Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Park Stanley
Pią Wrz 11, 2015 9:22 pm
First topic message reminder :

Największy w całym Vancouver park, uznawany również jako pierwszy oficjalnie "założony" teren zielony tego typu, mający już ponad dobrych sto dwadzieścia pięć lat. Liczy sobie przestrzeń aż czterystu hektarów czystej zieleni, widoków na wody, góry i piękne kanadyjskie niebo, co nadało temu miejscu miano "lasów deszczowych Zachodniego Wybrzeża". Park zdobią także drewniane totemy, a doskonałą atrakcją turystyczną, notującą się także w spisach jako perfidni złodzieje, są zamieszkujące pobliskie krzaki szopy. Nie brak tu również miniaturowych kolejek, kortu tenisowego, pola piknikowego, ścieżki rowerowej czy niewielkiego parku wodnego i ogrodów. Właściwie, tego nie można nawet uznać za zwykły, urokliwy park z ławeczkami - jest to nie tylko strefa wypoczynku, ale i rozrywki, a także dom dla wielu dzikich zwierząt. Niczym niespotykanym nie są tu nietoperze i bieliki amerykańskie, a wedle informacji turystycznej - gdzieś nieopodal gnieździ się nawet rodzina kojotów. Nie wspominając już o przewijających się od czasu do czasu młodych fokach poszukujących jedzenia.

W parku znajduje się specjalna strefa, w której właściciele swoich psich pupili mogą bez problemu odpiąć ich smycz.

Anonymous
Gość
Gość
Re: Park Stanley
Nie Wrz 27, 2015 4:32 pm
- Deprawować? Przecież tylko kupujesz mi fajki. Czy ja ci kiedykolwiek kazałem je ze mną palić?
Nie kazał mu nigdy. Nie lubił się narzucać, tak samo jak i nie lubił, gdy ktoś narzucał coś jemu. Było mu obojętne, czy kumplował się z gościem, od którego wymagało się ogólnej poprawności czy nie.
W siatce faktycznie nie było niczego. Mąką się nie naje, imbir też nie był zachęcający... Na widok cynamonu wargi Ethana mimowolnie wykrzywiły się w uśmiechu. Gdy zdał sobie z tego sprawę aż jęknął w duchu. Kurde, serio? Jeju, Ethan, ogarnij się.
- Mają skorupę, są wolne, dzielą się na wodne i lądowe. I chyba żrą sałatę. Encyklopedia żółwi ze mnie, naprawdę - mruknął z przekąsem. - Okey, dam ci znać, jak sobie kogoś znajdę. Albo i nie - dodał po chwili, uśmiechając się złośliwie i patrząc, jak tamten się kładzie.
W końcu chyba nie musiał mu się z wszystkiego spowiadać, nie? Nawet nie wiedział, co by było, gdyby. Może po prostu napomknąłby o tym, ale nazwiskami raczej by nie rzucał. Miałby to pod jakąś tam kontrolą. Lekką, bo lekką, ale jednak. W końcu Lysander nie był aż tak wysoko w jego hierarchii, żeby mu się z takich i podobnych rzeczy spowiadać.
- Trochę kiepsko hodować coś przy takim trybie życia... - zauważył. - No, z psem trzeba wychodzić, no i w porównaniu ze szczurem pies je więcej, nawet jak jest mały.
Przez chwilę zastanawiał się, czemu właściwie nigdy nie wylądował w pokoju kumpla. ...dobra, sam go też nie sprowadzał do swojego pokoju w akademiku czy też w domu, ale tak jakoś wpadła mu ta myśl do głowy. Czyżbyś chciał go... Zamilcz, proszę, uciszył alter ego, które zaczęło gadać od rzeczy. Dziwne, bo to ono zawsze - to znaczy od trzech lat - było tą poprawną i grzeczną wersją Ethana. Dobrze chociaż, że nie przejęło teraz nad nim kontroli.
Na pytanie Zielonego przygryzł wargę, zerkając na psa, który położył się tuż przy jego nogach, z łbem na jego kolanie. Zastanawiał się przez dobrą chwilę, miziając krótką sierść zwierzaka.
- Taa, zajebałbym. - Odpowiedział w końcu i skrzywił się, machinalnie drapiąc Hassa za uchem. - Po tym? Kurde, nie wiem, pewnie emowałbym w kącie albo chodził podkurwiony i rzucał się na kogokolwiek i za cokolwiek. Może jakby mi to przeszło, to kupiłbym sobie nowego... - Zamilkł. - Nie wiem, nawet nie chcę o tym myśleć. To by było w chuj bolesne - westchnął. - A co ty byś zrobił, gdybyś stracił przyjaciela, hm?
Anonymous
Gość
Gość
Re: Park Stanley
Nie Wrz 27, 2015 6:11 pm
- Kupuję nieletniemu koledze fajki... Na co ja się zgadzam - powiedział, cicho wzdychając. No, tyle dobrze, że nikt go nie nakłaniał do palenia czy picia. Jeszcze. Przecież był grzecznym chłopcem, nie wypadało mu robić takich rzeczy, do których ciągnęło go sporadycznie. Jednakże, było to naturalne, nieprawdaż? Fakt, że jednak ciągnie do tego, do czego nie powinno.
- Żółwie są wolne? Mi się wydaje, że właśnie szybkie... Kiedyś kolega za czasów gówniarskich miał żółwia, tego błotnego. Nieźle popierdzielał - powiedział spokojnie, a odnośnie zapraszania do domu to... Jego dom stał zawsze otworem dla innych. Pokój to inna sprawa, nieprawdaż?
- Mam zamiar robić dzisiaj deser lodowy z kruszonką i sokiem cytrynowym - wyjaśnił, swoje zakupy. Ach, no i jutro jeszcze będzie prawdopodobnie piekł ciastka imbirowe. Owszem, lubił się bawić w kuchni. Może i niezbyt męskie zajęcie, ale jakie smaczne!
Chwilę się zastanawiał. No tak, szczur jest stanowczo mniej wymagającym zwierzakiem od takiego pieska... A kot? Kot jest raczej pomiędzy. No i jeszcze zostaje wiele innych zwierzaków. Świnki morskie, chomiki, papużki... Ech, było wiele zwierzaków, jakie można kupić. Ale też każde z nich wymagało zupełnie innej opieki. Nie znał się na tym, musiałby poczytać lub znaleźć osobę, znającą się na tym.
- No tak... Szczerze? Nie wiem. Chyba nie straciłem nikogo, na kim by mi aż tak bardzo zależało - powiedział, wzdychając cicho. Trochę to smutne, że nie miał za bardzo takich bliskich przyjaciół. Chociaż wiele osób mogłoby go chcieć wykorzystać, gdyby był bardziej otwarty na wszelkiego rodzaju kontakty. No tak, przecież był osobą znaną, bogatszą. Inni lubią zawierać znajomości ze względu na możliwe korzyści.
- A może bym wziął jakiegoś psa ze schroniska? Wiesz, jakiegoś rocznego lub dwuletniego... Warunki będę w stanie mu zapewnić, czas poświęcić... I tak wstaję wcześniej, najwyżej będę się zwalniał z lekcji - wypowiedział na głos swoje myśli. To był chyba niezły plan, prawda? Przy takim dorosłym psie jest mniej zachodu. Po prostu trzeba wyprowadzać go na spacery, karmić i z nim nieco poszaleć! Tak, to byłby dobry plan!
- Wbijasz na jedzenie do mnie czy nie masz ochoty? - zapytał, przeciągając się na ziemi.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Park Stanley
Pon Wrz 28, 2015 8:08 am
- Oj tam, marudzisz - zaśmiał się. - Istnieją gorsze rzeczy, niż kupowanie fajek.
Nie zamierzał jednak rzucać mu przykładami z jego, jak i innych, życia wziętymi. Zielony nie musiał przecież wszystkiego o nim wiedzieć. A zwłaszcza takich rzeczy.
- ...mówiłem, że nie znam się na żółwiach.
Tak, dla niego żółw to po prostu gad istniejący w wersji lądowej i wodnej. Zdecydowanie bardziej wolał zgłębiać wiedzę o psach - czy to konkretnych rasach czy innych pierdołach, takich jak żywienie czy tresura. Co prawda za mistrza w tym temacie i tak się nie uważał, ale zawsze wiedział coś tam więcej niż przeciętny człowiek na temat tych czworonogów.
Rzucił mu szybkie spojrzenie, słysząc o jedzeniu.
- Jeju... Ty to robisz specjalnie?
Chyba trochę zgłodniał, wyobrażając sobie ten deser. Jego zdolności kulinarne głównie skupiały się na przygotowywaniu jedzenia psu oraz sobie pizzy, zapiekanek, jajecznicy czy też naleśników. Ale żeby upichcić coś słodkiego? W tym temacie zdawał się głównie na niezastąpioną w tym mamę oraz umiejętności dorzucenia do lodów sosu i owoców. Albo kupienia sobie bądź znalezienia w domu jakichś ciastek, cukierków lub batonika, tak...
- To nawet dobrze, nie? - zasugerował dość ostrożnie, słysząc jego westchnięcie. - W sumie też nigdy nikogo nie straciłem, ale sama myśl o tym jest dość nieprzyjemna.
Sam miał niewielu naprawdę bliskich przyjaciół, przy których też niekoniecznie do końca się otwierał, nie ważne. Nie obchodziło go też, że Zielony był bogaty czy coś. Wykorzystywał go jedynie do kupowania papierosów, ale tylko i wyłącznie ze względu na swoją nieletniość, w końcu zawsze oddawał mu za nie kasę. No, teraz mu nie oddał, ale to dlatego, że nie miał przy sobie portfela. Zrobi to przy następnej okazji.
- Pies ze schroniska to nie najgłupszy pomysł. I wciąż prostsze niż znalezienie sobie kogoś - mruknął złośliwie, nawiązując do tego, o czym mówili wcześniej. - Wow, taki dobry, pilny uczeń i chce się zwalniać z lekcji? Nieładnie - zacmokał, po czym zaraz się roześmiał.
Usłyszawszy pytanie spojrzał na niego jak na idiotę.
- Głupie pytanie - oznajmił poważnie. - Na jedzenie zawsze mam ochotę. Powinienem najpierw chyba odstawić Hassa, hm? - spytał, głaszcząc go po pysku.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Park Stanley
Pon Wrz 28, 2015 9:08 pm
No niby się nie znał, ale... Przecież to był typowy stereotyp, kiedy była mowa o zwierzakach! Identycznie, kiedy wspominało się o wężach. Niewiele osób wiedziało o tym, że to nie one hipnotyzują, a je się hipnotyzuje, wpatrując im wprost w oczy. Cóż, trochę to komiczne, jednak bajki czegoś uczą każdego człowieka. A po tym się dziwimy, że dziobaki nie są zielone, nie noszą czapek i mają kolec z trucizną, dokładnie za lewą, tylną płetwą.
Jednak nauka biologii czegoś uczy człowieka.
- No tak zaglądałeś do tej siatki. Wiesz nie od dzisiaj, że często gotuję - powiedział z uśmiechem. Nie no, nigdy nie robił smaka na coś, dla samego faktu. Zazwyczaj częstował ludzi swoimi wypiekami, jakimiś obiadami i innymi pierdołami.
Spojrzał na niego, lekko wzruszając ramionami. - To zależy, co przez to się zrozumie. Po prostu chyba nie mam nikogo, wyjątkowo ważnego dla siebie... To jest nieco smutne. Nie wiem co gorsze. Mieć taką osobę i ją stracić, czy nigdy jej nie mieć. Obie te wizje są nieprzyjemne - uznał, jednak po chwili pokręcił głową i uśmiechnął się, podnosząc do siadu. - Zresztą, nieważne. Nie ma co się rozczulać.
Nie potrzebował, aby kolega mu oddawał pieniądze. Nigdy nie odmawiał, kiedy mu oddawał, chociaż faktycznie nie widział identycznej potrzeby. Przecież i tak miał sporo pieniędzy. Starał się to wykorzystywać, wpłacając większe kwoty na składki, czasami wybierając też uczniów, którym dokładał nieco grosza do stypendium.
- Z pewnością, ty musisz coś o tym wiedzieć - zaśmiał się, przewracając z oczami. - No wiesz? Nawet ja czasami się zrywałem z lekcji! Patrz, w tamtym roku miałem jedną nieusprawiedliwioną godzinę, która była błędem w systemie elektrycznym! - powiedział z szerokim uśmiechem. Naturalnie żartował. Nie to, żeby był zawsze w szkole... Ale rodzice mu wszystko usprawiedliwiali. Czasami nawet nie musieli tego robić, bo wychowawca sam mu usprawiedliwiał godziny nieobecności.
- Jeżeli chcesz to możesz. Jak dla mnie to Hass zawsze jest mile widziany, a akurat babcia jest w studiu razem z rodzicami, więc dom jest pusty. To jak? Zbieramy się? - zapytał, przeciągając.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Park Stanley
Pon Wrz 28, 2015 10:55 pm
Jeśli biologia czegoś uczy człowieka, to chyba nie uważał na lekcjach. Chociaż lepsze to, niż fizyka. Dajmy na to wiedzę o psach - zdobywał ją we własnym zakresie, no, bo na pewno w szkole go nauczą takich rzeczy, no oczywiście.
- Uch, no bo miałem nadzieję, na coś dobrego i zjadliwego. Ale chyba będę musiał na to poczekać...
Oczywiście, że wiedział. W końcu czasem dostawał od niego jakieś słodkie żarcie, którego sam nie umiał przyrządzić. W sumie to miłe, że ktoś go czasem dokarmiał. I to jeszcze czymś dobrym. Dobrym i słodkim. Mógłby mu się jakoś zrewanżować za to kiedyś, ale chyba nie bardzo wiedział jak i czym. Musiałby się nad tym zastanowić.
- Hmm... - mruknął tylko, nie bardzo wiedząc, jak mógłby to skomentować. - Tak, bądźmy twardymi mężczyznami.
Wypowiedział to z powagą, zaraz jednak wyszczerzył się do niego i roześmiał. Chyba nie potrafił być długo poważny, przeważnie starał się patrzeć na wszystko optymistycznie, albo chociaż żartować sobie z różnych sytuacji, ludzi bądź rzeczy w zaczepny sposób. Cóż, takie usposobienie, no co zrobisz? Ale po co zajmować się jakimiś pierdołami? Gadanie o uczuciach... Trochę niekomfortowe dla Ethana. Chyba.
- Oho, aż taki z ciebie buntownik? Jejku, i kto tu kogo deprawuje?
To poczucie humoru, taaak. U Kyoukena było dość naturalne, że czasem się spóźniał na lekcje. Taak, "spóźniał". Jedna lub dwie godzinki snu z rana była o wiele bardziej kusząca niż jakaś lekcja, dajmy na to chemii czy fizyki, których totalnie nie ogarniał. No i do których nie chciał się przykładać. A mógłby, czy też może raczej powinien.
- Okey, świetnie. Słyszałeś, psiaku? - zawołał do psa, którego zaraz potarmosił za uchem. Wstał szybko i otrzepał spodnie na tyłku. - Zbieramy się, zbieramy. Daj mi jeść - powiedział entuzjastycznie.

//wybacz tego rakniętego posta, nie umiem dzisiaj rozpisać :v
Anonymous
Gość
Gość
Re: Park Stanley
Sro Wrz 30, 2015 10:45 pm
Biologia nie tyle uczyła pożytecznych rzeczy, co pomagała je wywnioskować. Warto w końcu wiedzieć jak strzelić komuś (lub sobie) w łeb, aby go najszybciej zabić, gdzie są aorty, czym podtruwać innych... Ło boziu, może lepiej o podtruwaniu nie wspominać? Co jak co, ale ten zielony pan to często gotuje i częstuje innych. Jeszcze wyjdzie, że jest jakimś psychopatą, chcącym ludzi wokół po prostu truć swoimi wypiekami. Byłoby to niezbyt korzystne dla opinii, jaką wypracowała sobie jego rodzina...
- No niestety, na najlepsze rzeczy trzeba sobie poczekać - powiedział z szerokim uśmiechem, aby po chwili najzwyczajniej w świecie, zacząć otrzepywać swoje ubrania z kurzu. Jako tako musi się prezentować na mieście, a kolegi specjalnie po sklepach ciągać nie będzie, bo się wybrudził. Co on, baba? No przecież się nie popłacze z identycznego powodu i przetrwa coś takiego!
- No tak, musisz mi wybaczyć! Co ja w ogóle robię? Namawiam młodszych kolegów na usprawiedliwione wagary! - jęknął, udając zrozpaczonego, po chwili się jednak śmiejąc. Wręcz wzorowy uczeń z tego Lysandra, a przynajmniej nauczyciele musieli uważać, że co złego to nie on. Może nie pił i nie palił, ale głupkowate pomysły zawsze mu wpadały do głowy. Tyle tylko, że nie wszystkie realizował, a wielka szkoda.
- Tak, tak. Głodnych nakarmić i takie tam - powiedział, kiwając głową i zbierając siatkę z zakupami. - Hass, nie skacz po błocie, bo cię u mnie wyszoruję porządnie - ostrzegł psa, czekając jeszcze na Kyousuke i ruszając w stronę swojej rezydencji. No tak, mieli trochę czasu na dotarcie tam, jednak to tylko wzmocni apetyt, prawda?

[z/t oboje do rezydencji Dermith]
Anonymous
Gość
Gość
Re: Park Stanley
Czw Lis 12, 2015 2:34 pm
Nocne spacery mogą okazać się szczególnie niebezpieczne dla samotnych kobiet. Zwłaszcza, jeśli trafia na niekoniecznie zdrowego psychicznie Ivana, który akurat postanowił rozładować energię w tym oto miejscu. Szedł pewnym siebie krokiem przez ciemne alejki, zmierzając właściwie donikąd, błąkając się pomiędzy krzewami, kopiąc niewielkie kamienie. Myślał. Czasami i jemu zdarzają się sprawy, które należy przemyśleć wzdłuż i wszerz. Tak też było tego wieczora.
O tak później porze, nie spodziewał się spotkać tutaj kogokolwiek.
Cisza, cisza, cisza.
Stuk, stuk, stuk.
Oho! Ktoś był równie szalony jak on, aby wybrać się na spacer w takie miejsce? Rozejrzał się wokół ze szczerym zaciekawieniem, choć właściwie nie był pewien, czy chce spotykać kogokolwiek.
- Tylko Camille i jego kurwy są na tyle głupie, żeby ładować się do parku o tej porze - westchnął pod nosem, wsadzając rękę do kieszeni kurtki, jakoś tak automatycznie mocniej ukrywając paczkę papierosów. Cam zawsze pozbawiał go wszystkich w bardzo krótkim czasie...
Børre Palmer
Børre Palmer
Fresh Blood Lost in the City
Re: Park Stanley
Czw Lis 12, 2015 2:51 pm
Wracała do domu z jakiejś średniej imprezy. Władowała się komuś na chatę z tekstem „no elo, mam szlugi” i już ich nie ma, a zabawa była... No jaka była. Nie rozpamiętujmy tego. Czasami nie warto być impulsywnym.
Sprawdziła jeszcze raz stan swojej paczki. O jezusie. Została jedna. Jednak szczęście nadal dopisuje głupiemu. Ale naprawdę trafiło się jej jak ślepej kurze. Wyciągnęła z kieszeni kurtki zapalniczkę i odpaliła papierosa.
Przez park wiodła najkrótsza droga do domu. Mieszkania. Kawalerki. Jak zwał tak zwał, liczy się przekaz. Jednak kto był na tyle głupi, żeby iść właśnie tędy o tej godzinie. No oczywiście, że Borre. Zawsze sobie mówiła, że jak ktoś ją napadnie to jebnie go deską i ucieknie. Ciekawe jak by to wyglądało w praktyce. Zapewne nie tak super jak to sobie wyobrażała.
W końcu usłyszała jakieś odgłosy kurwowania, a kluczowym słowem dla tego zdania był nikt inny jak Camille. Nie zdziwiło ją to zbytnio, że ktoś o nim coś mówi, bo przecież, tak samo jak ona, chłopak był raczej duszą towarzystwa. No, a przynajmniej duszą picia i okradania z fajek, ale o tym lepiej nie mówić, bo za chwilę będzie irytacja, wjazd do jego mieszkania i masakracja za te wszystkie papierosy. Ale tak naprawdę to co ona tam mogła zrobić. Zwyzywać go troszeczkę, a potem pewnie poszliby się najebać.
- Niestety nie jestem Camille, ale jestem też na tyle głupia jak on, żeby iść do parku o tej porze - zrobiła zezłoszczoną minę, jakby ktoś obraził jej matkę.
Podeszła bliżej do mężczyzny. Światło padające od latarni nie było za dobre, ale miała stu-procentową pewność, że na pewno gdzieś widziała tego człowieka. Jeszcze nie mogła sobie skojarzyć dokładnie skąd, ale zaraz się jej pewnie przypomni. Co jak co, ale pamięć do twarzy to ona ma. Gorzej z imionami.
Zaciągnęła się parę razy papierosem przyglądając się uważniej mężczyźnie. Pewnie ma około dwudziestu-pięciu lat i mieszka z mamą, która hoduje koty. Ale w sumie to kto to tam wie. Czasami się nie ocenia książki po okładce, a czasami napierdala z ludzi.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Park Stanley
Sro Lis 25, 2015 5:41 pm
Czy marna sława Camille'a dotknęła już także damskiej sfery Kanady? Najwyraźniej tak, skoro ta słodka niewiasta ewidentnie znała go... Cóż. Ivan nie zdziwiłby się, gdyby ktoś z dnia na dzień oznajmił mu, że ta francuska dziwka poszerzyła grono swoich seksualnych znajomych o płeć piękną. Jeśli tylko Bordeaux czuł się znudzony, potrafił być naprawdę... Nieobliczalny. Do tego stopnia, aby sięgnąć ku biustom!
- Przed tobą też się wypina? - mruknął niskim, niekoniecznie zachęcającym głosem, jednocześnie unosząc podbródek nieco ku górze. Wymacał w kieszeni swojej kurtki zapalniczkę! Cudownie! Sądził, że zapomniał. Papieros, ogień, jak w niebie. Odpalił fajkę, zaciągnął się nią mocno, po czym wrócił do obserwowania rozmówczyni.
- Mamy zatem wspólnego znajomego... - dodał z zastanowieniem. - Pytanie tylko, czy nie jesteś przypadkiem jedną z tych, które chętnie przestawiłyby mu twarz. Jeśli tak, to chyba powinienem zasugerować, że i ja przestawię twoją. Kiedyś ktoś mi wspomniał, że taki zapis znajduje się w jakimś kodeksie friends with benefits... - wiecznie znudzony głos Ivana nie zachęcał do kontynuowania rozmowy. W gruncie rzeczy, chętnie spierdoliłby na jakąś wódkę do BigQ(ueer).
Børre Palmer
Børre Palmer
Fresh Blood Lost in the City
Re: Park Stanley
Sro Gru 09, 2015 2:38 pm
Myślała chwilę nad odpowiedzią, która byłaby na tyle dobra, aby była adekwatna do jej specyficznego humoru. Zaciągnęła się parę razy, żeby nie było, że nie odpowiada, bo myśli. A z jej myśleniem to ciężka sprawa była. Raz robiła to za dużo, a raz nie za bardzo używała mózgu w niektórych sytuacjach życiowych.
- Nie bawię się w strapony - uśmiechnęła się szyderczo.
Teraz już miała pewność, że był to albo jakiś klient jej dobrego znajomego, albo jego chłopak. Chociaż stały związek i Camille to dla niej dość abstrakcyjna myśl, przynajmniej w tym momencie. W ogóle zawsze to będzie, w jej mniemaniu, abstrakcyjne.
- Nie no spokojnie, spokojnie. Jestem jego bardzo dobrą koleżanką. Bez żadnych podtekstów. Wolę chłopców - pozwoliła sobie na zażartowanie z niego i miała przy tym nadzieję, że zaraz nie dostanie wpierdolu za te słowa.
Cały czas miała to dziwne uczucie, że na pewno znała skądś tego faceta. Może kiedyś Camille go jej przedstawił, ale była za bardzo pijana, żeby dobrze to zapamiętać. Albo kiedyś widziała go gdzieś w jakimś sklepie, stali razem w kolejce, czy coś. Jednak cały czas się jej wydawało, że nie mogła w żadnej z przedstawionych sytuacji poznać tajemniczego jegomościa.
- Czy my się skądś znamy? - w końcu odważyła się zapytać. Przy tym przybrała podejrzliwy wyraz twarzy, jakby właśnie przesłuchiwała kogoś. Podobała się jej myśl, że mogłaby być tym złym policjantem, który jest agresywny, krzyczy i często jego metody nie są zgodne z prawem. W sumie czemu by nie pójść do szkoły policyjnej.
Nagle duża ilość kruków przeleciała im nad głowami i głośno obwieściły to, że były tam przez chwilę. Zawsze przechodziły ją dreszcze, kiedy słyszała odgłosy tych zwierząt. Kiedyś mama często jej mówiła, że to zwiastun czegoś złego. Ale ile razy to się stało, to jeszcze jej głowa nie odpadła. Przynajmniej miejmy nadzieję, że tym razem się tak nie stanie.

[z/t - nie ma długo Ivana :v]
Yunlei Chen
Yunlei Chen
Fresh Blood Lost in the City
Re: Park Stanley
Pią Lut 19, 2016 5:06 am
Specjalnie wydzielona strefa dla zwierząt. Raj na ziemi. Biegający dookoła właściciele, uśmiechający się radośnie do swoich beztroskich pupili. Pomimo dość niskiej temperatury, każdy rzucał swojemu psiakowi frisbee czy piłkę, zaśmiewając się w najlepsze, gdy te biegły przed siebie i posłusznie ją przynosiły, szczekając i merdając radośnie ogonami. Zdecydowanie scena jak z filmu. Brakowało jeszcze tylko śniegu, który osiadłby na ich włosach, a oni potrzepaliby głową na boki, rzucając wokół przepełnione ciepłem spojrzenia.
Rzecz jasna zawsze był ktoś, kto musiał zburzyć idealny porządek i wygląd. Tym razem tą osobą była Yoru.
- Nie, nie, nie! Wracaj tutaj! NIEEEEEE! - tak właśnie.
Wszystko zaczęło się parę dni wcześniej.
Jakby nigdy nic, szła parkiem po szkole, beztrosko jedząc jabłko ofiarowane jej przez chłopaka-sprzedawcę w sklepie. Nadal pamiętała jego ciche mamrotanie, gdy cały zaczerwieniony rzucił:
- T-to dla ciebie. - nie wiedziała czy do dalszej konwersacji brakło mu odwagi na widok braku reakcji z jej strony, czy po prostu uznał ją za niedożywioną. Tak czy inaczej prezent przyjęła i zniknęła. Wtem idąc ścieżką usłyszała cichy, zduszony pisk. Rozglądanie się na boki nic nie dało, postanowiła więc niczym rasowy tropiciel udać się za źródłem dźwięku. I tak właśnie go znalazła. Siedział porzucony w pudle, skomląc cicho z zimna. Trzęsąca się kulka, która podniosła na nią dwukolorowe ślepia i zamachała nieśmiało ogonem. Nie potrafiła odejść. Właściwie nigdy nie przyzna się do tego, że na widok małego, porzuconego szczeniaka popłakała się jak dziecko wypuszczając z rąk niedojedzone jabłko. Wzięła go na ręce i usiadła na ziemi przytulając do siebie, nim w miarę porządnie się nie rozgrzał. Nie potrafiła ocenić jego wieku, nigdy nie była w tym dobra. Wystarczył jej jednak moment, gdy drobne łapki uderzyły o ziemię, a ogon zamachał z wyraźną radością, wpatrując się w nią przepełnionym nadzieją głodnym wzrokiem. To było oczywiste, że zabierze go ze sobą do domu, niezależnie od tego co powie jej ojciec. Ten uroczy psiak zawładnął jej sercem w przeciągu kilku minut.
No, tak było parę dni temu. A teraz wróćmy do teraźniejszości. Na czym to skończyliśmy? A tak.
- WRACAJ TUTAJ! Co za szatan podkusił mnie bym wzięła cię z tego pudełka, demonie! - Yorutaka biegła za zdecydowanie zbyt szybkim, ubłoconym szczeniakiem trzymającym w pysku jej portmonetkę. Wyraźnie uznawał to za doskonałą zabawę, gdy co chwilę zwalniał udając, że da jej się złapać i ponownie przyspieszał machając namiętnie ogonem. Było to na swój sposób zabawne, do momentu w którym dziewczyna nie wyrżnęła jak długa padając na ziemię. Nim ktokolwiek zdążył się zorientować poderwała się do góry ponownie i otarła niedbale twarz, ponownie ruszając sprintem za małym huskym z czerwoną smyczą w dłoni.
- Stój, wróć, poczekaj, oddaj mi to! O nie. Nie, tylko nie to. Nie, nie, nie, nie rób tego! - krzyki wzmogły się, gdy dostrzegła w oczach szczeniaka niebezpieczny błysk. Chłopak. Wyraźny cel zaledwie kilkanaście metrów dalej. Pies całkowicie ignorując protesty dziewczyny przyspieszył do granic możliwości i... wyskoczył w powietrze z jej portmonetką i radosnym, zduszonym szczeknięciem. Mokre ubłocone łapy miały zostawić okropne plamy na ubraniu nieznajomego.
Za jakie grzechy?
Noah Hatheway
Noah Hatheway
Fresh Blood Lost in the City
Re: Park Stanley
Pon Lut 22, 2016 1:08 am
Nie dało się ukryć, że lubił od czasu do czasu pojawić się w parku. Do pewnego momentu starano się przekonać go do zabierania ze sobą ochrony, ale to tylko wzmogłoby zainteresowanie tłumów. Tak przynajmniej był w stanie wtopić się w tłum na tyle, by brano go za znudzonego życiem nastolatka, mimo przebłysków czerwieni między czarnymi kosmykami, które w dzisiejszych czasach i tak były na porządku dziennym. Chociaż pogoda nie sprzyjała, postanowił zaczerpnąć świeżego powietrza, które zdecydowanie było mu potrzebne po dwugodzinnym treningu. Ławka, obok której przechodził, kierując się do domu, wydała się na tyle kusząca, że zatrzymał się, zrzucił torbę z ramienia i rozsiadł się wygodnie, choć w pierwszej chwili niemalże uznał to za zły pomysł, kiedy zimno przeniknęło przez materiał spodni. Zadrżał nieznacznie, wciskając ręce do kieszeni i osunął lekko, by wygodniej przylgnąć plecami do oparcia. Wystarczyło kilka sekund, by wreszcie poczuł się na swoim miejscu. Ze znikomym zainteresowaniem przyglądał się ludziom spacerującym po parku. Jedni przechodzili tędy bez konkretnego powodu, inni zapewniali rozrywkę swoim rozszczekanym pupilom, które merdały ogonami na widok plastikowego talerza, jakby była to najcudowniejsza rzecz na świecie. Niektórym niewiele było potrzeba do szczęścia.
Ziewnął przeciągle, odruchowo przysłaniając usta dłonią, nawet jeśli w tej chwili nie było przy nim nikogo, kogo mogłoby to urazić. Ciężko było mu pozbyć się tych wyuczonych nawyków, nawet jeśli od dawna nie chciał przekonywać do siebie ludzi, jednak musiał przyznać, że wszelkie zasady dobrego wychowania przydawały się w niektórych sytuacjach.
Jego spojrzenie z każdą chwilą stawało się coraz bardziej mgliste, biegające w pobliżu psy, przechodzący ludzie stopniowo rozmywali się w barwne plamy na śniegu. W końcu Hatheway przestał walczyć z ciężarem powiek, które wręcz zatrzasnęły się bezgłośnie, odbierając mu możliwość dalszej obserwacji świata.
Nie mógł znaleźć sobie lepszego miejsca na sen.
„Nie, nie, nie, nie rób tego!”
Ciężko powiedzieć, jak dużo czasu minęło od chwili, w której się wyłączył do momentu usłyszenia jakiegoś krzyku w pobliżu. Czarnowłosy przechylił głowę na bok, paradoksalnie zaciskając powieki jeszcze mocniej. Do końca bronił się przed nagłą pobudką, choć odzyskując świadomość, dał do zrozumienia swojemu ciału, że dookoła panowała ujemna temperatura. Mięśnie odruchowo spięły się, jednak do otworzenia oczu zmusiło go coś zupełnie innego. Coś, co wylądowało na jego kolanach i zaczęło bezlitośnie stąpać po jego udach. Dwukolorowe tęczówki błysnęły, a chłopak zmarszczył brwi wpatrując się w brudnego szczeniaka, który swój brud zostawiał także na jego spodniach, a po chwili też i kurtce, kiedy to wsparł się łapą o jego klatkę piersiową, nabierając ochoty na romantyczne uniesienia.
Chyba żartujesz.
Cofnął gwałtownie głowę, równie gwałtownie wyciągając rękę z kieszeni, by zmusić szczenię do odsunięcia się. Zacisnął palce na skórze na jego karku i nie zawahał się podnieść go wyżej. Zamiast odstawić go na ziemię, już wpatrywał się w dziewczynę, która przyglądała się temu widowisku z niezbyt dużej odległości. Mimowolnie opuścił wzrok na jej ubłocony płaszcz, następnie przeniósł go na psa, później znów na płaszcz, wręcz ostentacyjnie oceniając każdy detal.
Jaki pan, taki kram ― mruknął, posyłając psiaka na ziemię. Chociaż korciło go, żeby upuścić go z pierwotnej wysokości, opuścił rękę niżej, by futrzak wylądował bezpiecznie. W ostatniej chwili wyrwał jednak portfel z jego pyska i podrzucił go wyżej, by na koniec sprawnie przechwycić go z powrotem i zamknąć w żelaznym uścisku. ― I tak jesteś mi winna pranie. Powinnaś lepiej pilnować swojego kundla ― wyartykułował nieco ochrypłym głosem, jak przystało na kogoś, kto dopiero się obudził.
Yunlei Chen
Yunlei Chen
Fresh Blood Lost in the City
Re: Park Stanley
Pon Lut 22, 2016 4:40 pm
Yorutaka nie krzyczała. Nigdy.
Jej domeną był absolutny spokój, cisza i opanowanie. Nie dawała się wytrącić z równowagi nawet gdy naciskano na nią przez długi czas. Choć jej wybuch wściekłości był zgubny, nie przydarzył jej się jeszcze na tyle razy, by zmienić jej wizerunek. Łatkę, którą przyczepili jej inni. Urocza, spokojna księżniczka o anielskiej twarzy. Tak mówili.
Zaprzeczyła wszystkiemu, łącznie z głównym założeniem, gdy rzuciła się w pogoń za swoim psem, niemalże zdzierając gardło. Jak tak dalej pójdzie to następna wizyta w szpitalu skończy się ostrą paniką ze strony ojca, który przy swojej nadopiekuńczości, jak nic stwierdzi że na pewno ma raka tchawicy czy w ogóle płuc i wyśle ją na całą serię dziwacznych badań.
Oczywiście dramatyzowała. W końcu jedną z rzeczy, którymi niewątpliwie mogła się pochwalić było jej końskie zdrowie. Nawet jeśli faktycznie zdarłaby sobie gardło, wystarczyły trzy godziny spędzone w ciszy i herbata z miodem, by całkowicie się zregenerowała. Ponadto raczej od kilku wykrzyczonych zdań nie traciło się głosu.
Raczej.
Naprawdę liczyła, że moje jej pies zminimalizuje szkody i po prostu oprze się łapą o kolano nieznajomego chłopaka. Ubrudzi go w jednym punkcie, jej uda się go złapać, ukłoni się kilkanaście razy w przeprosinach i odejdzie zapominając o całej sprawie. Ale nie. Nie, on musiał wwalić się na niego całym drobnym cielskiem i ubłocić od góry do dołu. Prawdopodobnie gdyby nie była teraz zajęta biegiem, stanęłaby i strzeliła ogólnie znany facepalm. Dała więc jedynie radę jęknąć cicho pod nosem i dodatkowo przyspieszyć.
Szkoda tylko, że zapomniała o błocie dookoła. Widziała jak chłopak stawia w końcu jej psa na ziemi i zaczyna coś mówić.
"Jesteś mi winna pranie. Powinnaś lepiej pilnować swojego kun-"
JEBS.
Chłopakowi nigdy nie było dane dokończyć zdania. Dziewczyna władowała się w niego ślizgiem, z zaskoczenia nie wydając z siebie nawet najmniejszego dźwięku. Do tego stopnia, że trwała w bezruchu próbując się połapać co właściwie się stało. Chłopak niewątpliwie nadal siedział. Ona natomiast poślizgnęła się na wodzie i nie zdążyła wyhamować. Jej lewa noga znajdywała się między jego kolanami, prawa wylądowała po zewnętrznej stronie jego uda. Prawa ręka przejechała dość boleśnie po ławce, a dziewczyna zapewniła sobie wyjątkowo wkurzające otarcie, choć jeszcze nie zdawała sobie z tego sprawy. Drugą ręką obejmowała jego kark z głową opartą na ramieniu.
... a pies szczekał i merdał ogonem.
Świetnie.
Nie wiedziała po jakim czasie odzyskała władzę nad ciałem, ale w końcu wypuściła go z objęć, z przerażeniem w oczach. Odsunęła się w tył, opierając obie ręce na oparciu ławki, cały czas z nogami przy jego nogach i wpatrywała się w jego twarz.
- Prze-
Dostrzegła jego tęczówki. Zamilkła gwałtownie, cały czas się w niego wpatrując, aż w końcu jej usta poruszyły się na nowo.
- Wyglądasz jak mój pies.
A gdzie przepraszam?
Noah Hatheway
Noah Hatheway
Fresh Blood Lost in the City
Re: Park Stanley
Pią Lut 26, 2016 4:52 pm
Był w stanie zrozumieć naprawdę wiele rzeczy – począwszy od dziwnych, ludzkich nawyków, a skończywszy na dużej nieporadności. Niektóre zdarzenia obserwowało się jednak wyłącznie na filmach, nie zakładając, że będzie się miało okazję paść ofiarą złośliwego losu. Tak właśnie czuł się Noah, któremu momentalnie zrzedła mina, gdy dziewczyna w rzucającym się w oczy płaszczu zbliżała się do niego w dość imponującym tempie. Czerwień jej ubioru alarmująco świeciła mu przed oczami, ale to całkiem naturalne, że zachował się jak ktoś, kto przechodząc przez pasy, nagle zauważył pędzącą w jego stronę ciężarówkę. No – na całe szczęście miał do czynienia z dużo mniejszym kalibrem. Szanse na wyhamowanie? Zerowe. Ryzyko zderzenia? Cholernie wysokie.
Odruchowo uniósł przedramię na wysokość swojej klatki piersiowej i była to jedyna rzecz, którą zdążył zrobić przed iście spektakularnym ślizgiem nieznajomej.
Co ty robisz? ― zaciął się, gdy było już za późno. Mało brakowało, a ugryzłby się w język, gdy jego szczęki momentalnie zacisnęły się, ledwo przepuszczając dźwięk krótkiego warknięcia. Dopiero w tej chwili zaczęło do niego docierać, jak trafne było wcześniejsze spostrzeżenie. Zarówno ona, jak i jej brudny pies wpadli na niego niespodziewanie, nie wspominając już o tym, że nawet właścicielka nabrała ochoty na nagłą bliskość. No co za cholerne szczęście, skwitował w głowie z rezygnacją. Zabawne. Fanki filmów romantycznych zapewne już zwęszyłyby dobry materiał na miłość od pierwszego wejrzenia, tymczasem Hatheway tylko odliczał w głowie kolejne sekundy do zwrócenia mu skradzionej przestrzeni osobistej.
Wypuścił powietrze ustami, czując, że to wszystko trwało już za długo. Naparł przedramieniem na jej brzuch, subtelnie starając się dać do zrozumienia, że nie przytula się jeszcze przed pierwszą randką.
Tsk. Możesz mnie wreszcie...? ― Nie musiał kończyć, poczuwszy, że wreszcie może normalnie oddychać. Zacisnął palce mocniej na trzymanym portfelu i uniósł wzrok na dziewczynę, która mimo wszystko nadal znajdowała się za blisko. Dwukolorowe tęczówki z lekkim poirytowaniem wpatrywały się w dziewczęcą twarz. Nie dało się ukryć, że być może zaklasyfikowałaby się do top dziesiątki najbardziej urodziwych dziewczyn świata, ale mimo jej ładnej buźki, czarnowłosy bynajmniej nie poczuł się lepiej.
Takie były najgorsze.
„Wyglądasz jak mój pies.”
Chciał mieć nadzieję, że się przesłyszał. Zamiast tego ściągnął brwi i ostentacyjnie spróbował strzepnąć błoto ze swojego torsu. Wyraz jego twarzy zdawał się złagodnieć, choć w rzeczywistości postarał się o to, by za maską spokoju ukryć niepotrzebnie targające ich emocje. Został porównany do psa. Świetnie. Zerknął z ukosa na merdającego ogonem szczeniaka, który bez wątpienia nie miał z nim nic wspólnego.
Kto by pomyślał. Może gdybyś wzięła pod uwagę prowadzenie psa na smyczy przez cały spacer, odniosłabyś przyjemniejsze wrażenie. ― Brwi chłopaka nieznacznie ściągnęły się ku sobie. ― Nie wygląda na na tyle ułożonego, by pozwalać mu biegać samopas. Poza tym ― przesunął po niej wzrokiem ― jesteś za blisko.
Yunlei Chen
Yunlei Chen
Fresh Blood Lost in the City
Re: Park Stanley
Sob Mar 12, 2016 3:26 am
Wbrew oczekiwaniom chłopaka, sytuacja w której się znaleźli nie była także spełnieniem marzeń ze strony dziewczyny. Pomijając fakt, że niesamowicie irytował ją wygląd jej zwykle niesamowicie starannie dopasowanych ubrań, pozostawał jeszcze ten że jej nowy pies postanowił zwrócić się przeciwko niej i zabrać jej portfel. Trzeci, prawdopodobnie najgorszy odwoływał się do niesamowicie dziwnej pozycji, w jakiej skończyli po tym gdy straciła równowagę. Była jeszcze jedna. Jego cholernie drażniące podejście. Właściwie już pierwsze słowa padające z jego ust sprawiły, że miała ochotę po złości władować mu łokieć między żebra. Kto wie, może właściwie powinna to zrobić. Jeśli odpowiednio wyceluje i się do tego zabierze, pewnie nawet nie rozpozna, że zrobiła to specjalnie. Powstrzymała się w ostatniej chwili, prawie zgrzytając zębami ze złości, gdy sam postanowił ją odepchnąć. Niespecjalnie próbując się dłużej powstrzymać, złapała go za rękę i odsunęła gwałtownie w bok z wyraźnie poirytowanym warknięciem, kompletnie nie pasującym ani do jej twarzy, ani całkowitej prezentacji jaką mogła się pochwalić, uwzględniając jej wzrost.
- Z wielką przyjemnością. - wycedziła spomiędzy zębów, momentalnie tracąc uprzedni humor spowodowany zaskoczeniem. Prawdopodobnie nieco zbyt mocno uderzyła go w bark, odpychając się w tył, by móc bez większych problemów wstać z ławki, otrzepując zarówno dłonie, jak i zrujnowany płaszcz.
- Gdybym zdążyła nauczyć tę parodniową przybłędę jak się chodzi na smyczy, a nie gryzie ją i sunie tyłkiem po ziemi to byłoby cudownie. Jeśli chcesz możesz wstać już teraz i zrobić to za mnie. - syknęła nadal rozzłoszczona, zakładając dłonie na klatce piersiowej. Dopiero ciche skomlenie husky'ego przywróciło ją do porządku. Spojrzała na niego momentalnie łagodniejąc i kucnęła wyciągając do niego ręce. Psisko, które wyraźnie zrozumiało swój błąd podeszło do niej ze spuszczonym łbem, poruszając powoli ogonem.
- Przepraszam nie chciałam cię nazwać parodniową przybłędą. Po prostu nie wpadłam jeszcze na żadne imię dla ciebie i zdenerwowałam się na tego buca. Co nie zmienia faktu, że naprawdę musisz się nauczyć chodzić na smyczy, szuranie zadem nie wchodzi w grę. - powiedziała powoli przepraszającym tonem, głaszcząc go raz po raz po łbie. Dopiero gdy szczeniak się rozchmurzył, a ona sama poczuła że ma ochotę się uśmiechnąć - choć niestety jej usta jak zwykle odmówiły posłuszeństwa - podniosła wzrok na nieznajomego i wstała na równe nogi wyciągając rękę przed siebie.
- Mógłbyś mi go oddać? Z radością zapłacę za twoje pranie i zniknę, żeby nie musieć na ciebie dłużej patrzeć. Jestem pewna, że całkowicie podzielasz moje uczucia. Jeśli chcesz możemy od razu razem udać się do pralni. - suchy ton jaki przybrała, zdecydowanie nie świadczył o chęci zaprzyjaźnienia się. Dziewczyna nigdy nie kłamała. Wyrzucała z siebie słowa zgodnie z własnymi emocjami, niespecjalnie przejmując się uczuciami innych. Jeszcze przez chwilę mamrotała coś cicho po japońsku, czekając aż postanowi jej oddać jej własność. Szczeniak natomiast miał zupełnie inne plany. Kręcił się pomiędzy nimi, najwyraźniej uznając że doskonale się spisał znajdując swojej nowej pani przyjaciela. Nie rozumiał tylko dlaczego patrzyli na siebie z takimi minami. Stanął na tylnych łapach, opierając przednie na kolanie Yorutaki i zaszczekał, merdając wesoło ogonem. Gdy tylko zerknęła w jego kierunku, opadł na ziemię i podreptał nieco kaczkowatym chodem w stronę nieznajomego, raz po raz robiąc slalom pomiędzy jego nogami. Szczekał od czasu do czasu patrząc na nią wesołym wzrokiem i merdając ogonem.
- Przestań, chodź tutaj. - tak, szczeniak był pewien że nie zrozumiała jego przesłania. Postanowił więc zrobić kolejny slalom, usiąść między butami chłopaka i uderzając ogonem o jego nogawki, wydać z siebie kolejne szczeknięcie, dysząc z zadowoleniem. Dla pewności trącił jego nogawkę nosem i oparł drobną łapkę na czarnych traperach. No, teraz musiała go zrozumieć!
Tylko nie rozumiał dlaczego uderzyła się lekko dłonią w twarz z cichym "boże drogi, daj mi siły".
Sponsored content
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach