▲▼
First topic message reminder :
Charleson Park. Zadbany, niewielki teren zielony, który jest bardzo chętnie odwiedzany wiosną i latem przez mieszkańców ze względu na liczne walory estetyczne oraz ofertę wypoczynkową w postaci ławek, mini parków rekreacyjnych i sprzętu do ćwiczeń. Jego centrum przedarte jest przez fragment Zatoki Angielskiej, na której często odbywają się regaty małych żaglówek, natomiast z pozostałych trzech stron miejsce to jest otoczone przez osiedla mieszkalne.
Charleson Park. Zadbany, niewielki teren zielony, który jest bardzo chętnie odwiedzany wiosną i latem przez mieszkańców ze względu na liczne walory estetyczne oraz ofertę wypoczynkową w postaci ławek, mini parków rekreacyjnych i sprzętu do ćwiczeń. Jego centrum przedarte jest przez fragment Zatoki Angielskiej, na której często odbywają się regaty małych żaglówek, natomiast z pozostałych trzech stron miejsce to jest otoczone przez osiedla mieszkalne.
- Nie, pozwoliłabym ci wybić sobie zęby na chodniku - odpowiedziała z sarkazmem.
Jakoś przy niektórych pytaniach retorycznych tego typu odzywki aż nazbyt cisnęły się na usta, a skoro w tej chwili niespecjalnie musiała się przejmować taktownością, bo gość i tak miał ją gdzieś i pewnie mało obchodziło go jej "stosowne" zachowanie, więc co za różnica?
- Taa... - Jakoś nie chciało jej się szukać komentarza na ten głupi tekst.
Zamiast tego, przetarła szczypiące oczy.
Muszę wyrzucić te szkła. Kończy im się termin przydatności i zaczynają coraz bardziej przesuszać oczy.
Zamrugała kilka razy, ale niewiele to dało. Oczy nadal bolały.
A mogłam założyć zwykłe okulary. Oczy by mnie nie piekły, a słońce aż tak nie uprzykrzało mi życia...
Mimo iż niebo nie było typowo bezchmurne, a oni nie siedzieli w środku dnia na plaży, ale i tak ta ilość światła trochę jej przeszkadzała. Pewnie dlatego sprawiła sobie szkła fotochromowe w okularach. To było zdecydowanie wygodniejsze. Tyle, że i tak wymagało noszenia okularów, a tego robić nie mogła, gdy miała soczewki korekcyjne. Coś za coś.
Bez słowa usiadła na ławce, na której zrobił jej miejsce, przez chwilę się nad czymś zastanawiając.
Właściwie, dlaczego ja tu siedzę. Mogłam go już zostawić, skoro dochodzi do siebie... A no tak. Czeka na mnie prawie pusty dom i dużo wolnego czasu do spędzenia w czterech ścianach własnego pokoju. Już lepiej tak dla odmiany spędzić tę chwilę gadając z jakimś dalekim znajomym.
W kwestii wyglądu to nawet się dobrali. Darkówna miała wręcz jakąś alergię na słońce przez co opalenizna nie wchodziła z grę. Nawet teraz, przy średnim słońcu, na wszelki wypadek musiała się smarować kremem. Cienie pod oczami też były u niej widoczne. One chyba nigdy nie schodziły. No tak, dzień miał zbyt mało godzin, więc więcej niż sześciu przesypiać nie mogła. Na nakładanie tapety na całą twarz też nie miała ani czasu, ani chęci, więc w żaden sposób ich nie przykrywała.
Pewnie dlatego po nazwaniu jej "ładną laską", spojrzała dziwnie na chłopaka, który jeszcze kilka dni temu bez powodu postanowił uprzykrzać jej życie i nawet się z nią szarpać.
- Te teksty zaczynają już być dziwne. - Chyba naprawdę nie miała okazji spędzać czasu w towarzystwie osób, które tak mówiły. A później się dziwić, że żyje w jakimś innym świecie, niż reszta społeczeństwa.
Przeniosła wzrok z Remiego na jakieś drzewo w oddali przed nią.
- Na pewno większe, niż dziewczyny spędzające całe dnie na chodzeniu po butikach, ale i mniejsze niż wielu ludzi na tym świecie. Nie ma się co nad tym rozwodzić. - Nie, nie przepadała za mówieniem o swoich sprawach i wolała ucinać tego typu tematy. Bliskim nie zamierzała się zwierzać, a co dopiero luźnemu znajomemu, który równie dobrze może przy następnym spotkaniu zwyczajnie ją olać.
Zamknęła na dłużej oczy.
Te soczewki doprowadzą mnie do szewskiej pasji. Naprawdę będę je musiała na jakiś czas odstawić.
Jakoś przy niektórych pytaniach retorycznych tego typu odzywki aż nazbyt cisnęły się na usta, a skoro w tej chwili niespecjalnie musiała się przejmować taktownością, bo gość i tak miał ją gdzieś i pewnie mało obchodziło go jej "stosowne" zachowanie, więc co za różnica?
- Taa... - Jakoś nie chciało jej się szukać komentarza na ten głupi tekst.
Zamiast tego, przetarła szczypiące oczy.
Muszę wyrzucić te szkła. Kończy im się termin przydatności i zaczynają coraz bardziej przesuszać oczy.
Zamrugała kilka razy, ale niewiele to dało. Oczy nadal bolały.
A mogłam założyć zwykłe okulary. Oczy by mnie nie piekły, a słońce aż tak nie uprzykrzało mi życia...
Mimo iż niebo nie było typowo bezchmurne, a oni nie siedzieli w środku dnia na plaży, ale i tak ta ilość światła trochę jej przeszkadzała. Pewnie dlatego sprawiła sobie szkła fotochromowe w okularach. To było zdecydowanie wygodniejsze. Tyle, że i tak wymagało noszenia okularów, a tego robić nie mogła, gdy miała soczewki korekcyjne. Coś za coś.
Bez słowa usiadła na ławce, na której zrobił jej miejsce, przez chwilę się nad czymś zastanawiając.
Właściwie, dlaczego ja tu siedzę. Mogłam go już zostawić, skoro dochodzi do siebie... A no tak. Czeka na mnie prawie pusty dom i dużo wolnego czasu do spędzenia w czterech ścianach własnego pokoju. Już lepiej tak dla odmiany spędzić tę chwilę gadając z jakimś dalekim znajomym.
W kwestii wyglądu to nawet się dobrali. Darkówna miała wręcz jakąś alergię na słońce przez co opalenizna nie wchodziła z grę. Nawet teraz, przy średnim słońcu, na wszelki wypadek musiała się smarować kremem. Cienie pod oczami też były u niej widoczne. One chyba nigdy nie schodziły. No tak, dzień miał zbyt mało godzin, więc więcej niż sześciu przesypiać nie mogła. Na nakładanie tapety na całą twarz też nie miała ani czasu, ani chęci, więc w żaden sposób ich nie przykrywała.
Pewnie dlatego po nazwaniu jej "ładną laską", spojrzała dziwnie na chłopaka, który jeszcze kilka dni temu bez powodu postanowił uprzykrzać jej życie i nawet się z nią szarpać.
- Te teksty zaczynają już być dziwne. - Chyba naprawdę nie miała okazji spędzać czasu w towarzystwie osób, które tak mówiły. A później się dziwić, że żyje w jakimś innym świecie, niż reszta społeczeństwa.
Przeniosła wzrok z Remiego na jakieś drzewo w oddali przed nią.
- Na pewno większe, niż dziewczyny spędzające całe dnie na chodzeniu po butikach, ale i mniejsze niż wielu ludzi na tym świecie. Nie ma się co nad tym rozwodzić. - Nie, nie przepadała za mówieniem o swoich sprawach i wolała ucinać tego typu tematy. Bliskim nie zamierzała się zwierzać, a co dopiero luźnemu znajomemu, który równie dobrze może przy następnym spotkaniu zwyczajnie ją olać.
Zamknęła na dłużej oczy.
Te soczewki doprowadzą mnie do szewskiej pasji. Naprawdę będę je musiała na jakiś czas odstawić.
Akurat w to wybijanie zębów to Remi był skłonny uwierzyć bardziej niż w próby łapania go. Pocieszenie, że nie był w Darkownie zakochany, bo jeszcze by mu serce złamała, a tak facet tylko poczuł się sprowadzony do poziomu przez kogoś po kim takiego zachowania się jak najbardziej spodziewał. Brak reakcji na zaczepki i niechęć dziewczyny do odpowiedzi na zadane pytanie tylko utwierdziły go w przekonaniu, które, widocznie niesłusznie, na chwilę odrzucił - tacy jak on nigdy nie znajdą wspólnego języka z ludźmi pokroju panny Dark. Nie było nawet co próbować.
Poczuł jak zaczyna boleć go głowa i z rozdrażnieniem przesunął dłonią po twarzy, gdy dotarło do niego, że znowu zaczynają mu się trząść łapy. To, wraz ze świadomością jak bardzo nie ma na nic forsy, ani tym bardziej siły by ją jakoś skołować, tylko go dobiło i już całkiem zniechęciło do czegokolwiek.
To nie tak, że był uzależniony. Przecież to tylko amfa, coś takiego nie mogło mieć wielkiego wpływu na jego zachowanie, prawda? Głupi, kilkuminutowy haj w żaden sposób nie definiował jego dnia. Tylko dlaczego w takim razie po niecałej dobie bez magicznego proszku zaczynał czuć się jak nic nie warty śmieć? Nie miał ochoty tego dłużej znosić, ale przez głupi błąd nie mógł pobiec do Szczura, Matta czy kogokolwiek innego, kto zlitowałby się i zaproponował pocieszenie na krechę czy za późniejszą przysługę. Uziemiony na tej przeklętej ławce, w towarzystwie zmartwionej własnym życiem nastolatki, zbyt wycieńczony by nawet myśleć racjonalnie, Rem wyjął z kieszeni kurtki ostatnią rzecz po jaką powinien kiedykolwiek sięgać, a zwłaszcza w takim stanie - saszetkę cukru cynamonowego.
Niektórzy ludzie, tak na pocieszenie w trudnych chwilach, wpierdalają słodycze. Ci zapobiegliwi nawet je ze sobą noszą, jakiś batonik czy lizak, prawie jak cukrzycy, na wypadek, gdyby mieli doła. A Remi Thibault, gość świadom swojej alergii od wczesnego dzieciństwa, miał w nawyku kupować oraz nosić przy sobie produkty zawierające cynamon, tak jakby potrzebował wzbudzić w kimś litość, zerwać się z lekcji... albo zabić po przypadkowym spadzie nastroju. Co kto lubi itd.
Nie spieszył się, w końcu o jego dolegliwości wiedziała tylko mama z ciotką, przynajmniej w tym kraju. No, nie licząc dyrekcji szkoły czy lekarza pierwszego kontaktu, ale to dalej grono osób w tym momencie nieświadomych co się dzieje z młodym Francuzem i jakiej totalnej głupoty zamierza się dopuścić.
- Wiesz... - odezwał się, wbijając puste spojrzenie w małe opakowanie, które miętolił w drżących dłoniach. Miał wątpliwości, ale przesłaniał je zespół abstynencyjny; coś co czuł pierwszy raz odkąd te kilka tygodni temu zaczął eksperymentować z czymś gorszym niż fajki czy alkohol, a czego ani nie rozumiał, ani nie potrafił zdzierżyć. Coraz bardziej zdecydowany, pewien, że dobicie alergenem wystarczy w jego stanie by raz na zawsze zasnąć i mieć z głowy całe to zasrane życie, Rem po raz ostatni spojrzał w nienaturalnie piękne oczy towarzyszącej mu prefekt i mruknął coś teoretycznie nieistotnego, czego jednak nie powiedziałby w normalnych okolicznościach, a dosłownie moment później rozerwał górę saszetki i wysypał brązowe kryształki na język. Co król dram wybrał na ostatnie słowa?
"Jesteś całkiem w porządku."
Poczuł jak zaczyna boleć go głowa i z rozdrażnieniem przesunął dłonią po twarzy, gdy dotarło do niego, że znowu zaczynają mu się trząść łapy. To, wraz ze świadomością jak bardzo nie ma na nic forsy, ani tym bardziej siły by ją jakoś skołować, tylko go dobiło i już całkiem zniechęciło do czegokolwiek.
To nie tak, że był uzależniony. Przecież to tylko amfa, coś takiego nie mogło mieć wielkiego wpływu na jego zachowanie, prawda? Głupi, kilkuminutowy haj w żaden sposób nie definiował jego dnia. Tylko dlaczego w takim razie po niecałej dobie bez magicznego proszku zaczynał czuć się jak nic nie warty śmieć? Nie miał ochoty tego dłużej znosić, ale przez głupi błąd nie mógł pobiec do Szczura, Matta czy kogokolwiek innego, kto zlitowałby się i zaproponował pocieszenie na krechę czy za późniejszą przysługę. Uziemiony na tej przeklętej ławce, w towarzystwie zmartwionej własnym życiem nastolatki, zbyt wycieńczony by nawet myśleć racjonalnie, Rem wyjął z kieszeni kurtki ostatnią rzecz po jaką powinien kiedykolwiek sięgać, a zwłaszcza w takim stanie - saszetkę cukru cynamonowego.
Niektórzy ludzie, tak na pocieszenie w trudnych chwilach, wpierdalają słodycze. Ci zapobiegliwi nawet je ze sobą noszą, jakiś batonik czy lizak, prawie jak cukrzycy, na wypadek, gdyby mieli doła. A Remi Thibault, gość świadom swojej alergii od wczesnego dzieciństwa, miał w nawyku kupować oraz nosić przy sobie produkty zawierające cynamon, tak jakby potrzebował wzbudzić w kimś litość, zerwać się z lekcji... albo zabić po przypadkowym spadzie nastroju. Co kto lubi itd.
Nie spieszył się, w końcu o jego dolegliwości wiedziała tylko mama z ciotką, przynajmniej w tym kraju. No, nie licząc dyrekcji szkoły czy lekarza pierwszego kontaktu, ale to dalej grono osób w tym momencie nieświadomych co się dzieje z młodym Francuzem i jakiej totalnej głupoty zamierza się dopuścić.
- Wiesz... - odezwał się, wbijając puste spojrzenie w małe opakowanie, które miętolił w drżących dłoniach. Miał wątpliwości, ale przesłaniał je zespół abstynencyjny; coś co czuł pierwszy raz odkąd te kilka tygodni temu zaczął eksperymentować z czymś gorszym niż fajki czy alkohol, a czego ani nie rozumiał, ani nie potrafił zdzierżyć. Coraz bardziej zdecydowany, pewien, że dobicie alergenem wystarczy w jego stanie by raz na zawsze zasnąć i mieć z głowy całe to zasrane życie, Rem po raz ostatni spojrzał w nienaturalnie piękne oczy towarzyszącej mu prefekt i mruknął coś teoretycznie nieistotnego, czego jednak nie powiedziałby w normalnych okolicznościach, a dosłownie moment później rozerwał górę saszetki i wysypał brązowe kryształki na język. Co król dram wybrał na ostatnie słowa?
"Jesteś całkiem w porządku."
Nie lubiła użalać się nad swoim losem, bo wiedziała, że wcale nic takiego strasznego ją nie spotkało. Serio, mnóstwo ludzi, nawet w samym tym mieście, miało więcej zmartwień niż zagubiona w świecie, perfekcjonistka z jakimiś niezidentyfikowanymi zaburzeniami psychicznymi, którą z powodu inteligencji i "obiektywnego" patrzenia na świat, dopadał czasem ból egzystencjalny. Nie było co się nad tym rozwodzić, tylko jak najszybciej brać w garść i jechać dalej z normalnym tempem swojego życia to może zapomni o tym, jak cholernie popieprzony jest ten świat. Jakby jej poranne ułożenie wszystkich przedmiotów w jej otoczeniu miało go jakoś uporządkować. Ten chaos ją dobijał i nigdy nie umiała być w nim szczęśliwa, więc uciekała w swój własny, mały, surrealistyczny świat, w którym wszystko miało być zawsze po jej myśli.
Nawet teraz nieświadomie zaczęła stopą wrzucać większe kamyczki do szczeliny między kostką brukową, bo drażniła ją ich obecność, a tak ładnie się tam wpasowywały...
Drżenie jego rąk coraz bardziej ją zastanawiało, ale nie była pewna, skąd się ono bierze. Było wiele rzeczy, wywołujących takie objawy. Od chorób, przez niedobory witamin/pierwiastków po uzależnienia. Na pewno był uzależniony od fajek i chyba nawet szukał ich po kieszeniach, ale nie zwróciła na to uwagi. Niestety, trudno go było o to zapytać, bo znając życie, wykręci się i zirytuje tym wpychaniem nosa w nieswoje sprawy.
Jakaż szkoda, że Natalie nie miała pojęcia, co nastolatek właśnie zamierza zrobić. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że może być na tyle głupi, by świadomie nosić przy sobie i sięgnąć po coś, na co był uczulony. No kto tak robi, co? Może przy mniejszych i mało groźnych alergiach, ale tak przy poważniejszych?
W innym wypadku by mu to siłą skonfiskowała i jeszcze go opieprzyło. Właściwie, opieprzy go też, jak się dowie. a później zagrozi, że jeszcze raz zrobi coś takiego przy niej to oberwie i nie ważne, jaka jest między nimi różnica i tak zaboli.
Zmarszczyła brwi, widząc jego dziwne zachowanie. Strasznie ją teraz wkurzało, że nie zna go na tyle dobrze, by być w stanie je jakoś sensownie zinterpretować. Teraz mogła tylko stwierdzić, że coś jest nie tak i to bardzo nie tak z jego stanem.
- Co ty... - Nie dokończyła, bo w tym momencie chłopak wsypał sobie do ust proszek, jakby to miał być jakiś istotny w tej chwili gest.
- Co jest z tobą? - Inaczej sformułowała pytanie, wyraźnie zaniepokojona tym, co się z nim w tej chwili działo.
Nawet teraz nieświadomie zaczęła stopą wrzucać większe kamyczki do szczeliny między kostką brukową, bo drażniła ją ich obecność, a tak ładnie się tam wpasowywały...
Drżenie jego rąk coraz bardziej ją zastanawiało, ale nie była pewna, skąd się ono bierze. Było wiele rzeczy, wywołujących takie objawy. Od chorób, przez niedobory witamin/pierwiastków po uzależnienia. Na pewno był uzależniony od fajek i chyba nawet szukał ich po kieszeniach, ale nie zwróciła na to uwagi. Niestety, trudno go było o to zapytać, bo znając życie, wykręci się i zirytuje tym wpychaniem nosa w nieswoje sprawy.
Jakaż szkoda, że Natalie nie miała pojęcia, co nastolatek właśnie zamierza zrobić. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że może być na tyle głupi, by świadomie nosić przy sobie i sięgnąć po coś, na co był uczulony. No kto tak robi, co? Może przy mniejszych i mało groźnych alergiach, ale tak przy poważniejszych?
W innym wypadku by mu to siłą skonfiskowała i jeszcze go opieprzyło. Właściwie, opieprzy go też, jak się dowie. a później zagrozi, że jeszcze raz zrobi coś takiego przy niej to oberwie i nie ważne, jaka jest między nimi różnica i tak zaboli.
Zmarszczyła brwi, widząc jego dziwne zachowanie. Strasznie ją teraz wkurzało, że nie zna go na tyle dobrze, by być w stanie je jakoś sensownie zinterpretować. Teraz mogła tylko stwierdzić, że coś jest nie tak i to bardzo nie tak z jego stanem.
- Co ty... - Nie dokończyła, bo w tym momencie chłopak wsypał sobie do ust proszek, jakby to miał być jakiś istotny w tej chwili gest.
- Co jest z tobą? - Inaczej sformułowała pytanie, wyraźnie zaniepokojona tym, co się z nim w tej chwili działo.
W pewnych sytuacjach ludzie nie umieją myśleć racjonalnie. Zwłaszcza ci słabi i podatni, źle znoszący ledwo kilkanaście godzin odstawienia specyfiku, którego jeszcze do niedawna wcale nie potrzebowali. Może, gdyby Remi nie miał tak niewyparzonej gęby i nie wdał się w bójkę, albo chociaż bardziej dbał o siebie i nie głodził samymi papierosami to właśnie radośnie popindalałby po zaciemnionych uliczkach Vancouver wykonując dorywcze zlecenia dla podejrzanych kolegów, którzy dla świętego spokoju podratowaliby go niuchem czy chociaż mocną kawą i fajkiem. Niestety, gość, którego codzienna walka o przetrwanie kręciła się wokół drobnych kradzieży i uciekania od odpowiedzialności, ktoś kogo pewnie niewielu będzie żal, jeśli komukolwiek, inteligentnie targnął się na swoje życie saszetką cukru cynamonowego. Tak jakby taka porcja miała go z miejsca zabić...
Już i tak bolała go głowa i czuł się osłabiony, ale prawie zaraz po zażyciu alergenu doszły do tego duszności. Francuz czuł się jakby słodycz zaciskała mu gardło, a płuca zmalały co najmniej dwukrotnie. Zaczął się krztusić, a jego chude cielsko już po całości zaczęło się trząść. Momentalnie zachciało mu się rzygać, ale nie miał czym i chyba tylko to powstrzymywało jego żołądek od jakichkolwiek zwrotów. Co tu dużo mówić? Inaczej to sobie wyobrażał...
Już i tak bolała go głowa i czuł się osłabiony, ale prawie zaraz po zażyciu alergenu doszły do tego duszności. Francuz czuł się jakby słodycz zaciskała mu gardło, a płuca zmalały co najmniej dwukrotnie. Zaczął się krztusić, a jego chude cielsko już po całości zaczęło się trząść. Momentalnie zachciało mu się rzygać, ale nie miał czym i chyba tylko to powstrzymywało jego żołądek od jakichkolwiek zwrotów. Co tu dużo mówić? Inaczej to sobie wyobrażał...
Do listy błędów w planowaniu samobójstwa warto było też dopisać robienie tego w towarzystwie osoby, która ledwie kilka minut temu podeszła by się upewnić, że przypadkiem nie umierasz. Warto też wziąć pod uwagę, że była to jedna z najbardziej racjonalnie myślących osób w jej wieku i raczej nie zamierzała stać i się przyglądać, jak znajomy wypluwa sobie płuca, rozpaczliwie próbując nabrać powietrza.
- Co ty do cholery wyprawiasz?! - I wracamy do krzyczenia. Ona najwyraźniej odruchowo podnosiła głos, gdy była zdenerwowana.
Choć w tym wypadku chodziło raczej o panikę. Nie znosiła, gdy sytuacja wymykała się jej spod kontroli i nie wiedziała, co się dzieje. Przed chwilą rozmawiali w miarę normalnie, a później obniżył mu się nastrój, odstawił klasyczne pożegnanie przed próbą samobójczą i teatralnie wpakował sobie do paszczy jakiś proszek, po czym zaczął się dusić.
Kurwa...
- Czyli jednak wracamy do wizyty w szpitalu... - syknęła o dziwo już bardziej zrezygnowana, niż przerażona, choć obecna sytuacja i tak ją przerażała.
Wyjęła telefon i zaczęła wybierać numer. W sumie, była pewna, że nie zachwyci go ten widok, ale naprawdę spodziewał się po nie innego zachowania? W sumie, znając go, mógł się niczego nie spodziewać, bo tego nie przemyślał.
- Co ty do cholery wyprawiasz?! - I wracamy do krzyczenia. Ona najwyraźniej odruchowo podnosiła głos, gdy była zdenerwowana.
Choć w tym wypadku chodziło raczej o panikę. Nie znosiła, gdy sytuacja wymykała się jej spod kontroli i nie wiedziała, co się dzieje. Przed chwilą rozmawiali w miarę normalnie, a później obniżył mu się nastrój, odstawił klasyczne pożegnanie przed próbą samobójczą i teatralnie wpakował sobie do paszczy jakiś proszek, po czym zaczął się dusić.
Kurwa...
- Czyli jednak wracamy do wizyty w szpitalu... - syknęła o dziwo już bardziej zrezygnowana, niż przerażona, choć obecna sytuacja i tak ją przerażała.
Wyjęła telefon i zaczęła wybierać numer. W sumie, była pewna, że nie zachwyci go ten widok, ale naprawdę spodziewał się po nie innego zachowania? W sumie, znając go, mógł się niczego nie spodziewać, bo tego nie przemyślał.
No cholera żeż w pizdu...
O nie, nie ma takich! Może i umieranie nie było tak bezbolesne i szybkie jak sobie to planował, ale i tak lepiej będzie jak odejdzie i cała reszta zwykłego psioczenia typowego samobójcy, więc oczywiście słysząc słowo-klucz, rzucił się jak wariat na wykręcającą numer dziewczynę. Nie lubiła kontaktu fizycznego w normalnych okolicznościach, to jak zareaguje na masywny rzut sześćdziesięciu pięciu kilogramów, które przyparły ją całym cielskiem do ławki, a nieprzyjemnie zimne, drżące palce zacisnęły się na dzierżącej komórkę dłoni nastolatki?
Z każdą chwilą opuszczały go resztki sił. Nie mogąc się nawet jakkolwiek podeprzeć, zaległ na drobnej dziewczynie. Czując jak odlatuje, oparł na niej głowę i zamknął oczy, oddychając coraz płycej, lecz ani na chwilę nie tracąc całkiem tchu. Zmuliło go, a ponieważ dawno nie spał, nie dał rady się powstrzymać i, nie wiadomo nawet kiedy, zasnął. I tak słaby uścisk ręki zupełnie zelżał i tylko lekkie drgawki oraz ogólnie tragiczny wygląd inteligenta zdradzały jego kiepski stan.
O nie, nie ma takich! Może i umieranie nie było tak bezbolesne i szybkie jak sobie to planował, ale i tak lepiej będzie jak odejdzie i cała reszta zwykłego psioczenia typowego samobójcy, więc oczywiście słysząc słowo-klucz, rzucił się jak wariat na wykręcającą numer dziewczynę. Nie lubiła kontaktu fizycznego w normalnych okolicznościach, to jak zareaguje na masywny rzut sześćdziesięciu pięciu kilogramów, które przyparły ją całym cielskiem do ławki, a nieprzyjemnie zimne, drżące palce zacisnęły się na dzierżącej komórkę dłoni nastolatki?
Z każdą chwilą opuszczały go resztki sił. Nie mogąc się nawet jakkolwiek podeprzeć, zaległ na drobnej dziewczynie. Czując jak odlatuje, oparł na niej głowę i zamknął oczy, oddychając coraz płycej, lecz ani na chwilę nie tracąc całkiem tchu. Zmuliło go, a ponieważ dawno nie spał, nie dał rady się powstrzymać i, nie wiadomo nawet kiedy, zasnął. I tak słaby uścisk ręki zupełnie zelżał i tylko lekkie drgawki oraz ogólnie tragiczny wygląd inteligenta zdradzały jego kiepski stan.
Oj tak, chłopakowi zdecydowanie nie spodobała się wizja wizyty w szpitalu, ale Natalie przecież musiała spróbować. Domyślała się, że zaoponuje, ale nie przypuszczała, że zrobi to aż tak gwałtownie i zamiast chociaż normalnie wyrwać jej telefon, to żuci się na nią cały.
Właściwie, on zamierzał tak przy każdej okazji ładować się w jej przestrzeń osobistą? Poprzednio zrobił to bez powodu, a teraz...
...kurna.
Pisnęła zaskoczona i odruchowo go odepchnęła. Początkowo nie było to łatwe, ale kiedy uścisk zelżał, to udało jej się jakoś uwolnić. Ni to zrzuciła go z siebie i ławki, ni to sama z niej spadła. No dobra, bliżej tego drugiego, bo świadomość, że może mu coś być, powstrzymała ją od brutalnego położenia go na chodniku, jak zrobił to poprzedni napotkany kujon.
Przysiadła na chodniku tak, jak upadła i próbując jakoś opanować oddech, przyglądała mu się uważnie. Wydawał się nieprzytomny, ale przynajmniej zaczął w miarę normalnie oddychać. Trochę ją to uspokoiło, bo nie wyglądało to już na zagrożenie życia, ale nadal było widać, że zdecydowanie nie jest z nim dobrze.
Westchnęła ciężko, podnosząc się z ziemi i nawet nie otrzepując ubrań, stanęła przy ławce.
- Coś ty ze sobą zrobił... - Pokręciła ze zrezygnowaniem głową i spróbowała go jako tako normalnie ułożyć na tej ławce.
Budzenie go w tej chwili nie miało sensu. Było widać, że jest w kiepskim stanie i lepiej, żeby choć trochę odpoczął, a o przenoszeniu go w inne miejsce nie było mowy. Sama nie miała szans tego zrobić w żaden w miarę delikatny sposób, a osób trzecich nie zamierzała w to mieszać.
Wyprostowała się i jeszcze raz spojrzała na chłopaka. W tym momencie zdecydowanie przywodził jej na myśl menela, ale na to też nic nie mogła poradzić. Znów westchnęła i spojrzała na zakurzone spodnie. Otrzepała je na tyle, na ile mogła, a później dała sobie spokój. Może i była pedantką, ale wyglądu tyczyło się to w mniejszym stopniu niż chociażby ocen czy odkładania rzeczy na miejsce.
Podniosła torbę i leżący koło niej telefon, a później przeniosła się pod drzewo naprzeciwko ławki, by mieć na niego oko, a jednocześnie się czymś zająć, bo nie zapowiadało się, by obudził się za kilka minut, a ona nie lubiła siedzieć bezczynnie. Włączyła na telefonie jedną z wielu zapisanych w nim książek i zaczęła ją czytać. Co jakiś czas zerkała na nieszczęśnika by upewnić się, że mu się nie pogarsza.
Właściwie, on zamierzał tak przy każdej okazji ładować się w jej przestrzeń osobistą? Poprzednio zrobił to bez powodu, a teraz...
...kurna.
Pisnęła zaskoczona i odruchowo go odepchnęła. Początkowo nie było to łatwe, ale kiedy uścisk zelżał, to udało jej się jakoś uwolnić. Ni to zrzuciła go z siebie i ławki, ni to sama z niej spadła. No dobra, bliżej tego drugiego, bo świadomość, że może mu coś być, powstrzymała ją od brutalnego położenia go na chodniku, jak zrobił to poprzedni napotkany kujon.
Przysiadła na chodniku tak, jak upadła i próbując jakoś opanować oddech, przyglądała mu się uważnie. Wydawał się nieprzytomny, ale przynajmniej zaczął w miarę normalnie oddychać. Trochę ją to uspokoiło, bo nie wyglądało to już na zagrożenie życia, ale nadal było widać, że zdecydowanie nie jest z nim dobrze.
Westchnęła ciężko, podnosząc się z ziemi i nawet nie otrzepując ubrań, stanęła przy ławce.
- Coś ty ze sobą zrobił... - Pokręciła ze zrezygnowaniem głową i spróbowała go jako tako normalnie ułożyć na tej ławce.
Budzenie go w tej chwili nie miało sensu. Było widać, że jest w kiepskim stanie i lepiej, żeby choć trochę odpoczął, a o przenoszeniu go w inne miejsce nie było mowy. Sama nie miała szans tego zrobić w żaden w miarę delikatny sposób, a osób trzecich nie zamierzała w to mieszać.
Wyprostowała się i jeszcze raz spojrzała na chłopaka. W tym momencie zdecydowanie przywodził jej na myśl menela, ale na to też nic nie mogła poradzić. Znów westchnęła i spojrzała na zakurzone spodnie. Otrzepała je na tyle, na ile mogła, a później dała sobie spokój. Może i była pedantką, ale wyglądu tyczyło się to w mniejszym stopniu niż chociażby ocen czy odkładania rzeczy na miejsce.
Podniosła torbę i leżący koło niej telefon, a później przeniosła się pod drzewo naprzeciwko ławki, by mieć na niego oko, a jednocześnie się czymś zająć, bo nie zapowiadało się, by obudził się za kilka minut, a ona nie lubiła siedzieć bezczynnie. Włączyła na telefonie jedną z wielu zapisanych w nim książek i zaczęła ją czytać. Co jakiś czas zerkała na nieszczęśnika by upewnić się, że mu się nie pogarsza.
Odrzucenie i związany z tym mało przyjemny grzmot o drewniane deski tylko na moment ocucił wycieńczonego rudzielca, który nie potrzebował wiele by znowu stracić przytomność. Był jak w gorączce, skulony jakby z zimna pomimo prażącego, zawieszonego wysoko słońca. Przechodnie mijali go bez słowa, a niektórzy wręcz przyspieszali kroku, gdyż w tej obdartej skórze i porwanych spodniach faktycznie wyglądał jak bezdomny. Zajęcie się czytaniem było dobrym pomysłem, bo Remi poruszył się znacząco dopiero po ponad godzinie. Ospały i zdezorientowany, podniósł się na łokciu i rozejrzał dookoła. Oblizał spierzchnięte usta i uderzył go smak krwi pomieszany ze znaną mu aż za dobrze słodyczą. Momentalnie dotarło do niego co zaszło i jęknął, po części z niezadowolenia, a po części z bólu spuchniętych dziąseł, którym najbardziej zaszkodził doprawiany cukier.
- Vie de merde...
Już nawet zabić się nie umiał. Brawo on!
- Vie de merde...
Już nawet zabić się nie umiał. Brawo on!
Co jakiś czas podnosiła oczy na przechodzących ludzi. To nawet była dobra okazja do sprawdzenia posiadanych informacji.
No, ile osób się zatrzyma i zmartwi?
Dobrze, że nie była urodzoną racjonalistką, a nie optymistką, bo z każdą kolejną personą coraz bardziej traciłaby wiarę w ludzkość. Przeszło jakieś sześć osób. Nie przystanął NIKT. Jedni udawali, że nie widzą, inni mijali go jak najszybciej, jakby widok kogoś leżącego nieprzytomnie na ławce budził w nich odrazę.
Uśmiechnęła się sarkastycznie.
Ciekawe, jak by się wam podobało, gdyby to was tak potraktowano, mm? Wtedy byłoby wielkie zdziwienie, że nikt nie pomógł.
Wróciła wzrokiem do drugiej kończonej już książki.
Homo homini lupus est.
Zacytowała w myślach łacińską sentencję.
Z zamyślenia wyrwało ją dopiero marudzenie budzącego się nastolatka. Przyglądała mu się przez chwilę z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony była poirytowana jego dziwnym zachowaniem i tym, że musiała tu przy nim siedzieć; a z drugiej strony martwiła się o niego i poczuła ulgę, kiedy się w końcu obudził.
Z cichym westchnieniem rezygnacji, podniosła się z trawy, potrzepała spodnie i włożyła do nich telefon, a później odchyliła klapę torebki i wyjęła z niej butelkę wody oraz pół tabliczki czekolady, która jej została. Ona naprawdę przygotowywała się na każdą ewentualność. Remi myślał, że ma w tej torebce majątek? Hah. W całym tym bagażu to właśnie ta wysłużona już trochę, skórzana torba była najdroższa. Zawartość to były same przydatne, acz mało wartościowe przedmioty. Portfel i telefon, które faktycznie były drogie, Natalie nosiła zwykle przy sobie, a nie w torbie.
Zamknęła torebkę i wolnym krokiem zbliżyła się do chłopaka, który dotąd mógł nawet nie zdawać sobie sprawy z jej obecności. Gdy już stanęła tuż przed jego twarzą, wyciągnęła w jego kierunku butelkę wody i trzymaną za nią resztę czekolady, którą wygrzebała.
- Pij. Przyda ci się. - Po jej tonie ciężko było określić emocje, choć tryb rozkazujący mógł sugerować, że nie jest specjalnie wesoła.
- Czekolada też ci pomoże. Cukier da ci trochę siły, a magnez też ci się przyda. Rozdrażnienie, drżenie rąk, długotrwałe zmęczenie i bóle głowy to objawy jego niedoboru, a dużo ich przejawiasz. - Momentami mogła się wydawać chodzącą encyklopedią.
No, ile osób się zatrzyma i zmartwi?
Dobrze, że nie była urodzoną racjonalistką, a nie optymistką, bo z każdą kolejną personą coraz bardziej traciłaby wiarę w ludzkość. Przeszło jakieś sześć osób. Nie przystanął NIKT. Jedni udawali, że nie widzą, inni mijali go jak najszybciej, jakby widok kogoś leżącego nieprzytomnie na ławce budził w nich odrazę.
Uśmiechnęła się sarkastycznie.
Ciekawe, jak by się wam podobało, gdyby to was tak potraktowano, mm? Wtedy byłoby wielkie zdziwienie, że nikt nie pomógł.
Wróciła wzrokiem do drugiej kończonej już książki.
Homo homini lupus est.
Zacytowała w myślach łacińską sentencję.
Z zamyślenia wyrwało ją dopiero marudzenie budzącego się nastolatka. Przyglądała mu się przez chwilę z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony była poirytowana jego dziwnym zachowaniem i tym, że musiała tu przy nim siedzieć; a z drugiej strony martwiła się o niego i poczuła ulgę, kiedy się w końcu obudził.
Z cichym westchnieniem rezygnacji, podniosła się z trawy, potrzepała spodnie i włożyła do nich telefon, a później odchyliła klapę torebki i wyjęła z niej butelkę wody oraz pół tabliczki czekolady, która jej została. Ona naprawdę przygotowywała się na każdą ewentualność. Remi myślał, że ma w tej torebce majątek? Hah. W całym tym bagażu to właśnie ta wysłużona już trochę, skórzana torba była najdroższa. Zawartość to były same przydatne, acz mało wartościowe przedmioty. Portfel i telefon, które faktycznie były drogie, Natalie nosiła zwykle przy sobie, a nie w torbie.
Zamknęła torebkę i wolnym krokiem zbliżyła się do chłopaka, który dotąd mógł nawet nie zdawać sobie sprawy z jej obecności. Gdy już stanęła tuż przed jego twarzą, wyciągnęła w jego kierunku butelkę wody i trzymaną za nią resztę czekolady, którą wygrzebała.
- Pij. Przyda ci się. - Po jej tonie ciężko było określić emocje, choć tryb rozkazujący mógł sugerować, że nie jest specjalnie wesoła.
- Czekolada też ci pomoże. Cukier da ci trochę siły, a magnez też ci się przyda. Rozdrażnienie, drżenie rąk, długotrwałe zmęczenie i bóle głowy to objawy jego niedoboru, a dużo ich przejawiasz. - Momentami mogła się wydawać chodzącą encyklopedią.
Faktycznie nie od razu zauważył siedzącą nieopodal, zaczytaną dziewczynę. A może nawet zwrócił uwagę, ale w pierwszej chwili nie rozpoznał w niej tej samej osoby, która już raz zainteresowała się jego losem? Wszakże takich ludzi było mało, a jeszcze mnie tych wytrwałych, którym chciałoby się opiekować menelem więcej niż nakazuje to moralny obowiązek. Dopiero kiedy podeszła do niego, spojrzał zaskoczony na przyniesione dary i usłyszawszy niejednoznacznie, że to właśnie dla niego, bez marudzenia złapał za czekoladę i wgryzł się w nią. Ból... ból krwawiących dziąseł był niczym w porównaniu do wilczego głodu, który go ogarnął. Pochłonąwszy całość, co do ostatniej kostki, wziął od Darkówny wodę i duszkiem opróżnił butelkę. Westchnął z ulgą i uniósł spojrzenie na stojącą niewzruszenie brunetkę. Pierdoliła coś o magnezie, niedoborach... Jak miał jej przyznać, że to jego pierwszy posiłek od paru dni? Że wolał się naćpać, bo wtedy i tak nie czuł głodu, niż zjeść bułkę? I to nie tak, że matka by mu na nią nie dała! Po prostu wolał tę kasę przerżnąć w karty "bo a nóż wygra i kupi sobie coś lepszego". Nigdy nie wygrywał. Nigdy.
Wciąż było mu słabo i nie miał nastroju, ale przynajmniej cukier ruszył nieco tę jego zastałą krew, a godzina snu dała odpocząć ciału wystarczająco by, choć poobijany i bez werwy, chłopak wstał z ławki.
- Masz fajki? - zapytał rozochocony jej szczodrością, zapominając chyba z kim ma do czynienia, a może zwyczajnie nie przejmując się jej narzekaniem dopóki mimo niego decydowała się mu pomagać.
- Mam też niedobór nikotyny. - uśmiechnął się krzywo, tak śmieszkowo.
I paru innych rzeczy, ale ich mi pewnie nie załatwisz...
Powinien zabrać ją do Szczura. Jakby się wciągnęła, to może i jemu by fundowała. A nawet jak nie, to przynajmniej zasmakowałaby trochę luzu. Tyle zrobiła dla niego - chociaż w ten sposób mógł się jej odwdzięczyć.
Wciąż było mu słabo i nie miał nastroju, ale przynajmniej cukier ruszył nieco tę jego zastałą krew, a godzina snu dała odpocząć ciału wystarczająco by, choć poobijany i bez werwy, chłopak wstał z ławki.
- Masz fajki? - zapytał rozochocony jej szczodrością, zapominając chyba z kim ma do czynienia, a może zwyczajnie nie przejmując się jej narzekaniem dopóki mimo niego decydowała się mu pomagać.
- Mam też niedobór nikotyny. - uśmiechnął się krzywo, tak śmieszkowo.
I paru innych rzeczy, ale ich mi pewnie nie załatwisz...
Powinien zabrać ją do Szczura. Jakby się wciągnęła, to może i jemu by fundowała. A nawet jak nie, to przynajmniej zasmakowałaby trochę luzu. Tyle zrobiła dla niego - chociaż w ten sposób mógł się jej odwdzięczyć.
Stała nad nim przez chwilę, a później wróciła się po zostawioną przy drzewie torbę i wróciła prawie wtedy, gdy chłopak kończył już ten marny substytut posiłku.
Splotła ręce na klatce piersiowej i podniosła wysoko jedną brew.
- A czy ja ci wyglądam na osobę, która nosi przy sobie takie rzeczy? - To było oczywiście pytanie retoryczne, które miało na celu co najwyżej przypomnieć mu, że rozmawia z osobą, która na co dzień uprzykrzała życie ludziom, którzy palili.
- Już sama kofeina jest dla mnie wystarczająco kłopotliwa, a wcale tak dużo jej nie przyjmuję. - Przetarła zmęczone oczy. Nie dość, że piekły ją przez soczewki, to jeszcze czytała tekst na telefonie, a na dziś miała już dość jakichkolwiek wyświetlaczy.
Zaśmiała się bezgłośnie na wzmiankę o niedoborze nikotyny.
- Taki minus używek. Uzależnienie psychiczne i fizyczne. - Zmrużyła oczy z lekkim wyrzutem.
O jednym uzależnieniu już wiedziała, a istnienia innych się domyślała. Przez same fajki nie doprowadziłby się do takiego stanu. Jej brat też palił, ale poza wyczuwalnym zapachem dymu i sporadycznym rozdrażnieniem, nie było po nim nic widać. Był "normalny".
- Powinieneś to wszystko odstawić. - Słowo "wszystko" było tu ukrytym przekazem dotyczącym jej domysłów. Mógł go nawet nie zauważyć, ale ona zwyczajnie nie zamierzała udawać, że nic nie widzi. Po prostu nie wnika, ale nie jest ślepa.
- Choć i tak pewnie masz gdzieś moje zdanie i zrobisz swoje. - Dodała po chwili i wzruszyła ramionami.
Splotła ręce na klatce piersiowej i podniosła wysoko jedną brew.
- A czy ja ci wyglądam na osobę, która nosi przy sobie takie rzeczy? - To było oczywiście pytanie retoryczne, które miało na celu co najwyżej przypomnieć mu, że rozmawia z osobą, która na co dzień uprzykrzała życie ludziom, którzy palili.
- Już sama kofeina jest dla mnie wystarczająco kłopotliwa, a wcale tak dużo jej nie przyjmuję. - Przetarła zmęczone oczy. Nie dość, że piekły ją przez soczewki, to jeszcze czytała tekst na telefonie, a na dziś miała już dość jakichkolwiek wyświetlaczy.
Zaśmiała się bezgłośnie na wzmiankę o niedoborze nikotyny.
- Taki minus używek. Uzależnienie psychiczne i fizyczne. - Zmrużyła oczy z lekkim wyrzutem.
O jednym uzależnieniu już wiedziała, a istnienia innych się domyślała. Przez same fajki nie doprowadziłby się do takiego stanu. Jej brat też palił, ale poza wyczuwalnym zapachem dymu i sporadycznym rozdrażnieniem, nie było po nim nic widać. Był "normalny".
- Powinieneś to wszystko odstawić. - Słowo "wszystko" było tu ukrytym przekazem dotyczącym jej domysłów. Mógł go nawet nie zauważyć, ale ona zwyczajnie nie zamierzała udawać, że nic nie widzi. Po prostu nie wnika, ale nie jest ślepa.
- Choć i tak pewnie masz gdzieś moje zdanie i zrobisz swoje. - Dodała po chwili i wzruszyła ramionami.
- Nie wyglądasz na osobę, która by ze mną gadała, a to robisz. - stwierdził z pełnym przekonaniem, ale na wspomnienie o kofeinie od razu się ożywił.
- Masz kawę? - i wtedy dowaliła mu z tymi uzależnieniami, przez co przewrócił oczami, dając sobie siana z napastowaniem jej o kolejne datki.
- Za to ty powinnaś się trochę wyluzować. - zerknął na nią krytycznie, zanim kontynuował.
- Ładna z ciebie laska, do tego dziana i mądra. Powinnaś mieć od chuja przyjaciół, ale gdyby tak było to nie marnowałabyś czasu ze mną. - przeciągnął się i schował ręce w kieszenie. Znowu naszła go myśl, że musi szybko skołować fajki i znaleźć jakąś kasę; działka i papierosy były dwoma rzeczami o których już praktycznie nie przestawał myśleć. Nawet teraz, gdy czuł się w jakimś stopniu lepiej, pamiętał tylko jak zajebiście jest na haju i nie mógł się doczekać kolejnego. Do tego zaczął przekonywać się do pomysłu na jaki wcześniej wpadł, a jakiego dotąd nie brał na serio pod uwagę.
To może być ciekawe...!
Uśmiechnął się, zadowolony z siebie i z o wiele pozytywniejszym nastawieniem.
- Still, merc za pomoc, ale dalej dam sobie radę. Leć do swoich i nie przejmuj się tak. Jakiekolwiek masz problemy, pamiętaj co sama powiedziałaś; mogło być gorzej. Mogłaś być mną! - wyszczerzył może i równe oraz naturalnie białe, ale w tej chwili czerwone od cieknącej z dziąseł krwi, ząbki. Zaawansowana paradontoza? Nie, to tylko alergia na cynamon. Choć wygląda przeraźliwie...
Rem wyjął jedną rękę z kieszeni kurtki i uniósł ją w geście pożegnania. Następnie odwrócił się i niezwłocznie odszedł wgłąb miasta, kierując się ku tej mniej przyjemnej dzielnicy. Czas zaspokoić inny rodzaj głodu.
- Masz kawę? - i wtedy dowaliła mu z tymi uzależnieniami, przez co przewrócił oczami, dając sobie siana z napastowaniem jej o kolejne datki.
- Za to ty powinnaś się trochę wyluzować. - zerknął na nią krytycznie, zanim kontynuował.
- Ładna z ciebie laska, do tego dziana i mądra. Powinnaś mieć od chuja przyjaciół, ale gdyby tak było to nie marnowałabyś czasu ze mną. - przeciągnął się i schował ręce w kieszenie. Znowu naszła go myśl, że musi szybko skołować fajki i znaleźć jakąś kasę; działka i papierosy były dwoma rzeczami o których już praktycznie nie przestawał myśleć. Nawet teraz, gdy czuł się w jakimś stopniu lepiej, pamiętał tylko jak zajebiście jest na haju i nie mógł się doczekać kolejnego. Do tego zaczął przekonywać się do pomysłu na jaki wcześniej wpadł, a jakiego dotąd nie brał na serio pod uwagę.
To może być ciekawe...!
Uśmiechnął się, zadowolony z siebie i z o wiele pozytywniejszym nastawieniem.
- Still, merc za pomoc, ale dalej dam sobie radę. Leć do swoich i nie przejmuj się tak. Jakiekolwiek masz problemy, pamiętaj co sama powiedziałaś; mogło być gorzej. Mogłaś być mną! - wyszczerzył może i równe oraz naturalnie białe, ale w tej chwili czerwone od cieknącej z dziąseł krwi, ząbki. Zaawansowana paradontoza? Nie, to tylko alergia na cynamon. Choć wygląda przeraźliwie...
Rem wyjął jedną rękę z kieszeni kurtki i uniósł ją w geście pożegnania. Następnie odwrócił się i niezwłocznie odszedł wgłąb miasta, kierując się ku tej mniej przyjemnej dzielnicy. Czas zaspokoić inny rodzaj głodu.
Pokręciła powoli głową.
- Już ci mówiłam, że lekkie podejście do życia nie jest dla mnie. - Skrzywiła się.
Ona nigdy nie była "wyluzowana". Chyba, że nazwać by tak stan, gdy była spokojna i nie miała żadnych obowiązków na głowie. Problem w tym, że nawet wtedy nie spędzała czasu wolnego w taki sposób, jak inni ludzie. Wolała pilnować swojej dyscypliny i nie pozwalać sobie na chwilę wolności. Możliwe, że nie była tego świadoma, ale robiła to dlatego, że obawiała się tego, jakie może to przynieść skutki. Była przecież ułożoną dziewczyną, której na wypadało się inaczej zachowywać. Przyzwyczaiła już swoje otoczenie do takiej formy i nie chciała tego zmieniać. Zwróciłoby to na nią zbyt wiele uwagi. Poza tym, jak każdy człowiek, bała się nieznanego. Wolała trzymać się swoich sztywnych reguł, które pozwalały jej być "sobą", a co mogło się stać, jeśli się ich choć na chwilę puści? Będzie mogła wrócić? A może całkowicie się zmieni i nigdy już nie będzie w stanie osiągnąć perfekcji, do której tak zaciekle dążyła.
Jakoś wolała się tego nie dowiadywać. Życie w jej małym, sterylnym świecie, odgrodzonym od reszty wysokim murem, było dla niej bardzo wygodne. A przynajmniej taka była oficjalna wersja, której wolała się trzymać.
Skrzywiła się, słysząc kolejny popis jego słownictwa.
On już zawsze będzie nazywał mnie "laską", co? Laski to mają starsi i kulejący ludzie.
O wulgaryzmach już nawet wolała nie myśleć, choć i z tymi nie miała zbyt często do czynienia w swoim środowisku, a i ona starała się ich nie używać. Jedynie "cholera" jej się czasem zdarzało, gdy się denerwowała, ale to raczej jedno z bardziej przyzwoitych słów. W końcu spotykała je nawet w ulubionych książkach.
Westchnęła i pokręciła głową.
- Żeby to było takie proste - skwitowała.
Jakoś nie chciało jej się dawać mu kolejnego wykładu na temat jej relacji ze światem zewnętrznym i dwulicowości osób, z którymi miały do czynienia istoty "ładne, bogate i mądre". Większość czegoś od nich chciała i nie była skora do zawierania prawdziwych przyjaźni. Darkówna wystarczającą ilość razy nacięła się na coś takiego w dzieciństwie i jakoś nie miała ochoty tego powtarzać.
Uśmiechnęła się jednym kącikiem ust.
- Gdybym była tobą, to wzięłabym się w garść, utrzymywała na stypendium i wzięła drugą pracę. - Ten komentarz może i nie był tutaj potrzebny, ale był cholernie trafny.
Dziewczyna uważała się za wartościową osobę nie dlatego, że miała szczęście urodzić się w środowisku, w którym nic jej nie brakowało; a dlatego, że była sobie w stanie poradzić w każdych warunkach. Była inteligentna i zawsze starała się radzić sobie sama zamiast tylko korzystać z tego, co ofiarował jej los.
- Do zobaczenia - odpowiedziała i patrzyła tak przez chwilę, jak odchodzi.
Dopiero po kilkunastu sekundach odwróciła wzrok i spróbowała sobie przypomnieć, gdzie tak właściwie zmierzała, zanim się na niego natknęła.
Do domu?
Zmarszczyła brwi.
Na to wygląda.
Skinęła głową i ruszyła w odpowiednim kierunku. W końcu nie miała gdzie teraz iść. Limit spotkań ze znajomymi już na dziś wyczerpała.
[z/t] x2
- Już ci mówiłam, że lekkie podejście do życia nie jest dla mnie. - Skrzywiła się.
Ona nigdy nie była "wyluzowana". Chyba, że nazwać by tak stan, gdy była spokojna i nie miała żadnych obowiązków na głowie. Problem w tym, że nawet wtedy nie spędzała czasu wolnego w taki sposób, jak inni ludzie. Wolała pilnować swojej dyscypliny i nie pozwalać sobie na chwilę wolności. Możliwe, że nie była tego świadoma, ale robiła to dlatego, że obawiała się tego, jakie może to przynieść skutki. Była przecież ułożoną dziewczyną, której na wypadało się inaczej zachowywać. Przyzwyczaiła już swoje otoczenie do takiej formy i nie chciała tego zmieniać. Zwróciłoby to na nią zbyt wiele uwagi. Poza tym, jak każdy człowiek, bała się nieznanego. Wolała trzymać się swoich sztywnych reguł, które pozwalały jej być "sobą", a co mogło się stać, jeśli się ich choć na chwilę puści? Będzie mogła wrócić? A może całkowicie się zmieni i nigdy już nie będzie w stanie osiągnąć perfekcji, do której tak zaciekle dążyła.
Jakoś wolała się tego nie dowiadywać. Życie w jej małym, sterylnym świecie, odgrodzonym od reszty wysokim murem, było dla niej bardzo wygodne. A przynajmniej taka była oficjalna wersja, której wolała się trzymać.
Skrzywiła się, słysząc kolejny popis jego słownictwa.
On już zawsze będzie nazywał mnie "laską", co? Laski to mają starsi i kulejący ludzie.
O wulgaryzmach już nawet wolała nie myśleć, choć i z tymi nie miała zbyt często do czynienia w swoim środowisku, a i ona starała się ich nie używać. Jedynie "cholera" jej się czasem zdarzało, gdy się denerwowała, ale to raczej jedno z bardziej przyzwoitych słów. W końcu spotykała je nawet w ulubionych książkach.
Westchnęła i pokręciła głową.
- Żeby to było takie proste - skwitowała.
Jakoś nie chciało jej się dawać mu kolejnego wykładu na temat jej relacji ze światem zewnętrznym i dwulicowości osób, z którymi miały do czynienia istoty "ładne, bogate i mądre". Większość czegoś od nich chciała i nie była skora do zawierania prawdziwych przyjaźni. Darkówna wystarczającą ilość razy nacięła się na coś takiego w dzieciństwie i jakoś nie miała ochoty tego powtarzać.
Uśmiechnęła się jednym kącikiem ust.
- Gdybym była tobą, to wzięłabym się w garść, utrzymywała na stypendium i wzięła drugą pracę. - Ten komentarz może i nie był tutaj potrzebny, ale był cholernie trafny.
Dziewczyna uważała się za wartościową osobę nie dlatego, że miała szczęście urodzić się w środowisku, w którym nic jej nie brakowało; a dlatego, że była sobie w stanie poradzić w każdych warunkach. Była inteligentna i zawsze starała się radzić sobie sama zamiast tylko korzystać z tego, co ofiarował jej los.
- Do zobaczenia - odpowiedziała i patrzyła tak przez chwilę, jak odchodzi.
Dopiero po kilkunastu sekundach odwróciła wzrok i spróbowała sobie przypomnieć, gdzie tak właściwie zmierzała, zanim się na niego natknęła.
Do domu?
Zmarszczyła brwi.
Na to wygląda.
Skinęła głową i ruszyła w odpowiednim kierunku. W końcu nie miała gdzie teraz iść. Limit spotkań ze znajomymi już na dziś wyczerpała.
[z/t] x2
Abbie nie była przyzwyczajona do nocnych spacerów. Od zawsze miała w zwyczaju o tej po prostu spać, rzadko się zdarzało, żeby po północy jaszcze funkcjonowała. Niestety aktualnie była zmuszona do nieco innego trybu życia, który zupełnie jej nie służył. Kiedy rozstała się z Freyem i jego psiakami, opuściła park królowej i ruszyła na poszukiwanie dogodniejszego miejsca na nocleg. Miasto nocą zdawało się dużo bardziej przerażające niż za dnia, więc żadne ciemne zaułki nie wchodziły w grę. Zbliżała się godzina druga i Abbie będąc już zupełnie wyczerpana nawet nie zauważyła, że znalazła się w kolejnym parku. Wcześniej rozmyślała o tym, że powinna móc się jakoś obronić, jednak przez opadające powieki zapomniała nawet o tym, by chociaż dla namiastki bezpieczeństwa wyciągnąć scyzoryk. Dookoła nie było nikogo, a nawet jakby był, dziewczyna pewnie nie zwróciłaby na to uwagi. Chciała po prostu spać. Zauważyła jakąś dłuższą ławkę i położyła się na niej, niemal natychmiast odpływając do krainy snów.
Szedł nieśpiesznym krokiem przed siebie, w prawej dłoni trzymając skórzaną kurtkę na wszelki wypadek, gdyby warunki atmosferyczne miały się niespodziewanie pogorszyć. Nie, nie oglądał wczorajszej pogody, ale od popołudnia nad miastem Vancouver zbierały się szare, ciężkie chmury, także przemoczone ubrania i niechciane przeziębienie to tylko kwestia czasu. Wypuściwszy papierosowy dym z ust, minął jedną z parkowych ławek, zaraz się jednak zatrzymując. Zdawało mu się, czy ktoś na niej leżał? Oczywiście, że wliczał w to jakiegoś potencjalnego menela ucinającego sobie krótką drzemkę, ale ciekawość i jakieś dziwne przeczucie nakazywało mu zrobić obrót o sto osiemdziesiąt stopni, i wrócić się w celu dokładniejszego zidentyfikowania leżącej na wyżej wspomnianej ławce osoby. Zrobiwszy tych kilkanaście kroków, stanął przed nieznanym delikwentem, zaraz marszcząc nieznacznie brwi. Uklęknąwszy przed - nie tak jak przepuszczał, capiącym wręcz na kilometr mężczyzną, a młodą długowłosą dziewczyną, rozejrzał się dookoła. Sam nie wiedział dlaczego to zrobił, w końcu mało kto przechodziłby tędy o tak później porze. Oczywiście on się nie wliczał. Najpewniej, gdyby nie chęć napicia się jakiegoś dobrego, chmielnego napoju i wrzucenia czegoś treściwego na ruszt, również by go tutaj nie było.
Szturchnął dziewczynę kilka razy w celu obudzenia jej. I nie robił tego po złości. Najzwyczajniej chciał się dowiedzieć dlaczego spała tutaj, a nie w swoim, na pewno o wiele przytulniejszym mieszkaniu.
- Hej, obudź się. Chcesz, żeby cię jeszcze jakiś niewyżyty zboczeniec porwał? - zapytał, mając szczerą nadzieję że mu tutaj nie zmarzła.
Szturchnął dziewczynę kilka razy w celu obudzenia jej. I nie robił tego po złości. Najzwyczajniej chciał się dowiedzieć dlaczego spała tutaj, a nie w swoim, na pewno o wiele przytulniejszym mieszkaniu.
- Hej, obudź się. Chcesz, żeby cię jeszcze jakiś niewyżyty zboczeniec porwał? - zapytał, mając szczerą nadzieję że mu tutaj nie zmarzła.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach