▲▼
First topic message reminder :
***
Czy to coś nowego, że znów ktoś wkurwił Alex do tego stopnia, że ta postanowila sobie darować, wziąć gitarę w pokrowcu i psa i pójść przed siebie? No raczej nie. Wright była wściekła wszystko ją denerwowało. Dodatkowo czuła się strasznie bezsilnie. Szczerze? Choć Amerykanka się by do tego nigdy nie przyznała to jednak tęskniła za domem. Dokładnie za czasem, kiedy jej ojciec żyła, a ona sama wiodła spokojne życie w San Francisco. Była jednak świadoma, że to już przeszłość. Tamto już nie wróci. Nie może, a ona sama musi sobie jakoś radzić.
No nic, wracając do sytuacji Wright. Dziewczyna potrzebowała się jakoś zrelaksować. Przeszła się spory kawałek drogi, nieco ją to uspokoiło, ale nie do końca. Potrzebowała się na czymś wyżyć. Było kilka opcji na to, na przykład wplątanie się w jakąś bojkę. Zostawało jednak pytanie czy warto było to zrobić i pewnie po raz kolejny oberwać? Z resztą Roverowi mogłoby się wtedy oberwać, a ona nie chciała by psu się coś stało, więc raczej ta opcja odpadała. Postanowiła wyrzucić z siebie te negatywne uczucia przez coś zupełnie innego, a dokładnie przez muzykę. Znalazła sobie odpowiednie miejsce na jednej z ulicy. Wyjęła z pokrowca Angie, etui zostawiła otwarte przed sobą. Instrument nastroiła i zaczęła. Grała dość długo, a jej pierwsze utwory nie należały do tych spokojnych. W końcu jednak opanowała się nieco i zmieniła z nieco spokojniejsze i łagodniejsze brzmieniem. Poskutkowało to nieco większą ilością drobnych wrzuconych do pokrowca od jej gitary. Alex ogólnie jakoś bardzo nie skupiała się na otaczających ją ludziach. Zwyczajnie ją nie interesowali. Czasem tylko zerknęła tylko na ludzi. Podczas tego wszystkiego Rover zajmowała się sobą, ale nie odchodził za daleko od swojej właścicielki. Tak, Rover był mądra psiną.
Dosłownie chwilę temu skończyła jeden z utworów Starset. Chwilę zastanawiała się nad kolejnym, ale pomimo tego zastawienia jej palce nie przestawały wędrować po strunach i gryfie Angel. W końcu zdecydowała się na kolejny utwór.
- Oh well, honor for all
Of the big and the small
Well, the taller they stand
Well, the harder they fall
We live for today, but we die for the next
with blood in our veins and the air in our chest
Oh, we step into war with our hearts on the line
Dirt on our boots, it shakes free over time... - zaczęła nucić i śpiewała dalej wybraną piosenkę
Jedna z wielu zwyczajnych ulic w tym mieście. Nic nadzwyczajnego. Całkiem zadbana, znajdująca się niedaleko centrum miasta, dzięki czemu niemal o każdej porze można kogoś spotkać. Przy niej również znajdują się wszelkiego rodzaju kawiarnie, restauracje i sklepu, ale z pewnością nie ma ich tyle, ile w samym centrum - w końcu to tam zbiera się spora gromada mieszkańców, gdy chcą się zabawić nocą lub spędzić miło czas za dnia. Owszem, w lokalach przy tej ulicy również tętni nocne i dzienne życie, jednak zdecydowanie nie w takim natężeniu jak w centrum. Ze względu na połączenie komunikacyjne, dostępność różnych miejsc rozrywkowych i gastronomicznych oraz względną ciszę w nocy ludzie często szukają w tej okolicy mieszkań do wynajęcia lub kupna.
Ulica
Na tym terenie nie ma ingerencji pracowniczej.
Jesteś zainteresowany pracą na ulicy? Kliknij na W.
Jesteś zainteresowany pracą na ulicy? Kliknij na W.
***
Czy to coś nowego, że znów ktoś wkurwił Alex do tego stopnia, że ta postanowila sobie darować, wziąć gitarę w pokrowcu i psa i pójść przed siebie? No raczej nie. Wright była wściekła wszystko ją denerwowało. Dodatkowo czuła się strasznie bezsilnie. Szczerze? Choć Amerykanka się by do tego nigdy nie przyznała to jednak tęskniła za domem. Dokładnie za czasem, kiedy jej ojciec żyła, a ona sama wiodła spokojne życie w San Francisco. Była jednak świadoma, że to już przeszłość. Tamto już nie wróci. Nie może, a ona sama musi sobie jakoś radzić.
No nic, wracając do sytuacji Wright. Dziewczyna potrzebowała się jakoś zrelaksować. Przeszła się spory kawałek drogi, nieco ją to uspokoiło, ale nie do końca. Potrzebowała się na czymś wyżyć. Było kilka opcji na to, na przykład wplątanie się w jakąś bojkę. Zostawało jednak pytanie czy warto było to zrobić i pewnie po raz kolejny oberwać? Z resztą Roverowi mogłoby się wtedy oberwać, a ona nie chciała by psu się coś stało, więc raczej ta opcja odpadała. Postanowiła wyrzucić z siebie te negatywne uczucia przez coś zupełnie innego, a dokładnie przez muzykę. Znalazła sobie odpowiednie miejsce na jednej z ulicy. Wyjęła z pokrowca Angie, etui zostawiła otwarte przed sobą. Instrument nastroiła i zaczęła. Grała dość długo, a jej pierwsze utwory nie należały do tych spokojnych. W końcu jednak opanowała się nieco i zmieniła z nieco spokojniejsze i łagodniejsze brzmieniem. Poskutkowało to nieco większą ilością drobnych wrzuconych do pokrowca od jej gitary. Alex ogólnie jakoś bardzo nie skupiała się na otaczających ją ludziach. Zwyczajnie ją nie interesowali. Czasem tylko zerknęła tylko na ludzi. Podczas tego wszystkiego Rover zajmowała się sobą, ale nie odchodził za daleko od swojej właścicielki. Tak, Rover był mądra psiną.
Dosłownie chwilę temu skończyła jeden z utworów Starset. Chwilę zastanawiała się nad kolejnym, ale pomimo tego zastawienia jej palce nie przestawały wędrować po strunach i gryfie Angel. W końcu zdecydowała się na kolejny utwór.
- Oh well, honor for all
Of the big and the small
Well, the taller they stand
Well, the harder they fall
We live for today, but we die for the next
with blood in our veins and the air in our chest
Oh, we step into war with our hearts on the line
Dirt on our boots, it shakes free over time... - zaczęła nucić i śpiewała dalej wybraną piosenkę
Słodki uśmiech, prawdziwie anielski ozdobił jej twarz, gdy Aaron rozłożył ramiona. Dla niej jej poprzednie słowa nie miały większego znaczenia - były, bo były. Rzuciła je żartem. W pierwszym momencie faktycznie była gotowa do samoobrony, lecz gdy tylko ujrzała znajomą twarz, podobny instynkt został bestialsko uśpiony.
Pewnie dlatego beztrosko pokonała te dwa kroki, które ich dzieliły, by bez śladowej ilości pomyślunku zarzucić mu ręce na kark i niemalże się na nim zawiesić.
- Proszę - parsknęła krótkim śmiechem. - Ale takie uściski to nie są tanie rzeczy.
I odskoczyła, równie lekko, splatając ręce za sobą niczym ucieleśnienie czystej niewinności. Zupełnie jak gdyby wcale nie miała porządnego biesa pod skórą, jakby była absolutnie grzeczną dziewczynką. Zupełnie tak, jakby to wszystko nie było dla niej zabawą.
Odsunęła na bok wszystkie myśli dotyczące potencjalnego zagrożenia, bo zwyczajnie go nie wyczuwała już. Miała przed sobą znaną sobie jednostkę, której nie miała prawa się obawiać. Co z tego, że może nie byli ze sobą jakoś specjalnie blisko? Że na dobrą sprawę nie wiedziała o nim zbyt wiele?
Detale, błahe i niekoniecznie ważne szczegóły. Gdy z kimś chodzi się na piwo, to z pewnością ten ktoś nie będzie w stanie zrobić ci krzywdy.
Skinęła głową. O, toto, pora wracać. Poprawiła sportową torbę na swoim ramieniu i ruszył naprzód, wzruszając ramiona na następne pytanie.
- Znam większe szumowiny niż ty - odparła prosto, nie wdając się jednak w zbędne szczegóły. Bo i po co? - I nie, nie zawsze, czasami ktoś mnie podrzuca, czasami ktoś odprowadza, różnie tak. - Pominęła już jednak to, że jej "czasami" to w rzeczywistości "cholernie rzadko", bo nie znosiła takie pieszczenia się nad jej osobą. Była dużą dziewczynką. Wychodziła z założenia, że jest w stanie sobie poradzić ze wszystkim i wszystkimi, że nie ma takiej przeszkody, której nie byłaby w stanie przeskoczyć. Co to dla niej spławić kilku bezmózgich dresów czy skopać potencjalnego gwałciciela w ciemnym zaułku? Tsa, jasne. Jej ślepa pewność siebie wynikała zapewne z tego, że zwyczajnie nigdy jeszcze nie znalazła się w sytuacji tak bezpośredniego i realnego zagrożenia, w rzeczywistości nie znała swoich odruchów. Bo i skąd? - Poza tym, rzadko mnie ktoś zaczepia na tej trasie. Spokój, cisza i te rzeczy - dodała jeszcze, niedbale machając wolną dłonią. - A ty co? Powrót z dzikiego melanżu?
Och, kotku, czy w twoim głosie zabrzmiała drobna nutka zazdrości? Zaraz początek roku, a ty pracujesz. Zero wakacji w tym roku, cały czas praca i praca, zero czasu na słodki wypad, na dzikie szaleństwo, które gdzieś tam drzemało w jej żyłach. Musiało odpocząć, zregenerować siły, tymczasowo podała mu środki nasenne, żeby nieumyślnie nie stracić pracy. W końcu gdy leciała w tango, nie dało jej się tak łatwo zatrzymać.
Ale.
No cóż. Praca, cholera.
Pewnie dlatego beztrosko pokonała te dwa kroki, które ich dzieliły, by bez śladowej ilości pomyślunku zarzucić mu ręce na kark i niemalże się na nim zawiesić.
- Proszę - parsknęła krótkim śmiechem. - Ale takie uściski to nie są tanie rzeczy.
I odskoczyła, równie lekko, splatając ręce za sobą niczym ucieleśnienie czystej niewinności. Zupełnie jak gdyby wcale nie miała porządnego biesa pod skórą, jakby była absolutnie grzeczną dziewczynką. Zupełnie tak, jakby to wszystko nie było dla niej zabawą.
Odsunęła na bok wszystkie myśli dotyczące potencjalnego zagrożenia, bo zwyczajnie go nie wyczuwała już. Miała przed sobą znaną sobie jednostkę, której nie miała prawa się obawiać. Co z tego, że może nie byli ze sobą jakoś specjalnie blisko? Że na dobrą sprawę nie wiedziała o nim zbyt wiele?
Detale, błahe i niekoniecznie ważne szczegóły. Gdy z kimś chodzi się na piwo, to z pewnością ten ktoś nie będzie w stanie zrobić ci krzywdy.
Skinęła głową. O, toto, pora wracać. Poprawiła sportową torbę na swoim ramieniu i ruszył naprzód, wzruszając ramiona na następne pytanie.
- Znam większe szumowiny niż ty - odparła prosto, nie wdając się jednak w zbędne szczegóły. Bo i po co? - I nie, nie zawsze, czasami ktoś mnie podrzuca, czasami ktoś odprowadza, różnie tak. - Pominęła już jednak to, że jej "czasami" to w rzeczywistości "cholernie rzadko", bo nie znosiła takie pieszczenia się nad jej osobą. Była dużą dziewczynką. Wychodziła z założenia, że jest w stanie sobie poradzić ze wszystkim i wszystkimi, że nie ma takiej przeszkody, której nie byłaby w stanie przeskoczyć. Co to dla niej spławić kilku bezmózgich dresów czy skopać potencjalnego gwałciciela w ciemnym zaułku? Tsa, jasne. Jej ślepa pewność siebie wynikała zapewne z tego, że zwyczajnie nigdy jeszcze nie znalazła się w sytuacji tak bezpośredniego i realnego zagrożenia, w rzeczywistości nie znała swoich odruchów. Bo i skąd? - Poza tym, rzadko mnie ktoś zaczepia na tej trasie. Spokój, cisza i te rzeczy - dodała jeszcze, niedbale machając wolną dłonią. - A ty co? Powrót z dzikiego melanżu?
Och, kotku, czy w twoim głosie zabrzmiała drobna nutka zazdrości? Zaraz początek roku, a ty pracujesz. Zero wakacji w tym roku, cały czas praca i praca, zero czasu na słodki wypad, na dzikie szaleństwo, które gdzieś tam drzemało w jej żyłach. Musiało odpocząć, zregenerować siły, tymczasowo podała mu środki nasenne, żeby nieumyślnie nie stracić pracy. W końcu gdy leciała w tango, nie dało jej się tak łatwo zatrzymać.
Ale.
No cóż. Praca, cholera.
Zaśmiał się cicho, gdy dziewczyna beztrosko rzuciła mu się na szyję. Oplótł ją lekko ramionami, ale gdy tylko dała znak, że zamierza się odsunąć, poluźnił ten ledwie odczuwalny uścisk i pozwolił jej na to, bo po co miałby ją powstrzymywać? W końcu to były tylko wygłupy. Uśmiechnął się do niej raz jeszcze, obserwując jak idealnie wpasowuje się w zachowanie grzecznej dziewczynki, a później odwrócił się i gestem zachęcił do drogi.
- Powiedzmy, że zapłatą będzie dzisiejsza eskorta do domu. - Puścił do niej oko.
Czy Angel miała się w istocie czego obawiać? W teorii owszem. Znajdowała się teraz w środku nocy, na kompletnie pustej ulicy z silniejszym od siebie psychopatą, którego w żaden sposób się nie obawiała. Jasne, znała go, a on znał ją. Problem w tym, że dla niego nie miało to większego znaczenia, bo łatwo mu było się od takich rzeczy odciąć. Okazja była wręcz doskonała... Na szczęście Aaron taki nie był. Nie był psycholem, który po nocach podrzyna gardła napotkanym osobom. Nawet po pijaku tego nie robił. Do gwałtów i zwykłych napaści też mu nie było spieszno. Wolał, gdy jego czyny miały jakiś sensowny powód, a te nie miały. Jasne, będąc pod wpływem mógł się zrobić niebezpieczny, ale jednak były na to małe szanse. Trzeźwiał już, a poza tym się pilnował. Można więc było powiedzieć, że dziewczyna rzeczywiście nie miała się czego obawiać. To dość pocieszające.
Uśmiechnął się pod nosem na wzmiankę o większych szumowinach. Możliwe, że miała rację. Wielu ludzi w tym mieście robiło gorsze rzeczy niż on i jakoś żyło. Przemytnicy, złodzieje, gwałciciele, mordercy, włamywacze, oszuści, dilerzy narkotyków, zabijaki... Dużo tego było i z wieloma dało się utrzymywać w miarę normalne kontakty, bo czasem byli do czegoś potrzebni. W porównaniu do nich, Cage nie był taki zły. Przynajmniej z punktu widzenia społeczeństwa, bo na większą skalę to on nie działał. Był niebezpieczny dla pojedynczych przypadków, które wyniszczał, ale dla reszty mógł być nawet całkiem przydatnym kolesiem, o którym złego słowa nie można powiedzieć.
Nie wnikał w to, jak często dociera do domu w czyimś towarzystwie. W zasadnie, był to jedynie sposób na jakieś podjęcie rozmowy, bo nic lepszego nie przyszło mu do głowy, a poza tym przejaw troski względem znajomej był przecież czymś dobrym.
Spokój, cisza i brak ludzi to najlepsze miejsce by kogoś napaść, moja droga.
Tego nie powiedział na głos. Zabrzmiałoby to dziwnie, gdyby zaczął jej tu przedstawiać sposób myślenia kryminalistów. To byłoby podejrzane. Przecież oficjalnie niewiele miał z takimi typami wspólnego. Był tylko drobnym kanciarzem, a nie przestępcą.
Zaśmiał się ponownie i zerknął na niebo. Szkoda, że w dużych miastach gorzej było widać gwiazdy. Żeby mieć na nie naprawdę dobry widok, trzeba było pojechać w miejsca oddalone od cywilizacji. Z daleka od sztucznych świateł niebo stawało się naprawdę piękne.
- Można to tak ująć. - Wzruszył ramionami.
- Nic specjalnego. Spacer po kilku barach i gadka z przypadkowymi ludźmi. Piwko-dwa... ewentualnie osiem. - Zaśmiał się. W jego wypadku ciężko było określić, kiedy dokładnie żartuje albo w jakim stopniu jest pijany. Dopóki nie zbliżał się do swojej granicy, to jego codzienne udawanie skutecznie utrudniało ocenę innym ludziom. Może przez to wydawał się momentami niepokojący. Na szczęście dla niego, ludzie zwykle nie zwracali na to uwagę i wmawiali sobie, że to wyobraźnia płata im figle.
- Powiedzmy, że zapłatą będzie dzisiejsza eskorta do domu. - Puścił do niej oko.
Czy Angel miała się w istocie czego obawiać? W teorii owszem. Znajdowała się teraz w środku nocy, na kompletnie pustej ulicy z silniejszym od siebie psychopatą, którego w żaden sposób się nie obawiała. Jasne, znała go, a on znał ją. Problem w tym, że dla niego nie miało to większego znaczenia, bo łatwo mu było się od takich rzeczy odciąć. Okazja była wręcz doskonała... Na szczęście Aaron taki nie był. Nie był psycholem, który po nocach podrzyna gardła napotkanym osobom. Nawet po pijaku tego nie robił. Do gwałtów i zwykłych napaści też mu nie było spieszno. Wolał, gdy jego czyny miały jakiś sensowny powód, a te nie miały. Jasne, będąc pod wpływem mógł się zrobić niebezpieczny, ale jednak były na to małe szanse. Trzeźwiał już, a poza tym się pilnował. Można więc było powiedzieć, że dziewczyna rzeczywiście nie miała się czego obawiać. To dość pocieszające.
Uśmiechnął się pod nosem na wzmiankę o większych szumowinach. Możliwe, że miała rację. Wielu ludzi w tym mieście robiło gorsze rzeczy niż on i jakoś żyło. Przemytnicy, złodzieje, gwałciciele, mordercy, włamywacze, oszuści, dilerzy narkotyków, zabijaki... Dużo tego było i z wieloma dało się utrzymywać w miarę normalne kontakty, bo czasem byli do czegoś potrzebni. W porównaniu do nich, Cage nie był taki zły. Przynajmniej z punktu widzenia społeczeństwa, bo na większą skalę to on nie działał. Był niebezpieczny dla pojedynczych przypadków, które wyniszczał, ale dla reszty mógł być nawet całkiem przydatnym kolesiem, o którym złego słowa nie można powiedzieć.
Nie wnikał w to, jak często dociera do domu w czyimś towarzystwie. W zasadnie, był to jedynie sposób na jakieś podjęcie rozmowy, bo nic lepszego nie przyszło mu do głowy, a poza tym przejaw troski względem znajomej był przecież czymś dobrym.
Spokój, cisza i brak ludzi to najlepsze miejsce by kogoś napaść, moja droga.
Tego nie powiedział na głos. Zabrzmiałoby to dziwnie, gdyby zaczął jej tu przedstawiać sposób myślenia kryminalistów. To byłoby podejrzane. Przecież oficjalnie niewiele miał z takimi typami wspólnego. Był tylko drobnym kanciarzem, a nie przestępcą.
Zaśmiał się ponownie i zerknął na niebo. Szkoda, że w dużych miastach gorzej było widać gwiazdy. Żeby mieć na nie naprawdę dobry widok, trzeba było pojechać w miejsca oddalone od cywilizacji. Z daleka od sztucznych świateł niebo stawało się naprawdę piękne.
- Można to tak ująć. - Wzruszył ramionami.
- Nic specjalnego. Spacer po kilku barach i gadka z przypadkowymi ludźmi. Piwko-dwa... ewentualnie osiem. - Zaśmiał się. W jego wypadku ciężko było określić, kiedy dokładnie żartuje albo w jakim stopniu jest pijany. Dopóki nie zbliżał się do swojej granicy, to jego codzienne udawanie skutecznie utrudniało ocenę innym ludziom. Może przez to wydawał się momentami niepokojący. Na szczęście dla niego, ludzie zwykle nie zwracali na to uwagę i wmawiali sobie, że to wyobraźnia płata im figle.
Westchnęła w duchu. No tak, wypadało mu podać dłoń i pomóc wstać. Co poradzić jednak jak już zapomniała. Trudno, może nie będzie miał o niej jeszcze aż tak złej opinii. Zmrużyła nieco oczy jak dostrzegła osobę obok, która po prostu zignorowała tak czyiś wypadek. Ludzie naprawdę chyba zaczęli w większości przejmować się jedynie sobą. Max pokręciła głową z zażenowania. A ponoć to tacy bogacze jak ona są przede wszystkim nieczułymi arogantami. Kto by pomyślał.
- Alex? Ładne imię. - Powiedziała z delikatnym uśmiechem, po czym uwagę skierowała na szczura.- Cześc Alex. Przepraszam, że Cię tak poturbowało przeze mnie. mam nadzieję, że się nie będziesz gniewać.
- Jasne, że powinnam się przejmować. To ty tu jesteś ofiarą prawda? Przecież tak zwyczajnie nie odejdę teraz. - Powiedziała spokojnie zastanawiając się już, która kawiarnia którą zna, jest najbliżej.
- A właśnie, bo przecież wypada się przedstawić. Jestem Max. A ty jak się nazywasz? - Przedstawiła się, specjalnie nie podając swojego nazwiska. Nie tylko dlatego, że średnio się jej podobało, ale także i dlatego, że nie chciała aby ją od razu skojarzył z bogaczami. Jakoś zawsze z niewiadomych przyczyn jej to delikatnie przeszkadzało.
- Co powiesz na kawiarenkę "Los Gitanos"? Powinna być niedaleko. Słyszałam, że jest całkiem porządna. - Spojrzała na chłopaka, przyglądając mu się badawczym wzrokiem. W sumie ją zaciekawił nieco. Cichy, o dość orginalnym wyglądzie, spacerujący po tej uliczce wraz z szczurkiem. W sumie wyglądał nawet nieco na chorego, albo jej się tak wydawało.
- Alex? Ładne imię. - Powiedziała z delikatnym uśmiechem, po czym uwagę skierowała na szczura.- Cześc Alex. Przepraszam, że Cię tak poturbowało przeze mnie. mam nadzieję, że się nie będziesz gniewać.
- Jasne, że powinnam się przejmować. To ty tu jesteś ofiarą prawda? Przecież tak zwyczajnie nie odejdę teraz. - Powiedziała spokojnie zastanawiając się już, która kawiarnia którą zna, jest najbliżej.
- A właśnie, bo przecież wypada się przedstawić. Jestem Max. A ty jak się nazywasz? - Przedstawiła się, specjalnie nie podając swojego nazwiska. Nie tylko dlatego, że średnio się jej podobało, ale także i dlatego, że nie chciała aby ją od razu skojarzył z bogaczami. Jakoś zawsze z niewiadomych przyczyn jej to delikatnie przeszkadzało.
- Co powiesz na kawiarenkę "Los Gitanos"? Powinna być niedaleko. Słyszałam, że jest całkiem porządna. - Spojrzała na chłopaka, przyglądając mu się badawczym wzrokiem. W sumie ją zaciekawił nieco. Cichy, o dość orginalnym wyglądzie, spacerujący po tej uliczce wraz z szczurkiem. W sumie wyglądał nawet nieco na chorego, albo jej się tak wydawało.
Nie zwrócił specjalnej uwagi na to, że dziewczyna nie podała mu ręki. Właściwie, bardziej by się zdziwił, gdyby to zrobiła. Niby ostatnio zaczął spotykać więcej miłych osób i nawet sama Max wydawała się szalenie miła, ale Luniek jakoś nadal miął zakodowane w głowie, że nic mu się nie należy i powinien się cieszyć już wtedy, kiedy go przynajmniej nie kopią jak leży, a o pomaganiu przy wstaniu nawet nie marzył.
Chłopak uśmiechnął się pogodnie, gdy nastolatka wyraźnie polubiła szczurka. Wiele dziewczyn na jego widok zaczynało piszczeć i skakać, co tylko straszyło biedne zwierzątko i nie było zbyt miłe dla Oliviera, bo nieźle mu się wtedy obrywało za noszenie przy sobie gryzonia. Ciekawe, czy w nowej szkole też będzie miał takie kłopoty przez zabieranie go na lekcje. Cóż, za niedługo się dowie.
Może nie będzie tak źle.
Andersen wolał nastawiać się pozytywnie do tego, co go może czekać. Jego życie już i tak było wystarczająco dołujące, więc nie było co się niepotrzebnie dobijać.
Zmarszczył brwi i przymknął powieki, gdy pulsujący ból pod czaszką się nasilił. Leki nie zdążyły jeszcze zacząć działać, więc musiał specjalnie ignorować ten dyskomfort by móc Cliffwood normalnie rozmawiać. Wolał nie wspominać jej, jak źle się czuje. Jeszcze by się o niego martwiła, a przecież wcale nie musiała. Pewnie miała dość swoich problemów na głowie. Już i tak dość kłopotu jej sprawił samym pojawieniem się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie, chociaż... Przecież gdyby go tu nie było, to dziewczyna sama przewróciłaby się na beton i zrobiła sobie większą krzywdę niż kiedy wylądowała na nim, więc jednak dobrze, że tutaj był. Miło jest czasem pomyśleć, że jednak na coś się komuś przydało zamiast tylko ciągle przeszkadzać.
- Jestem Olivier... choć możesz mi mówić Lunatyk. Często mnie tak nazywają - dodał ciszej, po przedstawieniu się i podrapał za uchem szczurka, który w tym czasie wspiął mu się na ramię.
Słysząc propozycję, pokiwał głową na znak zgody i znów na nią spojrzał by lekko się uśmiechnąć.
- Możemy tam iść. Nigdy nie oglądałem tego miejsca, więc chętnie je odwiedzę. - Właściwie, to chłopak niewiele miejsc w tym mieście odwiedził. Niby mieszkał tu już od roku, ale poza domem i własną szkołą znał tylko ulice i parki, po których krążył. Z wnętrzami budynków było już gorzej, bo do tych akurat nie zaglądał.
Chłopak uśmiechnął się pogodnie, gdy nastolatka wyraźnie polubiła szczurka. Wiele dziewczyn na jego widok zaczynało piszczeć i skakać, co tylko straszyło biedne zwierzątko i nie było zbyt miłe dla Oliviera, bo nieźle mu się wtedy obrywało za noszenie przy sobie gryzonia. Ciekawe, czy w nowej szkole też będzie miał takie kłopoty przez zabieranie go na lekcje. Cóż, za niedługo się dowie.
Może nie będzie tak źle.
Andersen wolał nastawiać się pozytywnie do tego, co go może czekać. Jego życie już i tak było wystarczająco dołujące, więc nie było co się niepotrzebnie dobijać.
Zmarszczył brwi i przymknął powieki, gdy pulsujący ból pod czaszką się nasilił. Leki nie zdążyły jeszcze zacząć działać, więc musiał specjalnie ignorować ten dyskomfort by móc Cliffwood normalnie rozmawiać. Wolał nie wspominać jej, jak źle się czuje. Jeszcze by się o niego martwiła, a przecież wcale nie musiała. Pewnie miała dość swoich problemów na głowie. Już i tak dość kłopotu jej sprawił samym pojawieniem się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie, chociaż... Przecież gdyby go tu nie było, to dziewczyna sama przewróciłaby się na beton i zrobiła sobie większą krzywdę niż kiedy wylądowała na nim, więc jednak dobrze, że tutaj był. Miło jest czasem pomyśleć, że jednak na coś się komuś przydało zamiast tylko ciągle przeszkadzać.
- Jestem Olivier... choć możesz mi mówić Lunatyk. Często mnie tak nazywają - dodał ciszej, po przedstawieniu się i podrapał za uchem szczurka, który w tym czasie wspiął mu się na ramię.
Słysząc propozycję, pokiwał głową na znak zgody i znów na nią spojrzał by lekko się uśmiechnąć.
- Możemy tam iść. Nigdy nie oglądałem tego miejsca, więc chętnie je odwiedzę. - Właściwie, to chłopak niewiele miejsc w tym mieście odwiedził. Niby mieszkał tu już od roku, ale poza domem i własną szkołą znał tylko ulice i parki, po których krążył. Z wnętrzami budynków było już gorzej, bo do tych akurat nie zaglądał.
- Oliver? Ładne imię. - Powieliła klasyczną odpowiedź na usłyszenie czyjegoś imienia. Bardziej 'oryginalnie' zareagowała na jego pseudonim.
- Oh, nazywają Cię Lunatykiem? Jak fajnie! - Powiedziała to z wyraźnym podekscytowaniem. Zawsze ciekawiły ją i intrygowały pseudonimy jakie ludzie sobie nadają. Czasami były od tak, a czasami kryły się za nimi naprawdę fajne i interesujące historie. Sama chciała bardzo kiedyś ktoś jej jakiś nadał. I nadano. Skończyło się, że powszechnie została nazywana Unlucky. Nie trudno było się jej dziwić powodu wyboru akurat takiej nazwy.
- A czy istnieje tego jakiś szczególny powód, ze tak Cię nazywają? Mnie ochrzczono mianem Unlucky bo mam niesamowitego pecha. Kiedyś mnie to trochę irytowało, ale teraz szczerze przyznam, że ten pseudonim idealnie oddaje to jaka jestem. - Uśmiechnęła się ciepło do chłopaka po czym zaczęła go prowadzić w kierunku kawiarenki. Szła przez dosyć krótką chwilę. Przeszło kilka sekund lewo. Okazało się, że na przeszkodzie stanęła jedna ważna rzecz. Mianowicie kompletne zagubienie Max w mapie miasta. Mimo długiego czasu obcowania z terenem tego miasta ciągle zapominała gdzie co dokładniej jest. Głupio się jej było teraz przyznać, że nie ma pojęcia gdzie jest to miejsce, które zaproponowała, więc zatrzymała się i w panice próbowała sobie przypomnieć.
- Emm.. ten.. wiesz.. - Przyznanie do porażki zwyczajnie nie mogło jej przejść przez usta. Nie mogła niestety zrobić nic innego. W końcu nie było sensu długiego stania w bezruchu pośrodku tłocznej ulicy w nadziei, że wspaniały pechowiec przypomni sobie gdzie w ogóle ta kawiarnia się znajdowała. O ile ona rzeczywiście była w tym mieście.
- Wiesz, w sumie to nie pamiętam zbytnio drogi do niej. Może znasz jakieś lepsze miejsce? - Zapytała przepraszającym tonem i zaśmiała się nerwowo.
- Oh, nazywają Cię Lunatykiem? Jak fajnie! - Powiedziała to z wyraźnym podekscytowaniem. Zawsze ciekawiły ją i intrygowały pseudonimy jakie ludzie sobie nadają. Czasami były od tak, a czasami kryły się za nimi naprawdę fajne i interesujące historie. Sama chciała bardzo kiedyś ktoś jej jakiś nadał. I nadano. Skończyło się, że powszechnie została nazywana Unlucky. Nie trudno było się jej dziwić powodu wyboru akurat takiej nazwy.
- A czy istnieje tego jakiś szczególny powód, ze tak Cię nazywają? Mnie ochrzczono mianem Unlucky bo mam niesamowitego pecha. Kiedyś mnie to trochę irytowało, ale teraz szczerze przyznam, że ten pseudonim idealnie oddaje to jaka jestem. - Uśmiechnęła się ciepło do chłopaka po czym zaczęła go prowadzić w kierunku kawiarenki. Szła przez dosyć krótką chwilę. Przeszło kilka sekund lewo. Okazało się, że na przeszkodzie stanęła jedna ważna rzecz. Mianowicie kompletne zagubienie Max w mapie miasta. Mimo długiego czasu obcowania z terenem tego miasta ciągle zapominała gdzie co dokładniej jest. Głupio się jej było teraz przyznać, że nie ma pojęcia gdzie jest to miejsce, które zaproponowała, więc zatrzymała się i w panice próbowała sobie przypomnieć.
- Emm.. ten.. wiesz.. - Przyznanie do porażki zwyczajnie nie mogło jej przejść przez usta. Nie mogła niestety zrobić nic innego. W końcu nie było sensu długiego stania w bezruchu pośrodku tłocznej ulicy w nadziei, że wspaniały pechowiec przypomni sobie gdzie w ogóle ta kawiarnia się znajdowała. O ile ona rzeczywiście była w tym mieście.
- Wiesz, w sumie to nie pamiętam zbytnio drogi do niej. Może znasz jakieś lepsze miejsce? - Zapytała przepraszającym tonem i zaśmiała się nerwowo.
Liam nacisnął mocniej stopą na drzwi, otwierając je na oścież.
— Do widzenia! — zerknął w tył na żegnającą się z nim sprzedawczynię i skinął jej nieznacznie głową. Zaraz po tym wyszedł na zewnątrz, poprawiając torbę z książkami w rękach. Rok szkolny zaczął się stosunkowo niedawno, mieli więc nieco czasu na zakupienie wszystkich podręczników i zeszytów. Nic dziwnego, że Leistershire postanowił zająć się tym jak najszybciej. Był jednak tak zaaferowany próbą wypadnięcia na zewnątrz, że momentalnie władował się z całym swoim ekwipunkiem na idącego ulicą mężczyznę. A przy jego budowie, nic dziwnego że dosłownie odbił się od jego klatki piersiowej i wylądował na bruku tyłkiem z cichym jękiem.
Ach cholera.
— Przepraszam nie patrzyłem gdzie idę. — wymamrotał zbierając rozsypane rzeczy z ziemi.
— Do widzenia! — zerknął w tył na żegnającą się z nim sprzedawczynię i skinął jej nieznacznie głową. Zaraz po tym wyszedł na zewnątrz, poprawiając torbę z książkami w rękach. Rok szkolny zaczął się stosunkowo niedawno, mieli więc nieco czasu na zakupienie wszystkich podręczników i zeszytów. Nic dziwnego, że Leistershire postanowił zająć się tym jak najszybciej. Był jednak tak zaaferowany próbą wypadnięcia na zewnątrz, że momentalnie władował się z całym swoim ekwipunkiem na idącego ulicą mężczyznę. A przy jego budowie, nic dziwnego że dosłownie odbił się od jego klatki piersiowej i wylądował na bruku tyłkiem z cichym jękiem.
Ach cholera.
— Przepraszam nie patrzyłem gdzie idę. — wymamrotał zbierając rozsypane rzeczy z ziemi.
Elliot uwielbiał ten okres... gdy semestr się dopiero zaczynał, wszystkie dzieciaki z jakże wielką radością wracały do szkoły, a on mógł się napawać samym tym faktem. Uwielbienie pojawiało się zawsze w momencie, gdy dany osobnik kończył sam uczęszczać do szkoły/uczelni i wchodził w tak zwane dorosłe życie. Ta właśnie cząstka całkowicie ignorowała fakt, że obowiązek nauki nie był taki zły, a wszystko co było później nie było tak kolorowe....
NIEWAŻNE.
Właśnie miał minąć kolejną witrynę sklepu... dokładniej księgarni... gdy coś w niego uderzyło. "Coś" okazał się "ktosiem", który właśnie wychodził z mijanego lokalu, obładowany zakupami. Elliot zawahał się lekko, chociaż nie stracił równowagi.
- Patrz gdzie... - próba pouczenia została przerwana, nie przez tłumaczenia chłopaka, a skupienie na jego twarzy. - Czy ja Cie już gdzieś nie widziałem? Hmm...
Ell przykucnął przed chłopakiem i z małym znakiem zapytania na twarzy przyglądał się mu. Dałby sobie rękę uciąć, że go gdzieś widział....
NIEWAŻNE.
Właśnie miał minąć kolejną witrynę sklepu... dokładniej księgarni... gdy coś w niego uderzyło. "Coś" okazał się "ktosiem", który właśnie wychodził z mijanego lokalu, obładowany zakupami. Elliot zawahał się lekko, chociaż nie stracił równowagi.
- Patrz gdzie... - próba pouczenia została przerwana, nie przez tłumaczenia chłopaka, a skupienie na jego twarzy. - Czy ja Cie już gdzieś nie widziałem? Hmm...
Ell przykucnął przed chłopakiem i z małym znakiem zapytania na twarzy przyglądał się mu. Dałby sobie rękę uciąć, że go gdzieś widział....
Dopiero po chwili podniósł wzrok na mężczyznę, słysząc skrawki jego wypowiedzi. Poprawił nieznacznie aparat słuchowy skryty pod biało-błękitnymi włosami, nadal wszystko zbierając. W końcu, gdy książki i przybory wylądowały na powrót w papierowej torbie, przyjrzał się uważniej kucającemu przed nim mężczyźnie. Nie trwało długo nim jego umysł wszystko sobie dopasował.
— Erm... lodowisko? — powiedział ostrożnie, mimo że był praktycznie w stu procentach pewien swojej odpowiedzi. Co jak co, ale pod tym względem bez wątpienia jej ufał. Nigdy nie miewał problemów standardowych ludzi, którym coś wypadało z głowy, bądź zwyczajnie coś gubili. Wpatrywał się w niego w milczeniu, nie do końca wiedząc co właściwie powiedzieć.
— Erm... lodowisko? — powiedział ostrożnie, mimo że był praktycznie w stu procentach pewien swojej odpowiedzi. Co jak co, ale pod tym względem bez wątpienia jej ufał. Nigdy nie miewał problemów standardowych ludzi, którym coś wypadało z głowy, bądź zwyczajnie coś gubili. Wpatrywał się w niego w milczeniu, nie do końca wiedząc co właściwie powiedzieć.
Właśnie! Lodowisko! To tam widział chłopaka po raz pierwszy.
- O! Dokładnie! - pokiwał głową przytakując i teraz wyciągnął rękę w stronę Liama, by pomóc mu wstać. - Widzę jakoś się trzymasz. Jak sobie poradziłeś z tamtym chłopakiem? Dalej się jakoś dziwnie przystawia? - Zaśmiał się krótko, tak, tamten blondyn był specyficzny...
- O! Dokładnie! - pokiwał głową przytakując i teraz wyciągnął rękę w stronę Liama, by pomóc mu wstać. - Widzę jakoś się trzymasz. Jak sobie poradziłeś z tamtym chłopakiem? Dalej się jakoś dziwnie przystawia? - Zaśmiał się krótko, tak, tamten blondyn był specyficzny...
Wpatrywał się w niego uważnie, nie chcąc przegapić żadnego słowa. I mimo że jego wzrok pozostawał tak samo martwy, trzeba było przyznać, że coś w środku chłopaka nieznacznie drgnęło. Był odrobinę... zaskoczony. Przyzwyczaił się do tego, że ludzie zwyczajnie nie zwracali uwagi dla innych. Być może dlatego jakakolwiek uwaga poświęcona komuś takiemu jak on, była wręcz... nienaturalna.
Do tego stopnia, że kompletnie nie przeszkadzał mu nawet w tym momencie wygląd mężczyzny. Jak zabawnie musiało to wyglądać od boku! Wychudzony dzieciak i napakowany mężczyzna o aparycji wskazującej na wątpliwą reputację. Nie zamierzał też kłamać, że w starciu z nim nie odczuwał drobnego niepokoju we własnym rozdygotanym sercu.
— Dał mi spokój. Pewnie już całkowicie o mnie zapomniał — powiedział podnosząc się powoli do góry. Jakby nie patrzeć, takie kucanie nie było zbyt wygodne.
— Nie... przeszkodziłem panu w trasie gdzieś? — zapytał ostrożnie, nie wyglądając jednak na kogoś, kto zamierzał właśnie dać w długą. Po prostu pytał.
Do tego stopnia, że kompletnie nie przeszkadzał mu nawet w tym momencie wygląd mężczyzny. Jak zabawnie musiało to wyglądać od boku! Wychudzony dzieciak i napakowany mężczyzna o aparycji wskazującej na wątpliwą reputację. Nie zamierzał też kłamać, że w starciu z nim nie odczuwał drobnego niepokoju we własnym rozdygotanym sercu.
— Dał mi spokój. Pewnie już całkowicie o mnie zapomniał — powiedział podnosząc się powoli do góry. Jakby nie patrzeć, takie kucanie nie było zbyt wygodne.
— Nie... przeszkodziłem panu w trasie gdzieś? — zapytał ostrożnie, nie wyglądając jednak na kogoś, kto zamierzał właśnie dać w długą. Po prostu pytał.
Elliot był dość specyficzną osobą, nie przejmował się prawie niczym. Jeśli chciał coś robić... to po prostu to robił i nie przejmował się niczym. Dopiero później jakoś musiał sobie radzić z konsekwencjami, ale zwrócenie uwagi na chłopaka, nie mogło mu raczej zagrozić, prawda?
Podniósł się razem z chłopakiem i pokiwał lekko głową.
- To dobrze, nie wyglądał na przyjemniaczka - i kto to mówi huh? Wykrzywił usta w coś na wzór uśmiechu.
- Kręciłem się obecnie bez celu, a raczej szukałem jakiegoś zajęcia. - Wzruszył ramionami. - A ty jak tam? Skończyłeś przygotowania? - Tutaj zerknął na stertę książek, którą trzyma.
Podniósł się razem z chłopakiem i pokiwał lekko głową.
- To dobrze, nie wyglądał na przyjemniaczka - i kto to mówi huh? Wykrzywił usta w coś na wzór uśmiechu.
- Kręciłem się obecnie bez celu, a raczej szukałem jakiegoś zajęcia. - Wzruszył ramionami. - A ty jak tam? Skończyłeś przygotowania? - Tutaj zerknął na stertę książek, którą trzyma.
Tak, zdecydowanie był specyficzny. Gdyby tak oceniać książkę po okładce, prędzej spodziewałby się że zaciągnie go do zaułka, wbije nóż między żebra i okradnie ze wszystkiego co miał.
Nie żeby miał obecnie cokolwiek poza książkami. W portfelu miał ostatnie dziesięć dolarów, o koncie bankowym nawet nie wspominając. Przyglądał mu się cały czas z nutą ostrożności w oczach, choć jednocześnie nadal nie uciekał więc... chyba nie mogło być aż tak źle? Zwłaszcza że mężczyzna wydawał się całkiem miły. Zaszurał butem po ziemi, przestępując z nogi na nogę, nim kiwnął głową.
— Początek roku szkolnego był kilka dni temu — powiedział powoli, odrywając w końcu od niego na chwilę wzrok, by zerknąć w stronę pobliskiej kawiarni. Raz jeszcze pomyślał o schowanym w portfelu banknocie, nim zawiesił wzrok na mężczyźnie. Kompletnie teraz nie wiedział jak go poinformować, że chciał iść po coś do picia.
Zaraz, czemu w ogóle musiał się tłumaczyć? Przecież mógł po prostu iść prawda? Więc czemu nadal się nie ruszał? Szlag.
Nie żeby miał obecnie cokolwiek poza książkami. W portfelu miał ostatnie dziesięć dolarów, o koncie bankowym nawet nie wspominając. Przyglądał mu się cały czas z nutą ostrożności w oczach, choć jednocześnie nadal nie uciekał więc... chyba nie mogło być aż tak źle? Zwłaszcza że mężczyzna wydawał się całkiem miły. Zaszurał butem po ziemi, przestępując z nogi na nogę, nim kiwnął głową.
— Początek roku szkolnego był kilka dni temu — powiedział powoli, odrywając w końcu od niego na chwilę wzrok, by zerknąć w stronę pobliskiej kawiarni. Raz jeszcze pomyślał o schowanym w portfelu banknocie, nim zawiesił wzrok na mężczyźnie. Kompletnie teraz nie wiedział jak go poinformować, że chciał iść po coś do picia.
Zaraz, czemu w ogóle musiał się tłumaczyć? Przecież mógł po prostu iść prawda? Więc czemu nadal się nie ruszał? Szlag.
To nie tak, że Leilani w ogóle nie przejmowała się całym zamieszaniem, którego sprawcą był Joe. Wręcz przeciwnie, nie mogła przez to jeść, spać, przedmioty wypadały z jej drżących dłoni, nie mówiąc już o płucach, które nie wyrabiały od ilości papierosów spalonych w ciągu ostatniej doby.
Najgorsza z tego wszystkiego była chęć ponownego sięgnięcia po amfetaminę. Zażyć narkotyk i uciec od rzeczywistości, tak jak robiła to niemalże codziennie jeszcze pół roku temu. Jeszcze w Sunshine Coast ostrzegano ją przed stresującymi sytuacjami, w wyniku których pojawią się myśli o wróceniu do ćpania. Nie przypuszczała jednak, że będą one aż tak natarczywe.
Oparła się o chłodną ścianę pobliskiego budynku z trudem łapiąc oddech. Od szkoły dzieliło ją zaledwie kilkaset metrów, nieco więcej, bo półtora kilometra dalej, znajdowało się osiedle, na którym mieszkał jej ojciec. Jeśli się pośpieszy, może złapie Louisa zanim ten wyjdzie do pracy. Problem w tym, że Leilani nie miała w ogóle ochoty na wysłuchiwanie długiego monologu. Jasne, nie liczyła na to, że za to, co zrobiła, tata będzie ją głaskał po głowie, ale czasu nie cofnie. Zrobiła coś głupiego i się sparzyła, następnym razem będzie uważniejsza w zawieraniu nowych znajomości, a już na pewno nie pójdzie do łóżka z pierwszą lepszą osobą.
Może powinna napisać do swojej terapeutki z ośrodka? Wprawdzie nie miała do niej prywatnego kontaktu, ale znalezienie jej na chociażby instagramie, nie stanowiło dla Leilani większego problemu. Bardziej martwiła się tym, czy Arda zdecyduje się jej odpisać, bo w końcu po wyjściu młodej z ośrodka nie miała takiego obowiązku.
Westchnęła ciężko, po czym wolnym krokiem ruszyła w stronę Riverdale High. Jeśli będzie mieć szczęście, uda jej się przesiedzieć większość zajęć w szkolnej toalecie.
Najgorsza z tego wszystkiego była chęć ponownego sięgnięcia po amfetaminę. Zażyć narkotyk i uciec od rzeczywistości, tak jak robiła to niemalże codziennie jeszcze pół roku temu. Jeszcze w Sunshine Coast ostrzegano ją przed stresującymi sytuacjami, w wyniku których pojawią się myśli o wróceniu do ćpania. Nie przypuszczała jednak, że będą one aż tak natarczywe.
Oparła się o chłodną ścianę pobliskiego budynku z trudem łapiąc oddech. Od szkoły dzieliło ją zaledwie kilkaset metrów, nieco więcej, bo półtora kilometra dalej, znajdowało się osiedle, na którym mieszkał jej ojciec. Jeśli się pośpieszy, może złapie Louisa zanim ten wyjdzie do pracy. Problem w tym, że Leilani nie miała w ogóle ochoty na wysłuchiwanie długiego monologu. Jasne, nie liczyła na to, że za to, co zrobiła, tata będzie ją głaskał po głowie, ale czasu nie cofnie. Zrobiła coś głupiego i się sparzyła, następnym razem będzie uważniejsza w zawieraniu nowych znajomości, a już na pewno nie pójdzie do łóżka z pierwszą lepszą osobą.
Może powinna napisać do swojej terapeutki z ośrodka? Wprawdzie nie miała do niej prywatnego kontaktu, ale znalezienie jej na chociażby instagramie, nie stanowiło dla Leilani większego problemu. Bardziej martwiła się tym, czy Arda zdecyduje się jej odpisać, bo w końcu po wyjściu młodej z ośrodka nie miała takiego obowiązku.
Westchnęła ciężko, po czym wolnym krokiem ruszyła w stronę Riverdale High. Jeśli będzie mieć szczęście, uda jej się przesiedzieć większość zajęć w szkolnej toalecie.
Schował telefon do wewnętrznej kieszeni kurtki i skręcił kierownicą w prawo.
Przełknął ślinę i nerwowo szarpnął za dźwignię zmieniając bieg na wyższy. Oszalał.
Nie mógł wybić jej sobie z głowy. To co czuł do nastoletniej Leilani wywoływało dreszcz ekscytacji i przerażenia. Dawka adrenaliny jaką wywoływała ich relacja była dla niego niezwykle uzależniającym narkotykiem, ale on nie zamierzał jej sobie odmawiać. Musiała być blisko.
Doskonale wiedział gdzie panienka Cifgran się uczy i jaką drogę wybiera, ponieważ odrobił lekcje. Może nie na szóstkę z plusem, ale Leilani była najlepszym źródłem informacji, nie bez powodów pytał ją czy wybiera się dziś do szkoły. Zaparkował samochód i sprawdził wiadomości w telefonie. Rozejrzał się po okolicy, a po chwili spojrzenie utkwił w ścianie budynku i opartą o niego postać.
Zapiszczało mu w uszach kiedy ją zobaczył. Znowu pomyślał o szaleństwie i o tym jak bardzo jej pożąda. Znajdowała się kilkanaście metrów dalej, była tak blisko. Nie mógł przestać się uśmiechać. Nie jeździł już tak charakterystycznym samochodem, jak wtedy kiedy się poznali, skasował go jakiś czas temu. Przesiadł się do czarnego mustanga w wersji GT.
Z przyśpieszonym biciem serca bezczynnie obserwował Leilani do momentu kiedy się poruszyła. Odpalił samochód, który zaryczał, kiedy gwałtownie dodał gazu.
Nie planował tego co miało się zaraz stać, ale sięgnął po pistolet lezący na siedzeniu kierowcy i gwałtownie zatrzymał samochód nie wyłączając silnika. Opuścił szybę i nim dziewczyna zdążyła jakkolwiek zareagować oparł lufę pistoletu na uchylonej szybie i wycelował.
- Wsiadaj.
Przełknął ślinę i nerwowo szarpnął za dźwignię zmieniając bieg na wyższy. Oszalał.
Nie mógł wybić jej sobie z głowy. To co czuł do nastoletniej Leilani wywoływało dreszcz ekscytacji i przerażenia. Dawka adrenaliny jaką wywoływała ich relacja była dla niego niezwykle uzależniającym narkotykiem, ale on nie zamierzał jej sobie odmawiać. Musiała być blisko.
Doskonale wiedział gdzie panienka Cifgran się uczy i jaką drogę wybiera, ponieważ odrobił lekcje. Może nie na szóstkę z plusem, ale Leilani była najlepszym źródłem informacji, nie bez powodów pytał ją czy wybiera się dziś do szkoły. Zaparkował samochód i sprawdził wiadomości w telefonie. Rozejrzał się po okolicy, a po chwili spojrzenie utkwił w ścianie budynku i opartą o niego postać.
Zapiszczało mu w uszach kiedy ją zobaczył. Znowu pomyślał o szaleństwie i o tym jak bardzo jej pożąda. Znajdowała się kilkanaście metrów dalej, była tak blisko. Nie mógł przestać się uśmiechać. Nie jeździł już tak charakterystycznym samochodem, jak wtedy kiedy się poznali, skasował go jakiś czas temu. Przesiadł się do czarnego mustanga w wersji GT.
Z przyśpieszonym biciem serca bezczynnie obserwował Leilani do momentu kiedy się poruszyła. Odpalił samochód, który zaryczał, kiedy gwałtownie dodał gazu.
Nie planował tego co miało się zaraz stać, ale sięgnął po pistolet lezący na siedzeniu kierowcy i gwałtownie zatrzymał samochód nie wyłączając silnika. Opuścił szybę i nim dziewczyna zdążyła jakkolwiek zareagować oparł lufę pistoletu na uchylonej szybie i wycelował.
- Wsiadaj.
Początkowo nie zwróciła uwagi na zatrzymujący się przy krawężniku samochód; może i bała się dawnego kochanka, ale nie wpadła jeszcze w paranoję i nie panikowała na widok każdego pojazdu, który koło niej parkował, szczególnie, że z tego co pamiętała, Joe jeździł kabrioletem. To nie tak, że nie przyszło jej do głowy, że przez pół roku mogło się to zmienić, ale nie dopuszczała do siebie myśli, że mógłby dokładać aż tak wielkich starań, by spotkać się z jakąś głupiutką małolatą.
Nawet, jeśli mężczyzna dał jej pokaz swoich stalkerskich umiejętności, to wolała traktować ich wymianę wiadomości jak jego pijacki bełkot. Upił się, zaczął grzebać w telefonie, znalazł zdjęcia Cigfran i zaczął o nią wypytywać. Kto mógłby mu powiedzieć o tym, że była na odwyku i podać numer telefonu? Pewnie któryś z jej byłych dilerów, jeśli wiedział do kogo podbić; plotki rozchodzą się bardzo szybko i to nie było takie nieprawdopodobne. Tak, na pewno tak zrobił. Za dwa dni mu przejdzie i zostawi ją w spokoju, gdy tylko zorientuje się, że nie jest chętna.
Ciekawe jak zareaguje, gdy dowie się, że roznegliżowane zdjęcie, nad którym tak się zachwycał, pochodziło z internetu? Wyglądało na to, że wkrótce dane jej będzie się o tym przekonać. Niestety.
Odwróciła głowę w stronę znajomego głosu i zamarła na widok broni, z której do niej mierzył. Oddech Leilani stał się szybszy, źrenice rozszerzyły się ze strachu, a nogi zaczęły drżeć. I po co mówiła mu o tym, że idzie do szkoły?
Trwała w bezruchu spowodowanym szokiem dobre kilkanaście sekund, zanim zdecydowała się rozejrzeć w poszukiwaniu pomocy. Oprócz młodej matki prowadzącej wózek po przeciwnej stronie, starszej pani z psem oraz grupy nastolatków zajętych rozmową, na ulicy nie było praktycznie nikogo. Prędzej mężczyzna ją zabije, niż przechodnie zauważą, że coś jest nie tak.
Była całkowicie zdana na niego.
Powoli zdjęła plecak podchodząc do samochodu i unikając wzroku Joego wsiadła do środka. Nie powiedziała nic, nawet nie patrzyła w jego stronę. Nawet nie zorientowała się, kiedy po jej policzkach zaczęły spływać gorące krople. Przycisnęła do siebie plecak, zupełnie jakby to był pluszak, który miał odpędzić potwory spod łóżka. Ale żadnych potworów pod jej łóżkiem nie było; był za to jeden, który kiedyś się w nim znalazł, a teraz siedział obok gotowy pociągnąć za spust.
O boże, dlaczego nie poszła prosto do mieszkania taty?
Nawet, jeśli mężczyzna dał jej pokaz swoich stalkerskich umiejętności, to wolała traktować ich wymianę wiadomości jak jego pijacki bełkot. Upił się, zaczął grzebać w telefonie, znalazł zdjęcia Cigfran i zaczął o nią wypytywać. Kto mógłby mu powiedzieć o tym, że była na odwyku i podać numer telefonu? Pewnie któryś z jej byłych dilerów, jeśli wiedział do kogo podbić; plotki rozchodzą się bardzo szybko i to nie było takie nieprawdopodobne. Tak, na pewno tak zrobił. Za dwa dni mu przejdzie i zostawi ją w spokoju, gdy tylko zorientuje się, że nie jest chętna.
Ciekawe jak zareaguje, gdy dowie się, że roznegliżowane zdjęcie, nad którym tak się zachwycał, pochodziło z internetu? Wyglądało na to, że wkrótce dane jej będzie się o tym przekonać. Niestety.
Odwróciła głowę w stronę znajomego głosu i zamarła na widok broni, z której do niej mierzył. Oddech Leilani stał się szybszy, źrenice rozszerzyły się ze strachu, a nogi zaczęły drżeć. I po co mówiła mu o tym, że idzie do szkoły?
Trwała w bezruchu spowodowanym szokiem dobre kilkanaście sekund, zanim zdecydowała się rozejrzeć w poszukiwaniu pomocy. Oprócz młodej matki prowadzącej wózek po przeciwnej stronie, starszej pani z psem oraz grupy nastolatków zajętych rozmową, na ulicy nie było praktycznie nikogo. Prędzej mężczyzna ją zabije, niż przechodnie zauważą, że coś jest nie tak.
Była całkowicie zdana na niego.
Powoli zdjęła plecak podchodząc do samochodu i unikając wzroku Joego wsiadła do środka. Nie powiedziała nic, nawet nie patrzyła w jego stronę. Nawet nie zorientowała się, kiedy po jej policzkach zaczęły spływać gorące krople. Przycisnęła do siebie plecak, zupełnie jakby to był pluszak, który miał odpędzić potwory spod łóżka. Ale żadnych potworów pod jej łóżkiem nie było; był za to jeden, który kiedyś się w nim znalazł, a teraz siedział obok gotowy pociągnąć za spust.
O boże, dlaczego nie poszła prosto do mieszkania taty?
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach