oglądać kwiatki niż je nosić.
─ Jezu, Ana, opanuj się. ─ westchnął głośno, po czym złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie po ławce. Wetknął jej nos we włosy na znak pojednania. ─ Wolę oglądać kwiatki niż je nosić.
Cóż, Ana ostatnio coraz mniej rozmawiała z rodzicami. Życie powoli samo wskakiwało na tory obok, a fakt, że jej rodzice również ze sobą nie utrzymywali kontaktów tylko to wszystko komplikował. Czasami wolała wcale z nimi nie gadać, niż dawać się wciągać w ich głupie problemy, o których nawet nie chciała wiedzieć. Przynajmniej mając nad nią tak małą kontrolę, jak teraz, nie wydawali rozkazów i poleceń, jak to robili jeszcze za czasów, gdy mieszkała pod ich dachem. Teraz chociaż MIAŁA czas, przecież na samym początku znajomości z Dakotą ledwo się widywali.
- Hej! Odsuń się, śmierdzę.' Przecież biegaliśmy. - yep, ale jej włosy dalej pachniały owocami leśnymi~ Z małą nutką wiatru.
- Hej! Odsuń się, śmierdzę.' Przecież biegaliśmy. - yep, ale jej włosy dalej pachniały owocami leśnymi~ Z małą nutką wiatru.
─ Przeżyję. A jak ty nie umrzesz od moich siwych włosów, to od potu też nie powinnaś. ─ mówiąc, inhalował się jej szamponem, który, nie można zaprzeczyć, wciąż miał dosyć intensywny zapach.
Kiedyś na youtube'ie wyświetlił mu się gównoporadnik, instruujący samice, co lubią samce i jak być dla nich atrakcyjną. Na większość tych idiotyzmów oczywiście tak unosił brwi, że na czole tworzyły mu się zwoje mózgowe, gdyż nie wiedział, że dla połowy z niemalże 7,5 miliardowej populacji seksowny jest ten jeden typ kobiet, aczkolwiek z jednym się zgodził. Lubił długie włosy Any. Cholernie lubił. Nawet jeżeli w nocy jej warkocz niebezpiecznie owijał się wokół jego szyi, mógł to wybaczyć, dopóki to przeżywał.
Kiedyś na youtube'ie wyświetlił mu się gównoporadnik, instruujący samice, co lubią samce i jak być dla nich atrakcyjną. Na większość tych idiotyzmów oczywiście tak unosił brwi, że na czole tworzyły mu się zwoje mózgowe, gdyż nie wiedział, że dla połowy z niemalże 7,5 miliardowej populacji seksowny jest ten jeden typ kobiet, aczkolwiek z jednym się zgodził. Lubił długie włosy Any. Cholernie lubił. Nawet jeżeli w nocy jej warkocz niebezpiecznie owijał się wokół jego szyi, mógł to wybaczyć, dopóki to przeżywał.
No, nigdy nie oglądała takich poradników, sama ich idea wydawała jej się idiotyczna. Ana przez całe swoje życie nigdy nie miała krótszych włosów, niż chociażby za łopatki. Były momenty, gdzie końcówki sięgały jej za tyłek, ale to była trochę przesada. Ścięła je przy okazji pewnej sesji zdjęciowej, na której nie było jej matki. Nawet nie wyobrażacie sobie, jaka kobieta była zła. Ale od tego momentu, dziewczyna prawie zawsze miała włosy do pasa, może trochę za. Już nigdy więcej nie torturowała się dłuższymi, a w jej przypadku dało się je mieć naprawdę długie.
- Na włosy pewnie też przeszło.' - mruknęła, próbując odsunąć głowę od Dakoty.
- Na włosy pewnie też przeszło.' - mruknęła, próbując odsunąć głowę od Dakoty.
─ Nie, dalej pachną... jeżynami iiii... jagodami? ─ odpowiadał jej w trakcie bardzo intensywnego niuchania jej włosów z wielu stron głowy, aby się upewnić, a był to zapach jednak lepszy od feromonów, więc narkotyzowanie się owocami uznał za lepsze rozwiązanie.
Zaraz zaśmiał się, odsuwając od niej nieco, aby dać jej przestrzeń. I odlepić się przy okazji, prysznic był na wagę złota w tym momencie.
─ To co, ruszamy się po Twoją sałatkę?
Zaraz zaśmiał się, odsuwając od niej nieco, aby dać jej przestrzeń. I odlepić się przy okazji, prysznic był na wagę złota w tym momencie.
─ To co, ruszamy się po Twoją sałatkę?
- Trochę tak, bo to owoce leśne - zmarszczyła brwi, zerkając na chłopaka siedzącego obok niej. Odsunął się, więc miała teraz trochę więcej przestrzeni na pokazanie wątpliwości względem tego, co właśnie przed chwilą robił. - Dobra, nieważne. - machnęła ręką. Zebrała włosy ponownie w kucyk, uważając, by kwiatek, którego w kosmyki wsadził jej Dakot, aby przypadkiem nie wypadł.
- Mhm, możemy iść. I chyba wracamy do domu, nie? Potrzebuję prysznica.
- Mhm, możemy iść. I chyba wracamy do domu, nie? Potrzebuję prysznica.
─ Też umyłbym się. ─ odparł, wstając i przeciągając obie nogi oraz dwudziestoletni, zastany kręgosłup, łolaboga, sypie się Dakota.
Ukradł jej jeszcze butelkę, upił łyk, a nawet wylał sobie trochę na włosy, żeby się ochłodzić. Nie było jakoś niebywale gorąco o tej porze w Kanadzie, aczkolwiek Lowe tęsknił czasem za angielską pogodą spod psa. W Los Angeles to chyba uschnąłby, miniaturowe dresy wymagają dużej wilgotności.
─ A idziemy czy biegniemy? A możeee... ścigamy się? ─ mówiąc, uniósł brwi dwa razy, oddając jej wodę. Toż to zbędny balast.
Ukradł jej jeszcze butelkę, upił łyk, a nawet wylał sobie trochę na włosy, żeby się ochłodzić. Nie było jakoś niebywale gorąco o tej porze w Kanadzie, aczkolwiek Lowe tęsknił czasem za angielską pogodą spod psa. W Los Angeles to chyba uschnąłby, miniaturowe dresy wymagają dużej wilgotności.
─ A idziemy czy biegniemy? A możeee... ścigamy się? ─ mówiąc, uniósł brwi dwa razy, oddając jej wodę. Toż to zbędny balast.
- No to idziemy. - również wstała, w lekkim rozkroku, pochylając się nisko i dotykając rękoma trawy. Zaraz się wyprostowała, tym razem przechylając się do tyłu, wyciągając ramiona wysoko ku górze. Na rzucone wyzwanie również uniosła brwi i uśmiechnęła się pobłażliwie - Serio chcesz się ścigać? Jeszcze przed chwilą umierałeś. A co, jeżeli Twoje mini serduszko nie wyrobi i dostaniesz mini zawał? - ...yep, Ana jest wredna. Zabrała wodę, dopijając ją i wrzuciła butelkę do kosza.
Dakota przejechał językiem po zębach, widząc przyczajoną determinację ze strony Serpent. W sumie rzeczywiście nierozsądne posunięcie Lowe'a, zważywszy na to, ze Ana jest wytrzymalsza od niego w biegu, jak to było zademonstrowane jeszcze 10 minut temu.
─ Mini serduszko. Nie będę wskazywał palcem, kto tu jest mini, a kto tu jest piko. ─ zaśmiał się ciut pogardliwie, ale jeszcze mieszcząc się w granicach między w porządku a zaraz ci walnę.
Głupio tak się wycofać teraz z rzuconej przez samego siebie propozycji. Postanowił nie być pizdą. Choćby miał zginąć.
─ Mini serduszko. Nie będę wskazywał palcem, kto tu jest mini, a kto tu jest piko. ─ zaśmiał się ciut pogardliwie, ale jeszcze mieszcząc się w granicach między w porządku a zaraz ci walnę.
Głupio tak się wycofać teraz z rzuconej przez samego siebie propozycji. Postanowił nie być pizdą. Choćby miał zginąć.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach