▲▼
First topic message reminder :
Charleson Park. Zadbany, niewielki teren zielony, który jest bardzo chętnie odwiedzany wiosną i latem przez mieszkańców ze względu na liczne walory estetyczne oraz ofertę wypoczynkową w postaci ławek, mini parków rekreacyjnych i sprzętu do ćwiczeń. Jego centrum przedarte jest przez fragment Zatoki Angielskiej, na której często odbywają się regaty małych żaglówek, natomiast z pozostałych trzech stron miejsce to jest otoczone przez osiedla mieszkalne.
Charleson Park. Zadbany, niewielki teren zielony, który jest bardzo chętnie odwiedzany wiosną i latem przez mieszkańców ze względu na liczne walory estetyczne oraz ofertę wypoczynkową w postaci ławek, mini parków rekreacyjnych i sprzętu do ćwiczeń. Jego centrum przedarte jest przez fragment Zatoki Angielskiej, na której często odbywają się regaty małych żaglówek, natomiast z pozostałych trzech stron miejsce to jest otoczone przez osiedla mieszkalne.
Co tu dużo mówić? Był wkurwiony i tyle. Zawsze łapała go chandra tuż po zjeździe, a niestety odkąd wytargował od Szczura ten jeden głupi niuch, jakoś nie miał ani okazji, ani funduszów na nic więcej. Nawet fajki mu wyszły, a na szmal od mamusi nie miał co liczyć. Na dobór złego po głowie cały czas chodziło mu niedawne spotkanie z zadziorną bogaczką.
Taka to ma dobrze. Pewnie znowu narzeka na sklepy i zadziera nosa. Chciałbym mieć takie problemy.
Albo żeby chociaż ktoś miał gorzej od niego, bo, jak wiadomo, widok cudzego nieszczęścia pomaga docenić własny los...
Z zamyślenia wyrwał go mknący jak strzała chłopak, któremu akurat zdarzało się przechodzić alejką przy której na ławce przesiadywał nasz delikwent. Rudzielec zmrużył oczy, rozpoznając w konusie kolegę z roku.
Co, już nawet 'cześć' niełaska rzucić?
Ten sam rocznik, ta sama buda, a ten choćby spojrzeniem nie obdarzy...
Kolejny lepszy od innych się znalazł! Myśli, że jak ma stypendium to może srać na takich jak Thibault? Sorry, młody, ale masz pecha. Francuz potrzebował się na kimś wyżyć, a ty właśnie dostarczyłeś mu wystarczający argument do zaczepki.
- Gdzie się pali, nerdzie? - Rem uśmiechnął się wrednie, w ten prowokacyjny sposób, który dawno już opanował do perfekcji.
- Wrzuć na luz, przecież pornole z kompa ci nie uciekną.
He he, to mu dojechał! Poklepałby się po ramieniu, ale miał za wielkiego lenia. No, i wyglądałoby to żałośnie.
Taka to ma dobrze. Pewnie znowu narzeka na sklepy i zadziera nosa. Chciałbym mieć takie problemy.
Albo żeby chociaż ktoś miał gorzej od niego, bo, jak wiadomo, widok cudzego nieszczęścia pomaga docenić własny los...
Z zamyślenia wyrwał go mknący jak strzała chłopak, któremu akurat zdarzało się przechodzić alejką przy której na ławce przesiadywał nasz delikwent. Rudzielec zmrużył oczy, rozpoznając w konusie kolegę z roku.
Co, już nawet 'cześć' niełaska rzucić?
Ten sam rocznik, ta sama buda, a ten choćby spojrzeniem nie obdarzy...
Kolejny lepszy od innych się znalazł! Myśli, że jak ma stypendium to może srać na takich jak Thibault? Sorry, młody, ale masz pecha. Francuz potrzebował się na kimś wyżyć, a ty właśnie dostarczyłeś mu wystarczający argument do zaczepki.
- Gdzie się pali, nerdzie? - Rem uśmiechnął się wrednie, w ten prowokacyjny sposób, który dawno już opanował do perfekcji.
- Wrzuć na luz, przecież pornole z kompa ci nie uciekną.
He he, to mu dojechał! Poklepałby się po ramieniu, ale miał za wielkiego lenia. No, i wyglądałoby to żałośnie.
Wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazywały, że z metra ciętym awanturnikom nie dane jest rozleniwić się w domu, napić się Sprite’a i odmóżdżyć się przy jakiejś strzelaninie w 3D; ewentualnie pooglądać pajęczycę żywo pożerającą stado pasikoników, robiąc im jednocześnie odwłokiem pajęczy park linowy. Ludzie mieli różne hobby.
I różnorakie pragnienia. W jednej sekundzie na przykład Dakota wywnioskował, że napotkanemu rudzielcowi marzy się wolna przestrzeń między kłami. Kimże Brytyjczyk jest, aby odmawiać mu, gdy ucieszony ryj tamtego sam o to błaga. Toteż Lowe przystanął przy nim, gdy kolega zaczął zabiegać o jego uwagę nietuzinkowymi uwagami, zabawiając nonszalancką pogawędką na temat istoty dorastania. Następnie pod wpływem impulsu zrzucił z ramienia torbę, po czym zamiast niej chwycił kołnierzyk rudego kurwiszona, ścisnął go, nogą zapierając się o ławkę, na której tamten dotychczas siedział, zmuszając cwaniaka tym samym do wstania, po czym prawą, wolną oczywiście, ręką wymierzył mu prawego sierpowego.
Koniec śmieszkowania.
I różnorakie pragnienia. W jednej sekundzie na przykład Dakota wywnioskował, że napotkanemu rudzielcowi marzy się wolna przestrzeń między kłami. Kimże Brytyjczyk jest, aby odmawiać mu, gdy ucieszony ryj tamtego sam o to błaga. Toteż Lowe przystanął przy nim, gdy kolega zaczął zabiegać o jego uwagę nietuzinkowymi uwagami, zabawiając nonszalancką pogawędką na temat istoty dorastania. Następnie pod wpływem impulsu zrzucił z ramienia torbę, po czym zamiast niej chwycił kołnierzyk rudego kurwiszona, ścisnął go, nogą zapierając się o ławkę, na której tamten dotychczas siedział, zmuszając cwaniaka tym samym do wstania, po czym prawą, wolną oczywiście, ręką wymierzył mu prawego sierpowego.
Koniec śmieszkowania.
Sherlockiem może nie był, ale kiedy gostek, któremu dopiero co dojechał, postanowił przystanąć tuż przy nim i zrzucił torbę na ziemię, to nawet Rem ogarnął co się szykuje. Jeszcze zanim kurdupel wyciągnął do niego łapska, Francuz napiął wszystkie mięśnie i chociaż pozwolił się unieść do pionu, to na cios już nie zamierzał mu dawać szansy. Dzieciak miał jedną wolną pięść, którą praktycznie od razu postanowił wykorzystać. Tybalt złapał ją, nie czekając aż sama go dosięgnie, zaś drugą ręką zdzielił agresora pod żebra, również nie szczędząc mu sił. Skoro już doszło do starcia, a adrenalinka kopnęła go w zad i nakręciła mocniej niż porządna dawka amfy, to czemu by nie wykorzystać okazji i się nie wyszaleć? Ostatecznie dla gostka, który myśli, że jest hardcorem, bo raz czy dwa spróbował miękkich dragów, nawet taka głupia bójka stanowiła nie lada rozrywkę. Zwłaszcza, że nie mógł pozwolić sobie na przegraną czy ucieczkę po tym jak sam do niej doprowadził.
Spiął natychmiast mięśnie brzucha (owszem, dysponował nimi od jakiegoś czasu), gdy kątem oka zarejestrował sunącą w jego stronę pięść. Korzystając z okazji, że rudzielec miał zajęte obie ręce, zaryzykował. Gdy poczuł uderzenie, jedynie warknął, gdyż bardziej go to wkurwiło, niż zabolało, przecież mocniejsze uderzenia dostawał na taekwondo. Chcąc sprowadzić przyjemniaczka do parteru, gdzie najłatwiej mógł zakończyć tę mierną potyczkę, wpasował zgięcie lewego łokcia w jego szyję, wyrywając mu prawą dłoń, aby móc go pociągnąć na chodnik.
Z początku Rem myślał, że dzieciak jest po prostu zwinny, ale wystarczy jeden celny cios by pokazać mu kto tu jest górą. Jednak kiedy wreszcie trafił przeciwnika, ten, ku przeogromnemu zdziwieniu rudzielca, nawet się nie zgiął, a co najwyżej warknął niczym dzikie zwierzę i wyswobodził rękę, w mgnieniu oka przemieniając sytuację na swoją korzyść.
Przecież to nerd!
Umiejętności i kondycja stypendysty zupełnie nie wpasowywały się w utarty stereotyp jakim do tej pory kierował się wobec niego nasz rudy antybohater. To tylko kolejny dowód na to, że książki nie ocenia się po okładce, a jeśli chce się komuś psuć humor to lepiej wcześniej zrobić wywiad środowiskowy i upewnić się czy aby ta osoba nie bierze przypadkiem jakiś lekcji karate, albo nie kumpluje się z mafią.
Francuz padł na chodnik jak kupa ścierwa, którą już niedługo mógł faktycznie się stać. Nie dość, że trafił na trudnego przeciwnika, to jeszcze, jak na złość, znowu poczuł jak łapie go osłabienie, chociaż tym razem nie miał pewności czy wynika ono z niskiego ciśnienia krwi, czy może zwykłego głodu. Niestety, ale ponad dwadzieścia cztery godziny na samych fajkach nie były wystarczającą odży... cofnij. Nie były ŻADNĄ odżywką dla młodego organizmu.
Well, fuck...
A mógł siedzieć cicho na tej ławce, to nie!
Przecież to nerd!
Umiejętności i kondycja stypendysty zupełnie nie wpasowywały się w utarty stereotyp jakim do tej pory kierował się wobec niego nasz rudy antybohater. To tylko kolejny dowód na to, że książki nie ocenia się po okładce, a jeśli chce się komuś psuć humor to lepiej wcześniej zrobić wywiad środowiskowy i upewnić się czy aby ta osoba nie bierze przypadkiem jakiś lekcji karate, albo nie kumpluje się z mafią.
Francuz padł na chodnik jak kupa ścierwa, którą już niedługo mógł faktycznie się stać. Nie dość, że trafił na trudnego przeciwnika, to jeszcze, jak na złość, znowu poczuł jak łapie go osłabienie, chociaż tym razem nie miał pewności czy wynika ono z niskiego ciśnienia krwi, czy może zwykłego głodu. Niestety, ale ponad dwadzieścia cztery godziny na samych fajkach nie były wystarczającą odży... cofnij. Nie były ŻADNĄ odżywką dla młodego organizmu.
Well, fuck...
A mógł siedzieć cicho na tej ławce, to nie!
Mężczyzna, gdy tamten wylądował twardo na ziemi, przycisnął go do kostki brukowej kolanem, po wykonaniu zwinnego obrotu, aby rudzielec nie wywinął mu się ─ była taka możliwość przecież, Francuzik miał niezły czas reakcji, z tego, co Dakota zaobserwował i doświadczył przed sekundą, gdy chciał wyprowadzić cios. Lowe profilaktycznie chwycił go za kołnierzyk, który najwidoczniej dziś grał na niekorzyść cwaniaczka, gdyż właśnie umożliwiał przyciągnięcie go i nawet unieruchomienie. Dakota sam dosyć boleśnie się przekonał niegdyś o rzeczy bardzo oczywistej. Jak masz zamiar się prać, to nie miej żadnych “elementów zaczepienia”. Aczkolwiek nie był to czas na żadne lekcje względem tego nieokrzesanego złośliwca.
Anglik schylił się mocno do niego, ciągle go przytrzymując i z wkurwioną miną już nie typowego kujona, jakim go znali, a raczej wyprowadzonego z równowagi szkolnego dręczyciela wycedził ze swoim silnym akcentem:
─ Nie kozacz, jak, kurwa, nie masz powodu. ─ mówiąc, jeszcze nacisnął na jego splot słoneczny w przestrodze, po czym puścił kolegę, wstając, a zamiast niego złapał ramię torby, które przewiesił sobie przez przez bark z rozmachem i zaczął iść znów szybkim tempem w stronę, w którą poprzednio zmierzał. ─ Elo.
/zt.
Anglik schylił się mocno do niego, ciągle go przytrzymując i z wkurwioną miną już nie typowego kujona, jakim go znali, a raczej wyprowadzonego z równowagi szkolnego dręczyciela wycedził ze swoim silnym akcentem:
─ Nie kozacz, jak, kurwa, nie masz powodu. ─ mówiąc, jeszcze nacisnął na jego splot słoneczny w przestrodze, po czym puścił kolegę, wstając, a zamiast niego złapał ramię torby, które przewiesił sobie przez przez bark z rozmachem i zaczął iść znów szybkim tempem w stronę, w którą poprzednio zmierzał. ─ Elo.
/zt.
Dać się sprać takiemu knypkowi. Dobrze, że nie było świadków...
Mogło być gorzej - mógł zbierać teraz zęby z chodnika, a tak tylko leżał na nim plackiem. Właściwie to nawet nie oberwał, ale ego zostało nadszarpnięte, a już wcześniej zamulający go głód przyspieszył nieuniknione drgawki. Nie tylko brakowało mu jedzenia, ale też mocnego kopa, chociaż głupiej kawy, o tabletkach czy proszku nie wspominając. Pewnie zapijałby się energetykami, gdyby istniał taki, który by mu smakował. No, i gdyby faktycznie te gówna coś mu pomagały.
Podniósł się, może nieco za szybko jak na aktualną kondycję. Przed oczami pojawiły mu się mroczki, które z irytacją próbował odgonić przecieraniem twarzy ręką. Zerknął w stronę w którą oddalił się tamten chłopak i wystawił za nim język, ale dopiero gdy upewnił się, że żadnym cudem nie zostanie przez niego na tym przyłapany. Był idiotą, ale jak na jeden dzień to miał już dosyć obrywania od innych.
Mogło być gorzej - mógł zbierać teraz zęby z chodnika, a tak tylko leżał na nim plackiem. Właściwie to nawet nie oberwał, ale ego zostało nadszarpnięte, a już wcześniej zamulający go głód przyspieszył nieuniknione drgawki. Nie tylko brakowało mu jedzenia, ale też mocnego kopa, chociaż głupiej kawy, o tabletkach czy proszku nie wspominając. Pewnie zapijałby się energetykami, gdyby istniał taki, który by mu smakował. No, i gdyby faktycznie te gówna coś mu pomagały.
Podniósł się, może nieco za szybko jak na aktualną kondycję. Przed oczami pojawiły mu się mroczki, które z irytacją próbował odgonić przecieraniem twarzy ręką. Zerknął w stronę w którą oddalił się tamten chłopak i wystawił za nim język, ale dopiero gdy upewnił się, że żadnym cudem nie zostanie przez niego na tym przyłapany. Był idiotą, ale jak na jeden dzień to miał już dosyć obrywania od innych.
Natalie jak na razie korzystała z dni wolnych i starała się nie dać dopaść nudzie, która zapewne wcześniej czy później naszłaby ją w domu. Musiała znaleźć sobie jakieś nowe hobby, bo obecnych wydawało jej się w takich chwilach za mało. W sumie, mogłaby też znaleźć sobie jakichś bliższych znajomych. Na co dzień nie miała dla nich czasu, ale podczas wakacji jednak kogoś brakowało.
Z rozmyślań wyrwał ją widok kogoś leżącego na chodniku. Zwykle nie wnikała w to, co, kto i gdzie robi, ale takie sytuacje przykuwały jednak jej uwagę. Jakiś instynkt prefekta czy coś albo po prostu dobre geny i wychowanie, które nakazywały pomagać, gdy miało się okazję i wiele się na tym nie traciło.
Przyspieszyła kroku i dotarła do podnoszącego się z ziemi jegomościa, który zajęty zbieraniem się, najwyraźniej nie zauważył jej od razu.
- A tobie co się stało? - zapytała, gdy z bliska skojarzyła już, do kogo należy ta ruda czupryna.
Przykucnęła przy nim, by nie stać tak nad nim i zmuszać go do niewygodnego podnoszenia głowy. Westchnęła ciężko.
- Pomóc ci? - Zachowywanie się jak nadopiekuńcza dziewczyna nie było w jej stylu, więc nie wyglądała, jakby była przerażona jego stanem. Mimo to, brzmiała, jakby serio chciała pomóc, a nie tylko kopała sarkazmem już i tak leżącego.
Z rozmyślań wyrwał ją widok kogoś leżącego na chodniku. Zwykle nie wnikała w to, co, kto i gdzie robi, ale takie sytuacje przykuwały jednak jej uwagę. Jakiś instynkt prefekta czy coś albo po prostu dobre geny i wychowanie, które nakazywały pomagać, gdy miało się okazję i wiele się na tym nie traciło.
Przyspieszyła kroku i dotarła do podnoszącego się z ziemi jegomościa, który zajęty zbieraniem się, najwyraźniej nie zauważył jej od razu.
- A tobie co się stało? - zapytała, gdy z bliska skojarzyła już, do kogo należy ta ruda czupryna.
Przykucnęła przy nim, by nie stać tak nad nim i zmuszać go do niewygodnego podnoszenia głowy. Westchnęła ciężko.
- Pomóc ci? - Zachowywanie się jak nadopiekuńcza dziewczyna nie było w jej stylu, więc nie wyglądała, jakby była przerażona jego stanem. Mimo to, brzmiała, jakby serio chciała pomóc, a nie tylko kopała sarkazmem już i tak leżącego.
Och, co on by teraz dał za paczkę fajek, albo chociaż kilka pigułek, czy...
Huh?
Odwrócił głowę i ku swemu już całkowitemu zaskoczeniu, napotkał spojrzenie ślicznych, ametystowych oczu. W pierwszej chwili nie zorientował się z kim ma do czynienia, zapatrzony w ten jakże niespotykany akcent urody osoby, której nigdy zbyt szczególnie się nie przyglądał. Dopiero drugie pytanie go ocuciło i zmusiło do poszerzenia perspektywy, obejmując wzrokiem twarz dziewczyny jako całość i już bezbłędnie, choć zarazem podirytowaniem, rozpoznając w niej prefekt ze szkoły.
Tylko jej tu brakowało...
- Zależy jak miałaby wyglądać taka pomoc. - posłał jej szelmowski uśmiech, chociaż wcale nie było mu do śmiechu, a i ona nie należała do osób, które kupiłyby tak oklepany tekst. Tym lepiej nawet, bo wcale nie chciał jej w ten sposób poderwać. Po prostu już jeden kujon dał mu wycisk, więc wkurzanie kolejnego było na końcu jego listy życzeń. Z drugiej strony, zgadzanie się na ślepo w wypadku tej butnej baby mogło oznaczać tylko gorsze kłopoty. Laska gotowa był narazić własne życie dla głupiej torebki, a do tego miała fioletowy oczy! Albo to wampir, albo psychol. W obu przypadkach lepiej nie sprawdzać...
Huh?
Odwrócił głowę i ku swemu już całkowitemu zaskoczeniu, napotkał spojrzenie ślicznych, ametystowych oczu. W pierwszej chwili nie zorientował się z kim ma do czynienia, zapatrzony w ten jakże niespotykany akcent urody osoby, której nigdy zbyt szczególnie się nie przyglądał. Dopiero drugie pytanie go ocuciło i zmusiło do poszerzenia perspektywy, obejmując wzrokiem twarz dziewczyny jako całość i już bezbłędnie, choć zarazem podirytowaniem, rozpoznając w niej prefekt ze szkoły.
Tylko jej tu brakowało...
- Zależy jak miałaby wyglądać taka pomoc. - posłał jej szelmowski uśmiech, chociaż wcale nie było mu do śmiechu, a i ona nie należała do osób, które kupiłyby tak oklepany tekst. Tym lepiej nawet, bo wcale nie chciał jej w ten sposób poderwać. Po prostu już jeden kujon dał mu wycisk, więc wkurzanie kolejnego było na końcu jego listy życzeń. Z drugiej strony, zgadzanie się na ślepo w wypadku tej butnej baby mogło oznaczać tylko gorsze kłopoty. Laska gotowa był narazić własne życie dla głupiej torebki, a do tego miała fioletowy oczy! Albo to wampir, albo psychol. W obu przypadkach lepiej nie sprawdzać...
Oj, on nawet nie miał pojęcia, jak bardzo nie chciał wkurzać TEJ dziewczyny. Poprzedni kujon dał mu wycisk? Facet chyba nie widział wkurwionej Natalie... Dobrze, że na razie nie musiał.
Uniosła jedną brew, niezbyt zachwycona, że nie odpowiedział na pierwsze pytanie. Wolała wiedzieć, na czym stoi (czytaj: dlaczego on leży). Tym razem jak widać musiała zdać się na poszlaki, które wskazywały, że nastolatek najwidoczniej dostał łomot.
- Wdałeś się w bójkę, co? - zapytała retorycznie, niespecjalnie tym faktem zachwycona.
Gdyby to stało się na terenie szkoły, on i drugi osobnik dostaliby od niej solidny opieprz i karę, ale że nie miała tutaj władzy, a rudzielec i tak miałby gdzieś jej kazanie, pozostawało tylko pomóc mu się ogarnąć.
Swoją drogą, ona nawet nie zorientowała się, że jego pytanie mogłoby zostać odebrane w jakikolwiek inny sposób niż ten dosłowny. Taa, Violet i wszelkiego rodzaju podrywy. Albo nie zauważała aluzji, albo zbywała adoratora, więc nawet lepiej, że Remi nawet o tym nie myślał.
- Na początek? Oberwałeś mocno w głowę albo masz coś złamane? Chcę wiedzieć, czy będę cię musiała zaciągnąć do szpitala. - Posłała mu kwaśny uśmiech. Wydawało jej się, że Thibault raczej nie ma ochoty na odwiedzanie lekarza, ale postraszyć go mogła.
Uniosła jedną brew, niezbyt zachwycona, że nie odpowiedział na pierwsze pytanie. Wolała wiedzieć, na czym stoi (czytaj: dlaczego on leży). Tym razem jak widać musiała zdać się na poszlaki, które wskazywały, że nastolatek najwidoczniej dostał łomot.
- Wdałeś się w bójkę, co? - zapytała retorycznie, niespecjalnie tym faktem zachwycona.
Gdyby to stało się na terenie szkoły, on i drugi osobnik dostaliby od niej solidny opieprz i karę, ale że nie miała tutaj władzy, a rudzielec i tak miałby gdzieś jej kazanie, pozostawało tylko pomóc mu się ogarnąć.
Swoją drogą, ona nawet nie zorientowała się, że jego pytanie mogłoby zostać odebrane w jakikolwiek inny sposób niż ten dosłowny. Taa, Violet i wszelkiego rodzaju podrywy. Albo nie zauważała aluzji, albo zbywała adoratora, więc nawet lepiej, że Remi nawet o tym nie myślał.
- Na początek? Oberwałeś mocno w głowę albo masz coś złamane? Chcę wiedzieć, czy będę cię musiała zaciągnąć do szpitala. - Posłała mu kwaśny uśmiech. Wydawało jej się, że Thibault raczej nie ma ochoty na odwiedzanie lekarza, ale postraszyć go mogła.
Bez gówna, Sherlocku...
- Jaaa? Skąąąd! - przewrócił oczami, siadając na ziemi tak, jakby od początku zamierzał sobie tylko odpocząć. Obok ławki. Potargany i wyraźnie bez sił by ustać na nogach.
- W ogóle to co cię to obchodzi? - zerknął na nią podejrzliwie, ale jakoś nie wyobrażał sobie by tak przykładna panienka z dobrego domu mogła planować coś więcej niż faktyczne spełnienie moralnego obowiązku. Za słabo ją na to znał...
Poczuł jak ściska go w żołądku. Zamiast, jak normalny człowiek, zapragnąć zabić czymś głód, on z miejsca pomyślał o "lepszym" rozwiązaniu wszystkich swoich problemów. Tylko potrzebował kasy i dilera, a zwłaszcza to pierwsze ciężko mu było znaleźć w biały dzień. Oparł głowę o kolano i przymknął oczy. Jeśli szybko czegoś nie wykombinuje to w najlepszym wypadku zaśnie, a w najgorszym niewiele później jego ciało samo dokona automatycznego resetu, znając jego szczęście to w najmniej odpowiedniej chwili.
- Wiesz jakie są kolejki w tutejszych szpitalach? - prychnął, wcale nie przerażony wizytą u specjalisty. Opiekę zdrowotną miał tu darmową, ale zdążył się wielokrotnie przekonać, że szybciej samemu się nastawi przetrąconą łopatkę czy zaszyje ranę domowymi nićmi, niźli doczeka fachowej pomocy. Zwłaszcza niezagrażające życiu przypadki potrafiły siedzieć po dwanaście, jak nie więcej, godzin w recepcji. A jakby jeszcze badania wykazały, że coś brał...
- Do wesela się zagoi czy coś.
- Jaaa? Skąąąd! - przewrócił oczami, siadając na ziemi tak, jakby od początku zamierzał sobie tylko odpocząć. Obok ławki. Potargany i wyraźnie bez sił by ustać na nogach.
- W ogóle to co cię to obchodzi? - zerknął na nią podejrzliwie, ale jakoś nie wyobrażał sobie by tak przykładna panienka z dobrego domu mogła planować coś więcej niż faktyczne spełnienie moralnego obowiązku. Za słabo ją na to znał...
Poczuł jak ściska go w żołądku. Zamiast, jak normalny człowiek, zapragnąć zabić czymś głód, on z miejsca pomyślał o "lepszym" rozwiązaniu wszystkich swoich problemów. Tylko potrzebował kasy i dilera, a zwłaszcza to pierwsze ciężko mu było znaleźć w biały dzień. Oparł głowę o kolano i przymknął oczy. Jeśli szybko czegoś nie wykombinuje to w najlepszym wypadku zaśnie, a w najgorszym niewiele później jego ciało samo dokona automatycznego resetu, znając jego szczęście to w najmniej odpowiedniej chwili.
- Wiesz jakie są kolejki w tutejszych szpitalach? - prychnął, wcale nie przerażony wizytą u specjalisty. Opiekę zdrowotną miał tu darmową, ale zdążył się wielokrotnie przekonać, że szybciej samemu się nastawi przetrąconą łopatkę czy zaszyje ranę domowymi nićmi, niźli doczeka fachowej pomocy. Zwłaszcza niezagrażające życiu przypadki potrafiły siedzieć po dwanaście, jak nie więcej, godzin w recepcji. A jakby jeszcze badania wykazały, że coś brał...
- Do wesela się zagoi czy coś.
Tia. Chyba nie było co drążyć tematu skoro ona domyśliła się, co się stało, a on najwyraźniej nie miał ochoty wdawać się w szczegóły w tej kwestii.
- Wiesz, jeśli ktoś leży poobijany na środku chodnika, to wypadałoby się zainteresować. W dzisiejszych czasach ludzie przechodzą obojętnie, gdy kogoś mordują, więc równie dobrze mogłeś już nie wstać i nikt z przechodniów mógłby się nawet nie przejąć. - Jak zwykle, do bólu szczera.
Ona nie chciała być jednym z bezmózgich, szarych ludzi, którzy podążali ślepo za tłumem. Ludzie, jako masa byli zwyczajnie głupi i ślepi, a ona nie chciała być kolejną wadliwą komórką. Zawsze uchodziła za "tę dziwną", więc już wolała mieć gdzieś zdanie innych i robić wszystko po swojemu. przynajmniej miała czyste sumienie.
- Dobra, jak widać, nic ci nie jest. - Skwitowała krótkim, rozbawionym uśmiechem i podniosła się z ziemi, by chwilę po tym wyciągnąć do niego rękę.
- Skoro tak dobrze się czujesz, to może przejdziesz na ławkę zanim znajdzie się jednak kolejna natrętna osoba, która będzie chciała dowiedzieć się, co się stało? - Jakiś tam dystans do siebie miała. Zwłaszcza, gdy nie została od razu zjechana od góry do dołu za chęć pomocy, a takie przypadki też się zdarzały.
To w sumie smutne, że ktoś był wściekły na drugą osobę za to, że ta się o niego martwiła i chciała bezinteresownie pomóc. Przecież wystarczyło powiedzieć, że wszystko jest ok i nie musi się przejmować, a nie od razu kląć na tę osobę z sobie tylko znanych powodów. A później się dziwić, że ludzie wolą się nie wtrącać i przyglądać się biernie, jak komuś dzieje się krzywda. Ile to razy ludzie umarli, bo żadna z kilkunastu osób, które ją mijały, nie zatrzymała się by sprawdzić, dlaczego ten ktoś leży na chodniku przy drodze? A wystarczyło zatrzymać się na kilka minut i wezwać karetkę...
- Wiesz, jeśli ktoś leży poobijany na środku chodnika, to wypadałoby się zainteresować. W dzisiejszych czasach ludzie przechodzą obojętnie, gdy kogoś mordują, więc równie dobrze mogłeś już nie wstać i nikt z przechodniów mógłby się nawet nie przejąć. - Jak zwykle, do bólu szczera.
Ona nie chciała być jednym z bezmózgich, szarych ludzi, którzy podążali ślepo za tłumem. Ludzie, jako masa byli zwyczajnie głupi i ślepi, a ona nie chciała być kolejną wadliwą komórką. Zawsze uchodziła za "tę dziwną", więc już wolała mieć gdzieś zdanie innych i robić wszystko po swojemu. przynajmniej miała czyste sumienie.
- Dobra, jak widać, nic ci nie jest. - Skwitowała krótkim, rozbawionym uśmiechem i podniosła się z ziemi, by chwilę po tym wyciągnąć do niego rękę.
- Skoro tak dobrze się czujesz, to może przejdziesz na ławkę zanim znajdzie się jednak kolejna natrętna osoba, która będzie chciała dowiedzieć się, co się stało? - Jakiś tam dystans do siebie miała. Zwłaszcza, gdy nie została od razu zjechana od góry do dołu za chęć pomocy, a takie przypadki też się zdarzały.
To w sumie smutne, że ktoś był wściekły na drugą osobę za to, że ta się o niego martwiła i chciała bezinteresownie pomóc. Przecież wystarczyło powiedzieć, że wszystko jest ok i nie musi się przejmować, a nie od razu kląć na tę osobę z sobie tylko znanych powodów. A później się dziwić, że ludzie wolą się nie wtrącać i przyglądać się biernie, jak komuś dzieje się krzywda. Ile to razy ludzie umarli, bo żadna z kilkunastu osób, które ją mijały, nie zatrzymała się by sprawdzić, dlaczego ten ktoś leży na chodniku przy drodze? A wystarczyło zatrzymać się na kilka minut i wezwać karetkę...
"(...) równie dobrze mogłeś już nie wstać i nikt z przechodniów mógłby się nawet nie przejąć."
Wzdrygnął się.
Powiedzieć jej?
Nie, to nie była jej sprawa. Nawet w żartach nie było co za wiele o sobie mówić. Nie dlatego, że ktoś mógłby wykorzystać wyjawione informacje, ale to zwyczajnie nic by nie zmieniło. Czcze gadanie nigdy do niczego nie prowadziło, a już najmniej dawało wspominanie na głos tego co dawno miało miejsce i nigdy się nie odstanie.
Odwzajemnił ten jej krótki uśmiech, chociaż nie był nawet bezpośrednio skierowany w jego stronę. Nic mu nie było - tak brzmiała wersja oficjalna, która pasowała obu stronom i której zamierzał się trzymać. Ani na chwilę nie puszczając się deski, zmusił się do jak najnaturalniej wyglądającego podniesienia się na nogi i dopiero w pozycji stojącej, odczekawszy paręnaście sekund dla upewnienia, że jest w stanie utrzymać równowagę, Rem zabrał rękę z ławki i obie dłonie schował do kieszeni, wzruszając lekko ramionami.
- Nie ma co tu dłużej siedzieć. - zadziornie uniósł kącik ust.
- Jeszcze ktoś nas zobaczy i pomyśli, że to randka.
Jakby go obchodziło co se pomyślą jakieś randomy na ulicy... Ale z nią to wiadomo; pewnie miała reputację do utrzymania czy coś takiego. Zrobiłby jej obciach i chociaż pewnie śmiesznie byłoby to potem odkręcać, to laska, jak na bogatą gówniarę, była całkiem normalna. Remi wyjątkowo nie chciał jej bruździć w życiu, a przynajmniej nie celowo. Czasami samo przebywanie w jego towarzystwie było proszeniem się o kłopoty.
Wzdrygnął się.
Powiedzieć jej?
Nie, to nie była jej sprawa. Nawet w żartach nie było co za wiele o sobie mówić. Nie dlatego, że ktoś mógłby wykorzystać wyjawione informacje, ale to zwyczajnie nic by nie zmieniło. Czcze gadanie nigdy do niczego nie prowadziło, a już najmniej dawało wspominanie na głos tego co dawno miało miejsce i nigdy się nie odstanie.
Odwzajemnił ten jej krótki uśmiech, chociaż nie był nawet bezpośrednio skierowany w jego stronę. Nic mu nie było - tak brzmiała wersja oficjalna, która pasowała obu stronom i której zamierzał się trzymać. Ani na chwilę nie puszczając się deski, zmusił się do jak najnaturalniej wyglądającego podniesienia się na nogi i dopiero w pozycji stojącej, odczekawszy paręnaście sekund dla upewnienia, że jest w stanie utrzymać równowagę, Rem zabrał rękę z ławki i obie dłonie schował do kieszeni, wzruszając lekko ramionami.
- Nie ma co tu dłużej siedzieć. - zadziornie uniósł kącik ust.
- Jeszcze ktoś nas zobaczy i pomyśli, że to randka.
Jakby go obchodziło co se pomyślą jakieś randomy na ulicy... Ale z nią to wiadomo; pewnie miała reputację do utrzymania czy coś takiego. Zrobiłby jej obciach i chociaż pewnie śmiesznie byłoby to potem odkręcać, to laska, jak na bogatą gówniarę, była całkiem normalna. Remi wyjątkowo nie chciał jej bruździć w życiu, a przynajmniej nie celowo. Czasami samo przebywanie w jego towarzystwie było proszeniem się o kłopoty.
Cierpliwie odczekała, aż weźmie się w garść i będzie mógł zachować równowagę. Sam twierdził, że nic mu nie jest, ale jak widać musiał dopiero dojść do siebie.
Ile on tu leżał? Wydaje się, że niezbyt długo, ale lekarzem nie jestem i nie zamierzam zostać, więc tego nie mogę być pewna.
Zmarszczyła brwi.
- Mhmm. Ja bym ci akurat radziła usiąść, bo biorąc pod uwagę różnicę wagi i rozmiarów, jeśli gdzieś po drodze się przewrócisz, to nie będę w stanie cię złapać. - Nie mówiła jakimś specjalnie poważnym tonem. Może nawet trochę żartobliwie.
Niemniej jednak, jej słowa były prawdziwe. Oczywiście, nawet nie zauważyła, że znowu powołuje się na prawa fizyki w normalnej rozmowie, ale tak często miała do czynienia z innymi nerdami, że uznawała naukowe słownictwo i takie dowody jako naturalny język przez co mogła wydawać się bardziej sztywniacka niż była w rzeczywistości.
Parsknęła śmiechem.
- Taa. Musiałbyś się tłumaczyć przed kolegami, dlaczego spędzasz czas geekiem. - Uśmiechnęła się jednym kącikiem i przeniosła wzrok na chodnik.
Jakoś nie przyszło jej do głowy, że może go obchodzić, co będą o niej mówić. Jak już mu wspominała, ludzi na tym świecie ogarnia znieczulica i nie przejmują się losem drugiej osoby, więc dlaczego nią miałby przejmować się ktoś, dla kogo jej istnienie nie ma jakiejś specjalnej wartości?
- Osoby, które mnie znają, nie uwierzą w plotki. A te, które mnie nie znają, albo będą to miały gdzieś, albo już nieraz gadały o mnie za plecami z tego czy innego powodu, więc co za różnica? - Wzruszyła ramionami i podniosła na niego wzrok.
Kujon. Dziwadło. Panna perfekcyjna. Dzieciak. Bezguście. Biedota. Snob. Co za różnica?
Zaśmiała się bezgłośnie sama do siebie.
- Jeśli ktoś ocenia cię nawet cię nie znając to jest idiotą i dlaczego ma cię obchodzić jego zdanie? Mam w życiu większe zmartwienia niż popularność. - To było dobre motto. Pomagało nie zwariować w tym świecie.
Ona wcale nie prosiła się o żadną fortunę. Z resztą, wcale nie miała jej aż tak wielkiej. Owszem, ojciec sporo zarabiał, ale jakieś 40% szło na sierocińce i tym podobne, a i tak zostawało nadto na normalne, godne życie. Szkoda tylko, że przez nazwisko mało kto brał ich za "normalne" osoby.
Ile on tu leżał? Wydaje się, że niezbyt długo, ale lekarzem nie jestem i nie zamierzam zostać, więc tego nie mogę być pewna.
Zmarszczyła brwi.
- Mhmm. Ja bym ci akurat radziła usiąść, bo biorąc pod uwagę różnicę wagi i rozmiarów, jeśli gdzieś po drodze się przewrócisz, to nie będę w stanie cię złapać. - Nie mówiła jakimś specjalnie poważnym tonem. Może nawet trochę żartobliwie.
Niemniej jednak, jej słowa były prawdziwe. Oczywiście, nawet nie zauważyła, że znowu powołuje się na prawa fizyki w normalnej rozmowie, ale tak często miała do czynienia z innymi nerdami, że uznawała naukowe słownictwo i takie dowody jako naturalny język przez co mogła wydawać się bardziej sztywniacka niż była w rzeczywistości.
Parsknęła śmiechem.
- Taa. Musiałbyś się tłumaczyć przed kolegami, dlaczego spędzasz czas geekiem. - Uśmiechnęła się jednym kącikiem i przeniosła wzrok na chodnik.
Jakoś nie przyszło jej do głowy, że może go obchodzić, co będą o niej mówić. Jak już mu wspominała, ludzi na tym świecie ogarnia znieczulica i nie przejmują się losem drugiej osoby, więc dlaczego nią miałby przejmować się ktoś, dla kogo jej istnienie nie ma jakiejś specjalnej wartości?
- Osoby, które mnie znają, nie uwierzą w plotki. A te, które mnie nie znają, albo będą to miały gdzieś, albo już nieraz gadały o mnie za plecami z tego czy innego powodu, więc co za różnica? - Wzruszyła ramionami i podniosła na niego wzrok.
Kujon. Dziwadło. Panna perfekcyjna. Dzieciak. Bezguście. Biedota. Snob. Co za różnica?
Zaśmiała się bezgłośnie sama do siebie.
- Jeśli ktoś ocenia cię nawet cię nie znając to jest idiotą i dlaczego ma cię obchodzić jego zdanie? Mam w życiu większe zmartwienia niż popularność. - To było dobre motto. Pomagało nie zwariować w tym świecie.
Ona wcale nie prosiła się o żadną fortunę. Z resztą, wcale nie miała jej aż tak wielkiej. Owszem, ojciec sporo zarabiał, ale jakieś 40% szło na sierocińce i tym podobne, a i tak zostawało nadto na normalne, godne życie. Szkoda tylko, że przez nazwisko mało kto brał ich za "normalne" osoby.
- A próbowałabyś? - zdziwił się, słysząc jej obawy. Nie wyobrażał sobie by faktycznie ktokolwiek, a już zwłaszcza osoba pokroju Darkówny, narażała własną nietykalność by go łapać w momencie omdlenia. Jednak nie mógł powstrzymać się od komentarza i zanim nastolatka miałaby szansę zanegować, wyszczerzył się uroczo i zawadiackim tonem amanta z brazylijskiej telenoweli dorzucił;
- Wtedy można by powiedzieć, że na ciebie lecę~
Słyszycie to? Słyszycie tę ciszę? Oto świat zaniemówił z wrażenia, choć z pewnością niepozytywnego...
Tybalt zaśmiał się pod nosem z samego siebie, zanim całkiem spoważniał i zajął miejsce na ławce od której i tak widocznie nie zamierzali odchodzić. Wyjął ręce z kieszeń, kolejny raz obmacał kurtkę w poszukiwaniu papierosa i ze zrezygnowaną miną zwiesił głowę. Laska zaczynała schodzić na jakieś osobiste tematy, ni to przypadkiem wspominając o sobie w sposób nazbyt personalny jak dla Francuza, kiedy ten nie miał nawet jak zapalić, o beznadziejnym samopoczuciu nie wspominając.
- Oj tam, od razu "geekiem"... - westchnął, przerywając ciszę jaka nastała z jego strony.
Gada o tym jakby się nie przejmowała, ale skoro wisi jej zdanie innych to na chuj mi się tłumaczy? Przecież nie jesteśmy nawet znajomymi. Czyżby aż tak bardzo nie miała do kogo gęby otworzyć, że zagaduje każdą napotkaną szumowinę?
Remi nie żył złudzeniami. Aż za dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że z ludźmi jego pokroju lwia część normalnego, ułożonego społeczeństwa nie ma ochoty ani czasu zamienić nawet paru słów. Sam zresztą zabiegał o atencję w niekorzystny dla siebie sposób, co widać było chociażby na przykładzie niskiego karateki. A i tak reakcja Dakoty była wyjątkowa, gdyż większość osób na jego miejscu pewnie udałaby, że nic nie usłyszała i tylko przyspieszyła kroku. Takie gadki szmatki o niczym, jak ta w tej chwili, zdarzały się rudzielcowi co najwyżej wśród 'swoich', chociaż też nie zawsze. Nawet ludzie 'gorszej kategorii' mieli własne sprawy i nie lubili marnować czasu. Ewentualnie tak dużo wzięli, że już wszystko im mocno wisiało.
- Skoro tak mówisz, to siadaj. - przesunął się, robiąc miejsce obok siebie dla dziewczyny i uniósł na nią spojrzenie jasnych ślepi. Oczy miał podkrążone, a cerę tak bladą, że trudno było się dopatrzeć charakterystycznych dla rudzielców piegów.
- Jakież to może mieć zmartwienie taka ładna, bystra laska jak ty? - zapytał najzupełniej normalnym, pozbawionym kpiny tonem, którym zadziwił samego siebie. Bardziej jednak zastanawiało go po co próbuje rozwijać rozmowę z kimś, kto w normalnych okolicznościach najprawdopodobniej nawet by na niego nie spojrzał i z kim wdał się w dyskusję jedynie dlatego, że owy ktoś postanowił zrobić dobry uczynek i zainteresować losem leżącej na ziemi ofermy. Przecież Thibaultowi daleko było do dobrego słuchacza, a problemy innych obchodziły go tyle co zeszłoroczny śnieg. A jednak... To niemożliwe, ale chyba poczuł sympatię do prawie obcej osoby z zupełnie innego świata niż on. W tłumie identycznych, nadzianych kasą szczyli, fioletowooka Natalie była pierwszą, którą faktycznie żałował, że chciał okraść.
- Wtedy można by powiedzieć, że na ciebie lecę~
Słyszycie to? Słyszycie tę ciszę? Oto świat zaniemówił z wrażenia, choć z pewnością niepozytywnego...
Tybalt zaśmiał się pod nosem z samego siebie, zanim całkiem spoważniał i zajął miejsce na ławce od której i tak widocznie nie zamierzali odchodzić. Wyjął ręce z kieszeń, kolejny raz obmacał kurtkę w poszukiwaniu papierosa i ze zrezygnowaną miną zwiesił głowę. Laska zaczynała schodzić na jakieś osobiste tematy, ni to przypadkiem wspominając o sobie w sposób nazbyt personalny jak dla Francuza, kiedy ten nie miał nawet jak zapalić, o beznadziejnym samopoczuciu nie wspominając.
- Oj tam, od razu "geekiem"... - westchnął, przerywając ciszę jaka nastała z jego strony.
Gada o tym jakby się nie przejmowała, ale skoro wisi jej zdanie innych to na chuj mi się tłumaczy? Przecież nie jesteśmy nawet znajomymi. Czyżby aż tak bardzo nie miała do kogo gęby otworzyć, że zagaduje każdą napotkaną szumowinę?
Remi nie żył złudzeniami. Aż za dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że z ludźmi jego pokroju lwia część normalnego, ułożonego społeczeństwa nie ma ochoty ani czasu zamienić nawet paru słów. Sam zresztą zabiegał o atencję w niekorzystny dla siebie sposób, co widać było chociażby na przykładzie niskiego karateki. A i tak reakcja Dakoty była wyjątkowa, gdyż większość osób na jego miejscu pewnie udałaby, że nic nie usłyszała i tylko przyspieszyła kroku. Takie gadki szmatki o niczym, jak ta w tej chwili, zdarzały się rudzielcowi co najwyżej wśród 'swoich', chociaż też nie zawsze. Nawet ludzie 'gorszej kategorii' mieli własne sprawy i nie lubili marnować czasu. Ewentualnie tak dużo wzięli, że już wszystko im mocno wisiało.
- Skoro tak mówisz, to siadaj. - przesunął się, robiąc miejsce obok siebie dla dziewczyny i uniósł na nią spojrzenie jasnych ślepi. Oczy miał podkrążone, a cerę tak bladą, że trudno było się dopatrzeć charakterystycznych dla rudzielców piegów.
- Jakież to może mieć zmartwienie taka ładna, bystra laska jak ty? - zapytał najzupełniej normalnym, pozbawionym kpiny tonem, którym zadziwił samego siebie. Bardziej jednak zastanawiało go po co próbuje rozwijać rozmowę z kimś, kto w normalnych okolicznościach najprawdopodobniej nawet by na niego nie spojrzał i z kim wdał się w dyskusję jedynie dlatego, że owy ktoś postanowił zrobić dobry uczynek i zainteresować losem leżącej na ziemi ofermy. Przecież Thibaultowi daleko było do dobrego słuchacza, a problemy innych obchodziły go tyle co zeszłoroczny śnieg. A jednak... To niemożliwe, ale chyba poczuł sympatię do prawie obcej osoby z zupełnie innego świata niż on. W tłumie identycznych, nadzianych kasą szczyli, fioletowooka Natalie była pierwszą, którą faktycznie żałował, że chciał okraść.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach