▲▼
First topic message reminder :
Największy w całym Vancouver park, uznawany również jako pierwszy oficjalnie "założony" teren zielony tego typu, mający już ponad dobrych sto dwadzieścia pięć lat. Liczy sobie przestrzeń aż czterystu hektarów czystej zieleni, widoków na wody, góry i piękne kanadyjskie niebo, co nadało temu miejscu miano "lasów deszczowych Zachodniego Wybrzeża". Park zdobią także drewniane totemy, a doskonałą atrakcją turystyczną, notującą się także w spisach jako perfidni złodzieje, są zamieszkujące pobliskie krzaki szopy. Nie brak tu również miniaturowych kolejek, kortu tenisowego, pola piknikowego, ścieżki rowerowej czy niewielkiego parku wodnego i ogrodów. Właściwie, tego nie można nawet uznać za zwykły, urokliwy park z ławeczkami - jest to nie tylko strefa wypoczynku, ale i rozrywki, a także dom dla wielu dzikich zwierząt. Niczym niespotykanym nie są tu nietoperze i bieliki amerykańskie, a wedle informacji turystycznej - gdzieś nieopodal gnieździ się nawet rodzina kojotów. Nie wspominając już o przewijających się od czasu do czasu młodych fokach poszukujących jedzenia.
W parku znajduje się specjalna strefa, w której właściciele swoich psich pupili mogą bez problemu odpiąć ich smycz.
W parku znajduje się specjalna strefa, w której właściciele swoich psich pupili mogą bez problemu odpiąć ich smycz.
Syknął pod nosem, powstrzymując się od wycedzenia jakiegoś przekleństwa przez zęby. Brakowało mu już tylko tego, by przekonał się, że naprawdę miał do czynienia z rozkapryszoną księżniczką. Poruszył ręką z widocznym niezadowoleniem, dając jej do zrozumienia, że dotyk na niej niezupełnie mu się podobał, nawet jeśli całkiem szybko został od niego uwolniony. Może nie w sposób, który by mu odpowiadał, ale zawsze znaleźli się o ten krok do przodu ku zakończeniu tego spotkania. Sam starał się ukryć poirytowanie, by chociaż w tym przypadku wyjść na tego, który zachowałby zimną krew, ale aura, która towarzyszyła dziewczynie, dziwnym zbiegiem okoliczności musiała udzielić się i Hatheway'owi.
„Z wielką przyjemnością.”
Nie tak ostro, siostro, wymruczał cynicznie w myślach i otrzepał swój bark, tłumiąc w sobie chęć rozmasowania go. W jego oczach od razu pojawił się jakiś przebłysk wyrzutu, czym dał jej do zrozumienia, że wyczuł działanie z premedytacją.
― Cieszę się, że się rozumiemy ― wymruczał pod nosem, mocno mijając się z prawdą. Zapewne mało kto wyczułby między nimi charakterystyczne spięcie, uznając ich za dwójkę przekomarzających się – „Kto się czubi, ten się lubi” – dzieciaków. ― Może powinnaś spytać o rady kogoś, kto się na tym zna albo zaznajomić się z tresurą, jeszcze zanim przygarnęłaś zwierzę? ― rzucił, przybierając dość rzeczowy ton. Trzeba przyznać, że jak na kogoś, kto zagłodził już żółwia kumpla, próbując wmówić mu, że uciekł i nie mógł go dogonić, szło mu całkiem nieźle. Jego głos nie zaciął się nawet na chwilę, gdy był przekonany, że jeśli czegoś nie wiesz, powinieneś zaczerpnąć rady kogoś mądrzejszego. ― Gdyby uciekł na ulicę i wpadł pod samochód, też powiedziałabyś, że wypuściłaś go, bo szurał tyłkiem po ziemi? ― Parsknął sucho pod nosem, raz jeszcze otrzepując swoją kurtkę z brudu.
Opuścił wzrok na dziewczynę, która niespodziewanie przykucnęła na ziemi, przysłuchując się jej monologowi skierowanemu do zwierzęcia. Mimowolnie pokręcił głową, wciąż ściskając w ręce portfel nieznajomej. Na słowo „buc” wydał z siebie krótkie prychnięcie, przypominając jej o swojej obecności w pobliżu i tym, że wszystko słyszał. Nie powinien robić sobie zbyt wielkich nadziei na to, że szatynka cokolwiek sobie z tego robiła, ale ludzie zazwyczaj mieli w sobie więcej ogłady.
Dobra. Nie mieli.
Myśli Noah'a zboczyły jednak na inny tor. Nie zatrzymały się tam na długo, ale ciężko było mu nie skupić się na odstających od jej głowy uszach. Wracała z jakiegoś balu przebierańców? Przesunął spojrzeniem po jej twarzy, gdy skupiała się na swoim psie, co samo w sobie mogło okazać się niekomfortowe dla dziewczyny. Próbował dopatrzeć się tam jakichś pozostałości po kocim makijażu. Bezskutecznie. Nie wiedział, skąd wzięło się to nagłe zaciekawienie, ale momentalnie spojrzał gdzieś w bok, karcąc samego siebie za te idiotyczne rozważania. Potarł kark ręką i uniósł na nią swój wzrok, gdy tylko podniosła się na równe nogi.
― Daj spokój. Nie potrzebuję twoich pieniędzy ― odparł, jakby nie sądził, że ciemnowłosa weźmie to na poważnie. Nie był rozpuszczonym dzieciakiem, ale jednocześnie zdawał sobie sprawę, że gdyby tylko chciał, mógłby wykupić całą pralnię łącznie z jej wszystkimi pracownikami. ― Po prostu na przyszłość pilnuj go bardziej. Albo skup się na tresurze w pobliżu własnego domu. Oszczędzisz sobie patrzenia na innych. ― Praktycznie wcisnął jej w rękę portfel i zaraz cofnął swoją, jakby nie chciał dotykać jej skóry dłużej niż to było konieczne.
Właściwie to by było na tyle, gdyby nie fakt, że szczeniak zaczął ocierać się o jego nogi. Chłopak pochylił się do przodu, opierając łokcie na swoich kolanach i zerknął w dół, zauważając, że futrzak upodobał sobie nowe miejsce. Wcale nie próbował dopatrzeć się w tym jakiejś próby zeswatania ich ze sobą, już prędzej wydawało mu się, że po prostu przypadł szczeniakowi do gustu, nawet jeśli sam czarnowłosy nie wyglądał na szczególnie zainteresowanego zabawą z czworonogiem.
― Chyba cię nie lubi ― wymruczał ze złośliwym wręcz rozbawieniem, zaraz rzucając cichszym: ― Ciekawe dlaczego.
Wsunął ręce pod przednie łapy szczeniaka, od razu wyczuwając wilgoć i błoto pod palcami. Niemniej jednak podniósł go z ziemi, wystawiając w stronę nieznajomej, która z pewnością nie odważyłaby się zabrać kundla spomiędzy jego nóg. Sam też wolał uchronić się przed tak nieciekawą sytuacją. Ta „znajomość” i tak miała już wystarczająco kiepski początek.
„Z wielką przyjemnością.”
Nie tak ostro, siostro, wymruczał cynicznie w myślach i otrzepał swój bark, tłumiąc w sobie chęć rozmasowania go. W jego oczach od razu pojawił się jakiś przebłysk wyrzutu, czym dał jej do zrozumienia, że wyczuł działanie z premedytacją.
― Cieszę się, że się rozumiemy ― wymruczał pod nosem, mocno mijając się z prawdą. Zapewne mało kto wyczułby między nimi charakterystyczne spięcie, uznając ich za dwójkę przekomarzających się – „Kto się czubi, ten się lubi” – dzieciaków. ― Może powinnaś spytać o rady kogoś, kto się na tym zna albo zaznajomić się z tresurą, jeszcze zanim przygarnęłaś zwierzę? ― rzucił, przybierając dość rzeczowy ton. Trzeba przyznać, że jak na kogoś, kto zagłodził już żółwia kumpla, próbując wmówić mu, że uciekł i nie mógł go dogonić, szło mu całkiem nieźle. Jego głos nie zaciął się nawet na chwilę, gdy był przekonany, że jeśli czegoś nie wiesz, powinieneś zaczerpnąć rady kogoś mądrzejszego. ― Gdyby uciekł na ulicę i wpadł pod samochód, też powiedziałabyś, że wypuściłaś go, bo szurał tyłkiem po ziemi? ― Parsknął sucho pod nosem, raz jeszcze otrzepując swoją kurtkę z brudu.
Opuścił wzrok na dziewczynę, która niespodziewanie przykucnęła na ziemi, przysłuchując się jej monologowi skierowanemu do zwierzęcia. Mimowolnie pokręcił głową, wciąż ściskając w ręce portfel nieznajomej. Na słowo „buc” wydał z siebie krótkie prychnięcie, przypominając jej o swojej obecności w pobliżu i tym, że wszystko słyszał. Nie powinien robić sobie zbyt wielkich nadziei na to, że szatynka cokolwiek sobie z tego robiła, ale ludzie zazwyczaj mieli w sobie więcej ogłady.
Dobra. Nie mieli.
Myśli Noah'a zboczyły jednak na inny tor. Nie zatrzymały się tam na długo, ale ciężko było mu nie skupić się na odstających od jej głowy uszach. Wracała z jakiegoś balu przebierańców? Przesunął spojrzeniem po jej twarzy, gdy skupiała się na swoim psie, co samo w sobie mogło okazać się niekomfortowe dla dziewczyny. Próbował dopatrzeć się tam jakichś pozostałości po kocim makijażu. Bezskutecznie. Nie wiedział, skąd wzięło się to nagłe zaciekawienie, ale momentalnie spojrzał gdzieś w bok, karcąc samego siebie za te idiotyczne rozważania. Potarł kark ręką i uniósł na nią swój wzrok, gdy tylko podniosła się na równe nogi.
― Daj spokój. Nie potrzebuję twoich pieniędzy ― odparł, jakby nie sądził, że ciemnowłosa weźmie to na poważnie. Nie był rozpuszczonym dzieciakiem, ale jednocześnie zdawał sobie sprawę, że gdyby tylko chciał, mógłby wykupić całą pralnię łącznie z jej wszystkimi pracownikami. ― Po prostu na przyszłość pilnuj go bardziej. Albo skup się na tresurze w pobliżu własnego domu. Oszczędzisz sobie patrzenia na innych. ― Praktycznie wcisnął jej w rękę portfel i zaraz cofnął swoją, jakby nie chciał dotykać jej skóry dłużej niż to było konieczne.
Właściwie to by było na tyle, gdyby nie fakt, że szczeniak zaczął ocierać się o jego nogi. Chłopak pochylił się do przodu, opierając łokcie na swoich kolanach i zerknął w dół, zauważając, że futrzak upodobał sobie nowe miejsce. Wcale nie próbował dopatrzeć się w tym jakiejś próby zeswatania ich ze sobą, już prędzej wydawało mu się, że po prostu przypadł szczeniakowi do gustu, nawet jeśli sam czarnowłosy nie wyglądał na szczególnie zainteresowanego zabawą z czworonogiem.
― Chyba cię nie lubi ― wymruczał ze złośliwym wręcz rozbawieniem, zaraz rzucając cichszym: ― Ciekawe dlaczego.
Wsunął ręce pod przednie łapy szczeniaka, od razu wyczuwając wilgoć i błoto pod palcami. Niemniej jednak podniósł go z ziemi, wystawiając w stronę nieznajomej, która z pewnością nie odważyłaby się zabrać kundla spomiędzy jego nóg. Sam też wolał uchronić się przed tak nieciekawą sytuacją. Ta „znajomość” i tak miała już wystarczająco kiepski początek.
Tak jakby ona przez całe życie marzyła o dotykaniu obcych facetów. Zachowywał się co najmniej, jakby wykorzystała psa, by celowo na niego wpaść i go poderwać. Ewentualnie jak smutna ofiara gwałtu. Książę ze szklanej wieży, ha. Ktoś tu miał zbyt wygórowaną opinię o sobie?
Drażnił ją każdym swoim gestem, jak i słowem. Nie oczekiwała co prawda, by inni skakali dookoła niej i wiecznie jej słodzili. Właściwie było to zachowanie równie drażniące i zwyczajnie bezsensowne, gdy oceniali ją na podstawie twarzy. Ale to? Pieprzony, gburowaty dupek. Mogła się założyć, że pochodził z jakiejś bogatej rodziny i nigdy nie dostał w swoją śliczną, wypudrowaną twarz. No dobra, może nie był wypudrowany. Hmpf. Cokolwiek.
- Skoro jesteś takim wielkim znawcą zwierząt i tresury to chętnie posłucham. Miałam go zostawić w tym kartonie, bo nie zaznajomiłam się z tym jak wytresować psa? To jeszcze szczeniak. Dla twojej wiadomości, uczę się jak go wychowywać, ale to nie takie proste, gdy bierzesz się za coś po raz pierwszy. Co nie znaczy, że mamy tylko odwracać wzrok i udawać, że czegoś nie widzimy. Bo pewnie, napewno byłby szczęśliwszy gdyby zdechł. Albo w schronisku, nie? Te wspaniałe klatki, normalnie pięciogwiazdkowy hotel. - gorycz. Wręcz przelewała się w jej głosie, gdy patrzyła na niego zarówno z rezygnacją, odrobiną złości, jak i wyraźnym zawodem. Mimo że nie stanowiła przykładu osoby, który ładował się umyślnie w rozmowy innymi, właśnie takie sytuacje jak ta, utwierdzały ją w przekonaniu, że ludziom dużo łatwiej było przejść na relację, gdzie mogą komuś dokopać i zmieszać z błotem.
Bo przecież, gdy tylko wyczuła jego negatywny ton, od razu w akcie obrony reagowała agresją i brakiem poszanowania.
"Gdyby uciekł na ulicę (...)"
- Jesteś beznadziejny. Zastanów się czasem nad tym, co mówisz. - nie ściszyła głosu. W żaden sposób nie próbowała zrobić z siebie ofiary całego tego zdarzenia. Mimo to, nawet jeśli ona zawiniła, a niektóre z jej słów mogły wiać hipokryzją, nieznajomy rzucał kąśliwe, nacechowane negatywną energią słowa bez najmniejszego przemyślenia. Nigdy nie powinno się rzucać słów nawiązujących do czyjegoś nieszczęścia, jeśli nie chciało się go na siebie ściągnąć.
- To że ich nie potrzebujesz, nie znaczy że nie powinieneś ich przyjąć. Nie chcę mieć wobec ciebie długu. - mruknęła odbierając swój portfel.
"Chyba cię nie lubi."
Auć.
Cofnęła się krok w tył, krzywiąc się z wyraźnym bólem. Dupek. Zaciskała raz po raz palce, czując zbierające jej się w oczach łzy. Skąd miała w końcu wiedzieć czy nie ma racji? Może szczeniak faktycznie jej nie lubił. Głos uwiązł jej w gardle, gdy uniosła nadgarstki do oczu, pocierając je parę razy, zupełnie jakby chciała w ten sposób powstrzymać zbierające się w nich łzy. Pociągnęła nosem. Raz, drugi, trzeci.
- Chyba właśnie z nią zerwał. Biedna dziewczyna.
- Jeszcze daje jej psa na pocieszenie?
- Może to ona dała mu go w prezencie. - ambitne spekulacje przechodzących obok ludzi, nawet jeśli były wypowiadane konspiracyjnym szeptem, słyszała ich mimo ciągłego pociągania nosem.
Nie popłaczę się, nie popłaczę się, nie popłaczę się.
Szczeniak przechylił łeb w bok, skomląc cicho i poruszając łapkami. Odebrała go od chłopaka i przytuliła do siebie, śmiejąc się cicho, gdy wyczuła na twarzy mokry język.
- No weź, fuj. Mały brudas. - merdający ogon raczej nie wskazywał na to, by poczuł się urażony. Zerknęła niechętnie na chłopaka sponad psa, przytulając go do klatki piersiowej. - Dzięki. To co z tą pralnią?
Zapytała pocierając wolną ręką policzek, by pozbyć się mokrego uczucia.
Drażnił ją każdym swoim gestem, jak i słowem. Nie oczekiwała co prawda, by inni skakali dookoła niej i wiecznie jej słodzili. Właściwie było to zachowanie równie drażniące i zwyczajnie bezsensowne, gdy oceniali ją na podstawie twarzy. Ale to? Pieprzony, gburowaty dupek. Mogła się założyć, że pochodził z jakiejś bogatej rodziny i nigdy nie dostał w swoją śliczną, wypudrowaną twarz. No dobra, może nie był wypudrowany. Hmpf. Cokolwiek.
- Skoro jesteś takim wielkim znawcą zwierząt i tresury to chętnie posłucham. Miałam go zostawić w tym kartonie, bo nie zaznajomiłam się z tym jak wytresować psa? To jeszcze szczeniak. Dla twojej wiadomości, uczę się jak go wychowywać, ale to nie takie proste, gdy bierzesz się za coś po raz pierwszy. Co nie znaczy, że mamy tylko odwracać wzrok i udawać, że czegoś nie widzimy. Bo pewnie, napewno byłby szczęśliwszy gdyby zdechł. Albo w schronisku, nie? Te wspaniałe klatki, normalnie pięciogwiazdkowy hotel. - gorycz. Wręcz przelewała się w jej głosie, gdy patrzyła na niego zarówno z rezygnacją, odrobiną złości, jak i wyraźnym zawodem. Mimo że nie stanowiła przykładu osoby, który ładował się umyślnie w rozmowy innymi, właśnie takie sytuacje jak ta, utwierdzały ją w przekonaniu, że ludziom dużo łatwiej było przejść na relację, gdzie mogą komuś dokopać i zmieszać z błotem.
Bo przecież, gdy tylko wyczuła jego negatywny ton, od razu w akcie obrony reagowała agresją i brakiem poszanowania.
"Gdyby uciekł na ulicę (...)"
- Jesteś beznadziejny. Zastanów się czasem nad tym, co mówisz. - nie ściszyła głosu. W żaden sposób nie próbowała zrobić z siebie ofiary całego tego zdarzenia. Mimo to, nawet jeśli ona zawiniła, a niektóre z jej słów mogły wiać hipokryzją, nieznajomy rzucał kąśliwe, nacechowane negatywną energią słowa bez najmniejszego przemyślenia. Nigdy nie powinno się rzucać słów nawiązujących do czyjegoś nieszczęścia, jeśli nie chciało się go na siebie ściągnąć.
- To że ich nie potrzebujesz, nie znaczy że nie powinieneś ich przyjąć. Nie chcę mieć wobec ciebie długu. - mruknęła odbierając swój portfel.
"Chyba cię nie lubi."
Auć.
Cofnęła się krok w tył, krzywiąc się z wyraźnym bólem. Dupek. Zaciskała raz po raz palce, czując zbierające jej się w oczach łzy. Skąd miała w końcu wiedzieć czy nie ma racji? Może szczeniak faktycznie jej nie lubił. Głos uwiązł jej w gardle, gdy uniosła nadgarstki do oczu, pocierając je parę razy, zupełnie jakby chciała w ten sposób powstrzymać zbierające się w nich łzy. Pociągnęła nosem. Raz, drugi, trzeci.
- Chyba właśnie z nią zerwał. Biedna dziewczyna.
- Jeszcze daje jej psa na pocieszenie?
- Może to ona dała mu go w prezencie. - ambitne spekulacje przechodzących obok ludzi, nawet jeśli były wypowiadane konspiracyjnym szeptem, słyszała ich mimo ciągłego pociągania nosem.
Nie popłaczę się, nie popłaczę się, nie popłaczę się.
Szczeniak przechylił łeb w bok, skomląc cicho i poruszając łapkami. Odebrała go od chłopaka i przytuliła do siebie, śmiejąc się cicho, gdy wyczuła na twarzy mokry język.
- No weź, fuj. Mały brudas. - merdający ogon raczej nie wskazywał na to, by poczuł się urażony. Zerknęła niechętnie na chłopaka sponad psa, przytulając go do klatki piersiowej. - Dzięki. To co z tą pralnią?
Zapytała pocierając wolną ręką policzek, by pozbyć się mokrego uczucia.
Gdyby wiedział, że swoimi uwagami ściągnie na siebie całą salwę słów, pewnie do teraz siedziałby cicho i udawał niemowę. Mógł się spodziewać, że kolejna osoba na świecie postanowi przyjąć taktykę „Skoro jesteś takim znawcą”, co pociągnie za sobą resztę pouczeń wyrzutów i tego, że sam powinien zająć się psem, jeżeli wiedział więcej. Szkoda, że jego wiedza ograniczała się jedynie do teorii, ale jego twarz nie zdradzała przejęcia kogoś, kto był zapędzany w kozi róg. Właściwie nic nie wskazywało na to, by trafiła w sedno sprawy.
― Nigdy nie powiedziałem, że jestem znawcą tresury. Powiedziałem, że powinnaś zaczerpnąć rady kogoś, kto się na tym zna ― powtórzył bardziej dobitnie, odznaczając się dziwną drobiazgowością. ― A nie „Chodź, pokażę ci, jak odpowiednio się nim zaopiekować” ― rzucił takim tonem, że nawet gdyby to zrobił, wątpił, by nieznajoma poszła z nim, dopatrując się w jego zamiarach jakiegoś podstępu. Nawet nie wysilił się, by zobrazować przy tym firmowy uśmiech typowego creepa, choć z tym młodzieńczym wyglądem raczej nikt nie posądziłby go o pedofilskie zapędy. Był jeszcze dzieckiem. I chcąc nie chcąc, czasem tak się zachowywał.
„Bo pewnie, na pewno byłby szczęśliwszy gdyby zdechł.”
― Ty to powiedziałaś ― odparł, ściągając brwi. Co jak co, ale nie życzył źle nikomu, a już na pewno zwierzętom. Może sam nie był wymarzonym właścicielem i gdyby miał wielbłąda, pewnie i tak koniec końców zdechłby z pragnienia, ale nie uważał, że zostawianie bezbronnych istot na ulicy było chwalebne.
„Zastanów się czasem nad tym, co mówisz.”
On miał się zastanowić?
Hatheway przechylił nieznacznie głowę, jakby w tym momencie nie rozumiał, do czego zmierzała. Właśnie dlatego, że się zastanawiał, był w stanie dojść do takiego wniosku – przynajmniej tak mu się wydawało. Szczeniak nie był w stanie oszacować, czy zdąży w porę przebiec przez ulicę. Czasem dorosły pies nie potrafił tego ocenić.
― To żaden dług. ― I tak pewnie więcej się nie zobaczymy, dodał w myślach, zauważając, że w niektórych sprawach lepiej trzeba było trzymać swój język za zębami. Dziewczyna dość dobitnie udowodniła mu to już po niedługiej chwili, gdy w ułamku sekundy jej zachowanie uległo diametralnemu przeobrażeniu. Chyba po raz pierwszy podczas ich spotkania Noah'owi zrzedła mina. Nie przywykł do tego, by ludzie w jego obecności płakali. Odkąd stał się opryskliwy i nieprzyjemny, najczęściej spotykał się z warknięciami, a w szczególnie ekstremalnych przypadkach z solidnymi liśćmi wymierzonymi w policzek. Tak było łatwiej.
„Chyba właśnie z nią zerwał. Biedna dziewczyna.”
Bardzo śmieszne. Mimowolnie powiódł wzrokiem ku przechodzącym obok plotkarom. Jedna z nich napotkała na jego spojrzenie i od razu spiorunowała go wzrokiem – Pewnie feministka – za niewłaściwie zachowanie wobec przedstawicielki tej samej płci.
― Daj spokój ― mruknął, jakby to miało załatwić całą sprawę, jednak nieznajoma chyba nie planowała przestać płakać. Co robić? ― Przepraszam, okej? Nie sądziłem, że tak cię to urazi ― wymamrotał, raz jeszcze odbiegając spojrzeniem gdzieś w bok. Dopiero po wypowiedzeniu tych słów przeniósł spojrzenie na dziewczynę, sprawdzając czy ta metoda poskutkowała, nawet jeśli wciąż czuł się idiotycznie.
Podniósł się z miejsca, gdy odebrała od niego szczeniaka i już miał zamiar kontynuować swoje wywody, kiedy zauważył lekko poruszające się pod wpływem śmiechu ramiona. A może nadal płakała? W obecnej chwili chłopak czuł się nieco zagubiony i przyglądał się jej z dokładnie takim wyrazem na twarzy.
Może zrobiła to specjalnie?
― Nic z tą pralnią. To tylko trochę błota ― odparł, otrzepując bluzę i spodnie. Co prawda, zostało na nich trochę śladów, ale nie były one tak tragiczne, by nie poradziła sobie z nimi zwykła, domowa pralka. ― Co najwyżej w domu spytają mnie, w którym miejscu zaliczyłem glebę. Zatrzymaj te pieniądze ― zamilkł na chwilę, o odwrócił twarz od dziewczyny, spoglądając w stronę dalszej części parkowej alejki. Odsunął nieznacznie rękaw i zerknął na zegarek. ― Czasem w parkach zjawiają się treserzy, ale nie jestem pewien, czy robią to tylko w weekendy rano, czy może chce im się w to bawić też w ciągu tygodnia po południu. ― Wzruszył barkami. ― Dzisiaj jest już raczej na to za późno. No i nie sądzę, żeby pobierali za to dużo pieniędzy, więc możesz rozważyć zabranie tam swojego psa. Nie wiem, czy funkcjonuje to w tym parku, ale w Queen Elisabeth na pewno.
― Nigdy nie powiedziałem, że jestem znawcą tresury. Powiedziałem, że powinnaś zaczerpnąć rady kogoś, kto się na tym zna ― powtórzył bardziej dobitnie, odznaczając się dziwną drobiazgowością. ― A nie „Chodź, pokażę ci, jak odpowiednio się nim zaopiekować” ― rzucił takim tonem, że nawet gdyby to zrobił, wątpił, by nieznajoma poszła z nim, dopatrując się w jego zamiarach jakiegoś podstępu. Nawet nie wysilił się, by zobrazować przy tym firmowy uśmiech typowego creepa, choć z tym młodzieńczym wyglądem raczej nikt nie posądziłby go o pedofilskie zapędy. Był jeszcze dzieckiem. I chcąc nie chcąc, czasem tak się zachowywał.
„Bo pewnie, na pewno byłby szczęśliwszy gdyby zdechł.”
― Ty to powiedziałaś ― odparł, ściągając brwi. Co jak co, ale nie życzył źle nikomu, a już na pewno zwierzętom. Może sam nie był wymarzonym właścicielem i gdyby miał wielbłąda, pewnie i tak koniec końców zdechłby z pragnienia, ale nie uważał, że zostawianie bezbronnych istot na ulicy było chwalebne.
„Zastanów się czasem nad tym, co mówisz.”
On miał się zastanowić?
Hatheway przechylił nieznacznie głowę, jakby w tym momencie nie rozumiał, do czego zmierzała. Właśnie dlatego, że się zastanawiał, był w stanie dojść do takiego wniosku – przynajmniej tak mu się wydawało. Szczeniak nie był w stanie oszacować, czy zdąży w porę przebiec przez ulicę. Czasem dorosły pies nie potrafił tego ocenić.
― To żaden dług. ― I tak pewnie więcej się nie zobaczymy, dodał w myślach, zauważając, że w niektórych sprawach lepiej trzeba było trzymać swój język za zębami. Dziewczyna dość dobitnie udowodniła mu to już po niedługiej chwili, gdy w ułamku sekundy jej zachowanie uległo diametralnemu przeobrażeniu. Chyba po raz pierwszy podczas ich spotkania Noah'owi zrzedła mina. Nie przywykł do tego, by ludzie w jego obecności płakali. Odkąd stał się opryskliwy i nieprzyjemny, najczęściej spotykał się z warknięciami, a w szczególnie ekstremalnych przypadkach z solidnymi liśćmi wymierzonymi w policzek. Tak było łatwiej.
„Chyba właśnie z nią zerwał. Biedna dziewczyna.”
Bardzo śmieszne. Mimowolnie powiódł wzrokiem ku przechodzącym obok plotkarom. Jedna z nich napotkała na jego spojrzenie i od razu spiorunowała go wzrokiem – Pewnie feministka – za niewłaściwie zachowanie wobec przedstawicielki tej samej płci.
― Daj spokój ― mruknął, jakby to miało załatwić całą sprawę, jednak nieznajoma chyba nie planowała przestać płakać. Co robić? ― Przepraszam, okej? Nie sądziłem, że tak cię to urazi ― wymamrotał, raz jeszcze odbiegając spojrzeniem gdzieś w bok. Dopiero po wypowiedzeniu tych słów przeniósł spojrzenie na dziewczynę, sprawdzając czy ta metoda poskutkowała, nawet jeśli wciąż czuł się idiotycznie.
Podniósł się z miejsca, gdy odebrała od niego szczeniaka i już miał zamiar kontynuować swoje wywody, kiedy zauważył lekko poruszające się pod wpływem śmiechu ramiona. A może nadal płakała? W obecnej chwili chłopak czuł się nieco zagubiony i przyglądał się jej z dokładnie takim wyrazem na twarzy.
Może zrobiła to specjalnie?
― Nic z tą pralnią. To tylko trochę błota ― odparł, otrzepując bluzę i spodnie. Co prawda, zostało na nich trochę śladów, ale nie były one tak tragiczne, by nie poradziła sobie z nimi zwykła, domowa pralka. ― Co najwyżej w domu spytają mnie, w którym miejscu zaliczyłem glebę. Zatrzymaj te pieniądze ― zamilkł na chwilę, o odwrócił twarz od dziewczyny, spoglądając w stronę dalszej części parkowej alejki. Odsunął nieznacznie rękaw i zerknął na zegarek. ― Czasem w parkach zjawiają się treserzy, ale nie jestem pewien, czy robią to tylko w weekendy rano, czy może chce im się w to bawić też w ciągu tygodnia po południu. ― Wzruszył barkami. ― Dzisiaj jest już raczej na to za późno. No i nie sądzę, żeby pobierali za to dużo pieniędzy, więc możesz rozważyć zabranie tam swojego psa. Nie wiem, czy funkcjonuje to w tym parku, ale w Queen Elisabeth na pewno.
Jedyną cechą, która ratowałaby go w podobnej rzekomo pedofilskiej sytuacji byłaby tylko i wyłącznie ich różnica wzrostu. Gdyby stanął tyłem do innych, założył jakiś długi płaszcz z wysokim kołnierzem... kto wie, może i pojedyncze osoby udałoby się oszukać. Zwłaszcza gdyby w jego dłoni błysnął cukierek wraz z tekstem "Hej maleńka, chcesz zobaczyć moje kotki w piwnicy?".
"Ty to powiedziałaś."
Odbijanie piłki? Świetnie.
- Ty to zasugerowałeś. Wyobraź sobie sytuację. Idziesz przez ulicę i widzisz staruszkę wchodzącą pod samochód. Wyciągniesz ją spod niego, czy sięgniesz pod telefon, by wpisać w googlach "Co robić, gdy staruszka wchodzi pod samochód"? - mimo to nie widziała większego sensu w tłumaczeniu mu czegokolwiek. Ta krótka konwersacja wystarczyła, by zorientowała się, że nie tylko oboje byli cholernie uparci, ale też każde było przekonane o swojej racji. Może i zdawała sobie sprawę, że w pewnym sensie faktycznie zanim wzięła psa do siebie powinna się zastanowić. Może lepiej by było gdyby oddała go do schroniska czy wywiesiła ogłoszenia o znalezionym psie, którego odda w dobre ręce.
Lepiej?
Śmiechu warte.
Pojedyncze spojrzenie na szczeniaka zaprzeczało wszystkim podobnym rozważaniom, zrzucając je do worka "bezsensowne idiotyzmy" umiejscowionego w zakamarkach jej podświadomości. Nie oddałaby go nikomu. Nawet jeśli miała go zaledwie kilka dni należał do niej.
"To żaden dług."
Westchnęła.
- Wy Amerykanie i wasza pokręcona mentalność. - wymamrotała bardziej do siebie niż do niego.
Zmiany w jej zachowaniu były dość częste. Mimo to Yorutaka raczej rzadko pokazywała komuś swoją słabszą stronę z prostego powodu - rzadko kiedy z kimkolwiek rozmawiała. Jak widać było to całkiem dobre wyjście, jeśli wszystkie jej konwersacje miały się kończyć tak jak ta.
Nie spodziewała się jednak, że ją przeprosi. Prędzej by stwierdziła, że zaśmieje się pod nosem i rzuci coś o tym, jak żałosnym był podobny fakt, albo coś o robieniu scen. Mimo to gdy na niego spojrzała, wyglądał na... zagubionego? Nie była do końca pewna jak to nazwać. Przyglądała mu się w milczeniu, gdy rzucił swoją poradą, chyba nie do końca wierząc, że nie dodał żadnego chamskiego, wyśmiewającego ją tekstu.
Pokiwała w końcu powoli głową, dalej trzymając psa na rękach.
- Spróbuję w sobotę rano. Dziękuję. - wymamrotała nieco niewyraźnie, uciekając wzrokiem w bok. Co za dziwna osoba. Najpierw zachowuje się jak opryskliwy dupek, a teraz nagle faktycznie rzuca przydatną, pomocną informacją. Cała ta sytuacja zdecydowanie sprawiała, że zaczęła się gubić. Mimo to teraz jej dług dodatkowo urósł. Zawahała się krótko nim w końcu spojrzała na niego sponad psiego pyska.
- Trochę kiepsko zaczęliśmy, co? - zaszurała butem po ziemi, ponownie spuszczając wzrok. Tym razem na swojego szczeniaka, który w pewien sposób dodawał jej w podobnej sytuacji otuchy.
- Yoru. Tak mam na imię. - rzuciła w końcu cicho podnosząc na niego szybko wzrok nim ponownie opuściła go na zwierzaka, machającego dziko ogonem. Naprawdę próbowała sobie ze wszystkich sił wmówić, że narastające ciepło na policzkach wcale nie jest dowodem na pojawiający się na nich rumieniec zażenowania. Serio.
...
Do kitu z takim ciałem.
"Ty to powiedziałaś."
Odbijanie piłki? Świetnie.
- Ty to zasugerowałeś. Wyobraź sobie sytuację. Idziesz przez ulicę i widzisz staruszkę wchodzącą pod samochód. Wyciągniesz ją spod niego, czy sięgniesz pod telefon, by wpisać w googlach "Co robić, gdy staruszka wchodzi pod samochód"? - mimo to nie widziała większego sensu w tłumaczeniu mu czegokolwiek. Ta krótka konwersacja wystarczyła, by zorientowała się, że nie tylko oboje byli cholernie uparci, ale też każde było przekonane o swojej racji. Może i zdawała sobie sprawę, że w pewnym sensie faktycznie zanim wzięła psa do siebie powinna się zastanowić. Może lepiej by było gdyby oddała go do schroniska czy wywiesiła ogłoszenia o znalezionym psie, którego odda w dobre ręce.
Lepiej?
Śmiechu warte.
Pojedyncze spojrzenie na szczeniaka zaprzeczało wszystkim podobnym rozważaniom, zrzucając je do worka "bezsensowne idiotyzmy" umiejscowionego w zakamarkach jej podświadomości. Nie oddałaby go nikomu. Nawet jeśli miała go zaledwie kilka dni należał do niej.
"To żaden dług."
Westchnęła.
- Wy Amerykanie i wasza pokręcona mentalność. - wymamrotała bardziej do siebie niż do niego.
Zmiany w jej zachowaniu były dość częste. Mimo to Yorutaka raczej rzadko pokazywała komuś swoją słabszą stronę z prostego powodu - rzadko kiedy z kimkolwiek rozmawiała. Jak widać było to całkiem dobre wyjście, jeśli wszystkie jej konwersacje miały się kończyć tak jak ta.
Nie spodziewała się jednak, że ją przeprosi. Prędzej by stwierdziła, że zaśmieje się pod nosem i rzuci coś o tym, jak żałosnym był podobny fakt, albo coś o robieniu scen. Mimo to gdy na niego spojrzała, wyglądał na... zagubionego? Nie była do końca pewna jak to nazwać. Przyglądała mu się w milczeniu, gdy rzucił swoją poradą, chyba nie do końca wierząc, że nie dodał żadnego chamskiego, wyśmiewającego ją tekstu.
Pokiwała w końcu powoli głową, dalej trzymając psa na rękach.
- Spróbuję w sobotę rano. Dziękuję. - wymamrotała nieco niewyraźnie, uciekając wzrokiem w bok. Co za dziwna osoba. Najpierw zachowuje się jak opryskliwy dupek, a teraz nagle faktycznie rzuca przydatną, pomocną informacją. Cała ta sytuacja zdecydowanie sprawiała, że zaczęła się gubić. Mimo to teraz jej dług dodatkowo urósł. Zawahała się krótko nim w końcu spojrzała na niego sponad psiego pyska.
- Trochę kiepsko zaczęliśmy, co? - zaszurała butem po ziemi, ponownie spuszczając wzrok. Tym razem na swojego szczeniaka, który w pewien sposób dodawał jej w podobnej sytuacji otuchy.
- Yoru. Tak mam na imię. - rzuciła w końcu cicho podnosząc na niego szybko wzrok nim ponownie opuściła go na zwierzaka, machającego dziko ogonem. Naprawdę próbowała sobie ze wszystkich sił wmówić, że narastające ciepło na policzkach wcale nie jest dowodem na pojawiający się na nich rumieniec zażenowania. Serio.
...
Do kitu z takim ciałem.
Kobiety. No nijak nie przegadasz, podsumował z rezygnacją w głosie przechylając głowę na bok. Nie rozumiał, skąd wzięło jej się to porównanie, ale uznał, że próba zrozumienia nie miała sensu. Sytuacja ze staruszką, która wymagała natychmiastowej interwencji – chociaż miał nadzieję, że nigdy nie będzie musiał jej udzielać – nieco różniła się od sytuacji, w której zabierało się do domu szczeniaka, miało się go już jakiś czas, który można było spożytkować na zdobycie potrzebnych informacji. Chociażby u znajomych – nie wyglądała, jakby ich nie miała.
― Raczej „Jak w pierwszej chwili nie zarobić torebką po łbie za gwałtowne ściąganie staruszki z powrotem na chodnik, gdy grozi jej wypadek?” ― wymruczał nieprzyjemnie pod nosem, oficjalnie kończąc tę niepotrzebną dyskusję. Przynajmniej to jedno ich łączyło – oboje nie zamierzali niczego sobie tłumaczyć. Hatheway był całkowicie pewien, że kosztowałoby go to znacznie więcej wysiłku niż dzisiejszy trening. I pomyśleć, że gdyby tego dnia nie zatrzymał się w parku, do niczego by nie doszło. Na pewno oszczędziłby sobie wiele nerwów i przede wszystkim zażenowania.
„Wy Amerykanie i wasza pokręcona mentalność.”
Na pewno nie tak pokręcona jak wasza.
Jeszcze chwilę temu wydawało mu się, że gorzej już być nie mogło. Chociaż opryskliwość dziewczyny mu się nie podobała, znacznie bardziej wolał, gdy rzucała mięsem niż kiedy płakała na jego oczach i to z jego powodu. Tylko dlatego, że czasem nie potrafił ugryźć się w język. Gdyby teraz przyszło mu rozważać nad tym, czy nieznajoma wyrządziła mu aż taką krzywdę spuszczając psa ze smyczy, na pewno by zaprzeczył. Chociaż nie zmieniało to faktu, że nadal uważał, że powinna go lepiej pilnować, jednak nie miał już w planach dalszego wypominania jej tego. Nie wiadomo, czy dlatego, że zrozumiał swój błąd, czy dlatego, że kompletnie się zawiesił, a przynajmniej na takiego wyglądał.
Nie odzywał się przez chwilę, po prostu przyglądając się dziewczynie stojącej na przeciwko niego, jakby wszystkie jej reakcje były zwyczajnie niedorzeczne. Zresztą już w zupełności wystarczyło, że to ona czuła się zagubiona w aktualnej sytuacji. Noah nie musiał się do tego przyłączać, nawet jeśli otwarcie nie dawał tego po sobie poznać, ukrywając się za maską opanowania, która prędzej czy później mogła go opuścić.
„Trochę kiepsko zaczęliśmy, co?”
Nie zdawał sobie sprawy, że poruszył zaledwie głową w milczeniu, po prostu jej przytakując, jak ktoś, kogo przed momentem wprawiono w trans. Gwałtowne mrugnięcie – o którym swoją drogą zapominał przez ostatnią minutę – oznajmiło jego nagły koniec. Czarnowłosy z kolei odkaszlnął cicho, przysłaniając usta zaciśniętą w pięść dłonią, jakby to magicznym sposobem miało odwrócić jej uwagę od tego niefortunnego potknięcia. Na jego korzyść działało to, że przez większość czasu zwyczajnie na niego nie patrzyła, ale dla całkowitego efektu powinien zastosować tę samą taktykę.
― Na to wygląda ― dorzucił zaraz, tuszując fakt na moment zapomnianego języka i sięgnął za siebie, zaciskając palce na pasku leżącej na ławce torby sportowej. Kiepski początek zazwyczaj zwiastował też natychmiastowy koniec. Nie wydawało mu się, że mieli sobie coś jeszcze do powiedzenia. ― Jeszcze raz cię prze--
„Yoru. Tak mam na imię.”
Ha?
Zatrzymał się w połowie czynności zarzucania sobie torby na ramię, zastanawiając się, czy się nie przesłyszał. W końcu mówiła na tyle cicho, by było to całkiem możliwe, ale jednocześnie stał na tyle blisko niej, by inne dźwięki, rozbrzmiewające w parku jej nie zagłuszały. Dopiero po chwili cały ciężar jego bagaży spoczął na jego barku.
― Noah ― odparł z lekką nutą niepewności, która objawiła się też w potarciu karku ręką. Co za idiotyzm, mruknął marudnie w myślach. Mogła być bardziej pewna siebie, pyskata, dać mu w twarz i to z pewnością nie ugasiłoby go tak bardzo, jak to cholerne zażenowanie.
Co powinno robić się w takich chwilach? Pożegnać się?
Głupie.
Powiedzieć, że ma się coś do załatwienia i zwiać?
― Chcesz się czegoś napić? Niedaleko jest kawiarnia, w której – przynajmniej moim zdaniem – podają najlepszą kawę w mieście.
Co ja, kurwa, robię?
― Raczej „Jak w pierwszej chwili nie zarobić torebką po łbie za gwałtowne ściąganie staruszki z powrotem na chodnik, gdy grozi jej wypadek?” ― wymruczał nieprzyjemnie pod nosem, oficjalnie kończąc tę niepotrzebną dyskusję. Przynajmniej to jedno ich łączyło – oboje nie zamierzali niczego sobie tłumaczyć. Hatheway był całkowicie pewien, że kosztowałoby go to znacznie więcej wysiłku niż dzisiejszy trening. I pomyśleć, że gdyby tego dnia nie zatrzymał się w parku, do niczego by nie doszło. Na pewno oszczędziłby sobie wiele nerwów i przede wszystkim zażenowania.
„Wy Amerykanie i wasza pokręcona mentalność.”
Na pewno nie tak pokręcona jak wasza.
Jeszcze chwilę temu wydawało mu się, że gorzej już być nie mogło. Chociaż opryskliwość dziewczyny mu się nie podobała, znacznie bardziej wolał, gdy rzucała mięsem niż kiedy płakała na jego oczach i to z jego powodu. Tylko dlatego, że czasem nie potrafił ugryźć się w język. Gdyby teraz przyszło mu rozważać nad tym, czy nieznajoma wyrządziła mu aż taką krzywdę spuszczając psa ze smyczy, na pewno by zaprzeczył. Chociaż nie zmieniało to faktu, że nadal uważał, że powinna go lepiej pilnować, jednak nie miał już w planach dalszego wypominania jej tego. Nie wiadomo, czy dlatego, że zrozumiał swój błąd, czy dlatego, że kompletnie się zawiesił, a przynajmniej na takiego wyglądał.
Nie odzywał się przez chwilę, po prostu przyglądając się dziewczynie stojącej na przeciwko niego, jakby wszystkie jej reakcje były zwyczajnie niedorzeczne. Zresztą już w zupełności wystarczyło, że to ona czuła się zagubiona w aktualnej sytuacji. Noah nie musiał się do tego przyłączać, nawet jeśli otwarcie nie dawał tego po sobie poznać, ukrywając się za maską opanowania, która prędzej czy później mogła go opuścić.
„Trochę kiepsko zaczęliśmy, co?”
Nie zdawał sobie sprawy, że poruszył zaledwie głową w milczeniu, po prostu jej przytakując, jak ktoś, kogo przed momentem wprawiono w trans. Gwałtowne mrugnięcie – o którym swoją drogą zapominał przez ostatnią minutę – oznajmiło jego nagły koniec. Czarnowłosy z kolei odkaszlnął cicho, przysłaniając usta zaciśniętą w pięść dłonią, jakby to magicznym sposobem miało odwrócić jej uwagę od tego niefortunnego potknięcia. Na jego korzyść działało to, że przez większość czasu zwyczajnie na niego nie patrzyła, ale dla całkowitego efektu powinien zastosować tę samą taktykę.
― Na to wygląda ― dorzucił zaraz, tuszując fakt na moment zapomnianego języka i sięgnął za siebie, zaciskając palce na pasku leżącej na ławce torby sportowej. Kiepski początek zazwyczaj zwiastował też natychmiastowy koniec. Nie wydawało mu się, że mieli sobie coś jeszcze do powiedzenia. ― Jeszcze raz cię prze--
„Yoru. Tak mam na imię.”
Ha?
Zatrzymał się w połowie czynności zarzucania sobie torby na ramię, zastanawiając się, czy się nie przesłyszał. W końcu mówiła na tyle cicho, by było to całkiem możliwe, ale jednocześnie stał na tyle blisko niej, by inne dźwięki, rozbrzmiewające w parku jej nie zagłuszały. Dopiero po chwili cały ciężar jego bagaży spoczął na jego barku.
― Noah ― odparł z lekką nutą niepewności, która objawiła się też w potarciu karku ręką. Co za idiotyzm, mruknął marudnie w myślach. Mogła być bardziej pewna siebie, pyskata, dać mu w twarz i to z pewnością nie ugasiłoby go tak bardzo, jak to cholerne zażenowanie.
Co powinno robić się w takich chwilach? Pożegnać się?
Głupie.
Powiedzieć, że ma się coś do załatwienia i zwiać?
― Chcesz się czegoś napić? Niedaleko jest kawiarnia, w której – przynajmniej moim zdaniem – podają najlepszą kawę w mieście.
Co ja, kurwa, robię?
Pewnie, że nie. W końcu kobiety z założenia urodziły się wszystkowiedzące, a mężczyźni byli od tego, by podporządkowywać się ich woli. Tak przynajmniej powtarzała jej matka, co było na swój sposób zabawne. Rzecz jasna dziewczyna wcale, a wcale nie wychodziła z podobnego założenia, niemniej nadal gdy już znalazła sobie jakieś zdanie, które uważała za słuszne, ciężko było jej uświadomić że się myli. Uparta jak diabli.
Najgorsze było to, że jego chamski komentarz, nieznacznie ją rozbawił. A raczej zrobiłby to w sytuacji, gdyby dziewczyna nie miała przez niego takiego, a nie innego humoru. W tym momencie mogła tylko posłać mu piorunujący wzrok spod grzywki, świadczący o tym, że tylko pogarszał swoją i tak beznadziejną sytuację.
Mimo to naprawdę chyba nigdy nie spotkała się z tak gwałtowną zmianą zachowania, na widok łez. Co prawda sporo osób potrafiło zmięknąć na ich widok, dlatego zwyczajnie starała się je opanować. Kto by pomyślał, że tak szybko mogą jej puścić nerwy przy podobnej przypadkowej konfrontacji. Nie zmieniało to jednak faktu, że większość ludzi, gdy przekroczyła pewną granicę rozmowy zwyczajnie wykazując się irytacją wobec rozmówcy i chęcią jak najszybszego odejścia. Nie... tym. Sama nie do końca wiedziała jak to określić. Wyglądał jakby się wyłączył. Jakby wykonywane przez niego mechaniczne ruchy, były jedynie odpalonym programem, czymś całkowicie wyuczonym, co nawet do niego nie docierało. Bardzo powoli przekazywaną informacją, zagubioną pośrodku drogi.
Przegapiła większość z tego. Widziała jedynie pojedyncze sygnały, mimo to była zbyt przerażona rozwojem całej sytuacji, by móc jakkolwiek sensownie zareagować. Sama właściwie nie do końca wiedziała co robi. Wydawało jej się, że było to w tym momencie swego rodzaju oznaką uprzejmości. Z drugiej strony powinna się po prostu odwrócić i odejść jak najdalej, wraz ze swoim psem, któremu stopniowo przestało odpowiadać trzymanie na rękach i zaczął się nieznacznie wiercić. No dalej nogi, ruszcie się, dacie radę.
"Noah."
Tak, teraz mogli się ze sobą pożegnać i pójść w swoje strony. Otworzyła usta, by wydukać z siebie jakieś marne pożegnanie.
Zamiast tego usłyszała propozycję. Otworzyła szerzej oczy patrząc na niego z wyraźnym zaskoczeniem. Kawę? Pokręciła głową przecząco.
- Chętnie. Jeśli wpuszczają tam psy. - dorzuciła cicho drugą część zdania, nim zrozumiała co powiedziała. Zaraz, czemu się zgodziła? Kucnęła, stawiając psa na ziemi i zaczepiła smycz przy jego obroży. Nie powinno nikogo zdziwić, że szczeniak od razu zaczął przygryzać smycz zębami i dość szybko wywalił się na grzbiet, uderzając w nią łapami, uznając za zabawkę idealną. Wyprostowała się zerkając na niego z uśmiechem, kiedy jednak spojrzała na chłopaka, była na powrót spokojna.
Czekała.
W końcu nie miała najmniejszego pojęcia, gdzie kawiarnia się znajdowała. Co więcej, jeśli faktycznie nie można tam było wprowadzać zwierząt, nie było szans, by mogła towarzyszyć Noahowi. Jej dom był zbyt daleko, by zostawić tam szczeniaka. Ponadto zawsze istniała opcja, że zrobił to z czystej uprzejmości. W tym momencie mógł skłamać i zwyczajnie ją zbyt, nie byłaby jakoś szczególnie obrażona. Właściwie tego właśnie się spodziewała, dlatego nie nastawiała się jakoś szczególnie na to, że faktycznie wskaże jej miejsce.
Mimo to postanowiła dać mu czas na odpowiedź i zastanowienie się, zerkając w stronę bawiącego się ze smyczą szczeniaka, który w końcu postanowił wstać i zacząć gonić własny ogon, który wyraźnie zaczął mu przeszkadzać swoim istnieniem, co podkreślało ciche, piskliwe powarkiwanie i regularne szczeknięcia. Jej wzrok wyraźnie łagodniał, gdy obserwowała te niewinne zabawy, tylko po to by ponownie spoważnieć, w momencie skrzyżowania wzroku z ciemnowłosym.
Najgorsze było to, że jego chamski komentarz, nieznacznie ją rozbawił. A raczej zrobiłby to w sytuacji, gdyby dziewczyna nie miała przez niego takiego, a nie innego humoru. W tym momencie mogła tylko posłać mu piorunujący wzrok spod grzywki, świadczący o tym, że tylko pogarszał swoją i tak beznadziejną sytuację.
Mimo to naprawdę chyba nigdy nie spotkała się z tak gwałtowną zmianą zachowania, na widok łez. Co prawda sporo osób potrafiło zmięknąć na ich widok, dlatego zwyczajnie starała się je opanować. Kto by pomyślał, że tak szybko mogą jej puścić nerwy przy podobnej przypadkowej konfrontacji. Nie zmieniało to jednak faktu, że większość ludzi, gdy przekroczyła pewną granicę rozmowy zwyczajnie wykazując się irytacją wobec rozmówcy i chęcią jak najszybszego odejścia. Nie... tym. Sama nie do końca wiedziała jak to określić. Wyglądał jakby się wyłączył. Jakby wykonywane przez niego mechaniczne ruchy, były jedynie odpalonym programem, czymś całkowicie wyuczonym, co nawet do niego nie docierało. Bardzo powoli przekazywaną informacją, zagubioną pośrodku drogi.
Przegapiła większość z tego. Widziała jedynie pojedyncze sygnały, mimo to była zbyt przerażona rozwojem całej sytuacji, by móc jakkolwiek sensownie zareagować. Sama właściwie nie do końca wiedziała co robi. Wydawało jej się, że było to w tym momencie swego rodzaju oznaką uprzejmości. Z drugiej strony powinna się po prostu odwrócić i odejść jak najdalej, wraz ze swoim psem, któremu stopniowo przestało odpowiadać trzymanie na rękach i zaczął się nieznacznie wiercić. No dalej nogi, ruszcie się, dacie radę.
"Noah."
Tak, teraz mogli się ze sobą pożegnać i pójść w swoje strony. Otworzyła usta, by wydukać z siebie jakieś marne pożegnanie.
Zamiast tego usłyszała propozycję. Otworzyła szerzej oczy patrząc na niego z wyraźnym zaskoczeniem. Kawę? Pokręciła głową przecząco.
- Chętnie. Jeśli wpuszczają tam psy. - dorzuciła cicho drugą część zdania, nim zrozumiała co powiedziała. Zaraz, czemu się zgodziła? Kucnęła, stawiając psa na ziemi i zaczepiła smycz przy jego obroży. Nie powinno nikogo zdziwić, że szczeniak od razu zaczął przygryzać smycz zębami i dość szybko wywalił się na grzbiet, uderzając w nią łapami, uznając za zabawkę idealną. Wyprostowała się zerkając na niego z uśmiechem, kiedy jednak spojrzała na chłopaka, była na powrót spokojna.
Czekała.
W końcu nie miała najmniejszego pojęcia, gdzie kawiarnia się znajdowała. Co więcej, jeśli faktycznie nie można tam było wprowadzać zwierząt, nie było szans, by mogła towarzyszyć Noahowi. Jej dom był zbyt daleko, by zostawić tam szczeniaka. Ponadto zawsze istniała opcja, że zrobił to z czystej uprzejmości. W tym momencie mógł skłamać i zwyczajnie ją zbyt, nie byłaby jakoś szczególnie obrażona. Właściwie tego właśnie się spodziewała, dlatego nie nastawiała się jakoś szczególnie na to, że faktycznie wskaże jej miejsce.
Mimo to postanowiła dać mu czas na odpowiedź i zastanowienie się, zerkając w stronę bawiącego się ze smyczą szczeniaka, który w końcu postanowił wstać i zacząć gonić własny ogon, który wyraźnie zaczął mu przeszkadzać swoim istnieniem, co podkreślało ciche, piskliwe powarkiwanie i regularne szczeknięcia. Jej wzrok wyraźnie łagodniał, gdy obserwowała te niewinne zabawy, tylko po to by ponownie spoważnieć, w momencie skrzyżowania wzroku z ciemnowłosym.
No jasne – po tak krótkim stażu znajomości, której nawet nie można było nazwać znajomością, nie powinien dziwić się nagłej odmowie ze strony dziewczyny. Mimowolnie pokiwał głową w niemym zrozumieniu, chociaż nie można było powiedzieć, by czuł się zawiedziony tym, że zaraz się rozejdą. Przynajmniej zawsze warto było spróbować... no właśnie, czego? I tak już wystarczająco bardzo miał ochotę strzelić się w twarz z otwartej ręki i uparcie powstrzymywał się przed tym, ściskając w palcach pasek torby sportowej. Przecież nawet jej nie znał i możliwe, że nie mieli, o czym rozmawiać, nie wspominając już o tym, że dłuższe przebywanie w swoim towarzystwie mogło zakończyć się kolejną kłótnią. Może dobrze się stało, że postanowiła sobie odpuścić.
„Chętnie. Jeśli wpuszczają tam psy.”
Czekaj, co?
― Przed chwilą-- ― zaczął, ale w porę ugryzł się w język, zbywając resztę wypowiedzi lekkim pokręceniem głową. To był zły moment na wypominanie, zakładając, że ciemnowłosa czuła się jeszcze bardziej zakłopotana całą tą sytuacją. ― Nie jestem pewien, czy wpuszczają, ale da się to załatwić ― rzucił bez najmniejszych wątpliwości, jakby w tej jednej chwili miał się za nie wiadomo kogo, komu cały świat padał to stóp. Takie można było odnieść wrażenie, biorąc pod uwagę, że właściciele lokali raczej przestrzegali zasad i polecali uwiązanie swoich pupili na zewnątrz. Patrząc na szczeniaka, który znów zaczął rozprawiać się ze swoją smyczą, nie dziwił się, dlaczego tak było. Jednak nadal był skłonny przyczynić się do nagięcia tego jednego warunku. Co złego mogło się stać?
Chwilę rozważał wszystkie możliwości, chociaż pogryzienie nóg krzeseł – od czego i tak można było powstrzymać czworonoga – i powywracanie wszystkich stołów, co było mało prawdopodobne w przypadku takiego kurdupla, były najgorszymi wersjami wydarzeń.
― To jakieś dziesięć minut drogi stąd ― poinformował, robiąc pierwszy krok w wyznaczonym kierunku. Dzięki temu mógł odwrócić się bokiem do Yoru i mieć ku temu odpowiedni, uzasadniony powód. Mógł też dać sobie trochę czasu na ochłonięcie, którego potrzebował po fali nieoczekiwanych reakcji. ― Swoją drogą, dopóki nie znajdziesz kogoś, kto odpowiednio go wytresuje, może powinnaś spróbować sztuczki ze smakołykami? Wiesz, dzięki zachęcie może pamiętać, że odpowiednie chodzenie na smyczy przyniesie mu jakieś korzyści. Sam nie wiem. ― Wzruszył barkami, brnąc przed siebie w takim tempie, żeby mniej więcej dotrzymywać jej kroku. Nie wiedział, skąd brała się ta nagła chęć udzielania rad, ale widocznie było to lepsze od ciszy, dopóki nie miał nic ciekawszego do opowiedzenia. Zresztą, co właściwie opowiadało się nieznajomym? I czy na pewno chciał jej cokolwiek opowiadać?
___✕ z/t [+ Yorutaka].
„Chętnie. Jeśli wpuszczają tam psy.”
Czekaj, co?
― Przed chwilą-- ― zaczął, ale w porę ugryzł się w język, zbywając resztę wypowiedzi lekkim pokręceniem głową. To był zły moment na wypominanie, zakładając, że ciemnowłosa czuła się jeszcze bardziej zakłopotana całą tą sytuacją. ― Nie jestem pewien, czy wpuszczają, ale da się to załatwić ― rzucił bez najmniejszych wątpliwości, jakby w tej jednej chwili miał się za nie wiadomo kogo, komu cały świat padał to stóp. Takie można było odnieść wrażenie, biorąc pod uwagę, że właściciele lokali raczej przestrzegali zasad i polecali uwiązanie swoich pupili na zewnątrz. Patrząc na szczeniaka, który znów zaczął rozprawiać się ze swoją smyczą, nie dziwił się, dlaczego tak było. Jednak nadal był skłonny przyczynić się do nagięcia tego jednego warunku. Co złego mogło się stać?
Chwilę rozważał wszystkie możliwości, chociaż pogryzienie nóg krzeseł – od czego i tak można było powstrzymać czworonoga – i powywracanie wszystkich stołów, co było mało prawdopodobne w przypadku takiego kurdupla, były najgorszymi wersjami wydarzeń.
― To jakieś dziesięć minut drogi stąd ― poinformował, robiąc pierwszy krok w wyznaczonym kierunku. Dzięki temu mógł odwrócić się bokiem do Yoru i mieć ku temu odpowiedni, uzasadniony powód. Mógł też dać sobie trochę czasu na ochłonięcie, którego potrzebował po fali nieoczekiwanych reakcji. ― Swoją drogą, dopóki nie znajdziesz kogoś, kto odpowiednio go wytresuje, może powinnaś spróbować sztuczki ze smakołykami? Wiesz, dzięki zachęcie może pamiętać, że odpowiednie chodzenie na smyczy przyniesie mu jakieś korzyści. Sam nie wiem. ― Wzruszył barkami, brnąc przed siebie w takim tempie, żeby mniej więcej dotrzymywać jej kroku. Nie wiedział, skąd brała się ta nagła chęć udzielania rad, ale widocznie było to lepsze od ciszy, dopóki nie miał nic ciekawszego do opowiedzenia. Zresztą, co właściwie opowiadało się nieznajomym? I czy na pewno chciał jej cokolwiek opowiadać?
___✕ z/t [+ Yorutaka].
Czerwiec...Pogoda zachęcała ludzi do wyjścia, a tam gdzie byli ludzie tam i podążał za nimi Matt, który w tym momencie szedł z wolna chodnikiem. Zerkał dyskretnie co rusz na mijanych ludzi, tych siedzących na ławkach lub tych rozkładających się z kocami na trawnikach. Ot, zwykły spacerowicz korzystający ze zwykłego ciepłego dnia wolnego. Sielanka, co?
Była jedną z tych siedzących na ławce osób. Ładna pogoda nie tylko ją wypędziła z domu, a więc był to doskonały dzień, by wyjść na świeże powietrze i porysować. Wybrała park, jako że było w nim najwięcej obiektów, które mogłaby uchwycić.
Siedziała po turecku ze szkicownikiem położonym na nogach, w jednej ręce trzymała rapidograf, którym zaznaczała wyraźniejsze kontury twarzy osoby, która siedziała trzy ławki od niej, ołówek wsadzony miała zaś za ucho. Ot, zebrało jej się na rysowanie karykatur. W uszach słuchawki i w tle rockowa playlista, która odtwarzała sama jej ulubione utwory. Podniosła wzrok do góry, przygryzając jednocześnie końcówkę cienkopisu.
Siedziała po turecku ze szkicownikiem położonym na nogach, w jednej ręce trzymała rapidograf, którym zaznaczała wyraźniejsze kontury twarzy osoby, która siedziała trzy ławki od niej, ołówek wsadzony miała zaś za ucho. Ot, zebrało jej się na rysowanie karykatur. W uszach słuchawki i w tle rockowa playlista, która odtwarzała sama jej ulubione utwory. Podniosła wzrok do góry, przygryzając jednocześnie końcówkę cienkopisu.
Przystaną na chwilę, pozwalając sobie na wyciągnięcie z torby butelki wody. Gdy upijał łyka kątem oka dostrzegł ją. Siedziała na ławce. Towarzyszył jej tylko szkicownik. Teoretycznie, bo ciągle pozostawała kwestia tajemniczego modela na którego co rusz zerkała. Był z nią? Nie był? Nie wiedział. Matt, jednak nie byłby sobą gdyby nie postanowił zaryzykować. Nie miał za wiele do stracenia, a mógł jedynie zyskać. Tak, dokładnie - nie należał do grupy tych wzdychających i zbierających się przez lata na próbę zagadania. W najgorszej sytuacji oberwie, w najlepszej obróci wszystko w żart. W jego ocenie gra była warta świeczki.
- Aż tak go nie lubisz? - Spytał żartobliwie, zaraz po tym, jak dostrzegł kątem oka kawałek jej pracy. Oczywiście nie zdecydował się jeszcze usiąść koło niej, wymuszając tym samym swoje towarzystwo. Przystaną w odpowiedniej odległości, czkając aż zwróci na niego uwagę.
- Można się dosiąść? - dopiero teraz wyszedł z propozycją, pozostawiając dziewczynie wybór. Posłał jej uprzejmy uśmiech.
- Aż tak go nie lubisz? - Spytał żartobliwie, zaraz po tym, jak dostrzegł kątem oka kawałek jej pracy. Oczywiście nie zdecydował się jeszcze usiąść koło niej, wymuszając tym samym swoje towarzystwo. Przystaną w odpowiedniej odległości, czkając aż zwróci na niego uwagę.
- Można się dosiąść? - dopiero teraz wyszedł z propozycją, pozostawiając dziewczynie wybór. Posłał jej uprzejmy uśmiech.
Spojrzała na swojego modela. Właściwie przeciętny gość około trzydziestki, czym szczególnym niewyróżniający się z tłumu. Oprócz tego, że siedział na tej ławce dostatecznie długo, by mogła w spokoju sobie go rysować. Prawdopodobnie pozostawał całkowicie nieświadom tego, że ktoś go obserwuje i w pewien sposób wykorzystuje. Zanuciła z wokalistą refren, aczkolwiek głosem słowika pochwalić się nie mogła, niestety.
Kątem oka dostrzegła ruch, obróciła głowę w tamtym kierunku i zdała sobie sprawę, że tuż obok niej ktoś stoi. Wyjęła jedną słuchawkę z ucha, marszcząc w konsternacji czoło.
- Przepraszam, nie słyszałam. Mógłbyś powtórzyć? - zapytała, uśmiechając się z zakłopotaniem. Ups, nakryta. W lekkim opóźnieniu zaczęła ramionami zakrywać swoją pracę, by udawać, że przecież to wcale nie ona i nic złego się tutaj nie dzieje. Spodziewała się raczej jakiejś reprymendy, a tu proszę bardzo.
- Jasne, oczywiście. Trochę zagarnęłam tę ławkę dla siebie - parsknęła, kręcąc nagle głową. Zebrała swoje przybory kreślarskie, które miała rozłożone na ławce obok i wrzuciła wszystkie do torby, którą przełożyła na drugą strony, by móc udostępnić chłopakowi trochę miejsca.
Kątem oka dostrzegła ruch, obróciła głowę w tamtym kierunku i zdała sobie sprawę, że tuż obok niej ktoś stoi. Wyjęła jedną słuchawkę z ucha, marszcząc w konsternacji czoło.
- Przepraszam, nie słyszałam. Mógłbyś powtórzyć? - zapytała, uśmiechając się z zakłopotaniem. Ups, nakryta. W lekkim opóźnieniu zaczęła ramionami zakrywać swoją pracę, by udawać, że przecież to wcale nie ona i nic złego się tutaj nie dzieje. Spodziewała się raczej jakiejś reprymendy, a tu proszę bardzo.
- Jasne, oczywiście. Trochę zagarnęłam tę ławkę dla siebie - parsknęła, kręcąc nagle głową. Zebrała swoje przybory kreślarskie, które miała rozłożone na ławce obok i wrzuciła wszystkie do torby, którą przełożyła na drugą strony, by móc udostępnić chłopakowi trochę miejsca.
- Pytam się, czym ten człowiek czymś szczególnym ci zawinił, bo widzę brak litości dla niego w twej pracy. - Nie speszony powtórzył swą myśl z nie mniejszym rozbawieniem z którym się nie krył. Zaraz potem pozwolił sobie przysiąść na ławce obok dziewczyny i teraz miał jeszcze lepszą wizję na narysowaną przez nią karykaturę. Wierzch dłoni przyłożył do ust chcąc pohamować parsknięcie.
- Przeprasza, lecz widząc ten rysunek z bliska to bawi mnie jeszcze bardziej. - Podniósł na nią wzrok. - mam nadzieję, że się może jakoś nie narzucam czy też nie przeszkadzam w czymś ważnym, jak może w tworzeniu pracy zaliczeniowej na jakiś egzamin ze sztuki. - Dziewczyna wyglądała młodo stąd też to była pierwsza myśl w głowie Matta. Do tego to był ten "gorący" okres na uczelniach.
- Jestem Matt. - Wyciągną ku niej rękę.
- Przeprasza, lecz widząc ten rysunek z bliska to bawi mnie jeszcze bardziej. - Podniósł na nią wzrok. - mam nadzieję, że się może jakoś nie narzucam czy też nie przeszkadzam w czymś ważnym, jak może w tworzeniu pracy zaliczeniowej na jakiś egzamin ze sztuki. - Dziewczyna wyglądała młodo stąd też to była pierwsza myśl w głowie Matta. Do tego to był ten "gorący" okres na uczelniach.
- Jestem Matt. - Wyciągną ku niej rękę.
Spojrzała na swoją pracę, a potem na oryginał, który wciąż uparcie siedział na tej samej ławce i jedynie przesuwał wzrokiem po tłumie, który poruszał się przed nim. W końcu zadzwonił mu telefon, odebrał go, maszerując już przed siebie. Gdy przechodził tuż przed nimi, zamknęła szkicownik, a jej policzki lekko poróżowiały.
- Nie zawinił wcale. Był dobrym obiektem do rysowania, prawie wcale się nie ruszał. - wzruszyła barkami, uchyliła szkicownik, przyglądając się karykaturze krytycznie.
- Naprawdę wygląda źle? - trzymanym w dłoni rapidografem, podrapała się w skroń. W gruncie rzeczy nie miała nic przeciwko, by widział jej pracę. Po prostu w pierwszym odruchu pomyślała, że może być kumplem tamtego. To by było niezręczne.
- Nie przepraszaj, karykatury już tak mają. - Jak dziecko w przedszkolu dorysowała jeszcze wąsy na swojej pracy. Tak, teraz była w pełni ukończona.
- Nic z tych rzeczy, nie przejmuj się. Nie zaliczam już egzaminów, przynajmniej nie w tym sensie, w którym myślisz. Uczę sztuki w Riverdale. - Nie ma co, jej ego zostało mile połechtane. Rozciągnęła usta w szerokim uśmiechu, ujmując jednocześnie wyciągniętą dłoń.
- Catherine. Miło mi.
- Nie zawinił wcale. Był dobrym obiektem do rysowania, prawie wcale się nie ruszał. - wzruszyła barkami, uchyliła szkicownik, przyglądając się karykaturze krytycznie.
- Naprawdę wygląda źle? - trzymanym w dłoni rapidografem, podrapała się w skroń. W gruncie rzeczy nie miała nic przeciwko, by widział jej pracę. Po prostu w pierwszym odruchu pomyślała, że może być kumplem tamtego. To by było niezręczne.
- Nie przepraszaj, karykatury już tak mają. - Jak dziecko w przedszkolu dorysowała jeszcze wąsy na swojej pracy. Tak, teraz była w pełni ukończona.
- Nic z tych rzeczy, nie przejmuj się. Nie zaliczam już egzaminów, przynajmniej nie w tym sensie, w którym myślisz. Uczę sztuki w Riverdale. - Nie ma co, jej ego zostało mile połechtane. Rozciągnęła usta w szerokim uśmiechu, ujmując jednocześnie wyciągniętą dłoń.
- Catherine. Miło mi.
- Czy źle... - Złapał się za brodę, przywdziewając płaszczyk powagi niczym światowej klasy koneser sztuki - Tak, lecz w dobrym tego słowa znaczeniu. - Zauważył energicznie, a potem mimo wszytko parskną śmiechem po tym, jak karykaturalna trzydziestka zyskała wąsy.
- Och...Rivendale - Uniósł brwi w zaskoczeniu - Nie spodziewałem się, w senie - gdybym miał strzelać to w życiu bym nie powiedział, że jesteś nauczycielką i to jeszcze pracującą w tej szkole. Jesteś zdecydowanie za ładna - Rzucił, unosząc i opuszczając na moment brwi - a przynajmniej doświadczenie mi by to podpowiadało, gdyż w mojej szkole wszystkie nauczycielki miały męskie ksywki. I wiesz co...- nachylił się, rozglądając się uprzednio niczym rasowy szpieg - ...nie bez powodu. - szepnął konspiracyjnie, a potem się uśmiechną łagodnie.
- A tak na poważnie to podziwiam. Musisz być na prawdę bardzo dobra w tym co robisz. I lubisz to, prawda?
- Och...Rivendale - Uniósł brwi w zaskoczeniu - Nie spodziewałem się, w senie - gdybym miał strzelać to w życiu bym nie powiedział, że jesteś nauczycielką i to jeszcze pracującą w tej szkole. Jesteś zdecydowanie za ładna - Rzucił, unosząc i opuszczając na moment brwi - a przynajmniej doświadczenie mi by to podpowiadało, gdyż w mojej szkole wszystkie nauczycielki miały męskie ksywki. I wiesz co...- nachylił się, rozglądając się uprzednio niczym rasowy szpieg - ...nie bez powodu. - szepnął konspiracyjnie, a potem się uśmiechną łagodnie.
- A tak na poważnie to podziwiam. Musisz być na prawdę bardzo dobra w tym co robisz. I lubisz to, prawda?
Czuła się prawie, jak uczennica czekająca na wyrok ze strony profesorów, którzy mają zaliczyć, bądź też nie, jej rok. Przygryzła policzek od środka, unosząc w oczekiwaniu obie brwi, przy czym przyglądała się przez cały czas Mattowi. Ten stres! A przecież nie powinna go już nigdy czuć!
- Ufff, to kamień z serca! - opadła plecami na oparcie ławki, przecierając teatralnie czoło.
Zamknęła szkicownik i położyła go obok torby. Obróciła się lekko w kierunku chłopaka, aczkolwiek czuła, że rozprostowanie nóg po tak długim siedzeniu na nich, zakończy się po prostu śmiercią. Już czuła mrowienie w stopach.
Parsknęła śmiechem na temat bycia za ładną do nauki w szkole.
- Za ładna? A to nie powinno być, że za młoda? - przekrzywiła głowę w lewą stronę. Tyle komplementów w ciągu jednego dnia? Chyba wyczerpała swój roczny limit. Nachyliła się podobnie jak i on dodatkowo kątem oka rozglądając się na boki. Udzieliło jej się, ot co. Uśmiechnęła się szeroko, gdy tajemnica zdradzona została.
- Optymistycznie zakładasz, że ja nie mam męskiej ksywki? - uniosła wolną rękę i pstryknęła palcami.
- Uwielbiam. Każda okazja do ubabrania się farbami jest dobra, a tam dodatkowo mi za to płacą! - zaśmiała się wesoło, odgarniając na bok niesforną grzywkę. - A Ty, czym się zajmujesz?
- Ufff, to kamień z serca! - opadła plecami na oparcie ławki, przecierając teatralnie czoło.
Zamknęła szkicownik i położyła go obok torby. Obróciła się lekko w kierunku chłopaka, aczkolwiek czuła, że rozprostowanie nóg po tak długim siedzeniu na nich, zakończy się po prostu śmiercią. Już czuła mrowienie w stopach.
Parsknęła śmiechem na temat bycia za ładną do nauki w szkole.
- Za ładna? A to nie powinno być, że za młoda? - przekrzywiła głowę w lewą stronę. Tyle komplementów w ciągu jednego dnia? Chyba wyczerpała swój roczny limit. Nachyliła się podobnie jak i on dodatkowo kątem oka rozglądając się na boki. Udzieliło jej się, ot co. Uśmiechnęła się szeroko, gdy tajemnica zdradzona została.
- Optymistycznie zakładasz, że ja nie mam męskiej ksywki? - uniosła wolną rękę i pstryknęła palcami.
- Uwielbiam. Każda okazja do ubabrania się farbami jest dobra, a tam dodatkowo mi za to płacą! - zaśmiała się wesoło, odgarniając na bok niesforną grzywkę. - A Ty, czym się zajmujesz?
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach