▲▼
First topic message reminder :
Największy w całym Vancouver park, uznawany również jako pierwszy oficjalnie "założony" teren zielony tego typu, mający już ponad dobrych sto dwadzieścia pięć lat. Liczy sobie przestrzeń aż czterystu hektarów czystej zieleni, widoków na wody, góry i piękne kanadyjskie niebo, co nadało temu miejscu miano "lasów deszczowych Zachodniego Wybrzeża". Park zdobią także drewniane totemy, a doskonałą atrakcją turystyczną, notującą się także w spisach jako perfidni złodzieje, są zamieszkujące pobliskie krzaki szopy. Nie brak tu również miniaturowych kolejek, kortu tenisowego, pola piknikowego, ścieżki rowerowej czy niewielkiego parku wodnego i ogrodów. Właściwie, tego nie można nawet uznać za zwykły, urokliwy park z ławeczkami - jest to nie tylko strefa wypoczynku, ale i rozrywki, a także dom dla wielu dzikich zwierząt. Niczym niespotykanym nie są tu nietoperze i bieliki amerykańskie, a wedle informacji turystycznej - gdzieś nieopodal gnieździ się nawet rodzina kojotów. Nie wspominając już o przewijających się od czasu do czasu młodych fokach poszukujących jedzenia.
W parku znajduje się specjalna strefa, w której właściciele swoich psich pupili mogą bez problemu odpiąć ich smycz.
W parku znajduje się specjalna strefa, w której właściciele swoich psich pupili mogą bez problemu odpiąć ich smycz.
- Młoda...- Powiódł po niej wzrokiem z dołu ku górze, zatrzymując się na jej twarzy. Uniósł przy tym jedną brew ku górze. -...z tym stwierdzeniem to byłbym ostrożniejszy. - Ukazał kły w szelmowskim, nieco złośliwym uśmiechu.
- Yup, tak optymistycznie zakładam. - Kiwnął entuzjastycznie, a słysząc pytanie trochę się zawiesił. Nieco zakłopotany złapał się za kark i pozwolił sobie wygodniej rozsiać się na ławce.
- Czym się zajmuję...Na chwilę obecną bawię się w natrętnego gościa zaczepiającego ludzi w parku byle za bardzo nie myśleć o tym, czym faktycznie powinienem się zajmować. Będąc mało skromnym pozwolę sobie zauważyć, że idzie mi całkiem znośnie, jak sądzisz? - Rzucił pół żartem po czym posłał uprzejmy uśmiech. Następnie wlepił wzrok w krajobraz. Gdzieś w oddali ktoś na trawie bawił się z psem - Tak na poważnie to studiuję prawo. Tak, na prawdę, ja wiem, że jako rasowy student prawa powinna to być pierwsza informacja którą bym cie obrzucił, lecz no...to tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że to jednak nie jest kierunek dla mnie. Aktualnie bowiem jestem na drugim roku i sobie właśnie sobie uświadomiłem, że to nie jest coś co chcę robić. Tak, po dwóch latach. Nawet nie chcę myśleć o tym ile pieniędzy przepuściłem na czesne...- zrobił kwaśną minę
- Yup, tak optymistycznie zakładam. - Kiwnął entuzjastycznie, a słysząc pytanie trochę się zawiesił. Nieco zakłopotany złapał się za kark i pozwolił sobie wygodniej rozsiać się na ławce.
- Czym się zajmuję...Na chwilę obecną bawię się w natrętnego gościa zaczepiającego ludzi w parku byle za bardzo nie myśleć o tym, czym faktycznie powinienem się zajmować. Będąc mało skromnym pozwolę sobie zauważyć, że idzie mi całkiem znośnie, jak sądzisz? - Rzucił pół żartem po czym posłał uprzejmy uśmiech. Następnie wlepił wzrok w krajobraz. Gdzieś w oddali ktoś na trawie bawił się z psem - Tak na poważnie to studiuję prawo. Tak, na prawdę, ja wiem, że jako rasowy student prawa powinna to być pierwsza informacja którą bym cie obrzucił, lecz no...to tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że to jednak nie jest kierunek dla mnie. Aktualnie bowiem jestem na drugim roku i sobie właśnie sobie uświadomiłem, że to nie jest coś co chcę robić. Tak, po dwóch latach. Nawet nie chcę myśleć o tym ile pieniędzy przepuściłem na czesne...- zrobił kwaśną minę
Cmoknęła z dezaprobatą, marszcząc przy tym nos.
- Ktoś tu się plącze w zeznaniach. Sam pomyliłeś mnie z uczennicą jeszcze chwilę wcześniej.. - uśmiechnęła się, wytykając mu jego własny błąd. Położyła łokieć na górnej krawędzi oparcia ławki, a palcem wskazującym przejechała nad górną wargą.
- Więc która opcja jest tą prawdziwą? - zapytała, przekrzywiając z zaciekawieniem głowę w prawą stronę. Parsknęła śmiechem i rozłożyła bezradnie ręce.
- Dobra, nie mam, przyznaję się, ale mogłabym mieć! Uczniowie bywają dość pomysłowi, więc pewnie prędzej, czy później coś wymyślą. - Nie sądziła, że ją to ominie, złośliwość młodzieży czasami nie miała końca. Sama przecież jeszcze nie dawno była jedną z nich, Matt pewnie również to doskonale rozumiał.
- Tak, idzie Ci dość znośnie.. - przytaknęła, a jej usta rozciągnęły się w jeszcze szerszym uśmiechu. Bardzo ją korciło, by otworzyć szkicownik na pustej stronie i wziąć ołówek do ręki.
- Prawo, nonono, ciekawie - pokiwała głową z uznaniem. Tylko.. Najwidoczniej sam Matt nie był zadowolony swoim życiowym wyborem. - Dwóch lat mniej szkoda mimo wszystko niż trzech. Skoro więc prawo nie jest tym, czego chcesz, to raczej powinieneś pomyśleć teraz o zmianie kierunku. Co by Cię interesowało? - zapytała zaintrygowana, zamiast zignorować temat, to go podjęła. Bo dlaczego nie miałaby porozmawiać o typowych studenckich problemach z zupełnie sobie obcnym chłopakiem. Odpowiedź byłaby na to banalnie prosta. Ponieważ jeśli mogła komuś pomóc, nawet służąc rozmową, to było to coś, co z pewnością zrobi.
- Ktoś tu się plącze w zeznaniach. Sam pomyliłeś mnie z uczennicą jeszcze chwilę wcześniej.. - uśmiechnęła się, wytykając mu jego własny błąd. Położyła łokieć na górnej krawędzi oparcia ławki, a palcem wskazującym przejechała nad górną wargą.
- Więc która opcja jest tą prawdziwą? - zapytała, przekrzywiając z zaciekawieniem głowę w prawą stronę. Parsknęła śmiechem i rozłożyła bezradnie ręce.
- Dobra, nie mam, przyznaję się, ale mogłabym mieć! Uczniowie bywają dość pomysłowi, więc pewnie prędzej, czy później coś wymyślą. - Nie sądziła, że ją to ominie, złośliwość młodzieży czasami nie miała końca. Sama przecież jeszcze nie dawno była jedną z nich, Matt pewnie również to doskonale rozumiał.
- Tak, idzie Ci dość znośnie.. - przytaknęła, a jej usta rozciągnęły się w jeszcze szerszym uśmiechu. Bardzo ją korciło, by otworzyć szkicownik na pustej stronie i wziąć ołówek do ręki.
- Prawo, nonono, ciekawie - pokiwała głową z uznaniem. Tylko.. Najwidoczniej sam Matt nie był zadowolony swoim życiowym wyborem. - Dwóch lat mniej szkoda mimo wszystko niż trzech. Skoro więc prawo nie jest tym, czego chcesz, to raczej powinieneś pomyśleć teraz o zmianie kierunku. Co by Cię interesowało? - zapytała zaintrygowana, zamiast zignorować temat, to go podjęła. Bo dlaczego nie miałaby porozmawiać o typowych studenckich problemach z zupełnie sobie obcnym chłopakiem. Odpowiedź byłaby na to banalnie prosta. Ponieważ jeśli mogła komuś pomóc, nawet służąc rozmową, to było to coś, co z pewnością zrobi.
- Brak świadków, niczego mi nie udowodnisz, Catherine! - Wystawił język niczym ośmiolatek. Zaraz jednak się uspokoił i przyjrzał się jej ponownie, nie spodziewając się z jej strony pytania. Jak było w rzeczywistości...Uśmiechnął się pod nosem i przeniósł wzrok z dziewczyny na krajobraz, a na jego twarzy pojawił się lekki rumieniec.
- Myślę...że doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, która opcja jest tą prawdziwą...Panno Catherine. - Ostatnie dwa słowa dodał z zabawną powagą by odwieść nieco od swojej lekkiej wtopy. Cóż, nie dało się zaprzeczyć, że zachowywał i trochę jak taki pocieszny szczeniak, a raczej taki bardziej zagubiony, który szukał pocieszenia. Bo...
- Prawo, nonono, ciekawie
...właśnie.
Spojrzał na nią wzrokiem w stylu "nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz".
- No właśnie nie...Nie takie ciekawe, jak zakładałem, że będzie. - westchnął - Bycie prawnikiem uosabiałem z byciem super bohaterem, tylko takim co zamiast obcisłych rajtuzów nosi garnitur, a zamiast super mocy jest uzbrojony w kodeks prawa i recytując odpowiednie wersy walczy ze złem, coś na wzór rzucania zaklęć przez magów w grach, no ale...no, rzeczywistość okazała się być mało pokrywająca z moim wyobrażeniem. Kto by pomyślał, prawda? - parskną z lekką ironią, a zaraz potem się skrzywił - I to...to nie takie łatwe. To nie jest coś o czym mogę zadecydować tak egoistycznie, a przynajmniej mm wrażenie, że nie powinienem...bo to nie są tanie studia, nie małe pieniądze pochłonęły. Gdyby to były tylko moje to bez wahania bym to wszytko rzucił, jednak sęk w tym, że duży wkład w to wszytko mieli moi rodzice i tak jakoś...ten moment, gdy wiesz, że się męczysz na tych studiach, lecz zaraz potem spotykasz sąsiadkę która mówi ci, że rodzice tacy dumni etc., a do tego masz świadomość że mają co do ciebie również spore oczekiwania... i to jest takie trochę tragiczne, nie wiem czy wiesz co mam na myśli, ciężko jest mi to ubrać jakoś w słowa. - zaśmiał ię trochę wymuszenie - No, to jet zaś problem numer dwa. Zakładając optymistycznie, że nie mimo wszytko nie zostałbym wydziedziczony to jednak myślę, że gdybym im powiedział, że tak właściwie "nie mam pojęcia co chcę z sobą robić dalej, bo na chwilę obecną nic mnie nie interesuje" to prawdopodobnie byłby to ostatni raz kiedy byś mnie widziała w tym parku bądź gdziekolwiek indziej.
- Myślę...że doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, która opcja jest tą prawdziwą...Panno Catherine. - Ostatnie dwa słowa dodał z zabawną powagą by odwieść nieco od swojej lekkiej wtopy. Cóż, nie dało się zaprzeczyć, że zachowywał i trochę jak taki pocieszny szczeniak, a raczej taki bardziej zagubiony, który szukał pocieszenia. Bo...
- Prawo, nonono, ciekawie
...właśnie.
Spojrzał na nią wzrokiem w stylu "nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz".
- No właśnie nie...Nie takie ciekawe, jak zakładałem, że będzie. - westchnął - Bycie prawnikiem uosabiałem z byciem super bohaterem, tylko takim co zamiast obcisłych rajtuzów nosi garnitur, a zamiast super mocy jest uzbrojony w kodeks prawa i recytując odpowiednie wersy walczy ze złem, coś na wzór rzucania zaklęć przez magów w grach, no ale...no, rzeczywistość okazała się być mało pokrywająca z moim wyobrażeniem. Kto by pomyślał, prawda? - parskną z lekką ironią, a zaraz potem się skrzywił - I to...to nie takie łatwe. To nie jest coś o czym mogę zadecydować tak egoistycznie, a przynajmniej mm wrażenie, że nie powinienem...bo to nie są tanie studia, nie małe pieniądze pochłonęły. Gdyby to były tylko moje to bez wahania bym to wszytko rzucił, jednak sęk w tym, że duży wkład w to wszytko mieli moi rodzice i tak jakoś...ten moment, gdy wiesz, że się męczysz na tych studiach, lecz zaraz potem spotykasz sąsiadkę która mówi ci, że rodzice tacy dumni etc., a do tego masz świadomość że mają co do ciebie również spore oczekiwania... i to jest takie trochę tragiczne, nie wiem czy wiesz co mam na myśli, ciężko jest mi to ubrać jakoś w słowa. - zaśmiał ię trochę wymuszenie - No, to jet zaś problem numer dwa. Zakładając optymistycznie, że nie mimo wszytko nie zostałbym wydziedziczony to jednak myślę, że gdybym im powiedział, że tak właściwie "nie mam pojęcia co chcę z sobą robić dalej, bo na chwilę obecną nic mnie nie interesuje" to prawdopodobnie byłby to ostatni raz kiedy byś mnie widziała w tym parku bądź gdziekolwiek indziej.
- Pewnie powinnam powiedzieć na początku rozmowy, że jest nagrywana - parsknęła dodatkowo ubawiona wystawionym przez niego językiem. Niby tacy dorośli, a wciąż jak dzieci. Ona wiedziała i doskonale rozumiała. Zupełnie nie musiał się przejmować. Rozciągnęła wargi w chochlikowatym uśmiechu.
- O matulu, Ty się rumienisz! - krzyknęła, za chwilę jednak zakrywając sobie usta ręką. Wcale właśnie nie powstrzymywała śmiechu, wcale. Nie często się zdarzało, by to ktoś inny rumienił się szybciej niż ona. Co właściwie nastąpiło chwilę później, gdy zdała sobie sprawę ze słów Matta. Te wszystkie komplementy.. Zawrotu głowy można było od nich dostać.
Wysłuchała uważnie jego słów, a potem uniosła wzrok w kierunku nieba, zastanawiając się, co by tu odpowiedzieć. Rzeczywistości. Mało znane pojęcie dla kogoś, kto żyje w swoim własnym świecie. Od zawsze wiedziała, co chce robić, w jakim kierunku zmierzała. I nie, nie chodziło tu tylko o bujanie w obłokach.
- Próbowałeś rozmawiać o tym ze swoimi rodzicami? Studia to zazwyczaj takie skarbonki, w które wkłada się pieniądze i wkłada i końca nie widać. - odwróciła wzrok od koron drzew i przyjrzała się dokładniej chłopakowi.
- Nieciekawa sytuacja, przyznam szczerze. Masz spory orzech do zgryzienia, stojąc pomiędzy tym, co powinieneś a tym, co sam byś chciał - westchnęła cicho, marszcząc czoło w konsternacji.
- O matulu, Ty się rumienisz! - krzyknęła, za chwilę jednak zakrywając sobie usta ręką. Wcale właśnie nie powstrzymywała śmiechu, wcale. Nie często się zdarzało, by to ktoś inny rumienił się szybciej niż ona. Co właściwie nastąpiło chwilę później, gdy zdała sobie sprawę ze słów Matta. Te wszystkie komplementy.. Zawrotu głowy można było od nich dostać.
Wysłuchała uważnie jego słów, a potem uniosła wzrok w kierunku nieba, zastanawiając się, co by tu odpowiedzieć. Rzeczywistości. Mało znane pojęcie dla kogoś, kto żyje w swoim własnym świecie. Od zawsze wiedziała, co chce robić, w jakim kierunku zmierzała. I nie, nie chodziło tu tylko o bujanie w obłokach.
- Próbowałeś rozmawiać o tym ze swoimi rodzicami? Studia to zazwyczaj takie skarbonki, w które wkłada się pieniądze i wkłada i końca nie widać. - odwróciła wzrok od koron drzew i przyjrzała się dokładniej chłopakowi.
- Nieciekawa sytuacja, przyznam szczerze. Masz spory orzech do zgryzienia, stojąc pomiędzy tym, co powinieneś a tym, co sam byś chciał - westchnęła cicho, marszcząc czoło w konsternacji.
Podrapał się po karku niby to w geście zakłopotania. Atmosfera rozmowy bardzo mu odpowiadała. Lekka, potrafił znaleźć w niej odprężającą przyjemność. Wszytko teoretycznie szło na razie po jego myśli, lecz wolał nie chwalić dnia przed zachodem słońca.
Pokiwał przecząco głową na kolejne słowa Cath. Wzrok miał wlepiony w chodnik.
- Oni sporo włożyli do tej skarbonki...Co prawda ostatnio udało mi się ich w całości odciążyć, no ale jednak nie zmienia to faktu, że jak w tym momencie zrezygnuję to wyjdzie na to samo, jakby wyrzucili kilka tysięcy dolców w błoto. - przygryzł wargi zmieniając usta w wąską kreskę.
- Nieciekawa sytuacja, przyznam szczerze. Masz spory orzech do zgryzienia, stojąc pomiędzy tym, co powinieneś a tym, co sam byś chciał
- Brzmi, jak dorosłość. - Zaśmiał się. - Straszna, nieuleczalna choroba, a i tak większość nazwie, ją życiem lub powie, że fotoszop. Ignoranci. - Wywrócił oczami, żartując sobie. - A ty zawsze wiedziałaś, że skończysz jako nauczycielka sztuki? Czy tak jakoś wyszło? Nie masz w głowie jakiegoś takiego cienkiego głosiku aspiracji co ci szepcze by sięgać po więcej? Wiesz, coś w stylu światowej sławy...rysowniczka czy malarka. Bo pewnie też malujesz? - Dodał przelatując wzrokiem na szkicownik.
Pokiwał przecząco głową na kolejne słowa Cath. Wzrok miał wlepiony w chodnik.
- Oni sporo włożyli do tej skarbonki...Co prawda ostatnio udało mi się ich w całości odciążyć, no ale jednak nie zmienia to faktu, że jak w tym momencie zrezygnuję to wyjdzie na to samo, jakby wyrzucili kilka tysięcy dolców w błoto. - przygryzł wargi zmieniając usta w wąską kreskę.
- Nieciekawa sytuacja, przyznam szczerze. Masz spory orzech do zgryzienia, stojąc pomiędzy tym, co powinieneś a tym, co sam byś chciał
- Brzmi, jak dorosłość. - Zaśmiał się. - Straszna, nieuleczalna choroba, a i tak większość nazwie, ją życiem lub powie, że fotoszop. Ignoranci. - Wywrócił oczami, żartując sobie. - A ty zawsze wiedziałaś, że skończysz jako nauczycielka sztuki? Czy tak jakoś wyszło? Nie masz w głowie jakiegoś takiego cienkiego głosiku aspiracji co ci szepcze by sięgać po więcej? Wiesz, coś w stylu światowej sławy...rysowniczka czy malarka. Bo pewnie też malujesz? - Dodał przelatując wzrokiem na szkicownik.
Chłopak wyglądał na naprawdę zmartwionego, dlatego też położyła dłoń na jego ramieniu, ściskajac je pokrzepiająco. Właściwie nawet mu się zbytnio nie dziwiła, sytuacja, w której się znalazł, do najbardziej optymistycznych nie należała, ale Cath jako niepoprawna optymistka, uważała, że nie ma przegranych spraw, ze wszystkiego można było wyjść może nie na plus, ale chociaż na zero. Tutaj również nie była to do końca przegrana sprawa, należało tylko znaleźć rozwiązanie, które zadowoliłoby obie strony.
- Może mógłbyś im te pieniądze zwrócić? Oczywiście nie w całości i nie od razu, ale znalazłbyś pracę. Zbliżają się wakacje, to dobry czas by czegoś poszukać. Małymi ratami i mógłbyś im oddać pieniądze, które wydali na Twoje prawnicze studia. A Ty miałbyś czas, by poważnie zastanowić się nad tym, co dalej, bez tej presji z ich strony - zaproponowała, zabierając rękę z jego ramienia, a układając ją na swoim udzie, gdzie zaczęła się bawić wyjętym zza ucha ołówkiem.
Zaśmiała się z takiego przedstawienia dorosłości, jakie ukazał. Dorosłość.. Straszliwa rzecz, która potrafiła dotknąć w najbardziej bolesny sposób. Co prawda miała to szczęście, że jeszcze nie przydarzyło jej się nic, z czym nie mogłaby sobie poradzić. Chyba że policzyć ojca, który wyrzekł się jej, ale to raczej trudne dzieciństwo.
- Jako nauczycielka sztuki? Niekoniecznie, to akurat wyszło przypadkiem. Zawsze jednak wiedziałam, że chcę się zajmować malarstwem i wszystkim, co z tym związane, w tym projektowaniem. Już na studiach założyłam swoje małe przedsiębiorstwo architektoniczne. Myślę więc, że moje ambicje powoli się spełniają, robię to, co lubię, rozwijam swoją firmę, pasję, a przy tym zarażam nią młode umysły. Nie mam parcia na sławę, cieszę się tym, co mam - odpowiedziała, jak zwykle dostając przy tym małego słowotoku. Zapewne obcej osobie nie powinna mówić o sobie aż tak wiele, ale nie widziała powodu, by jakoś obnosić się z tym, jak z wielką tajemnicą. Przecież ludzie nie byli źli, prawda?
- Może mógłbyś im te pieniądze zwrócić? Oczywiście nie w całości i nie od razu, ale znalazłbyś pracę. Zbliżają się wakacje, to dobry czas by czegoś poszukać. Małymi ratami i mógłbyś im oddać pieniądze, które wydali na Twoje prawnicze studia. A Ty miałbyś czas, by poważnie zastanowić się nad tym, co dalej, bez tej presji z ich strony - zaproponowała, zabierając rękę z jego ramienia, a układając ją na swoim udzie, gdzie zaczęła się bawić wyjętym zza ucha ołówkiem.
Zaśmiała się z takiego przedstawienia dorosłości, jakie ukazał. Dorosłość.. Straszliwa rzecz, która potrafiła dotknąć w najbardziej bolesny sposób. Co prawda miała to szczęście, że jeszcze nie przydarzyło jej się nic, z czym nie mogłaby sobie poradzić. Chyba że policzyć ojca, który wyrzekł się jej, ale to raczej trudne dzieciństwo.
- Jako nauczycielka sztuki? Niekoniecznie, to akurat wyszło przypadkiem. Zawsze jednak wiedziałam, że chcę się zajmować malarstwem i wszystkim, co z tym związane, w tym projektowaniem. Już na studiach założyłam swoje małe przedsiębiorstwo architektoniczne. Myślę więc, że moje ambicje powoli się spełniają, robię to, co lubię, rozwijam swoją firmę, pasję, a przy tym zarażam nią młode umysły. Nie mam parcia na sławę, cieszę się tym, co mam - odpowiedziała, jak zwykle dostając przy tym małego słowotoku. Zapewne obcej osobie nie powinna mówić o sobie aż tak wiele, ale nie widziała powodu, by jakoś obnosić się z tym, jak z wielką tajemnicą. Przecież ludzie nie byli źli, prawda?
- Też o tym myślałem. Może przez to będą mieli mniejsze pretensje, choć i tak chciałbym znaleźć coś co mnie interesuje i co chciałbym robić zanim im powiem. Lepiej będzie brzmiało coś w stylu, że "rzuciłem studia i będę od teraz hodowcą jeży" niż, że nie wiem co ze sobą zrobić. Mam w sumie sporo czasu - w końcu przerwa międzysemestralna. - Zauważył z pewną ulgą - I tak, oczywiście że korzystam z wysypu prac sezonowych. Jak na stereotypowego studenta przystało. Z tych fajniejszych to bawię się w chłopca stajennego w tej szkółce jeździectwa za miastem. Tej na południu. Jakbyś miała ochotę to z całego serca polecam i zapraszam. Na mój koszt. Tak w ramach nagrody za wytrwałość w słuchaniu żali przypadkowego przechodniego. Należy ci się. - doskonale zdawał sobie sprawę, że taki typ ludzi potrafił być irytujący. Może tak właśnie go postrzegała Catherine? Co prawda wątpił w to bo dziewczę wydawało się bardzo pogodna.
- A nie bałaś się, że może ci nie wyjść? W senie z tą firmą, jak ją zakładałaś. Że nikogo nie zainteresują twoje projekty, że nikt twoich starań nie doceni?
- A nie bałaś się, że może ci nie wyjść? W senie z tą firmą, jak ją zakładałaś. Że nikogo nie zainteresują twoje projekty, że nikt twoich starań nie doceni?
- Jeśli zostaniesz hodowcą jeży, to chcę jednego, koniecznie - parsknęła krótkim śmiechem, choć całokształt do najzabawniejszych nie należał, to jednak to jedno wtrącenie ją rozbawiło. Poważna rozmowa, ale z humorystycznymi wstawkami, dzięki czemu tak swobodnie można było się czuć w jego towarzystwie.
- Mogłabym pogadać z bratem i zapytać, czy nie potrzebują stażysty na komisariacie. Chyba że wykreślasz ze swojej listy wszystko, co związane z prawem. Jeśli lubisz rysować, to mogłabym zatrudnić Cię u siebie - zaproponowała, zastanawiając się już nad kolejnymi propozycjami. Te dwie opcje wpadły jej do głowy jako pierwsze, ponieważ byłoby jej najłatwiej je zorganizować, gdyby chłopak wykazał się chęcią.
- Jako dziecko jeździłam na obozy jeździeckie, więc dzięki za zaproszenie, na pewno skorzystam. Z jazdą konną, to chyba jak z jazdą na rowerze, prawda? Tego się nie zapomina? - W jej ostatnie słowa wkradła się nutka niepewności. Ostatni raz, gdy siedziała na koniu, to było x lat wstecz. Około dziesięciu pewnie. Szmat czasu, wiele zapomniała.
- Bez przesady z tymi żalami. Nie jest tak źle - machnęła zdawkowo ręką, posyłając mu przy tym serdeczny uśmiech. Zupełnie jakby na porządku dziennym była zaczepiana przez przypadkowych ludzi. Co prawda czasami się zdarzało, ale bez zbędnego przesadyzmu.
Po krótkim zastanowieniu, w którym przygryzła od wewnątrz policzek, odpowiedziała.
- Nie, chyba nie. Wieczny optymizm i te sprawy.
- Mogłabym pogadać z bratem i zapytać, czy nie potrzebują stażysty na komisariacie. Chyba że wykreślasz ze swojej listy wszystko, co związane z prawem. Jeśli lubisz rysować, to mogłabym zatrudnić Cię u siebie - zaproponowała, zastanawiając się już nad kolejnymi propozycjami. Te dwie opcje wpadły jej do głowy jako pierwsze, ponieważ byłoby jej najłatwiej je zorganizować, gdyby chłopak wykazał się chęcią.
- Jako dziecko jeździłam na obozy jeździeckie, więc dzięki za zaproszenie, na pewno skorzystam. Z jazdą konną, to chyba jak z jazdą na rowerze, prawda? Tego się nie zapomina? - W jej ostatnie słowa wkradła się nutka niepewności. Ostatni raz, gdy siedziała na koniu, to było x lat wstecz. Około dziesięciu pewnie. Szmat czasu, wiele zapomniała.
- Bez przesady z tymi żalami. Nie jest tak źle - machnęła zdawkowo ręką, posyłając mu przy tym serdeczny uśmiech. Zupełnie jakby na porządku dziennym była zaczepiana przez przypadkowych ludzi. Co prawda czasami się zdarzało, ale bez zbędnego przesadyzmu.
Po krótkim zastanowieniu, w którym przygryzła od wewnątrz policzek, odpowiedziała.
- Nie, chyba nie. Wieczny optymizm i te sprawy.
- Trzymam za słowo. - skwitował z podobną lekkością. I cóż, zdecydowanie ciężko było powiedzieć by był sztywnym kawałem drewna nawet w obliczu jakichś własnych dramatów. Raczej zdawał się próbować nabrać dystansu do siebie i swoich problemów. Właściwie to nie byłaby taka zła cecha dla prawnika. Choć z drugiej strony lekkość i swoboda bytu rzeczywiście gryzły się i nie pasowały do stereotypowego wizerunku człowieczka w todze i kodeksem pod pachą.
- O nie, nie, nie - nie. - skrzyżował ręce na piersi tworząc tym samym wielki 'X'. - W sensie, nie żebym gardził taką propozycją czy też bał się, że to jakaś nowa wersja ściągania studentów do piwnicy po tym, jak kuszenie na zupki w proszku stało się mało efektywne, lecz...jak na razie wolałbym odpocząć od prawniczych bubli. Jednak miło z twojej strony. - uśmiechnął się dziękczynnie. - I hah...rysowanie. do tego jeszcze mniej jestem przekonany. - parsknął z rozbawieniem - Ostatni raz jak pokusiłem się o rysowanie....Postanowiłem uwiecznić żółwia ninja, a wszyscy mi wmawiali, że moje dzieło to szop pracz po lobotomii. Ignoranci. - Prychnął niby to z ubolewaniem i chwycił się za serce, parodiując nierozumianego artystę.
- Zasadniczo to...nie mam pojęcia. Nie umiem jeździć konno. - przyznał szczerze. - Pracuję przy nich, lecz osobiście chyba bałbym się dosiadać. Już nie chodzi o moje specyficzne szczęście, lecz mam taką przykrą przypadłość, że zwierzaki jakoś do mnie nie są przekonane mimo, że ja jestem do nich bardzo. Już na co dzień potrafią być wobec mnie złośliwe, a jakbym miał jeszcze na takim próbować patatajać...na 120% wylądowałbym pod kopytami. - jego zdaniem było to tak pewne, jak to, że woda jest mokra.
Potem skinął głową. Cieszył się, że nie jest według niej przesadnie natarczywy czy problematyczny.
- Dobra cecha. - Podsumował pod nosem z uznaniem.
- O nie, nie, nie - nie. - skrzyżował ręce na piersi tworząc tym samym wielki 'X'. - W sensie, nie żebym gardził taką propozycją czy też bał się, że to jakaś nowa wersja ściągania studentów do piwnicy po tym, jak kuszenie na zupki w proszku stało się mało efektywne, lecz...jak na razie wolałbym odpocząć od prawniczych bubli. Jednak miło z twojej strony. - uśmiechnął się dziękczynnie. - I hah...rysowanie. do tego jeszcze mniej jestem przekonany. - parsknął z rozbawieniem - Ostatni raz jak pokusiłem się o rysowanie....Postanowiłem uwiecznić żółwia ninja, a wszyscy mi wmawiali, że moje dzieło to szop pracz po lobotomii. Ignoranci. - Prychnął niby to z ubolewaniem i chwycił się za serce, parodiując nierozumianego artystę.
- Zasadniczo to...nie mam pojęcia. Nie umiem jeździć konno. - przyznał szczerze. - Pracuję przy nich, lecz osobiście chyba bałbym się dosiadać. Już nie chodzi o moje specyficzne szczęście, lecz mam taką przykrą przypadłość, że zwierzaki jakoś do mnie nie są przekonane mimo, że ja jestem do nich bardzo. Już na co dzień potrafią być wobec mnie złośliwe, a jakbym miał jeszcze na takim próbować patatajać...na 120% wylądowałbym pod kopytami. - jego zdaniem było to tak pewne, jak to, że woda jest mokra.
Potem skinął głową. Cieszył się, że nie jest według niej przesadnie natarczywy czy problematyczny.
- Dobra cecha. - Podsumował pod nosem z uznaniem.
Uniosła ku górze oba kąciki ust. Odwróciła wzrok od Matta, przez chwilę spoglądając na chodnik, a za ucho założyła kilka dłuższych kosmyków włosów. Nie dało się nic poradzić na to, że jej wyobraźnia wybiegła już znacznie do przodu i w myślach szukała już imienia dla jeża, którego przecież nie miała. Ale gdyby miała, to nazwałaby go.. Albert. Pierwsze skojarzenie zawsze było najlepsze. Wyjęła z torby notes, który był wypełniony do połowy różnymi notatkami, a także na niektórych kartkach powklejane były dziwne rzeczy. Liście, naklejki, małe, spłaszczone przedmioty, zminiaturyzowane mapy. Nic nie było przypadkowe, ponieważ notes pełnił również funkcję pamiętnika.
Wyjęła zza ucha ołówek i na ostatniej stronie zapisała:
Zamknęła notatnik wraz z ołówkiem w środku i schowała z powrotem do torby.
- Piwnice to bardzo fajne miejsca do mieszkania. Polecam, 10/10. Poza tym za ściągnięcie Cię do piwnicy mogłabym wylecieć z Riverdale, a szczerze powiedziawszy, lubię tam pracować. Natomiast zupka z proszku mnie obraża! - odparła, zaciskając usta w wąską linijkę, co zapewne miało być gestem wyrażającym jej ogromne zbulwersowanie. Chwilę później ta marsowa mina również zniknęła, a lico Cath nabrało ponownie pogodnego wyrazu.
- Nie ma za co. Gdybyś zmienił zdanie.. - mruczała, grzebiąc ponownie w torbie. Z małego etui wyjęła wizytówkę, którą podała chłopakowi. - .. pisz, dzwoń, cokolwiek. - Słysząc o jego artystycznych wyczynach, nie mogła się nie zaśmiać.
- Na pewno zazdrościli Ci talentu - skwitowała, poważnie kiwając przy tym głową.
Po raz kolejny nie mogła się powstrzymać, by przyczepić się do tego, co mówił Matt. Skrzyżowała ramiona na piersi, próbując jednocześnie rozprostować jedną nogę. Krew wracająca do pełnego krwiobiegu zabolała, na co się skrzywiła.
- Jak wobec tego masz zamiar zostać hodowcą jeży?
----------
- Późno już - spojrzała na zegarek w swoim telefonie. Miała jeszcze kilka rzeczy do załatwienia na mieście, więc zaczęła zbierać swoje rzeczy.
- Korzystaj mądrze z numeru, który Ci dałam. Do zobaczenia.. kiedyś tam - uśmiechnęła się szeroko, a potem pożegnała się. Zarzuciła torbę na ramię i ruszyła chodnikiem przed siebie. Z kieszeni wyjęła telefon, który nagle zaczął dzwonić.
[zt]
Wyjęła zza ucha ołówek i na ostatniej stronie zapisała:
Imię dla jeża - Albert
Zamknęła notatnik wraz z ołówkiem w środku i schowała z powrotem do torby.
- Piwnice to bardzo fajne miejsca do mieszkania. Polecam, 10/10. Poza tym za ściągnięcie Cię do piwnicy mogłabym wylecieć z Riverdale, a szczerze powiedziawszy, lubię tam pracować. Natomiast zupka z proszku mnie obraża! - odparła, zaciskając usta w wąską linijkę, co zapewne miało być gestem wyrażającym jej ogromne zbulwersowanie. Chwilę później ta marsowa mina również zniknęła, a lico Cath nabrało ponownie pogodnego wyrazu.
- Nie ma za co. Gdybyś zmienił zdanie.. - mruczała, grzebiąc ponownie w torbie. Z małego etui wyjęła wizytówkę, którą podała chłopakowi. - .. pisz, dzwoń, cokolwiek. - Słysząc o jego artystycznych wyczynach, nie mogła się nie zaśmiać.
- Na pewno zazdrościli Ci talentu - skwitowała, poważnie kiwając przy tym głową.
Po raz kolejny nie mogła się powstrzymać, by przyczepić się do tego, co mówił Matt. Skrzyżowała ramiona na piersi, próbując jednocześnie rozprostować jedną nogę. Krew wracająca do pełnego krwiobiegu zabolała, na co się skrzywiła.
- Jak wobec tego masz zamiar zostać hodowcą jeży?
----------
- Późno już - spojrzała na zegarek w swoim telefonie. Miała jeszcze kilka rzeczy do załatwienia na mieście, więc zaczęła zbierać swoje rzeczy.
- Korzystaj mądrze z numeru, który Ci dałam. Do zobaczenia.. kiedyś tam - uśmiechnęła się szeroko, a potem pożegnała się. Zarzuciła torbę na ramię i ruszyła chodnikiem przed siebie. Z kieszeni wyjęła telefon, który nagle zaczął dzwonić.
[zt]
Wepchniemy się jeżeli można, bo od miesiąca nie było postów.
<---- Ulica
Wiedziała o tym, że mogło być trudno, jednakże była zmotywowana do tego, aby go rzeczywiście przycisnąć i „wydusić” z niego, to co czuł do Avis. Znaczy się do niej. Właściwie to wychodziło wszystko na to samo, więc nie było problemu.
Cieszyło ją to, że się rozluźnił, bo dostrzegała w szkole, że nie zawsze taki był. Tylko zaczynała być lekko… zazdrosna? Tak, to chyba było dobre słowo. Diane najwidoczniej lepiej działała na Caine'a niżeli Avis. Była sama sobie winna, w końcu raczej należała do tych trochę oziębłych i z pewnością niedostępnych osób. Może chociaż raz powinna odpuścić i porzucić dumę oraz odkryć wszystkie karty? Tego sama nie wiedziała i nie dowie się, jeśli nie spróbuje.
— Mówisz? — Rozpromieniała, znowuż to zwilżając spierzchnięte wargi językiem. Wiedziała, że nie powinno się tak robić, ale nie potrafiła wyplenić tego nawyku.
Słysząc kolejne zdanie uniosła brew i patrzyła na niego jakby z niej w tej chwili żartował. Jeśli on był nudny, to co dopiero ona. Niewiele osób potrafiło wytrzymać towarzystwo Avis, jeszcze Diane tolerowali, ale Avis nie cieszyła się zbytni zainteresowaniem.
— No widzisz, ona też. Znaczy nie jest rozmowna. Pasujecie jak ulał. — Zachichotała na samo to stwierdzenie, nadal udając mniej rozgarniętą, a zarazem uroczą przyjaciółkę. I ship this… — Jak dla mnie nie sprawiasz takiego wrażenia, ale może to ja jestem na tyle dziwna, że nie dostrzegam takich rzeczy.
Właściwie to był ich problem, nie potrafiły dostrzegać niektórych rzeczy, a jeśli dostrzegały, to strasznie racjonalizowały.
— No jak chcesz, ale mógłbyś otrzymać wskazówki jak się z nią obchodzić. Nie jest tak trudna w obsłudze, jakby się wydawało. I nie jestem jakaś najciekawsza, ale się postaram.
Ruszyła wraz z nim, zastanawiając się co może opowiedzieć o sobie. To było trudne. No bo co, powie coś w stylu: „No hej, narodziłam się w 2016 roku, bo Avis dostrzegła, że czasami jest bardziej dziewczęca i ma wówczas inne zachowanie”. No to było głupie. Musiała siebie wykreować na chociaż troszkę różniącą się od Avis. Dlatego też przez część drogi była cicha, gdyż myślała o tym co lubi jako Diane. Na pewno zakupy. Bardziej się skupiała na artystycznych rzeczach.
— Lubię śpiewać — rzekła trochę niepewnie, zbliżając się do budki z goframi. — Właściwie to nie umiem o sobie opowiadać. Mogę opowiadać o Avis, ale o sobie mam problem. Czasami też rysuję.
Wysiliła się, nie ma co. Ale doprawdy często miała problem mówić o sobie, a co ciekawsze byłaby w tej chwili w stanie opowiedzieć o Chimerze. Dziwne to wszystko było, ale niestety, tak działała. Zamówiła dla siebie gofry z owocami leśnymi oraz bitą śmietaną i polewą czekoladową i zapłaciła za siebie. Poczekała na swojego towarzysza, a następnie poszła z nim do parku i gdy dotarli, to usiadła na ławce. Ugryzła gofra i zlizała bitą śmietanę z ust, którą w tej chwili się obrodziła. Kusisz…
— A ty czym się interesujesz, nie licząc przyglądania się ładnym dziewczynom? — zagadała, wpatrując się w niego i uśmiechając doń.
Ciekawiło ją co on wyrabiał poza szkołą, ogólnie ją interesowało co czuł. Była ciekawa ludzi, a najwidoczniej słodkiej Diane łatwiej szło zdobywanie informacji. Może dlatego, że była… słodka. Ugryzła ponownie gofra i spojrzała na jedzenie Caine'a.
Swoje masz, a jeszcze na jego masz ochotę, no ładnie.
Oj tam, oj tam.
Należała do tych wiecznie głodnych dziewczyn, ale nie miała zamiaru zabierać jedzenia Dietzowi. Starczy jej to co miała. Na godzinę. No może dwie. Lubiła patrzeć na to, co inni jedli, aby potem ich rozpieszczać.
— Co do mnie, to uwielbiam zwierzęta. No i takie różne kobiece sprawy. Zakupy i tak dalej. Czasami czytam, chociaż nie tak często jak Avis.
No, cały czas wspominała o samej sobie, bez sensu. Musiała to opanować, bo inaczej chłopak mógł zacząć coś podejrzewać. Trudna sytuacja.
<---- Ulica
Wiedziała o tym, że mogło być trudno, jednakże była zmotywowana do tego, aby go rzeczywiście przycisnąć i „wydusić” z niego, to co czuł do Avis. Znaczy się do niej. Właściwie to wychodziło wszystko na to samo, więc nie było problemu.
Cieszyło ją to, że się rozluźnił, bo dostrzegała w szkole, że nie zawsze taki był. Tylko zaczynała być lekko… zazdrosna? Tak, to chyba było dobre słowo. Diane najwidoczniej lepiej działała na Caine'a niżeli Avis. Była sama sobie winna, w końcu raczej należała do tych trochę oziębłych i z pewnością niedostępnych osób. Może chociaż raz powinna odpuścić i porzucić dumę oraz odkryć wszystkie karty? Tego sama nie wiedziała i nie dowie się, jeśli nie spróbuje.
— Mówisz? — Rozpromieniała, znowuż to zwilżając spierzchnięte wargi językiem. Wiedziała, że nie powinno się tak robić, ale nie potrafiła wyplenić tego nawyku.
Słysząc kolejne zdanie uniosła brew i patrzyła na niego jakby z niej w tej chwili żartował. Jeśli on był nudny, to co dopiero ona. Niewiele osób potrafiło wytrzymać towarzystwo Avis, jeszcze Diane tolerowali, ale Avis nie cieszyła się zbytni zainteresowaniem.
— No widzisz, ona też. Znaczy nie jest rozmowna. Pasujecie jak ulał. — Zachichotała na samo to stwierdzenie, nadal udając mniej rozgarniętą, a zarazem uroczą przyjaciółkę. I ship this… — Jak dla mnie nie sprawiasz takiego wrażenia, ale może to ja jestem na tyle dziwna, że nie dostrzegam takich rzeczy.
Właściwie to był ich problem, nie potrafiły dostrzegać niektórych rzeczy, a jeśli dostrzegały, to strasznie racjonalizowały.
— No jak chcesz, ale mógłbyś otrzymać wskazówki jak się z nią obchodzić. Nie jest tak trudna w obsłudze, jakby się wydawało. I nie jestem jakaś najciekawsza, ale się postaram.
Ruszyła wraz z nim, zastanawiając się co może opowiedzieć o sobie. To było trudne. No bo co, powie coś w stylu: „No hej, narodziłam się w 2016 roku, bo Avis dostrzegła, że czasami jest bardziej dziewczęca i ma wówczas inne zachowanie”. No to było głupie. Musiała siebie wykreować na chociaż troszkę różniącą się od Avis. Dlatego też przez część drogi była cicha, gdyż myślała o tym co lubi jako Diane. Na pewno zakupy. Bardziej się skupiała na artystycznych rzeczach.
— Lubię śpiewać — rzekła trochę niepewnie, zbliżając się do budki z goframi. — Właściwie to nie umiem o sobie opowiadać. Mogę opowiadać o Avis, ale o sobie mam problem. Czasami też rysuję.
Wysiliła się, nie ma co. Ale doprawdy często miała problem mówić o sobie, a co ciekawsze byłaby w tej chwili w stanie opowiedzieć o Chimerze. Dziwne to wszystko było, ale niestety, tak działała. Zamówiła dla siebie gofry z owocami leśnymi oraz bitą śmietaną i polewą czekoladową i zapłaciła za siebie. Poczekała na swojego towarzysza, a następnie poszła z nim do parku i gdy dotarli, to usiadła na ławce. Ugryzła gofra i zlizała bitą śmietanę z ust, którą w tej chwili się obrodziła. Kusisz…
— A ty czym się interesujesz, nie licząc przyglądania się ładnym dziewczynom? — zagadała, wpatrując się w niego i uśmiechając doń.
Ciekawiło ją co on wyrabiał poza szkołą, ogólnie ją interesowało co czuł. Była ciekawa ludzi, a najwidoczniej słodkiej Diane łatwiej szło zdobywanie informacji. Może dlatego, że była… słodka. Ugryzła ponownie gofra i spojrzała na jedzenie Caine'a.
Swoje masz, a jeszcze na jego masz ochotę, no ładnie.
Oj tam, oj tam.
Należała do tych wiecznie głodnych dziewczyn, ale nie miała zamiaru zabierać jedzenia Dietzowi. Starczy jej to co miała. Na godzinę. No może dwie. Lubiła patrzeć na to, co inni jedli, aby potem ich rozpieszczać.
— Co do mnie, to uwielbiam zwierzęta. No i takie różne kobiece sprawy. Zakupy i tak dalej. Czasami czytam, chociaż nie tak często jak Avis.
No, cały czas wspominała o samej sobie, bez sensu. Musiała to opanować, bo inaczej chłopak mógł zacząć coś podejrzewać. Trudna sytuacja.
Dziewczyna mu towarzysząca wcale nie była w jego typie. Nie przepadał za tak słodkimi postaciami, bo na dłuższą metę nie umiałby się nią obsługiwać. Nie lubił kontrastów, nie zamierzał się angażować w coś, czego szanse na powodzenie były tak niskie. Zawsze się wycofywał, zawsze uciekał i rezygnował. Potrzebny mu jest ktoś, kto opanuje ten przemożny lęk i pozwoli poczuć się komfortowo. Trudny typ człowieka, oj trudny.
- Jestem dzisiaj w dobrym humorze. To dlatego. - odparł niemal przekonująco, manewrując, chociaż było w tym sporo prawdy. Uśmiechnął się lekko do swoich myśli, ale też po trochu do dziewczyny. Było w tym coś nieobecnego. Wiedział, że długo tego nastroju nie utrzyma i od samego myślenia o tym, czuł nieprzyjemny ucisk w skroniach. Na szczęście, leniwe, ciepłe podmuchy letniego powietrza otrzeźwiły go, by znów mógł wrócić do stanu używalności.
- Nie ma kobiet niezrozumiałych, są tylko niedomyślni mężczyźni - westchnął w odpowiedzi. - Szukanie rad to droga na skróty, a ja i tak bym się przy tym nachodził, więc rezygnuję na starcie - dodał jeszcze wzruszając ramionami. Wyglądał na pogodzonego z tym faktem, ale co miał innego do zrobienia? Usilnie wrażenie, że zmarnowałby komuś czas swoją osobą, było jak kajdany, które przytrzymywały go bezradnego przy ścianie.
"Mogę opowiadać o Avis, ale o sobie mam problem."
Chyba to powinno być dla niego pierwszym gwizdkiem, by zacząć podejrzewać cokolwiek, ale sam nie wiedział czy w ogóle kwapił się do rozwiązywania jakiejkolwiek zagadki. Był zbyt rozleniwiony, zbyt poczuwał się w słodkim odprężeniu związanym z brakiem bóli. Leki nie przyćmiewały jego umysłu, ale zdążył przyzwyczaić się do tego lenistwa, więc połączenie faktów trochę mu może zająć. Wielce prawdopodobnym jest, że je połączy, ale potrzebował większej ilości stymulujących wskazówek.
- Może książki? Filmy? Muzyka? - Zmyślnie nakierował ją na trop, którym mogła podążyć podczas swoich opowieści. Avis nie musiała mieć się na baczności, bo nie wiedział wiele więcej o niej niż ona o nim. Nigdy nie czuł potrzeby prowadzenia śledztwa na jej temat.
Gdy znaleźli się przy budce z goframi, zaproponował zapłacenie za obydwa, ale Diane widocznie była jedną z tych dziewczyn, które nie odnajdywały przyjemności w płaceniu za ich jedzenie. Dla siebie wziął przysmak z bitą śmietaną i kolorową posypką z dodatkiem w postaci M&M'S. Przepadał za nimi, więc nie mógł sobie odmówić, chociaż coś czuł, że po tym całym rozpieszczeniu, nie odmówi sobie także odwiedzin w sklepie, by uzupełnić swoje zapasy słodkości z pokoju.
- Nie mogę powiedzieć, że się czymkolwiek interesuję, wolę mówić o tym co szczególnie lubię. - zaczął lekko marszcząc brwi, jakby się zastanawiał nad tym co może jej zdradzić, a czego raczej wolałby nie ukazywać światłu dziennemu. - Przepadam za gotowaniem i kuchnią orientalną. Sporo czytam, sporo oglądam. Gram na pianinie i paćkam farbami. Niekoniecznie po instrumencie. - Ponownie tego dnia wzruszył ramionami, bo nie uważał, że cokolwiek z tego co wymienił jest warte jakiejkolwiek uwagi. Osobiście twierdził, że niewiele różnił się od większości śmiertelników. Nigdy nie wątpił w swoje umiejętności i cały czas je udoskonalał, chociaż rzadko kiedy się inspirował. Wolał wyznaczać własne ścieżki niż kierować się czyimiś.
- Uwielbiam koty, ale mam na nie paskudne uczulenie - wyznał, gdy powiedziała o zwierzętach. Co do tego, że Avis sporo czyta, to swoje już wiedział. Często spotykał ją na przerwach czytającą. Zdążył się napatrzeć na to zjawisko i zdążył też je szczególnie polubić.
- Jestem dzisiaj w dobrym humorze. To dlatego. - odparł niemal przekonująco, manewrując, chociaż było w tym sporo prawdy. Uśmiechnął się lekko do swoich myśli, ale też po trochu do dziewczyny. Było w tym coś nieobecnego. Wiedział, że długo tego nastroju nie utrzyma i od samego myślenia o tym, czuł nieprzyjemny ucisk w skroniach. Na szczęście, leniwe, ciepłe podmuchy letniego powietrza otrzeźwiły go, by znów mógł wrócić do stanu używalności.
- Nie ma kobiet niezrozumiałych, są tylko niedomyślni mężczyźni - westchnął w odpowiedzi. - Szukanie rad to droga na skróty, a ja i tak bym się przy tym nachodził, więc rezygnuję na starcie - dodał jeszcze wzruszając ramionami. Wyglądał na pogodzonego z tym faktem, ale co miał innego do zrobienia? Usilnie wrażenie, że zmarnowałby komuś czas swoją osobą, było jak kajdany, które przytrzymywały go bezradnego przy ścianie.
"Mogę opowiadać o Avis, ale o sobie mam problem."
Chyba to powinno być dla niego pierwszym gwizdkiem, by zacząć podejrzewać cokolwiek, ale sam nie wiedział czy w ogóle kwapił się do rozwiązywania jakiejkolwiek zagadki. Był zbyt rozleniwiony, zbyt poczuwał się w słodkim odprężeniu związanym z brakiem bóli. Leki nie przyćmiewały jego umysłu, ale zdążył przyzwyczaić się do tego lenistwa, więc połączenie faktów trochę mu może zająć. Wielce prawdopodobnym jest, że je połączy, ale potrzebował większej ilości stymulujących wskazówek.
- Może książki? Filmy? Muzyka? - Zmyślnie nakierował ją na trop, którym mogła podążyć podczas swoich opowieści. Avis nie musiała mieć się na baczności, bo nie wiedział wiele więcej o niej niż ona o nim. Nigdy nie czuł potrzeby prowadzenia śledztwa na jej temat.
Gdy znaleźli się przy budce z goframi, zaproponował zapłacenie za obydwa, ale Diane widocznie była jedną z tych dziewczyn, które nie odnajdywały przyjemności w płaceniu za ich jedzenie. Dla siebie wziął przysmak z bitą śmietaną i kolorową posypką z dodatkiem w postaci M&M'S. Przepadał za nimi, więc nie mógł sobie odmówić, chociaż coś czuł, że po tym całym rozpieszczeniu, nie odmówi sobie także odwiedzin w sklepie, by uzupełnić swoje zapasy słodkości z pokoju.
- Nie mogę powiedzieć, że się czymkolwiek interesuję, wolę mówić o tym co szczególnie lubię. - zaczął lekko marszcząc brwi, jakby się zastanawiał nad tym co może jej zdradzić, a czego raczej wolałby nie ukazywać światłu dziennemu. - Przepadam za gotowaniem i kuchnią orientalną. Sporo czytam, sporo oglądam. Gram na pianinie i paćkam farbami. Niekoniecznie po instrumencie. - Ponownie tego dnia wzruszył ramionami, bo nie uważał, że cokolwiek z tego co wymienił jest warte jakiejkolwiek uwagi. Osobiście twierdził, że niewiele różnił się od większości śmiertelników. Nigdy nie wątpił w swoje umiejętności i cały czas je udoskonalał, chociaż rzadko kiedy się inspirował. Wolał wyznaczać własne ścieżki niż kierować się czyimiś.
- Uwielbiam koty, ale mam na nie paskudne uczulenie - wyznał, gdy powiedziała o zwierzętach. Co do tego, że Avis sporo czyta, to swoje już wiedział. Często spotykał ją na przerwach czytającą. Zdążył się napatrzeć na to zjawisko i zdążył też je szczególnie polubić.
A kto by lepiej nie opanował uciekiniera, jak nie Avis? No kto? Z pewnością avisowemu jestestwu by ulżyło, gdyby usłyszała, że Sunflower nie przepadał za słodkimi dziewczętami. Chociaż trzeba było przyznać, że Diane nie była taka słodka na jaką wyglądała. To nadal Ackerman, tylko w innej formie. Chyba nawet bardziej ludzkiej.
— Każdemu się zdarza — powiedziała żartobliwie, bawiąc się blond włosami.
Słuchając go, znowu się skrzywiła. Niedomyślni mężczyźni? Co? Od kiedy w ogóle ludzie mają dar czytania w myślach i jakim prawem facet ma się czegoś domyślać? Jej mina wyrażała tylko jedne, wielkie: „CO KURWA?!” Jeszcze jak powiedział o rezygnowaniu, to myślała, że go trzaśnie w twarz. Była do tego zdolna.
— Jakby jeszcze był jakiś wymóg domyślania się. Facet nie Bóg, domyślać się nie będzie. — Niemalże warknęła, uświadamiając sobie, że istniały takie jednostki, które narzucały mężczyznom domyślanie się — Kobiety zdecydowanie za dużo marnują czasu, nakazując innym się domyślać o co jaśnie księżniczce chodzi. Niech sama się domyśla jak taka mądra — Diane, uspokój się, nie o to chodzi… — A ty jeśli masz jakiś cel, to nie rezygnuj, tylko walcz o to czego pragniesz. Nie wiem jak wygląda wasza relacja dokładnie, ale jeśli jej się przyglądasz od… roku? Chyba coś takiego. Zawalcz w takim razie. Nic nie stracisz.
Brzmisz jak typowy trener osobisty.
To jedna z moich wad. Mam ich więcej.
Istniały rzeczy, które ją wkurzały do pewnego stopnia. Były to kobiety, które nie wiedziały czego chcą, a z którymi czasami musiała się użerać, bo zechciała dziewoja rady oraz ludzie, którzy nie potrafili w ogóle walczyć o życie. Avis nie potwór, nogi mu nie odgryzie, więc czemu się jej w ogóle bał. Modliszką też nie była, dotąd wszyscy jej partnerzy przeżyli, ba, miała z częścią nadal doskonałe stosunki — nie, nie seksualne — i czasami z nimi rozmawiała. Chyba z normalnej dwudziestolatki wykreowała jakiegoś potwora, do którego nawet chłopak bał się podejść i powiedzieć prosto z mostu: „Ej, podobasz mi się”. To nie było tak trudne jak niektórym się wydawało, a gdyby Sun był skłonny do zrobienia tego, to zyskałby o kilkanaście punktów w wyimaginowanej skali Chimery, która dotyczyła tego jak pociągał ją chłopak. Przy czym aż tak wymagająca nie była, nie ma co się łudzić. Wystarczyło ją tylko odpowiednio podejść. Ot co.
— Psychologiczne. Trochę romansów. Poradniki dla rysowników. — Tutaj się zaśmiała, ale taka była prawda, potrzebowała czasami spojrzeć w wielką cegłę, w której były opisane wszelkie techniki rysunku — W kinematyce nie siedzę. Muzyka… Jakiś stary pop, głównie Michael Jackson, trochę rocka. No, coś w tych kierunkach.
Doprawdy nie znosiła, gdy ktoś za nią płacił. Miała swoje pieniądze, w tym roku też miała zamiar zacząć w końcu dorabiać, aby odciążyć ojca, więc nie chciała, aby jeszcze jakiś chłopak za nią płacił. Czasami lubiła być rozpieszczana, ale bez przesady. Pieniądze niech zachowa dla Avis jeśli w ogóle raczy ją poderwać.
Ale ty jesteś Avis.
On o tym nie wie.
Czasami takie rozmowy z samym sobą były zabawne, w szczególności, gdy miało się inną tożsamość niż zwykle. Taka burza mózgów z jednym mózgiem i z jedną osobą.
— Umiesz gotować! — Zaklaskała jak małe, ucieszone dziecko, które miało dostać największą górę słodyczy na świecie. — Przydatna umiejętność przy takim żarłoku jak ja — I Avis… wyszło na to samo. — Chociaż nie mam zamiaru cię odbijać. — Puściła mu oczko, jakby chciała tym zasugerować: „Ej, stary, masz u niej szanse”. — Ja przepadam za kuchnią włoską. I… jakąkolwiek zresztą, byleby było dobre. A co oglądasz? Może romansidła, co? Nie wstydź się, to nic złego. I szkoda by było instrumentu, chociaż taki pomalowany mógłby mieć w przyszłości jakąś większą wartość. Zamiast obrazów, to byś sprzedawał pomalowane instrumenty. Z jednej strony ktoś tworzy na tym dzieła sztuki, a z drugiej ma na tym dzieło sztuki.
Stop, jedz. Za dużo gadasz.
Wzięła kolejny kęs , aby chociaż na chwilę się zamknąć. Może jednak słodycze nie były takim dobrym pomysłem jak jej się wydawało. Trudno, najwyżej zamęczy biednego Caine'a. Słysząc informację o kotach, wygięła usta w podkówkę.
— To jest smutne. Coś kochasz, a zarazem masz na to alergię. Ale im częściej przebywasz z alergenem, tym mniej jest on dla ciebie uporczywy. Jakby Avis miała alergię na psy, to chyba by się załamała. Ale na koty też by nie mogła mieć, bo te zwierzęta również uwielbia. W ogóle lubi zwierzęta.
Znowu wspominasz o… sobie.
Spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła zadziornie.
— Wyobraź sobie jakbyście byli w związku. Zbudowalibyście wielki przytułek dla zwierząt, ona by się nauczyła masować koty, ty byś wsypywał jedzenie do misek. Żylibyście długo i szczęśliwie, a zamiast normalnych zwierząt mielibyście sweterki z sierści zwierząt. Urocza wizja.
Powalona jesteś.
Chyba jej druga tożsamość zaczęła żyć własnym życiem. Może to i lepiej, bo przynajmniej nie będzie musiała na poczekaniu wymyślać jej zachowań. Wszamała przy okazji całego gofra i uśmiechnęła się zadowolona z siebie. Dobre było tak jak i to spotkanie.
— Każdemu się zdarza — powiedziała żartobliwie, bawiąc się blond włosami.
Słuchając go, znowu się skrzywiła. Niedomyślni mężczyźni? Co? Od kiedy w ogóle ludzie mają dar czytania w myślach i jakim prawem facet ma się czegoś domyślać? Jej mina wyrażała tylko jedne, wielkie: „CO KURWA?!” Jeszcze jak powiedział o rezygnowaniu, to myślała, że go trzaśnie w twarz. Była do tego zdolna.
— Jakby jeszcze był jakiś wymóg domyślania się. Facet nie Bóg, domyślać się nie będzie. — Niemalże warknęła, uświadamiając sobie, że istniały takie jednostki, które narzucały mężczyznom domyślanie się — Kobiety zdecydowanie za dużo marnują czasu, nakazując innym się domyślać o co jaśnie księżniczce chodzi. Niech sama się domyśla jak taka mądra — Diane, uspokój się, nie o to chodzi… — A ty jeśli masz jakiś cel, to nie rezygnuj, tylko walcz o to czego pragniesz. Nie wiem jak wygląda wasza relacja dokładnie, ale jeśli jej się przyglądasz od… roku? Chyba coś takiego. Zawalcz w takim razie. Nic nie stracisz.
Brzmisz jak typowy trener osobisty.
To jedna z moich wad. Mam ich więcej.
Istniały rzeczy, które ją wkurzały do pewnego stopnia. Były to kobiety, które nie wiedziały czego chcą, a z którymi czasami musiała się użerać, bo zechciała dziewoja rady oraz ludzie, którzy nie potrafili w ogóle walczyć o życie. Avis nie potwór, nogi mu nie odgryzie, więc czemu się jej w ogóle bał. Modliszką też nie była, dotąd wszyscy jej partnerzy przeżyli, ba, miała z częścią nadal doskonałe stosunki — nie, nie seksualne — i czasami z nimi rozmawiała. Chyba z normalnej dwudziestolatki wykreowała jakiegoś potwora, do którego nawet chłopak bał się podejść i powiedzieć prosto z mostu: „Ej, podobasz mi się”. To nie było tak trudne jak niektórym się wydawało, a gdyby Sun był skłonny do zrobienia tego, to zyskałby o kilkanaście punktów w wyimaginowanej skali Chimery, która dotyczyła tego jak pociągał ją chłopak. Przy czym aż tak wymagająca nie była, nie ma co się łudzić. Wystarczyło ją tylko odpowiednio podejść. Ot co.
— Psychologiczne. Trochę romansów. Poradniki dla rysowników. — Tutaj się zaśmiała, ale taka była prawda, potrzebowała czasami spojrzeć w wielką cegłę, w której były opisane wszelkie techniki rysunku — W kinematyce nie siedzę. Muzyka… Jakiś stary pop, głównie Michael Jackson, trochę rocka. No, coś w tych kierunkach.
Doprawdy nie znosiła, gdy ktoś za nią płacił. Miała swoje pieniądze, w tym roku też miała zamiar zacząć w końcu dorabiać, aby odciążyć ojca, więc nie chciała, aby jeszcze jakiś chłopak za nią płacił. Czasami lubiła być rozpieszczana, ale bez przesady. Pieniądze niech zachowa dla Avis jeśli w ogóle raczy ją poderwać.
Ale ty jesteś Avis.
On o tym nie wie.
Czasami takie rozmowy z samym sobą były zabawne, w szczególności, gdy miało się inną tożsamość niż zwykle. Taka burza mózgów z jednym mózgiem i z jedną osobą.
— Umiesz gotować! — Zaklaskała jak małe, ucieszone dziecko, które miało dostać największą górę słodyczy na świecie. — Przydatna umiejętność przy takim żarłoku jak ja — I Avis… wyszło na to samo. — Chociaż nie mam zamiaru cię odbijać. — Puściła mu oczko, jakby chciała tym zasugerować: „Ej, stary, masz u niej szanse”. — Ja przepadam za kuchnią włoską. I… jakąkolwiek zresztą, byleby było dobre. A co oglądasz? Może romansidła, co? Nie wstydź się, to nic złego. I szkoda by było instrumentu, chociaż taki pomalowany mógłby mieć w przyszłości jakąś większą wartość. Zamiast obrazów, to byś sprzedawał pomalowane instrumenty. Z jednej strony ktoś tworzy na tym dzieła sztuki, a z drugiej ma na tym dzieło sztuki.
Stop, jedz. Za dużo gadasz.
Wzięła kolejny kęs , aby chociaż na chwilę się zamknąć. Może jednak słodycze nie były takim dobrym pomysłem jak jej się wydawało. Trudno, najwyżej zamęczy biednego Caine'a. Słysząc informację o kotach, wygięła usta w podkówkę.
— To jest smutne. Coś kochasz, a zarazem masz na to alergię. Ale im częściej przebywasz z alergenem, tym mniej jest on dla ciebie uporczywy. Jakby Avis miała alergię na psy, to chyba by się załamała. Ale na koty też by nie mogła mieć, bo te zwierzęta również uwielbia. W ogóle lubi zwierzęta.
Znowu wspominasz o… sobie.
Spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła zadziornie.
— Wyobraź sobie jakbyście byli w związku. Zbudowalibyście wielki przytułek dla zwierząt, ona by się nauczyła masować koty, ty byś wsypywał jedzenie do misek. Żylibyście długo i szczęśliwie, a zamiast normalnych zwierząt mielibyście sweterki z sierści zwierząt. Urocza wizja.
Powalona jesteś.
Chyba jej druga tożsamość zaczęła żyć własnym życiem. Może to i lepiej, bo przynajmniej nie będzie musiała na poczekaniu wymyślać jej zachowań. Wszamała przy okazji całego gofra i uśmiechnęła się zadowolona z siebie. Dobre było tak jak i to spotkanie.
Wbicie mu czegokolwiek do głowy graniczy z cudem, więc ta podbudowana burzliwymi emocjami wypowiedź nie zrobiła na nim wrażenia. A przynajmniej nie tak jak powinna. Zaskoczyła go gwałtowna reakcja, nie spodziewał się, że tak ją to urazi, a chyba jeszcze nie dane mu było zetknąć się z dziewczyną o takich poglądach.
Z delikatnie wymalowanym na twarzy zdziwieniem, przyglądał się jej, gdy unosiła się w całej tej swojej złości, widocznie nie mogąc zdzierżyć niesprawiedliwości tego świata. Zaimponowało mu to do tego stopnia, że nawet nie próbował jej przerwać. Żadnej lekcji z tego nie wyniósł oprócz jednego stwierdzenia - istnieją normalne kobiety, a jedna z nich właśnie siedzi na przeciwko. Niech się tak nie stara, bo Avis próbująca namówić go do działania, nieświadomie może skierować jego uwagę na Diane, a tego raczej by nie chciała, nie?
- Nie wiedziałem, że kryje się w tobie taki wulkan namiętności - odparł śmiejąc się trochę, nie mógł się powstrzymać, to był możliwie najadekwatniejszy komentarz dotyczący jej tyrady. Po chwili spoważniał, bo musiał się jakoś usprawiedliwić, nie?
- Może zacznijmy od tego, że między mną a Avis nie ma żadnej relacji. Ona nic o mnie nie wie. Ja nic o niej nie wiem. Jestem młodszy o prawie trzy lata. Fakt, że kiedykolwiek mi się podobała wynika z reakcji chemicznych. Fenyloetyloamina i dopamina zrobiły swoje.
Stwierdzał fakty, ale oczywistym jest, że myślał całkiem inaczej. Jeśli powiedziałby jej prawdę, przyznałby jej się do czegoś bardzo wewnętrznego, intymnego. Nie chciał się do tego stopnia otwierać przed Diane, chociaż czuł, że odrobinę pęka. Nie rozmawiał zbyt często z ludźmi o tak trywialnych rzeczach jak miłość. Nie powie na głos, że się w niej zakochał, ale to wszystko było widać. Może próbować to zrzucić na dorastanie.
Westchnął. To zabrzmiało trochę wrednie, to takie uprzedmiotowianie uczuć i porównanie ich do czegoś tak pierwotnego jak biologia. Przeszła mu ochota na kolorowe cukierki, które uroczo zdobiły jego gofra, więc odłożył go na chwilę obok i potarł twarz. Czuł się zmęczony tą rozmową, ale widocznie musiał nadejść ten czas.
- Czasami myślę, że ja jedyny zauważam jak ślicznie błyszczą jej się oczy, gdy czyta na przerwie albo ten uroczy uśmiech, gdy jeszcze zaspana, wita się ze znajomymi rano. To żałośnie samolubne i czuję się jak stalker. Tego ci biologicznie nie wytłumaczę - mruknął uśmiechając się kwaśno. Skrzywił się i pokręcił głową. Pożałował, że tak łatwo wychodziło dziewczynie wyciąganie z niego informacji, ale czuł, że Diane to całkiem odpowiednia pośredniczka. Gdyby tylko wiedział, że mówi o tym samej zainteresowanej, chyba zapadłby się pod ziemię.
Uśmiechnął się wesoło, o ile można powiedzieć, że Sun umie tak wykrzywić usta. Gotowanie sprawiało mu przyjemność, a szczególnie, gdy robił to dla kogoś. Miał kilka uroczych fartuszków, które mama mu zamówiła na ebayu, by "ocieplić wizerunek wyrodnego syna". Do kompletu sprawiła mu kucharskie kapelusze, ale zostały w domu na dnie szafy. Lepiej dla ludzkości, wyglądał w tym niczym Gordon Ramsey.
- Może kiedyś wam coś ugotuje. Gdybyś przy tym była, pewnie byłoby mniej niezręcznie - stwierdził wzruszając ramionami. Biedny, nieświadomy Sun! Diane nie będzie miała jak go wesprzeć w takich sytuacjach, a Avis będzie miała z tym spory problem. Polubił ją do tego stopnia, że pewnie mógłby nosić ją na plecach, gdyby tylko mu.. z samą sobą pomogła? - Z dobrym przepisem i odpowiedniej jakości składnikami, mógłbym wyczarować ci coś niezłego. Nie przechwalam się, ale zwyczajnie jestem w tym dobry. Jeszcze nikogo nie otrułem, tym się trzeba chwalić - zażartował. Uczył się gotować jeszcze jako kilkulatek, chociaż pierwsze próby wołały o pomstę do nieba. Z początku nienawidził tego, ale gotowanie później stało się dobrą terapią. Zapachy i smakowe kombinacje odprężały go, pozwalały skupić się na czymś innym niż problemy, a pieniędzy na składniki miał dość. Wspólne obiady też pomogły scalić jego rodzinę na nowo, bo przez prawie 15 lat w domu jadał z niańkami lub w samotności.
- Słyszałem o tym, ale na mnie to chyba nie działa. Koty mnie nienawidzą, bo kicham jak głupi, więc przebywanie z nimi nie współgra tak jak powinno - odparł w odpowiedzi, krzywiąc się. Trochę dziwiło go, że tyle mówi o Avis, a tak niewiele o sobie, chociaż tłumaczył to sobie tym, że ta chciała przybliżyć mu postać Ackerman. Nic podejrzanego, nie?
- A ja bym w kwiecie wieku umarł podczas tysięcznego "apsik"? Za parę lat widzę siebie w Australii, byle z daleka od kanadyjskiego zimna. Będę obchodzić święta w lecie i będę szczęśliwy. - Praktycznie ominął w tym temat wspólnej przyszłości z Avis. Nie chciał snuć planów, których spełnienie jest niemal niemożliwe. W jego mniemaniu, oczywiście.
Z delikatnie wymalowanym na twarzy zdziwieniem, przyglądał się jej, gdy unosiła się w całej tej swojej złości, widocznie nie mogąc zdzierżyć niesprawiedliwości tego świata. Zaimponowało mu to do tego stopnia, że nawet nie próbował jej przerwać. Żadnej lekcji z tego nie wyniósł oprócz jednego stwierdzenia - istnieją normalne kobiety, a jedna z nich właśnie siedzi na przeciwko. Niech się tak nie stara, bo Avis próbująca namówić go do działania, nieświadomie może skierować jego uwagę na Diane, a tego raczej by nie chciała, nie?
- Nie wiedziałem, że kryje się w tobie taki wulkan namiętności - odparł śmiejąc się trochę, nie mógł się powstrzymać, to był możliwie najadekwatniejszy komentarz dotyczący jej tyrady. Po chwili spoważniał, bo musiał się jakoś usprawiedliwić, nie?
- Może zacznijmy od tego, że między mną a Avis nie ma żadnej relacji. Ona nic o mnie nie wie. Ja nic o niej nie wiem. Jestem młodszy o prawie trzy lata. Fakt, że kiedykolwiek mi się podobała wynika z reakcji chemicznych. Fenyloetyloamina i dopamina zrobiły swoje.
Stwierdzał fakty, ale oczywistym jest, że myślał całkiem inaczej. Jeśli powiedziałby jej prawdę, przyznałby jej się do czegoś bardzo wewnętrznego, intymnego. Nie chciał się do tego stopnia otwierać przed Diane, chociaż czuł, że odrobinę pęka. Nie rozmawiał zbyt często z ludźmi o tak trywialnych rzeczach jak miłość. Nie powie na głos, że się w niej zakochał, ale to wszystko było widać. Może próbować to zrzucić na dorastanie.
Westchnął. To zabrzmiało trochę wrednie, to takie uprzedmiotowianie uczuć i porównanie ich do czegoś tak pierwotnego jak biologia. Przeszła mu ochota na kolorowe cukierki, które uroczo zdobiły jego gofra, więc odłożył go na chwilę obok i potarł twarz. Czuł się zmęczony tą rozmową, ale widocznie musiał nadejść ten czas.
- Czasami myślę, że ja jedyny zauważam jak ślicznie błyszczą jej się oczy, gdy czyta na przerwie albo ten uroczy uśmiech, gdy jeszcze zaspana, wita się ze znajomymi rano. To żałośnie samolubne i czuję się jak stalker. Tego ci biologicznie nie wytłumaczę - mruknął uśmiechając się kwaśno. Skrzywił się i pokręcił głową. Pożałował, że tak łatwo wychodziło dziewczynie wyciąganie z niego informacji, ale czuł, że Diane to całkiem odpowiednia pośredniczka. Gdyby tylko wiedział, że mówi o tym samej zainteresowanej, chyba zapadłby się pod ziemię.
Uśmiechnął się wesoło, o ile można powiedzieć, że Sun umie tak wykrzywić usta. Gotowanie sprawiało mu przyjemność, a szczególnie, gdy robił to dla kogoś. Miał kilka uroczych fartuszków, które mama mu zamówiła na ebayu, by "ocieplić wizerunek wyrodnego syna". Do kompletu sprawiła mu kucharskie kapelusze, ale zostały w domu na dnie szafy. Lepiej dla ludzkości, wyglądał w tym niczym Gordon Ramsey.
- Może kiedyś wam coś ugotuje. Gdybyś przy tym była, pewnie byłoby mniej niezręcznie - stwierdził wzruszając ramionami. Biedny, nieświadomy Sun! Diane nie będzie miała jak go wesprzeć w takich sytuacjach, a Avis będzie miała z tym spory problem. Polubił ją do tego stopnia, że pewnie mógłby nosić ją na plecach, gdyby tylko mu.. z samą sobą pomogła? - Z dobrym przepisem i odpowiedniej jakości składnikami, mógłbym wyczarować ci coś niezłego. Nie przechwalam się, ale zwyczajnie jestem w tym dobry. Jeszcze nikogo nie otrułem, tym się trzeba chwalić - zażartował. Uczył się gotować jeszcze jako kilkulatek, chociaż pierwsze próby wołały o pomstę do nieba. Z początku nienawidził tego, ale gotowanie później stało się dobrą terapią. Zapachy i smakowe kombinacje odprężały go, pozwalały skupić się na czymś innym niż problemy, a pieniędzy na składniki miał dość. Wspólne obiady też pomogły scalić jego rodzinę na nowo, bo przez prawie 15 lat w domu jadał z niańkami lub w samotności.
- Słyszałem o tym, ale na mnie to chyba nie działa. Koty mnie nienawidzą, bo kicham jak głupi, więc przebywanie z nimi nie współgra tak jak powinno - odparł w odpowiedzi, krzywiąc się. Trochę dziwiło go, że tyle mówi o Avis, a tak niewiele o sobie, chociaż tłumaczył to sobie tym, że ta chciała przybliżyć mu postać Ackerman. Nic podejrzanego, nie?
- A ja bym w kwiecie wieku umarł podczas tysięcznego "apsik"? Za parę lat widzę siebie w Australii, byle z daleka od kanadyjskiego zimna. Będę obchodzić święta w lecie i będę szczęśliwy. - Praktycznie ominął w tym temat wspólnej przyszłości z Avis. Nie chciał snuć planów, których spełnienie jest niemal niemożliwe. W jego mniemaniu, oczywiście.
Zmarszczyła brwi i wypuściła głośno powietrze. Normalnie parowóz Diane.
— Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz — wyszeptała tajemniczo, puszczając mu oczko. Nie pozwoliła sobie jednak na obniżenie głosu, bo to mogłoby go nakierować na to, że Diane zwie się inaczej.
Słysząc jego usprawiedliwienie, tylko uniosła wzrok ku górze. Potem wlepiła w niego spojrzenie i rozmasowała skronie, jakby jego gadanina przyprawiła ją o ból głowy. Sama Avis była racjonalna i w ten sposób tłumaczyła sobie uczucia, ale gdy przychodziła chwila Diane, to nie było szans na coś takiego.
— Reakcje chemiczne, blablabla. Nie wiem, czy wy się do cholery aż tak boicie zakochać i wszystko co was otacza wyjaśniacie jednym stwierdzeniem, czyli miłość to tylko reakcje chemiczne? — Eee… tak? — Racjonalizowanie w takich sprawach to jak strzelanie sobie w stopę, bo potem na starość tylko powiesz: „Cholera, jakim byłem jełopem, że nie zagadałem do tej Avis. A niezła laska z niej była”. Jeśli wolisz stać w miejscu, to twoja sprawa, ale kiedyś należy wykonać krok w przód.
Znowu za dużo gadasz. I jesteś narcystyczna.
Zacisnęła szczękę i wyłamała sobie palce. Trochę ją zaczynał irytować swoim nastawieniem, aż miała ochotę wyskoczyć z tej peruki i wyciągnąć kontakty, aby następnie krzyknąć: „Hej, to ja jestem Avis”. Ale tego nie zrobi i to z jednego powodu. Nikt nie mógł się dowiedzieć o jej tożsamościach. Jeszcze nie teraz.
— Oglądasz się za nią, bo ci się podoba. To jest norma. Właściwie co z tego, że jest starsza, skoro jesteś mądrzejszy niż połowa jej rocznika? Myślisz, że ona nie dostrzega twojego spojrzenia? Błąd. Tylko łudzi się, że może się odważysz. Chyba się strasznie myli.
Westchnęła zrezygnowana. Może to ona powinna w końcu wykonać pierwszy krok. Zaczynała zakładać, że nie miała innego wyboru. Mogłaby to zrobić teraz, gdyby nie jeden mały szkopuł. Była cholerną Diane! Na ziemię sprowadziło ją kolejne zdanie. Podrapała się po karku i myślała o tym jakby się z tego wymigać.
— Niedługo rodzice znowu gdzieś mnie zabierają, więc raczej nie będę miała możliwości uczestniczenia w wspólnym stołowaniu — wyszeptała, nie mając w zanadrzu lepszej wymówki, przy czym brzmiała przekonująco. Już dawno nauczyła się kłamać — Dopóki nie otrułeś nikogo, to jest dobrze. A ci, którzy uważali twoje dania za niedobrze pewnie już dawno nie żyją. — Zaśmiała się, tym razem zakrywając przy tym usta.
Posmutniała znowu, słysząc o tym, że taka terapia na niego nie działa. Nie wyobrażała sobie życia bez jakichkolwiek zwierząt.
— A leki na alergię? Odczulanie? Musi istnieć jakiś sposób. — Spojrzała nań pytająco, dłoń kładąc na jego udzie — I będziesz boksował się z kangurami.
Posłała mu wesoły uśmiech i pogładziła go po udzie.
— Wiesz co, pogadam z Avis jak tylko będę mogła. Powiem jej, aby wykonała pierwszy krok. Jak ty postąpisz, to już nie moja sprawa, ale masz szansę. Nie spierdol tego.
Taka urocza, a jak zaklnie, to… też bywa urocza. Przynajmniej tak jej mówiono.
— Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz — wyszeptała tajemniczo, puszczając mu oczko. Nie pozwoliła sobie jednak na obniżenie głosu, bo to mogłoby go nakierować na to, że Diane zwie się inaczej.
Słysząc jego usprawiedliwienie, tylko uniosła wzrok ku górze. Potem wlepiła w niego spojrzenie i rozmasowała skronie, jakby jego gadanina przyprawiła ją o ból głowy. Sama Avis była racjonalna i w ten sposób tłumaczyła sobie uczucia, ale gdy przychodziła chwila Diane, to nie było szans na coś takiego.
— Reakcje chemiczne, blablabla. Nie wiem, czy wy się do cholery aż tak boicie zakochać i wszystko co was otacza wyjaśniacie jednym stwierdzeniem, czyli miłość to tylko reakcje chemiczne? — Eee… tak? — Racjonalizowanie w takich sprawach to jak strzelanie sobie w stopę, bo potem na starość tylko powiesz: „Cholera, jakim byłem jełopem, że nie zagadałem do tej Avis. A niezła laska z niej była”. Jeśli wolisz stać w miejscu, to twoja sprawa, ale kiedyś należy wykonać krok w przód.
Znowu za dużo gadasz. I jesteś narcystyczna.
Zacisnęła szczękę i wyłamała sobie palce. Trochę ją zaczynał irytować swoim nastawieniem, aż miała ochotę wyskoczyć z tej peruki i wyciągnąć kontakty, aby następnie krzyknąć: „Hej, to ja jestem Avis”. Ale tego nie zrobi i to z jednego powodu. Nikt nie mógł się dowiedzieć o jej tożsamościach. Jeszcze nie teraz.
— Oglądasz się za nią, bo ci się podoba. To jest norma. Właściwie co z tego, że jest starsza, skoro jesteś mądrzejszy niż połowa jej rocznika? Myślisz, że ona nie dostrzega twojego spojrzenia? Błąd. Tylko łudzi się, że może się odważysz. Chyba się strasznie myli.
Westchnęła zrezygnowana. Może to ona powinna w końcu wykonać pierwszy krok. Zaczynała zakładać, że nie miała innego wyboru. Mogłaby to zrobić teraz, gdyby nie jeden mały szkopuł. Była cholerną Diane! Na ziemię sprowadziło ją kolejne zdanie. Podrapała się po karku i myślała o tym jakby się z tego wymigać.
— Niedługo rodzice znowu gdzieś mnie zabierają, więc raczej nie będę miała możliwości uczestniczenia w wspólnym stołowaniu — wyszeptała, nie mając w zanadrzu lepszej wymówki, przy czym brzmiała przekonująco. Już dawno nauczyła się kłamać — Dopóki nie otrułeś nikogo, to jest dobrze. A ci, którzy uważali twoje dania za niedobrze pewnie już dawno nie żyją. — Zaśmiała się, tym razem zakrywając przy tym usta.
Posmutniała znowu, słysząc o tym, że taka terapia na niego nie działa. Nie wyobrażała sobie życia bez jakichkolwiek zwierząt.
— A leki na alergię? Odczulanie? Musi istnieć jakiś sposób. — Spojrzała nań pytająco, dłoń kładąc na jego udzie — I będziesz boksował się z kangurami.
Posłała mu wesoły uśmiech i pogładziła go po udzie.
— Wiesz co, pogadam z Avis jak tylko będę mogła. Powiem jej, aby wykonała pierwszy krok. Jak ty postąpisz, to już nie moja sprawa, ale masz szansę. Nie spierdol tego.
Taka urocza, a jak zaklnie, to… też bywa urocza. Przynajmniej tak jej mówiono.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach